645

Szczegóły
Tytuł 645
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

645 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 645 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

645 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Pazur Tygrysa �ysawy barman przerwa� wycieranie szklanek i spojrza� na niego z zaciekawieniem. - Musisz by� Dragon - powiedzia� przyjacielsko po chwili. - Witaj na pok�adzie "Claw". - Dzie� dobry. - Jestem Shotglass. Ten starszy facet przy stoliku to Paladin, jeden z najlepszych pilot�w na tym lotniskowcu. Obok niego siedzi Angel. �adna, co? - barman u�miechn�� si� �obuzersko. - Niczego sobie - odpar� opieraj�c plecy o bar. - Do stu Kilrathi, zapomnia�em - zakl�� Shotglass - Napijesz si�? - A co masz? Zreszt�, jestem na s�u�bie. - Wpad�e� - za�mia� si� Shotglass - Tu nie sprzedajemy wyskokowych. Dragon omi�t� sal� wzrokiem. By�y tu tylko trzy stoliki i symulator treningowy. Na lewo od baru znajdowa�y si� otwierane automatycznie drzwi z napisem g�osz�cym: Uwaga! Purpurowa Eskadra! Podszed� nie�mia�o do siedz�cych przy stole. - Mog�? - Pewnie! - o�ywi� si� m�czyzna. Z ca�� pewno�ci� przekroczy� ju� czterdziestk�. - Klapnij sobie i strzel jednego ze starym Paladinem. - Shotglass m�wi�, �e tu nie wolno pi�. - Stary konfident - mrukn�� cicho Paladin wpuszczaj�c kilka kropelek jakiej� cieczy do szklanki. By� wysokim blondynem o podkr�conych w�sach. Szczup�y, o weso�ym spojrzeniu. Musieli go lubi� - Ju� uraczy� ci� jedn� z tych barwnych opowie�ci o tym, jakim wspania�ym by� pilotem? - Nie zd��y� - za�mia� si�. Milcz�ca dot�d pi�kno�� z notatnikiem odezwa�a si�: - Je�li chcesz wypi�, podporuczniku Blair, r�b to tylko w towarzystwie Paladina. Inaczej spotka ci� bura. - Sk�d pani wie, jak si� nazywam? - Och, ona trzyma w r�czkach wszystkie statystyki, dane takie tam - wtr�ci� Paladin - No, Angel, Powiedz mu, ilu Kilrathi odes�ali�my ju� w diab�y. - R�wno stu dwudziestu. Zreszt�, tabela wisi na �cianie. Rzeczywi�cie, nie zauwa�y� jej wcze�niej. - Z pewno�ci� wielu z nich by�o zagapionych w pani� - powiedzia� uwa�nie przygl�daj�c si� jej twarzy. - M�w mi per ty, jak wszystkim - odpar�a Angel czerwieni�c si�, ni to z w�ciek�o�ci, ni to z nie�mia�o�ci - P�jd� ju�. Paladin chichota� cichutko. Blair patrzy� na t� scen� zdziwiony, nie wiedz�c czy przeprosi� czy nie. - Nast�pny - m�wi� Paladin nie przestaj�c si� �mia� - Pani kapitan Devereaux bardzo nie lubi, je�eli kto� inny ni� Bossman m�wi do niej takie rzeczy. - Kto? - Bossman, major Kien Chen. Masz szcz�cie, �e nie da�a ci w pysk. Nie przejmuj si�, s� tu jeszcze dwie inne dziewuchy. Chod�, poszalejemy na symulatorze. Paladin, nie czekaj�c na Dragon'a, zasiad� za symulatorem. Jako przeciwnik�w reprezentowanych przez program komputerowy wybra� sobie my�liwce klasy Dralthi, zwane pospolicie "Talerzowcami", ze wzgl�du na p�aski i okr�g�y kszta�t. Program wysy�a� je z losowego kierunku, za ka�dym razem po jednym wi�cej. Paladin r�ba� w�a�nie wi�zk� lasera w trzeciego z czterech w tej fali(a wi�c w sumie dziewi�tego), gdy z ty�u w silniki zakosi� go ostatni. - Ale mi przygrza� - powiedzia� - Teraz ty, Chris. Podporucznik Christopher Blair w �yciu nie spodziewa� si�, �e w bitwie mo�e zestrzeli� jedenastu przeciwnik�w. Paladin patrzy� na niego oniemia�y, dopiero p�niej stwierdzi�: - Ciekaw jestem, Dragon, czy w praktyce tak samo b�dziesz ich trzaska�. - Oka�e si� - powiedzia� Blair. Wypili z Paladinem paskudn�, rozwodnion� kaw�, po czym Shotglass wygoni� ich z powodu ciszy nocnej. * * * Iwan Halcyon zrobi� w wojsku karier� niebywa��. Zosta� wysokim oficerem w dwu formacjach, pu�kownikiem w lotnictwie i komandorem we flocie terra�skiej. M wiono, �e nied�ugo wiceadmira� Tolwyn awansuje go. Ten o ponad dwadzie�cia lat starszy od Paladina oficer zdo�a� ju� z�apa� nieco t�uszczu. By� bardzo masywny, cho� nie mia� wydatnego brzucha. Piloci cz�sto szemrali, �e ci�gle chodzi w mundurze floty (b�d�c dow�dc� lotniskowca "Tiger's Claw"), nie wk�adaj�c uniformu lotnictwa (kt�ry przys�ugiwa� mu jako dow�dcy 4. Dywizjonu My�liwc�w). Tym niemniej cieszy� si� szacunkiem, cho� potrafi� by� ostry. Zw�aszcza dla katapultuj�cych si� wi�cej ni� raz pilot�w. - Wejd� Blair, chc� z tob� pom�wi� - odwr�ci� si�. Twarz mia� czerwon�, nalan . - Tak, panie pu�kowniku? - Jak przyj��e� si� na "Claw"? - Nie narzekam. - Jutro rano spotkasz si� z pilotami twojej eskadry. Pojutrze polecisz z pierwsz� misj�. Teraz we� klucze od twojej kajuty i id� spa�. Masz trzy minuty do ciszy nocnej. Znaj�c Shotglassa... - Taj jest, uprzedzi� mnie - przerwa� pu�kownikowi. Ten spojrza� na niego bez wyrazu. - Jeste�cie wolni, podporuczniku. - Tak jest. Z kwatery pu�kownika od razu pop�dzi� przez korytarz, jak burza przelecia� przez bar. Nie spotka� nikogo na korytarzu, jedynie jego identyfikator miga�, potwierdzaj�c to�samo�� przed systemami bezpiecze�stwa. Otworzy� ju� w spokoju drzwi od przedzia��w Purpurowej Eskadry (tzn. 3.Eskadry 4.Dywizjonu). Na drzwiach kwater widnia�y symbole i podpisy w�a�cicieli, bez nazwisk jednak�e. Jego miejsce by�o wolne. Od razu naklei� na� ludzk� czaszk� w podniesionej przy�bicy. Do 2200 mia� jeszcze par� sekund. Otworzy� drzwi, wszed� do �rodka i zacz�� patrze� przez iluminator. Jakie� pi�� kilometr�w od burty Tiger's Claw lata� na rutynowym patrolu my�liwiec typu Scimitiar. Obejrza� dok�adnie pomieszczenie. Mia�o mniej wi�cej trzy na trzy metry. Sta�o tu ��ko, telewizor hologramowy, komputer. Z sufitu s�czy�o si� �agodne �wiat�o. Usiad�, rozebra� si�, i zacz�� szuka� szafki na ksi��ki, kt�rych nie wypakowano jeszcze z jego wielkiej walizy. Tak jak my�la�, w �cianie znalaz� szerok� i g��bok� wn�k�. By�a te� tabelka na wklejanie symboli zestrzelonych Kilrathi. By�o dziesi�� po jedenastej, gdy zgasi� �wiat�o i poszed� spa�. * * * Wsta� przed regulaminow� pobudk� o pi�tej rano. Najwyra�niej pobyt na lotniskowcu sprzyja� dobremu spaniu. Ubra� si�, schowa� po�ciel i poszed� si� umy�. Pod prysznicem spotka� wysokiego bruneta z bokobrodami, �mi�cego cygaro. - Si� masz - powiedzia� tamten niedbale - Jeste� Dragon, prawda? Na mnie m�wi� Hunter. Pozna�e� mnie zatem wcze�niej ni� reszt�. - Gdzie pan by�, kapitanie? Nie s�ysza�em pana. - Paladin nie nauczy� ci�, �e m�wimy sobie per ty? - Tak, ale... - Jeste� ju� moim kumplem - poklepa� go po plecach - Jak chcesz, mo�emy pogada� przed uroczystym �niadaniem. - Nie ma sprawy, tylko si� wyk�pi�. Zdziwi� si� troch� t� przyjacielsko�ci� starych as�w my�liwc�w. Od razu przeszli do jego kajuty, gdzie Hunter opowiedzia� mu swoim gwarowym j�zykiem o dotychczasowych osi�gni�ciach eskadry, nie m�wi�c ani s�owa o osobach. Sam tylko zdradzi� si�, �e jest potomkiem arystokratycznej rodziny St. John�w, ale jego zachowanie wcale tego nie zdradza�o. Zapytany o to, kto jest najlepszym pilotem w eskadrze, d�ugo si� zastanawia�. - Trudno powiedzie� - stwierdzi� w ko�cu. - Najwi�cej zestrzele� ma Iceman, potem jest Bossman. Nikt nie lata wprawniej od Angel, najspokojniejsza jest Spirit. A dodaj, �e stary Taggart, kt�ry wr�ci� dwa tygodnie temu, zdo�a� stukn�� ju� szesnastu i dopiero rozwa�aj. - Kto to jest Taggart? - Major James Taggart, zwany powszechnie Paladinem. Ruszmy si� do baru, za godzin� �niadamy. Zobaczymy jak szybko rozwali ci� symulator. Hunter zdziwi� si� ogromnie, gdy na pierwszym miejscu zobaczy� Blaira. Mrukn�� co� pod nosem, a potem przez reszt� wolnego czasu t�uk�, staraj�c si� wyj�� na pierwsze miejsce. Nie uda�o mu si�. Punkt wp� do si�dmej wszyscy byli na miejscu. Dziesi�ciu pilot�w, razem z nim. G�os zabra� Paladin, jako najstarszy w eskadrze. - W imieniu 3.Eskadry 4.Dywizjonu mam zaszczyt powita� nowego pilota w�r�d nas. Nazywa si� Christopher Blair, jest podporucznikiem, sko�czy niebawem dwadzie�cia pi�� lat. Najlepszy tegoroczny absolwent Szko�y Pilot�w, pocz tkowo studiowa� psychiatri�, po trzech latach przeszed� do wojska. Jego sygna� wywo�awczy - Dragon. Blair by� zaskoczony bardzo oficjalnym j�zykiem Paladina i g��boko�ci� jego informacji. - A zatem - ci�gn�� Paladin. - Pora pozna� nasze imiona. Jestem major James Taggart, vel Paladin. Iana St. Johna, zwanego Hunterem ju� pozna�e�. Nasz najlepszy strzelec, major Michael Casey, zwany Icemanem, siedzi tam. Obok niego major Kien Chen Bossman, przez dwa s. Hiszpanka Maria San Juan, nazwana Knight, pani kapitan Jeannette Devereaux, Angel - tu Paladin mrugn�� porozumiewawczo - Pani porucznik Mariko Tanaka, Spirit i podporucznik Todd "Maniac" Marshall. Blair zwr�ci� uwag� na obie panie, kt�rych dot�d nie zna�. Porucznik Tanaka, ciemnooka, z d�ugim warkoczem, bardzo kulturalna i odnosz�ca si� do wszystkich z szacunkiem. Troch� �mieszy�o go to jej Blair-san, ale nie widzia� w tym nic z�ego. Kapitan San Juan, o typowo po�udniowej urodzie, niska, lecz zgrabna, weso�a. Oczy mia�a niemal czarne. Obie r�ni�y si� bardzo od Angel, kr�tko obci�tej brunetki z grzywk� fantazyjnie zaczesan� w bok i do g�ry. Niebawem wszyscy odeszli do swoich zaj��, z wyj�tkiem Spirit, kt�ra mia�a dzi� wolny dzie�. �azili po ca�ym okr�cie, rozmawiaj�c ci�gle o wszystkim i o niczym. Polubi� t� Japonk�, cho� bardziej podoba�a mu si� Knight. Odwiedzili hangary, gdzie zobaczy� ju� swoj� maszyn� z namalowanym Dragonem, trupi� czaszk� w przy�bicy. Kiedy wr�cili na obiad, oko�o czwartej po po�udniu, pojawi� si� Paladin i Hunter. - No tak, wczoraj Angel, dzisiaj Spirit - wykrzykn�� na powitanie major Taggart. - Ale� z ciebie ogier. Spirit spiek�a raka, ale Blair odpowiedzia� r�wnie weso�o: - Przynajmniej mam gust, prawda Ian? Hunter wyj�� z ust nieod��czne cygaro: - Jeszcze nie widzia�e� Paladina, jak by� m�odszy. Shotglass wybuchn�� weso�ym �miechem, kt�ry udzieli� si� tak�e reszcie, cho� wydawa�o si�, �e Paladin rozumie to jako ironi�. - No Chris, wypijemy. - Pal... - zacz�� Shotglass. - Och, nie przejmuj si�, dzisiaj ju� nie latam - odpar� Traggart wlewaj�c po trochu ze swej buteleczki. - Najczy�ciejszy spirytus. �ykniesz szklaneczk� tej lury, kt�r� Shotglass wabi herbat�, a kr�ci ci si� we �bie, jakby� by� po setce. Spirit, skocz po gitar�. - Dobrze, Taggart-san. Usiedli we trzech i zaprosili Shotglassa. Ten odm�wi�, t�umacz�c si� wykr�tnie. Ko�o sz�stej udali si� na mecz. Co miesi�c marynarka walczy�a z armi� w pi�k� no�n�, najcz�ciej pada�y wielobramkowe remisy. Ca�o�� by�a �wietn� zabaw�, s�dziowali piloci. Tym razem marynarka dosta�a fory. - Korovienko si� w�cieknie - powiedzia� Taggart. Nikt go nie s�ysza�. Hunter przycina� cygaro, a Blair zak�ada� si� ze Spirit, �e ogra j� w szachy. - Ech, nie ma tu miejsca dla starego Paladina - westchn�� wychodz�c ze �wietlicy. * * * Wycie syreny o wp� do czwartej nad ranem i ostre, bia�e �wiat�o atakuj�ce spoj�wki nie nale�� do rzeczy najprzyjemniejszych. Dragon, rozespany, w niedopi�tym mundurze, bieg� przez korytarz do hangaru. Sygna� b�dzie wy� tak d�ugo, a� ca�a eskadra pojawi si� w sali odpraw. Zaj�� swoje miejsce w pierwszym rz�dzie i czeka�. W sali by�o o�miu pilot�w. Brakowa�o jeszcze kapitana St. Johna. W ko�cu i on pojawi� si�, ledwie dobudzony. - St. John, co to ma znaczy�? John nie poda� herbatki, milordzie? - zacz�� ostro Halcyon. - Zamknij dupaszcz�, Iwan i zaczynaj - odpar� niegrzecznie Hunter. - St. John! - Startuj, Iwan - powiedzia� ziewaj�c Paladin - Zaatakowa� nas r�j asteroid�w? Pu�kownik uspokoi� si� i rozpocz��. - Nieprzyjacielskie my�liwce zosta�y wykryte w niedu�ej odleg�o�ci od Claw. Pi�� albo sze�� sztuk, ale nic nie jest pewne. Dwoje z was poleci na patrol, reszta w maszyny i pilnujecie Claw. - Jak daleko jest nieprzyjaciel? - spyta�a rzeczowo Angel. - Oko�o trzydziestu tysi�cy kilometr�w. - I po choler� wstajemy tak wcze�nie - mrukn�� Hunter. - St. John, chcesz lecie� sam na ten patrol? - Korovienko z�o�ci� si�. - �eby pan wiedzia�, komandorze - powiedzia� tamten zadziornie. - Dlatego w�a�nie b�dziesz pilnowa� Claw. Przez nast�pnych szesna�cie godzin. - Tak jest. Halcyon och�on�� nieco. Podszed� do hologramowego monitora komputera i zacz�� m�wi�. - Patrol obejmuje trzy punkty kontrolne. Mi�dzy drugim a trzecim i po trzecim znajduje si� w�a�nie r�j asteroid�w. Normalny, rutynowy patrol. Niech poleci nasz ��todzi�b. Kto b�dzie mu towarzyszy�. Mo�e Spirit? Jest do�� spokojna, b�dzie ci si� dobrze z ni� lata�, Dragon. Pytania? Spirit nie�mia�o podnios�a palec do g�ry. - Mamy zestrzeli� wszystko, czy te� raczej rozpozna�? - Strzela�. Dragon musi pozna� tward� walk�. - Zaskocz� pana, pu�kowniku - odpar� bu�czucznie Blair. - Jeszcze jedno pytanie. Jakie my�liwce spotkamy? - Na pewno Dralthi, by� mo�e Salthi. Jakie� inne pytania? Nie ma podniesionych r�k. Eskadra, na stanowiska. Dziewi�ciu ludzi z szybko�ci� b�yskawicy opu�ci�o hangar i natychmiast uda�o si� do my�liwc�w. W nieca�e dwie minuty p�niej Blair sprawdza� ��czno�� ze Spirit w swoim Hornecie. Zacz�o si�. * * * - Panie podporuczniku, nieprzyjaciel przed nami - zachrobota�o w s�uchawkach, w videofonie pojawi�a si� twarz Spirit - Jestem gotowa do w��czenia si�. - Spirit, prosz�, m�w do mnie jak do kolegi z Eskadry a nie prze�o�onego ojca. Atakuj! - Moim honorem jest by� pos�uszn� - Hornet Spirit rozp�dzi� si� i porucznik Tanaka na dopalaczu dopada�a wroga. Dragon przyspieszy� jedynie do pr�dko�ci bojowej i ulokowa� si� z ty�u. Ju� widzia� Talerzowca, kt�ry min�� Spirit i gna� do niego. Wzi�� go w celownik i nacisn�� guzik na dr��ku sterowniczym. Dwa dzia�ka laserowe bi�y w Dralthi'ego. Tamten odpowiedzia� tym samym. Zbli�ali si� do siebie. Jedno trafienie, drugie. Z niepokojem spojrza� na wska�nik tarczy. Jeszcze 20, jeszcze 15. Co si� dzieje, Dralthi ma przecie� gorszy pancerz. G�uche uderzenia szarpi� Hornetem. Wreszcie pot�na eksplozja rozrywa Dralthi'ego na kawa�ki. Nie s�yszy jej, tu jest pr�nia. Ta walka bez odg�os�w ma w sobie co� strasznego. - Ha, jednego Talerzowca mniej! W chwil� p�niej wspania�a okazja. Odgoniony przez Spirit my�liwiec wychodzi ty�em wprost pod jego dzia�ka. Mocniej chwyci� dr��ek i za�adowa� mu seri�. Ten skr�ci� gwa�townie w bok, ale nie mo�na uciec wi�zce �wiat�a. Z trudem utrzymywa� przed sob� ogon Kilrathi'ego. - Walczysz jak ma�pa - zakomunikowa� Dralthi. Dragon rozw�cieczy� si�. - Gi�, kupo k�ak�w! W��czy� dopalacz, przypikowa� prosto we wroga �aduj�c w niego wi�zk� lasera i podnosz�c lot tu� nad nim, aby unikn�� zderzenia. O tym, �e zabi� go dowiedzia� si�, gdy w s�uchawkach rozleg� si� mi�y g�os Spirit: - Pi�knie zrobione. Masz talent, Blair-san. Mile po�echta� go ten komplement. - Co to znaczy san? - spyta� atakuj�c frontalnie na ostatniego ju� Dralthiego. - Pan - odpar�a. On w tym czasie �adowa� seri� w odp�acaj�cego tym samym przeciwnika. Nagle Dralthi odpali� rakiet�. - Uwa�aj! - us�ysza� krzyk i odruchowo podni�s� Horneta, o ile w pr�ni mo�na m�wi� o g�rze i dole. Przeklina� siebie, �e nie zwr�ci� uwagi na stan tarczy. Teraz straci� obie rakiety niekierowane Dart i jedno dzia�ko. Ale i tak go zestrzeli�. - Niech pan nie szar�uje wi�cej frontalnie- w g�osie Spirit by�o s�ycha� ulg�. - Le�my dalej. - Nie m�w do mnie wi�cej Pan. Dzi�kuj� ci za rad�. * * * Znowu Spirit pierwsza zauwa�y�a nieprzyjaciela. Dwa my�liwce Salthi, zwane te� "Po�ama�cami" ze wzgl�du na kszta�t skrzyde�. Zalokowa� rakiet� Javelin w jednego z nich i odpali�. Gwa�towny unik nie uchroni� go przed seri�. Tu trzeba my�le� szybciej ni� �wiat�o! Straci� ca�y przedni pancerz. Teraz tylko tarcza magnetyczna chroni�a go przed przeciwnikiem. A z jednym dzia�kiem wiele mu nie zrobi. Tymczasem Javelin trafi� Salthi'ego, powoduj�c jego kozio�kowanie. Widocznie uszkodzi� mechanizm steru. Teraz siad� na ogon przeciwnika w maszynie o zagi�tych skrzyd�ach i otworzy� ogie�. Nagle dwie gwa�towne eksplozje szarpn�y jego maszyn�. Uszkodzony generator tarczy, uszkodzony nap�d jonowy, zniszczony pancerz. - Cholera, s�dzi�em, �e jestem lepszym pilotem - rykn�� na siebie. Drugi z przeciwnik�w min�� go, Spirit wci�� lecia�a na jego tyle. - Spirit, prosz� o os�on� - powiedzia� niech�tnie do Mariko. - Oczywi�cie - odpar�a i zesz�a z kursu tamtego. Blair przyspieszy� i ostatni ju� raz w tej walce zaatakowa�. Uszkodzony Salthi nie m�g� wytrzyma� nawet pojedynczej wi�zki lasera. Rozlecia� si� na kawa�ki w nies�yszalnej detonacji. Ostatni z przeciwnik�w zacz�� ucieka�, nie staj�c w szranki z dwoma pilotami Konfederacji. - Dragon, czy mog� go goni�? - Jasne, Spirit. Porucznik Tanaka w��czy�a dopalacz i ruszy�a w po�cig za Kilrathi. Wkr�tce zmniejszy�a odleg�o�� na tyle, aby wsadzi� mu rakiet� w ty�. Dart przeszed� nie napotykaj�c tarczy, przebi� pancerz i dotar� do �ywotnych cz�ci Salthi'ego. - Powinni�my wraca�, panie podporuczniku - powiedzia�a Spirit. - Oczywi�cie - westchn�� z ulg�. Chrzest bojowy mia� za sob�. * * * - Ho, ho, musia�o by� gor�co - powiedzia� m�ody mechanik drapi�c si� po g�owie. - Ma pan szcz�cie, �e wr�ci� �ywy - doda� po chwili. Wyszed� z niesamowit� rado�ci�. Wreszcie m�g� rozprostowa� ko�ci. Teraz jeszcze tylko z�o�y� raport i do kajuty. Pu�kownik Halcyon czeka� na nich na pok�adzie hangaru. Sta� zadowolony, patrzy� ciep�o i na Spirit i na niego. - Dobry lot, Dragon - zacz�� - Jestem zadowolony. Chcia�by� co� powiedzie� dla podniesienia swej chwa�y? - Tylko tyle, �e sam nie da�bym rady. Spirit odci�ga�a ode mnie w krytycznych momentach uwag� przeciwnika. - Och, lecia�am tylko na skrzydle. Dragon jest bardzo zdolnym pilotem, mo�e troch� za bardzo szar�uje. - W�a�nie, Dragon, to jest moja uwaga - podj�� Halcyon - Pami�taj, �e zawsze lepszy pilot �ywy, ni� bohater martwy. Zrozumia�e�? - Tak jest, pu�kowniku. - A zatem, przejd�my do raportu. Zestrzeli�e� czterech Kud�acz�w, Spirit za� jednego. To wszystko. Odmaszerowa�. Przeszed� razem z Mariko do baru. Jeden ze stolik�w zaj�ty by� przez Paladina i Maniaca. Grali w karty. - Hej, Dragon! Posad� si� na krze�le! - zaprosi� Paladin. - Jak debiut? Da�a� mu wycisk, Spirit? - pyta� Paladin, w jego g�osie nie by�o ani odrobiny z�o�liwo�ci. - Blair-san... - Spirit! - upomnia� j� �agodnie. - Chris jest bardzo zdolnym pilotem. Zestrzeli� czterech. - No, ja pierwszym razem prawie si� katapultowa�em - powiedzia� z podziwem Maniac. - Po tej szar�y nie mia�e� prawa wyj�� �ywy - odrzek� na to tonem przypomnienia Paladin - Wyczerpa�e� wtedy zapas szcz�cia na par� �adnych lat. - Ja te� nie popisa�em si� ostro�no�ci� - wtr�ci� - Taka chyba zawsze jest pierwsza misja. Zauwa�y�, jak Knight wchodzi do sali razem z Icemanem. Poczu� uk�ucie zazdro�ci o dziewczyn�, ale zaraz je zdusi�. - Gdzie Hunter? - Jeszcze lata - wyja�ni� Maniac m�wi�c o nim jak o przyjacielu - Gada�em z nim przed godzin�. Rzuca� mi�sem jak nigdy w �yciu. Jest g�odny i w�ciek�y. - Skocz� pogada� o nim z Ivanem. M�g�by machn�� na te sze�� godzin - zdeklarowa� si� Paladin wstaj�c - Doko�czymy kiedy indziej Todd, zgoda? Marshall przytakn�� spojrzeniem. Po chwili opu�ci�a ich tak�e Spirit t�umacz�c si�, �e musi wzi�� prysznic. - Dlaczego Paladin nie lubi si� z Shotglassem - spyta� Blair po chwili. Maniac by� zaskoczony, na jego twarzy pojawi� si� wyraz zak�opotania. Min�o par� sekund, zanim odpar�: - Sk�d ci to przysz�o do g�owy? Dragon bawi� si� chwil� szklaneczk�, a potem kontynuowa�: - Shotglass ma pseudonim wskazuj�cy na to, �e kiedy� by� pilotem, to raz. Paladin m�wi o nim nie tyle z niech�ci�, co znu�eniem, to dwa. Shotglass �mia� si� wczoraj niesamowicie, gdy Hunter m�wi� o mi�osnych podbojach Paladina, to trzy. Wreszcie ty zareagowa�e�, jakby� po�kn�� je�a. Co� w tym musi by� Maniac patrzy� na niego z podziwem. - Jeste� cholernie bystry, Chris. Cholernie - kiwa� g�ow�. - Dobrze opowiem ci, chod� to tajemnica, kt�r� poza mn� zna jeszcze tylko czterech ludzi - zni�y� g�os. - Shotglass jest m�odszy ni� na to wygl�da. Jest z tego samego rocznika co Paladin. Kiedy� byli najlepszymi przyjaci�mi. Maniac wzi�� g��boki oddech. - Pewnego razu polecieli razem na patrol. Spotkali sze�ciu czy siedmiu. Mieli ich rozpozna�, a potem wycofa� si�. Ale Shotglass, wtedy jeszcze Shotgun, odm wi� wykonania rozkazu. I wlecia� prosto w nich. Paladin pospieszy� mu zaraz na odsiecz. Wali� w Futrzak�w i zestrzeli� paru, nie pami�tam ju� ilu. Ale w ko�cu trafili Shotguna, musia� si� katapultowa�. Zrobi� to dos�ownie sekund� za p�no. Cudem prze�y�, ale wybuch ci�ko go porani�. Paladin os�ania� go, gdy inny w�adowa� mu rakiet� w plecy. A zatem i on si� katapultowa�. Obaj dostali Z�ote S�o�ce, ale Shotgun dozna� szoku. Tak ci�kiego, �e ju� nigdy nie mia� kontroli nad emocjami. Ale nie chcia� po�egna� si� z Claw. Teraz Paladin robi sobie wyrzuty, �e za wolno przylecia�, Shotglass, �e wci�gn�� przyjaciela w tarapaty. Dodatkowo Shotglass strasznie trzyma si� regulaminu. Podobno tamtego dnia by� pijany, ale ja w to nie wierz�. Teraz z kolei Maniac m�wi� dwornie, zarzucaj�c na kr�tk� chwil� lotnicz� gwar�. Ale po chwili by� ju� sob�. - S�ysza�em, �e przygrucha�e� Spirit - zmieni� temat. - Paladin ci powiedzia�? - odpar� jak najbardziej rozbawiony. - O nie, o wiele bardziej podoba mi si� Knight. - Oj, to b�dziesz musia� szar�owa�. Knight jest Icemana. Z drugiej strony, przytrzyj mu nocha, bo on ma tu prawie ka�d�. - Z jednym wyj�tkiem - dobry humor nie opuszcza� go. - Ju� ci stary dra� Taggart wszystko wypapla� - �mia� si� Maniac - �eby� wiedzia�, jak Angel gotuje, mmmm - rozmarzy� si�. - Shotglass powinien wylecie� z hukiem z tej swojej garkuchni. * * * Sta�a w drzwiach. W�osy mia�a rozpuszczone, w d�oni butelk� szampana. Pewnie od Paladina. - Nie przeszkadzam? - spyta�a. - Oczywi�cie, �e nie - odpar� odk�adaj�c ksi��k�. By� zaskoczony, ale i cieszy� si� pod�wiadomie z wizyty. - Usi�d�, Knight. Usiad�a na jego ��ku. - Zawsze wieczorem czytasz? - Tylko wtedy mam na to czas. Spojrza�a w jego twarz z wyrazem zamy�lenia. - Maniac m�wi� mi, �e jeste� strasznie bystry- przysun�a si� bli�ej. - Co� mi musi rekompensowa� wygl�d Za�mia�a si�. - Fa�szywa skromno��. Jeste� przystojny. Znowu si� za�mia�a. Najwyra�niej podobali si� sobie nawzajem. Bawili si� w te mi�osne podchody jeszcze jakie� p� godziny. Potem uton�� w g�szczu jej w�os�w. * * * Czu� si� podle. G�owa p�ka�a z b�lu, nastr�j mia� melancholijny. Nie cierpia� tego. Wsta�, wzi�� prysznic i uda� si� na �niadanie. Dzi� mia� wolne. Jego eskadra by�a akurat zwolniona z patrolowania, a i nie planowano �adnej misji. Przy stoliku mieli� w ustach potraw� zwan� przez Shotglassa jajecznic�, cho� niewiele j� przypomina�a. Siedzia� z Paladinem, Hunterem i Maniackiem. - Masz mocno zamy�lony wyraz twarzy - powiedzia� Taggart, gdy ju� zostali sami - Kt�ra? Spojrza� bez cienia emocji na starego wiarusa. - Knight - mrukn��. - Niech�esz ci� szlag, cicha woda - chichota� Paladin - Szybki jeste�. - Musimy o tym m�wi�? - zacz�� delikatnie. - Oczywi�cie nie. Mam dla ciebie niez�y spos�b na zabicie czasu. - Aha? - Dzi� b�d� �ciera� z�by na k��tni z Icemanem i Bossmanem o s�uszno�� Czwartego Artyku�u Konwencji Terra�skiej. B�dzie za mn� Hunter. Obaj uwa�amy, �e jest s�uszny. Czwarty Artyku� Konwencji Terra�skiej m�wi� o traktowaniu kot�w Kilrathi jako istot rozumnych, w zwi�zku z tym o stosowaniu wobec nich praw i zwyczaj wojennych Ziemi. - B�d� tam - odpar� bez przekonania. - Nie rozumiem tylko jednego - doda� po chwili. - Czym zas�u�y�em na zaproszenie? Paladin u�miechn�� si�. - W ci�gu dwu dni namiesza�e� tyle, �e w innych eskadrach zaczynaj� kr��y� o tobie legendy. Zestrzeli�e� czterech go�ci w pierwszym locie, owin��e� sobie wok� palca dziewczyn� zaj�t� przez innego. Og�lnie m�wi�c, stajesz si� s�awny. Uznali�my, �e mo�esz mie� co� ciekawego do powiedzenia. - Paladin - spyta�, zmieniaj�c temat - By�e� kiedy� zakochany? - By�em �onaty - odpar� Taggart. - Zgin�a podczas jednego z najazd�w Kilrathi. - Przepraszam - poczu� si� winny. - Nie masz za co, Dragon - odpowiedzia� ju� spokojnie Paladin - Chyba ju� pora zacz��. Wstali i przeszli do jego kajuty. Hunter le�a� rozwalony na jednej z sof, puszczaj�c leniwie k�ka dymu. Bossman sprawdza� jeszcze jakie� notatki w notebooku, Iceman sta� przy iluminatorze. Na widok Paladina stan�li na baczno��. - Spocznijcie panowie - powiedzia� Taggart. A wi�c by� dow�dc� eskadry, cho� zawsze m�wi� o sobie "najstarszy oficer". - I, jak zwykle, jeste�my na ty. - Spoko - stwierdzi� Hunter. - Dragon, masz ju� ustalone stanowisko? Spojrza� na niego niepewnie. Nigdy specjalnie g��boko nie zastanawia� si� nad tym prawem, ale nie uwa�a� go za b��dne. - My�l�, �e tak - powiedzia� po chwili - Uwa�am, �e konwencja jest s�uszna. Bossman mrukn�� co� na kszta�t "tak my�la�em", a Iceman usiad� na ��ku Paladina. Sam Taggart usiad� przy komputerze. - Zaczynajcie. Bossman chrz�kn�� i zacz�� m�wi� tonem wyk�adu. - Uwa�am, �e prawo terra�skie powinno zosta� zmodyfikowane. Kilrathi nie mog� by� traktowani jako je�cy, poniewa� nale�� do innego gatunku i walka z nimi ma charakter walki o przetrwanie. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e niebawem staniemy przed wyborem my albo oni. Dlatego walka z nimi powinna mie� charakter walki totalnej. - Wyduma� to niejaki Adolf Hitler siedemset lat temu - westchn�� Ian St. John - Tyle, �e wobec ludzi. - Futrzaki nie s� lud�mi - wtr�ci� Iceman. - C� za spostrzegawczo�� - lekko z�o�liwie skwitowa� Paladin. - Tym niemniej s� istotami rozumnymi i osi�gn�li to wszystko, co my w por wnywalnym czasie. Grzanie dzia�kiem laserowym do wykatapultowanego Futrzaka b�dzie jak bezmy�lne t�pienie zwierz�t. Zreszt� polecieli�my w kosmos nie po to, �eby podbija�, a po to, �eby spotka� inne istoty rozumne. - Ale te istoty rozumne chc� nas za wszelk� cen� zniszczy� - odpar� Bossman. - Bo tak im do �b�w wbijaj� od ma�ego. Skasujmy cesarza i jego �wit�, a zobaczymy jakie s� naprawd� - t�umaczy� Hunter. - Tym niemniej to inni ni� cesarz i jego �wita dr� si� do videofonu, �e upiek� nas �ywcem. - Drze� si� mo�esz i ty - odezwa� si� wreszcie Dragon. - Nie mam wielkiego do�wiadczenia, ale nie s�dz�, �e zabijanie dla profilaktyki mo�e oznacza� te wszystkie cechy i przymioty, kt�rymi si� szczycimy. - Co masz na my�li? - spyta� Bossman. - Cz�owiecze�stwo, zrozumienie, d��enie do pokoju - m�wi� wolno - Po raz pierwszy i, jak dot�d jedyny od pi�ciu tysi�cy lat, uda�o si� to zrealizowa� zak�adaj�c Konfederacj� Terra�sk�, czyli ��cz�c wszystkie pa�stwa i kolonie w jedno. Teraz nie mo�e si� okaza�, �e to wszystko zosta�o zrobione tylko po to, aby skuteczniej wymordowa� wrogi gatunek. - Kto m�wi o wymordowaniu gatunku? - spyta� pretensjonalnie Iceman - M�wimy tylko o karaniu bandyt�w, kt�rzy nie uznaj� �adnych praw je�ca. - Skoro tak gardzisz Futrzakami - powiedzia� sentencjonalnie St. John zapalaj c drugie cygaro - to nie zni�aj si� do nich poziomu. - Je�eli tego nie zrobi�, zgin� setki kolejnych ch�opc�w, �wietnych pilot�w, a Kilrathi b�d� kpi� z nas i ��da� uwolnienia je�c�w. - A my zbijemy na tym kup� szmalu - odpowiedzia� Hunter. - Ale oni wci�� b�d� mieli pilot�w! - Je�eli im ich nie oddamy, cesarz mo�e, na przyk�ad, rozkaza� atakowa� nasze kolonie - m�wi� Blair. - W�wczas i my zaczniemy wojn� na wyniszczenie. Przecie� nie b�dziemy patrzyli z za�o�onymi r�kami na nasz� zag�ad� - skwitowa� pewien ju� triumfu Bossman. - S�dz�, �e wyszli�cie ze z�ego za�o�enia - powiedzia� po d�u�szej chwili, widz�c, �e Hunter i Paladin z�o�yli ju� bro�. - Tej wojny nie wygra ten, kto ma wi�cej �o�nierzy, marynarzy i pilot�w, a ten, kto ma wi�cej my�liwc�w, czo�g�w i okr�t�w. Musimy wygra� sprz�tem, a stracimy mniej ludzi. Sami Kilrathi nie b�d� gro�ni bez Dralthich, Salthich i Krant�w. Zaraz po tych s�owach nasta�o milczenie. Paladin i Hunter patrzyli z podziwem na Dragona. - Ciekawy argument - powiedzia� Iceman, tak�e zaskoczony.- Gratuluj� b�yskotliwo�ci. Wyszed� razem z Bossmanem. - Synu, masz bani� nie od parady - skwitowa� Hunter. - Iceman przegra� jak m�czyzna - zauwa�y� Blair - Ale nie z�o�y� jeszcze broni. - Pierwszego dnia my�la�em, �e jeste� zbyt pewny siebie - zwierzy� si� Paladin - A tym czasem widz�, �e jeszcze niejeden numer wykr�cisz. - Dzi�ki za mi�e s�owa - powiedzia� Blair. - Hunter, chc� ci� o co� spyta�. - Hm? - Czy w my�liwcu te� palisz cygaro? - Nie, ale �uj� gum� tytoniow�. Co robimy? * * * To ju� by� drugi jego lot. Znowu towarzyszy�a mu Spirit. Wielki, powolny i ci�ki transportowiec klasy Drayman, kt�ry zosta� tu teleportowany Hiperskokiem, mia� na pok�adzie komandos�w, kt�rzy w nieznanym celu lecieli na planet� Hermes. Mieli go eskortowa� do nast�pnego punktu teleportacyjnego, odleg�ego o jakie� dziewi��set tysi�cy mil. Przy �redniej pr�dko�ci rz�du 30 mil na sekund�, oznacza�o to dziesi��, dwana�cie godzin lotu. Dzi� mog�o by� gor�co. Jak przekaza� wywiad, do polowania na wrogie transporty wys�ano asa floty lotniczej Kilrathi, Bhuraka Starkillera, maj�cego na li�cie sze��dziesi�t cztery zestrzelenia w�r�d floty terra�skiej. W��czy� autopilota i wzi�� do r�ki ksi��k�. Rozkaz Halcyona m�wi� wyra�nie, �eby zachowa� cisz� a� do spotkania z przeciwnikiem. Automatycznie oznacza�o to tak�e zakaz s�uchania radia. Znudzi�o mu si� po trzech godzinach. Pierwszy punkt kontrolny b�dzie za godzin� i tam prawdopodobnie spotkaj� pierwszych nieprzyjaci�. Nast�pny za trzysta tysi�cy mil. Potem b�d� ju� w strefie patrolowej, a wi�c nie b�dzie wroga. Chyba, �e zaatakuje wi�kszymi si�ami. - Dragon, przeciwnik przed nami - ostrzeg�a Spirit. Trzy wrogie maszyny, nieco z boku. - Jestem gotowa. - Nie Spirit, musimy by� blisko Draymana. - Zrozumia�am - wysun�a si� lekko do przodu. Trzy Salthi, jak wskazywa� radar i celownik, zbli�a�y si� bardzo szybko. Prze��czy� rakiet� Javelin na bro� aktywn�. Szybko namierzy� na pierwszego. Wkr�tce pojawi� si� czerwony celownik pomocniczy i zamigota�. Odpali� rakiet� i w��czy� dopalacz, aby od razu dobi� ofiar�. Salthi oberwa� w prz�d, seria z lasera dobi�a go. Spirit zaj�a si� drugim, gdy tymczasem trzeci podlecia� do Draymana i odpali� w niego rakiet�. - Co� nie wysz�o, ma�po? - us�ysza� w videofonie. - Starkiller przyby�, wi�c gi�. - M�j ogie� ci� zniszczy! - odpowiedzia� Blair przyspieszaj�c i doganiaj�c Bhuraka - Mi�o mi. Salthi zrobi� zwrot i zn�w gna� prosto na Draymana. Bi� laserami w transportowiec. Blair te� wykr�ci� i ruszy� za Bhurakiem, z daleka strzelaj�c, licz�c, �e je�li nawet nie trafi we wrogiego asa, to utrudni mu celowanie. Jednak ju� w chwil� p�niej Bhurakowi odpad�y jakie� cz�ci pancerza. Raczej szcz�liwy zbieg okoliczno�ci ni� precyzja. - Ho, ho, ten ma�pi ch�opak umie walczy� - powiedzia� Starkiller podnosz�c sw j my�liwiec w g�r�. - Wyzywam ci�, Dragon! - Przyj��em! - odpar� Blair. Wyrwa� w g�r� i goni� Bhuraka. Ale przeciwnik nie by� ��todziobem. Wykona� p�tl� i lecia� teraz w d� strzelaj�c laserami. Dragon obr�ci� si� o dziewi��dziesi�t stopni i te� otworzy� ogie�. Po chwili jednak gwa�townie wykr�ci� w bok. W��czy� dopalacz, �eby podliza� rany, ale zaraz zgani� si�, �e zostawi� Draymana samego. Tymczasem Bhurak lecia� za nim, a nie do transportowca. - Czemu nie zaatakowa�e� Draymana? - Teraz wa�ny jest pojedynek. - Ach tak - odpar� wykr�caj�c w bok i wychodz�c na frontalny atak. Bhurak nie zmieni� kierunku. Ogie� otworzyli r�wnocze�nie. Tym razem Blair poszed� na ca�o��, niemal zderzaj�c si� z Bhurakiem. Przyp�aci� to utrat� jednego dzia�ka i systemu katapultowania si�. - Niech�esz ci�, Dragon - powiedzia� Starkiller. - Odpi��e� mi ca�� bro�. Wracam do bazy, nie namodz� tu wiele. Mam nadziej�, �e si� jeszcze spotkamy. Na razie punkt dla ciebie! Wr�ci� do Draymana. Spirit ju� dawno upora�a si� ze swoim przeciwnikiem i zgodnie z rozkazem trzyma�a si� blisko transportowca. - Uciek� mi - powiedzia� w eter. - I tak si� dobrze spisali�cie, podporuczniku Blair - odpowiedzia� mu kto� z Draymana. - To by� w ko�cu Bhurak. Powiedzia� nam, �e tu ko�czy si� nasz lot. - Jestem zdumiona tob�, Dragon - doda�a Spirit. - Odegna�e� samego Starkillera. Wyobra�am sobie, jak� min� b�dzie mia� w bazie, gdy dowie si�, �e odp�dzi� go nowicjusz. - Dzi�kuj�, Spirit - odpar�. - Jak s�dzisz, czy teraz musimy przestrzega� ciszy radiowej? - Nie musicie - wtr�ci� si� kto� z Draymana. - D�u�ej ju� nie wytrzymam. Lecimy prawie cztery godziny razem, a nie zamienili�my nawet s�owa. Sk�d jeste�cie? * * * - Spirit, pod nami - przerwa� dowcip radiotelegrafi�cie Draymana. - Przykro mi stary, ale musimy ci� broni�. - Przykro b�dzie ci wtedy, jak nas zestrzel� - odpar� weso�o radiotelegrafista. - W imieniu Ziemi przypalcie im ty�ki! I tym razem starali nie oddala� si� zbytnio od transportowca. Ju� wkr�tce auto-celownik poda� mu informacje o najbli�szym celu. My�liwiec Dralthi. - Talerzowce! W��czy� dopalacz i pogna� na niego, staraj�c si� lecie� nieco ni�ej. Zaraz potem przyci�gn�� dr��ek do siebie i zacz�� strzela�. Wi�zka lasera zdj�a z Dralthiego ca�y pancerz. Poprawi� jeszcze rakiet� i ju� mia� sz�stego na li�cie zestrzele�. Nast�pny Talerzowiec usiad� mu na ogonie i goni�, ci�gle pluj�c wi�zkami lasera. Blair zszed� mu z przed nosa i nieoczekiwanie wyszed� na innego Dralthi'ego. Dart trafi� w najs�abszy punkt my�liwca, jego bok. Tymczasem i jego trafi�a rakieta. Z przera�eniem spojrza� na spustoszenie, jakie poczyni�a. Zniszczy�a ca�y pancerz, i nap�d jonowy. Generator tarczy pracowa� ju� tylko na trzydziestu procentach mocy. Wystarczy jeden strza�. W��czy� dopalacz i wr�ci� do Draymana. Je�eli sprytnie si� ukryje, mo�e zaskoczy� kt�rego�. - Zdo�a�am zestrzeli� jednego, Dragon! - Gratulacje, Spirit! - pomy�la�, �e te dwa s�owa zabrzmia�y bardziej realistycznie ni� wszystkie hymny pochwalne Spirit o jego talencie. Tymczasem wprost na niego wylecia� zza Draymana Dralthi. Nie uda�a si� wi�c pu�apka. Znowu polecia� ni�ej ni� przeciwnik, by potem niespodziewanie zaatakowa� go od do�u. Ale teraz nie mia� ju� rakiety. Gwa�townie szarpn�� dr��kiem, aby t� jedn� chwil� by� na tyle Dralthiego. Zaliczy� jeszcze jedno trafienie. Baterie lasera wyczerpa�y si�. Talerzowiec zacz�� ucieka�. Natychmiast w��czy� dopalacz i jeszcze raz pocz�stowa� laserem. Tym razem wystarczy�o. - Z �alem prosz� o wsparcie! - us�ysza� g�os Spirit. Od razu pogna� w jej stron�. W ko�cu ju� raz ocali�a go. K�tem oka spojrza� na jej uszkodzenia, wy�wietlone w�a�nie przez komputer. By�a ju� uszkodzona we wszystkich sektorach. - Spirit, prosz�, wracaj do bazy - krzykn��. - M�j honor to pos�usze�stwo - powiedzia�a kieruj�c si� prosto na Dralthiego - Ale to nie by� rozkaz! Jej maszyna zderzy�a si� z Talerzowcem. - Jezu Chryste! - krzykn��, a przera�enie �cisn�o mu gard�o. Ale nagle na tle nies�yszalnej eksplozji dostrzeg� malutki, szary kszta�t. - Niech ci� diabli, dziewczyno - powiedzia� z ulg�. - Czego� takiego ju� pewnie nie zobacz� - powiedzia� Drayman. - Ona wzi�a na siebie zalokowan� w nas rakiet�. B�g jeden wie, kogo w ko�cu trafi�a. * * * Odprawa zaraz po obiedzie najbardziej popsu�a humor Hunterowi. - Ale sobie wybrali por� na atak - mrucza� po drodze na pok�ad hangaru. - Pora� pierwszy od d�u�szego czasu mamy szans� by� w ofensywie - powiedzia� Halcyon. - Dlatego, zanim przyb�d� nowe si�y wroga, wy�lemy was na g��boki rekonesans w przestrze� kontrolowan� przez Kilrathi. Lecimy parami... - Lecicie - poprawi� Hunter. - St. John! Znowu podpadasz. - S�dzi�em, �e si� pan przyzwyczai�. Halcyon nie da� si� wyprowadzi� z r�wnowagi. - St. John za kar� pozostanie w bazie. - Ale�... - zacz�� Hunter. - Trzeba by�o my�le� wcze�niej. Paladin, b�dziesz skrzyd�owym Angel, Iceman ze Spirit, Bossman z Knight, no i nasi najm�odsi. Rozwalcie wszystko, co spotkacie. Aha, ma�a niespodzianka. Po ostatnich wyczynach Spirit i Dragona dow�dztwo sektora zdecydowa�o si� przyzna� wam nowe maszyny. Od dzi� latacie na Scimitiarach. Wszyscy wybuchn�li �miechem rado�ci. Podniesiono wreszcie statut eskadry, dawno jej si� to nale�a�o ze wzgl�du na zas�ugi. - Odmaszerowa� - przywo�a� ich do porz�dku suchy g�os Halcyona * * * Maniac niecierpliwie zmienia� pozycj� lotu wzgl�dem Dragona. Sta� si� jeszcze bardziej nerwowy, gdy w pierwszych dwu punktach nawigacyjnych nie spotkali nikogo. - Dopalacz, Blair! - odezwa� si� nagle Marshall. - Zwariowa�e�? - Nie. Inaczej miny oblec� ci� jak muchy. Maniac wyra�nie oddala� si�. C� innego mu pozosta�o, pod��y� za nim. - Niech�esz ci�, masz racj�! - zakrzykn�� do Todda, gdy opu�ci� pole minowe bez jednego uszkodzenia. - Musisz si� jeszcze sporo nauczy�! - odpar� Maniac. - Hej! Tam s� b�karty! - zakrzykn�� po chwili Marshall, oddalaj�c si� ze znaczn� szybko�ci�. Na radarze Dragon widzia� przynajmniej dziewi�ciu przeciwnik�w. - Maniac, wracaj, wariacie! - wydar� si� do videofonu. - Zapomnij o tym. Kln�c na swojego skrzyd�owego przyspieszy�, ale zastosowa� sw�j manewr z poprzedniej batalii, lec�c nieco ni�ej. Gdy otworzy� ogie� z miotacza materii, wystarczy�o kilka sekund, aby Salthi rozlecia� si� w kawa�ki. - Pomocy! Rozerw� mnie na kawa�eczki! - zakrzycza� Maniac. - Po co� si� tam pcha�? - mrukn�� Dragon, kieruj�c si� w jego stron�, wal�c z dzia�ek do wszystkiego co popadnie. Po chwili szybkostrzelno�� gwa�townie zmala�a. Energia w miotaczu materii wyczerpa�a si�. Tymczasem dwa Salthi siad�y mu na ogon. Dopalacz i d�, wprost na Maniaca. Tamten w g�r�, dwa Salthi rozbieg�y si�. - Ha, mam jednego! - krzykn�� Maniac. Dum, dudum... Ju� iskrzy�y si� jakie� przewody, wysiad� auto-celownik, uszkodzony Intercom. - Maniac, idioto, ma�o mnie nie rozpieprzy�! - Hej, mam drugiego! Dragon w tej samej chwili wyplu� seri� w jakiego� uszkodzonego ju� przeciwnika. Odpad�o skrzyd�o, potem wi�zka materii zniszczy�a kabin� pilota. To cud, �e po chwili w pr�ni� wylecia�y jeszcze zw�oki Kilrathiego. Blair zn�w widzia� przed sob� przeciwnika. Lecia� wprost na niego. Chris zni�y� lot i wzi�� go, jak zawsze od do�u. Jednak�e przeciwnik te� polecia� w d�, przez co omal si� nie zderzyli. - Atak od do�u, gdzie� to ju� widzia�em! - zachrobota� znajomy g�os - To ty, Dragon? - Witaj Starkiller! Rewan�? - Czemu nie? Odlecieli kawa�ek od walcz�cych w t�oku Salthi i Maniaca. - Wiesz, nie spodziewa�em si�, �e pokona mnie nowicjusz! - Jeszcze tego nie dokona�em... Frontalna szar�a, po pierwszych trafieniach obaj skr�cili. - Wracaj, wariacie! - krzykn�� Maniac. - Nie cytuj mnie! Ha, teraz on mia� swoje ma�e szale�stwo. Bhurak tym razem atakowa� o wiele gro niej, jedynie gwa�towne wpadni�cie mu w celownik jednego z Salthi zatrzyma�o seri�, kt�ra niechybnie odes�a�aby Blaira do wieczno�ci. Dragon skwapliwie dobi� przeciwnika, kt�ry przypadkiem ocali� mu �ycie. Odlecia� gdzie� daleko i wypali� wszystkie rakiety w kot�owisko maszyn, nie zwa�aj�c, do kt�rej celuje. Ale z przyjemno�ci� odnotowa� znikni�cie z radaru dwu kropek. - Farciarz! - krzykn�� Maniac. W jego g�osie s�ysza� zazdro��. Jeszcze pi�ciu. W�r�d nich sam Bhurak. Co by nie m�wi�, Maniac by� narwanym, ale �wietnym pilotem. Zestrzeli� jeszcze dwa, a ostatni nie m�g� sobie z nim da� rady. Ale tymczasem Bhurak siad� mu na ogon. Uszkodzony system katapultowania si�, zniszczona ostatnia rakieta, zniszczony jeden miotacz materii. - Kurwa! - Blair, musisz mi pom�c! - Sam mam k�opoty! Jeszcze jedno trafienie. Ale i Salthi Bhuraka nie wygl�da� dobrze. - Zabawne - us�ysza� chrapliwy g�os Kilrathiego - Walczymy dwie minuty, a jeste�my obaj poszarpani �e ho. C�, ja lec�, ale ty te� najlepiej nie wygl dasz! - Remis? - Masz to cz�owieku. Od tej pory zawsze wzywaj Starkillera. To dziwne, zaczynam ci� lubi�. A przecie� walczymy na �mier� i �ycie. Kilrathi wy��czy� si� i odlecia� gdzie� w przestworza. Blair zawr�ci�, �eby pom�c Maniackowi. Same jego przybycie wystarczy�o, aby sp�oszy� ostatniego my�liwca. - Nie spieszy�e� si�! - rzuci� w�ciekle Marshall. - To by� Bhurak! - A ich o�miu! Bez pojedynk�w, bohaterze! - Wola�by�, �eby tobie przypali� dup�? Trzeba by�o jeszcze bardziej szar�owa�! - Ha, za to mam ich czterech - twarz Maniacka migota�a w videofonie Intercomu. - Ja trzech - odwarkn��. - I jednego uszkodzonego! M�dl si�, �eby to by� koniec! - Do kogo? Nie odpowiedzia�. * * * - Albo, ch�opcze, masz takie cholerne szcz�cie - zacz�� Halcyon, osobi�cie pofatygowawszy si� na pok�ad hangarowy. - Albo jeste� cholernie dobry. Mog� wam powiedzie�, �e podczas waszego patrolowania uderzyli�my na wrogi niszczyciel. Jest ju� przesz�o�ci�. No, zmiata� mi, m�odzie�y! - Stary jest w strasznie dobrym humorze - zauwa�y� po chwili Dragon - Musia�o si� im uda�. - Za to nam si� prawie nie uda�o - odwarkn�� Maniac - Nie znasz zwyczaj�w, ale zapami�taj sobie, �e najpierw wsp�praca, potem szale�stwo! - Chyba nie zawsze o tym pami�tasz - powiedzia� ostro Blair. - Christopher - zacz�� Maniac, z trudem panuj�c nad sob�. - Lubi� ci�, ale ka�dy ma sw�j styl pracy. - Postaram si� zapami�ta�... W barze spotka� Huntera i Spirit. Ian, oczywi�cie, z cygarem, Mariko z gitar�. - O, nasze asy! - krzykn�� St. John, przygl�daj�c si� uwa�nie ich mundurom. - Halcyon nie m�wi� wam? Spojrza� na niego pytaj�co. - Bierzcie tego starego drania Taggarta i biegiem do Halcyona! - przybra� surowy wyraz twarzy - Gamonie! Paladin wychodzi� w�a�nie z koszar eskadry z dwoma pismami pod r�k� i pi�knym, staro�wieckim pi�rem w drugim. - Przodem! - krzykn�� na nich - Spirit, wstyd� si�! Taki �wietny pilot jak ty - znowu jego g�os nie by� z�o�liwy. - A wy mo�ecie odk�ada� �o�d na dzisiejszy wiecz�r! Shotglass, b�dziesz wisia�, je�li dzi� nie b�dzie czego� specjalnego! - Ale - chcia� co� powiedzie� Todd. - Przodem smarkaczu! Spojrzeli na siebie pytaj�co i wyszli. * * * - Przepraszam panowie, �e o was zapomnia�em - powiedzia� Halcyon, bior�c pisma od Paladina i co� na nich pisz�c. Obaj piloci stali wypr�eni jak struna, Marshall i Blair. Halcyon od�o�y� pisma i podszed� do nich. - Panowie, w zwi�zku z przekroczeniem przez was obu dziesi�ciu zestrzele�, jak i doceniaj�c wasze zas�ugi, zw�aszcza ostatni� walk�, po konsultacji z wiceadmira�em Tolwynem, mam honor awansowa� was na porucznik�w! - Tajest, panie pu�kowniku - wypalili ch�rem. - No ch�opcy, teraz dam wam kopa w g�r� - powiedzia� Paladin zak�adaj�c im gwiazdki. - Za konfederacj� Terra�sk�! - Za Ziemi�! - krzykn�� w przyp�ywie euforii Blair. - Za Marsa! - zawt�rowa� mu Maniac. * * * Min�o kilka miesi�cy, podczas kt�rych nie narzeka� na brak zaj��. Na dobr� spraw� codziennie by� w maszynie. Przez ten czas dorobi� si� nast�pnych kilkunastu zestrzele�, dzi�ki czemu prze�cign�� Maniacka, Spirit i Knight. Przyby�a jeszcze jedna gwiazdka na pagonach, sta� si� pe�noprawnym pilotem Tiger's Claw. Mia� do�� znaczny udzia� w sukcesach lotniskowca, Paladin i Hunter otaczali go odpowiednim nimbem s�awy, jak zreszt� ca�� swoj� eskadr�. Przez to wszystko Purpurowa Eskadra by�a znana w ca�ej flocie, cho� znalaz�oby si� wiele lepszych. By� to ju� dziesi�ty rok s�u�by Terran Confederance's Ship Tiger's Claw we flocie terra�skiej, a w sumie trzydziesty ca�ej wojny przeciw Kilrathim, nieustaj�cego boju toczonego po ca�ej galaktyce. Przez ten czas pada�y kolejne planety zamieszka�e przez ludzi, za ka�d� jedn� zdobyt� Konfederacja traci�a dwie. Teraz kolejna kampania w systemie Vega, wszystkie poprzednie zako�czy�y si� ca�kowitymi pora�kami. Wiele okr�t�w ci�ko postrzelonych cudem wydostawa�o si� skokiem teleportacyjnym poza sektor, jeszcze wi�cej zosta�o tu na zawsze. Tiger's Claw by� pierwszym kt�ry utrzymywa� si� tak d�ugo, cho� wielu pilot�w przypuszcza�o, �e to ich ostatnia kampania w tej wojnie, ��cznie z niejakim Doomsday'em, podporucznikiem jednej z eskadr, wiecznym pesymist�. Jedno w tej wojnie frapowa�o Blaira: Tiger's Claw zestrzeli� ju� ponad p� tysi�ca wrogich maszyn w swojej historii, a mimo to nie posun�li si� praktycznie o krok. Piloci pokroju Iceman'a mieli po czterdzie�ci zestrzele�, a Kilrathi wci�� wysy�ali przeciw nim �wietnych pilot�w. Dopiero niedawno zda� sobie spraw�, ile mia� racji m�wi�c o wojnie toczonej na sprz�t, nie na ludzi. Sam wielki Iceman by� zestrzelony przynajmniej sze�� razy, a nie poleg�, katapultuj�c si�. Tak samo by�o z innymi. Gdyby por�wna� straty i zyski, pewnie okaza�oby si�, �e tak naprawd� piloci lotniskowca zestrzelili niewiele wi�cej maszyn ni� sami stracili. * * * - Dragon, mo�esz l�dowa�! Niezgrabnie posadzi� maszyn� na pok�adzie lotniskowca, zaci�y mu si� zamki przy he�mie. - Wygl�da na to, �e by�o troch� gor�co - powiedzia� mechanik pomagaj�c mu wyj�� z maszyny. - Musz� si� napi�. W chwil� p�niej wyl�dowa� Paladin, kt�ry dzi� by� jego skrzyd�owym. - Jezu Chryste, co za lot! - powiedzia� major Taggart. Blair nie odpowiedzia�. W milczeniu dojechali a� do baru. Tam od razu poprosi� o co� mocnego do picia. Shotglass popatrzy� na niego ze zdziwieniem, ale w ko�cu wyci�gn�� spod lady butelk� w�dki i nala� mu do kieliszka. Blair wypi� jednym haustem i poprosi� o nast�pny. I jeszcze o nast�pny. - Do��! - Paladin stanowczo po�o�y� mu d�o� na ramieniu i odci�gn�� od baru. - Siadaj! Dragon pos�ucha�. Dopi� trzeci kieliszek i pocz�apa� do najbli�szego stolika. Paladin rzuci� Shotglassowi monet� i usiad� obok Blaira. - S�uchaj ch�opcze - zacz�� po chwili - takie rzeczy si� zdarzaj�. To bardzo smutne, wstydem by�oby nie odczuwa� �alu, ale pami�taj, cholera, �e to jest pieprzona wojna. Ona naprawd� nie jest pierwsza i nie b�dzie ostatnia. No, pami�taj, �e ja te� straci�em �on� - poklepa� Dragona po ramieniu. - Chris, nie b�d� bab�. - Widzia�e�, co on zrobi�? - spyta� po chwili Blair. - Kto? - Bossman. Wycofa� si� i j� zostawi�! - Dobrze wiesz, �e to nie by�o tak. I nie pr�buj wini� za to starego Kiena. On te� czuje si� podle, inaczej nie z�o�y�bym wniosku o prze�o�enie raportu. To do�wiadczony pilot, ale wierz mi, strata skrzyd�owego boli nawet najwi�kszych as�w. Wycofywa� si�, bo taka by�a konieczno��. I kaza� to zrobi� Knight! - Ale to ona zgin�a! M�g� j� os�ania�! - wzrok Blaira robi� si� coraz bardziej m�tny. - S�uchaj, Chris, a ty odda�by� �ycie za ka�dego pilota, z kt�rym latasz? Blair d�ugo nie odpowiada�. - Nie wiem - westchn�� w ko�cu. - No, to bierz si� w gar�� i idziemy! Paladin wsta� i ruszy� do drzwi, Dragon pod��y� za nim. Pojechali winda pi�tro wy�ej i poszli wprost do kwatery Halcyona. Pu�kownik razem z Bossmanem czekali ju� w �rodku. - James, opowiadaj - westchn�� ci�ko Halcyon. Blair po raz pierwszy widzia� na jego twarzy smutek. Taggart poczeka�, a� wszyscy usi�d� i zacz�� zdawa� relacj�. - Zgodnie z rozkazem lecieli�my w dwu grupach, ka�dy oddzielnie sprawdza� swoje punkty nawigacyjne. Dopiero punkt trzeci mia� by� wsp�lny, tam te� spodziewali�my si� silnie strze�onego konwoju przeciwnika. Szans� na to, �e uda nam si� wszystkim dotrze� jednocze�nie, by�y niewielkie. Dlatego w�a�nie Bossman z Knight przyby� wcze�niej, nie spotykaj�c w swoich punktach nawigacyjnych �adnego przeciwnika. Ja z Deathknghtem spotkali�my jeden klucz Krant�w, w liczbie trzy. Dwa z nich zestrzelili�my, jeden uciek�. Gdy dotarli�my do konwoju, Knight z Bossmanem ju� walczyli, �ci�gn�li na siebie ca�� eskort�, sze�� Krant�w. My z Dragonem, wykorzystuj�c sytuacj�, rozprawili�my si� z transportowcami. Kiedy chcieli�my uderzy� jeszcze na Kranty, Bossman wyda� rozkaz odwrotu. Widzia�em zar�wno jego, jak i Knight na autocelowniku, decyzja jak najbardziej s�uszna. Bossman jednak nie poci�gn�� za sob� reszty, wszystkie sze�� rzuci�y si� na Knight i zestrzeli�y j�. My z Dragonem os�aniali�my tak d�ugo, jak tylko si� da�o Bossmana, poczym te� wzi�li�my nogi za pas. Dragon zdo�a� jeszcze jednego zestrzeli�. Bilans akcji: zestrzelone dwa transportowce typu Dorkir, trzy my�liwce typu Krant. Ja zdo�a�em zestrzeli� dwa, Dragon trzy, Bossman tym razem bez zmian. Stracili�my Knight. Zapad�a cisza. Siedzieli w bezruchu, a� w ko�cu Halcyon rozpocz�� poruszanie ostatniej formalno�ci. - Cia�a kapitan San Juan nie odnaleziono. Symboliczny pogrzeb za godzin�. Powiadomcie reszt� eskadry. Bossman zostaniesz jeszcze ze mn� chwil�. Wy jeste�cie wolni. W godzin� p�niej ca�a eskadra, a tak�e po dwu przedstawicieli z pozosta�ych, ksi�dz i pu�kownik Halcyon oddawali ostatni honor poleg�ej. Lecz nawet gdy ju� wszyscy si� rozeszli, na bocznym skrzydle pok�adu startowego, powszechnie zwanego przez pilot�w Cmentarzem, sta�y trzy osoby. Dla Spirit by�a to ju� strata drugiej bliskiej osoby na lotniskowcu. �zy w oczach Japonki by�y wielkie, sp�ywa�y po twarzy zostawiaj�c brzydkie zaczerwienienia. Paladin sta� obok i trzyma� r�ce na ramieniu m�odego kapitana, z kt�rym � czy�a go ogromna przyja��, zdolna pokona� dwadzie�cia lat, jakie ich dzieli�y. Gdy zeszli z pok�adu i zdj�li kombinezony, podesz�a do nich Angel. Na jej pi�knej twarzy nie malowa�o si� �adne uczucie. - Blair, jutro lecisz poranny patrol o pi�tej rano z Bossmanem. - Dzi�kuj�, pani kapitan - powiedzia� z wyr