2274
Szczegóły |
Tytuł |
2274 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2274 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2274 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2274 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kurt VONNEGUT
"Losy gorsze od �mierci"
przek�ad
Jan Rybicki
Tytu� orygina�u
Fates Worse than Death
Projekt graficzny ok�adki
Maciej Sadowski
Projekt graficzny serii i fotografia na ok�adce
Copyright (c) 1994 by Maciej Sadowski
Redakcja merytoryczna
Mirella Remuszko
Redakcja techniczna
Anna Wardza�a
Copyright (c) 1991 by Kurt Vonnegut
For the Polish edition
Copyright (c) 1994 by Wydawnictwo Amber Sp. z o. o.
ISBN 83-7082-741-1
Wszelkie postacie tak �ywe, jak umar�e, s� ca�-
kowicie przypadkowe i jako takie nie powinny
by� brane dos�ownie. Autor nie zmieni� ani
jednego nazwiska �adnej z wyst�puj�cych tu
os�b, bo B�g Wszechmog�cy i tak chroni nie-
winnych.
Pami�ci Kurta Vonneguta seniora
Bo�e, kt�ry wspiera�e� mnie dot�d, pozw�l mi
nadal prowadzi� to dzie�o i wszystko, co czyni�
w obecnym wcieleniu, bym - gdy ostatniego
dnia b�d� zdawa� spraw� z powierzonych mi
talent�w - otrzyma� przebaczenie w imi�
Jezusa Chrystusa, Pana Naszego. Amen
SAMUEL JOHNSON
zapis w dzienniku z dnia 3. kwietnia 1753,
podczas pracy nad
S�ownikiem j�zyka angielskiego *
* I dlatego 3. kwietnia mo�na uwa�a� za "Dzie� Pisarza".
Przedmowa
Na zdj�ciu obok, zrobionym przez Jill Krementz
(moj� �on�) jestem z wielkim pisarzem niemieckim,
Heinrichem B�llem (by�ym szeregowcem piechoty,
podobnie jak ja, Norman Mailer, James Jones i Gore
Vidal). Jedziemy autobusem turystycznym na zwie-
dzanie Sztokholmu w czasie mi�dzynarodowego
zjazdu PENklubu, organizacji pisarzy (Poet�w, Po-
wie�ciopisarzy, Eseist�w, Nowelist�w) odbywaj�cego
si� w 1973 roku. W�a�nie opowiedzia�em Bollowi
o pewnym niemieckim weteranie drugiej wojny
�wiatowej (moim znajomym stolarzu z przyl�dka
Cod), kt�ry przestrzeli� sobie udo, �eby go nie
wys�ali na front wschodni. Rana zagoi�a si�, zanim
jeszcze dojecha� do szpitala (by�a mowa o s�dzie
wojennym i plutonie egzekucyjnym, ale tymczasem
Armia Czerwona wzi�a do niewoli ca�y szpital). Boll
odpar� na to, �e najlepiej postrzeli� si� przez boche-
nek chleba, �eby w sk�rze nie zosta�y spalone ziaren-
ka prochu. Z tego w�a�nie �miejemy si� na zdj�ciu.
(Trwa�a w�wczas wojna wietnamska, podczas kt�rej
na pewno wielu piechur�w zastanawia�o si�, czy nie
zrani� si� w�asnor�cznie, a potem uda�, �e dokona�
tego wr�g).
P�niej (kiedy ju� przestali�my si� �mia�) stwier-
dzi�, �e po wojnie francuscy pisarze, Jean-Paul Sartre
i Albert Camus, uganiali si� za niemieckimi kolegami
po pi�rze, �eby ich zapyta�: "A jak wy�cie to
widzieli?" (Podobnie jak Sartre i Camus, Boll tak�e
mia� otrzyma� literack� nagrod� Nobla). Na rok
przed �mierci� - w 1984 - Boll, kt�ry sko�czy�
w�wczas sze��dziesi�t siedem lat (ja osi�gn��em ten
wiek rok temu, a nadal pal� tyle, co on), zaprosi�
mnie do telewizyjnego dialogu o niemiecko�ci, na-
grywanego i opracowywanego dla BBC. Poczu�em
si� zaszczycony, bo uwielbia�em i tego cz�owieka,
i jego tw�rczo��. Zaproszenie przyj��em. Program
by� kompletnym niewypa�em, mglisty, melancholijny
i do�� bezsensowny, cho� co jaki� czas wy�wietlaj�
go w ameryka�skiej telewizji kablowej, kiedy akurat
nie maj� nic lepszego. (S�u�ymy tam jako paku�y
owini�te wok� tandetnej bi�uterii w wielkim pudle,
�eby si� nie obi�a). Zapyta�em go wtedy, jaka jest
najniebezpieczniejsza wada narodowa Niemc�w, a on
odpar�: "Pos�usze�stwo".
A oto ostatnie s�owa, jakie wypowiedzia� do mnie
za �ycia (chodzi� ju� wtedy o dw�ch laskach, a dalej
dymi� jak komin; w zimnej, londy�skiej m�awce
wsiada� do taks�wki na lotnisko): "Och, Kurt, tak
mi ci�ko, tak mi c i � � k o". By� jednym z ostatnich
w�r�d swych rodak�w, kt�rzy czuli jeszcze �al i wstyd
z powodu roli, jak� odegra� ich kraj w drugiej wojnie
�wiatowej i tego, co j� poprzedzi�o. Na stronie wyzna�
mi, �e nie cierpi� go za to, �e pami�ta, gdy przyszed�
czas zapomnienia.
Czas zapomnienia.
Przedmow� pisze si� zwykle na samym ko�cu,
chocia� w�a�nie j� pierwsz� ma zobaczy� czytelnik.
Min�o sze�� miesi�cy od uko�czenia zasadniczej
cz�ci niniejszej ksi��ki. Dopiero teraz, gdy wraz
z moj� redaktork�, Faith Sale *, szykujemy to stwo-
rzenie do spania, doszywam dla niego tak� ko�derk�.
W tym czasie moja c�rka Lily zd��y�a sko�czy�
osiem lat. Zawali�o si� imperium rosyjskie. Ca�� bro�,
kt�rej, jak nam si� zdawa�o, mogli�my kiedy� u�y� na
ZSRR, stosujemy teraz bez obciachu i oporu prze-
ciwko Irakowi, pa�stwu o szesnastokrotnie mniejszej
liczbie ludno�ci ni� USA. Mowa, wyg�oszona wczoraj
przez naszego prezydenta, na temat dlaczego nie by�o
innego wyj�cia i musieli�my zaatakowa� Irak, mia�a
najwy�sz� ogl�dalno�� w historii telewizji, bij�c
wieloletni rekord, nale��cy, pami�tam, do Mary
Martin w Piotrusiu Panu. Tak jest; r�wnie� wczoraj
nast�puj�co wype�ni�em kwestionariusz przedstawio-
ny mi przez brytyjski tygodnik Weekly Guardian:
Pytanie: Co jest dla pana doskona�ym szcz�ciem?
Odpowied�: Wyobra�anie sobie, �e gdzie� jest co�,
co chce, �eby nam si� tu podoba�o.
P: Kogo z �yj�cych podziwia pan najbardziej?
O: Nancy Reagan.
P: Jakiej cechy najbardziej nienawidzi pan u innych?
O: Darwinizmu spo�ecznego.
P: Jakim samochodem pan je�dzi?
O: Honda accord rocznik 1988.
P: Jaki jest pana ulubiony zapach?
O: Ten, kt�ry wydobywa si� przez tylne drzwi
piekarni.
P: Jakie jest pana ulubione s�owo?
O: "Amen".
P: Jaka jest pana ulubiona budowla?
O: Chrysler Building na Manhattanie.
P: Jakiego s�owa lub zwrotu najbardziej pan nad-
u�ywa?
* Mo�e rzeczywi�cie nazywa si� tak pani redaktor tej
ksi��ki, ale warto wiedzie�, �e Faith to po angielsku wiara, za�
Sale - sprzeda�.
O: "Przepraszam".
P: Kiedy i gdzie czu� si� pan najszcz�liwszy?
O: Jakie� dziesi�� lat temu m�j fi�ski wydawca
zabra� mnie w swym kraju do ma�ej gospody na
skraju wiecznej zmarzliny. Poszli�my na spacer
i znale�li�my dojrza�e jagody, zmro�one na krza-
czkach. Roztapia�y nam si� w ustach. By�o tak,
jakby gdzie� istnia�o co�, co chce, �eby nam si�
tam podoba�o.
P: Jak chcia�by pan umrze�?
O: W katastrofie samolotowej na szczycie Kiliman-
d�aro.
P: Jakiej umiej�tno�ci pragn��by pan najbardziej
dla siebie?
O: Gry na wiolonczeli.
P: Jaka jest pana najbardziej przeceniana zaleta?
O: Z�by.
K.V.
17. stycznia 1991.
I
Oto dalszy ci�g - nie �eby kto� si� szczeg�lnie
o niego upomina� - ksi��ki zatytu�owanej Niedziela
palmowa (1980), b�d�cej zbiorem esej�w i m�w
mojego autorstwa, opatrzonych ulotnym, autobio-
graficznym komentarzem, s�u��cym za tkank� ��czn�,
gips i banda�. A wi�c jeszcze raz przebieramy samo
�ycie i pogl�dy za wielkie, nieprawdopodobne zwie-
rz�, przypominaj�ce wytwory bujnej wyobra�ni dok-
tora Seussa (wielkiego pisarza oraz ilustratora ksi��ek
dla dzieci), takie jak od�g, trz�s�, loraks, albo cho�by
�wiszcz.
Albo jednoro�ec, ale to ju� nie jest wymys� Seussa.
(Doktor Seuss nazywa� si� naprawd� Theodor
Geisel. Urodzi� si� w roku 1904, a ja w 1922).
Gdy w roku 1940 poszed�em na uniwersytet Cor-
nell, zapisa�em si� do studenckiej korporacji Delta
Epsilon. Korporacja posiada�a w piwnicy bar; jego
�ciany, na wiele lat, zanim ja tam trafi�em, ozdobi�
o��wkiem doktor Seuss. Potem jaki� inny artysta,
cz�onek Delta Epsilon, utrwali� owe rysunki farb�.
(Dla tych, kt�rzy nie znaj� rysunk�w doktora
Seussa: przedstawiaj� one zwierz�ta o nieprawdopo-
dobnej liczbie staw�w, o kompletnie zwariowanych
uszach, nosach, ogonach i nogach, zwykle w jask-
rawych kolorach, takich, jakie podobno jawi� si�
ludziom cierpi�cym na delirium tremens. Kto� m�wi�
mi, �e ludzie z delirium tremens znacznie cz�ciej
widuj� jednak bia�e myszki).
Doktor Seuss chodzi� do Dartmouth i nie nale�a�
do Delta Epsilon, ale �ciany zarysowa�, gdy hula�
w Ithaca z koleg�-malarzem, Hughem Troyem, kt�ry
by� w Cornell i Delta Epsilon. Troy okaza� si�
r�wnie� mistrzem dowcipu sytuacyjnego (na �adnym
nie zarobi� ani grosza. Wszystkie �arty pozostawa�y
ca�kowicie pro publico bono). Kiedy studiowa�em na
pierwszym roku, Troy odwiedza� sw� dawn� kor-
poracj�, racz�c mnie i mych smarkatych wsp�kor-
porant�w historyjkami o swych wyczynach.
Opowiedzia� nam, jak kiedy� uda�o mu si� na
trzech przystankach ca�kowicie opr�ni� jeden wagon
nowojorskiego metra. Wsiad� do niego z wieloma!
kumplami, kt�rzy mieli udawa�, �e si� nie znaj�.
Dzia�o si� to w Nowy Rok o �wicie. Ka�dy z kon-
spirator�w trzyma� w r�ce egzemplarz Daily News
z wielkim nag��wkiem KL�SKA HOOVERA,
ZWYCI�STWO ROOSEVELTA. Troy przecho-
wywa� je od roku, tzn. od czasu zdecydowanego
zwyci�stwa wyborczego Roosevelta (czyli musia�o to
by� na samym pocz�tku 1934 roku. Mia�em wtedy
jedena�cie lat, a Wielki Kryzys - cztery).
Innym razem Troy kupi� �awk�, tak� jak w parku,
i upar� si�, �eby wypisali mu rachunek. Razem
z koleg� postawili j� w Central Parku, a gdy zobaczyli
policjanta, porwali �awk� i rzucili si� do ucieczki.
Policjant dogoni� ich, a wtedy Troy pokaza� rachu-
nek. Robili to wiele razy, a� wszyscy policjanci
w tym rejonie wiedzieli ju�, �e �awka nale�y do
Troya. W�wczas dowcipnisie zacz�li zbiera� inne
�awki - policja nie reagowa�a - po czym u�o�yli je
w jeden wielki stos w jakim� zak�tku parku.
Nawet w mych najbardziej sa�atowych latach (bo
by�em wtedy "zielony") uwa�a�em to za do�� g�upi
dowcip - tyle zachodu... Ale s�ucha�em Troya
z wielkim szacunkiem, bo na uniwersytet z Ivy
League * trafi�em z pa�stwowej szk�ki z Indianapo-
lis, �ebym nabra� og�ady. (Gdybym poszed� na
uniwersytet Indiana, Purdue, Wabash czy De-
Pauw** by�bym teraz mo�e kongresmenem albo
senatorem).
Po wyje�dzie Troya sam spr�bowa�em swych si�
na polu dowcipu sytuacyjnego. Chodzi�em na ko�-
cowe egzaminy z kilku wa�nych przedmiot�w, na
kt�re sam nie ucz�szcza�em. W trakcie egzaminu
wstawa�em, dar�em na strz�py kartk� z pytaniami,
rzuca�em je w twarz egzaminatorowi i wychodzi�em
trzaskaj�c drzwiami. Musia�em chyba zainspirowa�
wielu na�ladowc�w, bo nast�pi�a prawdziwa epidemia
takiego zachowania na egzaminach.
Sukces!
M�j ostatni wyczyn w Cornell, podobnie jak ten
pierwszy, zrobi� g�upka wy��cznie ze mnie. Wszyscy
m�czy�ni musieli w�wczas przez dwa lata chodzi�
na kurs oficerski. Chcecie, to wierzcie, chcecie, nie
wierzcie: ja by�em w artylerii konnej (tak dawno to
by�o). Pod koniec drugiego roku moich studi�w
Ameryka toczy�a ju� wojn� z Niemcami, W�ochami
i Japoni�. Zg�osi�em si� do wojska i czeka�em, a�
mnie wezw�. Wizytowa� nas jaki� genera�. Na in-
spekcji pojawi�em si� udekorowany wszystkimi me-
dalami i odznakami - p�ywackimi, harcerskimi,
nawet za chodzenie do szk�ki niedzielnej - jakie
tylko zdo�a�em po�yczy� od koleg�w. Chyba odbija�o
mi ju� kompletnie, bo oblewa�em r�wno wszystkie
egzaminy, w tym te� z kursu oficerskiego.
* "Liga bluszczowa" - zbiorcze okre�lenie najstarszych,
najlepszych i/lub najbardziej renomowanych uniwersytet�w
ameryka�skich. (Odt�d wszystkie przypisy pochodz� od t�uma-
cza).
** Uniwersytety niewiele gorsze od tych z Ivy League, ale
mniej renomowane, bo znajduj�ce si� na �rodkowym Zachodzie.
Genera� zapyta�, jak si� nazywam, ale poza tym nic
nie powiedzia�. Jestem jednak prze�wiadczony, �e
musia� to sobie zapami�ta�, i s�usznie, a jego raport
z inspekcji wl�k� si� za mn�, i s�usznie, przez nast�pne
trzy lata mojej s�u�by w wojsku, z g�ry przes�dzaj�c
o tym, �e nigdy nie wyszed�em poza rang� szeregow-
ca. Dobrze mi tak; by�a to zreszt� jedna z najlepszych
rzeczy, jaka mi si� przytrafi�a (niedouczony starszy
szeregowiec musi m y � l e � o tylu sprawach!).
Kiedy wojna si� sko�czy�a (czterdzie�ci pi�� lat
temu!), jak wszyscy inni mia�em prawo do noszenia
zgodnych z regulaminem i godno�ci� �o�nierza na-
szywek i wst��ek. Ze z�o�liw� satysfakcj� mog� teraz,
gdy wiem, jak na nie zapracowa�em, uzna�, �e warte
s� akurat tyle, co po�yczone b�yskotki, kt�re przy-
pi��em do munduru z okazji tej tak brzemiennej
w skutki inspekcji na kursie oficerskim. Zacz�o si�
od kawa�u i na kawale si� sko�czy�o. To chyba do��
udana zapowied� przysz�ych wypadk�w, co?
Czy to mo�liwe, �eby ktokolwiek poszed� na
uniwersytet z Ivy League po to, by do ko�ca �ycia
pozosta� starszym szeregowcem? Owszem: ja tak
w�a�nie zrobi�em. (I Norman Mailer te�. On r�wnie�
ma co opowiada�).
Nale�a�o do tradycji w indianapolita�skiej ga��zi
naszej niegdy� wielkiej i trzymaj�cej si� razem rodzi-
ny, by jecha� na studia na wsch�d, ale po sko�czeniu
ich wr�ci� do Indianapolis. Wujek Aleks poszed� na
Harvard. Jako pierwsze zadanie domowe mia� napisa�
wypracowanie o tym, dlaczego chce studiowa� w�a�-
nie tam. Opowiada� mi, �e zacz�� sw� prac� od
nast�puj�cego stwierdzenia: "Poszed�em na Harvard,
bo na MIT * jest ju� m�j starszy brat".
* Massachusetts Institute of Technology - jedna z naj-
bardziej presti�owych uczelni technicznych USA.
Tym starszym bratem by� Kurt senior, m�j ojciec,
kt�ry studiowa� wtedy architektur�. Wiele lat p�niej,
gdy wcielono mnie do armii jako starszego szerego-
wca bez mo�liwo�ci awansu, ojciec powiedzia�: "I
bardzo dobrze! Mo�e wreszcie naucz� ci� porz�dku!"
(Potrafi� zachowywa� si� bardzo zabawnie, ale wtedy
wcale nie �artowa�. Mia� ca�kiem powa�n� min�. To
chyba �wiadczy o tym, jak okropnym by�em ba�aga-
niarzem). Kiedy umar�, w ge�cie freudowskiego
kanibalizmu przesta�em u�ywa� dodatku "junior"
do nazwiska. (Przez to na li�cie moich dzie� wyst�puj�
r�wnocze�nie jako ojciec i syn, Kurt Vonnegut i Kurt
Vonnegut junior). Tak o nim napisa�em w Architec-
tural Digest:
"Gdy m�j ojciec mia� lat sze��dziesi�t pi��, a ja
dwadzie�cia siedem, stwierdzi�em kiedy�, uwa�aj�c
i� jest strasznie stary, �e jego zaw�d musia� sprawia�
mu ogromn� przyjemno��. Niespodziewanie odpo-
wiedzia�, �e to wcale nie by�o przyjemne, architektura
za� to nie sztuka, ale ksi�gowo��. Poczu�em si�
oszukany, bo dot�d zawsze wpaja� we mnie przeko-
nanie, �e architektura jest dla niego naprawd� �wietn�
zabaw�.
Teraz rozumiem, �e to oszustwo, kt�rego tak
nagle zaniecha�, by�o przejawem najwy�szego honoru
i odwagi. Gdy podrastali�my, ja i dwoje rodze�stwa,
karmi� nas z�udzeniem, �e nasz �wawy ojciec szczyci
si� dotychczasow� karier� zawodow� i cieszy si�
czekaj�cymi go jeszcze, trudnymi ale ciekawymi
wyzwaniami. W rzeczywisto�ci Wielki Kryzys, a po-
tem druga wojna �wiatowa, kiedy w�a�ciwie nikt nic
nie budowa�, o ma�o kompletnie nie usadzi�y Kurta
Vonneguta seniora jako architekta. Mi�dzy czter-
dziestym pi�tym a sze��dziesi�tym pierwszym rokiem
�ycia nie mia� prawie nic do roboty. W czasach
prosperity by�yby to najlepsze lata, w kt�rych
jego oczywisty talent, renoma i dojrza�o�� mog�yby
przekona� jakiego� nie pozbawionego resztek wyob-
ra�ni klienta, �e ojciec, nawet w Indianapolis, godny
jest wielko�ci lub, jak kto woli, ubawu po pachy.
Nie zamierzam opowiada� tu o zupkach dla bez-
robotnych, cho� od jakiego� czasu zn�w o nich u nas
g�o�no. W czasie Wielkiego Kryzysu w naszym domu
zawsze znalaz�o si� co� do jedzenia. Mimo to ojciec
musia� zamkn�� biuro, za�o�one jeszcze przez jego
ojca, pierwszego dyplomowanego architekta w In-
dianie, i zwolni� wszystkich sze�ciu pracownik�w.
Co pewien czas trafia�y mu si� drobne zam�wienia,
ale teraz wiem, �e by�y tak ma�o interesuj�ce, i�
usn�liby nad nimi liceali�ci ucz�cy si� rysunku
technicznego. Gdyby nie smutny fakt, �e rodzina
potrzebowa�a pieni�dzy, m�g�by m�wi� w�wczas to,
co potem, po wojnie, gdy w kraju znowu zacz�o si�
ludziom lepiej powodzi�, powiedzia� w mojej obec-
no�ci niedosz�emu klientowi: "Wie pan co? Niech
pan lepiej kupi sobie par� o��wk�w i troch� papieru
w kratk�. Usi�dzie pan razem z �on�, mo�e akurat..."
Wyrazi� to w bardzo mi�y spos�b, emanowa� czyst�
�yczliwo�ci�.
W czasie wojny kompletnie zarzuci� architektur�.
Pracowa� jako intendent w fabryce pi� Atkinsa, gdzie
produkowano jak�� bro�, pewnie bagnety. W tym
czasie zmar�a jego �ona. Zrozumia� te�, �e gdy wojna
si� sko�czy, �adne z jego dzieci nie zamieszka
w Indianapolis, �e ka�de z nas b�dzie mia�o w�asn�
prac� daleko od rodzinnych stron. To znowu o ma�o
go nie usadzi�o.
Kiedy do Indianapolis powr�ci� dobrobyt, ale nie
dzieci, ojciec zacz�� pracowa� w biurze projektowym
kierowanym przez znacznie m�odszych ludzi. Nadal
cieszy� si� doskona�� renom�; by� jednym z najbar-
dziej kochanych ludzi w mie�cie; za�o�y� nawet,
znane obecnie na ca�y �wiat, tamtejsze Muzeum
Dzieci�ce. Szczeg�lnie podziwiano go za projekt
siedziby Bell Telephone na North Meridian Street,
kt�ry zrobi� jeszcze przed krachem na gie�dzie.
Po wojnie w Bell Telephone postanowiono nad-
budowa� jeszcze kilka pi�ter, ale tak, �eby w niczym
nie r�ni�y si� od o�miu ju� istniej�cych. Wynaj�to
do tego innego architekta, cho� ojciec ani przed-
wcze�nie si� nie postarza�, ani si� nie zapija�; na-
prawd� by� w pe�ni si�. Dla firmy architekt to
architekt. Wa�ne, �e dostali projekt. Tyle w�a�nie
jest romantyzmu w architekturze.
Wkr�tce potem ojciec przeni�s� si� do okr�gu
Brown w stanie Indiana, gdzie sp�dzi� samotnie
reszt� �ycia jako garncarz. Zbudowa� sobie ko�o
garncarskie. Zmar� w tej pag�rkowatej okolicy w roku
1957, w wieku siedemdziesi�ciu dw�ch lat.
Gdy teraz usi�uj� przypomnie� sobie, jaki by�,
kiedy dorasta�em - w�a�nie wtedy czerpa� ze swej
pracy zawodowej tak ma�o satysfakcji - wyobra�am
go sobie jako �pi�c� Kr�lewn�, pogr��on� w letargu,
na polanie w g�stym lesie czekaj�c� na ksi�cia. St�d
ju� o krok do nast�pnego skojarzenia: wszyscy ar-
chitekci, jakich znam, i w dobrych, i w z�ych czasach,
sprawiaj� wra�enie, �e czekaj� na tego jednego,
hojnego klienta, kt�ry sprawi, �e stan� si� wreszcie
wznios�ymi artystami, jakimi si� urodzili.
Mo�na wi�c uwa�a�, �e �ycie mojego ojca by�o
do�� ponur� bajk�. Je�li sta� si� �pi�c� Kr�lewn�, to
w roku 1929 nie jeden, lecz kilku ksi���t, w tym Bell
Telephone, zacz�o przedziera� si� ku jego polance
przez g�sty las, �eby go obudzi�. Ale nagle ksi���ta
zachorowali na ca�e szesna�cie lat, a przez czas ich
pobytu w szpitalu z�a czarownica zmieni�a �pi�c�
Kr�lewn� w �pi�cego Rycerza.
Kiedy nadszed� Kryzys, przeniesiono mnie ze
szko�y prywatnej do pa�stwowej, wi�c przyprowa-
dza�em teraz do domu nowych koleg�w, �eby zoba-
czyli, jakiego mam ojca. To w�a�nie te dziesi�cioletnie
ch�opskie dzieci z Indiany u�wiadomi�y mi, �e m�j
ojciec jest czym� r�wnie egzotycznym, jak jedno-
ro�ec.
W epoce, gdy m�czy�ni z jego klasy spo�ecznej
nosili ciemne garnitury, bia�e koszule i monochro-
matyczne krawaty, ojciec ubiera� si� tak, jakby
wszystko kupowa� w Armii Zbawienia. Ani jeden
element jego garderoby nie pasowa� do pozosta�ych.
Teraz wiem, oczywi�cie, �e wszystko dobiera� z wiel-
k� staranno�ci�, tak operuj�c odmiennymi barwami
i materia�ami, by uzyska� efekt interesuj�cy, a w re-
zultacie - pi�kny.
Podczas gdy inni ojcowie gaw�dzili ponuro o w�g-
lu, �elazie, zbo�u, drewnie, cemencie i tak dalej, no
i jeszcze o Hitlerze i Mussolinim, ojciec namawia�
zar�wno przyjaci�, jak i zdumionych nieznajomych,
by zwr�cili uwag� na jaki� przedmiot, znajduj�cy si�
w zasi�gu r�ki czy to w przyrodzie, czy wytworzony
przez cz�owieka, i cieszyli si� nim jak dzie�em sztuki.
Kiedy zacz��em gra� na klarnecie, og�osi�, �e ten
czarny, nabijany srebrem instrument jest dzie�em
sztuki. Niewa�ne, czy wydobywa�a si� z niego mu-
zyka, czy nie. Uwielbia� szachy, chocia� w og�le nie
umia� w nie gra�. Kt�rego� dnia przynie�li�my mu
z nowymi kolegami �m�, �eby nam powiedzia�, co to
za �ma. Nie wiedzia�, jak si� nazywa, ale wszyscy
zgodzili�my si� jak jeden m��: by�o to dzie�o sztuki.
By� te� pierwszym obywatelem �wiata, jakiego
widzieli w �yciu moi nowi koledzy, i zapewne
r�wnie� ostatnim. Polityk� i granice polityczne szano-
wa� akurat tak jak (znowu ten sam obraz) jednoro�ec.
Pi�kno mo�e powstawa� wsz�dzie na �wiecie, i tyle.
AT&T wybudowa�o jeszcze inny budynek, ten na
wyspie Manhattan, niedaleko miejsca, w kt�rym
mieszkam. Przedsi�biorstwo telefoniczne zn�w oby�o
si� bez mojego ojca, kt�rego i tak nie da�oby si� ju�
dobudzi�. Zamiast niego wynaj�to Philipa Johnsona,
tak� �pi�c� Kr�lewn�, kt�r� przez ca�e doros�e �ycie
�askota�y, by si� zbudzi�a, ca�e t�umy �arliwych
ksi���t.
Czy mam teraz szale� ze z�o�ci, �e Los nie da� ojcu
tyle rado�ci, co panu Johnsonowi?
Usi�uj� wyobrazi� sobie, �e ojciec przemawia do
mnie ponad przepa�ci�, dziel�c� �ywych od umar-
�ych, i s�ysz�: "Nie �a�uj mnie, �e w sile wieku na
pr�no czeka�em na romantyczne wyzwania. Je�eli
teraz, po tylu latach, chcesz wyry� co� na moim
skromnym grobie na cmentarzu Crown Hill, napisz:
�WYSTARCZY�O MI, �E BY�EM JEDNORO�-
CEM*".
Tyle artyku�. Ze wzruszeniem dodaj�, �e ojciec
usi�owa� umo�liwi� sobie powr�t do mi�ych sercu
chwil (nic �atwiejszego dla Tralfamadorczyk�w z mo-
jej powie�ci Rze�nia numer pi��), naklejaj�c mi�e
sercu pami�tki na p�ytk� pil�niow� i pokrywaj�c je
lakierem bezbarwnym. To dzi�ki ojcu w�a�nie na
�cianie mojego gabinetu wisi teraz tak zmumifikowa-
ny list:
"Drogi Tato!
Sprzeda�em pierwsze opowiadanie do Collier's.
Wczoraj w po�udnie dosta�em wyp�at� (750 dolar�w
minus 10 procent prowizji dla agenta). Wygl�da na
to, �e w najbli�szej przysz�o�ci uda mi si� sprzeda�
jeszcze dwie rzeczy.
Chyba co� drgn�o. Pieni�dze wp�aci�em na konto,
a kiedy i je�li znowu co� sprzedam, zrobi� to samo,
dop�ki nie b�d� mia� r�wnowarto�ci rocznej pensji
w General Electric. Wystarcz� na to spokojnie cztery
opowiadania, i nawet mi troch� zostanie (tego jeszcze
u nas nie by�o), a wtedy rzuc� t� cholern�, koszmarn�
prac� i p�ki �ycia nie poszukam drugiej, tak mi
dopom� B�g.
Od lat nie czu�em si� tak szcz�liwy.
Ca�uj� ci�".
List jest podpisany pierwsz� liter� mojego imienia,
bo tak mnie nazywa�. Nie jest to �aden kamie�
milowy w dziejach literatury, ale przy mojej osobistej,
w�skiej �cie�ynce od narodzin do �mierci pi�trzy si�
jak Stonehenge. Nosi dat� 28 pa�dziernika 1949 roku.
Na odwrocie ojciec doklei� list od siebie, wykali-
grafowany jego pi�knym charakterem pisma cytat
z Kupca weneckiego:
Przysi�ga moja w niebie zapisana
Krzywoprzysi�stwem mam�e si� obci��y�? *
* Przek�ad L. Ulricha.
II
Powiadaj�, �e je�li dziewica usi�dzie na polanie
w lesie zamieszkiwanym przez jednoro�ca, zwierz�
to przyjdzie do niej i z�o�y jej g�ow� na podo�ku.
Tak najlepiej z�apa� jednoro�ca. Bez w�tpienia
spos�b ten odkry�a jaka� dziewica, kt�ra siad�a sobie
na le�nej polanie i wcale nie zamierza�a niczego
�apa�. Ten jednoro�ec, kt�ry przybieg� z�o�y� jej
g�ow� na podo�ku, musia� narobi� jej kup� wstydu.
(Co dalej?)
W domu mojego dzieci�stwa i m�odo�ci tak�
dziewic� by�a moja siostra Alice, zmar�a wiele lat
temu (cholernie mi jej brak), a nieuchwytnym,
niesamowitym, zaczarowanym jednoro�cem - ojciec,
Nie potrafi�em go z�apa� ani ja, ani starszy brat, ten,
co by� na MIT, Bernard. Nie interesowali�my go
zbytnio; je�li o nas chodzi, nie robili�my z tego
wielkiej tragedii. Byli�my twardzi, dawali�my sobie
rad�, mieli�my innych fan�w.
(Kiedy� moja c�rka Edith wysz�a bardzo nie-
szcz�liwie za cz�owieka nazwiskiem Geraldo Rivera,
kt�ry teraz, gdy pisz� te s�owa, przeprowadza w po-
po�udniowych programach telewizyjnych wywiady
z lud�mi, kt�rym przytrafi�o si� co� niezwyk�ego.
Wspominam o nim w tym miejscu, poniewa� nie-
kt�rych z jego go�ci napastowali seksualnie cz�on-
kowie bliskiej rodziny. Dodaj� szybko, �e mojej
siostry, starszej ode mnie o pi�� lat, nasz �agodny
ojciec nigdy nie napastowa� seksualnie. Jak dziewica,
w kt�rej podo�ku sk�ada� g�ow� jednoro�ec, by�a
w najgorszym razie po prostu zadziwiona).
Nasz ojciec, gdy ja, jego najm�odsze dziecko
go pozna�em, rozpaczliwie pragn�� bezkrytycznej
przyja�ni osoby p�ci podobno lito�ciwej, poniewa�
nasza mama (a jego �ona) stopniowo traci�a rozum.
P�n� noc�, zawsze tylko w ciszy domowego og-
niska, nigdy przy go�ciach, dawa�a upust niena-
wi�ci do ojca, nienawi�ci �r�cej jak kwas fluo-
rowodorowy. Kwas fluorowodorowy potrafi prze-
gry�� si� przez szklan� butl�, potem przez blat
sto�u, potem przez pod�og� i tak dalej, a� do
Piek�a.
(Ale nie przez wosk. Za moich czas�w w korporacji
Delta Epsilon - wi�kszo�� jej cz�onk�w kszta�ci�a
si� w przedmiotach technicznych - w Cornell kr��y�
dowcip: "Je�li uda ci si� odkry� doskona�y rozpusz-
czalnik, to w czym go b�dziesz przechowywa�?"
Poza tym znacznie lepszym rozpuszczalnikiem ni�
kwas fluorowodorowy jest woda, tylko �e woda nie
potrafi przegry�� si� przez szk�o).
W Niedzieli palmowej upiera�em si�, �e nie leczona
i nie rozpoznana choroba umys�owa mamy by�a
wywo�ana przez szkodliwe substancje chemiczne,
nie te, kt�re sama produkowa�a w swoim organizmie,
ale te, kt�re przyjmowa�a doustnie, a konkretnie
alkohol i nieograniczone wprost ilo�ci zapisywanych
jej przez lekarza barbituran�w. (Nie do�y�a czas�w,
kiedy lekarz szpikowa�by j� amfetamin�). Z ch�ci�
uwierzy�bym w dziedziczno�� jej choroby, ale w�r�d
moich ameryka�skich przodk�w (skrupulatnie wyli-
czonych w Niedzieli palmowej) brak klinicznych
wariat�w. A zreszt� co mnie to obchodzi? Przodk�w
si� nie wybiera, a m�zg i ca�� reszt� traktuj� jako
wybudowany na wiele lat przed moim urodzeniem
dom, w kt�rym mieszkam.
Naprawd� mieszkam w domu na Manhattanie,
wybudowanym przez spekulanta nazwiskiem L.S.
Brooks w roku 1862. Ma pi�� i p� metra d�ugo�ci
i czterna�cie metr�w szeroko�ci, parter i dwa pi�tra
(dom, nie Brooks. Brooks postawi� dwadzie�cia iden-
tycznych dom�w, i to wszystkie naraz!)
W czasie obrzydliwej kampanii o urz�d prezyden-
ta Stan�w Zjednoczonych Ameryki P�nocnej mi�-
dzy Bushem a Dukakisem (kiedy to obaj kandydaci
obiecywali, �e zajm� si� ochron� wszystkich boga-
tych ludzi o jasnej sk�rze przed wszystkimi bied-
nymi o ciemnej sk�rze), poproszono mnie, bym
wyg�osi� mow� na konferencji Ameryka�skiego
Zwi�zku Psychiatr�w w Filadelfii. M�j odziedziczo-
ny m�zg i struny g�osowe powiedzia�y zebranym, co
nast�puje:
"Witam wszystkich z najwy�szym szacunkiem.
Trudno uszcz�liwi� nieszcz�liwych, chyba �e po-
trzeba im tego, co �atwo przepisa�: na przyk�ad
jedzenia, schronienia czy wsp�czucia i towarzystwa,
albo wolno�ci.
To wielki zaszczyt dla mojego zawodu, polegaj�-
cego na opowiadaniu dla pieni�dzy historyjek, praw-
dziwych i nieprawdziwych, �e zaprosili�cie mojego
przyjaciela i koleg� po pi�rze, Elie Wiesela oraz
mnie, by�my wyst�pili tu przed wami. Mo�e s�ysze-
li�cie o badaniach doktor Nancy Andreassen z Cen-
trum Medycznego Uniwersytetu Iowa, kt�ra prze-
prowadzi�a seri� wywiad�w z zawodowymi pisarzami,
wyk�adaj�cymi podczas s�ynnych warsztat�w pisars-
kich, jakie odbywaj� si� na tamtejszej uczelni. Cho-
dzi�o o sprawdzenie czy nasze, pisarskie nerwice
r�ni� si� od nerwic ca�o�ci spo�ecze�stwa. Okaza�o
si�, �e wi�kszo�� z nas, w tym ja sam, to osobnicy
z wyra�n� predylekcj� do depresji pochodz�cy z ro-
dzin obci��onych sk�onno�ciami... do depresji.
Z bada� tych wyprowadzam pewn� zasad�, oczy-
wi�cie bardzo og�ln�: nie masz szans zosta� dobrym,
powa�nym pisarzem, je�li nie wykazujesz sk�onno�ci
do depresji.
Z historii kultury pochodzi inna regu�a, kt�ra,
zdaje si�, ju� si� nie sprawdza, a mianowicie �e
pisarz ameryka�ski, je�eli chce zdoby� Nagrod�
Nobla, musi by� alkoholikiem: Sinclair Lewis,
Eugene O'Neill, John Steinbeck, samob�jca Ernest
Hemingway. Wed�ug mnie regu�a nie sprawdza
si� dlatego, �e w naszym kraju wra�liwo�� arty-
styczna przesta�a by� uwa�ana za cech� czysto
kobiec�. Dzi� nie musia�em ju� pojawi� si� na
tej m�wnicy po pijanemu ani wczorajszego wie-
czoru przy�o�y� komu� w barze, by udowodni�,
�e nie jestem tym, kogo nie tak dawno uwa�ano
za istot� szczeg�lnie odra�aj�c�, czyli homosek-
sualist�.
Elie Wieselowi s�aw� przynios�a ksi��ka pod tytu-
�em Noc, opowiadaj�ca o potworno�ciach Holocaustu
widzianych oczyma ch�opca, kt�rym wtedy by�. Ja
zdoby�em s�aw� pisz�c Rze�ni� numer pi��, ksi��k�
o ameryka�sko-brytyjskiej reakcji na ten sam Holo-
caust, czyli o zbombardowaniu Drezna - widzianej
oczyma m�odzika, starszego szeregowca piechoty
ameryka�skiej, kt�rym wtedy by�em. Obaj nosimy
niemieckie nazwiska, podobnie jak doktor Dichter,
kt�ry nas tu zaprosi�, i wielu s�awnych pionier�w
waszej dziedziny. Wcale bym si� nie zdziwi�, gdyby
okaza�o si�, �e przodkowie wielu z nas tu zebranych,
tak �yd�w jak goj�w, to poddani cesarstwa niemiec-
kiego i austrow�gierskiego, sk�d wywodzi si� tyle
wspania�ych dzie� muzycznych, naukowych, malars-
kich i teatralnych, lecz pozosta�o�ci owych mocarstw
da�y nam koszmar, z kt�rego, w moim mniemaniu,
nigdy si� nie przebudzimy.
Holocaust t�umaczy prawie wszystko, dlaczego
Elie Wiesel pisze to, co pisze i jest tym, kim jest.
Zbombardowanie Drezna ani troch� nie t�umaczy,
dlaczego pisz� to, co pisz� i jestem tym, kim jestem.
Na pewno wiecie to stokrotnie lepiej ode mnie
i mo�ecie zaproponowa� tysi�ce m�drych wyja�nie�,
co jest tego przyczyn�. Mnie Drezno w og�le nie
obchodzi�o. Nikogo tam nie zna�em, a zanim sp�on�-
�o, nie by�o mi tam szczeg�lnie dobrze, zapewniam.
W domu, w Indianapolis, widywa�em drezde�sk�
porcelan�, ale ju� wtedy, podobnie jak teraz, uwa�a-
�em, �e jest ona w wi�kszo�ci kiczowata. To zreszt�
kolejny dar od narod�w niemieckoj�zycznych, obok
psychoanalizy i Czarodziejskiego fletu: to bezcenne
s�owo kicz.
A w dodatku porcelana drezde�ska nie jest wyra-
biana w Dre�nie, tylko w Mi�ni, wi�c nale�a�o spali�
Mi�ni�, a nie Drezno.
Oczywi�cie to tylko �art. Ju� taki jestem, �e
powiem wszystko, byle tylko b�ysn�� dowcipem,
cz�sto w najokropniejszych sytuacjach; to zreszt�
jeden z powod�w, dla kt�rych jak dot�d ju� dwie
kobiety gorzko �a�owa�y, �e wysz�y za mnie za m��.
Ka�de pi�kne miasto to skarb ca�ego �wiata, a nie
tylko jednego narodu, wi�c zniszczenie kt�regokol-
wiek z nich jest katastrof� na skal� �wiatow�.
Zanim zosta�em �o�nierzem, by�em dziennikarzem,
wi�c w Dre�nie zachowywa�em si� jak dziennikarz -
podgl�dacz cudzych nieszcz��. Obserwator z ze-
wn�trz. Elie Wiesel, widz�c to, co widzia� - a on
w dodatku by� ch�opcem, nie m�odym m�czyzn�,
jak ja - tkwi� w samym �rodku tego, co si� dzia�o.
Nalot na Drezno - szybka, chirurgiczna akcja, jak
uwielbiaj� m�wi� specjali�ci od wojskowo�ci, okaza�
si� zgodny z arystotelesowskim idea�em tragedii,
kt�rej akcja rozgrywa si� w ci�gu dwudziestu czterech
godzin. Holocaust ci�gn�� si�, ci�gn�� i ci�gn��. Mnie
Niemcy chcieli utrzyma� przy �yciu, kieruj�c si�
przekonaniem, �e w pewnym momencie uda si� im
wymieni� mnie i moich towarzyszy niewoli za swoich
�o�nierzy. Niemcy, oczywi�cie przy wsp�udziale
podobnie jak oni my�l�cych Austriak�w, W�gr�w,
S�owak�w, Francuz�w, Rumun�w, Bu�gar�w i tym
podobnych, chcieli zabi� Elie Wiesela i wszystkich,
kt�rych on zna�, wszystkich, kt�rzy cho� troch� go
przypominali. Chcieli zabi� ich, tak jak zabili ojca
Elie'ego - g�odem, kator�nicz� prac�, rozpacz� lub
cyjankiem.
Elie Wiesel pr�bowa� utrzyma� ojca przy �yciu.
I nie da� rady. M�j ojciec oraz prawie wszyscy ci,
kt�rych zna�em i kocha�em, �yli sobie zdrowo i bez-
piecznie w Indianapolis. W�a�ciw� recept� na �mier-
teln� depresj�, jaka zabi�a ojca Elie Wiesela, by�o
jedzenie, odpoczynek i czu�a opieka, a nie lit, thora-
zine, prozac czy tofranil*.
Jestem magistrem antropologii Uniwersytetu Chi-
cagowskiego. Student�w tej dziedziny poezji uczy
si� szuka� wyt�umaczenia ludzkich rado�ci i smut-
k�w - nie tych, kt�re bior� si� z wojen, ran,
spektakularnych chor�b i kl�sk �ywio�owych
- w kulturze, spo�ecze�stwie i historii. Tym samym
wymieni�em w�a�nie czarne charaktery wyst�puj�ce
w moich ksi��kach, bo nigdy nie s� nimi konkretne
osoby. Moje czarne charaktery, powtarzam, to kul-
tura, spo�ecze�stwo i historia - jako� nie dzia�a na
nie ani lit, ani thorazine, ani prozac, ani tofranil.
Jak wi�kszo�� pisarzy, trzymam w domu zacz�tki
wielu ksi��ek, kt�re nie chc� si� da� napisa�. Jakie�
dwadzie�cia lat temu pewien lekarz przepisa� mi
ritalin **, �eby przekona� si�, czy nie pomo�e mi na
* �rodki antydepresyjne.
** �rodek pobudzaj�cy centralny uk�ad nerwowy. Mobili- zuje uwag�, zwi�ksza zdolno�� asocjacji i koordynacji (za
J. Podlewski, A. Chwalibogowska-Podlewska, "Leki wsp�czes-
nej terapii", PZWL Warszawa 1986).
takie w�a�nie problemy. Natychmiast zorientowa�em
si�, �e ritalin to koncentrat czystej paranoi, i zaraz
wyrzuci�em ca�� fiolk� do �mieci. Ksi��ka, z kt�r�
w�wczas nie mog�em da� sobie rady, mia�a si�
nazywa� Psychiatra z SS. Opowiada�a o doktorze
medycyny, psychoanalityku oddelegowanym pod-
czas wojny do O�wi�cimia. Mia� leczy� z depresji
cz�onk�w personelu, niezadowolonych z tego, co
tam si� dzia�o. W tamtych czasach mia� im do
zaoferowania wy��cznie terapi� s�own�. By�o to
jeszcze przed... Niewa�ne.
Chcia�em dowie��, i mo�e uda mi si� dokona� tego
tutaj, bez konieczno�ci doko�czenia tamtej ksi��ki,
�e od czasu do czasu w r�nych cz�ciach �wiata
specjali�ci od zdrowia psychicznego proszeni s�
o leczenie ludzi zdrowych, ale �yj�cych w cywiliza-
cjach i spo�ecze�stwach, kt�re dosta�y sza�u.
Od razu powiem, �e w naszym kraju nikt jeszcze
o to nie prosi. Wydaje si�, �e g��wnym celem
naszego spo�ecze�stwa jest nauczenie inteligentnych
i wykszta�conych jego przedstawicieli jak gada�
bzdury, dzi�ki kt�rym stan� si� bardziej popularni.
Popatrzcie na Michaela Dukakisa. Popatrzcie na
George'a Busha.
Wydaje mi si�, �e zosta�em tu zaproszony z po-
wodu tego, co przytrafi�o si� mojemu drogiemu
synowi Markowi Vonnegutowi, obecnie ju� dok-
torowi Vonnegutowi. Mark by� �wirem, i to wy-
my�lnym: wy�cie�ana cela, kaftan bezpiecze�stwa,
halucynacje, b�jki z piel�gniarzami, te rzeczy. Potem
mu przesz�o i napisa� o tym ksi��k� pod tytu�em
The Eden Express *, kt�r� wkr�tce, z nowym po-
s�owiem, ma wznowi� wydawnictwo Dell. Jego po-
* "Ekspres do Edenu".
winni�cie wynaj�� na t� uroczysto��. Znacznie mniej
by was to kosztowa�o, a on w dodatku zna si� na
tym, o czym m�wi.
I jest dobrym m�wc�. Zawsze, kiedy ma odczyt
dla psychiatr�w, w pewnym momencie zadaje pewne
pytanie, prosz�c obecnych o podniesienie r�ki.
Zast�pi� go teraz. Prosz� o podniesienie r�ki: ile
z obecnych tu os�b bra�o kiedy� thorazine? Dzi�ku-
j�. A potem dodaje: "Ci, kt�rzy jeszcze nie pr�bo-
wali, niech koniecznie spr�buj�. Na pewno nie
zaszkodzi".
Z Kolumbii Brytyjskiej, gdzie za�o�y� komun�,
zabra�em go do prywatnego domu wariat�w, a tam
postawiono diagnoz�: schizofrenia. Ja te� by�em
przekonany, �e ma schizofreni�. Nigdy nie widzia*
�em, �eby tak zachowywa� si� kto�, kto cierpi na
depresj�. My, chorzy na depresj�, zwykle albo u�a-
lamy si� nad sob�, albo �pimy. Kto�, kto zachowuje
si� tak jak Mark (wkr�tce po przyj�ciu do kliniki
podskoczy� i przygrzmoci� w �ar�wk� w suficie
wy�cie�anej celi), na pewno mo�e mie� wszystko,
tylko nie depresj�.
Tak czy inaczej Mark wyzdrowia� na tyle, �e
napisa� ksi��k� i uko�czy� medycyn� na Harvardzie.
Obecnie pracuje jako pediatra w Bostonie, ma �on�,
dw�ch wspania�ych syn�w i dwa wspania�e samo-
chody. A� tu nagle, i to nie tak dawno, wielu
przedstawicieli waszego zawodu og�osi�o, �e on i paru
innych, kt�rzy opisali w ksi��kach, jak to wyleczyli
si� ze schizofrenii, zostali po prostu mylnie zdiag-
nozowani. I niezale�nie od tego, jak byli nabuzowani
w czasie choroby, tak naprawd� cierpieli na depresj�.
No c�, mo�e to i prawda.
Mark zareagowa� na t� now� diagnoz� nast�puj�co:
"Co za wspania�e kryterium diagnostyczne! Wiemy
teraz, �e je�li pacjent zdrowieje, to na pewno nie
mia� schizofrenii".
Ale niestety, on tak�e zrobi wszystko, �eby b�ysn��
dowcipem. Nieco spokojniejsze i bardziej odpowie-
dzialne rozwa�ania na temat tego, co si� z nim
dzia�o, mo�na znale�� w pos�owiu do nowego wyda-
nia jego ksi��ki. Mam ze sob� kilka egzemplarzy.
Gdyby kto� je tu odbi� na ksero, ka�dy, kto chce
sobie poczyta�, m�g�by to wzi�� do domu.
Mark nie jest ju� takim entuzjast� megawitamin
jak wtedy, gdy jeszcze nie by� lekarzem, ale nadal
wi�ksze nadzieje pok�ada w biochemii ni� w ga-
daniu.
Na wiele lat przedtem, zanim Markowi odbi�o,
uwa�a�em, �e choroby umys�owe wywo�ywane s�
przez substancje chemiczne, i tak pisa�em w moich
opowiadaniach. �adnego z moich bohater�w nie
przyprawia�o o szale�stwo jakie� wydarzenie lub
inna posta�. W chemiczne pochodzenie szale�stwa
wierzy�em jeszcze jako ch�opiec, bo bliski przyjaciel
rodziny, m�dry, dobroduszny i kwa�no-smutny dok-
tor Walter Bruetsch, ordynator ogromnego, przera-
�aj�cego stanowego szpitala dla ob��kanych w naszym
mie�cie, m�wi� zawsze, �e choroby wszystkich jego
pacjent�w maj� pod�o�e chemiczne, i �e niewiele da
si� dla tych ludzi zrobi� bez rozszerzenia wiedzy
chemicznej.
Wierzy�em mu.
Tote� kiedy oszala�a moja mama, na wiele lat
przed urodzeniem si� mojego syna, i kiedy w ko�cu
zabi�a si�, wini�em za to substancje chemiczne, cho�
mia�a strasznie ci�kie dzieci�stwo. Mog� nawet
wymieni� dwie z tych substancji: fenobarbital i go-
rza�a. Oczywi�cie pochodzi�y z zewn�trz; barbiturany
zapisywa� jej nasz rodzinny lekarz, bo chcia� wyleczy�
j� z bezsenno�ci. Kiedy umar�a, by�em w wojsku,
a moja dywizja odp�ywa�a w�a�nie do Europy.
Uda�o nam si� utrzyma� jej ob��d w tajemnicy, bo
przejawia� si� g��wnie w domu, mi�dzy p�noc�
a �witem. Uda�o nam si� utrzyma� w tajemnicy tak�e
jej samob�jstwo, dzi�ki mi�osiernemu i zapewne
maj�cemu ambicje polityczne koronerowi.
Czemu ludzie zadaj� sobie tyle trudu, �eby utrzy-
ma� takie rzeczy w tajemnicy? Dlatego, �e gdyby
prawda wysz�a na jaw, zmniejsza�oby to szans� dzieci
na dobre ma��e�stwo. Teraz wiecie ju� ca�kiem
sporo o mojej rodzinie. Opieraj�c si� na tych infor-
macjach, ci z was, kt�rych dzieci my�l� ju� o ma�-
�e�stwie, powinni zapowiedzie� im: r�bcie, co chce-
cie, tylko nie bierzcie �lubu z nikim, kto nosi
nazwisko Vonnegut.
Mojej mamie nie pom�g�by nawet doktor Bru-
etsch, a by� on najwi�kszym specjalist� od ob��du
w ca�ym stanie Indiana. Mo�e wiedzia�, �e
jest wariatk�, a mo�e nie. Gdyby nawet wiedzia�, �e
staje si� ni� po p�nocy, cho� bardzo j� lubi�, by�by
na pewno r�wnie bezradny jak ojciec. W tamtych
czasach w Indianapolis nie by�o nawet oddzia�u
Anonimowych Alkoholik�w - mo�e to by co�
pomog�o. Dopiero oko�o 1955 roku mia� go za�o�y�]
jedyny brat ojca, Aleks, alkoholik.
I prosz� - wygada�em si� z kolejnym sekretem
rodzinnym, bo opowiedzia�em wam o wuju Aleksie.
A czy ja jestem alkoholikiem? Chyba nie. Al-
koholikiem nie by� ani m�j ojciec, ani jedyne �yj�cej
rodze�stwo, jakie mam, czyli m�j starszy brat.
Jestem za to wielkim admiratorem Anonimowych
Alkoholik�w, Anonimowych Hazardzist�w, Anoni-
mowych Kokainist�w, Anonimowych Kolejkowi-
cz�w, Anonimowych �ar�ok�w i tak dalej. Takie
stowarzyszenia ciesz� mnie jako kogo�, kto studiowa�
antropologi�, bo daj� Amerykanom co� r�wnie ko-
niecznego do �ycia jak witamina C, co�, czego wielu
z nas, cz�onk�w tej szczeg�lnej cywilizacji, zosta�o
pozbawionych: wielk�, szeroko rozumian� rodzin�.
Istoty ludzkie prawie zawsze mog�y liczy� na to, �e
wszyscy krewni i przyjaciele podtrzymaj� ich na
duchu, dodadz� otuchy, rozwesel�... A� do czasu
Wielkiego Eksperymentu Ameryka�skiego, kt�ry jest
eksperymentem nie tylko ze swobod�, ale r�wnie�
z odcinaniem korzeni, bezustann� tu�aczk� i niemo�-
liwie zatwardzia�� samotno�ci�.
Jestem cz�owiekiem pr�nym - inaczej nie sta�-
bym tu przed wami z tym moim "bla, bla, bla" -
nie tak jednak, by s�dzi�, �e powiedzia�em wam
cokolwiek, czego dot�d nie wiedzieli�cie, poza b�ahos-
tkami na temat mamy, wuja Aleksa i mojego syna.
Wy spotykacie nieszcz�liwych ludzi co dzie�, co
godzina. Ja z ca�ych si� staram si� ich unika�. Udaje
mi si� stosowa� do trzech zasad dobrego �ycia
okre�lonych przez nie�yj�cego ju� Nelsona Algrena,
mojego kolegi po pi�rze i w depresji, kt�ry r�wnie�
by� przedmiotem bada� nad pisarzami, prowadzo-
nych na uniwersytecie Iowa. Zasady te brzmi�
oczywi�cie nast�puj�co: nie jada� w knajpach zwa-
nych "U mamy", nie gra� w karty z facetami,
kt�rych nazywaj� "szef i, co najwa�niejsze, nie
chodzi� do ��ka z lud�mi, kt�rzy maj� wi�cej
k�opot�w ni� ja. *
Jestem pewny, �e ka�de z was, wypisuj�c recept�
pacjentom w lekkiej depresji, znacznie zdrowszym
ni� moja mama czy syn, my�li sobie: "�a�uj�, �e
musz� szpikowa� ci� pastylkami. Zrobi�bym wszyst-
ko, gdybym zamiast tego m�g� wstawi� ci� w sam
�rodek du�ej, ciep�ej aparatury reanimacyjnej wiel-
kiej, szerokiej rodziny".
I tak zako�czy�o si� moje przem�wienie do tych
wszystkich psychiatr�w zebranych w Filadelfii. Orze-
kli potem, �e o t w a r � e m si� przed nimi (to znaczy
wypapla�em im wszystkie rodzinne sekrety), i �e nie
spodziewali si�, i� tak bardzo si� o t w o r z �. Mia�em
wtedy ze sob� odbitki komentarza mojego syna do
tego koszmaru, kt�ry mu si� przytrafi�; rozdawa�em
je ka�demu, kto chcia�.Komentarz ten znajduje si�
w Dodatku do tej ksi��ki razem z mn�stwem innych
rzeczy, kt�re, gdybym ich tam nie wyrzuci�, okropnie
by nas op�nia�y. (Dodatkowo przy�pieszy�em spra-
wy wrzucaj�c w nawiasy wszystkie dygresje, uwagi
na stronie, non sequitur(y), dializy, epikryzy, mejozy,
antyfrazy itd).
III
Gdy, p�n� noc�, mama dostawa�a sza�u, niena-
wi�� i pogarda, kt�r� obrzuca�a ojca, jednego z naj-
�agodniejszych i najniewinniejszych m�czyzn, jacy
kiedykolwiek chodzili po ziemi, wydawa�y si� bez-
graniczne i czyste, nieska�one my�leniem czy kon-
kretnymi powodami. Od kiedy umar�a - w dzie�
matki 1944 roku, na oko�o miesi�c przed l�dowaniem
w Normandii, r�wnie czyst� nienawi�� obserwowa-
�em u kobiet mo�e dziesi�� razy. Nie wydaje mi si�,
�eby przedmiotem tej nienawi�ci by� m�czyzna,
kt�rego to w�a�nie spotyka. Ojciec na pewno na ni�
nie zas�ugiwa�. Wed�ug mnie jest to bardziej reakcja
kobiet na ca�e wieki podda�stwa, cho� mama i wszys-
tkie inne, kieruj�ce j� pod moim, jak im si� zdawa�o,
adresem, przypomina�y niewolnice akurat tak, jak
El�bieta I czy Kleopatra.
Mam teori�, �e wszystkie kobiety nosz� w sobie
zakorkowany kwas fluorowodorowy, a moja mama
mia�a go za du�o. Kiedy zegar wybija� p�noc (rzeczy-
wi�cie mieli�my w domu taki starodawny, stoj�cy
zegar, kt�ry wybija� godziny z wielk� powag�), kwas
wylewa� si� na zewn�trz, zupe�nie jakby wymiotowa-
�a. Nic nie mog�a poradzi�. Biedna! Biedna!
Teoria ta jest samousprawiedliwieniem, bo daje
do zrozumienia, �e ani ojciec, ani ja nie zas�ugiwali�-
my na tak� nienawi��. Nie ma o czym m�wi�. Kiedy
by�em w Pradze, na cztery lata przed tym, jak arty�ci
obalili komunist�w, jeden z tamtejszych pisarzy
powiedzia� mi, �e Czesi uwielbiaj� tworzy� wymy�lne
teorie, tak sp�jne, �e wydaj� si� niepodwa�alne,
a potem obala� je, drwi�c z samych siebie. Ja te�.
(Moim ulubionym pisarzem czeskim jest Karel �a-
pek, kt�rego czarodziejski esej literacki te� wrzuci�em
do Dodatku na dow�d, �e mam racj�, kiedy si� nim
tak zachwycam).
Wracaj�c jednak do ojca i siostry, jednoro�ca
i dziewicy: ojciec, z kt�rego by� akurat taki freudysta,
jak z Lewisa Carrolla, uczyni� z Alice swe g��wne
�r�d�o pociechy i zach�ty. Do ko�ca wykorzystywa�
ich wsp�lny entuzjazm dla sztuk pi�knych. Pami�taj-
cie, �e Alice by�a zaledwie dziewczynk� i nawet je�li
pomin�� za�enowanie, z jakim przyjmowa�a w podo-
�ek g�ow� jednoro�ca, stresowa�o j� g��wnie to, �e
ojciec rozwodzi� si� nad ka�d� z jej rze�biarskich
i malarskich prac, jakby to by�a Pi�ta lub freski
w kaplicy syksty�skiej. W p�niejszym �yciu (kt�re
w ca�o�ci trwa�o tylko czterdzie�ci jeden lat) zrobi�o
to z niej okropnie leniw� artystk�. (Gdzie indziej co
chwila, cytuj� jej powiedzenie: "Je�eli kto� ma talent,
nie znaczy to wcale, �e zaraz musi co� z tym robi�").
"Moja jedyna siostra Alice", pisa�em o niej, te�
w Architectural Digest, "by�a obdarzona sporym
talentem malarsko-rze�biarskim, kt�rego prawie nie
wykorzystywa�a. Mia�a metr osiemdziesi�t wzrostu
i platynowoblond w�osy; powiedzia�a kiedy�, �e
mog�aby przejecha� si� na wrotkach po jakim� wiel-
kim muzeum, na przyk�ad po Luwrze, kt�rego wtedy
nie zna�a, kt�rego nie mia�a szczeg�lnej ochoty
pozna�, i kt�rego nigdy nie by�o jej dane zwiedzi�,
a i tak obejrza�aby ka�dy mijany obraz. I �e ponad
szumem powietrza i terkotem k� wrotek po mar-
murowej posadzce s�ysza�aby g�os wewn�trzny: �I
ju�, i ju�, i ju��.
Rozmawia�em potem na ten temat ze znacznie
bardziej od niej znanymi i pracowitymi artystami,
i ci przyznali, �e te� potrafi� prawie zawsze wydoby�
z nieznanego obrazu ca�� jego warto�� jednym �up!
Chyba, �e obraz jest do niczego; wtedy nie ma
�adnego �up!
To ka�e mi znowu pomy�le� o ojcu, kt�ry chcia�
z ca�ych si� zosta� malarzem, gdy Wielki Kryzys
zmusi� go do przedwczesnego i niezamierzonego
przej�cia na emerytur�. Mia� powody, by optymisty-
cznie podchodzi� do nowego zawodu, bo pocz�tkowe
stadia jego obraz�w, czy to martwych natur, portre-
t�w, czy krajobraz�w, mia�y w sobie mn�stwo owego
�up ! Mama m�wi�a z czystej �yczliwo�ci: �Kurt, to
naprawd� �liczne. A teraz tylko to d o k o � c z�. Wtedy
zawsze ojciec psu� ca�y efekt. Pami�tam portret, kt�ry
namalowa� swojemu jedynemu bratu, Aleksowi, agen-
towi ubezpieczeniowemu. Zatytu�owa� go Agent spec-
jalny. Kiedy szkicowa�, na pocz�tku uda�o si� mu
kilkoma �mia�ymi poci�gni�ciami uchwyci� naraz
kilka prawd o Aleksie, w tym leciutki akcent rozczaro-
wania. Wuj Aleks by� dumnym absolwentem Harvar-
du; �a�owa� chyba przez ca�e �ycie, �e nie jest bada-
czem literatury, tylko agentem ubezpieczeniowym.
Ale kiedy ojciec doko�czy� portret, staraj�c si�,
�eby ka�dy centymetr p��tna pokry� r�wn� ilo�ci�
farby, wuj Aleks znikn�� jak kamfora, a na jego
miejscu pojawi�o si� skrzy�owanie pijaka z lubie�nie
u�miechni�t� kr�low� Wiktori�.
To by�o okropne.
No w�a�nie: najs�awniejsz� osob� odpowiedzialn�
za przerwanie pracy nad arcydzie�em jest oczywi�cie
�cz�owiek, kt�ry przyszed� z Porlock� i na ca��
wieczno�� rozproszy� skupienie Samuela Taylora
Coleridge'a tworz�cego wiekopomny poemat Kubla
Chan. Ale gdyby podczas Wielkiego Kryzysu w po-
dobny spos�b regularnie przeszkadzano mojemu
ojcu, na jego �miertelnie cichym strychu naszego
domu w Indianapolis, przeszed�by do historii jako
jeden z pomniejszych malarzy Indiany - a nie tylko
jako, niech mi b�dzie wolno powiedzie�, dobry ojciec
i wspania�y architekt.
W og�le upieram si�, �e artystom nale�y prze-
szkadza�, szczeg�lnie je�eli od pocz�tku pracy nad
dzie�em idzie im dobrze. Ja sam, gdy czytam jak��
powie�� albo ogl�dam sztuk� czy film, i zosta�o
jeszcze sporo rozdzia��w czy scen, s�ysz� w m�zgu
wariacj� na temat �i ju�, i ju�, i ju�� mojej siostry,
a brzmi to: �Ko�cz ju�, ko�cz ju�, ko�cz ju�. Ko�cz,
na mi�o�� bosk��. No w�a�nie; a gdy dochodz� do
dw�ch trzecich w�asnej powie�ci czy sztuki, zdarza
si�, �e nagle czuj� dziwn� lekko�� i ulg�, jakbym
p�yn�� ma�� �agl�wk� do domu, z wiatrem w plecy.
Bo osi�gn��em znacznie wi�cej, je�li akurat mia�em
do�� szcz�cia, ni� mog�em si� spodziewa� gdy
wyrusza�em na morze.
Wyznanie to mo�e wyda� si� ludziom pozbawio-
nym poczucia humoru r�wnie obci��aj�ce i bar-
barzy�skie jak marzenia mojej siostry, by przemkn��
przez Luwr na wrotkach. Przynajmniej jest prawdzi-
we. B�agam wi�c ich, by zapomnieli o wszystkich
moich zrodzonych z ob��du potworach, i pomy�leli
o tragedii szekspirowskiego Hamleta, akt III, scena
czwarta - zosta�y jeszcze trzy akty, jeszcze dziewi��
scen. Hamlet zabija niewinnego, wiernego, nudnego
starucha, Poloniusza, wzi�wszy go za �wie�o upieczo-
nego m�a matki. Spostrzega, kogo zamordowa�,
i oznajmia z co najmniej mieszanymi uczuciami:
�Nieszcz�sny, w�cibski, nadgorliwy g�upcze, �egnaj!�*
* Przek�ad S. Bara�czaka. U Bara�czaka Hamlet przek�uwa
Poloniusza w 3. scenie aktu III.
I ju�, i ju�, i ju�. Niech nikt si� nie rusza.
Wprowad�cie cz�owieka z Porlock. Kurtyna. The end.
Regu�a, kt�r� nazywam: �Dwie Trzecie Arcydzie�a
To A� Nadto� znajduje cz�sto potwierdzenie nawet
w tak kr�tkich formach, jak niniejszy artyku�. Teraz
zrobi� to, co mama nazywa�a �doko�czeniem�, kt�re,
je�li nie chc� zaprzeczy� sam sobie, musi by� tak
puste jak rozmowy pod koniec przyj�cia, te wszystkie:
�O Bo�e, jak p�no�, �Zdaje si�, �e brak�o lodu�
i �Pami�tasz, gdzie po�o�y�a� p�aszcz?�
Jest taki wz�r na napisanie dobrze skonstruowanej
trzyakt�wki; nie wiem, sk�d pochodzi, a brzmi tak:
�Akt I - pytajnik. Akt II - wykrzyknik. Akt III -
kropka�. A poniewa� ludzie normalni chc� we wszys-
tkich dziedzinach sztuki tylko pytajnik�w i wykrzyk-
nik�w, znaczenie kropki jest dla mnie w�a�nie do-
k�adnie takie samo, jak kariery malarskiej ojca i sios-
try, czyli �adne - zero, nic.
Je�eli za� chodzi o faceta z Porlock w jego powsze-
dnim trudzie, i krzywd�, jak� podobno wyrz�dzi�
Coleridge'owi, nale�y postawi� pytanie, czy rzeczy-
wi�cie pozbawi� czegokolwiek mi�o�nik�w poezji.
Gdy nieszcz�sny, w�cibski, nadgorliwy g�upiec wlaz�
tam, gdzie go nie proszono, Coleridge mia� ju� na
papierze trzydzie�ci wers�w, a ostatnie z nich to:
Raz dziewcz� z cymba�kami
Stan�o w mym widzeniu
Etiopskie rysy mia�a
I na cymba�kach gra�a
Pie�� o aborskiej g�rze *
�Dziewcz� z cymba�kami*! Co za poezja!
Gdyby cz�owiek z Porlock by� moim s�u��cym,
a ja wiedzia�bym dok�adnie, co tam si� wyprawia
* przek�ad J. Pietrkiewicza.
z drugiej strony drzwi, wys�a�bym go natychmiast,!
gdy tylko Coleridge napisa� dwa pierwsze wersy:
W Xanadu kaza� Kubla Chan wznie�� cud
Pa�ac rozkoszy, gdzie przepych bez ko�ca;"
(I tu artyku� ko�czy si�, powiedziawszy wszystko,
co by�o do powiedzenia, w dw�ch trzecich d�ugo�ci).
Ja sam od czasu do czasu tworz� obrazy. Na
tytu�owej stronie Dodatku mo�na zobaczy� typowy
przyk�ad mojej grafiki. Kilka lat temu (w 1980 roku)
mia�em nawet w�asn� wystaw� rysunk�w w Green-
wich Village, nie dlatego, �e by�y dobre, ale dlatego,
�e jestem s�awny.
Kiedy� zrobi�em zdj�cie na ok�adk� ksi��ki mojej
�ony, Jill Krementz. Ustawi�a aparat, powiedzia�a,
gdzie mam stan�� i jak przycisn�� migawk�. Po
ukazaniu si� ksi��ki, z moim nazwiskiem pod zdj�-
ciem, w�a�ciciel pewnej galerii zaproponowa� mi
autorsk� wystaw� moich zdj��. By�aby to wystawa
nie tylko jednego autora, ale i jednego zdj�cia. To
w�a�nie jest s�awa. Dopadnie cz�owieka wsz�dzie.
Zazdro�� was z�era, co?
(Jestem trzecim z kolei cz�onkiem ameryka�skiej
ga��zi rodu, po moich c�rkach, Nanette Prior i Edith
Squibb, kt�ry mia� w�asn� wystaw�; drugim, po
moim synu, Marku, kt�ry sp�dzi� jaki� czas w domu
wariat�w; pierwszym, kt�ry rozwi�d� si� i o�eni�
ponownie. O moim kr�tkim pobycie w wariatkowie
opowiem p�niej. To ju� tyle lat, trzy czy cztery
ksi��ki temu).
W ko�cu uda�o mi si� napisa� ksi��k� o malarzu.
Nosi tytu� Sinobrody, a pomys� wzi�� si� st�d, �e
Esquire zam�wi�o u mnie co� o abstrakcyjnym eks-
presjoni�cie Jacksonie Pollocku; czasopismo to przy-
gotowywa�o na swoje pi��dziesi�ciolecie specjalny
numer. Mia�y si� tam znale�� artyku�y o pi��dziesi�-
ciu Amerykanach, kt�rzy urodzili si� na tej ziemi