2445
Szczegóły |
Tytuł |
2445 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2445 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2445 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2445 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TERRY PRATCHETT
Wyprawa Czarownic
Dedykuj� wszystkim tym - bo dlaczego nie
kt�rzy po publikacji "Trzech wied�m" zasypali autora
swoimi wersjami tekstu piosenki o je�u.
Co ja narobi�em...
Oto �wiat Dysku, sun�cy przez kosmos na grzbietach czterech s�oni, kt�re z kolei stoj� na skorupie Wielkiego A'Tuina, niebia�skiego ��wia.
Dawno, dawno temu taki wszech�wiat uwa�any by� za niezwyk�y, a by� mo�e nawet ca�kiem niemo�liwy.
Ale z drugiej strony... dawno, dawno temu wszystko by�o tak proste...
Poniewa� wszech�wiat by� wtedy pe�en ignorancji, a uczony przygl�da� mu si� jak poszukiwacz schylony nad g�rskim potokiem i wypatruj�cy z�ota wiedzy po�r�d �wiru g�upoty, piasku niepewno�ci i ma�ych, w�satych, o�miono�nych p�ywaj�cych stwork�w zabobonu.
Od czasu do czasu prostowa� si� i wola� co� w rodzaju: "Hurra! W�a�nie odkry�em trzecie prawo Boyle'a". I wszyscy wiedzieli, na czym stoj�. Problem w tym jednak, �e ignorancja sta�a si� ciekawsza, zw�aszcza ignorancja dotycz�ca spraw wielkich i wa�nych, takich jak materia i kreacja. Ludzie zaprzestali cierpliwej budowy swych domk�w z patyczk�w racjonalno�ci w�r�d chaosu, a zacz�li si� interesowa� samym chaosem - po cz�ci dlatego, �e o wiele �atwiej by� ekspertem od chaosu, ale g��wnie z tego powodu, �e chaos skutkowa� naprawd� �adnymi deseniami, kt�re mo�na umie�ci� na koszulkach.
I zamiast zajmowa� si� prawdziw� nauk�1, uczeni zacz�li nagle t�umaczy�, �e poznanie czegokolwiek jest niemo�liwe i �e nie ma czego� takiego, co mo�na by nazwa� rzeczywisto�ci�, kt�r� da si� poznawa�, i jakie to wszystko strasznie ciekawe... A przy okazji, s�yszeli�cie, �e dooko�a mo�e lata� mn�stwo r�nych ma�ych wszech�wiat�w, tylko nikt ich nie widzi, bo s� zakrzywione i zwini�te w sobie? Nawiasem m�wi�c, �adna ta koszulka, prawda?
W por�wnaniu z czym� takim, spory ��w ze �wiatem na grzbiecie jest ca�kiem zwyczajny. Przynajmniej nie udaje, �e nie istnieje; nikt te� na Dysku nie pr�bowa� tego nieistnienia udowodni� - by si� przypadkiem nie okaza�o, �e ma racj� i nagle znajdzie si� zawieszony w kosmicznej pustce. Dysk istnieje na samej granicy realno�ci. Najmniejsze ma�e obiekty potrafi� przebi� si� przez ni� na drug� stron�. Dlatego na �wiecie Dysku ludzie traktuj� r�ne rzeczy z nale�yt� powag�.
Na przyk�ad opowie�ci.
Poniewa� opowie�ci s� wa�ne.
Ludzie wierz�, �e to oni wp�ywaj� na opowie�ci. Tymczasem jest odwrotnie.
Opowie�ci istniej� niezale�nie od os�b, kt�re w nich wyst�puj�. Dla kogo�, kto o tym wie, wiedza to pot�ga.
Opowie�ci - szerokie, faluj�ce wst�gi ukszta�towanej czasoprzestrzeni - powiewa�y i rozwija�y si� w ca�ym wszech�wiecie od pocz�tk�w czasu. I ewoluowa�y. Najs�absze wymar�y, a najsilniejsze przetrwa�y i z ka�dym powt�rzeniem nabiera�y mocy... Opowie�ci, wij�ce si� i p�yn�ce w ciemno�ci.
Samo ich istnienie narzuca delikatny, ale trwa�y wzorzec chaosowi, kt�rym jest historia. Opowie�ci ryj� rowki do�� g��bokie, by ludzie pod��ali nimi w taki sam spos�b, w jaki woda sp�ywa po zboczu pewnymi trasami. A za ka�dym razem, kiedy nowi aktorzy pod��aj� �cie�k� opowie�ci, rowek staje si� g��bszy.
Nazywa si� to teori� przyczynowo�ci narracyjnej i oznacza, �e opowie��, kiedy ju� si� zacznie, nabiera kszta�tu. Przejmuje wszelkie wibracje wszystkich innych swoich realizacji, jakie si� kiedykolwiek zdarzy�y.
W�a�nie dlatego historia przez ca�y czas si� powtarza.
I dlatego tysi�c bohater�w wykrad�o ogie� bogom. Tysi�c wilk�w po�ar�o babci�, tysi�c ksi�niczek zosta�o poca�owanych. Miliony nie�wiadomych aktor�w porusza�o si� mimowolnie po �cie�kach opowie�ci.
Jest ju� praktycznie niemo�liwe, by trzeci i najm�odszy syn dowolnego kr�la, wyruszywszy z misj�, w kt�rej wcze�niej zgin�li jego starsi bracia, nie odni�s� sukcesu.
***
Opowie�ci nie dbaj� o to, kto bierze w nich udzia�. Wa�ne jest tylko, by by�y opowiadane, by si� powtarza�y. Albo te�, je�li wolicie, mo�na sobie to wyobrazi� inaczej: opowie�� to forma paso�ytnicza, naginaj�ca �ycie ludzi tak, by s�u�y�o jej samej2.
Trzeba bardzo szczeg�lnej osobowo�ci, by mog�a si� temu oprze� i sta� si� sod� oczyszczon� historii.
Dawno, dawno temu...
***
Szare d�onie uj�y m�ot i uderzy�y w s�upek tak mocno, �e, wbi� si� na ca�� stop� w mi�kk� ziemi�. Jeszcze dwa uderzenia i nie da�o si� go wyrwa�.
Na drzewach wok� polanki ptaki i w�e obserwowa�y wszystko w milczeniu. W bagnie, niby plamy brudnej wody, dryfowa�y aligatory.
Szare d�onie podnios�y poprzeczk� krzy�a, umie�ci�y na odpowiedniej wysoko�ci i przywi�za�y lianami tak mocno, �e a� trzeszcza�o.
Przygl�da�a mu si�. Po chwili przywi�za�a na szczycie krzy�a kawa�ek lustra.
- P�aszcz - poleci�a.
Wzi�� p�aszcz i w�o�y� na ramiona krzy�a. Poprzeczka by�a troch� za kr�tka, wi�c ostatnie kilka cali r�kaw�w zwisa�o pusto.
- I kapelusz - doda�a.
By� wysoki, okr�g�y i czarny. L�ni� lekko.
Lustro b�yszcza�o pomi�dzy czerni� kapelusza i p�aszcza.
- Czy to podzia�a? - zapyta�.
- Tak. Nawet lustra maj� swoje odbicia. Musimy zwalcza� lustra lustrami. - Zerkn�a na smuk�� bia�� wie�� za lasem. - Trzeba odszuka� jej odbicie.
- Musi wi�c si�gn�� daleko.
- Tak. Przyda si� ka�da pomoc. Rozejrza�a si� po ��ce.
Wezwa�a pana Tesco, lady Bon Ann�, Hotalog� Andrewsa i Krocz�cego Szeroko. Prawdopodobnie nie byli najlepszymi bogami. Ale byli najlepsi, jakich potrafi�a wymy�li�.
***
To jest opowie�� o opowie�ciach.
Albo o tym, co naprawd� znaczy by� wr�k� i matk� chrzestn�.
Ale te�, zw�aszcza, o zwierciad�ach i odbiciach.
W ca�ym wszech�wiecie �yj� prymitywne plemiona3, kt�re nie ufaj� lustrom i obrazom. Uwa�aj� bowiem, �e lustra kradn� cz�� duszy, a przecie� tej duszy nikt nie ma a� tak du�o. Ludzie, kt�rzy nosz� wi�cej odzie�y, twierdz�, �e to przes�dy. Twierdz� tak, mimo �e ci, kt�rzy przez ca�e �ycie pojawiaj� si� na takich czy innych obrazach, zwykle staj� si� chudzi i przezroczy�ci. Sk�ada si� to na karb przepracowania i niedo�ywienia.
Zwyk�y przes�d. Ale przes�dy nie musz� by� fa�szywe.
Lustro mo�e wessa� skrawek duszy. Lustro mo�e pomie�ci� odbicie ca�ego wszech�wiata, niebo pe�ne gwiazd w kawa�ku posrebrzonego szk�a, nie grubszego ni� tchnienie.
Kto rozumie lustra, ten rozumie prawie wszystko.
Sp�jrzmy w lustro...
...g��biej...
...na pomara�czowe �wiate�ko na nagim g�rskim wierzcho�ku, tysi�ce mil od ro�linnego ciep�a bagien...
***
Miejscowi nazywali j� Lisi� G�r�. Nie z powodu du�ej liczby lis�w, ale dlatego �e by�a �ys� g�r�. Fakt ten wywo�a� jednak sporo zyskownego zamieszania; w najbli�szych wioskach cz�sto pojawiali si� przybysze uzbrojeni w kusze, sid�a i wnyki, po czym wynio�le ��dali przewodnik�w, kt�rzy doprowadz� ich do lisich stad. Wi�kszo�� miejscowych potrafi�a ca�kiem nie�le si� z tego utrzyma� - sprzedawali poradniki dla w�druj�cych po g�rze, mapy lisich siedlisk, ozdobne zegary z lisami wskazuj�cymi godzin�, laski z lisi� g��wk� i ciastka wypiekane w kszta�cie lisa. Jako� nikt nie znalaz� czasu, �eby wyja�ni� nieporozumienie4.
Ta g�ra by�a chyba tak �ysa, jak to tylko mo�liwe dla g�ry.
Wi�kszo�� drzew rezygnowa�a w po�owie drogi na szczyt, dok�d dociera�o tylko par� sosenek. Sprawia�y wra�enie bardzo podobne do kilku pasemek w�os�w na czaszce kogo� �ysego, kto nie chce si� pogodzi� z losem.
By�o to miejsce, gdzie spotyka�y si� czarownice.
Dzi� w nocy na samym wierzcho�ku p�on�o ognisko. W migotliwym �wietle porusza�y si� ciemne sylwetki.
Ksi�yc sun�� leniwie nad plamami chmur.
Wreszcie kto� wysoki, w szpiczastym kapeluszu, powiedzia�:
- To znaczy, �e wszystkie przynios�y�my tylko sa�atk� ziemniaczan�?
***
W Ramtopach pozosta�a jedna czarownica, kt�ra nie bra�a udzia�u w sabacie. Oczywi�cie, czarownice lubi� przyj�cia tak samo jak wszyscy inni, jednak ta konkretna mia�a dzisiaj wa�niejsze spotkanie. I to nie takie, kt�re mo�na �atwo przesun�� na kiedy indziej.
Dezyderata Hollow pisa�a testament.
Kiedy Dezyderata Hollow by�a jeszcze ma�� dziewczynk�, babcia udzieli�a jej czterech wa�nych rad, kt�re mia�y pokierowa� jej krokami na zaskakuj�co kr�tych �cie�kach �ycia.
Oto te rady:
Nigdy nie ufaj psu z pomara�czowymi brwiami.
Zawsze zapisuj nazwisko i adres m�odego cz�owieka.
Nigdy nie stawaj mi�dzy dwoma lustrami.
I zawsze no� absolutnie czyst� bielizn�, codziennie, bo nigdy nie wiesz, czy nie przewr�ci ci� i nie stratuje na �mier� sp�oszony ko�, a kiedy ludzie zobacz�, �e masz na sobie brudn� bielizn�, umrzesz ze wstydu.
P�niej Dezyderata uros�a i zosta�a czarownic�. Jedn� z korzy�ci tego stanu jest, �e cz�owiek dok�adnie wie, kiedy umrze, wi�c mo�e nosi� tak� bielizn�, na jak� ma ochot�5.
Dzia�o si� to osiemdziesi�t lat temu, gdy pomys�, �e b�dzie dok�adnie wiedzie�, kiedy umrze, wydawa� si� ca�kiem atrakcyjny. Poniewa� - w tajemnicy, oczywi�cie - dobrze wiedzia�a, �e b�dzie �y�a wiecznie.
To by�o wtedy.
A to by�o teraz.
Wieczno�� okaza�a si� trwa� o wiele kr�cej ni� kiedy�.
Kolejna k�oda rozpad�a si� w kominku na popi�. Dezyderata nie zamawia�a opa�u na zim�. Przecie� nie warto.
Oczywi�cie, by�a jeszcze jedna rzecz...
Starannie owin�a w�ski, d�ugi pakunek. Z�o�y�a li�cik, zaadresowa�a i wsun�a pod sznureczek. Za�atwione.
Rozejrza�a si�. Od trzydziestu lat by�a niewidoma, ale nie sprawia�o jej to k�opot�w. Los pob�ogos�awi� j� -je�li to w�a�ciwe okre�lenie - darem jasnowidzenia. Kiedy wi�c zwyk�e oczy przesta�y funkcjonowa�, nauczy�a si� widzie� tera�niejszo��, i tak o wiele �atwiejsz� od przysz�o�ci. A �e okultystyczna siatk�wka nie jest uzale�niona od �wiat�a, Dezyderata oszcz�dza�a na �wiecach. Ka�da sytuacja ma swoje dobre strony, je�li tylko wie si�, gdzie patrze�. W przeno�ni, oczywi�cie.
Na �cianie wisia�o lustro. Ale oblicze w nim nie by�o twarz� Dezyderaty, zar�owion� i kr�g��. Wr�cz przeciwnie.
- Umierasz, Dezyderato - o�wiadczy�a kobieta w lustrze.
- Owszem.
- Zestarza�a� si�. Takim jak ty zawsze si� to zdarza. Twoja moc ju� prawie zanik�a.
- To prawda, Lilith - zgodzi�a si� spokojnie Dezyderata.
- I twoja magia przestaje j� chroni�.
- Obawiam si�, �e tak.
- Czyli teraz pozosta�am tylko ja i ta z�a kobieta z bagien. I ja zwyci��.
- Niestety, na to wygl�da.
- Powinna� znale�� sobie nast�pczyni�.
- Nigdy nie mia�am na to czasu. Nie wychodzi mi planowanie przysz�o�ci.
Twarz w lustrze uros�a - to posta� zbli�y�a si� do swojej strony zwierciad�a.
- Przegra�a�, Dezyderato Hollow.
- Tak bywa.
Dezyderata wsta�a troch� niepewnie i si�gn�a po serwet�.
Posta� wyra�nie si� irytowa�a. Pewnie uwa�a�a, �e ludzie, kt�rzy przegrywaj�, powinni by� za�amani, a nie zachowywa� si� tak, jakby bawili si� �artem zrobionym zwyci�zcom.
- Czy ty w og�le rozumiesz, co oznacza przegrana?
- Niekt�rzy bardzo wyra�nie mi to t�umaczyli - odpar�a Dezyderata. - �egnam, droga pani.
I zas�oni�a zwierciad�o serwet�.
Spod materia�u dobieg�o jeszcze gniewne sykni�cie, a potem zapad�a cisza.
Dezyderata sta�a przez chwil� nieruchomo, jakby zatopiona w my�lach.
Potem unios�a g�ow�.
- Przed chwil� zagotowa�a si� woda - powiedzia�a. - Mo�e wypijesz fili�ank� herbaty?
NIE, DZI�KUJ�, odezwa� si� glos za jej plecami.
- Od dawna czekasz?
OD ZAWSZE.
- Nie zatrzymuj� ci�, mam nadziej�.
TO SPOKOJNA NOC.
- Przygotuj� herbat�. Zosta�o chyba jedno ciasteczko.
NIE, DZI�KUJ�.
- Gdyby� by� g�odny, to nad kominkiem stoi s��j. To prawdziwy klatchia�ski wyr�b, wiesz? Od prawdziwego klatchia�skiego garncarza. Z Klatchu - doda�a.
NAPRAWD�?
- Za m�odu sporo podr�owa�am.
TAK?
- Pi�kne czasy. - Dezyderata szturchn�a pogrzebaczem palenisko. - Tak� mia�am prac�, rozumiesz. Zreszt� pewnie u ciebie jest podobnie.
TAK
- Nigdy nie wiedzia�am, kiedy mnie wezw�. Ty, naturalnie, wiesz takie rzeczy. G��wnie do kuchni... Zawsze jako� trafia�am do kuchni. Czasem na bale, ale zwykle do kuchni. - Podnios�a czajnik i nala�a wrz�tku do imbryka nad ogniem.
RZECZYWI�CIE?
- Spe�nia�am ich �yczenia.
�mier� zdziwi� si�.
CO? TO ZNACZY... NA PRZYK�AD ZABUDOWANE KREDENSY? NOWE ZLEWY? TAKIE RZECZY?
- Nie, nie. �yczenia ludzi. - Dezyderata westchn�a. - To wielka odpowiedzialno��, taka praca chrzestnej wr�ki. Trzeba wiedzie�, gdzie si� zatrzyma�. No wiesz... Ludzie, kt�rym spe�nia si� �yczenia, cz�sto okazuj� si� nie ca�kiem mili. Czy wi�c powinno si� im da� to, czego chc�, czy raczej to, czego potrzebuj�?
�mier� uprzejmie skin�� g�ow�. Z jego punktu widzenia ludzie dostaj� to, co im si� daje.
- Jak ta sprawa w Genoi... - zacz�a Dezyderata. �mier� gwa�townie podni�s� g�ow�.
GENOA?
- Znasz j�? No tak, oczywi�cie, �e znasz...
JA... ZNAM WSZYSTKO, NATURALNIE.
Dezyderata rozmarzy�a si� wyra�nie. Jej wewn�trzny wzrok spogl�da� gdzie� daleko.
- By�o nas dwie. Wiesz pewnie, �e matki chrzestne zawsze wyst�puj� parami. Ja i lady Lilith. Matka chrzestna ma wielk� moc. To jak by� cz�ci� historii. W ka�dym razie urodzi�a si� dziewczynka: z nieprawego �o�a, ale wcale przez to nie gorsza. Nie chodzi o to, �e nie mogli si� pobra�, po prostu jako� im to nie przysz�o do g�owy... I Lilith �yczy�a jej urody, w�adzy i �eby po�lubi�a ksi�cia. Ha! Od tamtego dnia ci�gle nad tym pracuje. Co mog�am zrobi�? Nie mo�na si� spiera� z takimi �yczeniami. Lilith zna pot�g� opowie�ci. Zrobi�am co mog�am, ale to Lilith ma moc. S�ysza�am, �e sama rz�dzi miastem. Zmienia ca�y kraj, �eby opowie�� mog�a si� spe�ni�. Teraz i tak ju� za p�no, przynajmniej dla mnie. Dlatego postanowi�am przekaza� odpowiedzialno��. Tak to ju� jest z wr�kami chrzestnymi. Nikt nie chce tak� zosta�. Opr�cz Lilith, ma si� rozumie�. Bzika ma i tyle. Dlatego posy�am kogo� innego. I tak chyba powinnam wcze�niej o tym pomy�le�.
Dezyderata mia�a dobre serce. Wr�ki chrzestne osi�gaj� g��bokie zrozumienie ludzkiej natury, dzi�ki czemu te dobre staj� si� �agodne, a te z�e pot�ne. Dezyderata nie nale�a�a do os�b, kt�re u�ywaj� ostrych sformu�owa�. Ale mo�na by�o mie� pewno��, �e wykorzystuj�c stosunkowo delikatne okre�lenie "ma bzika", ma na my�li kogo�, kto jej zdaniem znalaz� si� ju� par� mil poza horyzontem ob��du i ci�gle przyspiesza.
Nala�a herbaty.
- To problem z jasnowidzeniem - m�wi�a dalej. - Cz�owiek widzi, co si� dzieje, ale nie wie, co to oznacza. Widzia�am przysz�o��. Jest tam kareta zrobiona z dyni, a to niemo�liwe. Oraz wo�nice z myszy, co ma�o prawdopodobne. Jest te� zegar wybijaj�cy p�noc i co� ze szklanym pantofelkiem. To wszystko si� wydarzy, poniewa� tak w�a�nie dzia�aj� opowie�ci. I wtedy pomy�la�am sobie: znam kilka os�b, kt�re zmuszaj� opowie�ci, by dzia�a�y na ich spos�b.
Znowu westchn�a.
- Chcia�abym sama pojecha� do Genoi - wyzna�a. - St�skni�am si� za ciep�em. I zbli�a si� T�usty Wtorek. Za dawnych lat zawsze odwiedza�am Geno� w T�usty Wtorek.
Zapad�a pe�na wyczekiwania cisza.
Po chwili odezwa� si� �mier�.
CHYBA NIE PROSISZ MNIE O SP�NIENIE �YCZENIA?
- Ha! Nikt nie spe�nia �ycze� wr�ki chrzestnej. - Dezyderata zn�w jakby spojrza�a w g��b siebie. - Widzisz? Musz� wys�a� je wszystkie trzy do Genoi. Musz� tam trafi�, bo widzia�am, �e tam s�. I koniecznie wszystkie trzy. To nie�atwe z takimi osobami jak one. Musz� u�y� g�owologii. Musz� sprawi�, �eby same si� wys�a�y. Powiesz Esme Weatherwax, �e ma gdzie� jecha�, to z czystej przekory si� nie ruszy. Ale je�li jej powiesz, �e nie wolno jej jecha�, pobiegnie cho�by po t�uczonym szkle. Tak ju� jest z Weatherwax�wnymi. Nie umiej� przegrywa�.
Nagle przysz�o jej do g�owy co� zabawnego.
- Ale jedna z nich b�dzie si� musia�a nauczy�.
�mier� milcza�. Z jego punktu widzenia, pomy�la�a Dezyderata, przegrywanie to co�, czego ka�dy w ko�cu si� uczy.
Dopi�a herbat�. Potem wsta�a, ceremonialnym gestem wcisn�a na g�ow� szpiczasty kapelusz i wysz�a przez kuchenne drzwi.
Kawa�ek za domem, mi�dzy drzewami kto� wykopa� g��boki d�, do kt�rego przewiduj�co wstawi� kr�tk� drabin�. Dezyderata zesz�a na dno i z wysi�kiem wyrzuci�a drabin� w krzaki. Po�o�y�a si�. I usiad�a.
- Pan Czert, troll, mieszka ko�o tartaku, ma bardzo dobre ceny na trumny. Je�li nie przeszkadza ci sosna. NA PEWNO B�D� O TYM PAMI�TA�.
- Kaza�am k�usownikowi Hurkerowi wykopa� dla mnie ten d� - wyja�ni�a Dezyderata. - W drodze do domu zajrzy tu jeszcze i go zasypie. Lubi� porz�dek. Do dzie�a, maestro.
S�UCHAM? AHA, TAKIE POWIEDZENIE.
Wzni�s� kos�.
Dezyderata Hollow odesz�a na wieczny spoczynek.
- No tak - powiedzia�a. - To by�o �atwe. I co teraz?
***
A oto Genoa. Magiczne kr�lestwo. Diamentowe miasto.
Szcz�liwa kraina.
W samym �rodku miasta mi�dzy dwoma zwierciad�ami stoi kobieta i przygl�da si� sobie, odbijanej w niesko�czono��.
Same zwierciad�a tak�e stoj� po�rodku o�miok�ta zbudowanego z luster i otwartego na niebo, na najwy�szej wie�y w pa�acu. Daj� tyle odbi�, �e tylko z najwy�szym wysi�kiem mo�na odr�ni�, gdzie ko�cz� si� lustra, a zaczyna prawdziwa osoba.
Nazywa si� lady Lilith de Tempscire, cho� w czasie swego d�ugiego i pe�nego wydarze� �ycia nosi�a wiele imion. To co�, jak odkryta, czego cz�owiek uczy si� bardzo wcze�nie. Je�li chce do czego� doj�� - a ona na samym pocz�tku postanowi�a, by doj�� tak daleko, jak to tylko mo�liwe - powinien traktowa� imiona lekko i gromadzi� moc wsz�dzie, gdzie j� znajdzie. Pochowa�a trzech m��w, z kt�rych co najmniej dw�ch by�o ju� martwych.
I trzeba du�o podr�owa�. Wi�kszo�� ludzi prawie wcale nie podr�uje. Wystarczy zmienia� kraje i imiona, a je�li ma si� odpowiedni spos�b bycia, �wiat jest otwartym mi�czakiem. Na przyk�ad wystarczy�o przejecha� ledwie sto mil, by sta� si� lady.
Teraz nie zawaha si� przed niczym...
Dwa g��wne zwierciad�a stoj� prawie, ale niezupe�nie naprzeciw siebie. Dzi�ki temu Lilith, zerkaj�c przez rami�, mo�e ogl�da� swoje obrazy powtarzaj�ce si� wok� wszech�wiata w lustrze.
Wyczuwa siebie wlewaj�c� si� w siebie, pomno�on� przez niesko�czone odbicia.
W ko�cu wzdycha i opuszcza przestrze� mi�dzy lustrami. Efekt jest zadziwiaj�cy: obrazy wisz� za ni� jeszcze przez chwil� jak tr�jwymiarowe cienie, zanim si� w ko�cu rozwiewaj�.
Zatem... Dezyderata umiera. W�cibski t�umok. Zas�u�y�a na �mier�. Nigdy nie rozumia�a, jak� moc� dysponuje. Nale�a�a do os�b, kt�re boj� si� czyni� dobro ze strachu, by kogo� nie skrzywdzi�, kt�re traktuj� wszystko z tak� powag�, �e raczej zad�awi� si� moralnymi w�tpliwo�ciami, ni� spe�ni� �yczenie cho�by jednej
mr�wki.
Lilith patrzy w d�, na miasto. Teraz nic jej ju� nie powstrzyma. Ta g�upia kobieta voodoo z bagna to tylko drobna przeszkoda. Niczego nie rozumie.
Nic ju� nie stoi na drodze do tego, co Lilith lubi najbardziej ze wszystkiego.
Do szcz�liwego zako�czenia.
***
Sabat na szczycie nieco si� uspokoi}. Malarze i pisarze zawsze mieli troch� przesadzone wyobra�enia o tym, co dzieje si� podczas sabatu czarownic. Wynika to z czasu sp�dzanego w niewielkich pomieszczeniach za spuszczonymi kotarami, zamiast na �wie�ym powietrzu.
Na przyk�ad kwestia ta�czenia nago. W klimacie umiarkowanym tylko kilka nocy w roku nadaje si� do ta�ca bez ubrania - pomijaj�c nawet problem kamieni, ost�w i nie wiadomo sk�d si� pojawiaj�cych je�y.
Jest te� ca�a ta sprawa z koziog�owymi b�stwami. Wi�kszo�� czarownic nie wierzy w bog�w. Wiedz� naturalnie, �e bogowie istniej�. Czasami ubijaj� z nimi r�ne interesy. Ale nie wierz� w nich. Zbyt dobrze ich znaj�. To tak jakby wierzy� w listonosza.
Albo jedzenie i picie - kawa�ki gad�w i tak dalej. W rzeczywisto�ci czarownice nawet nie pr�buj� takich rzeczy. Najgorsze, co mo�na powiedzie� o przyzwyczajeniach dietetycznych starszych czarownic, to sk�onno�� do pierniczk�w maczanych w herbacie tak s�odkiej, �e �y�eczka staje w niej sztorcem. I czasami pij� t� herbat� ze spodeczka, je�li uznaj�, �e jest za gor�ca. W dodatku wydaj� przy tym odg�osy aprobaty, zwykle kojarzone z ta�szymi systemami instalacji wodnokanalizacyjnej. Nawet udka ropuchy i temu podobne specja�y by�yby chyba lepsze ni� co� takiego.
Albo rozwa�my ma�ci magiczne. Czystym przypadkiem malarze i pisarze maj� tu troch� racji. Wi�kszo�� czarownic jest ju� w wieku, kiedy ma�ci zaczynaj� by� atrakcyjne. Przynajmniej dwie z obecnych dzisiaj mia�y na sobie s�ynne mazid�o z g�siego smalcu i sza�wi babci Weatherwax. Nie pozwala�o ono lata� ani nie sprowadza�o wizji, ale chroni�o od przezi�bie�. Cho�by dlatego �e przykry zapach, jaki powstawa� oko�o drugiego tygodnia stosowania, trzyma� wszystkich w takiej odleg�o�ci, �e nie mo�na by�o si� od nich niczym zarazi�.
I wreszcie same sabaty. Przeci�tna czarownica z natury nie jest istot� towarzysk�, przynajmniej je�li chodzi o inne czarownice. Wyst�puje konflikt dominuj�cych osobowo�ci. Czarownice przypominaj� grup� przyw�dc�w pozbawionych zespo��w do przewodzenia. Podstawowa niepisana zasada czarownictwa m�wi: "Nie r�b, co chcesz; r�b, co ja m�wi�". Naturalna liczebno�� konwentu wynosi jeden. Czarownice spotykaj� si� tylko wtedy, kiedy nie mog� tego unikn��.
Tak jak teraz.
Rozmowa, ze wzgl�du na nieobecno�� Dezyderaty, zesz�a na pog��biaj�cy si� problem braku czarownic6.
- Jak to? Nikt? - upewni�a si� babcia Weatherwax.
- Nikt - potwierdzi�a babunia Brevis.
- To przecie� straszne - orzek�a babcia. - To obrzydliwe.
- Co? - wtr�ci�a matula Dismass.
- M�wi, �e to obrzydliwe! - krzykn�a babunia Brevis.
- Co?
- Nie ma �adnej dziewczyny! �eby zast�pi�a Dezyderat�!
- Oj.
Wnioski powoli dociera�y do wszystkich.
- Gdyby kt�ra� nie jad�a sk�rek, to ja je wezm� - oznajmi�a niania Ogg.
- Za czas�w mojej m�odo�ci takie rzeczy si� nie zdarza�y - stwierdzi�a babcia. - Zawsze by�o przynajmniej tuzin czarownic tylko po tej stronie g�r. Oczywi�cie, potem przysz�o to... - skrzywi�a si� - ...szukanie sobie rozrywki. W dzisiejszych czasach za du�o jest tego szukania sobie rozrywki. Kiedy by�am dziewczyn�, nie szuka�y�my sobie rozrywki. Nie mia�y�my czasu.
- Tempers fuggit - wtr�ci�a niania Ogg.
- Co?
- Tempers fuggit. To znaczy, �e tamto by�o wtedy, a to jest teraz - wyja�ni�a niania.
- Nie musisz mi o tym przypomina�, Gytho. Sama wiem, kiedy jest teraz.
- Trzeba i�� z duchem czasu.
- Niby dlaczego? Nie rozumiem, czemu...
- Czyli znowu musimy przesun�� granice - uzna�a babunia Brevis.
- To niemo�liwe - zaprotestowa�a natychmiast babcia Weatherwax. - I tak ju� obs�uguj� cztery wioski. Miot�a ledwie zd��y wystygn��.
- No c�, po odej�ciu matki Hollow zdecydowanie brakuje nam ludzi - przypomnia�a babunia Brevis. - Wiem, �e niewiele robi�a, bo mia�a inne obowi�zki, ale przynajmniej by�a. A to jest najwa�niejsze: by�. Musi by� miejscowa czarownica.
Cztery czarownice zapatrzy�y si� sm�tnie w ogie�. No, w ka�dym razie trzy z nich si� zapatrzy�y. Niania Ogg, kt�ra zawsze wola�a szuka� w �yciu ja�niejszych stron, robi�a sobie grzank�.
- W Wi�cierskich �r�d�ach sprowadzili sobie maga - poinformowa�a babunia Brevis. - Nie by�o komu obj�� posady, kiedy odesz�a babcia Hopliss, wi�c pos�ali do Ankh-Morpork po maga. Prawdziwego. Ma tam sklep i wszystko, i na drzwiach mosi�n� tabliczk�. Z napisem "Mag".
Czarownice westchn�y.
- Pani Singe odesz�a - m�wi�a dalej babunia Brevis. - I babunia Peavey odesz�a.
- Naprawd�? Stara Mabel Peavey? - wykrzykn�a niania Ogg w�r�d gradu okruch�w. - Ile mia�a lat?
- Sto dziewi�tna�cie. M�wi�am jej: "W twoim wieku nie mo�na si� wspina� po g�rach", ale nie s�ucha�a.
- Niekt�rzy ludzie tacy w�a�nie s� - stwierdzi�a babcia. - Uparci jak mu�y. Powiesz, �e nie wolno im czego� robi�, a nie spoczn�, dop�ki nie spr�buj�.
- S�ysza�am jej ostatnie s�owa - doda�a babunia.
- A co powiedzia�a?
- "A niech to", o ile dobrze pami�tam.
- W taki w�a�nie spos�b chcia�aby odej�� - zapewni�a niania Ogg. Pozosta�e czarownice pokiwa�y g�owami.
- Wiecie co? By� mo�e, ogl�damy w�a�nie koniec czarownictwa w tej okolicy - zmartwi�a si� babunia Brevis.
Zn�w zapatrzy�y si� w p�omienie.
- Nikt nie przyni�s� prawo�lazu? - upewni�a si� z nadziej� niania Ogg.
Babcia Weatherwax przyjrza�a si� swym siostrom czarownicom. Babuni nie znosi�a - Brevis uczy�a w szkole po drugiej stronie g�r i mia�a paskudny zwyczaj bycia rozs�dn�, gdy tylko kto� j� sprowokowa�. A matula Dismass by�a chyba najbardziej bezu�yteczn� jasnowidz�c� w ca�ej historii objawie� przysz�o�ci. Babci trudno te� by�o wytrzyma� z niani� Ogg, jej najlepsz� przyjaci�k�.
- A co z m�od� Magrat? - zaproponowa�a niewinnie matula Dismass. -Jej teren przylega do Dezyderaty. Mo�e zaj�aby si� dodatkowym kawa�kiem.
Babcia Weatherwax i niania Ogg wymieni�y znacz�ce spojrzenia.
- W g�owie jej si� poprzewraca�o - stwierdzi�a kr�tko babcia.
- No wiesz, Esme... - zaprotestowa�a niania.
- W ka�dym razie ja uwa�am to za poprzewracanie. Nie wm�wisz mi, �e te bzdury o szukaniu krewnych to nie skutek poprzewracania w g�owie.
- Tego nie powiedzia�a. M�wi�a, �e chce odnale�� siebie, nie krewnych.
- No w�a�nie, przecie� o to chodzi - rzek�a babcia Weatherwax. - Powiedzia�am jej: znam twoj� rodzin� od lat. Simplicity Garlick by�a twoj� matk�, Araminta Garlick by�a twoj� babk�, Yolande Garlick jest twoj� ciotk�, a ty jeste� twoj�... jeste� twoj� sob�.
Usiad�a wygodniej z zadowolon� min� kogo�, kto odgad� wszystko, co mo�na wiedzie� o kryzysie osobowo�ci.
- Nie chcia�a s�ucha� - doda�a jeszcze. Babunia Brevis zmarszczy�a czo�o.
- Magrat?
Usi�owa�a przywo�a� w my�lach wizerunek najm�odszej czarownicy Ramtop�w i zobaczy�a... no, mo�e nie twarz, ale lekko rozmazany wyraz beznadziejnej dobrej woli wbity pomi�dzy cia�o niczym badyl i w�osy podobne do stogu siana po burzy. Nieustraszona wykonawczyni dobrych uczynk�w. Wiecznie si� zamartwiaj�ca. Osoba z rodzaju tych, kt�re ratuj� ma�e ptaszki wypadaj�ce z gniazda, i p�acz�, kiedy piskl�ta zdychaj�, co jest funkcj�, jak� dobra Matka Natura zwykle przeznacza ma�ym ptaszkom wypadaj�cym z gniazd.
- To do niej niepodobne - uzna�a.
- I jeszcze powiedzia�a, �e chce by� bardziej asertywna - o�wiadczy�a babcia.
- Nic w tym z�ego - zapewni�a niania. - Bycie czarownic� w�a�nie na asertywno�ci polega.
- Nie m�wi�am, �e jest w tym co� z�ego - odpar�a babcia. - Powiedzia�am jej, �e nic w tym z�ego. Mo�esz by� tak asertywna, jak tylko ci si� podoba, powiedzia�am, byleby� robi�a, co ci ka��.
- Trzeba naciera�, a za tydzie� czy dwa wszystko przejdzie - zapewni�a matula Dismass.
Trzy czarownice spojrza�y na ni� wyczekuj�co, na wypadek gdyby mia�a do powiedzenia co� jeszcze. Nie mia�a.
- I w dodatku prowadzi... Co ona takiego prowadzi, Gytho? -spyta�a babcia.
- Kursy samoobrony - odpar�a niania.
- Przecie� jest czarownic� - zdumia�a si� babunia Brevis.
- Te� jej to m�wi�am - zapewni�a babcia Weatherwax, kt�ra przez ca�e �ycie bez l�ku kroczy�a nocami przez pe�ne zb�jc�w g�rskie lasy, absolutnie pewna, �e ciemno�� nie skrywa niczego straszniejszego ni� ona. - Powiedzia�a, �e to nie przeszkadza. Tak w�a�nie powiedzia�a.
- I tak nikt do niej nie przychodzi - uspokoi�a j� niania Ogg.
- Mia�a chyba wyj�� za kr�la... - przypomnia�a sobie babunia Brevis.
- Wszyscy tak my�leli - potwierdzi�a niania. - Ale znasz Magrat. Ma sk�onno�� do otwierania si� na Idee. Teraz twierdzi, �e nie ma zamiaru by� obiektem seksualnym.
Wszystkie rozwa�y�y t� kwesti�. W ko�cu babunia Brevis odezwa�a si� tonem osoby wyp�ywaj�cej na powierzchni� z g��bin zamy�lenia.
- Przecie� nigdy nie by�a obiektem seksualnym.
- Z satysfakcj� stwierdzam, �e nawet nie wiem, co to jest obiekt seksualny - o�wiadczy�a stanowczo babcia Weatherwax.
- A ja wiem - pochwali�a si� niania Ogg. Spojrza�y na ni�.
- Nasz Shane przywi�z� mi kiedy� taki z obcych stron. Dalej na ni� patrzy�y.
- By� br�zowy i gruby, mia� na sobie paciorki i mia� twarz, i dwie dziurki do przewleczenia rzemyka. Wci�� nie odwraca�y wzroku.
- W ka�dym razie m�wi�, �e to w�a�nie to - doko�czy�a niania.
- Wydaje mi si�, �e opisujesz bo�ka p�odno�ci - podpowiedzia�a babunia Brevis.
Babcia pokr�ci�a g�ow�.
- To niepodobne do Magrat... - zacz�a.
- Nie wm�wisz mi, �e to jest warte dwa pensy - wtr�ci�a matula Dismass z tej chwili czasu, gdzie aktualnie przebywa�a.
Nikt nigdy dok�adnie nie wiedzia�, kt�ra to chwila.
By�a to choroba zawodowa os�b obdarzonych darem jasnowidzenia. Umys� ludzki nie zosta� stworzony, by p�dzi� tam i z powrotem po wielkiej autostradzie czasu. Dlatego cz�sto zrywa si� z kotwicy. Spogl�da wtedy losowo w przysz�o�� albo przesz�o��, i tylko z rzadka w tera�niejszo��. Matula Dismass by�a osob� temporalnie rozogniskowan�. To znaczy, �e je�li kto� odezwa� si� do niej w sierpniu, prawdopodobnie s�ucha�a go w marcu. Najlepsz� metod� by�o zwracanie si� do niej teraz - w nadziei �e tre�� dotrze do niej, kiedy nast�pnym razem umys� b�dzie mija� t� chwil�.
Babcia na pr�b� pomacha�a r�kami przed niewidz�cymi oczami matuli Dismass.
- Znowu j� wci�o - stwierdzi�a.
- C�, je�li Magrat nie mo�e przej�� obowi�zk�w, jest jeszcze Millie Hopgood spod Kromki - przypomnia�a babunia Brevis. -To pracowita dziewczyna. Co prawda ma wi�kszego zeza ni� Magrat.
- Nic w tym z�ego - zaprotestowa�a babcia Weatherwax. - Zez dobrze wygl�da u czarownicy.
- Ale trzeba wiedzie�, jak z niego korzysta� - wtr�ci�a niania Ogg. - Stara Gertie Simmons mia�a zeza i zawsze rzuca�a z�y urok na czubek w�asnego nosa. Nie mo�na ludziom sugerowa�, �e je�li zirytuj� czarownic�, ona mamrocze co�, przeklina, a potem odpada jej czubek nosa.
Znowu spojrza�y w p�omienie.
- Przypuszczam, �e Dezyderata nie wskaza�a nast�pczyni? - upewni�a si� babunia Brevis.
- Nie mog�a - odpar�a babcia Weatherwax. - Nie tak za�atwiamy sprawy u nas.
- To prawda, ale Dezyderata niewiele czasu tu sp�dza�a. Tak� mia�a prac�. Ci�gle wyje�d�a�a w obce strony.
- Nie znosz� obcych stron.
- By�a� w Ankh-Morpork - przypomnia�a delikatnie niania. - To obce strony.
- Nie, wcale nie. Ankh-Morpork jest tylko bardzo daleko st�d. To nie to samo co obce. Obce strony s� tam, gdzie be�kocz� w poga�skim j�zyku, jedz� zagraniczne paskudztwa i oddaj� cze��... no wiecie... obiektom - wyja�ni�a babcia, prawdziwa ambasadorka dobrej woli. - Obce strony mog� le�e� ca�kiem blisko, je�li nie zachowuje si� czujno�ci. Ha! - doda�a ze wzgard�. - Tak, z obcych stron mog�a przywie�� w�a�ciwie wszystko.
- Mnie kiedy� przywioz�a bardzo �adny bia�o-niebieski p�misek - wtr�ci�a niania Ogg.
- O to w�a�nie chodzi - podsumowa�a babunia Brevis. - Kto� powinien p�j�� do niej i rozejrze� si� po chacie. Mia�a tam sporo cennych rzeczy. Straszna jest sama my�l, �e jaki� z�odziej m�g�by si� w�ama� i tam szpera�.
- Nie wyobra�am sobie, �eby jaki� z�odziej odwa�y� si� w�ama� do domku czarownicy... - zacz�a babcia i urwa�a nagle. - Tak -zgodzi�a si� potulnie. - To dobry pomys�. Zajm� si� tym natychmiast.
- Nie, ja si� tym zajm� - zaprotestowa�a niania Ogg, kt�ra tak�e mia�a do�� czasu, �eby co� sobie u�wiadomi�. - Zajrz� tam po drodze do domu. �aden problem.
- Nie, na pewno chcia�aby� wr�ci� wcze�nie - powiedzia�a z naciskiem babcia. - Nie przejmuj si�. Mog� tam wpa��.
- Ale� to naprawd� nie sprawi k�opotu - zapewni�a niania.
- Nie powinna� si� przem�cza� w twoim wieku - przypomnia�a jej babcia.
Patrzy�y na siebie wyzywaj�co.
- Nie rozumiem, o co wam chodzi - wtr�ci�a babunia Brevis. - Mo�ecie przecie� i�� tam razem, zamiast si� k��ci�.
- Jutro b�d� troch� zaj�ta - poinformowa�a babcia. - Mo�e po obiedzie?
- Zgoda - ust�pi�a niania Ogg. - Spotkajmy si� przy jej chacie. Zaraz po obiedzie.
- Mieli�my kiedy� tak�, ale ten odkr�cany kawa�ek wypad� gdzie� i si� zgubi� - powiedzia�a matula Dismass.
***
K�usownik Hurker rzuci� do do�u ostatni� �opat� ziemi.
Uzna�, �e wypada powiedzie� kilka s��w.
- No, to by by�o na tyle - rzek�.
Stanowczo by�a jedn� z lepszych czarownic, pomy�la� w mroku przed�witu, zmierzaj�c w stron� chaty. Niekt�re inne - cho� s�, oczywi�cie, wspania�ymi istotami ludzkimi, doda� do siebie pospiesznie, tak znakomit� grup� kobiet, jakiej tylko mo�na mie� nadziej� unikn�� - by�y nieco w�adcze. Pani Hollow nale�a�a do tych, kt�re potrafi� cz�owieka wys�ucha�.
Na kuchennym stole le�a� d�ugi pakunek, niewielki stosik monet i koperta.
Hurker otworzy� kopert�, cho� nie by�a zaadresowana do niego. Wewn�trz znalaz� mniejsz� kopert� i li�cik.
Li�cik brzmia�: "Pacz� na ciebie, Albercie Hurker. Odniesiesz paczk� i kopert�, a gdyby� spr�bowa� zajrze� do �rotka, czeka ci� co� strasznego. Jako zawodowa dobra wr�szka i matka chszesna nie mog� nikogo pszeklina�, ale przewiduj�, �e to co� b�dzie zwi�zane z ugryzieniem przez w�ciek�ego wilka, asz noga ci zsinieje, zaropieje, a w ko�cu otpadnie, i nie pytaj mnie nawet sk�d wiem, zreszt� i tak nie mo�esz, bo jestem martwa. Wszyskiego najlepszego, Dezyderata".
Wzi�� pakunek z zamkni�tymi oczami.
***
W pot�nym polu magicznym Dysku �wiat�o biegnie powoli, a zatem czas tak�e. Jakby to uj�a niania Ogg: kiedy - w Genoi podaj� herbatk�, u nas jest �roda...
W rzeczywisto�ci w Genoi wstawa� �wit. Lilith siedzia�a w wie�y i przy u�yciu zwierciad�a posy�a�a swe obrazy, by przemierza�y �wiat.
Szuka�a...
Gdziekolwiek s�o�ce b�ysn�o na szczycie fali, gdzie tylko g�adko zamarz� l�d, gdzie by�o lustro albo odbicie, stamt�d mog�a wyjrze� Lilith. Nie potrzebowa�a magicznego zwierciad�a. Ka�de lustro si� nadaje, trzeba tylko wiedzie�, jak go u�ywa�. A Lilith, roziskrzona moc� milion�w obraz�w, wiedzia�a to doskonale.
Dr�czy�a j� jedna w�tpliwo��. Dezyderata zapewne si� jej pozby�a. Takie jak ona zawsze tak post�puj�. Sumienne. I prawdopodobnie oddalaj� tej g�upiej dziewczynie z wodnistymi oczami, kt�ra czasami odwiedza�a j� w chacie - tej nosz�cej tani� bi�uteri� i nie-gustowne suknie. �wietnie by pasowa�a.
Ale Lilith wola�a si� upewni�. Nie dotar�aby tutaj, gdzie by�a dzisiaj, gdyby nie upewnia�a si� w takich sprawach.
W ka�u�ach i oknach w ca�ym Lancre pojawia�a si� na moment i znika�a twarz Lilith...
***
Teraz �wit dotar� te� do Lancre. Jesienne mg�y k��bi�y si� . w�r�d lasu.
Babcia Weatherwax pchn�a drzwi chaty. Nie byty zamkni�te. Jedyny go��, kt�rego oczekiwa�a Dezyderata, nie nale�a� do takich, kt�rych mog�yby zniech�ci� zamki.
- Kaza�a si� pochowa� na ty�ach - odezwa� si� g�os zza jej plec�w. Nale�a� do niani Ogg.
Babcia zastanowi�a si� nad swoim nast�pnym posuni�ciem. Gdyby wytkn�a niani, �e specjalnie przysz�a wcze�niej, by sama przeszuka� dom, zapewne sprowokowa�aby pytania dotycz�ce w�asnej tu obecno�ci. Z pewno�ci� potrafi�aby na nie odpowiedzie�, gdyby mia�a na to do�� czasu. W sumie, lepiej zaj�� si� w�a�ciwym celem wizyty.
- Aha. - Kiwn�a g�ow�. - Zawsze lubi�a porz�dek. Ca�a Dezyderata.
- To przez t� prac� - stwierdzi�a niania Ogg. Przecisn�a si� obok i w zadumie zbada�a wzrokiem pok�j. - Przy takiej pracy zawsze trzeba wiedzie�, gdzie co le�y. O rany, ale� wielgachny kocur!
- To lew - wyja�ni�a babcia Weatherwax, zerkaj�c na wypchany �eb nad kominkiem.
- Cokolwiek to by�o, musia�o waln�� w �cian� z piekieln� szybko�ci�.
- Kto� go zabi�. - Babcia rozejrza�a si� badawczo.
- No pewno - zgodzi�a si� niania. - Gdybym zobaczy�a, jak co� takiego przegryza mi si� przez �cian�, sama bym to waln�a pogrzebaczem.
Oczywi�cie, nie istnieje nic takiego jak typowa chatka czarownicy. Gdyby jednak istnia�o co� takiego, jak nietypowa chatka czarownicy, to z pewno�ci� w�a�nie w takiej si� znalaz�y. Poza g�owami zwierz�t o szklistych oczach, �ciany pokrywa�y p�ki z ksi��kami i akwarelowe obrazy. W stojaku na parasole tkwi�a w��cznia. Zamiast zwyk�ej gliny i fajansu w kredensie sta�y zagraniczne z wygl�du mosi�ne naczynia i delikatna b��kitna porcelana. W ca�ym domu nie znalaz�oby si� ani jednego suszonego zio�a, by�o za to mn�stwo ksi��ek, wi�kszo�� wype�niona drobnym, starannym pismem Dezyderaty. Na ca�ym stole le�a�y arkusze papieru, wygl�daj�ce na pracowicie wykre�lone mapy.
Babcia Weatherwax nie lubi�a map. Instynktownie wyczuwa�a, �e sp�aszczaj� krajobraz.
- Trzeba przyzna�, �e bywa�a w �wiecie - uzna�a niania Ogg. Wzi�a wachlarz z ko�ci s�oniowej i pomacha�a nim kokieteryjnie7.
- Dla niej by�o to �atwe - przyzna�a babcia, Otworzy�a kilka szuflad. Przejecha�a palcami po p�ce nad kominkiem i przyjrza�a im si� krytycznie.
- Mog�aby po�wi�ci� chwil� i popracowa� troch� miote�k� do kurzu - stwierdzi�a odruchowo. -Ja tam bym nie umiera�a, zostawiaj�c dom w takim stanie.
- Zastanawiam si�, gdzie zostawi�a... no wiesz... to? - mrukn�a niania. Otworzy�a drzwiczki stoj�cego zegara i zajrza�a do wn�trza.
- Wstyd� si�, Gytho! - oburzy�a si� babcia. - Nie przysz�y�my tu, �eby jej szuka�.
- Oczywi�cie �e nie. Tak sobie tylko pomy�la�am... - Niania Ogg stan�a na palcach, pr�buj�c ukradkiem zajrze� na szczyt kredensu.
- Gytho! Jak mo�esz! Id�, zr�b nam po fili�ance herbaty.
- No dobrze...
Burcz�c pod nosem, niania Ogg znikn�a w spi�arce. Po chwili dobieg� stamt�d zgrzyt r�cznej pompy.
Babcia Weatherwax od niechcenia zbli�y�a si� do fotela i szybko si�gn�a pod siedzenie.
W s�siednim pomieszczeniu rozleg� si� g�o�ny brz�k. Babcia wyprostowa�a si� szybko.
- I nie przypuszczam, �eby by�a pod zlewem! - zawo�a�a.
Odpowied� niani Ogg by�a niezrozumia�a.
Babcia odczeka�a chwil�, po czym podkrad�a si� szybko do kominka. Wsun�a r�k� do wn�trza i ostro�nie obmaca�a mur.
- Szukasz czego�, Esme? - spyta�a z ty�u niania Ogg.
- Tam jest pe�no sadzy - wyja�ni�a babcia i odskoczy�a nerwowo. - Sadzy tam pe�no.
- Wi�c jej tam nie ma? - rzuci�a niania g�osem pe�nym s�odyczy.
- Nie wiem, o czym m�wisz.
- Nie musisz udawa�. Wszyscy wiedz�, �e musia�a j� mie�. Nale�y do zawodu. W�a�ciwie nawet jest zawodem.
- No... mo�e - przyzna�a babcia Weatherwax. - Chcia�am j� tylko chwil� potrzyma�. Ale nie u�ywa�. Nie zobaczysz mnie u�ywaj�cej czego� takiego. Widzia�am je raz czy dwa. Niewiele ich ju� zosta�o.
Niania Ogg pokiwa�a g�ow�.
- Nie ma odpowiedniego drewna.
- Nie s�dzisz chyba, �e jest z ni� pochowana?
- Nie, raczej nie. Ja bym nie chcia�a, �eby mnie chowa� z czym� takim. To wielka odpowiedzialno��. Zreszt� nie pozosta�aby pochowana. Takie rzeczy chc� by� u�ywane. Przez ca�y czas stuka�aby ci w trumnie. Sama wiesz, jaki z nimi k�opot.
U�miechn�a si�.
- Przynios� serwis do herbaty - powiedzia�a. - A ty rozpal ogie�.
Po czym wr�ci�a do spi�arni.
Babcia Weatherwax si�gn�a nad kominek po zapa�ki, ale zaraz sobie u�wiadomi�a, �e ich nie znajdzie. Dezyderata zawsze powtarza�a, �e ma zbyt du�o zaj��, by nie korzysta� z czar�w w gospodarstwie. Nawet jej pranie samo si� pra�o.
Babcia nie pochwala�a takiego u�ytku z czar�w, ale by�a zirytowana. Poza tym mia�a ochot� na herbat�.
Wrzuci�a do kominka kilka polan i przygl�da�a si� im tak d�ugo, �e wybuchn�y p�omieniem z samego zak�opotania.
Wtedy w�a�nie jej wzrok przyci�gn�o zas�oni�te lustro.
- Zakrywa�a je? - mrukn�a do siebie. - Nie wiedzia�am, �e stara Dezyderata ba�a si� burzy.
Zdj�a serwet�.
Spojrza�a.
Bardzo niewiele os�b na ca�ym �wiecie panuje nad sob� tak jak babcia Weatherwax. Jej samokontrola jest twarda niczym pr�t z lanego �elaza. I tak samo elastyczna.
Strzaska�a lustro.
***
Lilith wyprostowa�a si� nagle w swej lustrzanej wie�y.
Ona?
Twarz by�a inna, naturalnie. Starsza. Min�o ju� wiele lat. Ale oczy si� nie zmieniaj�, a czarownice zawsze patrz� na oczy.
Ona!
***
Magrat Garlick, czarownica, tak�e sta�a przed lustrem. W jej przypadku by�o ono ca�kiem niemagiczne i wci�� w jednym kawa�ku, cho� kilka razy niewiele ju� brakowa�o.
Ze zmarszczonymi brwiami przyjrza�a si� swojemu odbiciu. Potem zajrza�a do taniej, drzeworytowej broszurki, kt�r� otrzyma�a poprzedniego dnia.
Wymamrota�a pod nosem kilka s��w, wyci�gn�a przed siebie r�ce i energicznie wyprowadzi�a kilka cios�w w powietrze.
- Haaaiiiiieeeeehgh! - powiedzia�a. - Hm.
Magrat pierwsza by�aby sk�onna przyzna�, �e posiada otwarty umys�. By� otwarty jak pole, jak niebo. �aden umys� nie m�g�by by� bardziej otwarty bez specjalnej interwencji chirurgicznej. I ci�gle czeka�a, a� co� go wype�ni.
W tej chwili wype�nia�o go poszukiwanie wewn�trznego spokoju, kosmicznej harmonii i prawdziwej istoty Bytu.
Kiedy kto� m�wi: "Wpad�a mi do g�owy pewna my�l", nie jest to zwyk�a metafora. Pierwotne natchnienie - male�kie cz�stki samodzielnych my�li - bez przerwy mkn� przez kosmos. S� �ci�gane do takich umys��w jak Magrat w ten sam spos�b, w jaki woda �cieka do dziury na pustyni.
Wszystko przez to, uwa�a�a zawsze, �e jej matka mia�a braki w sztuce pisania. Kochaj�ca matka poprawnie napisa�aby: Margaret. A wtedy c�rka by�aby Peggy albo Maggie - solidne, krzepkie imiona, na kt�rych mo�na polega�. Z Magrat niewiele daje si� osi�gn��. Brzmi jak nazwa czego�, co �yje w jamie na brzegu rzeki i ci�gle jest zalewane wod�.
My�la�a wprawdzie, czyby nie zmieni� imienia, lecz w g��bi serca wiedzia�a, �e nic z tego nie wyjdzie. Nawet gdyby sta�a si� z wierzchu Chloe albo Isobel, i tak pod spodem pozostanie Magrat. Ale mi�o by�oby spr�bowa�. Mi�o by�oby nie by� Magrat - cho�by przez kilka godzin.
Takie w�a�nie my�li popychaj� cz�owieka na drog� Odnalezienia W�asnego Ja. A jedn� z pierwszych rzeczy, jakich Magrat si� nauczy�a, to �e kto�, kto Odnalaz� W�asne Ja, nie powinien o tym wspomina� babci Weatherwax. Babcia uwa�a�a, �e emancypacja to kobiece dolegliwo�ci, o kt�rych nie nale�y m�wi� w obecno�ci m�czyzn.
Niania Ogg okazywa�a wi�cej zrozumienia, cho� jej komentarze - zdaniem Magrat - byty zwykle do�� dwuznaczne. Zdaniem niani by�y prawdopodobnie wr�cz ca�kiem jednoznaczne i bardzo z tego dumne.
Kr�tko m�wi�c, Magrat zrezygnowa�a z pr�b nauczenia si� czegokolwiek od starszych czarownic i zarzuci�a sie� poszukiwa� dalej. O wiele dalej. Tak daleko, jak to tylko mo�liwe.
Niezwyk�� cech� wszystkich poszukiwaczy m�dro�ci jest to, �e niewa�ne, gdzie si� akurat znajduj�, zawsze szukaj� jej bardzo daleko. M�dro�� to jedna z tych rzeczy, kt�re wydaj� si� tym wi�ksze, im s� dalej8.
W tej chwili Magrat poszukiwa�a swojego ja, pod��aj�c Drog� Skorpiona, kt�ra oferowa�a kosmiczn� harmoni�, wewn�trzne zespolenie i mo�liwo�� wybicia napastnikowi nerek przez uszy. Pos�a�a po podr�cznik.
Oczywi�cie, pojawi�y si� w�tpliwo�ci. Autor, wielki mistrz Lobsane Dibbier, mieszka� w Ankh-Morpork. Nie wydawa�o si� to odpowiednim siedliskiem kosmicznej m�dro�ci. Poza tym, cho� wiele razy podkre�la�, �e Droga Skorpiona nie powinna by� wykorzystywana dla agresji, jedynie dla zyskiwania kosmicznej m�dro�ci, wszystko to wypisa� drobnym drukiem pomi�dzy ilustracjami przedstawiaj�cymi ludzi, kt�rzy entuzjastycznie ok�adaj� si� ry�owymi cepami i wo�aj� "Hai!". P�niej cz�owiek uczy� si�, jak d�oni� rozbija� ceg�y i chodzi� po roz�arzonych w�glach, i opanowywa� inne kosmiczne umiej�tno�ci.
***
Magrat uzna�a, �e Niania to �adne imi� dla dziewczyny.
Znowu wypr�y�a si� przed lustrem.
Kto� zapuka� do drzwi. Otworzy�a.
- Hai? - spyta�a.
K�usownik Hurker cofn�� si� o krok. By� troch� zdenerwowany - w�ciek�y wilk tropi� go spory kawa�ek w lesie.
- Tego... - powiedzia�. Pochyli� si� i troska zast�pi�a zdumienie. - Zrani�a si� panienka w g�ow�?
Spojrza�a na niego, nie rozumiej�c. Po chwili dopiero zda�a sobie spraw�, o co mu chodzi, i �ci�gn�a z g�owy opask� z rysunkiem chryzantemy, bez kt�rej praktycznie niemo�liwe jest poszukiwanie kosmicznej m�dro�ci przy r�wnoczesnym wykr�caniu �okci przeciwnika o trzysta sze��dziesi�t stopni.
- Nie - odpar�a kr�tko. - Czego chcesz?
- Mam paczk� dla panienki.
Wr�czy� jej przesy�k�. Mia�a jakie� dwie stopy d�ugo�ci i by�a bardzo w�ska.
- Jest te� li�cik - podpowiedzia�.
Przesun�� si� w bok i usi�owa� czyta� jej przez rami�.
- To prywatna wiadomo�� - o�wiadczy�a Magrat.
- Naprawd�? - zdziwi� si� uprzejmie Hurker.
- Tak!
- Powiedzia�a mi, �e dostan� pensa za dor�czenie - przypomnia� sobie k�usownik.
Magrat si�gn�a do sakiewki.
- Pieni�dze wykuwaj� �a�cuch, kt�ry wi��e klas� robotnicz� - ostrzeg�a, wr�czaj�c mu monet�.
Hurker, kt�ry nigdy w �yciu nie pomy�la�by o sobie jako o klasie robotniczej, pokiwa� tylko g�ow�. Za pensa sk�onny byt wys�ucha� wszystkiego.
- Mam nadziej�, �e g�owa przestanie panienk� bole� - rzuci� jeszcze na po�egnanie.
Kiedy Magrat zosta�a sama w swojej kuchni-dojo, rozwin�a pakunek. Znalaz�a cienki bia�y pr�cik.
Zajrza�a do listu. Dezyderata pisa�a: Jako� nie mia�am czasu wyszkoli� nast�pczyni, wi�c musisz wystarczy�. Masz jecha� do miasta Genoi. Sama bym to zrobi�a, ale nie mog�, poniewasz jestem martwa. Ella Saturday NIE MO�E wyj�� za ksi�cia. PS To wa�ne".
Magrat spojrza�a na swoje odbicie w lustrze. A potem znowu na list.
"PSPS Powiec tym 2 Staruchom �e maj� nie jecha� z tob�, bo tylko wszystko popsuj�".
By�o jeszcze co�.
"PSPSPS Czasem prze��cza si� na dynie, ale szypko si� zorientujesz".
Magrat znowu popatrzy�a w lustro. I na r�d�k�.
W jednej chwili jej �ycie by�o ca�kiem proste, a w nast�pnej zaroi�o si� od komplikacji.
- O rany - powiedzia�a. -Jestem chrzestn� wr�k�!
***
Kiedy wbieg�a niania Ogg, babcia Weatherwax wci�� sta�a , wpatrzona w b�yszcz�ce od�amki.
- Esmo Weatherwax, co� ty narobi�a? To przynosi pecha, takie... Esme?
- Ona? Ona?
- Dobrze si� czujesz?
Babcia Weatherwax na chwil� zacisn�a powieki i potrz�sn�a g�ow�, jakby chcia�a usun�� jak�� my�l nie do pomy�lenia.
- Co?
- Strasznie zblad�a�. Nigdy jeszcze nie widzia�am ci� takiej bladej.
Babcia powoli zdj�a z kapelusza odprysk szk�a.
- Wiesz... Troch� si� wystraszy�am, kiedy tak nagle p�k�o... - wymamrota�a.
Niania zerkn�a na d�o� przyjaci�ki - krwawi�a. Popatrzy�a na twarz babci i uzna�a, �e nigdy si� nie przyzna do spojrzenia na r�k�.
- To m�g� by� znak - stwierdzi�a, losowo wybieraj�c bezpieczny temat. - Kiedy kto� umiera, takie rzeczy cz�sto si� zdarzaj�. Obrazy spadaj� ze �cian, zegary staj�... wielkie szafy zje�d�aj� po schodach... R�ne takie.
- Nigdy nie wierzy�am w te bajki, to przecie�... Jak to szafy zje�d�aj� po schodach? - zdumia�a si� babcia. Oddycha�a g��boko.
Gdyby nie to, �e -jak powszechnie wiadomo - babcia Weatherwax by�a twarda, mo�na by pomy�le�, �e w�a�nie prze�y�a szok swojego �ycia. I �e rozpaczliwie usi�uje wzi�� udzia� w zwyczajnej, codziennej sprzeczce.
- Tak by�o, kiedy umar�a siostra mojej babki, Sophie - wyja�ni�a niania Ogg. - Trzy dni, cztery godziny i sze�� minut po jej �mierci, co do minuty, jej szafa spad�a ze schod�w. Nasz Darren i nasz Jason pr�bowali przeci�gn�� j� przez zakr�t, a ona tak jakby si� wymkn�a. Niesamowite. W ka�dym razie nie mia�am zamiaru zostawia� jej tam dla Agathy, prawda? Odwiedza�a matk� tylko w Noc Strze�enia Wied�m. To ja piel�gnowa�am Sophie przez ca�y czas, a� do ko�ca...
Babcia nie s�ucha�a ju� znajomej, koj�cej litanii o sporach w rodzinie niani Ogg. Niepewnie si�gn�a po fili�anki.
Oggowie tworzyli rozleg�y r�d. Nie tylko rozleg�y, ale te� d�ugi, d�ugowieczny i wytrwa�y. �adna kartka papieru nie zdo�a�aby pomie�ci� ich drzewa genealogicznego, kt�re zreszt� bardziej przypomina�o g�szcz mangrowc�w. A ka�da ga��� prowadzi�a cich�, ale chroniczn� wojn� ze wszystkimi innymi ga��ziami. Wrogo�� opiera�a si� na tak tradycyjnych causes celebres, jak Co Kevin Powiedzia� Do Naszego Stana Na �lubie Kuzynki Di i Kto Dosta� Srebrne Sztu�ce, Kt�re Ciocia Em Obieca�a Po �mierci Naszej Doreen, Bardzo Chcia�abym Wiedzie�, Je�li Wolno Spyta�, Dzi�kuj� Uprzejmie.
Niania Ogg, bezdyskusyjna matrona rodu, wspiera�a wszystkie strony jednocze�nie. By�o to dla niej czym� w rodzaju hobby.
Oggowie w jednej rodzinie kontynuowali tyle zatarg�w, �e kilku zwyk�ym wioskom wystarczy�yby na ca�e stulecie.
Czasami zach�cony tym nierozs�dny przybysz pr�bowa� si� w��czy�. Na przyk�ad wyg�asza� jak�� niepochlebn� uwag� o jednym z Ogg�w do innego. I wtedy wszyscy Oggowie zwracali si� przeciw niemu, jak dobrze naoliwiona maszyna zwieraj�c szeregi, by natychmiast i bezlito�nie zniszczy� intruza.
Mieszka�cy Ramtop�w wierzyli, �e wojny Ogg�w s� b�ogos�awie�stwem. Sama my�l, �e mogliby skierowa� swoj� straszliw� energi� na �wiat, budzi�a przera�enie. Na szcz�cie Ogg z nikim nie k��ci� si� ch�tniej ni� z innym Oggiem - w ko�cu byli rodzin�.
Dziwne s� te rodziny, kiedy si� nad nimi zastanowi�...
- Esme! Co z tob�?
- Co?
- Te fili�anki grzechocz� jak nie wiem co. I ca�� tac� zala�a� herbat�.
Babcia nieprzytomnie spojrza�a na rozlan� herbat� i spr�bowa�a si� broni� - najlepiej, jak w tej chwili potrafi�a.
- Nie moja wina, �e te przekl�te fili�anki s� takie ma�e -mrukn�a.
Otworzy�y si� drzwi.
- Dzie� dobry, Magrat - doda�a babcia, nie ogl�daj�c si� nawet. - Co tu robisz?
Co� by�o takiego w zgrzytni�ciu zawias�w... Magrat nawet drzwi potrafi�a otwiera� przepraszaj�co.
M�oda czarownica bez s�owa wsun�a si� do �rodka. Twarz mia�a czerwon� jak burak, a r�ce schowane za plecami.
- Zajrza�y�my tu w�a�nie, �eby uporz�dkowa� rzeczy Dezyderaty, jak nakazuje nam obowi�zek wobec siostry-czarownicy - wyja�ni�a g�o�no babcia.
- I �eby poszuka� jej magicznej r�d�ki - doda�a niania.
- Gytho Ogg!
Niania Ogg zmiesza�a si� i zwiesi�a g�ow�.
- Przepraszam, Esme.
Magrat wyci�gn�a r�ce przed siebie.
- Ehm... - powiedzia�a i zaczerwieni�a si� jeszcze bardziej.
- Znalaz�a� j�! - zawo�a�a niania.
- Raczej nie. - Magrat unika�a wzroku babci. - Dezyderata mi j� da�a.
Cisza a� trzeszcza�a i brz�cza�a.
- Dala j� tobie? - upewni�a si� babcia Weatherwax.
- No... tak.
Niania i babcia porozumia�y si� wzrokiem.
- C�... - stwierdzi�a niania.
- Ona ci� zna�a, prawda? - zapyta�a gro�nie babcia, zwracaj�c si� znowu do Magrat.
- Zagl�da�am tu do�� cz�sto, �eby poczyta� ksi��ki - przyzna�a
Magrat. - I jeszcze... Ona lubi�a gotowa� zagraniczne potrawy, ale nikt w okolicy nie chcia� ich je��, wi�c przychodzi�am, �eby jej dotrzyma� towarzystwa.
- Aha! Chcia�a� si� przypodoba�! - zawo�a�a babcia.
- Ale nie przypuszcza�am nawet, �e zostawi mi r�d�k�. Naprawd�!
- Pewnie zasz�a jaka� pomy�ka - wtr�ci�a spokojnie niania Ogg.
- Prawdopodobnie chcia�a, �eby� j� przekaza�a jednej z nas.
- Rzeczywi�cie, tak musia�o by� - zgodzi�a si� babcia. - Wiedzia�a, �e mo�na ci� prosi� o dor�czenie i tak dalej. A teraz obejrzyjmy j�.
Wyci�gn�a r�k�.
Zaci�ni�te na r�d�ce palce Magrat a� pobiela�y.
- ...dala j� mnie... - przypomnia�a s�abym g�osem.
- Pod koniec jej umys� nieco b��dzi� - stwierdzi�a babcia.
- ...da�a j� mnie...
- By� chrzestn� wr�k� to wielka odpowiedzialno�� - pouczy�a j� niania. - Musisz by� pomys�owa, elastyczna i taktowna, radzi� sobie ze z�o�onymi sprawami serca i w og�le. Dezyderata na pew