13298
Szczegóły |
Tytuł |
13298 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13298 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13298 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13298 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
David Wingrove
CHUNGKUO
KSIĘGA III - BIAŁA GÓRA - tom 01 Na moście Ch’in
Tytuł oryginału “Kuo. The White Mountains. At the Bridge of Ch’in
Przełożył Jan Pyka
Wydanie angielskie: 1991
Wydanie polskie: 1995
Dla Lily Jackson z okazji 95. urodzin
od wnuka Davida z wyrazami miłości
WSTĘP
Chung Kuo. Słowa te znaczą “Państwo Środka” i od roku 221 p.n.e., kiedy pierwszy
cesarz Chin, Ch’in Shih Huang Ti, zjednoczył siedem Walczących Królestw, tak właśnie
“czarnowłosi”, Han, czyli Chińczycy, nazywają swój wielki kraj. Państwo Środka - dla nich
to był cały świat; świat na północy i zachodzie ograniczony potężnymi górami, na wschodzie
i południu - morzem. Za nimi była tylko pustynia i barbarzyńcy. Tak było przez dwa tysiące
lat, przez szesnaście wielkich dynastii. Chung Kuo naprawdę stanowiło Państwo Środka,
centrum świata ludzi, jego cesarz zaś był “Synem Nieba”,.Jedynym Człowiekiem”. Lecz w
XVIII wieku w świat ten wtargnęły młode, agresywne mocarstwa Zachodu, dysponujące
doskonalszą bronią i niezachwianą wiarą w Postęp. Walka, ku zaskoczeniu Han, była
nierówna, i tak oto upadł mit o wszechmocy i samowystarczalności Chin. Na początku XX
wieku Chiny - Chung Kuo - uchodziły za “chorego człowieka Wschodu”; Karol Marks
nazwał je “troskliwie zakonserwowaną mumią w zapieczętowanej hermetycznie trumnie”. Ze
zniszczeń tego stulecia podźwignął się jednak naród-olbrzym, zdolny rywalizować z
Zachodem i z własnymi wschodnimi konkurentami, Japonią i Koreą, z pozycji niezrównanej
potęgi. W XXI wieku, który jeszcze przed jego początkiem nazywano “stuleciem Pacyfiku”,
Chiny znowu stały się światem samym w sobie, choć tym razem jedyną jego granicę stanowił
kosmos.
GŁÓWNE POSTACI
Ascher, Emily - z wykształcenia ekonomistka. Na przełomie wieku przyłączyła się do
partii rewolucyjnej Ping Tiao, stając się jednym z członków Rady Pięciu, ciała określającego
politykę partii. Namiętna bojowniczka o sprawiedliwość społeczną, była kiedyś kochanką
przywódcy Ping Tiao, Benta Gesella.
DeVore, Howard - niegdyś major w Służbie Bezpieczeństwa Tanga, stał się wiodącą
postacią w walce przeciw Siedmiu. Ten niezwykle inteligentny, chłodny i logiczny człowiek
jest reżyserem wszystkich wydarzeń w chwili, gdy Wielka Wojna Dwóch Kierunków
przybiera nowy obrót.
Ebert, Hans - syn Klausa Eberta i spadkobierca ogromnej kompanii GenSyn.
Awansowany do stopnia majora w Służbie Bezpieczeństwa Tanga, jest ogólnie podziwiany i
cieszy się zaufaniem swoich przełożonych. Ebert jest skomplikowanym, młodym
człowiekiem: będąc odważnym i inteligentnym oficerem, jest także samolubny i ma
skłonność do rozwiązłości oraz okrucieństwa. Wiążąc się ze sprawą De-Vore’a, ma ambicje
stania się nie tylko księciem pośród ludzi, ale także ich władcą.
Fei Yen - “Lecąca Jaskółka”, córka Yin Tsu, głowy jednej z dwudziestu dziewięciu
Rodzin Mniejszych - największych arystokratycznych rodów Chung Kuo. Niegdyś żona Han
Ch’ina, zamordowanego syna Li Shai Tunga, poślubiła następnie jego brata, Li Yuana, który
jest o dziewięć lat od niej młodszy. Ta obdarzona klasyczną urodą kobieta wygląda delikatnie
i krucho, ma jednak silną wolę i ognisty temperament, czego dowiódł jej skryty romans z Tsu
Ma, Tangiem Azji Zachodniej.
Haavikko, Axel - porucznik Haavikko, zbrukany fałszywym oskarżeniem innych
oficerów, przez prawie dziesięć lat oddawał się rozpuście i autodestrukcji. Dobry i uczciwy
do szpiku kości człowiek, przyłączył się do swego przyjaciela Kao Chena i z determinacją
dąży do zdemaskowania tego, który oczernił go przed laty - Hansa Eberta.
Kao Chen - niegdyś kwai, najemny morderca z Sieci, najniższego poziomu wielkiego
Miasta. Mimo skromnego pochodzenia wzniósł się wysoko i obecnie jest kapitanem Służby
Bezpieczeństwa Tanga. Jako przyjaciel i pomocnik Karra oraz bliski towarzysz Haavikka,
Chen jest jednym z szeregowych żołnierzy w wojnie przeciwko DeVore’owi.
Karr, Gregor - obecnie major w Służbie Bezpieczeństwa Tanga, do której został
zwerbowany przez generała Tolo-nena. Podobnie jak Kao Chen, także pochodzi z Sieci i w
młodości był zawodnikiem w krwawych walkach na śmierć i życie. Karr, olbrzymi
mężczyzna, jest “jastrzębiem”, którego Li Shai Tung planuje rzucić przeciw swemu
przeciwnikowi, DeVore’owi.
Lehmann, Stefan - albinos, syn byłego przywódcy Rozpro-szeńców, Piotra Lehmanna,
stał się bliskim współpracownikiem DeVore’a. Zimny, nienaturalnie beznamiętny, wydaje się
prawdziwym archetypem nihilisty, a jego jedynym celem jest doprowadzenie do upadku
Siedmiu i ich wielkiego Miasta.
Li Shai Tung - z górą siedemdziesięcioletni Tang Europy i jeden z Siedmiu, rady
rządzącej Chung Kuo. Przez długi czas był jej centralną postacią i nieoficjalnym
przewodniczącym Siedmiu. Jednakże zabójstwo jego następcy, Han Ch’ina, osłabiło go i
skruszyło jego dawniej zdecydowane przekonanie, iż za wszelką cenę należy zapobiec
Zmianie.
Li Yuan - drugi syn Li Shai Tunga. Po zabójstwie starszego brata został spadkobiercą
Miasta Europa. Chociaż jest ponad wiek dojrzały, jego chłodny i rozważny sposób bycia
skrywa namiętną naturę, której dowiódł, żeniąc się z ognistą Fei Yen, żoną swego zmarłego
brata.
Mach, Jan - wysoki urzędnik w Ministerstwie Uzdatniania Odpadków, a w wolnym
czasie członek Rezerwy Służby Bezpieczeństwa Li Shai Tunga. Prowadzi tajne życie jako
członek Rady Pięciu, ciała kształtującego politykę rewolucyjnego ruchu Ping Tiao. Jednakże
rozczarowanie działalnością partii doprowadza go do utworzenia własnej frakcji, Yu, której
przeznaczeniem jest stanie się nową, jeszcze ciemniejszą siłą działającą w głębinach Miasta
Europa.
Tolonen, Jeika - córka marszałka Tolonena, którą z braku matki wychowano w bardzo
męskich warunkach. Autentyczne zainteresowanie sztukami walk i bronią przesłania zupełnie
inną, bardziej kobiecą stronę jej natury, która ujawniła się po nieudanym ataku na nią
terrorystów Ping Tiao.
Tolonen, Knut - marszałek Rady Generałów, niegdyś generał Li Shai Tunga. Jest
wielkim, twardym mężczyzną i najbardziej zagorzałym zwolennikiem wartości oraz ideałów
głoszonych przez Siedmiu. Gwałtowny i nieustraszony, nie powstrzyma się przed niczym,
aby chronić swoich panów. Jednakże długie lata wojny nawet u niego osłabiły przekonanie o
konieczności zastoju.
Tsu Ma - Tang Azji Zachodniej i jeden z Siedmiu, rady rządzącej Chung Kuo.
Odrzucił swoją rozpustną przeszłość, aby zostać w Radzie jednym z najbardziej
zdecydowanych sojuszników Li Shai Tunga. Silny, przystojny mężczyzna po trzydziestce,
wywikłał się niedawno z sekretnego romansu z Fei Yen, który - gdyby został ujawniony -
mógłby doprowadzić do upadku Siedmiu.
Wang Sau-leyan - młody Tang Afryki. Od czasu mordu popełnionego na jego ojcu,
porzucił swoje dawne poglądy, stając się inteligentnym i przebiegłym przeciwnikiem Li Shai
Tunga oraz starej gwardii w łonie Siedmiu. Irytujący, wyrachowany człowiek o sybaryckich
zamiłowaniach, jest zwiastunem Zmiany w Radzie Siedmiu.
Ward, Kim - urodzony w Glinie, ciemnym pustkowiu pod wielkimi fundamentami
Miasta, ma błyskotliwy i niezwykle chłonny umysł, który wyróżnił go jako potencjalnie
największego naukowca w Chung Kuo. Jego sformułowana w ciemnościach wizja
gigantycznej, rozciągającej się do gwiazd sieci pchnęła go do tego, by dążyć do światła Góry.
Teraz, po długim procesie rekonstrukcji osobowości, został umieszczony w zespole
opracowującym Projekt Kontroli Myśli Li Yuana.
Ywe Hao - urodzona i wychowana na najniższych poziomach Miasta Europa, Ywe
Hao - “Piękny Księżyc” - po śmierci swego starszego brata przyłączyła się do terrorystycznej
organizacji Yu. Jest silną, ideową kobietą, która reprezentuje nową falę rebelii wzrastającą w
głębinach wielkiego Miasta.
SIEDMIU I RODZINY
An Liang-chou - książę z rodziny An
An Sheng - głowa rodziny An (jednej z dwudziestu dziewięciu Rodzin Mniejszych)
Cni Hsian - Tang Australii
Chung Wu-chi - głowa rodziny Chung (jednej z dwudziestu dziewięciu Rodzin
Mniejszych)
Fan Ming-yu - kurtyzana
Fu Ti Chang - księżniczka z jednej z Rodzin Mniejszych
Hou Tung-po - Tang Ameryki Południowej
Hsiang K’ai Fan - Książę z rodziny Hsiang; najstarszy syn Hsiang Shao-erha
Hsiang Shao-erh - głowa rodziny Hsiang (jednej z dwudziestu dziewięciu Rodzin
Mniejszych) i ojciec Hsiang K’ai Fana, Hsiang Te-shanga oraz Hsiang Wanga.
Hsiang Te-shang - książę z rodziny Hsiang i najmłodszy syn Hsiang Shao-erha
Hsiang Wang - książę z rodziny Hsiang i średni syn Hsiang Shao-erha
Lai Shi - księżniczka z jednej z Rodzin Mniejszych
Li Feng Chiang - brat przyrodni i doradca Li Shai Tunga
Li Shai Tung - Tang Europy
Li Yuan - drugi syn i następca tronu w Mieście Europa Mień Shan - księżniczka z
jednej z Rodzin Mniejszych Pei Ro-hen - głowa rodziny Pei (jednej z dwudziestu dziewięciu
Rodzin Mniejszych) Tsu Ma - Tang Azji Zachodniej Tsu Tao Chu - siostrzeniec Tsu Ma
Wang Sau-leyan - Tang Afryki Wei Feng - Tang Azji Wschodniej Wu Shih - Tang Ameryki
Północnej Yin Chan - książę z rodziny Yin, syn Yin Tsu Yin Fei Yen - “Lecąca Jaskółka”,
księżniczka z rodziny
Yin, żona Li Yuana Yin Han Ch’in - syn Yin Fei Yen Yin Sung - książę z rodziny
Yin, syn Yin Tsu Yin Tsu - głowa rodziny Yin (jednej z dwudziestu dziewięciu Rodzin
Mniejszych)
PRZYJACIELE,
DWORZANIE I WSPÓŁPRACOWNICY SIEDMIU
Auden, William - kapitan Służby Bezpieczeństwa
Chan Teng - ochmistrz wewnętrznej komnaty w Tongjiangu
Chang Li - naczelny lekarz Miasta Europa
Chang Shih-sen - osobisty sekretarz Li Yuana
Ch’in Tao Fan - kanclerz Tanga Azji Wschodniej
Chung Hu-yan - kanclerz Tanga Europy
Ebert, Berta - żona Klausa Eberta
Ebert, Hans - major Służby Bezpieczeństwa i spadkobierca
GenSynu Ebert, Klaus Stefan - właściciel GenSynu (Genetic Synthe-tics) i doradca Li
Shai Tunga
Fen Cho-hsien - kanclerz Tanga Ameryki Północnej Haavikko, Axel - porucznik
Służby Bezpieczeństwa Haavikko, Vesa - siostra Axela Haavikko Heng Yu - minister
przemieszczeń ludności Miasta Europa Hua - osobisty lekarz Li Shai Tunga
Hung Mien-lo - kanclerz T’anga Afryki
Kao Chen - kapitan Służby Bezpieczeństwa
Karr, Gregor - major Służby Bezpieczeństwa
Nan Ho - ochmistrz wewnętrznej komnaty Li Yuana
Nocenzi, Vittorio - generał Służby Bezpieczeństwa Miasta
Europa Peng Lu-hsing - minister T’ing Wei, Ministerstwa Nadzoru
Sądownictwa Miasta Europa Scott, Anders - kapitan Służby Bezpieczeństwa i
przyjaciel
Hansa Eberta
Sheng Pao - minister finansów T’anga Azji Wschodniej Shepherd, Ben - syn Hala
Shepherda Shepherd, Beth - żona Hala Shepherda Shepherd, Hal - doradca Li Shai Tunga i
głowa rodziny
Shepherdów
Shou Chen-hai - Hsien L’ing, szef magistratu Hsienu Hanower.
Sun Li Hua - ochmistrz pałacu cesarskiego w Aleksandrii Tolonen, Helga - żona
marszałka Tolonena Tolonen, Jelka - córka marszałka Tolonena Tolonen, Jon - brat marszałka
Tolonena Tolonen, Knut - marszałek Rady Generałów Viljanen, Per - porucznik Służby
Bezpieczeństwa, adiutant marszałka Tolonena Wang Ta Chuan - ochmistrz pałacu
wewnętrznego Li Shai
Tunga
Wu Ye-lun - lekarz Służby Bezpieczeństwa w Hsienie Brema Yen Shih-fa - stajenny
w Tongjiangu Yen T’ung - trzeci sekretarz w ministerstwie T’ing Wei Yu - lekarz Li Yuana
TRIADY
Feng Shang-pao - “Generał Feng”; Wielki Szef 14K Ho Chin - “Ho Trzy Palce”;
Wielki Szef Żółtych Sztandarów
Hui Tsin - Czerwony Pal (426 albo Wykonawca) Zjednoczonych Bambusów Li Chin -
“Li Bez Powiek”; Wielki Szef Wo Shih Wo
Lu Ming-shao - “Wąsacz Lu”; Wielki Szef Kuei Chuan (Czarnego Psa)
Mi Li - “Żelazny Mu”; Wielki Szef Wielkiego Kręgu
WongYi-sun - “Tłusty Wong”; Wielki Szef Zjednoczonych Bambusów
Yao Tzu - “Chluba Przodków”; Czerwony Pal (426 albo Wykonawca) Wielkiego
Kręgu
Yun Yueh-hui - “Nieboszczyk Yun”; Wielki Szef Czerwonego Gangu
PING TIAO
Ascher, Emily - ekonomistka, członek Rady Pięciu
Gesell, Bent - nieformalny przywódca Ping Tiao i członek Rady Pięciu
Mach, Jan - urzędnik w Ministerstwie Uzdatniania Odpadków oraz członek Rady
Pięciu; założyciel frakcji o nazwie Yu
Mao Liang - księżniczka z jednej z Rodzin Mniejszych i członek Rady Pięciu
Quinn, Richard - członek Rady Pięciu
YU
Chi Li - pseudonim Ywe Hao Edel, Klaus - brat Vasski
Erika - członek komórki terrorystycznej Ywe Hao Vasska - członek komórki
terrorystycznej Ywe Hao Veda - członek Rady Pięciu Yu
Ywe Hao - “Piękny Księżyc”; terrorystka ze średnich poziomów
Architekt - psycholog w Departamencie Rekonstrukcji
Charakterów Barycz, Jiri - oficer łączności przy Projekcie Kontroli Myśli
Beattie, Douglas - pseudonim DeVore’a
Cherkassky, Stefan - emerytowany oficer służb specjalnych;
przyjaciel DeVore’a
Curval, Andrew - genetyk pracujący dla ImmVacu Debrenceni, Laslo - kierownik
stacji Kibwezi DeVore, Howard - były major Służby Bezpieczeństwa Li
Shai Tunga
Drakę, Michael - naczelnik stacji Kibwezi Ebert, Lutz - przyrodni brat Klausa Eberta
Ellis, Michael - zastępca dyrektora Projektu Kontroli Myśli Enge, Maria - kelnerka w
herbaciarni “Smocza Chmura” Fan Tseng-li - lekarz w Hsienie Brema Fang Shuo -
podwładna Shou Chen-haia Ganz, Joseph - pseudonim DeVore’a Złote Serce - młoda
prostytutka, którą kupił Hans Ebert Hammond, Joel - urzędnik w Projekcie Kontroli Myśli
Kao Ch’iang Hsin - córka Kao Chena i Wang Ti Kao Jyan - najstarszy syn Kao Chena i Wang
Ti Kao Pang-che - osobisty sekretarz ministra Henga Kao Wu - średni syn Kao Chena i Wang
Ti Kung Lao - młody chłopiec; przyjaciel Ywe Hao Kung Yi-lung - młody chłopiec;
przyjaciel Ywe Hao Kustow, Bryan - Amerykanin; przyjaciel Michaela Levera Lehmann,
Stefan - albinos; syn byłego przywódcy Rozpro-szeńców, Piotra Lehmanna, zastępca
DeVore’a Lever, Charles - “Stary Lever”, właściciel kompanii farmaceutycznej ImmVac;
ojciec Michaela Levera Lever, Michael - Amerykanin; syn Charjesa Levera Leyden,
Wolfgang - strażnik pokładowy w Hsienie Hanower Lo Wen - osobisty sługa Hansa Eberta
Loehr - pseudonim DeVore’a
Mu Chua - madame “Domu Dziewiątej Ekstazy”, burdelu Nowaczek, Lubos - kupiec;
zaufany ministra Henga Reid, Thomas - sierżant w oddziałach zbrojnych DeVore’a Reynolds
- pseudonim DeVore’a Schwartz - porucznik DeVore’a Shou He - druga żona Shou Chen-
hai’a Schou Wen-lo - pierwsza żona Shou Chen-hai’a Spatz, Gustav - dyrektor Projektu
Kontroli Myśli Stevens, Carl - Amerykanin; przyjaciel Michaela Levera
Su Chen - żona Ywe Changa
Słodki Flet - mui tsai (niewolnica) Hansa Eberta
T’ai Cho - przyjaciel Kima Warda
Tarrant - właściciel jednej z wielkich kompanii
Tong Chou - pseudonim Kao Chena
Ts’ui Wei - jeden z mieszkańców Hsienu Brema
Tuan Ti Fo - stary Han; mistyk i arcymistrz wei chi
Tuan Wen-ch’ang - handlowiec kolonii marsjańskiej
Turner - pseudonim DeVore’a
Wang Ti - żona Kao Chena
Ward, Kim - urodzony w Glinie sierota i naukowiec
Wiegand, Max - porucznik DeVore’a
Wong, Pao-yi - lokaj Shou Chen-hai’a
Ywe Chang - wujek Ywe Hao
Ywe Sha - matka Ywe Hao
ZMARLI
Berdyczow, Soren - właściciel SimmFicu, a później przywódca frakcji
Rozproszenców Chung Hsin - wasal Li Shai Tunga
FengChung - Wielki Szef Triady Kuei Chan (Czarnego Psa) Fest, Edgar - kapitan
Służby Bezpieczeństwa Hou Ti - T’ang Ameryki Południowej; ojciec Hou Tung-po Hwa -
“krwawy” mistrz; zawodnik w walkach wręcz pod
Siecią
Kao Jyan - zabójca; przyjaciel Kao Chena Lehmann, Piotr - podsekretarz w Izbie
Reprezentantów i pierwszy przywódca frakcji Rozproszenców; ojciec Stefana Lehmanna
Li Ch’ing - T’ang Europy; ojciec Li Shai Tunga Li Han Ch’in - pierwszy syn Li Shai
Tunga i następca tronu
Europy; brat LiYuana
Li Hang Ch’i - T’ang Europy; pradziadek Li Shai Tunga Li Kou-lung - Tang Europy;
dziadek Li Shai Tanga Lin Yua - pierwsza żona Li Shai Tunga Shang - “Stary Shang”;
Nauczyciel Kao Chena z dzieciń-stwa Tsao Ch’un - despotyczny założyciel Chung Kuo
Wang Ta-hung - trzeci syn Wang Hsiena; starszy brat Wang
Sau-leyana Wen Ti - “Pierwszy Przodek” Miasta Ziemia / Chung Kuo, znany też jako
Liu Heng; rządził Chinami w latach 180-157 p.n.e.
Wyatt, Edmund - przemysłowiec Ywe Kai-chang - ojciec Ywe Hao
PROLOG - LATO 2207
OPADŁE KWIATY
“Opustoszał już górny pawilon, Na wietrze wirują kwietne płatki.
Padają na kręte ścieżki małego ogrodu
1 podrywają się w pokłonie zachodzącemu słońcu.
Ze złamanym sercem zmiatam na bok
Te pożegnalne dary wiosny.
W przemijaniach usycha moja dusza, pragnienie serca ginie na zawsze. Zostają tylko
łzy na szacie”.
- Li Shang-yin, Opadłe kwiaty, IX wiek n.e.
CZĘŚĆ 1 - LATO 2207
NA MOŚCIE CH’IN
“Światło dnia cofa się za Zachodnie Wzgórza, Wysoko, w dali wzrasta szafirowe
kwiecie.
Gdzie będzie koniec starego i nowego?
Tysiąc lat odleciało z wiatrem.
Piaski oceanu skamieniały, Ale pod mostem Ch’in ryby wciąż znaczą wodę
bąbelkami.
Strumienie pustych blasków odpływają w dal, A lata rozmywają brązowe filary”.
- Li Ho, Wciąż i wciąż na zawsze, IX wiek n.e.
ROZDZIAŁ 1
Spalona ziemia
Li Shai Tung stał obok sadzawki. Naprzeciw niego, przy wejściu do arboretum, paliła
się pojedyncza lampa, a jej światło, odbijając się od ścian pokrytych płytami ciemnego,
przydymionego szkła, przeświecało mgliście przez bladozielone liście paproci i palm.
Jednakże w miejscu, gdzie stał T’ang, było ciemno.
W tych dniach witał ciemność jak przyjaciela. Nocami, kiedy nie mógł zasnąć,
przychodził tutaj i poprzez warstwy mroku wpatrywał się w czarne, ledwie widoczne kształty
swoich karpi pływających w wodzie. Ich powolne, spokojne ruchy uśmierzały ból jego oczu i
łagodziły napięcie ściskające żołądek. Często stał tam godzinami, nieruchomy, owinąwszy
ciasno jedwabiami swoje wychudzone, stare ciało. Na jakiś czas opuszczało go zmęczenie,
jakby nie było na nie miejsca w tej chłodnej, pełnej półcieni ciszy.
Potem pojawiały się duchy. Kształty wyryte w ciemności, wypełniające mrok żywymi
obrazami przeszłości. Uśmiechający się do niego Han Ch’in z nadgryzionym jabłkiem z sadu
w Tongjiangu w ręce. Lin Yua, jego pierwsza żona, pochylona w głębokim ukłonie w noc ich
ślubu, jej drobne piersi przesłonięte dłońmi, jakby w geście ofiarowania. Albo jego ojciec, Li
Ch’ing, roześmiany, z ptakami siedzącymi na każdym z jego wskazujących palców, na dwa
dni przed wypadkiem, w którym zginął. Oni i jeszcze inni gromadzili się tutaj jak goście na
stypie. Ale nie mówił o tym nikomu, nawet swojemu lekarzowi. Te wizje przynosiły mu
spokój. Bez nich ciemność przygniotłaby go swym ciężarem; byłaby zwykłą czernią, pustą i
absolutną.
Czasami szeptał miękko czyjeś imię i ten, którego wołał, przychodził roześmiany, z
oczami błyszczącymi radośnie. Tak ich teraz pamiętał, szczęśliwych i beztroskich. Cienie ze
słonecznej krainy.
Stał tam już ponad dwie godziny, kiedy podszedł do niego służący. Natychmiast
zrozumiał, że stało się coś poważnego; w innym wypadku nie ośmieliłby się go niepokoić.
Poczuł, jak wraca napięcie, zaciskając mu żelazne obręcze wokół piersi i czaszki, jak
zmęczenie ponownie sączy się w jego kości.
— Kto mnie wzywa?
— To marszałek, Chieh Hsia - odpowiedział służący, gnąc się w niskim ukłonie.
Tang wynurzył się z cienia, jakby zrzucał z siebie ochronny płaszcz ciemności. Ekran
w jego gabinecie wypełniała twarz Tolonena. Li Shai Tung usiadł w wielkim fotelu i
przysunął bliżej memorandum ministra Henga. Przez chwilę trwał tak nieruchomo, starając
się uspokoić, po czym dotknął płytki kontaktowej.
— Co się stało, Knut? Jakie zło nie pozwala ci położyć się do łóżka?
— Twój sługa nigdy nie śpi - odparł Tolonen, ale jego uśmiech był wyraźnie
wymuszony, a sama twarz szara z udręki. Widząc to, Li Shai Tung poczuł, jak jego ciało
przeszywa zimny dreszcz. Kto teraz? zapytał siebie. Wei Feng? Tsu Ma? Kogo zabili tym
razem?
Marszałek odwrócił się i wraz z nim odwrócił się obraz na ekranie. Przesyłał z
ruchomego nadajnika. Za jego plecami widać było szeroki korytarz ciągnący się w dal. Ściany
korytarza pokrywała sadza. Jeszcze dalej, w świetle lamp awaryjnych, widać było
pracujących ludzi.
— Gdzie jesteś, Knut? Co się stało?
— Jestem w fortecy Brema, Chieh Hsia. W koszarach Centrali Służby
Bezpieczeństwa. - Tolonen, którego twarz widniała po prawej stronie ekranu, spojrzał w
kierunku korytarza, po czym ponownie zwrócił się do swojego T’anga. - Sprawy przybrały
tutaj bardzo zły obrót, Chieh Hsia. Sądzę, że powinieneś tu przyjechać i sam wszystko
obejrzeć. Wygląda to na robotę Ping Tiao, ale... - zawahał się, a na jego starej, znajomej
twarzy pojawił się wyraz głębokiego niepokoju. Po chwili wzdrygnął się. - Chodzi o to, że to
jest
—
inne, Chieh Hsia. Całkowicie różne od wszystkiego, co kiedykolwiek zrobili.
Li Shai Tung przez chwilę rozważał te słowa, po czym pokiwał głową. Poczuł, że
twarz ściąga mu ciasny, bolesny grymas. Wziął płytki oddech, a następnie powiedział:
- W takim razie przyjadę, Knut. Tak szybko, jak tylko będę mógł.
Trudno było rozpoznać to miejsce. Cały pokład był wypalony. Zginęło ponad
piętnaście tysięcy ludzi. Płomienie sięgnęły do pobliskich otworów wentylacyjnych i poprzez
nie przeniosły się na sąsiednie pokłady, ale tamtejsze zniszczenia były minimalne w
porównaniu z tym, co stało się tutaj. Pobladły i zaszokowany Li Shai Tung szedł obok swego
marszałka, zwracając twarz to w jedną, to w drugą stronę, patrząc na odrażające hałdy
zastygłego żużlu, które piętrzyły się przy zablokowanych wyjściach - tylko to zostało z
żywych niegdyś ludzkich ciał - czując wszechobecny smród spalonego mięsa; mdląco-słodki i
straszny. Doszedłszy do końca głównego korytarza, obaj mężczyźni stanęli i odwrócili się.
- Jesteś pewny? - W oczach starego T’anga widać było łzy. Jego twarz wykrzywiła się
z bólu, a dłonie ścisnął z całej siły.
Tolonen wyjął woreczek z kieszeni swojego munduru i podał ją Li Shai Tungowi.
- Zostawili to. Abyśmy wiedzieli.
W woreczku znajdowało się pięć małych, stylizowanych rybek. Dwa ze złotych
wisiorków stopniały z gorąca, ale pozostałe lśniły jak nowe. Ryby były symbolem Ping Tiao.
Li Shai Tung wysypał je na dłoń.
— Gdzie je znaleziono?
— Po drugiej stronie plomb. Myślimy, że było ich więcej, ale żar...
Li Shai Tung wzdrygnął się, a następnie wypuścił ryby z rąk. Zamienili pokład w
gigantyczny piec i upiekli wszystkich znajdujących się w środku - mężczyzn, kobiety i ich
dzieci. Nagły gniew, jak ostrze włóczni, przeszył mu wnętrzności.
- Dlaczego? Czego oni chcą, Knut? Czego oni chcą? -
Wyciągnął nerwowo rękę, po czym ją cofnął. - To jest najgorsze ze wszystkiego.
Zabójstwa. Bezsensowne śmierci. Po co?
Tolonen powiedział to już kiedyś, przed laty, swemu staremu przyjacielowi, Klausowi
Ebertowi; teraz powtórzył te słowa Tangowi.
- Oni chcą wszystko zniszczyć. Wszystko. Za wszelką cenę.
Li Shai Tung popatrzył na niego, po czym odwrócił wzrok.
- Nie... - zaczął, jakby próbując temu zaprzeczyć, ale po raz pierwszy było to
niemożliwe. To było to, czego się obawiał, jego najczarniejszy koszmar zaczynał się
realizować. Znak czasów, które nadchodzą.
Ostatnio chorował. Po raz pierwszy w ciągu swego długiego życia został przykuty do
łóżka. To także wyglądało na znak. Wskazówka, że zaczyna tracić kontrolę nad
wydarzeniami. Zaczęło się to od jego własnego ciała, a teraz rozszerza się poza nie.
Pokiwał głową, podsumowując własne myśli. Widział teraz wszystko zupełnie jasno.
To była sprawa osobista. Ten atak był skierowany przeciw niemu. Ponieważ on był
Państwem. Był Miastem.
Świat toczyła choroba, wirus zagnieździł się w jego żyłach. Wszędzie widać było
objawy rozkładu. Rozproszeńcy, Ping Tiao a nawet ta ostatnia obsesja Góry związana z
długowiecznością - wszystko to były symptomy choroby. Grupy te działały subtelnie,
szerzyły nienawiść niemal niedostrzegalnie; a jednak prowadziło to do fatalnych skutków.
Zmieniły się oczekiwania, a to podminowywało stabilność państwa, cały porządek społeczny
Chung Kuo.
“Oni chcą wszystko zniszczyć”.
— Co oni tutaj zrobili, Knut? Jak to zrobili?
— Części musieliśmy się domyślić, ale o kilku sprawach wiemy już na pewno.
Centrala Komunikacyjna Bremy donosi, że cała łączność z Pokładem Dziewiątym została
odcięta zaraz po drugim dzwonku.
— Cała? - Zaskoczony Li Shai Tung potrząsnął głową. - Czy to możliwe, Knut?
— To właśnie stanowiło część problemu. Oni także nie mogli w to uwierzyć i stracili
godzinę na sprawdzanie systemu
—
po swojej stronie. Nie pomyśleli o tym, aby przysłać tutaj kogoś, kto na miejscu
sprawdziłby stan rzeczy.
Na twarzy Li Shai Tunga pojawił się bolesny grymas.
Czy to by coś zmieniło?
Nie. Zupełnie nic, Chieh Hsia. Po upływie pierwszych dziesięciu minut nie było
żadnej możliwości, aby cokolwiek zdziałać. Podłożyli ogień na czterech różnych poziomach.
To były jakieś wielkie, chemiczne paskudztwa. Następnie włączyli wentylatory i zaczęli
pompować do systemu bogate w tlen powietrze, aby wzmocnić intensywność spalania.
- A co z plombami?
Tolonen przełknął z wysiłkiem ślinę.
— Nie było najmniejszej szansy, aby ktokolwiek mógł się wydostać. Wysadzili
korytarz tranzytowy i uszkodzili rygle. Wraz z blokadą komunikacyjną odcięli także dopływ
prądu. Wszystkie windy międzypoziomowe zostały unieruchomione, a cały pokład pogrążył
się w ciemnościach.
— I to wszystko? - Myśląc o bezlitosnym, zimnym okrucieństwie ludzi, którzy to
przeprowadzili, Li Shai Tung czuł narastające mdłości.
Tolonen zawahał się.
- To zostało zrobione przez ekspertów, Chieh Hsia. Przez ludzi posiadających
odpowiednią wiedzę, świetnie wyszkolonych i znakomicie zorganizowanych. Nasi żołnierze
ze służb specjalnych nie wykonaliby tego lepiej.
Li Shai Tung spojrzał na niego.
- Wyduś to z siebie, Knut - powiedział miękko. - Nie kryj przede mną niczego. Nawet
jeśli okaże się, że nie masz racji, powiedz to.
Tolonen popatrzył mu w oczy, a następnie pokiwał głową.
- Wszystko co tu widzę, wskazuje na pieniądze. Duże pieniądze. Zdobycie technologii
potrzebnej do tego, aby odciąć łączność z pokładem i zasilanie, przekracza normalne
możliwości finansowe Ping Tiąo. To nie ten rząd wielkości. Ktoś musiał wesprzeć ich
funduszami.
T’ang rozważał przez chwilę te słowa.
- A więc to ciągle trwa. Okazuje się, że wcale jeszcze nie wygraliśmy wojny. Nie
ostatecznie.
Tolonen opuścił wzrok. Zachowanie Li Shai Tunga wprawiało go w zakłopotanie. Od
czasu swej choroby zmienił się.
i
Stracił pewność siebie, był niezdecydowany, zamknięty w sobie, często popadał w
przygnębienie. Choroba zabrała mu nie tylko siłę fizyczną; częściowo pozbawiła go także
umiejętności szybkiego myślenia i trafnej oceny sytuacji. Zadanie przeprowadzenia go przez
ten labirynt splątanych problemów spadło teraz na barki marszałka.
— Być może. Ale ważniejsze jest teraz odkrycie, kto pośród nas jest zdrajcą.
— Ach... - Li Shai Tung wbił wzrok w jego twarz, po czym spojrzał w bok. - Jak
wysoko przeniknęli?
— Do sztabu.
Powiedział to bez wahania, wiedząc, że zdrajca musiał być tak wysoko w łańcuchu
dowodzenia. Nikt inny nie potrafiłby dokonać tego w ten sposób. Aby odciąć pokład, trzeba
było mieć wpływy. Większe niż Ping Tiao.
Li Shai Tung ponownie się odwrócił i pogrążył we własnych myślach. Może Yuan
miał rację. Może właśnie teraz powinni zacząć działać. Okablować ich. Kontrolować
wszystkich jak maszyny. Ale instynkt mówił mu coś przeciwnego. Powinien się powstrzymać
od pochopnego działania na podstawie pierwszych odkryć dokonanych w ramach Projektu
Kontroli Myśli. Nawet to - ta potworność - nie zmieniła, na razie, jego postanowienia.
- To źle, Knut. To tak, jakbyś nie mógł już zaufać własnym rękom, że ogolą ci
gardło...
Tolonen parsknął krótkim, gorzkim śmiechem. Stary T’ang odwrócił się w jego
stronę.
- Ty jednak trzymasz to wszystko w garści, Knut. - Uśmiechnął się. - Przynajmniej
tobie mogę ufać.
Marszałek spojrzał w oczy swego pana głęboko wzruszony tymi słowami. Właśnie to
ukształowało jego życie i nadało mu znaczenie. Pragnienie, by zdobyć szacunek i całkowite
zaufanie tego człowieka. Bez namysłu ukląkł u stóp Li Shai Tunga.
- Znajdę tego zdrajcę i rozprawię się z nim, Chieh Hsia. Nawet gdyby to był mój syn,
rozprawiłbym się z nim.
W tej samej chwili, po drugiej stronie świata, Li Yuan schodził ścieżką w posiadłości
Tongjiang. Czuł unoszący się w powietrzu zapach kwiatów jabłoni i śliwy, a na ich tle
ostrzejszą i słodszą woń wiśni. Wszystko to uświadamiało mu, ile czasu upłynęło od chwili,
kiedy był tu ostatni raz i jak mało zmieniło się podczas jego nieobecności.
Zatrzymał się na szczycie tarasu i spojrzał w dół doliny, na szeroki łuk marmurowych
stopni prowadzących do wody. Uśmiechnął się, widząc Fei Yen po drugiej stronie jeziora,
spacerującą między drzewami. Przez chwilę patrzył tylko, a serce zaczęło mu szybciej bić na
sam jej widok; po czym pobiegł w dół, przeskakując po dwa, trzy stopnie na raz.
Był już tylko kilka kroków od niej, kiedy się odwróciła.
— Li Yuan! Nic nie powiedziałeś...
— Przepraszam, ja... - Słowa uwięzły mu w gardle, kiedy zauważył, jak bardzo
wypełniła się jej figura, jak bardzo zaokrąglił się jej brzuch. Spojrzał wyżej i przez chwilę
patrzył w jej oczy, po czym ponownie opuścił wzrok. Mój syn, pomyślał. Mój syn.
— Czuję się dobrze.
— Wyglądasz wspaniale - powiedział, biorąc ją w ramiona i uświadamiając sobie
nagle, ile tygodni upłynęło od chwili, kiedy zrobił to ostatni raz. Teraz był jednak ostrożny i
szybko ją uwolnił, ujmując jedynie jej dłonie, zdziwiony tym, jak były małe, jak delikatne.
Zapomniał.
Nie, nie zapomniał. Po prostu nie pamiętał. Roześmiał się miękko.
- Ile czasu ci jeszcze zostało?
Spojrzała w bok.
- Mniej niż połowa. Minęło już dwadzieścia siedem tygodni.
Pokiwał głową i sięgnął ręką w dół, aby dotknąć jej zaokrąglonego brzucha. Poczuł,
jak twarda była pod jedwabiami, twarda jak dojrzałe owoce, które niedługo pojawią się na
tych gałęziach nad ich głowami.
— Zastanawiałam się... - zaczęła, spojrzawszy na niego, po czym zamilkła,
zwieszając głowę.
— Nad czym się zastanawiałaś? - zapytał, patrząc na nią i nagle zdał sobie sprawę z
tego, co cały czas go niepokoiło. - A poza tym, co to znaczy? Nie uśmiechasz się na
powitanie męża wracającego do domu?
Wyciągnął rękę i uśmiechając się, podniósł delikatnie jej
podbródek. Jednakże nie doczekał się spodziewanej reakcji. Odwróciła się od niego
rozdrażniona i spojrzała w dół, na stopy. Cień liścia padł na jej twarz, podkreślając tylko
doskonałość rysów; plamki słonecznego światła ożywiały połyskliwą czerń jej włosów, ale
usta miała zaciśnięte.
- Przywiozłem ci prezenty - powiedział łagodnie. - Są na górze, w domu. Może
pójdziesz je obejrzeć?
Popatrzyła na niego i ponownie się odwróciła. Tym razem zauważył chłód w jej
oczach.
- Jak długo tym razem, Li Yuanie? Dzień? A może dwa dni, zanim znowu odjedziesz?
Westchnął i spojrzał na jej rękę. Spoczywała bezwolnie w jego dłoni, grzbietem w dół,
z palcami delikatnie wygiętymi do góry.
- Nie jestem zwykłym człowiekiem, Fei Yen. Spoczywa na mnie wielka
odpowiedzialność, szczególnie w takich czasach. Mój ojciec mnie potrzebuje. - Potrząsnął
głową, usiłując zrozumieć, co czuła, ale poczuł jedynie narastający gniew wywołany przez
przyjęcie, jakie mu zgotowała. To przecież nie była jego wina. Myślał, że jego widok sprawi
jej radość. - Nic nie można poradzić na to, że często cię opuszczam. Jeszcze nie teraz.
Wolałbym być tutaj, uwierz mi, moja miłości. Wolałbym...
Wydawało się, że nieco złagodniała; przez chwilę jej ręka oddawała jego uścisk, ale
twarz miała ciągle odwróconą w drugą stronę.
- Nigdy cię nie widuję - powiedziała spokojnie. - Wcale już tu nie bywasz.
Z pobliskiej gałęzi zerwał się ptak, rozpraszając jego uwagę. Spojrzał w górę, śledząc
jego lot. Kiedy opuścił wzrok, napotkał jej ciemne oczy patrzące na niego z wyrzutem.
- To dziwne - zauważył, ignorując to, co powiedziała. - To miejsce... tak mało
zmieniło się przez lata. Bawiłem się tu jako dziecko dziesięć, dwanaście lat temu. I nawet
wówczas myślałem, że od wieków jest tu tak samo. To miejsce jest niezmienne. Trwa. Są
tylko naturalne cykle pór roku. Pomagałem służącym w zbiorach jabłek, donosząc im puste
koszyki. Opychałem się przy tym owocami, a później miewałem z tego powodu paskudne
bóle brzucha. - Roześmiał się, widząc, jak jej oczy łagodnieją w miarę tego opowiadania. -
Tak jak każde dziecko - dodał po chwili, świadomy kłamstwa, a mimo to myśląc o czasach,
kiedy rzeczywiście tak było. Przed zbudowaniem Miasta, kiedy takie dziecięce przyjemności
były faktycznie czymś zwykłym.
Przez dłuższą chwilę patrzył jej w oczy. W końcu z uśmiechem uścisnął lekko jej
rękę.
. Chodźmy. Wracajmy do domu.
Zatrzymał się na moście i spojrzał w zadumie na jezioro, obserwując pływające po
wodzie łabędzie i rozkoszując się ciepłem jej ręki spoczywającej w jego dłoni.
Na jak długo przyjechałeś tym razem? - zapytała ponownie, ale jej głos był już
bardziej miękki i mniej opryskliwy niż poprzednio.
- Na tydzień - odparł, odwracając się do niej. - Może na dłużej. To zależy od tego, czy
utrzyma się spokój.
Uśmiechnęła się. Był to pierwszy uśmiech, jaki ofiarowała mu w ciągu ostatnich
tygodni.
- To dobrze, Yuanie. Jestem już zmęczona samotnością. Miałam jej już zbyt dużo.
Skinął głową.
- Wiem. Ale wszystko się odmieni. Obiecuję ci, Fei. Od teraz będzie inaczej.
Podniosła podbródek i spojrzała na niego z oddaniem.
- Mam nadzieję. Tak mi tu ciężko, kiedy jestem skazana tylko na siebie.
Ciężko? Popatrzył na spokojne jezioro, na sad i zastanowił się nad jej słowami. Co
miała na myśli? On widział tu tylko lekkość. Ucieczkę i wytchnienie od surowej
rzeczywistości życia. Od zadań i obowiązków. Upajały go przenikające wszystko zdrowe
zapachy rozwijającego się życia.
Uśmiechnął się i popatrzył na nią.
— Kiedy mnie tu nie było, podjąłem pewną decyzję, Fei.
— Jaką? - zapytała.
— Chodzi o chłopca - odparł, dotykając jeszcze raz jej zaokrąglonego brzucha. -
Postanowiłem, że nazwiemy go Han.
Obudził go Lehmann, który nie wychodząc, odczekał, aż się ubierze.
DeVore odwrócił się, zapinając swój mundur.
— Kiedy ogłosili tę wiadomość?
— Dziesięć minut temu. W oczekiwaniu na specjalne obwieszczenie przerwali
programy na wszystkich kanałach. Wystąpi Wei Feng.
DeVore podniósł brwi ze zdziwienia.
- A nie Li Shai Tung? - Roześmiał się z zadowoleniem. - Dobrze. To świadczy, jak
bardzo mu dopiekliśmy. - Odwrócił się, spojrzał na ścienny chronometr, po czym znowu
zwrócił się do Lehmanna. - Czy to już czas?
Lehmann skinął głową.
DeVore spojrzał w dół i zadumał się. Od ataku upłynęły już prawie cztery godziny.
Spodziewał się, że zareagują szybciej. Ale nie to naprawdę go niepokoiło.
— Czy Wiegand już się zgłosił z meldunkiem?
— Jeszcze nie.
DeVore przeszedł do sąsiedniego pokoju. Usiadł naprzeciw wielkiego ekranu i
włączył go, dotykając palcami kontrolek znajdujących się w oparciu fotela. Lehmann stanął
za nim.
Ywe Lung - “Krąg Smoków”, symbol Siedmiu - wypełnił ekran, jak to się zawsze
działo przed każdym oficjalnym obwieszczeniem, ale tym razem tło kręgu było w kolorze
białym, oznaczającym żałobę.
W całym Chung Kuo dziesiątki miliardów ludzi siedzi teraz przed ekranami,
zastanawiając się nad znaczeniem tej przerwy w normalnych programach. W czasie wojny-
która-nie-była-wojną zdarzało się to często, ale od jakiegoś czasu komunikaty tego typu
zniknęły z ekranów. To powinno dodać całości specjalnego smaku.
Spojrzał na Lehmanna.
— Kiedy Wiegand się zgłosi, każ go tu przełączyć. Chcę wiedzieć, co się dzieje. Już
dawno powinien się odezwać.
— Załatwiłem to już.
— Dobrze.
Oparł się wygodnie w fotelu i z uśmiechem zaczął sobie wyobrażać, jakie wrażenie to
wszystko zrobiło na Siedmiu. Pewnie ganiają teraz w kółko jak termity, którym wsadzono do
gniazda wielki kij; rzucają to tu, to tam bezsensowne rozkazy i z niepokojem zastanawiają się,
gdzie może spaść następne uderzenie.
Przez ostatnie miesiące panował spokój. Było to zamierzone, bowiem przed
następnym ciosem chciał zaszczepić w Siedmiu złudne poczucie bezpieczeństwa. Nie sam akt
był ważny, ale jego kontekst. W czasie wojny ludzka wrażliwość tępieje od nadmiaru tragedii.
Z drugiej strony, w czasie pokoju takie wydarzenia nabierają przerażającego znaczenia. Tak
jak teraz.
Będą się spodziewali, że pójdzie za ciosem, że uderzy w chwili, kiedy wśród nich
panuje zamęt. Ale tym razem tak nie zrobi. Przynajmniej nie natychmiast. Pozwoli, aby się
uspokoili i dopiero wtedy podejmie następne akcje, wybierając starannie ich cele, zmierzając
zawsze do maksymalizacji ich skutków, zmuszając Siedmiu do tego, aby tracili swoje siły na
walkę z cieniami, podczas gdy on będzie rósł w potęgę. Będzie to trwało do czasu, aż nerwy
odmówią im posłuszeństwa, a ich wola walki zostanie złamana. Wtedy - i tylko wtedy - rzuci
przeciw nim całą swoją siłę.
Oparł głowę na skórzanym podgłówku i odprężył się po raz pierwszy w ciągu
ostatnich dni. Wypełniało go uczucie satysfakcji i zadowolenia z siebie. Zwycięstwo nie
nadejdzie w ciągu jednej nocy, ale wcale nie o to mu chodziło. Był cierpliwym graczem, a
czas był jego sojusznikiem. Każdy rok przynosił Chung Kuo coraz większe problemy
przygniatające rząd swym narastającym ciężarem. Wystarczyło tylko, aby czekał jak nękający
wielkiego jelenia pies, który kąsając nogi zwierzęcia, osłabia je do chwili, aż samo padnie.
Z głośników umieszczonych po obu stronach ekranu rozległa się muzyka wojskowa.
Nagle zmienił się obraz. Całą powierzchnię ekranu wypełniła głowa Wei Fenga, T’anga Azji
Wschodniej. Pobrużdżona zmarszczkami twarz starego człowieka wyrażała głęboki smutek.
- Obywatele Chung Kuo, mam smutne wieści... - rozpoczął bez żadnego wstępu. Już
sam brak ceremoniału, który zwykle towarzyszył podobnym wystąpieniom, był
niespodziewany, a łzy błyszczące w kącikach oczu starca dodatkowo podkreślały wrażenie
ogromnego cierpienia i zranionej godności, które z niego emanowało.
DeVore pochylił się do przodu, nagle zesztywniały. Co poszło źle?
Słuchał, jak Wei Feng mówi o tragedii, która spadła na Bremę, obojętnie przyglądał
się obrazom zniszczenia i czekał
na to, aby stary człowiek dodał coś nowego - jakieś nowe informacje. Ale nie usłyszał
nic. Zupełnie nic. A potem twarz Wei Fenga zniknęła z ekranu zastąpiona przez Ywe Lung na
śnieżnobiałym tle.
DeVore siedział jeszcze przez chwilę, po czym wstał z fotela i zwrócił się w stronę
Lehmanna.
- Nie zrobili tego. Te gnojki tego nie zrobiły! - Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w
tym momencie panel kontrolny na jego biurku zaczął mrugać natarczywie. Przełączył
rozmowę do siebie, a następnie odwrócił się i przysiadłszy na krawędzi biurka, spojrzał w
stronę ekranu.
Spodziewał się Wieganda, ale twarz, którą zobaczył, nie należała do niego. Z ekranu
patrzyły na niego oczy Hansa Eberta.
- Co się, do diabła, dzieje, Howard? Właśnie spędziłem dwie godziny z chłopcami ze
Specjalnej Grupy Dochodzeniowej. Wycisnęli ze mnie wszystkie poty! Brema, na litość
boską! Te głupie bękarty zaatakowały Bremę!
DeVore na moment opuścił wzrok. Celowo nic nie powiedział Ebertowi o swoich
zamiarach względem Bremy. Wiedział, że Tolonen prześwietli wszystkich swoich
najwyższych oficerów - nawet przyszłego zięcia - szukając jakichś poszlak świadczących o
tym, że wiedzieli coś o tym ataku. Ponieważ raz już dał się podejść w ten sposób, pierwszą
myślą Tolonena będzie przekonanie, iż wróg znowu dokonał infiltracji sztabu. Nie było zatem
nic zaskakującego w tym, że marszałek zadziałał tak szybko.
— Wiem - odparł, patrząc prosto w oczy Eberta.
— Co to znaczy, że wiesz? Czy to ty za tym stoisz?
Ignorując gniew Eberta, przytaknął i w kilku słowach spokojnie wyjaśnił swoje
motywy. Ale Hansa nie można było tak łatwo ułagodzić.
- Żądam spotkania! - powiedział, a jego oczy płonęły z wściekłości. - Dzisiaj! Chcę
wiedzieć, co jeszcze sobie zaplanowałeś!
DeVore zawahał się, a następnie pokiwał głową. Nie po raz pierwszy stwierdzał, że
zachowanie Eberta jest obraźliwe. Jednak na razie był on zbyt ważny dla jego planów. Nie
musiał mu, oczywiście, nic mówić. Tylko trochę, wystarczająco dużo, aby dać mu złudzenie,
że jest kimś zaufanym.
- W porządku. Dziś po południu - powiedział w końcu, nie zdradzając niczego ze
swych przemyśleń. - Spotkamy się u Mu Chua po czwartym dzwonie. Do zobaczenia, Hans.
Przerwał połączenie i usiadł z powrotem w fotelu.
- Niech go szlag trafi! - zaklął zaniepokojony, że wciąż nie ma żadnych wiadomości.
Odwrócił się. - Stefan! Dowiedz się, gdzie, do diabła, zniknął Wiegand! Chcę wiedzieć, co się
dzieje! - Popatrzył na wychodzącego albinosa, a potem rozejrzał się po pokoju. Jego poczucie
samozadowolenia i satysfakcji zastępowała rosnąca pewność, że wydarzyło się coś złego.
Chwilę później potwierdził to Lehmann.
- Wiegand nie żyje - oznajmił, wchodząc do pokoju. - Wraz z nim zginęło
pięćdziesięciu naszych ludzi i stu piędziesięciu z Ping Tiao.
DeVore zamarł.
- Co się stało?
Lehmann pokręcił głową.
- To wszystko, co wiemy. Przechwyciliśmy meldunki Służby Bezpieczeństwa z
garnizonów w Poznaniu i Krakowie. Wygląda na to, że wiedzieli, iż nadchodzimy.
DeVore wbił oczy w podłogę. Na wszystkich bogów! A więc zbiory są nietknięte.
Ogromne spichlerze Miasta Europa są wciąż całe. Nie mógł dostać gorszych wiadomości.
Wzdrygnął się. To dramatycznie zmieniało postać rzeczy. Akcja, która miała osłabić
Siedmiu, przyczyniła się jedynie do wzmocnienia ich determinacji.
Od samego początku wiedział, jaki może być prawdopodobny efekt pojedynczego
uderzenia przeciw Bremie. Wiedział, jaki gniew wśród ludzi wywoła zamach na kwatery
żołnierzy oraz rzeź niewinnych kobiet i dzieci. To właśnie dlatego zaplanował uderzenie na
dwa cele jednocześnie. Podpalając wschodnioeuropejskie plantacje i przełamując
zabezpieczenia ochronne twierdzy w Bremie, miał zamiar zasiać ziarna lęku w Mieście
Europa. Teraz jednak lęk zamienił się w gniew, a to, co miało być niszczącym,
psychologicznym ciosem w Siedmiu, obróciło się w coś zupełnie innego.
Nic dziwnego, że Wei Feng mówił tak, jak mówił. Wielkie oburzenie starca było
głęboko uzasadnione. I nie było żadnej wątpliwości, że słuchające go miliardy podzieliły to
uczucie. Tak więc teraz Siedmiu zyskało poparcie ludności Chung Kuo. Miało zgodę na
użycie przeciw swoim wrogom wszelkich środków, które uznają za konieczne.
DeVore westchnął i popatrzył na swoje dłonie. Nie, sprawy nie mogły przybrać
gorszego obrotu.
Ale jak do tego doszło? Skąd oni mogli się dowiedzieć? Jego rozpacz zmieniła się
nagle w gniew. Wstał gwałtownie. To Wiegand! To musiał być Wiegand! A to znaczyło, że
meldunek o jego śmierci był fałszywy. Sfabrykowano go tylko po to, aby oni mogli go
przechwycić. Co znaczyło...
Przez chwilę śledził ciąg logicznych wniosków wynikających z tego założenia, po
czym ponownie usiadł. Pokręcił głową. Nie, to nie był Wiegand. Instynktownie wiedział, że
ma rację. Poza tym Wiegand nie miał ani wystarczającej odwagi, ani też wyobraźni, aby
zrobić coś takiego. Ale jeśli nie Wiegand, to kto?
Westchnął i zdecydował się postawić bazę w stan pełnej gotowości. To na wypadek,
gdyby się mylił. Na wypadek, gdyby Wiegand zawarł jednak układ i planował doprowadzić
Tolonena tutaj, na Pustkowie.
Emily Ascher była zła. Bardzo zła. Patrzyła na swych czterech towarzyszy z Komitetu
Centralnego Ping Tiao i wyciągniętą ręką wskazywała Gesella. Drżąc z wściekłości,
wypluwała z siebie przesiąknięte jadem słowa:
- To, co zrobiłeś, było nikczemne, Bent. Zbrukałeś nas. Zdradziłeś.
Gesell zerknął na Macha, a następnie zwrócił się w stronę swojej byłej kochanki. Czuł
się bardzo niepewnie. Niepowodzenie ataku na plantacje ogromnie nim wstrząsnęło i właśnie
zaczynał rozumieć, jaki wpływ na ich własną organizację mogą wywrzeć wieści z Bremy.
Mimo to, wciąż nie chciał się przyznać do błędu.
- Wiedziałem, że właśnie tak zareagujesz. To dlatego trzymaliśmy cię z dala od
wszystkiego. Zablokowałabyś tę akcję.
Zdumiona jego słowami wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Oczywiście, że tak bym zrobiła! I miałabym rację. Ta sprawa może nas zniszczyć!
Gesell podniósł rękę, jakby chcąc odsunąć na bok jej oskar-życielski palec.
- Nic nie rozumiesz. Gdyby powiódł się nasz atak na plantacje...
Odepchnęła gniewnie jego rękę.
Nie. Właśnie że doskonale rozumiem. To była strategiczna decyzja polityczna i nikt
jej ze mną nie konsultował. - Odwróciła głowę i spojrzała na drugą kobietę przebywającą w
pokoju. - A co z tobą, Mao Liang? Powiedzieli ci?
Mao Liang spuściła wzrok i pokręciła przecząco głową. Milczała. Nie było to wcale
zaskakujące; od czasu, gdy zastąpiła Emily w łóżku Gesella, zachowywała się tak, jakby
zupełnie zatraciła własną osobowość.
Emily popatrzyła znowu na Gesella i pokiwała wolno głową.
— Rozumiem. Znowu wracają stare schematy. Starzy mężczyźni spotykają się za
zamkniętymi drzwiami i podejmują decyzje za innych. - Rozdrażniona mówiła dalej głosem
przesiąkniętym głęboką odrazą: - Wiesz, ja naprawdę sądziłam, że takie zachowania mamy
już za sobą. Ale to było tylko takie gadanie, czyż nie, Bent? Przez cały czas, kiedy mnie
pieprzyłeś, tak naprawdę gardziłeś mną jako osobą. W końcu jestem tylko kobietą. Istotą
niższą. Nie można komuś takiemu powierzać poważnych spraw.
— Mylisz się... - zaczął Gesell, którego ubodły jej słowa, ale ona potrząsnęła głową,
nie chcąc go wysłuchać.
— Nie wiem, jak po tym, co zrobiłeś, możesz mieć czelność mówić mi, że się mylę. -
Odwróciła lekko głowę, zwracając się do drugiego mężczyzny. - A ty, Mach? Wiem, że to
wszystko musiało być twoim pomysłem.
Mach popatrzył na nią lekko przymrużonymi oczami.
- Był ważny powód, aby nie wciągać cię w tę sprawę. Uznaliśmy, że powinnaś
koncentrować się na tym, co ci tak doskonale wychodziło, na rekrutacji nowych członków.
Roześmiała się znowu, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.
— I ile jest to teraz warte? Cała ta ciężka praca, którą właśnie spuściliście jak wodę w
klozecie? Moje słowo. Dałam im słowo, że nie jesteśmy tacy, jak maluje nas władza, a wy
nasraliście na nie.
— Jesteśmy Ko Ming - zaczął Gesell, a w jego głosie
—
zabrzmiała ostra nuta. - Rewolucjonistami, a nie pieprzonymi pracownikami szpitala.
Nie można zmieniać świata i mieć czyste ręce. To nie jest możliwe!
W odpowiedzi rzuciła mu miażdżące spojrzenie.
- Mordercy, tak nas nazywają. Rzeźnicy bez serc! I czy można im się dziwić?
Ostatniej nocy zniszczyliśmy całą naszą wiarygodność.
- Nie zgadzam się z tym.
Odwróciła się i spojrzała na Macha.
— Możesz się nie zgadzać, ile tylko zechcesz, Janie Machu, al