2581
Szczegóły |
Tytuł |
2581 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2581 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2581 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2581 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "STUDNIE PRZODK�W"
autor: Joanna Chmielewska
Data wydania : 1979 r.
Roku pa�skiego 1876 szesnastoletnia Katarzyna Bolnicka uciek�a
z domu. �ci�le bior�c nie z w�asnego domu, a z wytwornej siedziby
swoich hrabiowskich pociotk�w, gdzie nabiera�a og�ady i uczy�a
si� eleganckich manier. Nakichaw-szy na og�ad� i maniery, zmyli�a
stra�e i p�n� noc� wylaz�a przez okno spi�arni, nast�pnie za�
przez dziur� w ogrodzeniu. Za dziur� czeka� dziarski m�odzian,
dzier��cy kr�tko przy pysku zniecierpliwione konie, �atwo zatem
odgadn��, po co Katarzyna uciek�a. Chwila to by�a wielce
romantyczna, p� ksi�yca �wieci�o upojnie, wiosenny wiatr p�dzi�
po niebie ob�oki, w m�odzie�cu ogni�cie gorza�y rozmaite uczucia
i Katarzynie wszystko razem podoba�o si� nadzwyczajnie. Nad
skutkami ucieczki nie zastanawia�a si� ani przez chwil�, a
sumienie mia�a spokojne, poniewa� zakochany wielbiciel zadba� o
moraln� stron� przedsi�wzi�cia i um�wiony ksi�dz ju� czeka�. �lub
wzi�li o �wicie. Do m�owskiego domu dotarli nie tak od razu. Pan
m�ody mimo amor�w zachowa� resztki przytomno�ci umys�u i ko�ata�y
si� w nim mgliste niepokoje w kwestii wra�enia, jakie nowa
siedziba mo�e uczyni� na ma��once �wie�o wyrwanej z hrabiowskiego
pa�acu. P�ta� si� zatem po okolicznych karczmach i ober�ach, jak
d�ugo m�g�, usi�uj�c odwlec niepokoj�c� chwil�. Zw��czy� tydzie�,
d�u�ej si� nie da�o i owa chwila nadesz�a. Z�e przeczucia okaza�y
si� s�uszne, Katarzyn� widok m�owskiej posiad�o�ci trzasn��
niczym grom z jasnego nieba. We dworze rodzic�w �y�a dostatnio,
w pa�acu ciotki-hrabiny luksusowo, tu za� ujrza�a co� strasznego.
Na skraju zwyczajnej wsi sta�a sobie zwyczajna cha�upa, obszerna
wprawdzie, czteroizbowa, z ogrodem, ale gdzie jej by�o do
rodzicielskiego dworu! Ju� raczej przypomina�a rodzicielsk�
obor�. Jedna dziewka od kr�w i jeden parobek stanowili ca�y
personel us�ugowy. Katarzyna w mgnieniu oka poczu�a si� oszukana,
wykantowana i zgo�a zel�ona. Temperament mia�a ognisty i jak
przedtem wielka mi�o��, tak teraz dzika furia pchn�a j� do
kolejnej ucieczki w tajemnicy. O bladym �wicie naj�a �ydowsk�
bryczk� i uda�a si� do domu rodzic�w. Skutki tego pomys�u okaza�y
si� zgubne, a wynaj�ty pojazd pogr��y� j� ostatecznie, trafi�a
bowiem dok�adnie na chwil� powrotu matki od siostry-hrabiny. Pani
Zofia Bolnicka na wie�� o ucieczce c�rki z jakim� chudopacho�kiem
dosta�a ataku sza�u. Hodowa�a jedynaczk� dla wielkiej przysz�o�ci
i wi�za�a z ni� pot�ne nadzieje, zgromadzi�a dla niej imponuj�cy
posag, po czym wys�a�a j� na dw�r swojej siostry, kt�rej uda�o
si� zrobi� karier� przez po�lubienie prawdziwego hrabiego. Na
owym dworze urodziwa i obrotna Katarzyna mia�a pe�ne szans�
otrze� si� o wielki �wiat, uzupe�ni� edukacj� i znale��
odpowiedniego kandydata na m�a. Pani Zofia ekspensowa�a si� na
kiecki i przypodchlebia�a siostrze, chocia� by�o to sprzeczne z
jej charakterem, wci�� widz�c przed sob� wielkie nadzieje. A
Katarzyna c� uczyni�a? Zmarnowa�a wszystko, wywo�uj�c okropny
skandal i niszcz�c bezpowrotnie �wietlan� przysz�o��, ma�o,
rzucaj�c wr�cz ha�b� na ca�� famili� przez maria� z jakim�
n�dzarzem, mo�e i szlachcicem, ale ca�kiem sch�o-pia�ym.
Natychmiast po otrzymaniu wiadomo�ci o wyg�upie c�rki pani Zofia
uda�a si� do siostry i zrobi�a jej potworn� awantur� z powodu
demoralizacji niedo�wiadczonej dzieweczki. Siostra-hrabina
usposobienie mia�a podobne, odpowiedzia�a zatem nie mniejsz�
awantur�, l��c pani� Zofi� za zaniedbania wychowawcze, kt�re
doprowadzi�y do rozbestwienia g�upiej dziewuchy i takiego
straszliwego skandalu. M�odociana ladacznica wprowadzi�a do
rodziny jakiego� chudopacho�ka z za�cianka, poni�y�a wszystkich
z pani� hrabin� na czele, ha�ba niedopuszczalna, pani hrabina
wyrzeka si� na wieki i siostrzenicy, i siostry! � Noga moja nie
postanie wi�cej w tym zapowietrzonym domu! � wrzasn�a na to pani
Zofia bliska apopleksji. � Mam gdzie� twoje hrabiostwo, ty �lepa
komendo! �winie ci pasa�, a nie cnotliw� panienk� edukowa�! �
Cnotliwa panienka, cha, cha � odrzek�a siostra ur�gliwie i
kontakty familijne zosta�y zerwane. Pani Zofia wr�ci�a do domu,
czerwono maj�c przed oczami. Furia szala�a w niej w pe�nym
rozkwicie. Mo�e by te dzikie uczucia z czasem nieco z�agodnia�y,
gdyby nie to, �e dotar�szy na w�asny dziedziniec pani Zofia
znienacka ujrza�a �r�d�o zam�tu. Na widok wysiadaj�cej z
obskurnej �ydowskiej bryczki Katarzyny, wcale nie zap�akanej ani
te� skruszonej, za to zbuntowanej i w�ciek�ej, owa szalej�ca
furia stwardnia�a nagle na granit. W pani Zofii co� zaskoczy�o,
zderzenie wielkich nadziei z okropn� rzeczywisto�ci� przeros�o
jej si�y, padania do n�g nie przyj�a do wiadomo�ci, z m�em
usi�uj�cym wstawi� si� za c�rk� przesta�a rozmawia�, chleba i
noclegu wprawdzie jej nie odm�wi�a, ale zaraz nazajutrz kaza�a
zaprz�ga� i najlepsz� karet� oraz czw�rk� cugowych koni odwioz�a
j� do �lubnego ma��onka. � Jake� z nim uciek�a, to teraz z nim
�yj! � rzek�a zimno i z zaci�to�ci�. Przy okazji obejrza�a sobie
dok�adnie posiad�o�� zi�cia, po czym o ile granit m�g�by
stwardnie�, o tyle i jej zaci�to�� stwardnia�a. Zostawi�a
rozw�cieczon� i nieszcz�liw� Katarzyn� na podw�rzu mi�dzy
drobiem i swoj� l�ni�c� karet� wr�ci�a do domu, zapowiedziawszy
stanowczo, �e c�rk� na wieki wydziedzicza. Katarzyna podda�a si�
losowi, uczyni�a to jednak w spos�b wysoce oryginalny. Do
rodzic�w nie zwr�ci�a si� nigdy wi�cej. Raz na zawsze, na znak
�a�oby po utraconym �wietnym losie, na�o�y�a czarn� sukni� i do
ko�ca �ycia nie zmieni�a jej kroju ani koloru. Wszystkie kolejne
kiecki sprawia�a sobie takie same. Do owych czarnych
pow��czystych szat, kt�rych treny zmiata�y kurze �ajna z
podw�rza, nosi�a bia�e koronkowe ko�nierzyki, takie� mankiety
oraz bia�e r�kawiczki i w tym stroju zajmowa�a si� wy��cznie
ogrodem. Gospodarstwa domowego nie tkn�a. Ogr�d kwit�, reszta
za� sz�a jak B�g da�. M�� wielbi� j� nieodmiennie wci�� z tym
samym ogniem, czemu nie mo�na si� dziwi�, bo te� istotnie by�a
�liczna. Drobna, szczup�a, czarnow�osa i czarnooka, �ywa, bystra
i wdzi�czna. Dzieci mia�a dziewi�cioro, siedmiu syn�w i dwie
c�rki, i odnosi�a si� do nich podobnie jak do kur, prosi�t i
garnk�w, pozostawiaj�c je w�asnemu losowi. W rodzinie, kt�ra
zerwa�a z ni� wszelkie kontakty, nast�powa�y wydarzenia rozmaite.
Ciotka-hrabina zmar�a bezpotomnie, prze�ywszy swego m�a-hrabiego
o ca�e dwa lata. Skutek tych zgon�w by� do�� nieoczekiwany, bo
hrabina, gruntownie wymazawszy z pami�ci imi� siostry, zapomnia�a
zmieni� testament i pani Zofia Bolnicka odziedziczy�a znienacka
jedn� czwart� hrabiowskiego maj�tku. Nast�pnie zszed� z tego
pado�u samotny krewniak, kt�ry okaza� si� r�wnie bogaty po
�mierci, jak by� sk�py za �ycia. Testamentem wprowadzi� lekkie
zamieszanie, przekaza� nim bowiem ca�o�� swoich d�br c�rce pani
Zofii, Katarzynie, lub jej potomkom. Pani Zofia wci�� jednakowo
zaci�ta uczepi�a si� tego �lub jej potomkom" i nie dopu�ci�a do
obdarowania Katarzyny maj�tkiem, kwesti� potomk�w zobowi�zuj�c
si� za�atwi� sama. Troch� to by�o sprzeczne z przepisami, prawem
i wol� testatora, ale nie istnia� na �wiecie taki notariusz,
kt�ry o�mieli�by si� sprzeciwi� pani Zofii Bolnickiej. Nast�pnie
zmar� ojciec Katarzyny, pozostawiaj�c ca�e mienie do dyspozycji
�ony. Wkr�tce jeden z dw�ch braci Katarzyny zgin�� w pojedynku,
drugi za� przepad� gdzie� w �wiecie. Wreszcie pani Zofia poczu�a
nadchodz�c� staro��. Zaci�ta by�a nadal, ale sumienie zacz�o j�
troch� niepokoi�, do sumienia za� zgodnie przy��czyli si� jej
spowiednik i jej notariusz. Notariusz nie m�g� przebole� owego
testamentu krewniaka i nie dope�nionych powinno�ci, kt�re gryz�y
go w honor prawnika i w zwyk�� ludzk� uczciwo��. Pani Zofia z
wiekiem wprawdzie ma�o z�agodnia�a, wci�� niebezpiecznie by�o
r�ni� si� z ni� zdaniem, o�mieli� si� jednak�e co� tam na ten
temat napomkn��. Kancelari� mia� zamiar w przysz�o�ci przekaza�
synowi i razem z kancelari� chcia� mu pozostawi� nienaruszon�
prawnicz� cze��. Zadawnion� komplikacj� nale�a�o jako� rozwik�a�.
Szczerze m�wi�c, pani Zofia sama nie bardzo wiedzia�a, co ma
zrobi� z niespodziewanie naros�ym maj�tkiem, kt�rego ogrom
wzmaga� jej rozgoryczenie. Doskonale umia�a sobie wyobrazi�, jak
wygl�da�oby �ycie jej bajecznie bogatej, niegdy� ukochanej c�rki,
gdyby si� tak nie wyg�upi�a i nie po�lubi�a byle kogo. Zi��
okaza� si� wprawdzie cz�owiekiem przyzwoitym, ale niezaradnym,
o dzieci umia� si� postara�, ale o mienie dla tych dzieci ju�
nie. Do bani taki zi��, kt�ry wnuki pani Zofii chowa na ch�op�w,
a wszystkiemu winna, oczywi�cie, Katarzyna. Katarzyna stanowi�a
ko�� zgryzoty. Cz�� maj�tno�ci nale�a�a si� jej prawnie, cz��
pani Zofia dawnymi czasy sama dla niej przeznaczy�a. Uzbierany
niegdy� posag wci�� le�a� nienaruszony. Trzeba by�o jako� z tego
wybrn��, r�wnocze�nie da� jej i nie da�, bo da� tak zwyczajnie,
�eby mog�a z tego korzysta�, by�o ponad si�y pani Zofii. Nie
darowa�a c�rce ani swoich zawiedzionych nadziei, ani
niepos�usze�stwa, ani afrontu, na jaki narazi�a j� w hrabiowskim
pa�acu. Testament pani Zofii wypad� zatem nieco osobliwie.
Wyliczywszy starannie wszystko, co mia�a do przekazania, poleci�a
odda� to najstarszej c�rce Katarzyny, z tym �e dopiero po �mierci
matki, lub te� potomkom tej c�rki. Katarzyna do ko�ca �ycia mia�a
trwa� w ub�stwie w tej ch�opskiej cha�upie, kt�r� sobie sama
wybra�a. Wykonawc� testamentu mia� zosta� stary notariusz, po nim
za� ewentualnie jego syn, kt�remu pod gro�b� ojcowskiej kl�twy
nakazano szczeg�ln� dba�o�� o powierzone mienie oraz starann�
piecz� nad spadkobierczyni� nie maj�c� poj�cia, co j� czeka w
przysz�o�ci. Spadkobierczyni chwilowo przestawia�a gary na kuchni
i przegania�a m�odsze rodze�stwo, podj�wszy obowi�zki
gospodarskie i pedagogiczne w zast�pstwie fanaberyjnej mamusi.
Pani Zofia ukradkiem zasi�gn�a informacji o najstarszej wnuczce.
Dowiedzia�a si�, �e charakter, owszem, posiada, energi� wykazuje,
szanuje rodzic�w i trwa w pos�usze�stwie. Wie�ci te sprawi�y jej
niejak� ulg�. Pomy�la�a, �e mo�e ona zrealizuje dawne wielkie
nadzieje i zrobi karier� na bazie wspania�ego posagu, a je�li nie
ona, to jej dzieci. Grunt, �eby nie Katarzyna... Wszystko
pozosta�o najg��bsz� tajemnic�. O testamencie pani Zofii wiedzia�
notariusz, ona sama i dw�ch �wiadk�w, z kt�rych jeden na �o�u
�mierci pu�ci� nieco farby i pozwoli� rozej�� si� niejasnym
wie�ciom o ukrytym bogactwie, drugi za� wywar� zdecydowany wp�yw
na przysz�e wydarzenia, aczkolwiek pary z g�by nie pu�ci�. Tym
drugim by� niejaki Franciszek W��kniewski, wywodz�cy si� z
podupad�ej szlachty ojciec rodu, siedz�cy na gospodarce we wsi
o prostej nazwie Wola. Franciszek W��kniewski by� zdania, �e
wszystkim zawiaduje r�ka boska, r�ce boskiej nale�y jednak troch�
pomaga�. W ramach owej pomocy dokona� zatem dw�ch czyn�w. Po
pierwsze zaprzyja�ni� si� zar�wno ze starym, jak i z m�odym
notariuszem i pos�u�y� im cenn� pomoc� w zarz�dzaniu cz�ci�
spadku, po drugie za� j�� miewa� liczne i skomplikowane interesy
gospodarskie we wsi b�d�cej siedzib� Katarzyny de domo
Bolnickiej. Interesy bezwzgl�dnie musia� za�atwia� jego starszy
syn, nara�ony w ten spos�b na ustawiczne spotykanie starszej
c�rki Katarzyny, przy czym Franciszek W��kniewski, cz�owiek
uczciwy, ani jednym s�owem nie wspomnia� o jakichkolwiek
nadziejach na przysz�o�� owej m�odej damy. Reszt� powinna by�a
za�atwi� r�ka boska. R�ka boska zadzia�a�a nieco gryma�nie.
Pomiesza�a Franciszkowi syn�w i nie starszego pchn�a we
w�a�ciwym kierunku, a m�odszego, w dodatku tak miejsce, jak i
okoliczno�ci wybra�a sobie do�� nieoczekiwane. Starszy syn w
tajemnicy przed ojcem ju� dawno mia� narzeczon� w innej okolicy,
z interesami wypycha� zatem m�odszego. Pozna� si� m�odzi poznali,
na c�rk� Katarzyny nie spos�b by�o nie zwr�ci� uwagi, bo urod�
wzi�a po matce, nic jednak�e na razie z tego nie wynik�o. Ka�de
z nich mia�o jakie� plany we w�asnym zakresie. M�odszy syn
Franciszka poszed� do miasta z b�ogos�awie�stwem rodzicielskim,
c�rka Katarzyny za� zbuntowa�a si� przeciwko tyranii gar�w i
uciek�a z domu bez b�ogos�awie�-6
stwa rodzicielskiego. Przekle�stwa unikn�a r�wnie� dzi�ki temu,
�e Katarzynie by�o to najzupe�niej oboj�tne. Obowi�zki domowe
przej�a m�odsza c�rka. Starsza c�rka w sto�ecznym mie�cie
Warszawie natkn�a si� na znajomego m�odzie�ca ze wsi i tu
opatrzno�� uzna�a za s�uszne wkroczy�. Obydwoje razem podzia�ali
sobie troch� w ruchu rewolucyjno-patriotycznym, bo czasy to by�y
carskie, szcz�liwie nie wpadli i nie poszli na Sybir, za to po
pewnym czasie wzi�li cichy �lub. Pani Zofia Bolnicka nie do�y�a
tej chwili, pad�a ra�ona apopleksj� na wie�� o ucieczce z domu
najstarszej wnuczki. Franciszek W��kniewski do�y� i zmar� w rok
p�niej szcz�liwy, wci�� zachowuj�c w kwestii przysz�ego spadku
absolutne milczenie. Katarzyna �y�a, a spadek czeka�. Cz��
kwit�a i prosperowa�a pod zarz�dem m�odego notariusza i m�odego
W��kniewskiego, a cz�� trwa�a w zastoju przemy�lnie ukryta, przy
czym o miejscu ukrycia zadecydowa�a jeszcze za �ycia pani Zofia
do sp�ki ze starym notariuszem. Nadal nikt o niczym nie
wiedzia�, m�ody notariusz trzyma� j�zyk za z�bami, m�ody
W��kniewski poj�cia nie mia�, �e uczestniczy w zarz�dzaniu
przysz�ym mieniem swojej bratowej, opatrzony piecz�ciami
testament spoczywa� w �elaznej skrzyni, a Katarzyna �y�a. Umar�
jej m��, dzieci rozpierzch�y si� po �wiecie, dwie wojny �wiatowe
wstrz�sn�y narodami, a Katarzyna ci�gle �y�a, zajmuj�c si� swoim
ogrodem. Umar�a wreszcie roku pa�skiego 1954, prze�ywszy lat 94.
Po notariuszu, testamencie i spadku wszelki �lad zagin��... * *
*
Niejaki Adam Dudek, z zawodu ogrodnik, pod naciskiem �ony
remontowa� sw�j dom w�asnor�cznie. Hania Dudkowa s�yn�a ze
sk�pstwa i nie �yczy�a sobie p�aci� za robocizn� obcym
darmozjadom. �yczy�a sobie mieszka� porz�dnie i elegancko
mo�liwie jak najmniejszym kosztem, a m�� pe�en szacunku dla jej
gospodarno�ci nie o�mieli� si� sprzeciwia�. Dom by� przedwojenny,
porz�dny, solidnie wykonany i op�aca�o si� go remontowa�,
wprowadzaj�c takie luksusy, jak �azienk� i centralne ogrzewanie,
szczeg�lnie �e osobom, kt�re na jarzynkach poros�y w pierze, nie
wypada�o ju� mieszka� byle jak. Hania zatem twardo siedzia�a na
pieni�dzach, a jej m�� harowa�. Po nies�ychanie d�ugich i
licznych udr�kach budowlanych doprowadzi� wreszcie remont do fazy
ko�cowej, co jemu samemu wydawa�o si� istnym cudem. Z wielk�
satysfakcj� naby� piec centralnego ogrzewania i przyst�pi� do
montowania go w piwnicy. Piwnice by�y obszerne i bez trudu
znalaz�o si� w nich miejsce na kot�owni� i sk�ad opa�u. Grzejniki
w ca�ym domu zosta�y ju� za�o�one, wszelkie przewo-dy i rury
po��czono ze sob�, nale�a�o teraz ustawi� piec, pod��czy� i
sprawdzi�, jak dzia�a ca�o��. Do pomocy przy tej operacji Adam
zaprosi� dalekiego krewniaka, m�odzie�ca pe�nego si�y i wigoru,
s�yn�cego z przydatno�ci do rozmaitych skomplikowanych
przedsi�wzi�� natury nie tylko prywatnej, ale tak�e s�u�bowej.
Krewniak, Staszek Bielski, cieszy� si� stopniem starszego
sier�anta w miejscowej komendzie MO i powierzane mu by�y wszelkie
zadania trudne, nietypowe i zawi-k�ane, panowa�a bowiem og�lnie
opinia, �e Staszek ma pomys�y i ze wszystkim zawsze da sobie
rad�. Wzywanie go do pomocy zaczyna�o ju� wchodzi� w powszechny
nawyk. Trzy osoby, niezmiernie przej�te wa�no�ci� chwili, zesz�y
do piwnicznego pomieszczenia, w kt�rym czeka� piec. � Tu
stawiamy � oznajmi� Adam Dudek i waln�� kawa�em �elaznej rury w
ceglan� posadzk� pod wisz�cym na �cianie zbiornikiem. Posadzka
zadudni�a jako� dziwnie g�ucho. Hania Dudkowa nadstawi�a uszu.
� Czekaj no � powiedzia�a po�piesznie. � Co to tak dudni? Zaj�ty
piecem m�� nie zwr�ci� uwagi na jej pytanie. � Bierz, Staszek,
z tamtej strony � poleci�. � Trza obr�ci�. Tu akurat przypasuje.
Zn�w pukn�� w posadzk�, odrzuci� rur� pod �cian� i zbli�y� si�
do pieca. Staszek Bielski nat�y� mi�nie, uj�� piec od do�u i
zacz�� unosi�, ale Hania go powstrzyma�a. � Czekaj�e, m�wi�! Co
ta posadzka tak dziwnie dudni?
� Co? � zdziwi� si� Adam. � Co ci znowu dudni?
� No jak to co, nie s�ysza�e�? Jak waln��e�, to tak jako�
zadudni�o. Walnij no jeszcze raz. � Faktycznie � przy�wiadczy�
Staszek Bielski i wyprostowa� si�. � Pani Hania ma racj�, jako�
zadudni�o. � Zwiduje wam si� � mrukn�� Adam, ale pos�usznie
oderwa� si� od pieca, uj�� rur� i ponownie waln�� w posadzk�.
Posadzka odpowiedzia�a g�ucho. � Dudni! � wykrzykn�a Hania.
� Dudni � przyzna� Staszek.
� Co ma nie dudni�, jak w ni� wal�! � zirytowa� si� Adam. �
Co�cie chcieli, �eby �wista�a? � Walnij obok � rozkaza�a Hania.
Adam Dudek dla �wi�tego spokoju waln�� kilka razy. D�wi�ki by�y
r�ne. To p�ytkie, jasne, ostrzejsze, to zn�w g�ucho dudni�ce.
R�nica by�a niewielka, ale dawa�a si� zauwa�y�. � Widzi mi si�,
�e tam co� jest � rzek� niepewnie Staszek Bielski. Niebieskie
oczy Hani zlodowacia�y. Cokolwiek by tam by�o, wola�aby przy
ogl�daniu tego nie mie� �wiadka, a ju� szczeg�lnie �wiadka w
postaci funkcjo-8
nariusza MO. Niemniej by�o za p�no. Nie mog�a teraz nagle
wyrzuci� ich obu z piwnicy. Milcza�a w�ciek�a na siebie, na m�a
i na Staszka. Adam Dudek z narastaj�cym zainteresowaniem puka�
w ceg�y raz ko�o razu. G�ucho odpowiada� tylko prostok�t o
wymiarach metr na trzy czwarte. Co� istotnie musia�o tam by�. �
Dziur� zostawili czy co? � mrukn�� z pow�tpiewaniem. � Ja tam nic
o tym nie wiem, a przecie to m�j ojciec ten dom budowa�. O
�adnych dziurach nie m�wi�. � Wojna by�a w mi�dzyczasie �
zauwa�y� Staszek. � Mo�e tam kto co zrobi� za okupacji? � Mo�e
i zrobi�, kto ich tam wie... Nas tu wtenczas nie by�o. To co,
zajrze� chyba trzeba, nie? Obaj spojrzeli na Hani�, bo wiadomo
by�o, �e ona rz�dzi w tym domu. Hani� szarpn�a rozterka. Zajrze�
nale�a�o bezwzgl�dnie, ale przecie� nie w tak licznym
towarzystwie. Ten Staszek potrzebny tu jak pi�te ko�o u wozu...
Mign�a jej w g�owie pon�tna my�l, �eby to teraz zostawi�, uda�
lekcewa�enie, wywlec ich z tej piwnicy, a potem noc�, bez
�wiadk�w, zap�dzi� m�a do roboty. Ju� nawet zacz�y jej �wita�
sposoby realizacji tej znakomitej my�li, ale �adnego nie zd��y�a
wprowadzi� w czyn. Na schodach rozleg� si� rumor i do piwnicy
wpad� Miecio, ich czternastoletni syn, kt�ry w�a�nie wr�ci� ze
szko�y. � No i co? � wrzasn�� z przej�ciem. � Dzia�a?
� Nic nie dzia�a � warkn�a Hania. � Wyno� si� st�d!
� Co� tu jest � odpar� r�wnocze�nie Adam. � Dudni. Chyba dziura.
� Cze��, Mietek � powiedzia� Staszek Bielski. Miecio odruchowo
szurn�� nogami, bo Hania k�ad�a wielki nacisk na maniery dzieci,
i dopad� ojca. � Rany, jak to? Pod pod�og�? Dziura? Niech skonam,
skarb! Sprawa zosta�a przes�dzona. Pozostawienie od�ogiem
dudni�cej dziury wymaga�oby ju� teraz nadludzkich wysi�k�w i nie
da�oby si� niczym uzasadni�. Miecio zap�on�� �ywym ogniem, uszy
mu poczerwienia�y, w mgnieniu oka przyni�s� oskard i mesel. �
Ostro�nie! � ostrzeg�a Hania gniewnie. � Nie walcie tak! Ceg�y
na zagonach nie rosn�! Pieczo�owicie i delikatnie, bo Hania
patrzy�a im na r�ce, zdj�li wierzchni� warstw� cegie�. Pod nimi
ukaza�y si� deski, kt�re wysz�y �atwo, nie by�y bowiem niczym
umocowane. U�o�ono je luzem, najwidoczniej tylko po to, �eby na
nich mog�y si� trzyma� ceg�y. Pod deskami istotnie pojawi�a si�
dziura, a w niej co� du�ego, starannie owini�tego brezentem.
Miecio p�on�� z emocji, jego matka skamienia�a, zesztywnia�a i
zlodowacia�a do reszty. � Co� takiego! � rzek� ze zdziwieniem
Staszek Bielski i spojrza� na Adama. � I ty� nic o tym nie
wiedzia�? � Ano nic � wyzna� Adam i podrapa� si� po g�owie. �
M�wi�em ci, �e nas tu przez wojn� nie by�o. � Ale �e do tej pory
ani razu nie zdarzy�o ci si� tu pukn��... ? � A po choler� mia�em
puka�? Nic tu nie by�o robione.
� Tu ziemniaki le�a�y � wyja�ni�a Hania zd�awionym gorycz�
g�osem. � Zawsze w tej piwnicy le�a�y ziemniaki, bo najlepsze
miejsce. Kto mia� puka� pod ziemniakami? � No niby racja. Zdarza
si�...
Stali wszyscy nad dziur�, wpatrzeni w brezent, staraj�c si� ukry�
rozpieraj�c� ich ciekawo�� i p�czniej�c� nadziej�, �e mo�e to
rzeczywi�cie skarb. Oka�e si� potem, �e byle co, i cz�owiek
wyjdzie na g�upiego... Miecio pierwszy nie wytrzyma�.
� No! � ponagli� niecierpliwie. � Zajrzyjmy tam!
Adam �ypn�� okiem na milcz�c� �on�, zawaha� si� i si�gn�� do
brezentu. Staszkowi nagle co� b�ysn�o. � Czekaj! � powstrzyma�
go energicznie. � Mogli tam schowa� bro�, amunicj� czy inne
takie. Mo�e lepiej ja... Miecio kwikn�� przenikliwie, bo ju� sam
nie wiedzia�, co by wola�: skarb czy prawdziwe granaty. Albo mo�e
miny przeciwczo�gowe, cudowna rzecz! Hani sztywno�� troch�
zel�a�a. Pomy�la�a, �e przypuszczenie Staszka jest najbardziej
prawdopodobne, a zatem nie b�dzie szkody. Kiwn�a g�ow� i
odsun�a Adama. � Ma racj�. Zostaw to. Niech on zajrzy, zna si�
na tym.
Staszek przykl�k� nad dziur� i ostro�nie zacz�� odchyla� brezent.
Pod nim by�a cerata porz�dnie sklejona. Potykaj�c si� na ceg�ach,
Miecio skoczy� do mieszkania i wr�ci� z no�yczkami. Staszek
przeci�� warstwy ceraty i pod ni� ujrzeli wreszcie �elazn�
skrzynk�. Skrzynka by�a czym� wysmarowana i przede wszystkim
umaza� si� tym Staszek. Pow�cha� substancj� i wytar� r�k� o
spodnie. � Towot chyba czy co? Ca�a grubo wymazana...
� Zabezpieczyli przed wilgoci� � mrukn�� Adam. � Mo�e i
faktycznie amunicja... � Da si� otworzy�? � spyta� chciwie
Miecio, usi�uj�c wepchn�� g�ow� do dziury. � Mowy nie ma. K��dka
tu wisi i jeszcze ma zamki. Trzeba wyj��. � To wyjmujemy! No,
pr�dzej...!
Po wielu skomplikowanych wysi�kach �liska od smarowid�a i
pozbawiona uchwyt�w skrzynka zosta�a wywleczona z dziury,
wniesiona do mieszkania i ulokowana na stole w pokoju.
Prezentowa�a si� nader okazale. �elazo by�o w doskona�ym stanie,
po usuni�ciu smarowid�a wygl�da�o jak nowe, wieko mia�o na
brzegach wykuty ozdobny ornament, z frontu wisia�a k��dka, a na
bokach widnia�y dziurki od kluczy os�oni�te klapkami. Ca�o�� by�a
zamkni�ta na mur. 10
� No tak � powiedzia�a jadowicie Hania, kt�ra na widok skrzynki
od razu zw�tpi�a w amunicj� i na nowo przeistoczy�a si� w
zamro�one drewno. � A gdzie klucze? � Klucze ma przy sobie ten,
co schowa� � odpar� Adam. � Trza b�dzie jako� otworzy�, bo
rozbija� chyba szkoda... Staszek zaofiarowa� si� sprowadzi�
milicyjnego �lusarza. Hania zaprotestowa�a zimno, ale grzecznie,
co przysz�o jej z nadludzkim trudem. Miecio znikn�� w g��biach
domu i wr�ci� z pot�nym stosem rozmaitych kluczy. � Pr�bujemy!
� zawo�a� z zapa�em.
Hania nie udusi�a w�asnego syna, chocia� mia�a na to wielk�
ochot�. Ugi�a si� pod presj� nie�yczliwej si�y wy�szej, kt�ra
ujawni�a skarb w jej domu akurat w obecno�ci prawdziwego
milicjanta. Nie zdoby�a si� wprawdzie na aprobat�, ale
przynajmniej st�umi�a rw�ce si� jej na usta protesty. Pos�pnie
przygl�da�a si� pr�bom otwarcia sezamu, z ca�ego serca pragn�c,
�eby si� nie powiod�y. Piec centralnego ogrzewania poszed� w
ca�kowite zapomnienie. Miecio znosi� zewsz�d ca�e stosy
najrozmaitszego �elastwa, jego dwunastoletnia siostra, Magda, w
zast�pstwie matki przyrz�dza�a w kuchni posi�ek, Adam i Staszek,
sapi�c, m�czyli si� nad k��dk� i zamkami, a Hania trwa�a nad nimi
niczym s�p nad �wie�ym �cierwem, nie odrywaj�c oka od skrzynki
ani na jedn� chwil�. P�nym wieczorem wysi�ki zosta�y uwie�czone
powodzeniem. Zdj�to k��dk�, jeden zamek otwarto, a drugi zepsuto.
Szale�czo zdenerwowana Hania powoli i ze szczer� niech�ci�
unios�a ci�kie, �elazne wieko. Rozczarowanie by�o tak wielkie,
�e wr�cz namacalne. Z wn�trza skrzynki nie buchn�� �aden blask,
nic nie zal�ni�o, nie zaja�nia�o, nie brz�kn�o upojnym,
z�ocistym d�wi�kiem. Zawarto�� pud�a stanowi�y wy��cznie papiery;
sztywne, posk�adane na czworo, niekt�re zwini�te w rulony,
niekt�re pookr�cane sznureczkami i opiecz�towane, starsze i
nowsze, niekt�re zupe�nie po��k�e. Nic wi�cej, tylko papiery!
� Eee... � powiedzia� Miecio tonem, kt�ry m�wi� sam za siebie.
Hania zmi�k�a w sobie tak, �e prawie zrobi�o jej si� s�abo.
Zajrza�a na dno, pod papiery, upewni�a si�, �e nic tam nie ma,
i na chwil� zastyg�a w bezruchu wsparta o st�. � Chwa�a Bogu,
�e nie amunicja! � powiedzia� pocieszaj�co Adam. � Tylko by�my
mieli k�opoty. � Z papierami czasem wi�cej k�opot�w � mrukn��
Staszek i si�gn�� do skrzynki po pierwszy z brzegu dokument. �
Czasem to nawet... A to co znowu? Nic nie mo�na odczyta�! Adam
zajrza� mu przez rami�, Hania poruszy�a si� i niemrawo si�gn�a
po inny papier. Pismo na nim by�o dziwne; pe�ne zawijas�w,
cieniowane litery utrudnia�y odcyfrowanie tekstu. 11
� Ja, nijej po ol piii � duka� Staszek. � A, rozumiem. Ja, ni�ej
podpisany. Rany, co za kulfony. Antoni Priegooo... A, nie.
Grzegorczuk. Niniejszym offfia... d... cjam, o�wiadczam, o niech
to piorun spali! Sapn�� z wysi�ku i opu�ci� r�k� z dokumentem,
niech�tnie patrz�c na skrzynk�. Hania na swoim papierze odczyta�a
tylko dat�, ale to jej wystarczy�o. 1887 rok. Przyjrza�a si�
uwa�niej zawarto�ci �elaznego pud�a. Papiery by�y wyra�nie stare,
niekt�re nawet bardzo stare. Hani za�wita�a nagle nowa my�l, od
kt�rej jej twarz, zazwyczaj porcelanowo bia�a, a� si� zar�owi�a.
� Stare szparga�y � zawyrokowa�a z najwy�szym lekcewa�eniem. �
Pewno schowali przed Niemcami, wszystko dawno niewa�ne. Wyrzuci�
trzeba albo spali�, tylko skrzynka si� przyda. Staszek Bielski
pokr�ci� g�ow� i si�gn�� po papier z�o�ony we czworo. � Wyrzuci�
nie mo�na � zaprotestowa�, studiuj�c go z uwag�. � Spali� te�
nie, mowy nie ma. To s� dokumenty urz�dowe, tu ju� mo�na
przeczyta�. Zaraz... m�yn z parcel�... jako i stawid�a na
rzece... na w�asno�� Jeremiaszowi Borkow-skiemu... trzysta rubli
srebrem w gotowi�nie... Co tak tanio? A nie, co� tu mu jeszcze
do�o�y�... Adam i Hania patrzyli na niego; Adam niepewnie, Hania
nie�yczliwie. Mie-cio straci� zainteresowanie skrzynk�, wzruszy�
ramionami i uda� si� do kuchni. Staszek podni�s� g�ow�. � To jest
chyba akt kupna-sprzeda�y m�yna � rzek� w zadumie. � Z tysi�c
dziewi��set trzeciego roku. Tylko napisane �powiat kowelski",
znaczy teraz to jest w Zwi�zku Radzieckim. Kopia sporz�dzona na
�yczenie wielmo�nego pana Jeremiasza Borkowskiego... � Przecie
tego m�yna nikt teraz nie b�dzie dochodzi� � przerwa�a Hania
niecierpliwie. � Na co to komu? Wszystko stare i do niczego. �
Czyja wiem... Ale historyczne.
Do pokoju wsun�a si� Magda, kt�r� Miecio w kuchni zd��y�
poinformowa� o rodzaju znaleziska. � To trzeba odda� do muzeum
� oznajmi�a odkrywczo. � U nas by�a w szkole pogadanka. Jeden pan
m�wi�, �eby wszystko co stare oddawa� do muzeum, bo po ludziach
si� niszczy, a muzeum ma za ma�o rzeczy. W Liwiu jest muzeum.
Hania zlodowacia�a na nowo, a Staszek rozpromieni� si� i porzuci�
uci��liw� lektur�. Pomys� wyda� mu si� doskona�y, zdejmowa� z
niego obowi�zek podejmowania decyzji, z czym w�a�ciwie ma do
czynienia; z urz�dowymi dokumentami, kt�re milicja powinna
zabezpieczy�, czy te� z ca�kowicie prywatnym znaleziskiem, kt�re
milicji nic nie obchodzi. Ucieszy� si�, �e t� kwesti�
rozstrzygnie muzeum, i z zapa�em pochwali� propozycj�. Adam
r�wnie� kiwa� g�ow� z aprobat�. Stare szparga�y w og�le go nie
interesowa�y, a darowizna dla muzeum mog�a odegra� pewn� rol� w
jego �yciowych 12
planach. Owszem, bardzo s�usznie, osobi�cie te papiery do muzeum
zaniesie... Z niebieskich oczu Hani wia� polarny mr�z. Teraz dla
odmiany mia�a ochot� udusi� c�rk�. Z jej �wie�o wyklutymi planami
muzeum zdecydowanie kolidowa�o i absolutnie nie mia�a zamiaru
zgodzi� si� na propozycj�, ale protesty postanowi�a od�o�y� na
inn� chwil�. Stanowczym gestem zamkn�a skrzynk� i przypomnia�a
wszystkim, �e pora jest p�na, a kolacja gotowa... * * *
Miejscem, gdzie Hania Budkowa, nie zwracaj�c niczyjej uwagi,
za�atwia�a swoje interesy, by�y szklarnie jej m�a. Musia�a
oczywi�cie wybiera� chwile, kiedy m�� by� zaj�ty gdzie indziej,
ale to nie sprawia�o zbytnich trudno�ci. Nazajutrz po znalezieniu
skrzynki spotka�a si� zatem przy szklarniach z jednym takim.
Jakim sposobem wie�� o znalezieniu w domu Dudk�w jakich�
staro�ytno�ci rozesz�a si� w ci�gu nocy i ranka po ca�ej okolicy,
nie wiadomo, do��, �e si� rozesz�a i jeden taki ju� by� o tym
poinformowany. Jeden taki przyjecha� podobno z Ameryki, przebywa�
w W�growie od dw�ch tygodni i nazywa� si� do�� oryginalnie, John
Capusta. Z Hani� od pocz�tku nawi�za� kontakty handlowe i
przyszed� teraz pod pretekstem nabycia pomidork�w. � Jak tam,
pani Haneczko? � spyta� z mi�ym u�miechem. � Ma pani co�
ciekawego? Hania Dudkowa nie lubi�a zb�dnego gadania. Rozejrza�a
si� dooko�a, jakby badaj�c stan pogody, stwierdzi�a, �e nikt ich
nie podgl�da, spokojnie podesz�a do p�ki z nasionami i spod
pude�ek i torebek wyci�gn�a kartonow� teczk�. Wyj�a z niej
po��k�y dokument, kt�ry bez s�owa wr�czy�a Johnowi Capu�cie.
John Capusta r�wnie� bez s�owa uj�� dokument i zacz�� go uwa�nie
studiowa�. Mi�y u�miech znik�, oblicze mia� teraz
nieprzeniknione. Hania zimno przygl�da�a si� jego szerokiej
g�adkiej twarzy, zdrowej cerze, rozklapanemu nieco nosowi i
pi�knie wypiel�gnowanym brwiom. Zni�y�a wzrok i obejrza�a ca��,
troch� p�kat� figur� �redniego wzrostu, z lekk� zawi�ci� oceni�a
gatunek kusego wiosennego p�aszczyka i zamszowych but�w, wreszcie
opar�a oko na imponuj�cym z�otym sygnecie. Wytrwa�a przy
sygnecie, a� John Capusta sko�czy� czyta�. � Jest tego wi�cej �
rzek�a sucho. � S� i starsze.
� Musia�bym je zobaczy� � odpar� John Capusta w zamy�leniu. �
Mo�e si� na co przydadz�, chocia� sama pani wie, �e szukam innych
rzeczy. Ale popatrze� zawsze mo�na. Hania zawaha�a si�. Metody
handlowania mia�a ustalone raz na zawsze: nigdy nie pokazywa�
ca�ego towaru, najpierw sprzeda� ten gorszy. Obecny towar 13
jednak�e by� raczej nietypowy i nie bardzo umia�a z nim sobie
poradzi�, po kr�tkim namy�le zatem zaprosi�a kontrahenta do domu.
John Capusta przypomnia� 0 pomidorkach.
� Troch� natki mo�e by�, troch� rzodkieweczki, troch� koperku �
doda� ra�nie. � Pani wie, pani Haneczko, �e ja do pani przychodz�
wy��cznie po witaminki 1 nic wi�cej.
Hania zdoby�a si� nawet na u�miech, kt�ry do jej twardej, zimnej,
bia�ej twarzy wcale nie pasowa�. Przypomnia�a sobie, ile
pieni�dzy ju� jej zap�aci� ten zagraniczny b�cwa� nie tylko za
witaminki, ale tak�e za inne rzeczy, r�ne stare rupiecie
wyci�gni�te ze strychu i odkupione za n�dzne grosze od rozmaitych
ludzi. Szuka� staroci, prosz� bardzo, w �elaznej skrzynce le��
starocie... Poszukiwacz staroci siedzia� w kuchni przy stole,
Hania za� donosi�a mu z pokoju po jednym dokumencie. Ani razu nie
zapomnia�a zabra� poprzedniego, nim wr�czy�a nast�pny, i ani razu
nie zostawi�a otwartych drzwi. Na pocz�tku da�a mu te, kt�re
wydawa�y jej si� nowsze, przy czym cz�� ich pochodzi�a z
wielkiej koperty, ulokowanej gdzie� w �rodku skrzynki. Wyj�a je
kolejno, po czym pedantycznie schowa�a z powrotem. Nast�pnie
donosi�a coraz to starsze, oceniaj�c ich wiek po stanie papieru
i zawijasach pisma, wszystkie po kolei, z wyj�tkiem jednego. Mo�e
zreszt� by� to wi�cej ni� jeden, nie mog�a tego wiedzie�, nie
le�a� bowiem luzem, tylko r�wnie� w kopercie zaklejonej i
zalakowanej trzema piecz�ciami. Na wszelki wypadek wola�a te
piecz�cie zostawi� nie naruszone, bo nigdy nie wiadomo, co z
czego wyniknie. Zamierza�a zastanowi� si� nad nimi po zako�czeniu
transakcji. Go�� ka�d� sztuk� odczytywa� z uwag�, robi�c sobie
przy tym jakie� notatki, a Hania w trakcie jego lektury z wielk�
staranno�ci� i bardzo wolno pakowa�a pomidory i zielenin�.
Przygl�da�a mu si� przy rym spod oka i my�la�a, �e chyba udaje,
bo wiadomo przecie�, �e tych gryzmo��w nie da si� odczyta�. John
Capusta sko�czy� wreszcie czyta�, podni�s� g�ow� i popatrzy� w
okno. � Za wszystko razem mog� da� pani dwie�cie z�otych � rzek�
z lekk� niech�ci� i nieco wzgardliwie. Hania si� niemal
zach�ysn�a.
� Co pan... ? Jakby pan powiedzia� dwa tysi�ce, to by�my mogli
zacz�� rozmawia�. �arty pan sobie stroi. � Jakie tam �arty. Tu
nie ma nic warto�ciowego, stare bo stare, ale ja si� papierami
nie zajmuj�. Nikomu to si� nie przyda. Dwie�cie z�otych... No,
trzysta! Hania wyj�a mu z r�ki ostatni przeczytany papier,
zanios�a go do pokoju, schowa�a do skrzynki i wr�ci�a do kuchni.
� Pi�� tysi�cy � powiedzia�a zimno.
� To nie ze mn� � odpar� John Capusta r�wnie zimno. � Ja mog�
rozmawia� na temat trzystu z�otych. Od nikogo pani nawet i tyle
nie dostanie. Hania nie zni�y�a si� do udzielenia odpowiedzi.
Podejrzewa�a, �e kontrahent 14
ma racj�, niemniej na sprzeda� za trzysta z�otych nie zamierza�a
si� zgodzi�. W milczeniu pakowa�a nowalijki. � Nic tam wi�cej nie
ma? � spyta� po chwili John Capusta, wci�� patrz�c w okno
roztargnionym wzrokiem. Hania po namy�le wyzna�a, �e jest co�
wi�cej. Jeszcze jedna koperta, ale do r�ki mu jej nie da, bo
piecz�cie �atwo po�ama�. Jakby kupowa�, to i z tym, ale jak nie,
to nie. � Kto m�wi, �e nie? Ja bym mo�e i kupi�, ale pani wymy�la
takie ceny, �e sk�ra cierpnie. Obejrza�bym to jeszcze raz
powolutku i na spokojnie... Po po�udniu John Capusta podni�s�
cen� na pi��set z�otych, Hania za� opu�ci�a do czterech tysi�cy.
Operacja donoszenia dokument�w powt�rzy�a si� trzykrotnie. John
Capusta studiowa� przedmiot targu z nies�ychan� dok�adno�ci�,
papier po papierze odczytywa� w skupieniu i ca�y czas robi� sobie
notatki. Trzyma� si� przy tym tych pi�ciuset z�otych jak rzep
psiego ogona, napomykaj�c tylko niedbale, �e bez obejrzenia
ostatniego dokumentu, tego z piecz�ciami, o sfinalizowaniu
transakcji w og�le mowy nie ma. Spraw� ostatecznie przes�dzi�
Adam Dudek. Wieczorem, kiedy zostali sami, wyjawi� �onie sw�j
plan. � Do tej parceli ko�o nas, to wiesz, Rada Narodowa ma prawo
pierwokupu � rzek� tajemniczo, zdejmuj�c buty. � Stary
Marcinkowski chce sprzeda�, a nam potrzebna, �e no! Do
zar�ni�cia! Musia�bym tak� �ap�w� da�, �e niech r�ka boska broni.
No wi�c wywiedzia�em si� ju�, tak delikatnie, �e jak b�dziemy
mieli jakie zas�ugi, to im b�dzie nijako si� upiera� i pozwol�
nam kupi�. Zas�uga jak z nieba spad�a! � Jaka zas�uga? � spyta�a
Hania nieufnie, bo Adam zamilk� przekonany, �e powiedzia� ju�
wszystko. � No, jak to jaka? Darowizna dla muzeum. Z hukiem to
trzeba za�atwi�, z wielkim gadaniem, z za�wiadczeniami, z czym
si� da. � Co do huku, to masz z g�owy, bo nasze dzieci ju� po
ca�ym mie�cie roztr�-bi�y, �e znale�li�my B�g wie jaki skarb i
oddajemy do muzeum. � Roztr�bi�y? � ucieszy� si� Adam. � Z�ote
dzieci, niech im b�dzie na zdrowie! Zaraz jutro tam si� wybior�.
Skrzynk� te� im oddamy, �eby nie by�o, �e sk�pimy. Hania sykn�a,
jak uk�szona. Pomys� m�a sam w sobie nie by� g�upi, papier�w nie
�a�owa�a, skoro John Capusta nie chcia� da� wi�cej... Mo�liwo��
zakupu parceli tu� obok ich ogrodu by�a na pewno wi�cej warta ni�
te idiotyczne pi��set z�otych. Ale skrzynka... ? Taka porz�dna
�elazna skrzynka...! Stan�o w ko�cu na tym, �e o skrzynce
zadecyduje muzeum. Je�eli oka�� oboj�tno��, Adam przyniesie j�
z powrotem, je�li jednak rzuc� si� tam na ni� z pazurami i
roziskrzonym wzrokiem, trudno, zostawi. Za zysk z parceli Hania
kupi sobie tysi�c �elaznych skrzynek, a teraz nie ma o czym
gada�. 15
W urobieniu przychylnej Adamowi opinii publicznej wydatnie
dopomog�y nie tylko dzieci, ale tak�e Staszek Bielski, kt�remu
przyjemnie by�o pomy�le�, �e uczestniczy� w znalezieniu czego�
niezwykle cennego. Papiery ze skrzynki w ci�gu kilku godzin
zestarza�y si� o dobre kilkaset lat. W Radzie Narodowej ju� z
g�ry by�o wiadomo, �e Adam Dudek dokonuje wiekopomnego czynu i
trzeba go b�dzie moralnie wynagrodzi�... * * *
W pokoju konserwatora muzeum w Liwiu siedzia� oficjalny zast�pca
kustosza, Micha� Olszewski, historyk sztuki. Uko�czy� studia rok
temu i to by�a jego pierwsza praca. Mia� dwadzie�cia pi�� lat,
ca�e �ycie przed sob� i wielkie nadzieje na przysz�o��. Siedzia�
w pokoju konserwatora, bo w gabinecie kustosza urz�dowa�
konserwator, kt�ry de facto pe�ni� obowi�zki administracyjne. Od
chwili kiedy kustosz poszed� na dwuletni urlop macierzy�ski, w
muzeum nast�pi�o lekkie pomieszanie funkcji. Konserwator,
wieloletni, do�wiadczony pracownik muzealnictwa, automatycznie
przej�� czynno�ci kierownicze, Micha� za� zaj�� si�
porz�dkowaniem i konserwacj� wszystkiego z wyj�tkiem malarstwa.
Przy renowacji malarstwa pozosta� prawdziwy konserwator,
wykazuj�cy w tym kierunku nieprzeci�tne talenty. Micha� siedzia�
przy biurku, ogl�da� przez okno ob�oki na wiosennym niebie i
wyobra�a� sobie nadzwyczajne rzeczy. Przed oczami duszy jawi�y
mu si� liczne dzie�a sztuki urody zupe�nie unikalnej. Przez ca�e
swoje �ycie marzy� o pracy w�r�d zabytkowych arcydzie�, o
wstrz�saj�cych odkryciach, o wynajdywaniu i ocalaniu antyk�w,
jakich �wiat nie widzia�, o wyci�ganiu na �wiat�o dzienne
historycznych pami�tek i prezentowaniu ich na wszystkie strony.
Marzy� o przepychu sal muzealnych, pe�nych bogactw. Przez ca�e
lata cierpia� straszliwe katusze, natykaj�c si� na zaniedbania
i marnotrawstwo, na dzie�a sztuki poniewieraj�ce si� po
piwnicach, magazynach i strychach nie tylko dom�w prywatnych, ale
tak�e budynk�w muzealnych. Krew si� w nim burzy�a i serce
zamiera�o, zaciska� z�by i z ca�ej duszy postanawia� sobie
poprawia� �wiat. Wynajdywa� wszystko, ka�de wielkie dzie�o i
ka�d� drobnostk�, odnawia�, czy�ci�, piel�gnowa� i pokazywa�.
Pokazywa� wszystkim jak leci: dzieciom i doros�ym, obcokrajowcom
i tubylcom, intelektualistom i analfabetom, komu popadnie, bez
r�nicy p�ci, wieku i urz�du. Informowa�, opowiada�, budzi�
mi�o�� i szacunek dla historii sztuki, uhisto-ryczni�,
ukulturalni�, uartystyczni� spo�ecze�stwo! Pazurami wydrze� te
zabytki zewsz�d, gdziekolwiek si� marnuj�, odkupi�, wy�ebra�, w
ostateczno�ci nawet ukra��! Stworzy� muzeum, kt�remu Luwr nie
by�by godzien but�w czy�ci�! 16
Innymi s�owy, by� absolutnym, nieuleczalnym maniakiem, idealist�
i zapale�-cem w swoim zawodzie. Muzeum, w kt�rym pracowa�,
odbiega�o od marze� w spos�b ra��cy. Zawiera�o trzy eksponaty na
krzy�, w dodatku by�a to g��wnie bro�, samopa�y od siedemnastego
wieku wzwy�, a zatem, jak na potrzeby Micha�a, przedmioty za
m�ode i za ma�o artystyczne. Najstarsze w zbiorach by�y
halabardy, do kt�rych te� �ywi� najwi�kszy sentyment. Daj�c wyraz
uczuciom, w wielkiej tajemnicy i bez �wiadk�w czy�ci� je,
polerowa�, nawet ostrzy� i zawsze mia� pod r�k� co najmniej dwie.
Za oknem, na niebie, ukaza�o si� wielkie stado wron, a
r�wnocze�nie zawarcza� jaki� zbli�aj�cy si� samoch�d. Samoch�d
by� przedmiotem obrzydliwie nowoczesnym, samym warkotem usun��
z ob�ok�w �w czarowny obraz arcydzie�. Pe�en rozgoryczenia na
rzeczywisto��, a zarazem jakiej� rozpaczliwej ch�ci dzia�ania,
wci�� zamy�lony Micha� wsta� z krzes�a i roztargnionym ruchem
zdj�� ze �ciany halabard�. Dr�g by� do�� ci�ki i niepor�czny.
Micha� uj�� go krzepko w po�owie, niejasno my�l�c, �e mia� toczy�
walk� o dzie�a sztuki. Zaprz�tni�ty ow� mglist� my�l� uczyni�
mimowolny zamach halabard�. Zamach wyda� mu si� jako�
nieodpowiedni dla narz�dzia, uczyni� zatem drugi zamach. Te� nie
najlepszy. Nagle zainteresowany fechtunkiem spr�bowa� kilku
innych gest�w i ju� po chwili d�ga� i ze �wistem przecina�
powietrze z takim zapa�em, jakby mia� przed sob� przeciwnika,
kt�ry w wilgotnej piwnicy ukrywa nieodporne na wod� skarby sztuki
sprzed pi�ciuset lat. Oczywist� jest rzecz�, �e na ten w�a�nie
moment trafi� Adam Dudek, kt�ry furgonetk� przywi�z� swoj�
skrzyni�. Muzeum by�o otwarte, ale puste, nie wiedzia�, gdzie si�
uda�, zapuka� zatem do najbli�szych drzwi na lewo. Nie czekaj�c
na zaproszenie, bo skrzynia ci��y�a mu solidnie, nacisn�� klamk�
i uchyli� drzwi. Co� ze straszliwym �wistem przeci�o powietrze
przed samym jego nosem. Miotn�� si� do ty�u, hukn�� �okciem w
futryn�, ci�ar wymkn�� mu si� z r�k i gruchn�� o pod�og�.
�wiszcz�ce co� zamigota�o, b�ysn�o zygzakiem i z pot�n� si��
wbi�o si� akurat w rozsypan� zawarto�� skrzyni tu� pod jego
nogami. Nie wiadomo, kto przerazi� si� bardziej: �miertelnie
zaskoczony Adam czy te� Micha�, kt�remu zrobi�o si� upiornie
gor�co na my�l, �e omal nie przebi� cz�owieka. W ostatniej chwili
zd��y� zmieni� kierunek morderczego pchni�cia! Os�ab� nagle z
wra�enia i trwa� w bezruchu wsparty na halabardzie, wspominaj�c
ze zgroz�, ze w�a�nie j� �wie�o naostrzy�... Skrzynia upad�a na
bok, wieko z rozmachem otwar�o si� ju� w locie, papiery wylecia�y
i halabarda trafi�a dok�adnie w �rodek wielkiej koperty, �ami�c
trzy czerwone piecz�cie. Adam spojrza� na to i zdr�twia� do
reszty. Obaj zamarli na d�ug� chwil�, wpatrzeni w po�amane
piecz�cie, nie �mia� spojrze� na siebie nawzajem. Adam
oprzytomnia� pierwszy, bo zamajaczy�a mu my�l o Hani. Poczu�, �e
17
musi co� zrobi�, i spr�bowa� szerzej otworzy� drzwi.
� Mo�na? � spyta� bardzo ostro�nie.
Micha� r�wnie� ockn�� si� z dr�twoty. Poderwa� halabard� i czym
pr�dzej odwiesi� j� na �cian�. � Prosz�, prosz� � rzek�
zach�caj�co. � Zaraz panu pomog�... Pan w jakiej sprawie? Adam
prze�azi przez skrzyni�, przykucn�� i wepchn�� z powrotem
sponiewierane papiery. Wsp�lnym wysi�kiem postawili �elazne pud�o
na biurku. Micha� mimo woli zainteresowa� si� pi�knym barokowym
ornamentem na wieku. Z�y troch� na siebie, a troch� na go�cia,
wszelkimi si�ami stara� si� wygl�da� godnie, powa�nie i nobliwie,
niedok�adnie s�uchaj�c wyja�nie�. Tre�� opowie�ci Adama zacz�a
do niego dociera� dopiero w po�owie, porzuci� wieko, zajrza� do
skrzynki, obejrza� papiery i ca�kowicie uroni� dalszy ci�g. Po
kr�tkiej chwili Adam zorientowa� si�, �e m�ody cz�owiek w og�le
go nie s�ucha. Zamilk� ponuro i patrzy�, jak ten pomylony kustosz
wyci�ga dokumenty ze skrzynki, bez widocznego trudu czyta
skomplikowane zawijasy, zach�annie si�ga po nast�pne, jak
stopniowo policzki zaczynaj� mu p�on��, a uszy czerwienie�, oczy
za� iskrz� si� podejrzanym blaskiem. Sp�oszy� si� mocno i j��
przemy�liwa�, czy nie lepiej by�oby machn�� r�k� na wszystko i
czym pr�dzej st�d uciec. Micha�, nie wierz�c w�asnym oczom,
przegl�da� dokumenty. Stopniowo ogarnia�a go fala wzruszenia tak
pot�na, �e musia� jej da� uj�cie. Oderwa� si� od cudownej
lektury, �eby co� zrobi�, rykn�� gromko, fikn�� koz�a, rzuci� si�
w pry-siudy, nic jednak�e nie zrobi�, bo wzrok jego pad� na
sp�oszonego Adama, i uprzytomni� sobie, �e ma �wiadka. Adam wyda�
mu si� postaci� niebia�sk�, przebaczy� mu natychmiast to z�apanie
go na wyg�upach z halabard� i got�w by� wywija� dla jego rozrywki
nawet luf� armatni�. � Panie, rany boskie, sk�d pan to ma?! �
wykrzykn�� w radosnym oszo�omieniu. � Przecie� to skarb, istny
skarb! � Przecie m�wi�, sk�d mam, ale pan nie s�ucha -odpar� Adam
z lekkim wyrzutem. � Ale� sk�d, s�ucham, oczywi�cie! Niech pan
powt�rzy jeszcze raz! Adam cierpliwie powt�rzy� od pocz�tku ca��
opowie�� o znalezieniu skrzynki pod posadzk� piwnicy. Z szale�cem
wola� nie zadziera�. Micha� s�ucha� tym razem z najwi�ksz� uwag�.
� Sk�d to si� tam znalaz�o? � spyta� zdumiony. -I jakim cudem
ocala�o pomimo wojny? � Tam mieszka� jeden notariusz � wyja�ni�
Adam. Jeszcze przedwojenny. On sobie budowa� dom przed sam� wojn�
i zanim co ojciec mu wynaj�� ten nasz. No i on tam mieszka�. Tyle
�e mia� �on� �yd�wk�, wi�c jak Niemcy przyszli, od razu ich
wygarn�li do ostatniego cz�owieka. Znaczy nie ca�kiem, bo
garkot�uk zosta� i przez tego garkot�uka dom ocala�. 18
� Jak to? Przez jakiego garkot�uka?
� A przez ich kucht�. Mieli tak� kucht�, co od samego pocz�tku
kombinowa�a z Niemcami. Szkopy zostawi�y jej ten dom, ca�� wojn�
w nim mieszka�a, ochlaje im urz�dza�a, z wizytami chodzili,
jeszcze jej dop�acali. Dziewucha, nie powiem, by�a jak rzepa, z
dzieci�stwa j� pami�tam, tyle �e wredna. To ona donios�a na
notariuszow�, �e �yd�wka. No, ale dzi�ki niej, jak notariusza
wzi�li, domu nie spalili, nie rozgrabili, zosta� w porz�dku i
wojn� przetrzyma�. A kuchta gdzie� przepad�a i nikt jej nie
�a�owa�. � Wie pan mo�e, jak si� ten notariusz nazywa�?
� Wiem. Przypomnia�em sobie. �agiewka Boles�aw.
� I my�li pan, �e to on to schowa�?
� A kt� by inny? Nikt wi�cej tam wtenczas nie mieszka�, my�my
si� przygarn�li k�tem przy rodzinie, bo notariusz dobrze p�aci�.
Ojciec dom postawi� i pieni�dzy ju� mu nic nie zosta�o. A
notariusz wida� przeczu�, co b�dzie, i papiery w piwnicy
zamurowa�, �eby chocia� tyle ocali�. � Kiedy pan to znalaz�?
� Przedwczoraj. Znaczy, jedenastego.
� �agiewka Boles�aw... � powt�rzy� Micha� i na nowo poczu� si�
wzruszony. Zajrza� do skrzynki. �agiewka Boles�aw, prawdopodobnie
w prostej linii wnuk albo prawnuk tamtego �agiewki, kt�ry sto lat
temu sporz�dzi� te dokumenty i kt�rego podpisy tu widniej�.
Przedwczoraj, jedenastego... To znaczy, �e dzisiaj trzynasty.
Trzyna�cie, c� to za prze�liczna liczba... Adam Dudek pomy�la�
w�a�nie, �e diabli nadali tego trzynastego, zawsze to pechowy
dzie�. Musia� trafi� na ob��ka�ca, kt�ry zn�w nie s�ucha, co si�
do niego m�wi, a Adam zacz�� w�a�nie o za�wiadczeniu. Zapl�ta�
si� troch�, bo w�a�ciwie chodzi�o mu o co� mocniejszego ni�
za�wiadczenie, jakie� podzi�kowanie albo co... Do Micha�a dotar�o
nagle, �e przybysz co� j�ka. Czego� chce. Got�w by� dla niego na
wszystko. Adam spocony ze zdenerwowania mamrota� co� o radzie
narodowej, parceli i prawie pierwokupu. Micha� nic z tego nie
rozumia�, ale z ca�ego serca chcia� mu dogodzi�. Za�wiadczenie
o przekazaniu podarunku, oczywi�cie, to si� rozumie samo przez
si�, urz�dowe podzi�kowanie... Zn�w przesta� zwraca� uwag� na
go�cia, bo oko jego pad�o na kopert� z po�amanymi piecz�ciami.
Widnia�o na niej kilka napis�w, jakby spis zawarto�ci, a pierwszy
z nich brzmia�: �Testament Ja�nie Wielmo�nej Pani Zofii z Chmie-
lewskich Bolnickiej spisany przez notariusza Bart�omieja �agiewk�
w dniu 11 kwietnia roku pa�skiego 1901, w dwudziest� pi�t�
rocznic� ucieczki z domu Ja�nie Wielmo�nej Panny Katarzyny
Rolnickiej". Micha� nie by� specjalnie przes�dny, ale osobliwa
zbie�no�� dat przyprawi�a go o bicie serca. Poczu�, �e do reszty
traci r�wnowag�. Cudowny facet przyni�s� te nadzwyczajne rzeczy,
ale cudownego faceta trzeba si� wreszcie pozby�, �eby 19
m�c je spokojnie przeczyta�. Dojrza� tam ju� co� zupe�nie
nieprawdopodobnego i chory b�dzie, je�li si� tym nie zajmie!
Adama zacz�a ju� ogarnia� beznadziejna rozpacz, kiedy muzealny
szaleniec eksplodowa� nagle dzik� energi�. Zerwa� si� z miejsca,
wywl�k� Adama z budynku, wr�ci� po jakie� piecz�tki do gabinetu
kustosza, drugi raz wr�ci� po papier, trzeci raz zawr�ci�, �eby
zamkn�� drzwi. Ci�gn�c go za sob� wykrzykiwa� co� 0 Urz�dzie
Stanu Cywilnego. Zdesperowany Adam opiera� si� z ca�ej si�y, a�
dotar�y do niego chaotyczne wyja�nienia, �e maszynistka w USC
pisze najpi�kniej w ca�ym wojew�dztwie. W�wczas zaniecha� oporu
i zaproponowa�, �eby mo�e jednak nie lecie� czterech kilometr�w
piechot�, tylko pojecha� do W�growa jego furgonetk�. Zawr�cili
ju� od szosy i galopem pop�dzili do furgonetki. W godzin� p�niej
sprawa by�a ca�kowicie za�atwiona. Uszcz�liwiony Adam uda� si�
do domu z pismami, kt�rych ton by� tak entuzjastyczny, �e m�g�
zast�pi� bez ma�a Z�oty Krzy� Zas�ugi, a Micha� zosta� wreszcie
sam. Wr�ci� do muzeum, zamkn�� si� na klucz i zasiad� do
czytania. Uroczy�cie, z uczuciem, �e wst�puje do raju, wyci�gn��
przede wszystkim co�, co wstrz�sn�o nim na pierwszy rzut oka.
Dokument nosi� tytu�: �Spis maj�tno�ci zgromadzonych przez JW
Pani� Zofi� Bolnick�, oddanych w depozyt Bart�omiejowi �agiewce
dla przysz�ego przekazania jej spadkobiercom zgodnie z ostatni�
jej wol�, wyra�on� w testamencie z dnia 11 kwietnia a.d. 1901".
Pocz�tek dokumentu by� w doskona�ym stanie, �rodek i koniec
natomiast uleg�y pewnemu zniszczeniu na skutek gorszej jako�ci
papieru i by�y prawie nieczytelne. Poni�ej tytu�u widnia�a d�uga
lista. Od pierwszej pozycji Micha�a zacz�o d�awi� w gardle,
pierwsza pozycja wymienia�a bowiem rubli w z�ocie 15 tysi�cy 1
u�wiadomi� sobie natychmiast, jakie okazy numizmatyczne stanowi�
owe ruble. Przy drugiej zapar�o mu dech w piersiach. Wypisana tam
by�a jak byk informacja, �e chodzi o dwa tysi�ce sztuk r�nych
monet z�otych i srebrnych, z dawna nie u�ywanych w obiegu, w tym
tak zwanych bizantyn�w, solid�w, groszy polskich, dukat�w,
talar�w i innych. Nast�pnie czyta� dalej opis klejnot�w i ozd�b,
a� musia� wsta� i napi� si� wody, dotar� bowiem do �wiecznika,
przed trzystu laty zakupionego od potomka rodu, w kt�rym stanowi�
�up z wypraw krzy�owych. Przy starodawnej ozdobie g�owy z trzystu
pere� wykonanej pociemnia�o mu w oczach, za� po serwisie srebrnym
roboty krakowskiego z�otnika, wykonanym przed sam� �mierci�
kr�lowej Jadwigi, przesta� czyta�. Przetar� oczy, potrz�sn��
g�ow�, rozmaza� sobie po twarzy resztk� nie wypitej wody i zacz��
jeszcze raz od pocz�tku. Dalszy ci�g tekstu, poni�ej serwisu, by�
piegowaty i lektura j�a stwarza� pewne trudno�ci. Micha� z
mozo�em odcyfrowywa� wybrakowane litery, ze wstr�tem my�l�c o
kupcu, kt�ry dostarczy� notariuszowi z�y papier. W ca�o�ci uda�o
mu si� odczyta� tylko informacj� o portrecie babci pani Zofii,
namalowanym z czystej sympatii do niej przez mistrza
Bacciarellego, reszty m�g� si� najwy�ej domy�la�. Gor�co mu by�o
przera�liwie, twarz go pali�a, czu� niemal zawr�t g�owy, oczy-20
ma duszy z nies�ychan� dok�adno�ci� widzia� ka�dy opisywany
przedmiot. Wsta� z krzes�a, wykona� przy oknie kilka g��bokich
wdech�w i wydech�w, przyni�s� sobie nast�pn� szklank� wody i
zacz�� czyta� po raz trzeci. Doczytawszy w upojeniu do ko�ca,
uprzytomni� sobie wreszcie, co czyta. Spis przedmiot�w oddanych
w depozyt... Notariusz wzi�� to wszystko w kupie, tu jest spis,
a gdzie przedmioty... ? � Na lito�� bosk�, co si� z tym wszystkim
sta�o?! � wyj�cza� rozdzieraj�co w kierunku okna i po chwili
doda� p�g�osem: � Spokojnie, Micha�ku, tylko spokojnie...
Odsun�� wstrz�saj�cy spis i przyst�pi� do dalszego przegl�dania
zawarto�ci skrzynki. W�r�d licznych akt�w kupna i sprzeda�y
najrozmaitszych obiekt�w znalaz� notatki odmiennej tre�ci. Jedna
z nich g�osi�a: �W pierwsz� rocznic� �mierci mojego �wi�tej
pami�ci nieboszczyka ojca, Bart�omieja �agiewki, stwierdzam jako
stan bie��cy spadek po �wi�tej pami�ci Zofii Bolnickiej. Dobra
w zarz�dzie moim z pomoc� bosk� i Antoniego W��kniewskiego.
Katarzyna z Bolnic-kich Wojtyczkowa ci�gle �yje." Dalej
nast�powa�a data: 4 lutego 1905 roku.
Tej notatki Micha� w pierwszej chwili w og�le nie zrozumia�. Po
d�ugim namy�le wywnioskowa� z niej, �e w dniu 4 lutego 1905 roku
spadek po owej Bolnickiej nie zosta� jeszcze przej�ty przez
spadkobierc�w. Ca�o�� przedmiot�w wymienionych w spisie wci��
spoczywa�a w depozycie, teraz ju� u sy