2299

Szczegóły
Tytuł 2299
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2299 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2299 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2299 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JOANNA CHMIELEWSKA Florencja C�rka Diab�a Czwartego dnia wesele sko�czy�o si� definitywnie. O wczesnym poranku Zygmu� Osika, uczestnicz�cy w obrz�dach wprawdzie z przerwami, ale za to intensywnie, wyszed� przed dom i niemrawo, wzrokiem nie bardzo bystrym, popatrzy� w dal. Dal wypada�a stosunkowo blisko, bo ogranicza�a j� �ciana lasu. Patrzy� d�u�sz� chwil�, zanim ogl�dany widok dotar� mu do �wiadomo�ci. Widzia� co� znajomego i profesjonalizm w jego duszy odezwa� si� nie�mia�ym pikni�ciem. Na ��ce, po drugiej stronie drogi, pas� si� ko�. �ci�le bior�c klacz. Na bani Zygmu� znajdowa� si� ci�kiej, ale widok do niego przem�wi�. Klacz by�a m�oda, nie mia�a dw�ch lat, co� w niej jednak�e uwidocznia�o si� takiego, �e Zygmusiowi znik�y sprzed oczu droga, ��ka i las, a zamiast nich ujrza� widok zupe�nie odmienny. B��kitn� wst�g�, stanowi�c� od dzieci�stwa przedmiot jego marze�. Za�opota�y mu chor�gwie, us�ysza� fanfary, pod sob� poczu� siod�o i twarde, spr�yste, ko�skie mi�nie, wiatr p�du owion�� mu twarz. Prawie wytrze�wia�, popatrzy� przytomniej. ,,Co za koby�a..." - pomy�la�. - ,,Za m�oda. Czyje to...? Jeszcze p�tora roku i Derby ma jak w banku. Po kim ona mo�e by�...?" Obok niego pojawi� si� nagle brat pana m�odego, w stanie wskazuj�cym na r�wnie silny udzia� w uroczysto�ciach. - Ty - powiedzia� Zygmu�, mo�e troch� niewyra�nie. - Kto to jest, ta k�aczka? Czyje to i po kim? Brat pana m�odego wytrzeszczy� oczy. - A - rzek� po kr�tkim zastanowieniu. - To tego. Tego, znaczy, g�upka koby�a. Znaczy, koby�a g�upka to wyl�g�a, o�rebi�a si�, znaczy. To jest �rebi�. - Kto j� pokry�? - spyta� Zygmu� zdecydowanie przytomniej. - So�tys - odpar� bez namys�u brat pana m�odego. - Znaczy, mo�e nie osobi�cie, tylko ogiera za�atwi�. Za litra. Litra koniaku dosta�, ale to paskudztwo. Zygmu�, w stanie wyczerpania weselem, mia� niesko�czon� cierpliwo��. - Dobra, przyswajam. Ten ogier, to kto? Brat pana m�odego potar� nie ogolon� brod�, podrapa� si� po g�owie i wzruszy� ramionami. - A bo ja wiem? Nie pami�tam. So�tys ci powie. - Gdzie on jest? - Kto? - So�tys. - G�owy nie dam, ale zdaje si�, �e le�y w wannie. Co� mi si� obi�o o uszy. Na pi�trze. Elegancka nowa willa wiejska zosta�a zaprojektowana z rozmachem europejskim i posiada�a dwie �azienki. Zygmu� zwiedza� j� na samym wst�pie, z wielkim podziwem i uznaniem. Pami�� mu ju� wraca�a, orientowa� si�, gdzie na pi�trze znajduje si� ta druga �azienka imponuj�cych rozmiar�w, przypomnia� sobie nawet, �e wanna w niej zosta�a wpuszczona w pod�og�, jak na zagranicznych prospektach, i pomy�la�, �e so�tys tam pewnie wpad�, l ju� zosta�. Mo�e mu by�o trudno wyj��... Popatrzy� jeszcze raz na klacz i ruszy� do domu, bo ca�e jego jestestwo przywar�o do tej istoty na ��ce i nie mog�o si� ju� oderwa�. Zygmu� Osika mia� ko�sk� dusz� i by� d�okejem z powo�ania. �ci�le m�wi�c, d�okejem jeszcze nie by�, dopiero praktykantem, ale do kandydata brakowa�o mu ju� tylko pi�tnastu zwyci�stw. Do d�okeja za� sze��dziesi�ciu pi�ciu. Wiedzia�, �e w tym roku tego kandydata zrobi. W Derbach mia� szans� wzi�� udzia�, o ile by sz�o du�o koni, przypuszcza�, �e w tym roku pojedzie i po�a�owa� z ca�ego serca, �e nie na tej klaczy. Zapewne posadz� go na lidera... Wchodz�c na schody, pomy�la�, �e to nawet lepiej. To cudo ma teraz oko�o p�tora roku, na wiosn� mog�oby zadebiutowa� jako dwulatka, a w nast�pnym roku p�j�� w Derbach. Do tego czasu on ju� odwali swoje sze��dziesi�t pi�� zwyci�stw, a nawet gdyby nie zd��y�, nie szkodzi, pojedzie jako kandydat, l wygra. Ona wszystko wygra, ta klacz... Jakim sposobem ko� z ch�opskiej ��ki mia�by bra� udzia� nie tylko w Derbach, ale w og�le w gonitwach na s�u�ewiec-kim torze, nie zastanawia� si�. My�l o wszystkich komplikacjach, przez jakie nale�a�oby si� przebi�, nie mia�a na razie do niego dost�pu. W tej fazie trze�wienia na czele jego wszystkich potrzeb sta� so�tys. Mniej wi�cej po godzinie wysi�k�w oprzytomnia� do reszty i pomy�la�, zupe�nie ju� trze�wo, �e �atwiej mu przyjdzie wygra� Derby, ni� ucz�owieczy� so�tysa. Mimo wywleczenia go z wanny i ustawienia na nogach, jednego ludzkiego s�owa nie m�g� z niego wydoby�, ponadto wida� by�o, �e polska mowa do tego stworu nie dociera. Poszed� najpierw po rozum do g�owy, a potem na d�, do sali weselnej. Nie zwracaj�c uwagi na nielicznych biesiadnik�w w rozmaitym stanie, znalaz� jakie� naczynie, butelk� z bezbarwnym p�ynem i kilka porozrzucanych po stole og�rk�w konserwowych, rozejrza� si�, wypatrzy� jeszcze ocala�� butelk� piwa i wszystko to razem zani�s� na g�r�, do �azienki, gdzie so�tys odpoczywa� na sedesie, mi�kko wsparty o niski rezerwuar. Nie patrz�c na Zygmusia, wym�wi� pierwsze zrozumia�e s�owo. - Klina... Bez wdawania si� w dyskusje Zygmu� pos�u�y� lekarstwem. So�tys do�� zr�cznie przechyli� szklank�, otrz�sn�� si� i cz�ciowo otworzy� oczy. Odczekawszy chwil�, podj�� wysi�ek konwersacji. - Kwa-szusz-ka-pusz-ty... Zygmu� zrozumia� wypowied�, bo przed oczami ci�gle mia� widok z ��ki, co wprowadza�o jego bystro�� na niebosi�ne szczyty i podsun�� mu og�rka. So�tys odgryz� kawa�ek, skrzywi� si� i reszt� wyrzuci� za siebie. Og�rek odbi� si� od �ciany i wpad� do bidetu. Zygmu� pomy�la�, obejrza� butelk� piwa. Tuborg, chyba z promu, kapsel powinna mie� odkr�cany... Spr�bowa�, posz�o. Wetkn�� butelk� do r�k pacjenta. So�tys bez sprzeciwu przechyli� j� do ust i odj�� pust�. Odetchn�� g��boko. - Ju� mi l�ej - wymamrota� - B�g ci zap�a�... Po nast�pnej godzinie obaj znale�li si� wreszcie na �wie�ym powietrzu. Stali, uczepieni sztachetek ogrodzenia i z przyjemno�ci� patrzyli na pas�ce si� przed nimi kilka sztuk �ywiny. So�tys w tym momencie kocha� Zygmusia nad �ycie i przepe�nia�a go wdzi�czno�� bez granic. - Ja ci, bracie ty m�j, synu kochany rodzony, ca�� prawd� powiem, ale trzymaj ty pysk na cztery k��dki zamkni�ty. Mia� by� ogier weterynarza, i niby on by�, ale za� tam. Sam j� osobi�cie w�asn� r�k� doprowadza�em i jak raz na polu chodzi� ten... Mimo resztek zamroczenia urwa�, obejrza� si� niespokojnie i przechyli� do ucha Zygmusia. - Diabe�... Zygmu� szarpn�� si� i od�ama� kawa�ek sztachetki, bo informacja by�a wstrz�saj�ca. Diabe�, jeden z najlepszych reproduktor�w Europy...! Zna� jego potomstwo i wiedzia�, co to znaczy, krycie Diab�em kosztowa�o maj�tek! So�tys nie zwr�ci� uwagi na wywo�ane wra�enie i szepta� dalej. - Jak raz si� ona parzy�a, bo przez to z ni� sz�em, a on wyw�szy� z daleka. Zar�a�, a� echo posz�o, ch�opak go prowadza�, wyrwa� mu si� z r�ki, a kopyta to mu ino za�omota�y, rany chrystusowe, koby�a mi si� z r�ki ty� prawie wydar�a, a�em spotnia�, �e kto us�yszy i przyleci, no i pokry� j�, ani si� by�o czasu obejrze�. JaKle tam pomaganie, sam z siebie, powiadam ci, Zygmu�, syneczku, prawie �e iskry sz�y... Zygmu� dosta� wypiek�w. - Raz...? - A tam, raz...! Za trzy dni, to ju�, skar� mnie B�g, jak na spowiedzi powiadam, specjalnie na niego wyczatowa�em. Przeznaczenie to by�o i wyroki boskie, �wie� Panie nad moj� grzeszn� dusz�... Zygmusiowi modlitwa wyda�a si� nie ca�kiem a propos, ale nie korygowa�. Przej�ty si� czu� do szale�stwa. Nic dziwnego, �e mu si� w tej klaczy niebieska wst�ga objawi�a! - A jej matka po kim? - A kto j� tam wie. Ale podobnie� folbuta. - l jak zapisane? - A zapisane to tak, jak mia�o by�, bo z weterynarzem umowa by�a i co go obchodzi�o, nawet jak raz wyjecha�. �e to po tym jego Marmilonie. Imi� dali za matk�, Flora jej, a ta Florencja, l naprawd� to ona od Flory po Diable... - A ch�opak co? Ten, co prowadza�? - Ch�opak w drug� stron� si� obr�ci� i w�osy rwa�, a teraz pary / pyska nie pu�ci, bo na nim by si� skrupi�o, takiego konia z r�ki pu�ci�... Kl�cza� przede mn� i �ebra�, �eby nie skar�y�... Zygmu� trzyma� si� u�amanej sztachetki i czu� wyra�nie, jak wewn�trz ro�nie mu co� upojnie pot�nego. Nie omyli� si�, w tej m�odej klaczy ujrza� pochodzenie! Je�li uda si� za�atwi�, co trzeba, jo�li istotnie jej matka, ta Flora, jestfolblutem, ma rodow�d jak si� nale�y... Marmillon te� ko�, weterynarz, skoro trzyma reproduktora, zadba� chyba o to, �eby by� pe�nej krwi, wi�c oficjalne dane mo�e wystarcz�... - Ten w�a�ciciel, to co? - spyta� gwa�townie. - Ten od Flory? - A co, nie m�wi�em ci? Miastowy g�upek. Za lasem ma gospodarstwo, z tamtej strony. Puste pole i straszyd�o takie stoi, cha�upa to mia)�a by�, znaczy willa, ale nie sko�czy�, p� na obor� zostawi� i do niczego nie podobne. Litra da�, �ebym z t� Flor� poszed�, bo rano trza by�o, a on niezdatny... Zygmu� porzuci� podupadaj�ce wesele, po kt�rym pl�ta�y si� ju� tylko jakie� niedobitki. W�druj�c przez nieu�ytek, zastanawia� si�, co w�a�ciwie powinien zrobi�. Nak�oni� so�tysa do wyznania prawdy i narazi� ch�opaka ze stadniny na straszne konsekwencje? Pozostawi� t� Florencj� zapisan� pod fa�szywymi danymi? Zrobi� kant z Diab�em? A je�li wyjdzie kiedy� na jaw...? So�tys na �o�u �mierci mo�e dozna� wyrzut�w sumienia i wyspowiada� si� z tego krycia... Ale po pierwsze, mo�e ksi�dz si� nie po�apie, na wy�cigach chyba nie grywa, a po drugie so�tys jeszcze m�ody i do �o�a �mierci mu raczej daleko... W ka�dym razie trzeba si� dok�adnie rozezna� w sytuacji, a jakby co, panna Monika mu pomo�e... Przekazany mu przez so�tysa opis budowli okaza� si� zadziwiaj�co �cis�y. Istotnie, w polu pod lasem wznosi�o si� straszyd�o, cz�ciowo murowane, cz�ciowo drewniane, pokryte prowizorycznym dachem i w po�owie bardzo podobne do obory. Drzwi do tego czego�, ze zwyczajnych, nawet niezbyt grubych i nie heblowanych desek, okaza�y si� zamkni�te, ale okna by�y uchylone, Zygmu� zatem za�omota� pi�ci�. �omota� tak dosy� d�ugo i w�a�ciwie tylko po to, �eby mie� jakie� zaj�cie przy intensywnym rozmy�laniu, bo by� przekonany, �e wewn�trz nikogo nie ma. Pewnie, w letnim czasie i o tej porze, jedenasta godzina, gdzie�by ktokolwiek siedzia� w domu, a do tego jeszcze w takim... Gdzie� ten w�a�ciciel polaz� i trzeba b�dzie poczeka�, a� wr�ci... Ju� si� zamierzy� pi�ci� ponownie, kiedy nagle zza drzwi co� us�ysza�. Jakby cz�api�ce, szuraj�ce kroki. Powstrzyma� gest i zaczeka�. Kto� przekr�ci� klucz i drzwi otworzy�y si� ze skrzypni�ciem. Za nimi sta� m�ody facet w okularach, w pi�amie i w rannych, przydeptanych kapciach, rozczochrany j najwyra�niej w �wiecie rozpaczliwie zaspany. Popatrzy� na Zygmusja troch� nieprzytomnie. Zygmu� zawaha� si�. Trafi� chyba na jakiego� go�cia, letnika mo�e, bo nie m�g� to by� przecie� miastowy g�upek. Miastowy g�upek gospodarzy� tu, na tych hektarach, mia� konie i krowy, tak�e grunt, na kt�rym ju� si� powinny zaczyna� sianokosy, powinien by� odstawia� mleko, karmi� zwierz�ta... Jaki gospodarz sypia do po�udnia w letnim czasie? - Ja do Warszawiaka - powiedzia� niepewnie. - Tu taki jeden z Warszawy gospodaruje. - No - zgodzi� si� rozczochraniec w pi�amie i ziewn��. - To ja. A co? Zygmusiowi na moment odj�o mow�. Potem b�ysn�y mu dwie my�li. Jedna, �e mo�e on ma ludzi, kt�rzy odwalaj� robot� i nawet ich nie trzeba pilnowa�, i druga, �e taki idiotyczny facet mo�e sprzeda� swoj� klacz, nie zdaj�c sobie sprawy z tego co robi. Ta druga my�l natchn�a go nadziej�. - Pan ma konia - powiedzia� zdecydowanie. - Mam, nawet trzy - przy�wiadczy� rozczochraniec i cofn�� si� w g��b. - Prosz� bardzo, niech pan wejdzie. Napije si� pan herbaty? A co, mo�e kt�ry� wlaz� w szkod�? Zaproszenie na herbat� Zygmu� przyj�� bez namys�u i od razu /tiprzeczy�, jakoby ktokolwiek do kt�rego� konia mia� pretensje. Hozczochra�cowi nawet to nie ul�y�o, robi� wra�enie wprawdzie /aspanego, ale przy tym beztrosko zadowolonego z �ycia. Tyle �e do�� niemrawo. Przy herbacie Zygmu� mu pom�g�, bo robota posuwa�a si� tak nieudolnie, �e zanosi�o si� wr�cz na fajf. Usiedli w ko�cu przy stole. Dopiero teraz Zygmu� zwr�ci� uwag�, �e z tej drugiej cz�ci budowli, tej podobnej do obory, dobiega ca�y czas ryk kr�w. Nadstawi� ucha. - Rycz�, jakby g�odne? - zauwa�y� pytaj�co. Rozczochraniec westchn��. - Mo�e i g�odne. Trzeba je wypu�ci�. - Dobra, to ja mog� - zaofiarowa� si� Zygmu� po kr�tkim wahaniu, licz�c na to, �e zas�uga u�atwi interesy. Rozczochraniec kiwn�� g�ow� i ukroi� sobie kawa�ek kaszanki. Zygmu� za�atwi� spraw� siedmiu kr�w, stwierdzaj�c przy okazji, �e wszystkie s� okropnie chude. Wygoni� je na ��k�, ograniczon� elektrycznym pastuchem, zauwa�y�, �e w jednym miejscu drut by� przerwany, co wyklucza�o obecno�� w nim pr�du, z pow�tpiewaniem popatrzy� na chciwie skubi�ce traw� byd�o i pocieszy� si� przypuszczeniem, �e mo�e ju� maj� wyrobiony odruch warunkowy. Wr�ci� na herbaciane przyj�cie. - Pa�ski �rebak, k�aczka, chodzi po tym pastwisku Lipkows-kiego - zacz�� bez dalszej zw�oki, bo niecierpliwo�� go pcha�a, a �adne zabiegi dyplomatyczne nie przychodzi�y mu do g�owy. Miastowy g�upek ch�tnie przy�wiadczy�. - A tak. Ale Lipkowski si� zgodzi�. Wszystkie moje konie tam si� pas�, bo drutu one si� boj�, a zdaje si�, �e ten jego S�awcio chcia� by� na weselu, l co? Zygmu� zrozumia�, �e w ten delikatny spos�b gospodarz chce si� dowiedzie�, po co w�a�ciwie go�� przyszed� i czego chce. Najwidoczniej nie �ywi� z�udze�, i� celem jego by�o wy��cznie wypuszczenie na traw� g�odnych kr�w. Zdecydowa� si� wzi�� byka za rogi. - No i ta pa�ska �rebica mi si� spodoba�a. Nie sprzeda�by pan jej? - Komu? - A chocia�by mnie, tak na przyk�ad. - l na co ona panu? To pe�na krew, wierzch�wka. - Tote� w�a�nie. Ja je�d��. - Ale ona za m�oda! - No to przecie� uro�nie, nie? Znaczy, rozwinie si�, mam na my�li, wydoro�leje? Sam bym j� wychowa�... Ale tak w og�le, to ja chcia�em o jej matk� spyta�. Ona pa�ska, tak? Flora jej na imi�. Rodow�d pewno ma? Niemrawy rozczochraniec jakby si� odrobin� o�ywi�. Ziewni�cie powstrzyma� w po�owie i w oku mu co� za�wieci�o. Zdj�� �okcie ze sto�u, odsun�� nieco krzes�o i opar� r�ce na obgryzionych i odrapanych por�czach. - Ma, oczywi�cie. W moich oczach si� urodzi�a. Matka Forsycja, z warszawskiego toru zesz�a chora, guza mia�a na nodze i nie chcieli jej. Jeremiasz j� potem prywatnie operowa� i prosz�, a m�wili, �e nic z niej nie b�dzie! Pewnie, do wy�cig�w ju� si� nie nadawa�a, ale tak og�lnie trzyma�a si� doskonale i by�a w pi�knej formie, kiedy zosta�a pokryta, l to kim! Saraganem! Dla Zygmusia wszystkie imiona i nazwy zabrzmia�y nagle znajomo. Jeremiasza zna� osobi�cie i �ywi� dla niego cze�� bez ma�a bosk�, o tej Forsycji co� mu si� o uszy obi�o, nie wiedzia� tylko, �e Saragan mia� w tym sw�j udzia�. Jakim cudem doprowadzili do pokrycia wybrakowanej klaczy takim ogierem...?! - l pan ma to wszystko w rodowodzie? - spyta�, usi�uj�c taktownie ukry� niedowierzanie. - Oczywi�cie! Flora, po Saraganie od Forsycji. Pan si� pewno dziwi? Nie ma co si� dziwi�, ta Forsycja nale�a�a do c�rki jednego takiego, odkupi�a j� po operacji, a ten jeden taki, to w�a�ciwie m�g� wszystko. Jakby si� upar�, to ja nie wiem, ale mo�e premierem by j� pokryli... - Saragan lepszy... - wyrwa�o si� Zygmusiowi. Z niepokojem obserwowa� przemian�, jaka nast�pi�a w jego rozm�wcy. Ca�kowicie przesta� by� zaspany, nie ziewn�� ani razu, po niemrawo�ci pozosta� ledwo �lad, zacz�� m�wi� przytomnie, z o�ywieniem i wyra�n� znajomo�ci� tematu. Niedobrze. Konie, by� mo�e, stanowi� jego hobby... Wyrwanie mu tej �rebicy mo�e okaza� si� nie takie �atwe, bez panny Moniki chyba si� nie obejdzie... - Mog� j� zobaczy�? - Kt�r�? - T� Flor�. - A prosz� bardzo. U Lipkowskiego chodzi. Pan poczeka, ja si� tylko ub�oc� i razem p�jdziemy. Po pi��dziesi�ciu minutach do szale�stwa zniecierpliwiony Zygmu� przesta� ogl�da� i ocenia� osobliwe gospodarstwo i zacz�� si� zastanawia�, w co te� ten facet si� ubiera. Frak...? Muszk� wi��e...? Lato jest, powinien w�o�y� gacie, spodnie i koszul�, niechby si� umy� przedtem, ile czasu mo�na si� my�...? Zasn�� w wannie...? Gdzie tu wanna, w tym prymitywie?! No, niechby si� ogoli�... Godzina dochodzi, lok�w sobie chyba nie kr�ci...?! Nagle nabra� obaw, �e oderwany od rozmowy o koniach niemrawiec najzwyczajniej w �wiecie na nowo po�o�y� si� spa�. Zaniepokojony, skierowa� si� zn�w ku domowi, niemrawiec jednak�e w�a�nie w tej chwili ukaza� si� w drzwiach. - Znalaz�em - powiedzia� z zadowoleniem. - Szuka�em tej jej metryki, jest. Prosz� bardzo. Po drodze Zygmu� chciwie obejrza� papiery. Zgadza�o si�, Flora, po Saraganie, od Forsycji po Aquino. Pr�bowa� przypomnie� sobie, czy na tej ��ce Lipkowskiego widzia� jakiego� siwego konia, potomstwo Saragana, je�li bra�o cechy po ojcu, przewa�nie by�o siwe. Nie, chyba nie, zatem ta Flora podobna jest zapewne do matki. Jak to tam by�o z t� Forsycj�, kretyn, �e te� nie s�ucha� dok�adnie! Ale jednak co� pami�ta�, zdaje si�, �e niez�a by�a, dosta�a tego guza jako trzylatka, na pocz�tku sezonu, a �a�owali jej bardzo, bo mia�a wielkie szans� na Derby... Tak, by�o gadanie, �e kiedy� W�growska mia�a strasznego pecha, najlepsze konie diabli jej brali, Forsycja te� by�a w jej stajni... W porz�dku, z tego wynika, �e cechy po matce nie gorsze prawie, ni� po ojcu... Na ��ce Lipkowskiego pas�o si� osiem zwierz�t. Sze�� koni, jedna koza i jeden baran, �wie�o ostrzy�ony. Z pow�tpiewaniem Zygmu� przyjrza� si� koniom. Dwa pot�ne perszerony, jeden p�krewek, wa�ach, najwidoczniej do�� stary, dwie doros�e klacze i �rebica. �adna z doros�ych klaczy nie wygl�da�a na c�rk� Forsycji i Saragana, jedna by�a doskonale utrzymanym koniem poci�gowym, druga za� prezentowa�a przera�aj�ce zapasienie, gruba jak beczka. Popatrzy� pytaj�co na towarzysza. - Flora! - zawo�a� z czu�o�ci� miastowy g�upek. Zapasiona klacz podnios�a g�ow� i podbieg�a ku nim lekkim galopem. Ujrzawszy ruch, Zygmu� uwierzy� w jej pochodzenie. To by�a wspania�a klacz, zmarnowana kompletnie, zapasiona, nie je�d�ona, nie trenowana, per�a, mo�na powiedzie�, rzucona w gnoj�wk� i obro�ni�ta mierzw�. Ugryz� si� w j�zyk, �eby nie powiedzie� czego�, co by mu uniemo�liwi�o dalsze pertraktacje. Miastowy g�upek klepa� j� po szyi i podawa� na d�oni kostki cukru. Klacz przez niskie sztachety za�o�y�a mu �eb a� na plecy. Najwyra�niej kocha�a swojego pana i Zygmusiowi g�upio przelecia�o przez g�ow�, �e te kobiety rzeczywi�cie s� nieobliczalne. Kocha� takiego idiotycznego pana...! Swoj� drog�, nic dziwnego, �e nie mo�na jej by�o rozpozna� od razu... - No tak - odezwa� si� wreszcie i odchrz�kn��. - To co by pan powiedzia�, jakby kto chcia� kupi� tamt�? Florencj�? Florencja z rozwian� grzyw� i puszczonym na wiatr ogonem oblatywa�a w�a�nie ca�e pastwisko wko�o galopem najpi�kniejszym na �wiecie. Robi�a to nieco dziwnie. P�dzi�a do jakiego� miejsca na prawo od nich, gwa�townie zmienia�a kierunek i p�dzi�a w drug� stron� dok�adnie do tego samego punktu. Nast�pnie zn�w robi�a to samo. Zawraca�a, jak sp�oszona i grzmia�a w kierunku poprzednim. Zygmusia to zaciekawi�o, bo przeszkody �adnej nie by�o wida�. Pukn�� w �okie� miastowego g�upka, zaj�tego Flor�. - Co ona tak...? - Rowek - odpar� miastowy g�upek, nawet nie spogl�daj�c. - Ona nie lubi rowk�w. Zygmu� wytrzeszczy� oczy, bo �adnego rowka nie widzia�, a� wreszcie wypatrzy� jakby bruzdk� w trawie g��boko�ci jednego centymetra. To mia� by� rowek? Zwariowali tu chyba wszyscy! l ta koby�a i jej w�a�ciciel i mo�e tak�e on sam. Rezygnowa� jednak�e nie zamierza�, nawet gdyby ca�a okolica sk�ada�a si� wy��cznie z ob��ka�c�w. To co pan, m�wi�, na to, jakby j� kto chcia� kupi�? Zale�y kto - odpar� miastowy g�upek po namy�le. -1 zale�y do czego. Do jazdy. - Zale�y do jakiej. Byle komu jej nie oddam, bo ludzie si� z ko�mi �le obchodz�. W dobre r�ce, to mo�e. - W najlepsze! -zapewni� Zygmu� bez wahania i pomy�la�, �e idiotszych r�k, ni� tego kretyna, ju� prawie by� nie mo�e, nast�pnie przestawi� si� na pann� Monik�. - Facetka jedna kocha konie, od urodzenia. W�a�nie szuka m�odej klaczy dla siebie, sama i chce trenowa�, p�ki nie znarowiona, no, dobrego pochodzenia by chcia�a... Miastowy g�upek troch� si� jakby zmartwi�. - No, ona ju� nie ma takiego pochodzenia jak Flora. Po Marmillonie. Na ogiery ekstra klasy mnie nie sta�. Zygmusiowi zrobi�o si� gor�co. Zaczyna�y si� konsekwencje so�tysowego oszustwa. Nie rozwa�y� tego wcze�niej, ale oczywist� by�o rzecz�, �e Marmillon obni�a� cen� �rebicy, zatem pierwszym wykantowanym b�dzie ten dupek �o��dny, kt�remu si� nawet nie chcia�o samemu i�� z klacz� do ogiera. Maj�c stadnin� pod nosem, skar� B�g takiego �mierdziela...! Pannie Monice te� prawdy powiedzie� nie mo�na... Zawaha� si� na jeden kr�ciutki moment. Troch� mu by�o g�upio �erowa� bez dania racji na obcym facecie, kt�ry mu nic tego nie zrobi�, i kto wie, czy, mimo niez�ego zaprawienia w dw�ch sezonach wy�cigowych, nie spr�bowa�by tego wszystkiego jako� odkr�ci�, gdyby nie krowy. Przypomnia� je sobie nagle. Cymba�, oprawca i patafian, kt�ry doprowadza porz�dne zwierz�ta do takiego stopnia wychudzenia po�rodku ��ki i urodzajnego gruntu, nie zas�uguje na �adne wzgl�dy. Niech traci i niech sam schudnie! - To i lepiej - powiedzia� bezlito�nie. - Na takie Saragany tej facetki te� nie sta�. Taniej, to owszem, mog�aby zap�aci�. Ile by pan chcia�? Miastowy g�upek uzna� widocznie, �e konwersacja wkracza w faz� zasadnicz�, bo spr�bowa� wydoby� si� spod ko�skiego �ba, wci�� uciskaj�cego mu plecy. - No ju�, ju�, id� sobie! Pu�� mnie. Masz tu jeszcze co�, zjedz i pobiegaj! Pogrzeba� w kieszeniach wdzianka, co klacz zrozumia�a natychmiast. Cofn�a �eb, zgarn�a wargami z ludzkiej d�oni jeszcze jedn� kostk� cukru i zn�w usi�owa�a przytuli� si� do pana, ale pan zd��y� odsun�� si� dalej za sztachetki i nie mog�a go ju� dosi�gn��. Zar�a�a z wyra�nym niezadowoleniem i majestatycznym krokiem odesz�a w g��b ��ki. Z oburzeniem i rozgoryczeniem Zygmu� pomy�la�, �e od tej tuszy i od tego brzucha, w�a�ciwszych dla maciory, ni� dla konia, nawet biega� jej si� nie chce. Nie, dla tego idioty �adnego mi�osierdzia mia� nie b�dzie, oszuka go na Marmil-lonie z czystym sumieniem! Zmarnowa�by Florencj�, tak jak zmarnowa� Flor�! - No, ja nie wiem - powiedzia� idiota niepewnie i z zak�opotaniem. - W�a�ciwie to ona jest dosy� du�o warta... - Ile? - docisn�� Zygmu�. - A czy ja wiem... Tak, prawd� m�wi�c, nie my�la�em o sprzeda�y... Zygmu� z wysi�kiem powstrzyma� si� od wyjawienia, co na ten temat my�li. - Ile? - No, a ile by ta pani zaproponowa�a? Zygmu� zamilk�, w b�yskawicznym tempie wyliczaj�c sobie czas. Jutro rano musia� by� w pracy. Do panny Moniki mia� p� godziny drogi piechot� i pi�� minut samochodem. Ju� wytrze�wia�, podjedzie, z�apie j�, om�wi spraw� i wr�ci. Transakcj� nale�a�o sfinalizowa� dzi�, bo potem mog�o by� za p�no, taki ba�wan by� zdolny do zmiany zdania i wszelkich innych g�upot. Czeka� do przerwy w sezonie... Mowy nie ma, wykluczone, idiotyzm! - Dobra - zdecydowa� si�. - Skocz� do niej zaraz i wr�c�. Gdzie pana znajd�, tak za jakie� p� godziny? Tutaj pan b�dzie, czy w domu? - Mog� poczeka� tutaj. Oddalaj�c si� szybkim krokiem, Zygmu� obejrza� si� i w t� l Obietnic� uwierzy� w pe�ni. Miastowy g�upek sta�, wsparty �okciami na p�achetkach i gapi� si� na ��k� z ko�mi tak, jakby stanowi�o to �mudnicze zaj�cie jego �ycia. Wyra�nie by�o widoczne, �e bez i illnej presji zewn�trznej nie ruszy si� z tego miejsca co najmniej do i wieczora... Przez p�tora sezonu wy�cigowego niegdy� ucze�, a obecnie ' praktykant d�okejski Osika dorobi� si� z wysi�kiem ma�ego fiata, mocno u�ywanego, ale na chodzie. Opary weselnego przyj�cia Wywietrza�y ju� z niego gruntownie. Wsiad� i docisn��, bo ka�da minuta stawa�a si� cenna. Zygmu�! - wykrzykn�a ze zdumieniem Monika G�sowska l cofn�a nog�, ju� uniesion� do strzemienia. - Co ty tu robisz? Przecie� dzi� sobota! - Tote� jutro rano musz� by� w robocie - odpar� wysiadaj�cy do ma�ego fiata Zygmu�. - Zwolnienie dosta�em na �lub siostry. Tak my�la�em, �e jak sobota, to i pani b�dzie, a tu jest taka wyj�tkowa oprawa, okazja, jakiej �wiat nie widzia�, i ko�, jakiego �wiat nie widzia�. Na to wesele siostry dwa razy przyje�d�a�em, bo si� troch� przeci�gn�o, teraz ju� by�o u szwagra, a chcia�em prosi�, �eby mi pitni pomog�a, bo chyba sam nie dam rady, nawet gdybym tego trupia sprzeda�... W skupieniu i z wielk� uwag� Monika G�sowska wys�ucha�a calej historii, dopiero po paru chwilach pozbywszy si� wra�enia, �e pomoc Zygmusiowi ma polega� na uczestnictwie w weselnych uioczysto�ciach. Miastowego g�upka osobi�cie nie zna�a, ale nlysza�a o nim, bo echo jego wo�aj�cych o pomst� do nieba poczyna� rozesz�o si� szeroko. Zmarnowa� konie, zmarnowa� z�omie, zmarnowa� kredyty bankowe, zmarnowa� krowy, mia� dwadzie�cia, zosta�o mu siedem, a i te zdychaj�. Opini�, �e niczego wi�cej na zmarnowanie nie powinno mu si� zostawi�, podzieli�a z zapa�em. - Ja nie mog�, sama pani rozumie - t�umaczy� Zygmu�. - Nie ma tak, �eby praktykant, a niechby nawet i d�okej, w�asnego konia puszcza�. Ale inny prywatny mo�e i to by by�a pani. Do sp�ki by�my j� mieli, ja p� koszt�w nadusz� i tu by si� j� trenowa�o, a potem w stajni. W�growska by si� zgodzi�a, ona mnie lubi dosy�, a ja jej ko�o nogi nie robi�. Niech pani na ni� tylko popatrzy, na t� klaczk�, cho�by z daleka, na t� Florencj�, sama pani zobaczy. O m�j Jezu, co za ko�...! Jeszcze i j� zmarnowa�, to ju� by by�a obraza boska! Pojechali, Zygrnu� ma�ym fiatem, a Monika konno, bo po to tu na ca�y weekend przyje�d�a�a, �eby obje�d�a� konie, co nie wiadomo komu sprawia�o wi�ksz� przyjemno��, koniom, czy jej. Oko mia�a nie gorsze ni� Zygmu�, ca�e �ycie sp�dzone w r�nych stajniach, przekazana jej wiedza ojca i trzeci rok weterynarii swoje zrobi�y. Dostrzeg�a Florencj�, zaledwie si� zbli�ywszy. Zachwyt buchn�� w niej pot�nym p�omieniem. - On nawet ceny nie potrafi wykombinowa� - szepta� Zygmu� ze zgorszeniem. - Powiada, �e pani ma powiedzie�, ile za ni�. Jak pani my�li, ile powinno si� da�? Od Flory po Marmillonie... Monika z wysi�kiem oderwa�a rozanielony wzrok od �rebicy i popatrzy�a na pozosta�e konie. - Co on zrobi� z t� Flor�! - powiedzia�a ze zgroz�. - Masz racj�, Zygmu�, Florencj� mu trzeba odebra�. Kt�ry to...? - Tam stoi... - l ca�y czas tak stoi? Nie ma nic do roboty? O Bo�e! Nie, ja z nim nie b�d� rozmawia�a, bo nie wytrzymam i od razu si� pok��c�, musisz sam za�atwia�. Czekaj, wiem, �e Gambia posz�a za trzydzie�ci tysi�cy dolar�w, ta powinna kosztowa� po�ow� tego. Ile to wypadnie? - Wi�cej ni� pi�tna�cie bym nie da� - rzek� Zygmu� zdecydowanie. - Milion�w, znaczy. A mo�e jeszcze si� co utarguje. - Tyle nie mam, ale siedem mog� da�. Uszarpiesz reszt�? - A jak? Musz�, �ebym mia� skona�! Jutro na wiecz�r przywioz�, tylko umow� trzeba zrobi� zaraz i przeprowadzi� j� jeszcze dzisiaj. Dobra, id� do niego, a pani niech nie odje�d�a, bo to musi by� na pani�... Dopiero w lipcu, po Derbach, w kt�rych odni�s� szalony sukces, przychodz�c czwarty na liderze, Zygmu� m�g� skoczy� do ��cka na troch� d�u�ej, ni� p� godziny. Florencja chodzi�a po prywatnym paddocku G�sowskich, �ci�le za� bior�c w momencie jego przybycia chodzi�a poza paddockiem. Pas�a si� w kazionnej koniczynie, na co z wyra�nym os�upieniem patrzy�y trzy osoby, Monika, jej ojciec l joden stajenny. Zygmu� zdziwi� si� scen�, bo koniczyna nale�a�a do gospodarstwa stadniny, o wpuszczaniu w ni� koni mowy by� nie niogto, ci troje powinni byli natychmiast zareagowa� i przep�dzicie �rebic� z powrotem na w�a�ciwe miejsce, tymczasem stali w bezruchu i gapili si�, nic nie robi�c. Dzie� dobry - powiedzia� grzecznie. - Co to si� dzieje? Uliiczego ona tam... - To wariatka - odezwa� si� z g��bokim przekonaniem stajenny. - Niech mnie grom spali, wariatka, m�wi�! - O, Zygmu� - powiedzia�a Monika, nie odwracaj�c g�owy. Jak si� masz? Rzeczywi�cie, to zdumiewaj�ce... Stary G�sowski kr�ci� g�ow� i pociera� sobie nos, co oznacza�o, �e czu� si� zaskoczony i nie wiedzia� co my�le�. - Czego� takiego jeszcze nie widzia�em - rzek� w zadumie. Mo�e ten palant tak j� tresowa�? - A co si� sta�o? - zaciekawi� si� Zygmu�. Monika dopiero teraz obejrza�a si� na niego. - Dobrze, �e jeste�, mo�e b�dziesz wiedzia�. S�uchaj, czy ty wiesz, co ona zrobi�a? Wylaz�a z paddocku pod �erdzi�! Zygmu� popatrzy� na ogrodzenie. Stanowi�y je pojedyncze .fordzie pomi�dzy palikami, umieszczone na wysoko�ci mniej wi�cej metr dwadzie�cia. �aden ko� by si� pod nimi nie zmie�ci�, chyba �e ma�y kucyk. - Jak to, pod �erdzi�...? - No pod. Ugi�a nogi, jak pies, jak do czo�gania i przelaz�a pod spodem. - l nawet nie tr�ci�a-doda� stajenny. -Uszy po sobie, �eb i ogon na d�, wariatka, nic innego! - Niemo�liwe - zawyrokowa� Zygmu� po zastanowieniu. - Widzieli�my wszyscy troje na w�asne oczy - powiedzia� stary G�sowski. - Przed chwil�. Monika, we� j� stamt�d, niech nie tratuje lej koniczyny. A, to ty, Zygmu�... S�uchaj no, co on z ni� robi�? Ty go znasz, tego miastowego g�upka? - Nic nie robi�. Do �adnego robienia on si� nie nadaje. Taka zaspana niedojda, jakiej na �wiecie nie by�o, gdzie mu do tresowania! Powa�nie, do�em przelaz�a? - Przecie� ci m�wi�! - Jak pan m�wi, to ja wierz�... - Nie musisz. Sam bym nie uwierzy�, gdybym nie widzia�. - Ale to wida� ona tak sama z siebie, bo o g�upku mowy nie ma. - Toty� m�wi� - upar� si� stajenny. - Wariatka, l jeszcze z ni� b�dzie ci�ki krzy� pa�ski. Niech mnie stara maciora pok�sa, jak �le m�wi�! - l pok�sa Antoniego, bo nic nie b�dzie - przepowiedzia�a Monika, wracaj�ca z klacz� na paddock. - To jest kochana dziewczynka, dobra i grzeczna, tylko troch� p�ochliwa. Widzia� Antoni, do r�ki przysz�a. - Bo panna Monika do siebie ka�dego konia znarowi. A w og�le to na�arta i z �akomstwa czystego do tej koniczyny polaz�a. - Trzeba opu�ci� �erdzie - zadecydowa� G�sowski. - Albo nie, lepiej doda� po jednej troch� ni�ej. Inaczej ci�gle b�dzie tak prze�azi�a, bo wida�, �e jej to wcale zr�cznie idzie. Florencja po�o�y�a �eb na ramieniu Moniki i zbli�y�y si� obie. Zygmu� z bezgranicznym zachwytem patrzy� na prze�liczny pysk i lekko sko�ne, pe�ne blasku oczy. Wyj�� z kieszeni papier�wk�, poda� na d�oni, Florencja po�ar�a j� bardzo ch�tnie, a potem zacz�a go obw�chiwa�, pchaj�c mu pod brod� aksamitne chrapy. - Trzeba jej pilnowa�, bo jest bardzo �akoma - westchn�a Monika. - A tak w og�le, to istne cudo! Zygmu�, mia�e� nie tylko oko, ale chyba i nosa. Ostatnia chwila by�a, odebra� j� temu debilowi! Tyle biega�a, ile sama chcia�a, dobrze, �e lubi, ale ju� zaczyna�a sad�em porasta�, a w dodatku masz poj�cie, �e do tej pory by�a siod�em nie tkni�ta? Niczego na grzbiecie nie mia�a!Zygmu� tylko pokiwa� g�ow�. Przypomnia� sobie, �e co� s�ysza�,jakoby ten p�g��wek bawi� si� z ko�mi w stajni. Stajni przystraszydle nie widzia�, wi�c chyba zast�powa�a j� obora, poza tymciekawa rzecz, jak si� bawi�. Kopali si� wzajemnie, czy gry�li...? - Przegania� tylko...? - spyta� niepewnie. Nawet i tyle nie! M�wi� ci, tyle biega�a, ile chcia�a! Ju� zaczynala w brzuchu rosn��, my�la�am, �e to z �akomstwa, okazuje si� �e z zastania! Jeszcze troch�, a zrobi�aby si� podobna do matki, elemno mi w oczach, jak o tym ba�wanie pomy�l�! A rozwini�ta jest, sam widzisz, bez ma�a jak dwulatka, ju� dwa miesi�ce temu mo�na j� liylo dosiada�! Z pe�nym zrozumieniem, przemieszanym z os�upieniem i zgroz� Zygmu� przy�wiadcza� kiwaniem g�ow�. Od razu pomy�la�, �e Mm spr�buje i sprawdzi, co z tego wychodzi. Z g�ry by� pewien, �e nic tu na si��, wszystko po dobroci... A jak m�wi�, �e wariatka, to wariatka - wtr�ci� si� zn�wstajenny, przy czym w jego tonie spod niech�ci przebija�a czu�o��. - Patyczka si� boi. Florencja, klepni�ta przez Monik� po zadzie, ponios�a si� Inkkim galopem wok� obszernego paddocku. W jednym rogu /H ka�dym okr��eniem zatrzymywa�a si� zaryta kopytami, stawa-IH d�ba i pyskiem usi�owa�a dosi�gn�� li�ci rosn�cej tam lipy. Ca�y d�l lipy by� ju� obskubany, wi�c dosi�ganie nie wychodzi�o ukutecznie. Rezygnowa�a, opada�a na cztery nogi i zn�w rusza�a Ijalopem. , - To te� prawda - wyzna�a z westchnieniem Monika. - Nawet my�la�am, �eby ci o tym napisa�, ale wiedzia�am, �e przyjedziesz. M�wili ci chyba, �e ci� szuka�am derbowego dnia? - Sam ze siebie te� bym przyjecha�-odpar� Zygmu�.-W Derby nkurat straszna ko�omyja by�a, ale widzia�em, �e mi pani znaki dawa�a, jak na tor zje�d�a�em. Dobrze mi szed� ten Turbot, nie? - Bardzo dobrze, l d�ugo ci�gn��. Ale i tak Hesperia nie mia�a s/ans, trzecie miejsce, to by� sukces. - Bolek jecha�, on zawsze wydusi... - A za to, roz�miesz� ci�, jak pokiwa�e� do mnie g�ow�, jacy� idioci polecieli gra� na ciebie. Na w�asne uszy s�ysza�am, �e m�wili o Turbocie r�ne brednie, pierwsza grupa, do tej pory by� kryty, specjalnie na Derby szykowany i tak dalej. - Pierwsza grupa to on jest, ale kryty wcale nie by� - prawie obrazi� si� Zygmu�. - Uczciwie jechany, z wyj�tkiem jednego razu, jak Sarnowski usiad�. Derby to dla niego za d�ugi dystans. - Ka�dy to wie, z wyj�tkiem kretyn�w. Ale czekaj, niech ci powiem o Florencji... - Wariatka - zaopiniowa� jeszcze raz stajenny i oddali� si� do swojej roboty. - J�ziu! - wrzasn�� ju� po kilku krokach. - Dawaj tu par� �erdek! l haki! Monika zn�w westchn�a i zawr�ci�a ku domowi. - G�odny pewnie jeste�? Chod�, opowiem ci o Florencji, a potem sam zobaczysz... W godzin� p�niej, z niepokojem, zdumieniem i odrobin� rozbawienia Zygmu� patrzy�, co ta cudowna i ob��kana klacz wyprawia. Stajenny mia� du�o racji, ba�a si� patyczka. Na widok trawki rosn�cej w poprzek drogi usi�owa�a zawraca�. Przypadkowa ga��zka spowodowa�a, �e stuli�a uszy, kwikn�a, stan�a d�ba, cofn�a si� na zadnich nogach, po czym obesz�a niebezpieczn� przeszkod� szerokim �ukiem, niespokojnie �ypi�c okiem. - Zawsze tak...? - spyta� z zainteresowaniem. - Zawsze. Na naszej ��ce jeszcze ani razu tego malutkiego strumyczka nie przekroczy�a, po�owy pastwiska tylko u�ywa. D�ugo masz urlop? - Tydzie�. Przez tydzie� tu pob�d�, mog�? Spr�buj� na niej pojecha�, co? Przecie� ona ma ju� rok i prawie siedem miesi�cy, no, sze�� i p�, pierwszego stycznia si� urodzi�a! Ko� jak maszyna! - Ale mo�e i lepiej, �e ten bubek jej nie tkn��, jeszcze by znarowi�... Florencja od pocz�tku okaza�a si� jednostk� uczuciow�. Pokocha�a nie tylko Monik�, ale tak�e Zygmusia, starego G�sowskiego obdarza�a trwo�nym szacunkiem, stajennego �askawie tolerowa�a, do pozosta�ych istot ludzkich odnosi�a si� rozmaicie. Po starannym obw�chaniu okazywa�a im uprzejm� uleg�o��, lub te� nieprzejednan� wrogo�� i na zmian� jej uczu� �adna si�a nie mia�a wp�ywu. Monice i Zygmusiowi pozwala�a na wszystko. Na siod�anie zgadza�a si� od pierwszej chwili i z niewiadomych przyczyn nawet jej si� to podoba�o. Monika twierdzi�a, �e, jak prawdziwa kobieta, lubi by� dobrze ubrana. Ogl�da�a si�, usi�owa�a obejrze� popr�g i siod�o, bardzo interesowa�y j� strzemiona, na wszelki wypadek zatem ca�� uprz�� dobierano jak na parad� j� po raz pierwszy, Zygmu� czu�, �e wst�puje do raju. o obci��enie siod�a potraktowa�a w pierwszej chwili z nie-Iducydowaniem, po namy�le pogodzi�a si� z nim, chocia� wida� by�o �e nie jest to zgoda trwa�a i od byle czego mo�e si� przeistoczy� w protest. Lepiej, �e ty, Zygmu� - powiedzia�a niespokojnie Monika. L�ejszy jeste�, ja na niej pojad� p�niej. No, z fartem...! Podstawi�a d�onie, Zygmu� odbi� si� i skoczy� na siod�o. Florencja drgn�a, ale na razie zaj�ta by�a wypychaniem w�dzid�a I pyska, co jej si� nie uda�o. Zrezygnowa�a, ci�ar na grzbiecie pr/yj�a pob�a�liwie i nie wykaza�a �adnej ch�ci pozbycia si� bulnstu. Stary G�sowski pu�ci� kantar, Zygmu� zebra� cugle. Florencja sta�a przez chwil� nieruchomo, a potem znienacka ruszy�a. Zygmu� by� je�d�cem z powo�ania, obdarzonym iskr� bo��. Wc/e�niej umia� utrzyma� si� na koniu, ni� na w�asnych nogach. Wy��cznie dzi�ki tym talentom nie zerwa� kontaktu z wierzchowemu. Florencja bowiem wystartowa�a jak wystrzelona z katapulty. Od czasu do czasu hamowa�a szale�czy galop, usi�uj�c cz�� drogi odby� na tylnych kopytach, �adnych innych sztuk jednak�e nie pokazywa�a i wraca�a do tego p�ynnego, cudownego, przepysznego galopu, kt�ry ni�s� j� niczym ��d� p�dz�c� z wiatrem. Zygmu� czu� |i| ca�ym sob�, czu� rado�� konia, jaki� triumf w tym galopie, H/cz�cie wysi�ku wszystkich mi�ni i spr�ystych, stalowych n�g. Na moment ogarn�o go upojenie i nie by�o �adnych w�tpliwo�ci, �e lo upojenie jest im wsp�lne. - O cudzie...! - wyszepta� g�osem zgo�a modlitewnym. Wra�enia odmieni�y si� jak r�bni�te siekier�, bo Florencja dotar�a do strumyczka. Zygmu�, na szcz�cie, umia� je�dzi� tak�e na motorze. K�ad�c si� niemal i prawie nie zmniejszaj�c tempa, klacz zmieni�a kierunek i zawr�ci�a na sam widok przera�aj�cej przeszkody, co wypad�o nader podobnie do wira�u na �u�lu. Och�on�wszy do�� szybko, Zygmu� spr�bowa� j� nieco przyhamowa�, ale Florencja potrz�sn�a tylko �bem, wierzgn�a tylnymi kopytami i posz�a finiszem do celownika, kt�ry stanowi l i Monika i jej ojciec. - No, ruch to ona ma - powiedzia� z uznaniem stary G�sowski. - Nie za dobrze na pierwszy raz? - zaniepokoi�a si� Monika. - Zobaczymy... Celownik Florencja potraktowa�a nietypowo, nie jak koniec jazdy, tylko jak co� w rodzaju lotnego finiszu. Zawr�ci�a, mniej nerwowo ni� przed potoczkiem, ale z r�wn� fantazj�, i pogna�a zn�w na ��k�. - Rany boskie! -j�kn�� w panice Zygmu� i wszystkie si�y w�o�y� w hamowanie p�du konia. Musia� j� zacz�� uczy� pos�usze�stwa, a za nic w �wiecie nie chcia� szarpa� i kaleczy� aksamitnego pyska. Zacz�� �ci�ga� delikatnie, chocia� stanowczo, klacz poczu�a pewn� r�k�, zareagowa�a niech�tnie, zwolni�a, skr�ci�a krok, skr�ci�a zgodnie z nakazem, przesz�a w k�us, potem wreszcie w st�pa. Osobliwy by� to st�p, przednie nogi kroczy�y spokojnie, tylne pl�sa�y w walczyku. Wr�cili na miejsce startu. - Co ona z tym potoczkiem? - spyta� promieniej�cy szcz�ciem Zygmu�, zeskakuj�c. - Dziesi�� centymetr�w wody! Jezu, co za ko�! Mi�kka w pysku, niesie jak anio�, ca�y czas trzyma�em, jak ona nie b�dzie na d�ugie dystanse, to ja jestem kiszka z grochem! Stary G�sowski troskliwie ogl�da� konia, Florencja w pl�sach rwa�a si� do dalszego biegu. Najwyra�niej w �wiecie ta zabawa spodoba�a jej si� nadzwyczajnie. - Tej ma�ci nie rozumiem - powiedzia�. - Sucha jak pieprz... Po Saraganie by�y siwe przewa�nie, chyba �e kt�re posz�o w matk�, ale tu wszystko gniade, a ta ca�kiem kara. Po kim ona to ma? Mimo rozszala�ego entuzjazmu, Zygmu� zdo�a� ugry�� si� w j�zyk. Po kim to ma, te� pytanie, Diabe� by� czarny jak prawdziwy diabe�. Po ojcu oczywi�cie! l pozosta�e zalety r�wnie�, tyle �e Diabe� nie ba� si� �adnych potoczk�w, patyk�w i trawek. Dor�wna mu, jak B�g na niebie, mo�e przewy�szy legendarn� Demon�... - Ba�am si�, �e zrobi rodeo - wyzna�a Monika. - Chocia� k�ad�am si� na niej i nic nie m�wi�a, nawet to lubi, ale my�la�am, �e tylko jest przylepna. Masz, kochana, masz, zjedz sobie. Florencja chciwie po�ar�a dwie kostki cukru i wyra�nie da�a do zrozumienia, �e ma ochot� jeszcze pobiega�. Zygmu� zdj�� z niej uprz��, wyciera� nie by�o co. Zar�a�a z wielkim niezadowoleniem. 24 A m�wi�em, �e ona lubi by� dobrze ubrana-wytkn�a Monika. Dobra, pu��j�-powiedzia�jej ojciec. - Potem p�jdzie na nasz paddoczek, �erdzie ju� przybili. Trzeba j� b�dzie oduczy� tych ruch�w, bo nie daj Bo�e cie� padnie w poprzek, a ona je�d�ca �ubije. Jutro zaczniemy, a ty Zygmu� popr�bujesz st�pa, bo chodzi� to musi... Zanim przyst�piono do dalszej nauki, Zygmu� i Monika ujrzeli co�, przez co zgodnym ruchem przetarli sobie oczy. Pili akurat horbat� przy oknie z widokiem na paddock, gdzie Florencja skuba�askap� trawk� przy samym ogrodzeniu. Bujna koniczyna tu� obok podoba�a jej si� o wiele bardziej, si�gn�� jej nie mia�a sposobu. Spr�bowa�a swojej metody, najwidoczniej doskonale wypraktykowanej, ugi�a nogi, ale pod dodatkow� �erdzi� nie zdo�a�a si� /mie�ci�. W skamienia�ym os�upieniu Zygmu� i Monika patrzyli, jak cofn�a si�, po�o�y�a i przeturla�a na drug� stron�, podkulaj�c kopyta. Podnios�a si�, otrz�sn�a jak wy�a��cy z wody pies l z wyra�nym zadowoleniem wesz�a w koniczyn�. Monika wydoby�a z siebie g�os dopiero po d�ugiej chwili. - Zygmu�, czy ty naprawd� jeste� pewien, �e on jej tego nie uczy�...? �" - Cyrk�wka, jak Boga kocham - odpar� zbarania�y Zygmu�. Teraz to ju� ca�kiej nie wiem, chocia� on niezdatny. Ale mo�e tiksat... - Wygo� j� z tej koniczyny... Turlanie si� pod �erdzi� stanowi�o ostatni� kropl�. Stary G�sowski zadecydowa�, �e na dalsze sztuki pozwala� nie mo�na, i zaraz nazajutrz ostro zacz�� nauk� przekraczania patyczk�w. - Ona musi zrozumie�, �e mo�e nie tylko przej��, ale nawet przeskoczy� - wyja�ni�. - To jest inteligentna dziewczynka i sama wyci�ga wnioski. Nie wtr�cajcie si�. Zygmu� i Monika trzymali si� zatem z boku, kiedy weterynarz podj�� wysi�ek przeprowadzenia Florencji przez snopek s�omy. Na podw�rzu zapanowa�o szale�stwo, bo klacz ba�a si� tego snopka s�omy zgo�a do nieprzytomno�ci, ale stary G�sowski by� fachowcem. Po dw�ch godzinach mokra ze zdenerwowania, spieniona, p�przytomna ze strachu, g�askana, uspokajana, odprowadzana i przyprowadzana z powrotem Florencja zrozumia�a, �e tego okropie�stwa nie da si� omin��. Podj�a m�sk� decyzj�. Nie przekroczy�a zwyczajnie owej straszliwo�ci, kt�ra mog�a mo�e j� ugry��, albo si� na ni� rzuci�, tylko rozpaczliwie i z dzik� determinacj� wykona�a skok p�tora metra w g�r� i cztery metry wda�. Wr�g okaza� si� nieruchomy, nie uczyni� jej niez�ego. Dr�a�a na ca�ym ciele i trz�s�a si�, odwracaj�c g�ow� i spogl�daj�c do ty�u na pokonan� przeszkod�, a nag�y b�ysk oczu �wiadczy�, �e co� jej chyba zacz�o �wita�. Stary G�sowski nie zamierza� zn�ca� si� nad zwierz�ciem, ta jedna zwyci�ska pr�ba wyda�a mu si� wystarczaj�ca, ale klacz robi�a wra�enie, jakby okropno�� j� zainteresowa�a. Prawie wygl�da�o na to, �e ma ch�� t� pr�b� powt�rzy�. - Wariatka - powiedzia� tkliwie przygl�daj�cy si� temu stajenny. - Moja najcudowniejsza wariatka - przy�wiadczy�a Monika z czu�o�ci�. Zygmu� czu� si� z t� klacz� tak dok�adnie zwi�zany, �e kwestia w�asno�ci nie mia�a �adnego znaczenia. W po�owie by�a Moniki, w po�owie jego, ale tak naprawd� to on nale�a� do niej dusz� i cia�em i �adna ludzka, ani te� nadprzyrodzona si�a nie zdo�a�aby tego rozerwa�. Odpocznie ta kr�lewna po swoim skoku, a skok by� pi�kny, tylko chyba troch� twardo l�dowa�a... po czym p�jd� przez ��k� st�pa... Nie poszli st�pa, tylko galopem, a potoczek zosta� przeskoczony tak, jakby stanowi� co najmniej pot�ny bastion. Po raz pierwszy, i to z je�d�cem na grzbiecie, Florencja przedosta�a si� na drug� po�ow� ��ki i mo�e dobrze si� sta�o, �e nikt nie widzia� dzikiego b�ysku w oku, kiedy szar�owa�a na wroga i pokonywa�a go z triumfem. Nagle dokona�a odkrycia, �e to ca�e skakanie bardzo jej si� podoba... Sp�nienie pierwszej gonitwy przekroczy�o wszelkie granice przyzwoito�ci, wynios�o godzin� i kwadrans. Jak wy�cigi wy�cigami czego� podobnego jeszcze nie by�o, nawet, kiedy szlag trafi� pr�d i kasjerki pracowa�y przy �wiecach. Nikt nie mia� �adnych w�tpliwo�ci, �e przyczyn� jest nag�y wybuch komputeryzacji, aczkolwiek gadanie by�o o braku danych z ekspozytur ca�ego kraju, l o r�wnie� wydawa�o si� mo�liwe, telefony, faxy i dalekopisy nie musia�y dobrze dzia�a�. G�o�nik od czasu do czasu podawa� nowe informacje, zupe�nie jak na dworcu kolejowym, gdzie przewidywane op�nienie poci�gu powi�ksza si� z chwili na chwil� o nast�pne dwadzie�cia minut. Piek�o na ziemi panowa�o w szeroko otwartych salonach pierwszego pi�tra, bo w dodatku nikt nie wiedzia�, jak gra� i jak wype�nia� karty komputerowe. Post�p techniczny i cywilizacja wdar�y si� najwidoczniej z tak wielkim wysi�kiem, �e teraz, ochwacone, ledwo zipa�y po k�tach. Miecio przyni�s� szeptany komunikat o Kalrypie. - Konie Kalarepy wygrywaj� od samego pocz�tku - oznajmi� stanowczo. - Ja wam to m�wi�. - A tam, Kalarepy! - rozz�o�ci�a si� od razu Maria. - Ucho od dorsza! - Bo co?-spyta�am r�wnocze�nie nie�yczliwie i z energicznym akcentem protestu. Mi�cia niecnie zra�a�o. - Bo Kalarepa musi. Dwa lata temu o ma�o nie poszed� siedzie�, a w zesz�ym roku mia� najgorsz� stajni� ze wszystkich. Jak czego� nie poka�e, odbior� mu. Bardzo si� stara�, konie ma przygotowane... - Nie by�o jeszcze wypadku, �eby Kalarepa mia� przygotowane konie na pocz�tku sezonu! - No to co? To ten raz b�dzie pierwszy. Zobaczycie! Ze wstr�tem zajrza�am do programu, �eby sprawdzi�, kt�re to te konie Kalarepy, i okaza�o si�, �e sama gram jednego ju� w pierwszej gonitwie. Co mnie napad�o z t� jedynk�...?! A, prawda, wiosna, (r�y klacze, trzy ogiery, klacze wyrzuci�am od razu, a z ogier�w dwa mi nie pasowa�y, zosta� ten jeden, w�a�nie Kalarepy. Pewien sens to mia�o... Wzruszy�am ramionami. - No dobrze, wygra Esten, na to si� zgadzam. Ale Herbal? Etrol? Dymek? Puknij si� w umys�, mowy nie ma! - A zobaczycie... - A ja Dymka licz� - powiedzia� tajemniczo Jurek, odwracaj�c si� na swoim fotelu. -A za to w pierwszej nie licz� Estena. Tu wygra Trefl�wka. - Koby�a...! - No to co? - To zobaczysz... - Nie, tak si� nie da - t�umaczy� pan Rysio Waldemarowi. - Na jednym papierze tylko jeden rodzaj gry. Tak powiedzieli. Nie ma tak, �eby w jednej rubryce tripl�, a w drugiej kwint�. Porz�dek mo�na i na tych, i na tych, ale wtedy tylko porz�dek... - Ludzie, kto tu wie, jak to si� wype�nia?! - wyj�cza� kto� przy najbli�szym stoliku. - Tam siedzi taki jeden, kt�ry udziela informacji - oznajmi�a �yczliwie pani Ada. - Przy tym pierwszym stole... Do takiego jednego sta�a kolejka, jak niegdy� po mi�so. Dwa rodzaje kart komputerowych og�usza�y spo�ecze�stwo do reszty. Sama zacz�am udziela� wyja�nie�, bo mia�am z tym do czynienia od lat, w Danii, we Francji i w Kanadzie, ale rych�o okaza�o si�, �e u nas jest co� inaczej. Brakowa�o rubryki na rezerwowe konie, obja�nienie jak wype�nia� kombinacje z jednym koniem na wierzchu, wydawa�o si� nieco m�tne, porz�dki budzi�y w�tpliwo�ci. Przed kasami rozgrywa�y si� sceny straszliwe, bo �le wype�nionych kart komputery nie przyjmowa�y. Kasjerki w pocie czo�a i z ob��dem w oczach usi�owa�y doj�� przyczyn i odnale�� b��d, w po�owie wypadk�w bezskutecznie. Wszyscy zgadzali si�, �e komputeryzacja by�a niezb�dna i dawno nale�a�o j� wprowadzi�, ale ta wprowadzona jako� nie spe�nia�a oczekiwa� i nadziei. Pogl�d, �e ca�e oprzyrz�dowanie pochodzi z ameryka�skiego z�omowiska, znajdowa� coraz wi�cej zwolennik�w. - l w og�le to b�dzie sezon Jeziorniaka - donosi� dalej Miecio. - Ma najlepsze konie i najwi�cej, wszystkie stadniny mu pcha�y. Bolek m�wi, �e dzi� go nigdzie nie b�dzie, mo�e si� liczy� w ostatniej, ale i to niepewne. Kapulas si� liczy wsz�dzie i w trzeciej pi�tka pierwsza gra... Wr�ci�am do kasy z mocnym postanowieniem u�miercenia kierownika mitingu. - Zabij� Krzysia! - oznajmi�am z furi�. - Szlag mnie trafi, zn�w nigdzie nie wisz� wycofane konie! - Na ekranie pokazuj�... - Na ekranie...!!! l co, mam sta� p� godziny i gapi� si� w to pud�o, �eby wyczatowa� na wycofane konie, tak?! W dodatku mign� mmi i cze��, nawet si� nie zd��y zapisa�! Przed kas� si� dowiadu-H;, czego nie ma, B�g raczy wiedzie�, co podyktowa�am! Wycofane konie maj� wisie� wsz�dzie! Podstawowa informacja! Co to jest, do pioruna, tajemnica s�u�bowa...?! - Daj otwieracz, a zabijesz go p�niej - uspokoi�a mnie Maria. Zacznijmy jako� ten sezon. - Do jutra si� mo�e wyrobi� - powiedzia� z pow�tpiewaniem pan Rysio. Wyrobili si� po tej godzinie i pi�tnastu minutach. Bomba posz�a w g�r� i pierwsza gonitwa ruszy�a. Zd��y�am pogr��y� si� w rozmy�laniach o przesz�o�ci. Na rozmy�laniach si� nie ko�czy�o, tak�e mamrota�am nie wiadomo do kogo, g��wnie* pod nosem. Mamrotanie zawiera�o w sobie pot�ny �adunek rozgoryczenia, bo te pocz�tki sezonu i w og�le wszelkie pocz�tki po ka�dej przerwie stanowi�y dla mnie wybrakowan� szachownic�. Kto� j� �le pomalowa�, czarnych p�l by�o dwa razy wi�cej ni� bia�ych. Niekiedy wygrywa�am w rozszala�ym natchnieniu, nie ska�onym jeszcze atmosfer� wy�cigow�, cz�ciej jednak stanowi�am sob� co� w rodzaju pnia, bezmy�lnego, t�pego, opornego, z zaci�to�ci� wybieraj�cego drog� kl�ski, o ile w og�le pie� mo�e sobie wybiera� jak�kolwiek drog�. G��wnie zaprz�ta�o mnie wspomnienie, jak kiedy�, po powrocie z Danii, po d�ugiej przerwie, wci�� jeszcze nastawiona na du�skie k�usaki, wymy�li�am co przyjdzie w pierwszej gonitwie przeszkodowej. Odbywa�y si� w owym czasie na s�u�ewieckim torze gonitwy p�otowe i czasem przeszkodowe, z regu�y by�a to pierwsza gonitwa i dzie� si� od tego szata�stwa zaczyna�. Wymy�li�am i spotka�am si� z energiczn� krytyk�, protestem i g�o�nymi drwinami ukochanych najbli�szych, m�j w�asny syn puka� si� palcem w g�ow� i grzecznie pyta�, czy si� zdrowo czuj�, przyjaciele odsun�li si� nieco z obawy przed wariatami, ro�ne inne sztuki robili, wi�c w ko�cu w�asnego pomys�u do r�ki nie wzi�am. Przysz�o dok�adnie to co wymy�li�am i zap�acili rekord toru, za dwadzie�cia z�otych przesz�o siedem tysi�cy Objawy skruchy otoczenia, wal�cego na kl�czkach g�ow� w pod�og� dostarczy�y m, satysfakcji raczej miernej. Niewielk� te� pociech� stanowi� akt ze dla odmiany w Danii, wr�ciwszy tam po przerwie, z marszu ' trafi�am pierwszego konia w pierwszej gonitwie, wyp�ata bowiem tamtej rekordowej s�u�ewieckiej do pi�t nie si�ga�a. Ubieg�y sezon na S�u�ewcu zacz�am tak, �e w�asne skretynienie wprawi�o mnie wr�cz w podziw i nawet si� zastanawia�am czy me powinnam dosta� jakiej� nagrody za pierwsze miejsce w �wiecie, bo tak konsekwentna g�upota, to jednak nie byle co Na nagrodzie mi si� urwa�o. Konie ju� sz�y i wszelkie mamrotania zag�uszy� g�o�nik. - Ruszy�y - powiedzia� z op�nieniem, za to, jak zwykle beznami�tnie. - Prowadzi Esten, druga Nornica, trzecia Lukrecja ' - Bolek b�dzie - zawyrokowa� Waldemar. - Jak za tym choler-n.kiem trafi�, m�wi�, �e si� nie liczy! A ja go na wszelki wypadek - Patrz pan, gdzie ta Trefl�wka! - zdenerwowa� si� pan Edzio - Sto d�ugo�ci straci�a! Ca�a gra mia�a by� na Trefl�wk� ze stajni przynie�li, patrz pan, o, prosz�...! - Nie sto, tylko ze trzy - skorygowa� do�� beznadziejnie pu�kownik. - A nie s�ucha� g�upiego gadania! - poradzi�am gromko w przestrze� Jurkowi nad uchem. - Przecie� nie s�ucham! - zirytowa� si� Jurek. - Ty ten Esten ci�gnie! Patrz, jak lekko idzie! - Bo on wygra. - E tam, wygra... - Esten, jaki Esten, nie m�w do mnie takich g�upot, bo si� mog� zdenerwowa�! - rozz�o�ci�a si� Maria. Esten wyszed� z wira�u i bez wysi�ku szed� dalej na czele stawki. Zastanowi�am si�, czy przypadkiem gadanie Mi�cia nie zawiera w sobie odrobiny sensu. Esten, ko� Kalrypa, idzie jak szatan... Esten, Lukrecja, Nornica, walka-powi