8518

Szczegóły
Tytuł 8518
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8518 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8518 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8518 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl Autor K.S. Rutkowski PISANIE Pisa� zacz��em wiele lat temu. W�a�nie sko�czy�em zawod�wk�, przespa�em si� pierwszy raz z dziewczyn�, dosta�em pierwsze mieszkanie. Wtedy to wracaj�c wieczorami z pracy, do swojej ciasnej , ponurej , �mierdz�cej jak szczurza nora klitki, mimo zm�czenia, zacz��em skleca� nieporadnie pierwsze teksty, nie zdaj�c sobie jeszcze wtedy sprawy, �e ju� na zawsze stanie si� to moim kurewskim, niepotrzebnym, poch�aniaj�cym czas na�ogiem. By�o to wiele lat temu. Gdy by�em m�ody, naiwny i g�upi. Gdy wierzy�em, �e spe�niaj� si� marzenia i ze mam na niebie swoj� gwiazd�. Gdy jeszcze wierzy�em w siebie i kicha�em na problemy. Gdy jeszcze mia�em apetyt na �ycie. To by�o wiele lat temu, na progu tego odcinka czasu, kt�ry doszcz�tnie pozbawi� mnie z�udze�. Moje mieszkanie znajdowa�o si� w najgorszej dzielnicy w mie�cie, w kt�rej ka�da ulica jest obskurna i n�dzna, i ka�da niebezpieczna po zmierzchu. W budynku bez tynku, z klatk� schodowa bez �wiat�a, ze wsp�lnym kiblem na korytarzu. Znajdowa�o si� w miejscu zapomnianym przez Boga, odwiedzanym g�ownie przez policj� i czasami przez wystraszonych, robi�cych w portki komornik�w, maj�cych �ci�gn�� z jakiego� menela s�dowe d�ugi. By�o tanie w utrzymaniu i dla kogo� takiego jak ja, pr�buj�cego para� si� pisarstwem, wprost wymarzone. S�dzi�em, �e w takiej zakazanej dzielnicy, b�dzie si� roi� od dobrych pisarskich temat�w. Pracowa�em wtedy na budowie na drugim ko�cu miasta i do domu wraca�em porz�dnie styrany. Mimo tego prawie co dzie� pisa�em do p�na, a nawet zarywa�em noce, przez co rano szed�em do pracy , s�aniaj�c si� ze zm�czenia. Pisanie by�o najwa�niejsze. Stanowi�o klucz do lepszej przysz�o�ci. Za ka�dym razem wi�c, gdy pisa�em, przybli�a�em si� do niej. W tamtym okresie mia�em o wiele wi�cej zapa�u , ni� teraz i wi�cej wiary we w�asne si�y. Dzi� wszystko co kiedy� tyle dla mnie znaczy�o, istnieje w stanie szcz�tkowym lub wcale, pogrzebane pod gruzami zamk�w, w kt�rych pierdoln�y wybuchowe �adunki. Ale wtedy te zamki pi�y si� w g�r�, ze strzelistymi wie�ami i kopu�ami, ol�niewaj�cymi i dodaj�cymi im blasku. Chcia�em w nich zamieszka�. By� ich panem i w�adc�. A cena nie gra�a roli. Gotowy by�em zap�aci� ka�d�. Dlatego nie dosypia�em i nie dojada�em, pisz�c jak op�tany. Wydawa�o mi si�, �e wraz z ka�d� napisan� linijk�, jestem coraz bli�szy celu. Pisa�em przecie� arcydzie�a, m�dre, ciekawe, wzruszaj�ce. Dzi� wiem, ze produkowa�em makulatur�, nadaj�c� si� tylko do podcierania ty�ka. Ale wtedy moje teksty �y�y. Ka�de s�owo, ka�de zdanie. Bi� od nich blask nie mniejszy ni� od gwiazd i moich marze�. Nadzieja nie opuszcza�a mnie, s�awa by�a w zasi�gu r�ki. Jeszcze nic nie znaczy�y przychodz�ce od wydawc�w listy, radz�ce zaj�� si� czym� innym, ni� pisanie, na przyk�ad wyplataniem wiklinowych koszyk�w. Wierzy�em w talent. W jego moc. Czu�em, �e jest bomb� z op�nionym zap�onem, kt�ra, gdy w ko�cu pierdolnie, to jak atomowa, zmiataj�c z powierzchni ziemi ca�y literacki �wiat. Wierzy�em, ze ode mnie zacznie si� nowe. �e jestem czekaj�cym na odkrycie geniuszem. Ale nie by�em nim. Dzi� ju� wiem o tym. Nadal pisz�, ale ju� nie wierz�. Wiara w talent zaton�a jak Titanik, posz�a na pierdolone dno morza marze�. A te dziesi�tki list�w z wydawnictw i pism, w kt�rych s�owa "niestety", "niezmiernie" i " przykro" pada�y najcz�ciej, by�y w�a�nie t� g�r� lodow� na kt�r� si� wjeba�em. �ycie p�ynie a latka lec�. Zaczyna�em pisa� maj�c lat osiemna�cie, a ju� lada dzie� stuknie mi trzydziestka. I cho� moja przysz�o�� w dalszym ci�gu jest wielkim znakiem zapytania, przynajmniej nie �udz� si� ju�, ze co� si� w niej zmieni. Nie patrz� w ni� z u�miechem, ani nawet ze smutkiem, po prostu nie spogl�dam w ni� w og�le. Wiem �e nadal b�d� egzystowa� na pograniczu jawy i snu, p�odz�c od czasu do czasu jakie� g�wniane, nikomu niepotrzebne historie. To wiem na pewno, a reszta... Pieprzy� to. W moim �yciu jedynie pisanie jest pewne. Jest jak alkoholizm. Wci�ga i (przewa�nie) niszczy. Niewoli. Setki razy m�wi�em sobie, pierdole to, koniec, ale nigdy nie wytrzyma�em bez tego zbyt d�ugo. W ko�cu zawsze si�ga�em po d�ugopis, zeszyt i zaczyna�em skroba�. I tak b�dzie si� dzia�, dop�ki Bozia nie stwierdzi, �e Rutkowski wyczerpa� ju� sw�j limit czasu i �e ju� pora, aby zwolni� miejsce dla jakiego� kolejnego nieudacznika. Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl