8693
Szczegóły |
Tytuł |
8693 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8693 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8693 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8693 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
HOWARD PHILLIPS
LOVECRAFT
�GROBOWIEC�
(�The Tomb�)
HOWARD PHILLIPS LOVECRAFT
�GROBOWIEC�
(�The Tomb�)
Z uwagi na okoliczno�ci, kt�re doprowadzi�y do mego uwi�zienia w tym przybytku dla ob��kanych, �wiadom jestem, �e moja obecna pozycja mo�e wytworzy� pewne w�tpliwo�ci co do prawdziwo�ci tej opowie�ci. Tak to niestety jest, �e wi�kszo�� ludzi ma zbyt ograniczony umys�, by cierpliwie i roztropnie rozwa�a� owe szczeg�lne fenomeny, postrzegane i wyczuwane jedynie przez garstk� posiadaj�c� szczeg�ln� mentaln� wra�liwo��, a le��ce poza zasi�giem powszechnie dost�pnych do�wiadcze�. Ludzie o wi�kszym intelekcie wiedz�, �e nie ma ostrego rozgraniczenia pomi�dzy rzeczywisto�ci� i nierzeczywisto�ci�, �e wszystkie rzeczy jawi� si� takie, jakie s�, jedynie dzi�ki przymiotom wra�liwych, indywidualnych medi�w psychofizycznych, i to dzi�ki nim zdolni jeste�my je postrzega�, jednakowo� prozaiczny materializm wi�kszo�ci okre�la pogardliwie mianem szale�stwa przeb�yski nadpostrzegania, kt�re przenikaj� pospolity woal jawnego empiryzmu.
Nazywam si� Jervas Dudley i od wczesnego dzieci�stwa by�em marzycielem i wizjonerem. Posiadaj�c bogactwo wystarczaj�ce, by z nawi�zk� pokry� potrzeby dostatniego �ycia, i b�d�c obdarzony temperamentem, kt�ry nie pozwala� mi po�wi�ci� si� studiom i innego typu zainteresowaniom typowym dla mych r�wie�nik�w, zamieszkiwa�em zwykle w krainach odleg�ych od znanego nam widzialnego �wiata. Dzieci�stwo i lata m�odzie�cze sp�dzi�em na lekturze prastarych i ma�o znanych ksi�g, przemierzaj�c pola i zagajniki rozci�gaj�ce si� w pobli�u domu moich przodk�w. Nie s�dz�, aby to, o czym czyta�em w owych woluminach lub widzia�em na polach czy w zagajnikach, by�o tym samym, o czym czytali lub co postrzegali inni ch�opcy, na ten temat jednak wola�bym du�o nie m�wi�, gdy� d�u�sza i dok�adniejsza wypowied� potwierdzi�aby jedynie odra�aj�ce kalumnie na temat stanu mego zdrowia psychicznego, o kt�rym szeptem rozmawiaj� niekiedy piel�gniarze, co niejednokrotnie uda�o mi si� pods�ucha�. Wystarczy, �e przedstawi� minione wydarzenia bez bli�szego analizowania przyczyn.
Wspomnia�em ju�, �e mieszka�em z dala od widzialnego �wiata, niemniej nie rzek�em, i� mieszka�em samotnie. Nie jest do tego zdolna �adna �ywa istota. Brak towarzystwa �yj�cych nieuchronnie sprowadza obecno�� istot, kt�re nie s� ju� lub nigdy nie by�y �yj�cymi. Blisko mego domu znajduje si� szczeg�lna, poro�ni�ta lasem kotlina, w kt�rej mrocznych ost�pach sp�dza�em wi�kszo�� czasu, czytaj�c, rozmy�laj�c i �ni�c. Tam w�a�nie, jeszcze jako dziecko, przywiod�y mnie pierwsze kroki, bym przemierza� omsza�e zbocza kotliny, a w�r�d groteskowo zdeformowanych d�b�w powsta�a osnowa mych pierwszych, dzieci�cych fantazji. Pozna�em driady zamieszkuj�ce w�r�d owych drzew i niejednokrotnie widzia�em ich dzikie ta�ce w blasku gasn�cego ksi�yca � o tym jednak nie wolno mi teraz m�wi�. Opowiem wam jedynie o samotnym grobowcu, po�o�onym w najmroczniejszym zak�tku kotlinnej g�stwiny; opuszczonym grobowcu Hyde'�w, starej, egzaltowanej rodziny, kt�rej ostatni potomek z�o�ony zosta� w jego pos�pnych murach na wiele dekad przed mymi narodzinami.
Grobowiec, o kt�rym m�wi�, wykonany jest ze starego granitu. zmursza�y i odbarwiony przez mg�y i wilgo� naruszaj�ce go od pokole�. Wpuszczona w �cian� kotliny budowla z wyj�tkiem wej�cia jest prawie niewidoczna. Drzwi, ogromna, odra�aj�ca p�yta z kamienia wisi uchylona na zardzewia�ych zawiasach, a zamkni�cie jej stanowi� z�owieszcze, z wygl�du ci�kie, �elazne �a�cuchy i k��dki, typowe atrybuty przybytk�w cmentarnych sprzed p� wieku.
Rezydencja rodu, kt�rego potomkowie znale�li spoczynek w tym grobowcu, a kt�rego w�asno�ci� by�a owa kotlina, pad�a ofiar� po�aru powsta�ego od uderzenia pioruna. O nocnej burzy, kt�ra zniszczy�a do szcz�tu pos�pn� posesj�, starsi mieszka�cy tej okolicy m�wi� zazwyczaj pe�nym niepokoju szeptem, powtarzaj�c zgodnie opini� o �bo�ym gniewie" w taki spos�b, �e w miar� up�ywu czasu pocz�a narasta� we mnie fascynacja owym mrocznym, le�nym grobowcem.
W po�arze zgin�� jeden cz�owiek.
Kiedy ostatni z Hyde'�w zosta� pochowany w tym miejscu cienia i spokoju, sm�tna urna z popio�ami przyby�a z odleg�ego kraju, dok�d wyemigrowa�a rodzina po po�arze rezydencji. Nie pozosta� nikt, by z�o�y� kwiaty przed granitowym portalem, i ma�o kto odwa�a� si� wnikn�� pomi�dzy ponure cienie, kt�re zdawa�y si� zalega� w�r�d zawilg�ych mur�w.
Nigdy nie zapomn� popo�udnia, kiedy po raz pierwszy natkn��em si� na t� wp� ukryt� siedzib� �mierci. By�o to w �rodku lata, w czasie przesilenia, kiedy alchemia natury przemienia le�ny krajobraz w �yj�c� i niemal homogeniczn� mas� zielono�ci; kiedy zmys�y nieomal d�awi� si� od przenikaj�cej powietrze wilgoci i r�norodno�ci niemo�liwych do rozpoznania zapach�w ziemi i ro�linno�ci. W takim otoczeniu umys� zatraca perspektyw�; czas i przestrze� staj� si� trywialne i nierzeczywiste, echa prehistorycznej przesz�o�ci nieodparcie atakuj� mocno sko�owacia�� �wiadomo��.
Przez ca�y dzie� kr��y�em po�r�d mistycznego zagajnika porastaj�cego wn�trze kotliny. Rozmy�la�em na tematy, kt�rych nie chc� tu obecnie porusza�, i rozmawia�em z istotami, kt�rych imion i nazw r�wnie� nie wymieni�. Maj�c dziesi�� lat, s�ysza�em du�o wi�cej i widzia�em du�o cudowniejsze rzeczy, ani�eli wi�kszo�� ludzi jest sobie w stanie wyobrazi�. Nale�y r�wnie� doda�, �e pod wieloma wzgl�dami by�em wyj�tkowo dojrza�y.
Kiedy przedzieraj�c si� pomi�dzy dwiema poka�nymi k�pami je�yn, natkn��em si� na wej�cie do grobowca, nie mia�em poj�cia, co w�a�ciwie odkry�em. Ciemne bloki granitu, drzwi tak osobliwie uchylone i nagrobne reliefy nad �ukowatym wej�ciem nie wzbudzi�y we mnie odczu� w rodzaju �alu, wsp�czucia czy zgrozy. Sporo wiedzia�em i rozmy�la�em na temat grob�w i grobowc�w, niemniej chyba z uwagi na m�j niezwyk�y temperament trzyma�em si� dot�d z dala od cmentarzy i ko�cio��w. Osobliwy, kamienny dom na zboczu kotliny by� dla mnie jedynie �r�d�em zainteresowania i przer�nych spekulacji. Jego zimne i wilgotne wn�trze za�, do kt�rego na pr�no usi�owa�em zajrze� przez pozostawion� kusz�co, lecz zbyt w�sk� szpar�, nie kojarzy�o mi si� ani troch� ze �mierci� czy rozk�adem. Wraz z zaciekawieniem zrodzi�o si� we mnie szale�cze i zgo�a nieroztropne pragnienie, kt�re doprowadzi�o do mego uwi�zienia w tym piekielnym zak�adzie. Id�c za g�osem, kt�ry musia� pochodzi� wprost z samej upiornej duszy kniei, postanowi�em wej�� w zapraszaj�c� ciemno��, pomimo grubych �a�cuch�w, kt�re zagradza�y mi drog�. W gasn�cym �wietle dnia, na przemian grzechota�em zardzewia�ymi okowami, usi�uj�c otworzy� na o�cie� kamienne odrzwia, i pr�bowa�em przecisn�� me szczup�e cia�o przez ju� istniej�c� szczelin� � niemniej bez powodzenia. Zaciekawienie wzros�o tymczasem do rozmiar�w obsesji. Kiedy o zmierzchu powr�ci�em do domu, poprzysi�g�em na setk� b�stw zagajnika, �e za wszelk� cen� dostan� si� pewnego dnia do owego czarnego, ch�odnego wn�trza, kt�re najwyra�niej mnie przyzywa�o. Siwobrody lekarz, kt�ry ka�dego dnia przychodzi do mego pokoju, powiedzia� raz go�ciowi: �Decyzja owa by�a zacz�tkiem �a�osnej, ponurej monomanii", ja wszak�e pozostawiam wydanie ostatecznego os�du mym czytelnikom, kiedy ju� dowiedz� si� wszystkiego.
Kolejne miesi�ce po moim odkryciu po�wi�ci�em na pr�ne usi�owania sforsowania skomplikowanej k��dki, broni�cej dost�pu w g��b lekko otwartego wej�cia do grobowca, i ostro�ne �ledztwo, maj�ce na celu poznanie natury i historii owej budowli. Jako ma�y ch�opiec o czujnym s�uchu, w kr�tkim czasie sporo si� dowiedzia�em, aczkolwiek wrodzone zami�owanie do sekretno�ci i tajemniczo�ci sprawi�o, �e nie podzieli�em si� z nikim informacjami o moim odkryciu ani przyczynach, dla kt�rych gromadzi�em t� konkretn� wiedz�. By� mo�e warto nadmieni�, �e nie by�em ani troch� zdumiony czy przera�ony, kiedy pozna�em prawdziw� natur� grobowca. Moje raczej oryginalne przekonania dotycz�ce �ycia i �mierci sprawi�y, ze kojarzy�em zimn� glin� z oddychaj�cym cia�em w do�� mglisty i niejasny spos�b. Zda�em sobie spraw�, �e wielki i z�owrogi r�d zamieszkuj�cy ongi� w spalonej rezydencji musia� by� w jaki� spos�b obecny w kamiennej budowli, do kt�rej pragn��em si� dosta�.
Plotki na temat osobliwych rytua��w i bezbo�nych orgii, jakie przed laty odbywa�y si� w starej posesji, wzbudzi�y we mnie ca�kiem nowe, nie znane dot�d zaciekawienie grobowcem, przed kt�rego drzwiami przesiadywa�em, co dnia ca�ymi godzinami. Raz wrzuci�em do �rodka zapalon� �wiec�, ale nie zobaczy�em nic, z wyj�tkiem prowadz�cych w d�, kamiennych schod�w. Od�r tego miejsca, pomimo �e odra�aj�cy, oczarowywa� mnie. Mia�em wra�enie, �e ju� go kiedy� czu�em, w jakiej� odleg�ej, kompletnie zapomnianej przesz�o�ci, kiedy nie nosi�em jeszcze mej cielesnej pow�oki.
Wiele lat po odkryciu przeze mnie grobowca, w�r�d licznych ksi��ek napoddaszu mego domu, natkn��em si� na nad�arty przez robactwo egzemplarz t�umaczenia �ywot�w Plutarcha. Przeczyta�em o �yciu Tezeusza i wielkie wra�enie wywar� na mnie fragment o gigantycznym kamieniu, pod kt�rym m�odziutki bohatcr mia� odnale�� swoje symbole przeznaczenia, kiedy tylko b�dzie dostatecznie silny, by pod�wign�� ogromny ci�ar. Legenda ukoi�a me zniecierpliwienie i pragnienie wej�cia do grobowca. zrozumia�em bowiem, �e nie nadesz�a jeszcze w�a�ciwa pora. P�niej rzek�em sobie, �e gdy dojrzej� i nabior� si�, wybije godzina, kiedy b�d� w stanie upora� si� z �atwo�ci� z odrzwiami zablokowanymi �a�cuchem. Wtedy tak�e �atwiej mi b�dzie dostosowa� si� do tego, co wydawa�o si� wol� losu.
Jednocze�nie me czuwania przy zawilg�ym portalu sta�y si� mniej natarczywe i wiele czasu po�wi�ca�em na inne, cho� r�wnie niezwyk�e poszukiwania. Czasami budzi�em si� w �rodku nocy. by wybra� si� na przechadzk� na tereny przyko�cielne i cmentarne, od kt�rych rodzice usi�owali trzyma� mnie z dala. Nie mog� powiedzie�, co tam robi�em, nie jestem bowiem pewny realno�ci niekt�rych rzeczy; wiem jednak, �e nast�pnego dnia po ka�dej takiej nocnej w�dr�wce umys� m�j przepe�nia�a zdumiewaj�ca wr�cz wiedza zwi�zana z rzeczami zapomnianymi od wielu pokole�. Po jednej z takich nocy zaszokowa�em swe otoczenie nietypowym, zarozumia�ym stwierdzeniem na temat pogrzebu bogatego i szacownego dziedzica Brewstera, tw�rcy lokalnej historii, kt�ry zmar� w 1711 roku, a kt�rego �upkowa p�yta nagrobna z wizerunkiem czaszki i skrzy�owanych piszczeli z wolna obraca�a si� w py�. W przyp�ywie dzieci�cej imaginacji got�w by�em przysi�c, �e nie tylko przedsi�biorca pogrzebowy, Goodman Simpson, skrad� przed poch�wkiem buty o srebrnych sprz�czkach. jedwabne po�czochy i satynow� bielizn� zmar�ego, ale �e sam dziedzic � niezupe�nie, jak si� wydawa�o, bez �ycia � w dzie� po pogrzebie dwakro� obr�ci� si� w swojej trumnie.
Nigdy wszak�e nie opu�ci�y mnie my�li o wdarciu si� do wn�trza grobowca. Pragnienie to naros�o we mnie jeszcze bardziej, gdy niespodziewanie odkry�em, �e po k�dzieli jestem poniek�d spokrewniony z wymar�ym rodem Hyde' �w. Ostatni z mego rodu, po mieczu, by�em zarazem ostatnim cz�onkiem tej du�o starszej i niezwyk�ej linii rodowej. Zacz��em czu�, �e grobowiec by� m�j, i z niepokojem oczekiwa� dnia, kiedy uda mi si� sforsowa� kamienne odrzwia i zej�� po omsza�ych kamiennych stopniach w mrok. Obecnie wyrobi�em w sobie nawyk bacznego nas�uchiwania przy z lekka uchylonych drzwiach grobowca, prowadz�c owe przedziwne czuwania po�r�d nocnej ciszy.
Zanim osi�gn��em doros�o��, wydepta�em w g�szczu wok� starego, wpuszczonego w �cian� kotliny grobowca niewielk� polank�, pozwalaj�c, by bujna ro�linno�� utworzy�a wok� i ponad ni� jakby �ciany i dach, niczym w le�nej altance.
Ta altanka by�a moj� �wi�tyni�, zamkni�te drzwi moim relikwiarzem i tu w�a�nie k�ad�em si� na mchu, rozci�gni�ty wygodnie, by przemy�liwa� rozmaite osobliwe sprawy i �ni� jeszcze bardziej osobliwe sny.
Noc pierwszego objawienia by�a duszna i parna. Zm�czony, musia�em zasn��, gdy� obudzi�em si�, jak mi si� zda�o, na d�wi�k odleg�ych g�os�w. Waham si� m�wi� o ich tonach i akcentach, nie wspomn� tu r�wnie� o ich wyrazisto�ci, niemniej mog� rzec, i� wyczuwa�o si� wyra�n� r�nic� w ich s�ownictwie, wymowie i sposobie artykulacji. Ka�dy cie� nowoangielskiego dialektu, pocz�wszy od nieokre�lonych sylab puryta�skich kolonist�w po precyzyjn� retoryk� sprzed p�wiecza, zdawa� si� mie� sw�j odpowiednik w�r�d owych cienistych, mrocznych orator�w, aczkolwiek z faktu tego zda�em sobie spraw� dopiero poniewczasie. W tym momencie bowiem uwag� m� odwr�ci� zupe�nie inny fenomen, tak ulotny, �e nie mog� przysi�c, i� wydarzy� si� naprawd�.
Ledwie zda�em sobie spraw�, �e nie �pi�, kiedy wewn�trz pos�pnego grobowca wygas�o drobniutkie �wiate�ko. Nie s�dz�, abym by� zaskoczony ani tym bardziej ogarni�ty panik�, wiem jednak, �e tej nocy uleg�em olbrzymiej, ca�kowitej przemianie. Po powrocie do domu skierowa�em si� na poddasze, gdzie wewn�trz gnij�cego kufra znalaz�em klucz, za pomoc� kt�rego z �atwo�ci� sforsowa�em barier�, kt�r� do tej pory tak zaciekle i pr�no szturmowa�em.
W delikatnym �wietle p�nego popo�udnia po raz pierwszy wkroczy�em do grobowca na zboczu opuszczonej kotliny. By�em oczarowany, a moje serce szala�o ze szcz�cia, kt�rego nie spos�b opisa� s�owami. Gdy zamkn��em za sob� drzwi i zszed�em po ociekaj�cych wod�, zawilg�ych schodach, przy�wiecaj�c sobie jedyn� �wiec�, zdawa�o si�, �e znam doskonale drog�. I cho� �wieca o ma�o nie zgas�a, syc�c si� zat�ch�ym powietrzem, w tym cuchn�cym �mierci� i zgnilizn� pomieszczeniu czu�em si� jak w domu. Rozgl�daj�c si� woko�o, ujrza�em liczne marmurowe p�yty z trumnami lub tym, co z nich pozosta�o. Niekt�re z nich by�y zamkni�te i nienaruszone, ale inne nieomal ca�kiem sczez�y. Pozosta�y po nich jedynie srebrne klamki i p�ytki otoczone kopczykami bia�awego kurzu. Na jednej z p�ytek odczyta�em imi� sir Geoffreya Hyde'a, kt�ry przyby� z Sussex w 1640 roku i zmar� tutaj w kilka lat p�niej. W znamienitej niszy sta�a jedna doskonale zachowana i pusta trumna, ozdobiona imieniem, na widok kt�rego u�miechn��em si� mimowolnie i zadygota�em. Dziwny impuls nakaza� mi wspi�� si� na kamienn� p�yt�, zgasi� �wiec� i u�o�y� si� w pustej trumnie.
W szarym �wietle �witu wyczo�ga�em si� z grobowca i zamkn��em za sob� drzwi na �a�cuch. Nie by�em ju� m�odzie�cem, mimo zaledwie dwudziestu jeden zim, kt�re zmrozi�y m� cielesn� pow�ok�. Wstaj�cy z kurami wie�niacy, kt�rzy mnie widzieli, patrzyli teraz na mnie dziwnym wzrokiem i zastanawiali si�, c� mog�o przydarzy� si� temu, kt�rego dot�d uwa�ali za spokojnego odludka, a kt�ry najwyra�niej wraca� do domu po ca�onocnych hulankach i swawolach. Rodzicom pokaza�em si� dopiero po d�ugim, daj�cym od�wie�enie �nie.
Od tej pory odwiedza�em grobowiec ka�dej nocy; widzia�em, s�ysza�em i czyni�em rzeczy, o kt�rych nie chc� tu nawet wspomina�. Najpierw zmieni� si� m�j spos�b wys�awiania, zawsze podatny na wp�ywy otoczenia. Wkr�tce zacz�ta r�wnie� zwraca� uwag� nabyta nie wiadomo kiedy archaizacja dykcji. P�niej w moim zachowaniu pojawi�y si� pierwsze oznaki zuchwa�o�ci braku rozwagi, a� koniec ko�c�w pomimo samotniczego �ycia sta�em si� prawdziwym �wiatowcem. J�zyk, dot�d sztywny i cz�stokro� milcz�cy, nabra� �atwo�ci wys�awiania i gracji Chesterfiella oraz bezbo�nego cynizmu Rochestera. Zmieni�em si� w wyj�tkowego erudyt�, a stronice mych ksi�g pokry�y tworzone niejako na marginesie epigramy przywodz�ce na my�l Gaya, Priora, a tak�e najbardziej weso�e augustia�skie �arty oraz rymy. Kt�rego� ranka przy �niadaniu nieomal doprowadzi�em do katastrofy, deklamuj�c z wyra�nymi, p�ynnymi, osiemnastowiecznymi akcentami nieco swawolny utw�r biesiadny, kt�rego tre�� nigdy nie zosta�a zapisana, a kt�ry brzmia� mniej wi�cej tak:
P�jd�cie tu, przyjaciele, wytoczcie beczk� piwa
Za dzie� dzisiejszy pijmy, niech ka�dy pou�ywa
Niech na p�miskach waszych mi�siwa wzro�nie stos
A jad�o i napitek rozchmurz� sm�tny los
Po brzegi kufle nape�niemy
Bo wa�ne to jest, ze �yjemy
Gdy przyjdzie �mier�, ni kr�la ju�, ni dziewki zdrowia nie wzniesiemy!
M�wi�, te Anakreon stary nos jak pomidor mia� czerwony
Lecz c� to znaczy, je�li humor masz stale dobry; wr�cz szalony
Bo�e, dusz� m� we�, wol� czerwonym by�
Ni�li jak lilia bia�ym i w ziemi sm�tnie gni�!
Betty, p�jd� do mnie tu
Ca�uj, a� zabraknie tchu
Drugiej takiej nie znajdziesz nawet w Piekle, ech, tfu!
M�ody Harry si� chwieje, jak trza�ni�ty w �eb w�
Wkr�tce zgubi peruka i si� zwali pod st�
Dalej lejcie, bo w kuflach chyba dno wida� ju�
Lepiej le�e� pod sto�em, ni�li w trumnie, no c�
Bawmy si� tedy i radujmy
Spragnione gard�a wnet nap�jmy
�ycia u�ywa�, nim w ziemi zlec przyjdzie, si� nie b�jmy
Do czarta tam, ju� pl�cz� mi si� nogi
J�zyk mi ko�kiem stawa, kark sztywny mam i b�ogi
Dozw�l no gospodarzu, niech Betty si� przysiadzie
Duszy bratniej mi brak, a �ony wszak ze mn� tu dzi� nie b�dzie
Racz mi r�k� swa da�
Chcia�bym spr�bowa� wsta�
P�ki tchu w piersi stanie, �ycie gar�ci� chc� bra�!
W tym czasie r�wnie� ogarn�� mnie trwaj�cy do dzi� l�k przed burzami i ogniem. Wcze�niej by�y mi one oboj�tne, teraz wszelako nape�niaj� mnie niewypowiedzian� zgroz�. Kiedy tylko niebo zasnuwa�y burzowe chmury, chowa�em si� w mo�liwie najdalszym, najni�ej po�o�onym zak�tku domu. Za dnia m� ulubion� enklaw� byty ruiny spalonej posesji, i fantazjuj�c, cz�stokro� wyobra�a�em sobie, jak musia�a wygl�da� w okresie swojej �wietno�ci. Pewnego razu wystraszy�em jednego z wie�niak�w, prowadz�c go potajemnie do niewielkiego piwnicznego pomieszczenia, o kt�rego istnieniu wiedzia�em, cho� od wielu pokole� by�o ono zapomniane i nie odwiedzane.
Wreszcie sta�o si� to, czego si� od dawna obawia�em. Moi rodzice, zaniepokojeni zmienionym zachowaniem i wygl�dem ich jedynego syna. postanowili �ledzi� me poczynania, co doprowadzi�o do katastrofy. Nie opowiedzia�em nikomu o swoich wizytach w grobowcu, strzeg�c mego sekretnego celu od dzieci�stwa z i�cie religijn� �arliwo�ci�. Teraz jednak zmuszony by�em zachowa� wyj�tkow� ostro�no�� przy w�dr�wkach po�r�d labiryntu zalesionej kotliny, aby nie doprowadzi� do swego sanktuarium potencjalnego prze�ladowcy. Klucz do grobowca nosi�em zawieszony na rzemyku na szyi, o jego istnieniu za� nie wiedzia� nikt opr�cz mnie. Nigdy nie wynios�em z grobowca �adnej rzeczy, na jak� natkn��em si� w jego wn�trzu.
Pewnego ranka, gdy wyszed�em z wilgotnego grobowca i dr��c� d�oni� za�o�y�em �a�cuch na odrzwia, ujrza�em w�r�d pobliskich krzew�w przera�one oblicze �ledz�cego mnie m�czyzny. Niew�tpliwie koniec by� bliski; moja altana zosta�a odkryta, a cel nocnych wypraw zdemaskowany. M�czyzna mnie nie zaczepi�, tote� pospieszy�em do domu, by pods�ucha�, o czym doniesie memu stroskanemu ojcu. Czy �wiat dowie si� o mym pobycie za drzwiami starego grobowca? Wyobra�cie sobie moje rozkoszne zdumienie, kiedy us�ysza�em, jak szpieg teatralnym szeptem m�wi� moim rodzicom, �e sp�dzi�em noc w altance przed grobowcem; moje zasnute snem oczy pad�y na szczelin� w uchylonych, zablokowanych �a�cuchem odrzwiach! Jakim cudem obserwator zosta� tak zwiedziony? By�em teraz przekonany, �e chroni�a mnie jaka� nadludzka moc. Rozzuchwalony takim obrotem spraw, zdecydowa�em si� nie ukrywa� swych dalszych wizyt w grobowcu i niezw�ocznie podj��em je na nowo. Przez ca�y tydzie� raczy�em si� pos�pnymi przyjemno�ciami, o kt�rych nie zamierzam tu wspomina�, kiedy t o si� wydarzy�o i zosta�em wtr�cony do tego przekl�tego przybytku smutku i monotonii.
Nie powinienem by� wyrusza� tej nocy, chmury zdawa�y si� zwiastowa� burz�, a z cuchn�cych moczar�w na dnie kotliny podnios�a si� piekielna fosforescencja. Zew umar�ych r�wnie� by� nieco inny. Miast grobowca w kotlinie, by�a to naruszona ogniem piwnica na szczycie zbocza, gdzie rezyduj�cy demon przywo�ywa� mnie, kiwaj�c niewidocznymi palcami. Kiedy wy�oni�em si� z zagajnika, na r�wninie pod ruinami ujrza�em w nieco rozmytym przez mg�� blasku ksi�yca co�, czego zawsze w g��bi serca oczekiwa�em. Rezydencja, nie istniej�ca od stu lat, ukaza�a si� mym oczom w ca�ej swej okaza�o�ci. Ka�de z okien roztacza�o blask p�on�cych wewn�trz komnat dziesi�tk�w �wiec.
W g�r� d�ugiego podjazdu sun�y powozy bosto�skiej szlachty, podczas gdy pieszo nadchodzili ku niej upudrowani notable z pobliskich posiad�o�ci. Wmiesza�em si� w ten t�um, cho� wiedzia�em, �e nale�� bardziej do gospodarzy ani�eli do go�ci. Wewn�trz budynku kr�lowa�y muzyka i �miech, wino la�o si� strumieniami.
Rozpozna�em kilka twarzy, cho� ostatnio, gdy je widzia�em, by�y pomarszczone, nadgnite i nad�arte przez nieub�agany rozk�ad. Po�r�d dzikiego, rozszala�ego t�umu ja by�em najbardziej niespokojny i najbardziej osamotniony. Radosne blu�nierstwa potoczy�cie p�yn�y z mych ust, a w ci�tych s�owach nie oszcz�dza�em �adnych praw, czy to naturalnych, ludzkich, czy te� boskich.
Wtem pot�ny grzmot zag�uszy� odg�osy bezecnej biesiady. roz�upuj�c dach i uciszaj�c blu�niercz� ha�astr�.
Czerwone j�zory ognia i pal�cy �ar otoczy�y ca�e domostwo. Biesiadnicy przera�eni niechybn� zgub�, kt�ra zdawa�a si� przenikn�� granice niezmierzonej natury, z przera�liwym wrzaskiem umkn�li w noc. Pozosta�em sam, przykuty do mego siedziska dojmuj�cym l�kiem, jakiego nigdy dot�d nie odczuwa�em. I wtedy drugi koszmar przepe�ni� moj� dusz� � nowa groza, r�wnie silna jak poprzednia. Spalony na popi�, moje cia�o rozwiane na cztery wiatry, mog� nigdy nie spocz�� w grobowcu Hyde'�w! Czy�by nie by�o tam dla mnie przygotowanej trumny? Czy� nie mia�em prawa spocz�� na wieczno�� w�r�d potomk�w sir Geoffreva Hyde'a? Tak! Odzyskam m� spu�cizn� �mierci, nawet gdyby moja dusza mia�a b��ka� si� przez stulecia, by odnale�� drug� cielesn� pow�ok�, kt�ra ostatecznie zajmie nale�ne jej miejsce na pustej p�ycie w komorze grobowca. Jervas Hyde nigdy nie podzieli sm�tnego losu Palinurusa!
Kiedy widmo p�on�cego domu rozwia�o si�, ockn��em si�, wrzeszcz�cy i zajadle walcz�cy w ramionach dw�ch m�czyzn, z kt�rych jeden by� szpiegiem �ledz�cym mnie pod�wczas, przy grobowcu. Deszcz la� jak z cebra, a na horyzoncie od po�udnia niebo przecina�y b�yskawice, kt�re jeszcze tak niedawno ja�nia�y nad naszymi g�owami. M�j ojciec, z twarz� przepe�nion� smutkiem, sta� nieopodal, s�uchaj�c, jak wykrzykiwa�em do� swe ��dania, by z�o�ono moje cia�o wewn�trz grobowca, i raz po raz napomina� dw�ch osi�k�w, by obchodzili si� ze mn� mo�liwie naj�agodniej. Poczernia�y kr�g na pod�odze piwnicy, wewn�trz ruin, by� �wiadectwem niedawnego uderzenia pioruna. Z tego miejsca grupka ciekawskich wie�niak�w z latarniami wy�uska�a niewielk� skrzynk�, wyr�b z wygl�du do�� stary, kt�ry niebia�ski grom wydoby� na �wiat�o dzienne.
Porzuciwszy pr�n� i bezcelow� obecnie szarpanin�, obserwowa�em gapi�w ogl�daj�cych z niewypowiedzianym zdumieniem osobliw� skrzyneczk�. Pozwolono mi by� �wiadkiem jej otwarcia. Skrzynka, kt�rej zamkni�cia zosta�y zniszczone przez ten sam piorun, kt�ry wydoby� j� z ukrycia, zawiera�a wiele dokument�w i cennych przedmiot�w, ja jednak mia�em wzrok utkwiony w jednej tylko rzeczy. By�a to porcelanowa miniatura m�odzie�ca w upudrowanej peruczce, nosz�ca inicja�y J.H. Oblicze by�o tak podobne, jakbym przegl�da� si� w lustrze.
Nast�pnego dnia przyprowadzono mnie do tego pokoju, z kratami w oknach, niemniej informacji o niekt�rych sprawach udziela� mi na bie��co pewien stary, prostoduszny s�uga, kt�rego mi�owa�em jeszcze od dzieci�stwa i kt�ry podobnie jak ja uwielbia tereny przyko�cielne oraz cmentarze. To, co odwa�y�em si� opowiedzie� na temat swych dozna� w grobowcu, wzbudzi�o jedynie u�miechy politowania. Ojciec, kt�ry cz�sto mnie odwiedza, twierdzi, �e nigdy nie uda�o mi si� pokona� strze�onego �a�cuchem wej�cia, i przysi�ga, �e zardzewia�a k��dka, kt�r� starannie obejrza�, nie by�a otwierana od dobrych pi��dziesi�ciu lat. Dodaje przy tym, �e wszyscy wie�niacy wiedzieli o mych wyprawach do grobowca i �e gdy cz�sto widywano mnie �pi�cego w zagajniku, przed wej�ciem do pos�pnego przybytku, moje na wp� przymkni�te oczy utkwione by�y w szczelinie prowadz�cej do jego wn�trza. Nie dysponuj� dowodami na obalenie jego twierdze�, jako �e m�j klucz do k��dki przepad� gdzie� podczas szamotaniny, kt�ra zasz�a owej upiornej nocy. Niezwyk�e informacje z przesz�o�ci, kt�re uzyska�em podczas mych nocnych spotka� z umar�ymi, uznaje si� za owoce mych czasoch�onnych i �mudnych bada�, d�ugotrwa�ego �l�czenia w�r�d prastarych ksi�g rodzinnej biblioteki.
Gdyby nie m�j stary s�uga, Hiram, do tej pory uwierzy�bym ju� we w�asne szale�stwo.
Hiram jednak, lojalny do samego ko�ca, wci�� we mnie wierzy i przekona� mnie, bym wyjawi� publicznie przynajmniej cz�� swojej opowie�ci. Tydzie� temu rozbi� k��dk� przytrzymuj�c� �a�cuch uchylonych drzwi do grobowca i z latarni� w d�oni zszed� w jego mroczn� czelu��.
Na kamiennej p�ycie w jednej z nisz odkry� star�, lecz pust� trumn� z za�niedzia�� tabliczk� i wyrytym na niej jednym tylko s�owem: Jervas.
Obiecano mi, �e zostan� pochowany w tym grobowcu, w tej w�a�nie trumnie.
KONIEC
2