2274

Szczegóły
Tytuł 2274
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2274 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2274 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2274 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Kurt VONNEGUT "Losy gorsze od �mierci" przek�ad Jan Rybicki Tytu� orygina�u Fates Worse than Death Projekt graficzny ok�adki Maciej Sadowski Projekt graficzny serii i fotografia na ok�adce Copyright (c) 1994 by Maciej Sadowski Redakcja merytoryczna Mirella Remuszko Redakcja techniczna Anna Wardza�a Copyright (c) 1991 by Kurt Vonnegut For the Polish edition Copyright (c) 1994 by Wydawnictwo Amber Sp. z o. o. ISBN 83-7082-741-1 Wszelkie postacie tak �ywe, jak umar�e, s� ca�- kowicie przypadkowe i jako takie nie powinny by� brane dos�ownie. Autor nie zmieni� ani jednego nazwiska �adnej z wyst�puj�cych tu os�b, bo B�g Wszechmog�cy i tak chroni nie- winnych. Pami�ci Kurta Vonneguta seniora Bo�e, kt�ry wspiera�e� mnie dot�d, pozw�l mi nadal prowadzi� to dzie�o i wszystko, co czyni� w obecnym wcieleniu, bym - gdy ostatniego dnia b�d� zdawa� spraw� z powierzonych mi talent�w - otrzyma� przebaczenie w imi� Jezusa Chrystusa, Pana Naszego. Amen SAMUEL JOHNSON zapis w dzienniku z dnia 3. kwietnia 1753, podczas pracy nad S�ownikiem j�zyka angielskiego * * I dlatego 3. kwietnia mo�na uwa�a� za "Dzie� Pisarza". Przedmowa Na zdj�ciu obok, zrobionym przez Jill Krementz (moj� �on�) jestem z wielkim pisarzem niemieckim, Heinrichem B�llem (by�ym szeregowcem piechoty, podobnie jak ja, Norman Mailer, James Jones i Gore Vidal). Jedziemy autobusem turystycznym na zwie- dzanie Sztokholmu w czasie mi�dzynarodowego zjazdu PENklubu, organizacji pisarzy (Poet�w, Po- wie�ciopisarzy, Eseist�w, Nowelist�w) odbywaj�cego si� w 1973 roku. W�a�nie opowiedzia�em Bollowi o pewnym niemieckim weteranie drugiej wojny �wiatowej (moim znajomym stolarzu z przyl�dka Cod), kt�ry przestrzeli� sobie udo, �eby go nie wys�ali na front wschodni. Rana zagoi�a si�, zanim jeszcze dojecha� do szpitala (by�a mowa o s�dzie wojennym i plutonie egzekucyjnym, ale tymczasem Armia Czerwona wzi�a do niewoli ca�y szpital). Boll odpar� na to, �e najlepiej postrzeli� si� przez boche- nek chleba, �eby w sk�rze nie zosta�y spalone ziaren- ka prochu. Z tego w�a�nie �miejemy si� na zdj�ciu. (Trwa�a w�wczas wojna wietnamska, podczas kt�rej na pewno wielu piechur�w zastanawia�o si�, czy nie zrani� si� w�asnor�cznie, a potem uda�, �e dokona� tego wr�g). P�niej (kiedy ju� przestali�my si� �mia�) stwier- dzi�, �e po wojnie francuscy pisarze, Jean-Paul Sartre i Albert Camus, uganiali si� za niemieckimi kolegami po pi�rze, �eby ich zapyta�: "A jak wy�cie to widzieli?" (Podobnie jak Sartre i Camus, Boll tak�e mia� otrzyma� literack� nagrod� Nobla). Na rok przed �mierci� - w 1984 - Boll, kt�ry sko�czy� w�wczas sze��dziesi�t siedem lat (ja osi�gn��em ten wiek rok temu, a nadal pal� tyle, co on), zaprosi� mnie do telewizyjnego dialogu o niemiecko�ci, na- grywanego i opracowywanego dla BBC. Poczu�em si� zaszczycony, bo uwielbia�em i tego cz�owieka, i jego tw�rczo��. Zaproszenie przyj��em. Program by� kompletnym niewypa�em, mglisty, melancholijny i do�� bezsensowny, cho� co jaki� czas wy�wietlaj� go w ameryka�skiej telewizji kablowej, kiedy akurat nie maj� nic lepszego. (S�u�ymy tam jako paku�y owini�te wok� tandetnej bi�uterii w wielkim pudle, �eby si� nie obi�a). Zapyta�em go wtedy, jaka jest najniebezpieczniejsza wada narodowa Niemc�w, a on odpar�: "Pos�usze�stwo". A oto ostatnie s�owa, jakie wypowiedzia� do mnie za �ycia (chodzi� ju� wtedy o dw�ch laskach, a dalej dymi� jak komin; w zimnej, londy�skiej m�awce wsiada� do taks�wki na lotnisko): "Och, Kurt, tak mi ci�ko, tak mi c i � � k o". By� jednym z ostatnich w�r�d swych rodak�w, kt�rzy czuli jeszcze �al i wstyd z powodu roli, jak� odegra� ich kraj w drugiej wojnie �wiatowej i tego, co j� poprzedzi�o. Na stronie wyzna� mi, �e nie cierpi� go za to, �e pami�ta, gdy przyszed� czas zapomnienia. Czas zapomnienia. Przedmow� pisze si� zwykle na samym ko�cu, chocia� w�a�nie j� pierwsz� ma zobaczy� czytelnik. Min�o sze�� miesi�cy od uko�czenia zasadniczej cz�ci niniejszej ksi��ki. Dopiero teraz, gdy wraz z moj� redaktork�, Faith Sale *, szykujemy to stwo- rzenie do spania, doszywam dla niego tak� ko�derk�. W tym czasie moja c�rka Lily zd��y�a sko�czy� osiem lat. Zawali�o si� imperium rosyjskie. Ca�� bro�, kt�rej, jak nam si� zdawa�o, mogli�my kiedy� u�y� na ZSRR, stosujemy teraz bez obciachu i oporu prze- ciwko Irakowi, pa�stwu o szesnastokrotnie mniejszej liczbie ludno�ci ni� USA. Mowa, wyg�oszona wczoraj przez naszego prezydenta, na temat dlaczego nie by�o innego wyj�cia i musieli�my zaatakowa� Irak, mia�a najwy�sz� ogl�dalno�� w historii telewizji, bij�c wieloletni rekord, nale��cy, pami�tam, do Mary Martin w Piotrusiu Panu. Tak jest; r�wnie� wczoraj nast�puj�co wype�ni�em kwestionariusz przedstawio- ny mi przez brytyjski tygodnik Weekly Guardian: Pytanie: Co jest dla pana doskona�ym szcz�ciem? Odpowied�: Wyobra�anie sobie, �e gdzie� jest co�, co chce, �eby nam si� tu podoba�o. P: Kogo z �yj�cych podziwia pan najbardziej? O: Nancy Reagan. P: Jakiej cechy najbardziej nienawidzi pan u innych? O: Darwinizmu spo�ecznego. P: Jakim samochodem pan je�dzi? O: Honda accord rocznik 1988. P: Jaki jest pana ulubiony zapach? O: Ten, kt�ry wydobywa si� przez tylne drzwi piekarni. P: Jakie jest pana ulubione s�owo? O: "Amen". P: Jaka jest pana ulubiona budowla? O: Chrysler Building na Manhattanie. P: Jakiego s�owa lub zwrotu najbardziej pan nad- u�ywa? * Mo�e rzeczywi�cie nazywa si� tak pani redaktor tej ksi��ki, ale warto wiedzie�, �e Faith to po angielsku wiara, za� Sale - sprzeda�. O: "Przepraszam". P: Kiedy i gdzie czu� si� pan najszcz�liwszy? O: Jakie� dziesi�� lat temu m�j fi�ski wydawca zabra� mnie w swym kraju do ma�ej gospody na skraju wiecznej zmarzliny. Poszli�my na spacer i znale�li�my dojrza�e jagody, zmro�one na krza- czkach. Roztapia�y nam si� w ustach. By�o tak, jakby gdzie� istnia�o co�, co chce, �eby nam si� tam podoba�o. P: Jak chcia�by pan umrze�? O: W katastrofie samolotowej na szczycie Kiliman- d�aro. P: Jakiej umiej�tno�ci pragn��by pan najbardziej dla siebie? O: Gry na wiolonczeli. P: Jaka jest pana najbardziej przeceniana zaleta? O: Z�by. K.V. 17. stycznia 1991. I Oto dalszy ci�g - nie �eby kto� si� szczeg�lnie o niego upomina� - ksi��ki zatytu�owanej Niedziela palmowa (1980), b�d�cej zbiorem esej�w i m�w mojego autorstwa, opatrzonych ulotnym, autobio- graficznym komentarzem, s�u��cym za tkank� ��czn�, gips i banda�. A wi�c jeszcze raz przebieramy samo �ycie i pogl�dy za wielkie, nieprawdopodobne zwie- rz�, przypominaj�ce wytwory bujnej wyobra�ni dok- tora Seussa (wielkiego pisarza oraz ilustratora ksi��ek dla dzieci), takie jak od�g, trz�s�, loraks, albo cho�by �wiszcz. Albo jednoro�ec, ale to ju� nie jest wymys� Seussa. (Doktor Seuss nazywa� si� naprawd� Theodor Geisel. Urodzi� si� w roku 1904, a ja w 1922). Gdy w roku 1940 poszed�em na uniwersytet Cor- nell, zapisa�em si� do studenckiej korporacji Delta Epsilon. Korporacja posiada�a w piwnicy bar; jego �ciany, na wiele lat, zanim ja tam trafi�em, ozdobi� o��wkiem doktor Seuss. Potem jaki� inny artysta, cz�onek Delta Epsilon, utrwali� owe rysunki farb�. (Dla tych, kt�rzy nie znaj� rysunk�w doktora Seussa: przedstawiaj� one zwierz�ta o nieprawdopo- dobnej liczbie staw�w, o kompletnie zwariowanych uszach, nosach, ogonach i nogach, zwykle w jask- rawych kolorach, takich, jakie podobno jawi� si� ludziom cierpi�cym na delirium tremens. Kto� m�wi� mi, �e ludzie z delirium tremens znacznie cz�ciej widuj� jednak bia�e myszki). Doktor Seuss chodzi� do Dartmouth i nie nale�a� do Delta Epsilon, ale �ciany zarysowa�, gdy hula� w Ithaca z koleg�-malarzem, Hughem Troyem, kt�ry by� w Cornell i Delta Epsilon. Troy okaza� si� r�wnie� mistrzem dowcipu sytuacyjnego (na �adnym nie zarobi� ani grosza. Wszystkie �arty pozostawa�y ca�kowicie pro publico bono). Kiedy studiowa�em na pierwszym roku, Troy odwiedza� sw� dawn� kor- poracj�, racz�c mnie i mych smarkatych wsp�kor- porant�w historyjkami o swych wyczynach. Opowiedzia� nam, jak kiedy� uda�o mu si� na trzech przystankach ca�kowicie opr�ni� jeden wagon nowojorskiego metra. Wsiad� do niego z wieloma! kumplami, kt�rzy mieli udawa�, �e si� nie znaj�. Dzia�o si� to w Nowy Rok o �wicie. Ka�dy z kon- spirator�w trzyma� w r�ce egzemplarz Daily News z wielkim nag��wkiem KL�SKA HOOVERA, ZWYCI�STWO ROOSEVELTA. Troy przecho- wywa� je od roku, tzn. od czasu zdecydowanego zwyci�stwa wyborczego Roosevelta (czyli musia�o to by� na samym pocz�tku 1934 roku. Mia�em wtedy jedena�cie lat, a Wielki Kryzys - cztery). Innym razem Troy kupi� �awk�, tak� jak w parku, i upar� si�, �eby wypisali mu rachunek. Razem z koleg� postawili j� w Central Parku, a gdy zobaczyli policjanta, porwali �awk� i rzucili si� do ucieczki. Policjant dogoni� ich, a wtedy Troy pokaza� rachu- nek. Robili to wiele razy, a� wszyscy policjanci w tym rejonie wiedzieli ju�, �e �awka nale�y do Troya. W�wczas dowcipnisie zacz�li zbiera� inne �awki - policja nie reagowa�a - po czym u�o�yli je w jeden wielki stos w jakim� zak�tku parku. Nawet w mych najbardziej sa�atowych latach (bo by�em wtedy "zielony") uwa�a�em to za do�� g�upi dowcip - tyle zachodu... Ale s�ucha�em Troya z wielkim szacunkiem, bo na uniwersytet z Ivy League * trafi�em z pa�stwowej szk�ki z Indianapo- lis, �ebym nabra� og�ady. (Gdybym poszed� na uniwersytet Indiana, Purdue, Wabash czy De- Pauw** by�bym teraz mo�e kongresmenem albo senatorem). Po wyje�dzie Troya sam spr�bowa�em swych si� na polu dowcipu sytuacyjnego. Chodzi�em na ko�- cowe egzaminy z kilku wa�nych przedmiot�w, na kt�re sam nie ucz�szcza�em. W trakcie egzaminu wstawa�em, dar�em na strz�py kartk� z pytaniami, rzuca�em je w twarz egzaminatorowi i wychodzi�em trzaskaj�c drzwiami. Musia�em chyba zainspirowa� wielu na�ladowc�w, bo nast�pi�a prawdziwa epidemia takiego zachowania na egzaminach. Sukces! M�j ostatni wyczyn w Cornell, podobnie jak ten pierwszy, zrobi� g�upka wy��cznie ze mnie. Wszyscy m�czy�ni musieli w�wczas przez dwa lata chodzi� na kurs oficerski. Chcecie, to wierzcie, chcecie, nie wierzcie: ja by�em w artylerii konnej (tak dawno to by�o). Pod koniec drugiego roku moich studi�w Ameryka toczy�a ju� wojn� z Niemcami, W�ochami i Japoni�. Zg�osi�em si� do wojska i czeka�em, a� mnie wezw�. Wizytowa� nas jaki� genera�. Na in- spekcji pojawi�em si� udekorowany wszystkimi me- dalami i odznakami - p�ywackimi, harcerskimi, nawet za chodzenie do szk�ki niedzielnej - jakie tylko zdo�a�em po�yczy� od koleg�w. Chyba odbija�o mi ju� kompletnie, bo oblewa�em r�wno wszystkie egzaminy, w tym te� z kursu oficerskiego. * "Liga bluszczowa" - zbiorcze okre�lenie najstarszych, najlepszych i/lub najbardziej renomowanych uniwersytet�w ameryka�skich. (Odt�d wszystkie przypisy pochodz� od t�uma- cza). ** Uniwersytety niewiele gorsze od tych z Ivy League, ale mniej renomowane, bo znajduj�ce si� na �rodkowym Zachodzie. Genera� zapyta�, jak si� nazywam, ale poza tym nic nie powiedzia�. Jestem jednak prze�wiadczony, �e musia� to sobie zapami�ta�, i s�usznie, a jego raport z inspekcji wl�k� si� za mn�, i s�usznie, przez nast�pne trzy lata mojej s�u�by w wojsku, z g�ry przes�dzaj�c o tym, �e nigdy nie wyszed�em poza rang� szeregow- ca. Dobrze mi tak; by�a to zreszt� jedna z najlepszych rzeczy, jaka mi si� przytrafi�a (niedouczony starszy szeregowiec musi m y � l e � o tylu sprawach!). Kiedy wojna si� sko�czy�a (czterdzie�ci pi�� lat temu!), jak wszyscy inni mia�em prawo do noszenia zgodnych z regulaminem i godno�ci� �o�nierza na- szywek i wst��ek. Ze z�o�liw� satysfakcj� mog� teraz, gdy wiem, jak na nie zapracowa�em, uzna�, �e warte s� akurat tyle, co po�yczone b�yskotki, kt�re przy- pi��em do munduru z okazji tej tak brzemiennej w skutki inspekcji na kursie oficerskim. Zacz�o si� od kawa�u i na kawale si� sko�czy�o. To chyba do�� udana zapowied� przysz�ych wypadk�w, co? Czy to mo�liwe, �eby ktokolwiek poszed� na uniwersytet z Ivy League po to, by do ko�ca �ycia pozosta� starszym szeregowcem? Owszem: ja tak w�a�nie zrobi�em. (I Norman Mailer te�. On r�wnie� ma co opowiada�). Nale�a�o do tradycji w indianapolita�skiej ga��zi naszej niegdy� wielkiej i trzymaj�cej si� razem rodzi- ny, by jecha� na studia na wsch�d, ale po sko�czeniu ich wr�ci� do Indianapolis. Wujek Aleks poszed� na Harvard. Jako pierwsze zadanie domowe mia� napisa� wypracowanie o tym, dlaczego chce studiowa� w�a�- nie tam. Opowiada� mi, �e zacz�� sw� prac� od nast�puj�cego stwierdzenia: "Poszed�em na Harvard, bo na MIT * jest ju� m�j starszy brat". * Massachusetts Institute of Technology - jedna z naj- bardziej presti�owych uczelni technicznych USA. Tym starszym bratem by� Kurt senior, m�j ojciec, kt�ry studiowa� wtedy architektur�. Wiele lat p�niej, gdy wcielono mnie do armii jako starszego szerego- wca bez mo�liwo�ci awansu, ojciec powiedzia�: "I bardzo dobrze! Mo�e wreszcie naucz� ci� porz�dku!" (Potrafi� zachowywa� si� bardzo zabawnie, ale wtedy wcale nie �artowa�. Mia� ca�kiem powa�n� min�. To chyba �wiadczy o tym, jak okropnym by�em ba�aga- niarzem). Kiedy umar�, w ge�cie freudowskiego kanibalizmu przesta�em u�ywa� dodatku "junior" do nazwiska. (Przez to na li�cie moich dzie� wyst�puj� r�wnocze�nie jako ojciec i syn, Kurt Vonnegut i Kurt Vonnegut junior). Tak o nim napisa�em w Architec- tural Digest: "Gdy m�j ojciec mia� lat sze��dziesi�t pi��, a ja dwadzie�cia siedem, stwierdzi�em kiedy�, uwa�aj�c i� jest strasznie stary, �e jego zaw�d musia� sprawia� mu ogromn� przyjemno��. Niespodziewanie odpo- wiedzia�, �e to wcale nie by�o przyjemne, architektura za� to nie sztuka, ale ksi�gowo��. Poczu�em si� oszukany, bo dot�d zawsze wpaja� we mnie przeko- nanie, �e architektura jest dla niego naprawd� �wietn� zabaw�. Teraz rozumiem, �e to oszustwo, kt�rego tak nagle zaniecha�, by�o przejawem najwy�szego honoru i odwagi. Gdy podrastali�my, ja i dwoje rodze�stwa, karmi� nas z�udzeniem, �e nasz �wawy ojciec szczyci si� dotychczasow� karier� zawodow� i cieszy si� czekaj�cymi go jeszcze, trudnymi ale ciekawymi wyzwaniami. W rzeczywisto�ci Wielki Kryzys, a po- tem druga wojna �wiatowa, kiedy w�a�ciwie nikt nic nie budowa�, o ma�o kompletnie nie usadzi�y Kurta Vonneguta seniora jako architekta. Mi�dzy czter- dziestym pi�tym a sze��dziesi�tym pierwszym rokiem �ycia nie mia� prawie nic do roboty. W czasach prosperity by�yby to najlepsze lata, w kt�rych jego oczywisty talent, renoma i dojrza�o�� mog�yby przekona� jakiego� nie pozbawionego resztek wyob- ra�ni klienta, �e ojciec, nawet w Indianapolis, godny jest wielko�ci lub, jak kto woli, ubawu po pachy. Nie zamierzam opowiada� tu o zupkach dla bez- robotnych, cho� od jakiego� czasu zn�w o nich u nas g�o�no. W czasie Wielkiego Kryzysu w naszym domu zawsze znalaz�o si� co� do jedzenia. Mimo to ojciec musia� zamkn�� biuro, za�o�one jeszcze przez jego ojca, pierwszego dyplomowanego architekta w In- dianie, i zwolni� wszystkich sze�ciu pracownik�w. Co pewien czas trafia�y mu si� drobne zam�wienia, ale teraz wiem, �e by�y tak ma�o interesuj�ce, i� usn�liby nad nimi liceali�ci ucz�cy si� rysunku technicznego. Gdyby nie smutny fakt, �e rodzina potrzebowa�a pieni�dzy, m�g�by m�wi� w�wczas to, co potem, po wojnie, gdy w kraju znowu zacz�o si� ludziom lepiej powodzi�, powiedzia� w mojej obec- no�ci niedosz�emu klientowi: "Wie pan co? Niech pan lepiej kupi sobie par� o��wk�w i troch� papieru w kratk�. Usi�dzie pan razem z �on�, mo�e akurat..." Wyrazi� to w bardzo mi�y spos�b, emanowa� czyst� �yczliwo�ci�. W czasie wojny kompletnie zarzuci� architektur�. Pracowa� jako intendent w fabryce pi� Atkinsa, gdzie produkowano jak�� bro�, pewnie bagnety. W tym czasie zmar�a jego �ona. Zrozumia� te�, �e gdy wojna si� sko�czy, �adne z jego dzieci nie zamieszka w Indianapolis, �e ka�de z nas b�dzie mia�o w�asn� prac� daleko od rodzinnych stron. To znowu o ma�o go nie usadzi�o. Kiedy do Indianapolis powr�ci� dobrobyt, ale nie dzieci, ojciec zacz�� pracowa� w biurze projektowym kierowanym przez znacznie m�odszych ludzi. Nadal cieszy� si� doskona�� renom�; by� jednym z najbar- dziej kochanych ludzi w mie�cie; za�o�y� nawet, znane obecnie na ca�y �wiat, tamtejsze Muzeum Dzieci�ce. Szczeg�lnie podziwiano go za projekt siedziby Bell Telephone na North Meridian Street, kt�ry zrobi� jeszcze przed krachem na gie�dzie. Po wojnie w Bell Telephone postanowiono nad- budowa� jeszcze kilka pi�ter, ale tak, �eby w niczym nie r�ni�y si� od o�miu ju� istniej�cych. Wynaj�to do tego innego architekta, cho� ojciec ani przed- wcze�nie si� nie postarza�, ani si� nie zapija�; na- prawd� by� w pe�ni si�. Dla firmy architekt to architekt. Wa�ne, �e dostali projekt. Tyle w�a�nie jest romantyzmu w architekturze. Wkr�tce potem ojciec przeni�s� si� do okr�gu Brown w stanie Indiana, gdzie sp�dzi� samotnie reszt� �ycia jako garncarz. Zbudowa� sobie ko�o garncarskie. Zmar� w tej pag�rkowatej okolicy w roku 1957, w wieku siedemdziesi�ciu dw�ch lat. Gdy teraz usi�uj� przypomnie� sobie, jaki by�, kiedy dorasta�em - w�a�nie wtedy czerpa� ze swej pracy zawodowej tak ma�o satysfakcji - wyobra�am go sobie jako �pi�c� Kr�lewn�, pogr��on� w letargu, na polanie w g�stym lesie czekaj�c� na ksi�cia. St�d ju� o krok do nast�pnego skojarzenia: wszyscy ar- chitekci, jakich znam, i w dobrych, i w z�ych czasach, sprawiaj� wra�enie, �e czekaj� na tego jednego, hojnego klienta, kt�ry sprawi, �e stan� si� wreszcie wznios�ymi artystami, jakimi si� urodzili. Mo�na wi�c uwa�a�, �e �ycie mojego ojca by�o do�� ponur� bajk�. Je�li sta� si� �pi�c� Kr�lewn�, to w roku 1929 nie jeden, lecz kilku ksi���t, w tym Bell Telephone, zacz�o przedziera� si� ku jego polance przez g�sty las, �eby go obudzi�. Ale nagle ksi���ta zachorowali na ca�e szesna�cie lat, a przez czas ich pobytu w szpitalu z�a czarownica zmieni�a �pi�c� Kr�lewn� w �pi�cego Rycerza. Kiedy nadszed� Kryzys, przeniesiono mnie ze szko�y prywatnej do pa�stwowej, wi�c przyprowa- dza�em teraz do domu nowych koleg�w, �eby zoba- czyli, jakiego mam ojca. To w�a�nie te dziesi�cioletnie ch�opskie dzieci z Indiany u�wiadomi�y mi, �e m�j ojciec jest czym� r�wnie egzotycznym, jak jedno- ro�ec. W epoce, gdy m�czy�ni z jego klasy spo�ecznej nosili ciemne garnitury, bia�e koszule i monochro- matyczne krawaty, ojciec ubiera� si� tak, jakby wszystko kupowa� w Armii Zbawienia. Ani jeden element jego garderoby nie pasowa� do pozosta�ych. Teraz wiem, oczywi�cie, �e wszystko dobiera� z wiel- k� staranno�ci�, tak operuj�c odmiennymi barwami i materia�ami, by uzyska� efekt interesuj�cy, a w re- zultacie - pi�kny. Podczas gdy inni ojcowie gaw�dzili ponuro o w�g- lu, �elazie, zbo�u, drewnie, cemencie i tak dalej, no i jeszcze o Hitlerze i Mussolinim, ojciec namawia� zar�wno przyjaci�, jak i zdumionych nieznajomych, by zwr�cili uwag� na jaki� przedmiot, znajduj�cy si� w zasi�gu r�ki czy to w przyrodzie, czy wytworzony przez cz�owieka, i cieszyli si� nim jak dzie�em sztuki. Kiedy zacz��em gra� na klarnecie, og�osi�, �e ten czarny, nabijany srebrem instrument jest dzie�em sztuki. Niewa�ne, czy wydobywa�a si� z niego mu- zyka, czy nie. Uwielbia� szachy, chocia� w og�le nie umia� w nie gra�. Kt�rego� dnia przynie�li�my mu z nowymi kolegami �m�, �eby nam powiedzia�, co to za �ma. Nie wiedzia�, jak si� nazywa, ale wszyscy zgodzili�my si� jak jeden m��: by�o to dzie�o sztuki. By� te� pierwszym obywatelem �wiata, jakiego widzieli w �yciu moi nowi koledzy, i zapewne r�wnie� ostatnim. Polityk� i granice polityczne szano- wa� akurat tak jak (znowu ten sam obraz) jednoro�ec. Pi�kno mo�e powstawa� wsz�dzie na �wiecie, i tyle. AT&T wybudowa�o jeszcze inny budynek, ten na wyspie Manhattan, niedaleko miejsca, w kt�rym mieszkam. Przedsi�biorstwo telefoniczne zn�w oby�o si� bez mojego ojca, kt�rego i tak nie da�oby si� ju� dobudzi�. Zamiast niego wynaj�to Philipa Johnsona, tak� �pi�c� Kr�lewn�, kt�r� przez ca�e doros�e �ycie �askota�y, by si� zbudzi�a, ca�e t�umy �arliwych ksi���t. Czy mam teraz szale� ze z�o�ci, �e Los nie da� ojcu tyle rado�ci, co panu Johnsonowi? Usi�uj� wyobrazi� sobie, �e ojciec przemawia do mnie ponad przepa�ci�, dziel�c� �ywych od umar- �ych, i s�ysz�: "Nie �a�uj mnie, �e w sile wieku na pr�no czeka�em na romantyczne wyzwania. Je�eli teraz, po tylu latach, chcesz wyry� co� na moim skromnym grobie na cmentarzu Crown Hill, napisz: �WYSTARCZY�O MI, �E BY�EM JEDNORO�- CEM*". Tyle artyku�. Ze wzruszeniem dodaj�, �e ojciec usi�owa� umo�liwi� sobie powr�t do mi�ych sercu chwil (nic �atwiejszego dla Tralfamadorczyk�w z mo- jej powie�ci Rze�nia numer pi��), naklejaj�c mi�e sercu pami�tki na p�ytk� pil�niow� i pokrywaj�c je lakierem bezbarwnym. To dzi�ki ojcu w�a�nie na �cianie mojego gabinetu wisi teraz tak zmumifikowa- ny list: "Drogi Tato! Sprzeda�em pierwsze opowiadanie do Collier's. Wczoraj w po�udnie dosta�em wyp�at� (750 dolar�w minus 10 procent prowizji dla agenta). Wygl�da na to, �e w najbli�szej przysz�o�ci uda mi si� sprzeda� jeszcze dwie rzeczy. Chyba co� drgn�o. Pieni�dze wp�aci�em na konto, a kiedy i je�li znowu co� sprzedam, zrobi� to samo, dop�ki nie b�d� mia� r�wnowarto�ci rocznej pensji w General Electric. Wystarcz� na to spokojnie cztery opowiadania, i nawet mi troch� zostanie (tego jeszcze u nas nie by�o), a wtedy rzuc� t� cholern�, koszmarn� prac� i p�ki �ycia nie poszukam drugiej, tak mi dopom� B�g. Od lat nie czu�em si� tak szcz�liwy. Ca�uj� ci�". List jest podpisany pierwsz� liter� mojego imienia, bo tak mnie nazywa�. Nie jest to �aden kamie� milowy w dziejach literatury, ale przy mojej osobistej, w�skiej �cie�ynce od narodzin do �mierci pi�trzy si� jak Stonehenge. Nosi dat� 28 pa�dziernika 1949 roku. Na odwrocie ojciec doklei� list od siebie, wykali- grafowany jego pi�knym charakterem pisma cytat z Kupca weneckiego: Przysi�ga moja w niebie zapisana Krzywoprzysi�stwem mam�e si� obci��y�? * * Przek�ad L. Ulricha. II Powiadaj�, �e je�li dziewica usi�dzie na polanie w lesie zamieszkiwanym przez jednoro�ca, zwierz� to przyjdzie do niej i z�o�y jej g�ow� na podo�ku. Tak najlepiej z�apa� jednoro�ca. Bez w�tpienia spos�b ten odkry�a jaka� dziewica, kt�ra siad�a sobie na le�nej polanie i wcale nie zamierza�a niczego �apa�. Ten jednoro�ec, kt�ry przybieg� z�o�y� jej g�ow� na podo�ku, musia� narobi� jej kup� wstydu. (Co dalej?) W domu mojego dzieci�stwa i m�odo�ci tak� dziewic� by�a moja siostra Alice, zmar�a wiele lat temu (cholernie mi jej brak), a nieuchwytnym, niesamowitym, zaczarowanym jednoro�cem - ojciec, Nie potrafi�em go z�apa� ani ja, ani starszy brat, ten, co by� na MIT, Bernard. Nie interesowali�my go zbytnio; je�li o nas chodzi, nie robili�my z tego wielkiej tragedii. Byli�my twardzi, dawali�my sobie rad�, mieli�my innych fan�w. (Kiedy� moja c�rka Edith wysz�a bardzo nie- szcz�liwie za cz�owieka nazwiskiem Geraldo Rivera, kt�ry teraz, gdy pisz� te s�owa, przeprowadza w po- po�udniowych programach telewizyjnych wywiady z lud�mi, kt�rym przytrafi�o si� co� niezwyk�ego. Wspominam o nim w tym miejscu, poniewa� nie- kt�rych z jego go�ci napastowali seksualnie cz�on- kowie bliskiej rodziny. Dodaj� szybko, �e mojej siostry, starszej ode mnie o pi�� lat, nasz �agodny ojciec nigdy nie napastowa� seksualnie. Jak dziewica, w kt�rej podo�ku sk�ada� g�ow� jednoro�ec, by�a w najgorszym razie po prostu zadziwiona). Nasz ojciec, gdy ja, jego najm�odsze dziecko go pozna�em, rozpaczliwie pragn�� bezkrytycznej przyja�ni osoby p�ci podobno lito�ciwej, poniewa� nasza mama (a jego �ona) stopniowo traci�a rozum. P�n� noc�, zawsze tylko w ciszy domowego og- niska, nigdy przy go�ciach, dawa�a upust niena- wi�ci do ojca, nienawi�ci �r�cej jak kwas fluo- rowodorowy. Kwas fluorowodorowy potrafi prze- gry�� si� przez szklan� butl�, potem przez blat sto�u, potem przez pod�og� i tak dalej, a� do Piek�a. (Ale nie przez wosk. Za moich czas�w w korporacji Delta Epsilon - wi�kszo�� jej cz�onk�w kszta�ci�a si� w przedmiotach technicznych - w Cornell kr��y� dowcip: "Je�li uda ci si� odkry� doskona�y rozpusz- czalnik, to w czym go b�dziesz przechowywa�?" Poza tym znacznie lepszym rozpuszczalnikiem ni� kwas fluorowodorowy jest woda, tylko �e woda nie potrafi przegry�� si� przez szk�o). W Niedzieli palmowej upiera�em si�, �e nie leczona i nie rozpoznana choroba umys�owa mamy by�a wywo�ana przez szkodliwe substancje chemiczne, nie te, kt�re sama produkowa�a w swoim organizmie, ale te, kt�re przyjmowa�a doustnie, a konkretnie alkohol i nieograniczone wprost ilo�ci zapisywanych jej przez lekarza barbituran�w. (Nie do�y�a czas�w, kiedy lekarz szpikowa�by j� amfetamin�). Z ch�ci� uwierzy�bym w dziedziczno�� jej choroby, ale w�r�d moich ameryka�skich przodk�w (skrupulatnie wyli- czonych w Niedzieli palmowej) brak klinicznych wariat�w. A zreszt� co mnie to obchodzi? Przodk�w si� nie wybiera, a m�zg i ca�� reszt� traktuj� jako wybudowany na wiele lat przed moim urodzeniem dom, w kt�rym mieszkam. Naprawd� mieszkam w domu na Manhattanie, wybudowanym przez spekulanta nazwiskiem L.S. Brooks w roku 1862. Ma pi�� i p� metra d�ugo�ci i czterna�cie metr�w szeroko�ci, parter i dwa pi�tra (dom, nie Brooks. Brooks postawi� dwadzie�cia iden- tycznych dom�w, i to wszystkie naraz!) W czasie obrzydliwej kampanii o urz�d prezyden- ta Stan�w Zjednoczonych Ameryki P�nocnej mi�- dzy Bushem a Dukakisem (kiedy to obaj kandydaci obiecywali, �e zajm� si� ochron� wszystkich boga- tych ludzi o jasnej sk�rze przed wszystkimi bied- nymi o ciemnej sk�rze), poproszono mnie, bym wyg�osi� mow� na konferencji Ameryka�skiego Zwi�zku Psychiatr�w w Filadelfii. M�j odziedziczo- ny m�zg i struny g�osowe powiedzia�y zebranym, co nast�puje: "Witam wszystkich z najwy�szym szacunkiem. Trudno uszcz�liwi� nieszcz�liwych, chyba �e po- trzeba im tego, co �atwo przepisa�: na przyk�ad jedzenia, schronienia czy wsp�czucia i towarzystwa, albo wolno�ci. To wielki zaszczyt dla mojego zawodu, polegaj�- cego na opowiadaniu dla pieni�dzy historyjek, praw- dziwych i nieprawdziwych, �e zaprosili�cie mojego przyjaciela i koleg� po pi�rze, Elie Wiesela oraz mnie, by�my wyst�pili tu przed wami. Mo�e s�ysze- li�cie o badaniach doktor Nancy Andreassen z Cen- trum Medycznego Uniwersytetu Iowa, kt�ra prze- prowadzi�a seri� wywiad�w z zawodowymi pisarzami, wyk�adaj�cymi podczas s�ynnych warsztat�w pisars- kich, jakie odbywaj� si� na tamtejszej uczelni. Cho- dzi�o o sprawdzenie czy nasze, pisarskie nerwice r�ni� si� od nerwic ca�o�ci spo�ecze�stwa. Okaza�o si�, �e wi�kszo�� z nas, w tym ja sam, to osobnicy z wyra�n� predylekcj� do depresji pochodz�cy z ro- dzin obci��onych sk�onno�ciami... do depresji. Z bada� tych wyprowadzam pewn� zasad�, oczy- wi�cie bardzo og�ln�: nie masz szans zosta� dobrym, powa�nym pisarzem, je�li nie wykazujesz sk�onno�ci do depresji. Z historii kultury pochodzi inna regu�a, kt�ra, zdaje si�, ju� si� nie sprawdza, a mianowicie �e pisarz ameryka�ski, je�eli chce zdoby� Nagrod� Nobla, musi by� alkoholikiem: Sinclair Lewis, Eugene O'Neill, John Steinbeck, samob�jca Ernest Hemingway. Wed�ug mnie regu�a nie sprawdza si� dlatego, �e w naszym kraju wra�liwo�� arty- styczna przesta�a by� uwa�ana za cech� czysto kobiec�. Dzi� nie musia�em ju� pojawi� si� na tej m�wnicy po pijanemu ani wczorajszego wie- czoru przy�o�y� komu� w barze, by udowodni�, �e nie jestem tym, kogo nie tak dawno uwa�ano za istot� szczeg�lnie odra�aj�c�, czyli homosek- sualist�. Elie Wieselowi s�aw� przynios�a ksi��ka pod tytu- �em Noc, opowiadaj�ca o potworno�ciach Holocaustu widzianych oczyma ch�opca, kt�rym wtedy by�. Ja zdoby�em s�aw� pisz�c Rze�ni� numer pi��, ksi��k� o ameryka�sko-brytyjskiej reakcji na ten sam Holo- caust, czyli o zbombardowaniu Drezna - widzianej oczyma m�odzika, starszego szeregowca piechoty ameryka�skiej, kt�rym wtedy by�em. Obaj nosimy niemieckie nazwiska, podobnie jak doktor Dichter, kt�ry nas tu zaprosi�, i wielu s�awnych pionier�w waszej dziedziny. Wcale bym si� nie zdziwi�, gdyby okaza�o si�, �e przodkowie wielu z nas tu zebranych, tak �yd�w jak goj�w, to poddani cesarstwa niemiec- kiego i austrow�gierskiego, sk�d wywodzi si� tyle wspania�ych dzie� muzycznych, naukowych, malars- kich i teatralnych, lecz pozosta�o�ci owych mocarstw da�y nam koszmar, z kt�rego, w moim mniemaniu, nigdy si� nie przebudzimy. Holocaust t�umaczy prawie wszystko, dlaczego Elie Wiesel pisze to, co pisze i jest tym, kim jest. Zbombardowanie Drezna ani troch� nie t�umaczy, dlaczego pisz� to, co pisz� i jestem tym, kim jestem. Na pewno wiecie to stokrotnie lepiej ode mnie i mo�ecie zaproponowa� tysi�ce m�drych wyja�nie�, co jest tego przyczyn�. Mnie Drezno w og�le nie obchodzi�o. Nikogo tam nie zna�em, a zanim sp�on�- �o, nie by�o mi tam szczeg�lnie dobrze, zapewniam. W domu, w Indianapolis, widywa�em drezde�sk� porcelan�, ale ju� wtedy, podobnie jak teraz, uwa�a- �em, �e jest ona w wi�kszo�ci kiczowata. To zreszt� kolejny dar od narod�w niemieckoj�zycznych, obok psychoanalizy i Czarodziejskiego fletu: to bezcenne s�owo kicz. A w dodatku porcelana drezde�ska nie jest wyra- biana w Dre�nie, tylko w Mi�ni, wi�c nale�a�o spali� Mi�ni�, a nie Drezno. Oczywi�cie to tylko �art. Ju� taki jestem, �e powiem wszystko, byle tylko b�ysn�� dowcipem, cz�sto w najokropniejszych sytuacjach; to zreszt� jeden z powod�w, dla kt�rych jak dot�d ju� dwie kobiety gorzko �a�owa�y, �e wysz�y za mnie za m��. Ka�de pi�kne miasto to skarb ca�ego �wiata, a nie tylko jednego narodu, wi�c zniszczenie kt�regokol- wiek z nich jest katastrof� na skal� �wiatow�. Zanim zosta�em �o�nierzem, by�em dziennikarzem, wi�c w Dre�nie zachowywa�em si� jak dziennikarz - podgl�dacz cudzych nieszcz��. Obserwator z ze- wn�trz. Elie Wiesel, widz�c to, co widzia� - a on w dodatku by� ch�opcem, nie m�odym m�czyzn�, jak ja - tkwi� w samym �rodku tego, co si� dzia�o. Nalot na Drezno - szybka, chirurgiczna akcja, jak uwielbiaj� m�wi� specjali�ci od wojskowo�ci, okaza� si� zgodny z arystotelesowskim idea�em tragedii, kt�rej akcja rozgrywa si� w ci�gu dwudziestu czterech godzin. Holocaust ci�gn�� si�, ci�gn�� i ci�gn��. Mnie Niemcy chcieli utrzyma� przy �yciu, kieruj�c si� przekonaniem, �e w pewnym momencie uda si� im wymieni� mnie i moich towarzyszy niewoli za swoich �o�nierzy. Niemcy, oczywi�cie przy wsp�udziale podobnie jak oni my�l�cych Austriak�w, W�gr�w, S�owak�w, Francuz�w, Rumun�w, Bu�gar�w i tym podobnych, chcieli zabi� Elie Wiesela i wszystkich, kt�rych on zna�, wszystkich, kt�rzy cho� troch� go przypominali. Chcieli zabi� ich, tak jak zabili ojca Elie'ego - g�odem, kator�nicz� prac�, rozpacz� lub cyjankiem. Elie Wiesel pr�bowa� utrzyma� ojca przy �yciu. I nie da� rady. M�j ojciec oraz prawie wszyscy ci, kt�rych zna�em i kocha�em, �yli sobie zdrowo i bez- piecznie w Indianapolis. W�a�ciw� recept� na �mier- teln� depresj�, jaka zabi�a ojca Elie Wiesela, by�o jedzenie, odpoczynek i czu�a opieka, a nie lit, thora- zine, prozac czy tofranil*. Jestem magistrem antropologii Uniwersytetu Chi- cagowskiego. Student�w tej dziedziny poezji uczy si� szuka� wyt�umaczenia ludzkich rado�ci i smut- k�w - nie tych, kt�re bior� si� z wojen, ran, spektakularnych chor�b i kl�sk �ywio�owych - w kulturze, spo�ecze�stwie i historii. Tym samym wymieni�em w�a�nie czarne charaktery wyst�puj�ce w moich ksi��kach, bo nigdy nie s� nimi konkretne osoby. Moje czarne charaktery, powtarzam, to kul- tura, spo�ecze�stwo i historia - jako� nie dzia�a na nie ani lit, ani thorazine, ani prozac, ani tofranil. Jak wi�kszo�� pisarzy, trzymam w domu zacz�tki wielu ksi��ek, kt�re nie chc� si� da� napisa�. Jakie� dwadzie�cia lat temu pewien lekarz przepisa� mi ritalin **, �eby przekona� si�, czy nie pomo�e mi na * �rodki antydepresyjne. ** �rodek pobudzaj�cy centralny uk�ad nerwowy. Mobili- zuje uwag�, zwi�ksza zdolno�� asocjacji i koordynacji (za J. Podlewski, A. Chwalibogowska-Podlewska, "Leki wsp�czes- nej terapii", PZWL Warszawa 1986). takie w�a�nie problemy. Natychmiast zorientowa�em si�, �e ritalin to koncentrat czystej paranoi, i zaraz wyrzuci�em ca�� fiolk� do �mieci. Ksi��ka, z kt�r� w�wczas nie mog�em da� sobie rady, mia�a si� nazywa� Psychiatra z SS. Opowiada�a o doktorze medycyny, psychoanalityku oddelegowanym pod- czas wojny do O�wi�cimia. Mia� leczy� z depresji cz�onk�w personelu, niezadowolonych z tego, co tam si� dzia�o. W tamtych czasach mia� im do zaoferowania wy��cznie terapi� s�own�. By�o to jeszcze przed... Niewa�ne. Chcia�em dowie��, i mo�e uda mi si� dokona� tego tutaj, bez konieczno�ci doko�czenia tamtej ksi��ki, �e od czasu do czasu w r�nych cz�ciach �wiata specjali�ci od zdrowia psychicznego proszeni s� o leczenie ludzi zdrowych, ale �yj�cych w cywiliza- cjach i spo�ecze�stwach, kt�re dosta�y sza�u. Od razu powiem, �e w naszym kraju nikt jeszcze o to nie prosi. Wydaje si�, �e g��wnym celem naszego spo�ecze�stwa jest nauczenie inteligentnych i wykszta�conych jego przedstawicieli jak gada� bzdury, dzi�ki kt�rym stan� si� bardziej popularni. Popatrzcie na Michaela Dukakisa. Popatrzcie na George'a Busha. Wydaje mi si�, �e zosta�em tu zaproszony z po- wodu tego, co przytrafi�o si� mojemu drogiemu synowi Markowi Vonnegutowi, obecnie ju� dok- torowi Vonnegutowi. Mark by� �wirem, i to wy- my�lnym: wy�cie�ana cela, kaftan bezpiecze�stwa, halucynacje, b�jki z piel�gniarzami, te rzeczy. Potem mu przesz�o i napisa� o tym ksi��k� pod tytu�em The Eden Express *, kt�r� wkr�tce, z nowym po- s�owiem, ma wznowi� wydawnictwo Dell. Jego po- * "Ekspres do Edenu". winni�cie wynaj�� na t� uroczysto��. Znacznie mniej by was to kosztowa�o, a on w dodatku zna si� na tym, o czym m�wi. I jest dobrym m�wc�. Zawsze, kiedy ma odczyt dla psychiatr�w, w pewnym momencie zadaje pewne pytanie, prosz�c obecnych o podniesienie r�ki. Zast�pi� go teraz. Prosz� o podniesienie r�ki: ile z obecnych tu os�b bra�o kiedy� thorazine? Dzi�ku- j�. A potem dodaje: "Ci, kt�rzy jeszcze nie pr�bo- wali, niech koniecznie spr�buj�. Na pewno nie zaszkodzi". Z Kolumbii Brytyjskiej, gdzie za�o�y� komun�, zabra�em go do prywatnego domu wariat�w, a tam postawiono diagnoz�: schizofrenia. Ja te� by�em przekonany, �e ma schizofreni�. Nigdy nie widzia* �em, �eby tak zachowywa� si� kto�, kto cierpi na depresj�. My, chorzy na depresj�, zwykle albo u�a- lamy si� nad sob�, albo �pimy. Kto�, kto zachowuje si� tak jak Mark (wkr�tce po przyj�ciu do kliniki podskoczy� i przygrzmoci� w �ar�wk� w suficie wy�cie�anej celi), na pewno mo�e mie� wszystko, tylko nie depresj�. Tak czy inaczej Mark wyzdrowia� na tyle, �e napisa� ksi��k� i uko�czy� medycyn� na Harvardzie. Obecnie pracuje jako pediatra w Bostonie, ma �on�, dw�ch wspania�ych syn�w i dwa wspania�e samo- chody. A� tu nagle, i to nie tak dawno, wielu przedstawicieli waszego zawodu og�osi�o, �e on i paru innych, kt�rzy opisali w ksi��kach, jak to wyleczyli si� ze schizofrenii, zostali po prostu mylnie zdiag- nozowani. I niezale�nie od tego, jak byli nabuzowani w czasie choroby, tak naprawd� cierpieli na depresj�. No c�, mo�e to i prawda. Mark zareagowa� na t� now� diagnoz� nast�puj�co: "Co za wspania�e kryterium diagnostyczne! Wiemy teraz, �e je�li pacjent zdrowieje, to na pewno nie mia� schizofrenii". Ale niestety, on tak�e zrobi wszystko, �eby b�ysn�� dowcipem. Nieco spokojniejsze i bardziej odpowie- dzialne rozwa�ania na temat tego, co si� z nim dzia�o, mo�na znale�� w pos�owiu do nowego wyda- nia jego ksi��ki. Mam ze sob� kilka egzemplarzy. Gdyby kto� je tu odbi� na ksero, ka�dy, kto chce sobie poczyta�, m�g�by to wzi�� do domu. Mark nie jest ju� takim entuzjast� megawitamin jak wtedy, gdy jeszcze nie by� lekarzem, ale nadal wi�ksze nadzieje pok�ada w biochemii ni� w ga- daniu. Na wiele lat przedtem, zanim Markowi odbi�o, uwa�a�em, �e choroby umys�owe wywo�ywane s� przez substancje chemiczne, i tak pisa�em w moich opowiadaniach. �adnego z moich bohater�w nie przyprawia�o o szale�stwo jakie� wydarzenie lub inna posta�. W chemiczne pochodzenie szale�stwa wierzy�em jeszcze jako ch�opiec, bo bliski przyjaciel rodziny, m�dry, dobroduszny i kwa�no-smutny dok- tor Walter Bruetsch, ordynator ogromnego, przera- �aj�cego stanowego szpitala dla ob��kanych w naszym mie�cie, m�wi� zawsze, �e choroby wszystkich jego pacjent�w maj� pod�o�e chemiczne, i �e niewiele da si� dla tych ludzi zrobi� bez rozszerzenia wiedzy chemicznej. Wierzy�em mu. Tote� kiedy oszala�a moja mama, na wiele lat przed urodzeniem si� mojego syna, i kiedy w ko�cu zabi�a si�, wini�em za to substancje chemiczne, cho� mia�a strasznie ci�kie dzieci�stwo. Mog� nawet wymieni� dwie z tych substancji: fenobarbital i go- rza�a. Oczywi�cie pochodzi�y z zewn�trz; barbiturany zapisywa� jej nasz rodzinny lekarz, bo chcia� wyleczy� j� z bezsenno�ci. Kiedy umar�a, by�em w wojsku, a moja dywizja odp�ywa�a w�a�nie do Europy. Uda�o nam si� utrzyma� jej ob��d w tajemnicy, bo przejawia� si� g��wnie w domu, mi�dzy p�noc� a �witem. Uda�o nam si� utrzyma� w tajemnicy tak�e jej samob�jstwo, dzi�ki mi�osiernemu i zapewne maj�cemu ambicje polityczne koronerowi. Czemu ludzie zadaj� sobie tyle trudu, �eby utrzy- ma� takie rzeczy w tajemnicy? Dlatego, �e gdyby prawda wysz�a na jaw, zmniejsza�oby to szans� dzieci na dobre ma��e�stwo. Teraz wiecie ju� ca�kiem sporo o mojej rodzinie. Opieraj�c si� na tych infor- macjach, ci z was, kt�rych dzieci my�l� ju� o ma�- �e�stwie, powinni zapowiedzie� im: r�bcie, co chce- cie, tylko nie bierzcie �lubu z nikim, kto nosi nazwisko Vonnegut. Mojej mamie nie pom�g�by nawet doktor Bru- etsch, a by� on najwi�kszym specjalist� od ob��du w ca�ym stanie Indiana. Mo�e wiedzia�, �e jest wariatk�, a mo�e nie. Gdyby nawet wiedzia�, �e staje si� ni� po p�nocy, cho� bardzo j� lubi�, by�by na pewno r�wnie bezradny jak ojciec. W tamtych czasach w Indianapolis nie by�o nawet oddzia�u Anonimowych Alkoholik�w - mo�e to by co� pomog�o. Dopiero oko�o 1955 roku mia� go za�o�y�] jedyny brat ojca, Aleks, alkoholik. I prosz� - wygada�em si� z kolejnym sekretem rodzinnym, bo opowiedzia�em wam o wuju Aleksie. A czy ja jestem alkoholikiem? Chyba nie. Al- koholikiem nie by� ani m�j ojciec, ani jedyne �yj�cej rodze�stwo, jakie mam, czyli m�j starszy brat. Jestem za to wielkim admiratorem Anonimowych Alkoholik�w, Anonimowych Hazardzist�w, Anoni- mowych Kokainist�w, Anonimowych Kolejkowi- cz�w, Anonimowych �ar�ok�w i tak dalej. Takie stowarzyszenia ciesz� mnie jako kogo�, kto studiowa� antropologi�, bo daj� Amerykanom co� r�wnie ko- niecznego do �ycia jak witamina C, co�, czego wielu z nas, cz�onk�w tej szczeg�lnej cywilizacji, zosta�o pozbawionych: wielk�, szeroko rozumian� rodzin�. Istoty ludzkie prawie zawsze mog�y liczy� na to, �e wszyscy krewni i przyjaciele podtrzymaj� ich na duchu, dodadz� otuchy, rozwesel�... A� do czasu Wielkiego Eksperymentu Ameryka�skiego, kt�ry jest eksperymentem nie tylko ze swobod�, ale r�wnie� z odcinaniem korzeni, bezustann� tu�aczk� i niemo�- liwie zatwardzia�� samotno�ci�. Jestem cz�owiekiem pr�nym - inaczej nie sta�- bym tu przed wami z tym moim "bla, bla, bla" - nie tak jednak, by s�dzi�, �e powiedzia�em wam cokolwiek, czego dot�d nie wiedzieli�cie, poza b�ahos- tkami na temat mamy, wuja Aleksa i mojego syna. Wy spotykacie nieszcz�liwych ludzi co dzie�, co godzina. Ja z ca�ych si� staram si� ich unika�. Udaje mi si� stosowa� do trzech zasad dobrego �ycia okre�lonych przez nie�yj�cego ju� Nelsona Algrena, mojego kolegi po pi�rze i w depresji, kt�ry r�wnie� by� przedmiotem bada� nad pisarzami, prowadzo- nych na uniwersytecie Iowa. Zasady te brzmi� oczywi�cie nast�puj�co: nie jada� w knajpach zwa- nych "U mamy", nie gra� w karty z facetami, kt�rych nazywaj� "szef i, co najwa�niejsze, nie chodzi� do ��ka z lud�mi, kt�rzy maj� wi�cej k�opot�w ni� ja. * Jestem pewny, �e ka�de z was, wypisuj�c recept� pacjentom w lekkiej depresji, znacznie zdrowszym ni� moja mama czy syn, my�li sobie: "�a�uj�, �e musz� szpikowa� ci� pastylkami. Zrobi�bym wszyst- ko, gdybym zamiast tego m�g� wstawi� ci� w sam �rodek du�ej, ciep�ej aparatury reanimacyjnej wiel- kiej, szerokiej rodziny". I tak zako�czy�o si� moje przem�wienie do tych wszystkich psychiatr�w zebranych w Filadelfii. Orze- kli potem, �e o t w a r � e m si� przed nimi (to znaczy wypapla�em im wszystkie rodzinne sekrety), i �e nie spodziewali si�, i� tak bardzo si� o t w o r z �. Mia�em wtedy ze sob� odbitki komentarza mojego syna do tego koszmaru, kt�ry mu si� przytrafi�; rozdawa�em je ka�demu, kto chcia�.Komentarz ten znajduje si� w Dodatku do tej ksi��ki razem z mn�stwem innych rzeczy, kt�re, gdybym ich tam nie wyrzuci�, okropnie by nas op�nia�y. (Dodatkowo przy�pieszy�em spra- wy wrzucaj�c w nawiasy wszystkie dygresje, uwagi na stronie, non sequitur(y), dializy, epikryzy, mejozy, antyfrazy itd). III Gdy, p�n� noc�, mama dostawa�a sza�u, niena- wi�� i pogarda, kt�r� obrzuca�a ojca, jednego z naj- �agodniejszych i najniewinniejszych m�czyzn, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi, wydawa�y si� bez- graniczne i czyste, nieska�one my�leniem czy kon- kretnymi powodami. Od kiedy umar�a - w dzie� matki 1944 roku, na oko�o miesi�c przed l�dowaniem w Normandii, r�wnie czyst� nienawi�� obserwowa- �em u kobiet mo�e dziesi�� razy. Nie wydaje mi si�, �eby przedmiotem tej nienawi�ci by� m�czyzna, kt�rego to w�a�nie spotyka. Ojciec na pewno na ni� nie zas�ugiwa�. Wed�ug mnie jest to bardziej reakcja kobiet na ca�e wieki podda�stwa, cho� mama i wszys- tkie inne, kieruj�ce j� pod moim, jak im si� zdawa�o, adresem, przypomina�y niewolnice akurat tak, jak El�bieta I czy Kleopatra. Mam teori�, �e wszystkie kobiety nosz� w sobie zakorkowany kwas fluorowodorowy, a moja mama mia�a go za du�o. Kiedy zegar wybija� p�noc (rzeczy- wi�cie mieli�my w domu taki starodawny, stoj�cy zegar, kt�ry wybija� godziny z wielk� powag�), kwas wylewa� si� na zewn�trz, zupe�nie jakby wymiotowa- �a. Nic nie mog�a poradzi�. Biedna! Biedna! Teoria ta jest samousprawiedliwieniem, bo daje do zrozumienia, �e ani ojciec, ani ja nie zas�ugiwali�- my na tak� nienawi��. Nie ma o czym m�wi�. Kiedy by�em w Pradze, na cztery lata przed tym, jak arty�ci obalili komunist�w, jeden z tamtejszych pisarzy powiedzia� mi, �e Czesi uwielbiaj� tworzy� wymy�lne teorie, tak sp�jne, �e wydaj� si� niepodwa�alne, a potem obala� je, drwi�c z samych siebie. Ja te�. (Moim ulubionym pisarzem czeskim jest Karel �a- pek, kt�rego czarodziejski esej literacki te� wrzuci�em do Dodatku na dow�d, �e mam racj�, kiedy si� nim tak zachwycam). Wracaj�c jednak do ojca i siostry, jednoro�ca i dziewicy: ojciec, z kt�rego by� akurat taki freudysta, jak z Lewisa Carrolla, uczyni� z Alice swe g��wne �r�d�o pociechy i zach�ty. Do ko�ca wykorzystywa� ich wsp�lny entuzjazm dla sztuk pi�knych. Pami�taj- cie, �e Alice by�a zaledwie dziewczynk� i nawet je�li pomin�� za�enowanie, z jakim przyjmowa�a w podo- �ek g�ow� jednoro�ca, stresowa�o j� g��wnie to, �e ojciec rozwodzi� si� nad ka�d� z jej rze�biarskich i malarskich prac, jakby to by�a Pi�ta lub freski w kaplicy syksty�skiej. W p�niejszym �yciu (kt�re w ca�o�ci trwa�o tylko czterdzie�ci jeden lat) zrobi�o to z niej okropnie leniw� artystk�. (Gdzie indziej co chwila, cytuj� jej powiedzenie: "Je�eli kto� ma talent, nie znaczy to wcale, �e zaraz musi co� z tym robi�"). "Moja jedyna siostra Alice", pisa�em o niej, te� w Architectural Digest, "by�a obdarzona sporym talentem malarsko-rze�biarskim, kt�rego prawie nie wykorzystywa�a. Mia�a metr osiemdziesi�t wzrostu i platynowoblond w�osy; powiedzia�a kiedy�, �e mog�aby przejecha� si� na wrotkach po jakim� wiel- kim muzeum, na przyk�ad po Luwrze, kt�rego wtedy nie zna�a, kt�rego nie mia�a szczeg�lnej ochoty pozna�, i kt�rego nigdy nie by�o jej dane zwiedzi�, a i tak obejrza�aby ka�dy mijany obraz. I �e ponad szumem powietrza i terkotem k� wrotek po mar- murowej posadzce s�ysza�aby g�os wewn�trzny: �I ju�, i ju�, i ju��. Rozmawia�em potem na ten temat ze znacznie bardziej od niej znanymi i pracowitymi artystami, i ci przyznali, �e te� potrafi� prawie zawsze wydoby� z nieznanego obrazu ca�� jego warto�� jednym �up! Chyba, �e obraz jest do niczego; wtedy nie ma �adnego �up! To ka�e mi znowu pomy�le� o ojcu, kt�ry chcia� z ca�ych si� zosta� malarzem, gdy Wielki Kryzys zmusi� go do przedwczesnego i niezamierzonego przej�cia na emerytur�. Mia� powody, by optymisty- cznie podchodzi� do nowego zawodu, bo pocz�tkowe stadia jego obraz�w, czy to martwych natur, portre- t�w, czy krajobraz�w, mia�y w sobie mn�stwo owego �up ! Mama m�wi�a z czystej �yczliwo�ci: �Kurt, to naprawd� �liczne. A teraz tylko to d o k o � c z�. Wtedy zawsze ojciec psu� ca�y efekt. Pami�tam portret, kt�ry namalowa� swojemu jedynemu bratu, Aleksowi, agen- towi ubezpieczeniowemu. Zatytu�owa� go Agent spec- jalny. Kiedy szkicowa�, na pocz�tku uda�o si� mu kilkoma �mia�ymi poci�gni�ciami uchwyci� naraz kilka prawd o Aleksie, w tym leciutki akcent rozczaro- wania. Wuj Aleks by� dumnym absolwentem Harvar- du; �a�owa� chyba przez ca�e �ycie, �e nie jest bada- czem literatury, tylko agentem ubezpieczeniowym. Ale kiedy ojciec doko�czy� portret, staraj�c si�, �eby ka�dy centymetr p��tna pokry� r�wn� ilo�ci� farby, wuj Aleks znikn�� jak kamfora, a na jego miejscu pojawi�o si� skrzy�owanie pijaka z lubie�nie u�miechni�t� kr�low� Wiktori�. To by�o okropne. No w�a�nie: najs�awniejsz� osob� odpowiedzialn� za przerwanie pracy nad arcydzie�em jest oczywi�cie �cz�owiek, kt�ry przyszed� z Porlock� i na ca�� wieczno�� rozproszy� skupienie Samuela Taylora Coleridge'a tworz�cego wiekopomny poemat Kubla Chan. Ale gdyby podczas Wielkiego Kryzysu w po- dobny spos�b regularnie przeszkadzano mojemu ojcu, na jego �miertelnie cichym strychu naszego domu w Indianapolis, przeszed�by do historii jako jeden z pomniejszych malarzy Indiany - a nie tylko jako, niech mi b�dzie wolno powiedzie�, dobry ojciec i wspania�y architekt. W og�le upieram si�, �e artystom nale�y prze- szkadza�, szczeg�lnie je�eli od pocz�tku pracy nad dzie�em idzie im dobrze. Ja sam, gdy czytam jak�� powie�� albo ogl�dam sztuk� czy film, i zosta�o jeszcze sporo rozdzia��w czy scen, s�ysz� w m�zgu wariacj� na temat �i ju�, i ju�, i ju�� mojej siostry, a brzmi to: �Ko�cz ju�, ko�cz ju�, ko�cz ju�. Ko�cz, na mi�o�� bosk��. No w�a�nie; a gdy dochodz� do dw�ch trzecich w�asnej powie�ci czy sztuki, zdarza si�, �e nagle czuj� dziwn� lekko�� i ulg�, jakbym p�yn�� ma�� �agl�wk� do domu, z wiatrem w plecy. Bo osi�gn��em znacznie wi�cej, je�li akurat mia�em do�� szcz�cia, ni� mog�em si� spodziewa� gdy wyrusza�em na morze. Wyznanie to mo�e wyda� si� ludziom pozbawio- nym poczucia humoru r�wnie obci��aj�ce i bar- barzy�skie jak marzenia mojej siostry, by przemkn�� przez Luwr na wrotkach. Przynajmniej jest prawdzi- we. B�agam wi�c ich, by zapomnieli o wszystkich moich zrodzonych z ob��du potworach, i pomy�leli o tragedii szekspirowskiego Hamleta, akt III, scena czwarta - zosta�y jeszcze trzy akty, jeszcze dziewi�� scen. Hamlet zabija niewinnego, wiernego, nudnego starucha, Poloniusza, wzi�wszy go za �wie�o upieczo- nego m�a matki. Spostrzega, kogo zamordowa�, i oznajmia z co najmniej mieszanymi uczuciami: �Nieszcz�sny, w�cibski, nadgorliwy g�upcze, �egnaj!�* * Przek�ad S. Bara�czaka. U Bara�czaka Hamlet przek�uwa Poloniusza w 3. scenie aktu III. I ju�, i ju�, i ju�. Niech nikt si� nie rusza. Wprowad�cie cz�owieka z Porlock. Kurtyna. The end. Regu�a, kt�r� nazywam: �Dwie Trzecie Arcydzie�a To A� Nadto� znajduje cz�sto potwierdzenie nawet w tak kr�tkich formach, jak niniejszy artyku�. Teraz zrobi� to, co mama nazywa�a �doko�czeniem�, kt�re, je�li nie chc� zaprzeczy� sam sobie, musi by� tak puste jak rozmowy pod koniec przyj�cia, te wszystkie: �O Bo�e, jak p�no�, �Zdaje si�, �e brak�o lodu� i �Pami�tasz, gdzie po�o�y�a� p�aszcz?� Jest taki wz�r na napisanie dobrze skonstruowanej trzyakt�wki; nie wiem, sk�d pochodzi, a brzmi tak: �Akt I - pytajnik. Akt II - wykrzyknik. Akt III - kropka�. A poniewa� ludzie normalni chc� we wszys- tkich dziedzinach sztuki tylko pytajnik�w i wykrzyk- nik�w, znaczenie kropki jest dla mnie w�a�nie do- k�adnie takie samo, jak kariery malarskiej ojca i sios- try, czyli �adne - zero, nic. Je�eli za� chodzi o faceta z Porlock w jego powsze- dnim trudzie, i krzywd�, jak� podobno wyrz�dzi� Coleridge'owi, nale�y postawi� pytanie, czy rzeczy- wi�cie pozbawi� czegokolwiek mi�o�nik�w poezji. Gdy nieszcz�sny, w�cibski, nadgorliwy g�upiec wlaz� tam, gdzie go nie proszono, Coleridge mia� ju� na papierze trzydzie�ci wers�w, a ostatnie z nich to: Raz dziewcz� z cymba�kami Stan�o w mym widzeniu Etiopskie rysy mia�a I na cymba�kach gra�a Pie�� o aborskiej g�rze * �Dziewcz� z cymba�kami*! Co za poezja! Gdyby cz�owiek z Porlock by� moim s�u��cym, a ja wiedzia�bym dok�adnie, co tam si� wyprawia * przek�ad J. Pietrkiewicza. z drugiej strony drzwi, wys�a�bym go natychmiast,! gdy tylko Coleridge napisa� dwa pierwsze wersy: W Xanadu kaza� Kubla Chan wznie�� cud Pa�ac rozkoszy, gdzie przepych bez ko�ca;" (I tu artyku� ko�czy si�, powiedziawszy wszystko, co by�o do powiedzenia, w dw�ch trzecich d�ugo�ci). Ja sam od czasu do czasu tworz� obrazy. Na tytu�owej stronie Dodatku mo�na zobaczy� typowy przyk�ad mojej grafiki. Kilka lat temu (w 1980 roku) mia�em nawet w�asn� wystaw� rysunk�w w Green- wich Village, nie dlatego, �e by�y dobre, ale dlatego, �e jestem s�awny. Kiedy� zrobi�em zdj�cie na ok�adk� ksi��ki mojej �ony, Jill Krementz. Ustawi�a aparat, powiedzia�a, gdzie mam stan�� i jak przycisn�� migawk�. Po ukazaniu si� ksi��ki, z moim nazwiskiem pod zdj�- ciem, w�a�ciciel pewnej galerii zaproponowa� mi autorsk� wystaw� moich zdj��. By�aby to wystawa nie tylko jednego autora, ale i jednego zdj�cia. To w�a�nie jest s�awa. Dopadnie cz�owieka wsz�dzie. Zazdro�� was z�era, co? (Jestem trzecim z kolei cz�onkiem ameryka�skiej ga��zi rodu, po moich c�rkach, Nanette Prior i Edith Squibb, kt�ry mia� w�asn� wystaw�; drugim, po moim synu, Marku, kt�ry sp�dzi� jaki� czas w domu wariat�w; pierwszym, kt�ry rozwi�d� si� i o�eni� ponownie. O moim kr�tkim pobycie w wariatkowie opowiem p�niej. To ju� tyle lat, trzy czy cztery ksi��ki temu). W ko�cu uda�o mi si� napisa� ksi��k� o malarzu. Nosi tytu� Sinobrody, a pomys� wzi�� si� st�d, �e Esquire zam�wi�o u mnie co� o abstrakcyjnym eks- presjoni�cie Jacksonie Pollocku; czasopismo to przy- gotowywa�o na swoje pi��dziesi�ciolecie specjalny numer. Mia�y si� tam znale�� artyku�y o pi��dziesi�- ciu Amerykanach, kt�rzy urodzili si� na tej ziemi