2269

Szczegóły
Tytuł 2269
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2269 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2269 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2269 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Karol Wojty�a Mi�o�� i odpowiedzialno�� Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1996 Redakcja: Tadeusz Stycze�, Jerzy W. Ga�kowski, Adam Rodzi�ski, Andrzej Szostek T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z Wydawnictwa Towarzystwa Naukowego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, 3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1 Lublin 1982 3 3 64 0 2 108 1 ff 1 74 1 Pisa�a K. Pabian Korekty dokona�y U. Maksimowicz i K. Markiewicz `tc Wprowadzenie Ksi��ka, kt�ra w tej chwili trafia do r�k Czytelnika, ma swoj� histori�. Po raz pierwszy ukaza�a si� 20 lat temu. Przy wsp�czesnym rytmie produkcji pisarskiej i wydawniczej oznacza to d�ugi okres nawet w dziedzinie filozofii, w kt�rej dzie�a starzej� si� wolniej. A przecie� ksi��ka ta ma jeszcze sw� d�ug� prehistori�. Prehistori� pisan� do�wiadczeniem wielu ludzi, kt�re w jaki� spos�b stawa�o si� do�wiadczeniem samego Autora, jako ich duszpasterza i przyjaciela, wsp�prze�ywaj�cego ich najbardziej intymne sprawy. Do�wiadczenie to zbieg�o si� i niejako spotka�o z jego w�asnym tych�e spraw wyczuciem, sprowokowa�o do refleksji i przemy�le� wyzwalaj�c z czasem potrzeb� dania im �wiadectwa. �wiadectwo to znalaz�o sw�j wyraz najpierw w formie wyk�ad�w, wyg�oszonych w latach 1958_#59 w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, by w ko�cu przybra� posta� ksi��ki "Mi�o�� i odpowiedzialno��", wydanej w r. 1960 przez Tn Kul (Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego) w Lublinie. Od tej chwili dzie�o zaczyna �y� swym w�asnym, samodzielnym �yciem. Odt�d ono samo niejako pisze swoje dzieje. Habent sua fata libelli... Pisze ono je sobie samemu, a poniek�d r�wnie� swemu Autorowi. Dzieje te to g��wnie dzieje spotkania tych do�wiadcze� i tego �wiadectwa, kt�remu ono daje wyraz, z koncepcjami i propozycjami, kt�re chc� si� powo�a� na to samo �r�d�o, a przynajmniej w tym samym �r�dle szukaj� dla siebie legitymacji i uprawomocnienia. Jak "Mi�o�� i odpowiedzialno��" wychodzi z tej konfrontacji? Pytanie to narzuca si� w naturalny spos�b w odniesieniu do ksi��ki, kt�rej przypad�o istnie� w czasie tak bardzo nabrzmiewaj�cym w problemy, jakie podj�a. Zrozumia�� jest wi�c rzecz�, �e Czytelnik pytanie to r�wnie� stawia i oczekuje na nie odpowiedzi. A przecie� uw�acza�oby samemu za�o�eniu dzie�a tutaj na to pytanie odpowiada�. Wszak dzie�o to zosta�o pomy�lane jako wezwanie do "do�wiadczenia do�wiadczenia". Co�, co mo�na przywo�a� jako �wiadectwo do�wiadczenia i w ka�dej chwili podda� znowu os�dowi do�wiadczenia, gdy tylko si� wy�oni - b�d� te� na nowo nasili - potrzeba odwo�ania si� do samych �r�de� i podstaw wa�no�ci naszych s�d�w. A zatem Tolle et lege! A nade wszystko Vide! "Przy takim charakterze ksi��ka - jak wyznaje sam Autor w przedmowie do jej II wydania - liczy na dalsze wsp�autorstwo: liczy na to, �e b�d� j� niejako w dalszym ci�gu tworzy� ci, kt�rzy do ko�ca - i w teorii, i w praktyce - przemy�l� czy przeprowadz� jej g��wne sformu�owania". Otwarte wi�c na ka�de echo do�wiadczenia, z kt�rejkolwiek by strony pochodzi�o, dzie�o to jest r�wnocze�nie nieustaj�cym apelem do Czytelnika o dopuszczenie do g�osu do�wiadczenia w ca�ym jego zakresie: zar�wno co do rozleg�o�ci, jak i g��bi. Kiedy tu mowa o g��bi, chodzi o to wszystko, co niekiedy nie jawi si� wprost i pierwszoplanowo jako tre�� do�wiadczenia, co jednak do tego stopnia - cho� niejako z ukrycia - stanowi jego sk�adow�, i� niepodobna jej nie uwzgl�dni� w imi� zidentyfikowania jego zawarto�ci. W przeciwnym bowiem razie trzeba by co� z niej uj��, uszczupli�, a przez to samo przekre�li� autorytet samego integralnie poj�tego do�wiadczenia, jedynego �r�d�a informacji i podstawy rzetelnej wiedzy o czymkolwiek. "Mi�o�� i odpowiedzialno��", bazuj�c na takiej podstawie metodologicznej, nie potrzebuje obawia� si� czegokolwiek, co tylko jest w stanie wylegitymowa� si� do�wiadczeniem. Do�wiadczeniu - w�a�ciwie zinterpretowanemu - nie mog� zagra�a� �adne dalsze do�wiadczenia. Bo na takiej konfrontacji prawda mo�e tylko zyska�. Dzieje "Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci" - od tej w�a�nie strony ogl�dane - ukazuj� osobliw� �ywotno�� tej ksi��ki. Uproszczeniem by�oby oczywi�cie m�wi� o jej "zwyci�skim pochodzie". Wiadomo jednak, �e nie musia�a ona zawdzi�cza� "ponownego odkrycia" czy te� "wskrzeszenia" okoliczno�ci, �e jej Autor zosta� papie�em. "Mi�o�� i odpowiedzialno��" �y�a i �yje nie tylko wydaniami, kt�re dosz�y do skutku: trzema polskimi (w�r�d nich dwoma krajowymi, co wobec znanych trudno�ci wydawniczych jest godnym odnotowania wydarzeniem!) i kilku obcoj�zycznymi: francuskim, w�oskim i hiszpa�skim. �yje w jaki� spos�b r�wnie� tymi wydaniami, kt�re w swoim czasie mia�y doj�� do skutku, cho� do skutku nie dosz�y... Mimo �e dzie�o po up�ywie 20 lat od swego wydania nie wymaga rekomendacji, to jednak jest rzecz� oczywist�, �e potrzebuje ono niejako ukazania go w nowym kontek�cie. Co wyznacza ten kontekst? W najog�lniejszym zarysie wyznaczaj� go dwie dope�niaj�ce si� wzajemnie "wsp�rz�dne". Z jednej strony kontekst ten wyznacza dyskusja wobec centralnych zagadnie� podj�tych przez papie�a Paw�a VI w encyklice "Humanae vitae". Jak wiadomo, dyskusja ta - skoncentrowana w pierwszej fazie na nie zawsze skoordynowanym wyszukiwaniu argument�w "za" lub "przeciw" antykoncepcji w celu pozyskania partnera sporu - przesz�a z czasem w faz� metodologicznie pog��bionej samorefleksji. Sta�a si� dyskusj� nad sposobem uzasadnienia norm moralnych w aspekcie ich s�uszno�ci. I tak, niekt�rzy nie kwestionuj�c zasadniczo s�uszno�ci norm "Humanae vitae" dyskutowali odt�d nad zakresem ich obowi�zywalno�ci. Rozstrzygni�cie tej szczeg�owej kwestii uzale�niono od rozwi�zania sporu pomi�dzy deontologiczn� a teleologiczn� teori� argumentacji etycznej. G��bsza analiza przedmiotu tego sporu ujawnia wszak�e wi�ksz� z�o�ono�� samej problematyki, a zarazem mog�c� zaskoczy� obie spieraj�ce si� ze sob� strony mo�liwo�� - a nawet konieczno�� - stanowiska medialnego. Ujawni�a tak�e, �e u podstaw rozwi�zania, kt�re mo�e liczy� na pe�n� akceptacj�, musi pojawi� si� z jednej strony rzetelna antropologia: teoria osoby ludzkiej, a z drugiej strony pog��biona wizja samego czynu. �e w szczeg�lno�ci nie wolno doprowadzi� do takiego wyizolowania momentu s�uszno�ci czynu, by zosta� on oddzielony od zasadniczej funkcji czynu w relacjach mi�dzyosobowych: funkcji wyra�ania mi�o�ci, czyli afirmacji osoby z uwagi na przys�uguj�c� jej w spos�b niezbywalny godno��. Jest rzecz� ze wszech miar interesuj�c� spojrze� na ca�� t� dyskusj� w 10 lat po ukazaniu si� encykliki "Humanae vitae" z perspektywy dzie�a, kt�re j� o 10 lat niemal wyprzedzi�o. Dzie�a, kt�remu obca jest zupe�nie wszelka atmosfera animozji, kontestacji czy antykontestacji, dzie�a, kt�rego atmosfer� okre�la bez reszty jedna jedyna troska: pozwoli� wypowiedzie� si� do ko�ca prawdzie do�wiadczenia na temat mi�o�ci godnej osoby ludzkiej. Ale ju� w�a�nie dla tego samego powodu istnieje potrzeba osadzania dzie�a w tym�e kontek�cie i ukazania go na jego tle. To w�a�nie domaga si� wprowadzenia not, pe�ni�cych rol� komentarza wi���cego tekst "Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci" ze wspomnianym kontekstem. Komentarz tego rodzaju staje si� tu wr�cz niezb�dny. Nie wolno te� - z drugiej strony - przeoczy� faktu, �e na przestrzeni tych�e 20 lat Autor "Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci" opublikowa� bardzo wiele artyku��w, w kt�rych rozwija tematyk� tej ksi��ki w r�nych kierunkach, w szczeg�lno�ci w kierunku etyki rodziny oraz filozofii i teologii cia�a. Potrzeba uwzgl�dnienia tego �ci�le autorskiego kontekstu wydaje si� zupe�nie oczywista. Nasun�a ona nawet pocz�tkowo my�l do��czenia wspomnianych publikacji do "Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci" w charakterze aneksu. Pomijaj�c ju� jednak spraw�, �e taki aneks musia�by obj�to�ciowo znacznie zmajoryzowa� sam� ksi��k�, na czo�o wysun�� si� inny wzgl�d przemawiaj�cy przeciwko takiemu zestawieniu. Oto poza obr�bem tego aneksu musia�oby si� znale�� dzie�o Autora o zupe�nie wyj�tkowej donios�o�ci dla ukszta�towania tego� kontekstu. Chodzi o "Osob� i czyn", dzie�o, w kt�rym Autor wypowiedzia� si� najpe�niej - cho� w spos�b zasadniczo pozaetyczny - na temat osoby ludzkiej. Nie trzeba traci� s��w na przekonywanie kogokolwiek, jak bardzo jednak problematyka tego dzie�a ��czy si� z zagadnieniem mi�o�ci odpowiedzialnej, g��wnym problemem "Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci". Wszak to w�a�nie osoba w swym czynie i poprzez sw�j czyn staje si� tej�e mi�o�ci odpowiedzialnej podmiotem i adresatem. Ona jest aktorem owego dramatu - persona dramatis - w kt�rym pisze sama "sw� najprawdziwsz� histori�", histori� mi�o�ci albo jej negacji, a przez to swego spe�nienia lub niespe�nienia. Tekst "Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci" zosta�by zatem zubo�ony w swej zasadniczej osnowie, gdyby go nie powi�za� w jaki� bodaj spos�b z tekstem "Osoby i czynu", gdyby go nie ukaza� w kontek�cie Karola Wojty�y "Traktatu o cz�owieku". Oto drugi pow�d, kt�ry zdecydowa� zar�wno o konieczno�ci wprowadzenia komentarza, jak i o jego charakterze. W notach umieszczonych przez nas poni�ej tekstu "Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci" Czytelnik znajdzie z jednej strony odniesienia do dzie� samego Autora, z drugiej za� odniesienia, kt�re b�d� ukazywa�y jego dzie�o jako wezwanie do konfrontacji. Do konfrontacji odmiennych propozycji i koncepcji nie tyle nawet z dzie�em Autora, ile raczej poprzez nie - jakby poprzez medium quo - z wymow� integralnego etycznego do�wiadczenia mi�o�ci osoby do osoby. Mi�o�ci, kt�ra - jak ci�gle o tym m�wi w�a�nie do�wiadczenie - jest tym, czym jest, dopiero wtedy, gdy wznosi si� na poziom afirmacji godno�ci osobowej zar�wno podmiotu mi�o�ci, jak i jej adresata we wszystkim, z czego ta godno�� wyrasta, co przenika i w czym si� ostatecznie zakorzenia. Lublin, 18 maja 1979 roku Ks. Tadeusz Stycze� Jerzy Ga�kowski Adam Rodzi�ski Ks. Andrzej Szostek Uwaga Redakcji: Na �yczenie Autora w niekt�rych przypadkach zostawiono pisowni� rozdzieln�, stosuj�c dywiz (-) zamiast pisowni ��cznej. Wst�p do wydania I Istnieje pogl�d, �e na temat ma��e�stwa mog� wypowiada� si� tylko ci ludzie, kt�rzy w nim �yj�, a na temat mi�o�ci mi�dzy kobiet� a m�czyzn� tylko te osoby, kt�re j� prze�ywaj�. Pogl�d ten domaga si� osobistego i bezpo�redniego do�wiadczenia, jako podstawy wypowiadania si� w danej dziedzinie. Tak wi�c duchowni i osoby �yj�ce w celibacie nie mog� mie� nic do powiedzenia w sprawach mi�o�ci i ma��e�stwa. Pomimo tego przemawiaj� oni cz�sto i cz�sto te� pisz� na te tematy. Brak do�wiadczenia w�asnego, osobistego, nie przeszkadza przy tym o tyle, �e posiadaj� bardzo bogate do�wiadczenie po�rednie p�yn�ce z pracy duszpasterskiej. W pracy duszpasterskiej spotykaj� si� bowiem tak cz�sto i w tak r�nych momentach czy sytuacjach w�a�nie z tymi problemami, �e tworzy si� z tego jakie� inne do�wiadczenie, niew�tpliwie bardziej po�rednie i "cudze", ale r�wnocze�nie o wiele szersze. W�a�nie za� wielo�� fakt�w z tej dziedziny tym bardziej pobudza do refleksji og�lnej i do szukania syntezy. W ten spos�b powsta�a te� niniejsza ksi��ka. Nie stanowi ona wyk�adu doktryny. Jest natomiast przede wszystkim owocem nieustannej konfrontacji doktryny z �yciem (na tym w�a�nie polega praca duszpasterza). Doktryna - nauka Ko�cio�a - w dziedzinie moralno�ci "p�ciowej" opiera si� na Ewangelii, kt�rej wypowiedzi na ten temat s� zwi�z�e, a r�wnocze�nie wystarczaj�ce. A� dziw, �e mo�na w oparciu o tak niewielk� ilo�� zda� zbudowa� system tak kompletny. Trafiaj� one najwidoczniej w punkty newralgiczne zagadnienia, w punkty wi���ce, kt�re decyduj� o ca�ej reszcie zasad i norm moralnych. Wystarczy mie� do dyspozycji tych kilka tekst�w: Mt 5, 27. 28; Mt 19, 1_#13; Mk 10, 1_#12; �k 20, 27_#35; J 8, 1_#11; 1 Kor 7 (w ca�o�ci); Ef 5, 22_#33 - aby urobi� sobie dosy� przejrzyste pogl�dy na dany temat. W ksi��ce niniejszej (kt�ra nie stanowi jakiego� studium egzegetycznego) do tych tylko kilku najwa�niejszych zda� nawi�zujemy. Je�eli jednak samo zestawienie norm etyki katolickiej na odcinku moralno�ci "p�ciowej" jest �atwe, to natomiast co krok wysuwa si� potrzeba ich uzasadnienia. Normy te bowiem natrafiaj� wielokrotnie na sprzeciw, bardziej mo�e w praktyce ni� w teorii, ale duszpasterz, kt�ry spotyka si� przede wszystkim z praktyk�, musi szuka� tych uzasadnie�. Zadaniem jego bowiem nie jest tylko nakazywa� czy zakazywa�, ale uzasadnia�, t�umaczy� i wyja�nia�. Ksi��ka niniejsza zrodzi�a si� w zasadniczej mierze z potrzeby uzasadnienia norm katolickiej etyki seksualnej - i to uzasadnienia jako� mo�liwie najbardziej ostatecznego, apeluj�cego do najelementarniejszych i bezspornych prawd moralnych i najbardziej podstawowych warto�ci czy d�br. Dobrem takim jest osoba, a prawd� moraln� naj�ci�lej zwi�zan� w�a�nie ze �wiatem os�b jest "przykazanie mi�o�ci" - mi�o�� bowiem jest dobrem w�a�ciwym dla �wiata os�b. I dlatego najbardziej podstawowe uj�cie moralno�ci seksualnej to uj�cie na zasadzie "mi�o�ci i odpowiedzialno�ci", st�d tytu� ca�ej ksi��ki. Uj�cie takie domaga si� szeregu analiz. Ksi��ka niniejsza przy ca�ym swoim syntetycznym nastawieniu jest mocno analityczna. Przedmiotem analizy jest wi�c naprz�d osoba w relacji do pop�du seksualnego, p�niej mi�o��, jaka na jego pod�o�u wyrasta mi�dzy kobiet� a m�czyzn�, z kolei cnota czysto�ci jako nieunikniony wsp�czynnik owej mi�o�ci, wreszcie zagadnienie ma��e�stwa i powo�ania. Wszystkie te problemy s� przedmiotem analiz, nie opis�w - chodzi bowiem w�a�nie o wydobycie uzasadnie�, kt�rym zawdzi�czaj� swoj� racj� bytu regu�y i normy katolickiej etyki "seksualnej". Ksi��ka ma w ca�o�ci charakter filozoficzny - etyka bowiem jest (i mo�e by� tylko) cz�ci� filozofii. Czy posiada znaczenie praktyczne? Czy jest "�yciowa"? W za�o�eniu jak najbardziej, chocia� nigdzie nie sili si� na podanie jakich� gotowych recept czy drobiazgowych przepis�w post�powania. Nie jest kazuistyczna, stara si� bardziej o stworzenie ca�o�ciowej wizji zagadnienia ni� o szczeg�owe rozwi�zania - wszystkie one bowiem w jaki� spos�b mieszcz� si� w tej wizji. Tytu� ksi��ki jest najw�a�ciwszym jej wyrazem: w odniesieniu do stosunk�w, jakie zachodz� w�r�d os�b r�nej p�ci, kiedy m�wimy o "etyce seksualnej", w�wczas my�limy w�a�ciwie o "mi�o�ci i odpowiedzialno�ci". Poj�cie mi�o�ci jest tutaj poj�ciem g��wnym, jemu te� po�wi�camy najwi�cej analiz - poniek�d nawet wszystkie, jakie znajduj� si� w tej ksi��ce. Istnieje bowiem, w szczeg�lno�ci na gruncie etyki chrze�cija�skiej zrodzonej z Ewangelii, problem, kt�ry mo�na okre�li� jako "wprowadzenie mi�o�ci do mi�o�ci". S�owo "mi�o��" oznacza w pierwszym wypadku to, co jest tre�ci� najwi�kszego przykazania, w drugim za� to wszystko, co na pod�o�u pop�du seksualnego kszta�tuje si� pomi�dzy kobiet� a m�czyzn�. Id�c w przeciwnym kierunku mo�na by powiedzie�, �e istnieje problem sprowadzenia tej drugiej mi�o�ci do pierwszej, tj. tej, o kt�rej m�wi Ewangelia. Jest to problem otwarty. Podr�czniki etyki i teologii moralnej ujmuj� te dwie mi�o�ci nieco rozdzielnie: o pierwszej m�wi� w traktacie na temat cn�t teologicznych, gdy� mi�o�� jest najwi�ksz� z tych cn�t, o drugiej natomiast m�wi� przede wszystkim w ramach traktatu o kardynalnej cnocie wstrzemi�liwo�ci, z ni� bowiem ��czy si� czysto�� seksualna. W �wiadomo�ci ludzkiej mo�e powsta� wskutek tego pewien hiatus, jakie� poczucie niesprowadzalno�ci drugiej mi�o�ci do pierwszej, a w ka�dym razie - nie�wiadomo�� dr�g, na jakich to mo�e si� urzeczywistni�. R�wnocze�nie za� obserwacja �ycia (a zw�aszcza do�wiadczenie duszpasterskie) dowodzi ogromnego zapotrzebowania na poznanie owych dr�g. Nauka za� moralna Ewangelii zdaje si� stwarza� wyra�n� ku temu inspiracj�. Ewangeli� odczytuj� zar�wno ludzie wierz�cy, jak niewierz�cy. Pierwsi odkrywaj� w przykazaniu mi�o�ci g��wne wi�zanie ca�ego porz�dku nadprzyrodzonego, ale i pierwsi, i drudzy zdolni s� odkry� w nim afirmacj� jakiego� wielkiego ludzkiego dobra, kt�re mo�e i powinno by� udzia�em os�b. W ksi��ce niniejszej raczej nawet na tym drugim k�adziemy g��wny akcent. Mniema si� najcz�ciej, �e problematyka "p�ci" to eo ipso nade wszystko problematyka "cia�a". St�d tendencja, aby g�os w tej dziedzinie odda� prawie wy��cznie fizjologii i medycynie - psychologi� dopuszcza si� na drugim planie. Mniema si� te�, �e nauki te same z siebie wy�oni� normy etyczne. Ksi��ka niniejsza ujmuje to zagadnienie z gruntu inaczej. Etyka seksualna jest domen� osoby. Niczego w niej nie spos�b poj�� bez zrozumienia osoby, jej bytu, dzia�ania i uprawnie�. Porz�dek osobowy jest jedyn� p�aszczyzn� w�a�ciw� dla wszystkich rozwa�a� w dziedzinie etyki seksualnej. Fizjologia czy medycyna mog� tylko uzupe�ni� te rozwa�ania. Same z siebie nie stwarzaj� one pe�nych podstaw do zrozumienia mi�o�ci i odpowiedzialno�ci, a przecie� o to w�a�nie chodzi we wzajemnym odniesieniu os�b r�nej p�ci. Dlatego te� ca�okszta�t rozwa�a�, kt�re maj� by� zawarte w tej ksi��ce, posiada charakter personalistyczny. Szczeg�y fizjologiczne i medyczne znajd� miejsce w przypisach.�* Przy okazji bardzo dzi�kuj� tym Osobom, kt�re u�atwi�y mi zestawienie owych szczeg��w, jako te� skompletowanie i przejrzenie pewnej ilo�ci pozycji bibliograficznych. Autor Autor wprowadzi� je - pomimo tej zapowiedzi - w tekst g��wny pos�uguj�c si� nawiasami. Poza tym "niekt�re uwagi na temat stosunku seksuologii do etyki" zarysowane zosta�y w rozdziale V tego wydania jako "spojrzenie uzupe�niaj�ce". Wst�p do wydania II Ksi��ka pt. "Mi�o�� i odpowiedzialno��", kt�ra po raz pierwszy ukaza�a si� w 1960 r. staraniem Towarzystwa Naukowego Kul, wychodzi niniejszym po raz drugi staraniem Wydawnictwa "Znak". Tematem ksi��ki s� zagadnienia etyki seksualnej - st�d jest ona zaadresowana do wszystkich, kt�rych te zagadnienia interesuj� b�d� w spos�b teoretyczny, b�d� te� praktyczny. Na pocz�tku drugiego wydania, podobnie jak i na pocz�tku pierwszego, nale�y si� kilka wyja�nie� dotycz�cych genezy ksi��ki, a tak�e jej koncepcji i budowy. Wypada te� zaraz powiedzie�, �e ksi��ka zawdzi�cza swoje powstanie wielu wsp�_autorom. Jedni z nich �wiadomie wspierali autora w pisaniu ksi��ki, pomagaj�c mu przy tym w r�ny spos�b - pragn� Im za to serdecznie podzi�kowa�, inni przyczynili si� do jej powstania w spos�b nie�wiadomy, dostarczaj�c bod�c�w do jej napisania. Ale to ju� wi��e si� z problemem genezy ksi��ki. "Mi�o�� i odpowiedzialno��" powsta�a w oparciu o dwa �r�d�a, kt�re r�wnolegle dostarcza�y do niej element�w. Aby zrozumie� te �r�d�a oraz ca�y mechanizm ich wsp�dzia�ania, trzeba wzi�� pod uwag� fakt, �e autor ksi��ki jest duchownym. Duchownym za� dosy� cz�sto odmawia si� kompetencji, gdy chodzi o zabieranie g�osu na tematy seksualne - w�a�nie dlatego, �e osobi�cie nie stykaj� si� z nimi w taki spos�b jak ludzie �wieccy �yj�cy w ma��e�stwie, �e nie maj� w tej dziedzinie osobistego do�wiadczenia. Z uwagi na to trzeba podkre�li�, �e jednym z dwu �r�de� ksi��ki niniejszej jest w�a�nie do�wiadczenie. Jest to do�wiadczenie po�rednie, jakiego dostarcza praca duszpasterska. Stawia ona duchownego tak cz�sto i w tylu r�norodnych momentach czy sytuacjach oko w oko z problematyk� seksualn�, �e tworzy si� z tego do�wiadczenie zupe�nie swoiste. Zgoda na to, �e nie jest ono osobiste, ale "cudze", r�wnocze�nie jednak jest szersze, ani�eli jakiekolwiek do�wiadczenie li tylko osobiste. Trzeba te� zaraz doda�, �e jest ono inne ni� specjalistyczne do�wiadczenie tych os�b, kt�re - jak np. lekarze - z problematyk� seksualn� spotykaj� si� r�wnie� na szerokim odcinku r�norodnych fakt�w. Inny jest k�t widzenia specyfikuj�cy to do�wiadczenie. Funkcja do�wiadczenia - je�li chodzi o genez� ksi��ki - nie jest zreszt� wy��czna i jedyna. W�a�nie z uwagi na stan autora dzia�a�o opr�cz do�wiadczenia, a nawet poniek�d poprzez do�wiadczenie duszpasterskie, drugie �r�d�o. Tym �r�d�em nadrz�dnym jest Ewangelia, a na jej przed�u�eniu - nauka Ko�cio�a. �r�d�o to pracowa�o na rzecz przemy�le�, podczas gdy do�wiadczenie dostarcza�o fakt�w do konfrontacji z doktryn�. Ewangelia zawiera niewiele stosunkowo tekst�w, kt�re m�wi� wprost o etyce seksualnej i ma��e�skiej: Mt 5, 27. 28; Mt 19, 1_#13; Mk 10, 1_#12; �k 20, 27_#35 i J 8, 1_#11; 1 Kor 7 (w ca�o�ci); Ef 5, 22_#33, nie wspominaj�c o bardzo wa�nych tekstach w Starym Testamencie, zw�aszcza w Ksi�dze Rodzaju. Wszystkie wymienione fragmenty tkwi� organicznie w ca�okszta�cie Ewangelii i musz� by� odczytywane w tym ca�okszta�cie jako w swoim istotnym kontek�cie. Odczytywane w ten spos�b daj� one asumpt do refleksji o charakterze filozoficznym. Wiadomo przecie�, �e w oparciu o Objawienie powsta�a nie tylko teologia, kt�ra pos�ugiwa�a si� filozofi� jako narz�dziem spekulacji my�lowej. Objawienie dostarczy�o tak�e pot�nych impuls�w dla filozofii - wystarczy wymieni� cho�by koncepcj� bytu wypracowan� przez �w. Tomasza. Ot� zdaje si�, �e w podobny nieco spos�b Ewangelia dostarcza impulsu do filozoficznego przemy�lenia problematyki seksualnej. Jest to problematyka z dziedziny moralno�ci, tak bowiem zarysowuje si� w Ewangelii i nauce Ko�cio�a. I dlatego jej filozoficzne przemy�lenie musi przybra� charakter pewnego studium z etyki (czy te� "studium etycznego" - jak okre�lono w podtytule). Aspekt moralno�ci jest zreszt� w ca�ej problematyce seksualnej najistotniejszy, jak na to wskazuje po�rednio nawet i seksuologia. Moralno�� to osobna dziedzina ludzkiej egzystencji, a zw�aszcza ludzkiego dzia�ania, zwi�zana ze �wiadomo�ci� i woln� wol�. Czyny ludzkie w oparciu o �wiadomo�� i woln� wol� posiadaj� warto�� moraln�, s� moralnie dobre lub z�e. Etyka, jako osobna sfera my�lenia filozoficznego, opiera si� na fakcie moralno�ci, by szuka� nade wszystko uzasadnie� dla dobra i z�a moralnego. Nie poprzestaje na samym podaniu norm, kt�re kieruj� ludzk� moralno�ci�, ale stara si� wnikn�� g��biej i wyja�ni�, dlaczego czyny ludzkie stosuj�c si� do tych norm s� moralnie dobre, w przeciwnym za� razie - z�e. W naszym wypadku jedno z wymienionych �r�de�, mianowicie do�wiadczenie, przybli�a do fakt�w z zakresu �ywej moralno�ci seksualnej czy ma��e�skiej. Drugie za� �r�d�o, tj. Ewangelia, nie tylko dostarcza gotowych norm, regu� post�powania w dziedzinie moralno�ci seksualnej i ma��e�skiej, ale tak�e pomaga nam wydatnie w odszukaniu w�a�ciwych uzasadnie� dla tych norm. I dzi�ki temu umo�liwia refleksj� filozoficzn� - czyli w naszym wypadku w�a�nie etyczn� - nad ca�okszta�tem problematyki seksualnej. W ten spos�b uprawniony jest podtytu� ksi��ki, kt�ry brzmi "studium etyczne". Refleksja oparta o wymienione �r�d�a prowadzi do personalistycznego ujmowania problematyki seksualno_ma��e�skiej, co merytorycznie bior�c wyznacza g��wn� koncepcj� ksi��ki. Uwydatnia si� to ju� w samym jej planie, gdzie rozdzia� I nosi tytu�: Osoba a pop�d, rozdzia� II: Osoba a mi�o��, III - Osoba a czysto��. Rozdzia� IV, Sprawiedliwo�� wzgl�dem Stw�rcy, traktuje mo�e najbardziej ze wszystkich o religijnych za�o�eniach i konsekwencjach personalizmu na odcinku etyki seksualnej, rozdzia� za� V stanowi ju� tylko (bardzo zreszt� niekompletn�) pr�b� konfrontacji tego stanowiska w etyce z tezami i wskazaniami seksuologii biologicznej oraz medycznej. Trzeba przyzna�, �e biologia oraz medycyna zajmuj� w ca�okszta�cie ksi��ki o wiele mniej miejsca ni� psychologia - to tak�e jedna z konsekwencji przyj�tej w ksi��ce koncepcji personalistycznej. Osoba charakteryzuje si� przede wszystkim przez swoj� "psyche", i to nawet w dziedzinie seksualnej. Nb. owa psychologia w ksi��ce posiada charakter filozoficzny, przy czym bardzo cz�sto pr�bujemy i�� drog� analizy fenomenologicznej. Trudno odpowiada� ju� we wst�pie na pytanie: "Czy ksi��ka jest praktyczna i "�yciowa")? Odpowied� na nie jest wa�na z uwagi na adresat�w ksi��ki. Ot� tak jak i w pierwszym wydaniu - w stosunku do kt�rego wydanie niniejsze jest nieco przerobione - pragn� podkre�li�, �e ksi��ka nie sili si� nigdzie na podawanie jakich� gotowych recept czy te� drobiazgowych przepis�w post�powania. Nie jest kazuistyczna, stara si� raczej o stworzenie ca�o�ciowej wizji zagadnienia ni� o szczeg�owe rozwi�zania - te ostatnie bowiem zawsze w jaki� spos�b mieszcz� si� w owej wizji ca�o�ciowej. Wskazuje na to chyba sam tytu� "Mi�o�� i odpowiedzialno��". R�wnocze�nie, przy takim charakterze, ksi��ka liczy na dalsze wsp�_autorstwo: liczy na to, �e b�d� j� niejako w dalszym ci�gu tworzy� ci, kt�rzy do ko�ca - i w teorii, i w praktyce - przemy�l� czy przeprowadz� jej g��wne sformu�owania. Autor Osoba a pop�d Analiza s�owa "u�ywa�" Osoba jako podmiot i przedmiot dzia�ania �wiat, w kt�rym �yjemy, sk�ada si� z wielu przedmiot�w. Wyraz "przedmiot" oznacza w tym wypadku mniej wi�cej tyle co "byt". Nie jest to w�a�ciwe znaczenie tego wyrazu, w�a�ciwie bowiem "przedmiot" oznacza to, co znajduje si� w stosunku do jakiego� "podmiotu". Podmiot to r�wnie� byt, byt, kt�ry w jaki� spos�b istnieje i dzia�a. Mo�na wi�c z kolei powiedzie�, �e �wiat, w kt�rym �yjemy, sk�ada si� z wielu podmiot�w. O podmiotach wypada�oby nawet m�wi� wcze�niej ni� o przedmiotach. Je�li tutaj porz�dek �w zosta� odwr�cony, to sta�o si� tak w tym celu, aby od pierwszych s��w zaakcentowa� w tej ksi��ce obiektywizm, a wraz z nim realizm. Kiedy bowiem zaczynamy od podmiotu, a w szczeg�lno�ci od tego podmiotu, kt�rym jest cz�owiek, w�wczas �atwo potraktowa� wszystko inne, co znajduje si� poza podmiotem, czyli ca�y �wiat przedmiot�w, w spos�b tylko podmiotowy, subiektywny, tzn. o tyle, o ile �wiat �w dochodzi do �wiadomo�ci podmiotu, w niej �yje i w niej si� osadza. Trzeba wi�c od pocz�tku jasno zda� sobie spraw� z tego, �e ka�dy podmiot jest r�wnocze�nie przedmiotowym bytem, �e jest przedmiotowym czym� lub kim�.�* "W polu do�wiadczenia cz�owiek jawi si� jako szczeg�lne "suppositum", a r�wnocze�nie jako konkretne "ja", za ka�dym razem jedyne i niepowtarzalne. Jest to do�wiadczenie cz�owieka w podw�jnym zarazem znaczeniu, tym bowiem, kto do�wiadcza, jest cz�owiek, i tym, kogo do�wiadcza podmiot do�wiadczenia, jest r�wnie� cz�owiek. Cz�owiek jako podmiot i przedmiot zarazem. Do istoty do�wiadczenia nale�y jego przedmiotowo��, jest ono zawsze do�wiadczeniem "czego�" lub "kogo�" i st�d cz�owiek_podmiot dany jest w do�wiadczeniu r�wnie� w spos�b przedmiotowy. Do�wiadczenie wypiera niejako w ludzkim poznaniu koncepcj� "czystej podmiotowo�ci" ("czystej �wiadomo�ci"), a raczej przywo�uje to wszystko, co na gruncie tej koncepcji pog��bi�o nasz� wiedz� o cz�owieku, do wymiar�w obiektywnej rzeczywisto�ci" ("Osoba: podmiot i wsp�lnota". "Roczniki Filozoficzne" 24: 1976 z. 2 s. 7). W "Osobie i czynie" Autor podejmuje analiz� wielu fakt�w z obr�bu dynamicznej ca�o�ci "cz�owiek dzia�a", kt�re zachowuj� sw� realn� obiektywno�� jedynie w podmiotowo�ci cz�owieka. Obawie popadni�cia w subiektywizm nale�y w imi� tych w�a�nie fakt�w postawi� s�uszne granice. Cz�owiek jest przedmiotowo "kim�" - i to go wyodr�bnia w�r�d reszty byt�w widzialnego �wiata, kt�re przedmiotowo s� zawsze tylko "czym�". To proste, elementarne rozr�nienie kryje w sobie g��bok� przepa��, jaka dzieli �wiat os�b od �wiata rzeczy. Przedmiotowy �wiat, do kt�rego nale�ymy, sk�ada si� z os�b i rzeczy. Za rzecz przywykli�my uwa�a� byt, kt�ry nie tylko jest pozbawiony rozumu, ale ponadto jeszcze jest pozbawiony �ycia; rzecz to przedmiot martwy. Zawahamy si�, gdy przyjdzie nam nazwa� rzecz� zwierz� czy nawet ro�lin�. Niemniej jednak nikt nie m�wi z przekonaniem o osobie zwierz�cej. M�wi si� natomiast o osobnikach zwierz�cych, uwa�aj�c je po prostu za jednostki danego gatunku zwierz�cego. I takie okre�lenie nam wystarcza. Nie wystarcza natomiast wyra�a� si� o cz�owieku jako o osobniku gatunku Homo sapiens. Wyraz "osoba" zosta� ukuty w tym celu, aby zaznaczy�, i� cz�owiek nie pozwala si� bez reszty sprowadzi� do tego, co si� mie�ci w poj�ciu "jednostka gatunku", ale ma w sobie co� wi�cej, jak�� szczeg�ln� pe�ni� i doskona�o�� bytowania, dla uwydatnienia kt�rej trzeba koniecznie u�y� s�owa "osoba". Najbli�sz� i najw�a�ciwsz� tego racj� jest fakt, �e cz�owiek posiada rozum, �e jest bytem rozumnym, czego nie spos�b stwierdzi� o �adnym innym bycie widzialnego �wiata, u �adnego bowiem nie natrafimy na �lady my�lenia poj�ciowego. St�d te� posz�a owa znana definicja Boecjusza, wedle kt�rej osoba to po prostu tyle, co jednostka natury rozumnej (individua substantia rationalis naturae). To wyr�nia osob� w ca�ym �wiecie przedmiotowych byt�w, to stanowi o jej odr�bno�ci. Ten fakt, �e osoba jest jednostk� natury rozumnej - czyli jednostk�, do kt�rej natury nale�y rozum - sprawia, �e osoba jest r�wnocze�nie w�r�d ca�ego �wiata byt�w jedynym w swoim rodzaju podmiotem, podmiotem zupe�nie r�nym od tych, jakimi s� np. zwierz�ta - byty pod wzgl�dem swego cielesnego ustroju stosunkowo najbardziej podobne do cz�owieka - zw�aszcza niekt�re z nich. Wyra�aj�c si� nieco obrazowo, trzeba powiedzie�, �e osoba jako podmiot r�ni si� od najdoskonalszych nawet zwierz�t swoim wn�trzem oraz swoistym �yciem, kt�re w nim si� koncentruje, czyli �yciem wewn�trznym. U zwierz�t nie mo�na o nim m�wi�, jakkolwiek wewn�trz ich organizm�w zachodz� podobne jak u cz�owieka procesy bio_fizjologiczne zwi�zane z podobnym - mniej lub bardziej - do ludzkiego ustrojem. Na pod�o�u tego ustroju rozwija si� w nich - zn�w mniej lub bardziej - bogate �ycie zmys�owe, kt�rego funkcje wykraczaj� daleko poza elementarn�, ro�linn� wegetacj�, a przypominaj� czasem a� do z�udzenia typowe funkcje �ycia ludzkiego: poznanie oraz po��danie lub nieco szerzej nazywaj�c t� drug� funkcj� - d��enie. U cz�owieka poznanie i po��danie przybieraj� charakter duchowy i dlatego przyczyniaj� si� do ukszta�towania prawdziwego �ycia wewn�trznego, co u zwierz�t nie zachodzi. �ycie wewn�trzne to �ycie duchowe. Koncentruje si� ono wok� prawdy i dobra. Wchodzi w nie za� ca�e mn�stwo problem�w, z kt�rych najbardziej centralne wydaj� si� te dwa: jaka jest ostateczna przyczyna wszystkiego oraz jak by� dobrym i posi��� pe�ni� dobra. Pierwszy z tych centralnych problem�w �ycia wewn�trznego cz�owieka anga�uje bardziej poznanie, drugi za� - po��danie czy raczej d��enie. Obie te funkcje wydaj� si� zreszt� czym� wi�cej ni� funkcjami, s� raczej jakimi� naturalnymi orientacjami ca�ego cz�owieka_bytu. Jest rzecz� znamienn�, �e w�a�nie przez swoje wn�trze i �ycie wewn�trzne cz�owiek nie tylko jest osob�, ale r�wnocze�nie najbardziej poprzez nie tkwi w �wiecie przedmiotowym, w �wiecie "zewn�trznym", tkwi w nim w spos�b dla siebie w�a�ciwy i znamienny. Osoba jest to taki byt przedmiotowy, kt�ry jako okre�lony podmiot naj�ci�lej kontaktuje si� z ca�ym �wiatem (zewn�trznym) i najgruntowniej w nim tkwi w�a�nie przez swoje wn�trze i �ycie wewn�trzne. Kontaktuje si� w ten spos�b - trzeba doda� - nie tylko ze �wiatem widzialnym, ale r�wnie� niewidzialnym, a przede wszystkim z Bogiem. I to jest dalszy symptom odr�bno�ci osoby w widzialnym �wiecie. Kontakt osoby z obiektywnym �wiatem, z rzeczywisto�ci�, jest nie tylko "przyrodniczy", fizyczny, jak to ma miejsce u wszystkich innych twor�w przyrody, ani te� zmys�owy, tak jak u zwierz�t. Osoba ludzka jako wyra�nie okre�lony podmiot nawi�zuje kontakt z reszt� byt�w w�a�nie przez swoje wn�trze, a ca�y kontakt "przyrodniczy", kt�ry przys�uguje jej r�wnie� - posiada bowiem cia�o i nawet poniek�d "jest cia�em" - oraz kontakt zmys�owy, na podobie�stwo zwierz�t, nie stanowi� charakterystycznych dla niej dr�g ��czno�ci ze �wiatem. ��czno�� osoby ludzkiej ze �wiatem zaczyna si� wprawdzie na gruncie "przyrodniczym" i zmys�owym, ale kszta�tuje si� w spos�b cz�owiekowi w�a�ciwy dopiero w orbicie �ycia wewn�trznego. Tutaj te� zarysowuje si� moment znamienny dla osoby: cz�owiek nie tylko przejmuje tre�ci docieraj�ce do� z zewn�trznego �wiata i reaguje na nie w spos�b spontaniczny czy nawet wr�cz mechaniczny, ale w ca�ym swoim stosunku do tego �wiata, do rzeczywisto�ci, usi�uje zaznaczy� siebie, swoje "ja" - i musi tak post�powa�, gdy� natura jego bytu tego si� domaga. Cz�owiek ma z gruntu inn� natur� ni� zwierz�ta. Zawiera si� w niej w�adza samostanowienia opartego na refleksji i przejawiaj�cego si� w tym, �e cz�owiek dzia�aj�c wybiera, co chce uczyni�.�* W�adza ta nazywa si� woln� wol�. Szczeg�owe analizy na temat w�adzy samostanowienia i jej struktury przeprowadzi� Autor w II cz�ci swego studium "Osoba i czyn" (Krak�w 1969 s. 107_#196), zatytu�owanej "Transcendencja osoby w czynie". Dzi�ki temu, �e cz�owiek - osoba - posiada woln� wol�, jest te� panem siebie samego, o czym m�wi �aci�ski zwrot stwierdzaj�cy, �e osoba jest sui iuris. W �cis�ym powi�zaniu z tym charakterystycznym rysem osoby pozostaje druga jej znamienna w�a�ciwo��. �acina filozof�w ujmowa�a j� w stwierdzeniu, �e osoba jest alteri incommunicabilis - nieprzekazywalna, nieodst�pna. Nie chodzi w tym przypadku o zaznaczenie, �e osoba jest zawsze jakim� bytem jedynym i niepowtarzalnym, to bowiem mo�na twierdzi� r�wnie� o ka�dym innym bycie: o zwierz�ciu, ro�linie czy kamieniu. Owa nieprzekazywalno��� czy te� nieodst�pno�� osoby jest naj�ci�lej zwi�zana z jej wn�trzem, ze samostanowieniem, z woln� wol�. Nikt inny nie mo�e za mnie chcie�. Nikt nie mo�e podstawi� swojego aktu woli za m�j. Zdarza si�, �e kto� czasem bardzo chce, a�ebym ja chcia� tego, czego on chce. W�wczas najlepiej uwydatnia si� owa nieprzekraczalna granica pomi�dzy nim a mn�, o kt�rej stanowi w�a�nie wolna wola. Ja mog� nie chcie� tego, czego on chce, abym ja chcia� - i w�a�nie w tym jestem incommunicabilis. Jestem i powinienem by� samodzielny w swoich poczynaniach. Na tym za�o�eniu opiera si� ca�e wsp�ycie ludzkie; prawda o wychowaniu i o kulturze do niego si� sprowadza. Cz�owiek bowiem nie tylko jest podmiotem dzia�ania, lecz bywa r�wnie� jego przedmiotem. Co krok zdarzaj� si� takie czyny, kt�re maj� za przedmiot drugiego cz�owieka. W ramach tematu tej ksi��ki, kt�rym jest moralno�� seksualna, o takich w�a�nie czynach wci�� b�dzie mowa. W obcowaniu os�b r�nej p�ci, a zw�aszcza we wsp�yciu seksualnym, wci�� kobieta jest przedmiotem jakiego� dzia�ania m�czyzny, a m�czyzna przedmiotem dzia�ania kobiety. Dlatego te� naprz�d wypada�oby bodaj pokr�tce zda� sobie spraw� z tego, kim jest ten, kto dzia�a - podmiot, oraz ten, do kogo dzia�anie si� zwraca - przedmiot dzia�ania. Wiadomo ju�, �e jest on osob� - zar�wno podmiot, jak i przedmiot dzia�ania. Trzeba teraz dobrze rozwa�y� zasady, do kt�rych musi si� stosowa� dzia�anie cz�owieka, gdy jego przedmiotem jest druga osoba ludzka.�* Termin "przedmiot" w wyra�eniu "osoba ludzka jako przedmiot dzia�ania drugiego cz�owieka" u�yty jest w tym szerokim sensie, jaki wi��e si� z przyj�t� przez Autora od pocz�tku rozprawy obiektywistyczn� (przedmiotow�) perspektyw� filozoficzn� (por. przyp. 2). Tego znaczenia przedmiotu nie nale�y miesza� z innym, w�szym, w jakim stosowa� je b�dzie Autor m�wi�c o mo�liwo�ci traktowania osoby ludzkiej jako "przedmiotu u�ycia" (por. s. 32). Traktowa� kogo� jako przedmiot u�ycia to tyle, co traktowa� go wy��cznie jako �rodek do celu, jako rzecz, bez respektowania przys�uguj�cej osobie jej w�asnej celowo�ci. Pierwsze znaczenie s�owa "u�ywa�" W tym w�a�nie celu musimy gruntownie zanalizowa� s�owo "u�ywa�". Oznacza ono pewn� obiektywn� posta� dzia�ania. U�ywa� to tyle, co pos�ugiwa� si� jakim� przedmiotem dzia�ania jako �rodkiem do celu, do tego mianowicie, do kt�rego d��y dzia�aj�cy podmiot. Celem jest zawsze to, ze wzgl�du na co dzia�amy. Cel te� sugeruje istnienie �rodk�w (�rodkami nazywamy te przedmioty, na kt�rych ze�rodkowuje si� nasze dzia�anie ze wzgl�du na cel, jaki zamierzamy osi�gn��). Z natury rzeczy �rodek jest wi�c podporz�dkowany celowi, a r�wnocze�nie jest on te� w pewnym stopniu podporz�dkowany temu, kto dzia�a. Nie mo�e by� inaczej, skoro ten, kto dzia�a, pos�uguje si� �rodkami do swego celu - samo wyra�enie sugeruje podrz�dny i jakby "s�u�ebny" stosunek �rodka wzgl�dem podmiotu dzia�aj�cego: �rodek s�u�y i celowi, i podmiotowi. Ot� zdaje si� nie ulega� w�tpliwo�ci, �e w takim stosunku do cz�owieka_osoby mog� i powinny pozostawa� r�norodne rzeczy, jestestwa, b�d�ce tylko osobnikami, czyli jednostkami w swoim gatunku. Cz�owiek w swej r�norodnej dzia�alno�ci pos�uguje si� ca�ym �wiatem stworzonym, wykorzystuje jego zasoby dla tych cel�w, kt�re sam sobie stawia, bo tylko on je rozumie. Tego rodzaju ustosunkowanie si� cz�owieka do przyrody martwej, kt�rej bogactwa tak wiele znacz� dla �ycia ekonomicznego, czy te� do przyrody �ywej, kt�rej energi� i warto�ci cz�owiek przyswaja sobie, nie budzi zasadniczo w�tpliwo�ci. Wymaga si� od rozumnej istoty ludzkiej jedynie tego, a�eby nie niszczy�a i nie marnotrawi�a tych d�br naturalnych i aby u�ywa�a ich z takim umiarem, kt�ry cz�owiekowi samemu nie utrudni rozwoju osobowego, a spo�ecze�stwom ludzkim zapewni sprawiedliwe i zgodne wsp�istnienie. W szczeg�lno�ci, gdy chodzi o stosunek do zwierz�t, istot obdarzonych czuciem, wra�liwych na b�l, ��da si� od cz�owieka, aby u�ywanie tych istot nigdy nie by�o po��czone z udr�k� czy tortur� fizyczn�.�* Powinno�ciorodne w moralnym sensie s� zatem wobec podmiotu, kt�rym jest osoba, nie tylko osoby z racji w�a�ciwej im warto�ci, zwanej godno�ci�, ale r�wnie� byty nieosobowe z racji w�a�ciwej im warto�ci wsobnej, w szczeg�lno�ci istoty �yj�ce, zw�aszcza za� zdolne do cierpienia. Byty te jednak nie tylko mog�, lecz nawet winny by� traktowane instrumentalnie (sta� si� przedmiotem u�ycia i zu�ycia) zawsze wtedy, gdy takie ich traktowanie oka�e si� jedynym sposobem efektywnego afirmowania osoby lub os�b, podczas gdy czysto instrumentalne potraktowanie jednej osoby na rzecz ("dla dobra") drugiej lub nawet wszystkich pozosta�ych by�oby niedopuszczalne. Ta istotna r�nica pozwala na w�sze w stosunku do ca�o�ciowego zakresu pola powinno�ci moralnej okre�lenie naczelnej zasady etycznej i wyra�enie jej w postaci "normy personalistycznej", czyli postulatu afirmacji osoby. Zamierzone zaw�enie zakresu tej zasady jest usprawiedliwione wyj�tkow� zupe�nie rang� osobowej godno�ci, tj. warto�ci nieprzyr�wnywalnej do czegokolwiek w �wiecie poza obr�bem �wiata os�b. S� to wszystko zasady proste i �atwo zrozumia�e dla ka�dego normalnego cz�owieka. Problem zaczyna si� w�wczas, gdy chodzi o odniesienie do innego cz�owieka, do drugiej osoby ludzkiej. Czy wolno traktowa� t� osob� jako �rodek do celu i u�ywa� jej w takim charakterze? Problem postawiony w tym pytaniu posiada bardzo szeroki zasi�g, rozci�ga si� na wiele dziedzin �ycia i wsp�ycia ludzkiego. We�my dla przyk�adu takie wypadki, jak organizacja pracy w jakiej� fabryce czy stosunek dow�dcy do �o�nierza w armii, czy cho�by stosunek rodzic�w do dziecka w rodzinie. Czy pracodawca nie pos�uguje si� robotnikiem, a wi�c osob� ludzk�, dla osi�gni�cia tych cel�w, kt�re sam sobie wybra�? Czy dow�dca nie pos�uguje si� podw�adnymi �o�nierzami dla przeprowadzenia pewnych, przez siebie zamierzonych i czasem sobie tylko wiadomych cel�w bojowych? Czy rodzice, kt�rzy sami tylko rozumiej� te cele, dla kt�rych wychowuj� swoje dzieci, nie traktuj� tych dzieci poniek�d jako �rodk�w do celu, skoro one same cel�w tych nie rozumiej� ani te� do nich �wiadomie nie d���? A przecie� zar�wno robotnik, jak i �o�nierz s� doros�ymi lud�mi i pe�nowarto�ciowymi osobami, a dziecku - nawet jeszcze nie narodzonemu - nie spos�b odm�wi� osobowo�ci w najbardziej obiektywnym znaczeniu ontologicznym, chocia� prawd� jest, �e wiele cech stanowi�cych o tej osobowo�ci w znaczeniu psychologicznym i etycznym ma ono dopiero stopniowo naby�. Ten sam problem zarysuje si�, w miar� jak zag��bimy si� w analiz� ca�ego wzajemnego odniesienia kobieta_m�czyzna, kt�re jest kanw� rozwa�a� w zakresie etyki seksualnej.�* B�dziemy ten problem odkrywa� w r�nych niejako warstwach naszej analizy. Czy kobieta nie stanowi dla m�czyzny we wsp�yciu seksualnym czego� w rodzaju �rodka, kt�ry s�u�y do osi�gni�cia r�norodnych jego cel�w, tych w�a�nie, kt�rych realizacji szuka on we wsp�yciu seksualnym? Czy - podobnie - dla kobiety m�czyzna nie stanowi �rodka do osi�gni�cia jej w�asnych cel�w? Personalistyczne uj�cie katolickiej etyki seksualnej precyzuje i rozwija Autor w osobnym artykule: "Zagadnienie katolickiej etyki seksualnej. Refleksje i postulaty." "Roczniki Filozoficzne" 13: 1965 z. 2 s. 5_#25. Poprzesta�my na razie na postawieniu pyta�, w kt�rych zawiera si� bardzo istotny problem etyczny. Nie psychologiczny przede wszystkim, ale w�a�nie etyczny.�* Osoba bowiem nie powinna by� dla drugiej osoby li tylko �rodkiem do celu.�* Jest to wykluczone z uwagi na sam� natur� osoby, z uwagi na to, czym ka�da osoba po prostu jest. Jest ona przecie� podmiotem my�l�cym i zdolnym do samostanowienia - te dwie przede wszystkim w�a�ciwo�ci odnajdujemy we wn�trzu osoby. Wobec tego za� ka�da osoba z natury swej jest zdolna do tego, aby sama okre�la�a swe cele. Gdy kto� inny traktuje j� wy��cznie jako �rodek do celu, w�wczas osoba zostaje pogwa�cona w tym, co nale�y do samej jej istoty, a r�wnocze�nie stanowi jej naturalne uprawnienie. Rzecz jasna, �e trzeba wymaga� od osoby jako od jednostki my�l�cej, a�eby te cele by�y prawdziwie dobre, d��enie bowiem do cel�w z�ych jest przeciwne rozumnej naturze osoby.�* Tym si� t�umaczy r�wnie� sens wychowania, zar�wno wychowywania dzieci, jak te� w og�le wzajemnego wychowywania si� ludzi; chodzi w�a�nie o szukanie cel�w prawdziwych, czyli prawdziwych d�br jako cel�w dzia�ania, oraz o znajdowanie i pokazywanie dr�g do ich realizacji. Rozr�nieniem mi�dzy analizami psychologicznymi a etycznymi zajmowa� si� Autor kilkakrotnie. Najszerzej problem relacji mi�dzy psychologi� a etyk� podj�� w artykule "Zagadnienie woli w analizie aktu etycznego". "Roczniki Filozoficzne" 5: 1955_#57 z. 1 s. 111_#135. Psychologia i etyka spotykaj� si� w punkcie wyj�cia, kt�rym jest w tym wypadku fakt wewn�trznego do�wiadczenia sprawczo�ci ludzkiej. (Por. "Osoba i czyn" cz. I: "�wiadoomo�� i sprawczo��" - s. 27_#106). Uchwycenie faktu sprawczo�ci przez wsp�czesn� psychologi� ukazuje wa�no�� w tym zakresie analiz Tomasza z Akwinu, a pewien niedostatek analiz I. Kanta i M. Schelera. Psychologia i etyka ujmuj� sprawczo�� jako istotny element prze�ycia woli, a wol� jako rdze� prze�ywania sprawczo�ci. W tym momencie drogi tych dw�ch dyscyplin rozchodz� si�, aczkolwiek dalsze analizy ukazuj� jeszcze inne punkty zbie�ne. Psychologia metod� eksperymentalno_indukcyjn� d��y do odkrycia szczeg�owych mechanizm�w dzia�ania woli, do uj�cia konkretnych motyw�w daj�cych pocz�tek realizacji wybranego celu. Natomiast analizy etyczne d��� do pe�nego wyja�nienia prze�ycia sprawczo�ci poprzez uj�cie i charakterystyk� celu - warto�ci moralnej. Sprawczo�� jest tu uj�ta jako �r�d�o warto�ci etycznej, czyli tego, przez co cz�owiek staje si� dobry lub z�y w znaczeniu moralnym, kt�re pojmowa� mo�na sensu lato (dobry lub z�y wewn�trznie, jako cz�owiek) lub w spos�b personalistycznie u�ci�lony (wierny w postawach i post�powaniu tej warto�ci, jak� jest osoba). Zgodnie z intencj� Autora tej zasady I. Kanta ("Uzasadnienie metafizyki moralno�ci". Warszawa 1953 s. 62) "li tylko" oznacza tu, �e osoba jako posiadacz swej natury (rozumianej substancjalnie) mo�e bez krzywdy dla siebie podejmowa� si� roli czy nawet bezwiednie pe�ni� funkcj� "�rodka do celu" pod warunkiem, �e �w cudzy cel jest godziwy i �e ten, kto tak "u�ywa" jej si� fizycznych czy psychicznych, got�w jest jej warto�� niezbywaln� stawia� przed celem, o jaki mu chodzi w danym razie, je�eli tego rodzaju konflikt aksjologiczny zaistnieje. W dalszym toku rozprawy Autor ilekro� ma na my�li raczej �ci�le osobow� (relacjonaln�) podmiotowo�� cz�owieka ni� substancjaln�, tylekro� opuszcza "li tylko" stwierdzaj�c np.: "Kant ��da [...] aby osoba nigdy nie by�a �rodkiem do celu, ale zawsze tylko celem" (s. 39). Wyra�enie "natura osoby" rozumie� mo�na dwojako: 1. "Natura" to tyle, co istota ludzkiego bytu jako przejawiaj�ca si� w dzia�aniu, kt�re bytowi temu jest wrodzone i w tym sensie w�a�ciwe. 2. "Natura" to w�a�ciwa samej osobie jako osobie (a nie jako substancji) swoisto�� lub konstytucja jej podmiotowo�ci �ci�le osobowej (o relacjonalnej aksjologicznej proweniencji). Autor w dalszym toku rozprawy korzysta z obu tych znacze� "natury"; tu w gr� one wchodz� ��cznie i solidarnie, cho� ka�de na sw�j spos�b. Ale w tej dzia�alno�ci wychowawczej, zw�aszcza gdy chodzi o wychowanie ma�ych dzieci, nie wolno nigdy traktowa� osoby jako �rodka do celu. Zasada ta ma zasi�g jak najbardziej powszechny; nikt nie mo�e pos�ugiwa� si� osob� jako �rodkiem do celu: ani �aden cz�owiek, ani nawet B�g_stw�rca.�* W�a�nie ze strony Boga jest to najzupe�niej wykluczone, gdy� On, daj�c osobie natur� rozumn� i woln�, przez samo to ju� zdecydowa�, �e b�dzie ona sama sobie okre�la�a cele dzia�ania, a nie s�u�y�a jako narz�dzie cudzym celom. Skoro wi�c B�g zamierza cz�owieka do jakich� cel�w skierowa�, to przede wszystkim daje mu te cele pozna�, tak aby cz�owiek m�g� je uczyni� swoimi i samodzielnie do nich d��y�. W tym le�y m.in. najg��bsza logika objawienia: B�g daje cz�owiekowi pozna� cel nadprzyrodzony, ale decyzja d��enia do tego celu, jego wyb�r, jest pozostawiony wolno�ci cz�owieka. Dlatego te� B�g nie zbawia cz�owieka wbrew jego woli. Bardziej szczeg�owe rozwa�ania na temat w�a�ciwej interpretacji praw Boga_stw�rcy wobec ludzkiej osoby przeprowadza Autor w artykule "O znaczeniu mi�o�ci oblubie�czej (na marginesie dyskusji)". "Roczniki Filozoficzne" 22: 1974 z. 2 zw�. s. 166_#172. Ta elementarna prawda: osoba nie mo�e by� �rodkiem dzia�ania - w odr�nieniu od wszystkich innych przedmiot�w dzia�ania, kt�re nie s� osobami - jest wi�c wyk�adnikiem naturalnego porz�dku moralnego. Dzi�ki niej porz�dek ten nabiera w�a�ciwo�ci personalistycznych: porz�dek natury, w ramach kt�rej mieszcz� si� r�wnie� byty osobowe, musi posiada� takie w�a�ciwo�ci. Mo�e nie od rzeczy b�dzie doda� w tym miejscu, �e przy ko�cu w. XVIII I. Kant sformu�owa� t� elementarn� zasad� porz�dku moralnego w nast�puj�cym imperatywie: "Post�puj tak, aby osoba nigdy nie by�a tylko �rodkiem twego dzia�ania, ale zawsze celem". W �wietle poprzednich wywod�w zasada ta nie tyle winna by� sformu�owana w brzmieniu nadanym jej przez Kanta, ile raczej w brzmieniu nast�puj�cym: "Ilekro� w twoim post�powaniu osoba jest przedmiotem dzia�ania, tylekro� pami�taj, �e nie mo�esz jej traktowa� tylko jako �rodka do celu, jako narz�dzia, ale liczy� si� z tym, �e ona sama ma lub bodaj powinna mie� sw�j cel". Zasada ta w takim sformu�owaniu stoi u podstaw wszelkiej w�a�ciwie poj�tej wolno�ci cz�owieka, a zw�aszcza wolno�ci sumienia.�* Sumienie ujawnia bowiem istotn� prawd� o cz�owieku jako osobie, za� do istoty wolno�ci i wi���cego j� sumienia nale�y - zdaniem Autora - w�a�nie odniesienie do prawdy: "Osobie ludzkiej przys�uguje wolno�� nie jako czysta niezale�no��, ale jako samozale�no��, w kt�rej zawiera si� zale�no�� od prawdy [...] co z ca�� wyrazisto�ci� wyra�a si� w sumieniu [...]. W�a�ciwa i zupe�na funkcja sumienia polega na uzale�nieniu czynu od prawdy" ("Osoba i czyn" s. 162_#163). Mi�o�� jako przeciwie�stwo "u�ywania" Ca�e poprzednie rozwa�anie na temat pierwszego znaczenia s�owa "u�ywa�" daje nam tylko rozwi�zanie negatywne w problemie w�a�ciwego stosunku do osoby; nie mo�e ona by� ani wy��cznie, ani przede wszystkim przedmiotem u�ywania z tej racji, �e rola �lepego narz�dzia czy te� �rodka do celu zamierzonego przez inny podmiot sprzeciwia si� jej naturze. Gdy z kolei szukamy pozytywnego rozwi�zania tego samego problemu, w�wczas zarysowuje si� - ale jakby w pierwszym tylko rzucie - mi�o��, jako jedyne wyra�ne przeciwie�stwo u�ywania osoby w roli �rodka do celu czy narz�dzia w�asnego dzia�ania. Wiadomo bowiem, �e mo�na d��y� do tego, a�eby druga osoba chcia�a tego samego dobra, kt�rego ja chc�. Rzecz jasna, i� ten m�j cel musi ona pozna� i uzna� za dobro, musi go uczyni� r�wnie� swoim celem. W�wczas pomi�dzy mn� a ow� osob� rodzi si� szczeg�lna wi�: wi� wsp�lnego dobra i wsp�lnego celu, kt�ry nas ��czy. Ta szczeg�lna wi� nie ogranicza si� do tego tylko, �e razem d��ymy do wsp�lnego dobra, ale jednoczy "od wewn�trz" osoby dzia�aj�ce - i w�wczas stanowi ona istotny rdze� wszelkiej mi�o�ci. W ka�dym razie �adna mi�o�� mi�dzy osobami nie da si� pomy�le� bez j