8061

Szczegóły
Tytuł 8061
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8061 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8061 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8061 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TOM CLANCY Stan Zagro�enia w Wydawnictwie Amber CZAS PATRIOT�W CZERWONY KR�LIK KARDYNA� Z KREMLA POLOWANIE NA �CZERWONY PA�DZIERNIK" STAN ZAGRO�ENIA w przygotowaniu BEZ SKRUPU��W TOM CLANCY STAN ZAGRO�ENIA Przek�ad Zbigniew Ka�ski AMBER Tytu� orygina�u CLE AR AND PRESENT DANGER Redaktorzy serii MA�GORZATA CEBO-FONIOK ZBIGNIEW FONIOK Redakcja stylistyczna ZBIGNIEW WARZECHA Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI Korekta RENATA KUK, EL�BIETA SZELEST Ilustracja na ok�adce AGENCJA AKPA Projekt graficzny ok�adki MA�GORZATA CEBO-FONIOK Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER Wydawnictwo Amber zaprasza na stron� Internetu http://www.amber.sm.pl http://www.wydawnictwoamber.pl Copyright � 1989 by Jack Ryan Enterprises Ltd. All rights reserved. For the Polish edition Copyright � 2003 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-241-0404-6 * * * Pami�ci Johna Balia, przyjaciela, nauczyciela i profesjonalisty, kt�ry odlecia� ostatnim samolotem * * * Prawo bez przemocy jest bezsilne. Pascal Rola policji polega na stosowaniu przemocy lub gro�bie jej u�ycia w obronie �ywotnych interes�w pa�stwa wewn�trz jego granic i w normalnych warunkach. Rola si� zbrojnych polega na stosowaniu przemocy lub gro�bie jej zastosowania poza granicami pa�stwa w normalnych warunkach, za� wewn�trz jego granic wy��cznie w okoliczno�ciach nadzwyczajnych (...). To, w jakim zakresie pa�stwo gotowe jest u�y� przemocy w obronie swych �ywotnych interes�w (...), zale�y od oceny aktualnie sprawuj�cego w�adz� rz�du, jakie �rodki mo�e i powinien zastosowa�, by nie dopu�ci� do kryzysu funkcjonowania pa�stwa i rezygnacji z w�asnych obowi�zk�w. Genera� sir John Hackett Prolog SYTUACJA Pok�j by� jeszcze pusty. Gabinet Owalny mie�ci si� w po�udniowo-wschodnim rogu zachodniego skrzyd�a Bia�ego Domu. Prowadz� do niego trzy wej�cia: jedno z gabinetu osobistego sekretarza prezydenta, drugie z ma�ej kuchni, przez kt�r� mo�na przej�� do gabinetu prezydenta, i wreszcie trzecie z korytarza wychodz�cego na Pok�j Roosevelta. Jak na najwy�szego urz�dnika w pa�stwie, gabinet jest niezbyt du�y i zwiedzaj�cy cz�sto napomykaj�, �e wydaje si� im mniejszy, ni� oczekiwali. Biurko prezydenta, ustawione na wprost okien o grubych szybach z kuloodpornego poliw�glanu, zniekszta�caj�cych widok na trawnik przed Bia�ym Domem, wykonane jest z drewna pochodz�cego z HMS �Resolute", brytyjskiego statku, kt�ry zaton�� na wodach ameryka�skich w XIX wieku. Amerykanie wydobyli wrak i zwr�cili go Zjednoczonemu Kr�lestwu, a w dow�d wdzi�czno�ci kr�lowa Wiktoria kaza�a wykona� biurko z jego d�bowych desek i przekaza� Amerykanom jako wyraz oficjalnego podzi�kowania. Wykonane w czasach, gdy ludzie byli ni�szego wzrostu ni� dzisiaj, biurko podwy�szono nieco za prezydentury Reagana. Le�a�y na nim segregatory i raporty przykryte wydrukiem harmonogramu spotka�, aparat interkomu, zwyczajny wieloliniowy telefon klawiszowy oraz wygl�daj�cy normalnie, ale nader skomplikowany, bezpieczny aparat do rozm�w poufnych. Krzes�o prezydenta zosta�o wykonane na zam�wienie i przystosowane do rozmiar�w i wymaga� u�ytkownika, za� wysokie oparcie zawiera�o kilka warstw kevlaru - tworzywa l�ejszego i mocniejszego od stali - stanowi�cego dodatkowe zabezpieczenie przed kulami, gdyby jaki� szaleniec zdo�a� przestrzeli� pancerne szyby okien. Kilkunastu agent�w Secret Service pe�ni�o dy�ur w tej cz�ci rezydencji prezydenta w godzinach urz�dowania. Aby si� tu dosta�, wi�kszo�� ludzi musia�a przej�� przez detektor metali - w zasadzie wszyscy, bo ci najpewniejsi byli nieco za pewni - i ka�dy musia� si� podda� kontroli przeprowadzanej ca�kiem serio przez funkcjonariuszy Secret Service, kt�rych bez trudu rozpoznawa�o si� po wetkni�tej w ucho s�uchawce koloru sk�ry oraz przewodzie wychodz�cym spod marynarki i kt�rych uprzejmo�� by�a spraw� drugorz�dn� wobec ich g��wnej misji - ochrony �ycia prezydenta. Pod marynark� ka�dy agent nosi� bro� kr�tk� o du�ej mocy i ka�dy z zawodowego nawyku widzia� we wszystkich i wszystkim potencjalne zagro�enie dla Farmera, bo taki pseudonim aktualnie obowi�zywa� - nie mia� on �adnego znaczenia, poza tym �e by� �atwy do wym�wienia i rozpoznania w ��czno�ci radiowej. Wiceadmira� James Cutter z Marynarki Wojennej USA urz�dowa� w gabinecie po�o�onym w przeciwleg�ym, p�nocno-zachodnim rogu zachodniego skrzyd�a i tego dnia tkwi� na posterunku ju� od sz�stej pi�tna�cie. Stanowisko specjalnego doradcy prezydenta do spraw bezpiecze�stwa narodowego nadaje si� tylko dla rannych ptaszk�w. Za kwadrans �sma wypi� drug� fili�ank� kawy - podawano tu wyborn� - i w�o�y� przygotowane raporty do sk�rzanej akt�wki. Przeszed� przez pusty gabinet swojego przebywaj�cego na urlopie zast�pcy, potem korytarzem na prawo, obok r�wnie� pustego gabinetu wiceprezydenta, kt�ry bawi� w�a�nie w Seulu, i skr�ci� na lewo, obok gabinetu szefa administracji Bia�ego Domu. Cutter nale�a� do grona najbardziej wtajemniczonych osobisto�ci Waszyngtonu - nieobejmuj�cego nawet wiceprezydenta - kt�re bez specjalnego zezwolenia mog�y wej�� do Gabinetu Owalnego wed�ug w�asnego uznania, cho� zazwyczaj zawiadamia� najpierw sekretariat, �eby unikn�� zamieszania. Szef administracji nie patrzy� przychylnym okiem na ten przywilej, z tym wi�ksz� te� satysfakcj� Cutter wykorzystywa� swoje uprawnienie nieograniczonego dost�pu do prezydenta. Po drodze czterech funkcjonariuszy ochrony uk�oni�o si� admira�owi, kt�ry odwzajemni� si� takim samym skinieniem, jakim pozdrawia� ka�dego pracownika fizycznego. Oficjalnym pseudonimem Cuttera by� Drwal i cho� Cutter dobrze wiedzia�, �e agenci nazywaj� go pomi�dzy sob� zupe�nie inaczej, nic sobie z tego nie robi�. W sekretariacie ju� t�tni�o �ycie; trzech sekretarzy i jeden agent Secret Service siedzieli na swoich miejscach. - Szef b�dzie punktualnie? - spyta�. - Farmer jest w drodze, panie admirale - odpowiedzia� agent specjalny Connor. Mia� czterdzie�ci lat, by� szefem osobistej ochrony prezydenta, nie obchodzi�o go, kim jest Cutter i mia� gdzie� to, co Cutter o nim my�li. Prezydenci i doradcy przychodzili i odchodzili, jedni lubiani, inni znienawidzeni, ale zawodowcy ze s�u�b specjalnych obs�ugiwali i chronili wszystkich bez wyj�tku. Fachowym okiem przebieg� po akt�wce i garniturze Cuttera. Dzisiaj nie by�o tam broni. To nie paranoja. Kr�l Arabii Saudyjskiej zgin�� z r�k cz�onka rodziny, a by�ego premiera W�och w�asna c�rka wyda�a terrorystom, kt�rzy go w ko�cu zamordowali. Nie tylko na wariat�w musia� uwa�a�. Ka�dy m�g� zagra�a� prezydentowi. Connor i tak mia� szcz�cie, �e musia� dba� tylko o jego fizyczne bezpiecze�stwo. By�y te� inne zagro�enia, ale to ju� zmartwienie odmiennych, mniej zawodowych s�u�b. Wszyscy wstali, kiedy wszed� prezydent i za nim, jak zawsze, anio� str� z ochrony osobistej - gibka kobieta oko�o trzydziestki o rozpuszczonych, ciemnych w�osach, co nie zmienia�o faktu, �e w strzelaniu z pistoletu nie mia�a sobie r�wnych w s�u�bach rz�dowych. Daga - jej przydomek s�u�bowy - przywita�a Pete'a u�miechem. Zapowiada� si� spokojny dzie�. Prezydent nigdzie si� nie wybiera�. List� interesant�w dok�adnie sprawdzono - numery legitymacji ubezpieczeniowych os�b spoza personelu przepuszczono przez komputery z rejestrem kryminalnym FBI - a samych go�ci podda si� oczywi�cie najbardziej drobiazgowej rewizji, jak� da si� przeprowadzi� bez obmacywania delikwent�w. Prezydent gestem r�ki zaprosi� admira�a Cuttera do siebie. Dw�ch agent�w jeszcze raz sprawdzi�o list� interesant�w. Nale�a�o to do ich obowi�zk�w, a szef ochrony wcale nie mia� pretensji, �e typowo m�sk� robot� zlecono kobiecie. Daga zas�u�y�a na swoje stanowisko, pracuj�c w terenie. Wszyscy zgodnie przyznawali, �e gdyby by�a m�czyzn�, nosi�aby ju� dwie krokiewki sier�anta, a je�li przypadkiem jaki� niedosz�y zab�jca wzi��by j� za sekretark�, nale�a�o tylko mu wsp�czu�. Co kilka minut, dop�ki Cutter nie wyszed�, agenci na zmian� spogl�dali przez wizjer w bia�ych drzwiach, by upewni� si�, czy wszystko w porz�dku. Prezydent piastowa� urz�d ju� przesz�o trzy lata i przywyk� do ci�g�ej obserwacji. Agentom nie przysz�o nawet do g�owy, �e zwyk�y �miertelnik czu�by si� skr�powany w tej sytuacji. P�acili im za to, �eby wiedzieli wszystko co si� da o prezydencie, pocz�wszy od tego, jak cz�sto chodzi do toalety, sko�czywszy na osobach, z kt�rymi sypia�. Nie na pr�no agencj� zwano Secret Service. Ich poprzednicy skrz�tnie ukrywali wszelakie grzeszki swojego szefa. �ona prezydenta wcale nie mia�a prawa wiedzie�, co robi jej ma��onek ca�y bo�y dzie� - przynajmniej niekt�rzy prezydenci wyra�nie to sobie zastrzegli - ale funkcjonariusze ochrony mieli nie tylko prawo, ale i obowi�zek. Za zamkni�tymi drzwiami prezydent usiad� wygodnie. Od strony kuchni Filipi�czyk, steward w mundurze marynarki, wni�s� tac� z kaw� i rogalikami i zasalutowa� na baczno��, zanim odszed�. Tym samym zako�czy� si� wst�pny poranny rytua� i Cutter przyst�pi� do codziennego raportu wywiadowczego. Materia� dostarcza�a mu CIA do domu w Fort Myer w stanie Wirginia przed �witem, co pozwala�o admira�owi odpowiednio go opracowa�. Odprawa nie trwa�a d�ugo. By�a p�na wiosna i na �wiecie panowa� wzgl�dny spok�j. Lokalne wojny w Afryce i w paru innych miejscach nie mia�y wi�kszego znaczenia dla ameryka�skich interes�w, na Bliskim Wschodzie jak zwykle idylla. By� wi�c czas na inne sprawy. - Jak tam operacja �Rewia na Wodzie"? - spyta� prezydent, smaruj�c mas�em rogalik. - Wszystko gotowe, panie prezydencie. Ludzie Rittera zabrali si� ju� do pracy - odpar� Cutter. - Nie jestem do ko�ca przekonany, czy nie b�dzie przeciek�w. - Panie prezydencie, przedsi�wzi�li�my nadzwyczajne �rodki ostro�no�ci. Owszem, jest pewne ryzyko - wszystkich ewentualno�ci nie da si� przewidzie� - ale ograniczyli�my do niezb�dnego minimum liczb� wtajemniczonego personelu, a ludzie ci zostali wybrani i sprawdzeni z najwi�ksz� dok�adno�ci�. Ta wypowied� doradcy do spraw bezpiecze�stwa narodowego zosta�a skwitowana pomrukiem uznania. Prezydent wpad� w zastawion� przez siebie samego pu�apk� - jak to si� zdarza w przypadku bodaj ka�dego prezydenta. Prezydenckie obietnice i o�wiadczenia... ludzie mieli wstr�tny zwyczaj pami�tania o nich. A je�li ju� sami zapominali, to zawsze znalaz� si� dziennikarz albo rywal polityczny, kt�ry nie omieszka� im przypomnie�. Tyle rzeczy si� powiod�o za tej kadencji. Ale wiele z nich pozosta�o w tajemnicy i, ku utrapieniu Cuttera, tak mia�o pozosta�. W ko�cu na tym polegaj� sekrety. Tylko �e kiedy w gr� wchodzi polityka, �aden sekret nie jest absolutnie �wi�ty, a zw�aszcza w roku wybor�w. Cutter nie powinien si� tym przejmowa�. By� wszak zawodowym oficerem marynarki i powinien zajmowa� ca�kowicie apolityczne stanowisko w sprawach dotycz�cych bezpiecze�stwa pa�stwa, ale ten, kto wymy�li� taki w�a�nie postulat, musia� by� mnichem. Najwy�si urz�dnicy w�adzy wykonawczej nie �lubowali przecie� cnoty i ub�stwa, a pos�usze�stwo te� ju� si� tak bardzo nie liczy�o. - Obieca�em spo�ecze�stwu ameryka�skiemu, �e co� z tym fantem zrobimy - odpar� gniewnie prezydent. - I g�wno zdzia�ali�my. - Panie prezydencie, nie mo�na zwalcza� zagro�e� bezpiecze�stwa narodowego za pomoc� instytucji policyjnych. Albo nasze narodowe bezpiecze�stwo jest rzeczywi�cie zagro�one, albo nie. Cutter powtarza� t� opini� z uporem maniaka od lat. Teraz wreszcie znalaz� wdzi�cznego s�uchacza. Nast�pny pomruk: - No, w�a�nie, czy� nie m�wi�em dok�adnie tego samego? - Tak, panie prezydencie. Najwy�szy czas pokaza� im, jak graj� nasi duzi ch�opcy. - Opini� tak� Cutter wyznawa� od samego pocz�tku, jeszcze na stanowisku zast�pcy Jeffa Pelta, a wraz z odej�ciem Pelta, ten w�a�nie pogl�d w ko�cu zwyci�y�. - Dobra, James. Ty masz pi�k�. Atakuj. Tylko nie zapominaj, �e wa�ne s� wyniki. - B�d�, panie prezydencie. Ju� moja w tym g�owa. Trzeba draniom da� wreszcie nauczk�, pomy�la� prezydent. Mia� pewno��, �e nauczka b�dzie dotkliwa. Tu si� nie myli�. Obaj panowie siedzieli w pokoju, w kt�rym skupia�a si� i z kt�rego emanowa�a najwy�sza w�adza najpot�niejszego narodu w historii cywilizacji. Ci, kt�rzy wybrali cz�owieka zasiadaj�cego w tym pokoju, zrobili to przede wszystkim dla w�asnego bezpiecze�stwa, ochrony przed zakusami obcych mocarstw i �obuzami z w�asnego podw�rka, przed wrogami wszelkiej ma�ci. Wrogowie jawili si� w r�nych postaciach, w tym i takich, kt�re niezupe�nie mie�ci�y si� w przewidywaniach Ojc�w Za�o�ycieli. Ale jedna - kt�r�, a jak�e, przewidzieli - zal�g�a si� w tym w�a�nie pokoju... jednak nie o niej my�la� teraz urz�duj�cy prezydent. Na karaibskim wybrze�u s�o�ce wsta�o o godzin� p�niej i gdy w klimatyzowanych pomieszczeniach Bia�ego Domu panowa� przyjemny ch�odek, tu ci�kie i lepkie od wilgotno�ci powietrze zwiastowa�o kolejny duszny dzie� przy utrzymuj�cym si� bezlito�nie wysokim ci�nieniu. Zalesione wzg�rza na zachodzie ucisza�y lokalne wiatry do poziomu s�abiutkiego szeptu; w�a�ciciel �Empire Builder" zako�czy� przygotowania do wyj�cia w morze, gdzie powietrze by�o ch�odniejsze, a bryzy niczym nieograniczone. Za�oga si� sp�ni�a. Nie podobali mu si�, ale przecie� nie bra� z nimi �lubu. Byle tylko zachowywali si� przyzwoicie. W ko�cu wyp�ywa� z rodzin�. - Dzie� dobry. Jestem Ram�n. A to Jesus - powiedzia� ten wy�szy. W�a�ciciela gn�bi�o to, �e obaj �ywo przypominali mu jakby napr�dce ogarni�te wersje... czego? A mo�e po prostu chcieli zrobi� dobre wra�enie? - Dacie sobie rad�? - spyta� w�a�ciciel. - Si. Znamy si� na du�ych statkach motorowych - u�miechn�� si�, ukazuj�c proste, umyte z�by. Ten zawsze dba o sw�j wygl�d, pomy�la� w�a�ciciel. Chyba niepotrzebnie si� martwi�. - A Jesiis, zobaczy pan, jaki z niego kucharz. Czaruj�cy g�wniarz. - Dobra, kajuty dla za�ogi s� z przodu. Paliwo zatankowane, silnik ju� ciep�y. Wyp�y�my z tego pieca. - Muy hien, Capitan. Ram�n i Jesus roz�adowali ekwipunek z jeepa. Obracali kilka razy, zanim wszystko roz�o�yli na pok�adzie, ale o dziewi�tej MY �Empire Builder" rzuci� cumy i wyszed� w morze, mijaj�c po drodze turystyczne �odzie, na kt�rych siedzieli Yanqui z w�dkami. Na otwartym morzu jacht wzi�� kurs na p�noc. Rejs mia� potrwa� trzy dni. Ram�n by� ju� przy sterze, co oznacza�o, �e siedzia� w szerokim, podniesionym fotelu, podczas gdy autopilot �George" sterowa� automatycznie. Lekka robota. Jacht klasy Rhodes wyposa�ony by� w stabilizatory p�etwowe. Jedyny pow�d rozczarowania to kajuty dla za�ogi, kt�rymi w�a�ciciel nie zawraca� sobie g�owy. Typowe, pomy�la� Ram�n. Jacht wart ci�kie miliony dolar�w, z radarem i wszelkimi mo�liwymi udogodnieniami, a za�oga, kt�ra go obs�ugiwa�a, nie mia�a nawet marnego telewizora ani wideo, �eby si� godziwie rozerwa� po pracy... Przesun�� si� do przodu i wykr�caj�c szyj�, spojrza� na forkasztel. W�a�ciciel chrapa� w najlepsze, jakby wycie�czy�o go przygotowanie jachtu do rejsu. A mo�e �ona da�a mu w ko��? Le�a�a plecami do g�ry na r�czniku, obok m�a. Mia�a rozpi�t� g�r� bikini, �eby si� r�wno opali�. Ram�n si� u�miechn��. S� w ko�cu lepsze rozrywki dla m�czyzny ni� telewizja. Ale nie za szybko. Im d�u�ej si� czeka, tym lepiej smakuje. Us�ysza� odg�osy filmu w g��wnym salonie za mostkiem, gdzie dzieci puszcza�y sobie kasety wideo. Nie przysz�o mu nawet do g�owy litowa� si� nad kimkolwiek z ca�ej czw�rki. Ale przecie� mia� troch� serca. Jesus by� dobrym kucharzem. Obaj postanowili zgodnie, �e skaza�com nale�y si� obfity posi�ek. Rozja�ni�o si� na tyle, by mo�na by�o ju� od biedy co� zobaczy� bez noktowizyjnych gogli: przed�wit, znienawidzony przez pilot�w �mig�owc�w, bo oko z trudem przyzwyczaja�o si� do ja�niej�cego nieba i wci�� ton�cej w ciemno�ciach ziemi. Ch�opcy z dru�yny sier�anta Chaveza siedzieli przypi�ci pasami bezpiecze�stwa zapinanymi na jedn� klamr� na piersi, ka�dy z broni� mi�dzy kolanami. �mig�owiec UH-60A Blackhawk wzbi� si� ponad wzg�rze i zaraz za wierzcho�kiem gwa�townie zanurkowa�. - Czterdzie�ci sekund - poinformowa� Chaveza pilot przez telefon pok�adowy. �wiczenie polega�o na niewidocznym desancie, wobec czego helikoptery to wznosi�y si�, to opada�y, by w ten spos�b zmyli� postronnego obserwatora.,Blackhawk zanurkowa� ku ziemi i wyrwa� na chwil�, gdy pilot popu�ci� d�wigni� sterowania skokiem, ustawiaj�c maszyn� nosem do g�ry, sygnalizuj�c w ten spos�b dow�dcy za�ogi, �eby otworzy� przesuwne drzwi po prawej stronie, a �o�nierzom, �eby odpi�li klamry pas�w bezpiecze�stwa. Blackhawk mia� pozosta� w zawisie tylko na chwil�. - Skaka�! Chavez wyskoczy� pierwszy i p�asko upad� na ziemi�. Reszta dru�yny zrobi�a to samo i blackhawk natychmiast wzni�s� si� z powrotem w niebo, na po�egnanie sypi�c piachem w twarz wszystkim swoim by�ym pasa�erom, by zaraz pojawi� si� znowu na po�udniowej stronie wzg�rza, jakby si� w og�le nie zatrzymywa�. Dru�yna pozbiera�a si� i skry�a w lesie. To dopiero pocz�tek zadania. Sier�ant wyda� komendy ruchami r�k i poprowadzi� ludzi, narzucaj�c mordercze tempo. B�dzie to jego ostatnia misja, potem sobie odpocznie. W o�rodku projektowania i testowania nowych broni marynarki wojennej w China Lak� w Kalifornii grupa in�ynier�w cywilnych i specjalist�w od artylerii krz�ta�a si� wok� nowej bomby. Mimo takich samych rozmiar�w jak stara jednoton�wka, dzi�ki nowej konstrukcji wa�y�a prawie trzysta pi��dziesi�t kilogram�w mniej. P�aszcz bomby wykonano bowiem nie ze stali, ale ze wzmocnionej kevlarem celulozy - pomys� zapo�yczony od Francuz�w, kt�rzy produkowali obudowy pocisk�w z w��kien naturalnych z dodatkami metalu tylko tam, gdzie mocowano lotki lub bardziej wyrafinowane urz�dzenia przekszta�caj�ce pocisk w BSL -bomb� sterowan� laserem, kt�ra naprowadza�a si� na wyznaczony punkt. Ma�o kto wiedzia�, �e taka inteligentna bomba to najcz�ciej zwyk�a �elazna bomba z przykr�conym urz�dzeniem naprowadzaj�cym. - Du�o huku, a nawet g�wniany od�amek nie zostanie - narzeka� jeden z cywil�w. - Po co nam niewidzialne bombowce Stealth - spyta� drugi in�ynier -skoro nieprzyjaciel b�dzie mia� echo radiolokacyjne od �adunku bojowego? - Hm - zastanowi� si� ten pierwszy. - Po diab�a robi� bomb�, kt�ra tylko wkurzy faceta? - Wsadzisz mu j� za pr�g i nie zd��y nawet si� wkurzy�. - Hm. Zna� przynajmniej przeznaczenie bomby. Pewnego pi�knego dnia b�dzie podwieszona pod ATA, samolot taktyczny nowej generacji, morski bombowiec szturmowy zbudowany przy zastosowaniu technologii niskiej wykrywalno�ci. Wreszcie lotnictwo morskie popchn�o ten program. Najwy�szy czas. Na razie jednak trzeba by�o przekona� si�, czy ta nowa bomba o innym ci�arze i �rodku ci�ko�ci wy�ledzi cel, wyposa�ona w tradycyjne laserowe urz�dzenie steruj�ce. Podno�nik uni�s� op�ywowy kszta�t z palety. Nast�pnie operator naprowadzi� bomb� pod centralny zaczep bombowca szturmowego A-6E Intruder. Eksperci cywilni i oficerowie przeszli do helikoptera, kt�ry mia� zaraz zabra� ich na poligon. Po�piechu nie by�o. Godzin� p�niej jeden z cywil�w w wyra�nie oznakowanym bunkrze nastawi� dziwaczne urz�dzenie na cel oddalony o sze�� kilometr�w. Cel ten stanowi� stary, pi�ciotonowy samoch�d ci�arowy z demobilu piechoty morskiej, kt�ry mia� za chwil�, je�eli wszystko p�jdzie zgodnie z planem, umrze� �mierci� tragiczn� i spektakularn�. - Samolot jest nad poligonem. Zaczyna� koncert. - Tak jest - odpowiedzia� cywil, poci�gaj�c za spust urz�dzenia kieruj�cego. - Na celu. - Samolot melduje odbi�r sygna�u... Uwaga... - powiedzia� radiooperator. Na drugim ko�cu bunkra jeden z oficer�w patrzy� na monitor kamery telewizyjnej �ledz�cej lot intrudera. - Zrzut. Mamy �adne wyj�cie z wyrzutnika. - Por�wna p�niej to uj�cie z obrazem rejestrowanym z my�liwca bombarduj�cego A-4 Sky-hawk, kt�ry lecia� tu� za A-6. Ma�o kto wiedzia�, �e sam zrzut bomby jest z�o�on� i raczej niebezpieczn� operacj�. Trzecia kamera �ledzi�a tor opadania bomby. - Lotki chodz� jak nale�y. Uwaga... Kamera skierowana na ci�ar�wk� rejestrowa�a obraz, wykorzystuj�c przyspieszony przesuw ta�my. Nie mieli wyboru: bomba spada�a ze zbyt du�� pr�dko�ci�, �eby da�o si� co� zobaczy� na zwyczajnie odtwarzanym filmie. Kiedy rozdzieraj�cy, basowy huk detonacji dotar� do bunkra, operator ju� cofa� ta�m�. Nast�pnie odtwarza� film klatka po klatce. - Jest. - Nos bomby ukaza� si� dwana�cie metr�w nad ci�ar�wk�. - Jak dzia�a zapalnik? - Nastawny - odpowiedzia� jeden z oficer�w. Bomba mia�a miniaturowy radarowy czujnik zbli�eniowy, zaprogramowany na wybuch w ustalonej odleg�o�ci od ziemi, w tym przypadku p�tora metra, czyli niemal w chwili uderzenia w ci�ar�wk�. - K�t bez zastrze�e�. - Wiedzia�em, �e si� uda - powiedzia� cicho cywil. To on w�a�nie doszed� do wniosku, �e bomba o wadze p� tony mo�e by� naprowadzana przez urz�dzenie zaprogramowane na mniejszy ci�ar. Mimo nieco wi�kszej wagi, mniejszy ci�ar w�a�ciwy celulozowego p�aszcza zapewnia� podobne w�a�ciwo�ci balistyczne bomby. - Detonacja. Jak zawsze w przypadku zdj�� takich fajerwerk�w w zwolnionym tempie, na ekranie najpierw pojawi� si� bia�y b�ysk, potem ��ty, potem czerwony i wreszcie czarny, w miar� jak styg�y rozpr�aj�ce si� gazy. Najpierw sz�a fala uderzeniowa: powietrze spr�one do g�sto�ci wi�kszej ni� stal i poruszaj�ce si� szybciej ni� najszybszy pocisk. �adn� pras� nie da�oby si� uzyska� podobnego efektu. - W�a�nie zamordowali�my nast�pn� ci�ar�wk� - pad�a ca�kiem zb�dna uwaga. Mniej wi�cej �wier� masy ci�ar�wki wbi�o si� w p�ytki krater, prawie metrowej g��boko�ci i dwudziestometrowej szeroko�ci. Reszta rozprysn�a si� na boki niczym od�amki szrapnela. Og�lny efekt nie r�ni� si� zbytnio od dzia�ania wi�kszych bomb w samochodach-pu�apkach stosowanych przez terroryst�w, ale by� za to o niebo bezpieczniejszy dla dostawcy, pomy�la� jeden z cywil�w. - Niech mnie diabli! Nie spodziewa�em si�, �e p�jdzie tak �atwo. Mia�e� racj�, Ernie, nie musimy nawet bawi� si� z przeprogramowaniem maszynki kieruj�cej - zauwa�y� jeden z oficer�w. Ch�opcy zaoszcz�dzili marynarce przesz�o milion dolar�w, jak s�dzi�. Grubo si� myli�. I tak zacz�o si� co�, co wcale si� na dobre jeszcze nie zacz�o i nie mia�o si� wkr�tce sko�czy�. Wielu ludzi wyrusza�o w r�ne strony i z r�nymi zadaniami, s�dz�c mylnie, �e rozumiej�, dok�d i po co zmierzaj�. Tym lepiej dla nich, bo strach nawet by�o my�le�, jaka czeka ich przysz�o��; za spodziewanymi, z�udnymi liniami mety roztacza�y si� niespodzianki, o kt�rych przes�dzi�y decyzje powzi�te tego dnia i kt�rych nast�pstw najlepiej nie widzie�. Rozdzia� 1 KR�L K�TOWNIK�W Nie da si� na� spojrze�, �eby cz�owieka nie rozpiera�a duma - powiedzia� do siebie Red Wegener. Kuter Stra�y Przybrze�nej �Panache" nie mia� sobie podobnych, co zawdzi�cza� pomy�ce w projekcie, ale za to by� jego. Ca�y kad�ub pomalowano tak ol�niewaj�c� biel�, jak� ujrze� mo�na tylko na g�rze lodowej - wyj�tek stanowi� pomara�czowy pas na dziobie, kt�ry oznacza� okr�ty Stra�y Przybrze�nej Stan�w Zjednoczonych. �Panache" nie by� du�� jednostk�, ale jego w�asn�, najwi�ksz�, jak� w �yciu dowodzi� i na pewno ostatni� w jego d�ugiej karierze. Wegener by� najstarszym porucznikiem w Stra�y Przybrze�nej, ale wci�� dzier�y� prymat w�r�d innych dow�dc�w jednostek i nie na darmo zwano go Kr�lem Poszukiwania i Ratownictwa. Rozpoczyna� karier� tak samo jak wielu innych adept�w s�u�by w Stra�y Przybrze�nej. Jako m�ody ch�opak z farmy pszenicznej w Kansas, kt�ry nigdy dot�d nie widzia� na oczy morza, zg�osi� si� na ochotnika do komisji rekrutacyjnej Stra�y Przybrze�nej nazajutrz po uko�czeniu szko�y �redniej. Ani my�la� sp�dzi� reszty �ycia na siode�ku traktora czy kombajnu, wyszuka� wi�c dla siebie co� tak odmiennego od Kansas, jak tylko si� da�o. Podoficer dy�urny nie musia� wcale zachwala� towaru, i ju� po tygodniu Wegener rozpocz�� nowe �ycie, wsiadaj�c do autobusu, kt�ry dowi�z� go do Cape May w stanie New Jersey. Mia� jeszcze w uszach s�owa podoficera z komisji, motto Stra�y Przybrze�nej: �Musicie wyp�yn��. Wraca� nie musicie". Wegener trafi� w Cape May do ostatniej i najlepszej szko�y �eglarskiego rzemios�a na zachodniej p�kuli. Nauczy� si� pos�ugiwa� linami, wi�za� �eglarskie w�z�y, gasi� po�ary, skaka� do wody po rannego albo przera�onego rozbitka, radzi� sobie za pierwszym razem, za ka�dym razem - �eby nie by� to ostatni raz. Po uko�czeniu szko�y zosta� natychmiast skierowany na wybrze�e Pacyfiku. W ci�gu roku dorobi� si� rangi bosmanmata trzeciej klasy. Bardzo wcze�nie zauwa�ono, �e Wegener ma tak rzadki dar natury, jakim jest oko marynarza. To potoczne poj�cie oznacza�o, �e r�ce, oczy i m�zg potrafi�y dzia�a� w doskona�ej harmonii, zmuszaj�c statek do bezwzgl�dnego pos�usze�stwa. Prowadzony tward� r�k� starego bosmana, wkr�tce dowodzi� w�asn� dziesi�ciometrow� portow� �odzi� patrolow�. Trudniejsze zadania �wie�o upieczony dziewi�tnastoletni podoficer wykonywa� pod czujnym okiem starego. Od samego pocz�tku Wegener da� si� pozna� jako kto�, komu wystarczy now� rzecz pokaza� tylko raz. Pierwszych pi�� lat nauki w mundurze teraz wydawa�o mu si� kr�ciutk� chwil�. �adnych dramatycznych prze�om�w, po prostu jedno zadanie za drugim, kt�re wykonywa� jak nale�y, szybko i p�ynnie. Kiedy po namy�le zdecydowa� si� na zawodow� s�u�b� w stra�y, okaza�o si�, �e ilekro� mieli trudniejsze zadanie, jego nazwisko ukazywa�o si� pierwsze na li�cie. Jeszcze zanim sko�czy� drugi etap s�u�by, oficerowie nie wahali si� przychodzi� do niego po rad�. Mia� w�wczas trzydzie�ci lat, by� jednym z najm�odszych bosmanmat�w i wiedzia�, gdzie poci�ga� za sznurki, co zako�czy�o si� dow�dztwem �Invincible", d�ugiego na pi�tna�cie metr�w okr�tu ratowniczego, ju� wcze�niej znanego z wytrzyma�o�ci i niezawodno�ci. Na wzburzonych wodach Kalifornii czu� si� jak w domu i tu w�a�nie nazwisko Wegenera po raz pierwszy sta�o si� g�o�ne w�r�d ludno�ci cywilnej. Je�li jaki� rybak czy �eglarz mieli k�opoty, �Invincible" cudem znajdowa�a si� opodal, jak�e cz�sto miotaj�c si� na dziesi�ciometrowych falach niczym wagonik diabelskiego m�yna, z za�og� przypi�t� linami i pasami bezpiecze�stwa - ale by�a na miejscu, gotowa do akcji pod wodz� siedz�cego przy sterze rudow�osego bosmana z niezapalon� fajk� w z�bach. W tym inauguracyjnym roku ocali� �ycie co najmniej pi�tnastu pechowcom. Liczba ta uros�a do pi��dziesi�ciu, nim ods�u�y� termin na samotnym posterunku. Po dw�ch latach dowodzi� ju� du�� przystani� stra�y z upragnionym przez wszystkich marynarzy tytu�em kapitana, cho� jego oficjaln� szar�� by� starszy bosman. Posterunkiem po�o�onym na brzegu rzeczki wpadaj�cej do najwi�kszego oceanu �wiata dowodzi� tak sprawnie, jak ka�dym statkiem, a oficerowie przyje�d�ali tam na inspekcje nie tyle sprawdza�, jak Wegener dowodzi, ile zobaczy�, jak powinno si� dowodzi� posterunkiem. Prze�om w karierze Wegenera nast�pi� wraz z nadej�ciem gwa�townego zimowego sztormu u wybrze�y Oregonu. Jako dow�dca wi�kszego posterunku ratowniczego, tym razem obok uj�cia rzeki Columbia i os�awionej mielizny, odebra� rozpaczliwe wezwanie z kutra dalekomorskiego �MaryKat": z uszkodzonymi silnikami i sterem, znosi�o go na zawietrzny brzeg, kt�ry po�era� statki. Jego osobisty okr�t flagowy, dwudziestopi�ciometrowy �Ppint Gabriel", w ci�gu dziewi��dziesi�ciu sekund by� ju� na pe�nym morzu; mieszana za�oga weteran�w i nowicjuszy zapina�a pasy, a Wegener koordynowa� akcj� ratownicz� na kana�ach radiowych Stra�y Przybrze�nej. Stoczyli zaci�t� walk�. Po sze�ciogodzinnych bojach Wegener uratowa� wszystkich sze�ciu rybak�w z �MaryKat", cudem, bo jego okr�t r�wnie bole�nie odczu� ataki wiatru i spienionych ba�wan�w. Ledwie wci�gni�to na pok�ad ostatniego rozbitka, a �MaryKat" uderzy�a w podwodn� ska�� i p�k�a na p�. Dziwnym zrz�dzeniem losu Wegener mia� tego dnia na pok�adzie dziennikarza, m�odego reportera z �Portland Oregonian" i do�wiadczonego �eglarza, kt�remu zdawa�o si�, �e morze zna jak w�asn� kiesze�. Gdy kuter Wegenera przedziera� si� po�r�d kolosalnych grzywaczy opodal mielizny, reporter zwymiotowa� na sw�j notes i wytar�szy go o sportowy garnitur, pisa� dalej. Cykl artyku��w opublikowanych po tej wyprawie nosi� tytu� Anio� wybrze�a i zdoby� nagrod� Pulitzera za reporta�. Miesi�c p�niej w Waszyngtonie pewien wp�ywowy senator ze stanu Oregon, kt�rego bratanek by� w za�odze �MaryKat", zastanawia� si� na g�os, dlaczego kto� tak dobry jak Red Wegener nie jest jeszcze oficerem, a �e w tym samym pokoju bawi� akurat dow�dca Stra�y Przybrze�nej, by om�wi� bud�et swojej s�u�by, tej uwagi czterogwiazdkowy admira� postanowi� nie pu�ci� mimo uszu. Pod koniec tygodnia Red Wegener zosta� mianowany porucznikiem - senator bowiem nie omieszka� r�wnie� napomkn��, �e Red jest troch� za stary na chor��ego. Po trzech latach dosta� rekomendacj� na obj�cie pod komend� wi�kszej jednostki ratowniczej. Dow�dca stra�y widzia� w tym tylko jeden szkopu�. Mia� oto woln� jednostk� do obj�cia - �Panache" - ale chyba wyrz�dza� Wegenerowi nied�wiedzi� przys�ug�. Niemal uko�czony kuter mia� by� prototypem nowej generacji, lecz obci�to fundusze, stocznia zbankrutowa�a, a poprzedniego kapitana zwolniono za niedbalstwo. I tak Stra� Przybrze�na zosta�a z niedoko�czonym okr�tem, w kt�rym nie dzia�a�y silniki, w upad�ej stoczni. Jednak Wegener mia� przecie� opini� cudotw�rcy - zawyrokowa� admira� przy swoim biurku. Aby zwi�kszy� szans� powodzenia, przydzieli� Wegenerowi kilku dobrych bosman�w, kt�rzy mieli wesprze� niedo�wiadczon� za�og�. U wej�cia do stoczni Wegenera powstrzyma�a pikieta niezadowolonych robotnik�w i kiedy ju� si� z nimi upora�, mia� pewno��, �e gorzej ju� by� nie mo�e. Potem zobaczy� to, co mia�o by� statkiem: stalow� konstrukcj�, na jednym ko�cu spiczast�, na drugim p�ask�, do po�owy pomalowan�, obwieszon� pl�tanin� kabli, zarzucon� skrzyniami i sprawiaj�c� og�lne wra�enie pacjenta zmar�ego na stole operacyjnym i pozostawionego na �ask� losu. Na domiar z�ego, �Panache" nawet nie da�o si� wyp�yn�� - ostatnim �ladem pracy robotnik�w by� spalony silnik d�wigu blokuj�cego drog� wodn�. Poprzedni kapitan odszed� w nies�awie. Jego za�oga za�, zebrana na l�dowisku helikoptera, by powita� nowego dow�dc�, sprawia�a wra�enie grupki dzieci zmuszonych do udzia�u w pogrzebie niekochanego wujaszka, a gdy Wegener pr�bowa� do nich przem�wi�, zepsu� si� mikrofon. Jakim� cudem w�a�nie to przerwa�o z�� pass�. Przywo�a� ich do siebie roze�miany. - Kochani - powiedzia�. � Jestem Red Wegener. Za sze�� miesi�cy to b�dzie najlepszy okr�t Stra�y Przybrze�nej Stan�w Zjednoczonych. Nie ja tego dokonam, tylko wy - z moj� pomoc�. Na razie daj� wam wolne, dop�ki nie sprawdz�, co trzeba zrobi�. Bawcie si� dobrze. Jak wr�cicie, czeka nas ci�ka praca. Mo�ecie odej��. Rozleg�o si� zbiorowe �Oo!" z t�umu, kt�ry oczekiwa� raczej z�orzecze� i wrzask�w. Nowo przydzieleni bosmani spojrzeli po sobie z podniesionymi brwiami, a m�odzi podoficerowie, kt�rzy ju� rozwa�ali odej�cie ze s�u�by, udali si� do swojej kwatery ca�kiem og�upiali i zaskoczeni. Przed spotkaniem z nimi Wegener odwo�a� na stron� trzech bosman�w. - Najpierw silniki - powiedzia� Wegener. - Mog� utrzyma� pi��dziesi�t procent mocy przez ca�y dzie�, ale jak si� chce do�adowa� turbospr�ark�, wszystko diabli bior� w ci�gu pi�tnastu minut - oznajmi� chief Owens. - I nie mam poj�cia, o co chodzi. - Mark Owens pracowa� przy dieslach okr�towych od szesnastu lat. - Dop�yniemy do Curtis Bay? - Czemu nie, je�li chce pan straci� ca�y bo�y dzie�, kapitanie. Wegener rzuci� pierwsz� bomb�. - �wietnie, bo wyp�ywamy za dwa tygodnie i tam si� sko�czy roboty. - Dopiero za miesi�c ma by� gotowy nowy silnik do tego d�wigu, panie kapitanie - zauwa�y� starszy bosmanmat Bob Riley. - Czy d�wig si� obraca? - Silnik jest przepalony, kapitanie. - W takim razie przeci�gniemy lin� od dziobu do ramienia d�wigu. Przed nami jest dwadzie�cia pi�� metr�w wody. Zablokujemy przek�adnie na d�wigu, poci�gniemy leciutko, sami obr�cimy d�wig i w ten spos�b oczy�cimy farwater - oznajmi� kapitan. Oczy podoficer�w si� zw�zi�y. - Mo�emy z�ama� d�wig - rzek� po chwili Riley. - To nie jest m�j d�wig, ale, jak mi B�g mi�y, to jest m�j okr�t. Riley roze�mia� si�. - Niech mnie kule bij�, mi�o ci� znowu widzie�, Red - przepraszam, kapitanie Wegener! - Zadanie numer 1 to doprowadzi� kuter do Baltimore i tam go wyko�czy�. Zastan�wmy si�, co trzeba zrobi�, po kolei, �eby nie by�o ba�aganu. Spotykamy si� jutro, punktualnie o si�dmej. Dalej sam sobie robisz kaw�, Dni�wka? - A jak�e, kapitanie - odpar� bosman Dni�wka Oreza. - Przynios� dzbanek. I Wegener mia� racj�. Dwana�cie dni p�niej kuter �Panache" rzeczywi�cie zdolny by� do wyj�cia w morze, cho� do niczego wi�cej, ze skrzyniami i elementami wyposa�enia porozrzucanymi po pok�adzie. Uda�o si� usun�� z drogi d�wig przed �witem, �eby nikt nie zauwa�y�, i gdy rano pojawi�a si� grupa pikietuj�cych stoczniowc�w, po kilku minutach spostrzegli, �e okr�tu ani widu, ani s�ychu. Niemo�liwe, my�leli jak jeden m��. Przecie� nawet nie by� pomalowany do ko�ca. Malowanie doko�czono w Cie�ninie Florydzkiej, a tak�e osi�gni�to co� wa�niejszego. Wegener przysypia� na mostku podczas przedpo�udniowej wachty na sk�rzanym krze�le, kiedy zaterkota� g�o�no telefon i Owens zaprosi� go do maszynowni. Wegener zasta� jedyny st� zas�any planami, a nad nimi pochylonego ucznia i stoj�cego za nim oficera mechanika. - Nie uwierzy pan, kapitanie - oznajmi� Owens. - Sam powiedz, ch�opcze. - Marynarz Obrecki. Melduj�, �e silnik nie jest zainstalowany poprawnie - powiedzia� ucze�. - Sk�d wiesz? - spyta� Wegener. Wielkie diesle okr�towe nowego typu mia�y nadzwyczaj skomplikowan� konstrukcj�, jednak nie wymaga�y specjalnie wyrafinowanej obs�ugi. Dla dodatkowego u�atwienia ka�dy mechanik w maszynowni dostawa� broszur� z instrukcj� obs�ugi, w kt�rej znajdowa� si� diagram w plastikowej folii, o wiele przyst�pniejszy ni� plan konstruktora. Ten sam powi�kszony schemat, te� zabezpieczony foli�, stanowi� sta�e pokrycie sto�owego blatu. - Panie kapitanie, ten silnik jest taki jak w traktorze mojego taty, wi�kszy, ale... - Wierz� ci, Obrecki. - Turbospr�arka nie jest dobrze zamontowana. Zgadza si� z tymi schematami, ale pompa podaje paliwo w odwrotn� stron�. Schemat jest do niczego. Kre�larz spieprzy� robot�. Widzi pan? O, tu. Paliwo powinno wchodzi� t�dy, ale kre�larz narysowa� wej�cie z drugiej strony obudowy i nikt si� nie skapowa�, i... Wegener skwitowa� to �miechem. Spojrza� na Owensa. - Jak d�ugo potrwa naprawa? - Obrecki m�wi, �e wszystko b�dzie cacy jutro o tej porze, kapitanie. - Panie kapitanie - odezwa� si� porucznik Michelson, oficer mechanik. - To moja wina. Powinienem by�... - porucznik czeka�, a� niebo si� oberwie. - Z tego nauczka, panie Michelson, �e nie nale�y ufa� nawet podr�cznikom. Jasne, panie poruczniku? - Tak jest! - Ciesz� si�. Obrecki, jeste�cie starszym marynarzem, tak? - Tak jest! - Odpowied� nieprawid�owa. Jeste�cie m�odszym pomocnikiem oficera mechanika. - Panie kapitanie, musz� zda� pisemny egzamin... - Uwa�a pan, �e Obrecki zda� ju� ten egzamin, poruczniku Michelson? - Jasne, panie kapitanie. - Dobra robota. Jutro o tej porze chc� robi� dwadzie�cia trzy w�z�y. I od tego czasu ju� sz�o z g�rki. Silniki s� mechanicznym sercem ka�dego statku, a nie ma na �wiecie marynarza, kt�ry wola�by wolny statek od szybkiego. Gdy �Panache" wyci�gn�� dwadzie�cia pi�� w�z��w i utrzyma� t� pr�dko�� przez trzy godziny, malarze malowali od razu lepiej, kucharze przyk�adali si� staranniej do posi�k�w, a mechanicy przykr�cali �ruby troch� mocniej. Ich okr�t przesta� by� inwalid� i za�oga mia�a by� z czego dumna. O dzie� wcze�niej �Panache" wszed� do stoczni remontowej Stra�y Przybrze�nej w Curtis Bay. Wegener sam dzier�y� ster i wzni�s� si� na szczyty swoich umiej�tno�ci, byle tylko wp�yn�� szybko, bez zb�dnego manewrowania, do doku. - Stary naprawd� wie - zauwa�y� kt�ry� z majtk�w na forkasztelu - jak prowadzi� t� pieprzon� �ajb�! Nazajutrz pojawi� si� na pok�adowej tablicy og�osze� plakat: �Panache" to b�yskotliwa elegancja i szyk. Po siedmiu tygodniach okr�t otrzyma� certyfikat i pop�yn�� na po�udnie do Mobile w stanie Alabama, by tam rozpocz�� s�u�b�. Ranek by� mglisty, co cieszy�o kapitana, w przeciwie�stwie do samej misji. Kr�l ratownik�w zosta� teraz glin�. G��wne zadania Stra�y Przybrze�nej zmieni�y si� diametralnie w trakcie jego d�ugiej kariery, czego nie zauwa�a�o si� tak bardzo przy uj�ciu rzeki Columbia, gdzie wci�� g��wnym wrogiem by�y wiatry i fale. Ci sami przeciwnicy byli w Zatoce Meksyka�skiej, ale do��czy� do nich nowy. Narkotyki. Narkotykom Wegener nie po�wi�ca� wiele uwagi. Sam ich nie za�ywa� ani nie styka� si� z lud�mi, kt�rzy to czynili. Kiedy Wegener mia� ochot� na odmian� stanu �wiadomo�ci, robi� to zgodnie z marynarsk� tradycj� - pi� piwo albo i mocniejsze trunki - cho�, maj�c pi��dziesi�tk� na karku, coraz rzadziej zagl�da� do kieliszka. Zawsze ba� si� igie� - ka�dy ma sw�j osobisty wstr�t - i sama my�l, �e ludzie z w�asnej i nieprzymuszonej woli wbijali sobie ig�y w r�ce, wprawia�a go w zdumienie. A�eby wci�ga� bia�y proszek do nosa - tego ju� zupe�nie nie m�g� poj��. Taka postawa wynika�a nie tyle z jego naiwno�ci, ile odzwierciedla�a epok�, w kt�rej si� wychowa�. Wiedzia�, �e problem istnieje. Jak ka�dy w mundurze, musia� co kilka miesi�cy oddawa� mocz do badania, by dowie��, �e nie u�ywa �zastrze�onych substancji". To, co m�odzi cz�onkowie za�ogi przyjmowali za rzecz normaln�, irytowa�o i obra�a�o ludzi w jego wieku. Z obowi�zku martwi� si� teraz bardziej tymi, kt�rzy przemycaj� narkotyki, ale w tej chwili jedynym jego zmartwieniem by� sygna� na ekranie radaru. Znajdowali si� sto mil od wybrze�a Meksyku, z dala od domu. A poszukiwawczy jacht nie powraca� do przystani. W�a�ciciel przekaza� przed kilkoma dniami wiadomo��, �e przed�u�a rejs o par� dni, ale jego wsp�lnik mocno si� zdziwi� i powiadomi� miejscowy posterunek Stra�y Przybrze�nej. Przeprowadzone napr�dce dochodzenie ujawni�o, �e w�a�ciciel, zamo�ny biznesmen, rzadko wyp�ywa� dalej ni� trzy godziny od brzegu. Jacht klasy Rhodes rozwija� pr�dko�� pi�tnastu w�z��w. Stateczek mierzy� dwadzie�cia metr�w, wystarczaj�co du�o, by raczej wynaj�� kilku ludzi do pomocy w rejsie... ale jednocze�nie na tyle ma�o, �e prawo nie wymaga�o papier�w kapita�skich. Wielki jacht motorowy mia� miejsca dla pi�tnastu pasa�er�w i dw�ch cz�onk�w za�ogi. Wart by� par� milion�w dolar�w. W�a�ciciel, handlarz nieruchomo�ciami, ze swoim w�asnym ma�ym imperium opodal Mobile, nie czu� si� jeszcze zbyt pewnie na morzu i �eglowa� ostro�nie. �wiadczy�o to, �e jest rozs�dny, my�la� Wegener. Zbyt rozs�dny, aby zapuszcza� si� tak daleko od brzegu. Zna� swoje mo�liwo�ci, co nie zdarza�o si� cz�sto w �rodowisku �eglarzy, zw�aszcza tych zamo�niejszych. Wyp�yn�� na po�udnie przed dwoma tygodniami, trzymaj�c si� blisko brzegu i kotwicz�c kilka razy, ale op�nia� powr�t i nie pojawi� si� na wa�nym zebraniu. Jego partner o�wiadczy�, �e w normalnych okoliczno�ciach nie pozwoli�by sobie na opuszczenie tak istotnego spotkania. Patrol lotniczy zauwa�y� jacht dzie� wcze�niej, ale nie pr�bowa� nawi�za� ��czno�ci. Komendantowi okr�gu co� tu si� nie podoba�o. �Panache" stacjonowa� najbli�ej i Wegener zosta� wezwany do akcji. - Osiem mil. Kurs zero-siedem-jeden - zameldowa� Oreza na podstawie danych radarowych. - Pr�dko�� dwana�cie. Nie p�ynie w kierunku Mobile, kapitanie. - Mg�a si� podniesie za godzin� albo p�torej - orzek� Wegener. -Trzeba go teraz podej��. Panie O'Neil, ca�a naprz�d. Kurs na cel, bosmanie? - Jeden-sze��-pi��, panie kapitanie. - Trzymaj si� tego kursu. Je�eli mg�a si� utrzyma, zmienimy kierunek dopiero dwie, trzy mile od celu i podejdziemy go od rufy. Chor��y O'Neil wyda� odpowiednie rozkazy sterowni. Wegener podszed� do nakres�w. - Jak my�lisz, dok�d on p�ynie, Dni�wka? Nawigator przed�u�y� obecny kurs celu lini�, kt�ra nie prowadzi�a do �adnego konkretnego miejsca. - P�ynie teraz z r�wn�, ekonomiczn� pr�dko�ci�... chyba nie zmierza do �adnego portu w zatoce. Kapitan wzi�� cyrkiel i przeszed� nim po mapie. - Jacht ma zapas paliwa na... - Wegener zmarszczy� brwi. - Powiedzmy, �e zatankowa� do pe�na w ostatnim porcie. Mo�e z �atwo�ci� dop�yn�� na Bahamy. Tam uzupe�ni� paliwo i dotrze� dalej, gdzie mu si� �ywnie spodoba na Wschodnim Wybrze�u. - Ryzykant - obruszy� si� O'Neil. - Pierwszy od d�u�szego czasu. - Dlaczego tak s�dzisz? - Panie kapitanie, gdybym sam mia� taki wielki jacht, za nic nie p�ywa�bym w tak� mg�� bez radaru. U niego jest wy��czony. - Mam nadziej�, �e si� mylisz, synu - rzek� kapitan. - Kiedy przydarzy�o si� nam co� takiego ostatni raz, bosmanie? - Pi�� lat temu? A mo�e jeszcze dawniej. Wydawa�o mi si�, �e takie numery mamy ju� z g�owy. - Przekonamy si� za godzin�. Wegener znowu spojrza� na mg��. Widzialno�� spad�a poni�ej dwustu metr�w. Nast�pnie sprawdzi� monitor radaru. Jacht by� najbli�szym celem. Przez minut� si� zastanawia� i wreszcie wy��czy� radar. Z doniesie� wywiadu wynika�o, �e szmuglerzy narkotyk�w maj� ju� detektory transmisji radarowych. - Prze��czymy z powrotem, jak podejdziemy go na, powiedzmy, cztery mile. - Tak jest, kapitanie - potwierdzi� ch�opak. Wegener usadowi� si� na swoim sk�rzanym krze�le i wydoby� z kieszeni koszuli fajk�. Coraz rzadziej nape�nia� j� tytoniem, ale bez fajki nie by�by sob�. Po kilku minutach wachta na mostku toczy�a si� ju� codziennym trybem. Zgodnie z tradycj�, kapitan wychodzi� na mostek, by przez dwie godziny porannej wachty towarzyszy� najm�odszemu podoficerowi, ale m�odziutki O'Neil mia� g�ow� na karku i wcale nie potrzebowa� nadzoru, zw�aszcza gdy w pobli�u pracowa� Oreza. Dni�wka Oreza by� synem rybaka z Gloucester i zdoby� uznanie, bez ma�a dor�wnuj�ce kapitanowi. Po trzech stopniach w Akademii Stra�y Przybrze�nej mia� spory udzia� w wychowaniu ca�ego pokolenia oficer�w, tak jak Wegener niegdy� zas�u�y� si� przyci�ganiem rekrut�w do s�u�by w stra�y. Oreza tak�e wiedzia�, co to znaczy dobra kawa, a poranna s�u�ba na mostku, gdy w pobli�u kr�ci� si� Dni�wka, mia�a t� zalet�, �e dostawa�o si� na pewniaka sowit� porcj� wy�mienitej kawy, przyrz�dzonej jemu tylko znanym sposobem. Zjawia�a si� zawsze na czas, w specjalnym, u�ywanym przez stra� kubku w kszta�cie ma�ej wazy, szerokim u podgumowanej podstawy i zw�aj�cym si� ku g�rze, aby si� nie przewraca�, a zawarto�� nie rozlewa�a. Zaprojektowany dla ma�ych �odzi patrolowych, sprawdza� si� r�wnie� na �Panache", kt�ry tak�e potrafi� nie�le kiwa� na du�ej fali, kt�rej Wegener w og�le nie zauwa�a�. - Dzi�kuj� - powiedzia� kapitan, bior�c kubek. - Mamy jeszcze godzin�. - Zgadza si� - odrzek� Wegener. - Wyjdziemy na pozycj� o si�dmej czterdzie�ci. Kto pe�ni wacht� bojow�? - Pan Wilcox, Kramer, Abel, Dowd i Obrecki. - Dla Obreckiego to pierwszy raz? - Dzieciak farmera. Umie dobrze strzela�. Riley go sprawdzi�. - Niech Riley zast�pi Kramera. - Co� si� sta�o? - Mam z�e przeczucia tym razem - powiedzia� Wegener. - Chyba zepsu�o im si� radio, nic wi�cej. Nie mieli�my ju� takich od dawna. O rany, nie pami�tam nawet kiedy to by�o, ale... no tak. Zawo�a� Rileya? Kapitan skin�� g�ow�. Oreza zadzwoni� i za minut� zjawi� si� Riley. Dw�ch bosman�w naradza�o si� z kapitanem na skrzydle mostku. Wed�ug zegarka chor��ego O'Neila narada trwa�a zaledwie minut�. M�odego oficera dziwi�o to, �e kapitan zwierza si� i ufa bardziej swoim bosmanom ni� podoficerom, ale oficerowie z awansu mieli swoje nawyki i trzymali si� razem. �Panache" pru� fale z maksymaln� pr�dko�ci�. W papierach mia� dwadzie�cia trzy w�z�y i cho� par� razy wyci�ga� ju� z g�r� dwadzie�cia pi��, dzia�o si� to bez obci��enia, ze �wie�o pomalowanym dnem i na g�adkiej tafli. Wprawdzie turbospr�arki �adowa�y powietrze do silnik�w, jednak nie da�o si� znacznie przekroczy� dwudziestu dw�ch w�z��w. Taka jazda dawa�a si� im we znaki. Ludzie na mostku utrzymywali r�wnowag�, szeroko rozstawiaj�c nogi, a O'Neil ani na chwil� nie stawa� w miejscu. Okna na mostku by�y ca�kowicie zaparowane od mg�y. M�ody oficer w��czy� wycieraczki. Wyszed�szy z powrotem na skrzyd�o mostku, spojrza� we mg��. Nie lubi� p�ywa� bez radaru. O'Neil nas�uchiwa�, ale nie s�ysza� nic, pr�cz st�umionych odg�os�w pracy silnik�w �Panache". Mg�a, jak wilgotny ca�un, ogranicza�a widzialno�� i t�umi�a d�wi�ki. Nas�uchiwa� jeszcze minut�, ale opr�cz warkotu diesl�w s�ycha� by�o tylko szmer pruj�cego wod� kad�uba. Rzuci� jeszcze okiem za ruf� i wr�ci� na pomost sternika. Dzi�ki bia�ej barwie kuter pozostanie d�u�ej niewidoczny. - Nie s�ycha� �adnych syren mg�owych. S�o�ce si� powoli przebija - oznajmi�. Kapitan skin�� g�ow�. - Za nieca�� godzin� si� podniesie. Ciep�y dzie�. Mamy ju� prognoz�? - Wieczorem burze, panie kapitanie. Ten sam front, kt�ry oko�o p�nocy przeszed� przez Dallas. Wyrz�dzi� spore szkody. Tornado spustoszy�o pole kempingowe. Wegener pokr�ci� g�ow�. - Co� w tym jest, �e w�a�nie kempingi przyci�gaj� te cholerne nawa�nice... Wsta� i podszed� do radaru. - Gotowe? - Tak jest. Wegener w��czy� radar i przeni�s� wzrok na monitor. - Dobra robota, bosmanie. Nasze kursy przecinaj� si� pod k�tem stu sze��dziesi�ciu stopni, odleg�o�� trzy mile. O'Neil, niech pan odbije w prawo na sto osiemdziesi�t pi��. Oreza, ile mam na podej�cie go z ty�u od lewej? - Dobr� minut�, kapitanie. Wegener wy��czy� radar i wyprostowa� si�. - Na stanowiska ogniowe! Zgodnie z planem, alarm poderwa� za�og� na nogi, gdy wszyscy ju� zd��yli zje�� �niadanie. Ludzie oczywi�cie ju� wcze�niej wiedzieli, �e szykuje si� chyba spotkanie we mgle z przemytnikiem narkotyk�w. Wyznaczona grupa zebra�a si� przy gumowej szalupie Zodiak. Ka�dy mia� przy sobie bro�: jeden karabin automatyczny M-16, jedn� kr�tk� strzelb� do rozp�dzania t�um�w, a reszta to pistolety Beretta 9 mm. Na dziobie czuwa�a za�oga czterdziestomilimetrowego szwedzkiego dzia�ka Bofors, wys�u�onego na niszczycielu marynarki wojennej i starszego od wszystkich ludzi na pok�adzie z wyj�tkiem kapitana. Zaraz za mostkiem marynarz �ci�gn�� plastikowy pokrowiec z niewiele m�odszego karabinu maszynowego M-2 kaliber 12,7 mm. - Radz� teraz skr�ci� na lewo, kapitanie - powiedzia� Oreza. Kapitan zn�w w��czy� radar. - W lewo na zero-siedem-zero. Odleg�o�� od celu trzy-pi��-zero-zero. Podejdziemy go od lewej burty. Mg�a si� przerzedza�a. Widzialno�� dochodzi�a teraz do oko�o �wier� mili, raz mniej, raz wi�cej, bo mg�a unosi�a si� w skupionych ob�okach. Oreza przeszed� do radaru, a na mostku zgrupowa�a si� wachta bojowa. Radar wskaza� nowy cel oddalony o dwadzie�cia mil, prawdopodobnie tankowiec zmierzaj�cy do portu w Galveston. Jego pozycja zosta�a skrupulatnie naniesiona na map�. - Odleg�o�� do naszego przyjaciela wynosi teraz jedn� mil�. K�t sta�y zero-siedem-zero. Kurs i pr�dko�� celu bez zmian. - �wietnie. Powinien by� widoczny za jakie� pi�� minut. Wegener powi�d� wzrokiem po sterowni. Jego oficerowie przyciskali lornetki do oczu. Pr�ny wysi�ek, ale widocznie jeszcze o tym nie wiedzieli. Wyszed� na prawe skrzyd�o mostku i spojrza� ku rufie na stanowisko szalupy. Porucznik Wilcox uniesionym w g�r� kciukiem da� mu znak, �e wszystko gra. Za jego plecami starszy bosmanmat Riley potwierdzi� skinieniem g�owy. Jeden z do�wiadczonych podoficer�w czuwa� przy ko�owrocie szalupy. Spuszczenie szalupy przy takich falach to nic wielkiego, ale morze potrafi�o p�ata� figle. M-2 bezpiecznie celowa� w niebo, a przy karabinie zwisa�a z lewej strony skrzynka z amunicj�. Od dziobu doszed� metaliczny szcz�k repetowanej czterdziestki. W dobrych czasach podp�ywali�my, �eby udzieli� pomocy. Teraz �adujemy bro�, pomy�la� Wegener. Przekl�te narkotyki... - Wida� go! - krzykn�� obserwator. Wegener wyt�y� wzrok. Pomalowany na bia�o jacht ledwie odcina� si� od zamglonego t�a, ale ju� za chwil� p�aska rufa paw�owa wy�oni�a si� wyra�nie z opar�w. Teraz dopiero przy�o�y� do oczu lornetk� i przeczyta� nazw�. �Empire Builder". Wszystko si� zgadza�o. Na maszcie nie mia� bandery, ale to nic nadzwyczajnego. Jeszcze nie dostrzeg� nikogo z za�ogi, a jacht p�yn�� na silnikach ze sta�� pr�dko�ci�, jakby nigdy nic. Dlatego w�a�nie zaszed� go dok�adnie od rufy. Bo od kiedy ludzie p�ywaj� po morzu, �aden obserwator nie zada� sobie trudu, by ogl�da� si� za ruf�. Szykuje si� dla niego niespodzianka, pomy�la� O'Neil, do��czaj�c do kapitana. Prawo morza. Wegener zdenerwowa� si�, ale za chwil� mu przesz�o. - Radar nie pracuje. Nie mo�na jednak wykluczy�, �e mu si� zepsu�. - Prosz�, oto zdj�cie w�a�ciciela, kapitanie. Kapitan nie ogl�da� wcze�niej fotografii. W�a�ciciel wygl�da� na jakie� czterdzie�ci pi�� lat. Najwyra�niej p�no si� o�eni�, s�dz�c po doniesieniach, bo na pok�ad, opr�cz �ony, zabra� dw�jk� dzieci w wieku o�miu i trzynastu lat. Ros�y m�czyzna, mniej wi�cej metr dziewi��dziesi�t, �ysy i oty�y, sta� na zdj�ciu na pomo�cie przy ca�kiem sporym okazie miecznika. Musia� si� nie�le napoci� z t� sztuk�* pomy�la� Wegener, patrz�c na spieczone s�o�cem obw�dki oczu i nogi poni�ej nogawek kr�tkich spodni... Kapitan podni�s� z powrotem lornet� do oczu. - Za blisko - rzuci�. - Odbi� w lewo, szanowny panie. - Tak jest. - O'Neil wr�ci� do sterowni. Idioci, my�la� Wegener. Powinni�cie nas ju� s�ysze�, je�li nie widzie�. Ale przecie� mia� spos�b, �eby im pom�c. Wsadzi� g�ow� do sterowni: - Obud� ich! W po�owie masztu �Panache" by�a syrena, taka sama jak na wozach policyjnych i karetkach, tylko znacznie wi�kszych rozmiar�w. Ju� po chwili zawy�a tak dono�nie, �e kapitan omal nie podskoczy�. Skutek by� natychmiastowy. Zanim Wegener zd��y� policzy� do trzech, ze ster�wki jachtu wychyn�a g�owa. Nie by� to w�a�ciciel. Jacht zacz�� gwa�townie skr�ca� w prawo. - O, ty gnoju! - rykn�� kapitan. - Podej�� blisko! - pad� rozkaz. Kuter r�wnie� ostro skr�ci� w prawo. Rufa jachtu zanurzy�a si� nieco przy zwi�kszonych obrotach silnik�w, ale jacht nie mia� �adnych szans z �Panache". Ju� po dw�ch minutach kuter p�yn�� burta w burt� z jachtem, kt�ry jeszcze pr�bowa� odbi� w prawo. Byli zbyt blisko, �eby u�y� boforsa. Wegener kaza� strzeli� w wod� z karabinu maszynowego przed dziobem �Empire Builder". S�ycha� by�o szcz�k i zaraz warkot pi�ciostrza�owej serii. Nawet je�li nie zauwa�yli rozbryzg�w wody, ha�as nie