8753
Szczegóły |
Tytuł |
8753 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8753 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8753 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8753 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
EWA NOWACKA
DZIE�, NOC, PORA NICZYJA
Text � Copyright by Ewa Nowacka, Warszawa 1981
illustrations � Copyrighl by Wiktor Sadowski, Warszawa 1981
Redaktor:
MARIA GODLEWSKA
Redaktor techniczny:
MARIA BOCHACZ
Korektorzy:
ALEKSANDRA DMOWSKA, NAWOJKA PEL1WO
ISBN 83-10-07857-9
PRINTED IN POLAND
Instytut Wydawniczy �Nasza Ksi�garnia",
Warszaw� 1981 r. Wydanie pierwsze.
Nak�ad 20 000 + 300 egzemplarzy,
Ark. wyd. 10,9. Ark. druk. Al � 10,6.
Papier offsetowy kl. III, 70 g, 70X100/32.
Oddano do sk�adania w grudniu 1979 r.
Podpisano do druku w pa�dzierniku 1981 r.
Druk uko�czono w kwietniu 1982 r.
Sk�ad � przygotowalnia:
Pozna�skie Zak�ady Graficzne irn. M. Kasprzaka
Zam. 83/80
Druk i oprawa:
Zak�ady Graficzne w Gda�sku
Zam. 1760. Nr L-22
Nagle w polu widzenia patrz�cych pojawia si� stary pies,
drepcze powoli przez poro�ni�ty lancetami babki i kepat^ii
mleczy trawnik; jak zawsze prze�amany w grzbiecie, z nisko
opuszczon� g�ow�, lecz jego ogon powiewa z boku na bok
triumfalnie niczym ma�y sztandar.
� Kogo on widzi? � pyta stary pan, nikt mu nie odpo-
wiada, patrz� jak zaczarowani na powolne kroki wielkiego
zwierz�cia, pies jest coraz bli�ej furtki.
Potem, w powitaniu, wspina si� na tylnych �apach;
szczup�y wysoki ch�opak idzie, z ogromnym psiskiem przy
boku, w stron� domu. Przystan��, mo�e zauwa�y� otwarte
okno i wpatrzone w siebie oczy.
R�a chce si� odezwa�, sk�d mog�a wiedzie�, �e dzisiej-
szego ranka Marek wejdzie tak najzwyczajniej furtk� ou
cichej uliczki i stanie �mia�o przed rumowiskiem schod�w
Nim zd��y wykrztusi� pierwsze s�owo, chora wbija pale
w por�cze fotela, unosi si� z wysi�kiem i czystym, jasnym
g�osem wo�a w s�oneczny blask:
� Andrzej, wr�ci�e�?
: ,4 ?,
f!
Wszyscy m�wi� g�o�no i du�o, nawet Natalia rozkwita
w u�miechach, zachwycaj� si� wygl�dem bladej pani,
chwal� pi�kny dzie�, wys�awiaj� doktora Stawskiego, kt�ry
jak istny cudotw�rca przep�dzi� precz gro�n� chorob�.
R�a tak�e m�wi g�o�no i du�o, jej glos miesza si� z g�osami
starego pana i Natalii. Tak, przed obiadem wybiera si�
na spacer, bardzo jest ciekawa obiecanego prezentu, oczy-
wi�cie lubi sma�y� konfitury, wiersze przeczyta z prawdzi-
w� przyjemno�ci� � to, co m�wi, jest w�a�nie takie, jak
by� powinno, sama jest zdziwiona, �e idzie to tak g�adko,
bez �adnych zahamowa� i opor�w.
Podniecony wielog�os najwidoczniej m�czy blad� pani�,
ugina si� szyja, jakby �ci�gana w d� ci�arem g�owy, wiot-
czej� ramiona, d�onie le��ce na kocu staj� si� bezkrwiste
i niewa�kie, nie maj�ce si�y ju� niczego uj��.
� Potrzeba spokoju � decyduje stary pan, podchodzi
do okna i pyta: � Ods�oni�? Wyj�tkowy pi�kny dzie�.
Bo tak naprawd� stary pan pragnie, �eby chora zobaczy�a
kwiaty, bez tego widoku od�wi�tno�� ranka, w kt�rym czci
si� powr�t do zdrowia, jest niepe�na. Jak dobrze, �e to on
podj�� si� tej misji, �e nie skaza� R�y na obmy�lanie
chytrych wybieg�w, kt�re pozwoli�yby podprowadzi� bla-
d� kobiet� do okiennej szyby.
Blada pani kiwa g�ow�, oznacza to przyzwolenie.
Nikt tego pieczo�owicie nie wylicza�, ale kwiaty gorej�
w s�o�cu akurat naprzeciw patrz�cej. Oran�, czerwie�,
���, biel, ca�y kwietny przepych pe�nego lata uj�ty w ram�
ciemnej zieleni.
252
Powoli, bardzo powoli d�onie bladej pani unosz� si� ku
g�rze, jest w tym ge�cie zdumienie i niepewno��, jakby nie
dowierza�a w�asnym oczom, jakby odp�dza�a od siebie zwid
wyczarowany magiczn� sztuk�. Za fotelem chorej zastyg�a
Natalia, r�wnie zdumiona i pora�ona tym, co czeka�o za
szyb�.
W wielkiej ciszy s�ycha� tylko g��boki oddech chorej,
R�a troch� si� boi, czy bladej pani nie zaszkodzi takie
wzruszenie, chyba nie b�d� jej musieli d�wiga� nieprzytom-
nej i uk�ada� po�r�d po�cieli wielkiego �o�a? Niech kto�
co� powie, to milczenie jest nie do wytrzymania.
� Otw�rz okno � szepcze chora.
Przez chwil� R�a szarpie si� z zaci�tym zamkiem, prze-
�artym rud� rdz�, nie otwieranym chyba od ca�ych wiek�w.
Wreszcie napiera ca�� sob� na futryn� i okno poddaje si�,
do dusznego pokoju leje si� struga nagrzanego, letniego
powietrza, zapach li�ci, ziemi, kwiat�w.
Z rozszerzonymi �renicami chora patrzy chciwie na ko-
lorowy �wiat, pochyla si� g��boko, chc�c znale�� si� jak
najbli�ej tego, co objawi�o si� tak nieoczekiwanie.
� Co za cuda, co za cuda � powtarza ledwie s�yszalnie
� warto do�y�...
Stary pan k�adzie r�k� na ramieniu siedz�cej, mo�e to
znaczy�, �e prze�ywa razem z ni� t� chwil�, a mo�e znaczy�
zupe�nie co� innego, R�� d�awi w gardle. Jest wzruszona
i chyba ma prawo? Ostatecznie to ona, nikt inny, da�a tym
ludziom chwil� rado�ci i wie ju� teraz, jakie to szcz�cie �
dawa�...
253
A R�a tak w�a�nie post�powa�a. A� trudno si� przyzna�
przed sam� sob�, ale tak by�o naprawd�. A przecie� potra-
fi�a wnioskowa�, przecie� si� interesowa�a mn�stwem zu-
pe�nie nieg�upich problem�w, sporo czyta�a, robi�a nawet
notatki w specjalnym zeszycie. Wszystko by�o ciekawe, ale
nie to.
� Pani prosi.
Trzeba si� oderwa� od tych my�li i z naci�gni�tym na
twarz u�miechem wej�� do pokoju bladej pani, pani R�y.
Ten u�miech g�upio rozci�ga wargi, s�odzi si� fa�szywie
i nieszczerze w do�eczkach policzk�w.
� Nasza R�yczka jak prawdziwa r�a. Prze�licznie
ci, dziecko, w tej sukience. Zawsze powinna� tak cho-
dzi�. Te spodnie, przyznam, niezbyt trafiaj� mi do prze-
konania.
Blada pani siedzi w fotelu na wprost okna, uczesana,
owini�ta w ten sam szal, kt�ry nosi�a zaraz po przyje�dzie
R�y, w�skie d�onie z�o�one na kolanach, w oknie odrobin�,
troszeczk� uchylona zas�ona, przez t� szpar� bucha s�o�ce,
letni upa�, ta�cz�ce po �cianach cienie.
A wi�c to jest Andrzej. I ten bobas na g�rce piasku, i ten
ch�opak w wysokich butach i nasadzonej zawadiacko czap-
ce, maluch na �aciatym kucyku i powa�ny licealista sfoto-
grafowany z rulonem maturalnego �wiadectwa w d�oni.
Tylko �e on NIE JEST, on BY�.
Wyuczony u�miech znika, bardzo trudno si� u�miecha�
wobec tych fotografii, chocia� wiadomo, �e u�miecha� si�
trzeba, bo bladej pani potrzebna jest rado�� R�y, szelest
kretonowej sukienki i gest, kt�rym poprawia si� kraciasty
koc na jej kolanach.
� Mamy chyba bardzo �adny dzie�. Wychodzi�a� ju�,
R�yczko? Dok�d si� dzisiaj wybierasz? Ci�gle my�l�, �e
musisz pozna� wnuczk� pana Kowalskiego, na pewno
przypadniecie sobie do serca. Zajm� si� tym za kilka dni.
Za kilka dni R�a b�dzie przecie� daleko st�d, blada pani
zdaje si� o tym nie pami�ta�. Snuje plany tak, jakby R�a
mia�a pozosta� na zawsze w starym domu.
� B�dziemy sma�y� konfitury. Mam pewien drobiazg
dla ciebie, dziecinko, my�l�, �e b�dzie ci si� podoba�. Jutro
go poszukamy w moich szparga�ach. Ju� nie pami�tam, gdzie
jest ten tomik, kt�ry powinna� przejrze�. Natalio, Natalia
nie widzia�a takiej cienkiej ksi��eczki ze z�oconym grzbie-
tem, w marmurkowej ok�adce? Le�a�a w.salonie pod por-
tretem.
Kiedy tak uk�ada swoje i R�y �ycie, m�odnieje, nie wi-
dzi si� zmarszczek i przerzedzonych, przetkanych siwizn�
w�os�w, w o�ywieniu staje si� prawie pi�kna. Tak, pi�kna,
to jest w�a�ciwe okre�lenie.
Teraz ju� R�a wie, gdzie widzia�a twarz z fotografii
w zamkni�tym pokoju. Nie do wiary, lecz tamta pi�kno��
z podwini�tymi na policzki pasmami w�os�w � to nikt
inny, tylko blada pani, matka Andrzeja, opiekunka Basi.
Dobrze by�oby g�o�no opowiedzie� o tym odkryciu, ale
wiadomo, �e trzeba milcze�, udawa�, �e jest si� t� nie�wia-
dom� niczego dziewczyn�, kt�ra tak niedawno szuka�a
drogi w chaszczach zaro�ni�tego ogrodu.
250
251
bem? Dlaczego wa�niejsze wydawa�y ci si� lody ni� dowie-
dzenie si�, jak mama zetkn�a si� z tymi lud�mi, o kt�rych
opowiada�a z takim zapa�em? Mog�a� przecie� zapyta�,
ale nie zrobi�a� tego, nie przysz�o ci nawet do g�owy, �e
nale�a�oby to zrobi�.
A mo�e przypomnisz sobie jeszcze inn� rozmow� (sie-
dzieli�cie we troje przy stole i tak jako� si� zgada�o), o stra-
chu? Zacz�o si� od stwierdzenia Andrzeja, �e siedzenie
pod drzwiami sali egzaminacyjnej to zupe�ny koszmar,
od czego� takiego robi si� niedobrze, wszystko wylatuje
z g�owy i w og�le to powinno by� zabronione ze wzgl�du
na zdrowie psychiczne m�odzie�y. Na to mama roze�mia�a
si� kr�tko i jako� nieprzyjemnie, a potem opowiedzia�a
0 krokach, szelestach, szumach, trzasku rozsychaj�cych si�
desek, �niegu obsypanym przez wzlatuj�cego ptaka, �Ju�
lepiej wiedzie�, �e najgorsze si� zbli�a, ni� odgadywa� je
w przypadkowym chrz�cie �amanej ga��zi". Kiedy sko�-
czy�a, Andrzej spyta�, czy nie zosta�o jeszcze placka ze
�liwkami, i doda� pob�a�liwie: �Masz strasznie bujn� wy-
obra�ni�, mamo. Mog�aby� pisa� dreszczowce". Na co
mama, ju� podnosz�c si� od sto�u, odrzuci�a: �Sam by�
uciek� z kina z takiego dreszczowca, do kt�rego napisa�abym
scenariusz". Potem �mieli si� wszyscy troje. Andrzejowi
1 R�y odpowied� mamy wyda�a si� bardzo zabawna, a ma-
ma �mia�a si� dlatego, �e �mia�o si� jej dwoje du�ych,
prawie doros�ych dzieci.
Babcia, ciotki, ojciec, stryj, pani od Modesta zaczynali
swoje wspomnienia zwyczajnie:
� Kiedy to by�o? W czterdziestym trzecim bodaj�e.
Przyszed� pan Zygmunt i prosi� o dor�czenie paczki. Pewnie
si� domy�lacie, co tam by�o, a tu na mie�cie �apanki, zaje�-
d�aj� budy, �andarmi zamykaj� ca�e ulice, i pchaj si� w to
piek�o z czym� takim.
� To by�o w poci�gu. Wsiad�o dw�ch z blachami na
piersiach, ja si� kul� w k�cie, zakrywam g�ow� kurtk�, udaj�,
�e �pi�, a oni prosto do mnie. Ausweis, rzecz jasna, mia�am
lipny, �lepy by zobaczy�, �e falsyfikat, na dniach mia�am
dosta� nowy.
� To ju� by�o przy samym ko�cu, mog�am mie� nie-
spe�na pi�� lat, ale doskonale pami�tam, jak pijany �o�nierz
strzela� do gromadki ludzi. I t� kobiet�, kt�ra tak krzycza�a
i w��czy�a si� przed tym Niemcem na kolanach, te� dosko-
nale pami�tam, chocia� zupe�nie nie przypominam sobie,
0 co ona tak prosi�a.
Mo�na by powiedzie�, �e wspomnienia mamy by�y za-
szyfrowane, opowiadane tak, jakby dotyczy�y kogo� nie-
znanego, ale mo�e w tej bezosobowo�ci kry�o si� pragnie-
nie, aby kto� z nich, Andrzej albo R�a, zapyta�: �
Zna�e� t� dziewczyn�? Widzia�a� to? Kiedy to si� wyda-
rzy�o?
Jak mo�na �y� przez czterna�cie lat obok kogo� bliskiego
1 kochanego i z w�asnej woli nic o nim nie wiedzie�? Jak mo�-
na wymija� oboj�tnie wszystko to, co niezrozumiale i nie-
przystaj�ce do codzienno�ci? Jak mo�na strusim sposobem
chowa� g�ow� w piasek przed wszystkim, co czeka, a� ze-
chcesz to dostrzec, zamy�li� si�, zrozumie�.
248
249
G�os si� urywa, R�a i tak wie, o kogo przed zapadni�-
ciem nocy pyta blada pani, wtedy, pierwszego wieczoru,
kt�ry sp�dzi�a w tym domu, s�ysza�a to po raz pierwszy.
Jak mo�na przez dziesi�tki lat wzywa� nieobecnego? Jak
mo�na �y� nadziej� kruch� i niem�dr�, sprzeciwiaj�c� si�
oczywisto�ci, wierzy� w niemo�liwe, budowa� w�asny �wiat
z nie istniej�cego!
A ona, R�a, my�la�a, �e wystarczy troch� s�o�ca i grz�dka
kwiat�w, �eby ust�pi� mrok. Zaraz pobiegnie i wyrwie te
badyle, bez sensu wetkni�te w ziemi�. G�upia, kt�ra wy-
obrazi�a sobie, �e potrafi co� zmieni�! Smarkata, kt�rej
si� wydawa�o, �e wszystko zrozumia�a!
� Dok�d to, dziecko?
� Do ogrodu.
� Poczekaj, zaraz nas zawo�aj�. Chcia�bym, �eby� tam
wesz�a razem ze mn�.
To wcale nie jest �adne �zaraz", tam, za �cianami, kto�
co� przesuwa po pod�odze, ledwie dos�yszalne szelesty i szu-
rania, przygaszone szepty.
Kiedy si� rozmawia z dziewczynami, wszystko jest takie
zwyczajne i proste. To chc�, tamtego nie chc�, to lubi�,
tego nie lubi�, to jest dobre, a co innego z�e. Kiedy si�
rozmawia z Markiem, sprawy ju� nie s� tak przejrzyste,
jak �r�dlana woda, czasem trzeba si� mocno zastanowi�,
nim si� okre�li sw�j s�d. I jest jeszcze �wiat doros�ych,
obcy i daleki, pe�en spraw dot�d oboj�tnych R�y,
mijanych bez wahania. �wiat, kt�ry upomnia� si� o swoje
prawa.
Bo to nie jest prawda, �e R�a nie s�ysza�a od mamy hi-
storii Basi. Ta opowie�� zosta�a tylko podzielona na cz�ci �
opowiadanie o dziecku kradn�cym noc� jajka z kurnika �
o dziecku, nad kt�rym zlitowa� si� �a�cuchowy pies i po-
zwoli� unie�� �up nie zaszczekawszy nawet � dzieje but�w
wygrzebanych ze �mietnika, przywi�zywanych do stopy
sznurkiem, but�w, kt�rych �a�osne dziury zapycha�o si�
mchem ugniecionym z glin�, but�w, z kt�rych zosta�a tylko
podeszwa � i jeszcze � bajka o dobrej kobiecie z domku
pod lasem, kt�ra pozwala�a dziecku spa� w oborze i od-
lewa�a ka�dego wieczoru kwart� pienistego mleka � i za-
ko�czenie tej bajki pe�nej szelestu s�omy i krowiego prze-
�uwania, bezpiecznej i ciep�ej � krzyk i znowu w�dr�wka
przez bia�e pola, byle odej�� jak najdalej od tamtego krzyku,
w�dr�wka w nieznane, w mr�z, w wiatr.
Przypomnij sobie, R�o, poprzednie wakacje. P�ywa�a�
z mam� na rowerze wodnym, jezioro mlaska�o falkami
o pomost, skrzy�y si� srebrem drobne p�ocie, szumia�a trzcina
rozwichrzeniem rozczochranych kit. Rozmawia�a� z mam�
o filmie widzianym w telewizji i od tego filmu zacz�a si�
dyskusja o po�wi�ceniu i odwadze. Chyba nie zapomnia�a�,
mama m�wi�a: �zna�am ludzi", �pami�tam jak", �pewien
ch�opiec"... S�ucha�a� bez zainteresowania, ca�y czas za-
stanawiaj�c si�, jak nak�oni� mam� do pop�yni�cia na
przeciwleg�y brzeg, gdzie na przystani wabi�a budka z lo-
dami.
Dlaczego nigdy nie spyta�a�, sk�d mama zna te opowie�ci
o butach, o kradzionych jajkach, o �nie pod krowim ��o-
246
247
� Jeste� podobna do swojej matki, dziecko, chocia�
zupe�nie inna. Ale co� masz wsp�lnego z nasz� Basi�.
Od pocz�tku chcia�a� pomaga�, by� po�yteczna, nie za-
przeczaj, ja wiem, �e te poranne rozmowy z moj� �on� musz�
by� dla ciebie trudne, kto� inny na twoim miejscu stara�by
si� wykr�ci� od niemi�ego obowi�zku � zdj�� okulary
i obr�ci� je w palcach ruchem pe�nym zak�opotania, mog�o
si� wydawa�, �e nie wie, do czego s�u�y ten dziwny przed-
miot. � Pewno zabroni�bym ci przekopywania i sadzenia
kwiat�w, ale one ju� ros�y, kiedy zauwa�y�em, �e d�wigasz
kube� z �azienki. W�a�ciwie nie mog� zrozumie�, jak to
zrobi�a�, �e zaraz rozkwit�y... I my�l�, �e R�a, moja �ona,
u�miechnie si� do nich, jak ja, gdy je zobaczy�em pierwszy
raz. Ona ci na pewno podzi�kuje, to nadzwyczajny cz�owiek,
je�eli nie obsuwa si� w t� ciemno��...
I stary pan dodaje jako� szczeg�lnie uroczy�cie, powoli
i wyra�nie wymawiaj�c s�owa:
� Dzi�kuj� ci, dziecko. Z ca�ego serca ci dzi�kuj�.
Nie ma sensu siedzie� przy stole i udawa�, �e popija si�
herbat�, nie jest w stanie nic prze�kn��, gard�o ma suche
i �ci�ni�te przez niewidzialne palce, nie czuje ani smaku, ani
zapachu, ani g�odu.
� Czy mog�abym p�j�� do pani R�y? � bez �adnego
wahania nazywa blad� pani� jej i swoim imieniem.
� Lepiej moment zaczekajmy. Jak wiesz, �ona dzisiaj
ma zamiar wsta�, doktor Stawski bada� j� wczoraj i wyrazi�
zgod�. Natalia pomo�e jej si� ubra�, a to troch� czasu
potrwa.
244
Oboje milcz�, jakby ju� wszystko zosta�o do ko�ca po-
wiedziane i mo�na by�o wreszcie pozosta� w ciszy tego
domu ze swoimi w�asnymi my�lami.
� Pa�stwa syn mia� na imi� Andrzej, jak m�j brat? �
co� spyta�o za ni�, R�a nie chcia�a, naprawd� nie chcia�a
zada� tego pytania, ale ono wym�wi�o si� niejako poza jej
wol� i chceniem.
Przerazi�a si� widz�c blado��, kt�ra okry�a postarza��
twarz naprzeciwko.
� Matka ci opowiada�a o Andrzeju? Twoja matka?
� Nie.
� Sk�d wiesz?
� Bo ja jestem R�a, jak pana �ona. Brat nie nosi pana
imienia, dlatego domy�li�am si�...
� Dziecko, dziecko � siwa g�owa pochyla si� nisko,
coraz ni�ej. � Nawet tobie nie wolno wzywa� tego imienia
nadaremno. Od tylu lat nie wymienia�em go g�o�no, my�l�:
�Andrzej", i milcz�, inaczej nie trzeba, nie wolno.
Obraca na R�� niewidz�ce oczy.
� Wybacz, dziecko, �e�my- ci� zapl�tali w swoje �ycie,
ale uwierz, �e zrobi�em wszystko, co w mojej mocy, aby ci�
odgrodzi� od przesz�o�ci. �onie mojej te� wybacz, ona nie
zdaje sobie sprawy, jaki jest �wiat, kt�ry j� otacza, rani
siebie i nas, nie�wiadoma, co czyni, i sama cierpi najbar-
dziej, bo nie dana jest jej �aska zapomnienia. Przez tyle, tyle
lat pami�ta wszystko, szczeg� po szczeg�le, zdarzenie po
zdarzeniu... Teraz, dzi�ki tobie, jakby si� z tego wyrwa�a.
Ju� przesz�o tydzie� nie zapyta�a wieczorem...
245
dzia�a, by�a pewna, �e przez moment kr�tki jak okamgnienie
dotar�a do sedna sprawy. Tak musia�o by�. S�owa mamy
przed wyjazdem, pierwszy wiecz�r w tym domu, ostry, roz-
kazuj�cy glos bladej pani, strz�py cowieczornych rozm�w
dolatuj�ce na poddasze, fotografie...
� Co si� sta�o, dziecko? � stary pan dotkn�� czo�a R�-
�y. � Ona jest chyba chora. Natalia nie zauwa�y�a?
Milcz�cy ruch przeczenia.
� Wystarczy spojrze� szurgot odsuwanego krzes�a. �
Siadaj, dziecko. Niech Natalia naleje herbaty. Prosz�, pij
dziecko. Lepiej? Zaraz p�jd� z tob� do o�rodka.
� Nie trzeba � dziwne, ale glos brzmi prawie normal-
nie. � Nic mi nie jest.
Nie dowierzaj�c przeczeniu, stary pan siada naprzeciw,
patrzy na dr��ce palce, kt�re usi�uj� uchwyci� uszko fili-
�anki, na rozszerzone �renice, potrz�sa z dezaprobat�
g�ow�.
�- Przecie� widz�, �e jeste� chora. Boisz si� lekarza?
�mieszne, panienka w twoim wieku...
Powoli R�a uspokaja si�, przestaj� piec policzki, dr�e�
palce, mija sucho�� warg, znika g�sia sk�rka na ramionach.
Jakie to dziwne. Nie, nie dziwne. Za trudne. Przerastaj�ce
R��, jej mo�no�� zrozumienia, por�wnania z czym�
znanym, ju� oczywiste i dalej niepoj�te. Jest jaka� racja
w s�owach Natalii, �e nikt tego nie zrozumie, chocia�by
mu t�umaczono i przez sto lat, zdarzenie po zdarzeniu, ta-
jemnic� tego domu, tajemnic� jego mieszka�c�w. Mo�e
trzeba to prze�y�, �eby...
� A R�yczka pewnikiem gryp� z�apa�a � dogaduje
z boku Natalia. � K�pa� si� i owszem, ale �eby bez opa-
mi�tania ca�y bo�y dzie� w wodzie si� moczy�, od pocz�tku
m�wi�am, �e nic dobrego z tego nie wyniknie.
� Niech Natalia to �niadanie zaniesie � przerywa star-
szy pan. � A my tu sobie z R�yczk� posiedzimy.
Jeszcze si� upewnia, czy R�a rzeczywi�cie czuje si�
dobrze, nim powie:
� Od dawna chc� ci� pochwali�, dziecko, za ten pomys�
z kwiatami. Patrz� na nie ka�dego ranka i wspominam.
Ty pewnie nawet nie wiesz, �e przed domem by� okr�-
g�y klomb, �ona kocha�a r�e, swoje imienniczki, jak
twierdzi�a. Bardzo du�o pracy kosztowa� j� nasz ogr�d,
zosta�y tylko bzy jej r�k� szczepione, wszystko inne zdzi-
cza�o, zaros�o, zmarnowa�o si� bez ludzkiego starania
i opieki.
Wi�c stary pan wiedzia� i milcza�?
� Dziwisz si�, dziecko? Mo�e my�lisz, �e chcieli�my
ci� obarczy� prac� ponad si�y? To nie tak. Ba�em si� two-
jego przyjazdu, wiesz ju�, jak �yjemy, jacy jeste�my, mo�esz
zrozumie� m�j l�k. Gdyby to zale�a�o ode mnie, nie przy-
jecha�aby� do nas, ale �ona chcia�a ci� zobaczy�, koniecz-
nie chcia�a pozna� c�rk� Basi, naszej Basi. Chyba si� orien-
tujesz... zreszt� nieistotne, wa�niejsze by�o to, �e mog�a�
przerwa� zakl�ty kr�g, pom�c jej biednej wyj�� z...
Stary pan przerywa, wyci�ga z kieszeni okulary, przez
szk�a patrzy na R��, jakby j� bada� upartym spojrze-
niem.
243
Dlaczego Basi nie miesza�? Co ma si� R�y wyda-
wa�? Co, na lito�� bosk�? Basia? Mama? Jak to zrozu-
mie�? Jak?
� Pani musi mi powiedzie�!
Pochylona nad tac�, gdzie uk�ada w przepisanym
porz�dku te wszystkie �y�eczki, serweteczki, spodeczki,
talerzyki, fili�aneczki, Natalia nawet nie wznosi czo�a na
krzyk R�y.
� Musz� wiedzie� to... o Basi... � z trudem krztusi
imi� mamy, jest zaskoczona tym, �e krzyczy, tym, �e po-
bieg�a za Natali�, tym, �e uderza pi�ci� w st�, jakby to
kto� inny, a nie ona sama, domaga� si� odpowiedzi rozpa-
czliwie i gwa�townie. � Ja musz�. Musz� i ju�.
Po d�ugim milczeniu, w kt�rym nacicha echo wykrzy-
czanego pytania, odzywa si� Natalia:
� Ja przepraszam R�yczk�, �e si� unios�am, ale to
jest taka rzecz, �e dla mnie mo�e najwa�niejsza na �wiecie.
Jak tam R�yczk� zobaczy�am, to mi dech odj�o, mow�
odebra�o, tego, dziecko, nie zrozumiesz, cho�bym ci i rok
t�umaczy�a. A to, co wygadywa�am, zapomnij. Zwyczajnie,
w gniewie czy w rozpaczy cz�owiek wykrzyczy, co �lina na
j�zyk przyniesie, a p�niej mu to do ko�ca �ycia b�dzie
kamieniem na sercu le�a�o. Niech mi tego R�yczka nie
pami�ta. Ot, g�owa moja nieszcz�sna � delikatnie wsun�a
�y�eczk� do cukiernicy, zanurzaj�c j� spiczastym ko�cem
w kurhanku cukru � mog�abym przysi�c, �e zamkn�am,
a patrze�, drzwi na o�cie� rozwarte, niech wchodzi, komu
wola.
240
Od tej zwyk�o�ci codziennej krz�taniny opada gniewne
uniesienie R�y. To prawda, ona sama, kiedy si� zdener-
wuje, te� potrafi nagada� niestworzonych rzeczy. Kio
zarzuca� Dorocie, �e umy�lnie zwleka w szatni, czekaj�c
na Ma�ka, bo chce, aby j� odprowadzi�? Kto oskar�y�
Andrzeja o przyw�aszczenie sobie flamastr�w, podczas gdy
flamastry najspokojniej le�a�y za wersalk� i czeka�y na
wi�ksze sprz�tanie, takie z odsuwaniem mebli, �eby si�
odnale��?
Tego rodzaju przyk�ad�w mo�na by przytoczy� bardzo
wiele. Wi�c R�a rozumie przygarbion� kobiet�, kt�ra
ukrywa twarz w niskim pochyleniu'nad tac�, zna ten wstyd
i dominuj�ce uczucie przykro�ci, kiedy ju� nie da si� cofn��
tego, co zosta�o wypowiedziane.
Tylko �e to, co powiedzia�a Natalia, by�o tak niezwyk�e
i niepoj�te, �e musia�o kry� jak�� prawd�. Zaraz...
Zacisn�� do b�lu powieki, odgrodzi� si� od s�o�ca za
oknem, cieni ta�cz�cych po �cianie, ruchu pomarszczonych
d�oni spe�niaj�cych poranne obrz�dki nad biel� obrusa,
starego obrazu, dzbanka z herbat�. Niech nie b�dzie nic
tylko my�lenie. Prawda jest blisko, bardzo blisko, gdyby
mo�na by�o pochwyci� koniec nici...
� Dziecko, co tobie?
Nie zauwa�y�a wej�cia starego pana. Niem�drze pomru-
guj�c powiekami, jak kto�, kto wyszed� z ciemno�ci na
�wiat�o, usi�owa�a jeszcze uchwyci� echo domys�u, kt�ry
przemkn�� jak b�yskawica. Nie potrafi�aby okre�li�, uj��
w martwe rz�dy s��w uczucia nag�ego ol�nienia, ale wie-
16 Dzie�, noc...
241
� Jak tu wesz�a?
W gniewie Natalia opuszcza sakramentaln� �R�yczk�",
sunie, tak, w�a�nie sunie wprost na R��, wyprostowana,
wy�sza ni� zwykle, na policzkach krwiste plamy wypie-
k�w.
� Niech si� st�d wynosi. I to ju�!
Przemykaj�c si� bokiem, jak najdalej od Natalii, R�a
krztusi swoje wyt�umaczenie:
� Ja przypadkiem... Drzwi by�y otwarte...
Na co s�yszy twarde:
� Nie mog�y by� otwarte. R�a k�amie.
Zgoda, nie jest w porz�dku, ale zarzucanie jej k�amstwa
to ju� przesada. R�a nie jest k�amczuch� i nie by�a ni�
nigdy.
�- Nie k�ami�.
Ju� jest za progiem, najlepiej b�dzie pobiec do siebie,
chocia� nie, by�aby to ucieczka godna tch�rza. Nie uciek-
nie. Stawi czo�a gniewowi starej kobiety.
Z kies*zani, wielkiej i przepa�cistej, kraciastego fartucha
Natalia wyjmuje ogromny p�k kluczy. Starannie zamyka
drzwi, chrobot.
� R�a jeszcze tutaj?
Gniew przemin��, teraz jest stara, bardzo stara, zm�czo-
na, smutna i jako� bezradna. Mruga powiekami, patrz�c na
R��, wargi poruszaj� si� niemo, jakby szepta�a co� sama
do siebie.
Naprawd� szepcze, ten szept, tchnienie raczej, zaczyna
si� uk�ada� w s�owa, w pytanie:
238
� Na co to? Na co?
Powieki mrugaj� szybko, tak jak u kogo� pora�onego
�wiat�em po d�ugim pobycie w ciemno�ciach, dr�� palce
trzymaj�ce p�k kluczy.
� Po co ci wiedzie�? � to ju� jest powiedziane prawie
g�o�no, ale tyle jest �alu w tym pytaniu, �e R�� wstrz�sa
kr�tki dreszcz, tak jak w tym pustym, zamkni�tym teraz
na g�ucho pokoju. Ju� ma zacz�� wyja�nienia, �e przypad-
kiem, �e niechc�cy, �e okropnie jej przykro, i nie potrafi
powiedzie� nic, jakby nagle oniemia�a. Czuje zdradliwy
rumieniec podpe�zaj�cy a� pod nasad� w�os�w, wargi staj�
si� suche i szorstkie, niczym u spragnionego.
� Czego szuka�a?
Zdumiewaj�ce, lecz g�os Natalii brzmi teraz zwyczajnie,
jakby pyta�a, czy posmarowa� bulk� miodem, czy raczej
d�emem. R�a nie odpowiada. Nie mo�e, nie potrafi
odpowiedzie�.
Frasobliwe chwianie g�ow�, Natalia rozwa�a co� w�as-
nego, by nagle rzuci� p�g�o�ne i niezrozumia�e:
� To teraz ju� wie, �e nie �yje. Ale jak R�a .chocia�
s��weczko pi�nie pani, to ja w�asn� r�k� R�� rozumu
naucz�. I niech R�a w to Basi nie miesza, Basia nic do tego
nie mia�a. Co si� R�y wydaje, to si� wydaje, ale tylko praw-
da swoj� cen� ma, nie to, co si� komu utroi�o.
Potem, szuraj�c bamboszami, jak ka�dego innego ranka,
przygarbiona kobieta pod��a do jadalni, nie patrzy na
R��, chyba nic j� nie obchodzi R�y bezruch i niemota,
kiedy ju� wypowiedzia�a to najistotniejsze.
239
� Cze��, stary! � pozdrowi�a go R�a, a pies zamacha�
ogonem, nie podnosz�c �ba, widocznie dobrze wiedzia�,
sk�d sp�yn�� znajomy glos.
No, teraz tylko sanda�y, typu cichost�py, i mo�na ju�
zej�� na d�. Pani Natalia b�dzie zdziwiona, �e dzisiejszego
rana nie trzeba budzi� R�y. Normalnie R�a wcale nie
jest taka �atwa do wyrwania ze snu, nakrywa g�ow� podusz-
k�, �eby nie s�ysze� ponaglaj�cego g�osu, nie widzie� jas-
nego dnia za oknem.
Na dole jest zupe�nie cicho. R�a zagl�da do pokoju
z portretem, wielkooka dziewczyna mi�dzy ramami za-
patrzona w co� dalekiego, b�yszcz�ce forniry mebli, mi�kkie
plusze obi�. Chyba niedawno kto� tu by�, na eta�erce le�y
zapomniana �ciereczka do kurzu.
W pokoju z kredensem tak�e nie ma nikogo, zamkni�te
drzwi korytarza nie pozwalaj� z�owi� odg�os�w porannej
krz�taniny w kuchni. Pok�j bladej pani te� zamkni�ty
na g�ucho i milcz�cy. Oj, czy�by R�a zerwa�a si� tak
wcze�nie, �e domownicy �pi� jeszcze g��boko? Trzeba
b�dzie wr�ci� na poddasze i poczeka� na znajome cz�apa-
nie Natalii.
Na czubkach palc�w, bezszelestnie, R�a wraca do hallu
(dowiedzia�a si� od Natalii, �e taki obszerny przedpok�j
nazywa si� hali) i nagle dostrzega co� niezwyk�ego. Zawsze
zawarte drzwi obok gabinetu starego pana s� leciutko uchy-
lone, ot, prawie nic, ciemna szpara mi�dzy skrzyd�em
a futryn�.
Ciekawo�� pierwszy stopie� do piek�a � karci sam� sie-
236
bie, chocia� ju� palce dotykaj� klamki. Drzwi uchylaj�
si� zapraszaj�co.
Przez moment nie widzi nic, dopiero kiedy wzrok oswaja
si� z mrokiem, R�a zaczyna rozr�nia� kontury sprz�t�w,
prostok�ty obraz�w. Co tu wisi na �cianie? Rakieta teniso-
wa. A tu, zaraz podejdzie i przyjrzy si� z bliska, zdj�cia
sportowc�w w �miesznych, jakby za obszernych kostiu-
mach, przypi�te pinezkami nad tapczanem. Za szaf� stoi
kajakowe wios�o, obok rega�, du�o ksi��ek. Teraz kiedy
wzrok si� przyzwyczai�. R�a mo�e nawet bez trudu odczy-
ta� tytu�y. Nie zna. Same starocie, ale tytu�y brzmi� zach�-
caj�co, chyba krymina�y albo podr�nicze. �
Obok tapczanu, na nocnym stoliku, fotografia w ramce.
Mo�e jaka� gwiazda filmowa? To dziwne, ale ta pi�kno��
kogo� R�y przypomina, chocia� s�dz�c po uczesaniu to
zdj�cie jest tak�e bardzo stare. Zaraz, gdzie R�a widzia�a
t� twarz? W kinie? W tygodniku? W telewizji?
Nie wiadomo dlaczego, R�a wzdryga si�, w tym pokoju
jest bardzo czysto, ani drobiny kurzu, ani jednego �miot-
ka, ale tak jako� bezludnie, jakby to wszystko sieroco
i �a�o�nie czeka�o na kogo�, kto naprawd� po�o�y si� na
tapczanie, zapali nocn� lampk�, si�gnie po ksi��k�, zdejmie
ze �ciany rakiet�.
Tak samo jak przekroczy�a pr�g, cichaczem, na palcach,
R�a wycofuje si� z tego mroku. Jest jej wstyd, jakby pod-
gl�da�a przez dziurk� od klucza. Naprawd� nie powinna pe-
netrowa� cudzych pokoi, czyta� tytu��w cudzych ksi��ek,
ogl�da� fotografii nie znanych sobie os�b.
237
jest grzeczna, czy nie sprawia k�opotu swoim opiekunom,
czy stara si� by� pomocna, i w og�le, czy pami�ta rozmowy
sprzed wyjazdu?
Nic w tych listach nie sygnalizowa�o obawy, niepokoju;
mo�na by przypuszcza�, i� mama uzna�a za najzupe�niej
naturalne, �e. R�a sp�dza mi�e wakacje w dalekim mia-
steczku i mimo pocz�tkowych grymas�w jest zadowolona
z pobytu w�a�nie tutaj.
Ale dlaczego mama nie odczyta�a zawartej mi�dzy zda-
niami pro�by R�y? Na og� w lot chwyta�a nawet naj-
bardziej zwiewne aluzje, zna�a przecie� R�� jak �ysego
konia, potrafi�a odgadn�� intencje c�rki nawet wtedy,
kiedy R�a usi�owa�a zamaskowa� swoje prawdziwe prag-
nienia. Tym razem wykaza�a zupe�n� g�uchot� na wy-
ra�nie d�wi�cz�c� w s�owach listu pro�b�, �eby zgodzi-
�a si� na przed�u�enie pobytu R�y chocia� o dodatkowy
tydzie�.
� Przyjedziesz na przysz�y rok?
�atwo zapyta�, trudniej odpowiedzie�. Jedyna uczciwa
odpowied� powinna brzmie�:
� Nie wiem.
Ale mo�na doda�:
� Chcia�abym przyjecha�, tylko nie wiem, czy ci pa�-
stwo zaprosz� mnie drugi raz.
A kiedy si� to powie, mo�na tak�e zapyta�:
� A ty nie przyjedziesz do Warszawy?
Na co Marek odpowiada, �e mo�e. W Warszawie mieszka
wujek, ale nieprawdziwy, tylko taki przyszywany. Jak odwie-
dza� rodzic�w trzy lata temu, to zaprasza�, �eby przyjecha�,
Nikt dot�d nie skorzysta� z tego zaproszenia, ale jakby teraz
do tego wujka napisa�...
Z jednej strony R�a z przera�eniem my�li o chwili,
kiedy b�dzie doros�a, ale z drugiej strony �le jest by� osob�
ma�oletni�, kim� zawieszonym w pr�ni, mi�dzy dzieci�-
stwem a m�odo�ci�, ,,m�odsz� m�odzie��", wed�ug okre-
�lenia wychowawczyni. Oczywi�cie R�y wolno co� chcie�,
wolno si� czemu� przeciwstawi�, ale sprawy potocz� si�
tak, jak zadecyduj� doro�li. Dot�d nie mia�o to wi�kszego
znaczenia; R�a chcia�a mie� pantofle na koturnie, z mn�st-
wem pask�w opl�tuj�cych �ydk�, a mama kupowa�a p��-
cienne sanda�y na p�askim obcasie � od tego, co si� ma na
nogach, �wiat si� nie zawali. Tym razem rzecz by�a rzeczy-
wi�cie wa�na. Tydzie� to tylko siedem dni, ale siedem
dni z Markiem to A� siedem dni. I czy w og�le R�a potrafi
istnie�lbez Marka? Gdyby si� nie spotkali, gdyby nie prze-
chodzi� wtedy przez most, nie odezwa� si�, gdyby nie przy-
padkowe spotkanie pod siatk� okalaj�c� p�ywalni�...
My�li s� ciemne, dr�cz�ce, nie przystaj� do ranka pe�-
nego s�o�ca i ptasiego pogwizdywania. W taki dzie�, jak
dzi�, wszyscy powinni si� u�miecha�.
Nie opodal zagonu z kwiatami przysiad� Tygrys (od kilku
dni przesta� pilnowa� wystawionej przed kuchenne schodki
balii, wybra� sobie to miejsce do swoich psich medytacji),
widziany z g�ry zdawa� si� mniejszy ni� naprawd� i jaki�
m�odszy, nawet zmechacona sier�� nabra�a po�ysku, a uszy
nie obwisa�y w pe�nym rezygnacji za�amaniu.
234
235
sem, tego ranka w�osy jednak nie chcia�y ulec energicznym
poci�gni�ciom i straszy�y si� buntowniczo nad opalonym
czo�em.
To jest dzie� na sukienk� � zdecydowa�a roztrzepuj�c
kwieciste fa�dy. Poranek by� tak od�wi�tny, tak o�lepiaj�co
jasny i weso�y, �e po prostu wymaga� dodatkowego pod-
kre�lenia.
Uchyli�a drzwi na strych. W w�skich smugach �wiat�a
ta�czy�y drobiny kurzu, jasna plama wydoby�a z mroku
puszysto�� aksamitu i po�ysk zmatowia�ego jedwabiu, ta-
jemniczo l�ni�y okucia kalekich mebli. Nawet tu by�o we-
selej i mniej ciemno ni� ka�dego innego dnia. �
Od tamtej nocy, kiedy po raz ostatni zamkni�to R��,
nikt ju� nie przekr�ci� klucza w zamku z drugiej stro-
ny drzwi. Co wi�cej, R�a dosta�a ten klucz od starego
pana.
� Masz, R�yczko. Najlepiej b�dzie, je�eli ty sama nim
zadysponujesz � na obrusie leg� klucz, du�y i ciemny,
z rze�bionym uszkiem. � Nie chcia�bym, �eby si� kiedy-
kolwiek powt�rzy�a podobna sytuacja.
Nie wyja�ni�, jaka sytuacja, ale rozumia�o si� samo przez
si�, �e mia� na my�li zgubienie klucza przez przygarbion�
Natali�.
� Kiedy nic si� takiego nie sta�o...
Przesuwaj�c klucz w stron� R�y, stary pan odezwa� si�
z namys�em:
� Nic jest poj�ciem wzgl�dnym. A co� si� jednak sta�o,
tylko �e co� zupe�nie innego, ni� przypuszczasz. W ka�dym
razie wolimy, �eby� wi�cej nie prze�ywa�a tego rodzaju nie-
spodzianek.
Nie bardzo wiedz�c, co pocz�� z tym fantem, R�a naj-
pierw powiesi�a klucz na ga�ce ��ka, p�niej, poniewa�
denerwowa� j� widok czarnego klucza w bieli pokoju,
schowa�a go do torby. Odda, jak b�dzie wyje�d�a�a, na
pewno nie zabierze ze sob�, bo po co?
W og�le stara�a si� nie my�le� o zbli�aj�cym si� dniu od-
jazdu. Napisa�a ju� dwa razy do domu, �e chodzi na p�y-
walni�, �e tutaj s� zupe�nie fantastyczne lody, chyba naj-
lepsze w Polsce, �e ma koleg�w (wspomnia�a mimochodem
imi� Marka), �e by�a w kinie, �e zwiedza okolice miastecz-
ka (z rozmys�em okre�li�a krajobraz jako �malowniczy",
zabrzmia�o to i wytwornie, i doro�le) � a w skryto�ci ducha
liczy�a, �e przynajmniej mama domy�li si�, co oznacza
entuzjastyczny ton tych list�w. Ale nie domy�li�a si�.
W ostatniej kartce odpisa�a R�y, �e bardzo si� za ni� st�sk-
ni�a i czeka niecierpliwie na dzie�, kiedy przywitaj� si� na
dworcu.
Ani mama, ani R�a nie zaj�kn�y si� nawet najmniejszym
s��wkiem o najwa�niejszym. Ograniczywszy si� w pierwszym
li�cie do informacji, �e pa�stwo Wi�niewscy s� bardzo
sympatyczni, chocia� pani Wi�niewska czuje si� niestety nie
najlepiej, R�a poprzesta�a w drugim li�cie na stwierdzeniu:
�U nas wszystko w porz�dku", Ze swojej strony mama prze-
sy�a�a wszystkim uk�ony i zawiadamia�a, �e do pa�stwa Wi�-
niewskich wysy�a osobno list. Pocz�tek w obu listach mamy,
zaraz po: �Kochana C�reczko", zawiera� pytania, czy R�a
232
233
�e ci�gle jeszcze wieje wiatr i szumi� li�cie. A w og�le to
nie mog� tego wyt�umaczy�.
� Boisz si�, kiedy jeste� sama?
� Nie, teraz nic. Kiedy� si� bardzo ba�am, ale wtedy
chodzi�o o to, �e nie wolno by�o otwiera� drzwi, przesta-
wa�am si� ba� dopiero, jak wraca� Andrzej, tylko �e to by�o
bardzo dawno. I wcale nie by�o takie samo.
� Je�eli si� nie boisz, to o co chodzi? Nie lubisz, �eby by�o
cicho?
� Lubi�. Tylko mnie si� tutaj teraz czasem wydaje, �e
ju� nie ma nikogo, �e na ca�ym �wiecie zosta�am ja sama,
i chcia�abym krzycze�, i...
R�a urywa, nie wyja�ni niczego, szkoda czasu. �eby m�c
zrozumie�, trzeba by� zamkni�tym w bia�ym pokoiku na
poddaszu, w dr�cz�cej ciszy, i �eby za oknem by�a noc^-
czarne ga��zie za szyb�, w prze�wicie nieba mrugaj�ca sa-
motna gwiazda, i �eby wtedy my�le� w tym wielkim milcze-
niu � tak, wtedy mo�na zrozumie�.
� Chcia�abym wiedzie�, co tam w og�le jest.
� Gdzie?
� W tamtym domu.
� A co ma by�?
� W�a�nie nie wiem.
Nadp�yn�� ch�opczyk na czerwonej kaczce, u�apiwszy pta-
szysko za szyj� i wios�uj�c energicznie stopami. Po prostu
si� wyczuwa�o, �e maluch puchnie z dumy, kiedy pruje g�ad-
k� powierzchni� wody. Pewnie w�a�nie dzisiaj odkry�, �e
nadmuchiwany ptak mo�e s�u�y� do p�ywania.
230
� Chyba p�jdziemy na karuzel� � wy�yma mokre
w�osy, wstaje z betonowej kraw�dzi. � Zdaje mi si�, �e si�
czego� domy�lam. P�niej ci powiem, czego. A teraz musz�
lecie� na obiad.
Dzie�, w kt�rym blada pani podnios�a si� z ��ka, za-
cz�� si� jako� zupe�nie niezwykle. Tego ranka za oknem
gwizda�a wilga g�o�no i weso�o, usadowiwszy si� na ga��zi
przy samym oknie.
Nalewaj�c wody do miednicy, R�a u�miecha si� do
cytrynowego ptaka i do jego zadzier�ystej gwizdanki.
Na niebie topnia�y ob�oczki pod dotkni�ciem s�onecz-
nych promieni, a� ca�y widnokr�g zal�ni� niepokalanym
b��kitem.
Nigdy tak szybko s�o�ce nie spi�o nocnej rosy z li�ci, nie
rozjarzy�o si� w g�rze tak� jasno�ci�, i nigdy ptak nie �piewa�
o wyci�gni�cie r�ki, bez l�ku przed ogromnym potworem
kr�c�cym si� mi�dzy �cianami pokoiku.
Gdy R�a wychyli�a si�, wilga przefrun�a na s�siednie
drzewo i stamt�d dalej wygwizdywa�a swoje zwrotki. A na
dole, przed rumowiskiem schod�w, gorza�y oran�em na-
gietki, pyszni�y si� mnogo�ci� kwiat�w dalie i wdzi�czy�y
lwie pyszczki.
� Cze�� � zamacha�a im r�k�. � Fajnie wygl�dacie.
Podlej� was, jak pani Natalia wyjdzie.
D�ugo szczotkowa�a w�osy przed lustrem, pi��dziesi�t
poci�gni�� szczotk� pod w�os i nast�pne pi��dziesi�t z w�o-
231
: V
� Ju� ci� tu nie ma, ma�y! � to do ch�opczyka, a p�-
niej do R�y: � Masz co� na dzisiaj w planach? Po-
m�c ci?
Dobrze jest mie� kogo�, na kogo mo�na liczy�, tylko �e
istniej� sprawy, w kt�rych nie mo�e pom�c nawet najlep-
szy przyjaciel. Bo mo�e da� spok�j, zostawi� sprawy ich
w�asnemu biegowi, og�uchn�� i o�lepn�� na to, co jeszcze
niewiadome? Czemu zst�powa� do �wiata, kt�ry od dawna
nie istnieje, wskrzesza� sprawy zasypane py�em zapomnie-
nia? R�a nie ma nic wsp�lnego z tamtym �wiatem, �yje,
istnieje, �mieje si�, chodzi do szko�y � tutaj, gdzie s� zupe�-
nie inne zagadki, gdzie czekaj� na odpowied� inne pytania,
gdzie zawsze �wieci s�o�ce, nawet w najpochmurniejszy
dzie� b�y�nie chocia� na moment przez zbite prz�dziwo
chmur. \
� Nie mam na dzisiaj �adnych szczeg�lnych zamiar�w.
A ty?
� My�la�em o weso�ym miasteczku. Przyjecha�o co�
takiego. Lubisz si� kr�ci� na diabelskim m�ynie?
Przez chwil� R�a czuje uk�ucie w sercu. Zajada lody,
p�ywa, gra w siatk�wk�, ogl�da filmy, b�dzie si� kr�ci�a na
karuzeli, podczas gdy mieszka�cy tamtego domu �yj�
w sta�ym mroku, ws�uchani w co� nies�yszalnego dla nikogo
poza nimi, wpatrzeni w co�, czego nie dostrzega nikt, tylko
oni. I R�a, rozumiej�c to, chce si� �mia�, p�ywa� �abk�
i cieszy� si� na porcj� bakaliowych lod�w z kawiarni
w rynku. Czy ma prawo? Czy w og�le wolno jej tak po-
st�powa�?
228
� Wiesz, z tym diabelskim m�ynem jako� nie tak...
Chocia� nie potrafi wyt�umaczy� ja�niej, Marek domy�la
si� tego, co chcia�a powiedzie�. Potrz�sa przecz�co g�o-
w�.
� �e niby b�dzie ci za weso�o? No i bardzo dobrze.
Zrobi�a�, co: mog�a�, i masz prawo do weso�ego mia-
steczka. Czy my�lisz, �e co� zmienisz siedz�c w swoim
pokoju?
� Zrozum, toby by�o tak, jakbym nic nie wiedzia�a.
� Ale przysz�a� na p�ywalni�. I w kinie te� by�a�.
� To by� wojenny film.
� A p�ywalnia?
Po kr�tkim milczeniu R�a si� poddaje.
� Bo gdybym mog�a posprz�ta� albo co� kupi�... A tak
jestem jakby nikomu niepotrzebna. Czasami mi si� wydaje,
�e na dole nikogo nie ma, jest strasznie cicho, prawie s�ysz�,
jak paj�ki prz�d� sieci na strychu.
� Z tymi paj�kami chyba lekka przesada.
� Ale z cisz� nie. Nigdy nie s�ysza�am takiej ciszy.
U nas, w bloku, nigdy nie jest cicho, nawet kiedy nikogo
nie ma w domu. Zza �ciany s�ycha�, jak p�acze dziecko,
szczeka pies, gra magnetofon, kto� rozmawia na klatce scho-
dowej, je�dzi winda, trzaska zsyp na �mieci...
Zanurzywszy w wodzie bos� stop�, podnios�a j� i uwa�nie
patrzy�a na sk�pywanie prze�roczystych wodnych dro-
binek.
� M�wi si� �cicho jak w grobie", prawda? To jest co�
takiego. I ja wtedy otwieram na o�cie� okno, �eby wiedzie�,
229
by�a pewna, �e dosta�em �myrka. Bo co by� powiedzia�a
o cz�owieku, kt�ry g�uch� noc� nosi nagietki z bry�� ziemi,
nie wiadomo gdzie, po co i dla kogo?
� Zmierzy�abym mu gor�czk�.
� No, widzisz! Mam racj�, kiedy si� denerwuj�, �e nie
zauwa�yli ?
� Sama jestem troch� z�a, ale to nie takie proste, jak by
si� wydawa�o � R�a energicznie uderzy�a pi�t� o wod�,
przytwierdzaj�c szklanym pluskiem swojemu twierdzeniu. �
Okna pozas�aniane, pani Natalia wychodzi po zakupy tylko
przez dziur� w p�ocie. Od frontu nikt nie chodzi, sama nie
wiem, kto wydepta� t� �cie�k� przez krzaki.
� Listonosz. Inkasent. Kto�, kto nie lubi b��dzi� po'
wertepach. Albo Tygrys. Pies musi mie� swoje w�asne dro-
gi, �eby si� przechadza�. /
� Zawsze s�ysza�am, �e kot... /
� Ca�kowicie b��dna informacja. Zreszt� Tygrys to
przecie� kot.
� Prawda � zgodzi�a si� R�a.
� Wi�c zr�b co�, �eby zobaczyli. Pami�taj, licz� na ciebie,
inaczej nie bra�bym udzia�u w tej imprezie.
� Bez �aski. Sama da�abym rad�.
� Aha, ju� ci� widz�, jak sobie dajesz rad�.
Ju�, ju� R�a postanawia si� obrazi�, kiedy przypomina
sobie rozmow� z Natali�. To niepowa�ne i g�upie k��ci� si�
o byle co, kiedy zdarzy�o si� co� naprawd�. I w�a�ciwie
Marek ma s�uszno��, zrobi�aby bardzo niewiele albo nic,
gdyby nie jego pomoc. Ale dzisiaj wcale nie jest pewna,
226
czy jej pomys� by� rzeczywi�cie taki dobry, jak si� wydawa�o
z pocz�tku.
Wyobra�a�a to sobie mniej wi�cej tak: blada pani roz-
sunie zas�ony i cofnie si� zdumiona od okiennej szyby, za
kt�r� w porannym s�o�cu rozkwieci si� klomb. Albo tak:
stary pan (lub Natalia) wbiegnie z wie�ci�, �e w ogrodzie
rozkwit�y najpi�kniejsze kwiaty, wyjd� wszyscy, okr���
dom i b�d� podziwiali dzie�o R�y, za� ona sama, przytajo-
na za pniem drzewa, zaszyta w g�szczu, b�dzie �wiadkiem
ich zdumienia i rado�ci.
Du�o rzeczy mo�na sobie wyobrazi�, co nie znaczy wcale,
�e zostan� spe�nione tak. jak to sobie wymarzyli�my.
Chocia� Markowi pomys� R�y wydawa� si� zupe�nie
sensowny. Czy inaczej nosi�by w g�stej ciemno�ci sa-
dzonki ze swego ogrodu, czy d�wiga�by wielkie bry�y ziemi
obwi�zane workiem, aby si� nie rozsypa�y ods�aniaj�c
korzenie?
W swojej niewiedzy R�a my�la�a, �e wystarczy wysypa�
torebk� nasion w przekopan� ziemi�, by po tygodniu (a naj-
wy�ej po dw�ch!) doczeka� si� kwiat�w. Gdyby nie Markowa
pomoc, nie by�oby �adnych nagietek ani lwich pyszczk�w
przed kruszej�c� ruin� schod�w w starym domu.
� Pyta�am pani� Natali� o moj� mam�.
� I co?
� G�upio wysz�o. A ja si� nazywam R�a dlatego, �e
tamta stara pani ma tak na imi�.
Ci�gn�c za szyj� nadmuchan� kaczk�, ma�y ch�opczyk
zapuszcza si� na g��bin�.
227
� Idziesz do wody?
Zamiast odpowiedzi R�a puszcza barierk�, z wielkim
szumem, z rozbryzgiem wodnej piany nie tyle skacze, ile
spada. R�ce i nogi pos�usznie podejmuj� p�ywacki rytm,
jak dobrze jest p�yn��, jak dobrze, �e woda jest ch�odna,
jak dobrze, �e dzie� jest taki pi�kny, jak dobrze jest ucieka�
przed Markiem, jak dobrze da� si� pokona� i zobaczy�
u�miech, gdy Marek dotyka r�k� �ciany wy�o�onej prosto-
k�cikami b��kitnych kafli.
� Widzieli?
Odpoczywaj� siedz�c na kraw�dzi basenu, za ich plecami
panowie graj�cy w karty sprzeczaj� si� o co� z zapa�em,
pluszcze woda m��cona bezlito�nie ramionami w�sacza,
kt�remu si� wydaje, �e p�ywa, chocia� tkwi bezradnie w miej-
scu, wal�c z ca�ej si�y r�kami.
� Nie widzieli.
� Jeste� pewna?
� Tak.
� Ju� zupe�nie nie�le wygl�da. Najlepiej nagietki, kwit-
n�, jakby tam by�y posiane. Ale i lwie pyszczki te� zrobi�y
si� podobne do ludzi. I dalie.
� Przecie� wykopywa�e� z korzeniami.
-� A ty sobie wyobra�asz, �e jak z korzeniami, to si�
zaraz przyjm�?
� Nic sobie nie wyobra�am. Ty by�e� g��wnym specja-
list�, ja tylko si�� pomocnicz�.
� Nie ja by�em, tylko moja mama. Ja si� tak�e na tym
nie znam, je�li ci� to interesuje.
224
W�saty p�ywak, kt�ry nagle znikn�� pod wod�, wy�oni�
si� obok nich, prychaj�c niczym rozgniewany mors.
� Zgubi�em okulary � o�wiadczy� z pretensj�, jakby to
R�a czy Marek byli winni temu zgubieniu. � Nie m�g�by�
zanurkowa�?
D�ugo trwa�y poszukiwania, R�a cierpliwie czeka�a, a�
okulary zostan� wy�owione, przez przezroczyst� wod�
wida� by�o, jak Marek z wyci�gni�tymi r�kami schodzi
ku dnu, potem na powierzchni�, niby korek, wyskakiwa�a
jasna g�owa.
� Nie ma. Pan nie pami�ta, w kt�rym miejscu
upad�y?
� Sk�d mam pami�ta�! � oburzy� si� ca�kiem szczerze
w�sacz. � I po�piesz si� �askawie, bez okular�w nic nie
widz�.
� Powiedz, jakim sposobem nie zauwa�yli? Wcale spora
grz�dka i jako� tak nadzwyczaj kolorowo wygl�da. U nas
wcale tych kwiat�w nie by�o wida�, pstrokatek przy pstro-
katku, pstrokatkiem pogania, a u ciebie zagra�y. .
� U mnie?
� No, u nich. Nie czepiaj si�. Zgoda?
B�yszcz�c wy�owionymi okularami, w�sacz pr�bowa�
swoich si� po drugiej stronie basenu, a oni dalej ci�gn�li
przerwan� rozmow�. Nazbiera�o si� mi�dzy nimi spraw,
mo�na by przegada� ca�y dzie� i jeszcze nie om�wiliby nawet
tych najwa�niejszych.
� To po co ja, jak kto g�upi, tacha�em przez ca�� noc
te badyle? Mama mnie nawet do lekarza chcia�a pos�a�,
1 5 Dzie�, noc.
225
R�y w stttrym kalendarzu, nie wymy�lili go sami, nie wy-
grzebali imienia jakiej� dalekiej prababki. Ona, R�a, dla-
tego tak zosta�a nazwana, �e blada pani nosi takie w�a�nie
imi�. Je�li kogo� si� kocha, to pragnie si�, �eby przetrwa�o
wszystko, co jest z nim zwi�zane, listy, pami�tki, fotografie.
I imi� tak�e. Staro�wieckie, zapomniane imi�, kt�re mama
nada�a jej, R�y. Nie lubiane, wy�miane, odsuwane od sie-
bie z pogard� � nie by�o wybrane z przypadku, przez nie
mama stara�a si� wyrazi� to, czego s�owami wyrazi� nie
mo�na i nie trzeba.
�adnego zbiegu okoliczno�ci, tak w�a�nie musia�o by�,
R�a jest tego pewna. Zna mam�, wie dobrze, �e mama ceni .,
milczenie, a swoj� wdzi�czno�� okazuje raczej czynem ni�
w g�adkich zdaniach podzi�kowa�. Gdyby poszpera� w szu-
fladkach pokoju bladej pani, mo�e odnalaz�by si� list pisany
czterna�cie lat temu, �e urodzi�a si� dziewczynka, kt�rej
pozwoli�am sobie nada� pani imi�. I mo�e zdj�cie: zawini�t-
ko na maminych r�kach, na bia�ym kartoniku odwrotu
starannym, okr�g�ym pismem: �To jest w�a�nie ma�a R�-
�yczka".
� Robimy wy�cigi?
P�zwisaj�c na metalowych por�czach drabinki, R�a
dotyka stopami wody. Na zje�d�alni piszcz� dzieciaki,
ch�opczyk spycha do basenu nadmuchiwan� czerwon�
kaczk� i sam zsuwa si� w �lad za kolorowym ptaszyd�em.
Kto� na le�aku czyta gazet�, kto� inny starannie rozk�ada
koc, umieszcza pod r�k� torb�, koszyczek z owocami, a tam,
222
na stoliku pod kolorowym parasolem, czterech pan�w roz-
k�ada wach�arzyki kart, od szatni idzie dziewczyn� w nowym
kostiumie, chciwie �owi spojrzenia, chce, �eby wszyscy
podziwiali i j�, i nowy opalacz w niebieskie kwiaty na
bia�ym tle.
Jak jest mo�liwe, �eby istnia�y obok dwa �wiaty? Ten,
kt�ry R�� teraz otacza, przyjazny i kolorowy, gdzie wszyst-
ko jest znane, ugrzane s�o�cem, beztroskie i spokojne, i tam-
ten, gdzie nic nie zosta�o zapomniane, gdzie skrzypi echo
podkutych but�w i brzmi przyg�uszony odg�os strza�u,
gdzie czai si� dawny l�k, gdzie mi�dzy �cianami zalega mrok,
jakby chciano wykre�li� ze �wiadomo�ci to, �e s�o�ce nigdy
nie przesta�o �wieci�, ptaki �piewa�, a drzewa okrywa�
li��mi ga��zi. Te dwa �wiaty nie mog�, nie powinny istnie�
obok siebie. Gdyby pokaza� mieszka�com starego domu
p�ywalni�, graj�cych w karty pod kolorowym parasolem,
ch�opczyka z czerwon� kaczk� taplaj�cego si� w p�ytkiej
wodzie, dziewczyn� w kwiecistym kostiumie, czy wtedy
nie znikn��by tamten p�mroczny �wiat, w kt�rym si�
dobrowolnie zamkn�li niczym w wi�zieniu?
� Nie p�ywasz?
W jasno�ci wody prze�lizguje si� opalone cia�o, Marek
p�ywa jak foka, wynurza si�, potrz�sa mokr� czupryn�, ju�
troch� si� z�o�ci bezruchem R�y, tym p�zwisem nad zwier-
ciad�em basenu.
� Zaniem�wi�a�?
Czy tutaj, teraz, w bia�ym s�o�cu, przy plusku wody mo�-
na powiedzie� to, o czym si� my�li?
223
dawniej s��w, gest�w, dzia�a� zyska�o sens, sta�o si� zro-
zumia�e, kiedy spojrza�o si� z drugiego brzegu. Wystar-
czy�o przej�� most, w�sk� k�adk� i spojrze�. Nie z w�as-
nej woli R�a przesz�a ten most, ale przesz�a, i to naj-
wa�niejsze.
� Jestem prawie doros�a � pr�buje jeszcze R�a,
lecz wargi Natalii �ciskaj� si� coraz mocniej w w�sk�,
bezkrwist� kresk�. � Powinnam wiedzie�, ale je�eli pa-
ni nie chce, to prosz� mi odpowiedzie� tylko na jedno
pytanie. Czemu moja mama nie mo�e do pa�stwa przy-
jecha�? �
� Sk�d R�yczka wie, �e nie mo�e? � pytanie jest
rzucone wrogo, d�wi�cz� w nim jakie� ostre, metaliczne
tony.
� Tak mi mama powiedzia�a.
� Ja tam nie wiem, co sobie R�yczka wyduma�a! Co
my�la�a! �e to my Basi tutaj nie chcemy?! �le R�yczka my-
�la�a. Niech sobie raz na zawsze zapami�ta, �e dla nas Basia
by�a i jest jak c�rka.
To wszystko jest prawie wykrzyczane, na policzkach Na-
talii rozlewaj� si� wypieki.
R�a stoi jak skamienia�a, podczas gdy przygarbiona ko-
bieta odwraca si� kryj�c twarz. P�acze? Ugi�tymi ramionami
wstrz�sa kr�tki dreszcz, jeden troczek fartucha rozwi�za�
si� i zwisa ku pod�odze, jak �a�obna szarfa.
� Ja przepraszam...
Nie ma odpowiedzi, co� �ciska gard�o, R�a- sama jest
bliska p�aczu. Niech Natalia chocia� si� odwr�ci, niech nie
stoi taka przygarbiona, bole�nie ma�a, z pochylon� g�ow�
0 posiwia�ych w�osach.
� Mnie jest bardzo przykro.
�mieszne s� te przeprosiny. Przeprosi� mo�na za st�u-
czony talerz, nieumy�lne popchni�cie, zakapany obrus, ale
czy mo�na jednym �przepraszam" odp�aci� b�l sprawiony
drugiemu cz�owiekowi? Prawie z rozpacz� R�a szuka
s��w, jakie nale�a�oby wypowiedzie�, i nie mo�e ich od-
nale�� w tym ciemnym pokoju, w tej ciszy, kt�rej nic nie
m�ci.
� S�owo czasem gorzej no�a rani � nie odwracaj�c si�,
Natalia wykonuje nik�y ruch d�oni�, mo�e to oznacza�
pro�b� o pozostawienie jej samej. � Ale przeprasza� nie
trzeba, nie z umys�u to si� powiedzia�o. Ja do R�yczki �alu
nie mam.
Zupe�nie niepotrzebnie R�a szarpie r�g zmi�toszonej
serwetki, mocno zaciska powieki, nie chcia�aby p�aka�, ale
�zy s� bliziutko, jeszcze chwila, a same pociekn� po policz-
kach.
� Niech R�yczka przestanie szarpa� p��tno, bo ser-
wetk� podrze � Natalia prawie wydziera jej z r�ki zmi�to-
szony bezlito�nie kawa�ek bieli. � Gdzie ja bym teraz taki
materia� dosta�a! I haft, widzi R�yczka, jaki. Z pani mo-
nogramem. �W" i �R", znaczy si� R�a Wi�niewska, je-
dwabiem czystym haftowane.
Ju� dawno zacich�y w korytarzyku kuchennym kroki
Natalii, a R�a tkwi jak skamienia�a mi�dzy kredensem
1 sto�em ogromnym jak zagon. Rodzice nie znale�li imienia
220
221
czej kuchni. (Kuchni� z wielkim pokojem, gdzie stoi kredens,
��czy w�ski korytarzyk, i to jest wszystko, co R�y uda�o si�
ustali�. Co jest za tym korytarzykiem i za drzwiami, kt�re
ma prawo otwiera� tylko Natalia, nie ma poj�cia. Kiedy
Natalia wychodzi, przekr�ca z chrobotem klucz i wrzuca go
do czarnej torby stercz�cej par� uszu, dotarcie do kuchni
pod nieobecno�� Natalii jest niemo�liwe, ale jeszcze bar-
dziej niemo�liwe jest wej�cie do kuchni, kiedy Natalia
tam przebywa. Pr�ba spenetrowania zagadek kuchni
przez okno nie powiod�a si�. Uwieszona u parapetu
R�a nie zobaczy�a nic opr