810

Szczegóły
Tytuł 810
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

810 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 810 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

810 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andre Frossard B�g i ludzkie pytania Wydawnictwo Jedno��Kielce "B�g i ludzkie pytania" jest owocem wsp�pracy pomi�dzy Wydawnictwem "Jedno��" w Kielcach i Movimento Radici Cristiane dell'Europa z siedzib� w Pescarze (Piazza Santo Spirito 2; W�ochy). B�g wobec ludzkich pyta� Autor otrzyma� od uczni�w klasy maturalnej, dziewcz�t i ch�opc�w ponad dwa tysi�ce cz�sto powtarzaj�cych si� pyta�, na kt�re udzieli� odpowiedzi zaczerpni�tych z w�asnego do�wiadczenia wiary. Aby go nie oskar�ono, �e jest g�uchy na zarzuty, zwr�ci� najwi�ksz� uwag� na wyra�ne i ukryte argumenty swoich rozm�wc�w. W konsekwencji wszystkie odpowiedzi z wyj�tkiem pierwszej i trzeciej zaczynaj� si� kr�tkim, ale lojalnym przedstawieniem w cudzys�owie zarzut�w, kt�re wyp�ywaj� z samego pytania. Potem autor u�ywa zwrotu "A jednak". Si�ga tu do Pisma �wi�tego po teksty, kt�re wydaj� si� zaprzecza� zarzutowi. Odpowied� w�a�ciwa przychodzi na ko�cu. Trzy cz�ci ka�dego ma�ego rozdzia�u s� wyra�nie oddzielone, aby unikn�� wszelkiego pomieszania. Prawie wszystkie pytania autor traktuje w ten sam spos�b, gdy� pragnie okaza� si� jak najbardziej "otwartym". Mo�na zauwa�y�, �e autor wiele razy u�ywa s�owa "mi�osierdzie"; nie zast�puje go s�owem "mi�o��", ale czyni tak w przekonaniu, �e "mi�osierdzie" wyra�niej okre�la bezinteresown�, pierwotn� i tw�rcz� mi�o��, kt�ra jest przyczyn� i ko�cem wszystkich rzeczy. By� mo�e zaskoczy czytelnika to, �e uczniowie klasy maturalnej tak ma�o m�wi� o polityce. Sam autor by� tym r�wnie� zaskoczony. "Po co �y�?" Straszne pytanie, zw�aszcza gdy si� pomy�li o waszym wieku, i �e tylu z was je stawia. S�ysza�em to pytanie po raz pierwszy w Mons w Belgii, przy wyj�ciu z teatru, gdzie przemawia�em dwie godziny. Trzech m�odych ludzi zagrodzi�o mi drog�. Jeden z nich stanowczym tonem, jaki przybiera cz�sto m�odzie� w obawie, �e starsi nie b�d� jej s�ucha�, powiedzia� mi w imieniu swoich koleg�w, i� nie chcieli przeszkadza� w czasie zebrania, kt�re dopiero co si� zako�czy�o, ale wszyscy trzej pragn�li zada� bardzo intymne i powa�ne pytanie, kt�re zabrzmia�o przera�aj�co: "Po co �y�, prosz� pana?" Spad�o ono na mnie jak jakie� ultimatum i nie pozwala�o mi na zw�ok� w odpowiedzi ani na od�o�enie jej na inn� chwil�. Nie mo�na by�o zrobi� uniku ani t�umaczy� si� zm�czeniem i p�n� por�. W tym czasie zaczyna�a si� rozpowszechnia� w�r�d m�odzie�y jaka� �a�obna moda: pope�ni� samob�jstwo w ogniu, oblewaj�c si� przedtem benzyn�, w�a�nie z powodu tego pytania, na kt�re "�mier� Boga", niesp�jno�� �wiata, zmaterializowanie spo�ecze�stwa, t�pota, ideologie i bezradne majaczenia sztuki nie daj� odpowiedzi. My�liciele zwi�zani z kawiarniami przy Saint - Germain - des - Pres filozofowali na temat absurdu, g�osili marno�� rodzaju ludzkiego, t� "pasj� nieu�yteczn�", i w miar� jak stawiali obok siebie szklanki i argumenty szczerzy m�odzi ludzie, przekonani o nico�ci wszystkiego, potwierdzali ich s�dy zapa�k�. W spojrzeniu moich rozm�wc�w pozosta�o jeszcze rozgor�czkowanie i widzia�em ich w �renicach d�ugi korytarz cienia wiod�cy do drzwi, za kt�rymi mog�a zion�� tylko pustka. Zaciskaj�c r�ce oczekiwali odpowiedzi, niemal przekonani, �e jej nie ma. Komu przyznawali ostatni� szans�? Sobie samym czy mnie? By� mo�e - Bogu. A jednak... Trzeba by�o m�wi�. Najpierw spostrzeg�em, �e nigdy nie zadawa�em sobie pytania, kt�re tak dr�czy�o tych m�odych z Mons, i kt�re was prze�laduje dzisiaj nawet w chwilach rozrywki. W pierwszej mojej m�odo�ci, socjalistycznej, problemy metafizyczne bywa�y odsy�ane po cz�ci do nauki, a po cz�ci do chmur. Nauka mia�a wkr�tce rozwi�za� wszystkie zagadki wszech�wiata, reszta to by�y tylko mgliste mrzonki nadaj�ce si� do tego, aby nas odwr�ci� od polityki. Po moim nawr�ceniu wszystko by�o rado�nie proste: B�g istnieje, rado�� pot�na, ocean �wiat�a i s�odyczy. I nigdy nie przysz�o by mi na my�l, aby zapyta� siebie o w�asn� mizern� osob�, kt�ra mog�aby stanowi� przedmiot zainteresowania tylko dzi�ki swej ogromnej cicho�ci. By�em wi�cej ni� oczarowany, pe�en szalonej wdzi�czno�ci wobec ogromu mi�osiernego pi�kna. B�g jest mi�o�ci� i ta mi�o�� uczy�a mnie, �e jest przyczyn� i celem wszystkiego, co istnieje. �adne stworzenie nie istnieje tylko dla siebie, ale dla drugiego stworzenia, dla wszystkich innych, poczynaj�c od Boga samego, z kt�rego wyp�ywa wszystko. Pozbawieni Boga od dawna, moi m�odzi ludzie z Mons zapomnieli o tym lub nie odgadli zapomniano ich tego nauczy�. Powiedzia�em im z ca�� ostro�no�ci�, jak� stosuje si� na widok ch�opca stoj�cego na parapecie okna, kt�remu chce si� wyt�umaczy�, aby nie skaka�, �e uporczywe wpatrywanie si� w samego siebie napotka w ko�cu na przepa�� nico�ci, z kt�rej jaka� cudowna dobro� nas wyci�gn�a. �e wok� nas wszystkie rzeczy od najmniejszej do najwi�kszej, od najdrobniejszej cz�steczki materii do grawituj�cych gwiazd, przyci�gaj� si� i ��cz�, aby tworzy� uzupe�niaj�ce si� harmonie o coraz szerszym zasi�gu. �e to podstawowe prawo, czytelne w instynkcie ��czenia si� najbardziej nieuchwytnych cz�stek atomu, rz�dzi ca�ym wszech�wiatem wraz z ka�d� osob� przeznaczon� do mi�o�ci i �e nikt nie mo�e si� uchyla� od tego bez ryzyka popadni�cia w pustk�. �e to prawo pozostanie oczywiste, nawet gdy si� nie b�dzie wierzy� w Boga. Mog� dzisiaj doda�, patrz�c na list� waszych pyta�, �e to pytanie - "Po co �y�?" - jest typowo m�skie: �adna dziewczyna go nie stawia. Z natury bardziej ni� m�czy�ni podatne na mi�o��, kobiety wiedz�, nie zastanawiaj�c si� nawet nad tym, �e nie s� stworzone dla samych siebie. Je�li jednak to pytanie przysz�oby im do g�owy, sformu�owa�yby je zupe�nie inaczej. Nie pyta�yby "Dlaczego �y�, po co �y�?" ale "Dla kogo �y�?" Powinni�my bra� z nich przyk�ad. Nie wiem, czy przekona�em m�odych ludzi z Mons. W ka�dym razie gazety - co jest bardzo wa�ne - nigdy nie przekaza�y mi o nich wiadomo�ci. "Co to jest wiara?" "Podano tyle definicji wiary, �e lepiej by�oby raz na zawsze powiedzie�, �e nie da si� jej zdefiniowa�. Dla jednych to zgoda na s�owo Bo�e. Trzeba jednak przyj��, �e B�g istnieje i m�wi, a wtedy z g�ry zak�ada si� to, co si� chce udowodni�. Dla innych wiara to �aska, na nic wi�c nie przyda si� jej szuka�, kiedy si� jej nie ma. Wi�kszo�� wsp�czesnych my�licieli widzi w wierze akt �wiadomo�ci, kt�ra zdaje sobie spraw� ze swych ogranicze� i poddaje si� tajemniczej mocy wy�szej, kt�ra rz�dzi �wiatem i ludzk� egzystencj�. �lad tego rodzaju intelektualnej rezygnacji znajdujemy w popularnym powiedzeniu: "Aby w to wierzy�, trzeba naprawd� mie� wiar�", co znaczy, �e aby uwierzy�, trzeba czasami uciszy� sw�j rozum. Wed�ug innych wiara ustala relacj� mi�dzy Bogiem i cz�owiekiem, najcz�ciej przez Pismo �wi�te lub Ko�ci�. Jednak�e relacja lub dialog wymaga istnienia dw�ch rozm�wc�w i oto znowu popadamy w nasz� pierwsz� trudno��. Dla Bernanosa wiara to nic innego, jak "dwadzie�cia cztery godziny niepewno�ci minus jedna minuta nadziei". Wed�ug tej pi�knej formu�y wiara by�aby w�tpliwo�ci� pokonywan� coraz bardziej przez jakie� irracjonalne uczucie. Nie mo�na wi�c jej zdefiniowa� ani wyja�ni�". A jednak B�g jest mi�o�ci� i dlatego w mi�o�ci nale�y szuka� wyja�nienia wiary. Wiara nie polega po prostu na wierzeniu, �e B�g istnieje. Wsp�cze�ni Chrystusowi mieli niewiele w�tpliwo�ci w tym wzgl�dzie, a jednak On wymaga� od nich czego� wi�cej. Zarzuca� im cz�sto brak wiary, czego nie nale�a�oby czyni� szczeg�lnie w odniesieniu do �yd�w, gdyby chodzi�o tylko o uznanie istnienia Boga, tym mniej, gdyby wiara by�a darem, kt�rego B�g udziela jednym, a odmawia drugim. Jezus ubolewa nad tym, �e wiara jest tak rzadka lub tak s�aba, a kiedy si� pojawia, zachwyca si� ni� jako czym� nadzwyczajnym nawet dla Niego. Kiedy setnik, kt�ry Go prosi� o uzdrowienie swego s�ugi, powiedzia�, wzbraniaj�c si� zaszczytu przyj�cia Go pod sw�j dach: "Panie, nie jestem godzien, aby� wszed� pod dach m�j, ale powiedz tylko s�owo, a m�j s�uga odzyska zdrowie" - Jezus wykrzykn��: "U nikogo w Izraelu nie znalaz�em tak wielkiej wiary" (Mt 8, 8. 10). Inny epizod sk�ania do odwr�cenia problemu i do pytania: co przedstawia wiara nie dla cz�owieka, ale dla samego Boga? W Niedziel� Palmow�, kiedy zbli�a si� czas Jego m�ki, Chrystus schodzi z G�ry Oliwnej do Jerozolimy po dywanie z palm i roz�o�onych szat. On wie, �e umrze i w jaki spos�b. Wie r�wnie�, �e powt�rnie przyjdzie i �e Jego kr�lestwo nie b�dzie mia�o ko�ca. Jednak�e fala rado�ci, kt�ra Mu towarzyszy, przypomina Mu tylko przera�aj�ce proroctwa o zburzeniu Jerozolimy i wzbudza t� my�l, kt�r� wypowiada g�o�no jakby sam do siebie: "Kiedy Syn Cz�owieczy wr�ci, czy znajdzie jeszcze wiar� na ziemi?" S�owo zadumy jakby zabarwione obaw�, bardzo odkrywcze, trzeba zestawi� z pytaniem, jakie Jezus w Ewangelii zadaje Aposto�owi: "Piotrze - czy mnie mi�ujesz?" Dla Chrystusa, a wi�c dla Boga, nic innego si� nie liczy. Wiara jest odpowiedzi� na to najwa�niejsze pytanie. To jej w�a�nie Chrystus przyszed� szuka�, budzi� j� w�r�d nas, podtrzymywa� i przyjmowa�. I obawia si�, �e jej nie znajdzie, kiedy wr�ci. Wiara to fenomen wzajemnego przyci�gania mi�dzy Bogiem, kt�rego ukrycie poci�ga nasz� istot� poza jej granice; to ta szlachetna dyspozycja ludzkiego serca do wiary w mi�o�� wbrew wszelkim przeciwnym pozorom. Jest to usposobienie, kt�re wywo�uje nieodparty poci�g ze strony Bo�ego Mi�osierdzia. "Kim jeste�, Andrzeju?" Ze wszystkich pyta�, kt�re otrzyma�em i kt�re cz�sto si� powtarzaj�, to jest mo�e najtrudniejsze. B�d� si� stara� na nie odpowiedzie�, zach�cony m�wieniem na "ty", co pozwala mi zapomnie� do jakiego pokolenia nale��, i przyjemnie mnie odm�adza. Jak opowiada�em gdzie indziej *, (Nota redakcyjna; Chodzi o ksi��k� "Spotka�em Boga". Paris: Editions du Dialogue, 1972) jestem synem polityka III Republiki, kt�ry by� nauczycielem, zwolnionym z pracy z powodu konszacht�w rewolucyjnych, i kt�ry w wieku trzydziestu lat zosta� w 1920 r. pierwszym sekretarzem generalnym komunistycznej partii francuskiej Maj�c trzyna�cie lat, jako ch�opiec wcze�nie dojrza�y, pisa� ju� w gazecie w Belfort, w swej rodzinnej miejscowo�ci, gdzie dot�d nie widziano dziennikarza w kr�tkich spodenkach. Opuszczaj�c szko�� nauczycielsk� w wieku, w kt�rym inni usi�owali si� dopiero do niej dosta�, dzieli� sw�j czas r�wno mi�dzy nauczanie i walk� klas, zaprawiony do naturalnej, rzeczowej i mocnej umiej�tno�ci przemawiania, dzi�ki kt�rej jego powa�ny g�os brzmia� by jak uderzenie m�ota w kowad�o lub jak echo wydobywaj�ce si� ze studni. O�eni� si� z m�od� mieszkank� Franche - Comte z Montbeliard, pi�kn� blondynk�, kt�ra kocha�a muzyk� i socjalizm a w ka�dym razie socjalist�. Jej rodzice uprawiali z gorliw� zaciek�o�ci� nieurodzajne pole pi�ciohektarowego gospodarstwa. Ze strony ojca by�em �ydem przez moj� babk�, siln� kobiet�, jakby wyj�t� �ywcem ze Starego Testamentu. Tryska�a ona celnymi odpowiedziami i poleceniami, kt�re wyklucza�y dyskusj�. Nie by�o ju� �lad�w katolicyzmu, kt�ry zdaje si� by� na pocz�tku wyznaniem mojego dziadka, radyka�a - socjalisty, z zawodu rymarza - siodlarza, kt�rego nie zna�em. Nazywano go "kirasjerem", jak s�dz�, z powodu zbroi, jak� nosi� w jednej z bitew, kt�re Francuzi przegrywaj�, mimo �e powinniby je wygra�, albo wygrywaj�, kiedy lepiej by�oby je przegra�. Ze strony matki by�em luteraninem z kr�gu pietyst�w. To niebezpieczna sekta, kt�ra pos�ugiwa�a si� na przemian, i mniej wi�cej w taki sam spos�b, Bibli� i biczem. Jak widzicie, jestem rezultatem uczuciowej mieszaniny religijnej, co mnie zupe�nie naturalnie usposabia�o do ekumenizmu; aby odpowiedzie� na problemy, kt�re on stawia, musz� wystarczy� sam za zgromadzenie og�lne. W wiosce mojego ojca nie by�o parafialnego ko�cio�a, lecz wielka synagoga z r�owego piaskowca, dzisiaj opuszczona, gdy� wsp�lnota �ydowska zosta�a wywieziona i zam�czona w O�wi�cimiu. Straci�em tam mi�dzy innymi przyjaci�k� z dzieci�stwa, kt�ra mog�aby uciec stamt�d, ale nie chcia�a. Pragn�a towarzyszy� swojemu g�uchawemu ojcu,obawiaj�c si�, �e nie zrozumie on na czas rozkaz�w i nie uniknie cios�w. Musia�a by� w waszym wieku. Ze czci� j� wspominam. Dzi�ki niej mam wyobra�enie najwy�szego pi�kna tych bohaterek, kt�re Ko�ci� nazywa �wi�tymi i m�czenniczkami. Urodzi�em si� w wielkim kwadratowym domu, w wiosce mojej matki nad brzegiem strumienia, w kt�rym p�ywa�y pstr�gi, gdzie pra�o si� bielizn� i za�ywa�o k�pieli. By�o to podczas pierwszej wojny �wiatowej. W moim pierwszym wspomnieniu z dzieci�stwa utrwali�a si� piwnica w Belfort, gdzie zostali�my ranni, moja matka i ja, wskutek wybuchu bomby, kt�r� zrzuci� nad miastem niemiecki samolot podczas wypadu daleko od linii frontu. W ten spos�b w wieku dw�ch lat u�wiadomi�em sobie istnienie zewn�trznego �wiata, a obraz tego ponurego podziemnego pomieszczenia, nagle rozja�nionego ma�ym ��tym �wiat�em, nigdy nie wymaza� si� z mojej pami�ci. B�g nie istnia�. Zast�pili�my Go religi� zbawienia cz�owieka przez samego cz�owieka, zbudowan� na marksistowskiej wizji historii. Wychowywa�em si� "oprawiony" w Karola Marksa: tapczan, na kt�rym spa�em w ma�ym gabinecie mojego ojca, by� otoczony wszystkimi dzie�ami tego proroka, kt�rego portret ozdabia� frontow� �cian�. Wieczorem przed za�ni�ciem wyci�ga�em na chybi� trafi� jeden z tom�w "Kapita�u", ustawionych nad moj� g�ow� i czyta�em kilka stronic, przeskakuj�c zbyt trudn� teori�, a szukaj�c polemik, w kt�rych autor zr�cznie �onglowa� niszczycielsk� ironi�, co mi przypomina�o moj� babk� ze strony ojca. Potem opu�ci�em Karola Marksa dla "Iliady", kt�ra znajdowa�a si� na ni�szej p�ce, i kt�ra towarzyszy�a mi przez trzy lata. Nie m�czy mnie to, co lubi� i mog� s�ucha� tej samej p�yty przez ca�e lata - chocia� z przerwami. Nast�pnie przyszli Voltaire i Rousseau, kt�rzy znosili si� nawzajem tylko u mnie. Rousseau uwa�a�, �e Voltaire nie jest zdolny do wielkich my�li, a dla Voltaire'a Jean - Jacques nadawa� si� do filozofii jak celnik Rousseau do malarstwa. W wieku pi�tnastu lat interesowa�em si� og�lnie architektur� greck�, a architektur� kobiec� w szczeg�lno�ci. Studiowa�em jedn� i drug� z r�wnym podziwem. Niestrudzenie rysowa�em ten sam k�t prosty Partenonu, by wy�owi� sekret tej doskona�o�ci, wobec kt�rej ca�a reszta jest barbarzy�stwem. Odnajdywa�em t� sam� tajemnic� proporcji u m�odych dziewcz�t, kt�re mia�y dodatkowo przewag� ruchu. Poza tym by�em ch�opcem nieobecnym i trudnym do odnalezienia. Niedawno mia�em zaszczyt zajmowa� honorowe miejsce przy stole w czasie trzygodzinnego obiadu by�ych uczni�w mojego liceum. Nigdy nie pozostawa�em tak d�ugo wewn�trz szkolnego budynku. Moja niestabilno�� szkolna w najwy�szym stopniu irytowa�a mojego ojca, kt�ry marzy�, �e wst�pi� do Seminarium Nauczycielskiego przy ulicy Ulm i wzrusza� ramionami, kiedy matka, kt�ra mi we wszystkim pob�a�a�a, wysila�a si�, aby zwr�ci� jego uwag� na wszelkie zalety, jakich nie posiada�em. Takim dzieckiem by�em do lat dwudziestu, raczej pustym, do�� oboj�tnym na wszystko, z wyj�tkiem wy��obie� doryckich kolumn i zag�szczenia �wiat�a, z kt�rego wydawa�y mi si� ukszta�towane m�ode osoby. I wtedy wydarzy�o si� co� piorunuj�cego, co mi pozwoli - mam w ka�dym razie tak� nadziej� - da� w nast�pnym rozdziale bardziej precyzyjn� odpowied� na pytanie zadane na pocz�tku rozdzia�u: "Kim jeste�?". To pytanie wielu z was mi zadawa�o.Po nim przychodzi�o nast�pne: "Jak si� nawr�ci�e�?", sformu�owane jeszcze inaczej przez kilku waszych koleg�w z klasy. "Czy mo�na si� nawr�ci� w ci�gu dw�ch minut? "Wydaje si� to nieprawdopodobne. Nie przechodzi si� z niewiary do wiary bez refleksji i poszukiwa�. Nawr�cenie jest rezultatem wewn�trznej bardziej lub mniej powolnej ewolucji, kt�rej etapy s� dostrzegalne po jakim� g��bokim, wstrz�saj�cym prze�yciu, gdzie sama nie�wiadomo�� odgrywa rol� raczej milcz�c�, ale aktywn�. S�d nie wypowiada swojego wniosku bez uprzednich rozwa�a�. Tak�e �wiadomo�� jako trybuna� nie mog�aby si� wypowiedzie� bez rozpoznania sprawy. Co wi�cej, dzia�anie wolnej woli zak�ada wyb�r. Mo�na wybiera� mi�dzy dwiema przeciwstawnymi opiniami dopiero po d�ugim przebadaniu jednej i drugiej. Przyk�ady nag�ego nawr�cenia s� rzadkie i wszystkie sk�aniaj� do dyskusji. Wybierzmy dwa z nich: nawr�cenie �w. Paw�a i Paula Claudela. Prawd� jest, �e �w. Pawe�, �yd o wielkiej kulturze, pochodz�cy ze szko�y Gamaliela, nawr�ci� si� w drodze do Damaszku, gdzie zamierza� rozp�dzi� i unicestwi� wsp�lnot� chrze�cija�sk�. Opowiedzia� sam, jak to w porze po�udniowej poczu� si� nagle otoczony dos�ownie o�lepiaj�cym �wiat�em, podczas gdy jaki� g�os go zapyta�: "Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prze�ladujesz?" Na pytanie - "Kto jeste�, Panie?" - g�os odpowiedzia� - "Ja jestem Jezus kt�rego ty prze�ladujesz" (Dz 9, 4 - 5). Pawe� sta� si� natychmiast chrze�cijaninem. Prze�ladowca, kt�rym by� przed chwil�, zaczyna karier� cz�owieka prze�ladowanego, kt�ra zawiedzie go do Rzymu i na m�cze�stwo. To jest najs�ynniejsze nawr�cenie w historii do tego stopnia, �e wyra�enie - "znale�� swoj� drog� do Damaszku" sta�o si� przys�owiem. Niekt�rzy jednak zauwa��, �e by�o wtedy po�udnie, �e s�o�ce znajdowa�o si� w zenicie i �e w podobnym przypadku, szczeg�lnie na pustyni, zdarza si� bardzo zwyczajne o�lepienie zbyt silnym �wiat�em. Co wi�cej, s�dzi si� niekiedy, �e �w. Pawe� cierpia� od czasu do czasu na jak�� nerwow� chorob�, kt�ra mog�a powodowa� nerwowo - umys�owe doznania w postaci halucynacji lub widzenia �wietlnego ob�oku oraz towarzysz�cych mu wra�e� s�uchowych. Wreszcie wolne posuwanie si� grupy z Jerozolimy do Damaszku sprzyja�o medytacji. Zamiast si� odwo�ywa� do cudownej interwencji rozs�dniejsze by�oby przypuszczenie, �e �w. Pawe� u�wiadamia� sobie stopniowo nadzwyczajn� pi�kno�� chrze�cija�skiego or�dzia i po kilku godzinach intensywnego my�lenia doszed� do tego, co si� nazywa "przeb�yskiem �wiat�a" kiedy si� chce da� do zrozumienia, �e pewno�� narzuca si� wam z ca�� si��. Je�li chodzi o Paula Claudela, to zauwa�a si�, �e by� on katolikiem od urodzenia i otrzyma� chrze�cija�skie wychowanie. Jest ca�kiem naturalne, �e wsparty przez sw�j poetycki geniusz odnalaz� sens wiecznego dzieci�ctwa Bo�ego - w noc Bo�ego Narodzenia w katedrze Notre Dame w�r�d p�on�cych �wiec i �piew�w. Claudel zreszt� wyzna�, �e nast�pnie opiera� si� �asce przez cztery lata, co dowodzi, �e jego wiara nie by�a natychmiastowa, ale dojrzewa�a stopniowo i zosta�a przyj�ta po twardej walce. Zreszt� ludzie Ko�cio�a nie podkre�laj� ju� dzisiaj cudownego charakteru nawr�cenia �w. Paw�a, a je�li nawet ch�tnie m�wi� o nawr�ceniu Paula Claudela to dlatego, �e z du�ym prawdopodobie�stwem mo�na je wyja�ni� czysto psychologicznie". A jednak - ja wszed�em do kaplicy jako ateista, a w kilka minut p�niej wyszed�em z niej jako chrze�cijanin i by�em �wiadkiem mojego w�asnego nawr�cenia, pe�en zdumienia, kt�re ci�gle trwa. Nag�e nawr�cenia nie s� tak rzadkie, za� fakt, �e ludzie, kt�rzy ich do�wiadczyli, tylko wyj�tkowo o nich pisz�, powodowani dyskrecj�, nie�mia�o�ci� albo obaw�, �e b�d� �le zrozumiani, nie dowodzi wcale, �e s� niemo�liwe. Pasterka mo�e z pewno�ci� wzbudzi� wielkie wzruszenie u m�odego cz�owieka - chrze�cijanina od kolebki - jakim by� Claudel, nawet, a mo�e przede wszystkim, je�li d�ugo trzyma� si� z dala od religii. Ale wzruszenie, kt�re trwa przez ca�e �ycie i kt�re przenika ca�� tw�rczo��, to co�, czego nie dostrzegamy zbyt cz�sto. Nawr�cenie Paula Claudela by�o czym� wi�cej ni� aktem �wiadomo�ci; by�o uchwyceniem kontaktu z transcendencj�, o kt�rej zapomnia�o jego serce i kt�rej nie rozpoznawali ludzie mu wsp�cze�ni. Traktowa� nawr�cenie �w. Paw�a jako po��czony skutek pora�enia s�onecznego i nerwowego przywidzenia to pope�nia� podw�jn� niestosowno��: przeciwstawia� si� opisowi samego Aposto�a i czyni� niezrozumia�� ostro�� jego my�li, jasno�� wymowy i prawo�� jego �ycia. Nigdy nie s�yszano, �eby udar s�oneczny doprowadzi� kogo� do poznania nowej religii, albo �eby kto� dotkni�ty halucynacj� pozostawa� pod jej dzia�aniem przez trzydzie�ci lat, w czasie kt�rych nie powt�rz� si� te same s�owa. Kiedy odmawia si� wiary w co�, co si� uwa�a za niemo�liwe, popada si� w nieprawdopodobie�stwo. M�j ojciec chcia� mnie widzie� w szkole przy ulicy Ulm. Poszed�em tam w wieku dwudziestu lat, ale pomyli�em stron� ulicy i zamiast wst�pi� do Wy�szej Szko�y Nauczycielskiej, wszed�em do si�str od Adoracji po koleg�, z kt�rym mia�em i�� na obiad. To, co zamierzam wam opowiedzie�, to nie historia jakiego� odkrycia intelektualnego. Jest to relacja o do�wiadczeniu fizycznym, o do�wiadczeniu prawie laboratoryjnym. Otwieraj�c �elazne drzwi klasztoru by�em ateist�. Ateizm przybiera wiele form. Jest ateizm filozoficzny, kt�ry wcielaj�c Boga w przyrod� odmawia Mu odr�bnej osobowo�ci i umieszcza wszystkie rzeczy w zasi�gu ludzkiej inteligencji; nic nie jest Bogiem, wszystko jest boskie. Ten ateizm prowadzi do panteizmu pod postaci� jakiej� ideologii. Ateizm naukowy odrzuca hipotez� Boga jako nieodpowiedni� w badaniach i usi�uje wyja�ni� istnienie �wiata tylko poprzez w�a�ciwo�ci materii, nie pytaj�c, sk�d ona sama pochodzi. Jeszcze bardziej radykalny ateizm marksistowski nie tylko neguje Boga, ale pos�a�by Go na urlop, nawet gdyby istnia�. Jego natr�tna obecno�� przeszkadza�aby w wolnej grze woli cz�owieka. Istnieje r�wnie� ateizm najbardziej rozpowszechniony, kt�ry dobrze znam, to ateizm idiotyczny. Taki by� m�j ateizm. Ateizm idiotyczny nie stawia sobie pyta�. Uwa�a za naturalne przebywanie cz�owieka na ognistej kuli pokrytej cienk� warstw� suchego b�ota i obracaj�cej si� wok� swojej osi z pr�dko�ci� ponadd�wi�kow� dooko�a s�o�ca - czego� w rodzaju bomby wodorowej, unoszonej przez miliardy lampion�w (gwiazd) o zagadkowym pochodzeniu i nieznanym przeznaczeniu. By�em jeszcze takim ateist�, kiedy przechodzi�em przez drzwi kaplicy i pozostawa�em nim nadal w jej wn�trzu. Obecni tam ludzie, widziani pod �wiat�o, rzucali tylko cienie, mi�dzy kt�rymi nie mog�em odr�ni� mojego przyjaciela i co� w rodzaju s�o�ca promieniowa�o w g��bi kaplicy. Nie wiedzia�em, �e by� to Naj�wi�tszy Sakrament. Nie dozna�em nigdy zmartwie� mi�osnych ani niepokoju, ani ciekawo�ci. Religia by�a star� chimer�, a chrze�cijanie - gatunkiem op�nionym na drodze historycznej ewolucji. Historia opowiedzia�a si� za nami - za lewic�, a problem Boga by� rozwi�zany przez negacj� co najmniej od dw�ch do trzech stuleci. W moim �rodowisku religia wydawa�a si� tak niemodna, �e nie by�o si� ju� nawet antykleryka�em, chyba tylko w dniach wybor�w. I wtedy przysz�o nieoczekiwane. Za wszelk� cen� chciano potem spowodowa�, abym uzna�, �e wiara mnie urabia�a, �e by�em do niej nie�wiadomie przygotowywany, �e moje nawr�cenie by�o tylko nag�ym u�wiadomieniem sobie stanu ducha, kt�ry mnie od dawna usposabia� do wierzenia. To b��d. Je�li by�em usposobiony do czego�, to by�a to ironia w stosunku do religii. I gdyby mo�na by�o m�j stan ducha wyrazi� jednym s�owem, by�aby to oboj�tno��. Jeszcze dzisiaj widz� tego dwudziestoletniego ch�opca, kt�rym wtedy by�em. Nie zapomnia�em jego os�upienia, kiedy nagle wy�ania� si� przed nim z g��bi tej skromnej kaplicy �wiat, inny �wiat - o blasku nie do zniesienia, o szalonej spoisto�ci, kt�rego �wiat�o objawia�o i jednocze�nie zakrywa�o obecno�� Boga, tego samego Boga, o kt�rym jeszcze przed chwil� przysi�ga�by, �e istnieje tylko w ludzkiej wyobra�ni. Jednocze�nie sp�ywa�a na niego fala s�odyczy zmieszanej z rado�ci� o mocy, kt�ra mo�e skruszy� serce, i kt�rej wspomnienie nigdy nie zaniknie, nawet w najgorszych chwilach �ycia, niejednokrotnie przenikni�tych l�kiem i nieszcz�ciem. Odt�d nie stawia sobie innego zadania, jak tylko �wiadczy� o tej s�odyczy i o tej rozdzieraj�cej czysto�ci Boga, kt�ry mu pokaza� owego dnia przez kontrast, z jakiego b�ota zosta� ulepiony. Pytacie mnie, kim jestem? Mog� wam odpowiedzie�: jestem do�� bez�adnym po��czeniem nico�ci, ciemno�ci i grzechu. By�oby to swego rodzaju pych� przypisywa� sobie wi�cej ciemno�ci, ni� mo�na pomie�ci� i wi�cej grzech�w, ni� mo�na by ich by�o pope�ni�. Na odwr�t: moja cz�� nico�ci jest bezdyskusyjna. Wiem, �e jest ona jedynym moim bogactwem i jakby bezdenn� pr�ni� otwart� na niesko�czon� wspania�omy�lno�� Boga. Owym �wiat�em, kt�rego nie ujrza�em cielesnymi oczyma, nie by�o to, jakie nas o�wieca lub powoduje opalanie. To by�o �wiat�o duchowe, tzn. �wiat�o pouczaj�ce - jakby �ar prawdy. Odwr�ci�o ono definitywnie porz�dek rzeczy. Od chwili, kiedy je ujrza�em, m�g�bym powiedzie�, �e dla mnie tylko B�g istnieje, a wszystko inne jest jedynie hipotez�. M�wiono mi cz�sto: "A pana wolna wola? Robi si� z pana wszystko, co si� chce. Pana ojciec jest socjalist�, pan jest socjalist�. Wchodzi pan do kaplicy i staje si� nagle chrze�cijaninem. Gdyby pan wszed� do pagody, by�by pan buddyst�; do meczetu, by�by pan muzu�maninem". Na co pozwalam sobie odpowiedzie�, �e zdarza mi si� wychodzi� z dworca, a nie stawa� si� poci�giem. Je�li chodzi o moj� woln� wol�, to pos�ugiwa�em si� ni� naprawd� dopiero po moim nawr�ceniu, kiedy zrozumia�em, �e tylko B�g mo�e nas uratowa� ze wszystkich zale�no�ci, w jakie nieuchronnie popadliby�my bez Niego. Podkre�lam. To by�o obiektywne do�wiadczenie, prawie z dziedziny fizyki, i nie mam nic cenniejszego do przekazania, jak tylko to: poza tym �wiatem, kt�ry nas otacza i kt�rego cz�stk� jeste�my, ods�ania si� inna rzeczywisto��, niesko�czenie bardziej konkretna ni� ta, w kt�rej na og� pok�adamy ufno��. Jest ona ostateczn� rzeczywisto�ci�, wobec kt�rej nie ma ju� pyta�. "Chrze�cija�stwo ponios�o kl�sk�" "Czy to nie jest faktem? Ewangelia nie jest znana wsz�dzie i nigdzie nie jest stosowana. �aden nar�d nie ustanowi� dla siebie konstytucji opartej na Ewangelii, a je�li rz�dz�cy w niekt�rych krajach bogatych ch�tnie wzywaj� Boga w oficjalnych ceremoniach, czyni� to mniej z pobudek religijnych, a bardziej z przyzwyczajenia, jakby chc�c zapewni� swojemu narodowi wi�cej pomy�lno�ci. Sami chrze�cijanie s�uchaj� Ewangelii w niedziel�, kiedy przychodz� do ko�cio�a, a zapominaj� o niej przez ca�y tydzie�. Zreszt� Ko�cio�y zobowi�zuj� ich do zachowywania dw�ch moralno�ci. Jedn� uwa�a si� za podstaw� �ycia prywatnego, druga ustala zasady �ycia spo�ecznego i ma znaczn� przewag� nad pierwsz�. Je�li na przyk�ad chrze�cijanie uznaj�, �e dla osi�gni�cia doskona�o�ci wymaga si� od nich, aby nadstawi� lewy policzek, kiedy uderzono ich w prawy (por. Mt 5, 39), to �aden z ich Ko�cio��w nigdy nie poprosi�, aby pa�stwo uczyni�o z tej rady prawny obowi�zek. Dowodzi to, �e Ewangelii nie da si� stosowa� w �yciu spo�ecznym i �e nie wp�ywa ona na sprawy doczesne. Zbyteczn� jest rzecz� przypomina� tu wyprawy krzy�owe, inkwizycj�, wojny religijne itd., w kt�rych nie mo�na naprawd� dostrzec ani �ladu chrystianizmu. Innymi s�owy jest to kl�ska na wszystkich p�aszczyznach". A jednak Chrystus powiedzia� do Aposto��w: "Duch przekona �wiat o grzechu" (J 16, 8). Zapowied� ta wype�ni�a si� w spos�b tak oczywisty, �e a� dziw bierze, �e si� tego nie zauwa�a. Je�li idea� chrze�cija�ski uwa�a si� cz�sto za nieosi�galny, nikt nie zaprzecza jego pi�kna. Je�li niekt�rym krytykom chrze�cija�skie wymagania moralne wydaj� si� zniech�caj�ce lub ma�o dostosowane do umys�owo�ci ludzi, to ci sami krytycy nie wahaj� si� przyzna�, �e ma�o maj� ochoty na doskona�o�� i gdyby doprowadzili swe rozumowanie do ko�ca, zarzuciliby Bogu, �e ma zbyt wyg�rowane poj�cie o swoim stworzeniu. Ca�y �wiat wie dzisiaj, �e istnieje dobro i z�o; �e to dobro jest zwi�zane z mi�o�ci� bli�niego, biednego, wygnanego; ze wsp�czuciem dla chorych, pokrzywdzonych; z poszanowaniem os�b, poczynaj�c od najprostszych. S� to sprawy, o kt�rych Ksi�ga Kap�a�ska poucza�a �yd�w, a Ewangelia poucza wszystkich ludzi. Ma�o jest w�tpliwo�ci co do "grzechu", to znaczy co do z�a, jakie pope�nia�y wszystkie systemy totalitarne, z wyj�tkiem jednego. Zawsze usi�owa�y one pokry� nikczemno�� swoich wyrok�w s�dowych zas�on� wypo�yczon� z szatni prawa. Stalin oskar�a� swoje ofiary o wszystkie rodzaje zbrodni, za kt�re zosta�yby skazane, gdyby je pope�ni�y. Jedynym re�imem, kt�ry otwarcie zerwa� z moralno�ci� judeochrze�cija�sk� to nazizm, zupe�ne i cyniczne poga�stwo, wielbiciel przemocy, bojownik wyimaginowanej wy�szej rasy, przeciwko kt�remu b�d� wiecznie �wiadczy�y dymy O�wi�cimia. Je�li chodzi o wyliczane przyk�ady "niepowodze�" chrystianizmu, jedne z nich wynikaj� z ludzkiej s�abo�ci i trzeba by by� bardzo pysznym, aby j� pot�pia�; inne pochodz� z ��dzy panowania w dziedzinie duchowej lub wreszcie z b��du Ko�cio�a, kt�ry jeszcze dzisiaj ulega pokusie, aby go pope�nia�. B��d ten polega na tym, �e Ko�ci� pragnie uczestniczy� we w�adzy doczesnej i usi�uje wp�ywa� na bieg historii przy pomocy innych �rodk�w ni� wiara i mi�o��. Je�li moralno�� religijna wydaje si� podlega� zr�nicowaniu i nie jest zupe�nie taka sama dla os�b jak dla spo�ecze�stw, to dlatego, �e Ko�ci� by� zmuszany w pewnych okresach historii, np. podczas najazd�w barbarzy�skich, do brania odpowiedzialno�ci w sprawach spo�ecznych, kt�re normalnie do niego nie nale��. Jako jedyna trwa�a instytucja po�r�d ruin cesarstwa rzymskiego i ostatnia przysta� zagro�onych lud�w Ko�ci� musia� og�asza� regu�y �ycia wsp�lnego, uwzgl�dniaj�ce w duchu mi�osierdzia fakt, �e wielka rzesza ludzi nie idzie ku �wi�to�ci z tym samym rozmachem. Ko�ci� nie m�g� opiera� tych regu� na integralnych wymaganiach Ewangelii, poniewa� - i to stanowi odpowied� na ostatni zarzut - Ewangelii nie czyta si� w trzeciej osobie liczby mnogiej, lecz w drugiej osobie liczby pojedynczej. Okre�la ona osobisty stosunek mi�dzy Bogiem a ka�d� istot� ludzk�, kt�ra dla boskiego mi�osierdzia znaczy tyle�, co wszystkie inne razem wzi�te. Nie mo�na wyprowadza� konstytucji politycznej z Ewangelii z tego oczywistego powodu, �e je�li ktokolwiek z nas mo�e nastawi� lewy policzek, kiedy zosta� uderzony w prawy, wykluczone jest, aby mo�na by�o t� rad� uczyni� prawem. Trzeba by wtedy natychmiast sformu�owa� inn� zasad�, aby sprecyzowa�, kto ma prawo nas policzkowa�. Ewangelia nie jest doktryn� kolektywistyczn�. B�g nie liczy istot ludzkich w masach, jak ideologowie lub szefowie batalion�w; On nie uk�ada ich w beczkach jak �ledzie; On umie liczy� tylko do jednego. "Po co dogmaty?" "Dogmaty s� ograniczeniem narzuconym ludzkiej inteligencji przez autorytet, kt�ry przypisuje sobie prawo decydowania o prawdach wiary i okre�la je na sw�j spos�b przy pomocy termin�w najcz�ciej niezrozumia�ych lub w j�zyku, kt�rym nie m�wi si� ju� od wiek�w. Tak wi�c kiedy "Credo" zaprasza nas do wierzenia w Boga, Stworzyciela nieba i ziemi, i w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego, kt�ry zst�pi� z nieba dla naszego zbawienia, zrodzonego z Ducha �wi�tego i z Maryi Panny itd. - oczywiste jest, �e wymaga zbyt du�o od cz�owieka o wsp�czesnej umys�owo�ci. Trzeba by przynajmniej przedstawi� te sprawy innym j�zykiem, w spos�b nie tak rozbie�ny ze stanem naszej wiedzy lub z innymi dziedzinami nauki. Albowiem zasada, i� B�g jest Stworzycielem, zak�ada podporz�dkowanie Mu stworzenia, co sprzeciwia si� nauce o wolnej woli. Poza tym dogmat wyklucza dyskusj� i w konsekwencji r�norodno�� opinii, kt�re s� nieodzowne do mo�liwie jak najszerszego rozbudowania my�li religijnej. Wreszcie jasn� jest rzecz�, �e dogmaty daj� pocz�tek nie tylko wojnom religijnym, ale i innym wojnom, kt�re staj� si� nieuniknione, kiedy jaki� rz�d lub nar�d doprowadza sw�j nacjonalizm lub sw� ideologi� do rangi dogmatu". A jednak trudno sobie wyobrazi� Ko�ci� bez artyku��w wiary. Wbrew temu, co si� twierdzi, dogmaty nie stwarzaj� dla inteligencji ogranicze�, kt�rych nie wolno by�oby jej przekroczy�. One j� poci�gaj� poza granice tego, co widzialne. To nie s� mury, to s� okna w naszym wi�zieniu. Ale je�li dogmat jest prawd�, to dogmatyzm jest b��dem. Je�li prawdy wiary otwieraj� nas na pewien porz�dek rzeczywisto�ci, kt�ry pozosta�by dla nas nieznany, gdyby�my byli pozostawieni w�asnym si�om, to dogmatyzm usi�uje uj�� te prawdy w system, to znaczy - sprowadzi� je do miary naszego s�abego pojmowania. Nic nie sprzeciwia si� bardziej �yciu duchowemu ni� dogmatyzm i to on w�a�nie ponosi odpowiedzialno�� za wojny religijne. Chocia� cz�sto wiara stawa�a si� dla nich pretekstem, w rzeczywisto�ci ich si�� nap�dow� by�a polityka i ta piekielna ��dza panowania, kt�ra jest najcz�stsz� przyczyn� cierpie� ludzkich spo�eczno�ci. Nies�uszn� jest rzecz� obwinia� dogmaty, kiedy to ludzie s� winni. Je�li prawd� jest, �e niekt�rzy fanatycy s� zdolni do masakrowania swoich s�siad�w w imi� pierwszego przykazania, to dzieje si� tak dlatego, �e zapominaj� o drugim, kt�re nakazuje mi�owa� bli�niego jak siebie samego, bez wzgl�du na jego pochodzenie i przekonania religijne. Artyku�y wiary chrze�cija�skiej, nie b�d�c schematami filozoficznymi, nie podlegaj� rewizji ani ulepszaniu i nie wiadomo, jak i przy pomocy jakiego to nowego s�ownictwa mo�na by powiedzie� inaczej, �e "Jezus Chrystus jest Synem Bo�ym". To nie j�zyk, lecz zawarto�� "Credo" wymaga aktu wiary i "cz�owiekowi dzisiejszemu" nie przychodzi on trudniej ni� cz�owiekowi przedwczorajszemu. Od pocz�tku chrze�cija�stwa idea Boga w trzech Osobach odpycha�a wiele umys��w. Ci, kt�rych nazywano "arianami", od imienia ich mistrza Ariusza, negowali b�stwo Chrystusa i o ma�o co nie stali si� w IV wieku absolutnymi nauczycielami w Ko�ciele. Inni negowali cz�owiecze�stwo Jezusa, widz�c w Nim tylko pozory �miertelnika. Nie bez trudu Ko�ci� sprzeciwi� si� tym pr�bom uproszczenia, doprowadzaj�c do triumfu nauki o boskim synostwie i o cz�owiecze�stwie Chrystusa, cho� to po��czenie by�o tak trudne do zrozumienia. Ten up�r m�g� si� wydawa� absurdalny, w rzeczywisto�ci jednak by� dowodem misji Ko�cio�a i �wiadectwem, �e prawda nie od niego pochodzi. Dogmaty chrze�cija�skie, kt�re sprowadzaj� si� wszystkie do jednego, a mianowicie do Wcielenia Jezusa Chrystusa, "Syna Boga �ywego", w �aden spos�b nie sprzeciwiaj� si� wolno�ci. Owszem, to B�g i tylko On sam, mo�e nas uwolni� od determinizmu, a akt wiary jest najbardziej wolnym aktem, na jaki ludzka istota mo�e si� zdoby�, poniewa� nic jej do tego nie zmusza. Prawdy wiary nie s� pouczeniami wydanymi przez wy�sz� w�adz�. S� to or�dzia niesko�czonej mi�o�ci, w kt�rych kryje si� ca�a nadzieja. Mo�na je przyjmowa� i odczytywa� na wiele sposob�w i maj� one to do siebie, �e z ka�dego �wiadomego adresata czyni� osob� odr�bn�, jedyn� i niezast�pion�. Pierwsz� rzecz�, jak� trzeba wykona�, to przyj�� je jako obietnice, a ostatni� - to przenikn�� do ich tre�ci. Wreszcie dogmat jest teologicznym przedstawieniem tajemnicy, a tajemnica jest naturalnym pokarmem inteligencji. Sama nauka idzie od tajemnicy do tajemnicy, poszukuj�c przyczyn istnienia rzeczy, do kt�rych ustawicznie si� przybli�a, ale nigdy ich nie zg��bi do ko�ca. To w�a�nie ta atrakcyjno�� czyni z tajemnicy co� wi�cej ni� tylko zagadk� do rozszyfrowania - �r�d�o �ycia duchowego. "Czy cz�owiek nie wymy�li� bog�w dla swego bezpiecze�stwa?" "Mo�na my�le� w ten spos�b. W zmaganiach z pot�nymi si�ami przyrody cz�owiek pierwotny przypisywa� im znaczenie b�stw opieku�czych. Ufa�, �e b�dzie m�g� je sobie zjedna�, sk�adaj�c ofiary ze zwierz�t, a do�� cz�sto i z ludzi. Ten rodzaj haraczu sk�adanego z d�br stworzonych, sp�acany mocom niebieskim lub podziemnym, mia� oszcz�dzi� biednym �miertelnikom poczucia zniewolenia z powodu kl�sk �ywio�owych. Za t� sam� cen� b�stwa wype�nia�y inn�, niezmiernie wa�n� rol�: ich masa z kamienia lub br�zu g�rowa�a nad sam� ozdob� i zapewnia�a w zasadzie trwa�o�� �wiata i r�wnocze�nie stabilno�� spo�ecze�stwa. Mo�na wi�c twierdzi�, �e wszyscy bogowie zostali wymy�leni przez l�k, podczas gdy bajka zast�powa�a poznanie w umys�ach ludzi pierwotnych". A jednak trzeba rozr�ni� mi�dzy bogami i Bogiem, kt�ry nie wykazuje �adnego zainteresowania dla mi�sa koz�a i dla krwi synogarlicy. Zdarza�o si� w Starym Testamencie, �e B�g przypomina� to swoim czcicielom, kt�rzy by� mo�e ulegali wp�ywom okolicznych zwyczaj�w. Podsumowano wy�ej w kilku s�owach opinie "filozof�w O�wiecenia", kt�rzy w swojej awersji do wiary z upodobaniem wskazywali na mo�liwie jak najni�sze pochodzenie uczu� religijnych. Wyobra�ali sobie naszych przodk�w jako istoty ustawicznie wystraszone, kt�re usi�owa�y zaklina� wrogie si�y nieba i ziemi przez nierozumne praktyki, i kt�re odzyskiwa�y wewn�trzny spok�j dopiero po z�o�eniu ofiary wytworom swej wyobra�ni. Mo�na by zaj�� stanowisko przeciwne, je�li si� we�mie pod uwag� okropn� posta� pewnych bo�k�w wykonanych poza Grecj� czy Rzymem. Mo�na s�dzi�, �e bogowie zostali stworzeni bardziej po to, aby straszy� ni� aby uspokaja�, i aby powstrzyma� raczej gwa�towno�� ludzi ni� �ywio��w przyrody. By�o wi�c co� rozumnego w starych praktykach religijnych, je�li oczywi�cie wykluczy si� z nich sk�adanie na ofiar� biednych, bezbronnych zwierz�t i te przera�aj�ce ofiary z ludzi, kt�re XX wiek powt�rzy�, nawet nie zdaj�c sobie z tego sprawy, w obozach koncentracyjnych totalitaryzmu. "Dlaczego istnieje tyle religii?" "Pascal m�wi nam, �e ludzie po�wi�caj� wi�cej czasu na wyb�r krawata ni� �ony, a na wyb�r �ony wi�cej czasu ni� na wyb�r religii. �yj� religi�, kt�ra zosta�a im dana przez otoczenie, a ono z kolei przejmuje t� religi� za po�rednictwem spo�ecznych korzeni i ze spu�cizny kulturowej danego kraju. I tak jest lepiej, gdy� na ziemi istnieje tyle religii, �e gdyby trzeba by�o je wszystkie zbada�, zanim si� przyjmie jedn� z nich, nie starczy�oby na to �ycia. We�my dla przyk�adu trzy religie wywodz�ce si� z Biblii - judaizm, chrze�cija�stwo i islam. Ich historia jest tak d�uga, ich wizja rzeczywisto�ci tak r�na, a duchowo�� tak bogata, �e nikt nie mo�e si� che�pi�, �e zna wystarczaj�co wszystkie trzy, aby m�c si� o nich wypowiada� z pe�n� znajomo�ci� rzeczy. Je�li istnieje du�o religii, du�o jest te� prawd, mi�dzy kt�rymi niemo�liwy jest wyb�r". A jednak, je�li B�g jest jeden, mo�e by� tylko jedna prawda Bo�a. Prawda Bo�a nie odzwierciedla si� w ten sam spos�b we wszystkich umys�ach. Podobnie jak jej stw�rczy geniusz objawia si� r�norako w niesko�czonej r�norodno�ci gatunk�w. Niemniej jednak jest ona zawsze jedna i identyczna. W rzeczywisto�ci religie nie s� tak liczne jak si� s�dzi. Je�li si� je oczy�ci z kulturowych ozd�b, w kt�re s� ubrane, i z mniej lub bardziej wyra�nych postaci zabobonu, kt�ry im nadaje pozory rozmaito�ci, pozostan� tylko dwie religie: monoteizm i panteizm. Religia, kt�ra uznaje istnienie Boga osobowego oraz religie wyra�ne lub ukryte, kt�re neguj� tego Boga lub Go nie uznaj� i po zakr�tach oraz po r�nych, cz�sto subtelnych fantazjach my�lowych, zmierzaj� wszystkie w kierunku tego samego panteizmu. Spotykaj� si� w nim lokalne systemy poga�skie, duchowo�ci samob�jcze, cho�by by�y genialne, oraz filozofie zwane wsp�czesnymi, kt�re przypisuj� przyrodzie atrybuty boskie -jak na przyk�ad naukowy ateizm - wcielaj�cy je bezwiednie w materi� pierwotn�, o kt�rej nikt nie wie, z czego jest utworzona. Mo�na Boga negowa�, ale jest niemo�liwe, �eby si� Go pozby�. Trudno jest uciec od monoteizmu, nie wpadaj�c w panteizm, w jego Wielkie Wszystko, w jego fundamentaln� Energi� lub w cokolwiek, w czym my�l usi�uje rozwodni� ide� Boga, aby j� wmiesza� w bieg rzeczy. Pozostaj�c przy monoteizmie, kt�rym si� tu bli�ej zajmujemy, a kt�ry wywodzi si� z Biblii, przypomnijmy, �e da� on pocz�tek nie jednej, ale trzem religiom. S� nimi: judaizm, chrystianizm i islam. Ale te trzy ga��zie monoteizmu rozrastaj� si� na ziemi w odmienny spos�b z racji historycznych, kulturowych, klimatycznych i psychologicznych. To je czyni jakby obcymi wobec siebie. W miar� jednak�e jak oddalaj� si� one od obsesji codzienno�ci, aby si� wznie�� na wy�yny w�a�ciwej im duchowo�ci, g�osz� wszystkie to samo or�dzie: pochwa�� Boga. Na szczycie judaizmu, chrystianizmu i islamu mistycy m�wi� tym samym j�zykiem. Kiedy ludzie nie osi�gaj� tej wysoko�ci albo z niej schodz�, aby ulec pokusom w�adzy, podboju lub jakiej� innej iluzji, w�wczas wypowiadaj� sobie walk�, albo sprawiaj� wra�enie, �e wyznaj� religie nie daj�ce si� pogodzi� mi�dzy sob�. Pok�j panuje tylko na szczytach. "Kim jest Chrystus?" "Panuje og�lne, niemal jednomy�lne przekonanie, �e Chrystus to najwi�kszy cz�owiek, jaki kiedykolwiek istnia�. Jest wielki moc� swej nauki, pe�nej gwa�townego sprzeciwu wobec postaw ludzi Jego i naszych czas�w. Ale nade wszystko jest wielki sercem, o kt�rym �wiadczy niezwyk�a wspania�omy�lno��, z jak� skazany na �mier� bez powodu, przebacza tym, kt�rzy przykuli go do krzy�a. Nawet mi�dzy samymi ateistami du�o jest takich, kt�rzy daj� o Nim �wiadectwo z pewn� czu�o�ci�. Nie przeradza si� ona z pewno�ci� w adoracj�, ale upatruje w Nim ofiar� kap�an�w Starego Testamentu. Celem wyra�enia czci dla Jego Osoby "Credo" pierwszych chrze�cijan - a w ka�dym razie �yj�cych w III i IV wieku - zawiera�o szereg stwierdze� dotycz�cych Jego tajemnic. Jest "On Jedynym Synem Bo�ym", "kt�ry dla nas i dla naszego zbawienia zst�pi� z nieba". Ten tekst, ujmuj�cy jakby statut chrze�cija�skiej wiary, precyzowa�, �e "Chrystus przyj�� cia�o z Maryi Dziewicy" i sta� si� cz�owiekiem, cierpia� pod Poncjuszem Pi�atem (by� on prokuratorem Judei za panowania Tyberiusza), �e po �mierci zmartwychwsta� trzeciego dnia, "wst�pi� do nieba", "siedzi po prawicy Boga", sk�d "przyjdzie s�dzi� �ywych i umar�ych". Tak m�wi�o "Credo", kt�re si� stale �piewa w ko�ciele (troch� na mod�� "Marsylianki") w czasie oficjalnych uroczysto�ci, gdzie nikt nie ma najmniejszej ochoty i�� do walki z "okrutnymi �o�nierzami, kt�rzy rycz� po naszych wioskach". Trzeba powiedzie�, �e po��czenie natury boskiej i natury ludzkiej w jednej Osobie, pozbawionej znak�w rozpoznawczych, pozwalaj�cych na zidentyfikowanie jednej i drugiej, stanowi�o dla ludzkiego pojmowania jeden z problem�w, z kt�rych mo�na wybrn�� tylko przy pomocy wiary, b�d�cej przedsi�wzi�ciem �mia�ym, ale ma�o racjonalnym, lub przy pomocy majaczenia mistycznego. Od pewnego czasu wydaje si�, �e wytrwali teologowie wytworzyli sobie o Jezusie Chrystusie pogl�d o wiele bardziej wygodny, jak to na przyk�ad mo�na stwierdzi� na podstawie nast�puj�cego tekstu, wyj�tego z pewnej encyklopedii religii katolickiej: "Teologowie zgadzaj� si� dzisiaj, �e w �wietle Ewangelii Jezus by� naprawd� cz�owiekiem, �e nie zna� wszystkiego i �e nawet Jego znajomo�� Boga nale�a�a do dziedziny wiary. Nie widzia� On Boga. Ale wierzy�. Jednak�e twierdz� r�wnocze�nie, �e Jezus mia� niejasn�, ale g��bok� �wiadomo�� swojego bardzo szczeg�lnego zwi�zku z Ojcem. Ta �wiadomo�� wynikaj�ca z uczucia przynale�no�ci do Ojca musia�a Mu towarzyszy� przez ca�e �ycie. Stopniowo jednak wzrasta�a w Nim i stawa�a si� coraz wyra�niejsza, w miar� jak Jezus za pomoc� Pisma �wi�tego i Tradycji analizowa� swoje w�asne �ycie i swoj� drog� ku zbli�aj�cej si� �mierci (...). W ten spos�b teologowie wyznaj� dzisiaj, �e Jezus musia� prze�ywa� ca�kowicie oryginalne ludzkie do�wiadczenie, naznaczone sta�ym, ale niekoniecznie wyra�nym odczuciem zjednoczenia z Bogiem". Taki jest j�zyk teologii rozs�dnej, kt�ra w ko�cu odesz�a od niedorzeczno�ci zawartych w "Credo", aby nam poda� uspokajaj�cy i mieszcza�ski obraz Jezusa na kanapie psychoanalitycznej. Skoro Jezus nie bardzo wiedzia�, kim by�, to i my nie b�dziemy mogli tego wiedzie�. W ten spos�b stopniowo, bez �adnej nieprzyjemnej przesady, �wiadomo�� pewnej "przynale�no�ci" doprowadzi ostatecznie do nieokre�lonego uczucia zjednoczenia z Bogiem, co mo�e szcz�liwie zdarzy� si� komukolwiek. Jest pewne, �e taki Jezus, uwolniony od metafizycznej nadbudowy, mo�e by� zaakceptowany jako dobry towarzysz na wszystkich drogach niepewno�ci, przez najbardziej nieufnych agnostyk�w. Wielkim i zbawiennym odkryciem wsp�czesnego apostolatu jest to, �e �atwiej jest jednak uwierzy�, kiedy nie ma w co wierzy�". A jednak Jezusowi, kt�ry pyta�: "A wy za kogo Mnie uwa�acie?", Aposto� Piotr odpowiedzia�: "Ty jeste� Mesjasz, Syn Boga �ywego" (Mt 16, 15 n). Po moim nawr�ceniu, w kt�rym Chrystus by� obecny tylko pod tajemnicz� postaci� Naj�wi�tszego Sakramentu, u�wiadomiono mi, �e cz�owiek staje si� chrze�cijaninem dopiero przez chrzest i �e trzeba czyta� Ewangeli�, o kt�rej wiedzia�em tyle, ile mo�na by�o o niej wyczyta� u autor�w antyklerykalnych. Je�li istnienie Boga Ojca by�o dla mnie wtedy s�odk� i ja�niej�c� oczywisto�ci�, to zupe�nie inaczej mia�a si� sprawa z b�stwem Chrystusa, o kt�rym prawie nic nie wiedzia�em. Nie zachowa�em dok�adnego wspomnienia z mojej pierwszej lektury, ale przypominam sobie, �e pot�ny poryw, kt�ry mnie wyzwoli� z oci�a�o�ci w kaplicy przy ulicy Ulm, pozwoli� mi przelatywa� nad krajobrazami Ewangelii z rosn�c� rado�ci�. P�niej, kiedy dla mojego dobra zosta�em zaprowadzony do wsp�lnoty wiernych, wy�oni�y si� pewne trudno�ci. Wkr�tce jednak spostrzeg�em, �e pochodzi�y one z mojej miernoty i �e ta ksi��ka (Ewangelia) nie mo�e by� czytana ze sk�pym sercem. Wiara, kt�r� ona wzbudza, jest miar� straszliwie dok�adn� naszej wspania�omy�lno�ci. W Ewangeli� wchodzi si� przez dwoje drzwi - drzwi historii (tzn. krytyki) i drzwi wiary. Ten, kto wchodzi w Ewangeli� drzwiami krytyki historycznej, wyjdzie z niej z trupem na r�kach, natkn�wszy si� na zastrze�enie do ka�dego wiersza i na w�tpliwo�ci przy ka�dym s�owie. Tekst uk�adany by� o wiele p�niej ni� dokonane wydarzenia, z my�l� o ludziach prostych, pomieszany z mitologi� i z cudowno�ci�, kt�ra przera�a zar�wno teologa podatnego na nowo�ci jak i bieg�ego ksi�gowego. Ten tekst wyda mu si� pocz�tkowo ma�o wiarygodny, potem dyskusyjny. Wydob�dzie z niego tylko tward� i now� moralno��, chocia� jej pocz�tki mo�na znale�� ju� u Esse�czyk�w, Mezopotamczyk�w, Chi�czyk�w, Egipcjan czy Grek�w. Tak czytaj�cy Ewangeli� przebiegnie przez Galile�, Samari�, Jude�, w �lad za niespokojnym, egzaltowanym geniuszem, znaj�cym Boga tylko przez wiar�, kt�ry bez powodzenia pyta sam siebie o to, kim jest, i kt�ry nie mog�c zmieni� �wiata w ko�cu wybiera przed Sanhedrynem i Poncjuszem Pi�atem kosztowne wyj�cie z samob�jczej prowokacji. Taka wizja Ewangelii k�adzie kres nie tylko naszemu zak�opotaniu, o kt�rym m�wili�my wy�ej, ona k�adzie kres chrystianizmowi. Chrystus urodzony w historii - umiera w historii i wszystko ju� jest powiedziane. Reszta to pr�ne spekulacje, w�tpliwe przypuszczenia i niepotrzebne poszukiwania, poniewa� w ko�cu nie znajdzie si� niczego, kiedy szuka si� tylko samego siebie. Natomiast ten, kto wchodzi w Ewangeli� przez drzwi wiary, wie lub odgaduje, �e wielko�� Boga nie ma granic i to jest rzecz istotna, o kt�rej trzeba pami�ta�, kiedy zamierzamy prze�y� kilka stronic w za�y�o�ci z Chrystusem. Cz�owiek wiary b�dzie pe�en podziwu, �e Niesko�czenie Wielki mieszka� jaki� czas z nami, w tym co niesko�czenie ma�e, aby dzieli� nasz chleb i nasz� nico��. Bardziej - m�wi� z naciskiem "bardziej" - ani�eli cz�owiek udr�czony poszukiwaniem ewentualnej to�samo�ci boskiej, umykaj�cej, a w ostatecznym rachunku nieprawdopodobnej. Ten, kto wchodzi w Ewangeli� dobrymi drzwiami, przeciwnie, zobaczy w Chrystusie istot� wieczn�, kt�ra stopniowo poznaje warunki ludzkiego bytowania przez do�wiadczanie ich a� do agonii na krzy�u, a� do tego rozdzieraj�cego krzyku "Bo�e m�j, Bo�e m�j, czemu� Mnie opu�ci�?" (Mt 27, 46). Oznacza to, �e si� o�miel� tak wyrazi�, koniec lekcji; ten okre�lony moment, w kt�rym, po znikni�ciu wszelkiego promienia nadprzyrodzonego �wiat�a, wcielenie dochodzi do kresu ogo�ocenia. Ten, kto przeczuje obfito�� tego daru, dozna, jak narasta w nim nieznane uczucie: czyste umi�owanie tej mi�o�ci, kt�ra okre�la samego Ducha �wi�tego, a kt�ra mo�e zrodzi� si� w nas jedynie z b�stwa Chrystusa, pokornie ukrytego w Jego cz�owiecze�stwie. "Co to jest prawda?" "Ewangelia opowiada, �e Chrystus staj�c przed Poncjuszem Pi�atem rzek� do niego: "Przyszed�em da� �wiadectwo prawdzie" (por. J 18, 37). W�wczas Pi�at, jakby pytaj�c samego siebie przed wyj�ciem z pretorium, wyszepta�: "C� to jest prawda?" (J 18, 38). Oto ostatnie wielkie pytanie poga�stwa, uzasadnione faktem, �e przez ca�e wieki zwraca�o si� ono ku niebu z pytaniami, z godn� podziwu i daremn� przenikliwo�ci� ducha. Greccy i inni my�liciele powiedzieli wszystko, ale nie wszyscy powiedzieli to samo. Poniewa� za� ich teorie odznaczaj� si� logik� bez zarzutu, mo�emy s�dzi�, �e wszystkie s� prawdziwe. Oznacza to, �e nie ma jednej prawdy, ale jest wiele prawd i to tyle, ile ludzi zdolnych do poprawnego my�lenia". A jednak Chrystus nam m�wi: "Ja jestem prawd�" (J 14, 6). Dla nas prawda nie jest ani ide�, ani tajemnic�, ani filozofi�, lecz Osob�, kt�r� jest oczywi�cie tylko Osoba Jezusa Chrystusa. Chocia� prawd� jest, �e Grecy rozwin�li wszystkie kierunki ludzkiej my�li; �e mo�na odnale�� Monoda u Demokryta, Darwina u Heraklita i gdy b�dziemy dobrze szuka� - Hegla u Platona, prawd� jest r�wnie�, �e od pocz�tku dziej�w a� do naszych dni dopiero Chrystus przekaza� nam co� z my�li Bo�ej. St�d te� dla nas prawda nie jest niczym innym, jak promieniowaniem Jego Osoby w naszym �yciu, w �wiecie i w naszym my�leniu. "Po czym mo�na pozna�, �e co� jest prawdziwe?" "Nie mamy �adnego sposobu, aby si� o tym dowiedzie�. Staro�ytni okre�lali prawd� jako "r�wnowa�no�� - to znaczy zgodno��, albo je�li kto� woli - odpowiednio�� rzeczywisto�ci i poznania". Ju� jednak dawno Emmanuel Kant wykaza�, �e nie mo�emy pozna� "rzeczy samej w sobie", lecz tylko to, czym ona jest "dla nas", tak, i� zgodno�� rzeczywisto�ci i poznania nie jest niczym wi�cej jak zgodno�ci� poznania z nim samym. Wsp�czesna fizyka w pe�ni potwierdzi�a opini� Emmanuela Kanta, wykazuj�c, �e rzeczywisto�� znajduje si� w stanie ustawicznej ucieczki, �e jedne cz�stki wyprzedzaj� drugie i w ko�cu istnieje tylko tajemniczy przep�yw energii. Nie mo�na wi�c m�wi� o "zgodno�ci rzeczywisto�ci i poznania", gdy� brak nam rzeczywisto�ci uchwytnej. W konsekwencji nie ma odpowiedzi na wasze pytanie". A jednak �w. Tomasz z Akwinu m�wi: "Pi�kno jest blaskiem prawdy". Prawdziwo�� jakiej� rzeczy rozpoznajemy po prostu po tym, �e jest ona pi�kna. We�cie na przyk�ad jakie� dzie�o wsp�czesnej sztuki: �uk mostu, krzywizn� zapory: ich elegancja jest materialnym i widzialnym wyrazem dok�adno�ci obliczenia. Pi�kno i prawda zawsze si� ze sob� ��cz� i tworz� to, co nazywamy stylem. Od pewnego czasu upatruje si� go w obliczen