9982
Szczegóły |
Tytuł |
9982 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9982 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9982 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9982 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eugeniusz Paukszt - Wrastanie
Cz�� pierwsza
Pawe�
Dzisiaj ju� na pewno nie zasn�. Nied�ugo b�dzie �wita�o. Losia przewraca si� na ��ku z boku na bok, ale si� nie odzywa, cho� widzi, �e �l�cz� przy tej smrodliwej naft�wce. Szk�o p�kni�te. Gdyby� to nowe mo�na gdzie dosta�. M�wi�, �e czasem handlarze przywo�� z Warszawy.
Kt�ry to ju� napad w tym kr�tkim czasie? Wczoraj min�� miesi�c od naszego przyjazdu, a ju� trzy razy napadli noc�; dziennych rabunk�w - nawet nie zliczy�. Czy to kiedy si� sko�czy? Samochodami przyjechali, ci�ar�wkami, diabli wiedz�, kto taki. Konie dwa wzi�li. To znaczy, �e na ca�� wiosk� zosta�y jeszcze trzy. I jak tu radzi� dalej? Ork� trzeba b�dzie nied�ugo zaczyna�, sia� zaraz potem. Ba�em si� o gniadosza. Gdyby konia zabrali, ju� by si� chyba przysz�o tylko powiesi�. Ale do naszej chaty nie doszli, wysuni�ta za lini� innych nad jezioro, zas�oni�ta kasztanem i dzikim bzem, mo�e nie dostrzegli, mo�e ju� si� dosy� narabowali. Cholera! Na wszystko �akomi, �winie i konie, ubrania i po�ciel, co tylko troch� lepszego. Lipczyn broni� si�, on zawsze zapalczywy, ale c� tu poradzi? Strzelili mu par� razy nad uchem, potem kolb� trzasn�li w �eb, a� si� nakry� nogami, przytomno�� straci�. To go uratowa�o.
Losia m�wi, ucieka� st�d, mo�e gdzie indziej b�dzie spokojniej. Diab�a tam spokojniej! Z�y wsz�dzie do ciebie trafi. Ale i mnie si� tutaj nie bardzo podoba. Ziemia i�owata, ma�o jej troch�. Jeszcze gadaj�, �e nasz dom to rybak�wka, mog� odebra�. Sadu nie ma, a przyda�by si�, ludzie jacy� dziwaczni, ka�dy z innej strony. Nas, zabu�an, ledwie �e troje, reszta g��wnie spod �om�y, czy spod M�awy, zmieniaj� si�, coraz to kt�ry� �aduje sw�j, a cz�ciej cudzy, poniemiecki dobytek i - szukaj wiatru w polu. Pow�szy� by gdzie za lepszym miejscem, przy jakim� miasteczku. Albo samotn� koloni�. To chyba nie, bo jakby tak noc�, a cho�by i we dnie tacy jacy� przyle�li, ze wszystkiego by oczy�cili. Dobrze, je�liby z �yciem pu�cili. �Nowa ziemia�, �Ameryka�, jak to w PUR-ze w Wilnie gadali, same cuda mia�y tu by�, gospodarki po uszy pe�ne wszelkiego dobra.. Co lepsze i l�ejsze, znale�li si� tacy, co to ju� przed nami wywie�li. Troch� zosta�o, pewnie, ale czy tylko o sam dobytek chodzi? �eby by� spok�j, mo�na by i od swojego zaczyna�, co si� przywioz�o z transportem. A tak - r�ce opadaj�, nie wiadomo, czego si� trzyma�...
Patrz� na ten zeszyt i my�l�: �Na co ci. Pawe�, to pisanie potrzebne?� Ludzie m�wi�, �e teraz nic, tylko g�b� trzyma� zamkni�t� na skobel. Co za� dopiero pisa�... Ale ci�gnie od tamtego czasu, jeszcze sprzed wojny, kiedy to w �Wiciach� nam�wiono mnie, �eby co� posia� na konkurs pami�tnik�w ch�opskich. �Ty potrafisz, nauki lizn��e�, dzia�acz jeste� spo�eczny, du�o wiesz i widzia�e�...� Boga� tam prawda, ale napisa�em. Wyr�nili, wydrukowali. Od tego czasu lubi� notowa� swoje i nie swoje sprawy, �atwiej mi przy tym my�le�.
Ju� trzeci raz w �yciu zaczynam zapiski. Pami�tnik niby. Trzeba by co dnia notowa�, a ja tylko wtedy, jak mnie zeprze ochota, jak czas pozwoli. Ten drugi notatnik, wojenny, zosta� w Mejsutach w s�omie dachu, dobrze owini�ty cerat� i p��tnem. Straszyli, �e na granicy ostra rewizja, niechby znale�li, jeszcze �e tam niema�o o partyzantce, dopiero by by�o. Albo teraz �eby do kogo trafi�! Krzycz� na to AK, dopiero nazwy si� dowiaduj�, u nas m�wi�o si� �organizacja�, i tyle. Ka�dy ju� wiedzia�, w czym rzecz. G�upi jestem, nie na m�j rozum to wszystko, trzeba odczeka�, mo�e si� z czasem wyja�ni. Lepiej, �e nie zabra�em tamtego pami�tnika, jeszcze by wynik�y k�opoty. Niech sobie tkwi tam w s�omie, z czasem odnajdzie go kto� albo zgnije przez lata wraz z dachem.
A teraz pisz� od nowa. Ju� miesi�c, jak osiedli�my w tej wiosce nadjeziornej, a prawie dwa, odk�d wyjechali�my z Mejsut. Przed nami wyni�s� si� Bednarek, Sylwester, Boniatowscy, na koniec Mali�ski. No i ja z Losia i z ma�ym. Reszta tkwi ona swoim. Jeszcze paru zapisa�o si� na listy wyjazdowe, ale zwlekaj�, �e to nigdy nic nie wiadomo, mo�e si� odmieni� ka�dego dnia.
Inne wioski ca�e si� opr�ni�y. Ludzie zostawili tam prawie wszystko: ojcowizn�, mogi�y, dorobek. Teraz szukaj� gdzie� tej �kanady�, co to j� nam w PUR-ze obiecywano. �Jed�cie do Polski, na Zach�d, tam ziemia czeka, domy, dobytek!� Prawda i nieprawda. Nie ka�de drzewo da si� przesadzi�, bo nie zakorzeni si� w nowym miejscu. Bywa, �e uschnie, cho�by mu nawet i stworzy� lepsze warunki. Tu za� nie wiadomo nawet, lepsze one czy gorsze. Jak pozna�, gdy woko�o wci�� jakby wojna? Strza�y nocami i we dnie, napady, rabunki, w�adzy na tym zadupiu tak, jakby nie ma; tyle �e s� urz�dy po miasteczkach, ale i tam jej przedstawiciele lekko nie maj�, komuni�ci oni czy te� kto inny. Poluj� na nich zwykle bandziory, zasadzaj� si� niby to partyzanci, cho� troch� nie�atwo mi ju� wyzna� si� w tej partyzantce. �e niby przeciw komunizmowi? Ale przez to jeszcze wi�kszy bajzel powstaje, a rzecz na pewno nie w tym...
Moczulski - jecha� razem z transportem - szepn��, �eby nazywa� go troch�; inaczej, bo jest na lewych papierach, wzi�� mnie na bok, gada�, �e sko�czy�o si� z Niemcami, teraz trzeba sko�czy� z komun�. Patrze�, jak Anglia i Ameryka rusz�, si�y ju� przegrupowuj�, trzeba przygotowa� im grunt. On sam jedzie, by organizowa� robot� w Polsce trzeba tu wprawnych, co konspiracj� maj� w jednym palcu.
- Pawe� - pogadywa�, ju� nawet nie szepta� - Pawe�, ty musisz te� w��czy� si�. Przysi�ga obowi�zuje nadal. By�e� �o�nierz i nim zostajesz. Do lasu tymczasem ci� nie we�miemy, mo�e p�niej, ale my swoich wsz�dzie musimy mie�. Zakotwicz si� gdzie, wyszukaj dobry punkt, my sami ciebie znajdziemy i zgLosimy si�...
Nie widzia�o mi si� to jego gadanie, ale najgorzej, gdy cz�owiek sam zostaje jak palec, ani si� poradzi� kogo m�drego. Nie wiem, czyja racja.
Przed rokiem, w czterdziestym czwartym, tez narobiono wielo krzyku i gwa�tu, pchano oddzia�y do lasu, �eby teren wyzwoli�, jeszcze nim bolszewicy przyjd�. By�y walki o Wilno. Tu ju� strzela�a artyleria radziecka, a tu nasi atakowali. Kupa ludu poleg�a. A i tak, �eby nie Ruscy, sami partyzanci miasta by nie zdobyli, Niemcy mieli tam jeszcze za wielk� si��. Potem te przepaski na r�kawach, wsp�lna stra�, potem stan gotowo�ci oddzia��w, odmarsz na punkt zborny do Miednik, sko�czy�o si� wywiezieniem. Nie zd��y�em ze swoimi na czas i tak si� uratowali�my. Potem nadesz�a ta repatriacja. Radio z Londynu krzycza�o zn�w, �eby nie wyje�d�a�, �eby zostawa� na miejscu, nie ust�powa� z pola. To samo wo�a�y gazetki, w kt�rych ju� teraz niewiele by�o o Niemcach. Zdarzy�y si� aresztowania - za stare i nowe. Okazywa�o si�: by�e� w organizacji, to �le, bo powstawa�e� przeciw w�adzy ch�opa i robotnika, nie by�e�, te� �le, bo� pewnie chcia� si� przekabaci� na Niemca. Diabe� by co zrozumia�...
I tutaj te� niewiele zm�drza�em. Zreszt� roboty tyle, �e ani po gazet� si�gn��, radia te� nie pos�ucham, bo na pr�d, a w tej wiosce elektryczno�ci nie znali, cho� tyle ci�gle by�o gadania o wysokiej kulturze w niemieckiej gospodarce.
Wiele z tego, co si� s�ysza�o i robi�o w wojennych latach, inaczej zaczyna wygl�da�. W gazetach pisz� jedno, ludzie szepc� co innego, Moczulski gada� jeszcze inaczej. Moczulski zreszt� chyba musi tak m�wi� i my�le�, zawodowy sier�ant, je�eli nie za wojaczk�, za co si� chwyci? Ale taki Pacuk, pewnie gorzko mu, ci�ko, nagle zosta� sam tylko z matk�, ani mu ko�czy� swe �ycie, ani je zaczyna� od nowa. Dopiero przed samym ko�cem podr�y, mojej, bo Pacuk pojecha� dalej, dowiedzieli�my si�, �e pe�zniemy tym samym repatrianckim transportem. Pacukowie siedzieli na swoich t�umokach, rzadko kiedy wychylali nos na zewn�trz. Dla nich tamte sprawy wci�� jeszcze by�y za �wie�e. Wiele lat m�g� mie� ten m�odszy ch�opak? Najwy�ej pi�tna�cie. Pad� gdzie� przy ulicy Beliny, w czasie ataku ich grupy od Kolonii Wile�skiej. Nawet nie wiadomo, gdzie pochowany, tyle �e koledzy zna� dali rodzicom. Sam si� wyrwa� w ostatniej chwili, pogna� do partyzantki w �lady starszego, Wiktora. Wielu takich by�o. Przyjmowali ich, szczeniak�w, pozwalali le�� �mierci w paszcz�... Zgin��. O starszym bracie te� s�ychu nie ma, mo�e nie �yje, mo�e tu�a si� gdzie�. Straszn� �mierci� zgin�a �ona Pacuka. On jeden pozosta�, zestarza� si�, wygl�da, jakby mia� z sze��dziesi�tk�, a przecie� mu ledwie si� zbli�a pi�� krzy�yk�w. Kl�� serdecznie, wyzywa� od zasranych polityk�w. - Dowojowali si� - m�wi� - �ajdaki, o si�� im chodzi�o, o liczb�, dzieci brali do szturmu. A teraz zn�w b�d� podbechtywa�, wojowa�, Polsk� nicowa�. Tylko przy robocie ich si� nie znajdzie!... - Musia� co� wiedzie� i s�ysze� ju� w Wilnie, przecie� jeszcze nie wysiad� z transportu...
�eby tak ze s��w Pacuka odrzuci� to, co wyrasta z ojcowskiego b�lu, reszta nie by�aby g�upia. Za ma�o sit; tu pracuje, za du�o gadania, politykowania, w�szenia za �atwym zarobkiem, za cudzym chlebem. Za du�o czekania. Ja sam te� czekam, nie wiedzie� na co. Wielu jest takich, co to nawet nie rozpakowuj� baga�u. Czekaj�. Na wojn� Zachodu ze Wschodem, na jakie� dogadanie si� w sprawie granic, na cud; marzy si� im powrotna droga. Mnie chyba te� si� marzy, cho� nie wygl�da, abym mia� w ni� wyruszy�.
Pisz� w gazetach o przygotowaniach do wysiedlania Niemc�w. Ze �l�ska id� ju� podobno transporty. Doczekali si�, zas�u�yli sobie. Ale je�eli jad�, to po nich zostan� wolne miejsca, jak po nas tam zosta�y, za Bugiem. My zajmujemy miejsce po Niemcach, po nas te� inni zajm�. Pustyni nigdzie nie b�dzie.
Losia m�wi, �e trzeba szuka� innego miejsca, �e tutaj nie zasiedzimy si�. Chce, �eby dziecko przysz�o na �wiat w jakim� naprawd� w�asnym ju� domu. Tadziu� rodzi� si�, kiedy esesmani litewscy podpalili wiosk�. Dla drugiego dziecka ma prawo Losia ��da� spokoju.
Zlegnie za par� miesi�cy, zn�w si� nam co� narodzi, a my jak zawieszeni w powietrzu. Ani tu, ani tam. Ja wi�cej my�l� jestem w Mejsutach, w Wilnie, jak na tej wschodnio-pruskiej ziemi. Mazursk� j� nazywaj�. Wi�c chyba nie patrze�, bandy nie bandy, rabuj� nie rabuj�, a bra� si� do roboty. Pole uporz�dkowa�, zasia�, naprawi� szkody. I oczu nie wyp�akiwa� za starym. Jak to powiedzia� Pacuk, gdy mu klarowa�em swoje wahania, �e w polityce nie ma nigdy powrotu do tego, co przemin�o, zawsze idzie si� naprz�d, zawsze jest co� nowego, innego. I �e nowemu trzeba pomaga�, nie ogl�da� si� ju� za starym. Jeszcze je�eli �mierci� ono znaczone... Musia� my�le� o �onie i synach.
Chyba m�drze Pacuk m�wi�, ale sercu niewiele - ta m�dro�� pomo�e. Serce boli, t�skni, wiele ju� razy nawet �zy ociera�em. Cho�by przy tej gruszy dzikiej na polu, zaraz za wiosk�. Jakby j� kto przeni�s� tam z Mejsut. Nawet przechylona w t� sam� stron�, wiatry j� tak przegi�y przez lata.
Tego ranka poszed�em obejrze� par� wolnych tu jeszcze dom�w. Okradzione z co cenniejszego, ale same budynki solidne, z ceg�y. Bo w tej - naszej chacie wilgotno, mo�e stoi za blisko wody. Spokojnie by�o, cichutko, ani wiaterku. Las pachnia� �ywic�. Przypomnia�y mi si� grzyby w Mejsutach. Tam te� taki sosnowy las, mo�e ro�lejszy, troch� starszy. Droga wysadzana brzozami. Zn�w przed oczyma si� zjawia rodzinna wioska. A po obejrzeniu dom�w co� mnie poci�gn�o na pola. Chcia�em obejrze� ziemi�. Grusza mnie te� ci�gn�a, nie b�d� si� wypiera� przed sob� samym, taka mi si� wyda�a znajoma. W og�le dziw, �e dopiero j� zauwa�y�em, cho� miesi�c w wiosce siedzimy.
Oparty o pie�, sta�em popatruj�c wko�o. A pie� te� podobny, nawet kozikiem wyr�n�� kto� litery, jak i na tamtej. Ul�ga�ki prze�wieca�y spomi�dzy li�ci... Sta�em tak d�ugo, a potem obr�ci�em si�, obj��em pie� ramionami, mocno, jakbym �ciska� kogo� drogiego, i pop�aka�em si�.- By�em w Mejsutach. Widzia�em przez te �zy znajome domy, tu Bednarka, tam Hryszki, jeszcze dalej Sylwestra. Zbo�e mi si� widzia�o - nie wyleg�e jak tutaj, ale rozros�e, mo�e nawet bardziej, ni� to kiedy bywa�o naprawd�. Tamte krzaki to ju� nad rzeczk�, niech wolna chwila - za w�dk� i na p�ocie, przy upu�cie mo�e jaz jaki si� po�akomi. Las ten sam, pachnie, na polanach ca�y we wrzosach. Na prawo cmentarz, ojciec, matka, siostra m�odsza, kt�r� ko� kopn��, ju� nie podnios�a si� wi�cej. I grusza, ta sama grusza...
Niechby wtedy ju� nie Pacuk, ale ktokolwiek, cho�by pan Tadeusz albo i od niego m�drzejsi m�wili, co chc�, nie uwierzy�bym, nie trafi�oby do mnie. T�skni�em, ca�ym sob� by�em tam, gdzie ros�em, chowa�em si�, gdzie i dobro, i z�o zaznane stawa�o si� takie drogie. P�aka�em nie dlatego, �ebym ba� si�, czy sobie poradz� na nowym, ale �e nie chcia�em tego nowego, rwa�em si� dusz� do tamtej ziemi.
Lipczyn nie przem�g� skutk�w nocnego pobicia. Zmar� dzisiaj. G�ow� mu wtedy rozbili kolb�. �ona zawodzi na ca�� wiosk�... Losia te� po swojemu rozpacza, �e jaka� nieszcz�liwa ta wioska, zakl�� j� kt�ry� z Niemc�w czy jak. Boi si�, �eby z tym dzieckiem, co w sobie nosi, te� si� co z�ego nie sta�o... Oczy ma wystraszone, nigdy takich u niej nie widzia�em...
Jakby si� co� naprawd� uwzi�o na nasz� nadjeziorn� wiosk�. Dw�ch tygodni nie ma od czasu, jak zmar� Lipczyn, a ju� wczoraj zdarzy�a si� nowa tragedia. Na oczach moich i Losi. Cz�owiek widzia� i p�aka� m�g� z bezsilno�ci.
Od tygodnia zabrali�my si� wszyscy do orki. Podsuszy�o ostatnio, wyleg�e, poro�ni�te zbo�e wysch�o, tak�e osty i inne chwasty, kt�rych tu pe�no. Zaczynali�my od wypalania. Jarecki, nasz so�tys, zarz�dzi�, �eby wszyscy usun�li si� daleko od pola, a ju� szczeg�lnie kaza� pilnowa� dzieciak�w. Wiatr d�� od wioski. Ogie� �atwo chwyta� trawy i zbo�e, wiatr poni�s�, tak� fal� sz�o jak na jeziorze, gdy mocno wieje, tyle �e jasnym, weso�ym p�omieniem. Z pocz�tku tylko posykiwa�o od ognia, kto� m�wi�, �e myszy si� pal�, a jest togo paskudztwa co niemiara. Dopiero zacz�y si� wybuchy. Jakby artyleria podj�a ostrzeliwanie. Szarpa�o ziemi�, rozpoznawali�my, co granat, co pocisk, co mina. Te diabelstwa by�y najgorsze, tylko snopy ognia i ziemi, i trawy wzlatywa�y w g�r�, a potem dym snu� si� d�ugo. Dwa dni mieli�my tak� zabaw�, a� dziwnie nam by�o, gdy wreszcie ucich�o. Wtedy, z czym kto m�g�, ruszyli�my w pole. Przyby� nowy osadnik z �ywym dobytkiem, cztery konie mieli�my zatem na wiosk�. Podzielili�my robot�. Kto ora�, kto motyk� cho�by czy szpadlem boryka� si� z ziemi�, tward�, wyschni�t�; jeszcze ten ogie� dopom�g�, i� zbi�a si� w jedn� bry��, p�ug ledwie j� kruszy�. Harowa�em jak ko�, bo i na swoim, i u drugich, ironie te� inni pomagali. Z ka�d� odwalon� skib� przybywa�o otuchy, powesela�o w wiosce. Dot�d ka�dy bokami �azi�, wilkiem na drugich patrzy�, teraz jakby si� wszyscy zbli�yli do siebie. Dopiero z tym ch�opcem...
S�siad wybra� si� z czym� do Gi�ycka; ze �witaniem ruszy�, my�la�, na szosie spotka jaki� samoch�d, cho�by pocztowy, zabierze si�. Na poci�g ani co liczy�. W domu zostawi� krewniaka, dopiero przyjecha�, dwudziestka jeszcze mu nie stukn�a. Ten kuzyn zabra� si� do orki. Na popo�udnie przypad� im przydzia� konia, ka�da minuta droga. Ch�opak - uparta psiajucha, rozkraczony, wparty w r�czki p�uga, szed� krok za krokiem, odwala� jedn� skib� za drug�. Schodzi�o na odwieczerz. My�my ko�czyli obrz�dzanie chudoby, stali�my na podw�rzu, patrzyli�my. Losia by�a weselsza, mo�e to oranie tak na ni� wp�ywa�o. Wiadomo, orka to nadzieja na przysz�y chleb. Wtedy grzmotn�o, p�ug musia� zahaczy� o g��biej wkopan� min�, mo�e to zreszt� by� pocisk, nikt teraz nie dojdzie. Czu�em, jak co� zaskowyta�o mi w sercu, a tam ju� rozwiewa� si� dym, opada� py�, przez pole kwicz�c przera�liwie gna� ko� z rozerwanym przez p� zadem. Losia z p�aczem oczy zakry�a d�o�mi, ja rzuci�em si� do tamtego przez pole. Nie by�o po co. Strach powiedzie�, co tam ujrza�em...
Dzisiaj rano by� pogrzeb. Nikogo z wioski nie brak�o, so�tys odczyta� modlitwy. Jeszcze tu w okolicy nie s�ycha� o ksi�dzu, z �uczan przecie nie b�dzie si� go sprowadza�.
J�kn�a spuszczana trumna. Sze�� ju� nowych kopczyk�w ��ci si� na cmentarzu, pr�dko rosn� mogi�y na tej nowi�nie... S�siadka w g�os wyklina�a tych co kazali si� ludziom przesiedla�, skazywali na tak� dol�, odrywali od zasiedzianych miejsc na zgub�, na �mier�. Ludzie s�uchali ponuro. Prawda, nieprawda, ale wszystkim udziela� si� jaki� �al.
Nikt nie poszed� do roboty, patrzyli�my na, ziemi� niech�tnie jakby jej, niewinnej, z�orzecz�c w duchu. Kto� powiedzia�, �eby wyr�n�� w odwet tych Niemc�w, co jeszcze w wiosce zostali, dwie rodziny, ledwie so�tys powstrzyma�. Nie oni przecie� winni. Dali spok�j, cho� krzyczeli, �e w takim narodzie antychryst�w nie ma niewinnych, ka�dy odpowiada za wszystkich. Potem si� jako� uciszy�o, pozaszywali si� wszyscy w domach jak borsuki po norach. Straszy�a czaj�ca si� po�r�d bruzd �mier�.
Pisa�em ca�y ten dzie�. Nie ma co tutaj zostawa�, pora szuka� innego miejsca. M�wi�, �e warto by ko�o Gda�ska albo nawet pod Szczecin jecha�. Daleko, chcia�oby si� bli�ej do Mejsut. Zn�w swoje zaczynam, ani si� oderwa� od tej pami�ci... Pisa�em listy. Na Litw� do moich, do Wilna, do rodziny pana Tadeusza, dowiaduj�c si�, co z nim s�ycha�; mo�e s� jakie nowiny, cho�, prawd� m�wi�c, nie bardzo si� ich spodziewam. Napisa�em te� do Pacuka. Poda� mi w poci�gu adres krewniak�w, kt�rzy mieszkaj� W Poznaniu, zawsze tam mo�na wywiedzie� si� o niego. Wi�cej nie by�o do kogo pisa�, rozwia�o si�, rozsypa�o wszystko po �wiecie. D�ugo jeszcze b�d� si� ludzie zbiera� w gromad�, odnajdywa� swoich. M�wi�, �e mo�na szuka� adres�w przez Czerwony Krzy�, przez PUR, ale i tam podobno trudno o jaki� porz�dek.
Troch� mnie co� hamuje, by st�d odje�d�a�. Co� si� przecie� zrobi�o, uporz�dkowa�o w obej�ciu, ponaprawia�o, kawa� pola te� zaorany, a tu zn�w rzucaj wszystko, pchaj si�, gdzie oczy ponios�. Mo�e na jeszcze gorsze? I to zaczynanie wci�� od nowa, cierpliwo�ci mo�e zabrakn��. Ano b�d� w�szy�. Jakoby s� miejsca lepsze, gospodarki bogatsze, ziemia nie tak ci�ka w uprawie. Bo je�eli na lata trzeba b�dzie tutaj si���, je�eli na zawsze, nie na czas przeczekania, to lepiej si� dobrze urz�dzi�. Za par� dni rusz�. Losia jako� sobie poradzi, nie nowina jej samej zostawa�. Tylko tak mi jako� ci�ko. Miejsca swojego w tej Polsce nie widz�. Czy zreszt� ja jeden? Du�o si� b��ka podobnych, z oczyma zm�czonymi gor�czk�, zagubionych, jakby nie z tego �wiata. Ja mam chocia� rodzin�, wiem, �e je�li nie dla siebie, to dla nich musz� si� o co� pazurami zaczepi� i tkwi�, nie tu, to gdzie indziej.
D�u�ej jak pi�� miesi�cy nie pisa�em. Po tym wybuchu miny, kiedy to ch�opak s�siad�w zgin��, a Losia powiedzia�a, �e musimy wynosi� si� z tamtej wioski, listy napisa�em, do kogo mog�em, w mie�cie dosta�em bilet bezp�atny z PUR-u - m�drze, po ludzku to urz�dzili - ruszy�em w drog�...
Drugi dzie� mam spokojniejszy i dopiero czuj�, jak w krzy�ach mnie boli, jak lamie w ko�ciach. Gdyby to ojciec m�g� zobaczy� swego Pawe�ka, o kt�rym babka od zi�, Paulichowa, m�wi�a, �e roku nie wy�yje; a teraz przez ca�e miesi�ce robi� chyba za trzech, je�li nie wi�cej. Nie by�o rady. Z ochot� czy bez, nale�a�o raz jeszcze zaczyna�. Ci�ko. Co naprz�d krok, to w ty� ze cztery. A tu Losia s�ab�a mi coraz bardziej, trzeba by�o za ni� robi� i w obej�ciu i w kuchni.
�adnie tutaj, odstuka� w nie malowane drzewo - spokojnie. Od szosy ze dwie minuty dobrym krokiem, wielki czerwony magazyn zas�ania widok na cha�up�. To i dobrze, nikomu nasza obecno�� nie lezie w oczy. Rzeczka przechodzi pod mostem przez szos�, potem zakr�ca, jakby granic� znacz�c mojej ziemi od jednej strony. Male�ka, cichutka, po brzegach wierzba i brzozy, zupe�nie jak tam u nas... Ja znowu swoje: u nas i u nas. Losia m�wi, �e �u nas� to teraz jest tutaj. Niech�e jej b�dzie. Ziemia lepsza ni� w przyjeziornej wiosce, glinka lessowa, jakby si� wytrzebi�o chwast, zrobi�o g��bok� ork�, podda�o nawozu, mog�aby �adnie rodzi�.
Obornika mia�em, tylko na ogr�d, ale w stodole na strychu sporo work�w nawozu sztucznego, na par� lat by starczy�o; rozda�em s�siadom, sprzeda�em troch�, inaczej i tak by zmarnia�. Ostu, perzu, pio�unu, jeszcze jakich� zielsk innych zatrz�sienie. To ju� nie sprawa jednego roku, od dawna zapuszczone musia�y by� pola. Ot, i masz ci niemiecki porz�dek. Pali�em, by� jeden wybuch, najpewniej artyleryjski pocisk, od�amek pofrun�� a� na drugi brzeg rzeki. Gniada silna, ale ora�o si� ci�ko. I ta zaraza - z myszami. Co p�ugiem ruszysz dziesi�tki gniazd, wsz�dzie uganiaj� stare myszyska, w dziurach drobnica, go�e jeszcze, takie pokraczne, r�owe. T�uk�em je butami, wali�em, czym mo�na, ale to, co ubi�em - kropla w morzu, walcem te� by pewnie tu nie poradzi� z tym paskudztwem. Wrony si� zlatywa�y, miasteczko od nas nieca�e trzy kilometry, stary ko�ci� z dwiema wie�ami i ruiny zamku krzy�ackiego, pe�no tam ptactwa si� mrowi. Takich t�ustych wron nie zdarzy�o si� jeszcze nikomu widzie�, ledwie da�y rad� wzbija� si� w powietrze, tak na�arte by�y myszami... Wracaj�c z roboty, buty ca�e mia�em we krwi, jak gestapowiec, lemiesz te� czerwony, gliniasta ziemia jakby nawet zmieni�a kolor. Od tych myszy to wszystko. Ora�em jak g�upi, inni te� to robili. Tutaj siedem kolonii rozrzuconych daleko jedna od drugiej, ale �aden u nas chyba nie wierzy�, by mo�na by�o sia� na polu, gdzie takie zatrz�sienie tych myszy. Spr�bowa�em. Ani my�le�. Co par� krok�w zrobi�, rzucone ziarno ju� ca�e z�arte, nawet si� mnie myszyska nie ba�y. Z�y by�em na Losi�, trzeba by�o nad jeziorem zosta�, mo�e u nich myszy nie tyle... Ale w gazecie pisz�, �e ca�� mazursk� ziemi� nawiedzi�a ta plaga. Po gminach przydzielano trucizn�, worki szarego �mierdz�cego proszku. Sypa�o si� tym g�sto, jeszcze g�ciej pada�y myszy, ale wcale ich przez to nie ubywa�o. O siewach ani zamy�le�. A ju� zaczyna�o, by� cienko w domu. Zapasy jakie takie, przywiezione ze sob�, wyjad�o si� do czysta. Mo�na by�o kupowa�, ale dro�yzna ros�a, jajek nawet nie by�o, bo i do nich myszy potrafi�y si� dobra� wcze�niej, nim gospodyni zajrza�a do kojc�w. Mia�em jeszcze troch� z�otych rubli, tych z Miko�ajem, z bimbru za okupacji. Do Olsztyna je�dzi�em, cen� mia�y niewielk�, tyle �e mo�na zn�w �by�o jaki� czas przebiedowa�. Coraz czarniej si� robi�o przed nami. Ludzie uciekali z wiosek, je�li centralniacy, wracali na stare, zabu�anie szukali pracy po miastach, w�drowali na Dolny �l�sk, tam jako� mniej by�o s�ycha� o tej piszcz�cej pladze. Sam zaczyna�em my�le�, czyby si� do Olsztyna nie przenie��, na szofera si� zg�osi�, innej jakiej roboty poszuka�.
Deszcze nas wyratowa�y. Koniec by� pa�dziernika, trafia�y si� przymrozki. A pola go�e, tylko myszy na nich, a ile ju� zaczyna�o si� przenosi� do budynk�w. Jakich to cud�w trzeba by�o dokazywa� z chowaniem przed nimi resztek ziarna czy kartofli na wiosenne sadzenie. Kartofle u mnie i tak podjada�y, dobrze �e zacz�li przydziela� w powiecie na skrypt, poratowali troch�, z wiosn� te� maj� dawa�. Chyba b�d�, bo ju� i krowy przydzielaj� i konie, t�ok tam, ani si� dopcha�. Mnie nie trzeba, mam swoje... A z deszczami to si� niebo zupe�nie rozwar�o. La�o i la�o strumieniami. Nasza spokojna, male�ka rzeczka szumia�a i rwa�a, wylewaj�c z brzeg�w, zw�aszcza przy ��kach, gdzie ni�ej. Na gliniastej roli, cho� to po orce, stawa�y ka�u�e. A w nich dziesi�tkami, setkami, tysi�cami p�ywa�y zdech�e zatopione myszy. W obej�ciu truli�my reszt� proszkiem, zn�w go dos�ano na wie�. No i teraz u mnie myszy nie znalaz�by i na lekarstwo. Pociecha, ale z siewami nic lepiej. Listopad, a jeszcze la�o, zi�b, r�ce s�kowaciej�, patrze�, mrozem zetnie, �niegiem zasypie.
Uspokoi�o si� z nag�a w po�owie miesi�ca, przez noc jeszcze la�o, a ze �witem s�onko wyjrza�o na czy�ciutkie niebo, zacz�o grza� jakby latem. To by�o szcz�cie, Losia tylko si� u�miecha�a m�wi�a, �e male�ka nasza je przynios�a ze sob�, bo urodzi�a si� na drugi dzie� tej pogody. Akuszerka j� odebra�a z miasteczka. Ona te� narai�a mi potem t� star� Niemk�. Ale to wszystko inna rzecz, najpierw musz� sko�czy� z siewami. �adnie obsycha�o na polach, cho� ci�gle jeszcze grz�z�o si� na drogach a� po kolana. Boj�c si�, by z nag�a to lato listopadowe si� nie sko�czy�o, sia�em jeszcze na przemoczon� ziemi�. Ryzyko, mog�o wygnie, ale zawsze dawa�o to cho� troch� nadziei. Wzesz�o, lepiej nie mo�na wymarzy�. Cho� i chwast pieni� si�, jednym wypaleniem nie zniszczy si� go od razu. Zn�w przydzielili zbo�e na skrypt, wzi��em, gdzie� do po�owy grudnia ora�em, bronowa�em, sia�em, i zn�w to samo; pewnie zagarn��em tak z dziesi�� hektar�w. Du�o by�o tej ziemi, nikt nikomu jej nie wymierza�. Jeszcze podorywka w sadzie i w ogrodzie; do tego - dosz�o, �e przy bydl�tach noc� przy latarni si� t�uk�em, wtedy te� porz�dkowa�em cha�up�, brudna by�a. Ju� to jakie� plugawe Niemczysko musia�o w niej mieszka�. Losi te� pomaga�em, jak mog�em, ci�ko si� jej zleg�o, tak jak i z pierwszym, z Tadziusiem. Do dzi� jeszcze s�abuje, cho� chwyta za robot�. Pomaga jej stara Klara, ta Niemka z miasteczka, co to mi j� akuszerka zleci�a. Kto by pomy�la�,. �e Niemka b�dzie mi pos�ugiwa�, dzi�kowa� za chleb?
Wysiedlaj� tych Niemc�w. U nas tu mo�e mniej, czyta�em w jakiej� gazecie, �e przede wszystkim trzeba opr�ni� ziemie nad Nys� i Odr�, na nie ujadaj� na Zachodzie najwi�cej, krzywi� si�, mo�e zmi�kn�, gdy Polacy si� tam osiedl�, a Niemca nie zostanie ani jednego. Ale i st�d te� jad�. Jedni ch�tnie, drugich podobno si�� niemal trzeba pakowa�. Marzy si� im, �e Hitler �yje, nie umar� w tym swoim schronie, �e jeszcze wr�ci i oswobodzi ich. Szwabskie niedoczekanie! W niemiecki powr�t to ja nie wierz�, cho� inni gadaj�, �e wszystko mo�liwe... Jak pojecha�em wtedy na poszukiwanie nowej gospodarki, gdy tamta nad jeziorem zbrzyd�a nam ju� do reszty, widzia�em niema�o Niemc�w. W Olsztynie sporo ich jeszcze by�o. Grzeczni, ust�powali z drogi, snuli si� po jezdniach, pchaj�c przed sob� ma�e w�zeczki, na dworcu ma�o nie bili si�, by odwie�� pakunki komu� z Polak�w. Jak si� do nich m�wi�o, rozumieli czy nie, k�aniali si� nisko, u�miechali, ja ja, po swojemu przytakiwali. A� przykro by�o. Za nich, za t� pokor�, grzeczno��, za strach w ich oczach, cho� ani ich bi� kto; ani dr�czy� czy prze�ladowa�.
S�siad jeden, Banasiak, na�miewa si� ze mnie, �e nie wzi��em jakich Niemc�w do roboty na moim. On zasta� swoich w domu, kt�ry obj��, ale przecie� mo�na by�o zg�osi� zapotrzebowanie u burmistrza w miasteczku, zaraz by przys�a�. Banasiak m�wi, �e po co samemu tyra�, zaharowywa� si� na �mier� z myszami, wod�, chwastami, kiedy mog� Niemcy odrabia� pa�szczyzn� za wszystko, co wyprawiali w wojn�... Pewnie, m�g�bym wzi�� cho�by i dziesi�ciu za samo karmienie i wyrko. Ale jak ju� postanowili�my z Losia, �e zostajemy tutaj, �e ju� wi�cej nie b�dziemy ugania� po �wiecie, to si� samemu chce wszystko zrobi�. Taka robota wi��e, wtedy dopiero to wszystko staje si� swoje. Mnie to najbardziej potrzebne. Bo cz�sto tak my�l�, �e �y�y sobie wypruwam, a przecie� na cudzym. Moje zosta�o w Mejsutach. I wtedy co� drapnie za gard�o, �ci�nie, a� oddech trudno z�apa�.
Nie wzi��em Niemc�w, tylko t� Klar�. Starawa ju� kobieta, ciekawe, �e troch� umie po polsku, pl�cze jakie� s�owa, dziwnie je wymawiaj�c. Nie to, �e z niemiecka, ale jako� inaczej, a i s�owa inne, cho� zrozumia�e, polskie. M�wi, �e obok niej mieszkali Mazurzy, dobrzy byli ludzie, jako� �adzili z sob�, od nich troch� si� nauczy�a. Pociecha z tej Klary, bez niej chyba nie da�bym rady. Losia s�abowa�a d�ugo po urodzeniu Ka�ki, przy dziecku jak zawsze pe�no roboty, pieluchy, kaszki, mleczko, mycie, anibym uradzi� kiedy to po powrocie z pola potrafi�em usn�� siedz�c na �awce, tak by�em wy pruty z si�. A teraz spok�j, Klara wszystko robi przy ma�ej, jeszcze Losi poda, co trzeba wyr�czy, obiad ugotuje, niesmacznie, jako� tak po niemiecku, ale wa�ne�, �e gor�ce jedzenie, kto by wiele przebiera�...
A jednak Losia mia�a dobre przeczucie, gdy wo�a�a, �e chce ucieka� z tamtej wioski nad jeziorem, �e nad ni� pewnie kl�twa jaka� ci��y niemiecka. Ma�o, �e prze�yli tam nowy napad w bia�y dzie�, �e zrabowano im, co tylko mo�na by�o zrabowa�, a i bez tego bieda doskwiera�a ju� ludziom, ale potem jeszcze zakrad� si� tyfus. Ci s�siedzi co to ich kuzyna rozerwa�o na minie, zmarli obydwoje, tylko dzieciaki zosta�y, zabra�a je dalsza rodzina, gospodarstwo obj�� kto� inny. Podobno dziesi�� os�b zabra�a choroba, zape�ni� si� cmentarz.
Tak, �e teraz Bogu dzi�kuj�, i� si� stamt�d wynie�li�my. Mo�e by i z nami si� sta�o podobnie. Tymczasem zamiast straty mamy przybytek. Ka�ka fajta w w�zku nogami, wrzeszczy teraz, ju� do niej cz�apie Klara, da jej herbatki z butelki, dzieciak si� uspokoi. A ja spa� id�, litery skacz� mi przed oczyma, a pisz� jakbym drapa� pazurem.
Po wioskach, tych zw�aszcza, co zagubione gdzie� w lasach albo dalej po�o�one od g��wnych dr�g, r�nie bywa. Nietrudno i �ycie straci�. Ale w miastach wi�kszych ju� wida� jak poma�u si� robi porz�dek. By�em niedawno w Biskupcu. Inaczej tam ni� jeszcze przed paru miesi�cami w takich cho�by �uczanach, w naszym miasteczku. Szkoda, �e tu nie umie�cili powiatu; byle co za�atwi�, daleko trzeba si� pcha�, cho� ju� poci�gi pierwsze kursuj� ra�ona dzie�. Ze stacji S�topy mo�na si� wybra�, gdzie trzeba, je�eli wci�nie si� cz�owiek do wagonu, bo tak wygl�da, �e ca�a Polska nic, tylko je�dzi. Napatrzy�em si� wtedy latem, gdy kawa� Polski zje�dzi�em szukaj�c nowego miejsca. Ma�o brak�o, a Losia by mnie wi�cej nie zobaczy�a... Ale chcia�em o naszym miasteczku. Afisz�w tam pe�no r�nych, nocami je podobno jedne r�ce zrywaj�, od rana inne lepi� na nowo. Jest taka odezwa pu�kownika Rados�awa - pami�tam, gadano o nim du�o, jak by�o powstanie warszawskie, dzielny dow�dca. Ot� ten Rados�aw wzywa �o�nierzy AK, aby si� ujawniali, pomagali teraz umacnia� pok�j, odbudowa� Polsk�. Obok inny plakat krzycza�, �e rozgromimy bandy reakcji. Tam kto� o��wkiem dopisa�, �e to niby w�a�nie AK. A potem jeszcze afisze partii; PPR obok PPS-u, a jeszcze jacy� demokraci, a obok Stronnictwo Ludowe i drugie Polskie Stronnictwo Ludowe. Odrodzi�y si� i �Wici�. Zajrza�em tam, ci�gnie wilka do lasu, dw�ch m�odzik�w siedzia�o, przyjemnie, troch� si� pogada�o, m�wili, �e teraz to mnie ju� do ludowc�w, do m�odych tom troch� nazbyt �ysawy... Nie pal� si�, za wiele rzeczy woko�o si� dzieje, kt�rych zrozumie� nie mog�, jedno k��ci si� z drugim. A za du�o mi si� tu nie podoba, wi�c lepiej cicho siedzie� i patrze�, co dalej. Ot, cho�by w gazetach by�o niedawno, pewnie tak w pa�dzierniku, �e w Olsztynie odby� si� zjazd autochton�w, Mazur�w. Pi�kne to by�o, uroczyste, dzi�kowano im, �e narodowo�� ocalili, polsko�� tej ziemi. A w naszym miasteczku takich samych Mazur�w wysiedlono gwa�tem prawie do Niemiec. Gdzie indziej te� podobno krzycz�, �e oni Niemcy. Wi�c w ko�cu jak: Niemcy, nie-Niemcy? I tak ze wszystkim. We w�adzach trafiaj� si� r�ni, w kt�rym� mie�cie burmistrz, co wszystkich trzyma� za mord�, gwa�tu robi� najwi�cej za komunizmem, za sojuszem ze Zwi�zkiem Radzieckim, okaza� si� zwyczajnym z�odziejem z rynk�w warszawskich. Prawda, �e go aresztowali, siedzi, ale po co takim daj� w�adz� bez sprawdzenia? A potem ludzie si� �miej� albo kln�, ile wlezie. W og�le wed�ug mnie za ma�o dba�o�ci o porz�dek. Trudno co� kupi�, bo w sklepach pa�stwowych brakuje towaru, a w prywatnych drogo, obdzieraj� ze sk�ry. Na dodatek z�otych jeszcze ma�o, najwi�cej mo�na zaradzi� handlem zamiennym. Jedno, co w cenie, to w�dka, wszystko jedno, pa�stwowa czy zwyk�y bimber. Jak za wojennych czas�w. Ja ju� te� p�dzi�em dwa razy...
My�la�em dzisiaj o Pacuku, o naszym gadaniu. Nie wiem, czemu od tylu miesi�cy jeszcze tkwi md to w g�owie, ci�gle do tych rozm�w nawracam. Mo�e dlatego, �e to dawny znajomy, nie trzeba przy nim hamowa� je�yka ani czego si� ba�. Wie o mnie du�o, je�eli nie wszystko; ja o nim te� troch� wiem. Dlatego tyle ze starym gada�em, za ca�y poprzedni czas, kiedy samemu si� by�o.
Dopiero tam, u niego dowiedzia�em si� o okoliczno�ciach �mierci jego �ony. Bo o tej male�kiej, mi�o zawsze u�miechni�tej Pacukowej tyle tylko do mnie dosz�o, �e zgin�a ju� w ostatnich dniach walk o Wilno.
Pacukowie mieszkali przy Nowogrodzkiej, obok Drewnianego Rynku. Na nim sprzedawa�a Pacukowa ten bimber, kt�ry do nich wozi�em przez okupacj�. W czasie walk, kiedy to artyleria obu stron przestrzeliwa�a si� ponad miastem, burz�c domy w bardziej wynios�ych miejscach, Pacukowie tkwili w mieszkaniu albo w piwnicy. Wychyn�li stamt�d dopiero, gdy ju� bitwa zacz�a dogasa�. Przy nielicznych otwartych sklepach pojawi�y si� kolejki. Na Trockiej stan�a te� Pacukowa. Niemc�w nie by�o ju� w mie�cie. Byli tacy, co na przedmie�ciach spotkali czo�gi radzieckie, inni zetkn�li si� z polskimi oddzia�ami partyzanckimi. Nastr�j by� radosny, nikt nie zwraca� uwagi na z rzadka nios�ce si� jeszcze huki artyleryjskie. Pop�och wszcz�� si� dopiero, gdy na najbli�szym rogu grzmotn�o z nag�a w �cian� domu, a ta zawali�a si� z hukiem. Drugi pocisk rozerwa� si� tu� obok d�ugiego szeregu kobiet. Masakra. Pacuk, kt�ry powiadomiony przez kogo� przybieg� na miejsce, cia�o �ony znalaz� od razu, ale d�ugo nie m�g� doszuka� si� g�owy. Le�a�a po drugiej stronie ulicy...
I dzi� jaszcze, wspominaj�c, nie mog� si� otrz�sn�� z wra�enia. Ta mi�a, zawsze zabiegana Pacukowa. Taki los... Tego samego dnia nadesz�a wiadomo�� o zgonie m�odszego syna. O starszym po dzi� dzie� wie�ci nie ma... A jednak Pacuk u�o�y� sobie �ycie... Rzecz w tym, �e wie, jak patrze� na now� Polsk�, ma do niej jaki� stosunek. A ja ci�gle si� b��kam mi�dzy Londynem a Warszaw�, mi�dzy p�otkami i prawd�, nie znam swojego miejsca. S�ucha�em, niby si� z nim zgadza�em, a jednocze�nie r�s� we mnie bunt przeciw jego s�owom. I w�a�nie tego, �e wie, na jakiej ziemi si� znalaz�, mu zazdro�ci�em. Nawet tej jego roboty, jakiej� szerszej ni� to moje borykanie si� z w�asnym tylko zagonem, z myszami na nim i ostem.
Nie zabawi� robociarz d�ugo u krewniak�w w Poznaniu. Przy kt�rej� w�dce powiedzia� �e nie podobali mu si�, nic ich nie obchodzi�o poza chwytaniem w gar��, co tylko popadnie. Wojn� przesiedzieli w Poznaniu. Jak si� tylko z Cytadel� sko�czy�o, a mo�e i w trakcie walk jeszcze, zacz�li �ci�ga� do siebie, co tylko lepsze, z opuszczonych mieszka� niemieckich: dywany, obrazy, kryszta�y, srebra. To Pacuk widzia�, a co dopiero musieli mie� pochowane g��boko po szafach... Narzekali, �e ci�ko, �e trudno, w�szyli za �atwym zarobkiem, tylko dla pozoru trzymaj�c si� jakiej� legalnej roboty... Wtedy zrozumia�em, czemu tak krzywo na mnie patrzyli, jak si� wywiadywa�em u nich o adres Pacuka. Poda� podali, ale zaraz mi drzwiami trzasn�li przed nosem... Mnie tam zreszt� niczego wi�cej nie by�o trzeba. P�nym wieczorem stuka�em ju� do mieszkania Pacukowego przy stacji. Ra�niej mi si� zrobi�o, gdy stary szeroko rozwar� ramiona na przywitanie, pozna� od razu, szczerze by� rad. Brak�o mi tej serdeczno�ci ludzkiej tam, na Mazurach, jako� si� nazbyt boczyli jeszcze wszyscy na siebie, za ma�o ci�gle ludzi ze sob� ��czy�o.
Tutaj si� poczu�em jak w domu. Tacy mi si� wydali bliscy Pacuk i jego matka, starowinka czy�ciutka o siwych w�osach i m�drym spojrzeniu. Zadrepta�a zaraz, nie obejrza�em si�, sta�a kolacja na stole, a Pacuk patrzy� na mnie i u�miecha� si�.
- Masz szcz�cie, Pawe�, w�a�nie dzisiaj mam wolne od s�u�by... Ju� nie wy�adowuj� wagon�w, jestem zast�pc� zawiadowcy stacji. A jak�e, w czerwonej czapce wychodz� na peron. Czasami a� nudna robota, ale wa�na, Mo� musi j� robi�. Nie odszed�bym st�d chyba nigdzie, jak pomy�l�, �e si� tu wszystko w�asnymi r�kami zrobi�o. I teraz dzia�a stacja, trudno o lepsz�... Jedz, Pawe�, jedz. Ja dopiero co wsta�em od sto�u. Ale wypij� z tob�, niecz�sto teraz pijam, nie idzie mi w�dka, potem noce s� ci�kie, spa� nie mog�, za wiele mi si� z minionego zwiduje, a to od nowa boli...
Staruszka schyli�a si� nad synem, pog�aska�a go po ramieniu, spyta�a, czy mo�e by jednak nie �ykn�� herbaty, w�dk� trzeba tak�e czym� przegry��. Ju� mu stawia talerzyk. Jak�e to, �eby go�� sam si� posila�. Czu�em wyra�nie, �e pragnie odwr�ci� uwag� syna od tamtych czas�w, zabiega, by nie zapad� we wspomnienia. Pacuk spojrza� na matk�, przygarn�� j� mi�kko ramieniem.
- B�g �askaw, �e to moje matczysko zosta�o, pomaga mi, jak tylko mo�e, przyj�� do siebie, odgrzeba� z �alu i b�lu, i z�o�ci...
- Ha, i jak odgrzebywali. �eby pan Pawe� to widzia�! Nic na tej stacji nie by�o. Tory pozrywane, rozjazdy wywalone minami, ani rampy, ani ca�ego wagonu. Wraki tylko powywracane le�a�y, niekt�rym ko�a stercza�y do g�ry, nawet narz�dzi brak�o. Sze�ciu ich takich si� bohater�w znalaz�o, i patrz pan, jakie cacko zrobili - zatrajkota�a staruszka. Widzia�em, jak niespokojnie zerka na syna.
- Dobrze, mamo, dobrze, opowiem to wszystko Paw�owi, niech wie, cho� i u siebie te� pewnie widzia�, co mo�e zrobi� cz�owiek, je�eli zechce, je�eli pojmuje sens swojej roboty... Ano, widzisz, matczysko dobrze m�wi. Strach by�o tu spojrze�, gdy�my przybyli. Bo to w Poznaniu montowali kolejarskie grupy, wysy�ali je do r�nych punkt�w, �eby uruchomi� normalny ruch poci�g�w. By�a tu kiedy� wa�na stacja rozjazdowa, ale cofaj�c si�, tak j� Niemcy zniszczyli, �e ruch puszczono innymi stronami, a tu zosta�a g�usza, trawa zarasta�a tory, rdzewia�o wszystko, niszcza�o do reszty. Ludzi niewiele, domy wyszabrowane. Najpierw �ajdusy r�ne wywozi�y, co lepsze, z wi�kszych osiedli, dopiero poszli na wioski... Dom�w sporo zburzonych, spalonych, koty zdzicza�e wa��sa�y si� gromadami. Nigdy tyle razem ich nie widzia�em. Cho�, co prawda, i szczur�w by�o nie mniej. Prawdziwa kolumna sanitarna. W piwnicach znajdowali�my szkielety czy�ciutkie, jakby� je wyk�pa� w jakim� kwasie... Tu by�y ci�kie walki, opowiada� komendant batalionu, kt�ry stacjonowa� w pobli�u. On nam te� sporo dopom�g�, przysy�a� par� razy �o�nierzy, potem przydziela� wy�ywienie, boby�my inaczej z si� spadli, nic tu jeszcze dosta� nie by�o mo�na. No, Pawe�, za te nasze, polskie koleje...
Matka Pacuka uspokoi�a si�, zgas� l�k w jej oczach, przysiad�a u brzegu sto�u. Podoba�a mi si� bardziej ni� kiedykolwiek. Musia�o jej by� nie�atwo, widzie� ruin� szcz�cia swojego syna i zarazem czyni� wszelkie wysi�ki, by nie zezwoli� mu na zapami�tywanie si� w tragedii. U�miecha�a si� do nas leciutko, Pacuk za�, przej�ty, opowiada� o tamtych dniach.
- W sze�ciu - m�wi� - w sze�ciu, Pawe�, postanowili�my przywr�ci� do �ycia stacj�. Ludzi niewiele by�o w okolicy, je�li nawet osiedli� si� kt�ry, to pilnowa� swoich spraw, gdy�my wo�ali do pomocy, puka� si� w czo�o. Co prawda, po trosze przy��czali si� do nas, gdy�my pucowali ju� wszystko. W ko�cu by�a nas prawie dwudziestka... Ty, Pawe�, wspominasz pewnie sw�j partyzancki czas. B�d� pewien, tutaj te� otrzymali�my niezgorsz� zapraw�. Ca�y dzie� praca, cz�sto nawet po ciemku. Ale w nocy spa� wszyscy jednocze�nie nie mogli. Mieli�my tylko trzy karabiny, tyle �e by�o co chwyci� w gar��. Raz nas ostrzelano za dnia, w nog� jednego trafili. Za par� dni to samo. I tej�e nocy normalny napad. Jak w wojn�. Zabarykadowali�my si� w murowanej sk�adnicy, z okienek postrzeliwali�my. Tamci mieli granaty, siekli z automat�w, wysadzili w powietrze lokomotyw�, kt�r� z takim trudem naprawili�my, wreszcie pod�o�yli ogie� pod nasz budynek. �eby� wiedzia�, co wtedy czuli�my, na chwil� przed usma�eniem na �ywo. Tyle roboty, by z tej kupy spl�tanego �elastwa i ruin co� zrobi�, i oto jaki koniec... Kapitan z tego batalionu radzieckiego przyszed� z pomoc�, nadjechali w ostatniej chwili. Dranie uciekli, dw�ch swoich zostawiaj�c na torach. Jeden nie �y�, drugi po�piewa� jeszcze przed koncern. Szczeniaki niemieckie, �wilko�aki� czy jak ich tam zw�. Patrz, jak sobie poczynali... Swoich bandzior�w te� mieli�my. Znale�li si� jacy� dekownicy frontowi. A w�r�d tego wszystkiego zwariowana robota. Czasem r�ce opada�y. Nie umiemy, nie poradzimy, tu trzeba fachowc�w. Ale pa�stwo, ludzie czekali na t� lini�, na uruchomienie naszej stacji. A� jednego dnia poszed� meldunek: �zadanie wykonane�... Co tak patrzysz, Pawe�? To by�o pa�stwu potrzebne, ale potrzebne by�o i mnie. Mog�em nie my�le� w czasie tej har�wy. Wiesz, o tamtym. Ale za to my�la�em, gada�o si� te�, o innych sprawach, dzisiejszych. Pami�tasz, m�wi�em ci, najwa�niejsze to robota. Miara nie w tym, co kto widzi albo nie widzi w nowej Polsce, ale co dla niej chce zrobi�. A tu s�ycha�, szum idzie po kraju. To i tamto tak i inaczej. Gadanie, ale nie robota. O to cholera mnie bra�a. Ja, wiesz, robociarz, czasem nie w smak mi w tej czerwonej czapce, tyle �e kolor pasuje. I prac� ludzi mierz�, nie wielkim politykowaniem. S�yszysz, chodz� oddzia�y le�ne, napadaj�, utrudniaj� robot�. Czy wszyscy tam �otry? Nie my�l�. Zapl�tani, zagubieni przez t� polityk�. Siebie te� zgubi�. I przeciw czemu powstaj�? Przeciw temu, co si� sta�o, czego oni na pewno nie cofn�. Mo�esz my�le�, jak sobie chcesz, ale nie przeszkadzaj, pracuj, za to ci� oceni�.
Troch� mnie zdenerwowa�. R�bn��em zaraz, jak to jest z AK: jedni wo�aj�, aby si� ujawni�, a trafi si� talki, co wiele nie pytaj�c posadzi do krymina�u. Wystarczy byle podszept, �e� czarna reakcja. Do ��obu pcha si� r�ne ta�a�ajstwo, jakich to ja sam ju� nie widzia�em w�jt�w albo burmistrz�w. Szkody narobi taki jeden za dziesi�ciu uczciwych. I w og�le nic nie wiadomo, jak i co z tymi ziemiami. Szczecin raz nam dawali, to zn�w odbierali, nie milkn� gadania o wojnie, za wiele jeszcze ba�aganu, zbyt �atwe �ycie dla cwaniak�w. Pewnie, robi si� co nieco, ale za ma�o.
A� w gardle mi zasch�o. Nala� mi kieliszek, opar� si� �okciami o st�, zapatrzy� si� daleko, jakby co� tam widzia� za �cian�.
- Wiesz, to by�o na kilka lat przed wojn�, zaraz potem jak umar� Pi�sudski. By�em na wy�adunkach, przy wygruzce, jak u nas m�wili�my. Na Pierwszego Maja poszli�my na poch�d. Nasza grupa sz�a od ulicy Kalwaryjskiej przez Zielony Most do �r�dmie�cia. I na mo�cie, bo�my szli jeszcze po kilku, paru g�wniarzy w szkolnych mundurkach nagle zacz�o zrywa� nam z klap czerwone wst��eczki. Mnie te� taki jeden zerwa�. Jakby we mnie si� ogniem co� zapali�o. A jeszcze g�wniarz krzykn��, �e komuni�ci... Pogna�em za nim, zbi�bym, gorzej, skatowa� szczeniaka. T�ok si� zrobi�, uciek� mi... I wiesz co? Na drugi dzie� wst�pi�em do PPS-u. Dopiero mnie zaci�gn�o do partii. I teraz te� jestem w PPS-ie. A to, �e wiele nie tak, jak trzeba, dzieje si� w kraju? My�lisz, nie widz� tego, inni nie widz�? My�lisz, serce czasem nie boli, �e to jako� nie wszystko wychodzi, jak si� my�la�o? I mnie czasami si� zdaje, �e w niejednym przegina si� pa��. Co innego walka ze zbrojnymi oddzia�ami, co innego w�szenie, kto reakcjonista, kto nie. Prawda, �e s� tacy, co ca�� g�b� maj� pe�n� czerwieni, w kieszeni legitymacje, a patrz� jeno, gdzie by co wyszabrowa�, ukra��. M�wisz, �e z Armi� Krajow� tak�e inaczej, jak by� powinno. Te� zgoda. Czemu wszystkich, co si� bi� chcieli z Niemcami, ale bili si� na innej ulicy, od razu uwa�a� za wroga? M�wi� o zwyczajnych ludziach. M�j Wiktor i Czesiek te� byli w AK. I co, gorsi przez to od innych, zara�eni? Pewnie, Pawe�, widzisz dobrze, ale widzisz jednym okiem, drugie kto� ci przes�oni�. Nie pojmujesz, co to jest z tym naszym Zachodem, z wysiedleniem Niemc�w za zgod� ca�ego �wiata, z przej�ciem tej ziemi, z uruchomieniem ka�dej linii, ka�dej stacji i ka�dej lokomotywy. Nie pojmujesz, �e szala ju� si� przechyli�a na jedn� stron�, i nie tymi si�ami, kt�re tego pr�buj� mo�na by� co� zmieni�. Wi�c zamiast ulepsza� odwracasz si� ty�em ty i tobie podobni. Nie przeszkadzacie, ale i z pomoc� si� nie kwapicie... Nie trz� r�kami, nie m�wi�, �e masz zaraz wst�powa� do partii, �e masz je�dzi� i agitowa�; wystarczy, jak b�dziesz robi�, swoje, ale z sercem, i nie tylko dla siebie, ale i dla mnie, dla mojej matki, dla wszystkich. Pojmujesz? A ty i miliony tobie podobnych wykrzywiacie si�, szukacie wczorajszego dnia, kt�ry ju� nie mo�e powr�ci�. Czy my�lisz, �e ja nie wracam my�l� do tego grobu na Hossie, gdzie le�y moja biedna Emilka? �e nie d�awi mnie pami�� drogi od Kolonii do Wilna, gdzie pad� Czesiek i nawet gr�b po nim nie pozosta�? �e mnie nie ci�gnie na dworzec wile�ski, gdzie trzydzie�ci lat tyra�em, �aduj�c wagony? Tamto wszystko by�o moje. Tu te�, wiem, ale inaczej, na inny spos�b. Ani poj�� �atwo, ani si� przyzwyczai�. Zwi�za�y mnie troch� te pogi�te szyny, kt�re�my wymieniali, te wywr�cone wagony, kt�re zn�w ustawiali�my na torach, strzelanina i Niemc�w, i swoich, psuj�cych zacz�t� robot�. Ale ile serca zosta�o przy znanych i nieznanych grobach!
Dwa dni pisa�em, zebra�o si� tego. Dzi� znowu siadam. Losia oczy szeroko otwiera, ale nic nie m�wi. Wie, �e czasem nachodzi tak na mnie. Pan Tadeusz zawsze radzi�, �ebym pisa�, notowa�, �e to najlepszy materia�, dokument na przysz�o��.
Od Pacuka uda�em si� w dalsz� drog�. Jeszcze ko�o tego osiedla troch� si� rozgl�da�em, ale tam toczy�y si� ci�kie walki, ma�o gospodarstw si� uchowa�o, te zreszt� ju� zosta�y zaj�te. Przypomnia� mi si� Szczecin. Nie tak ju� daleki od Pacukowej stacji. Poci�g by� zat�oczony, jak teraz zawsze. Wcisn��em si� cudem, sta�em w ust�pie, zmie�ci�o si� tam nas nad smrodliw� muszl� ca�a �semka. Przez most jaki� jechali�my, pontonowy, drewniany, zawieszony nad rzek�. Hu�ta�o, trzeszcza�o wszystko, poci�g ledwie, ledwie si� rusza�, kobiety modli�y si� na g�os, nikt nie �mia� mocniej odetchn��. Jaka ulga, gdy parow�z gwizdn�� weselej i szybciej ju� poci�gn�� wagony. Do Szczecina dotarli�my dobrze pod wiecz�r. Chcia�em tu wywiedzie� si� w PUR-ze, gdzie by radzili szuka� najlepszego miejsca na osiedlenie. Na dworcu ciasno, ludzie z tobo�ami i waliz/karni, jedni dopiero przyjechali, inni wyje�d�ali z powrotem, ze strachem spogl�daj�c na patrole milicji. Pewnie szaber wie�li ze sob�. Wyszed�em na miasto, chcia�em poszuka� punktu noclegowego przy PUR-ze. PUR mie�ci� si� gdzie� daleko, trudno si� by�o dopyta�, zacz��em i�� kieruj�c si� przybitymi tam i sam wskaz�wkami, potem da�em spok�j. Zacz�o si� �ciemnia�, ludzi na ulicach nagle przybrak�o, pusto si� zrobi�o i ciemno, ruiny. Chcia�em ju� tylko z powrotem na dworzec, tam jako� noc przebiedowa�, zacz�� szuka� rano od nowa. Ani si� spodziewa�em, �e ju� taki kawa�ek drogi odszed�em. Ciemno i g�ucho, czasem tylko �wiate�ko pali si� w jakim� domu, potem znowu ruiny, wreszcie wi�ksza ulica, spokojniej, ja�niej, knajp par� otwartych, wst�pi�em co� zje��, ledwie �ywy ju� ze zm�czenia. Przysiad�a si� jaka� dziewczyna, �adna, tylko wida� by�o, �e zdarta do reszty. M�wi, �eby jej w�dk� postawi�. Postawi�em, nie odczepi�aby si� inaczej. Chc� i��, a ona w krzyk, �e jej d�ugu nie chc� odda�.; zaraz si� przysun�o paru facet�w. Ale i mnie z�o�� wzi�a na takie naci�ganie. W drugim ko�cu sali zacz�li w�a�nie pra� si� po mordach, inni tylko patrzyli albo i nie patrzyli, jakby to nikogo nie obchodzi�o. Ta moja drze si� coraz to g�o�niej, tamci nast�puj�, szepc�, �ebym po dobremu odda�, nie krzywdzi� kobiety, bo inaczej... Kelner przepchn�� si� z rachunkiem, rzuci�em mu fors�, chc� bra� na �wiadka, �e dopiero przyszed�em, widzia� przecie�; ramionami wzrusza, sk�d mo�e pami�ta�, setki klient�w. Od�eglowa� czym pr�dzej. Wtedy nacisn��em czapk� na g�ow�, odtr�ci�em pierwszego z brzegu i do drzwi. Innej rady nie by�o. Oni za mn�, jeden gna� z no�em, tyle widzia�em. Ani wiem, sk�d ten �azik wojskowy wyskoczy�. Zahamowali, krzycz�, co jest. Ledwie s�owo mog� z siebie wydusi�, pokazuj�, ale tamci ju� gdzie� wsi�kli, ani ich wida�. Zabrali mnie tym �azikiem, podwie�li pod dworzec. Za godzin� odchodzi� poci�g powrotny, zaraz kupi�em bilet. Nie mnie szuka� szcz�cia w tych stronach, starczy a� nadto dzisiejszy chrzest...
Odesz�a mnie ochota do dalszej w�dr�wki. Ziemia mazurska po tych prze�yciach wyda�a mi si� spokojna i swojska. Na niej te� ju� zacz��em szuka�, a� si� nadarzy�a ta gospodarka. W par� dni zjechali�my na ni�, zacz�o si� szale�stwo z robot�. Mo�e i dobrze, bo inaczej nu� zrobi�bym jakie g�upstwo, a i my�li r�ne mniej mia�y przyst�pu...
Po�owa grudnia, a jeszcze ziemia grud� nie �ci�ta. Niemka Klara oczy otwiera, m�wi, nigdy tak nie bywa�o, �mieje si�, i� Polacy to taki gor�cy nar�d, �e i pogod� zmieni� od r�ki. Bardzo si� dziwowa�a... Jakby tak potrzyma�o, jeszcze bym p�ot naprawi�, drzewka na zim� opatrzy�, zabra�bym si� do rozsypania tej sterty spalonego zbo�a. Ciekawe, sk�d si� to wzi�o po�rodku ogrodu, bidzie tego ze dwa wagony, wygl�da na pszenic�. Czarne, na p� zw�glone, ani zamarzy� o lepszym kompo�cie. Ju� to ogrodowizna powinna rosn�� nad podziw.
Trzech Kr�li. Mija pierwszy tydzie� tysi�c dziewi��set czterdziestego sz�stego roku. Byli�my na nabo�e�stwie z Losia i Tadziusiem, przy Ka�ce zosta�a Klara. Po przyj�ciu z ko�cio�a �wi�con� kred� napisa�em na drzwiach domu i tej pi�knej murowanej stodo�y literki K+M+B, - niech�e nas chroni�. Bo to woko�o nie najweselej. Ci�ko tym z Lublina przej�� wszystko we w�adz�. Ci�gle s�ycha� o mordach, o przelewanej krwi, jakie� partyzantki chodz� po kraju, a obok zwyczajne bandy, kradn�, rabuj�. W�adza te� nie umie si� bra� do dzie�a, nie tam szukaj� winnych, gdzie trzeba. A jeszcze teraz zaczyna si� walka z PSL-em, przeciw wicepremierowi Miko�ajczykowi. Pacuk powiedzia�by na pewno odwrotnie, �e to Miko�ajczyk walk� zaczyna. Nie kijem, to pa�k�. Jedno, �e rado�ci z tego nie b�dzie...
U nas pociecha z Ka�ki. Ro�nie dziewczynka. Lubi� przystan�� nad w�zkiem, popatrze�. W�oski ma ja�niutkie, buzi� okr�g��, perkaty nosek i bystre oczki. Tadziusiowi ona te� si� podoba, ale go matka odp�dza, jeszcze by z g�upoty uczyni� jak�� krzywd� ma�ej... Z pieni�dzmi ci�ko, zapas�w ma�o. �wink� sprzeda�em, jako� si� tym podreperowa�o. Przed samymi �wi�tami p�dzi�em samogon. Przyda�o si�, ale z tym lepiej ostro�nie, podobno mocno si� bior� za takich. Trzeba