16362

Szczegóły
Tytuł 16362
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16362 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16362 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16362 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARCIN BORZYMOWSKI MORSKA NAWIGACYA DO LUBEKA Edycja komputerowa: www.zrodla.historyczne.prv.pl Mail: [email protected] MMV ® HASTIS HIC HERCULEIS SUBIACET GERYON On Mars niebieski, co przed wieki żyje, Dał herb Zamoyskim: mocne trzy kopije, A na znak sławy i wiecznej ich cnoty Przykował do nich hartowane groty. Niechże się teraz on Geryon ruszy, Co miał trzy w sobie ciała i trzy duszy: Dozna, jak każda z tego herbu śmiele Kopia utkwi w każdym jego ciele, Bo tu Herkules z Marsowemi sprzęty W ciała Zamoyskich wrócił się od Lety. Jaśnie Wielmożnemu Jego Mości Panu P. Janowi na Zamościu Zamoyskiemu, Hrabi na Tarnowie i Jarosławiu, Wojewodzie Sendomirskiemu, Wojsk J. K. M. cudzoziemskich Generałowi, Kamienieckiemu, Latyczowskiemu, Kałuskiemu etc. etc. Staroście. Tu, gdzie mię jasna prosto wiedzie zorza, Płynę do Ciebie z Bałtyckiego Morza, A przystąpiwszy, Zamoyski, do Twego Brzegu złotego -- Rozpięte żagle, co w niebo patrzały I szumnym wiatrem boki rozpierały, Teraz pod nogi Twoje nisko kładę -- Dalej nie jadę. Ty nie gardź, proszę, nawą spracowaną I ciężkim szturmem nieraz kołataną, Lecz nauklerską raczej włóż na one Piękną koronę. Już w niej dla Ciebie cytry Orfeowe, Już strony głośno brzmią Apollinowe, Już i z Parnasu Panny, w swej osobie ŚpiewająTobie. Wstąp-że wesoło w tę ubogą nawę, A chciej w niej moje obaczyć zabawę, Która, acz podła, lecz przy Twej zacności Wyńdzie z grubości. Tu ujrzysz trwogi, które już ustały, Przeczytasz wojnę i cześć swojej chwały, 5 Obaczysz, jako Eolus nad nami Szumiał wiatrami. O! gdybyż mię te wiatry w ten czas były Do żyworodnej Lety zapędziły, Żebym tam ujrzał Jana Zamojskiego, Dziada Twojego, Albo Tomasza! -- Pewniebym ich z sobą W tę nawę wziąwszy posadził przed Tobą, Abyś się świętych, w których się cześć żarzy, Napatrzył twarzy. Cóż! gdym tak nędzny, iżem do nich drogi Nie trafił błądząc -- naukler ubogi, Nie zrównałem się -- widzę -- z Eneaszem Ni z jego czasem. Szczęśliwszy on był, bo ojca i święte Do Elizyum widział dusze wzięte, Skąd siła Maro wierszem szczerozłotym Napisał o tym. Ja zaś, Zamoyski, przebacz, o co proszę, Iż nic o zacnych Przodkach Twych nie niosę, Bo materya, że nie k temu była, W tym przewiniła. Snać sam Apollo, syn niebieskiej góry, Chwałę ich dla swej zachował Pandory, On Przodków Twoich, on chce chwalić Ciebie Grając na niebie. A ja z mym rytmem, ktory-m zbierał w trwodze Po rozmaitej lawirując drodze, Tobie się kłaniam, k Tobie maszty chylę, Przyjm-że je mile! Przymi mą nawę, a styr w swoje rękę I kompas weźmi podróżny w opiekę. Chceszli powoli, chceszli płynąć nagle -- Wodź -- jak chcesz -- żagle! Masz wolny okręt, którego cyańskie Skały, ni wody stłuką oceańskie, Bo uwiązany przy Kopii Twojej Szczęśliwie stoi. 6 Jaśnie Oświeconej Księżnie Jej Mości / Jej Mości Pani / Gryzeldzie / Konstancyi / z Za mościa / Korybutowej / Księżnie na Wiśniowcu / Łubniach i Łochwicy / Wojewodzinej Ziem Ruskich etc. A wy dlaczego na brzeg wybiegacie, Bałtyckie nimfy, co w wodach mieszkacie? Bogini jakiej, czy z parnaskiej gory Patrzacie cory? ,,Ani Bogini, ani Jowiszowych Córek, ani sióstr patrzamy Febowych, Lecz przeciw Księżnie tysiąc nas wychodzi Z tej twojej łodzi Dlatego, byśmy nieprzebrane dary, Które jej z niebios sam Bóg dał bez miary, Mądrość i cnotę przy tak wdzięcznej chwili W niej obaczyli. A że ty w książce nieco walecznego Dzieła wspominasz Jej Małżonka cnego, Tedy też i my, którą o nim mamy -- Pieśń zaczynamy: Prześwietna Księżno, o ktoreż gdzie kraje, Albo który świat tak skryty zostaje, Żeby go wieczna Jeremiego chwała Dosiąc nie miała? On jako orzeł w Europie szeroki Buja po dziś dzień prawie pod obłoki, 7 A lubo umarł, przecie obie zorze Swym skrzydłem porze. Onemu okręt z drzewa idejskiego Berecyntya, matka najwyższego Jowisza, skoro tylko zbudowała, Sama oddała. A on -- podniozszy żagle ku wieczności -- Do elizejskich poszedł szczęśliwości, Gdzie między pięknym laurowym lasem Pływa tym czasem. Pływa i pływać nigdy nie przestanie Na świętobystrym chodząc Erydanie, Który po świetnym niebie się rozlewa I Raj oblewa. O! jak szczęśliwy, że tam nad brzegami Ze swojemi się poznał rycerzami, Którzy więc przy nim za ojczyste ściany Ponieśli rany! Patrzy tam na nich u źrzodła czystego, A oni także -- widząc Jeremiego -- Z wielkiej radości pieśń śpiewają w kole Okrywszy pole, Pole rozkoszne, które zielonością I rozlicznych ziół woniejąc wdzięcznością Wszystek przechodzi z swemi tulipany Świat nieprzejrzany. Ani Herkules, ani sam Mars krwawy I Piritous z Tezeusem żwawy -- Nigdy tam nie był z bohatyry swemi, Gdzie jest Jeremi. Niechże już na czas tam przebywa każdy Tam, kędy znają swoje słońce gwiazdy, Z szczęśnemi duchy przy cnym Erydanie Niechaj zostanie! Przyjdzie i ten czas, gdy też, Księżno, Ciebie Szczęśliwość w świętym cieszyć będzie niebie, W którym powitasz z weselem zacnego Małżonka swego. 8 A teraz prosim, lub przed Twoje oczy Prosty Autor proste wiersze toczy, Abyś je przecie i z jego prostotą Wzięła z ochotą." 9 DO CZYTELNIKA ŁASKAWEGO Snadnie, łaskawy Czytelniku, z tego tytułu, ktory-m napisał (Słońcu sprawiedliwości i przed niem wynikającej Jutrzence na cześć i na chwałę) wyrozumieć możesz, że ja tę ubogą pracę moje Bogu i Najświętszej Pannie ofiarowałem, a o tym sobie, abym ja miał in lucem podać, nie perswadowałem. Bo oto zdanie moje było, że jako ciemna noc w jasnym dniu sprawy nie ma, tak moja prywatna praca mało co w ludzkich oczach czynić miała. Lecz iż mię ludzie godni i dobrze Parnasu świadomi częstokroć namawiali, abym się in umbra z swoją pracą nie chował, ale raczej one do druku podał, musiałem dla ich częstych stymulacyej ultra mentem meam tę spracowaną nawę moje (która się zakrytą od szturmów przez niektóry czas kontentowała cichością) znowu na morze wypuścić. Dla czego, aby tym swobodniej wszędzie żeglowała, podałem styr sub felicem gubernationem w ręce Jaśnie Wielmożnego Mści Pana Jana Zamojskiego, wojewody sędomirskiego, pod którego gubernacyą i pańską protekcyą przy Boskiej pomocy na żadne niebeśpieczne nie napadnie skopuły, ale fortunnie przy całości swojej zostawać będzie. Lecz ponieważ przez wszystkę drogę moje do Lubeka żeglując wielkie niebezpieczeństwa ponosiłem, tedy na każdy czas niestatecznej Fortuny notując strachy i obłąkania, wszytkie niepogody, przytym z okazyej początek wojny 10 kozackiej, także wiktoryą szczęśliwie pod Beresteczkiem przez Najaśniejszego i Namożniejszego Monarchę Jana Kazimierza, Króla Polskiego, Pana naszego miłościwego uczynioną, (o której napirwszy raz z drugim okrętem zjechawszy się na morzu usłyszałem) co z większego opisałem. Ty jednak, łaskawy Czytelniku, jeżeli co w tej książce mojej niekształtnie wyrobionego obaczysz, tedy jako lepszy rzemieślnik, jeźli-ć się będzie zdało, tej nawy popraw abo raczej ubogiej mojej prostej przebacz Minerwie, a mnie z nieudolnością moją w łasce swojej chowaj. 11 NAWIGACYEJ MORSKIEJ ROZDZIAŁ PIERWSZY ARGUMENT. Auktor, Naświętszej Panny (aby mu Ona zaczętej pracy pomogła) wezwawszy i z towarzystwem swoim wyspowiadawszy się, na okręt wsiada. A gdy już żagle Marynarz podniósł, trzech kawalerów ode Gdańska (których panny żegnając odprowadzały) batem okręt dogoniwszy -- weń wsiadają i na morze się opuszczają. Gdzie dla przeciwnego wiatru kilka razy się wzad okręt ku Gdańskowi wracając -- z wielką pracą Hyl miasteczko minąwszy aż za Puckiem równo się z wiatrem uspokoił. Zatym Marynarz, jako się ludzie sprawować na morzu mają, prawa im czyta. A potym gdy się niektórzy grami i muzyką poczęli zabawiać, sarno się morze ku wieczorowi rozigrało i bardzo wszytkich początkiem niepokoju swego zatrwożyło. Wszakże jednak, skoro igrać przestało i noc zatym nadeszła, Auktor sen swój, przez który widział świętą Annę i Naświętszą Pannę, która się żeglujących prowadzić ofiarowała, opisuje i przed towarzystwem opowiada. 12 Gwiazdo zaranna świetnego Syonu, Jasna ozdobo najwyższego Tronu, Ty i przed złotym wynikasz Tytanem I wprzód nad walnym świecisz oceanem! Za Twym promieniem rumienieją zorze I podburzone składa swój gniew morze. Lubo Eolus przez wiatrowe nury Straszne na wodach wysypuje góry, Lub też Neptunus w państwach swych niezgody Czyni i ciche poruchuje wody -- Nidokąd jednak, tylko kędy czują Pomoc, Jutrzenko, k Tobie lawirują Nędzni żeglarze i ku Tobie oczy Po srogiej wszyscy obracają nocy. A Ty ich troski i szturmy Eurowe W rozkosz i wiatry mienisz południowe. Znam i ja Ciebie, Jutrzenko nazwana, Panno w czystości jasnej nieprzejźrzana. Bóg Cię gwiazdami nad panienki krasi, Księżyc swój ogień pod Twą nogą gasi. Ciebiem ja doznał w nieszczęsne przygody, Gdy mię bałtyckie kołysały wody, Kiedy mię walne unosiły wały I chmury śmiercią prawie przegrażały; Tyś mię cieszyła, lub woda warczała, Tyś członki zmarzłe moje ogrzewała. Daj -- proszę -- teraz, kiedy obie stopie W ojczystej przyszło stawić Europie, 13 W beśpiecznym porcie, daj me niepogody Wierszem opisać i wiatrów zawody! Lecz że jest słaba mej Minerwy siła, Proszę, abyś mi mocy użyczyła. Ty mi przypomniej strachy, narzekania, Ty rozpacz srogą i ludzi wołania. W piątek czas nadszedł, abyśmy siadali W okręt i w drogę nasze żeglowali. Więc że ten dzień jest, w którym na śmierć Boga Hierozolima obwiniła sroga, Bojąc się z sobą wozić nieprawości, Ciężkie w kościele pogrzebliśmy złości I Chleb Anielski dla szczęścia pewnego Z rąk przyjęliśmy piastuna Bożego -- A mając dobry już prowiant w nawie Zstępując z brzegów myślim o poprawie. Ośmdziesiąt Niemców, bosmanów gromada, Nas tylko Lechów trzydzieści zasiada. Portowy Gdańsku! z tobą się żegnamy Z twych bram i fortec zacnych wychadzamy, Z Ojczyzny jedziem. Poszczęść, Febe, nasze Drogę i wyjazd świecąc na Pegasie! I ty, Trytonie, i, co morzem chlacie, Fale i wiatry, na nas pamiętajcie, Stawcie nas znowu, niechaj oglądamy Gdańsk, od którego teraz odjeżdżamy! Już nas powozi wiatr i swym zacina Świstaniem żagle, kiedy dąć poczyna, Już Żeglarz cale na wodę kieruje; Z nas się niejeden brzegom przypatruje. A gdy już piaski i trawy mijamy I na głębszą się wodę posuwamy, Zdała za nami na bacie wołają: ,,Stójcie!" -- a pilno wiosłem nakładają. ,,Stójcie!" -- powtore i potrzecie: ,,Stójcie! Przez nas -- prosimy -- w drogę nie żeglujcie!" 14 My przecie jedziem; ni Marynarz tego Słuchał, ni biegu zahamował swego. A bat tym barziej spieszy się za nami I barziej ludzie silą się wiosłami, Ale nas trudno już dogonić mieli, Bośmy się w sporą żeglugę zawzięli. Znowu zaś: ,,stójcie!" -- na bacie wołają A mieszkiem na znak zapłaty trząsają. Dopiero Żeglarz, kiedy nań wołały -- Stójcie! -- ze złota same portugały: ,,Rzuć kotew, -- prawi -- żagle zaciągajcie A kawalerów tamtych poczekajcie! I sam Neptunus takiego rad wozi, Który mu jakim upominkiem grozi". Wtym bat przyjechał pięknie malowany, Na nim baldachim z wierzchu pozłacany, W nim nimfy gdańskie przy stole siedziały, Co kawalerów swych wyprowadzały. Łzy im się toczą -- jak perły -- oczami, A za ręce się trzymają rękami. Ach! z jakim żalem Niemcy się żegnają! Ach! jako panny serdecznie wzdychają! Jeden kieliszkiem do swej obiecuje A napiwszy się -- w usta ją całuje. Ona mu fawor na skroń przylepiła: ,,Nać znak miłości! A jeżelim była Tobie serdeczna, weź i serce moje! Kędy ty jedziesz, tam będziem oboje!" Drugi wziął lutnią a swe wesołości Żalem przeplatał i postrzał miłości Cieszył, jako mógł, choć go rozrzewniały Strony, gdy echo smutne wydawały. Długo mu w oczach łzy grobla trzymała, Lecz się miłości powodzią przerwała. I ty niemniejsze, nimfo, lejesz wody! Twoje z kochankiem upłyną świebody! Ten ci dobranoc -- jako słowik -- śpiewał I jeszcze wdzięczniej dobry dzień opiewał. 15 Więc na pamiątkę, iże go kochała, Fetoć do lutnie jego przywiązała. Trzecia swojemu rowniankę podała A słów kilkoro -- westchnąwszy -- przydała: ,,Jako ta róża, tak się me rumieni Od ognia serce, a większych płomieni Co raz tęskliwe przymnaża wzdychanie. Nigdy ten ogień we mnie nie ustanie!" Na to kawaler rzecze podobnemi -- We mgłości stojąc -- słowy żałobnemi: ,,I jam nie różą, lecz płomień wziął właśnie, Który też w sercu moim nie ugaśnie. A jeśli kiedy ognie ucichają, Częste wzdychania znowu je wskrzeszają". Wtym się odezwie Marynarz i rzecze: ,,Siadajcie prędko! daremno płaczecie! Dość w morzu wody! Długoż tu stać będziem? Lubo płaczecie -- na łzach nie pojedziem!" Więc podniósł żagle; toż na okręt wsiedli Kawalerowie a żal długi wiedli. Panny zaś batem do dom powracają, Na swych kochanków coraz wyglądają. Tam ich myśl, serce i oko skazuje, Kędy swój miłość majestat buduje. A my na ich żal sporo popływamy I Hyl miasteczko bokiem omijamy. Tam nam wiatr skoczył nieżyczliwy w oko, Skrzydłami wionął na żagle szeroko, Że -- cośmy siedm mil byli zabieżeli -- Znowuśmy na zad pode Gdańsk pierzchneli, Stamtąd zaś znowu wężykiem kręcimy, Na upór z wiatrem do koła chodzimy. Więc znowu z pracą pod Hyl przypadamy, Lecz i drugiraz pod Gdańsk upadamy. Czyli bóg morski jaki z nas śmiech stroi? Czy nietęsknica owych panien broi? 16 Przecie nie stoim, choć nas wiatr weksuje, Okręt po wałach chodzi, nie próżnuje. Przez dzień i przez noc spławiliśmy ledwie To, co się spławić może w godzin we dwie; Aż trzecim razem z puckich gór łaskawy Dmuchnął wiatr na nas i popędził nawy. Ale zaś słońce, skoro się rozśmiało, I ten nam pojazd wkrótce hamowało, Bo gdy swe jasne rozniosło promienie, Wszystko uciekło z nieba posępienie; Woda, co częste pagórki sypała, Jako śkło gładkie -- tak się wyrównała. Leniwiej żółwia okręt postępuje, Kiedy biczyka na żaglach nie czuje. I gdy tak prawie nie jedziem i szczętu, Co żywo na wierzch wychodzi z okrętu. Jeszcze się cieszym, że lądy widzimy I na wysokie czoła drzew patrzymy, Które nam większej tęsknice dodają, Że nas zdaleka jadących żegnają. Ztrudna obaczym gdzie na wodach sośnie, Łąka i drzewo na morzu nie rośnie. Więc kiedy wszyscy w tak spokojnej dobie Na burtach siedzim i gadamy sobie, Przydzie Marynarz do naszej gromady Statut pod pachą trzymając skarady: ,,Jam cesarz, -- prawi -- tu moja ustawa, Tu moje wszyscy zachowujcie prawa. Jeśli ustawy wszelkie państwa mają, Jeśli się prawem swoim wychwalają, I szumne morze, co szeroko leje, Ma swe statuta i swe przywileje. Naprzód się wszyscy Bogu oddawajcie, Wieczór i rano piosneczki śpiewajcie I psalmy święte -- aż tego Go chwalmy, Że w jego rękach jak kaczki pływamy; On nas tonących bezpiecznie ratuje, On falom, wiatrom cale rozkazuje. 17 Diabła tu -- proszę -- ani wspominajcie, Raczej się zaraz od niego żegnajcie! Ma on stygiejskie wody przy Awernie, W nich się niech swojej każe wozić Lernie. Mnie (ubroń Boże, nieszczęścia jakiego!) Słuchajcie, gdy wam rozkażę do czego! Sroższe jest morze niżeli bój krwawy, Jednym Mars szczęści -- a drugim nieprawy, Pod macedońskim nie wszyscy żelazem Giną -- a w morzu wszyscy toną razem; Rzadko kto z szturmów port miły obłapi -- I to za szczęściem, gdy deskę ułapi. Zaczym jeśli się w swym zdrowiu kochacie, Mnie wszyscy w trwogach ochotnie słuchajcie! Ten też artykuł wielkiej jest powagi: Jeden drugiemu nie czyńcie zniewagi, Przyczyn nie dajcie ani przezywania, Ani fasołow czyńcie, ni łajania. Lubo was rożne porodziły matki I rożnych ojców porośliście dziatki, Ale was teraz jedna wozi nawa, Zgodę wam morskie nakazują prawa. Jako Pilades i Orestes trwajcie, Z ich się miłości kochać nauczajcie! Ognia -- przestrzegam -- swawolnie nie noście; Z małej iskierki wielki pożar roście. Niewielką głownią mściwa Juno siła Eneaszowych okrętów spaliła. Zaczym nie palcie w kątach drzazgi jakiej Używając jej do dymnej tabaki, Bo kogo ujrzę, spodziewać się może, Że go winami wielkiemi obłożę. O ochędostwie na okręcie czujcie, Smrodu żadnego w niem nie przechowujcie! Zawsze gdy morskie swąd nimfy uczują, Z gniewem go na brzeg ł falą rumują. Bójcież ich gniewać, bądźcie ochędożni, Niech was plugastwo z nimfami nie rożni! 18 Straszliwa ich złość, gdy się rozgniewają, Mizernie okręt i z ludźmi ciskają". Więcej i innych z owych protokułow -- Przy pompie siedząc -- czytał artykułów, Winy naznaczał, w jakie popadali Ci, co by prawa jego nie słuchali. A na ostatek korbacz i karbonę W budzie zawiesił na ustawę one, Iż gdyby bogacz tknął wbrew prawo jego, Żeby w karbonę włożył co srebrnego, A jeśli nędznik zawiniłby który, Miał swej ze wstydem nadstawować skory. To jak ustawił, księgi w szafę schował A zaś z Niemcami dalej konferował O nabożeństwie i sam wprzód galanta Spojśrzod gromady obrał predykanta I z pięknej tylko ulubił go cery, Chociaż małoco znał w piśmie litery, Lecz z przyrodzenia przypowiastki cnemu Miał Ezopowi podobne mądremu, Żeśmy się wszyscy nim delektowali, Kiedyśmy jego kazania słuchali. A gdy się ta już stała elekcya, Z koła odeszła wszytka kompania. Z wesołym Febem powolny pław mając Cieszyliśmy się sobie rozmawiając, Drudzy zaś grali o pieniądze w karty I przy nich swoje przeplatali żarty, Drudzy o lepszą kostkami ciskali, A insi wdzięcznie przy lutniach śpiewali -- A zwłaszcza Niemcy! tych najbarziej była Wesoła Muza do siebie zwabiła. Brzmiące śpinety i skrzypice mieli, Rożne padwany i balety pieli. My zaś wesoło, kiedy ich czujemy, Za ich pobudką w głos wykrzykujemy, Skąd po powietrzu wszędzie dźwięki brzmiały, 19 Których i ciche z gor wiatry słuchały I słonce samo tym barziej się śmiało, Iż nas wesołych pod sobą widziało. A gdy się w morze zachodząc schyliło, Jasną nam łonę w zorzach zostawiło, Za której światłem mogliśmy świebody I swoje dłużej odprawować gody. Ale nieszczęsne nasze krotofile! Nieszczęsne piosnki i wesołe chwile! Nie skarżę wiatrów, bo ani wiewały, Ani po wodzie na ten czas ziepały. Nawet proporzec, co na maszcie wiewał, Zwiesił się cicho, ani sobą kiwał. Raczej narzekam na nasze igrania I melodyjne dźwięki i śpiewania. Przez te cny pokój i wody powolne Pobudziliśmy na tańce swawolne. Z nas do wesela morze pochop brało, Zaczym się samo ze dna rozigrało. Wszytko zarazem podskoczyło nagle. Marynarz krzyknie: ,,Zaciągajcie żagle! Do kupy wszytkie zbierajcie, do kupy, Nim z wody sroższe wyskoczą kazupy!" Na jego okrzyk bosmani jak kozy Po rejach skaczą zbierając powrozy, Płachty co prędzej przy maszcie zwijają, Okręt na wierzchu drzwiami zamykają. Wtym morze większy taniec zaczynało, Więcej szalonych wałów wyrzucało, Które wysoko nad nami latały, A swym igraniem barzo nas strachały, Bo d!a wielkiego onych tańcowania Pełno w okręcie było kołatania, Beczki i ludzie z miejsca się ruszali, Drudzy na piersi i ręce padali. Tu nasz początek i prognostyk złego, Skąd się spodziewać było co gorszego. 20 Tu nas weksują same przez się wody -- A cóż -- kiedy wiatr! cóż -- gdy niepogody! Przez trzy godziny tak nas turbowało Morze szalejąc, nim igrać przestało. Wszakże gdy pokój nastąpił po chwili, Dopierośmy się prawie odrodzili. Za cichą wodą myśli rozerwane Cieszym -- piastując serce potroskane; Lub już w noc chwilę, lub wszytkie stworzenia W kniejach i gniazdach miały odpocznienia, Nas sen nierychło w miętkie wabił piorą, Trudno się bojaźń da wczasować która! Dnia wyglądamy -- nie ufając nocy, Feba do naszej wzywamy pomocy. Lecz przecie wszytko czas swym trybem daje, Czas dzień przynosi, czas nocne zwyczaje. Zaczym, nim Tytan swojej zorze pali, Niektórzy się z nas czujno zadrzymali. I ja sam zawarł ciemnemi powieki Oczy -- pod głowę podstawiwszy ręki, A myśl stargana, gdy ciało koczuje, Milczkiem odszedszy -- w niebie spekuluje. Widziałem przez sen niebo przepadzistc, W którym obłoki igrały ogniste, Turkusową się przeplatały barwą I smaragdową malowały farbą, Rożnym kolorem niebo przecierały A promienie ich złote przetykały. Tym z nich jaśniejsza światłość powstawała, Gdy się niewiasta po nich przechadzała Za sobą wodząc wiele czystych chórów, Wielki tłum niewiast i orszak aniołów. Nad nią baldachim nieoszacowany Z klejnotów wszytek noszono ubrany, Ze szczerych niemal złożony promieni (Takich Orient nie rodzi kamieni!). Osoba sama inne statecznością I zacną wszytkich tłumiła godnością 21 Matka to była niebieskiej Bogini, Święta Przeczystej Panny ochmistrzyni. Tak jej niebieska kapella śpiewała, Tak ją w triumfie głośnym wysławiała: -- Tyś matka Matki Stwórcę przedwiecznego, Tyś porodziła Matkę Boga twego, Przeto na złotym odpoczywasz tronie I wiecznie mieszkasz na świętym Syonie! Ciebie i nieba i wsze kraje znają I ludzie obchód Tobie wyrządzają! -- Tak jej niebieska melodya brzmiała A ona swego Wnuka wychwalała. A ja zaś wstydem zakrwawiwszy lice, Widząc otwartą niebieską świątnicę -- Bojaźń swą kraszę pozorem śmiałości Przytym kilka słów rzekę do jasności: -- ,,Wy, świetne nieba, wy, jasne obłoki, Wy, co świat słońcem zdobicie szeroki, I wy, niewiasty, co teraz tłumami W tej processyej idziecie z ogniami, Przez ten fest -- prosim -- który teraz macie, To nam u świętej Anny wyjednajcie, Żeby nas w trwodze ustawnie chwiejących Nie przepomniała na wodzie będących. Sama niech śmiałym okrętem steruje, Jeżeli fale na morzu poczuje I swego Wnuka niech prosi za nami, Aby nas swemi piastował rękami. On niech przykaże przez wszelakiej szkody Powolne spławić nam do portu wody, Na którym okręt gdy bezpiecznie stanie, Tam, święta Pani, za twoje staranie, Skoro w wielebne kościoły przydziemy, Na Twym ołtarzu dary kłaść będziemy". Na te niegodne -- święta Anna -- słowa, Której pałała, jako słońce, głowa, Do mnie nędznika (nigdym ja osoby Tak pięknej widzieć niegodzien ozdoby) 22 Wargi otwarszy kilka słów wylała A jakoby się -- mówiąc -- uśmiechała: ,,Nie są tak nieba twarde jak opoki; Ludzki głos prędko przenika obłoki, Ani się darmo mimo uszy nasze Smutne supliki ocierają wasze. Zaczyni was ręka Boska poprowadzi, Nic wam na srogiej wodzie nie zawadzi. Choćby się na was wszytkie sprzysięgały Szturmy i wiatry z ogromnemi wały, Na to nie dbajcie, ale raczej torem Uporne fale łomcie swem uporem. Ja się za wami przyczyniać do swego Gorąco będę Wnuka przedwiecznego I te gromady święte, co wesołem Podle mnie chodzą z processyą kołem, Swoje modlitwy wespół z kadzidłami Do Boga poślą -- modląc się za wami". Tyło słów święta do mnie wymówiła, Potym zaś wzgorę oczy obróciła, A zobaczywszy nad swemi głowami Gwiazdę jasnemi świecącą iskrami -- Rzekła łagodnie: ,,Nad wszytkie jaśniejsza Gwiazdy, Jutrzenko nad słońce cudniejsza, Nie ma nic nad cię wszytkich niebios koło! Twoją ślicznością Bóg swe zdobi czoło, Ja tylko to mam, żem Cię porodziła, Tyś jedną kiedyś moją córką była. Jeśli-ż się w niebie macierzyńska władza I posłuszeństwo córek nie odradza, Prowadź -- proszę Cię -- tych, co mię żądają Mieć za patronkę, gdy morzem pływają. Będą-li burze troskały ich w nocy, Ty -- rano wstawszy -- dodaj im pomocy! Wiatry-li będą szalone latały, Ty w czoło zaskocz, zamknij-że je w skały! Słuszna, abyśmy ludzi ratowali Tych, co się w nasze opiekę podali." 23 Na te Jej słowa rzecz się niewymowna W mych oczach stała i barzo cudowna: Owa się gwiazda, do której mówiła, Na tych miast w Pannę śliczną obróciła. Wszytka złocistym warkoczem odziana, Twarz Jej jako śnieg różą przepalana; Ani farb wdzięcznych tęcza ma tak wiele, Ile się krasy mija na jej ciele. A gdy z ust swoich wypuściła głosy, W swym brzmieniu cale umilkły niebiosy. A Ona rzekła: ,,Anno, mej młodości Matko i mojej źrzenico czystości, Lubom królową niebieską została, Trzeba, żebym cię jak córka słuchała. Pod płaszczem Twojej zwirzchności zostaję, Syn mój Twym prośbom i ja miejsce daję. Wszak wiesz, że Twoje nie bywały próżne U Syna mego prośby za podróżne I teraz, choćby najbarziej się rwały, Gdy tylko zechcesz, będą ustawały. Czegóż dla Ciebie Twój Wnuk nie uczyni, Albo i jego w niebie gospodyni?" Więcej nie mówiąc -- niedługo tak stała, Znowu się potym w gwiazdę przemieniała. Jednak z słów poznać, że to miłościwa M a r y a była -- Jutrzenka prawdziwa. A gdy tak przez sen w niebieskiej machinie I w świętej długo przebywam krainie, Ów Dwór niebieski i owe widoki Zwarszy się z sobą -- zaćmiły obłoki, Zaczym się moja barzo myśl wstęskniła, Iż tak rozkosznych prospektów pozbyła. Więc gdy nie drzymie ani jej sen łudzi, Toż się ocknąwszy mnie samego budzi; Ja zaraz wstawam a podniozszy ręki Snem zalepione przecieram powieki: Już dzień obaczę i wysoko słonie W złocistym wozie poganiało konie, 24 Wiatr za żaglami chodząc dobrze służy, Skąd piękny pojazd, piękna chwila płuży, A moje siedząc w gronie towarzystwo Teraz nad zwyczaj czyni nabożeństwo; Wszyscy się modlą świątobliwie społem I głosem pieśni śpiewają wesołem. A lubo ta rzecz nie jest godna śmiechu, Jednak śmiech tulę sam w sobie pocichu I rzekę: -- ,,Bracia! cóż to was za duchy Do tak szczęśliwej przychęciły skruchy? Teraz modlitwy, zewnętrzne wzdychania, Prośby pokorne czynim i śpiewania, A przedtym-eśmy kościoły mijali I raczej tańce niż psalmy śpiewali! Jeźlić tak dłużej na morzu będziemy, Pewnie mnichami wszyscy zostaniemy!" Oni się zatym do mnie obrócili A mój żart temi słowami płacili: ,,Tylkoś sam jeden spojśrzodka nas, Lachu, Iże się zmyślasz wolnym być od strachu? Dopieroś ożył? nie umiałeś prawie Tych żartów wczora dokazować w nawie? Siądź lepiej z nami a społem zawzięte W nieba ofiaruj nabożeństwa święte. Dzisiaj wiliją świętej Anny mamy, Jutro samego festu doczekamy. A jeźli w państwach i kościołach słynie, Niech do niej nasz głos i z wody popłynie! Jaką możemy chwałę wyrządzajmy I w jej opiekę nasze drogę dajmy!" Kiedy to słyszę, jak ze snu drugiego Porwę się mówiąc z braci do każdego: ,,Wy tu na jawie Annę wychwalacie I jej wiliją rybom ogłaszacie, A ja, gdym usnął, dziwuję się sobie, W jakiej śpiąc stałem niebieskiej ozdobie". 25 Zatym im widok, który przez sen miałem, Wszytkim z pilnością wielką przekładałem, Jako się Gwiazda w Pannę przemieniała, Jako nas Anna wieść obiecowała. A gdy już wszyscy tę Patronkę znamy, Tym pilniej jej fest święty ogłaszamy, Barziej się modlim i mniej potraw jemy, Suchary tylko a wodę pijemy. 26 NAWIGACYEJ MORSKIEJ ROZDZIAŁ DRUGI ARGUMENT. Okręt za posłusznym wiatrem dobrze żegluje, lecz nauklerowie, że nic na morzu nie widzą, z tęskności ziemskie sobie ozdoby i przechadzki wspominają. Potym się z okrętami olenderskiemi, których siedm płynęło, z radością potykają. Z ktoremi jako się pominęli, w niedługim czasie delfinowie morscy z wody się pokazują i z sobą igrają, czemu się jeden bosman przypatrując o bliskich szturmach z tego praktykuje. Ale Marynarz, połajawszy go o to, sam wszytkich cieszy i nazajutrz przeciwko Roztokowi przypłynąwszy -- dobrej myśli z Polakami zażywa. Którzy rozumiejąc, że prędko w Lubeku stanąć mieli, wszystkich -- prowiantu nie żałując -- hojnie częstują, A wtym szturm wielki uderzył, tak że nietylko ludzie, ale i sam Marynarz przychodził do desperacyej; z której potym Pan Bóg uwolnił strapionych ludzi, bo okręt miedzy cichą wyspę przystąpił, gdzie mu wiatry szkodzić nie mogły, a ludzie, na wyspę wysiadszy, rożnemi się przechadzkami i widzeniem miejsc rozkosznych cieszyli. 27 Zaczym bezpiecznie za wiatrową władzą Jedziem -- a prosto żagle nas prowadzą. Nie widać ziemie, tylko co obłoki I wody przejzrzeć nie możem szerokiej. W czterdzieści płyniem od swych brzegów mili, Nie masz, czymbyśmy swe oczy cieszyli. Jako więc pielgrzym gdy peregrynuje, Rożnym się pilno krajom przypatruje, Przez miasta idzie: tam z marmorow ganki, Tam domy widzi, tam potężne zamki, Kościoły wielkie, fortece i mury, Na których piękne świecą się struktury, Idzie przez sady: obaczy winnice, Kędy się żywe przechodzą krynice, Kędy kasztelle z fruktow uplecione, Kędy statuy kosztem urobione; Albo tam panny lub młodzieńcy grają, Lubo żartując wino wyciskają. Idzie-li przez las: ptaszkowie swe pieśni I Faunowie wykrzykują leśni, Pasterze bydło pasą nad łąkami Przegrawając się z sobą piszczałkami; Wszędzie są trawy a na nich wierzgają Konie, albo się barani tryksają. I kędy jedzie pielgrzym albo bieży, Z nim rozkosz chodzi w wesołej odzieży. Nam zaś na morzu uciech tych nie dała Chwila zażywać, lecz nam zakrywała 28 Szeroka woda i miasta i pola I kwiat, którym się zwykła zdobić rola. Ale choć lasów nie widziem z polami I łąk szyrokich z wonnemi kwiatami, Dość by nam na tym, kiedy by gąsięta, Lubo malutkie z matkami kaczęta Według natury po wodzie pływały A swojemi się piórkami nurzały. Jak owo bywa, gdy się przechodziemy W domach -- a wielkie stawy obchodziemy, Już się i ptasząt kędy przy krzewinie, Już i cyranek napatrzym we trzcinie, Rożnych igraszek i głośnego wrzasku Słuchamy -- siedząc przy brzegach na piasku. A zaś na morzu, lub się tam zlewają Gwałtowne wody i tam swój stok mają, Przecie nie słychać ni dzikich śpiewania Ptasząt, ni gęsi domowych pływania, Tylkośmy zdała na nawy patrzali, Ktoremi rożnie ludzie kierowali Do rożnych krain, z rożnemi andlami Prosto swojemi jadąc gościńcami. Gdzie też przeciw nam w same prawie oczy Siedm naw z wiatrowej lotem płynie mocy; Na nich bosmani w szarych sukniach stali A zdała na nas kuczmami kiwali, Co nasz Marynarz obaczywszy skoczył A kilka żaglow prędko w kupę stroczył. Oni też wzajem żagle opuścili, Aby się z nami byli rozmówili. A gdy już bliżej ku nim następujem, Z obu stron k sobie nawami kierujem. Tamże w okrętach pospólstwo krzykało Z radości, że nas na morzu ujrzało, Tam się szyprowie z sobą przywitali I ręce sobie po bratersku dali. Nasz się Marynarz spytał: ,,Skąd jedziecie I jakie andle do Gdańska wieziecie?" -- 29 ,,Z Olandii -- prawi -- jedziemy z suknami, Chcący skupować zboże towarami. Niewiem, na jaką taniość nasz wiatr wienie; Prosim cię, powiedz, żyto w jakiej cenie?" Nasz szyper rzecze: -- ,,Obfici Polacy Dostatek zboża wożą swojej pracy, Dzień w dzień do portu przychodzą z szkutami, Ciesząc się żywej Cerery darami. Złota ich praca i złotem się płaci: Po sześciu złotych korzec -- nieinaczej. I was w dobry czas Tryton w Gdańsku stawi Idźcie szczęśliwie a bądźcie łaskawi!" To powiedziawszy więcej nie mówili, My w swą, oni w swą okręt obrócili. Jedziem pod słońcem w bezpiecznym pokoju Nie czując namniej wiatrowego boju, Potrzebne tylko duchy nas prowadzą, Ni wielkim szumem ani falą wadzą. Bodaj Eolus tak bywał łaskawy I takich wiatrów użyczał nam z skały! Bodaj tak wszytkich wiatry prowadziły, Jako nas w ten czas pogodnie nosiły! A gdy już słońce ogniste promienie Do niskiej jadąc nachylało ziemie, Kiedy upały przykre ustawały I nieszporowe chwile nadchadzały, Gdyśmy pod niebem niemal wszyscy stali I na swój pojazd szczęśliwy patrzali: Ono nam palcem bosmani skazują Siedmiu psów morskich, których więc mianują Własnem przezwiskiem ludzie delfinami: A oni z wody wychodzą grzbietami, Na których stały pokosem szczeciny, Trochę od dzikiej pomierniejsze świni, Lecz wzrostem tylcy, skorą zaś bobrowi A łbem i nogą podobni kretowi. Wprzód rzędem wszyscy za sobą pływali, Potym dokoła pływając skakali, 30 Znowu zaś dwiema stanęli rzędami A na się wodą chlustali łapami, Toż zaś wężykiem pływali sapając, Swym biegiem morze pienili igrając. My się dziwujem, gdy na nich patrzamy, I na nich -- blisko jadący -- wołamy. Wtym jeden bosman do nas wszytkich prawi: ,,Źle o nas będzie, jeźli nam łaskawi Morscy bogowie nie będą na wodzie, W ciężkiej opływać będziem niepogodzie; To nam igrzyska tych psów praktykują! A snać się wichry już kędyś gotują. Ale, o nieba, wzdy się zmiłujecie, Aboż nas przed tą falą uwieziecie!" Lecz to Marynarz zganił bosmanowi: ,,Głupi! co gadasz?" -- A do nas zaś mówi: ,,Nie dajcie darmo serca swego trwożyć! Albo to on Bóg przyszłe rzeczy wróżyć? Czy to nowina, że psi morscy grają? Tuć ich swoboda! a gdzież igrać mają? To to już źle nam? to to już toniemy? Hej! szczęśliwie my na porcie staniemy! Wiem ja, że ckliwe opuściemy wody I ulubione prędko ujrzym lądy". Temi nas słowy cieszył zasmuconych Będąc w swym sercu pełen trwóg znajomych. Potym szedł na wierzch masztu wysokiego Chcąc zdała brzegu upatrzyć jakiego, A nie ujrzawszy okolicznie brzegu Rzecze: ,,Niech nam Bóg sam dodaje biegu! Mniemam, że jutro rano obaczymy Roztok i z szczęściem dalej zabieżymy. A ponieważ dziś już słońce nad schodem, Pobożnym idąc chrześcijanow rządem Bogu z pokorą psalmy zaśpiewajmy A w Jego święte styr ręce oddajmy!" Nazajutrz rano wesoło wstajemy I w sercach gwałtem radość gotujemy 31 Mniemając, że nam kędy nad brzegami Flora zabieży z swojemi nimfami, Które więc zwykły gołe pola w kwiecie -- Zimą odarte -- przyodziewać lecie. Tych my żądamy i z niemi swobody Miedzy ślicznemi chcemy użyć grody, Bo nas już tęskno, że pielgrzymujemy, A w drodze jadąc ziemie nie czujemy, Tylko pływając co żywo dokoła Z oczami pilno podnosimy czoła Mówiąc ku sobie: ,,Wzdyć kiedy obłoki I ten kiedy świat przejrzemy szeroki!" O! mój Roztoku! toć jak w prawym niebie Tak się nam widzi -- zbudowano ciebie! Pierwej niż ziemię twe wieże troiste I kościół widzim przez powietrze mgliste, Roztok już widać! już widać prawdziwy Roztok! Z radości każdy perspektywy -- Kto ma -- dobywa, a w wesołem czasie Na miasto patrząc, swoje oczy pasie, A choć się zdała ledwo znakiem snuje, Każdy go wielkim przez prospekt buduje. Tak to więc radość zwykła łudzić oczy, Gdy się w tęskliwe serca ludzkie wtroczy I z wielkich rzeczy -- pokazuje małe, Z małych zaś barzo czyni okazałe, Nosi odległe bliżej k sobie mury I na bezdennym morzu stawia góry. Nie przeczy radość, jak sobie kto tuszy, Za nim poświadcza, że wszytko być musi A w sercu skacze chcąc dolecieć swego -- Stawszy się ptakiem -- kresu zawziętego, Chcąc nas postawić tam, gdzieby nam miło, Coby to wszytko dobrze nader było, Gdyby się w drodze nie stłukła o skały Abo jej -- lecąc -- piórka nie padały. Tej my radości powodem weseli, Kiedyśmy Roztok zdaleka ujrzeli, 32 Serdeczną wszyscy szczycimy się chwilą, Wesoły umysł racząc krotofilą. Teraz-że, bracia, kiedy tak Bóg raczy, (Wszak się przy szczęściu nie godzi inaczej) Zażyjmy chwili a czasu dobrego! Wyświadczmy radość serca wesołego! Siądź z nami -- prosim -- panie Marynarzu, Starszy okrętu tego gospodarzu! A wy, szafarze, co w spiżarni macie, Hojnie wszytkiego do kuchni dawajcie! Pocznijcie razem beczek, co możecie! Choć -- miasto piwa -- wina nalejecie, Dobra omyłka i do takiej sprawy! Ty nam pomagaj, o Bacche łaskawy! Masz ku swej woli wesołą drużynę Polaków, Niemców, inną mataczynę, Którzy się rzeźko kręcą ze dzbanami Częstemi zdrowie chłodząc rymerami. I ty w biesiadach, Koe okrzykliwy, Któryś zwykł chodzić po nocy sępliwy Z zgrają swych bożków -- pomóż krotofili! Vivat!! -- krzykajcie, gdy będziemy pili. Wszak się oglądać na nie nie będziemy, Kiedy już jutro u portu staniemy! Tu tedy naprzód sam w wesołej cerze Marynarz z winem srebrny puhar bierze A z poświęceniem Bachusa dobrego. Który mu gardła użyczył sporego, Dobrym porządkiem kolej naprawuje I w głos do wszystkich stojąc peroruje: ,,Boże-ć daj zdrowie, mój piękny okolę, Co przy tym siedzisz rozłożystym stole! Za wasze zdrowie spełnić obiecuję, A sam Bóg one niechaj wam daruje, Ile w tym tronku winnych jagód było, Ile się i gron w ten puhar zmieściło I w te tu beczki ile prasowała Ręka likworu, gdy go wytłaczała. 33 Jeszcze i więcej nad to wam winszuję Szczęścia, ktorem was niech Bóg opatruje; Lecz już i dosyć świętej łaski jego I opatrzenia mamy niebieskiego, Bo cóż nam -- proszę -- morze ugroziło, Choć nas igrzyskiem swoim zatrwożyło? Przestało prędko szaleć i swe szańce Gładko zrównały popędliwe tańce. A my powodem Panny Oblubieńca Nie zbłądziliśmy z prostego gościeńca. Więc już i Roztok oto omijamy I na wesołe pola wyglądamy, Jużeśmy tęskność ciężką opuścili, Już nieprzejźrzane wody przepławili. Ato już teraz po łąkach kosiarze, Ato i pilni pracują żynarze I w oczach naszych niedaleko wody Stoją z jarzyną rozliczne ogrody. Cóż nas nie cieszy? A jeszcze wesele Większe nam Sprawca święty niebios ściele, Kiedy nas jutro już na zamierzonym W Lubeku stawi porcie ulubionym". Więcej nie bawiąc ani szerząc rzeczy, Wszytkim do koła skłoniwszy się k rzeczy Ochotnie podniósł do swoich ust czary A kształtnie pijąc zażywał w niej miary. Tu twój czas przyszedł, abyś pokazywał, Koe, jakoś tam w ten czas wykrzykiwał, Jakieś rękami zaczynał klaskania Albo nogami czynił kołatania, Jakoś wlał czerstwe duchy w ciała nasze, Gdyś nam poświęcał pełną w kolej czaszę. Miałbym za szczęście i ze wszytkiej miary Łacniej u ludzi dostąpiłbym wiary, Gdybyś się jakie Echo ozwać chciało Tu na tym miejscu, jakoś tam wstawało! Lecz i wy świadczcie, wysokie niebiosy, Jako wesołe wszędzie brzmiały głosy, 34 Albo wy, uszy, jakoście się bały. Gdy was ogromne trąby przerażały! ,,Kolejna!" -- wszyscy -- ,,kolejna" -- i dalej: ,,Nalewaj jeszcze! nalewaj!" -- wołali, Z których okrzyków większy pochop brała Ochota i w tym więcej panowała. Więc kiedy jeszcze pijany przystąpił Humor, żaden z nas w hojności nie skąpił, Owszem już miarkę we wszytkim przebrawszy A na ostatnie koła nie patrzawszy -- Daliśmy oczy marnej rozrzutności Od potrzebnej nam zasłonić jasności; Zgoła -- olsnąwszy, jako w nocy, prawie -- Co jeno było prowiantu w nawie Rozdajem wszystkim spiżarni nie chroniąc Ani napoju z beczek nie żałując. Wszytko to radość nasza sprawowana, Która nas jutro na brzeg stawić miała. Nawet eksaktor, któremu jest dana Moc od okrętu płacy wybierania, Przepasawszy się zwyczajną karboną Z odkrytą chodził do każdego dłonią Napominając, aby wczas płacili, Ponieważ Lubek tylko w ósmej mili; Inaczej nie miał nikogo wypuścić Z okrętu, aż się musiał wprzód uiścić. W czym nie przeczyli ludzie w rozkazaniu, Ale -- aby był kontent w odbieraniu, Poczęli jedni talarami rzucać, Niektórzy u swych piniędzy pożyczać, Aby zupełną kwotę wyliczali A jemu słuszną monetę oddali. To gdy się dzieje, wolny Bog w odmianie Z tak cichej wody czyni kołysanie, Z wesela -- trwogę, a z nieba pięknego Daje początek płaczu rzewliwego. Odchylił trochę wiatrom drzwi u skały, A ony, skoro tylko wyleciały, 35 Czując się w mocy a będąc na woii, Nie mając wodzy w tej nieszczęsnej doli -- Na morze biega, puszczają zawody A swym impetem poruszają wody; Okradszy słońce i niebo z jasności Swoje roznoszą na ten świat ciemności, Pod niebem wszędzie, kędy chcą, panują, A drugim wiatrom bywać rozkazują. Które z furyją kiedy przyleciały, Jak jędze z piekła wszytkie zahuczały; Mrucząc i szumiąc wały wylewają A piasek z wodą na wznak wywracają. Tu góra, tu dół, tu przepaść głęboka, Znowu z przepaści powstaje wysoka Skała i głową bieżąc ku nam grozi A innych tysiąc za sobą powozi Z wielkim zapędem, że też insze wały Jedne przez drugie na łeb upadały. Już dzień i drugi przeminął i trzeci, Czwarty i piąty z większym wichrem leci -- A my miedzy tak strasznemi wodami Nie wiemy, kędy błąkamy się sami. Strach nam tkwi w sercu. I to nas bolało, Że się w okręcie drzewo poruszało, Przez co się woda we wnątrz zakradała, Dobywając się zawirtami lała. Wszyscyśmy tedy oczy na jednego Gubernatora obrócili swego, Coby z tym czynić, aby z rozgniewanych I wichrów i wód wyniść zamieszanych. On wprzód po wałach, gdzie tylko pierzchliwe Wiatry i fale chciały nieżyczliwe, Puścił na sam los tylko Boskiej sprawy, Aby nas woził sam Sprawca łaskawy. Lecz gdy się coraz barziej rozpierały Ściany w okręcie i wody się lały, Zląkł się Marynarz, aby ciężkie szumy, Które jak straszne biły w okręt gromy, 36 Kędy wśrzod morza nawy nie rozbiły I wszytkich razem nas nie potopiły, Krzyknie z przestrachu: ,,Miejcie się na pieczy! Po morzu pływać niebeśpieczne rzeczy! Niech sam Bóg radzi! ja radzić nie mogę, Jednak ku zdrowiu tak wam dopomogę: Lepiej już kędy upatrować skały, Niż w morzu tonąć miedzy temi wały, Lepiej się zdrowia spodziewać, niż rybom Dać się na pokarm albo wielorybom Stać się pogrzebem i tam w ichże grobie Mizerne ciała dać pochować sobie; Aboż tym szturmem kędy zapadniemy A jakążkolwiek skałę wynajdziemy, Tam szczęście nasze, jeźli przystęp snadny Będziemy mieli; a jeśli nieskładny -- Cóż już nam czynić? jeno tam wymierzę A wątłą stabą na roztręt uderzę. Wszakże komu Bóg naznaczył żyć więcej, I między wałów nie zginie tysięcy, A przecie snadniej u brzegu jakiego Ratować możem zdrowia wątpliwego." To skoro skończył, o! jakie łykania, Jaki wrzask powstał i z płaczem wzdychania! Jakie lamenty już zgubionych prawie Ludzi panują w opłakanej nawie! O Boskie ucho! przez smutne niebiosy Słysz nasze troski i płaczliwe głosy! Podaj swą rękę a ratuj tonących! Ty umiesz cieszyć w Tobie ufających! Tak jedni mowim, a drudzy padają Z bojaźni na wznak, ledwie duszę mają W oziębłym ciele; drudzy się żegnamy Z sobą i piersi płaczem polewamy Często się z sobą mile obłapiając. A smutną radę w głowie swojej mając Według uwagi Marynarza swego Wyśliśmy na wierzch okrętu słabego. 37 A tu jakośmy obaczyli zdała Wyspę, do której pędziła nas fala, Znowuśmy wołać i płakać poczęli, Gdyżeśmy tam już okręt rozbić mieli. Więc tu już patrzym: czyli śmierć, czy życie Wy, srogie wody, na nas obrócicie? Wtym bosman woła z masztu wysokiego: ,,Nie trapcie dalej serca strwożonego! Przy tej nas wyspie chce Pan Bóg obronić, Tu się przed szturmem możemy uchronić. Widzę, że wyspa kołem się podaje A na niej gęste zasłonią nas gaje." To jako wyrzekł, aż wiatrowem bojem Zagnani -- stoim pod skałą spokojem. Tedy westchnąwszy wszyscy jak więźniowie, Których na włosku zwykło wisieć zdrowie, Za ich występki gdy ich na śmierć dają, A już już pod miecz szyje wyciągają, -- Co sędzia widząc, jeźli się użali, ,,Postój!" -- zawoła i dekret oddali. Jaka tam radość! jakie dzięk czynienie, Gdy śmierć przepuści a da im zbawienie! Równym sposobem i my zasłużyli Tysiąc kroć zginąć, bośmy grzeszni byli. Ale Bóg dobry, nie patrząc na złości, Wsparł nas swą ręką zażywszy litości. Któż nie uważy, jako Boskie oko Wszytkiego dojrzy siedzący wysoko! Więc się tu bijem w piersi i na wieki Nierówne łasce jego czynim dzięki. A jako Wiosna, skoro swoje gaje Pocznie ubierać w młodociane maje, W ludziach teskliwość i chłopoty gasi A swym weselem świat zmartwiony krasi, Że też i biedne, pracowite mrówki Z gniazda wychodzą na ciepłe pagórki, -- 38 Tak niemniej i nas strachem zmarzłych grzeje Wesoła wyspa, kiedy w koło wieje Strapionej nawy a swemi drzewami Wiatry odbija na stronę z falami. Czym się weseląc -- wszyscy gromadami, Jak mrówki z gniazda, chodzim nad brzegami. Tu śliczne widzim klony i dąbrowy, Tu łąki, tu gaj, tu woda przez rowy Płynie, a tu zaś porosła murawa Wonnemi kwiatki, tu zielona trawa, Po niej się gęsto przechodzą owczarze, Pasą owieczki grając na fujarze, Tu zaś po inszych stronach przy gęstwinie, Miedzy bagniskiem na niskiej rowninie Igrają sarny z dziatkami małemi l jako matki wymionami swemi Karmią maluczkie, do siebie podobne Skórką i sierchlą, dziateczki swobodne; Przy nich wodzowie -- wysoko trzymając Rogi -- przechodzą głową potrąsając. Wkoło rzęsiste wrzosy szczypiąc zwali A wszędzie okiem ostrożnym patrzali I ledwie co nas przez chrost obaczyli, Wzbestwiwszy wszystkich w gęstwinę skoczyli. ,,Znać przecie bestwą naturę dzikiego Zwierza" -- mowiemy jeden do drugiego. A wtym -- dziwna rzecz -- gajewnicy sami Napadszy na nich swojemi rękami Jęli ich głaskać i chleb im podając Wiedli za sobą w piszczałkę igrając. Właśnie tak zwykli pieszczeni kozłowie, Abo rozkośni w domach baranowie Za swemi chodzić wszędzie pasterzami, Którzy ich karmią z pieszczoty rękami. Tak te, zwierzęta podobno się znały Z gajewnikami, że ich tak słuchały. Więc jeszcze dalej sobie pochadzamy Miedzy ślicznemi wszędzie dąbrowami, 39 Klonem, grabiną i wszego rodzaju Rozkosznym drzewem tamecznego gaju, Miedzy ktoremi były i sadowe Drzewa i śliczne frukty ogrodowe, Jabłka, orzechy, gruszki a na górach Trochę piaszczystych -- wino w gronowinach Gęsto wisiało jeszcze niedojrzałe, Ale jagody już były niemałe. Ślimaków też rzecz nieprzejrzana była, Zgoła się wyspa pod niemi okryła, Drzewa i trawy zapłowiały niemi; Z domków wyszedszy chodziły po ziemi, Które im sam Bóg prawem przyrodzonym Zbudował kształtem dokoła kręconym; Czarne z rożkami i ogonki miały, Jako ich zwyczaj -- wszędzie się czołgały. Tak gdy się rzeczom w nieznajomej stronie Przypatrujemy a wysokie słonie Z ciemnych obłoków co raz przeglądało A przez chmury się twarzą wychylało, Trafonkiem jakoś miejsce napadniemy Śliczne na pozór przymiotami swemi, A te się gęstym drzewem okrążyło I wirzch nad sobą liściem zasklepiło -- Właśnie jak chłodnik ręką urobiony, Gdy chrustem zewsząd bywa opleciony, Albo jak w sadach zwykły się wiśniami Ganki odziewać i swemi liściami Czynić poddaszki swój owoc zwieszając A w ludzkie ręce jagody podając. W podobnym miejscu i my odpocznienie Sobie naleźli i miłe siedzenie, Kędy nas liścia i piękne kaliny Z wierzchu a zespod kosmate jeżyny I inne kwiatki wdzięcznie woniejące 40 Cieszą -- ku nam się w piękności śmiejące -- I samych siebie prawie w ręce dają A swym zapachem do siebie zwabiają. W tym tedy wszyscy miejscu ukochanym, Naturą samą siadszy zbudowanym, Puściwszy z głowy wszelkie utrapienia I wszystkie z myśli zzuwszy sprzeciwienia -- Radziemy sobie, aby wypróżnione Spiżarnie znowu były nałożone, Ponieważ dalszą drogę jeszcze mamy, A kto wie, jakiej pogody zaznamy. Zaczyni kilka nas do Stokhopu cnego Idzie po żywność -- miasta wesołego. Za nami drudzy, komu było trzeba, Idą kupować w drogę sobie chleba. Naprzód przez gaje, a potym przez pole Szerokie idziem, gdzie odłogiem role Jedne leżały, drugie podorane I broną były dobrze utaczane. A na niektórych miejscach trochę dalej Ludzie wesoło śpiewając orali Kręcąc się pilno na odwrót z pługami I z młodemi się pasując wołami, Których więc w jarzmie młoda płochość miece A pot z oracza robotnego ciecze, Krople kroplami jak perły padają, Albo jak rosa z niego wynikają, Za nim się twardym walą położone Krojem napował skiby obciążonej W nich się ruchają i czmerzą robacy, Które latając wybierają ptacy. Tak kiedy cicho idziem jako niemi Na wszytko patrząc w nieznajomej ziemi, Toż też i Ceres w żniwie swe roboty I pracowite pokazuje poty, Pod której rządem ludzie w bujnych gronach 41 Uwijają się z sierpami po stronach. Pilne dzieweczki wszędzie, jako roje Żyzne, na polu z parobkami boje Z ochoty czynią wprzód się uganiając A w oczach swoich nagrodę stawiając, Którą im Ceres po pracy dać miała Tym, których robić ochotnie widziała. Dziewkom rękoma swemi na ich włosy Wieńce gotując -- kładzie plenne kłosy, A zaś parobkom dziewki naznaczała, Które w małżeństwo dać im obiecała. A tą nadzieją -- tak te, jako owi Karmiąc się -- swemu nie dają znojowi Częstej ochłody, ale pilno snopy Wiążą a gęste zastawiają kopy. Skąd nietylko cnych gospodarzow grzeje Radość, lecz się nam samym serce śmieje Patrząc na bujne ziemie urodzaje, Jako je hojnie Bóg święty rozdaje. 42 NAWIGACYEJ MORSKIEJ ROZDZIAŁ TRZECI ARGUMENT. Nauklerowie i niektórzy z Polaków idą do miasta Stokhopu dla kupienia na dalszą drogę prowiantu. O których gdy się Prezydent miasta tego dowiedział, z wielkiej ludzkości swojej prosił ich do siebie, a mając je w domu swoim pytał ich, skąd się wojny w Polszcze zjawiły. Tedy Polacy na jego prośbę o początku wojny kozackiej krotko namieniają. On także wzajemnie przed niemi świeże a mizerne Króla angielskiego (jako mu poddani jego głowę ucięli) opowiada fatum. A potym ochotnie Polaków u siebie traktując, córkom swoim na instrumentach grać i śpiewać każe;