1293

Szczegóły
Tytuł 1293
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1293 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1293 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1293 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Pankiewicz Franciszek Szubert idzie do czubk�w Klaustrofobia nie wiem, co robi�, cho� wszystkie - prawie wszystkie - wymachy ramion, kroki, zwroty by�y mi widoczne. D�ugo b�d� pami�ta� jego kab��kowato przechylaj�cy si� ch�d - nie ch�d, lecz przeznaczenie. Wszystko w nim by�o. Te wyrzuty ramion, robocze, ni to marszowe? by�y pos�uszne, ulega�y jego przywi�zaniu do tego miejsca, na kt�rym jeszcze kursowa� - tak, tylko na tym odcinku. Nie ograniczonym przez nic, tym bardziej przez przyrod�. To on tu postanawia�. Bardziej by� czynny wszerz, od wydmy ku morzu, kt�rego falom wygra�a� tym zapami�ta�ym gestem ramion. Ale wzd�u�, przy ca�ej przestrzeni, jak� przed sob� mia�, nie potrzebowa� ani pi�dzi ziemi wi�cej - ni� sam zajmowa�. Ta dysproporcja mo�liwo�ci, rzucaj�ca si� w oczy, nie musia�a by� jednak b��dem ustawienia. By�a b��dem warunk�w raczej ni� jego pozycji. Znakiem wierno�ci i przetrwania. A nie by� m�ody. W swej ciemnozielonej koszulce zbli�a� si� do ka�dej nadchodz�cej fali jak wahad�o; i oddala�. Posiwia�ymi ju� mocno w�osami upodobniony by� do niej - i z ni� zapewne tak r�wnolegle szumia�. Niby z owej r�wnoleg�o�ci po��da�, a mo�e domniemania, kt�re swobodnie powzi��: on - chwilowy poeta? A mo�e zawiedziony biegiem zdarze� dialektyk? I mia� przy tym ruchy ju� jednostajnie wieczne, co przy ca�ej jego z daleka widocznej kulturystyce czyni�o go biegunem osobliwo�ci. Ograniczony w sytuacji - naprzeciw wielkich mo�liwo�ci. Kontrast jak�e jaskrawy w rozleg�o�ci tej przestrzeni! Mog�em z jego sylwetki i ruchu jedynie si� domy�la� tre�ci �wi�tych z�orzecze�, jakie rzuca�. Zar�wno cz�ci, kt�r� na p�noc s�a� falom Ba�tyku, jak i tej, kt�r� bez podania kierunku zostawia� w sobie, a mo�e roztapia� j� na powr�t w rozpogodzonej monotonii ruchu cz�onk�w. Czarnoroboczy zdecydowany krok przywodzi mi na my�l to, co mog� pami�ta� z sylwetki D�bika - cho� mego starszego brata nie widz� ju� w pami�ci jasno. Ale w�a�nie on m�g�by mie� tak rzeczowy stosunek do swoich i nie swoich zobowi�za�. �ycie mu zaj�y. Wi�kszo�� z nich nie jest mi oczywi�cie znana. Ale wiem z tego, co si� m�wi�o potem w domu, �e zaj�y mu �ycie, jak wszystkim, kt�rzy gdziekolwiek i kiedykolwiek tak si� uwzi�li, �eby by�, naprawd� by� - a zostali poza mn�, poza nami, ich tajemnica jakby nikomu niedost�pna. Nie mia� przyjaci� - ani nawet takich, co to si� potem, gdy nadejdzie �askawy czas, zechc� ochoczo podj��, no, odkrywczej i chwalebnej roli �wiadka. Nawet roli Jedynego �wiadka. Bo te� i D�bik, �wi�ty prawdziwy, bo anonimowy, nie dysponowa� bogat� skal� towarzyskich odruch�w, od kt�rych nawi�zuj� si� nici kole�e�stwa, ani takich, kt�re by i dla obcych co� znaczy�y, by wreszcie jako ukszta�cony system zachowania odbi�y si� jak stempelki w duszach entuzjast�w. Wtedy ju� s� nie do zatarcia! Praktykiem by�, cho� w abstrakcji jeszcze, in potentia, i by�o tak zbyt d�ugo, wi�c trudno si� spodziewa�, aby kto� taki, maj�cy cho�by i najpowa�niejsze pierwsze, drugie i trzecie podej�cie do w�asnego tematu - a wi�c maj�cy tak�e i sw�j temat! - m�g� nie doj�� do pre- cyzji lub zdecydowania. A te prowadz� ku praktyce. Cho� w odruchach - tej cz�sto niew�asnej na pocz�tku, wi�c jakby anonimowej osnowie naszych uczynk�w - m�g� by� i do ko�ca nieczytelny. Gdyby wi�c z zachowania tylko chcie� ocenia�, z kr�tkiej perspektywy kogo� takiego jak on - musieliby�my z g�ry uzna� to �ycie za absolutn� klap�! Wszystko jest wprost niewiarygodne, ale �eby zacz�� �a�cuch poszukiwa�, wystarcz� wymachy r�k obcego cz�owieka. To my z nim wtedy odwracamy si� do fal, by one jedynie, tak naturalnie i niezale�nie od nikogo maszeruj�ce, mog�y po�wiadczy�, �e istniejemy. Ranek by� pi�kny. W tym nie doj�ciu do upa�u i niemal�e rytmicznym przemieszczaniu si� granic �ywio��w, nieba, powietrza i wody, w ich nawet i przemieszaniu - dojrzewa� w mojej pami�ci obraz daleki dot�d i ukryty. Mo�e stawa� si� przed okiem ma�o widz�cego jeszcze �wiadka tych stan�w po�rednich? Jak ma�o znacz�ca musia�a by� i Jego pozycja, mi�dzy �yciem prawdziwym a nie spe�nionym! Niejaki chodzi� wci�� ze sw� monotonn�, nieodst�pn� rozterk�. Wciska�em si� kolanami i �okciami w piasek, podziwiaj�c wiruj�cy pod horyzontem �ywio�, mrozi�a mnie jego si�a i oboj�tno��. Pami�ta�em o sile i oboj�tno�ci tu na pla�y. Istotnie, spotka�em ju� podobnych do Niejakiego, zdawa�o si�, pragn�cych mi co� powiedzie�, ale zawsze to by�o niczym wobec domniemanej si�y w t�umie. Banalne sytuacje, w kt�rych pragn��em uczestniczy�, obiecywa�y mi �wi�to. Teraz, odrzucony na spor� odleg�o�� od wysmarowanych olejkami, �wi�to widz�, kt�re mo�e si� spe�ni�. W przeciwstawieniu si� cho�by i �ywio�owi. �lady P�jd� ulic�, tunelem, parkiem. Przez podw�rza, kt�re trzeba dobrze zna�. Pusty mur. Stan� przed murem, przed murem kiedy� tyle si� wszystkiego dzia�o. Cie� obraz�w, rzeczy, przyjaci� i nieznajomych. Tam jest. Tam jeszcze pozosta� my�l�. Wiedzia�em wczoraj i czu�em to, gdy jeszcze przed biurem, spiesz�c si� przed biurem, usiad�em na chwil� przy skwerku. Skwer nie by� pusty! Ale spieszy�em si� dalej. Tak, wczoraj tam by�em, siedzia�em na jego �awce. Przebieg�em ca�� t� drog�. Ale spieszy�em si�. I dzi�, gdy pragn� tam wr�ci� - nic nie ma. Wczoraj umia�em do niego doj��. Brakowa�o tylko usi��� i zapisywa� - potem mo�e zrozumiem to, co razem z innymi w�tkami, wa�ne i niewa�ne si� pl�cze i odszed�em do takich samych jak ja, fachowc�w od badania, bezsilnych. Wyszed�em dzi� znowu, jak aplikant, kt�ry urwa� si� z dy�uru, bo szef ma randk� w biurze, szef ma zaj�te mieszkanie, i nie boj� si� ju� nawet, �e tam przyjdzie klient, zniecierpliwiony zrobi awantur� - ja tu siedz�. Siedz�, by dowiedzie� si� tego na nowo, co wczoraj prawie �e mia�em w gar�ci. Przyszed�em i l�k mnie w opa�y bierze, przechodnie jakby coraz cz�ciej si� ogl�daj� - tak, to na pewno nasze fizyczne podobie�stwo jest t� przyczyn�, kt�ra �ci�ga na mnie ich spojrzenia, niekt�rzy a� zatrzymuj� si� nie opodal, staj� i komentuj�, raptem ��czy ich, oboj�tnych mi�dzy sob�, taka niby ot, ciekawostka. ("Przyszed� i ulega naszemu napatrzeniu.") Przecie� mo�e ci, z pocz�tku my�l�, kt�rzy teraz wymownie na mnie patrz�, w i e d z � znacznie wi�cej ode mnie w sprawie. T� ich niespodziewan� obco�� - oceniaj� mnie, podejrzewaj�! - czuj� w ka�dym spojrzeniu, usi�uj� zbagatelizowa�, mo�e to jednak ja pozyskam ich w ko�cu i b�d� mia� �wiadk�w dla tego, co wczoraj sam spotka�em w tym miejscu; mo�e powiedz� wi�cej, a ja nie mog� ju� wsta� ani do nich podej��, ani odej�� od �awki, na kt�rej przysiad�em tylko tak niedawno, nie jestem dzi� pewien, czy to ta sama, i czemu zreszt� nie mia�aby ona sta� tu po kim� innym, kto p�niej usiad� albo wcze�niej. D�bik patrzy� kiedy� z tej strony na mur, to wiem, bo pami�tam, a �awk� musz� nied�ugo i ja opu�ci�, bo j� t a m c i w � a � n i e chc� zaj��. Czemu si� obawiam tych ludzi? Ze jestem dla nich nikim? Tak, teraz zrozumia�em to wreszcie i pobiegn� dalej, i si� pospiesz�, jak tylko spieszy� si� mo�e ten, co ucieczki swej stara si� nie pokaza�, odchodz� wi�c biegiem do�� powolnym i nawet nie wiem, czemu l�kam si� o t � w � a s n � d r o g � . Czemu nie zaczepiam ludzi i nie pytam tych �wiadk�w o D�bika, przecie� niejeden by mnie rozpozna�! Ale widz�, jak nierealne mia�em dzisiaj pragnienie; bo o wiele jest dalej r�wnie� i st�d cho�by do zdobycia cienia fakt�w, ni� przypuszcza�em. Wi�c jest tak, jakby mnie i tu nie by�o. Zn�w goni� setki kilometr�w - tam, gdzie si� pojawi� Niejaki. Czego jednak si� obawia�em, czemu unikn��em kontaktu z lud�mi przy murze? Wyrzucam sobie, �e do nich nie podszed�em, skoro tylko od nich mog�em czego� si� dowiedzie� o D�biku. Czemu tego nie zrobi�em? Czy za ma�o - jak uwa�am - mam wci�� si� w sobie, �eby - z jakimkolwiek wynikiem - stawi� tamtym czo�a? Mia�em przecie� pierwszy konkret w sprawie, fizyczne podobie�stwo do D�bika, o to by si� zaczepi�o. Czy te� to, co we mnie tam gada, musia�o by� wa�niejsze? Jednak podbuduj� wpierw siebie, cho� troch�, od �rodka. Bior� wiatr na �wiadka, �e umiem stawia� op�r. I dalekie pag�rki we mgle, �e by� z nimi najsilniej pragn�. A tu mam pod nosem morze! Zawsze wyr�wnywa�o mi stare wyboiny. Wyd�u�a�o i �agodzi�o pami��, bo przesz�o�� jest rozleg�a tylko w nas Samych. A przysz�o�� si� zaczyna dok�adnie dzi� rano. Ot, cho�by w tej �agodno�ci. Przysz�o�� idzie i w drug� stron� - przez nasz� niech�� do zapominania wybiera z przesz�o�ci co� na kszta�t idea�u, czym rozczaruj� si� w�a�nie jutro. Tym bardziej wzmacniajmy ducha i cia�o, �e nam grozi bankructwo! Szybki marsz brzegiem, jaki teraz czuj� w nogach, nie tylko uspokaja. Jego jednostajny, lecz ostry rytm i wiernie id�ce obok oddalenie, a� do samozniszczalnego horyzontu - oto s� teraz moi towarzysze, kt�rych nie trzeba nawet oswaja�. I raptem jakbym to ja by� taki na pocz�tku, od wielu dni, przesta�em my�le� o przesz�o�ci z akt, dzie� zaczyna mi si� nie�le zapowiada�. Mog� i��, stan��, le�e� i o wszystkim zapomnie�, mo�liwo�ci te przede mn� migoc� jak horyzont, kt�ry r�wnocze�nie ro�nie i zbli�a si�, to oddala. Mo�e i wszystko mo�e si� jeszcze sta�, bo tak naprawd� to nic przeciwko temu nie wiadomo? Wczoraj jeszcze patrzy�em tylko sponad zapisanych akt i sto�ka, co przed nimi na baczno�� stoi, razem z przydawk�, moj� w�asn�, kt�ra na nim siedzi. Bo prawnik pisze cudze losy cudzych spraw, ma�o kiedy zaczyna w�asne. A dzi� podr�ny czy spacerowicz, chocia� i g�owa go boli od przezi�bienia czy grypy - siada pod w�asnym drzewem, bo tu akurat usta�, czy przed domem, w kt�rym zosta� na jedn� noc. Siedz� teraz pod klonem szerokim, pomnikowym, resztka dziko�ci jeszcze mi potrzebna niby ma�y desancik puszczy. Jak ona korci i kusi, �eby do niej wraca�! Nim zd��y si� kiedykolwiek gdzie� doj��, je�liby nawet i przypadkiem albo przez z�o�liwo��. Albo by potraktowa� mnie kto powa�nie, albo pom�g�. A mo�e - ja wszystkim? Spr�yna Pani Czarna w ��tym i Pani z Dziewczynk� Agat�; i wchodz� na podw�rze, gdy siedz� tak w�a�nie, jako Dodatek do niczego, bo dla nich m�j klon to �adna Sprawa. Dla nich mog� by� tylko abstrakcyjnym akcentem przejaskrawienia niewa�no�ci drzewa. Czy za� atrakcyjnym? Mog� przemilcze� to pytanie, a r�wnie� obecno�� obu lub kt�rejkolwiek z pa�, i przymkn�� strudzone powieki wprost pod dzia�anie rankowego s�o�ca. Mog� sprawi� tak, �e kto� zniknie, a potem w��czy� inn� chwil�. Mog� i zatrzyma�, kogo zechc�, w p�wykonanym kroku, a mo�e i - odj�� mu kontakt z ziemi�? Z ukosa, bo z ukosa, zdarza mi si� akurat ujrze� J�, przebit� �wiat�em li�ci, pod kt�rym sta�a przez chwilk� jak spadni�cie, nag�e spadni�cie obrazu w pr�ni� - zauwa�y�a mnie i sobie teraz pomy�li! Przynajmniej na mnie sprawi wra�enie. Niby to ona, niby dekoracja do jesiennego wrzosowiska, a to tylko jej szal! Do niego ledwie doczepiane nagie, a tak przytulne ramiona, ca�o�� za�, przy spr�ystym jak dot�d i�ciu - wida�, �e trafi�a tu z rejon�w jeszcze nie za bardzo tego godnych. Wi�c gdyby nie zjawi�a si� nagle, na tym uprzywilejowanym przez los podw�rzu - by�aby oczywi�cie bardziej mgie�k� sp�ywaj�c� z nieba Ukosem ni� pi��dziesi�ciodziewi�ciokilogramowym Odwa�nikiem szala. I ca�ego mojego zerkni�cia na ten moment (kt�ry m�g�by by� dla mnie i dla niej jak najs�uszniejszym powodem do chluby). Bo ju� ta seria: Ruch �w p�yn�cej nieruchomo przez powietrze z�o�y� mi si� na wyobra�enie Mocno Na�adowanej Spr�yny. Kt�r� mo�na r�wnie dobrze zostawi� tam, gdzie akurat jest, bez uszczerbku dla czyjejkolwiek przysz�o�ci. Na pewno i w ka�dym miejscu potrafi zruszy� grunt sama. Jak potrafi istnie� p o z a o k o l i c z n o � c i a m i . I znajdzie si� wsz�dzie tam, gdzie j� znajd�. A wi�c jest jak przedmiot, pomy�la�em. Po mnie mo�e spodziewa� si� jak najmniej. Ale podnios�em ci�ar �wiat�a ze swoich powiek - i ona dalej sz�a i zatrzymywa�a si� w moich oczach, ona oraz kontrapunktuj�cy j� p�yw Szala, przytrzymywanego co prawda tak, jakby mia�a si� zaraz ode� oderwa� ku ziemi. Nie zabrak�o wczasowicz�w, mimo wczesnej pory, na tarasie i w oknach jadalni, zainteresowanie by�o wielkie. Co�! Co�! Oto wreszcie co� samo znalaz�o si� dla oka, nawet bez naciskania guzika i abonamentu. Nie zauwa�y�em, bo i jak�e m�g�bym chcie� zauwa�y� w tej wygodnej pozycji, jak�. mia�em, z kolanami wysoko pod brod� - zauwa�y� j� tam dalej id�c� ju� za drzewo i z tej mojej twierdzy �cis�o�ci strzeli� jej cho�by skinieniem g�owy. A� tu obesz�a pie� i niespodziewanie zbli�y�a si� do mnie z boku, mimo �e nie dopuszcza�em nawet na my�l takiej nieskromno�ci z jej strony; tak�e i z mojej, bo widz�, Spr�yna akurat dla mnie zosta�a nakr�cona! W po�piechu roztrz�sa�em, czy aby z tak odleg�ej perspektywy tarasu i jadalni tak wiele mo�e by� zauwa�one, cho� mo�e by� tak�e i nie uznane przez niech�tnie zauwa�aj�cych. Ona sta�a mi ju� porz�dn� chwilk� za plecami, na co, gdy si� zorientowa�em, nie mog�em sobie d�u�ej pozwoli� - jak i na zburzenie ca�ej mojej Twierdzy dot�d Wyj�tkowej i pewnie przez to tylko przyci�gaj�cej. Ale si� uk�oni�em i nic nie straci�em. Zaproponowa�em usi���; g�upio, bo we dwoje nie by�o gdzie. Przej�� si� nie chcia�a. I jak mia�em roz�adowa� na stoj�co ca�� t� nerwowo�� sytuacji? Pani si� zapewne spieszy na �niadanie? - wyrecytowa�em wreszcie, szcz�liwy, �e znalaz�em na poczekaniu nobliwe s��wko. Zgodzi�a si� i odprowadzi�em dam� do talerzyk�w. Wr�ci�em na miejsce. Trwa�a wieczno��. Wreszcie: �niadanie si� ko�czy. Nie uzna�em ju�, �e j� widz�, spiesz�c� na taras, nie do mnie, i da�em tym samym bli�nim niemy znak, �e drugiego aktu nie b�dzie. Co prawda trudno mi teraz by�o okaza� cho�by i gotowo�� do akcji, gdy kark i r�ce ju� �cierp�y od wymuszonej pozycji. Siedzia�em jeszcze, ale ju� nie tak pokazowo, kiedy niespodziewanie podesz�a i za��da�a zmiany, �ebym to ja sta� przed ni�, a nie ona nade mn�. Poderwa�em si�, rozku�tyka�em i zamieni�em to w g��boki uk�on. Czeka�a. Siadaj prosz�, prosz� pani, powiedzia�em zniecierpliwiony. Ale przypomnia�em sobie, �e z tarasu musieli widzie� m�j g��boki, stylowy sk�on. A wi�c wszyscy czekaj� na jej ruch. A� dziw, pomy�la�em, �e nie stali�my si� w og�le wa�ni wreszcie d l a s i e b i e ! Sta� jako� inaczej, powiedzia�a, wszyscy tylko na nas patrz�. Ona by�a przy widzach. Ja przy niej. Wi�c? Niebawem znalaz�em si�... a� przy brzegu. Mia�em b�l g�owy, ale szcz�liwie usta�. Falom dzi�kuj� i przepraszam. Motyl nie wie nic, albo niewiele W niedziel� czy ka�dy taki ranek jak dzi�, kiedy nie musz� i�� do Kancelarii, mam przed sob� tyle �cie�ek, ile dawno ju� wydeptali inni! Nawet i �lady tu mia�kie i bezkszta�tne, �wiadectwa t�umnej obecno�ci. Nawet gdy pospacerowa� wyjd� - ulegam nie wiadomo czyjej sugestii. Jaki� by� prawz�r, jaki model to kszta�towa�? Szuka� innych �lad�w - ale gdzie? Przecie� tu nie mo�e zosta� �lad po nikim. Co tylko znajd� - ko�czy si� na wydeptanej �cie�ce. I wracam ci�gle do. tego, co ju� wiedz� inni. Tak si� podda�em wszelkim os�dom r�wnaj�cym, ju� od pocz�tku, od szko�y i gry w pi�k�. Kiedy m�j Starszy brat pi�k� ogl�da� najwy�ej z daleka. I wygodne to dla mnie by�o. Nie by�em nigdy sam. A za ka�dym razem, gdy si� przeciw czemu� buntowa�em, obowi�zkom rodzinnym, ci�kiej pracy i tak dalej, popatrzy�em na innych, widzia�em, jak ma�o kogo taki haracz obchodzi�, i ju� mog�em potem, za nimi, i ja wyzwoli� si� z r�nych powinno�ci. A bo co to, ja gorszy od innych? Zauwa�y� pan, panie Profesorze, �e trudne sytuacje si� zdarzaj� zwykle poza wi�kszo�ci�, ich omijaj�? - - - I to przed nimi spowiada�em si� w duchu, do nich si� przymierzaj�c, nie do postawionego przez kogo� celu. Cel nie rozgrzesza, a oni tak. Oczywi�cie, nie by�em na tyle g�upi, �eby zaraz g�o�no wszystkich o wszystko pyta�. Od tego si� ma wyobra�ni�, no nie? Wyzwalaj�c si� i rozbrajaj�c z niekt�rych, powiedzmy obowi�zk�w - nigdy jednak nie chcia�em r�wna� si� z takimi, co ich w og�le nie znaj�. �adnym takim lekkoduchem. W ko�cu pionkiem przy palcu innych. S�omk�, kt�r� zdmuchuje wiatr. Bo i jak� taki ma �wiadomo�� swojej wa�no�ci? A zreszt� opieku�cza r�ka zbiorowo�ci te� nie zawsze jest czu�a. Nie tylko dla lekkoduch�w. Tracisz j�, gdy przestaniesz si� wyr�nia� czymkolwiek. A ja wpierw straci�em nie j�, tylko mojego Starszego brata. Kiedy to si� sta�o? W czym odsta�em od niego? Gdyby lotny motyl wiedzia� - �e mo�e zosta� poczwark�? Nie mo�e. Wiedz�c to musia�by pope�ni� samob�jstwo. Nie prze�y�by nawet paru dni. Wi�c nie wie, a pi�kniejszym od tej wiedzy te� by nie by�. Nie wie i nie pope�nia, i nie jest smutny. Dlaczego ja mia�bym raptem sobie odbiera� wszystko, co mnie r�ni�o od Brata z jednej, a tych tam wa�koni z drugiej strony? Lecz czy wa�koniem nie by�em, i to w niemal�e egzotycznych dla mnie tarapatach, przez kt�re przeszed� D�bik? Nie powiem, byli tacy, nawet ludzie i bardzo mi bliscy, co mnie do tego namawiali. �e niby m�g�bym podobnie jak on. Tylko, �e ich zdanie nie liczy si� i dzisiaj nigdzie. �wiadek, kt�ry widzia� tylko s�o�ce S�o�ce biega�o po r�wninach, pod nim wszystko zaczyna�o istnie�, nic nie o�mieli�oby si� zamieni� w nic do niedawna zalegaj�ce tu jeszcze dooko�a. �wiat mo�na by�o, owszem, wzi�� do r�ki jak ka�d� rzecz now�. (Zale�a�o to jedynie od stopnia dost�pno�ci.) Ka�da sfera czeka�a z przydzielon� mo�liwo�ci� spe�nienia! Kiedy� szed� kilometrami w roz�nie�onej ciszy, nie pyta�e�, co czeka ci� u ko�ca drogi. Gdzie zostaniesz. Nawet wiejska szk�ka stawa�a si� sum� nowych tajemnic i zaskocze�. Szansa na nie dzisiaj wydaje si� ju� tak znikoma. Nie dziwi� si� jednak, �e D�bik nie zapali� si� zbytnio do gorliwej nauki. Mia� do wyboru co� lepszego! Kiedy troch� podros�em, opowiedzia� mi o pewnej swojej przypad�o�ci widzenia. Przyznam, �e i do dzi� dla mnie jeszcze nie za jasnej. D�bik przywi�zywa� wi�ksz� wag� do drogi po�r�d nie ko�cz�cych si� p�l ni� do szko�y. W jakiej� cz�ci �wczesnych jego do�wiadcze� mog�o, musia�o ju� by� obecne to, co p�niej, w dojrza�ym okresie skrystalizowa�o si� w tak ostro objawionej obawie klaustrofobicznej. Tam, na tej drodze, mia�aby ju� wyst�pi� ta pierwsza przes�anka? A mo�e droga sama by�a praprzyczyn�? Przyznam, �e to dla mnie dalej niejasne. �e niby tamto, szczeg�lne troch�, przywi�zanie mia�oby si� ��czy� z p�niejsz�, zach�ann� wprost, obron� cz�sto domniemanej tylko niezale�no�ci? Albo nawet - kra�cowo - z akcentowaniem jej u siebie ponad miar�, co, jak m�wiono, mo�e si� odbywa� kosztem ca�o�ci, innych, czyli r�wnie� prowadzi� do ograniczania ich wolno�ci. Wi�c ch�� do ograniczania rodzi si� z tego tak�e? Nieprawdopodobne! Czy� to nie jest wyj�tkowa i gro�na zdolno��? Chyba tylko si� bawi� w prokurator�w ci, co jej nie widz�. Znam nie�le ju� okres, kiedy klaustrofobi� potraktowa� D�bik jako w�asny, totalny system jednostki, ustanowiony przeciw podobnemu traktowaniu przez innych, a wi�c przeciw totalizmowi reszty. I wiem, �e owo, nie uwa�ane przez nikogo za chorobliwe, uprzedzenie do ludzi poczytano mu skwapliwie, zbyt skwapliwie, jak s�dz�, za pocz�tek choroby. Ale� on w�a�nie przeciwstawia� si� jej, dopiero gro��cej! P�niej, gdy rzeczywi�cie coraz cz�ciej - dawa� pow�d do opieki klinicznej, korzysta� z niej tak, jakby przybiera� w�a�nie mask�, jakby prawdziwy on sam przychodzi� prosi� o azyl, nie pomoc. Azyl dla przetrwania gro�nego okresu. P�ki umys� nie okrzep� w�r�d dr�cz�cych nowo�ci i nie znajduje w niczym i w nikim oparcia. A tu ��da si� ode� decyzji, coraz trudniejszych i coraz gwa�towniej, z po�ytkiem tymczasowym albo i w zawieszeniu wszelkich po�ytk�w. Wi�c lata choroby - czy nie zawinionych prze�ladowa�? Czy lata zwyczajnie - dojrzewania? Lata z�udze�, kto� powie. Dawniej tak m�wiono. Tak, pierwsze kilkana�cie lat po studiach. To s� rzeczywi�cie bardzo d�ugie la�a z�udze�. Lecz je�liby si� po nich mia� kto� powo�ywa� na S�o�ce i takie tam m�odziankowe, dziecinne pewno�ci - mieliby�my prawo. przywo�a� go do u�miechu. Albo odes�a� gdzie� do poprawki - ale czemu w�a�nie do kliniki? Za obowi�zek sw�j przy s�dzeniu uznajemy ch�tnie pewn� surowo��. I to jest s�uszne, je�li chcemy zachowa� r�wnowag�. Ale m�wi� tu o drugim skrzydle r�wnowagi. A czemu on sam poszed� do kliniki, panie Profesorze?, Czy tam si� w�a�nie dojrzewa? Czemu nie za powrotem do �ycia? Jest jeden wzgl�d. �ycie nie uznaje poprawek. Czy bez poprawek nie by�oby sprawiedliwiej? Je�li zaniedba� tyle lat dla rozwoju - zrozumie, �e to kara; je�li nie jest winien, bo nast�pi�o to z cudzych przyczyn - mo�e poczyta� sobie wszystko, co go spotka, za szans�. I taki jest s�d, kt�ry karze i nagradza bezapelacyjnie, a jednocze�nie jakby palcem w plecy k�u� i przypomina�, nie masz poprawki. Skoro o�mieli�em si� tu przeb�kiwa� o najwcze�niejszych, jednostronnie ogl�danych narodzinach pewnego okresu - s�o�ce nad szko��, droga, pewien porz�dek jasno�ci, kt�rego nawet w idealnym uk�adzie nigdy chyba nie zrozumiem - to pragn� doda�, �e by� on dla nas obu wsp�lny, cho� oczywi�cie lepiej poj�� go D�bik. Mo�e wyni�s� z tego p�niej rodzaj szczeg�lnej konsekwencji, sk�onno�� do buntu, nie musi si� to ze mn� ��czy�, cho� nie wiem; lecz przecie� - - my�l� sobie, �e wielu i dzi� �yje takich, ba, wi�kszo��, kt�rzy uznaj� i nadal tamten porz�dek odwieczny za jedynie s�uszny, a gorliwo�� trwania w nim - za nieoboj�tn� dla w�asnej przysz�o�ci �wietlanej. Ja mam w�tpliwo�ci. A jeszcze bior�c spraw�, jak si� da: to kto w ko�cu, jak nie ja, ze �redni� przysz�o�ci� adwokacik, ze wsp�ln� sekretark� w Zespole do odbierania telefon�w, parzenia i roznosze- nia herbaty, a jak siedzi si� z interesantem, to i kawy, dziewoj�, kt�ra z si�y pomocniczej potrafi�a awansowa� natychmiast do roli obiektu wsp�lnego zainteresowania, do kt�rej umizgi obowi�zuj� nie tylko go�ci -i kt� inny, si� pytam, jak 'nie go�� ju� z przesz�o�ci� i przysz�o�ci� oraz jako� tam dialektycznie im przeciwstawionym dzieci�stwem, kto poza mn�, panie Profesorze, mo�e by� jeszcze po�rodku tej nie istniej�cej ju� dla nikogo wi�cej sprawy? Dlatego w�a�nie zdecydowa�em si� pisa� do Pana, bo roi si� wszystkie drogi rozchodz�. Mi�dzy wynoszone d�ugo cudze banalne tajemnice i nieodpowiedzialn� zupe�nie t�sknot� do wyzwolenia si� z tego, i z czego� jeszcze - a mo�e z tajemnicy w�asnej, kt�rej wci�� nie znam, jak nie znam losu Brata? Jestem jedynie �wiadkiem - zobowi�zanym do bezwzgl�dnej bezstronno�ci! A mo�e mimo to - i zainteresowanym s�dzi�? I naczyniem wewn�trznym tej rozprawy w jednej osobie? Jaki jestem ja sam? Czy co� si� na mnie sk�ada, czy jestem tylko tym naczyniem? Odsuwa�em z dnia na dzie� to pytanie i niemym okoliczno�ciom dzi�kowa�em za to, �e ich dyskrecja wobec mnie jest taka �atwa do sprolongowania! Ju� d�u�ej nie mog�! Jak�e pragn��bym dzi�, gdyby to w og�le sta� si� mia�o, �eby jaki� nag�y pozew przyszed� - ju� niekoniecznie od tamtej r�wniny, mo�e dzi� r�wnie roz�wietlonej i cichej! Strona pozwana chcia�aby pozna� t� wci�� niewidzialn� stron� w�asnego �ycia! Mog�oby to, co nast�pi�o p�niej, okaza� si� wierno�ci� lub szalbierstwem - a w ko�cu niechby i wiecznym talentem do przegrywania, bylebym tylko przesta� wszystko wy��cznie zaczyna�! I przynajmniej cos z racji swoich wypowiedzie� zd��y�. Okolice G�rki Podesz�y dwa najmniejsze i teraz si� k��c� o datek. Wr�ble przed �awk�. Ten �wir, kawa� podw�rca, jedyny dzi� trwa�y zwi�zek ze starym domem. Na jego miejscu stoi okazalszy, ale nie ma tamtego podw�rca, ju� nie zaje�d�a na nie w�z z p�koszkami, je�li mia� by� strojny, i zaraz by robi� si� rwetes, bo komu do szko�y, to do szko�y, komu do roboty w polu, a Ojciec do r�nych spraw w Mie�cie. D�bik, za doros�y ju� w�wczas, by pilnowa� domu, przygotowywa� zaprz�g, powozi�, p� dnia sp�dza� z Ojcem po urz�dach - prawa r�ka, chciany i po��dany od pocz�tku. Nawet zanim si� jeszcze narodzi�. O nim to zawsze m�wi�y Siostry, zagonione przy gotowaniu i sprz�taniu, a nawet m��cce, bo doros�ych ci�gle brakowa�o. P�ochliwe z nie�mia�o�ci, lecz i zagonienia: nigdy jako� nie potrafi�y ze wszystkim zd��y�. Tak�e na lekcje, gdy w�z czeka�. Wyjazdy dla mnie by�y jak cz�ste i upragnione, ale prawie nigdy nie spe�nione obiecanki, wiecznie powtarzane i nie spe�niane; zamykano mnie do pilnowania domu. Gdzie opuszczony, ze �wiadomo�ci� udr�ki zostawa�em sam, bo wszystkich i wszystko goni�o ode mnie jak najdalej. Do Miasta i gdzie tylko okiem si�gn��! Pr�bowa�em i ja z wszystkich mo�liwych pag�rk�w dojrze� takie odleg�e miejsce, dok�d przecie� wszyscy uciekaj� i tam si� spiesz�. �adnej satysfakcjonuj�cej mnie wysoko�ci nie dawa�o si� znale��. Odk�ada�em wi�c (chwilowo) wszystkie wa�ne wyprawy, podczas kt�rych spodziewa�em si� ujrze� co� od niespodziewanej strony, bo czego� takiego nie osi�ga si� ani przy codziennym spiesznym �egnaniu, ani nawet wybiegaj�c na G�rk�, za odje�d�aj�cymi. Przez t� G�rk� w�a�nie ka�dy z nas musia� si� kiedy� oddali� na zawsze. Cho� przez G�rk� si� r�wnie� przybywa�o i cho� - rzecz szczeg�lna - do dzi� wydaje mi si�, �e od jej strony trudniej by�o przyby� do naszego domu, o wiele trudniej. Wynika z tego, jak niewiele si� os�b na G�rce spe�ni�o; umykaj�ce wci�� wyobra�enie Ciemnej m�odej pani, m�odej na zawsze, ba, potem nawet i Starszej siostry, ju� od tamtej nawet starszej; wreszcie w og�le Jakiej� nieznajomej, ale u�miechni�tej �agodnie, id�cej szybko wzd�u� wzg�rza, z szybko�ci�, kt�ra nie stwarza�a napi�cia, lecz przeciwnie, harmonizowa�a � jej wygl�dem. Id�ca w moj� stron�. Wi�c to by�o takie miejsce, G�rka. Do dzi� przez nikogo wi�cej nie zaj�te. No a w domu opuszczonym, mo�na powiedzie�, martwym, musia� czeka� tylko kto�, kto nie nadawa� si� do niczego innego, wi�c ja. Najwi�kszy ze mn� k�opot by�, �em stamt�d wci�� ucieka� (patem, przewiduj�c to, zamykano drzwi r�wnie� z zewn�trz na zaszczepk�, co nie by�o przecie� przed z�odziejem). Przed z�odziejem chroni�a mnie i dom wewn�trzna zasuwa, o dzia�aniu o tyle prawdopodobnym, �e odsun�� j� by�o bardzo trudno. Wi�c nie mog�em si� tak �atwo dogada� ze z�odziejem. on mnie uwolni, a ja mu otworz� dom. Potem jeszcze dodatkowo drzwi od ganku barykadowano �aw�. Gdybym wi�c nieopatrznie uleg� namowom nie wiadomo sk�d przyby�ego chytrusa i zasuw� odsun��, on musia�by w tym po�piechu (bo na pewno b�dzie si� spieszy�!) - nie zapomnie� otworzy� drzwi z zaszczepki i odsun�� �awy (nie zanadto wierzono, �e na to wszystko potrafi� si� zdoby�!) Tak zosta�em wiernym stra�nikiem domu. Nie wiem, czy by�o to moje uprzedzenie, czy strach przed Z�odziejem (a straszono nim ci�gle, pami�tam), ale moje rozterki, czyby nie zrobi� grzeczno�ci Nieznajomemu, trwa�y d�ugo, i to te� pami�tam, sobie na plus. Najwidoczniej nie doceniono mojej zimnej sk�onno�ci do dzia�ania na przeciwwag�: tego, co si� za d�ugo komu� leje do �ba. Moich starszych w domu cechowa�, jak wida�, me tylko naiwny stosunek do mnie - przeciwnika, ale i z�e traktowanie obcych. Tak�e i bez przybycia �le widzianych go�ci zdarza�o mi si� sprzeniewierzy� zadaniu, zw�aszcza kiedy zapomniano drzwi od ganku zatrzasn��. Przynosi�em wtedy z kuchni niedu�y taboret, stawia�em go na ni�szej �awie i gdy zasuwa za bardzo uparcie spe�nia�a swoj� rol�, wynajdywa�em jeszcze w szufladach ci�gle gdzie� zapodziany M�otek, kt�rym powoli, ale z post�pem odstukiwa�em zasuw�. Otworzywszy drzwi wychodzi�em na Ganek i odetchn�wszy ju� wolnym powietrzem bieg�em na G�rk�. Boj�c si� oczywi�cie po drodze Z�odziei. Ale ci uprzejmie nie nadchodzili. Kiedy o nich my�la�em, dodatkow� trudno�� sprawia�o mi wyobra�enie sobie takiego Naje�d�cy. Bo jak rozpoznam go na odleg�o��? I wyr�ni� spo�r�d wszystkich �yczliwych, kt�rzy przecie� naszemu domowi nie zagra�aj�? Musia�bym takiego nie tylko zawczasu rozpozna�, ale i uprzedzi� jego bieg do domu w sytuacji, kiedy ju� znacznie si� od niego oddali�em. A potem zd��y� zabarykadowa� si�, to jest podstawi� �aw�, potem taboret, wej�� i zasun�� zasuw�, czeka� na dalsze wypadki. Trudno mi si� jednak by�o wewn�trznie zgodzi� na odpychaj�ce traktowanie cz�owieka, kt�ry mia�by zabiega� o moj� �yczliwo��, zrozumienie, a nawet o wsp�prac�. Nikt u mnie o takie rzeczy jeszcze si� nie dobija�! Mia�bym odstr�cza� pierwszego, jaki si� nadarzy, z w�asn� niew�tpliwie strat�. Mia�em liczy�, �e moja zas�uga b�dzie niew�tpliwa, ale w ko�cu kt� w wieku trzech lub czterech lat nie waha si� przed wzi�ciem na swoje konto ci�aru zas�ug! Z czasem, gdy oswoi�em si� i z tym nowym ci�arem, na G�rk� chodzi�em jakby pewniejszy siebie. I dziwi�c si� temu, i raduj�c. Tylko po nocach, gdy inni spokojnie pochrapywali, do mnie zacz�� przychodzi� Z�odziej, a ja, ca�kiem dla siebie niespodziewanie, truchla�em ze strachu, to zn�w zaciekle walczy�em ze zjawami, by przebi� si� na koniec przez nap�r wroga w coraz to trudniejszym po�o�eniu i z krzykiem wpa�� w jaw�. Wr�g podst�pny zeskakiwa� wtedy ca�kiem w sen. Z pocz�tku w przesz�y, a potem zjawia� si� w nast�pnym. Stary znajomy nie okazywa� mi ju� swej napastliwo�ci, a stopniowemu z�yciu si� z nim sprzyja� oczywi�cie m�j g��d - kra�cowe wprost zaciekawienie kim� nowym i niespodzianym, kto tak wiele ba�aganu potrafi�by zrobi� nawet w dzie� w szykach ca�ej mojej rodziny. Kiedy podejrzewa�em go, �e tego nie potrafi, za�amywa�em si� i przez sen krzycza�em o pomoc. Ale budzi�em si� pierwszy i wo�aniem, urwanym zbyt nerwowo, przycina�em sobie j�zyk z�bami. D�bik, o ile nam by�o wiadomo, nie przechodzi� w tamtych latach nawet i cokolwiek podobnych katuszy. P�niej, gdy troch� podros�em i p�awi�em si� w rozkoszy �a�enia po drzewach i dachach noc�, niemal�e tak samo jak w dzie�, a czasem tylko, jak na z�o��, pechowo co� mi si� za�amywa�o - to by�y tylko te cz�ci dachu lub drzewa, kt�re jedynie nocnej nie wytrzymywa�y pr�by. D�bik by� ju� wtedy ca�kiem wyro�ni�ty i dojrza�y. Rzek�by�, l�k sw�j przechowywa� na powa�niejsze okazje. Ich gro�ne kszta�ty nadchodzi�y z niema�ych odleg�o�ci. Nie potrafi�aby ich oceni� nawet najbardziej przewiduj�ca wyobra�nia. Nie dziwi mnie dzi�, �e D�bik, cho�by i najbardziej w m�odo�ci inny; by� mi natur� pokrewn�. Tylko �e to jego cechy, wzmocnione pod naporem coraz drastyczniej wyra�niej�cej rzeczywisto�ci, zacz�y p�niej dominowa� nad ca�� t� nasz� dziedziczno�ci�, tak z natury biern� i tak statyczn�. Oto i on, starszy, zacz�� wyprawia� co�, o czym, pe�ne podziwu oczywi�cie, donios�y mi Siostry. W rozgrzan� noc w pe�ni lata podejrza�em go i sam wyskakuj�cego przez okno. Wprost z balustrady ganku wspi�� si� na klon, z klonu z trzaskiem ga��zi opad� na gont dachu. Gont by� ju� nie�le zmursza�y, trzeba wi�c by�o patrze�, �eby g�adko przycupn��, na samym skraju - z do�u ju� prawie D�bik niewidoczny, a za to z g�ry na pewno ca�y l�ni� w �agodnym blasku nocy, tak lekki, �e m�g�by polecie� w ka�d� stron�. Ale cz�sto i on ko�czy� tylko w rz�dach marchwi lub b�awatnych mak�wek. Nie zdradza�em wtedy niczym swej obecno�ci. Siostrom w rewan�u nawet nie wspomnia�em, �e wiem troch� wi�cej, ni� one wiedz�. Taki wi�c by� ten pocz�tek mojej w�asnej, nie dzielonej z nikim wiedzy, kt�r� jak naszyjnik pr�buj� tutaj niza� z nie dopasowanych kamyk�w. M�odo�� z nie tajonym entuzjazmem dla nowo�ci. Przed d�ugim, zdawa�oby si�, wiecznym stanem tymczasowym. Wr�ci�em niedawno w to miejsce. W p�kolu podjazd jakby do zamku ukrytego w g��bi. Ale p�kole to jest zbudowane dla przygl�daj�cych si� z oddali. Fronton i ol�niewaj�ca ziele� po bokach, podana na dystansie; i my�lisz mo�e, �e to jedynie dekoracja. A to odwrotny punkt widzenia - dawnych mo�liwo�ci, do kt�rych nie naby�e� jeszcze dost�pu. (Bo brak ci nauki; gdy inni, ukryci teraz, ju� wiesz, w kt�rej stronie, maj� od dawna to, czego po przekroczeniu progu spodziewasz si� dost�pi�.) Ju� za chwil� mo�liwo�ci stan� si� przystani�, a dziki las, z kt�rego wyszed�e� kiedy� - do niego si� przecie� wraca - te� b�dzie tw�j, je�li po drodze, w t�oku nie zgubisz si� raz na zawsze. To i jaki ma sens odgrzebywanie tego �ladu po domniemanym �ladzie? Po co ta niepewno�� bez trafie� czy sympatyczny uk�on dla niepewno�ci cudzej? �eby zacz�� siebie, trzeba chocia� raz stan�� na twardym gruncie. Nie p�awi� si� nieustannie w tym jednym, a potem wielu niedostatkach. (Jak doniesiono, D�bik mia� umrze� na asfalcie, na skraju ruchliwej drogi. Czy musia� naprawd� zgin�� - to dla nikogo nie mo�e by� pewne. Ale �e nawet ja tak ma�o wiem, z czego si� narodzi�?) Burza Upa�, cho� majowy, mia�d��cy, trwa� ju� od kilku dni. Poszed�em do Szefa, wzi��em dwa dni okoliczno�ciowego. I nie pojecha�em na wezwanie do rodziny. Pogrzeb Brata? Nie mog�em tego dnia ani wsta� o normalnej porze, ani zd��y� nawet na popo�udniowy poci�g. Kiedy zwleka�em si� z ��ka, zaczyna�o wreszcie kropi�. Nadal nie potrafi�em sobie wyobrazi� siebie pod krawatem, w garniturze, gdzie� w kondukcie. Zreszt� na poci�g by�o ju� za p�no - dodatkowy argument na moj� stron�. W sukurs przysz�a zaraz i ulewa. Ani nosa wychyli� za okno. Wzi��em d�ugi prysznic. Wypi�em herbat� i co� przegryz�em. Pomy�la�em bezsensownie o wyj�ciu chocia� na miasto. Dusi�em si�. Ulewa wci�� trwa�a. Wzmaga�a si� nawet. W ubraniu rzuci�em si� na tapczan, zacz��em wpatrywa� si� w sufit. Musia�em kiedy� mie� lepszy wzrok, widzia�em wszystkie nier�wno�ci tynku. Lubi�em bada� jego porowato�� godzinami. Tak, kiedy� musia�em mie� lepszy wzrok, pomy�la�em i zamkn��em oczy. Zniech�cenie przynios�o mi sen. Nast�pnego dnia wsta�em jak do pracy; zadzwoni�em, �eby si� spyta�, czy mog� si� jeszcze zg�osi� na kurs teoretyczno-�wiatopogl�dowy dla aplikant�w, na kt�ry nas namawiano ju� od dawna. Tak, rozpoczyna si� w�a�nie w G., odpowiedzia�a sekretarka z centrali, rozpoczyna si� dzisiaj. Szef kaza� mi na to si� zg�osi�, powiedzia�em i troch� si� zdziwi�em, s�ysz�c od�o�enie s�uchawki. Wi�c musz� si� pospieszy�, powiedzia�em, bo by� na rozpocz�ciu to si� te� liczy. W O�rodku Szkoleniowo-Wypoczynkowym, po�o�onym �licznie w lesie nad jeziorem, znalaz�em si� w por�. Spotka�em kilku koleg�w i szybko zaaklimatyzowa�em si�. Pozna�em si� te� bli�ej z pewnym radc� z ministerstwa, kt�ry w wolnych chwilach, jako �e starszy, nie ugania� si�, jak wi�kszo��, za babami, wi�c by� przyst�pny; by�o tam te� dwu przedstawicieli instancji, do�� wysokiej, kt�rzy nawet troch� zainteresowali si� moj� osob�, a to z powodu "aktywnej postawy w czasie dyskusji", jak us�ysza�em nie bez przyjemno�ci. To si� kiedy�, w razie czego, mo�e przyda�. I jako� zapomnia�em o pogrzebie. Dwa dni, a tyle zmian! By�em jak w transie - da pan wiar�, Profesorze? I powiem, �e to nie by�o tak, jak pan mo�e my�li, �e przestraszy�em si� ca�ego wyjazdu. Nie, nie by�o. Nie sprawdzi�em nawet, czy by� pogrzeb! Tak, czasami takie wie�ci s� fa�szywe! - wi�c to nie dlatego. Ale �e zacz��em odt�d trze�wo wyci�ga� wnioski, to fakt. Nasz duch Po burzy, gdy nadesz�y dni ch�odne, z�apa�em gdzie� gryp� i teraz musz� trzeci� dob� wysiadywa� w domu sam, bez ogl�dania w og�le ludzi, nawet ulicy. Zreszt� w oknie mam tylko skrawek jednej, no i skrzy�owanie za blokiem. Po�owica moja wybra�a dobry moment i dzia�a gdzie� - podr�uje i wci�� dzia�a, za nas dwoje, akurat gdy ja ma�o daj� z siebie; ale zd��y�em si� ju� przyzwyczai� do sytuacji, gdy czekasz zamkni�ty w czterech �cianach - to jest naprawd� inne �ycie, ciekawe, tylko �e przyciasne. Im d�u�ej patrz� w sw�j sufit, bez porowato�ci, tym t�skniej wypadam na ulic�, do baru, jak kiedy�; zdaje si�, �e tam na mnie czekaj� prawdziwe niespodzianki. Przebijam te domniemane wra�enia g�osem rozs�dku, zreszt� pami�� gotowa jest przywo�a�, co by�o - bo i kt� nie wraca ch�tnie do tego, co si� mog�o i chcia�o zdarzy� wczoraj, przedwczoraj, przed miesi�cem. Gdy si� jest kim�, kto nie lubi zahamowa� dla mo�liwo�ci biegn�cych w ka�d� stron� i gdy si� nie mo�e z domu wyj�� - zw�aszcza. Nie mog� wyj��. Zaczynam rysowa� to wszystko na papierze, kreski, przeci�cia i zabarykadowania, nie wychodzi �adna figura. Im d�u�ej si� staram, tym wida� wyra�niej, nie zdo�am dzi� stworzy� �adnej jednolito�ci, nawet w jednym kierunku, i to jest dla mnie dziwny sygna�, jaki� nowy, kt�rego nie rozumiem. Gromadz� si� domniemania i intencje - wzajemnie si� t�umi�. Nie potrafi� stworzy� jednej logicznie zbudowanej figury. Mo�e dlatego, �e nie wiem, w jakim kierunku pomkn�oby �ycie figury, kt�r� bym wymalowa�? Braknie mi jasnej motywacji na wszystko. Ale czy ona zawi��e przede mn� wszelkie mo�liwo�ci? Czy� jest mo�liwe, by tamta mgie�ka, a m�wi�c dumnie, atmosfera, a nawet duch czasu, ca�ego czasu �ycia - by�y zbiorowym aktem somnambulizmu, omamieniem dla samouwielbienia? I czy najzagorzalszy domator i samotnik nie brata� si� ch�tnie, w skryto�ci ducha, z podobnym mu gdzie� w zasadniczej wsp�lno�ci ulicznikiem? Nie uczestniczy�, chlubi�c si� lub martwi�c, ale m�wi�c "My", w naszych czasach"? Gdy obrusza�o to wszystko, Co od "naszego" odr�bne i nie przystaje do�? Jak mierzi nas ju� dzisiaj to, co zr�wnane do wsp�lnego mianownika, ma�o komu dogadza! "My", "w naszych czasach" by�o kiedy� chlubnym ka�dego z nas dorobkiem! Jak w tym, co nam zosta�o, odszuka� w�asn� racj� i d��enie? Od jakiego odbi� si� dna - na tak lub nie. Wiadomo, i dzi� ka�da "Prawda og�lna" to brzmi jak zobowi�zanie, wi�cej ni� pojedyncze, ni� podw�jne, co niby zgrabniej wypada od w�asnego. Moje kreski, kropki, md�e zaprzeczenia. Jak wyjd� z domu, przerzuc� si� na muzyk�, zaczn� gwizda�. Zawsze� to bardziej linearne, ��czy si�. Kiedy jest chwila przed Za oknem Czterolatek staje si� modelem i skarbnic� utajonych si� �wiata. Pcha si� po wielokr�gu, niby sp�jna kompozycja poszukiwa� i znajdowania oparcia po drodze. Jego jest ta konstrukcja atlasa, po kt�rej z pewno�ci� idzie po raz pierwszy. Jednak bez rozterki i zatrzymania - za ka�dym wysi�giem ramion znajduje co� przed sob�. Jak�e to proste by�oby, jak cudowne! �wiat zbudowany przejrzy�cie pod�ug modelu. I oto szczyt. Gdy stan�� na najwy�szym kr�gu, bez zawrotu g�owy i �adnych tam l�k�w przestrzeni, gdy obok przeszk�d brak - to dlaczeg� by i dalej i�� nie mia�? Po co komu to zatrzymanie! Powietrze jest przestrzeni� do i�cia, jak by�o dot�d. Nie trzeba �adnych przyrz�d�w. Uwierzy�em i ja temu ma�emu, niechaj nie przestaje! Ale on zastanawia si�, jaki by tu u�ytek zrobi� ze zdobytej wysoko�ci. Wi�c p�ki co, teraz sobie popanuje. Zacz�� popiskiwa� w�adczo, na wszystkie strony, ni to okrzyki india�skie, ni to H�nde hoch! Bajka o dojrzewaniu, zdobywaniu i ma�powaniu - tu si� ko�czy�a. To nie jest zwyk�y dysonans w zabawie, my�l� sobie, ale i moja osobista pora�ka. Moja? Bo ja tak�e za ma�o wiem w sprawie, kt�ra wci�� przede mn�, a wola�bym si� ju� z niej wycofa�. O Bo�e! Czy musz� zawsze nie mie� przed sob� wyj�cia i ani szczeliny, gdzie si� ukry� - �ebym si� zdoby� na wy�om, �eby mo�liwe by�o to, co by� mo�e naprawd� jest mo�liwe? Czy musz� nie mie� wyj�cia, �eby co� wreszcie si� sta�o? Siedz� tutaj o rannej godzinie, jak m�czyzna zagrzebany w domowych pieleszach - w czas wojny. A w t�uk�cych ha�asem halach, ba, nawet w st�oczonej ciszy przymuszenia inni wyczekuj� uwa�nie swoich szans i zas�ug. To nie moja skala, to prawda, ale - gdzie moja? Jak wiele musi sta� si�, tutaj dooko�a, przeciw temu, co jest - �eby mi si� objawi�a? I czy w takim momencie - nie b�dzie o chwilk� za p�no? cywilowi kaza� �o�nierz ucieka� do lasu lecz do lasu cywilowi wcale nie chcia�o si� ucieka�. �o�nierz namawia� cywila albo i prosi� go nawet. Cywilowi dalej nie chcia�o si�, te� prosi�. W ko�cu pewnie zechcia� ulec �o�nierzowi i zgodzi� si�. Jakby nie rozumia� - I zacz�� ucieka�. �o�nierz strzeli� mu prosto w plecy, za pierwszym razem nawet nie trafi�. I za drugim nie. Tamta rozmowa. To by� r�wnie� b��d �o�nierza. Wtedy inny �o�nierz mu pom�g�, cywil pad� na szyszki pod sosn�, jak wi�ksza szyszka. Patrzy�em na to i mia�em cztery lata. Szyszki przykry�y mogi�k� w zagajniku, tak �e po wojnie ju� jej nie znaleziono; ja wydoro�la�em. Nikt nie potrafi dzisiaj tej mogi�ki znale��. Poznali�my ju� r�ne cyfry, du�e, du�e i coraz wi�ksze. Mia�em chyba ju� ze dwadzie�cia pi�� lat, gdy zacz�y mi si� �ni� okopy. Noc w noc. I r�ne ofensywy przez par� lat. W drugiej i trzeciej �wiatowej. Gdy nigdy na jawie. Krzycza�em przyduszony piachem, budzi�em s�siad�w, gospodarzy prosi�em, by mnie budzili. Ch�tniej wypowiadali mi mieszkanie za to. A czas ju� si� rozwin�� na tyle porz�dnie, �e wypada dzi� k�a�� si� we w�asnych pieleszach. Nie po cudzych k�tach. I by� w ��ku. Kumplowaty, sk�onny do bezpo�rednio�ci, no i opini� swoj� o ludziach ma. Jednak przyszed� do mnie. Zadzwoni�em i przyszed�, a� z ministerstwa. To nie to, �ebym co� wiedzia� albo mia� jakie niedobre zdanie o was. Nie chc�, aby�cie co� nie tak zrozumieli. Przecie� nie b�d� ukrywa�, a powiem wprost, bez ogr�dek, �e was lubi�, i nie tylko ja. Sami wiecie, �e cieszycie si� niema��, �eby tak powiedzie�, popularno�ci�. I to nie tylko, hm, w�r�d kobiet. Nie, nie jestem z�o�liwy. Za�oga jest prawie ca�a kobieca i trzeba to rozumie�. Nie tylko to. Sam was lubi�, powiedzia�em. I uznaj�, a nawet podziwiam - nie ka�dy mo�e mie� tak� popularno��! Ja sam chcia�bym. Dlatego i was szanuj�. Ale ja nie jestem jeden. To jest, chcia�em powiedzie�, nie tylko ja tam jestem. Ja te� musz� z r�nymi rzeczami si� liczy�. I z r�nymi takimi. A wiecie, jakich cz�sto mamy jeszcze ludzi. I czego to oni nie potrafi�. Czasem wstyd doprawdy m�wi�, jak do mnie na ten przyk�ad pchaj� si� drzwiami i oknami. Ale z czym! Nie m�wi�, �eby jeszcze gdzie� tam po k�tach i korytarzach. Ale tu? I to niby tacy z wykszta�ceniem, tytu�ami! Pan sobie nie zdaje sprawy, m�j drogi. W drugiej po�owie dwudziestego wieku! Pan mo�e ma i wybitn� inteligencj�, du�a wra�liwo�� i tak dalej. Ale oni pana nie zrozumiej� nigdy. Pan zreszt�, co tu, powiedzmy, jak to mi�dzy przyjaci�mi, prawda? - nie do takich spraw! Dyscyplina, siedzenie, ja wiem, mnie to te� kr�puje. Pan mo�e mie� co chwila wspania�e pomys�y - a tu: od do. Niczego wi�cej nikt nie doceni. Od do, i nie trzeba. M�wi�c szczerze, jak pana lubi� i pan to wie, da�em tego dowody, prawda? Po Polsce, po terenie poje�dzi pan troch�. Bardzo dobrze rozumiem pana, i nawet mi pana szkoda. Ale mo�na by sobie dzi� tu, a jutro tu - nieprawda�? Taak, ci�ka sprawa. No - �ycz� panu jak najlepiej! Okno Uwolni� si� dla �wie�o�ci! O ile� bardziej kocham dzi� t� reszt� miasta ni� kiedykolwiek! Wychodzi si� na ulic�. W t�um zagro�ony swoim l�kiem, a za chwil� ju� jakby wyzwolony. W g�o�n� pretensj� wchodzisz. To wok� ciebie kr��� teraz szefowie byli i niedoszli, na ulicy i w kawiarni. Wszyscy nieopanowani i tacy pobudzeni. Mo�e nawet str�uj�cy przy swym wyobra�eniu idea�u - a wi�c tym bardziej wype�nieni pretensj�. Wszyscy jeszcze do nich nie doro�li. Mam ich wok� siebie, tych r�nych niezmiennych. Widz� was, jak kr��ycie, i niech nie zamyka wam oczu koj�ca b�oga my�l, zbawcza i niemal do pojednania wiod�ca. �e zawsze tak b�dziecie mogli obnosi� przed wszystkimi sw�j wynalazek! Stary i cudzy wynalazek. Wasz� pewno��, �e nikt inny nie trafi� w dziesi�tk�. Tylko to ka�dego z was czyni osobisto�ci�! Obawa albo l�k o niedok�adno�� odwzorowania waszej id�e fixe - to niewyczerpalne �r�d�o waszej pretensji do innych. Ten l�k b�dzie wieczny. Nikt z was nie wyjdzie na chwil� z siebie, nie stanie obok, nie zacznie si� przygl�da�. A� was kto� do tego zmusi - Wyjdziecie z siebie i opu�cicie swoje miejsca, to jasne! B�dzie Mistrz m�wi� o linie A mo�e i ja zbytnio z�y�em si� z t� chorob� wasz�, ju� j� kupi�em i boj� si� straci� znacznie wi�cej, ni� mam. Cho� u was jest odwrotnie: macie wszystko, co jest do stracenia. Nic zdoby�. Zacznijmy kiedy� m�wi� o sobie! Nie m�wimy o panienkach, kt�re zawsze boj� si� co� zdradzi� ze swoich spraw. I ja si� l�kam - uwolniony od, nacisku obowi�zk�w, jak�e cz�sto pr�buj� wr�ci� do �wiata, kt�rego dot�d, tak naprawd�, nie pozna�em. Moja prywatna dzisiejszo��, male�ka i nie wype�niona, nie szuka dla siebie przysz�o�ci. Przy tych prawdziwie u�o�onych, nie spiesz�cych si� nigdzie i spokojnych - jak�e ma�o mam szans si� utrzyma�, prze� naprz�d; jak�e mi wsz�dzie daleko! Nie nadwer�am zwykle g�osu, bo chrypk� ju� mam w zapasie, a czuj� i widz� r�wnie� pod przymkni�tymi powiekami, jak mg�a, piek�ca oczy mg�a, z wolna zalega mi na ca�ej duszy. Apatia? Czy i jej te� jestem winien? Kto mi na to odpowie, panie Profesorze, kiedy ju� od dawna nie mam, nie widz� dla siebie �wiadka, cho�by i p�-�yczliwego? Je�eli to ma by� obrona, to musia�bym j� zacz�� przynajmniej od jakiego� sta�ego miejsca, do kt�rego bym jutro rano m�g� wr�ci�. Do miejsca albo osoby, kt�ra nie zechce mnie si� wyprze�. �wiadka, je�li ju� nie tego tylko, co by�o. Tak wi�c nie b�dzie to wy��cznie obrona. Jedyny sta�y uk�ad, jaki od lat mi sugeruj� z wszystkich stron, to �y�, jakby w otoczeniu nikogo nie by�o, najlepiej ci b�dzie z �on�, bo to robi korzystne wra�enie, cz�owiek wydaje si� jaki� pe�niejszy i godny zaufania. To wszystko. Mo�esz zagl�da� w oczy przechodniom, ile ci si� podoba, ale to nie b�dzie dobrze przyj�te. Koniec drogi. Nieufno��. Choroba ubo�ej�cych ubogich. Co na ni� pomo�e �ona? Jeszcze jedna kalka tamtej nieufno�ci. Je�li zwolni� mnie mo�e z wszelkiej gotowo�ci wobec innych, to b�dzie najlepsza? Jej magnificencja �wi�ta przeostro�no��! Nie prosi� o pomoc? - Mog�. Nie pomaga� innym? - �atwo, ale �eby by�o bez �wiadk�w. Jakiemu statystycznemu przypadkowi nale�y zawdzi�cza�, kiedy kto� si� na co� zdobywa? Dziewczyna z psem pod pach� moknie na deszczu, ale chroni jego sier�� przed zmokni�ciem. Mimo �e ju� dawno wiosna, ona jeszcze w futrzanej czapie. Ka�d� sta� na to, �eby by� z go�� g�ow�, my�li sobie. I popisowo skacze ze stopni autobusu przed przystankiem. Zaraz po chwili - nie spieszy jej si�. Idzie jak najwolniej po majowym deszczu. �ycie w migawkach? Owszem. Wszystko z czasem wpakujemy do migawek. Ci�g�o��, ��czno�� biegnie jako� zawsze tam, gdzie nikogo nie ma. A czym si� karmi? I gdzie ta ��czno��? Zdolno�� przetrwania skacze mi�dzy u�amkami dowolnej kompozycji. Nikt z drugim Niktem �yj� sobie dowolnie. Wielu jest ch�tnych, by przycupn�� z boku i pokontemplowa� troch�. Ale brak �ywej rze�by dla oczu. To pokontemplujmy martw� natur�. Wszak si� zmienia. A mo�e wyj�ciem by�aby i tu pow�ci�gliwo��? - pyta si� nauczony do�wiadczeniem ucze�. Mistrz, kt�ry ma zwyczaj zjawia� si� na ka�d� powa�n� zaczepk�, zas�pi� si�. Wida� s� dwie albo i wi�cej odpowiedzi. - Gdyby si� wszystko zniszczy�o - m�wi po chwili - nawet i wtedy mo�na by jeszcze, �e tak powiem, nie�le sobie pozaczyna�! - Pan jest takim optymist�, Mistrzu? Ale zmilk� zn�w i sta�a si� cisza. - Z wszystkimi niewiadomymi - jeszcze doda� w ko�cu - z wszystkimi! Nawet wtedy bym zaczyna�. (To pan, zdaje si�, tak kiedy� m�wi�, panie Profesorze?) - A gdyby jednak - pow�ci�gliwiej? - dopytuje si� Ucze�. Mistrz mo�e wr�ci�by zn�w ze swej wielkiej Nieobecno�ci zas�piony, ba, nieobecny jeszcze nawet w tym powrocie. Zdarza�o mu si� ju� m�wi� tak, jakby nie zwraca� si� do nikogo, a nie by� sam: - Je�li oboj�tnie pu�cisz cho�by i jedn� wiadom� z r�ki, masz str�can� ca�� parti�. Wszystko bowiem od jakiej� chwili mia�o si� zacz�� na nowo, a ty to uniemo�liwi�e�. Pr�nia na przyk�ad po ci�kiej wojnie, je�li nawet j� do monstrualnych wymiar�w wyd�a historia - ko�czy si� tu� przed faktem wyznania jej przez tego, co prze�y�. Ogarn�� j�, opanowa� i wszystko zaczyna �y� od nowa. - Ale wielu si� odrzeka pami�ci - wtr�ca Ucze�. - Boj� si�, ju� jej pewnie nie chc�. A mo�e nie maj�. - Pod�ug mnie to w og�le najmniej warto si� wyrzeka�, m�j drogi. Najmniej. Odetchn�� g��biej, odchrz�kn�� i jakby jeszcze walczy� z chrypk� (przy jego nie nadwer�onym gardle!), zacz�� m�wi� d�ugo i zawile, przynajmniej tak mi si� zdawa�o, gdy� jeszcze by�em pod silnym wra�eniem tego, co us�ysza�em. A zako�czy� jako� tak: - Ustanowi�em by� kiedy�, czy jak wolisz, odgad�em, zasad� sta�ej post�puj�cej zmienno�ci jako jedynej n i e z m i e n n e j cechy naszego �ycia. Potem j� nazwa�em teori� o linie, kt�rej w bezpo�rednio do�wiadczalnej postaci nigdzie nie ma. Lecz obej�� si� bez niej niepodobna. Lina nie istniej�ca, lecz cho�by j� zaczyna� od g�ry czy od �rodka, czy mo�e nawet od najlepiej widzianego ko�ca po niezauwa�aln� ca�o��, cho�by i nie zna� jej p�aszczyzny zawieszenia, nie wiedzie�, co j� podtrzymuje - zawsze mo�na ufa�, �e to j e d y n e , po czym mo�e cz�owiek st�pa� pewnie. I nie ugrz�zn��. Tak by�o powiedziane, panie Profesorze? Mam prawo czu� si� dalej Pana uczniem? Park wiosenny. Naszej uleg�o�ci nasuwaj�cy wra�enie wszelkiego pocz�tku; pary w pierwszym odruchu padaj� sobie w obj�cia, p�jawnie, bo najdalej po wczorajszej k��tni. Wszyscy tutaj maj� zaj�te r�ce! Ich g�owy chroni anonimowa aureola. A jednak! Widok lasu by mnie jeszcze uspokoi�, nie tego parku. Wielkie przestrzenie napawaj� niejednego l�kiem, wywo�uj� uprzedzenie, kt�re niszczy dopraszaj�cych si� g�osu wys�annik�w dalekich stron. Wtedy waruj� w pogotowiu, cho� na dystans - na dystans. A ja tu mam zapomnie� o mrzonkach. P�ac� mi za to i taka ma by� wymiana us�ug. Mam jeszcze w�tpliw� pociech� wciskania si�, wci�� bez efektu, w szpar� tych lat, gdy si� chodzi�o go�ci�cem szerokim. Go�ci�cem dla mnie niego�cinnym. Pami�ta si� tylko wrota wyj�cia. I idzie z przyzwyczajenia, z nawyku i�cia. Od czego si� zacz�o to chodzenie? Drzwi w przesz�o�� te� nie stoj� otworem. Tylko �e mo�e je odkry� ta �cie�yna polna za drzewem albo zakr�tem kolejowym, a potem niknie niknie niknie. Mo�na wej�� w ni�, nim si� naprawd� sko�czy. Robi� co�, ale zaraz co innego jest wa�niejsze. To mog� robi� tak�e i co innego. Lecz utr�caj� mi i to, bo mia�o by� wa�niejsze jeszcze co innego. Id� gdzie indziej. Staram si� robi� tam co� takiego dla innych, do czego by warto si� przekona� - - Staram si�, a potem nie podejmuj� ju� tego, co gdziekolwiek i kiedykolwiek uchodzi�o za wa�ne. Trzymam si� zaj�� i temat�w ma�o szczytnych, ale c z a s a m i co� z tego mam. Na razie spok�j, cho� i to nied�ugo. Na to odzywa si� moja melancholiczna ma�owa�no��, nawet niepotrzebno�� moja. To nic, �e tylko na razie, mo�e potrwa� wiecznie. Na rozum jej nie przetrzymam. Ju� nie broni mnie m�j dawny entuzjazm, ale ledwo instancje ostatniego odwodu, owe retoryczne i p�yn�ce tylko z przekory "mimo to", "ale" - - Sta�em si� wi�c ma�o wa�ny i wygl�da na to, �e pogo