2173
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2173 |
Rozszerzenie: |
2173 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2173 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2173 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2173 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Krystyna Boglar
Kiesze� pe�na elf�w
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
Ksi��ka nagrodzona w konkursie
jubileuszowym z okazji 65_lecia
Instytutu Wydawniczego "Nasza
Ksi�garnia"
T�oczono w nak�adzie 10 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Przedruk z wydawnictwa
"Nasza Ksi�garnia",
Warszawa 1989
Pisa� R. Du�
Korekty dokona�y:
K. Markiewicz
i K. Kruk
Krystyna Boglar debiutowa�a w
roku 1966 opowiadaniami w
"�wierszczyku" i "P�omyczku",
pierwsz� ksi��k� wyda�a w roku
1969. Pisze dla czytelnik�w
najm�odszych, dla dzieci
starszych i dla m�odzie�y. Na
jej dorobek pisarski,
urozmaicony zar�wno pod wzgl�dem
tematyki, jak i gatunk�w
literackich, sk�ada si� ponad
dwadzie�cia pozycji ksi��kowych,
m.in. "Klementyna lubi kolor
czerwony", "Gdzie jest zegar
mistrza Kuku�ki?", "Mg�a nad
Dolin� Wiatr�w", "Nie g�aska�
kota pod w�os", "Ka�dy pies ma
dwa ko�ce", "�eby konfitury nie
lata�y za much�", "Kolor trawy o
�wicie", "Longplay z Kowalskim",
"Stonoga", "Brent",
kilkadziesi�t s�uchowisk
radiowych, scenariusze do film�w
fabularnych, scenariusz do
serialu telewizyjnego "Rodzina
Le�niewskich", wieloodcinkowy
komiks dla przedszkolak�w "Gucio
i Cezar", z kt�rego nakr�cono
seri� film�w animowanych i kt�ry
przerobiony zosta� na sztuk�, z
du�ym powodzeniem gran� w
teatrze "Lalka".
Autorka za tw�rczo�� dla
dzieci i m�odzie�y otrzyma�a
nagrod� Prezesa Rady Ministr�w.
Wiele jej ksi��ek prze�o�onych
zosta�o na j�zyk czeski,
s�owacki, w�gierski, esto�ski,
francuski.
Utwory Krystyny Boglar
odznaczaj� si� �yw� akcj�,
wyrazi�cie zarysowanymi
sylwetkami bohater�w, bogactwem
reali�w wsp�czesnej
codzienno�ci. Umiej�tno��
obserwacji �wiata dzieci,
autentyczne zainteresowanie ich
problemami i odczuciami,
oryginalne, nieco przekorne
poczucie humoru - wszystko to
sprawia, �e Krystyna Boglar
sta�a si� autork� niezwykle
popularn�.
- Wiesz - powiedzia�a Kama,
gdy ko�a w�zka zazgrzyta�y o
�wir - min�y�my szcz�liwie
Pierwszy Zakr�t!
Busia siedzia�a nieruchomo jak
ma�y pos��ek z chi�skiej
porcelany. Wodniste niebieskie
oczka nie wyra�a�y niczego.
Tylko z uchylonych na szpareczk�
warg wyrwa�o si� �piewne
g�ganie:
- G�... gooo, ua.
Kama przystan�a. Obejrza�a
si� przez rami�.
- Czy to ma znaczy�, �e chcesz
rogala? Musisz zrozumie�, Busiu,
�e znalaz�y�my si� w wielkim
niebezpiecze�stwie. P�niej, na
Wielkiej ��ce, dostaniesz
wszystko, czego b�dziesz
chcia�a. Ale teraz nie. Zrozum i
nie gniewaj si�.
Za w�g�em rozleg�y si� g�o�ne
kroki. Potem szuranie �a�cucha i
st�panie ci�kiego cielska.
Mia�o si� wra�enie, �e powoli
przesuwa si� wielka g�ra albo
wie�a zamczyska.
Dziewczynka u�miechn�a si�:
zwierz� by�o przychylne, jego
opiekun - niekoniecznie.
Kama zastyg�a w bezruchu, z
palcem na ustach. Jej wzrok
wbity w Busi� hipnotyzowa�.
Oznacza� jedno: "Bardzo ci�
prosz�, nie g�gaj. Nie wydawaj
�adnego d�wi�ku. Milcz".
- Bum... olaa! - zamlaska�a
Busia niezadowolona z postoju.
�agodny turkot k� w�zeczka
sprawia� jej przyjemno��.
Nieruchome trwanie - wyra�n�
przykro��, kt�r� usi�owa�a
zamanifestowa� na sw�j spos�b.
Niewidzialna g�ra dzwoni�c
�a�cuchem przesun�a si� gdzie�
dalej. Umilk�y r�wnie� kroki.
Kama odetchn�a z ulg�. Teraz
nale�a�o wzi�� z rozp�du Drugi
Zakr�t. Pochyli�a si� nad
drewnianymi szczebelkami,
poprawiaj�c jasiek w r�owe
kropki, kt�ry wysun�� si� spod
plec�w Busi. Dziecko w�o�y�o
palec do ust i ssa�o go
cmokaj�c.
- Wiesz, �e to brzydko? - Kama
unios�a ma�� i opar�a wygodniej.
- Oblizywanie palc�w jest... -
zaj�kn�a si� nie mog�c znale��
w�a�ciwego s�owa - no... jest
nie w porz�dku - doko�czy�a.
Ryk, jaki si� rozleg� od
zachodniej strony, przyprawi�by
ka�dego o dreszcz. Kama za�mia�a
si� tylko cichutko i poci�gn�a
za drewniany dyszel. Ma�e k�ka
zazgrzyta�y po �wirze. Dziwny
krajobraz przesuwa� si� jak
klatki fotoplastikonu: metalowe
pr�ty ogrodzenia, p�aty wyd�tego
jak balon brezentu. Drugi Zakr�t
zosta� pokonany.
- Uff! - sapn�a Kama
zatrzymuj�c si� nie opodal
ogromnego zbiornika z wod�. -
Dobra nasza! Jeszcze tylko
Dzielnica Wielkich Kaloszy!
Zwierz�, kt�re sz�o,
zostawia�o dziwne �lady st�p
jakby obutych w wyd�u�one,
��dkowate kapcie. Inne
wg��bienia, odci�ni�te w mokrej
ziemi, to ju� by�y �lady
prawdziwych kaloszy numer
czterdziesty pi�ty. Dalej, za
p�achtami szaroburej zieleni, za
placykiem pe�nym kolorowych
plakat�w, za ogrodzeniem z
zielonych �erdzi i drewnian�
bud�, by�a prawdziwa Wolno��.
- Tam jest zupe�nie inaczej! -
m�wi�a Kama szeptem. - Jest
s�o�ce, trawa... no... nie taka
zn�w mi�kka, jak my�lisz. Jej
listki s� mo�e szorstkie, ale
pachn�... m�wi� ci, pachn�! I
pe�no w niej nieznanych kwiat�w!
Malutkich i du�ych. Bia�ych i
��tych. A czasem nawet trafi
si� niebieski! Jest tam mokro i
sucho... to znaczy... s� miejsca
wilgotne, ale my...
- Stuk, stuk! Stuk, stuk! - To
odg�os m�otka, do kt�rego
do��czy� si� za chwil�
przeci�g�y o�li ryk: - I...
haaaa, i... haaa!
Kama przykuca obok w�zka. W
razie niebezpiecze�stwa
czyhaj�cego na ka�dym kroku
chwyci ma�� na r�ce i ucieknie z
dawna precyzyjnie obmy�lon�
Drog� Ewakuacyjn�. Tak j�
nazywa�a w my�lach od czasu, gdy
powzi�a postanowienie.
Dzisiejsza w�dr�wka to trudny
egzamin. A czym jest dobrze
zdany egzamin, wiedzia�a od
dziecka. Mo�na �mia�o
powiedzie�, �e od urodzenia,
czyli od dziewi�ciu d�ugich lat.
Osio� zn�w zani�s� si�
nieprzyjemnym chichotem, kt�ry
brzmia� jak �miech przez �zy. I
to �miech skrzywdzonej istoty.
- Bodajby� p�k�! - zez�o�ci�a
si� Kama i nie bacz�c na
czyhaj�ce zewsz�d
niebezpiecze�stwo szarpn�a
dyszel.
Grze� ostro�nie przeskakiwa�
ka�u�e. Po ostatnim deszczu by�o
grz�sko i pachnia�o pio�unem.
Nie mia� nic do roboty. W ka�dym
razie nikt nie czeka� na pomoc z
jego strony. Ma�e,
czerwono_bia�e miasteczko
pozosta�o w tyle poza k�pami
wierzb i topoli. Tylko
strzelista wie�a ko�cielna
wystawa�a nad horyzont bod�c
ob�oki b�yskiem odbitego
�wiat�a. Ciekawi�o go to, co
zjawi�o si� pod miastem dwa dni
temu. Wszystkie ma�e i du�e
dzieci pop�dzi�y obejrze� cuda,
o kt�rych informowa� plakat na
rynku. Ale na razie nic si�
szczeg�lnego nie dzia�o, je�li
nie liczy� olbrzymiego namiotu,
woz�w i uwijaj�cych si� ludzi.
Grze� nie pobieg� razem z
innymi. Nie lubi� t�oku i
wrzasku towarzysz�cego podobnym
zbiegowiskom. Szed�, a raczej
skaka� z k�py na k�p�, obchodz�c
szczelnie od strony ��ki
ogrodzony teren.
Gdzie� po�rodku rumiankowego
poletka przystan��. Kto�
porusza� si� pomi�dzy miote�kami
rzadkiego owsa. B��kitna
sukienka miga�a to tu, to tam.
Podszed� bli�ej, przystan��
niewidoczny, bacznie obserwuj�c
dziwne zjawisko.
- Pani elf�w z�otow�osa@ mia�a
sw�j kr�lewski dw�r.@ O poranku,
rann� ros�@ odwiedza�a g�sty
b�r...@
�piew �wiergotliwy jak r�j
pasikonik�w rozlega� si� w�r�d
szorstkich traw. Grze� czeka�.
Ale cienki g�osik nie podj��
piosenki. Ch�opiec rozchyli� p�k
wyro�ni�tego owsa na skraju
miedzy. Jego oczom ukaza� si�
niezwyk�y widok: obok
drewnianego w�zka na niskich
ko�ach przykucn�a dziewczynka
najwy�ej dziewi�cioletnia plot�c
z traw i rumianku wianuszek.
Jasne, proste w�osy opada�y jej
na czo�o i policzki. W w�zku,
oparte o poduszk�, siedzia�o
dziecko gaworz�c co� po swojemu.
Grze� oci�gaj�c si� wyszed� z
ukrycia.
- Pa! - powiedzia�a
dziewczynka wk�adaj�c wianek na
g�ow� m�odszej. - Jestem Kama. A
ty?
Grze� sta� i jakby kij
po�kn��. U nich, w miasteczku,
na powitanie m�wi si� "cze��".
rzadziej "dobry". To taki
swojski skr�t od "dzie� dobry".
Ale... pa?
- Pa - wymrucza� wreszcie, bo
by� dzi� w dobrym humorze i nie
chcia� nikomu sprawia�
przykro�ci.
Kama obrzuci�a go uwa�nym
spojrzeniem.
- Jeste� stamt�d? -
podbr�dkiem wskaza�a niedalekie
zarysy czerwonych dach�w.
- Aha. A ty... od nich?
Kama przekrzywi�a g�ow�.
- Jestem kr�low� elf�w.
Grze� otworzy� usta.
- Co?
Dziewczynka w drewnianym w�zku
zanios�a si� dziwnym j�kiem.
Kama natychmiast pochyli�a si�
nad ni�.
- Jestem, Busiu, jestem.
Dziecko umilk�o.
- Co to... elf�w? - spyta�
ch�opiec. Nigdy nie s�ysza� o
czym� podobnym.
Kama wyj�a z w�zka butelk� z
mlekiem. Z szeleszcz�cego
papieru wy�uska�a posypany
cukrem rogal.
- Elfy? - zacz�a odrywa� ma�e
k�sy i wk�ada� je do ust Busi. -
To istoty niewidzialne. Pi�kne.
Maj� kszta�ty ludzkie i w�skie
skrzyd�a.
- Gadanie! Skrzyd�a maj�
anio�y! - Grze� przykucn�� w
pewnej odleg�o�ci.
Busia zakrztusi�a si� i
wyplu�a bu�k�.
- Nie!- Kama cierpliwie otar�a
dziecku buzi�. - Anio�y to
jedno, a elfy drugie! Elfy s�
ma�e, cieniutkie i prawie
przezroczyste. Fruwaj� nad
��kami i strumieniami.
- Gadanie! Robisz ze mnie
balona? - wymrucza� Grze�.
Kama da�a dziecku pi�. Busia
�yka�a ch�odne mleko �y�eczka za
�y�eczk�.
- Nic podobnego! Elfy s�
dobrymi duszkami. Lubi�
wszystko, co pi�kne: kwiaty,
wod�, wiatr. Nie ka�dy mo�e je
zobaczy�.
- A ty... mo�esz? - Grze�
usiad� w trawie krzy�uj�c nogi.
- Pewnie! Przecie� jestem ich
kr�low�!
- Bujasz! - Grze� poczu�
niech��. Nie lubi� spraw,
kt�rych nie rozumia�. Sklep,
dom, szko�a - to by�y poj�cia
jasne i swojskie. Ale... elfy? -
Dlaczego takie du�e dziecko
trzeba karmi� �y�k�? - spyta�,
by zmieni� temat.
- Bo tak! - uci�a ostro. -
Mo�esz sobie ju� i��.
Przeszkadzasz nam.
Ch�opiec nie bardzo wiedzia�,
jak si� zachowa�. Nigdy dot�d
nikt nie wyprosi� go tak
bezceremonialnie.
- ��ka jest dla wszystkich! -
wypali� wreszcie czuj�c, �e uszy
mu p�on�.
- NIeprawda! - Kama poderwa�a
si� z miejsca. - Nieprawda! ��ka
jest dla elf�w! Hej,
przybywajcie ze wschodu,
zachodu, po�udnia! - wo�a�a
rozpostar�szy ramiona i kr�ci�a
si� w k�ko jak b�k.
Jakby na zawo�anie powia�
silny wiatr.
Grze� wycofywa� si� ostro�nie
w kierunku poletka obsianego
owsem. Na nosie i brwiach
osadza�y mu si� krople potu.
Jeszcze na piaszczystej drodze,
ko�o brzeziny, czu� zimny
powiew, cho� s�o�ce pali�o z
wysoka.
- Wariatka? - mrucza�
ogl�daj�c si� przez rami�. -
Kr�lowa elf�w! - wzruszy�
ramionami. - Elf�w?
- Widzisz, Busiu, zjad�a�! -
cieszy�a si� Kama, ostro�nie
zamykaj�c butelk�. - A oni
m�wi�, �e nie potrafisz! Oni nic
o tobie nie wiedz�!
- G��.... puuu... - zagada�a
Busia kr�c�c g�ow�.
- Rozumiem - przytakn�a Kama.
- Trzeba ci� wysadzi�. Nie martw
si�, damy sobie rad�. W ko�cu
ka�dy by� dzieckiem i brudzi�
pieluchy. Ale jeste� ci�ka! Za
ci�ka dla kr�lowej elf�w.
Od strony lasu szed�
krasnoludek. Mia� star�,
pomarszczon� twarz, m�dre,
br�zowe oczy i kraciast� czapk�.
Szerokie ramiona okrywa�a
pelerynka, za� kr�tkie, krzywe
nogi tkwi�y w zbyt obszernych
spodniach.
- Tak my�la�em, �e was tu
znajd� - powiedzia� niemi�ym dla
ucha, skrzekliwym g�osem.
Kama zmienia�a Busi pieluch�.
Robi�a to cierpliwie i sprawnie.
- Kr�lowa elf�w nie zostawi�a
wiadomo�ci, panie Kajetanie,
dok�d si� udaje. Przywioz�am j�
na Wielk� ��k� i nikt nas nie
widzia�.
- Opr�cz mnie - odpar�
krasnoludek zwany Kajetanem. -
Ja was widzia�em. Tylko tyle
chcia�em powiedzie�.
- Nie chc� odda� Busi do tego
okropnego domu, gdzie nikt jej
nie zrozumie!
- Bo ty jeste� Kr�lewn�
�nie�k�, tak? Dobr�, �agodn�,
kt�ra nikogo nie potrafi i nie
pozwoli skrzywdzi�. A ja kto?
Gapcio, jeden z jej
krasnoludk�w?
- Przykro mi - odpar�a Kama
nachylona nad dzieckiem. -
Bardzo mi przykro, �e nie mam
was siedmiu. Tak jak w bajce.
Stary Kajetan usiad�, zabawnie
podwijaj�c krzywe, pa��kowate
n�ki.
- To nie bajka, Kama -
zachrypia�. - To smutna
rzeczywisto��. Jeste� jeszcze
ma�� dziewczynk� i niewiele
rozumiesz ze spraw tego �wiata.
Ja jestem stary i prze�y�em
niejedno upokorzenie. My
jeste�my inni: ja i to
nieszcz�sne dziecko. Ka�dy na
sw�j spos�b. Dobrze o tym wiesz.
- Nie przeszkadza mi, �e
jeste�cie inni. Czym si� w ko�cu
r�nisz? Wzrostem?
- Sze��dziesi�t osiem
centymetr�w nad poziomem morza -
odpar� zgry�liwie pan Kajetan
pocieraj�c szczeciniasty
policzek. - I sze��dziesi�t lat
�ycia. Jeszcze zosta�o mi osiem.
Tak wywr�y�a Cyganka. Tyle lat,
ile wzrostu!
Kama poprawi�a Busi poduszk�.
Stan�a smuk�a i gi�tka ponad
k�pami rumianku. Szeroko
roz�o�y�a ramiona, jakby chc�c
zagarn�� i przytuli� do piersi
to wszystko, co j� otacza�o:
��k�, wie�� ko�cio�a, w�zek z
drewnianymi szczebelkami i
siedz�cego w trawie starego
kar�a.
- Osiem lat to ca�y wiek! -
wyszepta�a. - Mo�na objecha�
kul� ziemsk� dooko�a! Nawet tym
w�zkiem! Mo�na obejrze�
wszystkie ��ki, obw�cha� milion
kwiat�w i napoi� tysi�ce takich
dzieci jak ona! Rozumiesz, panie
Kajetanie?
Stary, ma�y cz�owiek przymkn��
obwis�e, zaczerwienione powieki.
- Ty te� jeste� inna... cho�
nic ci do nas. Martwi� si� o
ciebie, Kama. Bardzo si�
martwi�.
- A o Busi�? - wykrzykn�a
dziewczynka. - Co z ni�?
- Dobrze wiesz, �e jej rodzice
wyje�d�aj� do Australii. Ju� si�
zaanga�owali. Na cztery
miesi�ce. Kama, przecie� jeste�
dzieckiem cyrku. Jak ja.
Rozumiesz, co oznacza dla nich
ten kontrakt!
- A Busia? - g�os Kamy podobny
by� ostrzu no�a przeci�ganego po
szlifierce. - O niej nie
pomy�la�e�? Dzi� chc� j�
odes�a�...
- P�jdzie do Domu Specjalnej
Troski. Jest taki dla dzieci
nie... dla... no...
- Sko�cz, powiedz wprost! -
oczy dziewczynki rzuca�y
b�yskawice.
- Nie wstyd� si�! Dla dzieci
nienormalnych! To chcia�e�
powiedzie�?
- Prawd� m�wi�c, tak.
- I to ty? W�a�nie ty m�wisz w
ten spos�b?
Kama z desperacj� chwyci�a
dyszel w�zka. Zaskrzypia�y
k�ka. W mi�kkiej trawie
odcisn�y si� ledwie uchwytne
wzrokiem dwie smugi, dwa
go�ci�ce dla ma�ych elf�w
jeszcze nie umiej�cych lata�.
- A w tym ciemnoz�otym borze@
stary d�b pochyli� pie�.@ Nie
wie nikt, co sta� si� mo�e@ w
tak s�oneczny, pi�kny dzie�!@
Nios�a si� piosenka ponad
trawy i rumianki. Szura�y ko�a
w�zka. G��wka dziecka kiwa�a si�
w prz�d i w ty�. Stary karze�
wsta� z ziemi i otrzepa�
spodnie. W jego br�zowych oczach
malowa�o si� cierpienie. B�l i
rozpacz ca�ego �wiata.
- A mo�e to w�a�nie ty masz
racj�, kr�lowo elf�w... -
wychrypia�.
Odchodzi� tam, sk�d przyszed�.
Do blasku �wiate�, muzyki. Do
Wielkiej U�udy.
Bo czym�e innym jest cyrk?
Ma�e miasteczko grza�o swe
czerwone dach�wki w blasku
po�udniowego s�o�ca. Leniwe,
oci�a�e koty le�a�y zwini�te w
precelek na ciep�ych p�ytach
przy studni. Za oknami o bia�ych
firankach wyrasta�y z doniczek
setki r�owych pelargonii.
Wygl�da�o to tak, jak gdyby
wszyscy mieszka�cy zapragn�li
�y� wy��cznie w�r�d nik�ego
zapachu tych w�a�nie, a nie
innych kwiat�w.
- Pelargoniowe miasteczko -
powiedzia�a Kama do Busi, gdy z
cichym skrzypieniem w�zka
wtoczy�y si� na senny rynek. -
Wiesz, mog�abym tu zamieszka� na
sta�e. Razem z elfami.
Busia zag�ga�a co� po
swojemu. Z otwartej piekarni
wycieka�a fala zmieszanych
zapach�w. By�a tam wo� kwasu,
chlebowego zaczynu i s�odki
aromat wanilii. Kama poci�gn�a
nosem.
- Chyba dobrze trafi�y�my,
Busiu. Wiem, �e lubisz
najbardziej rogale z cukrem, ale
w trudnych chwilach zjesz ze mn�
to, co uda si� nam tu kupi�,
prawda?
Dziecko kiwa�o g�ow� w prz�d i
w ty�, niczym chi�ski pos��ek z
apteki, kt�ry Kama widzia�a w
zesz�ym roku.
Z otwartych drzwi piekarni
wyjrza�a kobieta z prawym
policzkiem obwi�zanym chustk�.
Na widok Kamy i drewnianego
w�zeczka cie� zdumienia
przebieg� po jej lewym policzku.
- Co to za cudaki? - spyta�a
nieg�o�no, chyba sam� siebie.
Kama zmarszczy�a brwi.
- NIe jeste�my �adnymi
cudakami, prosz� pani. To ten
w�zek robi takie dziwne
wra�enie. Jest obwieszony
kwiatami z papieru tylko
dlatego, �e Rudek wyst�puje z
nim na arenie. Rudek, prosz�
pani, to jest osio�. Bardzo
m�dry osio�. Busia bardzo lubi
kolorowe przedmioty, cho� nikt
poza mn� tego nie zauwa�y�. Czy
dostaniemy rogala z cukrem?
Kobieta z j�kiem chwyci�a
si� za obwi�zany policzek.
- Tak pani� z�b boli? -
zmartwi�a si� Kama. - Trzeba
p�uka� sza�wi�... wywarem z
sza�wii.
Kobieta wyba�uszy�a oczy.
- Z czego? - wykrztusi�a z
trudem?
- Sza�wia to zio�o. Chyba
macie tu, w tym pelargoniowym
miasteczku, jak�� aptek�? -
ci�gn�a dziewczynka
niestrudzenie. - I sklep
spo�ywczy? Potrzebne mi mleko i
rogal dla ma�ej.
Za cierpi�c� kobiet� stan��
piekarz w przybrudzonym
fartuchu.
- Zamknij drzwi i nie
wpuszczaj tu �adnych cyga�skich
dzieci. Jeszcze nas okradn�!
Kama ostro�nie pu�ci�a dyszel
w�zka. Podesz�a dwa kroki i
stan�a z przekrzywion� na bok
g�ow�.
- Nie jestem Cygank�, tylko
kr�low� elf�w. A pan pewnie nie
lubi ludzi, prawda? A czy lubi
pan siebie? Ludzie, kt�rzy nie
lubi� innych, przewa�nie nie
lubi� tak�e siebie. I cierpi� na
w�trob�. Tak m�wi Bums, nasz
klown. Ca�y �wiat zje�dzi� i zna
si� na tym. Naprawd�.
Piekarz przesta� kr�ci�
palcami m�ynka i dotkn��
miejsca, gdzie zapewne tkwi�a
w�troba.
- Nie b�d� przem�drza�a -
mrukn��.
- Nie jestem przem�drza�a -
zaprotestowa�a Kama. - Tylko od
niemowl�cia stale je�d�� po
�wiecie. O wielu rzeczach
s�ysza�am od m�drych ludzi.
G�upc�w staram si� omija�.
Zreszt�, mam pi��dziesi�t
z�otych. O, prosz�... - wyj�a z
w�zka star� portmonetk�. - Widzi
pan? Nie chcemy niczego za
darmo. Busia dawno ju� powinna
dosta� swoj� porcj� jedzenia.
Kobieta u�miechn�a si� lew�
po�ow� twarzy.
- Wejd�!
Kama przecz�co pokr�ci�a
g�ow�.
- NIe mog� zostawi� dziecka
ani na chwileczk�. Odpowiadam za
jej bezpiecze�stwo. Busia ma
cztery lata, ale nie chodzi i
nie m�wi. Jej rodzice to
najlepsi w kraju akrobaci.
S�ynne Duo Kobo. S�yszeli
pa�stwo? Teraz podpisali
kontrakt do Australii. Na cztery
miesi�ce.
- I to... nieszcz�sne
stworzenie w w�zku pojedzie z
nimi? Taki szmat drogi? -
zdumia� si� piekarz masuj�c
ukradkiem w�trob�.
Kama potrz�sn�a g�ow�.
- To niemo�liwe. Busia wymaga
sta�ej opieki.
Piekarzowa ze zdumieniem
wycelowa�a palec prosto w nos
Kamy. Mia�o to zapewne oznacza�:
"I ty, ma�a, ledwie od ziemi
odros�a, we�miesz sobie na barki
taki ci�ar?"
Kama odrzuci�a grzywk� z
czo�a.
- No... kto� musi. Nie pozwol�
jej odda� do Domu Specjalnej
Troski. Busia powinna mie� ko�o
siebie ludzi, kt�rzy j� znaj� i
kochaj�. Lekarz to tylko lekarz,
prosz� pani. Zbada cz�owieka
albo s�onia, lekarstwo zapisze i
jedzie do domu na placki
ziemniaczane. Tak to jest. A z
ni� trzeba wci�� rozmawia�...
bajki opowiada�. Pokazywa�
s�o�ce i motyle, taniec elf�w
i...
- Ale z ciebie gadu�a -
wtr�ci� piekarz drapi�c si� w
podbr�dek. - No, wje�d�aj
powozem do sklepu. Moja stara
ugotuje wam kasz� na mleku. A co
do tej w�troby, to... ech! -
machn�� r�k� i poszed� ratowa�
bochenki chleba w piecu.
Nie min�o i p� godziny, a na
kuchennym stole w domu pa�stwa
piekarzostwa sta�
ju� talerz dymi�cej kaszy manny.
Kama ostro�nie miesza�a �y�k� i
dmucha�a powtarzaj�c zakl�cie
kr�lowej elf�w:
- Co si� ma sta�, niech si�
stanie!@ - to kr�lowej
zawo�anie.@ Lecz gdy z k�ta z�e
wygl�da,@ trzeba szybko je
wysprz�ta�!@
Potem nale�a�o jeszcze Busi�
umy� i przebra�, w czym
dopomog�a serdeczna piekarzowa
nie bacz�c na b�l z�b�w.
- Sza�wi� p�uka� -
przypomnia�a Kama na odchodnym.
- A mo�e ma pani bursztyn?
Przy�o�y� bursztyn do bol�cego
miejsca. Czasem pomaga.
Piekarzowa w po�piechu rzuci�a
si� do komody. Z dna
przepa�cistej szuflady wyj�a
srebrny �a�cuszek z bursztynow�
kropl� jak �za.
- Taki dobry?
Kama powa�nie skin�a g�ow� i
wytoczy�a drewniany w�zek na
rozgrzane p�yty ryneczku.
- Do widzenia. Bardzo mi pani
pomog�a. Przy�l� elfy wieczorem.
Przep�dz� chorob�!
W�zek turkota� po kocich �bach
uliczki nie szerszej ni�
rozpostarte prze�cierad�o. Z
okien kiwa�y g��wkami r�owe
pelargonie. Busia usn�a oparta
na poduszce. Jej du�a czaszka
poros�a rzadkimi w�oskami
wygl�da�a jak g�owa porcelanowej
lalki.
- Widzisz, Busiu - m�wi�a Kama
p�g�osem - ludzie nie s� �li.
Nasze zwierz�ta te� nie s� z�e.
S�o� lubi cukierki, lew p�mrok
i �eby go nikt nie ci�gn�� za
ogon, a cz�owiek lubi by�
traktowany grzecznie.
Za za�omem muru, w cieniu
starego kasztana, trzech
ch�opc�w gra�o w kapsle.
- M�j dalej! - wrzasn�� Grze�
znacz�c patykiem nik�y �lad na
piasku.
- A w�a�nie �e m�j! - zawo�a�
rudy i piegowaty podsuwaj�c
Grzesiowi pod nos zwini�t�
pi��.
- Jak rany, znowu si�
b�dziecie t�ukli? -
zaprotestowa� trzeci, ciskaj�c w
piach ca�� gar�� srebrzystych
kapsli od piwa.
Ale, o dziwo, nic si� nie
sta�o. Ca�a tr�jka zastyg�a w
bezruchu wpatrzona w skrzypi�cy
w�zek z drewnianymi szczebelkami
ustrojonymi w kolorowe bibu�kowe
kwiaty, kt�ry wy�oni� si� z
zalanej s�o�cem uliczki.
Dziewczynka zaci�gn�a pojazd
do cienia i otar�a spocone
czo�o.
- Ona jest stamt�d - mrukn��
Grze� wskazuj�c palcem niedalek�
��k�.
Rudy sta� na rozkraczonych
nogach silny i pewny siebie.
- To po co si� tu w��czy!
Przegoni�?
Trzeci wzruszy� ramionami.
Jemu by�o wszystko jedno. Rudy
podni�s� kamie� i wycelowa� w
ko�o w�zka. Trzasn�� celnie,
budz�c u�pione dziecko.
- Buu... aaa - wymrucza�a
Busia krzywi�c usta.
Kama �agodnie pochyli�a si�
nad ma��.
- Nie b�j si�, g�upiutka.
Przecie� to ksi�ycowy kamie�.
Przynosi szcz�cie, zobacz! Kto
go dotknie, mo�e sta� si�
kr�lewiczem.
Rudy zastyg� z d�oni� w
powietrzu.
- Nie bujasz? - spyta� trzeci,
pochylaj�c si� nad polnym
kamykiem. - Sk�d wiesz, �e
ksi�ycowy?
Kama przysiad�a na niskim
murku pod roz�o�yst� ga��zi�
kasztana o li�ciach jak
pi�ciopalczaste r�kawiczki.
- Przyjrzyj mu si� dobrze.
Jest szary, po�y�kowany. Ma w
sobie magiczn� moc.
- Ale zasuwa - za�mia� si�
rudy i piegowaty. - Nie wierz�,
nie jestem g�upi!
- To nie wierz. Nikt ci� nie
zmusza. Cicho, Busiu, ze mn�
jeste� bezpieczna. Sam sobie
jest winien, kto nie wierzy.
Kiedy� ksi�yc by� bli�ej ziemi
i elfy mog�y lata� tam i z
powrotem. Przynios�y kilkana�cie
takich kamieni i porozrzuca�y je
po ca�ej ziemi. Potem zapomnia�y
o nich. Kiedy kr�lowa elf�w
kaza�a je odnale�� - mia�y sporo
k�opot�w. I ci�gle jeszcze
szukaj�, �eby nie by�o zbyt
wielu kr�lewicz�w.
- Dlaczego? - zainteresowa�
si� Grze�.
- Bo jak ich b�dzie wielu, to
zaraz zaczn� mi�dzy sob� toczy�
wojny. Rzuca� bombami. Zgin�
drzewa i ptaki, myszy i
krokodyle. Wszystko zginie.
Trzeci ostro�nie obraca� w
d�oni kamyk.
- Zwyk�y kamie�.
- Nieprawda. Zobacz, czy nie
ma z�otej plamki. Takiej
malutkiej...
Rudy zbli�y� si� do
kolegi i pochyli� g�ow�.
- Co� tu ma. Takie okr�g�e,
b�yszcz�ce.
- No w�a�nie - odetchn�a z
ulg� Kama. - To jest znak
ksi�ycowy. Nie zosta�e�
kr�lewiczem, bo nim rzuci�e�. W
og�le nie wolno rzuca�
kamieniami. Ziemia si� obrazi.
Tr�jka ch�opc�w milcza�a.
- Guu... gaaa - zagada�a Busia
usi�uj�c poruszy� g�ow�.
- Jedziemy dalej - westchn�a
Kama wstaj�c. - B�d�cie pa!
W�zek turkota� zje�d�aj�c w
d� drogi, gdy ca�a tr�jka
ockn�a si�. Nie namawiaj�c si�
ani nie komentuj�c wydarzenia,
rzucili si� jednocze�nie, na
wy�cigi, w �lad za znikaj�c� za
krzakami niebiesk� sukienk�.
- Ty - wysapa� rudy zr�wnuj�c
si� z w�zkiem - mog� poci�gn��.
- Prosz� - odpar�a grzecznie
Kama oddaj�c mu dyszel. - Tylko
bardzo ostro�nie. Busia nie lubi
najmniejszych wstrz�s�w.
- Dok�d jedziesz? - odezwa�
si� nie�mia�o trzeci. By�
najmniejszy i lekko zezowa�.
- Przed siebie. Mo�e jest tu
jaki� las, gdzie rosn� ogromne
paprocie.
- Po co ci paprocie? - zdziwi�
si� Grze�.
- Elfy lubi� odpoczywa� na
li�ciach paproci - odszepn�a mu
Kama do ucha. - Ale nie wszyscy
mog� o tym wiedzie�.
Zanim dojechali do lasu,
trzeba by�o jeszcze przeby� Ma�e
Topielisko i strumyk nazywany
przez Kam� Gangesem. W
topielisku utopili jeden trampek
rudego i o ma�y w�os nie
pogr��yli w�zka.
- Ja to bym �wirem zasypa�! -
wymrucza� Grze� ocieraj�c czo�o.
Kama nios�a dziecko, a ch�opcy
walczyli z w�zkiem.
- Co by� zasypa�? - odsapn��
trzeci, kt�ry mia� na imi�
Lutek. - To bagno?
- Wszystkie bagna �wiata!
Kama zmarszczy�a brwi.
Posadzi�a Busi� na kocyku w
cieniu ja�owca.
- A w tych bagnach mieszka
miliard stworzonek, kt�re te�
chc� �y�. R�ne owady, �aby...
Ludzie wszystko psuj� na ziemi.
Najch�tniej zaasfaltowaliby ca�y
�wiat, zabrudzili, zadymili...
- Ale zasuwa - zdenerwowa� si�
rudy. - Udaje, �e wszystkie
rozumy zjad�a!
- Tylko rogala z cukrem. I
pi�tk� chleba z mas�em u pani
piekarzowej. A rozum przyda mi
si� w �yciu. Cz�owiek w rozumie
ma mn�stwo informacji. Jak w
banku. Bums m�wi, �e ka�dy jest
w stanie zmagazynowa� tam tyle
dobra, ile potrzeba dla pi�ciu
ludzi. Tylko nie zawsze potrafi
to wykorzysta�. Mo�na �wiczy�
rozum jak... - zaj�kn�a si� -
jak �ongler �wiczy refleks.
Lutek z wra�enia prze�kn��
�lin�.
- Nigdy o tym nie my�la�em.
Kama pokiwa�a g�ow�.
- A Ganges przejdziemy w br�d.
Boso.
- Jaki Ganges? - zdziwi� si�
Grze�.
- �wi�ta rzeka w Indiach. Sk�d
wiecie, �e ten tutejszy Ganges
nie jest r�wnie tajemnicz�
rzek�, uzdrawiaj�c� wszystkich,
kt�rzy wejd� w ni� bosymi
stopami?
Rudy zachichota�
nieprzyjemnie.
- Ale zasuwa! Robisz z nas
balona?
- Dlaczego? - zdziwi�a si�
Kama. - To przecie� takie
proste: je�li si� w co� bardzo
wierzy - to tak jest! Je�li
wierzysz, �e przej�cie Gangesu
na bosaka uczyni ci�
szcz�liwym, to przejd�!
- Przejd�my, co nam szkodzi? -
domaga� si� Lutek. - Najwy�ej
nogi zamoczymy!
Kama zn�w posadzi�a Busi� w
w�zku. Troskliwie podsun�a jej
pod plecy poduszk�, pog�aska�a
po rzadkich w�osach. Busia
rozpromieni�a si� pod wp�ywem
pieszczoty.
- Gamuuaa - wymrucza�a.
Ch�opcy przygl�dali si� tym
zabiegom z nie ukrywanym
zdziwieniem.
- Przyg�upia ona - stwierdzi�
rudy z niesmakiem.
Oczy Kamy �ciemnia�y.
- Niczego nie rozumiesz -
odrzek�a t�umi�c z�o��. -
Niczego. Busia jest po prostu
inna. Mo�e mia�a tylko mniej
szcz�cia od ciebie - dorzuci�a
w zadumie. - Ale o tym nie wie.
A ty powiniene� wiedzie�.
- On nie chcia�... - zacz��
Lutek ugodowo.
- Czego nie chcia�? A je�li
nie chcia�, to po co powiedzia�?
Cz�owiek ma rozum, �eby my�le�.
Ale ja wiem, �e on chcia� zrobi�
mi przykro��. Tylko nie wie,
biedak, �e nas nie mo�na
obrazi�!
Grze� si�gn�� do kieszeni i
wyj�� z niej gar�� kapsli.
Zal�ni�y srebrem. M�tne oczka
Busi rozszerzy�y si�.
- Masz - powiedzia� k�ad�c
kapsle na dnie w�zka - niech ci
b�yszcz�.
Zmarszczki na czole Kamy
znik�y.
- Czy wiecie, ile dzieci
podobnych do Busi przychodzi na
�wiat? Sto na sto tysi�cy...
zwyk�ych. I nie ma na to �adnej
rady. A ile dzieci rodzi si�
chorych, kalekich? One te� maj�
prawo do �ycia, do opieki. To
straszne, gdy znajdzie si�
g�upiec, kt�ry si� z nich �mieje
zamiast jako� pom�c lub cho�by
zrozumie�. Im tak niewiele
potrzeba... troch� ciep�a i
�yczliwo�ci. Czy kt�ry� z was
zastanawia� si� nad tym?
Ch�opcy przecz�co pokr�cili
g�owami.
Nad Gangesem, pomi�dzy
parasolami �opianu, �miga�y
wa�ki.
- Nikomu nie m�wcie, gdzie
pojecha�am - rzuci�a na
odchodnym. - B�d�cie pa!
By�o wczesne popo�udnie, gdy
Kama z w�zkiem dobrn�a do
Paprociowego Uroczyska. Busia
spa�a posapuj�c jak zakatarzony
nied�wiadek. Ch�opcy wr�cili do
domu na obiad. Cisza a� dzwoni�a
w uszach.
- To jest miejsce dla kr�lowej
elf�w! - szepn�a dziewczynka
wodz�c zachwyconym wzrokiem po
niebotycznych pniach o
szorstkiej, sp�kanej korze, po
k�pach paproci i dzikich
storczykach le�nych. - Le�cie,
moi poddani, i pilnujcie, by nas
nikt tu nie niepokoi�!
Szum wiatru ni�s� si� w
koronach d�b�w, lecz czujne ucho
dziewczynki pos�ysza�o stukot
kopyt. Trzy bia�e jak �nieg
konie wychyn�y z le�nego duktu.
Ich fryzowane grzywy i wyczesane
ogony sprawia�y, �e wygl�da�y
jak zjawy. Jak las lasem a
paprocie paprociami, nikt tu
nigdy nie widzia� zwierz�t jakby
utkanych z mg�y.
- Cicho, Busiu - szepn�a Kama
przykucaj�c. - Stary Grogg
wyruszy� naszym tropem. Ale on
nie jest gro�ny. Niestety, s�
te� jego dwaj synowie. Wspaniali
je�d�cy, ale w twojej sprawie
zupe�nie nieprzydatni.
Konie wtopi�y si� w ziele�
lasu. Jeszcze przez par� sekund
s�ycha� by�o ich lekkie
st�panie. Potem wszystko
zag�uszy� wiatr.
Obudzona Busia ostro�nie
podj�a b�yszcz�cy kapsel z dna
w�zka. Kama a� oczy otworzy�a ze
zdumienia.
- Wi�c jednak potrafisz! -
wyszepta�a przykl�kaj�c. -
Potrafisz! Nie jeste� tu�ubkiem
bez �adnych odruch�w, jak to
powiedzia� jeden z lekarzy. Nie
jeste�! O, elfy, wiedzia�am, �e
mi pomo�ecie!
- Pst! - dobieg�o z pobliskich
krzak�w czyje� ostrze�enie. - To
ja, Grogg.
Kama wspi�a si� na palce.
- Na pewno Grogg? Bo je�li
wielkolud albo Kot w Butach,
albo diabe� Boruta, to...
- Czasem chcia�bym by�
diab�em, Kama - powiedzia�
m�czyzna z wiechciami bia�ych
w�s�w, wy�a��c z k�uj�cego
krzaka je�yn. - Diab�om podobno
nie�le si� �yje.
- Gdzie podzia�e� syn�w,
Grogg? I sk�d wiedzia�e�, �e ja
tu jestem?
- Z ko�skiego grzbietu wida�
wi�cej ni� spod paproci, moja
panno. A synkowie, gamonie,
niczego nie dostrzegli.
Pojechali dalej. Trzeba troch�
przewietrzy� araby przed
wieczorn� gal�. My�la�a�, �e uda
ci si� zatrze� tropy?
Kama wskaza�a r�k� w�zek.
- Pojazd Rudka zostawia �lady,
co? O tym nie pomy�la�am.
- Nikt ci� przecie� nie �ciga.
- A Kajetan?
Grogg, m�czyzna wysoki i
postawny, przykucn�� obok w�zka.
- Kajetan mia� ci przem�wi� do
rozs�dku. Ale chyba mu si� to
nie uda�o. Stary karze� tak samo
zbzikowany jak ty...
Kama wskaza�a na pi�stk� Busi
zaci�ni�t� na kapslu.
- Widzisz? Lekarze m�wili, �e
z niej nic nie b�dzie. �e nie ma
nawet prostych odruch�w. Ludzie
si� myl�, prawda, Grogg?
- Nie po to ci� uczy�em
wolty�erki, �eby� ucieka�a z
pr�by przed spektaklem - odpar�
siwow�sy nie ca�kiem na temat. -
Kama, zrozum, oni nie mog�
zabra� Busi z sob� na wyst�py do
Australii. Nikt temu dziecku nie
pozwoli wyjecha�. To tylko
cztery miesi�ce.
- To a� cztery miesi�ce! -
oburzy�a si� dziewczynka. - Z
ni� trzeba codziennie rozmawia�
i...
- Muuuaaa - zagada�o dziecko.
Grogg uchwyci� zwisaj�c� ga���
d�bu i podci�gn�� si� do g�ry ze
zwinno�ci� ma�py.
- Rozumiem - m�wi� hu�taj�c
si� - chcesz si� ni� zajmowa�
pod nieobecno�� matki, czy tak?
- W�a�nie tak. Duo Kobo wr�c�
na Bo�e Narodzenie. Do �wi�t
damy sobie rad�.
Grogg zeskoczy� pi�knym
�ukiem.
- Damy? To znaczy kto?
- Ja, Kajetan, ty, i par�
innych os�b. Jeste�my jedn�
rodzin�, no nie? Dyrektor zawsze
m�wi: "Cyrk to jedna wielka
rodzina!" Wi�c dlaczego, do
diab�a, chcecie jedno ze swoich
dzieci odda� na zgub�?
Grogg przy�o�y� palec do ust.
Od strony strumyka nios�o si�
przeci�g�e tr�bienie.
Kama zachichota�a.
- Ruszyli na poszukiwania przy
pomocy s�onia? Jego te�
wci�gn�li do rodzinnych spraw?
Biedny D�umbo!
W g�rze, w�r�d li�ci drzew,
skrzecza�y ptaki, szumia� wiatr,
nad strumykiem, kt�ry nie tak
dawno by� indyjskim Gangesem,
tr�bi� kr�tkouchy s�o�, za� zza
wiotkiego pnia brzozy wy�oni�
si� jak duch mleczny ko�
potrz�saj�c ufryzowan� grzyw�.
- Pos�uchaj, tato - powiedzia�
cicho Grogg junior. - Niech ona
tu zostanie do wieczora. Ja albo
D�ek przyjedziemy po ni� i po
ma��. Teraz jeszcze nie mog�
wr�ci�, ca�a ucieczka straci�aby
sens. Okay, Kama?
Dziewczynka dmuchn�a w
grzywk�.
- Widzisz, Grogg? M�odsi te�
co nieco rozumiej� ze spraw
tego �wiata. Nie wstyd ci?
Bia�ow�sy �artobliwie pogrozi�
synowi palcem.
- A ja my�la�em, �e was
interesuje tylko muzyka rockowa.
Ot, stary - g�upi. Bywaj, Kama!
- B�d�cie pa!
Zaczyna�o by� nieprzyjemnie.
Po prostu nagle zrobi�o si�
ponuro. Zalany s�o�cem las
�ciemnia�, utraci� jasne plamy,
przycich� wiatr.
- Cisza przed burz� -
zmartwi�a si� Kama. - Widzisz,
Busiu, wszystko sprzysi�g�o si�
przeciw nam. Powiem elfom, �eby
odgoni�y chmury, zanim nie
znajdziemy bezpiecznego miejsca.
Busia marudzi�a krzywi�c
buzi�.
- Nic to - m�wi�a Kama
otulaj�c ma�� kocykiem. -
Wyjedziemy na dukt, on nas
dok�d� zaprowadzi. Mo�e do Domku
z Piernika, a mo�e do Zamku
Kr�lowej Wiatr�w?
W�zek poskrzypywa� na
piaszczystej dr�ce, przesuwa�y
si� nagie pnie brz�z, g�ste
krzaki je�yn i k�py wysokich
pierzastych traw. Od zachodu
nadci�ga�a granatowa chmura z
bia�ymi obrze�ami. W jej �rodku
k��bi�y si� niewidoczne si�y.
- Jakby tak� chmur� pod��czy�
do kontaktu, to o�wietli�yby�my
ca�y las. Tam jest
elektryczno��, tam, w �rodku.
Tak twierdzi pan Cyranka, kt�ry
by� dawniej linoskoczkiem. Raz
�le odmierzy� skok i... no, nic
strasznego si� nie sta�o, tylko
musia� sko�czy� kurs dla
elektryk�w. Nie chcia� za nic w
�wiecie odej�� z cyrku.
Jeste�my, Busiu, wielk� rodzin�.
Kto raz w �yciu stan�� na arenie
w pe�nym blasku reflektor�w,
ju� nigdy nie zazna spokoju.
�ladem w�zka co� galopowa�o.
Nie by� to ani s�o�, ani ko�,
ani, co pewne, lew. Stary, nieco
wylinia�y ojciec lwiego stada -
Ruppert - porusza� si� cicho i
mi�kko jak kot. Wi�c co
galopowa�o?
Kama skr�ci�a ze �cie�ki w
bok. Czeka�a ukryta za k�p�
je�yn.
- Tylko nie zag�gaj, prosz�! -
upomnia�a ma�� szeptem. Ale
Busia z ca�ej si�y �ciska�a
kapsel i ani jej w g�owie by�o
g�ganie.
Tupot przeszed� w cwa�.
Wychylona zza krzaka dziewczynka
a� zas�oni�a d�oni� usta, �eby
si� nie roze�mia�. Pylist� drog�
p�dzi�a wielka, umorusana �winia
ci�gn�c za sob� sznur, na
kt�rego ko�cu uwieszona by�a
kobieta w chustce zwi�zanej pod
brod� i d�ugiej sp�dnicy
p�taj�cej nogi.
- Czekaj, Lola, czekaj! -
wo�a�a ostatkiem tchu.
Ale utyt�ana w b�ocie Lola
kwikn�a tylko i gwa�townie
poci�gn�a j� do przodu. Kobieta
potkn�a si�, wypu�ci�a sznur i
run�a jak d�uga w piach.
- O, �eby ci�! - zamrucza�a
gramol�c si� z trudem. - Zn�w
zwia�a!
Kama roze�mia�a si� na ca�y
g�os. Wyprowadzi�a w�zek z
krzak�w i pobieg�a, by pom�c
kobiecie otrzepa� sp�dnic� z
kurzu.
- Zaraz znajdziemy Lol�,
prosz� si� nie martwi�. Zm�czy
si� i po�o�y, �eby pospa�.
Wszystkie zwierz�ta s� senne,
gdy si� solidnie wybiegaj�.
- Ta �winia to diabe�
wcielony! - z�o�ci�a si� kobieta
spogl�daj�c nieufnie na Kam� i
w�zek z Busi�. - A ty co robisz
sama na drodze?
- Prawd� m�wi�c... czekam -
odpar�a grzecznie Kama. - A� si�
�ciemni i b�dzie ju� za p�no.
- Za p�no na co?
Kama potrz�sn�a grzywk�.
- Na poci�g. Mieli j� dzi�
zawie�� do... zreszt� wszystko
jedno. Daleko. A ja chc�, �eby
Busia zosta�a ze mn�. Z nami.
Nazywam si� Kama i jestem
wolty�erk�.
- Wol... kim? - kobieta
ruszy�a przodem.
- Tak si� nazywa w cyrku kto�,
kto wykonuje ewolucje na koniu.
Potrafi� sta� na grzbiecie
Kastora na jednej nodze, robi�
salta, ale jeszcze du�o musz�
si� uczy�. Codziennie �wicz� po
pi��, sze�� godzin.
- Ci�ki kawa�ek chleba -
westchn�a kobieta
przyspieszaj�c kroku. -
Zmokniemy.
Kama wyj�a z dna w�zka
p�acht� cienkiego plastyku.
- Ja mog� zmokn��, ale dziecko
nie. Busia ma s�abe zdrowie i
�atwo si� zazi�bia. Gdzie jest
pani dom?
Daleki grzmot zamrucza� nad
polem owsa ci�gn�cym si� po
drugiej stronie drogi. Na chwil�
granatowe niebo rozb�ys�o i
zgas�o.
- Niedaleko. Chod� ze mn�,
przeczekasz burz�. Czy w waszym
cyrku �winie te� wyst�puj�?
- Nie. �winie podobno s�
bardzo inteligentne, ale
niech�tnie daj� si� tresowa�.
Wolimy s�onie, konie, lwy i psy.
Mniejszy z nimi k�opot,
chocia�... mo�e Lol� da�oby si�
czego� nauczy�.
Jakby w odpowiedzi zza drzewa
rozleg� si� przera�liwy kwik.
Kobieta rzuci�a si� w tamt�
stron�, ale �winia by�a szybsza.
Umkn�a ci�gn�c sznur i
zapl�tane we� k�py suchych traw.
- Ja j� zawo�am -
zaproponowa�a Kama podaj�c
kobiecie dyszel w�zka.
- Nie znasz tej piekielnicy!
Za nic nie da si� z�apa�.
- Zobaczymy! - roze�mia�a si�
dziewczynka. - A je�li j�
przyprowadz�, to dostaniemy
kubek mleka?
Kobieta zzu�a pocerowany trep
wysypuj�c ze� piasek.
- I ziemniaki ze s�onin�.
Kama odwa�nie wesz�a
w pociemnia�y g�szcz zieleni.
- Nadlecia�y czarne chmury@
dmuchn�� wiatr z p�nocnych
stron - @ i na skrzyd�a elf�w, z
g�ry,@ sypn�� d�d�u srebrzysty
szron...@
Cienki, wysoki g�osik wyci�ga�
czyst� nut�, a� umilk� poszum
ga��zi i nasta�a wielka cisza.
- Tu jestem, Lola - powiedzia�a
Kama p�g�osem. - Moje Elfy
dobrze ci� widz�. I s�ysz�.
Zrozum, musz� odprowadzi� Busi�
do domu twojej pani jeszcze
przed deszczem. B�d� wi�c tak
uprzejma i przyjd� tu sama.
Chrumkni�cie by�o odpowiedzi�.
Kama post�pi�a dwa kroki.
- Tresowa�am kiedy� do sp�ki
z rodzin� Reno ma�e misie. By�y
bardzo niepos�uszne. Nie jeste�
nied�wiedziem. A poza tym wierz�
w tw�j rozs�dek. Co za sens
w��czy� si� po lesie, skoro
mo�na dosta� w domu talerz
ziemniak�w ze zsiad�ym mlekiem?
Sama widzisz...
Lola wysz�a zza pnia wlok�c
sznur. Spojrza�a na Kam� ma�ym i
w�skim �wi�skim oczkiem.
- Rozumiem, �e lubisz p�ata�
figle swojej pani. Ka�dy to
lubi. W ko�cu... ja te� dzi�
sp�ata�am solidnego figla
uciekaj�c z Busi�. Ale mia�am w
tym sw�j cel. A ty, Lola? Sztuka
dla sztuki ? - jak mawia tato
�wicz�c podczas pr�by �onglerk�
z pi�cioma maczugami.
�winia sz�a pos�usznie noga za
nog�. Na ich widok kobieta
pokr�ci�a g�ow�.
- Idzie jak pies. Czary
jakie� czy co?
Za polem przetoczy� si�
grzmot. Dudni�o tak, jakby kto�
miota� si� bezsilnie, zamkni�ty
w beczce.
Tr�jka w�drowc�w szcz�liwie
dotar�a przed deszczem do chaty,
kt�ra do z�udzenia przypomina�a
Domek Trzech �winek. Dach z
trudem trzyma� si� �cian, a
�ciany by�y krzywe.
- "Bo dmuchn� i chuchn�, i
zdmuchn� wasz dom!" - zacytowa�a
Kama s�owa Z�ego Wilka z bajki.
Lecz stary las chroni� chat�
przed zdmuchni�ciem, cho�
deszcz i wiatr robi�y, co
mog�y.
Kiedy nad polem zal�ni�a
t�cza, przypadkiem spotkali si�
na ��ce nie opodal cyrku: Grze�,
zezuj�cy Lutek, rudy, kt�ry mia�
na imi� Micha�, i stary
krasnoludek w kraciastej czapce.
- Nie widzieli�cie dziewczynki
w niebieskiej sukience ci�gn�cej
drewniany w�zek? - spyta� pan
Kajetan.
- O rety, ale pan malutki! -
wyrwa�o si� Lutkowi.
- Pewnie z cyrku! Tam takie
ludzie wyst�puj�! - pochwali�
si� znajomo�ci� spraw rudy
Micha�.
- Poprawnie m�wi si�: tacy
ludzie - grzecznie sprostowa�
pan Kajetan. - Widzieli�cie
dziewczynk�?
Grze� szura� sanda�em w
piasku. Zastanawia� si�, co
powiedzie�. Prawd�?
- W og�le widzieli�my -
w��czy� si� szybko