8797

Szczegóły
Tytuł 8797
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8797 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8797 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8797 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JOANNA KULMOWA WIO, LEOKADIO! ILUSTROWA�A EL�BIETA MU RAWSKA NASZA KSI�GARNIA WARSZAWA 1974 MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA Im. H. Sienkiewicza w Pruszkowie ODDZIA� DZIECI�CY Kochanie! W t� histori� nie uwierzy�abym nigdy, gdyby nie to, �e opowiada�a mi j� sama Leokadia, a Leokadia prawie nigdy nie k�amie, wi�c musia�am uwierzy� nawet w to, �e Leokadia ISTNIEJE. Zreszt�, im d�u�ej z ni� rozmawia�am, tym bardziej wierzy�am, �e ona JEST. Wi�c mo�e i Ty zaufasz jej pod koniec tej ksi��ki i pomy�lisz sobie o niej czasem jak o kim�, kogo dobrze znasz i kogo chcesz spotka� na swojej drodze. A wtedy Leokadia przyjdzie do Ciebie tak, jak przysz�a do mnie. Do zobaczenia z Leokadi�! Twoja i Leokadii Joanna LEOKADIA i s�awa Bazie wierzbowe rozwijaj� si� pierwsze, mo�e dlatego s� takie gorzkie: s�o�ce nie zd��y�o ich jeszcze nape�ni� s�odycz�. Pomimo to Leokadia lubi�a wierzbowe bazie, wi�c kiedy zobaczy�a je na rogu ulicy Pegaza, powiedzia�a.do Alojzego: � Kup mi po�egnalne bazie, Alojzy! Kwiaciarka u�miechn�a si� do Leokadii i zawo�a�a: Ku�aty, kwiaty sprzedaj�, ga��zki skrzydlate sprzedaj�! Pierzaste marzenie po najni�szej cenie! We�, m�j Pegazie, bazie! Wtedy Alojzy wyci�gn�� z kieszeni ostatnie wsp�lnie zarobione pieni�dze i kupi� dwadzie�cia pi�� wi�zanek wierzbowych baziek. � Co ona m�wi�a o GAZIE? � zapyta�a Leokadia, kiedy prze- szli na drug� stron� Alei Migda��w. � Nie wiem � odpar� Alojzy. � PEGAZ to widocznie kto�, do kogo nale�y tamta ulica. Widzia�a� tabliczk�. � Nie mam okular�w � westchn�a Leokadia, po�ykaj�c ostatni� ga��zk�. � Szkoda, �e tylko dwadzie�cia pi�� wi�zanek, jestem dzisiaj tak PO�EGNALNIE g�odna! Potem zamkn�a oczy i szepn�a: � Wierzby nad rzek�... Wiatr w ga��ziach... Pierzaste bazie... Topniej�ce lody... Ach, wiem, Alojzy: chod�my na lody! I poszli razem do kawiarenki br�zowej i z�otej, bardzo a bardzo przytulnej. A jednak Leokadia nie mia�a ochoty wej�� do �rodka, bo chcia�a w�cha� uliczn� wiosn�. Wi�c usiedli sobie we dwoje w kawiarnianym ogr�dku, kt�ry wcale nie by� ogr�dkiem, tylko zagr�dk�, wype�nion� kolorowymi stolikami. � Tu powinny by� skrzynki z kwiatami � o�wiadczy�a Leoka- dia. � Po�egnalne bratki bywaj� bardzo smaczne. Ale i tak jeszcze na nie za wcze�nie. S�o�ce pali�o, wi�c Alojzy wszed� do szatni br�zowej i z�otej i kupi� u Szatniarza gazet�, �eby zrobi� sobie z niej czapk� na g�ow�. Nie chcia�, a�eby na jego wspania�ej �ysinie wyskoczy�y marcowe piegi. To nie pasowa�oby do w�s�w. � Przepraszam pana � powiedzia� Szatniarz. � Wola�bym, �eby pa�stwo opu�cili kawiarni�. Czy nie widzia� pan napisu: �PS�W WPROWADZA� NIE WOLNO" � W�a�ciwie ju� opu�cili�my � odpar� Alojzy. � Siedzimy przecie� na ulicy. Ulica jest dla nas odpowiednim MIEJSCEM PO- STOJU. A poza tym Leokadia ma dzisiaj urodziny, a poza tym zje�� musimy po�egnalne lody, a poza tym wznie�� musimy po�e- gnalny toast. � Ach, wi�c to jest Leokadia! � zawo�a� Szatniarz. � W takim 7 razie to zupe�nie co innego. I pokaza� Alojzemu zdj�cie na jego papierowej czapce, czyli w ga- zecie. By�a to wielka podobizna Leokadii, a pod ni� widnia� podpis: �OD JUTRA LEOKADIA IDZIE NA EMERYTUR�" Leokadia czeka�a przy kolorowym stoliku i niecierpliwie postu- kiwa�a nog� o chodnik. � Gdzie s� lody, Alojzy? Mam PO�EGNALNE pragnienie. Pr�bowa�am liza� stolik, ale za ciep�y. � Zachowuj si� JAKO TAKO, Leokadio, wszyscy na ciebie pa- trz�, jeste� s�awna jak paryska gwiazda, klacz wy�cigowa Rififi! � Zawsze zachowuj� si� JAKO TAKO. � Ale dzisiaj r�b to PODW�JNIE. Czy pami�tasz Dziennikarza, kt�ry nas fotografowa�? � Tego pana, co ba� si� podej�� do mnie od ty�u? � Tego nie nale�y mu pami�ta�, Leokadio! Nale�y pami�ta�, �e nie ba� si� podej�� do ciebie od przodu i uczyni� ci� s�awn�. Rany chom�ta, co ty wyrabiasz, Leokadio? � Nie mam przecie� okular�w � powiedzia�a Leokadia. � A chc� zapozna� si� bli�ej z tym, co tu o mnie napisano. Tfu, to niesmaczne! Ze wstr�tem wyplu�a resztki prze�utej gazety. � Rzeczywi�cie niesmaczne � zgodzi� si� Alojzy. � Napisa�, �e idziesz na emerytur�. I to w czwart� rocznic� urodzin! � A widzisz? To w�a�nie dlatego, �e nie chcia� zajrze� mi w z�- by. O, prosz�, jakie pi�kne! I Leokadia wyszczerzy�a ogromne z�biska, a Kelnerka, kt�ra po- desz�a do stolika, o ma�o nie przewr�ci�a si� ze strachu. � Ona gryzie! � krzykn�a. � Nie, ONA si� �mieje! � odpar�a Leokadia. � Ko� by si� u�mia�, prosz� pani, jakby zobaczy� pani min�. 10 11 Kelnerka spurpurowia�a z oburzenia, a Alojzy szybko powiedzia�: � Porcja lod�w czekoladowych dla mnie i pi�� porcji lod�w czekoladowych dla tej damy. Z kremem. Kelnerka przynios�a sze�� puchark�w z lodami czekoladowymi, przybranymi kremem. Za kolorowym p�otkiem zebra� si� t�um ga- pi�w. Ludzie z kawiarenki br�zowej i z�otej wygl�dali przez drzwi i okna. � Widzisz, to jest s�awa � mrucza�a Leokadia. � Jakby nigdy nie widzieli konia w kawiarni! Jaka� Dziewczynka poda�a Leokadii jej zdj�cie, wyci�te z ga- zety. � Czy mog� prosi� o autograf? � zapyta�a. � Wykluczone � odrzek�a Leokadia. � Nie wiem, co nazy- wasz AUTOGRAFEM, ale drugi raz ju� bym tego nie prze�kn�a. Dwie Wystrojone Panienki przecisn�y si� do samego p�otka i za- wo�a�y r�wnocze�nie: � Prosz� nam powiedzie�, jak zdoby� s�aw�? � Bardzo proste � odpar�a Leokadia. � Wystarczy by� kim� na wymarciu. Na przyk�ad ostatni� doro�karsk� szkap�. Wygl�da�a na bardzo zadowolon�. ?� Od dzisiaj przychodz� tu codziennie � o�wiadczy�a. � To najmilsza kawiarenka w Stolicy, a lody s� tu pyszne jak �wie�utka koniczyna. Ach, siedzie� w kawiarence br�zowej i z�otej i patrze� na przeje�d�aj�ce doro�ki, i s�ucha� ko�skiego klap-klap o bruk! Niestety, tylko te wstr�tne taks�wki je�d�� tam i z powrotem, jakby chcia�y zrobi� na z�o�� ostatniej doro�karskiej szkapie. � To nie nasza wina, prosz� pani � powiedzia� Pan, kt�ry sta� najbli�ej kolorowego p�otka. � Taks�wki wcale nie chcia�y -wyp�- dzi� doro�ek, jak sprz�g�o kocham! To Ojcowie Miasta odsy�aj� ko- nie na emerytur�. i � Tak, tak � westchn�a Leokadia. � Tak wygl�da sprawie- dliwo��! Miasto ma kilku Ojc�w, a ja ani jednego. � Skoro pani jest sierotk�, to prosz� za darmo przejecha� si� moj� taks�wk� �- powiedzia� ten Pan. � Idziemy, Alojzy! � zawo�a�a Leokadia. � Wprawdzie wo- la�abym poje�dzi� na skuterze, ale to nie�adnie grymasi�, kiedy kto� tak grzecznie prosi. T�um gapi�w rozst�pi� si� przed nimi, a potem otoczy� Kelnerk�. � Jaka ONA jest, prosz� pani? � dopytywali si� najciekawsi. � Ma ko�skie z�by � powiedzia�a Kelnerka. � W og�le �ADNA PI�KNO��. � Ale tresowana, prawda? M�wi� umie. Kelnerka pogardliwie wyd�a wargi. � Fi, m�wi�! Ale o CZYM! Zawr�ci�a na pi�cie i znikn�a w kawiarence br�zowej i z�otej, a ludzie szeptali mi�dzy sob�: � Patrzcie no, rozmawia�a z Leokadi�! I odt�d uwa�ano Kelnerk� za osob� niezwyk�� � nawet wtedy, kiedy zapomniano ju� zupe�nie o Leokadii. LEOKADIA i przyja�� 13 Dobrze, �e nie pada� marcowy deszcz ani nie pr�szy� marcowy �nieg, bo cho� Leokadia zmie�ci�a si� jako� w taks�wce, ale JAKO� to nie znaczy ZUPE�NIE, poniewa� wystawa�o na zewn�trz to i owo: lewa noga przez lewe okienko, prawa noga przez prawe okienko, a g�owa przez otwarty dach. Za to calutki d� Leokadii siedzia� na tylnym siedzeniu. Przechodnie ogl�dali si� za kawa�- kami Leokadii, wystaj�cymi z auta, a Leokadia by�a pewna, �e to jej CA�O�� zwraca uwag�. � Znaj� nas, Alojzy � m�wi�a. � Widocznie tylko Ojcowie Miasta nigdy nas nie widzieli i dlatego nie chc� nas widzie�. � Wi�c co z wami teraz b�dzie? � zapyta� Kierowca. � Id� na emerytur� � odpowiedzia� Alojzy. � A Leokadia ze mn�. � O, nie, m�j drogi! � zawo�a�a Leokadia. � Za m�oda jestem, �eby bra� emerytur�, a tobie nie b�d� siedzia�a na karku, by�oby ci za ci�ko. W tej chwili Kierowca zahamowa� na skrzy�owaniu Staromod- nej i Niezmiennej i Leokadia run�a na Alojzego. � Rzeczywi�cie ci�ko! � sykn�� Alojzy. Uciekli Stolicy i zatrzymali si� nad rzek�. Leokadia wyskoczy�a zwinnie na chodnik nadrzecznego bulwaru. � Powinna pani biega� na torze- wy�cigowym � powiedzia� Kierowca. � Stawia�bym na pani�, jak sprz�g�o kocham! Wysiad� z taks�wki i obszed� Leokadi� dooko�a. � Czy nie zechcia�aby pani pobiega� dla mnie? � zapyta�. � Odst�pi�bym panu Alojzemu p� taks�wki. Leokadia obgryza�a w milczeniu m�od� ga��zk� wierzbow�. Zmierzcha�o si�, cienki ksi�yc p�ywa� po wodzie, ale nie dawa� z�apa� si� w �aden spos�b, chocia� Leokadia k�apa�a na niego z�- bami tak, �e oczy mia�a ju� ca�kiem wilgotne. � Leokadio, czemu nie odpowiadasz panu Kierowcy? � spyta� Alojzy. Leokadia spojrza�a na Alojzego wilgotnymi oczami. ?� Alojzy, jeste� moim przyjacielem � powiedzia�a. � Je�eli chcesz prowadzi� taks�wk�, to pobiegam dla pana Kierowcy. � Dzi�kujemy panu, panie Kierowco � rzek� Alojzy. � �A- DEN ko� mechaniczny nie zast�pi mi mojej Leokadii. Wi�c zostali sami na bulwarze nadrzecznym, a w dodatku nie mieli ju� czym wraca� do miasta. Ale �aweczka, na kt�rej usiedli, by�a r�owa nawet w p�mroku, a nad �aweczk� zapali�a si� latar- nia. W przedwieczornej mgle znikn�y nadrzeczne wikliny przy nad- rzecznym bulwarze, tylko jedn� jedyn� ga��zk� chrupa�a jeszcze Leokadia w zamy�leniu. � Wierzbowe kotki... Wiatr w ga��ziach... Topniej�ce lody... � mrucza�a. I nagle powiedzia�a: � Za ci�ko z koniem na karku, sam widzisz, Alojzy. Ja si� USAMODZIELNI�, wiesz? 14 15 � Rany chom�ta! � westchn�� Alojzy. � Ty wcale nie wiesz, jakie niebezpiecze�stwa czyhaj� na m�od�, USAMODZIELNION� szkap�! � Alojzy, a kto mnie nauczy� wymijania pojazd�w i unikania wypadk�w drogowych? B�dziesz mnie uczy� wymija� te CZYHA- J�CE NIEBEZPIECZE�STWA. Ale zanim Leokadia zacz�a si� uczy�, zat�sknili nagle oby- dwoje za czym�, co jest jasne, ciep�e i przytulne i co przypomina si� nam zwykle, gdy zapada ciemno��, a nazywa si� DOMEM. � Gdzie ON jest od dzisiaj, Alojzy? � zapyta�a Leokadia, ru- szaj�c wolnym krokiem w stron� miasta. � Skoro zabrano nam nasz� doro�karsk� stajni�... � Na Ja�owcowej, na sz�stym pi�trze. Mo�e troch� za wysoko, ale co za widok! Dachy i dachy, i wie�e, i czuby drzew, i chmury! � B�d� ci� codziennie zabiera�a na ma�y DACHOWY SPACE- REK � obieca�a Leokadia. � Bardzo bym te� lubi�a pobiega� sobie po chmurkach. Alojzy westchn��. � To niemo�liwe � powiedzia�. � Oczywi�cie, �e niemo�liwe � zgodzi�a si� Leokadia. � Szkapy nie maj� przecie� skrzyde�. Ale prosi�am ci� ju� raz, �eby� mi o tym nie przypomina�. � Kiedy ja wcale nie m�wi�em o fruwaniu � broni� si� Alojzy. � M�wi�em w og�le o tych spacerkach. �e mo�e Wdowa si� na to nie zgodzi. � Mamy w domu Wdow�? � zainteresowa�a si� Leokadia. Tak ju� wida� musia�o by� tego wieczoru, �e Alojzy ci�gle tylko wzdycha� i wzdycha�. � W�a�ciwie to ju� nie mamy Wdowy � szepn��. � O�eni�em si� z ni�, Leokadio. Nie by�o innego mieszkania. Ani stajni. � Nie szkodzi � powiedzia�a Leokadia. � Lepszy dom z Wdo- w� ni� Wdowa bez domu. Tylko dlaczego mi jej nie przedstawi�e�? � Ona m�wi�a, �e nie chce mie� ani psa, ani kota, ani kanarka, wi�c... � Rozumiem � westchn�a z kolei Leokadia. � Ani z�otych rybek? � Nie m�wi�a o rybkach. Ale i tak nie mia�bym dla ciebie akwarium. � Gdybym mia�a skrzyd�a (nie musisz mi przypomina�, �e nie mam), uwi�abym sobie gniazdko pod twym okienkiem i tylko dla ciebie � o�wiadczy�a Leokadia. � Chyba Wdowa nie mia�aby nic przeciwko temu? � Byleby� nie �piewa�a � odpar� Alojzj. � M�wi�em ci, �e nie znosi kanark�w. LEOKADIA i dom 17 � Wi�c na razie zamieszkam u niej po kryjomu � powiedzia�a Leokadia. Ale to wcale nie by�o takie �atwe, bo po kryjomu to znaczy ci- chaczem, a jak Leokadia wesz�a cichaczem na pi�te pi�tro, to obudzi�a tupaniem ca�� kamienic� i Wdow� na dok�adk�. � Chowaj si� za wieszak! �� pisn�� Alojzy. Wi�c kiedy Wdowa wpad�a do przedpokoju, by� tam tylko Alojzy i wieszak, i ko�ysz�ce si� na wieszaku p�aszcze, bo ukryta w�r�d p�aszczy Leokadia trz�s�a si� ze �miechu, s�ysz�c, jak Wdowa krzy- czy na Alojzego. � Tupiesz i tupiesz! � krzycza�a Wdowa. � Nic podobnego � m�wi� Alojzy. � Wracasz pijany! � krzycza�a Wdowa. � Nic podobnego � m�wi� Alojzy. � M�wi�e�, �e nie pijesz! � krzycza�a Wdowa. � Nic podobnego. M�wi�em, �e nie mam kanarka ani kota. � Ju� wola�abym kanarka albo kota. � A psa? � Nawet psa. � A co� wi�kszego? � Nawet co� wi�kszego. � Leokadio, wy�a�! � rozkaza� Alojzy. A poniewa� Leokadia zastanawia�a si� wida� nad tym, czy wyj��, czy nie wyj��, Alojzy dorzuci�: � WIO, LEOKADIO! Wtedy Leokadia ruszy�a z kopyta i znalaz�a si� na samym �rodku przedpokoju. � Dobry wiecz�r, pani Wdowo � powiedzia�a i kichn�a. � Za du�o, stanowczo za du�o naftaliny. Czy nie boi si� pani, �e mole w niej zasmakuj�? � Co TO jest?! � wrzasn�a Wdowa. � Leokadia � odpar� Alojzy. � Wyrzu� TO! Wyrzu� w tej chwili! � Uspok�j si� Wdo... �ono! � szepn�� Alojzy. � Co ona sobie pomy�li? To osoba inteligentna! � Inteligentna? Z tym ko�skim pyskiem? Kto wie nawet, czy ona umie m�wi�? Mo�e to TY jeste� brzuchom�wc�? Tego ju� Leokadii by�o za wiele. � Nie, prosz� pani � rzek�a z godno�ci�. � To JA jestem brzuchom�wc� i m�wi� za niego. On sam nie wpad�by nigdy na ten g�upi pomys�, �eby si� pani o�wiadczy�. Po czym odwr�ci�a si� tak wynio�le, �e Wdowa, ze strachu przed prawym tylnym kopytem Leokadii, wskoczy�a za wieszak. � WIO, ALOJZY! � zawo�a�a Leokadia. � I dobranoc pani. Prosz� przesypa� si� naftalin�. Ale nie dla wszystkich by�a to noc dobra. Na ojczystym postoju przy Skwerze Sze�ciokonnym, po�rodku Doro�karskiego Rynku, kto� zdj�� ju� tabliczk� z napisem: �CZTERY DORO�KI SAMOCHODOWE, SZE�� KONNYCH" i ustawi� zamiast niej napis; �POST�J TAKS�WEK PRZENIESIONY W ALEJ� MIGDA��W" Tylko w powietrzu unosi� si� jeszcze zapach obroku, wilgotnej s�omy, ko�skiego potu i, jak dawniej, ksi�yc chwia� si� nad bez- listnymi krzakami bzu. � Ten DOM jest BARDZIEJ DOMEM � mrukn�a Leokadia. Alojzy rozpostar� na skwerku swoj� czapk�, czyli gazet� z foto- grafi� Leokadii, i po�o�y� si� na tym dziwnym pos�aniu. Leokadia wyszuka�a sobie miejsce w k�pie bz�w. � A co b�dzie, jak bzy zakwitn�? � rzek�a. � Wprawdzie lu- bi� i marzec... M�ode, wierzbowe bazie... Wiatr w ga��ziach... I zanuci�a: Kwiaty, kwiaty sprzedaj�, ga��zki skrzydlate sprzedaj�... Te bazie przypomnia�y jej, �e Alojzy nie jad� kolacji. � Wszystko przeze mnie � westchn�a. � Jutro poszukam pracy, Alojzy. �eby si� USAMODZIELNI�. � I nie wznie�li�my po�egnalnego toastu! � powiedzia� Alojzy. � Bo to si� dopiero zaczyna � odpar�a Leokadia. � Co? � No to, co dosta�am od ciebie dzisiaj na urodziny. To si� na- zywa PRZYJA��, prawda? I Leokadia pochyli�a si� nad Alojzym, kt�ry w�a�nie zasn��. � O, rany chom�ta, ksi�yc wpad� mi do oka! Rzeczywi�cie, co� b�ysn�o w jej oku i stoczy�o si� po pysku na mokr� ziemi�. A mo�e by�y to �zy �niegowych p�atk�w, kt�re wolno opada� zacz�y na Skwer Sze�ciokonny? Bo przecie� o innych �zach nie mog�o by� mowy. LEOKADIA i pami�� Jutro przysz�o nagle. Wystarczy�o, �e Leokadia otworzy�a jedno oko, i ju� by�o jutro, wi�c otworzy�a i drugie, a�eby jutro zamie- ni�o si� w dzi�, i w blasku wschodz�cego s�o�ca ujrza�a Alojzego, �pi�cego w najlepsze na roz�o�onej gazecie. �nieg stopnia� przez noc i �wiat�o bi�o od ogromnych, wiosennych ka�u�. W taki ranek nie mo�na my�le� ani o emeryturze, ani o po�egnal- nych toastach i Leokadia powiedzia�a sobie, �e naprawd� wszystko dopiero si� zacz�o. Pochyli�a si� i delikatnie skubn�a czupryn� Alojzego. � Szacunek dla siwych w�os�w! � powiedzia� Alojzy i obu- dzi� si�. � Dobrze � odpar�a Leokadia. � Ale przede wszystkim sza- cunek dla �niadania. Alojzy przeszuka� kieszenie i znalaz� jedn� jedyn� wczorajsz� bazi� wierzbow�. � Biedactwo... Taka samotna... Zostawi� j� na czarn� godzin� � rzek�a Leokadia. � Tym bardziej �e czuj� zapach rudy... Rudy i smaczny... 20 21 Zwiesi�a �eb i z nosem przy ziemi przemaszerowa�a z wolna na drug� stron� jezdni. � JEST � powiedzia�a. � Marchewka. I wyci�gn�a z koszyka, niesionego przez Chud� Paniusi�, dwa p�czki marchwi. � Wyno� si�, ty wstr�tna koby�o! � zawo�a�a Chuda Paniusia. � Jestem Leokadia � powiedzia�a Leokadia, po�kn�wszy resztki po��k�ej naci. � Ta sama, co wczoraj. Nie czyta�a pani gazet? I poda�a jej gazet�, a t� gazet� wyj�a z r�ki stoj�cego na skraju chodnika Eleganckiego Pana. � Oburzaj�ce! � wykrzykn�� Elegancki Pan. � Jak si� pani prowadzi? � Zwykle prowadzi� mnie Alojzy � odpar�a Leokadia. � Te- raz si� USAMODZIELNIAM. Po czym podrzuci�a koszyk tak zgrabnie, �e wyl�dowa� na g�owie Eleganckiego Pana. � Posterunkowy! � krzykn�� Elegancki Pan. � Z�odzieje! � krzykn�a Paniusia. � Rudy kolor ma szczeg�lny smak, zw�aszcza je�li to jest mar- chewka � powiedzia�a Leokadia, gryz�c marchew po�piesznie, �eby nie przemawia� do Posterunkowego pe�nym pyskiem. Ale Posterunkowy wcale nie chcia� rozmawia� z Leokadi�, tak jakby najlepiej by�o wypytywa� o wszystko Eleganckiego Pana. � Chuliga�stwo i �ebranina! � m�wi� Elegancki Pan, �ci�gaj�c z g�owy koszyk. � Taka m�oda szkapa (niech pan spojrzy na jej z�by, panie Posterunkowy) wy�udza marchew od spokojnych prze- chodni�w! Nie m�wi�c ju� o tym, �e czyta cudze gazety. � Wcale nie czytam � wtr�ci�a Leokadia. � Wcale i nigdy! Nie mam okular�w. MO3SKA BIB�IOTWU � Czyj to ko�? � spyta� Posterunkowy. � Jestem Alojzy Fiutka � powiedzia� Alojzy, zbli�aj�c si� do Posterunkowego. � Urodzony... � Niewa�ne � przerwa�a Leokadia. � To jest M�J ALOJZY, a ja jestem LEOKADIA. Nie pami�ta pan? Posterunkowy wyci�gn�� notes. � Trudni si� �ebranin�? � Co, znowu wywiad? Nie mam ochoty na wywiad! � Nie lubi�, jak kto� na mnie krzyczy � rzek� Posterunkowy.� Szczeg�lnie KONIE. �ebra�a o marchew? � Nic podobnego! � zawo�a�a Leokadia. � Pozwoli�am si� po- cz�stowa� jako LEOKADIA. � Ale wzi�a i zjad�a? � Jestem LEOKADIA, s�yszy pan? � Nie lubi�, jak kto� staje d�ba � rzek� Posterunkowy. � Zw�aszcza m�ode szkapy. Bo JEST m�od� szkap�, prawda? � Jest � przyzna�a Leokadia. Posterunkowy pisa� szybko i mrucza�: � M�oda... �ebrze o marchew... Krzyczy... Staje d�ba... A potem zapyta�: � Sk�d przysz�a? Wi�c Leokadia wskaza�a Skwer Sze�ciokonny po drugiej stronie jezdni. � Przesz�a nieprawid�owo przez jezdni� � zanotowa� Posterun- kowy. Podsumowa� wszystko i poda� Alojzemu mandat. � Ile? � j�kn�� Alojzy. � Nic a nic � odpar� Posterunkowy. � Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. Ja tak lubi� mandaty! Czy mog� jeszcze pa�stwu co� wypisa�? 22 � Ja wol� pieni�dze za marchew � powiedzia�a Chuda Pa- niusia. � A ja musz� kupi� now� gazet�. Nie b�d� przecie� czyta� po koniu � oznajmi� Elegancki Pan. Posterunkowy wyj�� z kieszeni pieni�dze i da� je Chudej Paniusi i Eleganckiemu Panu. � Za takie �liczne mandaciki ch�tnie dop�ac� � o�wiadczy�. Potem powiedzia� do Alojzego: � Gdyby tak jeszcze �liczny mandacik, to stoj� tu, na rogu Alei Migda��w. � Masz szcz�cie � rzek� Alojzy, kiedy ju� zostali sami. � Mam pecha � powiedzia�a Leokadia. � Ju� nikt a nikt mnie nie pami�ta. Nawet W�adza. I zwiesi�a �eb nad najwi�ksz� z marcowych ka�u�. I LEOKADIA i emerytura Samo zerkni�cie w g��b najwi�kszej z marcowych ka�u� starczy�o, aby Leokadia u�miechn�a si� do siebie i do swoich my�li. � Nie tylko z�by! � zawo�a�a. � Doskonale! � Czy� ty zbzikowa�a, Leokadio? � zdumia� si� Alojzy. � By�a� zupe�nie stateczn� szkap�. � Tak, dop�ki chodzi�am w cuglach. USAMODZIELNIAM SI�, Alojzy. I dlatego m�wi�, �e nie tylko z�by, ale i mandat. � Co mandat? � Ale i mandat wszystkim powie, �e jestem za m�oda na eme- rytur�. Pami�tasz, Alojzy, �e on napisa� �M�ODA SZKAPA"? A tam jest bardzo wa�na piecz�tka. WIO, LEOKADIO! I ruszy�a z kopyta w stron� Alei Migda��w, a Alojzy powl�k� si� za ni�, chocia� by� jeszcze �pi�cy i ju� g�odny, i ani jeszcze, ani ju� nie wiedzia�, dok�d i po co id�. � Czy tu jest Kasa Emeryt�w? � zapyta�a Leokadia, przy- staj�c przed Ratuszem. � Wiesz, Alojzy, nie mam okular�w, a bez okular�w na pewno robi�abym w czytaniu ortograficzne b��dy. Weszli po marmurowych schodach i stan�li przed okienkiem. � Jestem LEOKADIA � rzek�a Leokadia do Panienki z Kasy. 24 25 � Mam emerytur� dla LEOKADII-KONIA � odpar�a Panien- ka z Kasy. � Czy pani jest aby KONIEM? Wychyli�a si� z okienka i obejrza�a Leokadi� od pyska do ogona. � Prosz� zar�e�! � rozkaza�a. Leokadia zar�a�a najpi�kniej, jak umia�a. � To brzmi wiarygodnie � powiedzia�a Panienka z Kasy. � Nie pasuje mi jedynie to, �e pani m�wi. � Nie ma konia bez wad! � westchn�a Leokadia. � B�dzie pani dostawa�a trzydzie�ci work�w owsa miesi�cznie � o�wiadczy�a Panienka z Kasy. � Oraz trzy worki koniczyny kwartalnie i jeden worek �ubinu rocznie. Siana, ile dusza zapragnie. � �ubin... � szepn�a Leokadia. � ��ty, p�omienny �ubin... Ale prze�kn�a �lin� i hardo unios�a �eb. � Dzi�kuj� � rzek�a. � Nie przyjmuj�. Jestem za M�ODA. I wr�czy�a Panience z Kasy mandat z wa�n� piecz�tk�. By�o jej tak lekko i dobrze, kiedy sobie sz�a bez grosza przy du- szy przez zalan� marcowym s�o�cem Alej� Migda��w! Pogwizdy- wa�a cichute�ko przez z�by i wcale nie zwraca�a uwagi na zrz�dze- nie Alojzego. � To nie jest USAMODZIELNIANIE SI�, moja droga � m�wi� Alojzy. � To lekkomy�lno��! Powinna� bra� wszystko tak d�ugo, a� znajdziesz prac�. Leokadia zatrzyma�a si� na �rodku chodnika i parskn�a: � Zbzikowa�e�, Alojzy? Przecie� jakbym mia�a co je��, to nie szuka�abym pracy! I zosta�abym emerytk� na ca�e �ycie, wiesz? I zanuci�a: Ja tak lubi� nic nie mie� zupe�nie i zdobywa� z trudem po�ywienie, \ . bo czymkolwiek wtedy brzuch nape�ni�, to smakuje mi wszystko szalenie. Ja tak lubi�, kiedy ca�kiem �le mi, to tak mi�o, kiedy tak niemi�o, bo cokolwiek si� w�wczas odmieni, to na lepsze od tego, co by�o. A tymczasem mog� kra�� to i owo w dzielnicy Posterunkowego, bo on lubi wypisywa� �liczne mandaciki. � KRA��? � oburzy� si� Alojzy. � Rany chom�ta, Leokadio, nie TAK si� wymija niebezpiecze�stwa! Zreszt� mamy jeszcze MOJ� emerytur�. � To straszne! � j�kn�a Leokadia. � �ycie bez pieni�dzy by- �oby o wiele ciekawsze. LEOKADIA i wywy�szanie 27 Wi�c Leokadia musia�a je�� nieciekawy chleb, kupiony w niecie- kawej piekarni za nieciekawe pieni�dze. � Nie powinno si� m�wi� przy jedzeniu � mrucza�a przy tym. � Ale ty wiesz, Alojzy, �e ja w�a�nie wtedy my�l�. I to zwykle 0 tym, co jem. O chlebie, �e to m�dry pomys�, bo chleb jest mi�kki 1 lepki i jest w nim ciep�o, i zapach pola, i cykanie �wierszczy i konik�w polnych. Czy lubisz koniki polne, Alojzy? Ich zielone bzum � bzum? M�wi�a tak i m�wi�a, jakby zupe�nie nie przeszkadza�o jej to, �e Alojzy czyta gazet�. � �POTRZEBNA POMOC DO TROJACZK�W" � przeczyta� Alojzy. ; � Ciekawa jestem, w CZYM trzeba im pom�c � powiedzia�a Leokadia. � Je�eli w robieniu ha�asu, to w sam raz dla mnie zaj�cie. Gdyby chodzi�o o jedno dziecko. Albo cho�by o bli�ni�ta. Ale trojaczki � to za du�o. One mnie zag�usz�. � �KSI�GOWA POTRZEBNA OD ZARAZ" � przeczyta� Alojzy. � Owszem, ksi��ki s� czasem SMACZNE � przyzna�a Leoka- dia. � Ale spo�ywane w miar�. Wola�abym by� KONICZYNOW�. � Powinna� by� M�WC� � powiedzia� Alojzy, sk�adaj�c ga- zet�. � M�wisz i m�wisz jak naj�ta. � Dobrze � zgodzi�a si� Leokadia. I zaraz wdrapa�a si� na �awk� po�rodku Skweru Sze�ciokonnego, i zawo�a�a: � Panie i panowie! Ceny rabarbaru s� za wysokie. Czy uczciwie nie pracuj�cy ko� mo�e sobie pozwoli� na rabarbar, a zw�aszcza na jego cen�? NIE! To wina Ojc�w Miasta! Ko�o kamiennej �awki na Skwerze Sze�ciokonnym zebra� si� ma�y T�umek i Kto� z T�umku zawo�a�: � Chocia� ko�, ale dobrze m�wi! Wtedy zjawi� si� Posterunkowy i powiedzia�: � Dobrze m�wi� nie wolno! Po czym zacz�� spisywa� ma�y, �liczny mandacik. � Dobrze � rzek�a Leokadia. � Panie i panowie! Ceny rabar- baru s� za niskie. Czy uczciwie nie pracuj�cy ko� mo�e sobie po- zwoli� na uprawianie rabarbaru, a zw�aszcza jego ceny? NIE! To wina Ojc�w Miasta! � �le m�wi� nie wolno � powiedzia� Posterunkowy i zacz�� spisywa� nast�pny �liczny mandacik, a ma�y T�umek rozp�yn�� si� bez �ladu. � W ten spos�b niewiele zarobi� � westchn�a Leokadia. � Chyba �e pan Posterunkowy zap�aci NAM za te mandaty? � Mowy nie ma � odpar� Posterunkowy. � I tak musz� za- p�aci� ZA PANI� W�adzom Porz�dkowym. Poszpera� w lewej kieszeni, znalaz� tam troch� drobnych, przeli- czy� i schowa� do prawej kieszeni, wydawszy lewej reszt�. � A teraz przejecha�bym si� ZA TO � rzek� nie�mia�o. 28 29 � Tu obok jest POST�J TAKS�WEK � odrzek� Alojzy. � Ale ja chcia�bym przejecha� si� konno! Konny Posterunko- wy to co� WY�SZEGO ni� Posterunkowy pieszy. Ma si� te poste- runko we marzenia. � Zgoda � powiedzia�a Leokadia. � Wsiadajcie obaj! S�o�ce �wieci�o jak na paradzie, guziki Posterunkowego b�ysz- cza�y wspaniale, a kopyta Leokadii wybija�y na jezdni takt wojsko- wego marsza. To by�a najpi�kniejsza chwila w �yciu Posterunkowego. Le- okadia domy�li�a si� tego i nie czu�a nawet ci�aru dw�ch je�d�c�w na swoim grzbiecie: Przespacerowa�a si� dwukrotnie naoko�o Skwe- ru Sze�ciokonnego i zapyta�a, czy ma przespacerowa� si� po raz trzeci. � Wskoczmy na t� kamienn� �awk�! � poprosi� Posterunkowy. � Ale bez Alojzego, dobrze? � C� to za nowy pomnik? � pytali przechodnie. � Jaka wspania�a rze�ba, ca�kiem jak �ywa! � wo�ali prze- chodnie. � Kog� ona przedstawia? � zastanawiali si� przechodnie. � To pomnik Leokadii pod Posterunkowym � obwie�ci� Alojzy. Ale Posterunkowy, kt�ry na pr�no stara� si� wytrwa� bez ruchu, nie wytrzyma� i krzykn��: � To M�J pomnik na koniu! On fa�szuje histori�! I z przyzwyczajenia uderzy� pi�ci� w st�, ale to nie by� st�, tylko Leokadia, kt�ra stan�a d�ba i zeskoczy�a z kamiennej �awki. � A czy TA historia jest prawdziwa? � zapyta�a le��cego na ziemi Posterunkowego. � Ile p�ac� za kurs? � j�kn�� Posterunkowy, otrzepuj�c si� z piachu. Leokadia z godno�ci� rozd�a chrapy. � Jazda NA MNIE nie jest KURSEM � rzek�a. � Ca�a przy- jemno�� po mojej stronie. � Nie chc� mie� do czynienia z Posterunkowymi � m�wi�a p�niej Alojzemu. � Nie lubi�, jak kto� wsiada na mnie, �eby by� wy�ej. Ko� niesie W DAL, a nie WZWY�! :;! /,� ? :? i. LEOKADIA i rodow�d 31 � Gdyby� skaka�a przez p�otki, musia�aby� po��czy� WDA� z WZWY�EM � oznajmi� Alojzy. . A wtedy Leokadii przypomnia�y si� wy�cigi, o kt�rych m�wi� Kierowca. � Musz� mie� jakie� ko�skie zaj�cie. Siedzenie na skwerku i NICNIEROBIENIE dobre jest dla ludzi. To by�a jazda! Przemkn�li jak wiatr przez Doro�karski Rynek, potem ko�o Posterunkowego, potem przez Alej� Migda��w, potem obok Ratusza, a potem przez ulic� Przygodn� wydostali si� na Plac Ko�om�y�ski, bo w�a�nie przy Placu Ko�om�y�skim by�y Stajnie Wy�cigowe. � Z kim mam przyjemno��? � zapyta� Dyrektor Stajni Wy- �cigowych. Gabinety dyrektor�w s� bardzo do siebie podobne, a ten wygl�- da� w�a�nie tak samo: jakby Dyrektor Stajni Wy�cigowych musia� przez ca�y dzie� hu�ta� si� w mi�kkich fotelach albo turla� po pu- szystym dywanie. I Leokadii natychmiast przysz�a ch�tka na dy- rektorskie hu�tanie si� i turlanie, tak �e powstrzymywa�a si� od tego z wielkim trudem. � Jak� przyjemno��? � zapyta�a uprzejmie. � Przysz�am tutaj po prac�. Jestem LEOKADIA. Czy to panu nic nie m�wi? � Nie, ale za to PANI m�wi! � ucieszy� si� Dyrektor Stajni Wy�cigowych. � Pierwszy raz mog� porozmawia� z pracownic�. Chyba �e PAN chce u mnie pracowa�, a Leokadia jest pana w�a�ci- cielk�. I zacz�� si� �mia�, jakby powiedzia� co� bardzo weso�ego. � �miej si�, Alojzy � powiedzia�a Leokadia. � Koniowi nie wypada. Dyrektor spojrza� na ni� podejrzliwie i poprosi�, �eby usiad�a. Potem zatelefonowa� do Sekretarki i zam�wi� trzy du�e kawy. � Je�li o mnie chodzi � rzek� Alojzy � to jestem Doro�ka- rzem. Wtedy Dyrektor Stajni Wy�cigowych jeszcze raz podni�s� s�u- chawk� i zam�wi� dwie du�e kawy i du�e piwo. � Je�li o mnie chodzi � rzek�a Leokadia � to wystarczy mi co� zielonego. Wtedy Dyrektor zadzwoni� jeszcze raz i zam�wi� du�� kaw�, du�e piwo i du�y kaktus. � Kaktus�w nie jadam � powiedzia�a Leokadia. � No, w�a�nie � odpar� Dyrektor. Leokadia spojrza�a na wisz�ce na �cianie zdj�cia Rififi i innych znanych klaczy i ogier�w i rozpocz�a przemow�:' � Jestem s�ynna jak klacz wy�cigowa Rififi, ale nie TAK SA- MO tylko BARDZIEJ. Wczoraj by�o moje zdj�cie w gazecie. Bie- gam od dziecka i umiem �wietnie wymija� niebezpiecze�stwa. � A RODOW�D? � zapyta� Dyrektor Stajni Wy�cigowych. � RODOWODU nie wymija�am jeszcze nigdy, ale teraz, kiedy si� USAMODZIELNI�AM, Alojzy pewnie nauczy mnie i tego. Wymija�am ju� co� w tym rodzaju. Mianowicie MOTOROWER. 32 � Chodzi mi o pani pochodzenie � wyja�ni� uprzejmie Dy- rektor. � O, nie ma o czym m�wi� � powiedzia�a Leokadia. � Na- prawd� g�upstwo, kt�rym si� nie przejmuj�. Wol� nie mie� Mamy i Taty ni� odwrotnie. � Jak to ODWROTNIE? � zdziwi� si� Dyrektor. � No, �eby Oni nie mieli MNIE. To musi by� bardzo niemi�o wcale si� nie urodzi�, nie ogl�da� kwitn�cej gryki, nie w�cha� ksi�- �yca w koniczynie... Dyrektor Stajni Wy�cigowych wsta�, otworzy� drzwi i powie- dzia�: � Rozmowne klacze nie s� dobrymi sportowcami. Arty�ci i my- �liciele maj� k�opoty z bieganiem. Cyrk naprzeciwko. � Wiesz co? � powiedzia� Alojzy, kiedy znale�li si� na ulicy. � Mnie si� zdaje, �e chodzi�o mu iednak o RODOW�D. LEOKADIA i marzenia Zacz�li we dw�jk� wymy�la� rodow�d, �eby go MIE� na przy- sz�o��. Ale ka�u�e tak si� z�oci�y i p�ki na drzewach takie by�y �wie�e, �e nie doszli nawet do prababek po mieczu, a co dopiero po k�dzieli. Zreszt� ju� w babkach straszny zrobi� si� im nieporz�dek, bo Leokadia chcia�a, �eby matka ojca by�a kar� koby��, za� Alojzy upiera� si�, �e to klacz jab�kowita, imieniem Albertyna, co rozzu- chwali�o Leokadi� do tego stopnia, �e zacz�a bryzga� na Alojzego marcowym b�otem i r�e� weso�o: � Jab�ka wity Alojzy! Jab�ko wity Alojzy! � Okropne � powiedzia� Alojzy. � Musisz bra� lekcje sawu- arwiwru albo mowy nie ma o ludzkiej pracy. � Czy to smaczne? � spyta�a Leokadia. � �adne � odpar� Alojzy. � Jak �adne to smaczne � rzek�a Leokadia. � Czy nie zauwa- �y�e� tego nigdy? Daj mi posmakowa� tego OREWUARU; mo�e w nim zasmakuj�. � To nie jest specjalno�ci� doro�karzy � powiedzia� Alojzy.� Chyba �e mowa o sawuarwiwrze doro�karskim. Ale my�l�, �e po- 34 35 winna� zacz�� od chodzenia WY��CZNIE na dw�ch nogach, m�- wienia p�g�bkiem i NIEW�A�ENIA W KA�U�E. � A �wier�g�bkiem nie mo�na? � zainteresowa�a si� Leokadia. I zaraz zacz�a pr�bowa�, ale sama nie mog�a zrozumie�, co m�wi. � Kupmy lepiej r�kawiczki � powiedzia�a wreszcie ca�ym py- skiem. � I buty do NIEW�A�ENIA W KA�U�E. Alojzy westchn��, przeliczy� pieni�dze, wszed� do sklepu przy Alei Migda��w i przyni�s� stamt�d p�buty, r�kawiczki, kapelusz i torebk�. � Kapelusza nie w�o�� � oznajmi�a Leokadia. � Wygl�da�a- bym jak przebrany ko�! A torebk� poniesiesz sam. Potem w�o�y�a na tylne nogi p�buty, a na przednie � r�ka- wiczki, wyprostowa�a si� i pomaszerowa�a z Alojzym w stron� Skweru Sze�ciokonnego. � To straszne, Alojzy! � j�cza�a. � Chcia�abym CHOCIA� mie� skrzyd�a (nie przypominaj mi, �e to niemo�liwe), �eby si� nie m�czy� chodzeniem w tych wstr�tnych p�butach. Powiedz mi, �e S� konie ze skrzyd�ami. � Trzymaj si� prosto, Leokadio � odrzek� Alojzy. � Kiedy jestem ZA WYSOKO � westchn�a Leokadia. � Po prostu stercz� nad ca�ym �wiatem, wi�c musz� si� do niego zni�a�. Ju� nigdy nie b�d� szcz�liwa! Alojzy rzuci� okiem na swoje odbicie w szybie wystawowej i po- my�la� sobie, �e on te� nie b�dzie ju� nigdy szcz�liwy, bo wygl�da przy Leokadii jak krasnoludek. Ale przypomnia� sobie, �e jest PRZYJACIELEM Leokadii,i mocniej uj�� jej przedni� nog�. � Tu na wystawie jest og�oszenie o pracy � rzek� i poci�gn�� Leokadi� w kierunku witryny. Wisia�a tam ma�a karteczka, na kt�rej napisane by�o: �KWIACIARKA Z ULICY PEGAZA POSZUKUJE PODR�CZNEJ" � M�ode bazie wierzbowe... � szepn�a Leokadia. � Weso�e �ubiny... Po czym skr�ci�a raptownie w Alegoryczn� i pogna�a, jak we �nie, nie pami�taj�c o tym, �e brudzi r�kawiczki. � Na dw�ch nogach, na dw�ch nogach, Leokadio! � b�aga� zasapany Alojzy. � Marzenie biega na czterech nogach! � wo�a�a Leokadia. � O, �ubin, fio�ki, asparagusy... I bieg�a tak, �e wygl�da�a, jakby unosi�a si� w powietrzu. Kwiaciarka na rogu ulicy Pegaza mia�a kosze pe�ne ��tych jas- kr�w. Sta�a w�r�d tych z�otych promyk�w i wo�a�a do Leokadii: Kwiaty, kwiatki sprzedaj�, skrzydlate p�atki sprzedaj�! S�oneczne promienie po najni�szej cenie! Kup, m�j Pegazku, jaskr�w! � Dlaczego PEGAZKU? � zapyta�a Leokadia, hamuj�c gwa�- townie wszystkimi czterema kopytami. � Nie widzia�a� tabliczki? � zdziwi�a si� Kwiaciarka. � To na pami�tk� cudu, kt�ry si� tu wydarzy�. Pewien ko� zjad� wszyst- kie kwiaty z mojego kosza i CI�G DALSZY NAST�PI�. Co zro- bi�a� z po�egnalnymi baziami? � By�y bardzo smaczne, ale nie po�egnalne. Alojzy nie po�egna� si� ze mn�. � Czy zjad�a� wszystkie, co do jednej? Tamten ko� zjad� wszystkie kwiaty z mojego kosza i CI�G DALSZY NAST�PI�. Czy nie sw�dz� ci� �opatki? 36 37 � Jaki CI�G DALSZY? � zniecierpliwi�a si� Leokadia. Ale tak ju� jest na �wiecie, �e w najwa�niejszej chwili wychodz� zza w�g�a Posterunkowi. Wi�c oczywi�cie w�a�nie zjawi� si� Poste- runkowy i powiedzia�: � Handluje na rogu Pegaza. A jej miejsce na targowisku imie- nia Str�y Porz�dku. � Pisz sobie, pisz, synku � odpar�a Kwiaciarka. � Na targo- wisku imienia Str�y Jakich� Tam nie wyobra�am sobie cud�w. A bez cud�w nie wyobra�am sobie handlu. To m�wi�c, zatkn�a bukiecik jaskr�w za srebrny guzik przy kurtce Posterunkowego. � A ty, Leokadio, zjedz reszt� � powiedzia�a. � I CI�G DALSZY NAST�PI. � Straci�am apetyt � westchn�a Leokadia. � Tak bardzo chcia�am by� u ciebie Podr�czn�! A poza tym nie wiem, o jaki DALSZY CI�G chodzi? Ale Kwiaciarka nie udzieli�a wyra�nej odpowiedzi, mo�e dla- tego, �e sama robi�a si� coraz mniej wyra�na, a� wreszcie znikn�a zupe�nie. Pewnie rozp�yn�a si� w mroku, bo nadci�gn�y w�a�nie szare chmurzyska i marcowe ka�u�e pogas�y. Tylko w jednej �wie- ci�y z�otem porzucone przez Leokadi� jaskry. � Cud�w nie ma... � mrukn�� Posterunkowy, przecieraj�c oczy. A potem odszed� na posterunek. � Znam pewn� �awk� pod mostem, gdzie �wietnie przesypia si� zmartwienie... � powiedzia� Alojzy. Szaro tam by�o i pachnia�o szczurz� wilgoci�, a nad g�ow� dud- ni�y autobusy. Alojzy wyci�gn�� si� jak d�ugi na �awce, a Leokadia w niszy pod schodami znalaz�a g�r� trocin � i to by�a ca�a po- ciecha, bo trociny mia�y zapach drwalni i strychu nad stajni�. � To ju� chyba CZARNA GODZINA, Leokadio, i pora na ostatni� bazi�, kt�r� znalaz�em w lewej kieszeni, i ostatni� okru- szyn� chleba, kt�r� znalaz�em w prawej. I Alojzy poda� Leokadii ostatni� bazi�, b�yszcz�c� w przedwie- czornym mroku jak kropla marcowego deszczu. A deszcz zacz�� w�a�nie bi� o jezdni� i prz�s�a mostu, a� monotonnym pluskiem u�pi� Alojzego i Leokadi�, prze�uwaj�c� ostatni� wierzbow� bazi�. Potem, cho� to nie by�a jeszcze noc, sen kaza� Leokadii marzy� o r�nych dziwnych rzeczach, pozwoli� jej fruwa� nad dachami Stolicy, a potem ko�ysa� si� w gniazdku pod oknem Alojzego, a potem razem z gniazdkiem lecie� w podmuchach wiosennego wiatru. Wtem najsilniejszy podmuch uderzy� o prz�s�a mostu. BUM! To Leokadia stoczy�a si� z g�ry trocin na sam d�. � Nie wiedzia�am, �e plecy s� takie bolesne! � j�kn�a. Alojzy troskliwie rozciera� jej �opatki. � Sny o fruwaniu s� NAJMILSZE, prawda? � powiedzia�a Leokadia. � Nie przejmuj si� � odpar� Alojzy. � To po tym emerytal- nym chlebie. Bo nie wiedzia�, �e to po ostatniej wierzbowej bazi i �e CI�G DALSZY NAST�PI. LEOKADIA i wyskok 39 Najwspanialsze by�o to, �e Alojzy wcale nie mia� ochoty wraca� do Wdowy i do mieszkania na sz�stym pi�trze. Nic dziwnego: kto by chcia� zamienia� smak w��cz�gi na wo� naftaliny, dach wio- sennych ob�ok�w i chmur na sufit malowany w zacieki, a przy- ja�� z Niespodziewan� Leokadi� na towarzystwo Jednostajnej Wdowy! � Nie wiadomo, co ze mnie wyskoczy � m�wi�a Leokadia. � A co� ma zamiar wyskoczy�. Wyra�nie. Korzystali z pi�knej pogody i wygrzewali si� w s�o�cu na Skwe- rze Sze�ciokonnym. � LUBI� twoje wyskoki, Leokadio � przyzna� Alojzy. � I to, �e nigdy nie wiadomo, co powiesz. �wietnie nam si� razem praco- wa�o. Gdybym m�g�, przyprawi�bym ci tr�bk� i kierownic�, �eby� kursowa�a jako taks�wka. � By�aby to zdrada wobec naszej doro�ki � odpar�a Leoka- dia. � Biedaczka, nie m�wi niespodziewanych rzeczy, wi�c nikt jej nie wyci�gnie ze starej szopy, �eby przerobi� na samoch�d! A zreszt� jestem chora. W okolicy �opatek. Czy mo�esz podrapa� mnie w plecy? � Masz dziwne plecy � zauwa�y� Alojzy. � Za�o�y�bym si�, �e co� w nich siedzi. Gdybym mia� n�... Leokadia odsun�a si� od niego. � Lepiej nie, Alojzy. Zaczyna si� od no�a, a ko�czy na patelni. Nie m�wili o tym wi�cej, ale tego poranka, kiedy Alojzy poszed� do Fryzjera, Leokadia wykrad�a si� chy�kiem z Sze�ciokonnego Skweru i pow�drowa�a do Lekarza, �eby dowiedzie� si�, jaki skarb nosi w sw�dz�cych plecach. W Przychodni Lekarskiej by�o bia�o jak w zimie, ale nie pa- chnia�o �niegiem ani choink�, tylko lekarstwami i farb� olejn�, co wprawi�o Leokadi� w z�y humor i nieustanne parskanie. � Czy to astma? � pytali pacjenci, czekaj�cy w korytarzu na swoj� kolej. � Nie. Po prostu jestem w�ciek�a � oznajmi�a Leokadia, na skutek czego pacjenci przestali czeka� na swoj� kolej i Leokadia wesz�a do gabinetu Lekarza. � Co pani jest? � zapyta� Lekarz. � W�a�nie � powiedzia�a Leokadia. � Co mi jest? � A co pani dolega? � Rosn� w drug� stron� � odpar�a Leokadia. � W poprzek. Zamiast wzd�u� albo wszerz. Poza tym jestem zdrowa. � Na zdrowie nie ma lekarstwa � rzek� Lekarz. � To bardzo nieszcz�liwy przypadek. I rzadki. Wzi�� centymetr, zmierzy� Leokadi� na wszystkie strony, po czym usiad� za biurkiem i zacz�� pisa�. � Owszem, mandaty si� przydaj� � powiedzia�a Leokadia. � Ale zap�aci� pan musi sam, panie doktorze. � Nie bior� pieni�dzy, dop�ki nie wylecz� pacjenta � odrzek� Lekarz. � Wi�c pewnie nie b�dzie pani musia�a zap�aci�. To mi si� w og�le bardzo rzadko zdarza. 40 41 Podpisa� si� zamaszy�cie i wr�czy� sw�j podpis Leokadii. � Nie zbieram autograf�w � powiedzia�a Leokadia. � To MOJE zbieraj� inni. � To jest recepta, prosz� pani � odrzek� Lekarz. � Zapisa�em pani lekarstwo na wyklucie. Smaruje si� nim kurze jajka, kiedy kurcz�ta nie chc� si� wyl�ga�. Leokadia podzi�kowa�a i pocwa�owa�a z recept� do najbli�szej apteki, gdzie podesz�a do okienka poza kolejk�. � B�d� mia�a kurcz�ta, prosz� pa�stwa � oznajmi�a. � Wi�c bardzo mi si� spieszy. Lekarstwo by�o tak zielone i szczypi�ce, �e powinno by�o skut- kowa�, ale nie chcia�o poskutkowa�, chocia� Alojzy z ca�ej si�y wciera� je w plecy Leokadii. � �wietnie � powiedzia�a Leokadia. � Nie mamy przecie� pieni�dzy na Lekarza. Ale w gruncie rzeczy by�o jej przykro, bo do kurcz�t czu�a szczeg�ln� sympati�. � Wychowywa�am si� na wsi � opowiada�a Alojzemu. � Ma�e, ��te kurcz�tka tuli�y si� do mnie, ilekro� uk�ada�am si� na sianie. Mo�e dlatego, w przeciwie�stwie do innych koni, lubi� spa� na le��co. Nie pami�tam mojej Mamy, ale czasami wydaje mi si�, �e to by�a kwoka i �e doskonale mie�ci�am si� pod jej lewym skrzy- d�em. Z prawym musia�o by� gorzej... � A jednak to lekarstwo jest mocne, Leokadio � rzek� Alojzy. � Skoro po nim bredzisz. � Aha, znowu chcesz mi powiedzie�, �e konie nie maj� nic wsp�lnego ze skrzyd�ami? Ja wiem, �e masz racj�, ale tak mi smutno, Alojzy, �e nigdy, �e nigdy... Rany chom�ta, zobacz no, co� tam si� wykluwa! � Kurcz�ta! � zawo�a� Alojzy. � Widz� bia�y puch! Ojej, Leokadio, to co� znacznie bielszego od kurcz�t. To ogromne WIERZBOWE BAZIE! Leokadia obejrza�a si� i zerkn�a na sw�j grzbiet. � Wiem � powiedzia�a. � Zjad�am bazie co do jednej i m�j CI�G DALSZY NAST�PI�. Bo to jest chyba m�j ci�g dalszy, prawda? � Nieprawda � odpar� Alojzy, szczypi�c si� w rami�. � To nie mo�e by� prawda. Konie NIE MAJ� skrzyde�. � NIE MIA�Y � rzek�a Leokadia. � Ale prawdopodobnie nie bywa�y wychowywane przez kwok�. Ja zrobi�am pocz�tek. � Wyj�tek potwierdza regu�� � mrukn�� Alojzy. � To brzmi, jak: ��o��dek uwielbia traw�" � i na pewno masz racj�, Alojzy. Ach, jaka ja jestem szcz�liwa! Tymczasem TO ros�o i ros�o, i by�o coraz bardziej pierzaste i srebrne, i wierzbowe, i skrzydlate, tak jakby orze� sfrun��.na grzbiet Leokadii, ci�gle jeszcze zielony od ma�ci. � Zetrzyj t� ma��, m�j drogi � powiedzia�a Leokadia. � Nie wypada nosi� skrzyde� na brudnych plecach. � Nie, prosz� pani � szepn�� Alojzy. � Nie o�miel� si� pani dotkn��... Jest pani ISTOT� NIEBIA�SK�! Leokadia wybuchn�a �miechem i z wielkiej rado�ci zacz�a ga- lopowa� w k�eczko, skrzyd�a furcza�y nad ni� jak dwie chor�- gwie, a go��bie z Sze�ciokonnego Skweru zacz�y ucieka� w po- p�ochu. � Nie umkniecie, zaraz was dogoni�! � zawo�a�a za nimi Leokadia, po czym spr�bowa�a podfrun��, ale nic z tego nie wysz�o. � Masz swoj� ISTOT� � powiedzia�a. � Wcale nie umiem fruwa�. Nie wiem doprawdy, co mi po takich skrzyd�ach? Widocz- nie s� w najgorszym gatunku. A najsmutniejsze jest to, �e nie 42 �^ b�d� ich mog�a wymieni�. Obdarowanemu koniowi nie zagl�- da si� w skrzyd�a. � Je�eli s� w najgorszym gatunku, to o�miel� si� pani do- tkn�� � rzek� Alojzy, zabieraj�c si� do �cierania zielonej ma�ci z grzbietu Leokadii. � Nie mog� sobie tylko wybaczy�, �e zak�a- da�em pani niegdy� chom�to. To by�o bardzo niedelikatne. � Pacn� ci� ogonem � burkn�a Leokadia. � Od razu za- czniesz mi m�wi� �ty". No, czego tak na mnie patrzysz? � Jeste� bardzo pi�kna, Leokadio � szepn�� Alojzy. � Wy- gl�dasz jak HUSARSKI RUMAK BOJOWY! � S�ysza�am o HUSARSKIEJ PIECZENI � odpar�a Leokadia. � Rzeczywi�cie to niedelikatnie przypomina� mi o garnku w�a�nie wtedy, kiedy staj� si� NIEBIA�SKA ISTOTA- Ale skoro ju� o tym mowa � czy nie masz jakiej� bu�eczki, Alojzy? Musz� teraz je�� podw�jnie: za konia i za or�a. � Je�eli to orze�, to p� biedy � powiedzia� Alojzy. � Ale co b�dzie, je�li to jest tuczona g�? LEOKADIA i inwalidztwo � Emerytura odpada � rozmy�la�a g�o�no Leokadia, �uj�c bu- �eczk�. � Doro�ka odpada. Wy�cigi odpadaj�. W�a�ciwie w og�le odpadam jako ko�, bo jestem teraz koniem z CZYM� NA PLE- CACH. Koniem u�omnym. � Postaraj si� o inwalidztwo � powiedzia� kwa�no Alojzy. � No, widzisz! M�wi�am ci, �e bu�eczka pomo�e. Wymy�li�am inwalidztwo. Alojzy zaprotestowa�: � To przecie� JA wymy�li�em. � Ojej, nie wszystko ci jedno KTO? Grunt, �e bu�eczka po- mog�a. WIO, LEOKADIO! I poszli przez Rynek Doro�karski, a potem przez Alej� Migda��w na Ratusz, a Leokadia wyprostowana by�a jak struna: skrzyd�a pomaga�y jej utrzymywa� si� na dw�ch nogach, nawet p�buty wcale ju� nie uwiera�y. � Wiem, po co s� skrzyd�a � m�wi�a Leokadia, st�paj�c lekko na koniuszkach kopyt. � Po to, �eby nie mie� odcisk�w. Bardzo PRAKTYCZNE. Naprawd�, bardzo praktyczne by�y skrzyd�a, bo pomog�y Leo- kadii czeka� cztery godziny w kolejce do okienka Rent In- walidzkich. 44 45 � Trzeba by� ZDROWYM inwalid�, �eby dosta� t� rent� � m�wi�a Leokadia, przest�puj�c z nogi na nog�. � Przecie� CHORY inwalida nie wytrzyma�by takiego czekania. Lekarz m�wi� mi, �e na zdrowie nie ma lekarstwa. To widocznie sami NIEULECZAL- NIE ZDROWI. � M�w ciszej, Leokadio! � sykn�� Alojzy. � Wszyscy na ciebie patrz�. I rzeczywi�cie ca�a kolejka zacz�a pokrzykiwa�: � Czego tu chce ta wysoka? � Ona si� pcha poza kolejk�! � Jak ma skrzyd�a, to ju� taka wa�na. � Odfru� st�d, paniusia, ale ju�! � Nie mog� odfrun�� � powiedzia�a Leokadia. � To s� skrzy- d�a WYBRAKOWANE. Szkapa, kt�ra na swoich skrzyd�ach nie mo�e fruwa�, jest INWALID�. Dlatego tu stoj�. To uspokoi�o wszystkich, a pewien Staruszek zapyta�: � Sk�d si� pani wzi�a ta przykra choroba? � Bo ja wiem? � odrzek�a Leokadia. � Chyba z marzenia. � Tak, tak, zawsze mi m�wiono, �e marzenia szkodz�. Skrzy- d�a nie fruwaj�ce... Bardzo ci�kie kalectwo! Wi�c Leokadia by�a pewna, �e w okienku od razu dostanie rent�, ale nie posz�o to wcale tak �atwo, bo Urz�dnik nie wiedzia� zu- pe�nie, do jakiej wpisa� j� ksi��ki. � Do Ksi��ki Koni � podpowiedzia� Alojzy. � Ko� z wad�, to znaczy ze skrzyd�ami. � Nie wiem, czy ta pani jest akurat KONIEM ze skrzyd�ami � powiedzia� Urz�dnik. � Mo�e jest G�SI� z ko�skim tu�owiem? W�wczas trzeba by pani� wpisa� do Ksi��ki Drobiu. � Ona by�a NAJPIERW koniem � powiedzia� Alojzy. � Nie wiem, nie wiem � odpar� Urz�dnik. � Mo�e TAK SI� TYLKO WYDAWA�O? A mo�e nam si� W OG�LE WYDAJE? Mo�e ona jest duchem skrzydlatym, czyli ANIO�EM? � Wi�c niech mnie pan wpisze do Ksi��ki Anio��w � j�kn�a Leokadia. � W Ksi��ce Anio��w nie ma miejsca. Zreszt� nie s�ysza�em nigdy o ko�skich anio�ach. A mo�e pani jest PEGAZEM? � Pegazie... bazie... � powiedzia�a Leokadia. A potem zawo�a�a szybko: � Tak, niech pan da pr�dko Ksi��k� Pegaz�w! � Powoli, moja pani � powiedzia� Urz�dnik. � Wiedzia�em od pocz�tku, �e to jakie� nabieranie ludzi. Pegaz�w nie ma, rozumie pani, NIE MA, to s� dawne legendy. � A ja to co? � zapyta�a Leokadia. Ale Urz�dnik ju� wo�a�: � Kto nast�pny, prosz�? LEOKADIA i pytania 49 Wiatr przynosi� dalekie zapachy wilgotnych p�l i Leokadia, id�c za swoim w�sz�cym nosem, poprowadzi�a Alojzego na Przedmie- �cie, pe�ne m�odych ga��zek i kie�kuj�cej trawy. Leokadia z wolna skuba�a zieleniej�cy wzd�u� tramwajowych szyn �ywop�ot i, jak zwykle przy jedzeniu, my�la�a. Kim w�a�ciwie teraz jest? Koniem, drobiem, anio�em? Czy Pegazem, kt�rego wcale nie ma? � Widzisz, Alojzy, wszystko by�o takie proste: BY�AM, i ju�. A teraz wszyscy zacz�li zadawa� mi pytania. Jedni o RODOW�D. Drudzy o nazw�. A jak nie mam ani Mamy i Taty, ani nazwy, to mo�e naprawd� i mnie NIE MA? Mo�e wymy�li�am sobie SIEBIE tak, jak swoje skrzyd�a? A je�li mnie NIE MA, to jestem chyba Pe- gazem, bo Pegaz�w NIE MA, prawda? Ale co to jest �PEGAZ"? � Leokadio, sko�cz z tym �ywop�otem � powiedzia� surowo Alojzy. � On ci nie s�u�y. W og�le nale�y zabroni� jedzenia, by- �oby mniej my�lenia. Wsiadamy do tramwaju i wracamy do �r�d- mie�cia na Skwer Sze�ciokonny. � Po co nam tramwaj? � zapyta�a Leokadia. � Zdejm� r�ka- wiczki i p�buty i pojedziesz sobie na moim grzbiecie. Alojzy spojrza� na ni� w zadumie. i I i I �- Nie wiem... � powiedzia�. � A je�eli ty jeste�... je�eli ty NIE JESTE� koniem... Jako� nie wypada... �- No, tak... � szepn�a Leokadia. Opad�a na czworaki i zwiesi�a �eb. Wygl�da�a teraz jak smutna doro�karska szkapa ze skrzyd�ami. Alojzy uj�� pysk Leokadii w obie d�onie i przytuli� do niego policzek. � Dobre konisko! � powiedzia�. � Poczciwe stare konisko! Pojad� na tobie. W�wczas Leokadia rado�nie zatrzepota�a skrzyd�ami i zakr�ci�a m�ynka rudym ogonem, a� zawirowa�y nad ziemi� zesz�oroczne li�cie, a potem pomog�a Alojzemu wdrapa� si� na grzbiet, tu� za skrzyd�ami. Ale to miejsce by�o niewygodne, bo pi�ra zas�ania�y ca�y widok, a w dodatku �echta�y Alojzego po twarzy tak, �e kicha� raz po raz i ze �miechu ma�o nie zlecia�. Wi�c przesiad� si� na kark Leokadii i teraz m�g� jecha� sobie wygodnie, jak na fotelu, oparty o mi�kkie skrzyd�a. Leokadia bieg�a lekko, zaledwie dotykaj�c kopytami bruku i, cho� nie mog�a ulecie� w g�r�, Alojzemu wyda- wa�o si�, �e s� bardzo blisko ob�ok�w i jeszcze bli�ej zachodz�cego s�o�ca. Wia� porywisty wiatr i skrzyd�a Leokadii szumia�y jak ogromne stado ptak�w, a pi�ra p�on�y czerwieni� w �wietle wie- czornej zorzy. I nagle na zakr�cie ulicy ukaza� si� wyj�cy g�o�no w�z stra�acki i zagrodzi� Leokadii drog� do �r�dmie�cia. � O co chodzi? � zapyta� Alojzy. Komendant Stra�y przyjrza� si� Leokadii. � Wi�c to skrzyd�a � powiedzia�. � A nam m�wiono, �e p�o- n�cy ko�. � Co� takiego! � rzek� Alojzy. � Przecie� spali�bym si� jak nic! � Mimo wszystko to jest podejrzane � oznajmi� Komendant Stra�y. � Husaria? Atak na Stolic�? 52 � Panie Komendancie, czy jeden cz�owiek na koniu mo�e za- atakowa� Stolic� � powiedzia� Alojzy. � Jeszcze jak! � wykrzykn�� Komendant Stra�y. � Nawet cz�owiek "W KONIU. Nie czyta� pan o Koniu Troja�skim? W jego brzuchu siedzia�a ca�a armia, kt�ra zdoby�a Troj�. � To smutne, ale M�J brzuch jest pusty � mrukn�a Leokadia. � Zreszt� i tak nie prze�kn�abym armii. To niesmaczne! A zreszt� pewno nie jestem wcale koniem, tylko g�si�. � O g�siach s�ysza�em, �e ocali�y Stolic� � przyzna� Komen- dant Stra�y. � G�ganiem. Niech pani zag�ga! Leokadia spr�bowa�a zag�ga�, ale nie wysz�o. � Zawioz� was na Komisariat � zadecydowa� Komendant. � Mo�e tam si� oka�e, �e ocali�em Stolic�. � Ach, wi�c to PAN jest g�si�! � zawo�a�a Leokadia. LEOKADIA i nadmiar � Jak to mi�o zasypia� w cieple i z pe�nym �o��dkiem � m�wi�a Leokadia. � W dodatku wcale nie musz� sobie wyobra�a�, �e le�� pod skrzyd�em. NAPRAWD� le�� pod skrzyd�em. Dzisiaj w nocy b�d� na pewno �ni�a o fruwaniu, mam ju� do tego snu PRZYRZ�- DY. Powiniene� tak�e mie� skrzyd�a, Alojzy, �eby�my mogli razem fruwa� we �nie. � Rany chom�ta, tylko nie to! � zawo�a� Alojzy. � Podw�jne skrzyd�a to podw�jne k�opoty! M�wi�em ci, �eby� si� nie USAMO- DZIELNIA�A. Dlac