Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9107 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Format: plik tekstowy, w nawiasach kwadratowych numeracja oryginalu,
tekst w podkresleniach - w oryginale kursywa.
[1]
kiedy
�ycie nas
przerasta
[2]
[3]
kiedy
�ycie nas
przerasta
Pema Cziedryn
Mudra
[4]
Tytu� orygina�u: _When Things Fall Apart
Heart Advice For Difficult Times_
� 1997 by Pema Ch�dr�n
Published by arrangement with Shambhala Publications, Inc.
P.O. Box 308, Boston, MA. 02117
� 2000 for Polish edition by Wydawnictwo MUDRA
Przek�ad: Agnieszka Burzy�ska, Anna R�a�ska
Redakcja: Artur Kawi�skki
Wsp�praca redakcyjna: Barbara Majewska
Korekta: Krystyna Stefaniak, Anna Kowalczyk
Wszelkie prawa zastrze�one. �adna cz�� niniejszej ksi��ki nie mo�e by� bez pisemnej zgody Wydawcy reprodukowana i przekazywana w jakiejkolwiek postaci ani za pomoc� jakichkolwiek �rodk�w elektronicznych czy mechanicznych w��cznie z fotokopiowaniem i nagrywaniem, ani za pomoc� innego systemu pozyskiwania i odtwarzania informacji.
ISBN 83-87387-05-3
Wydawnictwo MUDRA, Krak�w 2001
adres do korespondencji:
31-431 Krak�w, ul. Dukat�w 11/4
tel./faks 0-12 282 22 59
e-mail:
[email protected]
Sk�ad: Tak
[5]
Sakjongowi Miphamowi Rinpocze z oddaniem, mi�o�ci� i wdzi�czno�ci�.
[6,7]
SPIS TRE�CI
Podzi�kowania
Przedmowa
Oswajanie l�ku
Kiedy nasz �wiat si� rozpada
Chwila obecna to najlepszy nauczyciel
Odnale�� spok�j w tym, co jest
Nigdy nie jest za p�no
O niewyrz�dzaniu krzywdy
Brak nadziei i �mier�
Osiem �wiatowych _dharm_
Sze�� rodzaj�w samotno�ci
Ciekawo�� egzystencji
Brak agresji i cztery _mary_
Dorastanie
Pog��bianie wsp�czucia
Mi�o��, kt�ra nie umrze
Pod pr�d
Wys�annicy pokoju
Pogl�dy
Ustny przekaz nauk tajemnych
Trzy sposoby radzenia sobie z chaosem
Z�udzenie wyboru
Zatrzymanie ko�a _sansary_
Celem jest droga
Bibliografia
S�ownik termin�w buddyjskich
[8]
PODZI�KOWANIA
Pragn� wyrazi� szczer� wdzi�czno�� Lynne Van de Bunte. Lynne nie tylko zachowa�a ta�my, z kt�rych odtworzyli�my zawarte w tej ksi��ce wyk�ady, ale r�wnie� spisa�a z nich teksty. Niekt�re z ta�m by�y w tak z�ym stanie, �e nikt opr�cz niej nie by� w stanie odczyta� tre�ci moich s��w! Lynne po�wi�ci�a r�wnie� wiele czasu, by znale�� osoby, kt�re spisa�y pozosta�e nagrania - przekazuj� zatem podzi�kowania dla: Heidi Utz, Rexa Washburna, Ginny Davies oraz Aileen i Billa Fell�w (kt�rzy zebrali wszystkie wyk�ady na dysku jednego komputera). Wreszcie przekazuj� szczeg�lne wyrazy wdzi�czno�ci dla mojej przyjaci�ki i zarazem redaktorki, Emily Hilburn Sell, kt�ra sprawi�a, �e pud�o pe�ne papier�w w cudowny spos�b przeistoczy�o si� w t� oto ksi��k�. Bez jej talentu, szczerego zaanga�owania i ci�kiej pracy �wiat�a dziennego nie ujrza�aby ani ta, ani te� wiele innych publikacji. Niezwykle si� ciesz�, �e mo�emy kontynuowa� nasz� wsp�prac�. [9]
PRZEDMOWA
W 1995 roku by�am na urlopie naukowym. Przez dwana�cie miesi�cy nie robi�am w�a�ciwie nic. To by� najbardziej inspiruj�cy duchowo czas w moim �yciu. Praktycznie - jeden wielki relaks. Czyta�am, chodzi�am na wycieczki, spa�am. Gotowa�am, jad�am, medytowa�am i pisa�am. Bez �adnego planu dnia, �adnego programu, �adnych "musz� to, musz� tamto". W tym otwartym, nieograniczonym �adnymi zobowi�zaniami czasie uda�o mi si� przeanalizowa� wiele spraw. Po pierwsze, zacz�am powoli wczytywa� si� w zupe�nie surowe, nie opracowane redakcyjnie zapisy moich wyk�ad�w z lat 1987-1994. W przeciwie�stwie do nauk udzielonych podczas kr�tkich odosobnie� medytacyjnych, kt�re z�o�y�y si� na ksi��k� _The Wisdom of No Escape_, i tych po�wi�conych lodziong, z kt�rych powsta�a praca _Start Where You Are_, materia�y zape�niaj�ce ca�e dwa tekturowe pud�a zdawa�y si� by� niepowi�zane ze sob� �adn� my�l� przewodni�. Co jaki� czas przerzuca�am kilka tekst�w. Jedne wydawa�y mi si� zbyt formalne, inne nieomal zachwycaj�ce. Kontakt z tak� obfito�ci� w�asnych s��w stanowi� do�wiadczenie tyle interesuj�ce, co [10] kr�puj�ce. Stopniowo, w miar� lektury, zauwa�y�am, �e bez wzgl�du na temat wyk�adu, kraj, w kt�rym by�am, czy czas - za ka�dym razem m�wi�am o tym samym: o wielkiej potrzebie _maitri_, mi�uj�cej �yczliwo�ci dla siebie samego, kt�ra pozwala rozbudzi� w sobie postaw� wolnego od l�ku wsp�czucia wobec w�asnego cierpienia i wobec cierpienia innych. Odnios�am wra�enie, �e ka�dy wyk�ad zawiera� t� sam� my�l: mo�na wkroczy� na obce, nieznane sobie terytorium i odnale�� spok�j w braku poczucia bezpiecze�stwa. Innym, wci�� powracaj�cym motywem by�o d��enie do rozlu�nienia napi�cia mi�dzy "my" i "oni", "to" i "tamto", "dobro" i "z�o" - poprzez przyj�cie i oswojenie tego, czego zazwyczaj unikamy, a co m�j nauczyciel, Czogiam Trungpa Rinpocze, nazwa� ufnym st�paniem po ostrzu. U�wiadomi�am sobie, �e przez siedem lat ca�y czas zg��bia�am i pr�bowa�am przekaza� innym te w�a�nie cenne, cho� wymagaj�ce w praktyce ogromnej si�y woli nauki, kt�rych Trungpa Rinpocze udziela� swoim uczniom.
Przegl�da�am dalej zawarto�� moich pude� z tekstami i coraz bardziej jasnym stawa�o si� dla mnie, jak dalek� mam jeszcze drog� przed sob�, nim w pe�ni pojm� i przyswoj� to, czego mnie uczono. Zrozumia�am te�, �e stosuj�c, na ile potrafi�, nauki Rinpocze w �yciu i staraj�c si� dzieli� swoim do�wiadczeniem z innymi, odnalaz�am najg��bsze szcz�cie i spe�nienie - jakich nie zna�am wcze�niej. Zastanawiaj�ce, co zreszt� cz�sto podkre�lam, �e oswojenie w�asnych demon�w i przezwyci�enie w�asnego l�ku niesie najprostsze, niespodziewane uczucie rado�ci i rozlu�nienia.
Mniej wi�cej w po�owie mojego urlopu Emily Hilburn Sell zapyta�a mnie nieoczekiwanie, czy mam [11] jeszcze jakie� notatki, kt�re mog�yby z�o�y� si� na trzeci� ksi��k�. Wys�a�am jej dwa pud�a. Przewertowa�a teksty i skontaktowa�a si� z wydawnictwem Shambhala Publications z informacj�: "Mamy nast�pn� ksi��k�".
Przez p� roku Emily sortowa�a, przestawia�a, wyrzuca�a, poprawia�a, a potem ja, z ogromn� satysfakcj�, mog�am nada� ostateczny kszta�t ka�demu kolejnemu rozdzia�owi. Je�li akurat nie kontemplowa�am oceanu lub nie spacerowa�am po wzg�rzach, po�wi�ca�am si� tej pracy bez reszty. Rinpocze powiedzia� mi kiedy�: "Odpoczywaj i pisz". Wtedy nie zanosi�o si� wcale, �ebym kiedykolwiek mia�a zajmowa� si� jednym albo drugim, ale min�y lata i oto, prosz�, zastosowa�am si� do zalece�.
Niniejsza ksi��kajest zatem owocem wsp�pracy z Emily i roku mojego pr�nowania.
Niech pomo�e ci znale�� �ad i spok�j. Niech nauki o uczciwo�ci, �agodno�ci i odwadze stan� si� cz�ci� twojego �ycia. Je�li jest ono chaotyczne i pe�ne napi��, znajdziesz w tej ksi��ce niejedn� rad�. Je�li stoisz na rozdro�u, cierpisz z powodu straty bliskiej osoby albo czujesz nieokre�lony g��boki niepok�j, masz w r�ce zbi�r nauk napisanych specjalnie dla ciebie. Ka�demu z nas trzeba ci�gle przypomina�, ka�dego zach�ca�, by umia� znale�� spok�j w obliczu ka�dej sytuacji, by wszystko, co spotyka na swej drodze, wykorzysta� dla w�asnego rozwoju.
Stosuj�c te nauki, do��czamy do niesko�czonej linii nauczycieli i uczni�w, kt�rym Budda towarzyszy� w chwilach za�ama� i sukces�w ich codziennego �ycia. My teraz, tak jak kiedy� oni, mo�emy zaprzyja�ni� si� ze swoim ego i odkry� w�asny umys� m�dro�ci. [12]
Dzi�kuj� widjadharze, Czcigodnemu Czogiamowi Trungpie Rinpocze, za to, �e bez reszty po�wi�ci� swe �ycie _dharmie_ i z wielkim zaanga�owaniem stara� si� przekaza� istot� tych nauk spo�ecze�stwom Zachodu. Pragn�, by inspiracja, kt�r� czerpi� od niego, sta�a si� zara�liwa. By�my jak on wiedli �ycie _bodhisattwy_ i by�my pami�tali o jego zaleceniu: "Chaos przyjmuj jako niezmiernie dobr� nowin�". [13]
I
OSWAJANIE L�KU
_L�k jest naturaln� reakcjc�, gdy zbli�amy si� do prawdy._
Podj�� duchow� podr�, to jak wyp�yn�� ma�� �odzi� na ocean w poszukiwaniu nieznanych l�d�w. Pe�na oddania praktyka mo�e sta� si� �r�d�em natchnienia, jednak pr�dzej czy p�niej rodzi r�wnie� l�k. Wyruszaj�c, wiemy tylko tyle, �e po dotarciu do horyzontu spadniemy z kraw�dzi �wiata. Jak wszyscy podr�nicy marzymy, aby odkry� nieznane. Nie wiemy jednak, czy poradzimy sobie z tym, co nas czeka.
Je�li interesujemy si� buddyzmem i zmierzamy do bli�szego jego poznania, szybko si� okazuje, �e nauki Buddy oferuj� wiele rodzaj�w praktyki. Medytacja wgl�du* umo�liwia �wiczenie uwa�no�ci - czyli pe�nej obecno�ci we wszystkich dzia�aniach fizycznych i umys�owych. Praktyka zen* "otwiera oczy na pustk�", stawia nas wobec wyzwania wej�cia w kontakt z otwart�, nieograniczon� przejrzysto�ci� umys�u. Nauki _wad�rajany_* [14] wprowadzaj�w praktyk� pracowania z ka�d� sytuacj�, w ide� postrzegania tego, co si� pojawia, jako nieoddzielne od przebudzonego umys�u. Wszystko mo�e sta� si� dla nas inspiracj� i podsyci� ch�� dalszej praktyki. Je�eli jednak chcemy doda� jej g��bi i autentyzmu, musimy w ko�cu zetkn�� si� z l�kiem.
L�k jest powszechnym do�wiadczeniem, doznaj� go nawet najmniejsze istoty. Mi�kkie cia�a morskich stworze� pozostaj�ce na morskim brzegu po odp�ywie instynktownie kurcz� si� pod dotkni�ciem naszych palc�w. Wszystko, co �yje, podobnie reaguje na zagro�enie. Odczuwa� l�k w obliczu nieznanego nie jest zatem rzecz� niezwyk��. To nieod��czny aspekt �ycia czuj�cych istot, wsp�lny nam wszystkim. L�kiem reagujemy na samotno��, �mier� lub utrat� poczucia bezpiecze�stwa. L�k jest naturaln� reakcj�, gdy zbli�amy si� do prawdy.
Je�li jednak mimo poczucia zagro�enia postanowimy pozosta� dok�adnie tu, gdzie jeste�my, nasze do�wiadczenie stanie si� bardziej �ywe. Bo wszystkie doznania staj� si� bardzo intensywne, kiedy nie ma dok�d uciec.
Pewnego razu podczas d�ugiego medytacyjnego odosobnienia dozna�am nag�ego ol�nienia: zrozumia�am, �e nie mo�na by� tu i teraz, a jednocze�nie zajmowa� si� swoj� przesz�o�ci� i przysz�o�ci� - rozpami�tywa� i planowa�. Jest to mo�e oczywiste, ale kiedy sami dokonujemy tego odkrycia, zachodzi w nas przemiana. Nietrwa�o�� staje si� odczuwalna w ka�dej chwili, podobnie jak wsp�czucie, zdumienie i odwaga.
To samo dotyczy l�ku. Ten, kto znajduje si� na kraw�dzi nieznanego - w pe�ni �wiadomy tej pozbawionej [15] punktu odniesienia chwili - do�wiadcza braku oparcia. Wtedy w�a�nie pojawia si� zrozumienie - odkrycie, �e chwila obecna to newralgiczny punkt naszej w�asnej czasoprzestrzeni. Sama bardzo krucha, ale obdarzona moc� odbierania nam si�y.
U progu swych duchowych odkry� jeste�my pe�ni idei i oczekiwa�. Szukamy, rzecz jasna, odpowiedzi, kt�re zaspokoj� odczuwany od dawna g��d wiedzy. Jednocze�nie ostatni� rzecz�, jakiej pragniemy, jest g��bszy kontakt z w�asnym l�kiem. Owszem, inni pr�buj� nas ostrzec. Przypominam sobie, jak po otrzymaniu pierwszych instrukcji do medytacji, us�ysza�am od swego nauczyciela: "Nie odchod� st�d z przekonaniem, �e medytacja to wakacje od rozdra�nienia". Tak ju� jest, �e �adne ostrze�enia nie przekonuj� nas do ko�ca - czasem to w�a�nie one nas przyci�gaj�.
M�wi� o poznawaniu i oswajaniu l�ku, o zagl�daniu mu w oczy - nie twierdz� jednak, �e jest to spos�b rozwi�zywania problem�w. To raczej metoda prowdz�ca do ca�kowitej zmiany starych nawyk�w patrzenia, s�uchania, w�chania, smakowania i my�lenia. Prawd� jest, �e godz�c si� na t� zmian�, nara�amy si� na ci�g�e upokorzenia. Nie b�dzie ju� miejsca na arogancj� towarzysz�c� upartemu trzymaniu si� z g�ry przyj�tych schemat�w. Arogancja, kt�rej tak trudno si� pozby�, b�dzie teraz bezustannie n�kana przez nasz� odwag� stopniowego kroczenia naprz�d. Odkrycia dokonywane dzi�ki praktyce nie maj� bowiem nic wsp�lnego z wiar� w cokolwiek. Wyp�ywaj� one z odwa�nej gotowo�ci, by umrze�, by umiera� wci�� na nowo.
Wszystko, co mo�emy powiedzie� o uwa�no�ci, pustce czy pracy z energiami, wskazuje na jedno: bycie [16] tu i teraz przypiera nas do muru. Przygwa�d�a nas dok�adnie do tego punktu w czasie i przestrzeni, w kt�rym si� znajdujemy. Je�li si� zatrzymamy, zamiast odruchowo zareagowa�, je�li nie b�dziemy niczego wstrzymywa�, zrzuca� winy na innych ani te� obwinia� samych siebie - zetkniemy si� z problemem, kt�rego nie da si� racjonalnie rozwi�za�. Wtedy spotkamy si� ze swym sercem. Jak to zr�cznie uj�� jeden z uczni�w: "Natura buddy, sprytnie przebrana za l�k, daje nam kopniaka w ty�ek, aby�my wreszcie zacz�li odczuwa�".
By�am kiedy� na spotkaniu z cz�owiekiem, kt�ry w latach 60. przebywa� w Indiach. Opowiada� on o swoich �wczesnych duchowych prze�yciach. Wspomina� o wielkiej determinacji, z jak� stara� si� pozby� negatywnych emocji, o tym, jak walczy� z gniewem, po��daniem, lenistwem i dum�. Najbardziej jednak chcia� si� uwolni� od l�ku. Nauczyciel medytacji wprawdzie wci�� powtarza� mu, by zaprzesta� tych zmaga�, on jednak interpretowa� te s�owa jako instrukcje do praktyki polegaj�cej na walce z przeciwno�ciami.
W ko�cu nauczyciel wys�a� go na odosobnienie medytacyjne do male�kiej chatki u podn�a g�r. Zaraz po zamkni�ciu drzwi m�czyzna zasiad� do praktyki, a kiedy zapad� zmrok, zapali� trzy �wieczki. Oko�o p�nocy us�ysza� w k�cie szmer i dostrzeg� w ciemno�ci ogromnego w�a, kt�ry wygl�da� na kr�lewsk� kobr�. U�o�y�a si� dok�adnie naprzeciw - i lekko si� ko�ysa�a. Przez ca�� noc cz�owiek ten nie zmru�y� oka, wpatruj�c si� w w�a. By� tak przera�ony, �e nie by� w stanie si� poruszy�. Istnia� tylko w��, on i strach.
Tu� przed �witem dopali�a si� ostatnia �wieczka i w�wczas m�czyzna rozp�aka� si�. P�aka� jednak nie [17] z rozpaczy, lecz ze wsp�czucia. Poczu� bowiem t�sknot� wszystkich ludzi i zwierz�t tego �wiata; pozna� ich daremne zmagania i alienacj�. U�wiadomi� sobie, �e jego dotychczasowa medytacja nie by�a niczym innym jak tylko upartym izolowaniem si� i walk�. Ca�ym sercem zaakceptowa� w�wczas fakt, �e zdarza�o mu si� bywa� w�ciek�ym i zazdrosnym, �e si� upiera� i walczy�, a tak�e to, �e odczuwa� l�k. U�wiadomi� sobie r�wnie� w�asn� bezmiern� warto�� - niezale�nie od tego, czy jest m�dry czy g�upi, biedny czy bogaty - oraz to, �e jest ca�kowicie niezg��biony. Ogarn�o go poczucie tak ogromnej wdzi�czno�ci, �e w zupe�nej ciemno�ci wsta�, podszed� do w�a i g��boko si� przed nim sk�oni�. Po czym pad� na ziemi� i zasn�� jak zabity. Kiedy obudzi� si� rano, w�a ju� nie by�o. M�czyzna nigdy nie dociek�, czy ca�a historia wydarzy�a si� naprawd� czy tylko w jego wyobra�ni, nie mia�o to jednak znaczenia. Bliski kontakt z l�kiem - jak powiedzia� na koniec spotkania - sprawi�, �e prze�laduj�ce go problemy znik�y, co pozwoli�o mu w ko�cu nawi�za� rzeczywisty kontakt ze �wiatem.
Na co dzie� jednak nikt nam nie m�wi, aby�my przestali ucieka� przed l�kiem. Rzadko s�yszymy, �e powinni�my si� do niego zbli�y�, po prostu z nim by�, lepiej go pozna�. Spyta�am kiedy� mistrza zen, rosiego* Kobuna Czino, wjaki spos�b radzi sobie z l�kiem. On za� odpowiedzia�: "Godz� si�. Godz� si�". Zwykle jednak rady, kt�re dostajemy, sprowadzaj� si� do os�adzania, �agodzenia l�ku - bierzemy pigu�ki, staramy si� czym� zaj��, byle tylko si� od niego odsun��.
Nie potrzebujemy do tego �adnej zach�ty, instynktownie odcinamy si� od nieprzyjemnych do�wiadcze�. [18] Odruchowo panikujemy w obliczu bodaj cienia l�ku. Czujemy, jak si� zbli�a - i tch�rzymy. Dobrze wiedzie� o takich mechanizmach, nie po to jednak, by si� zadr�cza�, ale by m�c rozwija� w sobie wsp�czucie. Najbardziej szkodliwe jest oszukiwanie samego siebie; w ten spos�b podst�pnie pozbawiamy si� kontaktu z chwil� obecn�.
Czasami jednak wpadamy w pu�apk�, kt�r� zgotowa�o nam �ycie - wszystko si� wali, a drogi ucieczki zamykaj� si�. W takich w�a�nie chwilach najg��bsze duchowe prawdy mob� ods�oni� si� przed nami - jako ca�kiem proste i zwyczajne. Nie mamy gdzie si� ukry�. Widzimy to r�wnie dobrze jak wszyscy inni - a nawet lepiej. Wcze�niej czy p�niej zaczynamy rozumie�, �e chocia� nigdy nie polubimy l�ku, to w�a�nie on wprowadzi nas w sens wszystkich nauk, jakie kiedykolwiek s�yszeli�my.
Nast�pnym razem, kiedy poczujesz l�k, uznaj si� za szcz�ciarza, bo w tym w�a�nie miejscu rodzi si� odwaga. Wydaje nam si�, �e odwa�ni ludzie nie odczuwaj� l�ku. Tymczasem oni po prostu s� z nim oswojeni. M�j pierwszy m�� powiedzia� kiedy�, �e jestem najodwa�niejsz� osob�, jak� zna, poniewa� - jak p�niej wyja�ni� - b�d�c kompletnym tch�rzem, mimo wszystko id� naprz�d i jako� sobie radz�.
Wa�ne jest, aby bez przerwy wszystko bada� i odkrywa� i nie wykr�ca� si�, gdy co� nie idzie po naszej my�li. To sekret, kt�ry wci�� na nowo sobie uzmys�awiamy. Nic nie jest takie, jak nam si� wydaje. Jestem tego pewna. Pustka nie jest tym, czym si� wydaje. Podobnie uwa�no�� i l�k. Wsp�czucie. Mi�o��. Natura buddy. Odwaga. To tylko s�owa-klucze opisuj�ce co�, [19] czego nie znamy, ale czego mo�emy do�wiadczy�. Te s�owa ukazuj�, czym naprawd� jest �ycie, gdy godzimy si� na dezintegracj� - i gdy poddajemy si� chwili obecnej. [20]
II
KIEDY NASZ �WIAT
ROZPADA SI�
_Kiedy nasz �wiat si� rozpada i nagle stajemy w obliczu niewiadomego, jest to moment pr�by. Nale�y w�wczas zatrzyma� si�, nie usi�uj�c niczego definiowa�. Istot� podr�y duchowej nie jest szukanie nieba czy jakiej� krainy szcz�liwo�ci._
Klasztor Gampo zbudowano w miejscu, gdzie morze i niebo wydaj� si� ��czy� w jedno. Horyzont rozci�ga si� tam w niesko�czono��, a w tym bezkresie szybuj� mewy i kruki. Sceneria ta, niczym wielkie lustro. zwielokrotnia �wiadomo�� niemo�no�ci ukrycia si�. Poniewa� jest to klasztor, nie ma tu wiele mo�liwo�ci ucieczki. Nie ma k�amstw, kradzie�y, seksu, alkoholu - znik�d ratunku.
Gampo to miejsce, w kt�rym od dawna chcia�am si� znale��. Trafi�am tam dzi�ki Trungpie Rinpocze, kiedy na jego pro�b� obj�am funkcj� prze�o�onej klasztoru. Pobyt w Gampo okaza� si� ci�k� pr�b�: z powodu moich sk�onno�ci do rzucania wyzwa� losowi w ci�gu pierwszych lat tam sp�dzonych czu�am si�, jakby mnie k�pano w ukropie.
Po przybyciu do klasztoru m�j dotychczasowy �wiat leg� w gruzach. Wszystkie metody, kt�re do tej pory stosowa�am, by ochrania� i oszukiwa� siebie, by utrzymywa� sw�j wyidealizowany wizerunek, okaza�y si� bezu�yteczne. Pomimo usilnych stara� nie by�am w stanie manipulowa� sytuacj�, a moje zachowanie wszystkich irytowa�o. Nigdzie nie mog�am znale�� miejsca, w kt�rym mog�abym si� ukry�.
Zawsze postrzega�am siebie jako uczynn�, �atwo si� dostosowuj�c� i powszechnie lubian� osob�. Uda�o mi si� wytrwa� w tej iluzji przez wi�kszo�� �ycia. Jednak w pocz�tkowych latach pobytu w Gampo dosz�am do wniosku, �e m�j dotychczasowy spos�b �ycia musi ulec zmianie. Wprawdzie wci�� dostrzega�am w sobie wiele zalet, ale przesta�am uwa�a� si� za nieomal doskona�o��. Stworzenie dotychczasowego wizerunku siebie kosztowa�o mnie tak wiele wysi�ku, a tu nagle rozsypa� si� on na kawa�ki! Wszystkie moje nierozwi�zane problemy ujawnia�y si� teraz ostro i wyrazi�cie, k�uj�c w oczy zar�wno mnie sam�, jak i otaczaj�cych mnie ludzi.
Nagle i w dramatyczny spos�b u�wiadomi�am sobie wszystko, czego wcze�niej w sobie nie dostrzega�am. A jakby tego by�o ma�o, inni ochoczo s�u�yli mi informacj� na temat mojej osoby i wszystkiego, co robi�. By�o to tak bolesne, �e zastanawia�am si�, czy jeszcze kiedykolwiek b�d� szcz�liwa. Nieustannie spada�y na mnie razy, pod kt�rymi p�ka�y moje iluzje. W klasztorze, gdzie tyle czasu po�wi�ca si� praktyce i naukom, nie mia�am mo�liwo�ci ucieczki w mechanizm usprawiedliwiania siebie przez zrzucanie winy na innych. Tam takie rozwi�zanie nie wchodzi�o w gr�. [22]
Przebywa� w�wczas w Gampo z wizyt� pewien nauczyciel, kt�rego s�owa utkwi�y mi w pami�ci: "Je�li zaprzyja�nisz si� sama z sob�, twoje �ycie tak�e stanie si� dla ciebie bardziej przyjazne".
Od dawna by�am przekonana o s�uszno�ci tej prawdy. Przypi�am sobie nawet na �cianie karteczk� ze s�owami: "Jedynie ulegaj�c zniszczeniu, mo�emy znale�� to, co w nas niezniszczalne". Zanim jeszcze us�ysza�am o naukach buddyjskich, w jaki� spos�b czu�am, �e za tymi s�owami kryje si� tajemnica prawdziwego przebudzenia*, �e jego warunkiem jest umiej�tno�� rozstania si� ze wszystkim, do czego przywykli�my.
Niemniej jednak, kiedy do tego dochodzi, kiedy ca�kowicie tracimy poczucie bezpiecze�stwa i nie ma niczego, czego mogliby�my si� uchwyci�, odczuwamy to bardzo bole�nie. Motto Instytutu Naropy brzmi: "Umi�owanie prawdy obna�a ci�". Mo�na je odbiera� jako przesadnie romantyczne, ale trudno zaprzeczy�, �e kiedy stawiamy czo�o prawdzie, cierpimy. Spogl�damy w lustro i zauwa�amy zmarszczki na swojej starzej�cej si� twarzy, a nasze tch�rzostwo, zgorzknienie i z�o�� staj� si� widoczne jak na d�oni.
W takich chwilach stajemy si� szczeg�lnie wra�liwi. Gdy tracimy w �yciu r�wnowag� i nic nam si� nie udaje, mamy szans� u�wiadomi� sobie, �e oto znale�li�my si� na kraw�dzi, �e do�wiadczamy w�a�nie czego� bardzo wa�nego. Mamy szans� zda� sobie spraw� z tego, �e znale�li�my si� w stanie szczeg�lnego uwra�liwienia. Mo�emy zamkn�� si� na te mo�liwo�ci - albo odwa�y� si� je wykorzysta�, dotykaj�c pulsuj�cego nerwu rzeczywisto�ci. Brak oparcia rodzi bowiem wra�liwo�� - mo�liwo�� bezpo�redniego odczuwania t�tna �ycia. [23]
Tak� pr�b� musi przej�� ka�dy wojownik na �cie�ce duchowego rozwoju - aby przebudzi� swoje serce. Mo�na znale�� si� w tym miejscu za spraw� choroby, �mierci lub straty - bliskich, m�odo�ci czy nawet �ycia.
Mam przyjaciela umieraj�cego na AIDS. Przed moim wyjazdem powiedzia�: "Nie chcia�em tej choroby i nienawidzi�em jej. Przera�a�a mnie. Ale okaza�o si�, �e jest dla mnie ogromnym darem". Doda� te�: "Teraz tak bardzo doceniam ka�d� chwil�, tak bardzo doceniam ludzi obecnych w moim �yciu. �ycie nabra�o dla mnie warto�ci". W moim przyjacielu zasz�a prawdziwa przemiana: sta� si� gotowy na spotkanie �mierci. To, co wydawa�o si� straszne, przera�aj�ce, okaza�o si� ostatecznie darem losu.
Zmiana dotychczasowego porz�dku jest rodzajem pr�by, a to dzia�a uzdrawiaj�co. Wydaje nam si�, �e wystarczy tylko pomy�lnie j� przej��, przezwyci�y� problem. Ale problem�w tak naprawd� nie da si� ostatecznie rozwi�za�. Raz jest dobrze, chwil� p�niej nasz �wiat si� rozpada. Potem zn�w jest dobrze, i zn�w wszystko si� wali. Uzdrowienie p�ynie ze zgody na taki stan rzeczy - ze zgody na up�yw czasu, na cierpienie, ale tak�e na poczucie ulgi, na rado�� i na �al.
Nie mamy �adnej pewno�ci, czy w danym momencie spotka nas przyjemno�� czy smutek. Najwa�niejsze, by�my pozwolili sobie na t� niewiedz�, by�my stworzyli dla niej miejsce. Kiedy pr�bujemy robi� co� po�ytecznego, nie mamy �adnej pewno�ci, jaki b�dzie rezultat. Nigdy nie wiemy na pewno, czy co� si� powiedzie czy nie. Gdy nadchodzi wielkie rozczarowanie, nie wiemy, czy oznacza ono koniec naszej historii. R�wnie dobrze mo�e si� okaza� pocz�tkiem wielkiej przygody...[24]
Czyta�am kiedy� o bardzo biednych ludziach, kt�rzy mieli tylko jednego syna. Oczekiwali, �e z czasem wesprze ich, a swoimi osi�gni�ciami przysporzy im presti�u. Kt�rego� jednak dnia �w m�ody cz�owiek spad� z konia i od tej pory zacz�� kule�. Dlajego rodzic�w by� to nieomal koniec �wiata! Ale dwa tygodnie p�niej we wsi pojawili si� �o�nierze i wcielili do armii wszystkich zdrowych i silnych m�czyzn, zabieraj�c ich na wojn�. Kaleki syn dzi�ki swej u�omno�ci m�g� pozosta� w domu i zaopiekowa� si� rodzin�.
Takie w�a�nie jest �ycie. Nic nie jest do ko�ca wiadome. Wydaje si� nam, �e co� jest z�e lub dobre, lecz tak naprawd� wcale tego nie wiemy.
Kiedy nasz �wiat si� rozpada i nagle stajemy w obliczu niewiadomego, jest to moment pr�by. Nale�y w�wczas zatrzyma� si�, nie usi�uj�c niczego definiowa�. Istot� podr�y duchowej nie jest szukanie nieba czy jakiej� krainy szcz�liwo�ci. W�a�nie tego rodzaju oczekiwania sprawiaj� �e wci�� jeste�my nieszcz�liwi. Trwanie w prze�wiadczeniu, �e mo�liwe jest znalezienie nieprzemijaj�cej przyjemno�ci, i tym samym unikni�cie b�lu, jest nazywane w buddyzmie sansar�* - cykliczn� form� egzystencji, kt�ra nieustannie rodzi cierpienie. Pierwsza z Czterech Szlachetnych Prawd* nauczanych przez Budd� m�wi, �e sami skazujemy si� na cierpienie, wierz�c w trwa�o�� rzeczy i uwa�aj�c, i� mo�emy dzi�ki nim zapewni� sobie poczucie bezpiecze�stwa. Sens swoich poczyna� rozumiemy dopiero w chwili, gdy tracimy grunt pod nogami. Mo�emy wykorzysta� t� sytuacj� na dwa sposoby: by si� przebudzi� albo by zapa�� w g��boki sen. W�a�nie wtedy, pozbawieni oparcia, mo�emy odnale�� si��, kt�ra pozwoli [25] nam odkry� w sobie dobro i troszczy� si� o tych, kt�rzy naszej troski potrzebuj�.
Pami�tam bardzo dok�adnie pewien dzie�, by�o to wczesn� wiosn�. Ca�e moje �ycie leg�o w jednej chwili w gruzach. Nie zetkn�am si� jeszcze wtedy z naukami Buddy, nie zdawa�am sobie wi�c sprawy, �e to, co prze�y�am, mo�na uzna� za do�wiadczenie prawdziwie duchowe. By�a to chwila, kiedy dowiedzia�am si� o romansie m�a. Mieszkali�my wtedy w p�nocnej cz�ci Nowego Meksyku. Sta�am w�a�nie przed naszym pi�knym domem i popija�am herbat�. S�ysza�am, jak podjecha� samoch�d i trzasn�y drzwi. M�j m�� wy�oni� si� zza domu i bez �adnych wst�p�w oznajmi�, �e zwi�za� si� z kim� innym i chce si� ze mn� rozwie��.
Pami�tam niebo, by�o ogromne. Pami�tam szum rzeki i par� unosz�c� si� nad fili�ank�. Nie istnia� czas, przesta�am my�le�, nie by�o niczego - tylko �wiat�o i g��boka, nieruchoma cisza. Nagle si� ockn�am, podnios�am kamie� i rzuci�am w m�a.
Kiedy kto� mnie pyta, jak zainteresowa�am si� buddyzmem, odpowiadam, �e powodem by�a z�o�� na m�a. Prawd� m�wi�c, ten cz�owiek ocali� mi �ycie. Kiedy nasze ma��e�stwo si� rozpad�o, pr�bowa�am za wszelk� cen� odbudowa� swoje poczucie bezpiecze�stwa - na nowo odnale�� pewno�� i ukojenie. Ale na szcz�cie nigdy mi si� to nie uda�o. Instynktownie czu�am, �e unicestwienie mojej dawnej osobowo�ci - kurczowo czego� lub kogo� uczepionej, zale�nej - to jedyna droga. Wtedy w�a�nie powiesi�am na �cianie mojego pokoju karteczk� ze s�owami: "Jedynie ulegaj�c zniszczeniu, mo�emy znale�� to, co w nas niezniszczalne". [26]
�ycie to dobry przyjaciel i dobry nauczyciel. Musimy by� �wiadomi, �e wszystko wci�� si� zmienia i nic nie dzieje si� tak, jak tego pragniemy. Stan "pomi�dzy" i "poza" to sytuacja idealna: nie daj�c si� uwik�a�, mo�emy zachowa� ca�kowit� otwarto�� umys�u i serca wobec rzeczywisto�ci. Jest to stan szczeg�lnej wra�liwo�ci i otwarcia na zdarzenia, stan wolny od agresji.
Zgoda na takie poczucie niestabilno�ci, na zranione serce i �ci�ni�ty z b�lu �o��dek, na poczucie beznadziei i ch�� zemsty - to droga prawdziwego przebudzenia. Trwanie w niepewno�ci i umiej�tno�� rozlu�nienia si� w samym �rodku chaosu, bez wpadania w panik� - to �cie�ka duchowa.
Droga wojownika polega na troskliwej i pe�nej wsp�czucia obserwacji siebie, tak�e w chwilach, gdy niezale�nie od naszej woli twardnieje nam serce z powodu �alu, goryczy lub s�usznego oburzenia. Niekiedy jednak zamykamy je tak�e z powodu odczuwanej ulgi lub silnej inspiracji.
Pomy�lmy o przemocy obecnej ka�dego dnia w Nowym Jorku, Los Angeles, Halifaksie, Bejrucie, Kuwejcie, Somalii czy Iraku. Wsz�dzie ludzie walcz� przeciwko sobie. Cierpieniu nie ma ko�ca. Ka�dego dnia mo�emy si� nad tym zastanowi� i zada� sobie pytanie, czy chcemy powi�ksza� �wiatowy potencja� agresji. Ka�dego dnia w chwilach, gdy nie radzimy sobie z rzeczywisto�ci�, mo�emy zapyta� siebie samych: "Wojna czy pok�j?" [27]
III
CHWILA OBECNA
TO NAJLEPSZY NAUCZYCIEL
_�ycie mo�e nas stawia� naprzeciw pudelka albo w�cieklcyo brytana. To nie przeciwnik jest jednak najwa�niejszy, lecz odpowied� na pytanie: czy i jak podejmujemy wyzwanie._
Og�lnie rzecz bior�c, nie lubimy, kiedy jest nam �le. Jednak dla ludzi poszukuj�cych prawdy - duchowych wojownik�w - uczucia takie jak rozczarowanie, wstyd, irytacja, gorycz, z�o��, zazdro�� i l�k nie s� czym� z�ym, czym�, co trzeba odrzuci�. S� okazj� do u�wiadomienia sobie, co trzyma nas w miejscu i przed czym uciekamy. Przeszkody ucz� nas, jak odnale�� si�� w chwili, gdy chcemy si� podda� i wycofa�. S� niczym pos�a�cy od losu, kt�rzy z ogromn� precyzj� wskazuj� nam, gdzie utkn�li�my. Chwila obecna to najlepszy nauczyciel, kt�ry, na nasze szcz�cie, jest zawsze tam gdzie my.
Wypada uzna�, �e wydarzenia i ludzie, dzi�ki kt�rym zauwa�amy swoje nierozwi�zane problemy, to dobrodziejstwo losu. Dzi�ki nim, aby pozna� granice swoich mo�liwo�ci, nie musimy specjalnie stwarza� sobie [28] trudnych sytuacji. Takie okazje pojawiaj�si� bowiem same, z niezawodn� regularno�ci�.
Ka�dy dzie� niesie nam sposobno�� do otwarcia si� lub zamkni�cia. Najcenniejsze jednak s� te chwile, kiedy wydaje si� nam, �e nie zniesiemy ju� d�u�ej tego, co si� wydarza: "To zbyt wiele. Sprawy zasz�y za daleko!" Czujemy si� �le sami ze sob�. Nie mo�emy ju� manipulowa� sytuacj�, nie mo�emy zrobi� nic, �eby wyj�� z twarz�. Bez wzgl�du na to, jak bardzo si� staramy, po prostu nie udaje si�. �ycie przypar�o nas do muru.
To tak, jakby� przegl�daj�c si� w lustrze, ujrza� w nim goryla. Wiesz, �e to twoje odbicie i zupe�nie ci si� ono nie podoba. Pr�bujesz ustawi� lustro pod innym k�tem, by uzyska� nieco korzystniejszy efekt, ale wszelkie wysi�ki zdaj� si� na nic - wci�� widzisz goryla. To w�a�nie moment osaczenia przez �ycie: znalaz�e� si� w miejscu, w kt�rym nie masz innego wyboru ni� stan�� z sytuacj� twarz� w twarz: przyj�� albo odepchn�� to, co si� wydarza.
Wi�kszo�� z nas nie znajduje w takiej sytuacji niczego pouczaj�cego. Instynktownie nienawidzimy swoich problem�w. Miotamy si�. Szukamy sposob�w ucieczki. I w�a�nie w�wczas, gdy stajemy na kraw�dzi, gdy problemy nas przerastaj�, rodz� si� nasze uzale�nienia. Czujemy potrzeb� z�agodzenia dyskomfortu i b�lu w rezultacie uzale�niamy si� od wszystkiego, co wydaje si� przynosi� ulg�. Tu w�a�nie ma sw�j pocz�tek nachalny materializm naszego �wiata. Jest tyle r�nych sposob�w, by znieczuli� siebie w takich chwilach, by st�pi� ostre kraw�dzie nieprzyjemnych dozna�, by u�mierzy�, zag�uszy� b�l, kt�ry powstaje, kiedy przestajemy kontrolowa� sytuacj�.
Medytacja to zaproszenie do tego, by do�wiadczy� w�asnych ogranicze�. To podj�cie wysi�ku, by nie da� si� schwyta� w sid�a nadziei i l�ku. Dzi�ki niej mo�emy jasno zobaczy� swoje my�li i emocje - i uwolni� si� od nich, pozwalaj�c im odej��. Podczas praktyki, nawet je�li si� zamykamy, nie mo�emy ju� zas�ania� si� niewiedz�. Bardzo wyra�nie widzimy bowiem, �e si� mentalnie barykadujemy. Ta �wiadomo�� wystarcza, by ciemno�� niewiedzy zacz�a si� rozja�nia�. Wreszcie mo�emy �wiadomie przeanalizowa�, w jaki spos�b uciekamy, chowamy si�, nieustannie staraj�c si� czym� zaj�� - byle tylko nie dotkn�� bolesnych ran we w�asnym sercu. Jednocze�nie zaczynamy dostrzega� mo�liwo�� otwarcia si� i rozlu�nienia.
Rozczarowanie, upokorzenie - sytuacje, w kt�rych nie spos�b czu� si� dobrze - to jakby rodzaj �mierci. Tracimy w�wczas grunt pod nogami i nie jeste�my w stanie nawet spr�bowa� tego opanowa�. Walczymy ze strachem przed �mierci�, zamiast dopu�ci� do siebie �wiadomo��, �e je�li chcemy si� odrodzi�, �mier� jest konieczna.
Dotarcie do kresu swoich mo�liwo�ci nie jest kar�. Przeciwnie: nasze przera�enie w obliczu w�asnej �mierci jest oznak� zdrowia. Podobnie jak wysi�ek, by nie podda� si� tym uczuciom, by potraktowa� je jako sygna�, i� czas zaniecha� walki, i wreszcie stan�� twarz� w twarz z tym, co nas przera�a. Rozczarowanie czy niepok�j zapowiadaj�, �e za chwil� wkroczymy na nieznane terytorium.
Dla niekt�rych takim terytorium mo�e by� wn�trze szafy we w�asnym mieszkaniu, dla innych - przestrze� kosmosu. To, co budzi nadziej� i l�k we mnie, r�ni si� [30] od tego, co budzi nadziej� i l�k w kim� innym. Moj� ciotk� do kresu wytrzyma�o�ci doprowadza przestawienie lampy w salonie, przyjaci�k� wytr�ca z r�wnowagi perspektywa przeprowadzki, s�siad za� boi si� wysoko�ci. Tak naprawd� nie jest wa�ne, co przywodzi nas do granic mo�liwo�ci. Wa�ne, �e wcze�niej czy p�niej przydarza si� to ka�demu z nas.
Czogiama Trungp� Rinpocze spotka�am po raz pierwszy w otoczeniu grupy czwartoklasist�w, kt�rzy zadawali mu mn�stwo pyta� na temat jego �ycia w Tybecie i ucieczki do Indii przed chi�skimi komunistami. Jeden z ch�opc�w chcia� wiedzie�, czy Rinpocze kiedykolwiek odczuwa� l�k. Rinpocze odpar�, �e stosuj�c si� do zalece� swego nauczyciela, odwiedza� miejsca, kt�re napawa�y go l�kiem, na przyk�ad cmentarze, i podejmowa� pr�by oswajania tego, czego si� ba�. Kiedy� uda� si� z grup� mnich�w do klasztoru, w kt�rym nigdy wcze�niej nie by�. U jego bram, ujrzeli wielkiego psa obronnego, o olbrzymich k�ach i przekrwionych �lepiach. W�ciekle warcz�c, pr�bowa� uwolni� si� z uwi�zi, got�w ich zaatakowa�. Przechodz�c obok psa. Rinpocze widzia� jego siny j�zyk i sp�ywaj�c� z pyska �lin�. Utrzymuj�c bezpieczn� odleg�o��, ca�a grupa przekroczy�a bram�. Nagle �a�cuch p�k� i pies rzuci� si� ku przybyszom. Mnisi krzykn�li, zamieraj�c w bezruchu, natomiast Rinpocze odwr�ci� si� i najszybciej, jak m�g�, pu�ci� si� biegiem prosto w kierunku psa. Zwierz� by�o tak zaskoczone, �e podkuli�o ogon i uciek�o.
�ycie mo�e nas stawia� naprzeciw pudelka albo w�ciek�ego brytana. To nie przeciwnik jest jednak najwa�niejszy, lecz odpowied� na pytanie: czy i jak podejmujemy wyzwanie. [31]
Podr� duchowa wymaga wyj�cia poza nadziej� i l�k, wymaga wkroczenia na niebezpieczne, nieznane terytorium i nieustannego pod��ania naprz�d. By� mo�e jest to najwa�niejszy aspekt rozwoju duchowego. Zazwyczaj, dochodz�c do granic swoich mo�liwo�ci, czujemy si� dok�adnie tak jak zagro�eni przez psa mnisi towarzysz�cy Trungpie Rinpocze - dr�twiejemy z przera�enia. Zamiera nasze cia�o, zamiera nasz umys�.
Jak zatem powinni�my pracowa� ze swoim umys�em, gdy stajemy wobec wyzwania? Zamiast za�amywa� si� i odrzuca� to, czego do�wiadczamy, mo�emy pozwoli� uwolni� si� energii tkwi�cej w emocjach towarzysz�cym naszym prze�yciom, by mog�a przenikn�� w g��b, a� do serca. �atwo o tym m�wi�, trudniej zastosowa� w praktyce, ale to szlachetny spos�b �ycia. To �cie�ka wsp�czucia - pod��aj�c ni�, piel�gnujemy w sobie odwag� i �yczliwo��.
W naukach buddyjskich du�o si� m�wi o stanie wolnym od ego. Pozornie trudno to zrozumie� - bo o co tak w�a�ciwie chodzi? Kiedy s�yszymy o nerwicach, czujemy si� swojsko - to �atwo poj��. Ale stan bez ego? Gdy dochodzimy do granic swoich mo�liwo�ci i naprawd� chcemy uwa�nie przyjrze� si� temu do�wiadczeniu - co oznacza postanowienie, �eby si� nie poddawa� ani nie wycofywa� - w�wczas nasza wewn�trzna hardo�� zaczyna si� rozpuszcza�. �agodniejemy dzi�ki czystej sile emocji - energii gniewu, energii rozczarowania czy energii l�ku. Je�li nie zostanie ona ukierunkowana, mo�e przenikn�� nasze serce i otworzy� nas. W�wczas odkrywamy stan wolny od ego. W tym momencie rozpadaj� si� nawykowe schematy naszych zachowa�. Osi�gni�cie granic wytrzyma�o�ci [32] jest jak odnalezienie drzwi do zdrowego umys�u, do bezwarunkowej ludzkiej dobroci. W �adnym wypadku nie stanowi przeszkody czy kary.
Najszybciej rozwijaj�c� i najbezpieczniejsz� metod� pracy z umys�em jest formalna medytacja. Siedz�c na poduszce, uczymy si� nie ulega� - i jednocze�nie nie odrzuca�. Oswajamy uczucie, kt�re rodzi si�, gdy pozwalamy energii po prostu dzia�a�. Dlatego dobrze jest medytowa� codziennie, wci�� od nowa zaznajamia� si� z w�asn� nadziej� i l�kiem. W ten spos�b zasiewamy nasiona uwa�no�ci, dzi�ki kt�rym z czasem staniemy si� bardziej przytomni po�r�d zgie�ku codzienno�ci. To proces stopniowego przebudzania si�. Nie medytujemy po to, by sta� si� "dobrymi" joginami*, lecz by pog��bi� �wiadomo��.
Najpierw otwieraj� si� nam oczy na to, co si� dzieje. Cho� wci�� jeszcze uciekamy i ulegamy emocjom, jeste�my ju� tego coraz bardziej �wiadomi. Mo�na by si� spodziewa�, �e �wiadomo�� w�asnych sk�onno�ci powinna sprawi�, �e znikn�. Tak jednak si� nie dzieje. Przez d�ugi czas musimy zadowoli� si� jedynie �wiadomo�ci� ich istnienia. I je�li jest ona wystarczaj�co g��boka, z czasem sk�onno�ci te same zaczn� si� wyczerpywa�. Nie jest to jednak r�wnoznaczne z ich znikni�ciem. Przed medytuj�cym otwiera si� szersza, bardziej obiecuj�ca, bardziej o�wiecona perspektywa.
Aby pozosta� w r�wnowadze mi�dzy uleganiem i odrzucaniem, musimy przyjmowa� bez warto�ciowania wszystkie pojawiaj�ce si� my�li, pozwalaj�c im po prostu przemija� i wci�� powracaj�c do otwarto�ci chwili obecnej. To w�a�nie robimy podczas medytacji. My�li si� pojawiaj�, a my, zamiast je t�umi� lub obsesyjnie [33] do nich lgn��, akceptujemy ich obecno�� bez oceniania i pozwalamy im odej��. Potem powracamy do bycia tu i teraz. Jak m�wi Sogial Rinpocze, po prostu "pozwalamy umys�owi wr�ci� na swoje miejsce".
Po jakim� czasie zaczynamy w ten sam spos�b odnosi� si� do nadziei i l�ku w �yciu codziennym. Zaprzestajemy zmaga� i rozlu�niamy si�. Przestajemy nieustannie m�wi� do siebie - powracamy do �wie�o�ci chwili obecnej.
Taki proces post�puje bardzo wolno, krok po kroku. Jak d�ugo trwa? Powiedzia�abym, �e do ko�ca �ycia. W zasadzie nieustannie si� otwieramy, uczymy i wchodzimy w coraz g��bszy kontakt z ludzkim cierpieniem i z ludzk� m�dro�ci�. Dzi�ki temu mo�emy je dog��bnie pozna� i sta� si� bardziej kochaj�cymi i pe�nymi wsp�czucia lud�mi.
Zawsze jest co�, czego jeszcze mo�emy si� nauczy�. Nie tak jak zadowoleni z siebie starcy, kt�rzy si� ju� poddali i nie podejmuj� �adnych wyzwa�. W najmniej spodziewanym momencie wci�� mo�emy spotka� rozjuszonego psa!
Mog�oby si� wydawa�, �e w miar� jak si� otwieramy, potrzeba coraz wi�kszych nieszcz��, by przywie�� nas do granic wytrzyma�o�ci. Ciekawe, �e gdy stajemy si� coraz bardziej otwarci, dramaty natychmiast nas budz�, ale drobiazgi przy�apuj� na drzemce. Jednak bez wzgl�du na wielko��, kolor i kszta�t naszej �yciowej niewygody chodzi o to, by si� do niej zbli�y� i ujrze� j� wyra�nie, zamiast pr�bowa� si� przed ni� ochroni�.
Medytuj�c, nie staramy si� osi�gn�� jakiego� idea�u - wprost przeciwnie. Po prostu trwamy w naszym do�wiadczeniu, bez wzgl�du na to, jakie ono jest. Je�li [34] naszym do�wiadczeniem jest prze�wiadczenie, �e otwieraj� si� przed nami jakie� perspektywy albo �e jeste�my ich zupe�nie pozbawieni, to do�wiadczenie to takie w�a�nie jest. Je�li raz uda nam si� zbli�y� do tego, co nas przera�a, a innym razem zupe�nie nie jeste�my w stanie tego zrobi�, to w�a�nie to jest naszym do�wiadczeniem. "Chwila obecna to najlepszy nauczyciel - jest zawsze tam, gdzie my" - to pe�ne znaczenia s�owa. Wystarczy obserwowa�, co si� dzieje - to najlepsza nauka. By� w tym, co si� wydarza, i nie oddziela� si� od tego. Przebudzenie mo�na odnale�� w przyjemno�ci i w b�lu, w zagubieniu i w m�dro�ci. Jest ono osi�galne w ka�dej chwili naszego dziwnego, niezg��bionego, zwyk�ego codziennego �ycia. [34]
IV
ODNALE�� SPOK�J W TYM,
CO JEST
_Kiedy dog��bnie poznamy te nauki, mo�emy wprowadzi� je w �ycie. Wtedy to od nas b�dzie zale�a� bieg wydarze�. Ostatecznie wszystko sprowadza si� do pytania, jak bardzo pragnienry si� rozchmurzy� i rozlu�ni�. Na ile chcemy by� wobec siebie uczciwi._
Nauki o medytacji, kt�re przekaza� Trungpa Rinpocze, nosz� nazw� �amatha*-wipa�jana*. Nauczaj�c ich na Zachodzie po raz pierwszy, Rinpocze radzi� uczniom, by otworzyli umys�y i odpr�yli si�. Gdy rozprasza�y ich my�li, mieli pozwala� im po prostu przemija�. Wci�� i wci�� mieli powraca� do otwartego, zrelaksowanego stanu umys�u.
Po kilku latach Rinpocze zauwa�y�, �e wielu uczni�w ma trudno�ci z zastosowaniem tych prostych nauk w praktyce. Potrzebowali wi�cej wyja�nie� dotycz�cych techniki. W�wczas, co jednak nie zmienia�o zasadniczo podstawowego celu medytacji, Rinpocze [36] zacz�� udziela� instrukcji w nieco odmienny spos�b. Wi�cej uwagi po�wi�ca� w�a�ciwej pozycji cia�a przyjmowanej przez praktykuj�cych i koncentrowaniu si� na wydechu. Uczy�, �e moment wydechu jest najbli�szy naturalnemu, otwartemu stanowi umys�u i �e umys� ma w�wczas obiekt, do kt�rego mo�e powraca�.
Rinpocze podkre�la�, �e wydech powinien by� naturalny, w �aden spos�b nie powinno si� go ogranicza�, a skierowana na� uwaga nie mo�e oznacza� pe�nego determinacji wysi�ku, by utrzyma� stan koncentracji. Co wi�cej, twierdzi�, �e jedynie dwadzie�cia pi�� procent uwagi powinni�my po�wi�ca� oddechowi, tak by zachowa� �wiadomo�� otoczenia i nie postrzega� go jako przeszkody w praktyce.
W p�niejszych latach Rinpocze zabawnie to obrazowa�, przedstawiaj�c medytuj�cego jako dostojn�, elegancko ubran� osob� - z �y�eczk� wody w r�ce. Osoba taka, w nienagannym garniturze, siedzi zadowolona, a trzymana w r�ku �y�eczka zupe�nie jej nie rozprasza. Rinpocze naucza�, by nie stara� si� osi�gn�� jakiego� wyj�tkowego stanu �wiadomo�ci, nie si�ga� poza do�wiadczenia normalnego �ycia. Przeciwnie, zach�ca�, by si� relaksowa�, �y� w harmonii z otoczeniem i nie ustawa� w zachwycie nad �wiatem i jego prawd� obecn� w ka�dej chwili.
Wi�kszo�� technik pos�uguje si� obiektem medytacji - czym�, do czego mo�na nieustannie powraca� bez wzgl�du na to, co dzieje si� w umy�le. Deszcz, s�ota, grad czy �nieg, dobra czy z�a pogoda - wci�� powracamy do obiektu medytacji. W tym wypadku jest nim wydech - wiecznie zmienny i nieuchwytny, a jednak nieustannie si� odnawiaj�cy. Wdech jest jak chwilowa [37] przerwa, podczas kt�rej nie dzieje si� nic szczeg�lnego - opr�cz oczekiwania na kolejny wydech.
Kiedy� obja�ni�am t� technik� przyjaci�ce, kt�ra wiele lat sp�dzi�a na medytacji, usilnie koncentruj�c si� zar�wno na wdechu i wydechu, jak i na innych obiektach. Stwierdzi�a: "Ale� to niemo�liwe! Nikt tego nie potrafi! Jest tam d�uga chwila, kiedy nie istnieje nic, czego mogliby�my by� �wiadomi!". Wtedy zrozumia�am, �e praktyka ta umo�liwia prawdziwe odpr�enie. S�ucha�am kiedy� mistrz�w _zen_, kt�rzy m�wili o medytacji jako o gotowo�ci do nieustannego umierania. Odnalaz�am to tutaj: z ka�dym uchodz�cym z nas i rozp�ywaj�cym si� wydechem pojawia si� szansa, aby umar�o to, co w�a�nie przemin�o. Odpr�enie zamiast paniki.
Rinpocze prosi�, by przekazuj�c innym instrukcje do tej medytacji, nie u�ywa� terminu "koncentracja" na wydechu, lecz stosowa� l�ejsze okre�lenia. M�wili�my wi�c uczniom: "Dotykajcie wydechu i pozw�lcie mu odej��" lub: "Utrzymujcie lekk� i delikatn� uwag� na wydechu", albo: "B�d�cie jedno�ci� z wydechem, kiedy ten uchodzi na zewn�trz". Nadal jednak podstawowym zaleceniem by�o otwarcie si� i rozlu�nienie - bez dodawania czegokolwiek, bez konceptualizacji - oraz powracanie do umys�u takiego, jaki jest: jasnego, przejrzystego, �wie�ego.
Po pewnym czasie Rinpocze ponownie udoskonali� swoje instrukcje. Zaproponowa�, aby�my oznaczali swoje my�li etykietk� "my�lenie". Medytowali�my zatem z uwag� skoncentrowan� na wydechu i nim si� orientowali�my, ju� porywa� nas �wiat naszych plan�w, zmartwie� i fantazji. �wiat z�o�ony z my�li. W momencie, gdy u�wiadamiali�my sobie swoje rozproszenie, [38] naszym zadaniem by�o powiedzie� sobie: "my�l�!" i spokojnie powr�ci� do wydechu.
Ogl�da�am kiedy� pokaz ta�ca, kt�ry przedstawia� opisany powy�ej proces. Tancerz wszed� na scen� i usiad� w pozycji medytacyjnej. W ci�gu kilku sekund ogarn�y go my�li pe�ne nami�tno�ci. Przechodzi� przez kolejne etapy, coraz bardziej poddaj�c si� emocjom, a� nieznaczne z pocz�tku przeb�yski nami�tno�ci przybra�y form� rozbuchanej erotycznej fantazji. Nagle rozleg� si� g�os dzwoneczka i spokojny g�os powiedzia�: "my�l�!' Tancerz usiad� zrelaksowany na powr�t w pozycji medytacyjnej. Po chwili przedstawi� taniec furii, kt�rego pocz�tek wyra�a� nieznaczne rozdra�nienie, koniec za� by� prawdziw� eksplozj�. Potem by� jeszcze taniec samotno�ci, a po nim taniec ospa�o�ci. Za ka�dym razem w apogeum dzwoni� dzwoneczek, a g�os m�wi�: "my�l�!" Chwile relaksacji stopniowo przed�u�a�y si� i mia�o si� wra�enie, �e siedz�cy tancerz trwa w stanie g��bokiego, bezgranicznego spokoju.
Chwila, gdy s�yszy si�: "my�l�!" jest bardzo szczeg�lnym momentem medytacji. Mo�emy w�wczas �wiadomie rozwija� �agodno�� i postaw� woln� od os�d�w. W sanskrycie s�owem, kt�re oznacza mi�uj�ce wsp�czucie, jest _maitri_. T�umaczy si� je r�wnie� jako "bezwarunkow� �yczliwo��". Za ka�dym razem, kiedy m�wimy sobie: "my�l�!", piel�gnujemy t� bezwarunkow� �yczliwo�� wobec wszystkiego, co pojawia si� w naszym umy�le. A �e nie jest to �atwe, owa prosta, bezpo�rednia metoda pozwalaj�ca obudzi� w sobie bezwarunkowe wsp�czucie jest nad wyraz cenna.
Czasami czujemy si� winni. Kiedy indziej zachowujemy si� arogancko. Zdarza si� te�, �e nasze w�asne [39] my�li lub wspomnienia przera�aj� nas i sprawiaj�, i� czujemy si� nieszcz�liwi. My�li pojawiaj�si� w umy�le bez przerwy i dlatego, kiedy medytujemy, stwarzamy ogromn� przestrze�, aby wszystkie one mog�y si� w niej przejawia�. Jak chmury w bezkresie nieba, jak fale w ogromie oceanu, tak nasze my�li musz�znale�� przestrze�, w kt�rej b�d� si� przejawia�. Je�li jaka� my�l zatrzymuje si� na d�u�ej lub bierze nas we w�adanie, to niezale�nie od tego, czy jest to my�l przyjemna czy nie, musimy odwo�a� si� do tej samej konstatacji: "my�l�". Powinni�my czyni� to z otwarto�ci� i �agodno�ci�, pozwalaj�c my�lom rozpu�ci� si� ponownie w wielkiej przestrzeni naszego umys�u. Nic nie szkodzi, je�li ob�oki i fale zn�w do nas powracaj�. Rozpoznajemy je, przyjmujemy z bezwarunkow� �yczliwo�ci�, zn�w nazywamy "my�leniem" i pozwalamy po raz kolejny odej��.
Czasami ludzie pos�uguj� si� medytacj� by unikn�� niepokoj�cych my�li lub emocji. W zasadzie mo�emy stosowa� wspomnian� metod� rozpoznawania my�li do pozbycia si� tego, co uci��liwe. A kiedy w ko�cu natrafimy na co� przyjemnego lub inspiruj�cego, mo�emy uzna�, �e wreszcie to mamy - i pr�bujemy w�wczas utrzyma� ten wolny od l�ku stan spokoju i harmonii.
Od pocz�tku nie wolno jednak zapomina�, �e w medytacji chodzi o otwieranie si� wobec wszystkiego, co si� pojawia, i relaksowanie si� w tym do�wiadczeniu, bez rozr�niania na to, co lubimy, i to, czego nie lubimy. Medytacja w �adnym wypadku nie ma s�u�y� t�umieniu czegokolwiek ani te� zach�caniu do lgni�cia do czegokolwiek. [40]
Allen Ginsberg u�ywa� okre�lenia "zaskoczy� umys�". Oto siadamy na poduszce i nagle pojawia si� jaka� nieprzyjemna niespodzianka. W porz�dku, akceptujemy j�. Tego momentu nie wolno odrzuci�! Nale�y z �yczliw� uwa�no�ci� rozpozna� go jako "my�lenie" i pozwoli� mu odej��. Po chwili pojawia si�, dla odmiany, bardzo przyjemna my�l. W porz�dku, j� te� akceptujemy. Tak�e do takich chwil nie nale�y lgn��, lecz ze wsp�czuciem rozpozna� je jako "my�lenie" i pozwoli� im przemin��.
Podczas tego typu praktyki, odkrywa si�, �e liczba niespodzianek mo�e by� niesko�czona. Milarepa, najs�ynniejszy tybeta�ski jogin, stworzy� przepi�kne pie�ni o tym, jak medytowa�. W jednej z nich m�wi, �e umys� tworzy wi�cej projekcji, ni� jest drobinek kurzu w promieniu s�o�ca. Medytuj�c, mo�emy przesta� walczy� z naszymi my�lami i u�wiadomi� sobie fakt, �e uczciwo�� i humor s� o wiele bardziej inspiruj�ce i pomocne ni� jaka� totalna duchowa wojna o co� lub przeciw czemu�.
Tak czy inaczej, wa�ne jest, by zamiast usi�owa� pozby� si� my�li, ujrze� ich prawdziw� natur�. My�li wodz� nas za nos, kiedy im ulegamy, ale ich istota jest niezmiennie podobna do snu. S� jak iluzja, nie ma w nich nic trwa�ego. My�li s� po prostu nietrwa�ym, przemijaj�cym zjawiskiem.
Na przestrzeni lat Trungpa Rinpocze wci�� uzupe�nia� instrukcje dotycz�ce pozycji cia�a utrzymywanej w medytacji. Uczy�, �e nie nale�y zmaga� si� z samym sob� podczas praktyki. Je�li bola�y nas nogi lub plecy, zaleca� zmian� pozycji. Z czasem sta�o si� dla nas jasne, �e aby siedzie� wygodnie i stabilnie, wystarcz� tylko [41] nieznaczne zmiany pozycji. Wszelkie wi�ksze zmiany przynosi�y ulg� jedynie na jakie� pi��, dziesi�� minut, po czym zn�w mieli�my ochot� si� poruszy�. W ko�cu zacz�li�my przestrzega� sze�ciu punkt�w w�a�ciwej postawy jako sposobu na jej ugruntowanie: 1 ) biodra, 2) nogi, 3) tu��w, 4) r�ce, 5) oczy, 6) usta. Oto instrukcje do powy�szych punkt�w:
1. Siedz�c na poduszce lub na krze�le, nie nale�y przechyla� si� na boki, w prz�d ani w ty�.
2. Nogi wygodnie skrzy�owane lub - je�li siedzi si� na krze�le - stopy p�asko oparte o pod�o�e, kolana nieco rozchylone.
3. Plecy proste, �opatki �ci�gni�te, klatka piersiowa wypr�ona. Je�li siedzi si� na krze�le, nie nale�y odchyla� si� do ty�u ani te� garbi� si�.
4. D�onie rozwarte, wn�trzem do do�u, swobodnie spoczywaj�ce na udach.
5. Oczy otwarte, pozostajemy przytomni i zrelaksowani bez wzgl�du na to, co si� pojawia. Wzrok skierowany lekko w d�, skoncentrowany na wybranym punkcie w odleg�o�ci oko�o p�tora metra przed nami.
6. Usta lekko rozwarte, nie nale�y zaciska� szcz�k. Powietrze powinno swobodnie przep�ywa� zar�wno przez usta, jak i przez nos. Koniuszek j�zyka mo�e lekko dotyka� podniebienia.
Za ka�dym razem, kiedy siadamy do medytacji, przypomnijmy sobie tych sze�� punkt�w okre�laj�cych w�a�ciw� postaw�. Je�li si� rozproszymy, ponownie zwr��my uwag� na pozycj� cia�a. Wtedy, z uczuciem �wie�o�ci, powr��my do koncentracji na wydechu. Je�li [42] jednak oka�e si�, �e my�lom uda�o si� odwie�� nas od medytacji, nie przejmujmy si�. Powiedzmy sobie po prostu: "my�l�" i powr��my do stanu otwarto�ci i odpr�enia, jaki niesie wydech. Stale powracajmy �wiadomo�ci� do miejsca, w kt�rym si� znajdujemy.
Na pocz�tku ludzie cz�sto uwa�aj� praktyk� medytacyjn� za ekscytuj�c�. Traktujemy j� jak nowy pomys� na �ycie i wydaje nam si�, �e je�li b�dziemy si� jej oddawa�, by� mo�e wszystkie utrudnienia znikn�, a my staniemy si� nagle otwarci, wolni od os�d�w i bezwarunkowo �yczliwi innym. Ale po pewnym czasie ekscytacja nowo�ci� znika. Wtedy ju� z przyzwyczajenia codziennie znajdujemy chwil� czasu, by usi��� sami ze sob�. Wci�� powracamy do wydechu. W nudzie, rozdra�nieniu, l�ku czy zadowoleniu. Wytrwale powtarzana, wykonywana szczerze, lekko, z humorem i �agodno�ci� - praktyka ta stanowi nagrod� sam� w sobie.
Kiedy dog��bnie poznamy te nauki, mo�emy wprowadzi� je w �ycie. Wtedy to od nas b�dzie zale�a� bieg wydarze�. Ostatecznie wszystko sprowadza si� do pytania, jak bardzo pragniemy si� rozchmurzy� i rozlu�ni�. Na ile chcemy by� wobec siebie uczciwi. [43]
V
NIGDY NIE JEST ZA PӏNO
_W podej�ciu _maitri_, w odr�nieniu od innych metod radzenia sobie z k�opotami, nie chodzi o szukanie rozwi�zania problemu. Nie usi�ujemy za wszelk� cen� usun�� cierpienia ani na sil� sta� si� kim� lepszym. Porzucamy ca�kowicie kontrol�, pozwalaj�c my�lom i poj�ciom rozpu�ci� si�._
Otrzymuj� wiele list�w od os�b uwa�aj�cych si� za "z�ych ludzi". Cz