8723
Szczegóły |
Tytuł |
8723 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8723 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8723 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8723 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tom Clancy
�mierciono�na gra
Prolog
Waszyngton, Dystrykt Columbia
marzec 2025
W dzisiejszych czasach pok�j bez okien, taki jak ten, mo�na znale�� w ka�dym z tysi�cy budynk�w, w kt�rych mieszcz� si� r�ne firmy, poniewa� �wiat sta� si� wirtualny i dowolnie wybrana �ciana mo�e na �yczenie u�ytkownika pe�ni� funkcj� okna. Jednak ludzie znajduj�cy si� w tym konkretnym pomieszczeniu nie mieli najmniejszej ochoty na ujrzenie w nim chocia�by namiastki okna. Niewykluczone, �e odnosili si� z niech�ci� do samego poj�cia okna, poniewa� nieod��cznie kojarzy si� ono zar�wno z wygl�daniem na zewn�trz, jak i zagl�daniem do �rodka. �ciany w pokoju pozbawionym mebli by�y nieprzeniknione, chocia� r�wnomiernie emitowa�y ch�odne �wiat�o, padaj�ce na du�y, czarny i b�yszcz�cy st�, usytuowany na �rodku oraz na pi�ciu siedz�cych przy nim m�czyzn.
Byli Garniturami. Klapy oraz krawaty niekt�rych by�y nieznacznie w�sze lub szersze od innych, jednak tylko ledwo zauwa�alne r�nice wieku czy preferencji w ubieraniu w jaki� spos�b odr�nia�y ich od siebie nawzajem. Poza tym ich krawaty mia�y stonowane kolory, koszule za� by�y bia�e albo pastelowe, ale zawsze g�adkie. Prawie pod ka�dym wzgl�dem m�czy�ni sprawiali nijakie wra�enie i traktowali t� nijako�� jak przebranie. Stanowili jednolit� grup�.
- Wi�c kiedy to b�dzie gotowe? - spyta� cz�owiek siedz�cy po�rodku.
- Ju� jest gotowe - odpowiedzia� mu ostatni po lewej, do�� m�ody m�czyzna o w�osach i oczach stalowego koloru. - Urz�dzenia steruj�ce zosta�y zainstalowane ponad osiemna�cie miesi�cy temu i od tego czasu umacniamy ich pozycje oraz przygotowujemy do dzia�ania w trybie maksymalnej interwencji.
- I nikt niczego nie podejrzewa?
- Nikt. Mamy zerow� tolerancj� przeciek�w... co nie znaczy, �e ewentualny przeciek stanowi�by jaki� problem. �rodowisko jest z za�o�enia tak chaotyczne, �e cz�owiek m�g�by tam zrzuci� bomb� atomow� i spowodowa�by og�ln� rozpacz i obrzucanie si� nawzajem oskar�eniami, nie doczeka�by si� natomiast �adnego wiarygodnego oszacowania strat.
M�odo wygl�daj�cy m�czyzna wyda� z siebie pogardliwe parskni�cie. - Nikt tam zreszt� nie jest zainteresowany analizowaniem czegokolwiek. Ca�e t�o ma za zadanie dostarcza� emocji i �do�wiadczenia�. Nawet kiedy program zacznie dzia�a�, zorientuj� si� co si� dzieje, kiedy ju� b�dzie za p�no.
M�czyzna siedz�cy po�rodku odwr�ci� si� do jednego z dw�ch zajmuj�cych miejsce po jego lewej, starszego m�czyzny o g��boko pomarszczonej twarzy i potarganych blond w�osach, kt�re zacz�y si� ju� pokrywa� siwizn�. - A co z lud�mi z dzia�u finansowego? S� gotowi?
M�czyzna ze srebrzyst� czupryn� kiwn�� g�ow�. - Ju� wiele miesi�cy temu ustalili punkt maksymalnych zysk�w. Wszystkie przewidywania pokrywaj� si� z wynikami ze �wiata rzeczywistego... je�li �rzeczywisty� to odpowiednie s�owo. Mo�emy zatrzasn�� �wiatem, co do tego nie ma w�tpliwo�ci. Wystarczy wcisn�� guzik. Teraz musimy tylko zaj�� odpowiednie pozycje.
M�czyzna w centrum kiwn�� g�ow�. - W porz�dku. Dwie pa�skie sekcje b�d� musia�y �ci�le ze sob� wsp�pracowa� na tym polu. To zreszt� dla was nic nowego. Upewnijcie si�, �e wybierzecie w�a�ciwy �punkt�... a kiedy zaczniecie dzia�a�, nie oszcz�dzajcie si�. Chc�, �eby�cie wszystko przewr�cili do g�ry nogami. Wielu ludzi b�dzie obserwowa� ten pokaz i za fundusze, kt�re w to wpakowali, b�d� si� spodziewali czego� spektakularnego. O, przepraszam. Chcia�em powiedzie� �zainwestowali na boku� - pozostali si� u�miechn�li - �licz�c na mo�liwie najlepsze wyniki�. Upewnijcie si� ponad wszelk� w�tpliwo��, �e ko�cowy wynik gry zgadza si� z modelowym. Nie �ycz� sobie potem �adnych g�odnych kawa�k�w o �spornych rezultatach�.
Dwaj m�czy�ni, do kt�rych skierowa� swoj� wypowied�, pokiwali g�owami.
- No, dobrze - powiedzia� cz�owiek siedz�cy po�rodku. - Lunch z lud�mi Tokagawy jemy o wp� do drugiej. Nie sp�nijcie si�. Musimy zaprezentowa� si� jako solidarna grupa, a sami wiecie do jakiego stopnia ten ma�y �a�osny cz�owieczek zwraca uwag� na formy towarzyskie.
- Je�li to si� uda - powiedzia� m�czyzna, do kt�rego ani razu nie zwr�ci� si� cz�owiek siedz�cy po�rodku - nie b�dziemy ju� musieli zawraca� sobie g�owy formami towarzyskimi. To on b�dzie zmuszony do wzmo�enia czujno�ci.
M�czyzna zajmuj�cy centralne miejsce zwr�ci� g�ow� w jego kierunku z tak� precyzj�, z jak� mechanizm naprowadzaj�cy dzia�a odnajduj�c sw�j cel.
- Je�li? - zapyta�.
Drugi m�czyzna poblad� nieznacznie na twarzy i spu�ci� wzrok.
M�czyzna siedz�cy po�rodku popatrzy� na niego jeszcze przez chwil�, po czym wsta�. Inni zrobili to samo.
- Samoch�d przyjedzie tu pi�� po pierwszej - powiedzia�. - Zabierajmy si� do pracy.
M�czyzna, kt�ry zblad�, opu�ci� pomieszczenie jako pierwszy. Zaraz za nim wyszed� ten, kt�ry nie odezwa� si� przez ca�e spotkanie. M�ody m�czyzna, o w�osach stalowego koloru, spojrza� przelotnie na cz�owieka zajmuj�cego centralne miejsce, po czym r�wnie� opu�ci� pomieszczenie. Drzwi si� zamkn�y.
M�czyzna zajmuj�cy miejsce po�rodku roze�mia� si� cicho - Bomba atomowa, m�wisz? - powiedzia�. - To mog�oby by� zabawne.
M�czyzna o srebroszarych w�osach przybra� lekko szyderczy wyraz twarzy i skierowa� si� do wyj�cia. - C� - powiedzia� - szczerze m�wi�c, ja bym si� nie przejmowa�. Oni pewnie i tak pomy�leliby, �e to czary...
01
Br�d rzeki Artel, Talair, wirtualne Kr�lestwo Sarxos:
13. zielonego miesi�ca roku deszczowego smoka
Okolica �mierdzia�a tak, jakby niedaleko zalega�a ha�da padliny. To w�a�nie przysz�o Shelowi do g�owy, kiedy odchyli� p�acht� namiotu i wyjrza� na tereny zalane promieniami zachodz�cego s�o�ca.
Spojrza� znu�ony na rdzawe, ton�ce ju� w cieniu lasy sosnowe, pola po�o�one na zboczach oraz na brzeg rzeki, kt�ry dzisiaj w po�udnie sta� si� polem bitwy. I nagle na kilka magicznych chwil to miejsce wygl�da�o jak marzenie wojownika: zwarte szeregi wojska, po�yskuj�ce w��cznie, chor�gwie powiewaj�ce na porywistym wietrze i surmy bojowe wygrywaj�ce bu�czuczne sygna�y, niesione przez rzek� oddzielaj�c� jego si�y od si� Delmonda. Delmond nadci�gn�� nad rzek� z dwoma tysi�cami konnicy i trzema tysi�cami piechoty, po czym wys�a� na drugi brzeg Azure Alaunta - swojego herolda, z typow� dla niego arogancj�, a raczej arogancj�, z kt�rej zacz�� s�yn��, podporz�dkowuj�c sobie pomniejsze kr�lestwa Sarxos. Tradycyjne uprzejmo�ci, kt�re zazwyczaj wymieniaj� mi�dzy sob� dow�dcy przeciwnych armii, tym razem nie mia�y miejsca. Nie dosz�o do propozycji pojedynku, �eby oszcz�dzi� nieuniknionego rozlewu krwi swoich �o�nierzy. Nie pojawi�a si� nawet powszechnie stosowana i rozs�dna sugestia, �eby kwatermistrzowie obu armii spotkali si� i om�wili mo�liwo�� wykupienia przez jedn� ze stron kontrakt�w najemnik�w drugiej armii, przez co nie raz bitwa okazywa�a si� niepotrzebna, je�li na skutek takiego posuni�cia si�a jednej ze stron nagle ulega�a podwojeniu, a drugiej zmniejsza�a si� o po�ow�. Nie, Delmond chcia� zaj�� nale��cy do Shela niewielki kraik Talair, le��cy po drugiej stronie rzeki Artel; co wi�cej, pragn�� walki - tego popo�udnia chcia� poczu� zapach krwi i us�ysze� d�wi�k tr�b.
Shel postanowi�, �e spe�ni jego �yczenie. Nie by�o sensu kry� zadowolenia. Posuni�cia taktyczne Delmonda zakrawa�y na kpin� - �adnych zwiadowc�w ani pr�by wcze�niejszego zaj�cia pola bitwy. Najzwyczajniej w �wiecie pomaszerowa� P�nocn� Drog� do Rzeki Artel, ignoruj�c niebezpiecze�stwo i po kr�tkim postoju, kt�ry wykorzysta� na wys�anie bezczelnego wyzwania wojskom rozlokowanym po drugiej stronie rzeki, Delmond na czele swoich si� pokona� br�d i skierowa� si� na lekkie trawiaste wzniesienie na przeciwleg�ym brzegu rzeki, jakby nie mia� najmniejszych powod�w do obaw przed atakowaniem szczytu wzg�rza i czekaj�cej tam nieprzyjacielskiej konnicy.
Delmond szed� w kierunku Minsaru, ma�ego miasteczka po�o�onego o jakie� trzy kilometry od brodu. Najwyra�niej doszed� do wniosku, �e bez trudu poradzi sobie z po��czonymi si�ami pi��setosobowej konnicy i dw�ch tysi�cy piechoty, kt�re Shel rozlokowa� na drodze pomi�dzy rzek� a Minsarem, tym bardziej �e s�dz�c po braku proporc�w dow�dcy przy wielkiej chor�gwi si� Talairu, Shel im nie towarzyszy�.
Ale Artel to stara rzeka, kr�ta i wij�ca si� pomi�dzy �agodnymi sosnowymi stokami. Do�wiadczony w�drowiec zna� wiele sekret�w tych wzg�rz. Po wzg�rzach oplecionych korytem rzeki przebiega�o wiele ukrytych �cie�ek i dr�g, tras my�liwskich i przej��, wykorzystywanych w grze... i by�y one dobrze zamaskowane grubymi ga��ziami oraz sosnami i �wierkami. Pod�o�e pod drzewami pokrywa�a szczelnie warstwa suchego igliwia t�umi�cego wszelkie odg�osy.
Dlatego te�, kiedy si�y Delmonda znajdowa�y si� w po�owie drogi przez rzek� - najpierw konnica, a za nimi piechota, i kiedy konnica prawie od niechcenia rozpocz�a potyczk� z konnic� Talairu na wzg�rzu - ku ich zupe�nemu zaskoczeniu Shel i o�miuset jego je�d�c�w zaatakowa�o z okolicznych wzg�rz po obu stronach rzeki i uderzy�o wojska Delmonda z obu flank.
Konnica Delmonda, kt�ra cz�ciowo tkwi�a jeszcze po stronie Minsaru albo usi�owa�a dopiero wydosta� si� na brzeg, zosta�a wepchni�ta w mu�, trzciny i turzyce, i tam zdziesi�tkowana przez halabardnik�w Shela. Piechota Delmonda, zgodnie z przewidywaniami, rozs�dnie chcia�a wzi�� nogi za pas, ale poniewa� nie mia�a dok�d, kawaleria z Talairu pod wodz� Shela, stoj�cego na czele jednego z czterech oddzia��w, kt�re zaatakowa�y z kryj�wek w sosnowym lesie, otoczy�a piechot� Delmonda i zacz�a zbiera� krwawe �niwo. Nie up�yn�o wiele czasu zanim bitwa dobieg�a ko�ca.
Powy�szy opis sugerowa�by, �e nie by�o w tym nic trudnego, ale to nieprawda. W rzeczywisto�ci zwyci�stwo kosztowa�o Shela d�ugie godziny, poczynaj�c od �witu, kt�re sp�dzi� na rozlokowywaniu swoich si� na wzg�rzach w absolutnej ciszy, modl�c si� w duchu, �eby poranna mg�a nie podnios�a si�, zanim jego ludzie dobrze si� nie ukryj�. Nale�a�oby r�wnie� wspomnie� o paskudnie niskiej temperaturze pod drzewami, kt�ra sprawia�a, �e z ust wydobywa� si� bia�y ob�oczek, a z�by szcz�ka�y o siebie. Po kilku godzinach ch��d ust�pi� miejsca obezw�adniaj�cemu upa�owi, nietypowemu dla wiosennego dnia. Do tego dochodzi�o k�sanie owad�w, k�uj�ce szpilki sosnowe i �wierkowe pod kolczug� i tunik� Shela, kt�re doprowadza�y go do szale�stwa oraz konieczno�� czo�gania si� z pozycji na pozycj�, �eby si� upewni�, �e jego ludzie znajduj� si� tam, gdzie trzeba i powiedzie� im kilka starannie dobranych s��w podnosz�cych na duchu, podczas gdy on sam potrzebowa� otuchy, ale nie �mia� tego po sobie pokaza�.
Powy�szy opis nie m�g�by ponadto pomin�� pot�nej fali strachu, kt�ra go obla�a, kiedy us�ysza� bezczelny odg�os tr�b nadbiegaj�cy z drogi po drugiej stronie rzeki i zbli�aj�cy si� do brodu. Oczekiwanie zmieszane z przera�eniem na my�l, �e Delmond wci�� mo�e wys�a� zwiadowc�w w g��b sosnowego lasu ust�pi�o miejsca uldze i w�ciek�o�ci na Delmonda, kt�ry nic takiego nie zrobi�. Dzi�ki ci, Rod, za ma�e akty �aski, pomy�la� Shel i doda� w my�lach rozz�oszczony: Za jakiego genera�a, do cholery, on mnie uwa�a? Poka�� temu sukin...
Wtedy dopad� go ostatni atak strachu, poniewa� wojska Delmonda pokonywa�y rzek� brodem, nie przestaj�c d�� z ca�ych si� w surmy.
Wydaje mu si�, �e to parada w Dzie� Pami�ci Poleg�ych... Zobaczymy, kto go b�dzie potrzebowa� za kilka godzin!
Wojska Delmonda dotar�y do ko�ca brodu, w miejsce, gdzie czeka�y na nich oddzia�y Shela, pod dow�dztwem m�odej i oddanej porucznik o imieniu Alla, kt�ra otrzyma�a tylko jeden rozkaz: �Nie pozw�lcie im przej��! Trzymajcie si�!�
Trzymali si�. Bitwa by�a tu�-tu�. Musieli trwa� na swoich stanowiskach, a potem walczy� samotnie wystarczaj�co d�ugo, �eby mie� pewno��, �e ca�a kawaleria Delmonda po�kn�a haczyk i przez rzek� przedosta�a si� na niekorzystne z punktu widzenia taktyki podn�e wzg�rza. Gdyby kt�ry� z nich zamarudzi� na przeciwleg�ym brzegu rzeki, ca�y starannie opracowany taktyczny plan Shela diabli by wzi�li. Na razie koncepcja walki jego przeciwnika by�a a� za prymitywna. Kilka zwyci�stw nad nieostro�nymi albo pechowymi przeciwnikami przekona�a Delmonda o jego umiej�tno�ciach strategicznych i taktycznych, chocia� Shel wiedzia�, �e w �wiecie realnym Delmond nie posiada zdolno�ci w �adnej z tych sztuk. Teraz wystarczy tylko sprowokowa� go do rozpocz�cia walki, kt�ra w jego mniemaniu przyniesie mu szybkie zwyci�stwo i skusi� go, �eby wykona� �atwy do przewidzenia manewr. Delmond da� si� nabra�... ale nawet wtedy Shel prze�y� kilka kolejnych minut w strachu i niepewno�ci, kiedy jego niewielkie si�y na drugim brzegu rzeki stawia�y czo�o pierwszej szar�y Delmonda.
Dopiero wtedy Shel w towarzystwie starannie wyselekcjonowanych je�d�c�w, m�g� wskoczy� na konia, da� sygna� do ataku i poprowadzi� ich ze wzg�rz przy d�wi�ku kamieni roztr�canych ko�skimi kopytami. Otoczyli piechot� Delmonda na otwartym terenie od prawej do lewej, a jego podzielon� konnic� z ty�u i z obu stron. Na brzegu po stronie Minsaru rozleg�y si� komendy - �Do Shela! Do Shela!� - a wtedy niepok�j jego ludzi natychmiast ust�pi� miejsca szalonej woli walki i z triumfalnymi okrzykami zacz�li pokonywa� rzek�, podczas gdy Shel i jego je�d�cy torowali sobie ku nim drog�.
Najgorsze mieli za sob� ju� p� godziny p�niej, chocia� oczyszczanie pola bitwy przeci�gn�o si� jak zwykle do zachodu s�o�ca... co nie oznacza wcale, �e o tej porze pole by�o ju� czyste. Niedobitk�w zebrano w jednym miejscu i rozbrojono, w ka�dym razie wszystkich, kt�rych uda�o si� odnale��. Rannych trzeba by�o przynie��. Tych, kt�rych prawdopodobnie kto� b�dzie chcia� wykupi� - je�li uda�o si� ich zlokalizowa�, poniewa� wszyscy si� maskowali - odizolowano, wyceniono i po odebraniu im pieni�nych por�cze�, warunkowo zwolniono. Shel musia� to wszystko nadzorowa� i z ka�d� chwil� czu� si� coraz bardziej zm�czony.
Wreszcie si� upora� ze wszystkim z wyj�tkiem najwa�niejszej sprawy, b�d�cej powodem tej bitwy: rozprawienia si� z Delmondem. Shel nie wybiega� tak daleko my�lami i nadal nie m�g� wyj�� ze zdumienia, �e Delmond da� si� nabra� na jego manewr taktyczny. Lecz, z drugiej strony, Szwajcarzy te� byli zdziwieni, kiedy Austriacy wpadli w podobn� pu�apk� pod Morgarten. Delmond nigdy za wiele nie czyta�, przez co skazany by� na powtarzanie s�ynnych wojskowych b��d�w pope�nianych przez wieki. Osobi�cie Shel by� zdania, �e Delmond dosta� to, na co zas�u�y�.
Tr�by wygrywa�y zm�czon� wersj� sygna�u, wzywaj�cego do zabrania rannych z pola walki, informuj�c, �e osoby cywilne - m�owie i �ony zabitych, kt�rzy pod��ali za si�ami obu walcz�cych stron - mog� bezpiecznie odebra� cia�a swoich bliskich. Shel po raz ostatni obrzuci� spojrzeniem pole bitwy, kt�re coraz g�ciej pokrywa�a r�owawa mg�a, wznosz�ca si� znad rzeki Artel i niepostrze�enie otulaj�ca okolic�, lito�ciwie zas�aniaj�c le��ce tam zw�oki. Po chwili Shel opu�ci� p�acht� namiotu, usiad� na rozk�adanym krze�le przy stole zarzuconym mapami i odetchn�� g��boko.
Zanim kilka lat temu stoczy� swoj� pierwsz� potyczk� w Sarxos, mia� konkretne wyobra�enie krajobrazu po bitwie: jego sztandar dumnie powiewaj�cy nad polem walki, a sztandar nieprzyjaciela zdeptany w kurzu na ziemi. Wraz z do�wiadczeniem, kt�re przysz�o po zwyci�skich i przegranych bitwach, wiedzia� ju�, �e na takim polu walki trudno by�oby znale�� cho�by odrobin� kurzu. Jeszcze dzi� rano, zalany s�o�cem �agodny stok wzg�rza prowadz�cy do brodu, by� rozleg�ym trawiastym terenem upstrzonym stadami owiec i bia�ymi stokrotkami oraz male�kimi ��tymi p�kami nicnieszk�dek. Teraz jednak stok, stratowany dwudziestoma tysi�cami ko�skich kopyt i dziesi�cioma tysi�cami st�p, zmieni� si� w bagno. Czerwone bagno z obrzydliw� uporczywo�ci� przyklejaj�ce si� do podeszew. Sztandar jego przeciwnika najprawdopodobniej by� w to bagno dok�adnie wdeptany i upodobni� si� do mokrej szmaty, kt�rej nie da�oby si� odr�ni� od przewr�conego namiotu albo p�aszcza jakiego� za�ciankowego szlachcica, zrzuconego przez niego w po�piechu, w obawie przed pojmaniem go w zamian za sowity okup.
Nic te� dziwnego, �e m�owie, �ony i inni krewni poleg�ych zawsze pojawiali si� od razu po zako�czeniu bitwy albo przynajmniej przed zapadni�ciem zmierzchu, �eby poprosi� o pozwolenie na odszukanie cia�a bliskiej osoby. Wiedzieli z bolesnych do�wiadcze�, jak zacznie cuchn�� to miejsce, kiedy tylko wzejdzie s�o�ce i zacznie grza�. Shel do tego czasu zamierza� by� ju� daleko st�d. Nawet teraz namiot nie chroni� go przed smrodem z pola bitwy - smrodem rozdeptanych wn�trzno�ci. Taki los spotyka� najcz�ciej m�odych, dzielnych rycerzy, po raz pierwszy bior�cych udzia� w bitwie. M�wi si�, �e wojna to piek�o, ale Shel w tym momencie mia� ochot� uj�� t� my�l w mocniejszych s�owach. Wola�by nawet sw�d siarki od zapachu, kt�ry obecnie dominowa� w powietrzu.
- To tylko gra - powiedzia� do siebie... i skrzywi� si�. Tw�rca tej gry, ostro�ny i dok�adny rzemie�lnik, wykona� swoj� prac� zbyt pedantycznie, �eby mo�na j� by�o zby� pustymi s�owami. W �aden spos�b nie da�o si� unikn�� konsekwencji w�asnych dzia�a�. Powietrze zbli�aj�cego si� wieczoru powinno s�odko pachn��, ale nie pachnie. Oczywi�cie p�niej, kiedy Shel wr�ci do Minsaru, odb�dzie si� wielkie �wi�towanie jego zwyci�stwa, t�umne spotkanie z bohaterami, kt�rzy przyczynili si� do sukcesu. B�d� powiewa� sztandary, gra� tr�bki, a bardowie za�piewaj� pochwalne pie�ni... ale nie tutaj. Tego miejsca nikt nie wyczy�ci tak dobrze, jak zrobi to Matka Natura, a nawet jej zajmie to kilka miesi�cy. I chocia� niebawem zbocze poro�nie traw� i zakwitn� stokrotki, to owce jeszcze przez wiele lat b�d� musia�y okr��a� miecze, groty strza� i splamione krwi� ko�ci poleg�ych. Za to p�nojesienna trawa b�dzie g�sta i soczysta. Krew to doskona�y naw�z...
Podnios�a si� p�achta wej�ciowa. Do namiotu zajrza� Talch, jeden ze stra�nik�w Shela i jego stary towarzysz broni. Shel spojrza� na niego.
- Kiedy chce si� pan z nim zobaczy�, sir? - spyta� Talch. By� to je�dziec s�usznej budowy, poplamiony po ca�odniowej walce b�otem, krwi� i sam Rod wie czym jeszcze. Cuchn�� okropnie, ale Shel w niczym mu nie ust�powa�, podobnie jak wszyscy znajduj�cy si� w obr�bie p�tora kilometra od pola bitwy.
- Za jakie� dwadzie�cia minut - powiedzia� Shel, si�gaj�c po kufel z syc�cym miodem. - Pozw�l, �e najpierw podnios� sobie poziom cukru we krwi. M�wi� co�?
- Ani s�owa.
Shel uni�s� brwi, zaciekawiony. Delmond znany by� ze swojego upodobania do bu�czucznych deklaracji, nawet kiedy przegrywa�, tak d�ugo, jak d�ugo mia� nadziej� na wyj�cie z opresji ca�o. - To dobrze. Jad�e� co�?
- Jeszcze nie. Nick by� polowaniu, Upolowa� sarn� - teraz j� oprawiaj�. Ale nikt raczej nie ma ochoty tutaj nic je��...
- I maj� racj�. My te� nie b�dziemy. Wy�lij kogo� w stron� Minsaru, niech rozpal� ogniska przed murami. Dzi� tam b�dziemy nocowa�. I powiedz Alli, �e teraz wys�ucham jej raportu.
Talch kiwn�� g�ow� i opu�ci� klap�. Shel popatrzy� na ni� i po raz kolejny zapyta� sam siebie w duchu, czy Talch jest graczem, czy sztucznym tworem, jednym z wielu �statyst�w� wchodz�cych w sk�ad personelu gry. By�o ich mn�stwo, poniewa� wi�kszo�� ludzi wola�a gra� role bardziej interesuj�ce od stra�nik�w, czy ludzi pod��aj�cych za obozowiskami; ale cz�owiek nigdy nie mia� ca�kowitej pewno�ci. Jeden z najwi�kszych genera��w dwudziestodwuletniej historii Sarxos, Alainde, sp�dzi� blisko dwa lata jako praczka w s�u�bie Wielkiego Ksi�cia Erbina, zanim zacz�� si� szybko wspina� po szczeblach kariery wojskowej. W ka�dym razie etykieta Sarxos wyklucza�a zadanie bezpo�redniego pytania: �Czy jeste� graczem?�. Wtedy �czar by prys��.
Je�li gracz decydowa� si� przed tob� ujawni�, to co innego. Wtedy dzi�kowa�e� mu za pok�adane w tobie zaufanie. Ale dziesi�tki tysi�cy graczy w Sarxos wola�y pozosta� anonimowymi i nie zdradza� ani swoich nazwisk, ani profesji. Odwiedzali Wirtualne Kr�lestwo, �eby uprzyjemni� sobie wiecz�r. Niekt�rzy rzadziej, inni - jak Shel - codziennie odwiedzali to miejsce w konkretnym celu - dla rozrywki, dreszczyku emocji, przygody, zemsty, w�adzy lub jedynie ucieczki od �wiata rzeczywistego, kt�ry czasem zbyt mocno daje w ko��.
Shel poci�gn�� du�y �yk miodu, rozsiad� si� wygodnie i odda� rozmy�laniom, przerwanym jedynie po to, �eby si� otrzepa� i podrapa�. Wci�� te sosnowe ig�y pod tunik�... min� dni, zanim wszystkich si� pozb�dzie. Stanowczo wola�by od�o�y� reszt� zaj�� na nast�pny ranek, ale trudno by�o przewidzie� jakim podst�pem pos�u�y�by si� Delmond, gdyby dysponowa� odpowiednio d�ugim czasem. Mimo i� Shel zajmowa� obecnie siln� pozycj�, nie m�g� lekcewa�y� faktu, �e Delmond cieszy� si� reputacj� szczwanego lisa. Jego matka - Tarasp ze Wzg�rz - by�a czarodziejk� mniejszego kalibru, kt�ra nigdy nie opowiada�a si� zdecydowanie po �adnej stronie i bez ostrze�enia zawiera�a sojusze raz z si�ami �wiat�a, a innym razem z si�ami Ciemno�ci. Po niej Delmond odziedziczy� ograniczon� umiej�tno�� zmieniania postaci i niebezpieczn� cech� zmieniania nastroju, przez co potrafi� podpisywa� z tob� pok�j jedn� r�k�, a w drugiej trzyma� n� przeznaczony dla twojego brzucha, ukryty za pomoc� zakl�cia. Raz nawet pr�bowa� wprowadzi� w �ycie ten plan w namiocie cz�owieka, kt�ry pokona� go w walce. Istnieli gracze podziwiaj�cy ten rodzaj taktyki, ale Shel do nich nie nale�a� i nie mia� zamiaru pa�� jej ofiar�.
Na razie Shel nie przejmowa� si� za bardzo wizj� zamachu na jego �ycie. Oparty o maszt namiotowy sta� jego nagi miecz o klindze szerokiej na p�torej d�oni. Z pozoru bardzo proste narz�dzie z szarej stali z lekko niebieskawym po�yskiem. R�nie go nazywano, podobnie jak wi�kszo�� mieczy w Sarxos - przynajmniej tych, kt�re by�y co� warte. Ten miecz ludzie w okolicy nazywali Wyjcem (albo Wrzaskunem). Szczyci� si� paskudn� reputacj� i znany by� z tego, �e potrafi chroni� swojego mistrza, nawet gdy ten nie trzyma go w r�kach. Niewielu s�ysza�o wycie tego miecza i prze�y�o, �eby o tym opowiedzie�. Shel podni�s� g�ow�, s�ysz�c na zewn�trz czyje� kroki i narzekania, a potem zapalczywe przekle�stwa po elsternsku.
- Talch?
Po chwili jego stra�nik wetkn�� g�ow� do namiotu.
- Nasz ch�opczyk zaczyna si� niecierpliwi�? - spyta� Shel.
Jego stra�nik u�miechn�� si� szyderczo i powiedzia�: - Zdaje si�, �e urazili�my jego dum� nie przydzielaj�c mu osobnego namiotu.
- Powinien si� uwa�a� za szcz�ciarza, �e ucierpia�a tylko jego duma.
- My�l�, �e wi�kszo�� ludzi z obozowiska podzieli�aby t� opini�. Na razie Alla czeka na widzenie.
- Niech wejdzie.
- Dobrze, sir.
Klapa od namiotu opad�a i zaraz zn�w si� unios�a. Wesz�a Alla, przy ka�dym ruchu cicho pobrz�kuj�c kolczug� noszon� na d�ugiej tunice zrobionej z jeleniej sk�ry. Serce Shela mocniej zabi�o, co ostatnio cz�sto mu si� zdarza�o, kiedy widzia� j� po zako�czeniu bitwy. By�a walkiri� - nie dos�ownie, ale pod wzgl�dem budowy cia�a: du�a, silna, ale nie przesadnie umi�niona, z ol�niewaj�cymi blond w�osami i twarz�, kt�rej wyraz potrafi� w kilka sekund zmieni� si� z przyjacielskiego w morderczy... w�a�nie na polu bitwy. Ona r�wnie� zalicza�a si� do tej grupy ludzi z Sarxos, kt�rzy wzbudzali najwi�ksz� ciekawo�� Shela. Czy istnieje naprawd� po obu stronach interfejsu, czy tylko tutaj? I tym razem nie m�g� zapyta�, chocia� w przypadku Alli w gr� wchodzi�a raczej nie�mia�o�� Shela ni� etykieta. By�by nieszcz�liwy, dowiedziawszy si�, �e Alla nie istnieje w �wiecie rzeczywistym. Natomiast, gdyby si� okaza�o, �e to prawdziwa osoba, natychmiast zada�by sobie pytanie: I co z tym zrobisz? Na razie zostawa�o bez odpowiedzi. Ale kt�rego� dnia, pomy�la�, kt�rego� dnia, znajd� spos�b, �eby rozwi�za� t� zagadk�... krok po kroku. A je�li ona zdecyduje si� cokolwiek wyjawi�, wtedy...
- Jak si� czujesz? - spyta� j� Shel. - By�a� u cyrulika?
Usiad�a i zrobi�a min�, �wiadcz�c� o tym, �e w�a�ciwie nie by�o powodu. - Tak... zaszy� mi ran� na nodze. Szybko si� z tym upora�. M�wi, �e do jutra si� zagoi. Zastosowa� jedno z tych swoich trwa�ych zakl��. A ty? Doprowadzi�e� ju� system do porz�dku?
- Lito�ci - powiedzia� Shel. - To mi zajmie tydzie� albo d�u�ej. Nie znosz� bitew.
Alla przewr�ci�a oczami. - Nic dziwnego... tyle ich ju� przeprowadzi�e�. Chcesz teraz pozna� liczby?
- Tak.
- Nasze si�y: stu dziewi��dziesi�ciu sze�ciu zabitych, trzystu czterdziestu rannych, z czego dwunastu w stanie krytycznym. Si�y Delmonda: dwa tysi�ce czternastu zabitych, ponad stu sze��dziesi�ciu rannych, czterdziestu w stanie krytycznym.
Shel zagwizda� cicho. Nowiny o jego spektakularnym zwyci�stwie rozejd� si� lotem b�yskawicy. To mo�e na jaki� czas zmniejszy� apetyt g�odnych ziemi i walki mieszka�c�w Po�udniowego Kontynentu Sarxos na jego terytoria. Wielu dojdzie do wniosku, �e pos�u�y� si� pierwszorz�dn� strategi�, jeszcze wi�cej ludzi pomy�li, �e u�y� czar�w... i to Shelowi odpowiada�o. - Je�cy?
- Trzydziestu �o�nierzy piechoty, kt�rzy nie maj� �adnych ran. Mo�e z dziesi�ciu szlachcic�w, r�wnie� ca�ych i zdrowych. Prawie ca�a reszta odnios�a rany albo poleg�a w walce. Pozostali prawdopodobnie pouciekali, w wi�kszo�ci na po�udnie.
- Wr�cili do jego miast. Co si� z nimi dzieje? Lubi� by� pasz� dla jego konnicy?
Alla wzruszy�a ramionami. Niezbyt interesowa�a si� polityk�. Wola�a walk� i jedzenie, chocia� Shel nie mia� poj�cia, gdzie podziewaj� si� u niej kalorie i troch� jej tego zazdro�ci�. On od samego spojrzenia na pasztet lub pieczony udziec z dzika przybiera� na wadze.
- Co� jeszcze? - spyta�.
- Powiniene� rzuci� okiem na ich wozy z kosztowno�ciami - powiedzia�a Alla i poda�a mu zwitek pergaminu, kt�ry wyci�gn�a spod tuniki.
Shel zacz�� go czyta� i a� otworzy� usta ze zdziwienia. - Co do... Do czego on potrzebowa� takich rzeczy?
- Wygl�da na to, �e dzi� wieczorem w Minsarze mia�o si� odby� wielkie biesiadowanie po zwyci�stwie - powiedzia�a Alla, przeci�gaj�c si� leniwie, lecz wci�� z gniewnym wyrazem twarzy. - Od�wi�tne stroje i jedzenie po��czone z ogl�daniem �up�w przez zwyci�zc�w; tradycyjne upokarzanie przegranych... nic nowego. Pewnie powi�zaliby nam powrozy na szyi i ok�adali ogryzionymi wo�owymi ud�cami i ciel�cymi n�kami.
Shel prychn�� pogardliwie: - Jakby mo�na by�o tu co� takiego dosta�. To tereny wypasu owiec.
- No, tak. Zamiast wielkiego, zwyci�skiego obiadu i wielkiego picia i napawania si� strachem miejscowych mo�now�adc�w, Delmond dostaje teraz och�apy, a my mamy jego kosztowno�ci.
Shel kiwn�� g�ow�, wci�� zaczytany w niewiarygodnym spisie baga�y. - Co za g�upota, ci�gn�� ze sob� te wszystkie rzeczy... Nie mog� uwierzy�, �e jest a� taki naiwny... musi co� kombinowa�. Jestem ciekaw co. Czy Delmond zadawa� si� ostatnio z kim�, kogo chcia�by wprowadzi� w b��d, udaj�c g�upiego lub szalonego?
Alla unios�a brwi. - Z nami?
Shel spojrza� na ni� przelotnie. - Sugerujesz, �e celowo odda� nam zwyci�stwo? Da� si� z�apa� w pu�apk�, chocia� wiedzia� o jej istnieniu?
- Nie dba o �ycie swoich ludzi, je�li tak w�a�nie by�o - powiedzia�a Alla. - Ale to nic nowego.
- Hm. - Shel siedzia� przez chwil� w milczeniu i my�la�. - C�, zobaczymy. Je�li to nie nas chcia� nabra�...
Opar� si� na krze�le, zastanawiaj�c si�, kt�ry z jego najnowszych przeciwnik�w m�g� by� w jakim� stopniu odpowiedzialny za dzia�ania Delmonda. Komu przynios�oby to korzy�ci? Mo�e Argathowi? Nie... on jest zazwyczaj nieco bardziej bezpo�redni. Elblai? Nie, z tego, co ostatnio s�ysza�em, szykuje si� do walki z Argathem... prawdopodobnie spr�buje podkopa� Tr�jstronne Przymierze.
Shel pozwoli� my�lom biec tym torem jeszcze chwil�, analizuj�c kilka mo�liwo�ci, ale jego wzrok pow�drowa� w stron� sto�u z map�, na kt�rym tli� si� zwitek pergaminu. W Sarxos nadszed� czas zawierania nowych przymierzy i zrywania starych, gdy� W�adca Ciemno�ci wyruszy� na dziewi�cioletni� wypraw� ze swojej krainy granicz�cej z g�rami, szykuj�c si� do decyduj�cej bitwy o dominacje nad wszystkimi ziemiami Kr�lestwa. Zawsze kiedy tego pr�bowa�, sarxoscy lordowie jednoczyli si�y, �eby odeprze� jego atak, ale ostatnie przymierze by�o nieco s�abiej zorganizowane ni� zazwyczaj, a nawet nieco sp�nione... i W�adca Ciemno�ci zainicjowa� kolejn� rund� �rozm�w dyplomatycznych� po kl�sce - wcze�niej ni� mia� to w zwyczaju. Zupe�nie, jakby my�la�, �e tym razem mo�e zwyci�y�...
To by�o skomplikowane, jak wszystko w Sarxos. Dlatego warto by�o anga�owa� si� w t� gr�. Na razie musi za�atwi� sprawy z Delmondem tak, �eby nie sprowadzi� sobie na kark jego sprzymierze�c�w, a w szczeg�lno�ci jego matki, pot�nej w�adczyni w Kr�lestwie, posiadaj�cej gro�ne znajomo�ci. Musi si� z Delmondem rozm�wi� tak, �eby wyszed� na sprawiedliwego, a nawet na bohatera pozytywnego.
- Uwa�am, �e powiniene� go zabi� - o�wiadczy�a Alla.
Shel pos�a� jej nik�y u�miech. - Za taki ruch dosta�bym niewiele punkt�w - powiedzia�, ale nie to by�o prawdziw� przyczyn� i wiedzia�, �e Alla zdaje sobie z tego spraw�. Zn�w przewr�ci�a oczami.
- Szkoda na niego twojego czasu - powiedzia�a Alla.
- Je�li kto� mia�by si� kt�rego� dnia sta� W�adc� Wielkiego Kr�lestwa - powiedzia� Shel - to musia�by si� od pocz�tku gry do jej samego ko�ca zachowywa� odpowiednio. Potraktujmy to jako �wiczenie, dobrze? Czy musz� wiedzie� co� jeszcze o czyszczeniu pola walki?
Alla zaprzeczy�a ruchem g�owy. - Kwatermistrz chce wiedzie�, kiedy zamierzasz zamieni� wszystkie te rupiecie na pieni�dze. Oddzia�y zaczynaj� si� - jak by to uj�� - niecierpliwi� w pobli�u takiej sterty z�ota.
- Nie w�tpi�. P�atno�ciami zajmiemy si� rano w Minsarze. Jutro jest dzie� targowy; przyjad� tam jubilerzy i p�atnerzy z Vellathilu, kt�rzy z ch�ci� pozbawi� nas tego ci�aru. Powiadom oddzia�y, �e wyp�ata b�dzie wprost proporcjonalna do zdobytych �up�w, a ja przekazuj� m�j udzia� na op�acenie koszt�w pogrzebowych.
Alla unios�a brwi. - Szefie, dosta�e� dzi� czym� po g�owie?
- Nie, chc� mie� tylko pewno��, �e dysponuj� wystarczaj�c� liczb� ochotnik�w, na kt�rych mog� liczy� za kilka tygodni. Tymczasem ka� przytoczy� kilka beczek wina z zapas�w naszego przewiduj�cego nieprzyjaciela i rozdziel je mi�dzy oddzia�y. I wypu�� na swobod� tancerki. Je�li zechc�.
- Wi�kszo�� z nich ju� zachowuje si� do�� �swobodnie�.
- W takim razie, upewnij si�, �e zdaj� sobie spraw� z tego, �e s� wolne. - Shel westchn��. - Co� jeszcze?
Alla pokr�ci�a g�ow� przecz�co.
- No, dobrze - powiedzia� Shel. - Talch?
Talch wetkn�� g�ow� do namiotu. - Panie?
�Panie� oznacza�o, �e Delmond znajduje si� tu� przy wej�ciu. - Wprowad� wi�nia - powiedzia� Shel.
Chwil� p�niej do namiotu Shela dumnie wkroczy� Delmond w asy�cie dw�ch stra�nik�w. Zdj�li mu jego s�ynn� czarn� zbroj�, ale nawet w rajtuzach i pikowanym kaftanie nadal sprawia� imponuj�ce wra�enie: szeroki w barach, muskularny i krzepkiej budowy, chocia� z twarz� wykrzywion� grymasem gniewu. Jedynym nietypowym szczeg�em jego garderoby by�a �elazna obr�cz na szyi - niezawodna metoda na zmuszenie cz�owieka, kt�ry potrafi przybiera� r�ne kszta�ty do pozostania w obecnej postaci.
Za nim szed� wysoki, jasnow�osy szczup�y cz�owiek ubrany w p�aszcz herolda, ozdobiony wizerunkiem du�ego niebieskiego psa siedz�cego u st�p rycerza. Shel zauwa�y�, �e p�aszcz herolda jest idealnie czysty, i �e m�czyzna ostentacyjnie star� kurz z krzes�a za sto�em z mapami.
Delmond usiad�, burcz�c co� pod nosem. Herald wsta� i g�osem dono�niejszym, ni� to by�o konieczne, oznajmi�: - Przedstawiam waszej �askawo�ci mojego Pana Delmonda t�Lavirh o Czarnym Stroju, Ksi�cia Elsteru i Najja�niejszego Pana Chax.
Obydwa tytu�y zgadza�y si� z prawd�, ale �adnym z nich nie warto by�o si� szczyci�. Kolejni spadkobiercy pa�stwa Elsteru podzielili go na tyle cz�ci, �e mia�o ono z tuzin ksi���t, natomiast Chax by� ma�ym, lecz g�sto zaludnionym obszarem Sarxos, s�yn�cym z las�w grabowych, lekkich czerwonych win, strategicznego po�o�enia w punkcie, gdzie ��czy�y si� dwie du�e rzeki oraz z faktu, �e �rednio co dwa tygodnie przechodzi�o z r�k jednego powa�nego gracza w r�ce innego. Delmond jednak dosta� Chax w posiadanie przez przypadek... co wzbudza�o �yw� weso�o�� u graczy w Sancos o bardziej ustalonej pozycji. Zdoby� Chax (jego przeciwnik pos�u�y� si� fataln� taktyk�) i teraz dumnie przemierza� ca�e Kr�lestwo, wyobra�aj�c sobie, �e jest wa�niejszy ni� w rzeczywisto�ci. Nowi gracze czasem zachowywali si� w ten spos�b, szczeg�lnie je�li poszcz�ci�o im si� na pocz�tku. Zdarza�o si�, �e utrzymywali siln� pozycj� i stawali si� pot�g�, z kt�r� nale�a�o si� liczy�. Cz�ciej jednak zaczynali ponosi� pora�ki w dyplomacji i w walce r�wnie spektakularne jak ich pocz�tkowe sukcesy, po czym wypalali si� i wypadali z gry. Potrafili te� tak rozz�o�ci� pozosta�ych graczy, �e czasem nawet zawierano nieprawdopodobne sojusze, �eby natychmiast, oficjalnie i z hukiem pozby� si� �nowicjusza�. Na razie Delmond nie zdoby� jeszcze tego statusu, ale by� coraz bli�ej.
Shel spojrza� na herolda, a potem na All�, kt�ra odezwa�a si� spokojnym g�osem: - A oto Shel Lookbehind, w�adca Talairu i Irdainu, wolny przyw�dca wolnych ludzi, kt�ry dzi� pokona� was w bitwie. Teraz podyktujemy nasze warunki.
Herold Azure Alaunt wygl�da� na g��boko zaszokowanego, zupe�nie jakby kto� zaproponowa� rozmow� na temat moczu.
- Wys�uchaj teraz s��w Najja�niejszego Pana Chaxu...
- On nie powie ani s�owa - przerwa�a mu Alla - dop�ki nie przem�wi zwyci�zca i nie poda warunk�w, na kt�rych zaakceptujemy wasze poddanie si�.
Azure Alaunt ca�y si� zje�y�. - Po pierwsze, m�j pan domaga si� okazania odpowiedniego szacunku jego armii, wspaniale uzbrojonej, pot�nej, kt�ra zmierzy�a si� z wami w morderczej bitwie i od kt�rej odwr�ci�a si� dzi� fortuna...
- Prosz� wybaczy� - powiedzia� Shel do herolda. - Bra�e� udzia� w dzisiejszej bitwie, Azure Alaunt? Nie wydaje mi si�, bo nie wygl�dasz jak my i na pewno nie �mierdzisz jak my. Wi�c daj sobie spok�j z udawaniem, �e te� by�e� na polu bitwy.
- Hm. Maj�c na uwadze, �e nikt nie pokona w pojedynk� przewa�aj�cych si� Czarnego W�adcy, przypominam, �e je�li nie b�dziemy si� trzyma� razem, to niebawem zawi�niemy oddziel...
- Och, b�agam, daruj sobie demagogi� - przerwa� mu Shel. - A co do ca�ej reszty, c�. Powiem ci tyle: �Czarny W�adca mo�e si� wypcha�.
Delmond wytrzeszczy� oczy i otworzy� usta, ale zaraz je zamkn�� z powrotem. - Przejd�my do rzeczy - powiedzia� Shel. - Nie powiniene� si� tak dziwi�, skoro sam odprzeda�e� sw�j kontrakt z Ciemnymi Si�ami i przy pierwszej nadarzaj�cej si� okazji zacz��e� dzia�a� jako wolny strzelec. Niezbyt m�dre posuni�cie, ale tego nie musisz mi m�wi�, chocia� wszyscy pr�bowali ci� wcze�niej ostrzec. A teraz, z g�upoty - to jest z dobroci serca - mam by� �askawy, �respektowa� zwyczaje wojenne� i wyci�gn�� tw�j ty�ek z ba�aganu, w jaki sam go wpakowa�e�?
Poci�gn�� d�ugi �yk miodu. - Ot� mam dla ciebie nowiny: �zwyczaje wojenne� honorowane w Sarxos m�wi� o tym, �e zwyci�zca mo�e post�pi� z niewykupionym wi�niem wedle w�asnego uznania. Moi czarownicy dzi� po po�udniu rozmawiali z potencjalnie zainteresowanymi stronami. Nawiasem m�wi�c, nie uda�o im si� skontaktowa� z twoj� matk�. Jej podczarownicy poinformowali nas, �e to jest �dzie�, kiedy myje w�osy�. Nie otrzymali�my �adnych propozycji zap�acenia za ciebie okupu... nawet po zni�kowej cenie. Przykro mi. Wi�c je�li do jutra nie dostaniemy jakiej� propozycji, a obawiam si�, �e tak w�a�nie b�dzie, to post�pi� z tob� wedle w�asnego uznania.
Shel usiad� wygodnie na krze�le i zacz�� si� przygl�da� swojemu kuflowi z pitnym miodem. U�miechni�ta Alla patrzy�a na Delmonda, nie mrugn�wszy nawet okiem, jak kot, zastanawiaj�cy si� w kt�r� stron� skoczy szczur. Shel podj�� monolog. - Osobi�cie fantastycznie bym si� ubawi�, widz�c jak stajesz si� wiecznym niewolnikiem w kopalniach Orona W�adcy Powolnej �mierci. Sp�jrz, to list od niego, kt�ry dosta�em dzi� po po�udniu. Prosi o zaszczyt przebywania w twoim towarzystwie.
Shel wyci�gn�� r�k� w stron� sto�u i nadzia� zwitek pergaminu na n�, w duchu pragn�c, �eby atrament przesta� si� ju� pali�. Dzia�a�o mu to na nerwy, a poza tym obawia� si�, �e list zapr�szy ogie� i zniszczy co� warto�ciowego. - To nie jest oferta okupu, tylko kupna twojej osoby. Zapewne ponad dwustu genera��w, w�adc�w i w�adczy�, jak r�wnie� wa�niejszych i mniej wa�nych szlachcic�w Wielkiego Wirtualnego Kr�lestwa Sarxos przekonywa�oby mnie, �ebym przyj�� t� ofert�. Ja jednak nie bardzo lubi� niewolnictwo, a m�j kwatermistrz przekona� mnie, �e zyskam wi�cej zabieraj�c ci po prostu twoje dobra, tak �eby� musia� �ebra� o chleb na drogach, gdzie wie�niacy, kt�rym utrudnia�e� �ycie pal�c im zbiory na polach i pozbawiaj�c �rodk�w do �ycia, b�d� mogli rzuca� w ciebie krowimi plackami.
Delmond wyra�nie zadr�a�. - Ale przecie� by�oby dla ciebie z wi�ksz� korzy�ci�, to znaczy z politycznego punktu widzenia, gdyby� zatrzyma� moj� armi�, a mnie i moje dobra odes�a� do domu pod eskort�...
- Co prosz�? - Shel w�o�y� sobie palec do ucha i zacz�� w nim wierci�. - M�g�bym przysi�c, �e wspomnia�e� co� o tym, �e masz armi�. T� �a�osn� band� niedorobionych skin�w o t�ustych ty�kach, uzbrojonych w �a�cuchy rowerowe, siedz�c� w zagrodzie przed namiotem, tych dwustu ludzi bez koni i broni; t� armi�? Aha.
Od dawna by�o wiadomo, �e Delmond nie rozumie ironii. W tym momencie Shel przekona� si�, �e to prawda.
- Nie t� armi� - powiedzia� po�piesznie Delmond. - Moj� drug� armi�.
Shel roze�mia� si� na g�os. - Przykro mi - powiedzia�. - Je�li masz gdzie� schowan� drug� armi�, w co zreszt� w�tpi�, to i j� niebawem stracisz. Po tym, jak rozejd� si� nowiny o wydarzeniach dzisiejszego popo�udnia. - Shel mia� nadziej�, �e to prawda, poniewa� znaj�c Delmonda, rzeczywi�cie m�g� mie� drug� armi�... ale dzi� nie chcia� si� nad tym zastanawia�. - A nawet, gdyby� mia� drug� armi�, po co mi ona, bior�c pod uwag� jako�� twoich oddzia��w? Je�li w tym wypadku w og�le mo�na u�y� s�owa Jako��.
- No to ziemie.
Shel westchn��. - Nie chc� twoich ziem. - A przynajmniej nie bardzo, doda� w my�lach, ale nie mia� teraz czasu na za�atwianie z Delmondem prywatnych spraw. Dzisiejsza bitwa stanowi�a cz�� wi�kszej ofensywy, om�wionej z dwoma sarxoskimi genera�ami, kt�rym ufa� Shel... to znaczy, ufa� na tyle, na ile to mo�liwe w przypadku graczy w Sarxos. Je�li sprawy u�o�� si� po jego my�li, za kilka miesi�cy Shel odbierze si�� ziemie Delmonda i wszyscy mieszka�cy Sarxos, ��cznie z jego poddanymi, z rado�ci� przywitaj� t� zmian�. Teraz Shel powiedzia� tylko: - Nie, dzi�ki. O wiele bardziej interesuje mnie tw�j maj�tek ruchomy i zas�u�y�e� sobie na to, �eby go straci�. Nie mam poj�cia, dlaczego wozisz ze sob� ca�y ten majdan. Chyba tylko dlatego, �e jeste� zbyt zepsuty, �eby jak inni je�� z normalnej zastawy w terenie. Dwa tysi�ce metr�w brokatu na jeden namiot, p� tony z�otej zastawy, tuzin paradnych zbroi, grupa tancerek...
- Nie mo�esz mi tego zabra�! To kr�lewskie regalia mojego domu od niepami�tnych czas�w...
- Delmond, ja ju� ci je zabra�em. Ponios�e� dzi� kl�sk�. To jest cz�� bitwy nazywana: �dyktowanie warunk�w�. Nie zauwa�y�e�? Poza tym dziewi�� dziesi�tych tego maj�tku ukrad�e� Elansis z Schirholz p�tora roku temu. Z�upi�e� jej zamek, kiedy znajdowa� si� w nim tylko jej ma�y braciszek Landgrave ze zbyt szczup�ymi si�ami, �eby si� obroni�. Bardzo nie�adnie, Delmond, kra�� srebra rodowe dziewi�ciolatkom. Nic dziwnego, �e nie zostawiasz ich w domu. Boisz si�, �e kto� m�g�by za�atwi� ci� w podobny spos�b. C�, wpad�e� w wykopany przez siebie do�ek, poniewa� te rzeczy nazywaj� si� teraz ��upami wojennymi�, gdy� zdoby�em je w uczciwej walce na polu bitwy. Gdyby� je zostawi� w domu, nikt nie m�g�by ich tkn��. - Elansis za� ucieszy si�, kiedy odzyska Oko Argonu. To b�dzie oznacza�o, �e co� w tym roku uro�nie na polach Schirholza, a Talair zyska kilku pot�nych sprzymierze�c�w st�d do Morza Zachodu S�o�ca, kt�rzy unios� brwi ze zdziwienia. Dobrze ci tak. Nie mog� uwierzy�, �e to ukrad�e�. Wszyscy wiedz�, �e Karmazynowy Szmaragd przynosi nieszcz�cie ka�demu, kto wejdzie w jego posiadanie nie b�d�c cz�onkiem rodu Landgrave��w. Nie m�w mi tylko, �e i do tego nam�wi�a ci� matka?
Delmond przybra� zdziwiony wyraz twarzy. Shel ocenia� go przez chwil�, po czym zakwalifikowa� jako �Matki/macochy, wredne, zaleca si� szczeg�ln� ostro�no�� w kontaktach�.
- No dobrze - powiedzia� Shel. - Zadbam o twoich szlachcic�w, kt�rzy ocaleli i uwolni� ich po wp�aceniu okup�w, zgodnie z obowi�zuj�cym prawem. Na szcz�cie, dostali�my wiele ofert wykupienia ich. Twoja piechota przepracuje miesi�c w Minsarze, w ramach rekompensaty za szkody poczynione na terytorium Talairu i te� zostanie wypuszczona na wolno��. Kto wie, mo�e niekt�rzy nawet zdecyduj� si� zosta� z nami - wygl�daj� na niedo�ywion� band�.
Delmond zacisn�� gniewnie usta i milcza�.
- Ty natomiast dostaniesz dzi� wieczorem posi�ek, nakarmimy ci� te� rano, a potem damy ci przepisowy sk�rzany buk�ak z wod� oraz worek z chlebem i mi�sem. Jeden z moich ludzi konno zawiezie ci� pi�tna�cie kilometr�w w stron� przygranicznych ziem, sk�d zaczniesz w�dr�wk� do domu. Je�li nie b�dziesz si� guzdra�, dotrzesz tam w po�owie lata. Stalowy ko�nierz te� ci zostawimy. Gdyby� lecia� do domu jako ptaszek, mog�oby ci nie starczy� czasu na przemy�lenie swoich b��d�w.
Twarz Delmonda przybra�a kolor pi�knej purpury, a on sam wzi�� g��boki oddech i zacz�� m�wi� paskudne rzeczy na temat pochodzenia Shela oraz jego rodziny. Porz�dnie si� ju� rozkr�ci�, kiedy od strony masztu namiotowego nadlecia�o delikatne poj�kiwanie. To Wyjec lekko dr�a�, przez co wzory wykute w metalu sprawia�y wra�enie, �e si� poruszaj�, jakby stal oddycha�a. Wycie nasili�o si�. Przypomina�o to d�wi�k jaki wydaje kocur, kiedy chce wystraszy� drugiego kocura... tylko �e by� g�o�niejszy, a gro�ba w nim zawarta brzmia�a bardzo osobi�cie, niemal tak jak w g�osie rozgniewanej matki, kt�ra domy�la si� dlaczego tak d�ugo siedzia�e� w �azience zamkni�tej od �rodka na klucz.
Delmond prze�kn�� �lin� i umilk� natychmiast. - My�l�, �e powiniene� si� lepiej wyra�a� - powiedzia� Shel. - Wyjec nie raz wylatywa� noc� z mojego namiotu i za�atwia� swoje sprawy - mija�bym si� z prawd�, gdybym je nazwa� �ca�kowicie legalnymi�; jego post�pki nie zawsze s� zgodnie z prawem. Ale ja zawsze zwracam koszty pogrzebu.
Delmond siedzia� jak mysz pod miot��.
- To s� moje postanowienia - powiedzia� Shel. - Prosz� powiedzie�, Azure Alaunt, czy jako prawnie ustanowiony herold Kr�lestwa, uwa�asz moje zarz�dzenia za zgodne z prawem?
- S� one zgodne z prawem - powiedzia� herold, zerkaj�c nerwowo na swego pracodawc�.
- �wietnie. Teraz wys�ucham oficjalnego protestu wobec moich zarz�dze�.
Delmond najpierw nie m�g� z�apa� powietrza, potem znale�� s��w i wreszcie wybuchn��: - To wszystko by si� nie sta�o, gdyby� nie pos�ugiwa� si� magi�! To nie konie sprowadzi�y was w d� ze zboczy wzg�rz, tylko diab�y! Dowiemy si�, sk�d wzi��e� te demony i wtedy dopadniemy ci�, gdzie...
- Pochodz� g�ownie z Altharnu - powiedzia� spokojnie Shel. - Z niewielkiej, uroczej stadniny. Mojej w�asnej. Skrzy�owali�my ze sob� nasze czarne Delvairny z g�rskimi kucykami i chodz� s�uchy, �e w tym po��czeniu kryje si� tajemny sk�adnik... prawdopodobnie kozio�. Ale ty nie mia� by� z nich wiele po�ytku, Delmond. Gryz� i trzeba si� do tego przyzwyczai�... bo to ich duch czyni je tak zwinnymi.
- Duchy! - wrzasn�� Delmond, odwracaj�c si� do Azure Alaunta. - S�ysza�e�? Przyzna� si�, �e to by�y duchy pod postaci� zwierz�t!
Azure Alaunt pos�a� Shelowi ukradkowe spojrzenie, daj�c do zrozumienia, �e jest bezradny. A to sprawi�o, �e Shel zacz�� si� zastanawia�, czy kiedy� nie zaproponowa� posady temu cz�owiekowi.
- Hm - zwr�ci� si� Shel do Delmonda. - To nie jest tw�j normalny ton w rozmowie. W McDonaldzie sprawy musz� sta� gorzej ni� zazwyczaj.
Delmond zrobi� si� siny na twarzy. W Sarxos robienie aluzji do �prawdziwego �ycia� graczy nie nale�a�o do najlepszego tonu. Gra mia�a by� przeciwie�stwem �wiata zewn�trznego, miejscem, w kt�rym gracze mogli si� pozby� stres�w i monotonii swojego stylu �ycia i - w towarzystwie wielu innych os�b o podobnych zamiarach - do�wiadczy� czego� wi�kszego i bardziej egzotycznego. Ale w Sarxos cz�sto nie przestrzegano �regulaminu� zbyt surowo, co zreszt� tw�rca gry traktowa� jako wska�nik prawid�owego rozwoju gry, przekszta�cania si� jej w niezale�ne miejsce, nabierania osobistego charakteru... niemal �ycia. Poza tym Delmond sam w potyczce ponagina� wiele zasad do swoich potrzeb. W uczciwej grze dostaje si� nauczk� za takie post�pki, pomy�la� Shel.
- Dobrze - powiedzia� Shel. - Dyspozycje zosta�y wydane. Talch? - Pojawi� si� stra�nik. - Zabierz go i nakarm. Potem zamknij w wozie z baga�ami - nie w jego, w jednym z naszych. Kto wie, jakie niespodzianki wbudowa� w sw�j sprz�t. Rano ma by� dla niego gotowy przepisowy �ebraczy worek. A niech tam, nie b�dziemy sk�pi. Dorzu� kawa�ek sera.
Trz�s�cego si� z w�ciek�o�ci, ale milcz�cego Delmonda wyprowadzono z namiotu. Azure Alaunt zatrzyma� si� na progu i powiedzia�.
- Czy m�g�bym szepn�� dwa s�owa do twego ucha, panie?
Shel kiwn�� g�ow�.
- Niebezpiecznie jest nara�a� si� jego matce. Je�li jej synowi po drodze przytrafi si� co� z�ego, mo�e pokrzy�owa� twoje plany.
Shel siedzia� przez chwil� w milczeniu. - Odwa�nie powiedziane - stwierdzi� wreszcie. - I mo�e nawet prawdziwe. Ufam, �e udzieli�e� mi tego ostrze�enia w dobrej wierze, Azure Alaunt.
Herold sk�oni� si� i wy�lizgn�� z namiotu.
Shel siedzia� jeszcze chwil�, przygryzaj�c w zamy�leniu doln� warg�. - Troch� nerwowy ten kole� - zauwa�y�a Alla, wstaj�c i przeci�gaj�c si�.
- By� mo�e. Chod�my - powiedzia� Shel, r�wnie� si� podnosz�c. - Niech tragarze z�o�� namiot, �eby�my mogli rusza� do Minsaru na posi�ek. Mieli�my pracowity dzie�.
Alla pokiwa�a g�ow� i wysz�a z namiotu.
W chwil� potem Shel wyszed� na zewn�trz, gdzie zapada� ju� zmierzch i przeszed� kilka krok�w po czerwonym, klej�cym si� do but�w b�ocie, szukaj�c pewniejszego gruntu. Znalaz� wreszcie kawa�ek twardej ziemi, jakim� cudem nie zadeptanej kompletnie tysi�cem kopyt i spojrza� na po�udnie, na pierwszy, mniejszy ksi�yc, unosz�cy si� nisko nad mg��.
Odwr�ci� si� i spojrza� na p�noc w stron� Minsaru, po�o�onego mi�dzy zalesionymi wzg�rzami. W �wietle ksi�yca czubki sosen wydawa�y si� troch� bledsze od pozosta�ych ga��zi; mia�y po�yskliwy, matowosrebrzysty odcie�, podczas gdy pozosta�a cz�� drzew by�a ciemnoszara i pogr��ona w mroku. Na Po�udniowym Kontynencie w�a�nie rozpocz�a si� wiosna i w �wietle dziennym mo�na by�o dostrzec wyra�nie ten wyj�tkowy, �wie�y, zielony kolor na czubkach drzew iglastych. Wsz�dzie indziej wida� ju� by�o charakterystyczny delikatny zielonkawy odcie� m�odych p�czk�w d�bu i klonu; z przyrody bi�a �wie�o�� i m�odo��. Rankiem pola wygl�da�y przepi�knie; opr�cz ��tych nicnieszk�dek i bia�ych po�udniowokontynentalnych stokrotek, kt�re pojawiaj� si� po stopnieniu �niegu, by�a te� inna biel - owieczki, niezgrabnie turlaj�ce si� w wiosennym s�o�cu, zdumione i uradowane faktem, �e �yj�. Wi�c kiedy cz�owiek dostawa� wiadomo��, �e kto� taki jak Delmond stoi na jego granicy, z zamiarem przekroczenia jej i przerobienia wszystkiego na krwaw� miazg� - wiosek, ludzi, owiec, stokrotek, wszystkiego, co si� liczy�o, a nawet tego, co si� nie liczy�o, a� do tego momentu - to wst�powa�o w cz�owieka co� takiego, �e stawa� do walki w obronie swojej ziemi.
Shel - ku w�asnemu zdumieniu - ju� jaki� czas temu zacz�� tak post�powa�. Rzadko widywa� stokrotki, chyba �e w kwiaciarni na swojej ulicy, i nigdy nie widzia� owcy, kt�ra nie by�aby po�wiartowana i zapakowana w plastikowe torebki na stoisku mi�snym w supermarkecie. W Sarxos dowiedzia� si�, jakie znaczenie maj� kwiaty i �ywy inwentarz dla ludzi ze wsi, dla drobnych rolnik�w i w�a�cicieli ziemskich, w�r�d kt�rych �y�. I kiedy po raz pierwszy �osiedli� si� i uczyni� t� cz�� Sarxos swoim �domem poza domem�, a kto� inny z Sarxos pojawi� si�, �eby zabra� mu inwentarz i zabi� ludzi i stokrotki, nie z konieczno�ci, ale z powodu nazywanego przez t� osob� �polityczn� ekspansj�� - Shel powiedzia� �Do diab�a z tym� i zacz�� organizowa� armi�.
Pierwsza bitwa wydaje si� taka odleg�a... bitwa i zwi�zane z ni� problemy, kt�re towarzyszy�y �ocaleniu ziemi�. Armie, niewa�ne jak ma�e - a jego by�a ma�a - posiada�y denerwuj�cy zwyczaj upominania si� o zap�at�. Je�li ta si� op�nia�a, armia sz�a do kogo� innego lub zwraca�a si� przeciwko swojemu pracodawcy. Shel znalaz� sposoby, �eby im p�aci�, czasem nawet z w�asnej kieszeni, przez co zdoby� sobie w�r�d innych genera��w i w�adc�w Sarxos opini� ekscentryka.
W nast�pnej kolejno�ci na �jego ziemiach� pojawili si� poprzedni w�a�ciciele, zwabieni wzmo�onymi dzia�aniami w Talairze, kt�rzy (nie bez podstaw) twierdzili, �e ten kraj to ich w�asno��, i kt�rym nie spodoba�o si�, �e kto� bez ich zgody organizuje armi� dla jego obrony. Konflikt trwa� prawie rok, dop�ki ci w�adcy nie zdali sobie sprawy, �e walka z Shelem do niczego n