8483
Szczegóły |
Tytuł |
8483 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8483 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8483 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8483 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT ERVIN HOWARD
CONAN BARBARZY�CA
DEMON Z �ELAZA � CZARNY KOLOS � CZERWONE �WIEKI
Opu�ciwszy Zambul�, Conan pod��y� na wsch�d ku zielonym ��kom Shemu. Kroniki nic nie m�wi� o dalszych losach Gwiazdy Khorala, nie wiadomo, czy Conanowi uda�o si� dotrze� z klejnotem do Ophiru i otrzyma� obiecan� g�r� z�ota, czy te� utraci� go po drodze na korzy�� sprytnego z�odzieja lub dziewczyny lekkich obyczaj�w. W ka�dym razie zysk, jaki osi�gn�� �je�eli w og�le osi�gn�� � nie starczy� mu na d�ugo.
Odby� kolejn� kr�tk� podr� do rodzinnej Cymmerii. Niestety, jego kompani z lat m�odo�ci byli ju� martwi, a stare k�ty nudniejsze ni� poprzednio.
S�ysz�c, �e kozacy odzyskali dawn� si�� i zn�w uprzykrzaj� �ycie kr�lowi Yezdigerdowi, Conan wsiada na ko� i wraca do Turanu. Samo jego pojawienie si� tam stwarza mu licznych sojusznik�w w�r�d kozak�w i korsarzy z Krwawego Bractwa Morza Vilayet. Pomimo tego, i� przybywa z pustymi r�koma, w kr�tkim czasie gromadzi pod swoj� komend� znaczne si�y i zdobywa wi�ksze ni� kiedykolwiek �upy.
DEMON Z �ELAZA
Rybak kurczowo chwyci� r�koje�� swojego no�a. Zrobi� to zupe�nie odruchowo, bowiem tego, czego si� pod�wiadomie obawia�, nie zdo�a�by zabi� no�em � nawet z�bat�, zakrzywion� kling� Yuetsch�w, kt�ra z �atwo�ci� rozp�ata�aby doros�ego m�czyzn�. Tutaj, w murach opuszczonej twierdzy Xapur, przybyszowi nie zagra�a� ani cz�owiek, ani zwierz�.
Dostawszy si� na spadziste, nadbrze�ne ska�y, dotar� przez d�ungl�, otaczaj�c� fortyfikacje do pozosta�o�ci zaginionej cywilizacji. Mi�dzy drzewami ja�nia�y potrzaskane kolumny, szcz�tki sp�kanych mur�w bieg�y chwiejnymi zakosami w cie�, a szerokie niegdy� chodniki skrusza�y i ust�pi�y pod naporem olbrzymich korzeni.
Rybak by� typowym przedstawicielem swojej rasy, dziwnego ludu, o pochodzeniu gin�cym w mrokach dziej�w, kt�ry od niepami�tnych czas�w zamieszkiwa� proste chaty osad po�o�onych nad brzegami Morza Vilayet. Kr�py m�czyzna o d�ugich, ma�pich ramionach i chudych �ukowatych nogach, mia� szerok� twarz, niskie czo�o, zmierzwione w�osy i olbrzymi tors. Pas z no�em i prosta przepaska by�a ca�ym jego strojem. To, �e rybak dotar� do tego miejsca, by�o dowodem na to, �e w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci swych wsp�plemie�c�w nie by� ca�kowicie pozbawiony ciekawo�ci. Ludzie rzadko odwiedzali Xapur, opuszczon�, prawie zapomnian� wysp�, jedn� z tysi�cy rozsianych po tym wielkim, �r�dl�dowym morzu. Nazywano j� Fortec� Xapur, ze wzgl�du na ruiny � pozosta�o�ci jakiego� prehistorycznego kr�lestwa, o kt�rym zapomniano na d�ugo przed nadej�ciem Hyborian z p�nocy. Nikt nie wiedzia�, kto obrobi� te g�azy, chocia� przekazywane w�r�d Yuetsch�w z pokolenia na pokolenie, na wp� niezrozumia�e opowie�ci wspomina�y o pradawnym powi�zaniu rybak�w i wymar�ych mieszka�c�w wyspy. Jednak Yuetshowie od ponad tysi�ca lat nie rozumiej� sensu tych opowie�ci. Teraz powtarzali je jak pozbawione znaczenia, tradycyjne formu�ki, kt�re zgodnie ze zwyczajem przekazywa� ojciec synowi. Od wielu pokole� nikt z ich plemienia nie postawi) nogi na Xapur. Niedalekie wybrze�e by�o niezamieszka�e. Poro�ni�te trzcin� bagna i dzikie bestie czyni�y je niedost�pnym.
Wioska rybaka le�a�a na po�udniu od wyspy. Nocny sztorm zagoni� jego kruch� ��d� tutaj, daleko od zwyk�ych �owisk, a olbrzymia fala rozbi�a j� o stromy, skalisty brzeg wyspy. Teraz, rankiem, niebo by�o b��kitne i przejrzyste, a wschodz�ce s�o�ce zamienia�o krople rosy na li�ciach w skrz�ce si� diamenty.
W czasie szalej�cej burzy, kiedy jeden, szczeg�lnie mocny piorun trafi� w wysp�, przez odg�osy zmagaj�cej si� natury przebi� si� huk i �oskot spadaj�cych g�az�w. Ha�asu tego nie mog�o wywo�a� wal�ce si� drzewo. Rybak, po nocy sp�dzonej u podn�a ska�, wspi�� si� w �wietle wschodz�cego s�o�ca na ich szczyt. Gdy dotar� do celu ogarn�� go niepok�j, a instynkt ostrzega� przed niebezpiecze�stwem.
Poprzez drzewa wida� by�o ruiny budowli wzniesionej z gigantycznych blok�w tego jedynego, twardego jak stal kamienia. Kamienia znajdowanego tylko na wyspach Morza Vilayet. Zdawa�o si� nieprawdopodobnym, aby ludzkie r�ce da�y rad� obrobi� te g�azy i zbudowa� z nich mury, a ju� na pewno zniszczenie ich nie le�a�o w mocy cz�owieka. Piorun rozbi� wielotonowe bloki jak szk�o, topi�c niekt�re z nich w zielon� mas� i roztrzaska� olbrzymi� kopu�� budowli.
Rybak wspi�� si� po gruzach, zajrza� do �rodka i krzykn�� z wielkiego zdumienia. Uderzenie pioruna ods�oni�o z�oty katafalk, na kt�rym le�a� w kurzu i od�amach skalnych olbrzym.
Odziany by� jedynie w kr�tk� sp�dniczk� z rekiniej sk�ry. W�ska, z�ota opaska przytrzymywa�a mu na skroniach prosto przyci�te, czarne w�osy. Na nagiej, muskularnej piersi le�a� dziwny sztylet, o szerokiej zakrzywionej klindze i r�koje�ci wysadzanej klejnotami. Bro�, mimo i� nie mia�a z�batego ostrza, przypomina�a n�, jaki rybak nosi� u pasa. Wykonano j� jednak z niesko�czenie wi�ksz� staranno�ci�.
Rybak po��dliwie spojrza� na sztylet. Jego w�a�ciciel spoczywa� od wielu wiek�w w swym grobowcu i by� r�wnie martwy jak otaczaj�ce go g�azy. Rybak nie zastanawia� si� zbyt d�ugo nad tajemniczymi umiej�tno�ciami staro�ytnych, dzi�ki kt�rym umar�y zachowa� pozory �ycia, a jego cia�o przetrwa�o przez lata nietkni�te. Wszystkie jego my�li skupi�y si� na wspania�ym no�u, zdobionym lekkimi falistymi liniami, biegn�cymi wzd�u� ch�odno l�ni�cego ostrza.
Zszed� do grobowca i wzi�� do r�ki sztylet le��cy na piersi m�czyzny. W chwili, gdy to uczyni�, sta�o si� co� niepoj�tego i strasznego. Czarne muskularne d�onie zacisn�y si� kurczowo, powieki otwar�y si�, ods�aniaj�c wielkie ciemne �renice, kt�rych magnetyczne spojrzenie trafi�o przera�onego rybaka jak uderzenie pi�ci�. Cofn�� si� i wypu�ci� z r�ki sztylet. Jednocze�nie, jeszcze do niedawna martwy, olbrzym podni�s� si� i siad�. Zaskoczony rybak otworzy� usta ze zdziwienia. Siedz�cy by� gigantycznej budowy. Patrzy� teraz przez zw�one powieki oczyma, w kt�rych nie by�o �ladu wdzi�czno�ci. Wzrok jego, obcy i wrogi, p�on�� ch�ci� mordu.
Nagle wsta� i pochyli� si� nad swoim o�ywicielem. Prymitywnego umys�u rybaka nie ogarn�� strach, przynajmniej nie wzbudzi�o go pogwa�cenie praw natury. W momencie, gdy olbrzymie d�onie zaciska�y si� na jego barkach, chwyci� za sw�j wielki n� i pchn�� sprawdzonym wiele razy ruchem. Klinga p�k�a po zetkni�ciu si� z olbrzymem, jakby trafi�a w ukryty pod sk�r� �elazny pancerz. Jednocze�nie kark rybaka trzasn�� w u�cisku giganta niczym spr�chnia�a ga���.
Pan Kwaharizmu oraz stra�nik morskich granic, Jehungir Aga, spojrza� jeszcze raz na zw�j pergaminu opatrzony wielk� piecz�ci� kr�la Turanu. Po chwili za�mia� si� kr�tko i nerwowo.
� Co nowego? � bezceremonialnie odezwa� si� Ghaznawi, jego doradca.
Jehungir, kt�ry by� przystojnym m�czyzn�, dumnym ze swych osi�gni�� i szlachetnego urodzenia, skrzywi� si� i wzruszy� ramionami.
� Kr�l ponagla mnie � powiedzia�. � Sam kre�li do mnie s�owa swego niezadowolenia z powodu mojego, jak to nazywa, braku umiej�tno�ci w obronie granic. Na Tarima! Je�eli nie zniszcz� tych stepowych rabusi�w, Kwaharizm b�dzie mia� nowego pana.
Doradca w zamy�leniu skuba� sw� siw� brod�. Yezdigerd, kr�l Turanu, by� najpot�niejszym w�adc� na �wiecie. Ciemnosk�rzy Zamorianie p�acili mu haracz, podobnie jak wschodnie prowincje Koth. R�wnie� Shem z�o�y� mu ho�d. Wszystkie kraje, a� po le��cy na zachodzie Sushani odda�y si� pod jego w�adz�. Jego wojska grabi�y pogranicze Stygii na po�udniu i o�nie�one ziemie Hyperborejskie na p�nocy. Jego konnica nios�a ogie� i miecz na zach�d, do Brythunii, Ophiru, Korynthii, a nawet do granic Nemedii. Z rozkazu kr�la Thuranu wojownicy w poz�acanych zbrojach tratowali kopytami swych koni mieszka�c�w tych krain i puszczali z dymem ich domy. W jego wspania�ym pa�acu, w wielkim portowym mie�cie Aghrapurze, znajdowa�y si� nieprzeliczone bogactwa. Flotylle jego okr�t�w, wielkich galer wojennych o czerwonych �aglach, panowa�y na Morzu Hyrka�skim i Vilayet. Na ogromnych targowiskach niewolnik�w w Aghrapurze, Sultanapurze, Kwaharizmie, Shahpurze i Khorusunie handlowano pojmanymi mieszka�cami s�siednich krain. Za trzy sztuki srebra (nie najwi�ksze) mo�na by�o kupi� kobiet�: ciemnow�os� Zamoriank�, brunatnosk�r� Stygijk�, jasnow�os� Brythunk�, hebanow� Kushitk� i Shemitk� o oliwkowej sk�rze.
Mimo tych wszystkich zwyci�stw jego szybkiej jazdy nad obcymi armiami, daleko od granic Thuranu, pod jego bokiem zuchwa�y wr�g szarpa� kr�lestwo, nios�c �mier� i zniszczenie. Na rozleg�ych stepach, mi�dzy Morzem Vilayet a dalekimi granicami hyboria�skich kr�lestw, powsta�o w ci�gu nieca�ego pi��dziesi�ciolecia nowe spo�ecze�stwo z�o�one ze zbieg�ych niewolnik�w, z�oczy�c�w i dezerter�w. Ich przest�pstwa by�y tak rozmaite jak kraje, z kt�rych pochodzili. Jedni urodzili si� na stepie, inni przybyli z kr�lestw zachodu. Ca�� t� zbieranin� zwano kozakami.
Zamieszkuj�c rozleg�e, dzikie r�wniny, nie uznaj�c �adnych praw poza swoistym kodeksem, umieli stawi� czo�a nawet wojskom wielkiego w�adcy. Wci�� naje�d�ali pograniczne prowincje Thuranu, chroni�c si� w razie pora�ki w stepie. Razem z piratami Krwawego Bractwa Morza Vilayet grasowali na wybrze�u, �upi�c statki kupieckie zawijaj�ce do port�w Hyrkanii.
� Jak mam zgnie�� to wilcze plemi�? � dopytywa� si� Jehungir. � Je�eli rusz� za nimi w step, ryzykuj�, �e okr��� mnie i rozbij�, a je�eli b�d� przewa�a�, wymkn� si� i w czasie mojej nieobecno�ci spal� pogranicze. Ostatnio poczynaj� sobie coraz �mielej.
� To za spraw� nowego wodza � rzek� Ghaznawi. � Wiesz kogo mam na my�li.
� Tak! � warkn�� w�ciekle Jehungir. � To ten szata�ski Conan. Jest jeszcze dzikszy od kozak�w i waleczny jak g�rski lew.
� Raczej dzi�ki instynktowi ni� inteligencji. Inni kozacy s� przynajmniej potomkami cywilizowanych ludzi. On jest barbarzy�c�. Gdyby�my go usun�li, sko�czy�yby si� nasze k�opoty z kozakami.
� Ale jak? � pyta� Jehungir. � Raz po raz wychodzi nietkni�ty z, wydawa�oby si�, �miertelnych opresji. Poza tym, dzi�ki instynktowi czy rozwadze, unikn�� wszystkich zastawionych na niego pu�apek.
� Na ka�de zwierz� i na ka�dego cz�owieka istnieje przyn�ta, trzeba tylko umie� j� znale�� � rzek� sentencjonalnie Ghaznawi. � Kiedy uk�adali�my si� z kozakami w sprawie okupu za je�c�w, obserwowa�em Conana. Nie stroni od mocnych trunk�w i kobiet. Sprowad� tu swoj� niewolnic� Oktawie.
Jehungir klasn�� w d�onie i Kushita, eunuch o kamiennej twarzy i hebanowej barwie sk�ry, oddali� si� w pok�onie, aby wykona� rozkaz. Po chwili wr�ci�, wiod�c za r�k� wysok�, przystojn� dziewczyn�, kt�rej jasne w�osy, oczy i sk�ra m�wi�y o miejscu urodzenia. Kr�tka, zwi�zana w pasie tunika, podkre�la�a jej wspania�e kszta�ty. Jasne oczy wyra�a�y �yw� niech��, a pe�ne wargi zaciska�y si� uparcie, lecz d�ugie miesi�ce niewoli nauczy�y j� pos�usze�stwa. Sta�a ze spuszczon� g�ow� przed swym panem, dop�ki skinieniem r�ki nie nakaza� jej usi��� obok na dywanie.
Jehungir spojrza� pytaj�co na doradc�.
� Musimy sprowokowa� Conana, by sam opu�ci� ob�z. Obecnie znajduje si� on w pobli�u dolnego biegu rzeki, kt�rej leniwe wody poro�ni�te trzcin� p�yn� przez bagnist� d�ungl�. To w�a�nie tam ostatnia ekspedycja karna wygin�a co do jednego �o�nierza.
� Nie mog� o tym zapomnie� � powiedzia� przez zaci�ni�te z�by Jehungir.
� Niedaleko le�y bezludna wyspa � ci�gn�� dalej Ghaznawi � zwana Fortec� Xapur z powodu starych ruin, kt�re si� na niej znajduj�. Jedna istotna rzecz czyni j� cenn� dla naszego zamierzenia. Ot� jej strome brzegi wznosz� si� wprost z morza, tworz�c nieprzebyte urwiska, wysokie na sto pi��dziesi�t st�p. Nawet ma�pa nie wspi�aby si� po nich. Jedyna droga, kt�r� mo�na dosta� si� na wysp�, istnieje na zachodnim brzegu: s� to strome, wyciosane w skale schody. Je�eli uda nam si� zwabi� Conana na wysp� w pojedynk�, nasi �ucznicy b�d� mogli ustrzeli� go jak lwa w klatce.
� Pobo�ne �yczenia � przerwa� niecierpliwie Aga. � Mamy pos�a� do niego cz�owieka z pro�b�, aby przyp�yn�� na wysp� i poczeka� na nas?
� Dok�adnie tak! � widz�c zdumienie Jehungira, doradca m�wi� dalej � rozpoczniemy rokowania z kozakami na skraju stepu, niedaleko twierdzy Ghori. Jak zawsze udamy si� tam zbrojnie i rozbijemy ob�z pod murami. Oni pojawi� si� w r�wnej sile, po czym rozmowy b�d� przebiega�y jak zazwyczaj: w atmosferze podejrzliwo�ci i braku zaufania. Jedyn� r�nic� b�dzie to, �e zabierzemy ze sob�, jakby przypadkiem, naszego �licznego wi�nia � doradca wskaza� g�ow� dziewczyn�.
Dziewczyna poblad�a i zacz�a s�ucha� ze zdwojon� uwag�.
� Ona u�yje ca�ego sprytu, jaki ma, by zwr�ci� na siebie uwag� Conana. To nie powinno by� trudne. Jej temperament i j�drne cia�o powinny przyci�gn�� go mocniej ni� wdzi�ki lalkowatych pi�kno�ci z twojego seraju, Panie.
Oktawia zerwa�a si� na r�wna nogi, zaciskaj�c pi�ci, ciskaj�c gromy z oczu i trz�s�c si� z w�ciek�o�ci.
� Chcecie zmusi� mnie do �ajdaczenia si� z tym barbarzy�c�? � krzykn�a. � Nigdy! Nie jestem tani� dziwk�, �eby uwodzi� jakiego� stepowego rabusia. Jestem c�rk� nemedia�skiego szlachcica i �
� By�a� nemedia�sk� szlachciank�, dop�ki nie wzi�li ci� moi jezdni � przerwa� ostro Jehungir. � Teraz jeste� tylko niewolnic� i zrobisz to, co ka��.
� Nie zrobi� tego!
� Ale� zrobisz � powiedzia� powoli i z okrucie�stwem Jehungir � zrobisz. Podoba mi si� plan Ghaznawiego. M�w dalej, m�j wspania�y doradco.
� Conan najprawdopodobniej zechce j� od ciebie odkupi�. Oczywi�cie odm�wisz mu, a tak�e nie wymienisz za naszych je�c�w. By� mo�e spr�buje j� porwa� lub odebra� si��. Nie s�dz� jednak, by chcia� naruszy� zawieszenie broni. Musimy by� przygotowani i na tak� ewentualno��. Po zako�czeniu rokowa�, nim o niej zapomni, wy�lemy do niego pos�a z zarzutem porwania dziewczyny i ��daniem jej oddania. Mo�liwe, �e pose� straci �ycie, ale Conan b�dzie przypuszcza�, �e dziewczyna uciek�a. P�niej dotrze do niego yuetsha�ski rybak, nasz szpieg, kt�ry powie o tym, �e Oktawia ukrywa si� na Xapur. O ile go znam, wiadomo�� ta skieruje go tam natychmiast.
� Aby na pewno samego? � pow�tpiewa� Jehungir.
� Czy m�czyzna bierze �o�nierzy, gdy udaje si� do kobiety, kt�rej pragnie? � odpar� doradca. � W du�ym stopniu mo�liwe jest, �e przyb�dzie sam. Mimo to uwzgl�dnimy i t� drug� sytuacj�. Nie b�dziemy czeka� na niego na wyspie, ryzykuj�c, �e stanie si� ona dla nas pu�apk�, lecz ukryjemy si� w szuwarach, kt�re dochodz� na tysi�c jard�w do Xapur. Je�eli przyb�dzie z wi�kszym oddzia�em, wycofamy si� i spr�bujemy czego� innego. Natomiast gdy b�dzie sam lub z garstk� ludzi � b�dzie nasz! Na pewno przyp�ynie pami�taj�c u�miechy i znacz�ce spojrzenia twojej czaruj�cej niewolnicy, panie.
� Nic z tego! Nie dam si� poha�bi�! � Oktawia szala�a w gniewie i upokorzeniu.
� Pr�dzej umr�!
� Nie umrzesz, moja pi�kna buntowniczko, � powiedzia� Jehungir � ale poznasz co� bardzo przykrego i bolesnego.
Klasn�� w d�onie i Oktawia zblad�a ponownie. W wej�ciu stan�� muskularny Shemita � kr�py m�czyzna z k�dzierzaw�, czarn� br�dk�.
� Jest dla ciebie zaj�cie, Gilzan � rzek� Jehungir. � We� t� krn�brn� niewolnic� i poka� jej cz�� swoich umiej�tno�ci. Tylko uwa�aj, aby nie straci�a urody.
Shemita mrukn�� z zadowoleniem i chwyci� Oktawie za r�k�. U�cisk jego �elaznych palc�w i okrutny wyraz twarzy sprawi�, �e opu�ci�a j� ca�a odwaga. Krzycz�c �a�o�nie wyrwa�a si� oprawcy i pad�a na kolana przed bezlitosnym Ag�, �kaj�c o lito��.
Jehungir gestem odprawi� zawiedzionego kata i zwr�ci� si� do Ghaznawiego:
� Je�eli tw�j plan si� powiedzie, oz�oc� ci�!
W ciemno�ciach przed�witu, ogarniaj�cych morze faluj�cych trzcin i m�tne wody bagna, da� si� s�ysze� dziwny szmer, nie powodowa� go leniwie p�yn�cy strumie�, ani skradaj�ce si� zwierz�. Przez g�ste, wysokie szuwary przedziera�a si� ludzka istota.
Gdyby kto� tam by�, zobaczy�by kobiet� � wysok� i jasnow�os�. Jej bujne kszta�ty podkre�la�a przemoczona, oblepiaj�ca cia�o tunika. Oktawia rzeczywi�cie uciek�a, nawet teraz wstrz�sa�y ni� wspomnienia, jednak nie upokorze�, jakich zazna�a w niewoli. Wystarczaj�co okropnym by�o mie� Jehungira za pana, lecz on z rozmy�lnym okrucie�stwem podarowa� j� szlachcicowi, kt�rego imi� nawet w Kwaharizmie by�o synonimem zwyrodnienia. Na sam� my�l o tym po jedwabistych plecach Oktawii przebiega�y dreszcze. Przera�enie i rozpacz doda�y jej si� w ucieczce z zamku Jelal Chana. Noc� spu�ci�a si� po linie zrobionej z podartych gobelin�w, a przypadek pom�g� jej w znalezieniu sp�tanego konia. Jecha�a przez ca�� noc, ranek zasta� j� z ochwaconym wierzchowcem na bagnistym brzegu morza. Trz�s�c si� z odrazy na my�l o powrocie do zamku Jelal Chana i czekaj�cym j� tam losie, zdecydowanie wesz�a w moczary, szukaj�c schronienia przed spodziewanym po�cigiem. Kiedy otaczaj�ce j� szuwary sta�y si� rzadsze, a woda si�ga�a do pasa, przed oczami dziewczyny ukaza�y si� mroczne kontury wyspy. Od jej brzegu oddziela� j� szeroki pas wody, ale nie powstrzyma�o to Oktawii. Posuwa�a si� dalej a� do chwili, gdy ciemna woda nie si�gn�a jej piersi, po czym odbi�a si� silnie od dna i pop�yn�a w spos�b �wiadcz�cy o nieprzeci�tnej wytrzyma�o�ci. Gdy ju� dop�ywa�a, zobaczy�a, �e brzegi wyspy wznosz� si� niczym mury obronne, stromo ponad wod�.
Po dotarciu do ich podn�a nie znalaz�a ani uchwytu, ani wyst�pu, na kt�rym mog�aby stan��. Pop�yn�a dalej wzd�u� brzegu, poddaj�c si� powoli zm�czeniu. Niecierpliwie obmacuj�c ska�y, trafi�a niespodzianie na p�k�. Z westchnieniem ulgi wci�gn�a si� na ska�� i le�a�a ci�ko oddychaj�c. Ociekaj�ca wod� w bladym �wietle gwiazd podobna by�a do bia�ej bogini. Znalaz�a si� na czym�, co wygl�da�o na wykute w skale schody. Ruszy�a po nich w g�r�. Nagle przywar�a do g�az�w, s�ysz�c przyt�umione skrzypni�cie owi�zanych szmatami wiose�. Wyt�y�a wzrok i wyda�o jej si�, �e dostrzega rozmazany kszta�t poruszaj�cy si� w kierunku zaro�ni�tego p�wyspu, z kt�rego tu przyp�yn�a. Jednak mrok by� jeszcze zbyt g�sty, by mog�a by� tego pewna. W ko�cu ledwo s�yszalne skrzypienie usta�o i Oktawia ruszy�a ponownie w g�r�. Je�eli by� to po�cig, nie mia�a innego wyboru jak ukry� si� na wyspie. Wiedzia�a, �e wi�kszo�� wysp tego bagnistego wybrze�a by�a niezamieszka�a. Ta mog�a by� pirack� kryj�wk�, ale wola�a nawet pirat�w ni� Jelal Chana � besti� w ludzkiej sk�rze. Podczas wspinaczki bezwiednie por�wna�a swojego w�a�ciciela z wodzem kozak�w, kt�rego przymuszona bezwstydnie uwodzi�a w obozie przy twierdzy Ghori, gdzie hyrka�czycy uk�adali si� ze stepowymi wojownikami. Jego gor�ce spojrzenia nape�nia�y j� l�kiem i wstydem, lecz czysta barbarzy�ska natura stawia�a go wy�ej od potwora, jakiego mog�a zrodzi� jedynie zbyt wyrafinowana cywilizacja.
Wdrapa�a si� na skraj urwiska i rozgl�dn�a si� z l�kiem. G�sta d�ungla, tworz�ca zwart� �cian� ciemno�ci, si�ga�a prawie do samego skraju wyspy. Co� przelecia�o nad jej g�ow�. Skuli�a si� mimo woli, wiedz�c, �e to tylko nietoperz.
Cho� przera�a� j� mrok wszechobecnej g�stwiny, zacisn�a z�by i pr�buj�c nie my�le� o jadowitych w�ach, skierowa�a si� ku �rodkowi wyspy. Jej bose stopy porusza�y si� bezszelestnie po mi�kkim poszyciu. Kiedy wesz�a mi�dzy drzewa, zamkn�a si� wok� niej nieprzenikniona ciemno��, nape�niaj�c jej serce trwog�. Nie przesz�a jeszcze tuzina krok�w, a ju� nie mog�a dostrzec morza i ska�. Po kilku nast�pnych straci�a orientacj� i zgubi�a si� zupe�nie. Przez spl�tane korony drzew nie dostrzega�a ani jednej gwiazdy. Po omacku, z wyci�gni�t� r�k� brn�a na o�lep. Nagle zatrzyma�a si�. Gdzie� przed ni� rozlega�o si� monotonne dudnienie b�bna. Nie by� to d�wi�k, jakiego mo�na by si� spodziewa� w tym miejscu i czasie. Zapomnia�a o nim natychmiast, gdy poczu�a czyj�� obecno�� w pobli�u. Niczego nie widzia�a, ale by�a pewna, �e kto� stoi obok niej w ciemno�ci.
Ze zd�awionym krzykiem rzuci�a si� do ty�u i w tej samej chwili co�, w czym mimo paniki pozna�a ludzkie rami�, chwyci�o j� w pasie. Wrzeszcza�a i wyrywa�a si� ze wszystkich si�, lecz napastnik porwa� j� w ramiona jak dziecko, z �atwo�ci� t�umi�c gwa�towny op�r. Milczenie, z jakim spotka�y si� jej protesty i b�agania, przerazi�y j� jeszcze bardziej. Poczu�a, �e kto� niesie j� w stron� odleg�ego, wci�� monotonnie uderzanego b�bna.
W chwili gdy pierwsze promienie �witu zaczerwieni�y morze, do brzegu wyspy zbli�a�a si� ma�a ��d� z samotnym �eglarzem. M�czyzna ten by� niepospolit� postaci�. Na g�owie mia� purpurow� opask�, obszern� jedwabn� koszul� w jaskrawym kolorze podtrzymywa�a szeroka szarfa, na kt�rej wisia�a kr�tka szabla w pochwie z rekiniej sk�ry. Nabijane z�otem sk�rzane buty �wiadczy�y o tym, �e ich posiadacz by� je�d�cem, a nie �eglarzem. Mimo tego z du�� wpraw� sterowa� �odzi�.
W wyci�tej i szeroko otwartej, jedwabnej koszuli ukaza�a si� muskularna, spalona od s�o�ca pier�. Pod br�zow� sk�r� przybysza gra�y pot�ne mi�nie, kiedy bez wysi�ku porusza� wios�ami. Jego rysy zdradza�y dzik�, barbarzy�sk� natur�, a jednak twarz nie by�a odpychaj�ca, chocia� p�omienne, b��kitne oczy zdradza�y, �e �atwo jest wzbudzi� jego gniew. By� to Conan, kt�ry trafi� do warowni kozak�w � nie maj�c nic pr�cz sprytu i miecza. A mimo to zosta� ich wodzem.
Przybi� do brzegu obok wyciosanych w skale stopni, jak kto� dobrze znaj�cy wysp�. Potem uwi�za� ��d� u skalnego wyst�pu i bez wahania ruszy� w g�r� po skrusza�ych schodach. Rozgl�da� si� uwa�nie dooko�a, nie dlatego, �e spodziewa� si� ukrytego niebezpiecze�stwa, lecz poniewa� czujno�� by�a cz�ci� jego osobowo�ci wyostrzon� przez lata niebezpiecznego �ycia, jakie wi�d�. To, co Ghaznawi uwa�a� za jego sz�sty zmys� lub zwierz�cy instynkt, by�o w rzeczywisto�ci nabyt� poprzez lata d�ugotrwa�ego �wiczenia wpraw� i wrodzonym sprytem barbarzy�cy. �aden instynkt nie podpowiada� Conanowi, �e obserwuj� go ukryci w przybrze�nych szuwarach ludzie.
W czasie gdy wchodzi� po schodach, jeden z zaczajonych ludzi wzi�� g��boki oddech i powoli naci�gn�� ci�ciw� swego �uku. Jehungir chwyci� go za rami� i z w�ciek�o�ci� sykn�� mu do ucha:
� G�upcze! Chcesz wszystko zaprzepa�ci�? Nie widzisz, �e jest za daleko? Niech wejdzie na wysp� i poszuka dziewczyny. My poczekamy tu jeszcze jaki� czas. M�g� wyczu� nasz� obecno�� lub podejrzewa� zasadzk�. Mo�e ukry� w pobli�u swoich kozak�w. Poczekamy. Za godzin� �je�eli nic nam nie przeszkodzi � podp�yniemy do schod�w i zaczaimy si� przy nich. Je�li nie wr�ci szybko, wejdziemy na wysp� i zapolujemy na niego. Nie chcia�bym jednak tego robi�, gdy� wielu z nas zginie. Chc� go zaskoczy�, kiedy b�dzie schodzi� do �odzi i przeszy� strza�ami z bliska.
W tym samym czasie niczego nie podejrzewaj�cy przyw�dca kozak�w wszed� w zaro�la. Stan�� cicho na mi�kkich, sk�rzanych podeszwach, przeszukuj�c wzrokiem ka�dy zakamarek. Z niecierpliwo�ci� oczekiwa� widoku wspania�ej, jasnow�osej pi�kno�ci, kt�rej pragn�� od pierwszego spotkania w namiocie Jehungira Agi przy twierdzy Ghori. Po��da�by jej nawet w�wczas, gdyby okazywa�a mu jawn� niech��. Jednak jej znacz�ce spojrzenia i u�miechy rozgrza�y mu krew i teraz, z ca�� odziedziczon�, dzik� gwa�towno�ci� pragn�� owej bia�osk�rej, jasnow�osej kobiety.
By� ju� kiedy� na Xapur. Miesi�c wcze�niej odby�o si� tu potajemne spotkanie zpiratami. Wiedzia�, �e zbli�a si� w�a�nie do zagadkowych ruin, kt�rym wyspa zawdzi�cza swoj� nazw�. Zastanowi� si� przez chwil�, czy dziewczyna mo�e ukrywa� si� w�r�d nich. Nagle stan�� jak skamienia�y.
Zobaczy� co�, co k��ci�o si� ze zdrowym rozs�dkiem � ogromny, ciemnozielony mur, za blankami kt�rego strzela�y w niebo pot�ne wie�e.
Przez chwil� Conan sta� jak zaczarowany, targany w�tpliwo�ciami, jakie ogarniaj� ka�dego, kto staje wobec rzeczy nieprawdopodobnych i koliduj�cych ze zdrowym rozs�dkiem. Conan by� pewny swoich zmys��w, a jednak co� si� tu nie zgadza�o. Jeszcze przed miesi�cem mi�dzy drzewami wznosi�y si� tylko ruiny.
Czy ludzkie r�ce mog� postawi� tak ogromne mury w przeci�gu kilku tygodni?
Czy jest mo�liwe, �e wsz�dobylscy piraci z Krwawego Bractwa nie zauwa�yli prac przy tak gigantycznej budowie? Gdyby co� przyci�gn�o ich uwag�, to na pewno zawiadomiliby o tym kozak�w.
Nie spos�b by�o wyt�umaczy� tego faktu, a jednak oczy nie myli�y barbarzy�cy. By� na Xapur i te wysokie, fantastyczne, kamienne budowle sta�y na wyspie. Ca�o�� zdawa�a si� fatamorgan�, szale�stwem lub niemo�liwo�ci�, a mimo tych wszystkich w�tpliwo�ci by�a prawd�.
Odwr�ci� si�, by uciec przez d�ungl� po kamiennych schodach i b��kitnym morzem do dalekiego obozu przy uj�ciu rzeki. W tej jednej, kr�tkiej chwili, pora�onemu panik� Conanowi nawet my�l o pozostaniu w pobli�u wyspy zda�a si� by� odra�aj�c�. Najch�tniej rzuci�by wszystko � warowne obozy, step, kozak�w � i odjecha� na tysi�ce mil z tego tajemniczego Wschodu, gdzie niewyobra�alne, szata�skie moce czyni�y rzeczy przeciwne prawom natury.
W tej kr�tkiej chwili przysz�o�� kr�lestw, zale�na od los�w nie�wiadomego tego barbarzy�cy, by�a niepewna. Jeden, jedyny szczeg� przewa�y� szal�: Conan zobaczy� strz�pek jedwabiu na ciernistym krzewie. Pochyli� si� nad nim i wyczu� delikatny zapach. Bardziej dzi�ki dalekiemu skojarzeniu ni� czu�emu w�chowi pozna� wo�, jak� roztacza�a wok� siebie pi�kna, jasnow�osa dziewczyna, kt�r� widzia� w namiocie Jehungira. Zatem rybak nie k�ama�, by�a tu! Po chwili spostrzeg� w ziemi odcisk bosej stopy: d�ugi i w�ski � �lad m�czyzny, nie kobiety. �lad by� nienaturalnie g��boki. Wniosek nasuwa� si� sam: m�czyzna co� ni�s�, a c� to mog�o by� innego, ni� poszukiwana dziewczyna? Conan sta� przez moment bez ruchu i patrzy� na czarne wie�e, gro�nie majacz�ce mi�dzy drzewami. W jego niebieskich oczach pojawi� si� z�owieszczy b�ysk. Po��danie dziewczyny i ponura, dzika nienawi�� do jej porywacza, zla�y si� w jedno przemo�ne uczucie. Nami�tno�� przezwyci�y�a przes�dny strach i Conan � przyczajony jak lew, kt�ry szykuje si� do skoku, korzystaj�c z os�ony drzew i krzew�w, ruszy� w kierunku mur�w fortecy.
Stwierdzi�, �e zar�wno mur jak i forteca, do niedawna le��ce jeszcze w ruinie, zosta�y zbudowane z tego samego zielonego kamienia, z kt�rego korzystali ich dawni budowniczowie. Dozna� dziwnego wra�enia, jakby patrzy� na co� dobrze znanego. Czu�, �e ma przed sob� co�, co widzia� wcze�niej we �nie.
Wreszcie zrozumia�. Mury, wie�e i wszystkie budynki sta�y na miejscu dawnych ruin; tak, jakby z rozpadaj�cych si� szcz�tk�w odbudowano staro�ytne budowle.
Nic nie zak��ca�o ciszy poranka, gdy Conan podkrada� si� pod mur wznosz�cy si� pionowo w�r�d bujnej ro�linno�ci, kt�ra tu, na po�udniowym kra�cu wielkiego, �r�dziemnego morza, dor�wnywa�a tropikalnej. Na blankach nie zobaczy� nikogo, niczego te� nie us�ysza�. W pobli�u widoczna by�a brama, lecz nie przypuszcza�, by mog�a by� otwarta lub niestrze�ona. Wiedziony przekonaniem, �e kobieta, kt�rej szuka�, znajduje si� za murami, post�pi� w typowy dla siebie, zuchwa�y spos�b.
Poro�ni�te pn�czami ga��zie si�ga�y niemal do blank�w. Conan wspi�� si� po drzewie jak kot, po czym dostawszy si� niewiele ponad g�rn� kraw�d� muru, chwyci� obiema r�koma gruby konar, rozko�ysa� si� i w odpowiedniej chwili pu�ci�. Przelecia� w powietrzu i z koci� zwinno�ci� wyl�dowa� na blankach. Przyczaiwszy si� mi�dzy krenela�em, spojrza� w d� na ulice miasta.
Mur zamyka� niedu�� powierzchni�, lecz ilo�� budynk�w znajduj�cych si� wewn�trz by�a zdumiewaj�ca. Trzy i cztero pi�trowe budowle z zielonego kamienia mia�y p�askie dachy i przedstawia�y sob� wyrafinowany styl architektoniczny. Ulice zbiega�y si� promieni�cie na o�miok�tnym placu, b�d�cym centrum miasta. Tam te� wznosi� si� olbrzymi gmach o wielu kopu�ach i basztach g�ruj�cych nad miastem.
Sprawia�o ono wra�enie wymar�ego. Chocia� s�o�ce wzesz�o ju� dawno, Conan nie zobaczy� nikogo. Wszechobecna martwa cisza na ulicach i w oknach zdawa�a si� �wadczy� o opuszczeniu miasta.
Barbarzy�ca trafi� na w�skie, kamienne schody i ruszy� nimi w d�. Domy by�y tak blisko muru, �e znalaz�szy si� w po�owie drogi, najbli�sze okno mia� na wyci�gni�cie r�ki. Stan�� i zagl�dn�� do �rodka. Okno nie mia�o okiennic ani krat, tylko rozchylone szeroko, jedwabne zas�ony. Za nimi dostrzeg� komnat� o �cianach pokrytach ciemnymi, aksamitnymi gobelinami. Pod�og� zalega�y grube dywany, a �awy z polerowanego hebanu i �o�e z ko�ci s�oniowej pokryte by�y stertami futer.
Conan zamierza� schodzi� dalej, gdy dotar� do niego z ulicy odg�os czyich� krok�w. Nim nadchodz�cy zd��y� wyj�� zza rogu i zobaczy� na schodach Cymmerianina, ten jednym skokiem znalaz� si� obok w komnacie i gdy mi�kko wyl�dowa�, doby� szabli. Przez chwil� stal nieruchomy jak pos�g, po czym, gdy nic si� nie wydarzy�o, skierowa� si� ku drzwiom, id�c po mi�kkich dywanach. Nagle jedna z zas�on odchyli�a si�, ukazuj�c wy�o�on� poduszkami alkow�, z kt�rej ciemnow�osa dziewczyna spogl�da�a na niego sennym wzrokiem.
Conan stan�� w napi�ciu spodziewaj�c si�, �e zaskoczona zaraz podniesie alarm. Jednak dziewczyna przys�oni�a tylko ziewaj�ce usta delikatn� d�oni� i wsta�a, niedbale opieraj�c si� o zas�oni�t� gobelinem �cian�.
Bezsprzecznie nale�a�a do bia�ej rasy, chocia� jej sk�ra by�a bardzo ciemna. Mia�a prosto przyci�te, czarne jak noc w�osy, a jedynym jej strojem by� skrawek jedwabiu, owini�ty wok� bioder. Po chwili odezwa�a si�, ale w nieznanym mu j�zyku i Conan wzruszy� ramionami. Dziewczyna ziewn�a ponownie, przeci�gn�a si� i bez strachu czy zdziwienia przem�wi�a w j�zyku, kt�ry by� mu znany: dialektem Yuetsh�w, brzmi�cym jednak bardzo archaicznie.
� Szukasz kogo�? � zapyta�a z tak� oboj�tno�ci�, jakby obecno�� uzbrojonego m�a w jej komnacie by�a najzwyklejsz� rzecz� w �wiecie.
� Kim jeste�? � spyta� Conan.
� Jestem Yateli. Chyba biesiadowa�am wczoraj do p�nej nocy, jestem bardzo senna. A kim ty jeste�?
� Nazywam si� Conan, jestem wodzem kozak�w � odpowiedzia�, przygl�daj�c si� bacznie. Uwa�a� jej zachowanie za gr� i s�dzi�, �e dziewczyna spr�buje uciec z komnaty lub zaalarmowa� domownik�w. A jednak, mimo �e aksamitny sznur, z pewno�ci� u�ywany do przyzywania s�u�by, wisia� w zasi�gu jej r�ki, dziewczyna nie pr�bowa�a go u�y�.
� Conan � powt�rzy�a niepewnie. � Nie jeste� Dagonianinem. My�l�, �e jeste� najemnikiem. Czy �ci��e� g�owy wielu Yuetschan?
� Nie walcz� ze szczurami! � warkn�� Conan.
� Ale oni s� straszni � powiedzia�a z l�kiem. � Pami�tam jeszcze czasy gdy byli naszymi niewolnikami. Potem zbuntowali si�, palili, mordowali. Tylko czary Khosatrala trzymaj� ich z dala od mur�w.
Przerwa�a i na jej twarzy pojawi�o si� zdziwienie.
� Zapomnia�am � wyszepta�a. � Oni przeszli przez mury zesz�ej nocy. Wsz�dzie s�ycha� by�o krzyki i trzask p�omieni, a ludzie na darmo wzywali Khosatral Khela�
Potrz�sn�a g�ow�, jakby chc�c odsun�� wspomnienie ubieg�ej nocy.
� Ale� to niemo�liwe! � wykrztusi�a. � Ja �yj�, a wydawa�o mi si� �e jestem martwa. Do diab�a z tym!
Przesz�a przez komnat� i bior�c Conana za r�k� poci�gn�a go na �o�e. Pozwoli� jej na to, wci�� spodziewaj�c si� podst�pu. Dziewczyna u�miechn�a si� jak senne dziecko. D�ugie, jedwabne rz�sy opad�y zas�aniaj�c ciemne, zamglone oczy. Przesun�a d�oni� po jego g�stych w�osach, jakby sprawdza�a czy jest rzeczywisty.
� To by� sen � ziewn�a. � Z pewno�ci� to mi si� tylko �ni�o. Teraz te� czuj� si� jakbym �ni�a. Niewa�ne. Nic nie pami�tam� Zapomnia�am� jest co�, czego nie rozumiem, ale kiedy pr�buj� o tym my�le�, ogarnia mnie senno�� To na pewno bez znaczenia.
� O czym my�lisz? � spyta� Conan. � M�wisz, �e przeszli przez mury? Kto?
� Yuetschowie. Tak s�dz�. Dym zas�oni� wszystko, a potem � nagi, zakrwawiony potw�r chwyci� mnie za gard�o i wbi� n� w pier�.Och, jak bola�o! Ale to by� tylko sen, bo � widzisz? � wcale nie mam blizny!
Wolno ogl�dn�a swoj� g�adk� pier�, potem usiad�a Conanowi na kolanach i obj�a ramionami jego pot�ny kark.
� Nie pami�tam � mrucza�a, tul�c ciemn� g��wk� do jego pot�nej piersi. � To wszystko wydaje mi si� takie odleg�e i rozmyte. To nic. Ty nie jeste� snem. Jeste� silny. Radujmy si� �yciem p�ki mo�emy. Kochajmy si�!
Conan u�o�y� puszyst� g�ow� w zgi�ciu ramienia i z nieskrywan� przyjemno�ci� poca�owa� pe�ne, czerwone usta.
� Jeste� silny � powt�rzy�a s�abn�cym g�osem. � We� mnie, teraz�
Senne mamrotanie urwa�o si�. D�ugie rz�sy opad�y, ciemne powieki zamkn�y si� i dziewczyna bezw�adnie opad�a w ramiona Conana.
Popatrzy� na ni� marszcz�c czo�o. Ona i ca�e to miasto zdawa�o si� by� u�ud�, jednak ciep�o, mi�kko�� jej cia�a �wiadczy�y dobitnie, �e ma w obj�ciach �yw� istot� a nie senn� zjaw�. Pomimo tego zak�opotany Conan po�piesznie z�o�y� j� na zas�ane futrami �o�e. Jej sen by� zbyt g��boki, by m�g� by� naturalny. Przypuszcza�, �e dziewczyna musia�a by� pod wp�ywem narkotyku, by� mo�e podobnego do czarnego lotosu z Xutul.
W pewnym momencie zobaczy� co�, co go zdziwi�o. W�r�d futer na �o�u znajdowa�a si� pi�kna, z�ota sk�ra w czarne c�tki. Conan wiedzia�, �e zwierz� nosz�ce j� wymar�o przed wiekami � by� to bowiem wielki leopard, zajmuj�cy poczesne miejsce w�r�d hyboria�skich legend, jego te� staro�ytni arty�ci ch�tnie przedstawiali na freskach. Mrucz�c z niedowierzania Conan wyszed� przez �ukowato sklepione drzwi na korytarz. W budynku panowa�a cisza, lecz na zewn�trz czu�e ucho barbarzy�cy pochwyci�o odg�os ludzkich krok�w. Kto� schodzi� z muru po tych schodach, z kt�rych Conan skoczy� do komnaty.
W chwil� p�niej z niepokojem us�ysza�, jak co� wyl�dowa�o z pot�nym hukiem na pod�odze komnaty, kt�r� dopiero co opu�ci�. Conan zawr�ci� i pobieg� kr�tym korytarzem, a� zatrzyma� si� na widok le��cego cz�owieka. M�czyzna le�a� w przej�ciu ukrytych, a teraz uchylonych drzwi. Szczup�e i ciemne cia�o okrywa�a tylko przepaska. Le��cy mia� ogolon� g�ow�, a na jego twarzy malowa�o si� okrucie�stwo.
Conan pochyli� si� nad nim szukaj�c przyczyny �mierci � �ladu zab�jczego ciosu � i stwierdzi�, �e m�czyzna jest pogr��ony we �nie, podobnie jak ciemnow�osa dziewczyna w komnacie. Tylko dlaczego obra� sobie takie miejsce na drzemk�?
Zastanawiaj�cego si� nad tym Conana dobieg� zza plec�w jaki� ha�as. Kto� zbli�a� si� korytarzem. Rozejrza� si� woko�o i zobaczy�, �e sie� ko�czy si� du�ymi drzwiami. Mog�y by� zamkni�te. Jednym poci�gni�ciem wyci�gn�� m�czyzn� z ukrytego przej�cia i przekroczy� pr�g, zamykaj�c za sob� drzwi. Sta� w ciemno�ci s�uchaj�c; odg�os krok�w zamilk� przed jego kryj�wk� i lekki dreszcz przebieg� mu po plecach. Tak st�pa� nie m�g� ani �aden cz�owiek, ani te� �adne znane barbarzy�cy zwierz�.
Kr�tk� chwil� ciszy przerwa�o s�abe trzeszczenie drewna. Conan wyci�gn�� r�k� i poczu�, �e metalowe drzwi wyginaj� si� tak, jakby z przeciwnej strony napiera�a na nie olbrzymia si�a. Si�gn�� po szabl�, gdy nagle nap�r usta�, us�ysza� dziwne, obrzydliwe ciamkanie, od kt�rego w�osy stan�y mu d�ba. Trzymaj�c szabl� w d�oni, zacz�� si� wolno cofa�, a� trafi� na schody i niedu�o brakowa�o, a spad�by z nich. Stopnie by�y w�skie i prowadzi�y w d�. Ruszy� w ciemno��, pr�buj�c bez skutku znale�� jakie� drzwi. Kiedy zorientowa� si�, �e nie znajduje si� ju� w budynku, ale g��boko pod nim, schody przesz�y w tunel.
Szukaj�c drogi w ciemno�ciach, Conan pod��a� milcz�cym tunelem, b�d�c nara�onym w ka�dej chwili na runi�cie w jak�� niewidoczn� przepa��. Wreszcie stopy jego natrafi�y zn�w na stopnie. Wszed� po nich i znalaz� si� przed drzwiami. Po chwili trafi� b��dz�cymi palcami na metalowy rygiel. Wyszed� z tunelu i stan�� w mrocznej, ale przestronnej sali o ogromnych rozmiarach. Pod marmurowymi �cianami bieg�y szeregi dziwnych kolumn, podtrzymuj�cych sklepienie, kt�re jednocze�nie czarne i prze�roczyste wygl�da�o jak zachmurzone noc� niebo, daj�c z�udzenie nieprawdopodobnej wysoko�ci. �wiat�o ws�cza�o si� do pomieszczenia i rozlewa�o we� upiornie.
Conan ruszy� przez panuj�cy p�mrok po pustej, zielonej posadzce. Wielka sala mia�a owalny kszta�t. Jedn� ze �cian dzieli�y wielkie podwoje spi�owych wr�t. Naprzeciw nich znajdowa�o si� podwy�szenie, do kt�rego wiod�y szerokie, kr�te schody. Sta� na nim miedziany tron i Conan, gdy zobaczy�, co na nim siedzi, cofn�� si� gwa�townie, unosz�c szabl�.
Wstrzymuj�c oddech, wszed� po szklanych stopniach, �eby przyjrze� si� temu z bliska. By� to gigantyczny w��, najprawdopodobniej wyrze�biony z kamienia przypominaj�cego nefryt. Ka�da �uska odra�aj�cego cielska wygl�da�a jak prawdziwa, r�wnie� t�czowe kolory oddano z niezwyk�� dok�adno�ci�. Olbrzymia, tr�jk�tna g�owa schowana by�a do po�owy w splotach � tak wi�c �lepia i paszcza pozosta�y niewidoczne. W umy�le Conana powoli kie�kowa�o zrozumienie. Ten w�� by� podobizn� jednego z tych ponurych stworze�, jakie w minionych wiekach zamieszkiwa�y bagniste brzegi po�udniowych kra�c�w Morza Vilayet. Jednak, podobnie jak z�oty lampart, w�e te wygin�y przed setkami lat. Conan widzia� ich niezdarne rysunki w �wi�tych chatach Yuetsch�w. O stworzeniach tych czyta� r�wnie� w Ksi�dze ze Skclch, kt�ra opiera�a si� na apokryfach.
Teraz, podziwiaj�c pokryte �uskami cielsko, grubsze od jego uda i z pewno�ci� niespotykanie d�ugie, wyci�gn�� r�k� i dotkn�� w�a. W tej samej chwili szarpn�� si� gwa�townie, a serce skoczy�o mu do gard�a. Krew w jego �y�ach zmrozi� l�d i wszystkie w�osy zje�y�y si�, bowiem nie dotkn�� g�adkiej, delikatnej powierzchni z metalu, szk�a czy kamienia, lecz elastycznej sk�ry. Pod palcami poczu� leniwie t�tni�ce �ycie�
Z obrzydzeniem cofn�� r�k�. Z najwy�sz� ostro�no�ci� zszed� ty�em po kr�tych schodach, nie spuszczaj�c oka z przera�aj�cego w�adcy, wyleguj�cego si� na swym miedzianym tronie. Z gard�em �ci�ni�tym strachem i odraz� dotar� do wielkich drzwi i spr�bowa� je otworzy�. Stw�r nie poruszy� si�. Conana ogarnia�a panika na my�l, �e nie uda mu si� otworzy� wr�t i pozostanie tu d�u�ej z potwornym gadem. Jednak drzwi uchyli�y si� i wy�lizn�� si� z sali, zamykaj�c je za sob�.
Znalaz� si� w obszernej komnacie o �cianach pokrytych gobelinami. I tutaj panowa� p�mrok, w kt�rym bardziej odleg�e przedmioty by�y trudne do rozr�nienia. Conan zaniepokoi� si� na my�l o ewentualnym spotkaniu z pe�zaj�cymi w ciemno�ciach gadami. O�wietlenie sprawia�o, �e drzwi na ko�cu sali wydawa�y si� oddalone o ca�e mile.
Wisz�cy na �cianie gobelin maskowa� jakie� ukryte przej�cie. Odchyliwszy go ostro�nie, Conan odkry� w�skie schody wiod�ce w g�r�.
Gdy sta� i zastanawia� si�, z wielkiej sali, kt�r� przed chwil� opu�ci�, dos�ysza� ponownie znajomy odg�os krok�w. Czy�by kto� pod��a� jego �ladem? Conan nie trac�c czasu wbieg� na stopnie. Kiedy schody wreszcie sko�czy�y si�, otworzy� pierwsze napotkane drzwi. Jego pozornie chaotyczna w�dr�wka mia�a dwa cele. Po pierwsze: ucieczk� z tego niezwyk�ego budynku. Po drugie: odnalezienie dziewczyny, kt�r� � jak czu�, uwi�ziono gdzie� tutaj. By� przekonany, �e wielki gmach zwie�czony wieloma kopu�ami, znajduj�cy si� w centrum miasta, jest siedzib� w�adcy i tam w�a�nie zaprowadzono dziewczyn�.
Trafi� do pomieszczenia pozbawionego drugiego wyj�cia i ju� chcia� zawr�ci�, gdy us�ysza� dochodz�cy zza �ciany g�os. Przywar� do niej uchem i s�ucha� uwa�nie. Lodowaty dreszcz zacz�� wolno przechodzi� mu po plecach. G�os nie nale�a� do ludzkiej istoty, mimo i� m�wi� po nemedia�sku.
� Nie by�o �ycia w Otch�ani pr�cz tego, jakie ja uosabia�em � dudni�co przemawia� g�os. � Nie by�o �wiat�a ani ruchu, ani d�wi�ku. Tylko si�a nakazuj�ca i pchaj�ca mnie w g�r�, �lepego, pozbawionego zmys��w, bezlitosnego. Wiek po wieku trwa�a moja wspinaczka poprzez nieogarni�te przestrzenie ciemno�ci.
Conan zauroczony tym dudni�cym g�ucho, niczym dzwon bij�cy o p�nocy, g�osem trwa� zas�uchany, zapomniawszy o ca�ym �wiecie. Jego hipnotyczna moc odj�a mu wszystkie zmys�y pozostawiaj�c tylko pojawiaj�ce si� w umy�le obrazy. Ju� nie zdawa� sobie sprawy z istnienia g�osu, odbiera� jedynie przyt�umione, rytmiczne serie d�wi�k�w. Przeniesiony poza czas i przestrze�, pozbawiony swego jestestwa, widzia� przemienienie si� istoty, zwanej Khosatral Khelem, kt�ra wype�za z Otch�ani i Mroku przed wiekami i przybra�a materialn� posta�.
Jednak�e ludzkie cia�o by�o zbyt u�omne dla tego straszliwego stworzenia. Tak wi�c Khosatral Khel przybra� posta� m�czyzny, lecz jego cia�o nie by�o cia�em ani krew krwi�, ani ko�ci ko��mi. Sta� si� czym�, co ur�ga prawom natury, poniewa� pierwotna, niematerialna si�a przybra�a w jego postaci �yw�, my�l�c� form�.
Niczym b�g przemierza� �wiat, bowiem nie ima�a si� go �adna bro�, a wiek by� dla niego tylko chwil�. Podczas swoich w�dr�wek natrafi� na prymitywny lud zamieszkuj�cy wysp� Dagonia. Podarowa� im kultur� i m�dro��, bo sprawi�o mu to przyjemno��. Dzi�ki jego pomocy zbudowali miasto, w kt�rym mieszkali i oddawali mu bosk� cze��. Dziwni i straszni byli jego s�udzy, zwo�ywani z najmroczniejszych zakamark�w kontynent�w, na kt�rych wci�� jeszcze egzystowa�y ponure stwory z minionych epok. Siedziba Khosatral Khela ��czy�a si� ze wszystkimi domami w mie�cie korytarzami, kt�rymi kap�ani o ogolonych g�owach znosili mu ludzkie ofiary. Po wiekach, na brzegu morza wyl�dowa�o dzikie, w�druj�ce plemi�. Nazywali si� Yuetschami. Po niezwykle zaciek�ej bitwie zostali zwyci�eni, by przez nast�pne lata s�u�y� Khosatralowi jako niewolnicy i umiera� na jego o�tarzach. Czarami zmusza� ich do pos�usze�stwa, lecz mimo tego dziwny i ponury Yuetscha�ski kap�an umkn�� na pustkowia, a gdy powr�ci�, przyni�s� ze sob� sztylet z nieziemskiej materii. Wykuto go z meteorytu, kt�ry przeci�� niebo jak ognista strza�a i spad� w odleg�ej dolinie. Niewolnicy powstali. Z�batymi klingami swoich no�y zarzynali Dagonian jak owce. Czary Khosatrala nie mia�y bowiem mocy wobec magicznego sztyletu kap�ana.
Mord i p�omienie rozszala�y si� na ulicach miasta, a ostatni akt krwawego dramatu rozegra� si� w krypcie � o �cianach zdobionych na podobie�stwo sk�ry w�a, ukrytej za sal� tronow�.
Z krypty kap�an wyszed� sam. Nie zabi� swego wroga gdy� chcia� go u�y� w razie potrzeby przeciwko swoim zbuntowanym poddanym. Pozostawi� Khosatral Khela le��cego bez zmys��w na z�otym katafalku � z magiczn� kling� na nagiej piersi. Mija�y wieki. Kap�an umar�, a wie�e Dagonii leg�y w gruzach. Opowie�ci o tych wydarzeniach stworzy�y legend�, a Yuetschowie z powodu g�odu, zarazy i wojen stali si� nielicznym ludem zamieszkuj�cym brudne i n�dzne nadmorskie wioski. Jedynie ukryta krypta opar�a si� dzia�aniu czasu, a� przypadkowy piorun i ciekawo�� rybaka podnios�y magiczny sztylet z piersi nieziemskiej istoty, zdejmuj�c tym samym zakl�cie. Khosatral Khel o�y� i odzyska� dawn� pot�g�. Z jego rozkazu odrodzi�o si� miasto � takie, jakim by�o przed upadkiem. Czarnoksi�sk� sztuk� podni�s� z prochu minionych stuleci budowle i zamieszkuj�cy w nich lud. Jednak ludzie, kt�rzy poznali po�miertny spok�j, nie s� w pe�ni �ywi. Na dnie duszy i umys�u kryje si� wci�� nieprzezwyci�ona martwota. Noc� lud Dagonii bawi si� i ucztuje, nienawidzi i kocha, wspominaj�c sw� �mier� i zag�ad� miasta jak niewyra�ny, nocny koszmar. Kr��� w kr�gu z�udze�, czuj�c niezwyk�o�� swego istnienia, lecz nie dociekaj� jego przyczyny.
O �wicie zapadaj� w g��boki sen, aby zbudzi� si� zn�w z nastaniem nocy � siostry �mierci.
Wszystko to przemkn�o przez �wiadomo�� Conana, gdy sta� zas�uchany przy �cianie. Zamroczony czu�, �e opuszcza go pewno�� w�asnych zmys��w, pozostawiaj�c wizj� �wiata, g�sto zamieszka�ego przez ponure istoty o nieobliczalnych zdolno�ciach. Poprzez dudni�cy g�os, g�osz�cy sw�j triumf nad wszelkimi prawami przyrody i wszech�wiata, przebi� si� ludzki krzyk, sprowadzaj�c Conana do rzeczywisto�ci, gdzie� histerycznie szlocha�a kobieta.
Conan odruchowo zerwa� si� do czynu.
Jehungir Aga z rosn�c� niecierpliwo�ci� czeka� w swojej �odzi mi�dzy trzcinami. Min�a ju� przesz�o godzina, a Conan nie pojawi� si� ponownie. Z pewno�ci� przeszukiwa� wysp� my�l�c, �e dziewczyna ukrywa si� na niej. Jednak Aga zacz�� obawia� si� czego� innego. A je�eli ten kozacki w�dz pozostawi� swoich ludzi w pobli�u? Czy nie nabior� podejrze� i nie nadejd�, by sprawdzi� przyczyn� tak d�ugiej nieobecno�ci Conana? Jehungir wyda� rozkaz wio�larzom. D�uga ��d� wynurzy�a si� z szuwar�w i pop�yn�a ku wykutym w skale schodom.
Pozostawiwszy p� tuzina ludzi na pok�adzie. Aga zabra� pozosta�ych ze sob�, dziesi�ciu t�gich �ucznik�w z Kwaharizmu, ubranych w p�aszcze z tygrysiej sk�ry i w spiczaste he�my. Jak my�liwi pod��aj�cy tropem lwa, skradali si� mi�dzy drzewami, trzymaj�c strza�y na ci�ciwach. W lesie panowa�a absolutna cisza. Tylko du�e, zielone stworzenie przelecia�o im z g�o�nym �opotem skrzyde� nad g�owami i znikn�o w mroku. Wtem Jehungir gwa�townym ruchem zatrzyma� oddzia�. Z niedowierzaniem patrzy� na widoczne w oddali wie�e.
� Na Tarima! � wyrwa�o mu si� z gard�a. � Piraci odbudowali fortec�, Conan na pewno jest w �rodku. Trzeba to sprawdzi�. Twierdza tak blisko naszego brzegu! Idziemy!
Ze zdwojon� ostro�no�ci� przemykali w�r�d drzew. Gra stawa�a si� coraz bardziej ryzykowna, z tropicieli i my�liwych stali si� szpiegami. Podczas gdy czo�gali si� przez spl�tany g�szcz, m�czyzna, kt�rego szukali, stawia� czo�a niebezpiecze�stwom o wiele gro�niejszym ni� ich smuk�e strza�y.
Z dreszczem niepokoju Conan stwierdzi�, �e g�os dochodz�cy zza �ciany umilk�. Przez chwil� sta� nieruchomo jak pos�g, ze wzrokiem utkwionym w zas�oni�tych drzwiach, spodziewaj�c si�, �e zaraz uka�e si� w nich straszny Khosatral Khel. W komnacie panowa� mglisty p�mrok. Mimo to barbarzy�ca dostrzeg� gigantyczn� posta� przeciwnika. Nie s�ysza� krok�w, ale olbrzym zbli�y� si� na tyle, �e Conan m�g� rozr�ni� szczeg�y. M�czyzna odziany by� w sanda�y, sp�dniczk� i szeroki, sk�rzany pas. Z�ota opaska przytrzymywa�a mu na skroniach prosto przyci�te, czarne w�osy. Zobaczy� pot�ne ramiona, szerok� pier� i bary z pi�trz�cymi si� mi�niami. Z twarzy o ostrych rysach spogl�da�y na Cymmeryjczyka bezlitosne, okrutne oczy. Conan wiedzia�, �e stoi przed nim Khosatral Khel, istota z Otch�ani i Mroku, b�g Dagonii.
Nie pad�o nawet jedno s�owo. Nie by�o to konieczne. Khosatral rozwar� szerokie ramiona, a Conan � przykl�kaj�c, ci�� w brzuch giganta. Jednak natychmiast cofn�� si� gwa�townie, szeroko otwieraj�c oczy ze zdziwienia. Klinga zad�wi�cza�a jak na kowadle i odskoczy�a nie zostawiaj�c �ladu. Olbrzym uderzy� na niego jak burza. Starli si� gwa�townie. Conan z najwy�szym trudem wyrwa� si� z u�cisku przeciwnika. Krew pokaza�a si� w miejscach, gdzie �elazne palce rozora�y mu sk�r�. Podczas tego kr�tkiego pojedynku Conan dozna� szoku, gdy� dotar�o do niego, �e spotka� si� nie ze zwyczajnym ludzkim cia�em, lecz z o�ywionym, my�l�cym metalem.
Kkosatral atakowa� go w p�mroku. Conan wiedzia�, �e je�eli te ogromne d�onie zamkn� si� raz jeszcze wok� jego szyi, to nie rozlu�ni� u�cisku, dop�ki nie wyda ostatniego tchnienia. W ciemno�ciach wydawa�o mu si�, �e walczy z sennym koszmarem.
Odrzuciwszy bezu�yteczn� szabl�, d�wign�� ci�k� �aw� i cisn�� ni� z ca�ej si�y. Niewielu ludzi zdo�a�oby cho�by podnie�� taki ci�ar, jednak na piersi Khosatral Khela roztrzaska�a si� w kawa�ki, nie odnosz�c �adnego skutku. Po tym nieudanym ataku twarz giganta utraci�a ludzki wyraz i nad jego g�ow� zaja�nia�a z�ocista po�wiata. Z impetem ruszy� na Cymmerianina.
Jednym szybkim ruchem Conan zerwa� ze �ciany olbrzymi gobelin i zakr�ciwszy nim m�y�ca, co wymaga�o wi�kszego wysi�ku ni� ci�niecie �aw�, zarzuci� go na g�ow� przeciwnika. Przez chwil� Khosatral pl�ta� si�, przyduszony i o�lepiony przez materi� opieraj�c� si� jego nieludzkiej sile mocniej ni� drewno czy sta�. W tym czasie Conan podni�s� szabl� i wybieg� na korytarz. Nie zwalniaj�c kroku, przemkn�� przez drzwi przyleg�ej komnaty, zamkn�� je i zasun�� rygiel.
Odwr�ciwszy si�, stan�� jak zamurowany i krew uderzy�a mu do g�owy. W�r�d jedwabnych poduszek, z kaskadami z�otych w�os�w opadaj�cych na ramiona i przera�eniem w oczach kuli�a si� kobieta, kt�rej po��da�. Niemal zapomnia� o depcz�cym mu po pi�tach potworze, kiedy dono�ne d�wi�ki za plecami przywr�ci�y mu rozs�dek. Chwyci� dziewczyn� i skoczy� ku drzwiom po drugiej stronie komnaty. Jasnow�osa by�a zbyt wystraszona by mu w tym przeszkodzi� lub pom�c. Jedynym d�wi�kiem, jaki by�a w stanie z siebie wyda�, by� cichy j�k.
Conan nie marnowa� czasu na otwieranie drzwi. Niesamowitym uderzeniem szabli rozbi� zamek i wybiegaj�c na schody, zobaczy� k�tem oka tors Khosatrala, kt�ry z trzaskiem druzgota� zamkni�te drzwi po przeciwnej stronie. Kolos rozerwa� je jakby by�y z papieru.
Conan pop�dzi� schodami w g�r�, z dziecinn� �atwo�ci� trzymaj�c przerzucon� przez rami� dziewczyn�. Nie mia� poj�cia dok�d pod��a. Schody doprowadzi�y go do owalnego pomieszczenia o �ukowym sklepieniu. Olbrzym gna� za nimi po schodach szybko i cicho jak �mier�. Komnata mia�a �elazne �ciany i drzwi. Conan zatrzasn�� je i zamkn�� zasuwy � wielkie stalowe sztaby. Przysz�o mu na my�l, �e trafili do pomieszczenia, w kt�rym Khosatral zamyka� si� na odpoczynek, by zabezpieczy� si� przed monstrami, przyzwanymi z Otch�ani i Mroku dla zaspokojenia jego kaprys�w.
Ledwie zamkn�� drzwi, gdy zadr�a�y pod gwa�townymi ciosami. Conan wzruszy� ramionami. Oto koniec jego drogi. Z komnaty nie by�o wyj�cia. Powietrze i nienaturalnie przy�mione �wiat�o dochodzi�o przez szczeliny w sklepieniu. Bez �ladu podniecenia sprawdzi� wyszczerbione ostrze swojej szabli. Zrobi�, co m�g�. Je�eli kolos rozbije drzwi. Conan zn�w rzuci si� na niego z bezu�yteczn� broni� w r�ku � nie dla spodziewanego sukcesu, lecz dlatego, �e w jego naturze le�a�a walka do ostatniego tchnienia. Na razie nie mia� nic do roboty. Jego opanowanie nie by�o wymuszone czy udawane. W spojrzeniu, jakim zmierzy� swoj� urodziw� towarzyszk�, by� tak niek�amany zachwyt, jakby mia� przed sob� sto lat spokojnego �ycia.
Kiedy zamyka� drzwi, pchn�� j� bezceremonialnie na pod�og�. Podnosi�a si� na nogi, odruchowo poprawiaj�c faluj�ce loki i sk�pe szaty. Conan przygl�da� si� jej pe�en aprobaty, zatrzymuj�c wzrok na g�stych z�ocisty