9421

Szczegóły
Tytuł 9421
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9421 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9421 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9421 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eugeniusz Paukszta Ich trzech i dziewczyna Rozdzia� I Pocz�tek w rudym kolorze By�o tu zawsze nieco spokojniej i ciszej, dlatego wybrali ten zak�tek pla�y, mo�liwie najdalej od jazgotu nie oliwionych, ha�a�liwych rower�w wodnych, pisku dziewcz�t, pokrzykiwa� sprzedawc�w lod�w i okazyjnych pami�tek. Niebo, wyblak�e w tym �arze, jak �le ufarbowany materia�, wisia�o wysoko, z rzadka tylko na sk�onach horyzontu poutykane postrz�pionymi cumulusami. Od morza wion�o silniejszym podmuchem, zatrzepota�a na wysokim maszcie chor�giew ostrzegaj�ca przed niebezpiecze�stwem k�pieli. Drobiny piasku uderza�y o twarze. Wysoki chudzielec powi�d� wzrokiem za rozko�ysan� w biodrach dziewczyn� w bikini. � Danki wci�� jeszcze nie ma � rzuci� do dryblasa kompan o w�osach przystrzy�onych na je�a. � To u nas tylko w soboty tak wczesny fajrant... Oni s� na finiszu, inwestor ustali� ju� termin fety otwarcia, a tymczasem wysz�a na jaw fuszerka, czego� tam zabrak�o, maj� strach. Ci�gn� na dwie zmiany, nawet w niedziel� chc� tyra�. � Ale� ty, Lutek, dok�adnie zorientowany � chudzielec przejrza� si� koledze z dezaprobat�. � Ramona, Ramona, jak s�odko imi� twoje brzmi... � zanuci� Pazo�a t�go podfa�szowuj�c.. � Tamta fryga zrobiona na rudo zn�w drze si� i piszczy, jakby j� kto w ukropie gotowa�. Z wody, bij�cej wzmo�on� fal� o brzeg, dziewczyna wydziera�a si� piskliwym g�osem. S�yszeli jej wrzask ju� kilka razy od chwili, gdy znale�li si� tu przed dwoma godzinami. � Cze��, przysz�o�ci architektury. Ledwie si� wyrwa�em z tej �eby od swoich starych... CO wy tak heroicznie, bez �adnego kota w pobli�u? Nie umiecie wej�� w ko�obrzeski styl? Kurza twarz, nogi spiek�em jak na patelni. Nie mogli�cie to umie�ci� si� bli�ej? � przywita� obu kompan�w Florek Stawski. � Ch�opcy, z ni� co� naprawd� niedobrze. �Szymon poderwa� si� z miejsca, wpatruj�c si� w morze � Z rud�? � leniwie przeci�gn�� si� Lutek. � Wida�, �e wpad�a ci w oko... No pewnie, nie ma Danki, trzeba si� wi�c jako� pocieszy�. Ej, Szymek, co ty? Jednym susem stan�� na nogi i pogna� za przyjacielem. Widzia� sam teraz, �e to ju� nie przelewki. Ruda ton�a, jej piski przesta�y by� tym razem idiotyczn� zabaw�. Trzepocz�c rozpaczliwie r�kami, zanurzaj�c si� pod nadbiegaj�ce grzebienie, mocowa�a si� nieudolnie z nagle objawion� wrogo�ci� morza. Fala odboju, niebezpieczna nawet dla dobrego p�ywaka, odrzuci�a rud� daleko od brzegu, na ostro schodz�c� tam w d� g��bin�. Jeszcze ostrzejsza fala windowa�a j� na powierzchni�, r�ce dziewczyny desperacko pr�bowa�y odepchn�� nap�r wody, ale nieub�agana g��b ci�gn�a i wsysa�a. D�o� znowu zatrzepota�a, mign�y rude w�osy. Szymon z rozp�du skoczy� do wody i p�yn��, to wyskakuj�c podrzutami ca�ego cia�a nad fale, to poddaj�c si� im i zezwalaj�c, by przep�ywa�y nad ni-m. Nie widzia� ju� ostatnich desperackich pr�b ton�cej, nie widzia� jej samej, zatrzymuj�c w pami�ci jedynie miejsce, w kt�rym dopiero co si� znajdowa�a. Widzieli za to wszystko Lutek i Florek, kt�rzy nadbiegli nieco p�niej nad brzeg. Porozumieli si� wzrokiem i r�wnie� skoczyli do wody. Na piasku za nimi gromadzi� si� p�czniej�cy t�um. � Tonie kto�? � E tam, by�by ratownik... Pewnie jaka� zwariowana zabawa. � Ratownik niedawno gdzie� poszed�. � Tonie, tonie! Ta ruda, co tak powrzaskiwa�a. Widzicie w�osy... ju� jej nie ma. Nie poradz�, posz�a na dno... Szymon rwa� d�ugimi wyrzutami ramion. Wyniesiony nad fale, wzrokiem szuka� rudzielca, jak okre�la� dziewczyn�. Ale na morzu, poza spienionymi grzbietami, niczego nie by�o wida�. Przeszy� go ��k, �e przyb�dzie za p�no, b�d� co b�d� spory kawa�ek, przy takiej fali trudno si� p�ynie. I wtedy nagle mign�a przed nim ruda plama. Ju� niedaleko. Wzm�g� wysi�ek. Najwy�ej par� machni�� ramieniem... Gdzie� chyba tutaj? Ale teraz, pusto w tym miejscu. Czy�by ju� poci�gn�o dziewczyn� na dno? Trzy razy podobno topielec wychyla si� na powierzchni�... Wyskoczy� nad fal�, zaczerpn�� mocno powietrza i znurkowa�. Skosem szed� w d�, wytrzeszczaj�c oczy do b�lu. Jak�eby si� teraz przyda�a maska, okulary do nurkowania. Widzialno�� s�aba, zbyt skot�owane wszystko na g�rze. Mo�e trzeba szuka� jej bardziej w bok, w prawo? P�ucom ci�ko, chwila, zbraknie powietrza. Jej nadal nie ma, zielonkawo, �adnego bielej�cego na tym tle kszta�tu. Nie da ju� rady, mo�e za nast�pnym zanurzeniem powiedzie si� lepiej. Wyp�yn��, pr�dzej wyp�yn��, bo we �bie a� �upie... Jeden zaledwie oddech, drugi, znowu pod wod�. Fala niesie najsilniej do�em, par� minut i nie zdo�a ju� pom�c dziewczynie. Chyba tym razem jeszcze bardziej na prawo, musia� si� przedtem myli�. Zielonkawo, ani punktu zaczepienia dla wzroku. Czy� naprawd� mo�e si� nie uda�, ma to dziewczynisko uton��? Tam jakby co� ja�niejszego. To nic, �e p�uca zd�awione, �e czerwone kr�gi przed oczyma mieszaj�, si� z wyra�nie p�czniej�c� ju� biel�, z majacz�cym kszta�tem ludzkiej sylwetki. O Bo�e, jak d�awi! Z�apa� j�, ci�gn�� za sob� na wierzch, do powietrza, do s�o�ca. Nic ju� nie widzia�. Odruchowym, zdesperowanym ruchem wyrzuci� rami� przed siebie, zacisn�� palce. Z�apa� co� mi�kkiego i o�liz�ego. W�osy, te rude w�osy. Rude, rude, kr�gi czerwone, czarne, rude, p�uca p�kaj�, jak�e daleko do tej powierzchni, a dziewczyna straszliwie ci�ka, wstrzymuje, hamuje, pu�ci� j� zatem, ratowa� przynajmniej ju� chocia� siebie. I jeszcze mocniej zacisn�� d�o� na w�osach. Fala chlusn�a mu prosto w twarz, w rozwarte usta, zamiast powietrza w krta� wdar�a si� woda. Zakrztusi� si�, ale od razu z�apa� oddech, zaraz i drugi, mocniejszy. Woln� d�oni� siek� wod�, pomaga� sobie nogami. Jeszcze oddech, jeszcze... Czarne p�aty, czerwone i rude rozp�ywa�y si�, oddala�y. M�g� my�le�, m�g� oddycha�, �y�. A ona? Raptownym podrzutem ramienia wyszarpn�� g�ow� dziewczyny spod wody, unosz�c j� nad fal�, w tej samej chwili katem oka dostrzeg� sylwetki przyjaci� p�yn�cych ku niemu; �le musieli obliczy� kierunek, s� jeszcze daleko. Prawym ramieniem zagarn�� dziewczyn� pod plecy, tak by g�owa jej spocz�a w do�ku jego pachy. Na wznak, wspomagaj�c lewe rami� uderzeniami n�g, m�g� p�yn�� ze swoj� zdobycz� do brzegu. �eby tylko nie by�o za p�no. Ona i teraz nie mog�aby z�apa� powietrza, fale coraz to przewalaj� si� nad nimi, przy pierwszym otwarciu ust zakrztusi�aby si� na amen. Wcale teraz nie wydaje si� ci�ka, drobna jest jaka�, wychud�a. Silniejsza fala chlupn�a nad nimi, zakry�a, nast�pna wynios�a ich nieco w g�r�, dojrza� wtedy brzeg ze st�oczon� ci�b� ludzk�, dziwnie teraz daleki ten brzeg, czy�by znosi�o ich, on za� nie mia� si�y, by przeciwstawi� si� naporowi pr�du? Mocniej uderzy� nogami. Poczu� znowu, �e p�ynie, posuwaj� si�, sekunda za sekund� pas pla�y zbawczo si� zbli�a. Przebiega mu przez g�ow� niedorzeczna my�l, �e mo�e i Danka ju� tam stoi w�r�d innych, przej�ta, zdenerwowana, musi jej przyjemnie by� na my�l, �e to w�a�nie on uratowa� dziewczyn�. Bo teraz ju� pewne, �e uratowa�. Zd�awiony krzyk, dostrzeg� rozwarte, pe�ne panicznego l�ku oczy rudej. Chcia� j� przestrzec, krzykn��, �e powinna zachowa� spok�j, nakry�a ich fala, zn�w �ykn�� pot�nie wody i wtedy poczu�, jak dziewczyna gwa�townym szarpni�ciem wyrywa si� z jego obj�cia, a r�ce chwytaj� go kurczowo za szyj� i oplataj� z niezwyk�� si��. Szarpn�� si�, jedn� d�oni� usi�uj�c rozerwa� dusz�cy go kurczowy chwyt, parali�uj�cy mu ruchy. Zanurzyli si�. Odbijaj�c si� nogami od wody, pr�bowa� teraz obydwiema d�o�mi rozlu�ni� u�cisk ramion rudzielca, chwyta� powietrze, zduszone gard�o ju� go nie przyjmowa�o, a ten chwyt by� jak. c�gi �elazne, jak jakie� okowy, Odpycha� jej r�ce, g�ow�, cia�o, na moment zel�a� ucisk ramion, uda�o mu si� z�apa� nieco powietrza, ale zaraz r�ce dziewczyny na nowo zwiera�y si� na jego szyi, mo�e straci�a przytomno��, pod�wiadomie tylko szukaj�c w tym ruchu ratunku. Teraz zn�w by�a ci�ka, ci�gn�a na dno jak kamie�. Dusi�a. Czarne, czerwone, rude kr�gi... Rude, czemu rude?... Odczepi� si� od niej, oderwa� j� od siebie, powietrza, powietrza... Matka dowie si� pewnie z depeszy, zawiadomi� koledzy. Marzy� o takich pi�knych domach, jakich Polska jeszcze nie zna�a, �udzi� si�, �e je b�dzie budowa�, robi� projekty; naiwniak, g�upi, na dnie nie trzeba dom�w, projekt�w, szk�a ni �elbetonu, niczego nie trzeba... Matka czy prze�yje i to... Oddech. Jak�e ma�o tego powietrza. Bo�e drogi, �e te� tak straszne jest uczucie toni�cia, tak zimno, ohydna ta zielonkawa woda. Nie, nie mo�e pozwoli�, �eby tak marnie mia�o si� sko�czy�. Szarpn�� si� jeszcze raz, wpar� si� ca�ym sob� w dziewczyn�, d�o�mi, nogami, nic nie pomaga, jej uchwyt by� silniejszy ni� jego nadw�tlone si�y. Zn�w zielonkawo, p�uca rozsadza co�, czarne, czerwone p�aty, ju� nie p�aty... Matka, depesza, domy z aluminium jasne jak s�o�ce, jak niebo... A teraz czarno, tylko czarno... I nagle oddech, powietrze, zel�a� ucisk na szyi, ju� w og�le nie ma tego ucisku. � Szymku, trzymaj si� mnie! Mam j�, nie b�j si�. Zaraz przyp�ynie Florek... Szymek, og�uch�e�? Szymon! Szymon! Teraz dopiero poj��. To Lutek. Lutek jest tu. No tak, p�yn�li z Pi�rkiem, fala odrzuci�a ich na bok. Wi�c jednak uratuj� si�, b�d� uratowani, on i ta ruda, brzydka, o twarzy bladej i powleczonej sinymi cieniami, o r�kach jak kleszcze... Wspar� r�k� o bark towarzysza. Ale nie mia� ju� si�y, by drugim ramieniem wojowa� z wod�, nogi bezw�adnie ci�gn�y do dna. � Florek, winduj babk�, tylko uwa�aj, �eby ci� nie z�apa�a jak Szymka... Ja jego holuj�. Niemocy, kt�ra go ogarn�a, nie potrafi� przezwyci�y� nawet wstyd. Cieszy� si� opini� �wietnego p�ywaka, startowa� swojego czasu w mistrzostwach okr�gu, czu� si� w wodzie jak ryba, a� tu nagle taka historia. Kto by si� spodziewa�, �e tak go zdusi kurczowo, sprawi, i� z ratuj�cego stanie si� ratowanym. Tam na brzegu mo�e by� Danka... Podda� si� spokojnym, r�wnym ruchom Lutka, niekiedy tylko niezgrabnym wyrzutem n�g stara� si� dopomaga� koledze. Przed oczyma mg�a, d�awienie w piersiach, pieczenie w gardle, zupe�ny bezw�ad... A tam Danka... Wspomnienie dziewczyny doda�o mu si�. Otworzy� usta, w�a�nie przewala� si� nad nimi spieniony ba�wan, napi� si� wody. Tym razem orze�wi�a go. � Ju� poradz�, puszczaj mnie, Lutek � nie wiedzia�, szepce czy krzyczy. Kompan odwr�ci� ku niemu g�ow�. � Nie szalej... Naprawd� mo�esz? Pu�ci�. Fala podrzuci�a ich w g�r�. Sp�ywaj�c z ni�, zamacha� ramionami. S�abe by�y, mdla�y, jako� chyba dobrnie do brzegu o w�asnych si�ach! Ale� tam t�oczno, p� pla�y pewnie si� zbieg�o ogl�da� widowisko. A gdzie� jest Florek z rud� dziewczyn�? Bo�e, jakie te nogi niemrawe, ledwie t�uk� o wod�. Serce wali, gdzie tam wali, dudni jak poci�g w tunelu. Lutek znowu podp�ywa, w b�ysku jego spojrzenia niepok�j. W odpowiedzi skrzywi� g�b� w kwa�nym u�miechu. Kiedy wreszcie dotkn�� nogami piachu, poj��, �e gdyby jeszcze kilka metr�w wi�cej, nie by�by ju� poradzi�. Cho� i tu jeszcze nie�atwo, usta� nie mo�na, fala odboju do�em podbija nogi, wali w nie drobinami piachu, jakby kto k�u� szpilkami. Trzeba wyskakiwa� nad fal�, wraz z ni� p�yn�� do brzegu. Tyle �e ju� si� mo�na odbi� nogami od gruntu. Na p�yci�nie przystan�� na czworakach, by� zbyt s�aby, by na stoj�co przeciwstawi� si� pr�dowi. A �e tam wszyscy si� gapi�, powrzaskuj� co�, to niewa�ne. Dopiero niedawno my�la� o matce, o depeszy do niej, o pogrzebanych marzeniach. Trzeba si� tylko cieszy�, �e �yje. Dziewczyn� te� uratowa�... Czemu ci ludzie tak wyci�gaj� r�ce w kierunku morza, co tam si� znowu dzieje? � Szymek, winduj si� ju� na piasek... Co� tam Florkowi nie idzie. To g�os Lutka. Wi�c i on ju� zauwa�y�. Trzeba by pom�c, ba, ale jak, sam si� gramoli niezgrabnie jak niemowlak do brzegu. Nikt ju� zreszt� na niego nie patrzy, przej�ci s� wszyscy tamtymi. Nareszcie suchy piasek, przyjemny, mi�ciutki, nagrzany s�o�cem. Ju� nie ta zielonkawa, s�ona i gorzka zarazem woda, nie przera�liwie blada twarz dziewczyny, nie kurczowy u�cisk jej r�k... Odruchowo pog�adzi� si� po szyi, jakby czu� tam jeszcze �lady desperackiego u�cisku. I zaraz podni�s� si�, cho� na moment od tego wysi�ku a� mu w oczach pociemnia�o. Co z Lutkiem, Pi�rkiem, z rud� dziewczyn�? Kto� z tupotaniem, ci�ko dysz�c, przebieg� obok, obrzucaj�c go drobinami piasku. To ratownik. Teraz przera�ony �pieszy�, aby udzieli� pomocy, chocia� pod koniec ratowniczej akcji. T�um si� kot�uje na brzegu, trudno co� dostrzec. Podszed� par� krok�w. Zobaczy�... Lutek wl�k� przez wod� dziewczyn� o rudych w�osach. Musia�a by� nieprzytomna, cia�o jej przewala�o si� jak mi�kki worek. S� ju� blisko brzegu... Ale gdzie Florek? Ratownik p�ynie, dobrze p�ywa, musi zna� miejsce, w kt�rym znajduje si� Florek. Ale czemu go nie wida�? Co si� sta�o? Przej�� go straszliwy l�k... To przez jego niezaradno��, przez zwyczajn� g�upot�. Powinien by� wiedzie�, �e ton�cy zawsze usi�uje kurczowo uczepi� si� ratuj�cego. Nie dopilnowa� ruch�w dziewczyny, narazi� koleg�w. Lutek okaza� si� dzielny i wytrzyma�y nad podziw, ale Florek utonie teraz, a jego nie opuszcz� ju� nigdy wyrzuty sumienia. Nie patrzy� ju� na nic. S�aniaj�c si� jeszcze na nogach pobieg� brzegiem i rozpychaj�c t�ocz�cych si� gapi�w wskoczy� do morza. Ch��d wody orze�wi� go, przywr�ci� mu si�y. Od brzegu us�ysza� krzyk, jakby swe imi�. Nie ogl�da� si�, p�yn�� w stron�, gdzie tam i sam bezradnie si� kr�ci� ratownik. � Wariacie, chcesz uton��? Zawracaj, idioto! � w g�osie Lutka brzmia� gniew, pomieszany z nutk� podziwu. Szymon zobaczy� go teraz obok siebie. � Zawr��, spisa�e� si� dzielnie, ale nie wolno szar�owa�, ja pop�yn� wraz z Lutkiem... Danka. A sk�d ona si� tu wzi�a? Nie odpowiedzia�, mocniej wpar� si� ramieniem w wod�. Fala burzy�a si� mocno, coraz to zalewa�y ich nadbiegaj�ce -jeden za drugim ba�wany. � Ma go! � okrzyk Lutka przebi� szum -morza.. Tu� przed nimi borykali si� z mocniejsz� w tym miejscu fal� odboju ratownik i Florek. Ch�opak szarpa� si�, wyrywaj�c si� z r�k t�giego, ros�ego faceta. � Co jest? � Lutek podsun�� si� pod nalan� g�b� ratownika. � Go�� koniecznie chce sam p�yn��. A by� ju� pod wod�. Nie mog� pozwoli�... � urwa�, zakrztusi� si�. � Lutek � w g�osie Florka d�wi�cza�a serdeczna pro�ba. � Poradzi ju� sobie sam... B�dziemy zreszt� tu� obok. � Kiedy ja nie mog� pozwoli�... � A gdzie� by� przedtem, ciapciaku? Gdy ta ruda ton�a, co? � warkn�� Lutek. Twarz osi�ka zmieni�a si�, ale wi�cej nie oponowa�. Ca�� pi�tk� p�yn�li teraz przezwyci�aj�c fal�. Ju� blisko, jeszcze troch�, woda nieco powy�ej kolan, podnie�li si�, szli brodz�c do brzegu. � Co z t� rud�? Nawet niebrzydka, zgrabna... � odsapn�� Lutek, dumnie nadymaj�c pier� przed Dank�. Ona jednak przygl�da�a si� nie jemu, lecz t�umowi na brzegu. W pewnej chwili, po�r�d dziesi�tk�w na wp� nagich postaci, wy�owi�a rud� plam�. Dziewczyna, podtrzymywana przez paru m�odych gorliwc�w, siedzia�a ju�, nadal tylko �miertelnie blada. Pokaszliwa�a. � Na drugi raz radz� koledze-pilnowa� swojego. Uda�o si�, ale gdyby inaczej? Poszed�by� kolega do mamra i tyle. Topielczyni i jakby zreszt� to nie pomog�o. Cze�� � sucho powiedzia� do ratownika Lutek, �ciszaj�c g�os, by poza nimi nikt inny go nie s�ysza�. � Czy panowie podadz� to dalej? Musia�em odej�� na chwil�, od rana nie jad�em, kto by si� spodziewa�, �e w�a�nie wtedy... � Warto by sprawi� koledze solidne manto... Sied� teraz spokojnie i tylko pilnuj swego � uspokoi� go Szymek. Podeszli do rudej dziewczyny. Kto� zarzuci� na ni� prze�cierad�a k�pielowe, dr�a�a bowiem jak w ataku febry. Powoli rumie�ce wraca�y na twarz, oczy nabiera�y �ywszych blask�w. Mog�a Si� podoba�. � To panowie? Panowie mnie uratowali? � Uratowa� ten pan, musi pani g�ow� zadrze� do nieba, by go zobaczy�, mama i tata przydali mu jak�� z�� miar�. My tylko kibicowali�my wyczynowi. � Ton�li�my ju� razem i gdyby nie Lutek... � Tere fere, to dalszy ci�g, zupe�nie niewa�ny. A dla �cis�o�ci, najwi�ksz� robot� odwali� tu Florek, On pani� przyholowa� a� do brzegu... � Tam do�em cholerna si�a odboju. �ci�o mnie z n�g, rzuci�o na g��bi�, zakrztusi�em si�, dobrze, �e mi .wtedy zabra�e� pann� z ramion... Ty masz w og�le cholerne szcz�cie, Lutek, do kobiet � Florek mia� min� mocno kwa�n�. Szymon zauwa�y�, jak Danka spogl�da�a na Lutka-jasnymi, ciep�ymi oczyma. Zrobi�o mu si� bardzo smutno. � Dzi�kuj� panom... Gdy si� troch� lepiej poczuj�... � Zaraz przyb�dzie lekarz � powiedzia� do niej ratownik, gorliwy teraz w pe�nieniu swych obowi�zk�w. T�um rozchodzi� si� powoli. Sensacja min�a, dziewczyna �y�a, c� tu jeszcze mog�o by� ciekawego? Lutek odprowadzi� wzrokiem paru lowelas�w w komisowych modnych spodenkach. � G�wniarze! � sykn��. � Do wody nie pofatygowa� si� �aden, pewnie, to ryzyko... Oho, czarna flaga, zakaz k�pieli. Stara si� nasz ratownik. � Chod�cie, ulokujemy si� gdzie� dalej. Chc� wam opowiedzie�, co mnie dzisiaj spotka�o dziwnego � szepn�a Danka, poci�gaj�c za, sob� ca�� kompani�. � Dziwnego? Co za dzie�, same sensacje, przygody. Chod�my pos�ucha�. Danka, prowad�! Ca�a reszta odmaszerowa� za naszym wodzem w sp�dnicy! Szymon przygl�da� si� id�cej obok dziewczynie. Zawsze niezmiernie �ywa, pogodna, teraz sz�a dziwnie skupiona. Drobniutka, zgrabna, od pierwszej chwili spodoba�a mu si�, a teraz chyba zakocha� si� w niej bez reszty. Co si� mog�o Dance dzisiaj przydarzy�? Rozdzia� II Dziwni faceci z volvo Teraz, gdy min�� stan nerwowego napi�cia, nast�pi�a reakcja, poczuli si� znu�eni, wypompowani z si�. Jeszcze przed chwil� rozgadani, zamilkli, nikomu nie chcia�o si� otwiera� ust. Mi�kki, nagrzany piasek leniwie, niebezpiecznym ciep�em przenika� cia�a, powieki si� przymyka�y monotonne bicie fal o brzeg tak�e dzia�a�o usypiaj�co. Najbardziej zat�oczone odcinki pla�y zosta�y daleko za nimi. Ju� nadchodzi� koniec sezonu. W tych ostatnich dniach sierpnia przerzedzi�o si� na ulicach, w samym Ko�obrzegu �atwiej by�o o pok�j, mniej samochod�w przemyka�o szosami. Tylko pogoda od dobrych dziesi�ciu rank�w stara�a si� wynagrodzi� ch��d i szarug� poprzednich okres�w. S�o�ce grza�o mocno dzie� za dniem, morze pociepla�o, ci�gn�a pla�a. Szymon spod oka obserwowa� Dank�. Zmizernia�a ostatnio. Trafi�a na wyka�czan� budow�, tempo tam wzi�li niesamowite, wys�annicy inwestora, zak�ad�w w��kienniczych z Bielska, pop�dzali wykonawc�w, strasz�c zaplanowanym terminem otwarcia domu sanatoryjno-wypoczynkowego. Opowiada�a o cude�kach, wyskakuj�cych ka�dej niemal chwili. A to klamek z nag�a zabrak�o, a to sfuszerowano przewody wentylacyjne, trzeba by�o rozbija� dopiero co pomalowane �ciany, gdzie indziej pojawi�y si� zacieki, w s�o�cu powypacza�y si� ramy okienne zrobione ze zbyt �wie�ego drzewa. Jedne brygady przeszkadza�y drugim, wszyscy deptali sobie po pi�tach, nerwowi, rozindyczeni, skorzy o byle g�upstwo do k��tni. Danka bardzo sumiennie traktowa�a sw� praktyk�, wykorzystywano to, spychaj�c na dziewczyn� coraz to nowe zadania. Musia�o si� to odbi� na jej zdrowiu. Oni lepiej trafili, je�eli to mo�na by�o tak okre�li�. �lamarzy�o si�. z tym Domem Zdrojowym, podobnie jak z przys�owiowym ju� w Ko�obrzegu hotelem. Obydwu z Lutkiem wepchni�to tutaj na praktyk�, p�tali si�, obijali z k�ta w k�t, kierownictwo budowy wtedy by�o najbardziej z nich zadowolone, kiedy si� w nic nie mieszali. Lutek nic sobie z tego nie robi�, Szymona to jednak dra�ni�o. Nie znosi� partactwa, �ataniny, oczekiwania, byle min�� jako� ka�dy kolejny dzie�. W ubieg�ym roku, w Solinie, by�o zupe�nie inaczej. Tam si� przekona�, co naprawd� znaczy robota... Zetkn�y si� jego oczy z oczami dziewczyny. U�miecha�a si� leciutko, z pewnym przymusem. Milcza�a, nieskora do zapowiedzianych niedawno zwierze�. I teraz przymkn�a powieki w obawie, by nie zapyta� o co�, nie przerwa� tej chwili wytchnienia czy raczej zamy�lenia. Pozna� j� przez Florka, on tak�e by� z Politechniki Pozna�skiej, z tego samego pierwszego roku i z tej samej grupy co Danka. Praktyk� odbywa� przy dopiero d�wiganym od fundament�w obiekcie, darze g�rnik�w �l�skiej kopalni. Od tygodnia by� wolny, przyjecha� tu bowiem wcze�niej od nich. Tak si� z�o�y�o, �e od pocz�tku trzymali si� ca�� czw�rk�. Przygl�da� si� drobnej twarzy d leciutko sko�nym kszta�cie oczu i troch� zadartym nosie, nadaj�cym obliczu figlarny wyraz. Przy jasnych w�osach tym mocniej odbija�y ciemne oczy, ruchliwe, nie umiej�ce spocz�� nawet na kr�tko. Pocz�tkowo traktowa� Dank� jako morowego kumpla. A� nadesz�o to zupe�nie znienacka. Co prawda jeszcze i dzi� nie bardzo by� pewien, czy si� zakocha�, czy po prostu tylko podoba mu si� Danka. Niecierpliwie jej oczekiwa�, gdy si� sp�nia�a ze swojej budowy, co ostatnio sta�o^ si� regu��. Cieplej sp�ywa� mu po sercu ka�dy jej u�miech, przy tym czu�, �e zaczyna by� zazdrosny o Lutka, cz�ciej si� do niego zwraca�a, d�ugo umieli gada� ze sob�. Inna sprawa, �e z Lutkiem ka�dy rad rozprawia�, wyszczekany by�, obeznany w niejednym, a ju� znajomo�ci� tw�rczo�ci Ga�czy�skiego imponowa� dziewcz�tom, umiej�c na ka�d� okazj� zab�ysn�� stosownym cytatem. Mo�e dlatego tylko i Danka tak z nim ch�tnie przestaje... Z twarzy dziewczyny przeni�s� spojrzenie na Lutka. Le�a� z szeroko rozwartymi oczyma, �ledz�c na niebie rzadkie cumulusy i podobne do nich mewy, �egluj�ce wraz z podmuchami wiatru. Znali si� ju� ponad dwa lata, razem zacz�li wroc�awskie studia. Zbli�yli si� jednak dopiero na ko�obrzeskiej praktyce. Zbli�yli si� i kto wie, czy znowu si� nie oddal�. Z powodu Danki... Pazo�a wyczu� to spojrzenie, przesta� goni� za chmurami i u�miechn�� si� do przyjaciela. Prawie wszystko si� sta�o, co si� mia�o sta�, nie ukryje si� ziemi ni niebu � te� u�nij, m�j ma�y, tylko spa�, trzeba spa�, wi�c si� nie bud�. G�os mia� mi�kki, wibruj�cy. Przyjemnie s�ucha�o si� Lutka, Danka odwr�ci�a twarz w jego stron�, okr�ci� si� na piasku Florek. Szymona zala�a z�o��. Czy�by Lutek odgad� jego my�li? Z nim zawsze tak by�o, jak machnie tym swoim Ga�czy�skim, to mo�e si� zdawa�, �e ci� przejrza� na wylot i strzela do ciebie os�aniaj�c si� tekstem poety. � Sobie �piewasz czy mnie? � �achn�� si�. � Tobie. Mia�e� takie ma�lane oczy jak cz�owiek bardzo senny albo jak zakochany sztubak... Czego si�, Szymek, czerwienisz, zgad�em co�? � A mo�e by�my si� wyk�pali? Kr�tko dzi� siedzieli�my w morzu � Florek po swojemu pr�bowa� o�ywi� nastr�j. Uda�o si�. Parskn�li �miechem. � Danka, mia�a� co� opowiedzie� � przypomnia� Florek. � Mo�e p�niej? � Teraz! � hukn�li solidarnie. � Bo ja wiem... Wi�cej mi si� chyba zdawa�o. Sama zreszt� zawini�am najbardziej. Po choler� pakowa�am si� w tamte krzaki? � Krzaki? O, to zaczyna by� interesuj�ce � Florek m�wi�c to przezornie odsun�� si� od dziewczyny. � Tylko bez argument�w wyra�anych r�koczynami. Danka, ja ci� nie poznaj�, taka zawsze grzeczna, przyjemna, teraz tylko czeka�, a staniesz na czele chuliga�skiego gangu. Nie zwraca�a na niego uwagi. Obj�a r�kami kolana, po�yskiwa�a opalenizn� napi�ta sk�ra jej drobnych n�g, ko�ysz�c si� leciutko, m�wi�a bardziej do siebie ni� do nich. � O dziesi�tej mamy przerw� �niadaniow�. Jak zawsze, zapomnia�am zabra� co� ze sob�... Czasem rezygnuj� z jedzenia, niekiedy przynosz� sobie kanapki z kiosku. Najbli�ej do niego przez t� zakrzewion� cz�� parku tu� za nasz� budow�. Wtedy tylko przeskoczy� przez szos� i ju�... Dzisiaj te� tamt�dy pobrn�am, czu�am si� nieco zm�czona, nagania�am si� przy kontroli sieci wodoci�gowej. Westchn�a, zamy�li�a si�. � Musz� sobie dok�adnie przypomnie�... Znacie to miejsce, prawda? Zielono tam, �adnie. Gdy dociera�am ju� do szosy, odechcia�o mi si� jedzenia, cieni�cie by�o, postanowi�am troch� odpocz��. Le��c widzia�am szos�, do�em poszycie krzak�w jest znacznie rzadsze. Czasem przeje�d�a� jaki� samoch�d, kr�ci�o si� troch� ludzi... Nie wiem, mo�e nawet zdrzemn�am si� na moment, przymyka�am oczy, ziele� w nich zostawa�a, by�o tak bardzo przyjemnie... Jaki� w�z zatrzyma� si� niedaleko, trzasn�y drzwiczki. Nie zwr�ci�am na to uwagi. A� dopiero te g�osy, niedaleko ode mnie. Przyciszone, ale mocne, jaka� z�o�� w nich, zdenerwowanie. Nie wiem, jak wy, ale ja podobne nastroje z miejsca w ludziach wyczuwam. � �le wybra�a� budownictwo, nale�a�o raczej psychologi�... � zacz�� Florek, ale zamilk� na widok zaci�ni�tej niedwuznacznie pi�ci Lutka. � Widzia�am samoch�d, szwedzkie volvo, w nim jaka� dziewczyna, taki tapirowany kociak. Na sk�onie szosy, tu� przy rowie, sta�o czterech facet�w, gada�o dw�ch. Jeden z nich dziwnie wymawia� polskie s�owa... Zrozumia�am niewiele, mowa by�a o p�aszczach, �e ' kto� wpad�, siedzi, �e jaka� kaucja, �e si� nie op�aca... I teraz sprawa musi by� za�atwiona inaczej, nie samochodem. �e to nie przejdzie... Drugi oponowa� twierdz�c, �e oni na czekanie nie maj� czasu, taka zabawa nie dla nich, albo bra� towar, albo koniec z interesem. Im i tak tu depcz� po pi�tach... Tamten wtedy za�mia� si� tylko, powiedzia�, �e deptanie to lipa, a kupca drugiego z miejsca i tak nie maj�. Statek b�dzie za trzy, cztery dni, najwy�ej za tydzie�. Do tego czasu oni si� z sob� nie znaj�... Facet trzeci o co� szeptem pyta� kompana, potem zaduka� po niemiecku, �e recht, �e wird est gut sein... Oczy Lutkowi wysz�y na wierzch. Uwielbia� podobne historie. � Ten, kt�ry m�wi� dziwnym akcentem, i ten drugi, nazwa�am go Niemcem, poszli zaraz do samochodu, trzasn�y drzwiczki, szurn�li z miejsca. Druga para gdzie� mi si� zapodzia�a. Spojrza�am na zegarek, prawie dziesi�� minut min�o od przerwy �niadaniowej. Zerwa�am si�, by biec na budow� i zaraz niemal�e wpad�am w obj�cia jednego z tych facet�w... � Co pani tu robi? �Id�. � Sk�d? � Znik�d, z trawki, a pan jakim prawem mnie pyta? � Widzia�a� nas, s�ysza�a�? � Tylko bez tykania, nic mnie nie obchodz� wasze sprawy! � krzykn�am to ju� ze z�o�ci�. � Fiuu� zagwizda� Lutek. � Ale� naiwna, male�ka! � Pewnie, �e naiwna. Faceci spojrzeli tylko po sobie. Wy�szy, kt�ry g��wnie gada� z tamtymi dwoma, z�apa� mnie za r�ce, zasycza�: � Wi�c pami�taj, go��beczko, �e ci� to g�wno obchodzi, nie pr�buj si� niczego domy�la� ani mi nie w�a� w drog�. Bo zdusz� jak kurczaka... Przestraszy�am si�, szarpn�am mocno, uda�o si�, umkn�am w krzaki. Oni za mn�, ale gdzie by mnie tam dogonili. Zaraz zreszt� i nasza budowa, ju� si� tam ludzie kr�cili. Zawr�cili z miejsca i tyle ich widzia�am... W�a�ciwie g�upstwo i naiwno�� z mojej strony. Jacy� handlarze, waluciarze, pe�no tu przecie� takich, �eruj� na Szwedach i innych cudzoziemcach. � Ale o jakim towarze m�wili, �e nie wozem? Waluta? Albo co� mo�e innego? � zaciekawi� si� Florek. � Mnie to naprawd� nic nie obchodzi � �achn�a si�. � Otrzyma�am nauczk�, �eby na drugi raz nie by� g�upi� i nie wylegiwa� si� w krzakach. Idziemy do wody, obieca�am, opowiedzia�am, a teraz dajcie mi spok�j � werwa jej wyra�nie by�a robiona. � Chwileczk�, Danka. Boj� si� o ciebie. A jak im wpadniesz gdzie� w oko, poznaj� ci�? � Szymek by� zaniepokojony. � B�d� udawali, �e nie znaj�... Ani mnie, ani im to niepotrzebne. Aha, jeszcze jedno. Gdy po powrocie z domu sz�am tu do was na pla��, kupi�am sobie porcj� lod�w i siad�am niedaleko pomnika Za�lubin z Ba�tykiem. Gapi�am si� na ten pomnik, bardzo go lubi�, kiedy zn�w us�ysza�am znajomy g�os, m�wi� po szwedzku. Pozna�am, to ci dwaj panowie z samochodu. Szli sobie spacerkiem w kierunku latarni, o czym� gadali. No i tyle moich przyg�d. Tak mi�dzy nami, to strachu najad�am si� mocno. � Numeru auta nie .zapami�ta�a�? Volvo tutaj niejedno, co drugi Szwed przywozi promem tak� maszyn�... � Masz zamiar ich tropi�? � zapyta� Florek. � Ich raczej nie... Tamci dwaj mnie interesuj�. I te� nie chodzi o ich interesy, diab�a si� na tym wyznam, durnia z siebie nie zrobi�, bo co, przecie� nie zamelduj� milicji, oka�e si�, �e s� czy�ci i poruta jak jasny gwint... Chodzi o Dank�, grozili jej, mo�e chcieli uderzy�... � Daj spok�j, Lutek, nie wyg�upiaj si�. �a�uj�, �e wam opowiedzia�am, jeszcze zrobicie jak�� grand�, Nie, nie, male�ki �lad, pewnie wtedy, jak mu si� wyrywa�am, �ciska� mocno... Na prawej r�ce siniak by� wyra�ny, na lewej znaczy� si� troch� s�abiej. Wszyscy trzej przypatruj�c si� teraz tym �ladom na przegubach r�k dziewczyny spowa�nieli. Nawet Florek nie by� skory do �art�w. � Takie syny! � zakl�� Szymon. � Niechbym ich dosta� w swe r�ce! --- Co? Zaskar�y�by�? � Guzik. Znale�liby alibi, �e byli o tej porze gdzie indziej i tyle... Sam bym uci�� ma�� pogaw�dk� z przyjemniaczkami. � Pom�g�bym ci z ca�ego serca � przy��czy� si� Lutek. Danka spojrza�a po nich z wdzi�czno�ci�, ale te� z l�kiem. Diabli wiedz�, co gotowi narozrabia�. Niepotrzebnie im wszystko opowiada�a. Sko�czy�o si� dobrze i nie ma co nawraca� do ca�ej historii. Za�mia�a si� nieoczekiwanie. � Ale� z was naiwniacy! By�o zupe�nie inaczej. Na budowie omal nie spad�am z rusztowania, w ostatniej chwili jaki� robotnik z�apa� mnie za r�ce... St�d te �lady. A tamto to bajka, zupe�na lipa. Opowiedzia�am to wy��cznie dla kawa�u. Skwa�nieli. M�wi�a zupe�nie serio. Czy�by naprawd� nabra�a ich tym razem? G�upio spogl�dali po sobie. � Stop, Danka! Przecie� u was rusztowania dawno ju� zdj�te, budynek otynkowany. Je�li macie lada dzie� odbi�r... .Czemu nas zbijasz z tropu? � obruszy� si� Szymon. Opu�ci�a g�ow� jedynie na moment. Stosowa�a typowo kobiec� zasad�, by w podobnych sytuacjach odpowiada� atakiem. � Czemu? Temu, �e z wami nie mo�na nic na spokojnie. Zaraz zaczynacie si� wypytywa�, ju� gotowi do jakich� chuliga�skich rozr�bek. Nic mi si� nie sta�o, dosta�am nauczk� i tyle. Obiecajcie, �e... � Bez �adnych obietnic... Nie chcesz, mo�emy na ten temat wi�cej nie gada�, i tyle � �achn�� si� Lutek. Zapad�o milczenie przeci�gaj�ce si� nieprzyjemnie. Przerwa� je dopiero g�os Florka: � Wiara, idzie nasza topielica... Ju� g�adziutka, po makija�u. Niez�a babka, jak pragn� poroni�... Odetchn�li z ulg�. Tym razem rura dziewczyna pojawi�a si� w sam� por�. Zgrabna i wcale niebrzydka; wtedy, zmoczona jak kura po burzy, wodz�ca niepewnie wzrokiem po pla�y, wydawa�a si� brzydsza. � Ciesz� si�, i� nareszcie pa�stwa znalaz�am... To pan Miecio by� tak uprzejmy i wskaza� miejsce, gdzie pa�stwo si� znajdujecie. � Kole�anko, albo ju� przez wielmo�ni pa�stwo, albo przez koledzy. Po�redniej formy nie ma � Florek wysun�� si� przed koleg�w. � Dzi�kuj� kole�ance i kolegom � uwa�niej przyjrza�a si� Dance. � Przysz�am z podzi�kowaniem... Opowiadano mi. Kt�ry� z pan�w omal nie uton�� przeze mnie. Straci�am przytomno�� i wyprawia�am g�upstwa. Bo�e, jak ja si� ba�am, jak bardzo si� ba�am, nie chcia�am umiera�, ton��, chcia�am �y�... � To Szymka pani tak czule obejmowa�a, a� si� ch�opak zatraci� ze szcz�cia i razem poci�gn�li�cie si� na dno � zakpi� Lutek a potem wyci�gn�� rami� w kierunku Florka, g�os jego przybra� ton namaszczony: � Prosz� spojrze�, oto pani ostateczny, prawdziwy wybawca. Gdyby nie on, nie ja�nia�yby teraz pani w�osy tak pi�knie w blasku s�onecznym, nie l�ni�yby pe�ne uroku oczy... I w og�le. Jemu wi�c niech pani dzi�kuje. � Co� ty? � �achn�� si� Florek. � Nie r�b ze mnie bohatera. W tej ca�ej hecy g��wna twoja zas�uga. � Nie udawaj skromnisia. Pani daruje, ale on zawsze taki nie�mia�y jest przy kobietach. Nie zepsuty, wie kole�anka... Rzadko�� dzisiaj u m�odzie�y, prawda? � Koledzy kpi� sobie ze mnie. A ja naprawd� chcia�am bardzo serdecznie podzi�kowa�. Przecie� tylko dzi�ki wam �yj�... Oczy jej posmutnia�y, chwila, za�zawi� si�. Lutek czu�y na takie objawy, zatrzepota� r�kami. � Ju�, ju�... My zawsze wolimy ze wszystkiego raczej �artowa�, ni� przesadza� w powadze. A Florek uratowa� pani� naprawd�. Ja wtedy musia�em windowa� tego dr�gala, ale on zbuntowa� si� i zadecydowa�, �e sam dop�ynie do brzegu. Omin�y mnie zatem wszystkie tytu�y do medalu za ratowanie ton�cych... No nic, Florek, w imieniu nas wszystkich zainkasuje od pani podzi�kowania. Prosz� tylko nie przejmowa� si�, �e on taki nie�mia�y i nieobyty w towarzystwie dam... O, widzi pani, chce mnie bi�. Florek by� z�y, Danka chichota�a, wr�ci� humor tak�e Szymkowi. � Niech�e kole�anka siada obok nas. Prosz� � korzystaj�c z tej okazji, przysun�� si� sam mo�liwie blisko do Danki. Lutek przybra� dostojna, poz�, stoj�c przed ca�� gromadk�, palce wyci�gn�� w kierunku dziewczyny, zadeklamowa�: Ona by�a ruda, ale niezupe�nie � pewien po�ysk na w�osach grasowa� � �y�a z Finkiem. Fink by� re�yser. Przez snobizm komunizowa� (s� tacy te� � na Mazowieckiej) A Inge? Inge mia�a w sobie jaki� smak niemiecki, ten akcent w s�owie �Mond" � ksi�yc... der Mond in Monde... A Fink by� dure� i blondyn... Urwa�, sam rykn��by �miechem, widz�c roze�miane g�by ca�ego bractwa i zdziwion�, wyra�nie og�upia�� min� rudej dziewczyny. Podnios�a ku niemu twarz, z�� i niepewn�: � Pan o mnie? Czemu si� pan nabija? Bzdury jakie�. Jaki Fink? Jaki re�yser... I ten niemiecki... Czego pan chce ode mnie? � O rany Julek, trzymajcie mnie, bo si�. udusz�, ud�awi� si� z rado�ci! � Szymon za brzuch si� trzyma� i fajta� nogami. Danka skry�a twarz w piach pla�y. Florek pocz�tkowo r�wnie� si� �mia�, ale potem zlitowa� si� nad dziewczyn�. � Przecie� pani to zna... Wiersz Ga�czy�skiego, �Inge Bartsch". Co� mu si� przypomnia�o, pewnie ten kolor w�os�w. � Kasztanowy � powiedzia�a. � No pewnie, �e kasztanowy, �aden tam rudy, ojej, co� mnie ugryz�o... � nawet Florek musia� si� pochyli� nad nog�, by zd�awi� �miech. Dziewczyna podnios�a si� ura�ona. � Wi�c jeszcze raz bardzo dzi�kuj�. A tak si� wy�miewa�, to nie�adnie. Ja... � Odprowadz� kole�ank� � wcale ochoczo Ofiarowa� si� Florek. Ci�gle si� �miej�c odprowadzali wzrokiem oddalaj�c� si� par�. Dziewczyna nie by�a nazbyt �askawa dla Florka, pr�no jej nadskakiwa�. Trzyma�a si� sztywno, patrzy�a k�dy� przed sobie. � Oj, co� tu Florek niewiele ustrzeli � zafrasowa� si� Lutek. � Nie b�j si�, poradzi sobie... � Dawno si� tak nie �mia�am. Inna sprawa, wstyd tak maltretowa� cz�owieka. Przysz�a podzi�kowa� a ty od razu. � Jak�e, cytowa�em poet�, nic wi�cej... � Dajcie spok�j, id� si� k�pa�. � Nie wolno. Czarna flaga. Zaraz po tej historii wywiesi� j� nagle gorliwy ratownik. � Nie ratownik, ale pan Miecio. Nie s�ysza�e�, jak go nazywa�a ta pani? Rozdzia� III A dzia�o si� to w Ko�obrzegu Florek urwa� si� jeszcze przed zmrokiem. B�ka�, �e jest zaj�ty, nagle mu wypad�o, �a�uje, c�, trudno, tak bywa... J�ka� si�, peszy�, zatraci� zwyk�� pewno�� siebie. U�miechali si�, s�uchaj�c jego usprawiedliwie�. � Zostawcie go. Domy�lam si� czego� � wtr�ci�a si� Dar�ka. � Um�wi�e� si� z ni�, prawda? � Z kim? � Nie udawaj � pogrozi�a mu palcem. � W Poznaniu obiecywa�e�, �e si� b�dziesz mn� opiekowa� na praktyce. A tymczasem? � Florek, rany boskie, ju� czas, bo sp�nisz si� do rudzielca! � wo�a� za nim Lutek. Siedzieli na kamieniach ogrodzenia okalaj�cego nabrze�e. Nie opodal latarnia morska wyrasta�a swymi p�katymi kszta�tami, a jeszcze dalej t�pym �ci�ciem wbija� si� w ciemniej�ce niebo pomnik Za�lubin z Ba�tykiem. � Umie sobie zorganizowa� czas. Nam si� rozklei�a dzisiejsza sobota. Co� by trzeba jednak wymy�li�. Za godzin� b�dzie to kino pod gwiazdami, przynajmniej �wie�e powietrze, nieduszno. � Ja do pedeku. Wiecie, wspomnienia z walk ko�obrzeskich � wtr�ci� Szymek. Lutek skrzywi� si�. Wszystkie zainteresowania militarno-historyczne kolegi traktowa� jako mani�. Pewnie, w Ko�obrzegu mog� na� nap�ywa� wspomnienia, tu podobno zgin�� w czterdziestym pi�tym jego ojciec, ale w ko�cu nie trzeba w niczym przesadza�. � Co dzi� jest w �Adabarze"? Dziwaczna nazwa tego m�odzie�owego klubu w piwnicach ratusza. Sk�d to si� wzi�o? � Danka przeci�gn�a si�, g�stniej�cy mrok plamami sia� si� na jej drobnej twarzyczce. Gwiazdy jak muzykanci. Sierpie� jak ptak zielony. Gwiazdy graj�. Wiatr ta�czy. A sierpie� pi�ra roni. � �adne to � powiedzia�a dziewczyna � M�w, Lutek, dalej. Noc wci�� w g�r� wyrasta � srebrnookienna wie�a. Sierpie� na wie�y stan��, takt skrzyd�ami odmierza. � Pyta�a� o �Adabara", sk�d ta nazwa � korzystaj�c z momentu, gdy Lutek urwa� dla uchwycenia oddechu, gwa�townie wpad� w luk� Szymon, �piesz�c z wyja�nieniami. � W pierwszej po�owie szesnastego wieku w Ko�obrzegu wybuch� bunt plebejski przeciw patrycjatowi. Na czele stan�� Jakub Adabar. Wyrokiem rady miejskiej skazany zosta� na �ci�cie... Pazo�a gwizdn�� i przyjrza� si� koledze, o ile mrok na to pozwala�. Na brzegu zab�ys�y �wiat�a nielicznych latarni. Od morza ci�gn�� rze�ki, z lekka ch�odnawy wietrzyk. � Sk�d ty to wszystko wiesz? W Ko�obrzegu w ka�dym razie na niczym nie mo�na ci� zagi��. � M�wi�em ci ju�... To jak, idziecie na wspominkowa, prelekcj�? To mo�e by� ciekawe. Prelegent by� wtedy porucznikiem, czyta�em o nim, dosta� Krzy� Walecznych, a oto nie by�o �atwo... � kusi� Szymon, z niepokojem oczekuj�c decyzji dziewczyny Mia�by j� tutaj z Lutkiem zostawi�? � P�niej wyskoczymy na kaw�. Wi�c jak, Danka? � Dobrze � skin�a g�ow�. � Ale chyba nie zaraz, co? Posied�my tu jeszcze troch�. � Mamy czas, tam si� zacznie dopiero po dziewi�tej. � Krajecki z rado�ci wywin��by koz�a na bruku nabrze�a. Za nimi, teraz jako� daleko, migota�y �wiate�ka miasta. Na nabrze�u by�o ciemniej, rzadko rozja�nia�y sierpniowy zmrok punkty �wietlne. Latarnia morska s�a�a dalekie b�yski. Spada�y w morze, obejmuj�c cz�� horyzontu, grzywki fali oblewa�y si� wtedy srebrem, potem snop �wiat�a omiata� krzewy, budynki i ci�gn�c� po�r�d nich w r�ne strony ludzk� ci�b�. Plusk fali bij�cej o brzeg t�umi� monotonny poszum g�os�w. Niebo poprzetykane gwiazdami zgranatowia�o. Danka wskaza�a na spadaj�c� gwiazd�, kt�ra zataczaj�c �uk, p�dzi�a w d�. � Pomy�lcie co�, nim zga�nie wtedy marzenie si� spe�ni � szepn�a. Szymon po�o�y� r�k� na jej d�oni. Westchn��. � Zd��y�e�? � spyta�a, jakby si� domy�laj�c jego pragnie�. � Tak. Oby si� spe�ni�o. � Mo�e � b�ysn�a z�bami. Popatrzcie, ile gwiazd na niebie dzisiaj, a ka�da dobra jest jak matki u�miech � i szumi wiatr, i polski sierpie� skrzy si�, i cz�owiek musi d�ugo marzy�, zanim u�nie. Tym razem nawet Szymon nie �achn�� si� na Pazo��. S�owa poety pot�gowa�y nastr�j wieczoru. � Przespacerowa�abym si� teraz po pla�y. Spokojnie, cicho... Bo we dnie zawsze mi tu jako� za g�o�no. Ciesz� si� na nasze wsp�lne wakacje. Jeszcze nieca�y tydzie� praktyki i potem czas ju� tylko dla siebie. � Na pla�� ju� nie zd��ymy. Trzeba i�� do pedeku. Boj� si� tylko, czy was te sprawy b�d� ciekawi�? � M�wi�am ci ju�, �e jestem te� osobi�cie troch� zainteresowana. Tutaj poleg� wuj Albin. Nie zna�am go w og�le, ma�o o nim wiem, nigdy prawie w domu si� o nim nie m�wi... Jest wi�c i jaka� nutka rodzinna w moim stosunku do Ko�obrzegu. � Tu by�o najkrwawiej na ca�ym szlaku Pierwszej Armii. Ponad tysi�c zabitych po naszej stronie. Kosztowne za�lubiny � Szymon obejrza� si� na pomnik, zostaj�cy za nimi. Lutek chcia� co� powiedzie�, ale zmilcza�. Krajecki poruszy� zbyt osobist� nut�, trzeba to uszanowa�. Inna sprawa, �e wcale go nie poci�ga� projekt Szymona. Na pewno b�d� jakie� gl�do�y. Ci wojskowi umiej� si� bi�, ale opowiada� chyba ju� nie. Wspominki mog� by� nudne jak flaki z olejem. Uj�� Dank� pod rami� z drugiej strony. O g�ow� ni�szy od Szymona, bardziej odpowiada� jej wzrostem. Przy tamtym dr�galu wygl�da�a jak pche�ka. O tej godzinie wsz�dzie by�o rojno, na chodnikach t�oczy�y si� t�umy wczasowicz�w, rozlega�y si� zewsz�d �miechy, kto� podpity zawodzi� nie�miertelnego �G�rala". W kawiarni �Morskie Oko" hucza�o jak w ulu, od muszli parkowej nios�y si� d�wi�ki orkiestry, przygrywaj�cej na dansingu. Lutek poczu� nag�a ochot� do zabawy. Zamiast do dusznego pedeku mogliby te� si� machn�� na dansing pod muszl� czy do �Morskiego Oka". Bo�e, Bo�e, strze� nas przed nastrojowcami. Co w ko�cu przyjdzie Szymonowi z tego grzebania si� w przesz�o�ci? O ojcu wie ju� wszystko, sam napomkn��, �e d�ugie lata zbiera� o nim wspomnienia najbli�szych koleg�w, kt�rzy wyszli z �yciem z ko�obrzeskie] batalii. Nie mo�na tkwi� bez przerwy w przesz�o�ci, wtedy ga�nie odwaga zdobywania tera�niejszo�ci... � Ju� jeste�my na miejscu. � Danka �cisn�a go mocno za r�k�, ruchem g�owy wskazuj�c Szymona. Przepuszcza� ich teraz przed sob�, przej�ty, jakby nieobecny my�lami. W sali nie by�o zbyt ciasno. Troch� m�odzie�y, wi�cej starszych. Pi�kna pogoda nie sprzyja�a obecnie tego rodzaju imprezom. Nastr�j by� o�ywiony, zebrani w wi�kszo�ci musieli si� dobrze zna�. � To miejscowi. Przyjezdnych ma�o obchodzi, co si� tu dzia�o przed dwudziestu laty � zgry�liwie powiedzia� Szymon. � Ci chc� dowiedzie� si� czego� bli�szego o swoim mie�cie. � G�ow� dam, �e b�dzie tu paru uczestnik�w walk. Kombatanckie nawyki, potrzeba wspomink�w � u�miechn�� si� Lutek. � To ten? W g�osie Danki zabrzmia�o wyra�ne zdziwienie. Cz�owiek o zm�czonej, twarzy, mocno �ysawy, niewielki, z lekka przygarbiony, nie bardzo pasowa� do wizerunku bohaterskiego �o�nierza. Ale ju� go przedstawi� kierownik pedeku. No i te baretki odznacze� na piersi. One �wiadczy�y najwi�cej. Speszony by� nieco sw� rol�. Pr�bowa� jakby usprawiedliwi� si� tym, �e to po prostu koledzy, tu zreszt� obecni, spojrza� w kierunku g�ciej obsadzonego stolika, nam�wili go, wi�c postara si� na przyk�adzie w�asnych prze�y� ukaza� pewien wycinek jedenastodniowych walk o Ko�obrzeg, miasto i port rozkazem Hitlera zmienione w twierdz�, maj�c� si� broni� do ostatniego �o�nierza. Dlatego tutaj walki by�y tak ci�kie, za�arte, przecie� Niemcom ze �winouj�cia drog� morsk� przybywa�y posi�ki, jak na przyk�ad batalion �Kell", z kt�rym i jego kompanii przysz�o walczy�. Od si�dmego do osiemnastego marca... G�os mia� matowy, niekiedy co� w nim chrz�ci�o chropaw� nut�, pokaszliwa� i chrz�ka�, w pewnej chwili spojrza� na zebranych bezradnie, przepraszaj�co: � To taki nawyk, zosta� mi po zranieniu... Ale to si� zdarzy�o ju� dalej, nad Hawel�, dok�d pchali�my si� potem za Niemcem... Prelegent opowiada� z kolei o za�artych walkach 3 dywizji, dok�adniej za� 6 pu�ku piechoty w okolicach dworca, kt�rego zdobycie otwiera�o wej�cie do portu. Pi�tnasty, szesnasty i siedemnasty marca zaznaczy�y si� krwawymi walkami zw�aszcza na tym odcinku. Obrona by�a zaciek�a, hitlerowcy zdawali sobie spraw�, �e broni� w�a�ciwie ostatniej ko�obrzeskiej reduty. Wi�ksza cz�� miasta by�a ju� zaj�ta przez polskie oddzia�y, pad�a zaciekle trzymana parowozownia, �o�nierze polscy operowali ju� po obu stronach Pars�ty, zaj�li Wysp� Soln�, wdzierali si�, dom za domem, pomi�dzy st�oczone budynki Starego Miasta Dow�dca hitlerowski, genera� Tulriede, nie chcia� dopu�ci� do siebie my�li o kapitulacji. Z kwatery g��wnej Hitlera w Berlinie sz�y wezwania do zaciek�ej obrony, zapowiadane by�o nadej�cie spiesz�cych z pomoc� oddzia��w pancernych... � Dzisiaj rano � m�wi� by�y �o�nierz zapatrzony gdzie� poza s�uchaczy, zas�uchany w powstaj�ce w nim echa sprzed lat � poszed�em na tamten teren, by lepiej uzmys�owi� sobie raz jeszcze przebieg �wczesnych gor�cych nocy i dni. �azi�em po torach, po dworcu kolejowym, przesadza�em nasypy, penetrowa�em puste place woko�o nich. Okazuje si�, �e tamtego czasu w tych miejscach ju� nie ma. Wyobra�nia mog�a tylko troch� dopom�c. Zabrak�o niekt�rych budynk�w, strzaskanych wtedy przez artyleri�, na pustych dawniej p�aszczyznach wyros�y krzewy i drzewa, inaczej zupe�nie teraz, inaczej... W ko�cu okre�li�em jednak�e miejsce, w kt�rym znajdowa�em si� wraz ze swoj� kompani�. To by� wiecz�r siedemnastego marca... Nabra� oddechu, napi� si� kawy. Gdy powi�d� po sali zm�czonymi oczyma, zn�w by� tym samym, nieco �ysawym cywilem o udr�czonej twarzy, niewielkim i przygarbionym. Skoro tylko jednak zaczyna� m�wi� swym mi�kkim g�osem, przypominaj�cym nabrzmia�y prze-, j�ciem szept, obraz dzisiejszy znika�. Ma�y dow�dca zdawa� si� prostowa�, oczy zapala�y si� ognikami, wypatruj�c czego� poza �cianami sali. � Szykowali�my si� do natarcia rankiem osiemnastego. Do wybrze�a nie mieli�my nawet kilometra. Tylko �e tam ka�dy metr znaczy� nieraz dalek� drog�. Ciasny pas wok� Niemc�w zacie�nia� si� jeszcze bardziej... �o�nierze byli straszliwie zm�czeni poprzednim wysi�kiem. Mimo to nie mogli spa�. Skupiali si� po paru, szeptali, wspominali koleg�w... Kompania. Zosta�a z niej tylko nazwa. Nie mia�em nawet czterdziestu procent wyj�ciowego stanu. Rannych, lecz�cych si� teraz po lazaretach, nie by�o wielu. D�uga by�a natomiast lista zabitych. Atakowali�my Ko�obrzeg od samego pocz�tku... To osobliwa sprawa, ale �o�nierz, wprawiony w walkach, maj�cy za sob� ci�kie kampanie, staje si� niezwykle wyczulony, miewa przeczucia, szarpi� nim niepokoje. Tak by�o i tej nocy. Artyleria siek�a z obu stron, nie by�o minuty przerwy. Hitlerowc�w wspomaga�y salwami trzy niszczyciele stoj�ce na redzie portu... Szymon spojrza� na Dank�. Podpieraj�c d�o�mi brod�, przechylona do przodu, s�ucha�a w skupieniu, przej�ta kre�lonym przez by�ego porucznika obrazem. Oczy mia�a lekko zmru�one. Porucznik o�ywi� si�, teraz m�wi� g�o�niej, gestykulowa�. � Gdzie� po p�nocy zagadn�� do mnie telegrafista: Poruczniku, jasna cholera, u szkop�w co� si� dzieje. Szum jaki�, motory warcz�, co� tutaj nie w porz�dku. I ja to wyczuwa�em, podobnie jak �o�nierze. Denerwowa�a ich ta noc, czekanie na �wit i sygna� do ataku. Na domiar od ziemi parowa�a mg�a, widzialno�� by�a s�aba. Nawet od tego odcinka tor�w, kt�ry zdobyli�my i sk�d normalnie roztacza� si� szerzej widok na dworzec, niewiele mo�na by�o obecnie zobaczy�. Ciemne zarysy budynk�w roztapia�y si� w mazi opar�w. Wygl�da�o te� na to, i� ogie� nieprzyjaciela naprzeciw nas os�ab�. Spr�bowali�my paru prowokacji, spostrze�enie potwierdza�o si�... Urwa� mu si� w�tek, a mo�e tylko nie wiedzia�, jak ubra� w s�owa t� cz�� swoich wspomnie�. M�wi� teraz z trudem, zaj�kn�� si� par� razy. � Radiotelegrafista mnie nam�wi�. �apa� jakie� dziwne rozmowy na stanowiskach niemieckich. Jeszcze paru wyst�pi�o z tym samym. Zdecydowa�em si�. Trzeba by�o rozezna�, co si� przed nami dzieje. Mg�a okaza�a si� pomocna, bo w�a�nie zrywa� si� wiatr, m�g� lada chwila rozp�dzi� t� zas�on�. Zimno by�o, ch��d przenika�, my�la�em, �e nieco emocji przyda si� dla rozgrzewki. Jednego si� ba�em, by przez g�upot� nie zaryzykowa� ludzkim �yciem. Dlatego te� poszed�em razem z dwoma ochotnikami... Dzisiaj nie ma ju� tego budyneczku, to by� kolejowy magazyn na rop� i smary, sta� nieco na uboczu, od prawa... Mie�ci�o si� tam stanowisko kaemu, mieli dranie dobry ostrza�, sporo szkody nam wyrz�dzili poprzedniego dnia. A jednak uda�o si�, dotarli�my po p�godzinie czo�gania si� a� pod sam budynek. Niemcy jak gdyby spali. Dziwi�o mnie to. Od morza dziwaczny szum jeszcze si� spot�gowa�. Tkwili�my tak we tr�jk� za stosem podk�ad�w i przyznam si�, �e nie bardzo wiedzia�em, co dalej robi�. Zegarek wskazywa� pierwsz� w nocy. Mg�a rozprasza�a si�, powr�t zapowiada� si� niebezpiecznie. Przyczyn poruszenia w�r�d Niemc�w nie ustalili�my. Wygl�da�o na to, �e obsada linii naprzeciw nas jest s�absza i jakby mniej czujna. Ci z kaemem przy tym budynku reagowali poprzednio na byle szelest. Teraz za�, jakby od niechcenia, wypuszczali co jaki� czas seri� w kierunku naszych stanowisk za os�on� nasypu toru, i nic... Dzieli�o ich mo�e od nas trzydzie�ci metr�w. Pe�no si� wala�o wsz�dzie podk�ad�w porozrzucanych wybuchami artylerii. Troch� zwariowany pomys� strzeli� mi wtedy do g�owy. Mo�e nawet nie mnie, J�zek, telegrafista, niestety, zgin�� w p�niejszych walkach nad Star� Odr�, te� mi poszepty wa� do ucha... Niemcy co� knuli. Ruch u nich, zw�aszcza w kierunku portu, wzmaga� si�. Mo�e szykowali si� do nocnego przeciwuderzenia? Warkot motor�w, jakby czo�gi, nie czo�gi. Mo�e znowu przyby�y im drog� morsk� posi�ki? Skoro pojawi� si� przed paru dniami batalion �Kell" ze �winouj�cia, wszystko inne te� by�o mo�liwe. Inna sprawa, �e skrawek wybrze�a, jakim jeszcze rozporz�dzali, nie mia� wi�cej ni� dwa kilometry, mo�e nawet nie tyle... Rozchrz�ka� si�, zakaszla�. Od stolika, gdzie siedzieli jego koledzy, pop�yn�y zach�caj�ce ruchy r�k i ciep�e u�miechy. � Szerokim �ukiem pr�bowa�em podczo�ga� si� nieco w bok od tego budynku. Rozmieszczenie stanowisk ogniowych Niemc�w znali�my z minionego dnia. W�a�nie w tym miejscu istnia�a niewielka luka. I to w�a�ciwie wszystko. Daleko nie zabrn��em, ten podoficer szwabski sam si� jako� napatoczy�, poci�gn�o go mi�dzy sztaple podk�ad�w, do�� daleko od swoich, a tu�, tu� przy mnie. R�bn��em go kolb� przez �eb, tylko zacharcza�. Mia�em z nim k�opot, �obuz by� cholernie wysoki, tyka chmielowa. Uda�o si�. Doci�gn��em drania do swoich. Cuda potem by�y z transportem faceta do naszych stanowisk. Co� musieli. Niemcy us�ysze�, bo nas ostrzeliwali. Mg�y ju� nie by�o. Gdy dobrn�li�my do ch�opc�w, dochodzi�a pierwsza trzydzie�ci. Szkop troch� by� przyduszony, J�zek nie najzr�czniej zatka� mu g�b� naoliwion� szmat�. Wyci�gn�li�my jednak od niego, �e Niemcy przeprowadzaj� ewakuacj� drog� morsk�. To motor�wki tak gra�y. On jest z oddzia��w os�onowych. Teraz zrozumieli�my, dlaczego wydawali si� s�abo zorientowani w terenie... Przekazali�my go na ty�y. Tam ju� zreszt� wiedzieli o wszystkim. Par� minut, zarz�dzono atak pe�nymi si�ami. O si�dmej, po do�� t�giej haratani-nie, dotarli�my do morza. By� osiemnasty marca. Za�lubiny z ko�obrzeskim morzem. Nawet zupe�nie niedaleko od miejsca, gdzie stoi dzi� pomnik. Troch� mo�e bardziej na zach�d. Rozsta�em si� tego dnia z moj� �lubn� obr�czk�. Plusn�a cichutko... � To zako�czenie by�o pi�kne � m�wi�a Danka, bij�c wraz z innymi serdeczne brawa. � Niekiedy im zazdroszcz�. Oni prze�ywali co� naprawd� mocnego. Wie