8166

Szczegóły
Tytuł 8166
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8166 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8166 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8166 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DENIS DIDEROT Kubu� Fatalista i jego pan Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Jak si� spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak si� zwali? Na co wam ta wiadomo��? Sk�d przybywali? Z najbli�szego miejsca. Dok�d d��yli? Albo� kto wie, dok�d d��y? Co m�wili? Pan nic. Kubu� za�, i� jego kapitan mawia�, �e wszystko, co nas spotyka na �wiecie, dobrego i z�ego, zapisane jest w g�rze. Pan: Oto mi wielkie s�owo! Kubu�: M�wi� jeszcze, i� ka�da kula, kt�ra wylatuje na �wiat z rusznicy, posiada sw�j adres. Pan: Mia� s�uszno��... Po kr�tkiej pauzie Kubu� zakrzykn��: - Niech diabe� porwie szynkarza i jego gospod�! Pan: Czemu wysy�a� do diab�a bli�niego swego? To nie po chrze�cija�sku. Kubu�: Bo tak: zala�em pa�k� wi�skiem, zapomnia�em napoi� konie. Ojciec widzi to, wpada w z�o��. Ja wzruszani ramionami; on bierze kija i �oi mi plecy. Jaki� pu�k przechodzi w�a�nie przez wie�, spiesz�c pod Fontenoy; ze z�o�ci zaci�gam si� w rekruty. Przybywamy, zaczyna si� bitwa... Pan: I dostajesz kul� pod swoim adresem. Kubu�: Zgad� pan: postrza� w kolano; B�g tylko wie, co za przygody sprowadzi� na mnie ten postrza�. Trzymaj� si� jedna drugiej jak ogniwa �a�cuszka. Ot, gdyby nie ten postrza�, nigdy w �yciu nie by�bym ani zakochany, ani kulawy. Pan: By�e� zakochany? Kubu�: Czy by�em! dobre pytanie! Pan: Z powodu postrza�u? Kubu�: Z powodu postrza�u. Pan: Nigdy� mi o tym nie rzek� ni s�owa. Kubu�: My�l� sobie. Pan: Czemu? Kubu�: Temu, i� to s�owo nie mog�o pa�� ani wcze�niej, ani p�niej. Pan: I chwila opowiedzenia twoich amor�w nadesz�a? Kubu�: Kto to wie? Pan: Na wszelki wypadek zaczynaj... Kubu� rozpocz�� histori� swoich amor�w. By�o po obiedzie, czas by� parny; pan zdrzemn�� si�. Noc zaskoczy�a ich w polu; zb��dzili. Pan wpada w straszliwy gniew i nie szcz�dzi kij�w s�udze, nieborak za� powtarza za ka�dym razem: �I ten musia� by� wida� zapisany w g�rze..." l Widzisz, czytelniku, �e jestem na �adnej drodze: ode mnie by tylko zale�a�o kaza� ci czeka� rok, dwa, trzy lata na opowie�� o amorach Kubusia roz��czaj�c go z panem i ka��c ka�demu z osobna w�drowa� przez wszystkie mo�liwe przygody. C� by mi przeszkodzi�o o�eni� pana i przyprawi� mu rogi? Wyprawi� Kubusia na dalekie wyspy? Zap�dzi� tam jego pana? Sprowadzi� obu z powrotem do Francji na jednym statku? C� �atwiejszego ni� kleci� opowie�ci! Ale tym razem wykpi� si� obaj ze sprawy jedn� licho sp�dzon� noc�, a wy tym ma�ym op�nieniem. Zacz�o �wita�; dosiedli koni i ruszyli swoj� drog�. - A dok�d? - Ju� drugi raz zadajecie to pytanie i drugi raz odpowiadam: Na co wam wiedzie�? Skoro raz tkn� si� przedmiotu ich podr�y, bywajcie zdrowe, mi�ostki Kubusia... W�drowali jaki� czas w milczeniu. Gdy 1 Uwaga ta, stanowi�ca punkt wyj�cia gaw�dy Kubusia i jego pana, znajduje si� w tym samym brzmieniu u Ster-ne'a (�ycie i my�li Tristrama Skandy, ks. VIII, rozdz. CCLXIII). Na og� na�ladowictwo Sterne'a, z kt�rego nieraz czyniono zazrut tej powiastce, ogranicza si� do paru szczeg��w, zaczerpni�tych ze� tak jawnie i niemal dos�ownie, i� t�eba w tych analogiach z mod�na�wczas we Francji powie�ci� angielskiego pisarza wiedzie� raczej �wiadon� zabawk� autora, zgodn� ze stylem ca�ego opowiadania. ka�dy otrz�sn�� si� nieco ze swego zmartwienia, pan rzek�: - I c�. Kubusiu, gdzie�my utkn�li w twoich amorach? Kubu�: Utkn�li�my, o ile mi si� zdaje, na pora�ce nieprzyjacielskiej armii. Jedni uciekaj�, drudzy goni�, ka�dy my�li o sobie. Zostaj� na polu bitwy, zagrzebany pod mnogo�ci� zabitych i rannych, zaiste niezliczon�. Nazajutrz rzucono mnie wraz z tuzinem innych na w�z, aby nas zawie�� do szpitala. Och! panie, nie s�dz�, aby istnia�o w �wiecie co� okrutniej szego ni� rana w kolano. Pan: �artujesz chyba. Kubu�: Nie, panie, dalib�g nie �artuj�! Jest tam nie wiem ile ko�ci, �ci�gien i innych rzeczy, poprzezywanych licho wie jak... Jaki� cz�owiek, kt�ry cz�apa� za nimi na koniu, wioz�c za sob� oklep m�od� dziewczyn�, us�ysza� te s�owa i rzek�: - Pan ma s�uszno��... Nie wiadomo by�o, do kogo si� odnosi to �pan", ale spotka�o si� zar�wno u Kubusia, jak i u jego pana z nieszczeg�lnym przyj�ciem; Kubu� za� rzek� do natr�ta: - Czego ty nos w�ciubiasz? - W�ciubiam nos do mego rzemios�a; jestem chirurg, do us�ug pa�skich, i wyka��... Kobieta, kt�r� wi�z� za sob�, rzek�a: - Panie doktorze, jed�my swoj� drog� i zostawmy tych pan�w, kt�rzy nie lubi�, aby im wykazywa�... - Nie - odpar� chirurg - chc� wykaza� i wyka��... I odwracaj�c si�, aby wykaza�, popycha towarzyszk�, pozbawia j� r�wnowagi i str�ca na ziemi�, z jedn� nog� zaczepion� o po�y jego ubrania i sp�dnicami zawini�tymi na g�ow�. Kubu� schodzi z konia, uwalnia nog� biednej istoty i obci�ga sp�dnice; nie wiem, czy zacz�� od uwolnienia nogi, czy od obci�gni�cia sp�dnic; ale o ile by si� s�dzi�o o stanie tej kobiety z jej krzyk�w, musia�a zrani� si� dotkliwie. Za� pan Kubusia rzek� do chirurga: -Oto, co znaczy wykazywa�. A chirurg: - Oto, co znaczy nie chcie� komu� pozwoli� wykaza�!... A Kubu� do kobiety le��cej czy te� pozbieranej z ziemi: - Pociesz si�, dobra duszo, to ani twoja wina, ani pana doktora, ani moja, ani te� mego pana; by�o napisane w g�rze, i� dzisiaj, na tym go�ci�cu, o tej w�a�nie godzinie pan doktor b�dzie gadu��, m�j pan i ja b�dziemy par� mruk�w, ty nabijesz sobie si�ca i poka�esz nam odwrotn� stron� medalu... W c� by nie uros�a ta przygoda w moich r�kach, gdyby mi przysz�a fantazja zn�ca� si� nad wami! Uczyni�bym z tej kobiety wa�n� osob�; poruszy�bym kmiotk�w z ca�ej parafii, wznieci�bym boje i mi�o�ci; bo trzeba przyzna�, �e ta c�ra wsi kry�a rzadkie uroki pod swoj� parciank�. Kubu� i jego pan zauwa�yli to; to� nieraz ani tyle nie by�o potrzeba, aby roznieci� mi�o��. Czemu Kubu� nie mia�by si� zakocha� po raz drugi? Czemu po raz drugi nie mia�by si� sta� rywalem, ba, zwyci�skim rywalem swego pana? - A czy� zdarzy�o si� ju� kiedy co� podobnego? - Ci�gle pytania! Nie chcecie wi�c, aby Kubu� opowiada� dalej o swoich amorach? Porozumiejmy si� wreszcie raz na zawsze: chcecie czy nie? Je�eli tak, to posad�my bab� z powrotem na konia z chirurgiem, pozw�lmy im jecha� dalej i wr��my do naszych podr�nych. Tym razem Kubu� zabra� g�os i rzek�: - Oto s�dy ludzkie: pan, kt�ry� nie by� ranny w swoim �yciu i nie wiesz, co to postrza� w kolano, utrzymujesz w �ywe oczy mnie, kt�ry mia�em kolano strzaskane i kulej� od dwudziestu lat... Pan: Mo�e masz s�uszno��. Ale ten przekl�ty chirurg jest przyczyn�, i� jeszcze oto gnieciesz si� na w�zku z kompanami, daleko od szpitala, daleko od wyleczenia i daleko od zakochania si�. Kubu�: Co b�d� si� panu podoba o tym my�le�, b�l w kolanie by� nie do zniesienia, a wzmaga� si� jeszcze od niewygodnego siedzenia i od wyboj�w, tak i� za ka�dym wstrz�-�nieniem wydawa�em przera�liwe krzyki. Pan: Poniewa� by�o napisane w g�rze, �e b�dziesz krzycza�? Kubu�: Z pewno�ci�! Krew uchodzi�a ciurkiem, by�bym niechybnie wyzion�� ducha, gdyby nasz w�zek, ostatni z kolei, nie zatrzyma� si� przed jak�� cha�up�. Zacz��em wrzeszcze�, aby mnie zsadzono; u�o�ono mnie na ziemi. M�oda kobieta, stoj�ca w progu, wesz�a do chaty i wr�ci�a ze szklank� i butelk� wina. Wypi�em par� �yk�w. W�zki, jad�ce przed nami, ruszy�y. Ju� miano mnie rzuci� z powrotem mi�dzy towarzyszy niedoli, kiedy uczepiwszy si� mocno sukien tej kobiety zakl��em si�, �e nie wsi�d� z powrotem i �e je�li mam umiera�, wol� ju� sko�czy� tu na miejscu ni� o dwie mile dalej. To m�wi�c omdla�em. Ockn��em si� w ��ku w niewielkiej izdebce; ko�o mnie sta� jaki� wie�niak, widocznie gospodarz domu, jego �ona (ta sama, kt�ra udzieli�a mi pomocy) i kilkoro drobnych dzieci. Kobieta macza�a r�g fartucha w occie i naciera�a mi czo�o i skronie. Pan: A, �otrze! a, zdrajco!... Widz� ju�, hultaju, dok�d zmierzasz. Kubu�: A ja. s�dz�, �e pan nic nie widzi. Pan: Nie w tej kobiecie my�lisz si� zakocha�? Kubu�: A gdyby i tak by�o, c� by mo�na temu zarzuci�? Czy cz�owiek ma si�� zakocha� si� lub nie zakocha�? A kiedy jest zakochany, czy mo�e post�powa� tak, jakby nim nie by�? Gdyby tak by�o zapisane w g�rze, by�bym sobie sam powiedzia� wszystko, co pan masz zamiar mi powiedzie�; by�bym si� wypoliczkowa�, t�uk�bym g�ow� o mur, wydziera�bym sobie w�osy; wszystko to nie zmieni�oby sprawy ani o w�os i m�j dobroczy�ca by�by rogaczem. Pan: Ale rozumuj�c na tw�j spos�b, ka�d� zbrodni� mo�na by pope�ni� bez wyrzut�w sumienia. Kubu�: To, co mi pan zarzuca, niejednokrotnie trapi�o moj� m�zgownic�; mimo wszystko wracam zawsze do pogl�d�w mego kapitana: wszystko, co nam si� trafia dobrego czy z�ego, jest zapisane w g�rze. Zna pan jaki spos�b, aby wymaza� to pismo? Czy mog� nie by� sob�? A b�d�c sob�, czy mog� post�powa� inaczej ni� ja? Czy mog� by� sob� i kim innym? I od czasu jak jestem na �wiecie, czy by�a bodaj jedna chwila, w kt�rej by to nie by�o prawd�? Wyr�nij pan kaza�, ile si� panu spodoba, pa�skie racje mog� by� doskona�e; ale je�li jest napisane we mnie albo tam w g�rze, i� mnie one nie trafi� do smaku, c� ja na to poradz�? Pan: Dumam nad jedn� rzecz�: czy� ty przyprawi� rogi swemu dobroczy�cy, bo tak by�o napisane w g�rze, czy te� by�o napisane w g�rze, bo mia�e� mu przyprawi� rogi? Kubu�: I jedno, i drugie by�o napisane obok siebie. Wszystko by�o napisane od razu. To niby wielka wst�ga, kt�ra rozwija si� po troszeczku... Rozumiesz, czytelniku, dok�d m�g�bym prowadzi� t� rozmow�, na kt�rej temat tyle si� ju� nagadano, tyle napisano od dw�ch tysi�cy lat, nie posun�wszy rzeczy ani o krok. Je�li nie czujesz dla mnie nieco wdzi�czno�ci za to, co m�wi�, winiene� mi jej sporo za to, czego ci oszcz�dzam. Gdy nasi dwaj teologowie dysputowali nie mog�c doj�� do porozumienia, jak si� to czasem zdarza w teologii, zbli�a�a si� noc. Jechali okolic� niezbyt pewn� w ka�dym czasie, a tym bardziej w owym, gdy z�a gospodarka i n�dza nap�odzi�y z�oczy�c�w bez liku. Zatrzymali si� w n�dznej gospodzie. Ustawiono im dwa sk�adane ��ka w klitce wp�otwartej na wsze strony. Za��dali wieczerzy. Przyniesiono wody z ka�u�y, czarnego chleba i skwa-�nia�ego wina. Gospodarz, gospodyni, dzieci, s�u�ba - wszystko wygl�da�o podejrzanie. S�yszeli przez �cian� hulaszcze �miechy i ha�a�liw� weso�o�� kilku opryszk�w, kt�rzy przybyli wcze�niej i sprz�tn�li im sprzed nosa wszystkie zapasy. Kubu� by� do�� spokojny, pan o wiele mniej. Przechadza� si�, zafrasowany, wzd�u� i wszerz, gdy s�uga poch�ania� czarny chleb i krzywi�c si� �yka� szklank� po szklance lichego wina. Gdy si� tak zabawiali, us�yszeli pukanie: by� to s�u��cy. Owi zuchwali i niebezpieczni s�siedzi zmusili go, aby za- ni�s� naszym podr�nym talerz, na kt�rym z�o�yli ko�ci z drobiu, pozosta�o�� swojej wieczerzy. Kubu�, oburzony, chwyta pistolety. - Gdzie idziesz? - Niech mnie pan pu�ci. - Gdzie idziesz? powiadam. - Nauczy� rozumu t� kanali�. - Czy wiesz, �e ich jest tuzin? - Cho�by by�o stu, liczba nic nie znaczy, je�li jest napisane w g�rze, �e nie b�dzie wystarczaj�ca. - Niech�e ci� diabe� porwie z twoim niedorzecznym przys�owiem!... Kubu� wyrywa si� panu, wchodzi do rzezimieszk�w trzymaj�c w ka�dej r�ce nabity pistolet. - Pr�dko, k�a�� mi si� zaraz - rzecze. - Pierwszemu, kt�ry si� ruszy, paln� w �eb... -Mina i ton Kubusia by�y tak wymowne, i� hultaje, kt�rzy cenili �ycie nie gorzej od ka�dego uczciwego cz�owieka, wstali nie pisn�wszy s��wka, rozebrali si� i po�o�yli. Pan, niepewny, w jaki spos�b sko�czy si� przygoda, czeka� ca�y dr��cy. Kubu� wr�ci� nios�c odzienie tych ludzi, zabra� je z sob�, aby im nie przysz�a pokusa wsta�, zgasi� �wiat�o i zamkn�� drzwi na dwa spusty, trzymaj�c klucz w d�oni wraz z pistoletem. - A teraz, panie - rzek� do chlebodawcy - wystarczy zabarykadowa� si� przysuwaj�c ��ka do drzwi i mo�emy spa� spokojnie... - I zabra� si� do przesuwania ��ek opowiadaj�c zwi�le i sucho szczeg�y wyprawy. Pan: Ej, Kubusiu, co z ciebie za cz�owiek! Wi�c ty wierzysz... Kubu�: Ani wierz�, ani nie wierz�. Pan: A gdyby si� nie chcieli po�o�y�? Kubu�: To by�o niemo�liwe. Pan: Dlaczego? Kubu�: Bo tego nie zrobili. Pan: A gdyby wstali? Kubu�: Tym gorzej lub tym lepiej. Pan: Gdyby... gdyby... gdyby... i... Kubu�: Gdyby... gdyby morze zacz�o wrze�, si�a ryb by si� ugotowa�a, jak m�wi�. C�, u diaska, przed chwil� my�la� pan, �e ja si� nara�ani na wielkie niebezpiecze�stwo; wierutny fa�sz; teraz wyobra�asz sobie, i� sam jeste� w niebezpiecze�stwie; hipoteza mo�e r�wnie fa�szywa. Wszyscy w tym domu boimy si� jedni drugich, co dowodzi, �e wszyscy jeste�my g�upcy... Tak rozprawiaj�c rozebra� si�, u�o�y� i zasn��. Pan zajadaj�c z kolei kawa�ek czarnego chleba i doj�c �yk kwa�nego wina nads�uchiwa� doko�a i patrz�c na chrapi�cego Kubusia my�la�: �C� za cz�owiek!..." W ko�cu za przyk�adem s�ugi wyci�gn�� si� r�wnie� na pryczy, ale nie usn�� ani na chwil�. Z pierwszym brzaskiem Kubu� uczu�, �e co� go tr�ca: by�a to d�o� pana, kt�ry wo�a� po cichu: - Kubu�! Kubu�! Kubu�: Co takiego? Pan: Dnieje. Kubu�: Mo�liwe. Pan: Wstawaj. Kubu�: Po co? Pan: Aby si� st�d wynie�� jak najpr�dzej. Kubu�: Po co? Pan: Bo�my �le trafili. Kubu�: Kto to wie; i czy lepiej trafimy gdzie indziej? Pan: Kubu�? Kubu�: I c�: Kubu�! Kubu�! co z pana za cz�owiek! Pan: Co z ciebie za cz�owiek! Kubu�, m�j z�oty, prosz� ci�. Kubu� przetar� oczy, ziewn�� kilka razy, przeci�gn�� si�, wsta�, ubra� si� z wolna, odsun�� ��ka, wyszed� z izby, zeszed� na d�, poszed� do stajni, osiod�a� konie, za�o�y� uzdy, obudzi� �pi�cego jeszcze gospodarza, zap�aci�, zatrzyma� klucze od obu pokoi i podr�ni ruszyli w drog�. Pan chcia� si� pu�ci� galopem. Kubu� chcia� jecha� st�pa, wci�� w my�l swej zasady. Gdy ju� byli o spory kawa� drogi od smutnego noclegu, pan s�ysza�, �e co� podzwania w kieszeni Kubusia, zapyta�, co to takiego; Kubu� odpar�, �e klucze. Pan: Czemu� ich nie odda�e�? Kubu�: Bo w ten spos�b trzeba b�dzie wywa�y� dwoje drzwi: naszych s�siad�w, aby ich uwolni� z wi�zienia, i nasze, aby znale�� odzie�; przez to zyskamy na czasie. Pan: Wybornie, Kubusiu! ale czemu chcesz zyska� na czasie? Kubu�: Czemu? Na honor, sam nie wiem. Pan: Je�li chcesz zyska� na czasie, czemu jedziemy truchtem? Kubu�: Temu, i� nie wiedz�c, co jest napisane w g�rze, cz�owiek nie wie, ani czego chce, ani co czyni; idzie za swym urojeniem, kt�re mieni rozumem, albo za swym rozumem, kt�ry jest cz�sto jeno niebezpiecznym urojeniem wychodz�cym czasem na dobre, czasem na z�e. Pan: Czy m�g�by� mi powiedzie�, co to wariat, a co cz�ek rozumny? Kubu�: Czemu nie?... Wariat... zaczekaj pan, to cz�owiek nieszcz�liwy; z czego wynika, i� cz�owiek szcz�liwy j est rozumny. Pan: A co to jest cz�owiek szcz�liwy lub nieszcz�liwy? Kubu�: To bardzo �atwe. Cz�owiek szcz�liwy to ten, kt�rego szcz�cie zapisane jest w g�rze, ten wi�c, kt�rego nieszcz�cie zapisane jest w g�rze, jest cz�owiekiem nieszcz�liwym. Pan: A kt� taki pisze tam w g�rze szcz�cie i nieszcz�cie? Kubu�: A kto uczyni� �w wielki zw�j, gdzie wszystko jest zapisane? Pewien kapitan, przyjaciel mego kapitana, ch�tnie da�by bitego talara, aby to wiedzie�; kapitan sam nie da�by ani szel�ga; ani ja. Na co by mi si� to zda�o? Czy unikn��bym przez to dziury, w kt�rej mam kark skr�ci�? Pan: My�l�, �e tak. Kubu�: Ja my�l�, �e nie; bo musia�aby by� jaka� kreska fa�szywa w wielkim zwoju, kt�ry zawiera prawd�, sam� prawd� i ca�� prawd�. By�o�by tam napisane: �Kubu� skr�ci kark tego a tego dnia", i Kubu� nie skr�ci�by karku? Czy wyobra�a pan sobie, �e to mo�liwe, bez wzgl�du na to, komu przypiszemy autorstwo wielkiego zwoju? Pan: Wiele by rzeczy mo�na powiedzie� o tym... Kubu�: M�j kapitan mniema�, i� rozum jest to przypuszczenie, w kt�rym do�wiadczenie pozwala nam uwa�a� dane okoliczno�ci za przyczyny pewnych skutk�w, kt�rych mo�emy si� spodziewa� lub obawia�. Pan: I ty co� z tego rozumiesz? Kubu�: Zapewne; stopniowo w�o�y�em si� do tego j�zyka. Ale, powiada�, kto mo�e si� chlubi�, �e ma dosy� do�wiadczenia? Ten, kto sobie tuszy�, �e go ma najobficiej, czy nigdy si� nie oszuka�? I czy istnieje cz�owiek zdolny trafnie oceni� okoliczno�ci, w jakich si� znajduje? Rachunek w naszych g�owach a ten, kt�ry zapisany jest w rejestrach w g�rze, to dwie bardzo r�ne rzeczy. Czy my kierujemy losem, czy te� los kieruje nami? Ue� roztropnie wykonanych zamys��w chybi�o i jeszcze chybi! Ile niedorzecznych powiod�o si� i jeszcze si� powiedzie! Oto, co mi powtarza� kapitan po wzi�ciu Berg-op-Zoom i Port-Mahon; dodawa�, �e przezorno�� nie daje pewno�ci dobrego wyniku, ale daje pociech� i usprawie- dliwienie w z�ym; tote� w wili� bitwy spa� w namiocie tak spokojnie jak u siebie w alkierzu i szed� w ogie� jak do ta�ca. Widz�c go, dopiero by�by� pan krzykn��: �C� za cz�owiek!..." W tym punkcie us�yszeli, nieco za sob�, ha�as i krzyki: odwr�cili g�owy i ujrzeli zgraj� ludzi z dr�gami i wid�ami, zbli�aj�cych si� spiesznym krokiem. Gotowi�cie my�le�, �e to s�u�ba i owe opryszki z gospody. Gotowi�cie my�le�, �e rankiem, w braku kluczy, wywalono drzwi, za czym bandyci wyobrazili sobie, �e dwaj podr�ni umkn�li z ich odzie��. Tak my�la� Kubu� i mrucza� przez z�by: - Przekl�te niech b�d� klucze i urojenie czy racja, kt�ra mi je kaza�a zabiera�! Przekl�ta przezorno�� etc, etc. - Gotowi�cie my�le�, i� ca�a zgraja wpadnie na Kubusia i jego pana, �e b�dzie krwawa bitwa, razy i strza�y; jako� zale�a�oby tylko ode mnie, aby to wszystko w istocie si� sta�o; ale w�wczas bywaj zdrowa prawdo, bywajcie zdrowe amory Kubusia. Faktem jest, i� podr�nych nikt nie �ciga� i �e nie wiem, co zasz�o w gospodzie po ich wyje�dzie. Jechali dalej swoj� drog�, wci�� nie wiedz�c, dok�d jad�, mimo i� wiedzieli mniej wi�cej, dok�d by chcieli jecha�; jechali oszukuj�c nud� i zm�czenie milczeniem i gaw�d�, jak zwykle ludzie odbywaj�cy podr�, a niekiedy tak�e i siedz�cy na miejscu. Jasnym jest, �e ja nie pisz� tutaj powie�ci, skoro gardz� wszystkim, czym powie�ciopi-sarz nie omieszka�by si� pos�u�y�. Kto by wzi�� to, co pisz�, za prawd�, by�by mo�e w mniejszym b��dzie ni� kto�, kto by to wzi�� za bajk�. Tym razem pan przem�wi� pierwszy, przy czym rozpocz�� od zwyk�ej piosenki: - No i c�, Kubusiu, a twoje amory? Kubu�: Nie wiem, na czym stan��em. Tak cz�sto musia�em przerywa�, �e na jedno by wysz�o zacz�� od pocz�tku. Pan: Nie, nie. Ockn�wszy si� z omdlenia znalaz�e� si� w ��ku, otoczony przez rodzin� wie�niacz�. Kubu�: Doskonale! Ot� najpilniejsz� rzecz� by�o sprowadzi� chirurga, a nie by�o go na mil� woko�o. Poczciwiec kaza� wsi��� na ko� jednemu z syn�w i wys�a� go do miasteczka. Tymczasem dobra kobieta zagrza�a cienkiego wina, podar�a star� koszul�; obmyto, ob�o�ono i zawini�to w p��tno moje biedne kolano. Paroma kawa�kami cukru, nie dojedzonego przez muchy, os�odzili zacni ludzie resztk� wina, kt�re s�u�y�o do opatrunku, i dali mi si� napi�; po czym zach�cili mnie, abym mia� cierpliwo��. By�o p�no; siedli do sto�u, aby wieczerza�. Wieczerza si� sko�czy�a, ch�opca, chirurga ani �ladu. Ojciec zacz�� si� z�o�ci�. By� to cz�owiek z natury zgry�liwy; wci�� gdera� na �on�, nic mu nie by�o do smaku. Przep�dzi� dzieci spa�. �ona siad�a i wzi�a k�dziel. On chodzi� tam i z powrotem, szukaj�c zwady ze sw� po�owic�. - Gdyby� posz�a do m�yna, jak ci m�wi�em... - mrucza� i ko�czy� wymownym gestem w moj� stron�. -P�jd� jutro. - W�a�nie dzi� trzeba by�o i��, jak m�wi�em... A c� z resztk� s�omy, kt�ra jest w stodole? Na c� czekasz, aby j� znie��? -Zniesie si� jutro. - Tylko patrze� jak braknie; by�oby lepiej, gdyby� zabra�a dzi�, jak m�wi�em... A j�czmie�, kt�ry ple�nieje na strychu; za�o�y�bym si�, nie pomy�la�a� o tym, aby go przetrz�sn��. - Ch�opcy to ju� zrobili. - Trzeba by�o zrobi� samej. Gdyby� siedzia�a na strychu, nie by�aby� wystawa�a w drzwiach... Tymczasem zjawi� si� chirurg, potem drugi, potem trzeci wraz z synem gospodarza. Pan: Oto� bogaty w chirurg�w jak �wi�ty Roch w kapelusze.2 2 �w. Roch wedle legendy mia� trzy kapelusze. Kubu�: Pierwszego nie by�o w domu, gdy ch�opaczek przyby� go szuka�; �ona jego da�a zna� drugiemu, trzeci pospieszy� z ch�opcem. - Dobry wiecz�r kolegom; i wy�cie tu? -rzek� pierwszy... Spieszyli si�, ile mogli, zgrzali si�, pi� im si� chcia�o. Zasiedli doko�a sto�u, z kt�rego nie zdj�to jeszcze obrusa. Kobieta schodzi do piwnicy i wraca z butelk�. M�� mruczy przez z�by; - Diabli j� wynie�li na ten pr�g przekl�ty! - Popijaj�, rozmowa toczy si� o chorobach w okolicy: zaczynaj� wylicza� pacjent�w. Skar�� si� na b�l, powiadaj�: - Zaraz b�dziemy do us�ug. - Po tej buteleczce za��dali drugiej na rachunek kuracji; potem trzeciej, czwartej, wci�� na rachunek kuracji; za ka�d� butelk� m�� powtarza� swoje: - Diabli j� wynie�li na ten pr�g przekl�ty! Czeg� by nie wydoby� inny z owych trzech chirurg�w, z ich gaw�dy przy czwartej butelce, z mnogo�ci ich cudownych kuracji, z niecierpliwo�ci Kubusia, z�ego humoru gospodarza, z rozpraw naszych wioskowych eskulap�w doko�a uszkodzonego kolana, z rozbie�no�ci ich zda�! Jeden twierdzi�by uparcie, �e pacjent jest stracony, je�li mu si� co rychlej nie odejmie nogi, drugi, �e trzeba wyj�� kul� i strz�p odzie�y, jaki si� dosta� do rany, i darowa� nieborakowi jego odn�e. Mo�na by pokaza� Kubusia, jak siedzi na ��ku patrz�c mi�osiernie na swoj� nog� i przesy�aj�c jej ostatnie po�egnanie. Trzeci chirurg baraszkowa�by sobie, p�ki by si� nie wszcz�a k��tnia, w kt�rej od s��w przeszliby do czyn�w. Daruj� wam te szczeg�y, kt�rych pe�no znajdziecie w powie�ciach, w dawnej komedii i w �yciu. Skoro us�ysza�em gospodarza, jak wykrzykn�� po raz dziesi�ty: �Diabli j� wynie�li na ten pr�g przekl�ty!", przypomnia�em sobie Molierowskiego Harpagona3, gdy powiada o synu: �Po kiego� diab�a �azi� na ten statek?" I poj��em, �e nie tylko chodzi o to, aby by� prawdziwym, ale �e trzeba te� by� zabawnym; i to jest przyczyna, dla kt�rej po wiek wiek�w powtarza� b�d�: �Po kiego� diab�a �azi� na ten statek?", odezwanie za� mego wie�niaka: �Diabli j� wynie�li na ten pr�g przekl�ty!", nie stanie si� nigdy przys�owiem. Kubu� nie zachowa� wobec pana wzgl�d�w, jakich ja przestrzegam wobec ciebie, czytelniku: nie opu�ci� najmniejszego szczeg�u nara�aj�c go zgo�a na niebezpiecze�stwo powt�rnego za�ni�cia. Sko�czy�o si� na tym, i� je�li nie najzr�czniejszy, to w ka�dym razie najsilniejszy z chirurg�w utrzyma� si� przy pacjencie. - Czy mo�e (powiecie) masz zamiar rozk�ada� w naszych oczach lancety, wrzyna� je w cia�o, toczy� krew i kaza� nam ogl�da� operacj�? Czy mo�e, pa�skim zdaniem, by�oby to arcydzie�em smaku?... - Dobrze wi�c, daruj� wam operacj�, ale pozw�lcie bodaj Kubusiowi powiedzie� swemu panu: �Ach, panie, to jest straszliwa rzecz �atanie strzaskanego kolana!..." Panu za� odpowiedzie� jak wprz�dy: �Ech, Kubusiu, �artujesz chyba..." Czego za� za wszystkie skarby �wiata nie zgodzi�bym si� zatai�, to tego, i� zaledwie pan Kubusia rzuci� t� niedba�� odpowied�, w�asny jego ko� potyka si� i pada, kolano pana wchodzi w blisk� styczno�� ze spiczastym kamieniem, jego za� w�a�ciciel krzyczy wniebog�osy: - Jezus, Maria! moje kolano!... Kubu�, najlepszy ch�opak, jakiego sobie mo�na wyobrazi�, tkliwie przywi�zany by� do pana; mimo to chcia�bym wiedzie�, co si� dzia�o w jego duszy (je�li nie w pierwszej chwili, to przynajmniej skoro si� upewni�, �e upadek ten nie b�dzie mia� przykrych nast�pstw) i czy m�g� sobie odm�wi� drgnienia tajemnej rado�ci z powodu przygody, kt�ra mia�a pouczy� pana, jak smakuje zranienie w kolano! Druga rzecz, czytelniku, co do kt�rej rad bym, aby� mnie obja�ni�, to, czy �w pan nie by�by wola� zrani� si� bodaj nieco ci�ej, byle nie w kolano, i czy nie bardziej dopieka� mu wstyd od b�lu. 3 Omy�ka ze strony Diderota. Nie Harpagon, ale Geront w Szelmostwach Skapena, akt II, scena 2. 10 Skoro pan ockn�� si� z upadku i przera�enia, wdrapa� si� na siod�o i da� ostrog� koniowi, kt�ry pomkn�� jak b�yskawica, to� samo koby�a Kubusiowa, gdy� mi�dzy dwojgiem bydl�tek panowa�a ta sama poufa�o�� co mi�dzy ich panami: by�y to dwie pary przyjaci�. Gdy wreszcie konie zdyszane wr�ci�y do zwyczajnego kroku. Kubu� rzek�: - No i c�, co pan o tym s�dzi? Pan: O czym? Kubu�: O ranie w kolano. Pan: Jestem twego zdania, to jedna z najokrutniej szych. Kubu�: W pa�skie kolano? Pan: Nie, nie, w twoje, w moje, we wszystkie kolana w �wiecie. Kubu�: Panie, panie, nie zastanowi� si� pan dobrze; wierz mi pan, �a�ujemy zawsze jeno siebie. Pan: Co za g�upstwo! Kubu�: Ach, gdybym umia� m�wi� tak, jak umiem my�le�! Ale by�o napisane w g�rze, i� b�d� mia� r�ne rzeczy w g�owie, a nie b�d� umia� znale�� wyraz�w. Tutaj Kubu� zapu�ci� si� w metafizyk� bardzo subteln� i mo�e bardzo prawdziw�. Stara� si� wyt�umaczy� panu, i� s�owo b � 1 jest samo w sobie bez tre�ci i zaczyna co� znaczy� dopiero w�wczas, gdy przywodzi na pami�� wra�enie, kt�rego�my sami doznali. Pan spyta�, czy zdarzy�o mu si� kiedy rodzi�. - Nie - odpar� Kubu�. - A czy my�lisz, �e to wielki b�l? - Oczywi�cie! - Litujesz si� nad kobiet� w b�lach rodzenia? - Bardzo. - Zdarza ci si� tedy litowa� nad kim innym ni� sob�? - Lito�� budzi we mnie istota, kt�ra za�amuje r�ce, wyrywa sobie w�osy, krzyczy, poniewa� wiem z do�wiadczenia, i� nie czyni si� tego bez b�lu; ale co si� tyczy cierpie� w�a�ciwych kobiecie rodz�cej, nie lituj� si� nad nimi: nie wiem, co to jest. Bogu dzi�ki! Ale aby wr�ci� do niedoli, kt�r� znamy obaj, do historii mego kolana, kt�re sta�o si� pa�skim wskutek pa�skiego upadku... Pan: Nie, Kubusiu, do historii twojej mi�o�ci, kt�ra sta�a si� moj� wskutek moich minionych utrapie�... Kubu�: Le�� wi�c w ��ku czuj�c po opatrunku odrobin� ulgi; chirurg odjecha�, gospodarstwo u�o�yli si� do spoczynku. Izb� ich dzieli�o od mojej jedno liche przepierzenie z desek, oklejonych szarym papierem z kolorowymi obrazkami. Le�a�em nie mog�c usn��; w�r�d tego us�ysza�em g�os �ony m�wi�cej do m�a: - Daj mi spok�j, nie mam ochoty do figl�w. Biedny ch�opiec, kt�ry omal nie skona� pod naszym progiem!... - Kobieto, opowiesz mi to p�niej. - Nie, nie chc�. Je�li mnie nie zostawisz, wstaj� z ��ka. Chcesz, abym mia�a g�ow� do tego po takim zmartwieniu! - Je�li si� b�dziesz tak dro�y�, mo�esz si� za�apa�. - To nie dlatego, �eby si� dro�y�, ale naprawd� ty bywasz niekiedy tak uparty!... tak uparty!... bo to... bo to... Po kr�tkiej pauzie m�� podj�� rozmow� i rzek�: - No, kobieto, przyznaj �e teraz, i� niewczesnym wsp�czuciem wpakowa�a� nas w k�opot, z kt�rego diabli wiedz�, jak si� wypl�ta�. Rok jest lichy; ledwie zdo�amy nastarczy� potrzebom naszym i dzieci. Zbo�e na wag� z�ota! Wina na lekarstwo! Gdyby jeszcze znale�� jak� prac�; ale bogaci si� kurcz�, biedacy nie maj� zarobku; na jeden dzie� roboczy 11 cztery traci si� darmo. Nikt nie p�aci tego, co winien; wierzyciele �cigaj� jak w�ciekli; i ty wybierasz t� chwil�, aby �ci�gn�� tu jakiego� przyb��d�, kt�ry b�dzie siedzia� nam na karku, p�ki si� spodoba Bogu i chirurgowi nie kwapi�cemu si� go wyleczy�; wiadomo bowiem, i� ka�dy chirurg stara si� przyci�gn�� chorob�, ile mo�e, przyb��d�, powiadam, kt�ry nie �mierdzi ani szel�giem i kt�ry w dw�j- i tr�jnas�b pomno�y nam wydatki. Kobieto, kobieto, jak�e ty si� pozb�dziesz teraz tego cz�owieka? M�w�e co, �ono, powiedz co�. - Czy� z tob� mo�na m�wi�? - Powiadasz, �e jestem w�ciek�y, �e gderam; kto by nie by� w�ciek�y? kto by nie gdera�? By�o jeszcze w piwnicy troch� wina: zobaczysz, czy na d�ugo! Panowie chirurgowie wypili wczoraj wiecz�r wi�cej ni� my i dzieci przez ca�y tydzie�. A chirurg te�, rozumiesz chyba, nie b�dzie przychodzi� darmo, kt� go zap�aci? - M�drze m�wisz; i dlatego �e taka bieda, czynisz, co mo�esz, aby postara� si� o nowe dziecko, jakby ich nie by�o dosy�. - Ale nie! - Ale tak; jestem pewna, �e zast�pi�. - Za ka�dym razem to powtarzasz. - I nigdy nie chybi�o, zw�aszcza kiedy ucho mnie sw�dzia�o, a czuj� sw�dzenie jak nig-dy. -Et, ucho... - Nie dotykaj! zostaw moje ucho! zostaw�e, cz�owieku, czy� oszala�? po�a�ujesz! - Aha! to� poszcz� ju� od �w. Jana. - Poty b�dziesz wojowa�, a�... A potem za miesi�c b�dziesz si� burmuszy�, jakby to by�o z mojej winy. - Nie, nie. - A za dziewi�� miesi�cy jeszcze gorzej. -Nie, nie... - Zatem sam chcesz? -Tak, tak... - B�dziesz pami�ta�? Nie powiesz jak za ka�dym razem? -Nie, nie... I oto poma�u, z n i e, n i e, do t a k, t a k, �w cz�owiek, w�ciek�y na �on�, i� da�a przyst�p uczuciom ludzko�ci... Pan: W�a�nie sobie czyni�em t� uwag�. Kubu�: To pewna, �e �w m�� nie by� zbyt konsekwentny; ale by� m�ody, a �ona �adna. Nigdy nie robi si� tyle dzieci co w czasach n�dzy. Pan: Nic si� tak nie mno�y jak biedacy. Kubu�: Jedno dziecko wi�cej to nic dla takich ludzi; mi�osierdzie boskie je wy�ywi. A potem to jedyna przyjemno��, kt�ra nic nie kosztuje, cz�owiek pociesza si� tanim kosztem w nocy po utrapieniach dnia... Mimo to uwagi gospodarza nie by�y bez s�uszno�ci. Podczas gdy sam to sobie m�wi�em, uczu�em gwa�towny b�l w kolanie i krzykn��em: - Au! kolano! - A m�� na to: - Och! �ono!... -A �ona: - Och! m�u! ale�... ale�... ten cz�owiek tam jest! - No, wi�c c�, ten cz�owiek? - Mo�e s�ysza�. - A niechby s�ysza�. - Nie b�d� mu �mia�a jutro w oczy spojrze�. - A to czemu? czy nie jeste� moj� �on�? Czy nie jestem twoim m�em? Czy m�� ma �on�, a �ona m�a na darmo? - Och! Och! - C� takiego? -Ucho!... 12 - C�, ucho? - Gorzej ni� kiedy. - �pij, to przejdzie. -Nie potrafi�. Och, ucho! ucho! - Ucho, ucho, �atwo to m�wi�... Nie umiem panu powiedzie�, co zasz�o; ale kobieta, powt�rzywszy kilka razy u c h o, u ch o g�osem cichym i przyspieszonym, zacz�a wreszcie be�kota� przerywanymi g�oskami u... ch o..., u...ch o..., a potem, jako dalszy ci�g tego u...cha..., sam nie wiem, co jeszcze, wszystko razem, w po��czeniu z milczeniem, jakie zaleg�o potem, pozwoli�o wnosi�, i� sw�dzenie ucha u�mierzy�o si� w ten lub �w spos�b, mniejsza o to jak: co mi zrobi�o szczer� przyjemno��. No, a jej! Pan: Kubusiu, po�� r�k� na sercu i przysi�gnij, �e nie w tej kobiecie si� zakocha�e�. Kubu�: Przysi�gam. Pan: Tym gorzej dla ciebie. Kubu�: Gorzej lub lepiej. My�li pan zapewne, i� kobiety, kt�re s� takiej przyrody co ona, ch�tnie u�yczaj� ucha? Pan: My�l�, i tak jest napisane w g�rze. Kubu�: Ja my�l�, �e r�wnie� napisane jest, �e nied�ugo s�uchaj� jednego i tego samego osobnika i �e bywaj� sk�onne u�ycza� ucha postronnym. Pan: Mo�ebne. I oto zapu�cili si� w niesko�czon� dyskusj� o kobietach. Jeden twierdzi�, �e s� dobre, drugi, �e z�e: i obaj mieli s�uszno��; jeden, �e g�upie, drugi, �e pe�ne sprytu: i obaj mieli s�uszno��; jeden, �e fa�szywe, drugi, �e szczere: i obaj mieli s�uszno��; jeden, �e sk�pe, drugi, �e rozrzutne: i obaj mieli s�uszno��; jeden, �e �adne, drugi, �e szpetne: i obaj mieli s�uszno��; jeden, �e gadatliwe, drugi, �e skryte; jeden, �e szczere, drugi, �e ob�udne; jeden, �e ciemne, drugi, �e rozumne; jeden, �e stateczne, drugi, �e wyuzdane; jeden, �e postrzelone, drugi, �e roztropne; jeden, �e du�e, drugi, �e ma�e: i obaj mieli s�uszno��. W�r�d tej dysputy, podczas kt�rej mogli byli objecha� dooko�a ziemi� nie przerywaj�c ani na chwil� i nie doszed�szy do porozumienia, zaskoczy�a ich burza, kt�ra skierowa�a ich... - Dok�d? - Dok�d? Czytelniku, ciekawo�� twoja zaczyna by� bardzo niewygodna! C� ci, u diaska, na tym zale�y? Kiedy powiem, �e do Pacanowa, do Mo�cisk lub do Ry-czywo�u, czy du�o ci� to posunie naprz�d? Je�li b�dziesz nalega�, powiem, i� skierowali si� do... owszem, czemu nie?... do ogromnego zamku, nad kt�rego bram� znajdowa� si� napis: �Nale�� do nikogo i do wszystkich. Byli�cie tu, nime�cie weszli, i b�dziecie jeszcze, skoro wyjdziecie". - Czy weszli do tego zamku? - Nie, bo albo napis by� fa�szywy, albo byli ju� w zamku, nim do� weszli. - Ale przynajmniej wyszli stamt�d? - Nie, bo albo napis by� fa�szywy, albo byli tam jeszcze, skoro ze� wyszli. - I c� tam robili? - Kubu� powiada�, i� to, co by�o napisane w g�rze; pan, i� to, co chcia�: i obaj mieli s�uszno��. - Jakie towarzystwo zastali? - Mieszane. - Co m�wiono? - Nieco prawdy i wiele k�amstw. - Czy byli tam ludzie dorzeczni? - Gdzie� ich nie ma? a tak�e i przekl�ci zadawacze pyta�, kt�rych unika si� jak zarazy. A co najwi�cej razi�o Kubusia i jego pana przez ca�y czas, gdy si� przechadzali... - Wi�c si� przechadzali? - Bez ustanku, o ile nie siedzieli lub nie le�eli... Najwi�cej razi�o ich to, i� zastali z jakich dwudziestu �mia�k�w, kt�rzy zagarn�li sobie najwspanialsze apartamenta, gdzie po najwi�kszej cz�ci by�o im jeszcze ciasno. Zuchwalcy ci utrzymywali wbrew powszechnemu prawu i tre�ci napisu, i� zamek przekazano im na w�asno��; i przy pomocy garstki p�atnych hultaj�w wparli to przekonanie w znaczn� liczb� r�wnie� p�atnych przez siebie hultaj�w, gotowych za drobn� monet� powiesi� lub zamordowa� pierwszego, kt�ry by si� sprzeciwi�; b�d� co b�d� za czasu Kubusia i jego pana bywa�y wypadki takiej �mia�o�ci. - Czy uchodzi�y bezkarnie? - To wzgl�dne. 13 Powiecie mi, i� czyni� sobie zabawk� i �e nie wiedz�c, co pocz�� z mymi podr�nymi, rzucam si� w alegori�, zwyk�y ratunek ja�owych umys��w. Daruj� wam moj� alegori� i wszystkie skarby, jakie m�g�bym z niej wydoby�; przyznam, co wam si� spodoba, ale pod warunkiem, i� nie b�dziecie mnie n�ka� o ostatni nocleg Kubusia i jego pana; czy dobili do miasta i poszli do dziewcz�t; czy sp�dzili noc u starego przyjaciela, kt�ry podj�� ich najserdeczniej; czy poszukali schronienia u mnich�w, gdzie dla mi�o�ci bo�ej dano im z�y nocleg i lich� straw�; czy znale�li go�cin� w domu magnata, gdzie im brakowa�o wszystkiego, co potrzebne, przy obfito�ci wszystkiego, co zbyteczne; lub te� opu�cili rankiem wielce pa�sk� gospod�, gdzie im kazano zap�aci� bardzo drogo za lich� wieczerz� podan� na srebrnych p�miskach i za noc sp�dzon� w�r�d adamaszkowych kotar w wilgotnych i nie�wie�ych prze�cierad�ach; lub przyj�li go�cinno�� wiejskiego wikarego, kt�ry pospieszy� ob�o�y� dziesi�cin� kurniki parafian, aby zdoby� dla go�ci omlet i potrawk�; albo te� podpili sobie przednim winkiem, podjedli suto i zyskali dobrze zapracowan� niestrawno�� w bogatym opactwie bernardyn�w... Mimo �e to wszystko zda si� jednakowo mo�liwe, Kubu� nie by� tego zdania; istotnie mo�liw� z tych mo�liwo�ci by�a tylko ta, kt�ra by�a zapisana w g�rze. Co natomiast jest prawd�, to i� z jakiego b�d� miejsca ka�ecie im wyruszy�, nie ujechali jeszcze dwudziestu krok�w, kiedy pan rzek� do Kubusia si�gn�wszy uprzednio, wedle zwyczaju, do tabakierki: - No i c�. Kubusiu, twoje amory? - Zamiast odpowiedzie� Kubu� wykrzykn��: - Do diab�a z moimi amorami! A to� ja, dalib�g, zostawi�em... Pan: C�e� zostawi�? Miast odpowiedzi Kubu� wywraca wszystkie kieszenie i przeszukuje daremnie. Zostawi� pod poduszk� mieszek z pieni�dzmi, ale ledwie zd��y� uczyni� panu to przykre wyznanie, �w zakrzykn��: - Do diab�a z twoimi amorami! Zegarek m�j zosta� na kominku! Kubu� nie da� si� prosi�; zatoczy� koniem i pocz�apa� z powrotem wolnym truchtem, nigdy bowiem nie by�o mu spieszno. - Do ogromnego zamku? - Nie, nie. Z rozmaitych mo�liwych nocleg�w wybierzcie ten, kt�ry najlepiej odpowiada okoliczno�ciom. Tymczasem pan jecha� ci�gle naprz�d; pan i s�uga tedy rozdzielili si� i nie wiem, kt�remu towarzyszy�. Je�li chcecie uda� si� za Kubusiem, miejcie si� na baczno�ci: poszukiwanie sakiewki i zegarka mo�e by� tak d�ugie i zawik�ane, �e niepr�dko uda si� s�udze po��czy� ze swym panem, jedynym powiernikiem jego amor�w, a wtedy bywajcie zdrowe, amory Kubusia. Je�li, wys�awszy go na poszukiwanie zegarka i sakiewki, zechcecie dotrzyma� kompanii panu, b�dzie to z waszej strony wielka uprzejmo��, ale przyp�acicie j� pot�n� nud�; nie znacie jeszcze ludzi tego gatunku. My�li w g�owie na lekarstwo; je�li mu si� zdarzy powiedzie� co� do rzeczy, to chyba co� zas�yszanego albo te� przypadkiem. Ma oczy jak wy i ja; ale przewa�nie nie wiadomo, czy patrzy. Nie �pi, a nie czuwa: pozwala sp�ywa� �yciu, to jego zatrudnienie. Automat �w w�drowa� przed siebie ogl�daj�c si� od czasu do czasu, czy Kubu� nie wraca; z�azi� z konia i szed� piechot�; wsiada�, jecha� �wier� mili, zn�w z�azi� i siada� na ziemi okr�ciwszy uzd� doko�a gar�ci i wspar�szy g�ow� na r�kach. Kiedy si� znu�y� t� postaw� wstawa� i patrza�, czy nie wida� Kubusia. Ani �ladu! W�wczas niecierpliwi� si�, raz po raz mrucza� bezmy�lnie: �Hycel! pies! �ajdak! Gdzie on siedzi?! Co on robi? Czy potrzeba tyle czasu, aby odnale�� sakiewk� i zegarek? Ko�ci mu pogruchoc�! to go nie minie; och, ko�ci pogruchoc�!" Nast�pnie szuka� zegarka w kieszonce, gdzie go nie by�o, i popada� stopniowo w rozpacz, nie wiedzia� bowiem, co pocz�� bez zegarka, tabakierki i Kubusia; by�y ot trzy pociechy jego �ycia, kt�re sp�ywa�o na za�ywaniu tabaki, spogl�daniu na godzin� i zadawaniu pyta� Kubusiowi, a to we wszystkich mo�liwych kombinacjach. Pozbawiony zegarka, musia� si� ograniczy� do samej tabakierki, kt�r� otwiera� i zamyka� co minut�, ot, jak i ja czyni�, kiedy si� nudz�. Wieczorna resztka tabaki w mojej tabakierce stoi w stosunku prostym do zabawy lub odwrotnym do nudy w ci�- 14 gu dnia. B�agam ci�, czytelniku, osw�j si� z tym sposobem m�wienia zapo�yczonym z geometrii, podoba mi si� bowiem jego �cis�o�� i b�d� si� nim nieraz pos�ugiwa�. No i c�? Masz dosy� pana; a �e s�ugi co� nie wida�, czy zechcesz, aby�my pod��yli ku niemu? Biedny Kubu�! w chwili gdy o nim m�wimy, wykrzykn�� bole�nie: - By�o tedy napisane w g�rze, i� jednego i tego samego dnia przytrzymaj� mnie jako z�odzieja i bandyt�, zaprowadz� do wi�zienia i w dodatku pom�wi� o uwiedzenie dziewczyny! Gdy wolnym truchcikiem zbli�a� si� do zamku... nie... do miejsca ostatniego noclegu, min�� go w�drowny kramarz, z tych, co to kupcz� wszelkim towarem, i krzykn��: - Panie szlachcicu, mam podwi�zki, paski, �a�cuszki, tabakierki najnowszej mody, dewizki, pier�cionki, piecz�tki. Oto zegarek: z�oty, cyzelowany z podw�jn� kopert�, jak nowy... - Kubu� odpar�: - Szukam w�a�nie zegarka, ale to nie ten... - i dalej cz�apa� wci�� wolnym truchcikiem. Gdy tak jecha�, nagle zda�o mu si�, i� widzi napisane w g�rze, �e zegarek ofiarowany przez tego cz�owieka jest to�samy z zegarkiem jego pana. Nawraca tedy i rzecze: - Poka� no, przyjacielu, �w z�oty zegarek, mam jakie� przeczucie, �e mi si� nada. - Na honor - odpar� przekupie� - nie dziwi�bym si�: pi�kna, bardzo pi�kna sztuka, prawdziwy Julian Le Roi4. Ledwo par� chwil, jak go mam w posiadaniu, naby�em go za bezcen, oddam te� niedrogo. Lubi� zysk ma�y a cz�sty; teraz lichy czas na interesa: mog� ze trzy miesi�ce czeka� na podobn� gratk�. Wygl�dasz na poczciwego cz�eka; wol�, by� pan skorzysta� ni� kto inny... Tak gwarz�c przekupie� u�o�y� skrzynk� na ziemi, otworzy� j� i wydoby� zegarek, kt�ry Kubu� pozna� natychmiast i bez zdziwienia; o ile bowiem nigdy si� nie spieszy�, o tyle dziwi� si� rzadko. Obejrza� dobrze zegarek: �Tak - powiedzia� sobie w duchu - to ten..." Do przekupnia za�: - Masz s�uszno��, �adny, bardzo �adny i wiem, �e chodzi doskonale... - Po czym, wpuszczaj�c zegarek do kieszonki, rzek�: - Przyjacielu, �licznie dzi�kuj�! - Jak to, �licznie dzi�kuj�? - Tak, to zegarek mego pana. - Nie znam �adnego pana, zegarek jest m�j, kupi�em go i zap�aci�em got�wk�... I chwytaj�c Kubusia za ko�nierz, zacz�� si� z nim szamota�. Kubu� rzuca si� do konia, chwyta pistolet z olstr�w i, przyk�adaj�c go kramarzowi do piersi, wo�a: - Umykaj lub zginiesz! - Kramarz, przera�ony, porzuca zdobycz. Kubu� siada z powrotem na konia i rusza ku miastu m�wi�c w duchu: �Mamy zegarek, pomy�lmy o sakiewce..." Kramarz zamyka w po�piechu skrzynk�, bierze j� z powrotem na plecy i spieszy za Kubusiem, wo�aj�c: - Z�odziej! z�odziej! morderca! na pomoc! do mnie! do mnie!... - By�o to w porze zbior�w: w polu by�o pe�no ludzi. Porzucaj� sierpy, gromadz� si� ko�o przekupnia i pytaj�, gdzie z�odziej, gdzie morderca. -O, ten, co jedzie. - Jak to! ten, kt�ry jedzie truchtem ku miastu? - Ten sam. - Id�cie�, cz�owieku, �le macie w g�owie, to� z�odziej nie jedzie takim krokiem. - Z�odziej, powiadam wam, z�odziej: wydar� mi przemoc� zegarek... Ludzie nie wiedzieli, komu wierzy�, krzykom przekupnia czy spokojnemu truchtowi Kubusia. - S�uchajcie, dobrzy ludzie - krzycza� ci�gle kramarz - zar�ni�ty jestem, je�li mi nie pomo�ecie; wart by� trzydzie�ci ludwik�w jak grosz. Ratujcie mnie, to� on uwozi moje mienie: je�li mu przyjdzie ochota pu�ci� si� galopa, po�egnam si� z zegarkiem... Kubu�, o ile nie by� w mo�no�ci s�yszenia krzyk�w, �atwo m�g� widzie� zbiegowisko, ale nie pospieszy� kroku. Wreszcie nadziej� nagrody uda�o si� kramarzowi zach�ci� ch�op-k�w do pogoni. I oto gromada m�czyzn, kobiet i dzieci puszcza si� za Kubusiom i krzy- 4 S�ynny zegarmistrz wsp�czesny. 15 czy: - Z�odziej! z�odziej! morderca! - kramarz za� ku�tyka za nimi tak chy�o, jak tylko pozwala mu jego tobo�ek, i krzyczy: - Z�odziej! z�odziej! morderca! Wkroczyli tak do miasta, w owym bowiem mie�cie Kubu� i jego pan sp�dzili ostatni nocleg; przypominam sobie w tej chwili. Mieszka�cy wyl�gaj� z dom�w, przy��czaj� si� do ch�opk�w i do kramarza i krzycz� zgodnym ch�rem: - Z�odziej! z�odziej! morderca!... -Wszyscy dopadli Kubusia niemal r�wnocze�nie. Skoro kramarz rzuci� si� na niego. Kubu� wymierzy� mu ku�akiem cios, kt�ry go obali� na ziemi�, ale jeszcze w tej pozycji �w krzycza� nieustannie: - �otrze, �ajdaku, zbrodniarzu, oddaj zegarek! Oddasz, obwiesiu, a mimo to b�dziesz dynda�... - Kubu� zachowuj�c zimn� krew zwr�ci� si� do t�umu, kt�ry wzrasta� z ka�d� chwil�, i rzek�: - Musi tu by� komisarz policji, prosz� zaprowadzi� mnie do niego; tam postaram si� udowodni�, �e nie jestem �ajdakiem, natomiast ten cz�owiek mo�e si� nim �atwo okaza�. Wzi��em mu zegarek, prawda; ale to zegarek mego pana. Nie jestem zupe�nie obcy w tym mie�cie: przedwczoraj wiecz�r byli�my tu z panem i zatrzymali�my si� u naczelnika s�du, jego dawnego przyjaciela. - Je�li wam nie m�wi�em poprzednio, �e Kubu� i jego pan przeje�d�ali przez Conches i stan�li u naczelnika tanecznego s�du, to i� nie nadarzy�a si� sposobno��. - Prosz� mnie zaprowadzi� do pana s�dziego - powtarza� Kubu� zsiad�szy z konia. W �rodku orszaku paradowali Kubu�, jego ko� i przekupie�. Przybywaj� do siedziby s�dziego. Kubu�, ko� i kramarz wchodz� do �rodka, przy czym Kubu� i kramarz trzymaj� si� wzajem za klapy surduta. T�um zosta� zewn�trz. Co robi� tymczasem pan Kubusia? Zdrzemn�� si� przy go�ci�cu z uzd� w gar�ci, przy czym zwierza skuba�o traw� wpodle �pi�cego, o ile pozwala�a na to d�ugo�� uzdy. Skoro tylko pan s�dzia ujrza� Kubusia, wykrzykn��: - Ty�e� to, dobry Kubusiu! C� ci� sprowadza samego z powrotem? - Zegarek mego pana: wyje�d�aj�c zostawi� go na kominku, ja za� znalaz�em go w walizce tego cz�owieka; dalej sakiewka zapomniana przy ��ku, kt�ra te� si� odnajdzie, je�li pan rozka�e. - I je�li tak jest zapisane w g�rze... - doda� dygnitarz. Natychmiast kaza� zwo�a� swoich ludzi; kramarz za� wskazuj�c wysokiego draba o do�� podejrzanej minie, niedawno przyj�tego do domu, rzek�: - To ten sprzeda� mi zegarek. Urz�dnik przybieraj�c gro�ne oblicze rzek� do kramarza i do s�u��cego: - Zas�ugiwaliby�cie obaj na galery; ty, �e sprzeda�e� zegarek, ty, �e go kupi�e�... - Do lokaja: - Oddaj mu pieni�dze i �ci�gaj natychmiast liberi�... - Do kramarza: -Czym pr�dzej wyno� si� z okolicy, je�li nie chcesz, aby ci� w niej przygwo�d�ono na zawsze. Obaj bawicie si� rzemios�em, kt�re nie wyjdzie wam na dobre... Teraz, Kubusiu, zajmijmy si� sakiewk�. - Osoba, kt�ra j� sobie przyw�aszczy�a, stawi�a si� nie wzywana; by�a to pi�knie wyro�ni�ta dziewczyna, zbudowana na schwa�. - To ja, panie, mam t� sakiewk� - rzek�a do pryncypa�a - ale nie ukrad�am, da� mi j�. - Ja ci da�em sakiewk�? -Tak. - Mo�liwe, ale niech mnie diabli porw�, je�eli sobie przypominam... S�dzia rzek� do Kubusia: - No, no. Kubusiu, nie wyja�niajmy dalej. -Panie... - Wedle tego, co widz�, jest �adna i niedzika. - Panie, przysi�gam... - Ile� by�o w sakiewce? - Oko�o dziewi�ciuset siedemnastu liwr�w. - Och, Joasiu! dziewi��set siedemna�cie liwr�w za jedn� noc to o wiele za du�o jak na was oboje. Daj mi t� sakiewk�... Dziewucha poda�a sakiewk� panu, kt�ry doby� podw�jnego talara: - Masz - rzek� - oto zap�ata za twoje us�ugi, warta jeste� wi�cej, ale dla kogo innego ni� Kubu�. �ycz� ci dwa 16 razy tyle ka�dego dnia, ale nie w moim domu, rozumiesz? A ty. Kubusiu, siadaj co �ywo na ko� i wracaj do pana. Kubu� sk�oni� si� s�dziemu i oddali� si� bez odpowiedzi, ale m�wi� sobie w duchu: �A, szelma!, a �ajdaczka! By�o tedy napisane w g�rze, �e inny si� z ni� prze�pi, a Kubu� zap�aci!... Ech, pociesz si�, Kubusiu, czy nie dosy� szcz�cia, �e odnalaz�e� swoj� sakiewk� i pa�ski zegarek i �e ci� to kosztowa�o tak niewiele?" Kubu� wsiada na konia i rozpiera ci�b�, jaka si� uczyni�a przed domem; ale poniewa� ci�ko mu by�o przenie��, by tylu ludzi mia�o go bra� za hultaja, powoli i rozmy�lnie wydoby� z kieszeni zegarek i popatrzy� na godzin�; nast�pnie dal ostrog� koniowi, kt�ry, nie przyzwyczajony do tego, pogna� z kopyta. Zwyczajem Kubusia by�o da� mu i�� krokiem, jaki sam ko� uzna� za w�a�ciwy; r�wnie niewczesnym zda�o mu si� zatrzymywa� go, gdy galopowa�, jak pop�dza�, gdy szed� powoli. Zdaje si� nam, �e prowadzimy los, gdy w istocie on zawsze nas prowadzi; losem za� mieni� Kubu� wszystko, co spotka� na drodze: konia, w�asnego pana, mnicha, psa, kobiet�, mu�a, wron�. Konik ni�s� go tedy ca�ym p�dem ku panu, kt�ry zdrzemn�� si� by� przy go�ci�cu z uzd� w gar�ci, jak wspomnia�em. Skoro Kubu� zasta� pana w tej pozycji, uzda by�a na swoim miejscu, ale konia nie by�o. Widocznie jaki� hultaj zakrad� si� ku �pi�cemu, obci�� uzd� i uprowadzi� bydl�tko. Na t�tent Kubusio-wego konia pan zbudzi� si�; pierwszym jego s�owem by�o: - Chod� no, chod�, ga�ganie! ja ci�... - Tu zacz�� ziewa� na �okie� szeroko. - Ziewaj pan, ziewaj do syta - rzek� Kubu� - ale gdzie pa�ski ko�? -Ko�? -Tak, ko�... Pan spostrzegaj�c, i� skradziono mu konia, mia� ju� wpa�� na Kubusia zamachuj�c si� resztk� uzdy, ale ten rzek�: - Powoli, panie, nie jestem dzi� w usposobieniu, �eby si� da� grzmoci�; uderzy mnie pan raz, ale przysi�gam, �e za nast�pnym spinam konia i zostawiam pana, jak pan stoi... Gro�ba Kubusia ostudzi�a natychmiast gniew pana, kt�ry rzek� znacznie �agodniej: - A zegarek? - Oto jest. - A sakiewka? - Oto jest. - D�ugo� siedzia�. - Niezbyt d�ugo, jak na to, com zdzia�a�. Pos�uchaj pan. Przyby�em na miejsce, wda�em si� w b�jk�, poruszy�em ca�� wie� przeciw sobie, wzi�to mnie za opryszka i z�odzieja, zaprowadzono do s�dziego, przeszed�em podw�jne �ledztwo, omal nie wys�a�em dw�ch ludzi na szubienic�, przyprawi�em lokaja o wygnanie z domu, pokoj�wk� o strat� miejsca, przekonano mnie, i� sp�dzi�em noc w ��ku osoby, kt�rej nigdy nie widzia�em, a kt�rej mimo wszystko zap�aci�em; i jestem z powrotem. - A ja czekaj�c na ciebie... - By�o napisane w g�rze, �e czekaj�c na mnie zdrzemnie si� pan i �e panu skradn� konia. Ha, c�! nie my�lmy o tym! niewielk� rzecz� jeden ko� stracony, a mo�e jest napisane w g�rze, �e si� odnajdzie. - M�j ko�! m�j biedny ko�! - Cho�by� pan lamentowa� bodaj do jutra rana, nic to nie pomo�e ani nie odmieni. - C� teraz pocz��? - Wezm� pana z ty�u oklep albo te�, je�li pan woli, zdejmiemy buty, przytroczymy je do siod�a i b�dziemy dalej i�� piechot�. - M�j ko�, m�j biedny ko�! 17 Postanowili raczej w�drowa� piechot�, przy czym pan wzdycha� od czasu do czasu: �M�j ko�! m�j biedny ko�!". Kubu� za� rozwija� obszerniej tre�� swych przyg�d. Skoro doszed� do zezna� owej dziewczyny, pan rzek�: - Naprawd�, Kubusiu, nie spa�e� z t� dziewczyn�? Kubu�: Nie, panie. Pan: I zap�aci�e�? Kubu�: Tak si� widzi. Pan: Raz w �yciu zdarzy�o mi si� wi�ksze nieszcz�cie. Kubu�: Zap�aci� pan przespawszy si� wprz�dy? Pan: Rzek�e�. Kubu�: Nie opowie mi pan tego? Pan: Nim zapu�cimy si� w histori� moich amor�w, trzeba wprz�d wybrn�� z twoich. No! Kubusiu, dzieje twojej mi�o�ci, kt�r� przyjmuj� jako pierwsz� i jedyn� twego �ycia mimo przygody ze s�u��c� w Conches; gdyby� nawet si� z ni� przespa�, nie znaczy, �e� by� zakochany. Co dzie� prawie sypia cz�owiek z kobietami, kt�rych nie kocha, a nie sypia z tymi, kt�re kocha. Ale... Kubu�: C�, ale?... Co panu? Pan: M�j ko�!... Kubusiu, serce, nie gniewaj si�: postaw si� na miejscu mego konia, wyobra� sobie, �e ciebie straci�em, i powiedz, czy nie ceni�by� mnie tym wi�cej, s�ysz�c, jak wzdycham: �M�j biedny Kubu�!" Kubu� u�miechn�� si� i rzek�: - Stan�li�my, o ile pami�tam, na rozmowie gospodarza z �on� w noc po pierwszym opatrunku. Zasn��em troch�. Gospodarz i jego po�owica wstali nieco p�niej ni� zwykle. Pan: Bardzo wierz�. Kubu�: Obudziwszy si� rozsun��em firanki i ujrza�em gospodarza, �on� i chirurga w tajemniczej naradzie na progu. Po tym, com s�ysza� w nocy, nietrudno by�o domy�li� si� tre�ci. Chrz�kn��em. Chirurg rzek�: - Obudzi� si�; zejd�cie no, kumie, do piwnicy, golniemy �yczek; to daje dziwn� pewno�� r�ki. Zdejm� opatrunek i pogadamy o reszcie. Skoro przyniesiono i wypr�niono butelk�, jako �e wedle termin�w sztuki g o 1 n � � � y czek znaczy wypr�ni� co najmniej jedn� butelk�, chirurg zbli�y� si� i rzek�: - Jak�� mieli�my noc? - Niez��. - Prosz� r�k�... Dobrze, dobrze, puls niezgorszy, gor�czki prawie �e nie ma. Trzeba zobaczy� ko