8704

Szczegóły
Tytuł 8704
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8704 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8704 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8704 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PӣMISEK Autor: Konrad T. Lewandowski Ksi��k� t� stanowi ukazywanie powod�w tego, czym byt jest i �e jest, zarazem wszystkiego, co podstawowe i wyj�ciowe w uprawianiu metafizyki. Mieczys�aw Gogacz, "Elementarz Metafizyki" ATK, Warszawa 1987 I nadszed� Wodnik. A przybywszy wzi�� Ryby za pysk i zaprowadzi� porz�dek w stawie Proroctwo Przewodasa Wpad�em z rumorem do redakcji "Oble�nych Nowinek". - S�uchajcie ! - wrzasn��em - Ale bomba ! By�em u McDonalda! Zbyt dobry mia�em nastr�j by mog�y mi go psu� znacz�ce postukiwania w czo�o i �urnalistyczne zblazowane miny. - Dot�d omija�em toto jak zaraz�, ale wczoraj wieczorem g��d mnie przycisn�� - trajkota�em w natchnieniu - Nie mia�em wyj�cia, inne budy pozamykane. Wzi��em Big Maca, a to mi�kkie syfiliszcze roz�azi mi si� w g�bie, zanim zd��y�em je ugry��. Idealne �arcie dla kogo� kto zostawi� w domu sztuczn� szcz�k�. Mo�na szama� go�ymi dzi�s�ami. Ol�ni�o mnie ! Patrzyli i s�uchali. Chyba ich jednak zainteresowa�em. - Nie kapujecie ? Jakie zwierz�ta nie maj� z�b�w ?... - cisza oczywi�cie - Minogi. Gromada kr�g�ouste. "Cafe pod Minog�" ! McDonald to papu dla kr�g�oustych ! �e te� Wiech tego nie do�y�... Dopu��cie mnie do komputera, to zaraz dziabn� paszkwila ! Mo�e pr�dzej ich zamkn�... - McDonald zam�wi� u nas dwie kolumny reklam - oznajmi�a grobowym g�osem Elka, sekretarz redakcji. Nie ma to jak kube� zimnej wody na wen� tw�rcz�. - Jak to ? - Guru Ciachorowski cofn�� kl�tw�, bo zarz�d McDonalda zobowi�za� si� zast�pi� mielone mi�so serem sojowym - wyjasni�a Jak na rasowego mi�so�erc�, na sam� my�� o wegetaria�skiej diecie zrobi�o mi si� niedobrze. - Z dodatkiem trofu ? - spyta�em, wspominaj�c identyczny niemiecki precedens. - Nie, u nas b�d� dodawa� szczypt� z�otorostu �ciennego. To taki porost. Guru nalega� na akcent narodowy w menu. - Wi�c o czym mam napisa� - usiad�emi wysi�kiem u�o�y�em rysy twarzy w mask� pt. "Oblicze zimnego profesjonlisty" - Zrobisz wywiad z B�yszko - Sa�y�skim - Ze specem od talizman�w ? Przecie� to Rychu mia� nagra� faceta w zesz�ym tygodniu ? - Sp�awi� mnie - odezwa� sie Rychu ze swojego k�ta - a ponadto poszczu� czym�, co wygl�da�o jak skrzu�owanie kota z nietoperzem... - Rozumiem, Rychu, by�es naprany. - Ani troch�. Wkurzy�a mnie perspektywa poprawiania roboty po kopnietym alkocholiku. - A bia�e myszki widzia�e� ? - Widzia�em - odpar� zimno Rycho - By�y w terrarium i s�u�y�a za karm� dla tego niby kota. - Tomaszewszki, to nie s� jaja - pogodzi�a nas Elka - Naczelny zdecydowa�, �e masz to sprawdzi�. W�a�nie ty. - Dobra, dobra - westchn��em i odwr�ci�em sie do Rycha - Za co ty w�a�ciwie podpad�e� Sa�y�skiemu ? - To by�o zaraz na samym wst�pie. Zapyta� mnie czy relacja jest bytem. Nie mia�em poj�cia o co mu chodzi. - Dowiedzia�am si� - wtr�ci�a si� Elka - �e Sa�y�ski ma g�upi zwyczaj przepytywania go�ci z metafizyki. Dlatego jeszcze nikomu nie uda�o si� zrobi� z nim wywiadu. - Trzeba by�o odpowiedzie�, �e to problem dyskusyjny, ale wi�kszo�� metafizyk�w twierdzi, �e relacja jest bytem niesamodzielnym - odpar�em - A ty co mu powiedzia�e� ? - No... - Rychu si� zmiesza� - Chcia�em obr�ci� to w �art, wi�c paln��em, �e nie ma bytu bez odbytu... - Nic dziwnego �e si� w�ciek�. I serio, nikt dot�d go�cia nie poci�gn�� za j�zyk ? - Nikt. Pogoni� nawet panienk� z "Twojego Chujoskopu", kt�ra mia�a przeprowadzi� z nim wywiad we wszystkich pozycjach. - Mo�e jest "sp�jny erotycznie" ? - Niekoniecznie, w m�odo�ci utrzymywa� niez�y harem. To zmienia�o postac rzeczy. Nie cierpi� odwalania wypracowa� na zam�wienie, ale ty mia�em przed sob� niez�e wyzwanie - Bior� - oznajmi�em i w ten spos�b kilka dni p�niej w moim �yciu pojawi� si� P�misek B�yszko - Sa�y�ski, na chrzcie dali mi Jerzy Maria Eustachy, mieszka� na Saskiej K�pie w uroczym willowym zak�tku dzielnicy ograniczonej ulicami Francusk�, Wa�em Mi�dzeszy�skim i zjazdem z Mostu Poniatowskiego. W tamtejszych popl�tanych, czasem kr�tych ulicach mo�na by�o si� zakocha� od pierwszego wejrzenia. Uwielbia�em kr�te ulice, uwa�am �e maj� osobowo�� w przeciwie�stwie do tych prowadzonych pod linijk� i przecinaj�cymi si� pod obrzydliwie prostym k�tami. Kiedy widze zakr�caj�cy mi�kko zau�ek, z mojej duszy opada cyniczna skorupa i pozostaje czysty zachwyt. Sa�y�ski mia� dom przy Berezy�skiej, lecz nie dane mi by�o zazna� rozkoszy spaceru. Zd��y�em wysi��� przy Rondzie Waszyngtona i wyj�� z przej�cia podziemnego, gdyz Francuskiej wymaszerowa�a boj�wka Gwo�dzi, czyli Grono Wy�szej �wiadomo�ci. Ubrani w zielone koszule, z g�owami wygolonymi na pa�� i pomalowanymi na zielono, zawodzili mantry wymachuj�c do taktu kijami baseballowymi. Na nogach mieli super ekologiczne sanda�y typu "glan"Okre�lenie "gwo�dzie"by�o pocz�tkowo obel�ywym skr�tem, ale kiedy guru Ciachorowski Swami, zwany przez niewiernych Obciachu �wiru, rzek�: "M�drej g�owie do�� po s�owie, g�upiej trzeba gwo�dziem", nazwa przyj�a si�. Dla �wi�tego spokoju, aby nie wchodzi� im w drog�, przystan��em przy kiosku "Ruchu" i zacz��em ogl�da� gazety. Na samym wierzchu "Wyborcza" epatowa�a zielonym prostok�cikiem obok s�owa "Gazeta". Pod nag��wkiem czerni� sie kobylasty tytu� oznajmiaj�cy wydanie wyroku w najnowszym procesie pokazowym. Trzech ch�opak�w rozpali�o ognisko nad Wis�� i piek�o na nim z�owione ryby. Prokurator posun�� ich z trzech paragraf�w: zwierzob�jstwo, rabunkowe zu�ycie tlenu i pog��bianie efektu cieplarnianego. Dostali po dwa lata bez zawieszenia. Cholera, trzy lata temu co� takiego mog�o by p�j�� tylko w "Oble�nych Nowinkach", a i to w Prima Aprilis... - Szyneczka, baleronik, �wie�utki schabowy - us�ysza�em nagle ochryp�y szept. Obok sta� nieogolony facet, gapi�c si� gdzie� ponad moim ramieniem. Tu bliziutko, za rogiem - doda� - u szwagra... - Nie dzi�kuj�,mam w�asnych dostawc�w - odpar�em p�g�osem i natychmiast przekl��em w�asny d�ugo oz�r. Je�li to by� kapu�, to mia� mnie na widelcu ! W tym momencie z Finlandzkiej wymaszerowa�a kolejna grupa Gwo�dzi. St�a�em. Sk�d ich a� tylu ? W�dliniarz jakby rozp�yn�� sie w powietrzu. Kiedy Gwo�dzie min�y oboj�tnie kiosk, poczu�em mi�dzy brwiami kropelk� potu. Nim dotar�em do willi Sa�y�skiego, och�on��em troch� i dobrze bo gospodarz wybitnie nie by� w nastroju do przyjmowania dziennikarzy. - Czy mo�e mi pan powiedzie�, co to znaczy inteligibilno�� ? - wygarn�� z biodra zanim zd��y�em si� przedstawi�. Intencja jego pytania by�a oczywista, ale w jego g�osie wyczu�em co� jeszcze. To mi przywiod�o na my�l kapitana Klossa m�wi�cego: " Najlepsze kasztany s� na placu Pigalle.." - "Zuzanna lubi je tylko jesien�" - wyr�ba�em bez namys�u, a gdy Sa�y�ski rozwali� usta, zacz��em recytowa�: - Inteligibilno��, czyli poznawalno�� to akt istnienia w bycie, poprzez przejaw otwarto�ci czyni�cy ten byt udost�pniaj�cym si� przez spotkanie i poznanie. Zaniem�wi�, lecz tylko na chwil�. - Widz� �e szybko sie pan uczy - u�miechn�� sie lekko i przyg�adzi� kt�rtkie siwe w�osy. - Pa�skiego kolege wyrzuci�em zaledwie tydzie� temu. - Gdzie tam szybko ! - wyluzowa�em sie - Kiedy wzi��em do r�ki pierwszy podr�cznik metafizyki, musia�em przez dwa miesi�ce studiowac s�ownik termin�w, zanim ze zrozumieniem przeczyta�em spis tre�ci. - Interesuje sie pan metafizyk� prywatnie ? - spojrza� badawczo. - Owszem i paroma innymi tematami. - Niewiarygodne. Sprawia� wra�enie cz�owieka, kt�ry nie wierzy w�asnemu szcz�ciu, dlatego ostro wzi��em si� do roboty. - Dlaczego pyta pan wszystkich o metafizyk� ? - Bo nie mam przyjemno�ci rozmawia� z durniem, kt�ry nie zna podstawowych poj��. - To takie wa�ne ? - Prosz� za mn� ! Weszli�my do salonu. Z antresoli sfrun�o wielkie ptaszysko i z �omotem wyl�dowa�o na stole.Zd�bia�em. To nie by� ptak, lecz nietoperzo - kot o kt�rym wspomina� Rychu. Czy�bym te� mia� delirium ? Sa�y�ski podszed� do stoj�cego w rogu akwarium, wyj�� stamt�d za ogon bia�� myszk� i rzuci� j� na dywan. Stw�r b�yskawicznie furgn�� ze sto�u i po�ar� zdobysz trzba k�apni�ciami paszczy. Potem podszed� do mnie na tylnych �apach i zacz�� sie �asi�. - Prosz� mu si� dobrze przyjrze� - poleci� gospodarz. Przykl�k�em i dotkn��em zwierzaka. Z ca�� opewno�ci� nie by� to wybryk natury ani chirurgiczna sk�adanka typu Frankenstein. Istota ta mia�a zbyt harmonijn� budow�, by mog�a wchodzi� w gr� kt�ra� z tych mo�liwo�ci. Idealnie proporcjonalne, pokryte delikatn�, aksamitn� sier�ci� sk�rzaste skrzyd�a ��czy�o si� z odpowiednio przekszta�conym przednimi ��pami. Budowa tylnych ko�czyn by�a charakterystyczna dla istot dwuno�nych. Do tego dochodzi�y chwytne zako�czenia skrzyde� oraz ogon uwie�czony wachlarzem lotek powsta�ym ze zmienionej morfologicznie sier�ci. Nawet nie pr�bowa�em ukry� zdumienia. - Co to jest ? - Pochodzi z przysz�o�ci, z okresu gdy po wymarciu cz�owieka i wi�kszo�ci gatunk�w kr�gowc�w nast�pi�a radiacja adaptatywna kot�w i szczur�w. - Wi�c co to zwierz� robi w pana domu ? - T�dy prosz�. Zostawi�em nietoperzo - kota i przeszli�my do niewielkiego pokoju. Na stole zas�anym bia�ym obrusem le�a� owalny przedmiot kszta�tem i obj�to�ci� przypominaj�cy p�misek do w�dlin albo raczej tack�, bo by� ca�kiem p�aski, mia� mo�e centymetr grubo�ci. Na drugi rzut oka rzecz okaza�a sie mozaik� czerwono-czarnych-��to-niebieskich fragment�w po��czonych technik� witra�ow�. Nieregularne kawa�ki nieprze�roczystego materia�u uk�ada�y si� w barwny, abstrakcyjny obraz wywo�uj�cy nieokre�lon� irytacj�. - Prosz� to przekr�ci� na drug� stron� - powiedzia� Sa�y�ski. Dotkn��em P�lmiska i w tym momencie wysiad�a mi synchronizacja zmys��w. Wzrok m�wi�, �e patrz� na p�aski witra�, a dotyk, �e macam elipsoidaln� bry�� o kszta�cie i wymiarach pi�ki do ameryka�skiego futbolu...Mimo to pr�bowa�em wykona� polecenie gospodarza i w nast�pnej chwili stan��em na progu szale�stwa. Bry�a obruci�a si� w moich d�oniach o jakie� �wier� obrotu, ale to na co patrzy�em, nadal pozosta�o tak samo p�askie i nie zw�zi�o si� ani troch�. A powinno byc teraz w�ziutkim prostok�tem. Zrozumia�em, �e tego przedmiotu nie dotycz� regu�y rzutowania bry�y na p�aszczyzn� i zrobi�o mi si� zimno. Mo przyzwyczajony do geometrii euklidesowej rozum zbuntowa� sie przeciw doznaniom zmys��w. Cofn��em si� od sto�u, machinalnie wycietraj�c r�ce w spodnie. - To fragment p�ata czterowymiarowej p�aszczyzny - oznajmi� Sa�y�ski - prosze usi���. Z ulg� zwali�em si� na fotel pod �cian�unikaj�c patrzeniu na P�misek. Gospodarz zaj�� miejsce naprzeciwko. - Co to jest ? - wychrypia�em - Z punktu widzenia metafizyki t� rzecz mo�na nazwa� inteligibilizatorem, parapsycholog okre�ly� by j� jako nadtalizman, za� fizyk u�y� by nazwy strukturator prawdopodobie�stwa. Pan niech zapami�ta, �e jest to urz�dzenia dzia��j�ce wed�ug praw metafizyki. Pomy�la�em o grasuj�cym w salonie stworze i zrezygnowa�em z nast�pnego pytania. - Jak pan wie - rzek� po chwili - zajmuj� si� zawodowym wyrobem talizman�w na zam�wienie. Si�� rzeczy wi�c zawsze interesowa�o mnie, jak sprawi�, by moje wyroby by�y mo�liwie najskuteczniejsze. Bada�em zatem talizmany s�yn�ce z wielkiej mocy, wertowa�em stare ksi�gi i eksperymentowa�em. Stwierdzi�em �e przedmioty zwane talizmanami to w wi�kszo�ci bezwarto�ciowe b�yskotki, inne niestarannie wykonane dzia�aj� bardzo s�abo, ale zdarzaj� si� te�, cho� rzadko, niezwykle efektywne. Oczywi�cie, ja chcia�em wyrabia� tylko te najsilniejsze. Trzydzie�ci lat temu odkry�em �e naprawd� silne talizmany s� cz�ciami wi�kszej ca�o�ci - wskaza� na P�misek - P� roku temu uda�o mi si� odnale�� ostatni fragment i po��czy� je razem. Dotkn��em ju� dw�ch dowod�w rzeczowych, lecz wci�� mia�em ochot� by uznac jego opowie�� za stek bzdur. Tymczasem Sa�y�ski m�wi� dalej: - Dzia�anie talizman�w, czyli przedmiot�w sprawiaj�cych �e egzystencja ich w�a�ciciela biegnie wzd�u� �a�cucha szcz�liwych przypadk�w, mo�na wyt�umaczy� za pomoc� teorii metafizycznego wszech�wiata, kt�r� roboczo nazwa�em "teori� kszta�tek". O tym jednak pom�wimy innym razem. Teraz jednak chcia�bym zaproponowa�, by zosta� pan u�ytkownikiem tego oto inteligibilizatora. - Dlaczego ja ? - spojrza�em na P�misek z obaw�. - Bo inaczej mi pan nie uwierzy. - Panu zdaje si� chodzi o wywiad w:Oble�nych Nowinkach" ? - zmobilizowa�em ca�y sw�j ju� nadwyr�ony spryt. - Nie. - A o co ? - Nie dowie si� pan, dop�ki nie wypr�buje pan inteligibilizatora. Trafi� w czu�y punkt. Wiedzia�em �e moja ciekawo�� w ko�cu mnie zgubi - Zgoda - oznajmi�em z rezygnacj�. W d�oni Sa�y�skiego pojawi�a sie ig�a i flakonik spirytusu salicylowego. - Prosz� podej�� do sto�u i poda� mi d�o� - poleci�. Nie wiedzia�em czy mam si� roze�mia� czy zdenerwowa�. - Czy to b�dzie cyrograf ? Sa�y�ski u�miechn�� sie pob�a�liwie. - A co pan my�la� ? - zadrwi� - �e opowie�ci o cyrografach to bajkowe wymys�y ? Inleligibizatory ju�nie raz pojawia�y si� w historii ludzko�ci. Prawd� jest, �e krew ��czy je z u�ytkownikiem, natomiast ca�e gadanie o pakcie z u�ytkownikiem to bzdura wymy�lona przez niewtajemniczonych. Przezwyci�aj�c wewn�trzny op�r, poda�em mu r�k�. Uk�u� mnie i po chwili na wskazuj�cym palcu pojawi�a sie kropla krwi. - Prosz� dotkn�� tym palcem inteligibilizatora i g�o�no wym�wi� swoje imi� - powiedzia� Sa�y�ski. By�o mi troch� g�upio, wi�c wybra�em czerwono - czarny fragment P�miska, na kt�rym krew by�a najmniej widoczna - Rados�aw ! - dopiero teraz dostrzeg�em, �e na innym, b��kitnym kawa�ku znajduje si� drugi, zrudzia�y odcisk palca, zapewne samego gospodarza. - I co teraz ? -spyta�em - Inteligibilizatorem steruje si� za pomoc� �wiadomych akt�w woli, to jest wyra�ania �ycze� typu: chc� tego, chc� tak. W ci�gu nocy nast�pi nawi�zanie trwa�ej Relacji, czyli wi�zi przyczynowej pomi�dzy panem a tym urz�dzeniem. Rado prosz� wyj�� na spacer i troch� poeksperymentowa�. Kiedy si� pan ju� ostatecznie przekona, prosze przyj�� do mnie, porozmawiamy. Teraz �egnam. Nast�pny poranek wita�em w b�ogim przeswiadczeniu, �e wydarzenia poprzedniego dnia najprawdopodobniej mi sie �ni�y. Pogoda by�a pi�kna, na horyzoncie ani jednego Gwo�dzia, w efekcie mia�em ochot� po�mia� si� z samego siebie. - Chc� dosta� lody ! - powiedzia�em w przestrze� i wyobrazi�em sobie min� Sa�y�skiego - Hej, Radek ! Na rogu Wolskiej i Zielonej Rewolucji sta� w�zek z lodami, a nad nim w bia�ym kitelu i bia�ej czapeczce, ni mniej ni wi�cej, tylko Jacu� we w�asnej osobie, kt�ry tydzie� temu rzuci� prac� w Oble�nych Nowinkach". Podszed�em. - Cz�c ! Dzi� rano przydzielili mi ten rejon, stoj� tu ju� od godziny i tak czu�em �e ci� spotkam - gadaj�c nak�ada� lodowe kulki do waflowego kubeczka - Masz ! To na koszt firmy. - Dzieki... - wzi��em lody i poliza�em. By�y prawdziwe ! - Co, niedobre ? - spyta� Jacu� z trosk� patrz�c na moj� min� - Nie... sk�d...w porz�dku - wybe�kota�em - Wiesz... mam plnego...odezw� si�. Sko�owany ruszy�em Wolsk� w kierunku Bema. Zdolno�� logicznego my�lenia odzyska�em pod wiaduktem kolejowym. Skoro ten p�misek jest taki mocny, to zobaczymy co potrafi ! Pomy�la�emo lataj�cym kocie z przysz�o�ci odleg�ej o kilkana�cie milion�w lat... - Chc� zobaczy� �wiat w kt�rym dominuj�c� form� �ycia s� istoty chrz�stnoszkieletowe ! Podszed�em do Bema. Ulica by�a wybrukowana kocimi �abami, a �rodkiem bieg�y tory tramwajowe. Pami�ta�em ten widok z czas�w podstaw�wki, zanim wszystko zosta�o zalane asfaltem. W tym momencie, dzwini�c zawzi�cie z Wolskiej w Bema skr�ci� tramwaj linii 11. W�z wygl�da� jak �ywcem wyj�ty z filmu archiwalnego. Zabytkowy wehiku� zatrzyma� sie na przystanku tramwajowym odleg�ym o kilkana�cie krok�w. Zdaje si� �e na pocz�tek cofn��em si� w czasie o jakie� osiemdziesi�t lat... Podbieg�em i usi�uj�c przypomnie� sobie fragment planu przedwojennej Warszawy, wsiad�em do tramwaju. Konduktor nie zwr�ci� na mnie najmniejszej uwagi. P�tla, jak pami�ta�em znajdowa�a si� przy wolskiej Gazowni. Przecieli�my Dworsk�, kt�ra troche przypomina�a mi wsp�czesn� Kasprzaka. P�tli jednak nie by�o ! Tory tramwajowe ci�gn�y si� wzd�u� Bema, hen w kierunku Ochoty. Znaczy si� musiano je przed�u�y�. M�j przedwojenny plan by� wi�c zbyt stary, a jednocze�nie wiedzia�em, �e po wojnie zlikwidowano to rozga��zienie tor�w. Zatem tak wygl�da alternatywna historia... Wysiad�em przy Gazowni i rozejrza�em sie dooko�a. Od razu dostrzeg�em uliczk�, kt�rej z pewno�ci� nie by�o ani w mojej rzeczywisto�ci ani na moim planie. Wszed�em w ni� " Wschowska" - przeczyta�em na pobliskiej tabliczce. Co dom to inna architektura ! Kiedy dotar�em do ko�ca, stan��em na skraju pola, kt�re ch�op w p��cianym odzieniu ora� drewnian� soch� zaprz�on� w dwa wo�y. Aha, �redniowiecze ! Niezupe�nie... Teraz dostrzeg�em, �e zwierz�ta poci�gowe to nie wo�y tylko dwa udomowione tury. Na lewo znajdowa� si� wylot cienistego w�wozu. Ruszy�em t�dy. Jar opada� �agodnie a� przyjemnie by�o i��. Ro�liny na stokach wydawa�y mi sie jakie� inne. Zbyt s�abo zna�em botanik�, aby okre�li� na czym to polega�o. Potem stopniowo zacz�lo pajawiac si� coraz wi�cej paproci. By�y coraz wy�sze. W�w�z sko�czy� sie nagle jasn�, o�wietlon� s�o�cem polan�. Wok� wznosi�y si� drzewiaste skrzypy, paprocie oraz psylofity o powykr�canych spiralnie ga��ziach. Typowa ro�linno�� prze�omu dewon - karbon. Teraz spostrzeg�em stworzenie waruj�ce na �rodku polany i stwierdzi�em �e jestem na miejscu. Od dawna by�em ciekaw co spowodowa�o, �e na l�d wysz�y kr�gowce kostnoszkieletowe, a nie chrz�stnoszkieletowi przodkowie rekin�w. Obie te formy istot �ywych pojawi�y si� na ziemi niemal r�wnocze�nie, a na dodatek ich pierwotnym �rodowiskiem by�y wody s�odkie, sk�d na l�d bli�ej ni� z morza. Warunki startu mia�y wi�c identyczne. Fakt, �e chrz�stka jest mniej wytrzyma�a od ko�ci, ale to oznacza tylko tyle, �e szkielety l�dowych zwierz�t chrz�stnoszkieletowych powinny si� sk�ada� z grubszych i kr�tszych element�w. To sprawi�oby �e inny by by� kszta�t i inny spos�b poruszania si� tych istot, lecz na pewno nie by�yby one gorsze od swych krewniak�w obdarzonych ko��mi z fosforanu wapnia. By� mo�e nawet odznacza�y by ssie wi�ksz� plastyczno�ci� ewolucyjn� i stworzy�y by wi�cej r�norodnych form morfologicznych. Jednak w naszej rzeczywisto�ci chrz�stnoszkieletowe nie wygra�y losu na mutacyjnej loterii... Podszed�em bli�ej. Zwierz� siedz�ce na �rodku polany przypomina�o skrzy�owanie rekina z kaktusem i walcowatym pojemnikiem na �mieci. Spostrzeg�wszy mnie, zwin�o si� w kulk� i potur�a�o w moim kierunku, z szybko�ci� trzech kilometr�w na godzin�. Z pewno�ci� w jego poj�ciu by�a to huraganowa szar�a na zdobycz. Zrobi�em dwa kroki w bok i czeka�em ci bedzie dalej. Trzeba przyznac �e bestia mia�a �wietne wyczucie odleg�o�ci. Rozwin�a si� i k�apn�a tr�jk�tnymi z�bami dok�adnie tam, gdzie przed chwil� sta�em. By�a tak blisko, �e mog�em wyci�gn�� r�k� i dotkn�� jej. Dobrze, �e tego nie zrobi�em ! W tym momencie w boku drapie�nika powsta�o g��bokie owalne wkl�ni�cie tworz�c pozbawiona prze�yku niby paszcz�, naje�on� z�bo�uskami pokrywaj�cymi ca�e cia�o.( Trzeba wam wiedzie�, �e �uski rekin�w i p�aszczek maj� tak� sam� budow� anatomiczn� jak ich z�by ) Ta dodatkowa paszcza s�u�y�a zapewne do przytrzymania zbyt sprytnej zdobyczy. Ledwo zd��y�em odskoczy�, zw�aszcza i� nast�pna niby paszcza powsta�a w tylnej cz�ci cia�a drapie�nika. Chybiwszy po raz drugi, bestia spr�y�a si� jak �ci�ni�ta spr�yna, wyskoczy�a w g�r� i po krzywej balistycznej zwali�a si� prosto na moj� g�ow�. No, teraz to ju� wia�em ile si� w nogach na drug� stron� polany ! Z opresji wybawi�o mnie pojawienie si� ro�lino�ercy, kt�ry wype�z z lasu powalaj�c po drodze jeden z psylofit�w i zwracaj�c na siebie uwag� drapie�nika. Nowe zwierz� przypomina�o wagon tramwajowy, kt�rym jecha�a kompania kosynier�w. Szablaste kolce wyrastaj�ce z bok�w i grzbietu przywodzi�y na my�l wystawione przez okna kosy bojowe. Kaktusoreki porykuj�c chrapliwie natychmiast rozpocz�� taniec wok�l przybysza, usilnie szukaj�c miejsca z kt�rego m�g�by co� wygry��. Napadni�ty broni� sie z godno�ci� i flegm�, strosz�c swoje kolce i nie przestaj�c ogryza� psylofita. Obserwacje pojedynku przerwa�o mi nagle szturchni�cie w praw� kostk�. Stworzenie podobne nieco do grzyba prawdziwka op�dzlowa�o mi ju� mankiet nogawki i w�a�nie zabiera�o si� do sznurowad�a. Uzna�em �e widzia�em do�� i pora do domu. Wszed�em w paprociowy g�szcz. Zrobi�o si� mroczno a za moment zupe�nie ciemno. Jakbym o�lep�... Nim jednak zd��y�em si� zaniepokoi�, uj�a�em pod nogami w�ski pasek �wiat�a, prze�wituj�cego pomi�dzy drzwiami a progiem. Za m,n� kln�c s�siad mocowa� si� z zamkiem od windy, kt�ry zn�w si� zaci��. Wz��em g�eboki wdech i spojrza�em przed siebie. Mo�na by pomy�le� �e w og�le nie wychodzi�em na ulic�, gdyby nie to, �e w d�oni trzyma�em waflowe denko kubeczka od lod�w, a prawa nogawka spodni znajdowa�a sie w stanie, hm, wskazuj�cym na spo�ycie. Nie czekaj�c na objawy szoku pogna�em na g�r� i wyppi�em du�o zimnej wody. Jeszcze wi�cej wyla�em sobie na g�ow�. Potem przebra�em si� i pojecha�em do Sa�y�skiego. Trzy kwadranse p�niej na Finlandzkiej min��em sie z Gronem Wy�szej �wiadomo�ci. Ki diabe� ? Ca�� droge przez �r�dmie�cie Warszawy nie zauwa�y�em ani jednego Gwo�dzia, a tu masz babo placek. Tak nawiasem m�wi�c, zwyk�ych gwo�dzi ta� w �r�dmie�ciu u�wiadczy� si� nie da�o. Znikn�y ze sklep�w �elaznych po tym, jak kto� wpad� na pomys�, by nosi� je wetkni�te w klapy marynarek �ebkami do do�u. Obecnie gwo�dzie mo�na by�o kupi� tylko na peryferiach za okazaniem �wiadectwa prawomy�lno�ci wydawanego przez Ministerstwo Ochrony �rodowiska. W sumie nie by�o tak �le. W przeciwie�stwie do przoduj�cych kraj�w Europy w Polsce nie chcia� si� przyj�� system kastowy kt�rego pariasami byliby przedstawiciele bran�y sk�rzanej i mi�snej. Niemcy obarczeni poczuciem wina za zasz�o�ci XX wieku bez trudu dali sobie wm�wi� �e "mi�so to faszyzm"i pozwolili zaprowadzi� u siebie zielone porz�dki. Z kolei Rosjanie po staremu trzymali si� zasady, �e wszelka prawda pochodzi od w�adzy. Gdyby kt�rego� dnia w Rosji obj�a rz�dy partia ornitologicznai og�oszono ptasizm ideologi� narodow�, to nast�pnego poranka co najmniej 10 milion�w Rosjan zgin�oby skacz�� z okien lub pr�buj�c wi� gniazda na wysokich drzewach. Zreszta trudno im si� dziwi�, przecie� przekr�t z Rewolucj� Zielonej �wiadomo�ci wydawa� si� znacznie mniej absurdalny. Wszystko by�o tu proste i logiczne. Im wi�cej szmalu przeznaczano na ochron� �rodowiska, tym wi�ksza by�a w�adza facet�w dysponuj�cych t� fors�. Im wi�ksza by�a ich w�adza, tym wi�cej szmalu mogli sobie za�yczy�. I tak w k�ko. W chwili, gdy mache�y od polityki i bud�et�w dogadali si� z zielonymi czubkami ( nie myli� z kie�kami ! ) i pozwolili im sie przenie�� z trawnik�w przed gmachami rz�dowymi do gabinet�w w tych gmachach, wydarzenia potoczy�y si� jak �nie�na kula postoku. R�wnowag� w�adzy zmiot�o w okamgnieniu, a my obudzili�my si� w Europie, kt�rej flaga zamiast gwiadek mia�a czterolistne koniczyny. Ko�ci� za� dowiedzia� si� �e jest instytucj� kanibalistyczn�. Jak si� zmiesza ideologi� z got�wk� ( mniejsza o ideologi�, byle got�wki by�o du�o ), to skutek mo�e by� tylko jeden. I by�. Ale w Polsce jako� nie do ko�ca. Co� u nas musi by� w glebie albo w powietrzu, �e ka�da gor�ca idea kt�ra dostanie si� mi�dzy Ba�tyk a Karpaty, od razu stygnie i zamienia si� w chropowat� skorupk�, pod kt�r� kwitnie bez zmian radosne bezcho�owie. Mnie tam wcale nie przeszkadza�o, �e w Polsce nawet porz�dnego totalitaryzmu zbudowa� nie mo�na, ale guru Ciachorowski cierpa� z tego powodu ogromnie. Ci�gle musia� si� t�umaczy� za rodak�w i �wieci� oczami na kolejnych Europejskich Kongresach Nad�wiadomo�ci. Wraca� z tych imprez sfrustrowany i potem prosi�, zaklina�, straszy� Gwo�dziami, napomina�, a ostatnio nawet oznajmi�, �e celem poprawienia gorliwo�ci Polak�w doprowadzi do bezpo�redniej, Boskiej interwencji. Sa�y�ski, ludzkie ch�opisko, czeka� na mnie z zimnym piwem. Ned�ugo potem przeszli�my na "ty". Siedzieli�my w pokoju z P�miskiem. Ja zreferowa�em rezultaty swoich porannych eksperyment�w, a nast�pnie zacz�� m�wi� gospodarz: - Jak wiesz, metafizyka zajmuje si� rozpoznawaniem, czyli identyfikacj� byt�w i okre�laniem zale�no�ci mi�dzy nimi. Byty mog� by� zar�wno fizyczne, jak i niematerialne. Bytem jest przedmiot, istota �ywa, prawo natury, wyrok s�dowy, wydarzenie, idea czy poj�cie filozoficzne. Fizyka zajmuje si� tylko niekt�rymi kategoriami byt�w, metafizyka wszyskimi. Pokiwa�em g�ow�. - Dobrze ! - Sa�y�ski podni�s� g�os - A teraz odstaw to piwo i pos�uchaj mnie uwa�nie ! Wyobra� sobie, �e pok�j w kt�rym si� znalaz�e�, jest wype�niony bry�kami szk�a. Kulami, sze�cianami, ostros�upami, prostopad�o�cianami i bry�ami nieregularnymi. Od pod�ogi po sufit ! Te szklane kszta�tki s� wielko�ci powiedzmy orzecha, prze�roczyste i bezbarwne. - Uhm... - mrukn��em. - A teraz od g�ry wylewamy na to kube� czerwonej farby. Co si� dzieje ? - Farba �cieka w d�, zabarwiaj�c po drodze napotkane p�ytki szk�a - powiedzia�em - powstaje poruszaj�cy si� i rozprzestrzeniaj�cy obszar czerwieni. Taka w�druj�ca plama. - Ta farba nigdy nie wysycha - rzek� Sa�y�ski - Wci�� scieka z jednych szklanych kszta�tek i przemnieszcza si� na inne. Te bry�ki szk�a i p�yn�ca pomi�dzy nimi porcja czerwonej farby tworz� model metafizycznego wszech�wiata. Zabarwiona bry�ka szk�a oznacza byt rzeczywisty, czyli byt udost�pniaj�cy si� naszym zmys�om. Farba to potencjalno��, a szklane kszta�tki to byty potencjalne. Tak wi�c obszar byt�w potenjalnych nazaczonych poznawalno�ci�, ta w�druj�ca plama, to obszar naszej rzeczywisto�ci. Przyk�adem bytu potencjalnego jest nie napisana ksi��ka, kt�ra wszak�e istnieje jako statystycznie mo�liwa kombinacja s��w lub nie narodzone dziecko. Trzeba przedsi�wzi�� pewne dzia�anie, by nada� tym bytom poznawalno��, czyli uczyni� je realnymi, albo - jak m�wi� metafizycy - zaktualizowa�. - Rozumiem - odpar�em. - Ruch tego zabarwionego obszaru zale�y w pewnym stopniu od naszych decyzji, cz�sciowo jest przypadkowy, a og�lnie podlega globalnym zjawiskom kulturowym i socjologicznym. - W�a�nie ! - przytakn�� Sa�y�ski. - To czy jeste�my aktywni, czy bierni powoduje �e aktualizuj� si� te czy inne byty i w ten spos�b kszta�tyjemy nasz� rzeczywisto��. Z drugiej strony zostawiamy za sob� fakty historyczne, kt�re stopniowo trac� poznawalno��, wiemy o nich coraz mniej, przechodz� w fakty archeologiczne zawieraj�ce tylko �lady poznawalno�ci, a� w ko�cu ponownie staj� sie bytami potencjalnymi. - Nie�le - stwierdzi�em alo co to ma wsp�lnego z tym tutaj - wskaza�em na P�misek. - W�a�nie mia�em m�wi� - zapewni�. - Powiedz mi, jak twoim zdaniem farba przep�ywa z bry�ki na bry�k� ? - Przez miejsce w kt�rym te bry�ki sie stykaj� - wzruszy�em ramionami. - To raczej oczywiste. - Dobrze. W przestrzeni wype�nionej takimi bry�kami mo�na zatem wyr�ni� ca�e �a�cuchy bry�ek stykaj�cych si� kolejno ze sob�. Te �a�cuchy kszta�tek to ci�gi przyczynowo skutkowe, wzd�u� kt�rych przep�ywa poznawalno��. Inteligibizator powoduje... - Nazwijmy go mo�e p�lmisek - wtr�ci�em. - B�dzie pro�ciej. Sa�y�ski zerkn�� na st� i u�miechn�� si�. - Niech b�dzie P�misek - przytakn�� - zatem powoduje on, �e przep�yw poznawalno�ci odbywa si� zgodnie z twoim �yczeniem ; w prz�d, w ty�, na boki od g��wnego obszaru rzeczywisto�ci. Ty subiektywnie odbierasz to zjawisko jako podr� w przesz�o��, przysz�o�� albo do �wiata alternatywnego. Jak sam stwierdzi��, mo�liwa jest te� dowolna konfiguracja tych kierunk�w. Za spraw� P�miska aktualizuj� si� nieznane dot�d, potemcjalne ci�gi przyczynowo skutkowe. W naszym modelu zabarwiaj� si� wtedy nowe ���cuchy kszta�tek... - Zgoda... Ale jak to si� dzieje, �e P�misek steruje przep�ywem poznawalno�ci ? - A diabli wiedz� ! - odpar� Sa�y�ski i si�gn�� po swoje piwo. Skurwiel, je�li nie wiedzia�, to przynajmniej musia� wyczuwac jak blisko jest prawdy ! Przez ca�y wiecz�r po wizycie u Sa�y�skiego oddawa�em si� niezm�conemu dolce vita. Wraz z przypadaj�c� na mnie porcj� poznawalno�ci hycn��em do obszaru potencjalnego, w kt�rym moi przodkowie poczynali sobie z tak� przedsi�biorczo�ci�, �e Imperium Otoma�skie nadal istnia�o, a ja by�em su�tanem. Ma si� rozumiec, pocwa�owa�em od razu do haremu i na pocz�tek przelecia�em sko�nook� Mulatk�. Sa�y�ski ostrzega� mnie wprawdzie, i� za figle tego typu p�aci si� nieodwracaln� utrat� cz�ci poznawalno�ci, a w skrajnym przypadku mo�na si� nawet zdezaktualizowa�, uzna�em jednak, �e jeden raz nie zaszkodzi. No, mo�e trzy razy. Rano wpad�em na obchody 1000 - lecia Monarchii Piastowskiej, przypadaj�ce w dziesi�t� rocznic� koronacji W�adys�awa XVIII, zwanego Czubatk�. Ech, fajny by� jubel ! P�niej zabawia�em si� takimi drobiazgami, jak zapalaj�ce si� zielone �wiat�a w�a�nie wtedy, gdy przechodzi�em przez ulic�, czy podje�d�aj�ce natychmiast na przystanki tramwaje i autobusy o odpowiednich numerach. Kr�tko m�wi�c: odm�d�y�o mnie zupe�nie ! Nie powsta� mi we �bie nawet cie� podejrzliwo�ci, p�ki trzeci raz nie wybra�em si� do Sa�y�skiego. Pierwsz� rzecz jak� zobaczy�em, by� olbrzymi, fioletowy siniak wok� lewego oka gospodarza. - Zabrali P�misek - wychrypia�. - Kto ? - to by�o zbyt niewiarygodne, bym si� zdumia�. - Ludzie Ciachorowskiego... - Gwo�dzie ? Jakim cudem ?! - Mia�em ucznia... Moja u�pina inteligencja obudzi�a si� i po dwudniowym przestoju ze zdwojon� energi� przyst�pi�a do dzia�ania. - Do czego mia�em ci by� potrzebny ?! - warkn��em ogarni�ty nag�ym wybuchem gniewu i strachu - Gadaj, skurczybyku ! - Musimy porozmawia� - wskaza� drog� w g��b willi. - Ja my�l� ! W salonie nie by�o ju� lataj�cego kota, za to kto� rozbi� terrarium z bia�ymi myszkami, kt�re rozlaz�y si� po ca�ym pokoju. Na ten widok dosta�em ataku histerycznego �miechu. - Mo�e waleriany ? - jak na kogo� ze �wie�o podbitym okiem, Sa�y�ski by� zdumiewaj�co rzeczowy. W odpowiedzi wstrz�sn�� mn� nowy paroksyzm. - W�dka b�dzie lepsza - skwitowa� gospodarz - ja te� si� napij�. W pomieszczeniu w kt�rym dot�d znajdowa� si� p�misek, nie by�o �adnych szk�d. Tylko obrus le�a� skot�owany na pod�odze. - Co z tym uczniem ? - spyta�em wal�c si� na fotel i ocieraj�c �zy. - Pomaga� mi sk�ada� p�misek, a potem, kiedy pozna� jego w�a�ciwo�ci, poszed� z tym do Ciachorowskiego. Chcia� zrobi� karier�... - Wi�c te szw�daj�ce si� tutaj Gwo�dzie...- skojarzy�em - To o ciebie im chodzi�o ? O p�misek ?... - Tak. A� do dzi� udawa�o mi si� tak zmieniac uk�ad ulic, �e nie mogli do mnie trafi�. - A dzi� ? - Rano przyszed� Mietek, m�j ucze�. Powiedzia� �e zrozumia� �e Ciachorowski to szaleniec i nie chce mie� nic wsp�lnego z tymi lud�mi. M�wi� jeszcze du�o przekonywuj�cych rzeczy. - I ty mu uwierzy�e� ? Sentymentalny jeste�... - A jestem - przyzna� z rezygnacj� - Traktowa�em go jak syna. Chcia�em nawet przepisa� warsztat... - machn�� r�k�. - Do�� powiedzie�, �e kiedy zostawi�em go na chwil� samego, przyszed� tutaj i star� z p�miska m�j odcisk palca. Wtedy straci�em relacj�, a za moment wpad�y Gwo�dzie. Reszty mo�esz domy�lic sie sam. - Nie mog�e� tego przewidzie� ? - zapyta�em podchwytliwie. - Nie mo�na odr�ni� przysz�o�ci alternatywnej od rzeczywistej - odpar�. - Zobaczy� bym ka�dy rodzaj przysz�o�ci jaki chcia�bym zobaczy�, ale nie by�oby �adnego wskazania... - urwa� nagle. Ca�a ta sprawa zaczyna�a �mierdzie�. By� to jedyny w swoim rodzaju smr�d metafizyczny. - Chwileczk� - odezwa�em si� - Po co Ciachorowskiemu P�misek ? Ja rozumiem, �e to mi�y gad�et, ale Naczelny Guru Rzeczpospolitej to nie naukowiec ani jaki� cholerny hedonista. Ciachorowski to charyzmatyczny fanatyk, kt�ry wierzy w to co m�wi. Wi�c dlaczego tak mu na tym zale�y ? - P�misek ma jeszcze inne w�a�ciwo�ci o kt�rych ci jeszcze nie m�wi�em - oznajmi� Sa�y�ski.. Z trudem powstrzyma�em si� aby nie podbi� mu drugiego oka. - Jakie !? - warkn��em. - S� dwa rodzaje poznawalno�ci... Jasna cholera !!! Gdzie ja mia�em m�zg ?! Przecie� ca�a metafizyka opiera si� na tym, �e zmys�y nie s� jedynymi w�adzami poznawczymi cz�owieka ! Teraz wypada�o mi si� tylko zamkn�� i s�ucha�. - Zacznijmy od tego - m�wi� Sa�y�ski - �e ten nasz model metafizycznego wszech�wiata ze szklanymi kszta�tkami i farb� nie jest modelem tr�jwymiarowym.