9591

Szczegóły
Tytuł 9591
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9591 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9591 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9591 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WILBUR SMITH SI�DMY PAPIRUS Prze�o�yli GRA�YNA GRYGIEL PIOTR STANIEWSKI PRIMA WARSZAWA 1997 WILBUR SMITH urodzi� si� w 1933 roku w Zambii. Uko�czy� Rhodes University w Rodezji (obecnie Zimbabwe). Jako pisarz debiutowa� w 1964 roku powie�ci� �Gdy poluje lew", kt�ra odnios�a znacz�cy sukces w wielu krajach. By�a to pierwsza pozycja z najbardziej znanego cyklu Smitha � historyczno�przygodowej sagi rodziny Courteney�w, w sk�ad kt�rej wchodz� m.in. �Odg�os gromu" (1966), �P�on�cy brzeg" (1985), �Prawo miecza" (1986) i �Zloty lis" (1990). Smith napisa� ��cznie 25 powie�ci, z kt�rych do najbardziej znanych nale��, opr�cz wymienionych wy�ej: �Zakrzycze� diab�a" (1968), �Oko tygrysa" (1975), Cry Wolf(1976), Wild Justice (1979) oraz 4 powie�ci sk�adaj�ce si� na sag� rodziny Ballantyne'�w. Najnowsze ksi��ki to �Pie�� s�onia" (199i), �B�g Nilu" (1993) i �Si�dmy papirus" (The Seventh Scroll, 1995). �B�g Nilu", porywaj�ca opowie�� przygodowa, kt�rej akcja rozgrywa si� w staro�ytnym Egipcie, to jak dot�d najbardziej popularny tytu� Smitha; w samej Wielkiej Brytanii sprzedano ponad milion egzemplarzy ksi��ki. W kwietniu 1997 roku uka�e si� pierwszy tom nowej sagi historycznej zatytu�owany Birds of Prey. Powie�ci Wilbura Smitha ukazuj� si� w 15 j�zykach, a ich ��czny nak�ad przekroczy� 7o milion�w. Kilka z nich zosta�o sfilmowanych: m.in. Gold Mine, �Zakrzycze� diab�a" (w obu filmach g��wn� rol� zagra� Roger Moore), The Dark of the Sun. Na podstawie �P�on�cego brzegu" i �Prawa miecza" powsta� miniserial telewizyjny, wy�wietlany niedawno przez Telewizj� Polsk�. Smith jest mi�o�nikiem dzikiej przyrody; pasjonuje si� wsp�czesn� histori� Afryki, co znajduje odzwierciedlenie w jego tw�rczo�ci literackiej. Sporo podr�uje, zwykle w okresie zimowym � zar�wno po kontynencie afryka�skim, jak po Australii i Europie; odwiedza� nawet Alask�. Mieszka w Kapsztadzie w Republice Po�udniowej Afryki z �on� Danielle, kt�rej dedykowa� wi�kszo�� swoich ksi��ek. Tytu� orygina�u: THE SEVENTH SCROLL First published by in 1995 by Macmillan an imprint of Macmillan General Books 25 Eccleston Place, London SWiW 9NF Copyright � Wilbur Smith 1995 Ali rights reserved The mora� rights of the author have been asserted Copyright � for the Polish edition by PRIMA 1997 for the Polish translation by Gra�yna Grygiel & Piotr Staniewski i997 Cover illustration � Jacek Kopalski 1997 Redakcja: Barbara Nowak Redakcja graficzna: Andrzej Kury�owicz Redakcja techniczna: Janusz Festur Opracowanie komputerowe obwoluty: Plus 2 ISBN 83�7186�001�3 PRIMA Oficyna Wydawnicza sp. z o.o. �wi�tokrzyska 3o/55, oo�116 Warszawa Adres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02�792 Warszawa 78 tel./fax: 624�89�18 Warszawa 1997. Wydanie i Obj�to��: 35 ark. wyd., 33 ark. druk. Sk�ad: Zak�ad Poligraficzny �Kolonel" Druk: Bia�ostockie Zak�ady Graficzne To kolejna ksi��ka dla mojej �ony Danielle. Sp�dzili�my razem wiele lat, lecz czuj�, �e dopiero zaczynamy. Tyle jeszcze mamy przed sob�. Mrok wype�za� z pustyni i ocienia� wydmy fioletem. Grubym aksamitnym p�aszczem st�umi� wszelkie d�wi�ki � wiecz�r zapad� spokojny i cichy. Stali na szczycie wydmy i patrzyli w kierunku oazy otoczonej wiosk� z bia�ymi budynkami o p�askich dachach, nad kt�rymi g�rowa�y palmy daktylowe � jedynie meczet i ko�ci� koptyjski wystawa�y ponad drzewa. Te dwa bastiony wiary spogl�da�y na siebie z przeciwnych brzeg�w jeziora. Jezioro pociemnia�o. Stado kaczek wodowa�o szparko na powierzchni, tworz�c bia�e rozbryzgi w pobli�u trzcinowych zaro�li. M�czyzna i kobieta na pierwszy rzut oka nie stanowili dobranej pary. On � wysoki, cho� lekko pochylony, o posiwia�ych w�osach, na kt�rych igra�y ostatnie promienie s�o�ca; ona � m�oda, tu� po trzydziestce, energiczna, szczup�a, o kr�conych bujnych w�osach zwi�zanych teraz na karku rzemykiem. � Pora schodzi�. Alia na pewno si� niecierpliwi. U�miechn�� si� do niej serdecznie. By�a jego drug� �on�. Gdy umar�a ta pierwsza, czu� si� tak, jakby z jego �ycia znik�o ca�e �wiat�o. Nie przypuszcza�, �e jeszcze kiedykolwiek zazna a� takiego szcz�cia jak obecnie. Teraz mia� i �on�, i swoj� prac�. By� zadowolony i szcz�liwy. Kobieta nieoczekiwanie odesz�a na bok, rozwi�za�a rzemyk, rozpu�ci�a swe g�ste ciemne w�osy i d�wi�cznie si� roze�mia�a. Potem ruszy�a w d� po stromym, osuwaj�cym si� stoku wydmy. D�ugie sp�dnice powiewa�y wok� jej zgrabnych opalonych n�g. Przez pewien czas utrzymywa�a r�wnowag�, ale w po�owie stoku przegra�a z si�� ci��enia i przewr�ci�a si�. M�czyzna sta� na szczycie, u�miechaj�c si� wyrozumiale. Czasami zachowywa�a si� jak dziecko, czasami za� jak powa�na i dystyngowana dama. Nie wiedzia�, co bardziej mu odpowiada�o, ale kocha� j� i tak�, i tak�. Sturla�a si� do podn�a wydmy, usiad�a i ze �miechem wytrz�sa�a piasek z w�os�w. � Twoja kolej! � krzykn�a do m�a. Ruszy� do niej statecznie, jak starszy pan, nieco sztywno usi�uj�c zachowa� r�wnowag�, a� dotar� na d�. Pom�g� jej wsta�, ale nie poca�owa�, cho� mia� na to wielk� ochot�. Arabowi nie przystoi okazywa� poza domem swych uczu� nawet wobec ukochanej �ony. Poprawi�a ubranie i ponownie zwi�za�a w�osy. Ruszyli w kierunku wioski. Przy oazie okr��yli zaro�la trzciny, przeszli po chwiejnych mostkach nad kana�ami nawadniaj�cymi. Ch�opi wracaj�cy z p�l pozdrawiali ich z wielkim respektem. � Salam alejkum, Doktari! � Pok�j z panem, doktorze. �ywili szacunek do wszystkich uczonych os�b, a do niego szczeg�lnie, za wieloletni� dobro�, jak� okazywa� ich rodzinom. Nie mia�o to dla nich specjalnego znaczenia, �e on by� chrze�cijaninem, oni natomiast � przewa�nie muzu�manami. Wielu z nich pracowa�o jeszcze dla jego ojca. Gdy dotarli do domu, Alia, stara gospodyni, przywita�a ich chmurnym zrz�dzeniem. � Sp�nili�cie si�. Zawsze si� sp�niacie. Dlaczego nie przestrzegacie godzin jak przyzwoici ludzie? Musimy dba� o swoj� pozycj�. � Matko, jak zwykle masz racj� � przekomarza� si� z ni� �agodnie. � Co my by�my bez ciebie zrobili? � Odprawi� j�. Odesz�a, skrywaj�c pod naburmuszon� min� swe pe�ne mi�o�ci zatroskanie. We dw�jk� zjedli na tarasie prosty posi�ek: daktyle, oliwki, prza�ny chleb i ser z koziego mleka. Gdy sko�czyli, zapad� mrok, lecz gwiazdy �wieci�y nad pustyni� jasno jak �wiece. � Royan, m�j kwiecie � dotkn�� jej r�ki. � Czas rozpocz�� prac�. Wsta� od sto�u i ruszy� do swego gabinetu wychodz�cego na taras. Royan Al Simma posz�a prosto do wysokiego sejfu i nastawi�a szyfr. Sejf wydawa� si� nie na miejscu w tym pokoju wype�nionym starymi ksi��kami i zwojami, staro�ytnymi statuetkami i wydobytymi z grobowc�w przedmiotami, kt�re m�czyzna zbiera� przez ca�e �ycie. Ci�kie stalowe drzwi sejfu otwar�y si� i Royan sta�a przez chwil� nieruchomo. Zawsze przechodzi� j� dreszcz nabo�nej czci na widok tego obiektu z zamierzch�ej przesz�o�ci, je�li nawet poprzednim razem widzia�a go zaledwie przed paroma godzinami. � Si�dmy papirus � wyszepta�a. Mia� prawie cztery tysi�ce lat. Zapisany zosta� przez geniusza, kt�ry talentem przer�s� nie tylko swe czasy, ale ca�� nasz� histori�. Cz�owiek ten w ci�gu minionych tysi�cleci rozpad� si� w proch, ale Royan zna�a go i szanowa�a na r�wni ze swym m�em. Jego s�owa by�y nie�miertelne, dochodzi�y wyra�nie zza grobu, z rajskich ogrod�w, sprzed oblicza wielkiej tr�jcy: Ozyrysa, Izydy i Horusa, tr�jcy, w kt�r� �arliwie wierzy�, tak jak ona wierzy�a w inn� Tr�jc�. Z niezwyk�� ostro�no�ci� przenios�a papirus na d�ugi st�, przy kt�rym Duraid, jej m��, ju� pracowa�. Gdy k�ad�a r�kopis, m�czyzna podni�s� wzrok � w jego oczach ujrza�a blask mistycznej ekscytacji. Rozumia�a go, czu�a to samo. Duraid zawsze chcia�, by papirus le�a� na stole tu� obok, je�li nawet bie��ca praca tego nie wymaga�a. Do bada� u�ywa� fotografii i mikrofilm�w, ale przy studiowaniu tekstu potrzebna mu by�a milcz�ca obecno�� staro�ytnego pisarza. � M�j kwiatuszku, masz lepsze ode mnie oczy � zwr�ci� si� do �ony. Otrz�sn�� si� z mistycznego nastroju i znowu by� rzeczowym badaczem. � Co mo�e oznacza� ten symbol? Pochyli�a si� nad jego ramieniem i uwa�nie patrzy�a na fotografi� papirusu, na wskazany hieroglif. My�la�a przez chwil�, po czym wzi�a od Duraida lup� i zacz�a dok�adniej ogl�da� napis. � Chyba Taita wymy�li� dodatkowy znak, �eby utrudni� nam prac�. � M�wi�a o staro�ytnym pisarzu, jakby by� ci�gle �yj�cym, mi�ym, cho� czasami dokuczliwym przyjacielem, kt�ry sp�ata� im psikusa. � Wobec tego musimy po prostu odgadn�� � stwierdzi� Duraid z wyra�n� przyjemno�ci�. Uwielbia� antyczne zagadki. Rozwi�zywa� je przez ca�e �ycie. Nasta� nocny ch��d. O tej porze oboje pracowali najowocniej. Czasami zwracali si� do siebie po arabsku, czasem po angielsku � nie stanowi�o to dla nich r�nicy. Rzadziej rozmawiali po francusku, w ich trzecim wsp�lnym j�zyku. Oboje studiowali w Anglii i w Stanach Zjednoczonych, daleko od tego oto, ich w�asnego Egiptu. Royan bardzo lubi�a to okre�lenie: �ten oto Egipt", zwrot, kt�rego Taita na swych papirusach u�ywa� nader cz�sto. Czu�a szczeg�lne powinowactwo z tym staro�ytnym Egipcjaninem. C�, ostatecznie by�a jego bezpo�rednim potomkiem. Nale�a�a do chrze�cijan, do Kopt�w, nie do Arab�w, kt�rzy przecie� tak niedawno � zaledwie czterna�cie wiek�w temu � podbili Egipt. Arabowie byli �wie�ymi przybyszami w tym oto Egipcie, natomiast jej linia genealogiczna si�ga�a czas�w faraon�w, budowniczych wielkich piramid. Alia, nim wr�ci�a do swego domu w wiosce, rozpali�a w�glem drzewnym w piecyku, by mo�na by�o grza� wod�. O dziesi�tej Royan przygotowa�a kaw�. S�czyli teraz s�odki, mocny nap�j z cienkich fili�anek wype�nionych do po�owy g�stymi fusami. Pij�c dyskutowali jak starzy przyjaciele. Royan w�a�nie w ten spos�b traktowa�a ich zwi�zek � jak star� przyja��. Zna�a Duraida od chwili, gdy po zrobieniu doktoratu z archeologii wr�ci�a z Anglii i wygra�a konkurs na prac� w Dziale Staro�ytno�ci, gdzie dyrektorem by� Duraid. Pomaga�a mu, kiedy w Dolinie Szlachty otwiera� grobowiec kr�lowej Lostris, pochodz�cy mniej wi�cej z i78o roku przed Chrystusem. Dzieli�a rozczarowanie swego szefa, gdy odkryli, �e grobowiec spl�drowano ju� w staro�ytno�ci, ograbiaj, j ze wszystkich skarb�w. Pozosta�y jedynie wspania�e freski pokrywaj�ce �ciany i sklepienie. To w�a�nie Royan fotografowa�a mur za coko�em, na kt�rym sta� niegdy� sarkofag, gdy nagle odpad� kawa�ek tynku, ods�aniaj�c nisz� z dziesi�cioma alabastrowymi wazami. W ka�dej z nich znajdowa� si� zw�j papirusu � wszystkie zapisane i umieszczone tam przez Tait�, niewolnika kr�lowej. Od tamtego odkrycia �ycie Royan i Duraida kr�ci�o si� wok� papirusowych skrawk�w. Cho� w wielu miejscach by�y uszkodzone i zamazane, to jednak, jak na dokument licz�cy cztery tysi�ce lat, przechowa�y si� nadzwyczaj dobrze. Jak�� fascynuj�c� opowie�� zawiera�y te papirusy! Opowie�� o narodzie zaatakowanym przez silniejszego wroga na koniach i rydwanach � pojazdach jeszcze nie znanych �wczesnym Egipcjanom. Ludzie znad Nilu, zmia�d�eni przez hordy Hyksos�w, zostali zmuszeni do ucieczki. Poprowadzi�a ich kr�lowa Lostris � w�a�nie ta odnaleziona w grobowcu. Poszli na po�udnie wzd�u� wielkiej rzeki, prawie do jej �r�de� na surowych etiopskich wy�ynach. Tam, w pos�pnych g�rach, Lostris pochowa�a zmumifikowane cia�o swego m�a, faraona Mamose, zabitego w potyczce z Hyksosami. Po wielu latach kr�lowa Lostris powiod�a sw�j lud z powrotem na p�noc, do �tego oto" Egiptu. Tym razem mieli w�asne konie i rydwany, a surowe warunki dzikiej Afryki przemieni�y ich w zaciek�ych wojownik�w. Ruszyli w d� katarakt wielkiej rzeki i ponownie stawili czo�o hyksoskim naje�d�com. Pokonali ich i odzyskali panowanie zar�wno nad G�rnym, jak i nad Dolnym Egiptem. Opowie�� ta g��boko poruszy�a Royan i coraz bardziej j� fascynowa�a, gdy wraz z m�em odcyfrowywali kolejne hieroglify wypisane na papirusie przez starego niewolnika. Zaj�o im to par� lat. �l�czeli wieczorami tu, w tym domu w oazie, dok�d przyje�d�ali po ca�odziennej pracy w kairskim muzeum. W ko�cu odczytali wszystkie zwoje, z wyj�tkiem si�dmego. Ten w dalszym ci�gu pozostawa� zagadk�. Autor ukry� tre�� pod warstw� ezoterycznych znak�w i odno�nik�w, zbyt niejasnych i tajemniczych, by mo�na je by�o zg��bi� po tylu wiekach. Niekt�re z u�ytych przez niego symboli nie wyst�powa�y w �adnym innym tek�cie, a Royan i Duraid mieli za sob� lektur� tysi�cy papirus�w. Zrozumieli, �e Taita chcia�, by zw�j mog�a odczyta� jedynie jego ukochana kr�lowa, nikt inny. Przygotowa� dla niej ostatni podarunek, kt�ry mia�a zabra� ze sob� w po�miertn� podr�. Royan i Duraid wykorzystali wszystkie swoje umiej�tno�ci, ca�� wyobra�ni� i pomys�owo��, ale wreszcie zbli�ali si� do ko�ca pracy. W t�umaczeniu papirusowego zwoju wiele jeszcze by�o luk, nie mieli pewno�ci, czy wszystko w�a�ciwie zrozumieli, lecz odtworzyli ju� szkielet manuskryptu i poj�li w og�lnych zarysach jego tre��. Duraid popija� teraz kaw� i kr�ci� g�ow�, co cz�sto robi� przy pracy nad manuskryptem. � Przera�a mnie ta odpowiedzialno�� � stwierdzi�. � Co zrobi� z wiedz�, jak� zdobyli�my. Je�li trafi ona w niepowo�ane r�ce... � poci�gn�� �yk kawy i westchn��. � Je�li nawet przeka�emy to w�a�ciwym ludziom, czy uwierz� w przes�anie sprzed czterech tysi�cy lat? � Po co miesza� w to innych? � w g�osie Royan brzmia�o lekkie rozdra�nienie. � Dlaczego sami nie zrobimy tego co trzeba? W takich w�a�nie sprawach ujawnia�y si� mi�dzy nimi najwi�ksze r�nice. Przez niego przemawia�a ostro�no�� cz�owieka dojrza�ego, ona za� gotowa by�a post�powa� z m�odzie�cz� impulsywno�ci�. � Niczego nie rozumiesz � odpar�. Irytowa�o j�, gdy w ten spos�b m�wi�, gdy traktowa� j� tak, jak Arabowie traktuj� kobiety w swym ca�kowicie m�skim �wiecie. Royan zna�a te� inny �wiat, gdzie kobiety domagaj� si� r�wnych praw i otrzymuj� je. Czu�a si� uwi�ziona mi�dzy tymi dwoma �wiatami � Zachodem i �wiatem arabskim. Matka Royan by�a Angielk�. Pracowa�a w Ambasadzie Brytyjskiej w Kairze w trudnym okresie po drugiej wojnie �wiatowej. Tam pozna�a i po�lubi�a ojca Royan, m�odego egipskiego oficera ze sztabu pu�kownika Nasera. Nie by� to typowy zwi�zek i rozpad� si�, nim Royan osi�gn�a wiek m�odzie�czy. Matka, zgodnie ze sw� wol�, wr�ci�a do Anglii, do swego rodzinnego miasta York i tam urodzi�a c�rk�. Chcia�a, by dziecko mia�o obywatelstwo brytyjskie. Gdy rodzice Royan si� rozwiedli, dziewczynka na �yczenie matki wyjecha�a do szko�y w Anglii, ale wakacje zawsze sp�dza�a w Kairze z ojcem, kt�ry tymczasem robi� �wietn� karier� i osi�gn�� stanowisko ministra w rz�dzie Mubaraka. Royan kocha�a ojca i uwa�a�a si� bardziej za Egipcjank� ni� za Angielk�. To w�a�nie ojciec zaaran�owa� jej ma��e�stwo z Duraidem Al Simm�. By�a to ostatnia sprawa, jak� pr�bowa� dla niej za�atwi�. Wiedzia�a, �e jest umieraj�cy i nie mia�a serca mu odm�wi�. Ca�a jej nowoczesna edukacja sk�ania�a j� do buntu przeciw staremu koptyjskiemu zwyczajowi kojarzenia ma��e�stw, ale wychowanie, rodzina i Ko�ci� by�y przeciw niej. Wyrazi�a zgod�. Ma��e�stwo z Duraidem okaza�o si� nie a� tak straszne, jak si� obawia�a. By�oby nawet zupe�nie przyjemne i satysfakcjonuj�ce, gdyby Royan nie pozna�a wcze�niej mi�o�ci romantycznej. Podczas studi�w na uniwersytecie zwi�zana by�a z niejakim Dawidem. Szale�czo zawr�ci� jej w g�owie, a potem opu�ci� j� i po�lubi� jasnow�os� Angielk�, akceptowan� przez jego rodzic�w. Bardzo mocno to prze�y�a. Royan szanowa�a i lubi�a Duraida, ale czasami w nocy gor�co pragn�a mie� obok siebie cia�o r�wnie spr�yste i m�ode jak w�asne. Duraid ci�gle co� do niej m�wi�, lecz nie s�ucha�a go. Teraz postanowi�a skupi� si� ca�kowicie na jego s�owach. � Ponownie rozmawia�em z ministrem, ale chyba mi nie dowierza. Podejrzewam, �e Nahoot zdo�a� go przekona�, i� jestem troch� stukni�ty. � Za�mia� si� smutno. Nahoot Guddabi by� jego ambitnym i ustosunkowanym zast�pc�. � Minister twierdzi, �e rz�d nie ma na to pieni�dzy i musz� poszuka� innych funduszy. Przejrza�em wi�c ponownie list� potencjalnych sponsor�w i po selekcji zosta�o ich czterech. Oczywi�cie wchodzi jeszcze w gr� Muzeum Getty'ego, ale nigdy nie lubi�em wsp�pracowa� z wielk� bezosobow� instytucj�. Wol� mie� do czynienia z pojedynczym cz�owiekiem. �atwiej wtedy o szybk� decyzj�. Dla Royan nie by�y to nowiny, s�ucha�a jednak pilnie. � Jest jeszcze Herr von Schiller. Bogaty i zainteresowany t� spraw�. Nie znam go jednak na tyle dobrze, by mie� do niego ca�kowite zaufanie. Przerwa�. Royan ju� wielokrotnie przedtem s�ysza�a te rozwa�ania. � A Amerykanin? � uprzedzi�a wypowied� m�a. � To s�ynny kolekcjoner. � Z Peterem Walshem trudno si� wsp�pracuje. Z tak� pasj� powi�ksza swoje zbiory, �e pozbawiony jest wszelkich skrupu��w. Przera�a mnie troch�. � Kto wi�c zostaje? Nic nie odrzek�, gdy� oboje znali odpowied�. Ponownie skupi� uwag� na materia�ach rozrzuconych na stole. � To wszystko wygl�da tak niewinnie, przyziemnie. Stary zw�j papirusu, kilka fotografii, notatniki, wydruki komputerowe. A� trudno uwierzy�, �e w niepowo�anych r�kach mog�oby si� to sta� bardzo niebezpieczne. � Znowu westchn��. � Rzek�bym nawet: �miertelnie niebezpieczne. � Za�mia� si�. � Zaczynam fantazjowa�. Mo�e to z powodu p�nej pory. Wr�cimy do pracy? B�dziemy si� martwi� o pozosta�e sprawy, gdy rozwi��emy wszystkie zagadki tego starego drania, Taity, i uko�czymy t�umaczenie. Ze stosu na stole wzi�� wierzchni� fotografi�. Przedstawia�a �rodkowy fragment zwoju. � To straszny pech, �e w�a�nie w tym miejscu papirus jest uszkodzony. � W�o�y� okulary i zacz�� g�o�no czyta�. Trzeba przeby� wiele stopni, by dotrze� do przybytku Hapi. Z wielk� trudno�ci� i wysi�kiem osi�gn�li�my drugi stopie� i dalej si� nie posun�li�my, gdy� w�a�nie tu ksi��� mia� objawienie. We �nie odwiedzi� go ojciec, zmar�y boski faraon, i rzek� mu: �Odby�em dalek� podr� i zm�czy�em si�. W�a�nie tu spoczn� na wieczno��". Duraid zdj�� okulary i spojrza� na Royan. � �Drugi stopie�". Nareszcie jaki� dok�adny opis. Zwykle Taita wyra�a si� mgli�cie. � Wr��my do zdj�� satelitarnych � zaproponowa�a Royan i przysun�a do siebie b�yszcz�c� kartk�. Duraid obszed� st� i stan�� z ty�u za �on�. � Tymi naturalnymi przeszkodami, kt�re spotkali w w�wozie, mog� by� wodospady albo silny pr�d. To najbardziej logiczne wyja�nienie. Gdyby chodzi�o o drugi wodospad, miejsce wypada tu... � Royan po�o�y�a palec na zdj�ciu satelitarnym, tam, gdzie w�ska wst��ka rzeki wi�a si� mi�dzy ciemnymi masywami g�r. Nagle co� j� zaniepokoi�o. Podnios�a wzrok. � Pos�uchaj! � W jej g�osie brzmia� l�k. � Co to takiego? � Duraid r�wnie� zacz�� nas�uchiwa�. � Pies � odpar�a. � Przekl�ty kundel. Wci�� obrzydza nam noce swym jazgotem. Obiecywa�em ju� sobie, �e si� go pozb�d�. Wtem zgas�o �wiat�o. Zaskoczeni, zamarli w ciemno�ci. �agodne dudnienie zdezelowanej dieslowskiej pr�dnicy, umieszczonej w szopie za palmowym gajem, usta�o. Ten d�wi�k by� tak zwi�zany z oaz�, �e uwag� zwraca� dopiero jego brak. Po chwili wzrok ich przywyk� do ciemno�ci rozja�nionych s�abym �wiat�em gwiazd, wpadaj�cym przez wyj�cie na taras. Z p�ki przy drzwiach Duraid wzi�� lamp� naftow�, czekaj�c� tam na takie w�a�nie okazje. Zapali� j� i spojrza� na Royan z wyrazem komicznej rezygnacji. � Musz� zej��... � Duraidzie � przerwa�a mu � pies! Nas�uchiwa� przez chwil� i na jego twarzy pojawi�o si� lekkie zaskoczenie. W nocnej ciszy nie by�o s�ycha� psiego ujadania. � Jestem pewien, �e nie ma powodu do niepokoju. � Podszed� do drzwi. � Duraidzie, b�d� ostro�ny! � zawo�a�a za nim nie wiedzie� czemu. Wzruszy� oboj�tnie ramionami i zszed� z tarasu. Przez chwil� Royan mia�a wra�enie, �e widzi cie� winnej latoro�li, poruszanej pustynn� bryz�, lecz noc by�a bezwietrzna. Potem u�wiadomi�a sobie, �e to posta� ludzka cicho i zwinnie kroczy po kamiennych p�ytach, pod��aj�c za Duraidem, kt�ry w�a�nie omija� basenik z rybkami po�rodku tarasu. � Duraid! � ostrzeg�a go krzykiem. Odwr�ci� si� i uni�s� wysoko lamp�. � Kim pan jest? � zawo�a�. � Czego pan tu chce? Intruz cicho podszed� bli�ej. Tradycyjna d�uga szata diszdasza falowa�a mu wok� n�g, a g�ow� okrywa�a bia�a chusta ghutrah. W �wietle lampy Duraid zauwa�y�, �e nieznajomy rogiem chusty zas�oni� sw� twarz, by go nie rozpoznano. Intruz zwr�cony by� do Royan ty�em, nie widzia�a wi�c no�a w jego prawej d�oni. Zobaczy�a jednak ruch r�ki, gdy d�gn�� Duraida w brzuch. Duraid zacharcza� z b�lu i zgi�� si� wp�. Napastnik wyci�gn�� ostrze z jego cia�a i zaatakowa� ponownie, lecz Duraid upu�ci� lamp� i schwyci� uzbrojon� r�k� bandyty. P�omie� rozbitej lampy migota� nier�wno. Dwaj m�czy�ni walczyli w mroku, Royan dostrzeg�a jednak ciemn� plam� powi�kszaj�c� si� z przodu na bia�ej koszuli m�a. � Uciekaj! � krzykn�� ochryple. � Biegnij po pomoc! Ja go nie zdo�am zatrzyma�! � Duraid by� osob� �agodn�, spokojnym uczonym. Royan wiedzia�a, �e nie ma szans w walce z napastnikiem. � Biegnij! Prosz�! Ratuj si�, kwiatku! � wo�a� s�abn�cym g�osem, lecz wci�� rozpaczliwie �ciska� uzbrojon� r�k� bandyty. Przez kilka strasznych sekund Royan sta�a jak sparali�owana, ale natychmiast si� otrz�sn�a i pobieg�a do drzwi. Przera�ona, chc�c pom�c m�owi, zwinnie jak kot przebieg�a przez taras. Duraid przytrzymywa� napastnika, by nie zagrodzi� jej drogi. Przeskoczy�a przez niski kamienny murek, w zaro�la, i omal nie wpad�a w r�ce czatuj�cego tam m�czyzny. Krzykn�a i uda�o jej si� wywin��, cho� wyci�gni�te palce bandyty prze�lizgn�y si� po jej twarzy i wczepi�y w cienk� bawe�nian� bluzk�. Tym razem dostrzeg�a n� � d�ugi srebrzysty b�ysk w �wietle gwiazd �t to j� zmobilizowa�o do nowego wysi�ku. Bluzka p�k�a i Royan by�a wolna, lecz napastnik zd��y� zada� cios. Poczu�a ostrze na barku. Przera�ona rzuci�a si� na m�czyzn� z ca�� si�� swego spr�ystego m�odego cia�a. Stop� w�adowa�a mu w krocze z takim impetem, �e nadwer�y�a sobie kostk� i kolano. Bandyta zawy� i skuli� si� przy ziemi. Pop�dzi�a przez zaro�la. Pocz�tkowo ucieka�a bez celu, nogi nios�y j� jak najdalej od zab�jc�w. Usi�owa�a och�on�� i opanowa� si�. Spojrza�a za siebie � nikt jej nie �ciga�. Gdy dotar�a do brzegu jeziora, zwolni�a, oszcz�dzaj�c si�y. Zda�a sobie spraw�, �e po r�ce �cieka jej ciep�a stru�ka krwi i kapie z palc�w. Przystan�a, opar�a si� o szorstki pie� palmy, oddar�a pasek bawe�ny z rozszarpanej bluzki i po�piesznie przewi�za�a sobie rami�. Ca�a trz�s�a si� z przera�enia i wysi�ku � nawet zdrowa r�ka niezbornie dr�a�a. Z�bami i lew� d�oni� zrobi�a w�ze� i zatamowa�a nieco krwawienie. Nie wiedzia�a, dok�d ma ucieka�. Nagle dostrzeg�a przy�mione �wiat�o lampy w chacie Alii po drugiej stronie pobliskiego kana�u nawadniaj�cego. Odepchn�a si� od pnia palmy i ruszy�a w tamtym kierunku. Przebieg�a nieca�e sto krok�w, gdy z ty�u z zaro�li us�ysza�a, jak kto� wo�a� po arabsku: � Jusuf, natkn��e� si� na t� kobiet�? W ciemno�ci przed sob� zobaczy�a �wiat�o latarki. � Nie, nie widzia�em jej � odpar� inny g�os. Jeszcze par� sekund, a wpad�aby na niego. Przycupn�a i rozpaczliwie rozgl�da�a si� wok�. W zaro�lach, t� sam� �cie�k�, kt�r� Royan przybieg�a, przybli�a�o si� �wiat�o drugiej latarki. To musia� by� m�czyzna, kt�rego kopn�a, ale s�dz�c z energicznego ruchu snopa �wiat�a, przyszed� ju� do siebie i teraz porusza� si� szybko i bez trudno�ci. Odci�to jej drog� z obu stron. Postanowi�a wycofa� si� nad jezioro, gdzie brzegiem prowadzi�a szosa. Liczy�a na to, �e napotka tam mo�e jaki� sp�niony samoch�d. Potkn�a si� na nier�wnym gruncie i upad�a, �cieraj�c sobie kolana, lecz poderwa�a si� natychmiast i pogna�a dalej. Ponownie si� potkn�a i wyci�gni�t� r�k� natrafi�a na g�adki kamie� wielko�ci pomara�czy. Zabra�a kamie� � dawa�o jej to poczucie, �e ma przynajmniej jak�� bro�. Zranione rami� zaczyna�o bole�. Niepok�j o Duraida dodawa� jej si�. Zdawa�a sobie spraw�, �e zosta� ci�ko skaleczony, gdy� widzia�a, z jak� si�� zadano mu cios. Musi sprowadzi� pomoc. Dwaj ludzie z latarkami przeczesywali zaro�la. Doganiali j�. S�ysza�a ich nawo�ywania. Wreszcie dobrn�a do drogi i cicho pisn�wszy z ulgi, wygramoli�a si� z rowu odwadniaj�cego na jasn� szutrow� szos�. Ledwo mog�a i��, gdy� nogi pod ni� dr�a�y, ruszy�a jednak w stron� wioski. Nie dotar�a nawet do pierwszego zakr�tu, gdy z naprzeciwka powoli zacz�o si� do niej zbli�a� �wiat�o reflektor�w, przeb�yskuj�ce mi�dzy pniami palm. Podbieg�a �rodkiem drogi. � Pomocy! � wo�a�a po arabsku. � Prosz� o pomoc! Samoch�d wyjecha� zza zakr�tu i nim o�lepi�y j� reflektory, zobaczy�a, �e to niewielki ciemny fiat. Sta�a na �rodku drogi machaj�c r�koma, by zatrzyma� kierowc�. Reflektory o�wietla�y j� jak na scenie. Fiat zahamowa� tu� przed ni�. Royan podbieg�a do drzwi kierowcy i szarpn�a za klamk�. � Prosz�, musi mi pan pom�c... Drzwi otworzy�y si� od �rodka z tak� si��, �e Royan straci�a r�wnowag�. Kierowca wyskoczy� z samochodu i schwyci� j� za przegub zranionej r�ki. Powl�k� do auta i otworzy� tylne drzwi. � Jusuf! Bacheet! � krzykn�� w kierunku ciemnych zaro�li. � Mam j�. Us�ysza�a, jak mu odpowiadaj� i r�wnocze�nie �wiat�o latarek skierowa�o si� na drog�. Kierowca otworzy� drzwi, pr�buj�c wepchn�� j� do �rodka g�ow� naprz�d. Wtedy przypomnia�a sobie, �e w zdrowej r�ce ma kamie�. Odwr�ci�a si� nieco, zebra�a wszystkie si�y i z zamachem uderzy�a m�czyzn�. Trafi�a kamieniem prosto w skro�. Bezg�o�nie pad� na drog�. Le�a� nieruchomo. Wyrzuci�a kamie� i ruszy�a szos�, ale zorientowa�a si�, �e �wiat�a latarek �ledz� ka�dy jej ruch. Dwaj m�czy�ni krzyczeli z krzak�w i niemal rami� w rami� wybiegli na szos�. Spojrza�a za siebie � dogoni� j� z �atwo�ci�. Jedyn� szans� by�a ucieczka ponownie w ciemno��. Skr�ci�a nad jezioro. Od razu znalaz�a si� po pas w wodzie. Straci�a orientacj�. Nie pami�ta�a, �e w tym miejscu droga biegnie po nasypie tu� nad brzegiem. Zda�a sobie spraw�, �e nie zd��y ponownie wdrapa� si� na nasyp. Przed sob� mia�a g�ste k�py papirus�w i trzcin, mog�ce da� jej schronienie. Ostro�nie przesz�a par� krok�w, a� wyczu�a, �e dno opada stromo pod stopami. Teraz musia�a p�yn��. Ruszy�a niezgrabn� �abk�. Przeszkadza�y jej sp�dnice i zraniona r�ka. A jednak wolne, ukradkowe ruchy prawie nie wywo�ywa�y fal na powierzchni wody i zanim prze�ladowcy dobiegli do miejsca, gdzie Royan zesz�a do jeziora, uda�o jej si� dotrze� w g�ste trzciny. Przedar�a si� w g��b szuwar�w i zanurzy�a. Nim woda przykry�a jej nos, Royan poczu�a, �e palcami st�p dotyka mulistego dna. Stan�a spokojnie i tylko czubek g�owy wystawa� jej nad powierzchni�. Odwr�ci�a twarz od brzegu. Mia�a pewno��, �e ciemne w�osy nie b�d� odbija�y �wiat�a. Chocia� woda zakrywa�a jej uszy, s�ysza�a podniecone g�osy m�czyzn na drodze. Latarkami przeszukiwali powierzchni� jeziora, pr�bowali o�wietli� szuwary. Przez chwil� mia�a na swej g�owie �wietlist� plam� i zaczerpn�a powietrza, by ukry� si� pod wod�, lecz snop �wiat�a przesun�� si� dalej i Royan by�a pewna, �e jej nie zauwa�ono. To j� o�mieli�o. Unios�a lekko g�ow�, wynurzaj�c jedno ucho, by s�ysze� rozmow� swych prze�ladowc�w. M�wili po arabsku. Royan rozpozna�a g�os jednego z nich, tego, kt�rego zwali Bacheet. By� najprawdopodobniej ich przyw�dc�, gdy� wydawa� rozkazy. � Wejd� do wody, Jusuf, i wyci�gnij t� dziwk�. Us�ysza�a plusk � Jusuf ze�lizgiwa� si� z brzegu. � Dalej � poleci� Bacheet. � W tamte trzciny, gdzie �wiec� latark�. � Tu jest za g��boko. Wiesz, �e nie umiem p�ywa�. Ca�kiem mnie zakryje. � Tam! Przed tob�. W tamtych szuwarach. Widz� jej g�ow� � zach�ca� go Jusuf i Royan zamar�a z obawy, �e j� wytropiono. Zanurzy�a si�, jak mog�a najg��biej. Jusuf plaska� niezgrabnie, d���c do miejsca, gdzie Royan kuli�a si� ze strachu. Wtem nast�pi�o g�o�ne zamieszanie, kt�re przerazi�o nawet Jusufa. � D�iny! Bo�e, ratuj mnie! � krzykn��. Stado �pi�cych kaczek poderwa�o si� z wody i g�o�no furkocz�c skrzyd�ami, wystrzeli�o w ciemne niebo. Jusuf ruszy� do brzegu i ju� �adne gro�by Bacheeta nie sk�oni�yby go do dalszych poszukiwa�. � Kobieta nie jest taka wa�na, wa�niejszy jest zw�j � stwierdzi�, wychodz�c na szos�. � Bez zwoju nie dostaniemy pieni�dzy. Odnajdziemy j� p�niej. Royan odwr�ci�a nieco g�ow�. �wiat�o latarek przesuwa�o si� po drodze w kierunku samochodu stoj�cego z w��czonymi reflektorami. Us�ysza�a d�wi�k zatrzaskiwanych drzwi, silnik zapali� i auto pojecha�o w kierunku willi. Zbyt jeszcze przera�ona, by opu�ci� sw� kryj�wk�, Royan obawia�a si�, �e kt�ry� z napastnik�w zosta� na czatach. Stan�a na czubkach palc�w, wod� mia�a na wysoko�ci ust. Dr�a�a bardziej ze strachu ni� z zimna, gotowa czeka� tak a� do �witu. Dopiero znacznie p�niej dostrzeg�a �un� ognia na niebie i migocz�ce p�omienie za pniami palm. Wtedy przesta�a my�le� o swym w�asnym bezpiecze�stwie i wysz�a na brzeg. Ukl�k�a w b�ocie, dr��c i �api�c powietrze, os�abiona z up�ywu krwi, z przera�enia i szoku po tych wszystkich przej�ciach. Przez zas�on� mokrych w�os�w i wody �ciekaj�cej do oczu patrzy�a na ogie�. � Willa! � wyszepta�a. � Duraid! O Bo�e, b�agam, nie! Wsta�a z trudem i potykaj�c si� ruszy�a w kierunku p�on�cego domu. Bacheet wy��czy� reflektory i silnik, jeszcze nim skr�cili w stron� domu. Samoch�d toczy� si� rozp�dem i zatrzyma� na dole przed Wszyscy trzej wysiedli i weszli po kamiennych schodach na taras. Cia�o Duraida le�a�o przy baseniku, tam gdzie Bacheet je zostawi�. Min�li je oboj�tnie i wkroczyli do ciemnego gabinetu. Bacheet po�o�y� na stole tandetn� naramienn� torb�. � Stracili�my ju� za du�o czasu. Musimy si� zwija�. � To wina Jusufa � wtr�ci� kierowca fiata. � Pozwoli� uciec tej kobiecie. � Mia�e� okazj� z�apa� j� na drodze � warkn�� Jusuf. � Sam spisa�e� si� niewiele lepiej. � Dosy�! � rzek� Bacheet. � Je�li chcecie otrzyma� fors�, lepiej nie r�bcie wi�cej b��d�w. O�wietli� latark� blat sto�u i odnalaz� zw�j. � To ten. � Widzia� wcze�niej jego fotografi�, wi�c nie mog�o by� pomy�ki. � Chc� mie� wszystko: mapy i zdj�cia. R�wnie� ksi��ki i notatki. Wszystko, co tu le�y na stole. Niczego nie zostawiajcie. Po�piesznie wpakowali papiery do torby i Bacheet zasun�� zamek b�yskawiczny. � Teraz Doktari. Przywleczcie go tutaj. Dwaj z nich przeszli na taras i pochylili si� nad le��cym cia�em. Ka�dy z nich chwyci� za jedn� nog� i poci�gn�li Duraida przez taras do gabinetu. Jego g�owa odbi�a si� bezw�adnie na kamiennym schodku, a krew znaczy�a na posadzce d�ugi mokry �lad, b�yszcz�cy w �wietle latarki. � Daj tu lamp�! � rozkaza� Bacheet, a Jusuf wr�ci� na taras po naftow� lamp�, kt�r� Duraid upu�ci�. Nie pali�a si�. Bacheet przy�o�y� lamp� do ucha i potrz�sn�� ni�. � Pe�na � stwierdzi� zadowolony i odkr�ci� korek pojemniczka. � Dobra, zabierajcie torb� do samochodu! � rozkaza�. Gdy dwaj podkomendni pobiegli, spryska� naft� koszul� i spodnie Duraida, potem zbli�y� si� do p�ek i chlapn�� resztk� p�ynu na st�oczone tam ksi��ki i r�kopisy. Rzuci� lamp� i si�gn�� pod diszdasz� po pude�ko zapa�ek. Potar� jedn� z nich i przy�o�y� do wilgotnego �ladu nafty na bibliotece. Ogie� buchn�� natychmiast w g�r�. Brzegi manuskrypt�w czernia�y i zwija�y si�. Bacheet podszed� do le��cego Duraida, zapali� drug� zapa�k� i rzuci� na jego skrwawion� koszul�, skropion� naft�. Na piersi Duraida zadrga�a peleryna niebieskich p�omieni. Zmienia�y barw�, w miar� jak wypala�a si� bawe�niana koszula i sk�ra pod ni�. Z pomara�czowych teraz j�zyk�w unosi� si� dymek ciemnej sadzy. Bacheet ruszy� do drzwi, wpad� na taras i zbieg� po schodkach do samochodu. Wgramoli� si� na tylne siedzenie. Kierowca da� gazu i odjechali sprzed domu. Bardzo silny b�l ocuci� Duraida, przywo�a� go z owego dalekiego miejsca, z samego kra�ca �ycia. J�kn��. Pierwszym wra�eniem po odzyskaniu �wiadomo�ci by� zapach pal�cego si� cia�a. Wtedy zwali� si� na niego rozdzieraj�cy b�l. Otworzy� oczy i spojrza� na siebie. Poczernia�a odzie� tli�a si�. Takich m�k nie do�wiadczy� jeszcze w swoim �yciu. Jak przez mg�� u�wiadomi� sobie, �e ca�e pomieszczenie stoi w ogniu. Omiata� go dym i fale �aru, przez kt�re ledwo widzia� drzwi. Cierpia� tak strasznie, �e wola�by umrze� i nie znosi� tego d�u�ej. Wtedy wspomnia� Royan. Usi�owa� wym�wi� jej imi�, ale z poparzonych, spieczonych ust nie wydoby� si� �aden d�wi�k. My�l o �onie zdo�a�a jednak sk�oni� go do ruchu. Obr�ci� si� na bok i gor�co buchn�o mu w plecy, dotychczas os�oni�te od �aru. J�kn�� g�o�no i zn�w si� obr�ci�, zbli�aj�c nieco do drzwi. Ka�dy ruch wymaga� niesamowitego wysi�ku, wywo�ywa� nowy atak b�lu. Gdy Duraid przesun�� si� jeszcze raz, zauwa�y�, �e przez otwarte drzwi wpada �wie�y podmuch i podsyca p�omienie. Czyste pustynne powietrze da�o mu odrobin� si�y, by m�g� sturla� si� ze schodka na ch�odny kamienny taras. Ubranie i cia�o pali�y si�. Zacz�� s�abo uderza� w pier�, by st�umi� p�omienie. R�ce mia� jak czarne, p�on�ce szpony. Wtedy przypomnia� sobie basenik. My�l o zanurzeniu um�czonego cia�a w zimnej wodzie przynagli�a go do ostatecznego wysi�ku. Czo�ga� si� i wi� po kamieniach niczym w��. D�awi� go fetor pal�cego si� cia�a, pokas�ywa�, lecz zaciekle par� naprz�d. Gdy przetacza� si� przez murek baseniku, na kamieniach zostawia� p�aty spieczonej sk�ry. Woda zasycza�a: blada mgie�ka pary przes�oni�a mu widok do tego stopnia, i� my�la� przez chwil�, �e o�lep�. Zetkni�cie zimnej wody ze �wie�o poparzonym cia�em wywo�a�o tak silny b�l, �e Duraid znowu straci� przytomno��. Kiedy z pomrok�w wraca� do �wiadomo�ci, uni�s� g�ow� ociekaj�c� wod� i zobaczy� jak�� posta�. Nadchodzi�a z ogrodu, zataczaj�c si� na schodach. Pocz�tkowo my�la�, ze to wywo�any b�lem majak, ale gdy ogie� lepiej j� o�wietli�, rozpozna� Royan. Mokre w�osy wisia�y jej w str�kach na twarzy, ubranie mia�a podarte, ociekaj�ce wod�, poplamione b�otem i oblepione zielonymi glonami. Na prawej r�ce dostrzeg� przewi�zan� brudn� szmat�, przez kt�r� s�czy�a si� krew, tworz�c rdzaw� plam�. Royan nie zauwa�y�a go. Przystan�a na �rodku tarasu i ze zgroz� patrzy�a na p�on�cy dom. Czy Duraid jest wewn�trz? Chcia�a wej�� do �rodka, lecz powstrzyma�a j� zapora �aru. W tym momencie zawali� si� dach, a w g�r�, wysoko w ciemne niebo, wystrzeli� snop iskier i p�omieni. Cofn�a si�, zas�aniaj�c twarz ramieniem. Duraid chcia� j� zawo�a�, jednak z poparzonego gard�a nie wydoby� si� �aden d�wi�k. Royan odwr�ci�a si� i zacz�a schodzi� po stopniach. Najprawdopodobniej sz�a po pomoc. Zdoby� si� na nadludzki wysi�ek i z osmalonych, pokrytych p�cherzami warg wyda� g�os przypominaj�cy krakanie. Royan okr�ci�a si� szybko i spojrza�a na niego. Wrzasn�a. Jego g�owa nie przypomina�a g�owy cz�owieka. W�osy mia� spalone, a sk�ra na policzkach i brodzie zwisa�a w strz�pach. Przez zw�glon� mask� przebija�y p�aty �ywego cia�a. Royan cofn�a si�, jakby zobaczy�a ohydnego potwora. � Royan � zacharcza� ledwo rozpoznawalnym g�osem. Wysun�� ku niej d�o�. Podbieg�a do stawku i uchwyci�a j�. � Naj�wi�tsza Panienko, co oni z tob� zrobili? � za�ka�a. Usi�owa�a wyci�gn�� go na brzeg, ale sk�ra jego d�oni zosta�a jej w r�ce, niczym �ci�gni�ta upiorna r�kawiczka chirurgiczna, ods�aniaj�c szpon okryty krwawi�cym mi�sem. Przykl�k�a przy murku i pochyli�a si� nad basenikiem, chc�c wzi�� m�a w ramiona. Nie mia�a do�� si�, by go unie��, nie powoduj�c bolesnych uraz�w. Mog�a go jedynie podtrzymywa� i pociesza�. Zrozumia�a, �e on umiera. �aden przecie� cz�owiek nie zdo�a�by prze�y� tak strasznych obra�e�. � Zaraz nadejdzie pomoc � szepta�a po arabsku. � Kto� na pewno widzia� po�ar. Wytrwaj, m�j drogi, zaraz b�dzie pomoc. �miertelnie ranny, skr�ca� si� konwulsyjnie w jej ramionach. Wysi�ek przy m�wieniu by� dla niego tortur�. Zw�j? � spyta� ledwo dos�yszalnie. � Przepad�. � Royan popatrzy�a na ogie� szalej�cy w domu i potrz�sn�a g�ow�. � Spalony lub wykradziony. � Nie pozw�l. Ca�a nasza praca... � Przepad� � powt�rzy�a. � Nikt nam nie uwierzy bez... � Nie! � G�os mia� s�aby, lecz pe�en w�ciek�o�ci. � Dla mnie, moja ostatnia... � Nie m�w tak � b�aga�a. � Wyzdrowiejesz. � Obiecaj � za��da�. � Obiecaj mi! � Nie mamy sponsora. Jestem sama. Nie zdo�am tego zrobi�. � Harper! � wydusi� z siebie. Royan nachyli�a si� bli�ej, uchem dotkn�a spalonych ust. � Harper � powt�rzy�. � Silny... twardy... zaradny cz�owiek... � i wtedy zrozumia�a. Oczywi�cie, Harper. Czwarta i ostatnia osoba na li�cie. Cho� to nazwisko znajdowa�o si� na samym ko�cu, Royan zawsze wyczuwa�a, �e je�li chodzi o preferencje Duraida, kolejno�� by�a odwr�cona. To Nicholas Quenton�Harper mia� uprzywilejowan� pozycj�. Bardzo cz�sto wyra�a� si� o tym cz�owieku ciep�o i z szacunkiem, a czasem nawet z podziwem. � Ale c� mu powiem? Nie zna mnie. Jak go mam przekona�? Si�dmy papirus znikn��. � Zaufaj mu � wyszepta�. � Dobry cz�owiek. Zaufaj mu... Obiecaj! � doda� z niezwyk�ym naciskiem. Wtedy przypomnia�a sobie notatnik znajduj�cy si� w ich mieszkaniu w Gizie, na przedmie�ciach Kairu, i materia�y o Taicie na twardym dysku peceta. Nie wszystko jeszcze przepad�o. � Tak, obiecuj� ci, m�j m�u. Obiecuj�. Cho� zmasakrowana twarz nie wyra�a�a �adnych ludzkich uczu�, w jego szepcie pobrzmiewa�o s�abe echo zadowolenia. � M�j kwiecie! Potem g�owa mu opad�a. Skona� w jej ramionach. Ch�opi, przybyli z wioski, znale�li Royan przy baseniku. Wci�� kl�cza�a, trzyma�a m�a w obj�ciach i co� mu szepta�a. Po�ar dogasa� � �wiat�o jutrzenki by�o silniejsze od tl�cego si� �aru. Na nabo�e�stwo �a�obne do ko�cio�a w oazie przybyli wszyscy starsi pracownicy muzeum i Departamentu Staro�ytno�ci. Nawet prze�o�ony Duraida, minister kultury i turystyki, Atalan Abou Sin, przyjecha� z Kairu czarnym s�u�bowym klimatyzowanym mercedesem. Stan�� za Royan i cho� sam by� muzu�maninem, powtarza� s�owa koptyjskiej modlitwy. Nahoot Guddabi sta� obok swego wuja. Matka Nahoota by�a m�odsz� siostr� ministra, co � jak sarkastycznie zwyk� komentowa� Duraid � z nawi�zk� mia�o skompensowa� synowski brak kwalifikacji i do�wiadczenia w dziedzinie archeologii oraz jego nieudolno�� jako mened�era. Panowa� niemi�osierny ponadtrzydziestostopniowy upa�. Doskwiera� nawet tu, w mrocznym klasztorze. W g�stych oparach kadzid�a, s�uchaj�c odzianego w czer� duchownego, mamrocz�cego dawne modlitwy, Royan mia�a wra�enie, �e si� dusi. Szwy na prawym ramieniu ci�gn�y j� i piek�y, a za ka�dym razem, gdy spogl�da�a na d�ug� czarn� trumn�, stoj�c� przy poz�acanym o�tarzu, stawa� jej przed oczami przera�aj�cy widok spalonej, pozbawionej w�os�w g�owy Duraida. Wirowa�o jej wszystko przed oczami i musia�a si� przytrzymywa�, by nie spa�� z �awki. Msza dobieg�a ko�ca. Royan mog�a wreszcie wyj�� na �wie�e powietrze, na �wiat�o, lecz jej obowi�zki jeszcze si� nie sko�czy�y. Jako najwa�niejsza �a�obnica musia�a i�� tu� za trumn� na po�o�ony w�r�d palm cmentarz, gdzie w rodzinnym grobowcu czekali ju� krewni Duraida. Atalan Abou Sin podszed� do niej i u�cisn�� jej r�k�, sk�adaj�c kondolencje. � Straszna historia, Royan. Rozmawia�em z ministrem spraw wewn�trznych. Z�api� tych zbir�w, zapewniam ci�. Odpocznij, a� odzyskasz si�y, i dopiero potem wr�� do muzeum � doda�. � Wr�c� do pracy w poniedzia�ek � odpar�a. Minister kultury wyci�gn�� notes z kieszeni swej ciemnej dwurz�dowej marynarki, sprawdzi� w nim co� i zapisa�. � W takim razie � popatrzy� na ni� � po po�udniu wpadnij do mnie do ministerstwa. O czwartej. Wr�ci� do swego mercedesa. Jego siostrzeniec, Nahoot Guddabi, podszed�, by u�cisn�� jej d�o�. Cer� mia� ��taw�, pod oczami br�zowe kr�gi, za to w�osy bujne i faluj�ce, a z�by niezwykle bia�e. By� wysoki i elegancki w nienagannie skrojonym garniturze. Lekko pachnia� drog� wod� toaletow�. Twarz mia� powa�n� i zasmucon�. � By� dobrym cz�owiekiem. Darzy�em go najwy�szym szacunkiem � powiedzia� do Royan, a ona kiwn�a g�ow� na to bezwstydne k�amstwo. Mi�dzy Duraidem a jego zast�pc� stosunki nie uk�ada�y si� najlepiej. Duraid nigdy nie pozwoli� mu pracowa� nad papirusami �Taity, nigdy nie udost�pni� mu si�dmego zwoju i to stanowi�o �r�d�o wzajemnych gorzkich nieporozumie�. � Royan, mam nadziej�, �e b�dziesz si� ubiega� o stanowisko dyrektora � powiedzia�. � Masz wszelkie ku temu kwalifikacje. � Dzi�kuj�, Nahoot, jeste� bardzo uprzejmy. Nie zastanawia�am si� jeszcze nad przysz�o�ci�. A ty nie b�dziesz si� stara�? � Oczywi�cie, ale to nie znaczy, �e nie powinno by� innych kandydat�w. Mo�e to w�a�nie ty sprz�tniesz mi t� posad� sprzed nosa. � U�miechn�� si� z satysfakcj�. Royan by�a kobiet� w arabskim �wiecie, a on by� siostrze�cem ministra. Dobrze wiedzia�, jak� mia� przewag�. � Zostaniemy przyjacielskimi rywalami? � spyta�. � Przynajmniej przyjaci�mi � u�miechn�a si� smutno. � W przysz�o�ci ka�dy przyjaciel b�dzie dla mnie na wag� z�ota. � Wiesz, �e masz wielu przyjaci�. Wszyscy w naszym dziale ci� lubi�. � To przynajmniej jest prawda, pomy�la�a. � Czy m�g�bym ci� podwie�� do Kairu? � ci�gn�� g�adko. � Jestem pewien, �e wuj nie b�dzie mia� nic przeciw temu. � Dzi�kuj� ci, Nahoot. Mam sw�j samoch�d, a poza tym musz� dzi� zosta� w oazie i uporz�dkowa� niekt�re sprawy Duraida. To nie by�a prawda. Royan mia�a zamiar jeszcze tego wieczoru wr�ci� do mieszkania w Gizie, lecz nie chcia�a, by Nahoot zna� jej plany. � Zatem zobaczymy si� w poniedzia�ek w muzeum. Royan opu�ci�a oaz�, gdy tylko uda�o jej si� uciec od krewnych, przyjaci� i ch�op�w, z kt�rych wielu przez prawie ca�e �ycie pracowa�o dla rodziny Duraida. Czu�a si� ot�pia�a i samotna. Wszelkie wyrazy formalnego wsp�czucia i mowy �a�obne nie mia�y dla niej znaczenia, nie przynosi�y pociechy. Asfaltowa szosa wiod�ca przez pustyni� nawet o tej p�nej porze by�a zat�oczona. W obu kierunkach bezustannie ci�gn�y sznury pojazd�w. Nast�pnego dnia by� pi�tek � dzie� �wi�teczny. Royan wysun�a z temblaka zranion� r�k�. Obra�enia nie przeszkadza�y jej zbytnio w prowadzeniu samochodu. Jecha�a do�� szybko, a jednak dopiero po pi�tej zobaczy�a na tle p�owej pustyni zielon� lini�, gdzie zaczyna� si� w�ski pas nawodnionej, uprawnej ziemi wzd�u� Nilu � wielkiej �yciodajnej arterii Egiptu. Jak zwykle w pobli�u stolicy ruch g�stnia�. Kiedy Royan dociera�a do swego domu w Gizie, panowa�a prawie zupe�na ciemno��. Z okien bloku wida� by�o zar�wno rzek�, jak i wielkie pomniki z kamienia. Dla Royan stanowi�y symbol samej istoty i historii jej kraju. Zostawi�a starego zielonego renaulta Duraida w podziemnym gara�u i pojecha�a wind� na ostatnie pi�tro. Wesz�a do mieszkania i zamar�a w przedpokoju. Salon zosta� spl�drowany. Poodwijano nawet dywany i pozrywano obrazy ze �cian. Oszo�omiona przesz�a w�r�d rozwalonych mebli i rozbitych dekoracji. Zerkn�a do �azienki i przekona�a si�, �e r�wnie� to pomieszczenie nie unikn�o swego losu. Wsz�dzie na pod�odze porozrzucano ubrania jej i m�a, drzwi wszystkich szaf otwarto na o�cie�, jedne z nich wyrwano z zawias�w. Wok� przewr�conego ��ka wala�y si� koce i podg��wki. Royan poczu�a md�y zapach rozlanych kosmetyk�w i perfum, ale nie mog�a si� jeszcze zdoby� na to, by wej�� do �azienki. Wiedzia�a, co tam zastanie. Przesz�a dalej do du�ego pokoju, kt�ry s�u�y� jako gabinet do pracy. W panuj�cym rozgardiaszu zauwa�y�a od razu zabytkowe szachy, kt�re dosta�a od Duraida w prezencie �lubnym. Szachownic� z agatu i ko�ci s�oniowej prze�amano na p�, bierki rozrzucono dooko�a z jak�� niepotrzebn� m�ciw� si��. Royan podnios�a bia�ego hetmana � oderwano mu g�ow�. Trzymaj�c hetmana w zdrowej r�ce przesz�a jak lunatyczka do swego biurka pod oknem. Komputer by� zniszczony. Ekran i obudow� procesora rozbito najprawdopodobniej siekier�. Wiedzia�a od razu, �e zawarto�ci twardego dysku nie uda si� odzyska� � by� nie do naprawienia. Spojrza�a na szuflad�, gdzie przechowywa�a dyskietki. Zar�wno t� szuflad�, jak i pozosta�e wyci�gni�to i rzucono na pod�og�. Oczywi�cie by�y wypr�nione. Znik�y dyskietki, wszystkie notatniki i fotografie. Ostatnie nici ��cz�ce j� z si�dmym papirusem zosta�y przerwane. Po trzyletniej pracy nie mia�a �adnych dowod�w, �e zw�j w og�le istnia�. Wyczerpana, osun�a si� na pod�og� z uczuciem pora�ki. Rami� znowu zacz�o j� bole�. Czu�a si� samotna i bezbronna, jak nigdy dot�d w �yciu. Nie przypuszcza�a, �e tak rozpaczliwie b�dzie jej brakowa�o Duraida. Zadr�a�a i �zy pociek�y jej same. Pr�bowa�a je powstrzyma�, ale piek�y pod powiekami, wi�c pozwoli�a im p�yn��. Siedzia�a w�r�d ruin swego �ycia i �ka�a, a� nie czu�a ju� nic, jedynie pustk�. Wtedy skuli�a si� na zmi�tym dywanie i zm�czona, zrozpaczona zapad�a w sen. Do poniedzia�ku zdo�a�a przywr�ci� nieco porz�dku w swym �yciu. Policjanci przyszli do mieszkania i spisali zeznania. Royan uprz�tn�a prawie ca�y ba�agan. Przy klei�a nawet g�ow� bia�emu hetmanowi. Gdy zesz�a do gara�u i wsiada�a do samochodu, rami� ju� mniej j� bola�o. Zapatrywa�a si� na przysz�o�� znacznie optymistyczniej i wiedzia�a, co nale�y robi�, cho� jej nastr�j daleki by� od pogodnego. Dotar�a do muzeum i natychmiast posz�a do gabinetu Duraida. Z rozdra�nieniem stwierdzi�a, �e Nahoot ju� tam by�. Nadzorowa� dw�ch stra�nik�w, kt�rzy wynosili osobiste rzeczy jej m�a. � M�g�by� �askawie pozwoli�, bym zrobi�a to sama � zauwa�y�a ch�odno. Obdarzy� j� jednym ze swych najbardziej uroczych u�miech�w. � Przepraszam, Royan. My�la�em, �e pomog� ci w ten spos�b. Pali� grubego tureckiego papierosa, kt�rego ci�kiej pi�mowej woni nie znosi�a. Podesz�a do biurka Duraida i otworzy�a g�rn� szuflad�. � Le�a� tu terminarz mojego m�a. Znikn��. Nie widzia�e� go? � Nie, nic w tej szufladzie nie by�o. � Nahoot spojrza� na stra�nik�w, by potwierdzili. Przest�powali z nogi na nog� i potrz�sali g�owami. To w�a�ciwie nie ma znaczenia, pomy�la�a. Terminarz nie zawiera� zbyt wielu istotnych informacji. Duraid pozostawia� sprawozdawczo�� �onie, a ona najwa�niejsze dane przechowywa�a na dysku w komputerze. � Dzi�kuj� ci, Nahoot. Sama doko�cz� � odprawi�a go. � Nie chc� odrywa� ci� od pracy. � Zwr�� si� do mnie, prosz�, je�li b�dziesz potrzebowa�a jakiej� pomocy. � Uk�oni� si� lekko i odszed�. Porz�dkowanie gabinetu Duraida nie zabra�o jej wiele czasu. Poprosi�a stra�nik�w, by przenie�li pud�a z jego rzeczami do jej pokoju i z�o�yli je pod �cian�. Potem za�atwi�a w�asne sprawy i mia�a jeszcze godzin� do um�wionego spotkania z Atalanem Abou Sinem. Gdyby chcia�a wype�ni� dane m�owi przyrzeczenie, powinna na jaki� czas zwolni� si� z pracy. Pragn�c po�egna� si� ze swymi ulubionymi eksponatami, zesz�a do cz�ci wystawowej olbrzymiego budynku. W poniedzia�ki zawsze panowa� tam t�ok. Grupy turyst�w niczym stada owiec snu�y si� za swymi przewodnikami. T�oczyli si� przy najs�ynniejszych eksponatach. S�uchali przewodnik�w recytuj�cych swe wielokrotnie powtarzane opowie�ci we wszystkich j�zykach wie�y Babel. Sale na pi�trze, w kt�rych zgromadzono skarby Tutenchamona, by�y tak zat�oczone, �e Royan przesz�a przez nie jak najszybciej. Dotar�a do szafki z wielk� z�ot� mask� po�miertn� faraona��dziecka. Wspania�o�� tego zabytku i zwi�zana z nim historia sprawi�y, �e serce Royan, jak zwykle, zabi�o �ywiej. Sta�a przed gablot�, popychana przez dwie piersiaste spocone turystki w �rednim wieku. Je�li tego ma�o znacz�cego, s�abego kr�la pochowano w takiej cudownej masce, okrywaj�cej jego zmumifikowan� twarz, to jak musieli by� przyodziani w swych �wi�tyniach grobowych wielcy faraonowie z dynastii Ramzes�w? Kt�ry to ju� raz zastanawia�a si� nad tym? Ramzes II, najpot�niejszy, panowa� sze��dziesi�t siedem lat i ca�y czas na rozleg�ych, podbitych przez siebie terytoriach gromadzi� skarby do swego grobowca. Po chwili Royan posz�a odda� cze�� temu staremu w�adcy. Po trzydziestu wiekach Ramzes II spa� spokojnie, z wniebowzi�tym wyrazem na wychud�ym obliczu. Jego sk�ra lekko b�yszcza�a, jak marmur. Rzadkie pasemka w�os�w by�y ufarbowane henn�. R�ce, podkolorowane tym samym barwnikiem, mia� d�ugie, w�skie, wytworne. Przyodziany by� jednak tylko w lnian� tkanin�. Grabie�cy grobowc�w odwin�li t� mumi�, by spod banda�y wydosta� amulety i skarabeusze, wi�c cia�o faraona by�o teraz niemal nagie. Gdy jego szcz�tki zosta�y odkryte w i88i roku w krypcie mumii kr�lewskich w klifowej jaskini przy Deir el�Bahari, jedynie przytwierdzony do jego piersi kawa�ek papirusu �wiadczy� o to�samo�ci zmar�ego. Royan uwa�a�a, �e wyp�ywa st�d pewna nauka moralna, chocia� gdy tak sta�a przy tych �a�osnych szcz�tkach � cz�sto to robili z Duraidem � zastanawia�a si� nad tym, czy pisarz Taita m�wi� prawd� i czy rzeczywi�cie w dalekich, dzikich g�rach Afryki �pi jeszcze jeden faraon, kt�rego skarby zachowane s� w ca�o�ci. Sama my�l o tym przyprawia�a j� o g�si� sk�rk�. � Obieca�am ci, m�j m�u � szepta�a po arabsku. � To ma by� dla ciebie, w imi� pami�ci o tobie, gdy� to ty wskaza�e� mi drog�. Schodz�c po g��wnych schodach, spojrza�a na zegarek. Za kwadrans musi wyj�� na spotkanie z ministrem. Wiedzia�a dok�adnie, co ma robi� przez te pi�tna�cie minut. Chcia�a zobaczy� obiekt znajduj�cy si� w mniej ucz�szczanych, bocznych salach. Przewodnicy rzadko prowadzili tu swych podopiecznych, chyba �e przechodzili na skr�ty do pos�gu Amenhotepa. Royan zatrzyma�a si� w w�skim pomieszczeniu przed szklan� gablot� si�gaj�c� od pod�ogi do sufitu. Umieszczono tam wiele przedmiot�w: narz�dzia i bro�, amulety, naczynia i rozmaite przybory. Najm�odsze z nich pochodzi�y z dwudziestej dynastii Nowego Pa�stwa z 1100 roku przed Chrystusem, natomiast najstarsze przetrwa�y niemal pi�� tysi�cy lat i datowa�y si� z mrocznej epoki Starego Pa�stwa. Tylko pobie�nie skatalogowano te zbiory. Wiele eksponat�w w og�le nie zosta�o opisanych. Na dolnej p�ce le�a�y klejnoty, pier�cienie i piecz�cie. Obok ka�dej piecz�ci znajdowa� si� jej woskowy odcisk. Royan ukl�k�a, by bli�ej przyjrze� si� jednemu z wyeksponowanych po�rodku przedmiot�w � ma�ej, niebieskiej, cudownie wyrze�bionej piecz�ci z lazurytu. Dla staro�ytnych lazuryt stanowi� rzadki i cenny surowiec, kt�rego z�o�a nie wyst�powa�y w Egipcie. Na woskowym odcisku piecz�ci widoczny by� sok� ze z�amanym skrzyd�em i Royan z �atwo�ci� mog�a odczyta� proste obja�nienie: TAITA, PISARZ WIELKIEJ KR�LOWEJ. Wiedzia�a, �e to ten sam cz�owiek, gdy� na papirusowych zwojach podpisywa� si� symbolem okaleczonego soko�a. Zastanawia�a si�, kto i gdzie znalaz� ten drobny przedmiot. Mo�e jaki� ch�op wydoby� go z opuszczonego grobowc