7946
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7946 |
Rozszerzenie: |
7946 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7946 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7946 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7946 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Hanna O�ogowska
G�owa na tranzystorach
Marcinowi i jego kolegom
Projekt serii i opracowanie graficzne
Andrzej P�gowski
Opracowanie typograficzne
Gra�yna Karasek
Redaktor
Maria Lautsch-Bendkowska
Redaktor techniczny
Miros�awa Bokus
Korekta
Wies�awa Jakubowska
Edycja na podstawie IW �Nasza Ksi�garnia",
Warszawa 1968
Text � Copyright by Hanna O�ogowska,
Warszawa 1968
Illustrations � Copyright by Andrzej P�gowski,
Warszawa 1988
ISBN 83-203-2848-9
RSW �Prasa - Ksi��ka - Ruch"
M�odzie�owa Agencja Wydawnicza
Warszawa 1988 r. Wydanie V
Nak�ad 79 700 + 300 egz.
Ark. wyd. 11,3 Ark. druk. 12,5
Oddano do produkcji we wrze�niu 1987 r.
Podpisano do druku we wrze�niu 1988 r.
RSW �Prasa-Ksi��ka-Ruch"
Prasowe Zak�ady Graficzne
��d�, ul. A. Czerwonej 28
Zam. 3366/87, U-74
Potem, kiedy ju� wszystko si� wyda�o, ca�� odpowiedzialno�� za powstanie �Zwi�zku Niesienia Ulgi Ofiarom Przemocy" z�o�ono na Marcina Bigoszewskiego, chocia�, jego zdaniem, by�a to jeszcze jedna niesprawiedliwo�� losu.
Bo ile� razy, a� do znudzenia, nawo�ywano uczni�w do piel�gnowania w sobie uczu� spo�ecznych! Ile razy, kiedykolwiek Marcin wymigiwa� si� od jakich� czyn�w i akcji, s�ysza� o egoizmie i sobkostwie, przywarach najgorszych, a nawet wr�cz haniebnych!
A kiedy wreszcie zdoby� si� na co�, co naprawd� s�u�y�o spo�eczno�ci klasowej, no, je�eli nawet nie ca�ej, to w ka�dym razie szerszemu og�owi - ods�dzono go, jak si� kiedy� m�wi�o, od czci i wiary i znies�awiono na ca�� szko��.
Nies�awa by�a w�a�ciwie najmniej przykra, gdy�, b�d� co b�d�, zawiera�a w sobie i s�aw�. Uczniowie z innych klas, nawet ze starszych, pokazywali go palcem, ogl�dali z zainteresowaniem, a w ich lakonicznym �no! no!" mo�na si� by�o dopatrzy� nie tylko zdziwienia, ale i uznania.
Za to nauczyciele wszyscy - bo czy mo�na by�o uwa�a� milczenie pani �mi�tkiewicz za co� innego ni� cich� zgod� z reszt� cia�a pedagogicznego? - wyrazili swoj� dezaprobat�.
- Co� niebywa�ego! - m�wi�a nauczycielka historii, wysoka, postawna pani Skoczelowa, patrz�c z pot�pieniem na Bi-goszewskiego, stoj�cego w gabinecie kierownika z min� ofiary, kt�ra nie wie, za co ma by� ukamienowana.
- Taak... �eby co� takiego wymy�li�, to trzeba... - m�wi� surowo Kiero - trzeba... doprawdy, s��w mi brakuje. Sk�d ci to przysz�o do g�owy?
- Tego jeszcze nie by�o! - geograf, pan Tomaszewski, trzymaj�c r�ce za sob�, sta� przy oknie, przenosz�c ci�ar korpulentnego cia�a z pi�t na palce i z powrotem. - O czym� takim chyba nie s�yszano w szkole pod �adn� szeroko�ci� i d�ugo�ci� geograficzn�!
- Sk�d ci to przysz�o do g�owy, Bigoszewski? - powt�rzy� Kiero, ale by�o to raczej pytanie retoryczne, maj�ce na celu pokrycie zak�opotania, w jakie wprowadzi�o go nag�e wtargni�cie pani Skoczelowej prowadz�cej ucznia klasy sz�stej A do gabinetu, gdzie omawia� piln� spraw� z nauczycielem geografii.
- I patrz prosto w oczy panu kierownikowi! - napomina�a historyczka. - Mia�e� odwag� nabroi�, miej odwag� przyzna� si�, jak m�czyzna!
Marcin podni�s� g�ow� i spojrza� swoimi du�ymi, ciemnymi oczami w oczy Kiera. Do czeg� mia� si� jeszcze przyznawa�? Przecie� o wszystkim, co �si� wysypa�o", pani Skoczelowa opowiedzia�a na pewno ju� wczoraj - a z grubsza powt�rzy�a jeszcze raz przed chwil�.
W gabinecie Kiera bywa� rzadko i bez przyjemno�ci - ale tym razem naprawd� nie odczuwa� ani strachu, ani zawstydzenia. Sam z tych zwi�zkowych pieni�dzy wiele nie skorzysta�, mo�na sprawdzi�, a je�eli chodzi o cele zwi�zku, wynika�y ze szlachetnych pobudek. To trzeba podkre�li�. Zacz��:
- Wi�c, panie kierowniku, ja doprawdy nie wiem... dlaczego... tyle zamieszania...
- Czy ja dobrze s�ysz�! -zawo�a�a pani Skoczelowa, a� czarna grzywka podskoczy�a jej na czole. - On to nazywa zamieszaniem!
- ...bo ten zwi�zek mia� cele wynikaj�ce ze szlachetnych pobudek.
- Ze szlachetnych pobudek! - przerwa�a znowu pani Skoczelowa wzburzona do g��bi. - Masz odwag� wspomina� tu szlachetne pobudki! I do tego z podniesion� g�ow�! Spu�� chocia� oczy ze wstydu!
- 6 -
Marcin spojrza� na pani� Skoczelowa, a potem na Kiera, podnosz�c �adnie zarysowane brwi i jak gdyby pytaj�c: co w�a�ciwie ma robi�?
Kiero wyci�gn�� chustk� do nosa i przy�o�y� j� do twarzy zakrywaj�c podejrzane dr�enie mi�ni. Geograf szybko zwr�ci� si� do drzwi m�wi�c:
- Ja... p�niej... - i ju� go nie by�o.
- Zaraz, hm... zaraz... - odchrz�kn�� Kiero - to, widz�, d�u�sza historia. Chod� no tu bli�ej, �ebym ci� dobrze s�ysza�. A pani, kole�anko, dzi�kuj� bardzo i ju� nie b�d� zatrzymywa� . Niech mi pani tylko pomo�e i przypomni w sekretariacie o naszych miesi�cznych biletach tramwajowych. Tak, dzi�kuj�, do widzenia.
Pani Skoczelowa, zacisn�wszy wargi, opu�ci�a gabinet, a Kiero zwr�ci� si� do Marcina:
- S�uchaj, Bigoszewski, znam ci� nie od dzi�, nie popisuj mi si� krasom�wstwem, tylko kr�tko i w�z�owato: za co tak urz�dzili�cie Macio� aj tyszewicza?
- A czy my�my go urz�dzili? Przecie� lanie mia� dosta� So-bierajski, nie on.
- Bez wykr�t�w. Ch�opak posiniaczony, jego matka u mnie by�a, podobno mu ca�� kurtk� podarli�cie...
- Bo si� szarpa�, panie kierowniku. Ale za te dwadzie�cia rurek z kremem to si� ch�opaki w�ciek�y na Sobieraja. A jak si� zacz�a draka...
- Nie rozumiem, jakie znowu rurki?
- No... pan kierownik s�ysza�... - Marcin niech�tnie udziela� wyja�nie� - kto nale�a� do zwi�zku, a z�apa� bomb�, dostawa� z kasy pi�� z�otych. Kiedy powsta� zwi�zek, to by�y jeszcze lody. Za pi�� z�otych - du�a porcja. A zim� - guma do �ucia albo rurki, co kto chcia�. Zawsze jaka� os�oda przed powrotem do domu, nie? A Sobieraj, to znaczy Sobierajski, za tymi rurkami w piek�o by wlaz� i naumy�lnie bomby �apa�. Teraz pan kierownik wie, by�a olimpiada, wszyscy zaj�ci, o niczym innym, tylko o olimpiadzie. I Sobieraj raz, dwa, ca�� fors� prze�ar�. Wczoraj Maciora... to znaczy Macio�ajtyszewicz, z�apa� bomb� z gegry, idzie do skarbnika, a ten m�wi: �Obli� si� smakiem, bo w kasie ani grosza". Wi�c Maciora na niego,
- 7 -
�e co on! Defraudacj� zrobi�? A Kostek, to znaczy kasjer, obrazi� si� i zawo�a� ch�opak�w, i pokaza� ksi��k� kasow�, a tam podpis�w Sobieraj skiego na ca�e czterdzie�ci z�otych! To, panie kierowniku, pan by te� nie wytrzyma�. Jak to? W pi�� dni czterdzie�ci z�otych?! Wi�c Basi�ski powiedzia�: �Oddawaj fors�!" - a Sobieraj tylko: �Wypchaj si�!" No, to ch�opaki... i ja te�, wsolili�my mu, bo jak to: ca�e spo�eczne pieni�dze na rurki z kremem?! Sam jeden?! No i dalej to ju� posz�o bardzo pr�dko, naprawd�. Maciora dosta� si� w �rodek, a koledzy, co przylecieli p�niej, my�leli, �e to Maciora, bo Maciora te� spust ma nie byle jaki. Wi�c zacz�li Macior�...
- I tak wszyscy na jednego?
- Na dw�ch, panie kierowniku, bo Sobieraj te� zdrowo dosta�, tylko �e wiedzia�, za co, i nic nie m�wi�. A Maciora, faktycznie, pokrzywdzony: i forsy za bomb� nie dosta�, i jeszcze... tego...
- Od dawna ten zwi�zek dzia�a?
- Od jesieni.
- Jaka by�a sk�adka?
- Niedu�a, pi��dziesi�t groszy tygodniowo, ale ch�opak�w by�o coraz wi�cej. Inne klasy te� chcia�y, mieli�my filie w ka�dej klasie za�o�y�. Tak si� pi�knie rozwija�a ta spo�eczna praca...
- Ty w roli prezesa, oczywi�cie.
- Wybrano mnie, panie kierowniku - powiedzia� skromnie Marcin - nie mog�em si� uchyla�.
- Powiedz mi, sk�d ci wpad� taki �genialny" pomys�? -Kiero kiwa� g�ow�, mo�e z podziwu?
- Z �ycia, panie kierowniku. Raz �ruba z naszej klasy dosta� bomb� i szed� strasznie za�amany do domu. �al by�o patrze�, bo �rub�, jak tylko z�apie bomb�, ojciec leje. Wi�c Ne-mek Batorowicz zafundowa� mu du�e lody. I po tych lodach �ruba si� jako� podni�s� na duchu. Wtedy pierwszy raz tak mi co� b�ysn�o: �eby tak zawsze! Jak kto� si� za�amie, �eby go jako� podeprze�, �eby mu po kole�e�sku r�k� poda�...
- Z lodami... Ach, ty o�le dardanelski - westchn�� Kiero -r�k� poda�... pewnie... to brzmi bardzo �adnie: �Ulga ofiarom przemocy ". Wielkie s�owa! Ale teraz chyba rozumiesz,
_ 8 -
Wm-
�e taka pomoc przypomina raczej podstawienie nogi. Zastan�w si�.
- Kto by m�g� przypuszcza�, panie kierowniku, �e on te rurki tak lubi.
- Jak teraz ze zwi�zkiem?
- Ju� tylko po nim ksi��ka kasowa zosta�a!... A wszystko przez jednego ob�artucha!
- Co jaz wami mam!
- A ja! Ch�opaki m�wi�, �e to �wi�stwo, oszustwo, �e ju� drugi raz nie dadz� si� nabra�. A co ja mog� zrobi�? By�o powiedziane: za bomb� - pi�tak. Kostek p�aci� i bra� pokwitowanie. Formalnie - w porz�dku. A w �rodku - jakbym si� mydl� najad�. I do tego pani Skoczelowa na mnie, sam pan kierownik widzia�: �Podnie� oczy!". �Spuszczaj oczy!" Mnie ju� si� w globusie kr�ci!
- No, no, nie rozpuszczaj j�zyka. Ty, Bigoszewski, uwa�aj ! Opinii najlepszej nie masz... Ci�gle ci si� ten globus kr�ci nie tak, jak trzeba. Zastan�w si�. I musisz zlikwidowa� spraw�. Wi�c tak: do matki poszkodowanego - i��, wyt�umaczy� i przeprosi�. Z koleg� - za�agodzi�. �ebym jutro dosta� raport. Rozumiesz? Sko�czy�em. Odmelduj si�.
- Tak jest, panie kierowniku! - trzasn�� obcasami Marcin, zr�cznie obr�ci� si� i wymaszerowa� z gabinetu. Ca�a szko�a wiedzia�a, �e Kiero, by�y oficer, lubi czasem takie wojskowe zagrania.
W pierwszej chwili Marcin poczu� si� lekko i zaraz za progiem po�liniwszy palce, przyg�adzi� starannie rozdzia�ek czupryny. Rozpraw� z Kierem ma za sob�. Kiero lubi da� tak co� do gryzienia: �Zastan�w si�!" O raju! Nad czym si� tu zastanawia�! Z Kostkiem wczoraj zrozumieli si� w trzech s�owach: pomys� by� dobry, tylko nie dopracowany. Trzeba by�o lepiej uwa�a�, kogo si� do zwi�zku przyjmuje.
Taki Nemek na przyk�ad: nigdy ani jednej dw�i nie z�apa�, a sk�adk� regularnie p�aci�. Przy takich kasa p�cznia�aby, mo�na by przy ko�cu roku zorganizowa� co� dla wszystkich...
_ 9 _
- Na drugi raz najpierw statut porz�dnie obmy�limy - powiedzia� wczoraj Kostek, ale Marcin na razie mia� dosy� wszelkich zwi�zk�w. Pi�knie mu podzi�kowano za inicjatyw�! I co z tego mia�? Dwa razy du�e lody! I jeszcze ma przeprosi� matk� Maciory! A czy on jeden szarpa� si� z Macior�? Zniszczona kurtka! Wcale nie kurtka, tylko sweterek, po�al si� Bo�e, jeszcze chyba gorszy od tego, kt�ry Marcin po Wacku donasza, jeden r�kaw sam si� od razu rozwali�.
- No co? - pyta� Kostek czekaj�c przed drzwiami klasy.
- Mamy z Macior� spraw� za�atwi� i przeprosi�.
- Czy ja dobrze s�ysz�? - zawo�a� Kostek zupe�nie jak pani Skoczelowa. - Kto b�dzie go przeprasza� za to, �e pcha� si� do draki i �e mu przy sposobno�ci wsolili! Ja - nie!
- Przeprosi� mamy jego matk� i wyt�umaczy�. Kiero te� ma pomys�y: jemu si� zdaje, �e starym mo�na co� wyt�umaczy�! Ale niech tam, musimy to zrobi�.
- My, to znaczy kto? - dopytywa� Kostek id�c obok kolegi do szatni i podejrzewaj�c co� nieprzyjemnego.
- To znaczy: ja i ty. Trudno, zarz�d musi pi� piwo za wszystkich. To jest zap�ata za nasze trudy - dorzuci� z gorycz�.
- O rajciu! - westchn�� Kostek i podrapa� si� w niemodn�, �wie�o ostrzy�on� na rozkaz matki, jasn� czupryn�. - �eby tylko moja mama o tym si� nie dowiedzia�a! I kto to wszystko wyszczeka�?
- Dzi� w szkole by�a matka Maciory. O drace Kiero wie od niej, ale sk�d Skoczelowa zna szczeg�y o zwi�zku? Mo�e od dziewczyn?
- Jak by�a ta naparzanka wczoraj, dziewczyny dar�y si� wniebog�osy, mo�e si� czego� domy�la�y? Najwi�cej Ewa Ja-godzianka. S�uchaj - przystan�� nagle Kostek - ona musi mie� co� na sumieniu, bo tak dzi� trajkota�a z Iren� i ci�gle spogl�da�a w nasz� stron�.
- Jasne. Pami�tasz, jak na jesieni chcia�a koniecznie si� do nas wepcha�?
- Pami�tam. Chcia�a do zwi�zku, tylko nie wiedzia�a, do jakiego. My�la�a, �e jak jest taka �adna, to ju� wsz�dzie si� wepchnie.
- 10 -
- Phi!... Jaka ona tam �adna! - Marcin wyrazi� w�tpliwo�� g�osem, kt�ry zabrzmia� troch� fa�szywie.
- Wszyscy tak m�wi� - upiera� si� Kostek. -1 czy na akademii, czy jaka� delegacja - zawsze ona. Dlaczego? Mo�e przez te warkocze?
- Pami�tasz, jak jej przygada�em o warkoczach i d�ugim j�zorze? Uspokoi�a si�.
- Ale od wtedy zacz�a ci uszami dokucza�.
- Jeszcze ona za te uszy dostanie! - odgra�a� si� Marcin. -Ale... wiesz... Kiero powiedzia� do mnie �o�le dardanelski". Jak my�lisz, co to mia�o znaczy�?
- Normalnie. Kiero te� musi co� takiego czasem powiedzie�, jak mu brakuje s�owa, nie? A ty, Marcin, o tych uszach nie my�l wi�cej ni� trzeba, bo wpadniesz w co� takiego... zaraz... co� tak, jak w kompot... Ju� mam: w kompleks!
- To znaczy?
- To znaczy, �e kto� powie: �deszcz pada", a ty b�dziesz my�la�, �e to o twoich uszach.
Roze�mieli si� obaj i prawie j ednocze�nie zauwa�yli Nemka stoj�cego przed jak�� wystaw�.
- Nemek, co ty si� tak wleczesz? - zapyta� Kostek. - Przecie� ju� dawno wyszed�e� ze szko�y.
- Tak sobie id� - m�wi� spokojnie Nemek - u nas obiad o czwartej, po co si� spieszy�.
- Ty masz jedwabne �ycie! - westchn�� z zazdro�ci� Kostek, pomy�lawszy, ile to roboty czeka na niego w domu. A Nemka o nic g�owa nie boli.
Nemek nie pyta�, co by�o u Kiera. Ju� taki by�: spokojny, ma�om�wny, pow�ci�gliwy. Ale ze spojrze�, jakie z boku raz i drugi rzuca� na Marcina, wida� by�o, �e interesuje go przebieg ca�ej sprawy, wi�c Marcin powt�rzy� rozmow� i prosi� nawet Nemka o rad�.
- Powiedz mi, jak ja mam z t� matk� gada�? Nemek si� u�miechn��.
- Zacznij tak: �Prosz� pani", a dalej, zobaczysz, poleci jak po ma�le. Ju� ty sobie z gadaniem dasz rad�, jestem pewny!
Marcin z trudem ukry� zadowolenie, jakie mu sprawi�y te s�owa.
- 11 -
l�.
S-*
'**&-
IV'V
II
omek Macio�ajtyszewicz mieszka� na Nowogrodzkiej w starym przedwojennym domu, kt�ry jakim� cudem ocala� z wojennej po�ogi. Stan�li z zadartymi g�owami na �rodku niewielkiego podw�rka.
Zaczyna�o si� zmierzcha�, w jednym z okien u Macio�ajty-szewicz�w na drugim pi�trze zapalono ju� �wiat�o.
- Najpierw za�atwmy z Macior� - zdecydowa� Marcin -jemu te� trzeba wyt�umaczy�. Niech drak� we�mie na rozum: kto si� bije, ten obrywa, tak jest pod ka�d� szeroko�ci� i d�ugo�ci� geograficzn� - zastosowa� nie bez przyjemno�ci s�owa pana Tomaszewskiego. - A potem we�miemy si� za przepraszanie matki. Trudno. Kiero kaza�, nie wykr�cimy si�.
- Zawo�ajmy go-proponowa� Kostek-na podw�rku swobodniej .
- Dobrze - zgodzi� si� Marcin i zawo�a� g�o�no w stron� okien na drugim pi�trze: - Maciora!
Okna by�y zamkni�te, ale w obudowanym jak studnia podw�rku g�os zadudni� mocno.
- Maciora! - krzykn�� jeszcze g�o�niej Kostek.
Nagle za plecami ch�opc�w stan�� jaki� m�czyzna - mo�e dozorca?
- Co to za krzyki?
- A czy my krzyczymy? - zdziwi� si� Marcin. - Koleg� wo�amy, i ju�.
- Do mieszkania id�cie albo zabierajcie si� st�d! - rozgniewa� si� m�czyzna. -Jeszcze b�d� m�wi�, �e nie krzycz�! No!
Musieli wej�� na klatk� schodow�. Naci�ni�ty guzik dzwonka zabrz�cza� g�o�no, jak na alarm.
Drzwi otworzy�a kobieta. Widocznie umy�a przed chwil� g�ow�, gdy� owin�a j� kolorowym r�cznikiem, spod kt�rego wysuwa�y si� ciemne, wilgotne pasma.
- O co chodzi? - zapyta�a zlekcewa�ywszy uk�ony ch�opc�w.
- My do Maciory... - powiedzia� Marcin.
- Do kogo? - zapyta�a odsuwaj�c r�cznik z ucha.
- 12 -
- Do Maciory! - zawo�a� Marcin my�l�c, �e mo�e nie dos�yszy.
- Omy�ka! - odkrzykn�a kobieta i ju� chcia�a zamkn�� ch�opcom przed nosem drzwi, kiedy za jej plecami dostrzegli w przedpokoju Tomka.
- Maciora! My do ciebie! -wrzasn�li obaj, a� przestraszona osoba z r�cznikiem na g�owie odsun�a si� od progu, co ch�opcy wzi�li za zaproszenie do wej�cia i z czego natychmiast skorzystali.
- Maciora! Chcemy ci wszystko wyja�ni�. Ale mo�e... Mo�e by� z nami wyszed�.
Teraz otworzy�y si� drzwi do pokoju i stan�� w nich wysoki, t�gi m�czyzna, do kt�rego Tomek by� bardzo podobny - pewnie ojciec.
- Taak - odezwa� si� obra�ony Tomek - dzi� b�dziecie wyja�nia�, a wczoraj to �e�cie mnie sprali, jak nie wiem co!
- Tomaszku! - j�kn�a osoba w r�czniku. - To oni ci� zbili?! Kto to jest?
- To Bigos, a to Przego� - pokazywa� palcem Tomek - m�wi�, �e przyszli wyja�ni�.
- Przepraszam - powiedzia� grzecznie Marcin zwracaj�c si� do pani - czy pani jest matk� Maciory?
- Ja? Santa Madonna! Ja?! - d�awi�a si� oburzeniem. -Czyj� mam by� matk�?!
- Co to za teatr, do jasnej katapulty! - krzykn�� m�czyzna i zatrzasn�� g�o�no drzwi od klatki schodowej, odcinaj�c tym samym drog� ucieczki przestraszonym ju� teraz naprawd� ch�opcom. - Co to za ch�opaki? Gadaj mi zaraz, bo mnie tu chyba jasny szlag trafi!
- No, m�wi� prze... przecie� - j�ka� si� pewno ze strachu Tomek - ch�opaki z naszej klasy.
- To oni wczoraj ci� zbili?
- Oni. Ten, Bigos, by� prezesem zwi�zku.
- Oni zmarnowali ci sweterek? - spyta�a gro�nie matka Tomka.
- Oni. -Ten, Kostek, zbiera� sk�adki.
- Maciora! M�w prawd�! - zawo�a� Kostek widz�c, �e sytuacja staje si� powa�na. - Bi�o ci� kilkunastu, nie my jedni.
- 13 -
- Co za maciora?! Zaraz mi powiedzcie, co to za maciora?! - denerwowa�a si� pani Macio�ajtyszewiczowa. - Santa Madonna! Ja tu zwariuj�!
- Maciora... to ja... - oci�gaj�c si� wyja�ni� Tomek - tak mnie w szkole nazywaj�...
- Bo, prosz� pani... prosz� pana... - po�pieszy� z komentarzem Marcin - ca�y Macio�ajtyszewicz by�oby za d�ugo, niewygodnie, wi�c kr�cej: Maciora, i ju�. Mnie te�...
- Santa Madonna! Z kim ty si�,zadajesz, m�j Tomaszku! I zbili ci�, i sponiewierali! A teraz do mieszkania jeszcze przychodz�! Naigrawa� si� z kolegi! Z jego rodzic�w! To ju� jest szczyt bezczelno�ci!
- Za d�ugo?,Niewygodnie, m�wisz? - chrypia� ojciec Tomka ogl�daj�c si� za czym� po przedpokoju. Wreszcie chwyciwszy zza kaloryfera trzepaczk�, zacz�� ni� gro�nie wymachiwa�. - Ale wci�ga� niewinne dziecko do jakiego� durnego zwi�zku, za oferm�... czy tam... za ofiar�, sk�adki wycygania�, to wam nie by�o za d�ugo, co?! Ja was tu zaraz, do jasnej Hermenegildy, kr�tk� drog� z drugiego pi�tra spuszcz�!
Marsz!!!
Ostatniemu s�owu towarzyszy�o g�o�ne szarpni�cie drzwi i �wist przecinanego trzepaczk� powietrza.
Droga z drugiego pi�tra na ulic� by�a zadziwiaj�co kr�tka. Kostek i Marcin gnali przed siebie, jakby im pan Macio�ajtyszewicz dalej grozi� trzepaczk�. Och�on�li a� przy placu Trzech Krzy�y i dopiero tu zorientowali si�, �e pobiegli w przeciwn� stron�.
- No, teraz z Macior� jeste�my kwita - o�wiadczy� Kostek. - To on wszystko wy chlapa� j�zorem.
- Usprawiedliwiam go - powiedzia� Marcin. - Widzia�e�, jaki zamach mia� ten ojciec? Taki wszystko z cz�owieka wy-trz�sie!...
- Te, wariat! Prosto pod autobus si� pchasz! - krzykn�� Kostek przytrzymuj�c przyjaciela na chodniku.
- Bo mi si� globus ca�kiem sko�owa�... Co ja Kierowi powiem? - otrz�sn�� si� z wra�enia Marcin.
- 14 -
Tak jak by�o um�wione, Marcin z samego rana przed lekcjami zameldowa� si� u Kiera.
- Za�atwione?
- Za�atwione, panie kierowniku. Trzepaczk�.
- Co to znaczy?
Marcin kr�tko, na ile taki gadu�a jak on m�g� to zrobi�, opowiedzia� przebieg zaj�cia, koloryzuj�c tylko jego fina�, to znaczy �opuszczenie z godno�ci� mieszkania".
- No tak - podrapa� si� w brod� Kiero - rodzice Macio�aj-tyszewicza s� jeszcze tym wszystkim bardzo zdenerwowani. Mo�e trzeba by�o poczeka� kilka dni?... W ka�dym razie zrobi�e�, co do ciebie nale�a�o. Sko�czone. Mo�esz odmaszero-wa�. Tylko, Bigoszewski, prosz� ci�, na przysz�o�� zastanawiaj si� wi�cej nad swoimi pomys�ami. Dobrze?...
*
Niewiele by�o czasu w tych dniach na zastanawianie si� nad sob�. Do klasy sz�stej A przysz�a nowa nauczycielka i zarazem wychowawczyni, pani Pucek, od razu nazwana �Puci�". Mia�a zast�pi� pani� Bogda�sk�, polonistk�, kt�ra wyjecha�a do Lilie, g�rniczego okr�gu Francji, aby tam uczy� dzieci polskich g�rnik�w.
Drobna, szczuplutka, na pauzach gin�a w�r�d starszych i co ro�lejszych uczennic. Pracowa�a w szkole pierwszy rok, ale ucz�c w starszych klasach mia�a ugruntowany ju� autorytet.
- Babka w dech�, tylko troch� nie�yciowa - o�wiadczy� zapytany przez Basi�skiego ucze� z �smej B.
- Nie�yciowa? - zastanawiano si� w sz�stej. - Co to w�a�ciwie znaczy?
- Czy to dla nas lepiej, czy gorzej ? - dopytywa� praktyczny Kazik Pi�tkowski.
- Pani Bogda�sk� by�a dla nas taka dobra! -�a�owa�y dziewczynki. - Jaka ta b�dzie?
Pierwsza godzina wychowawcza wypad�a na samym ko�cu tygodnia.
Spodziewano si� jakiego� wyk�adu na temat jednej z uczniowskich cn�t, czyli �flak�w z olejem", jak okre�la� to Mar-
- 15 -
cin, kt�ry, jak zwykle w sobot�, nie m�g� usiedzie� na ostatniej godzinie w �awce.
Ale by�o zupe�nie co innego.
- Czy macie jakie� swoje hobby? - spyta�a pani Pucek przysiadaj�c lekko na szkolnym stole, jakby t� pozycj� chcia�a przekre�li� ca�e sztuczne, oficjalne skr�powanie pierwszej gaw�dy z klas�.
- Hobby? Zaczyna si� od hobby? - odezwa�y si� zdumione szepty w r�nych punktach klasy.
- Kostek ju� od dw�ch lat zbiera znaczki, a tak�e wiadomo�ci o zaginionych skarbach - wyrwa� si� Marcin. - No, Kostek, powiedz sam. Ja mam za ciebie gada�?
Kostek nie kwapi� si� do zabierania g�osu. Nigdy si� z tym nie spieszy�, a c� dopiero przed now� nauczycielk�, kt�ra wygl�da, owszem, jakby jeszcze nikomu bomby nie wlepi�a, ale to o niczym nie �wiadczy, mo�e si� jeszcze okaza� osob� bez �adnej lito�ci, jak Tomasz czy Skoczelowa. Lepiej si� nie pcha� na pierwszego.
Nauczycielka widz�c, �e poza Marcinem nikt g�osu nie zabiera, o�wiadczy�a:
- To mo�e najpierw ja wam opowiem, jakie jest moje hobby?
- Dobrze! Tak! Tak! - zapiszcza�y dziewczyny, a Basior, siedz�cy na ostatniej �awce z Pi�tkowskim, zapyta� szeptem:
- Gramy? B�dzie gadanie. Dawaj karty!
- Czekaj - odszepn�� niecierpliwie Pi�tkowski - mo�e co� ciekawego?
- Eee - Basior wyrazi� min� lekcewa�enie - to ja si� bior� za krymina�.
- Moje hobby to klucze - m�wi�a nauczycielka. - Zacz�o si� par� lat temu, kiedy dosta�am mieszkanie. W przedpokoju mi�dzy dwojgiem drzwi by� pasek �ciany, na kt�rym chcia�am co� powiesi�, jako� go ozdobi�, bo wchodz�c do przedpokoju musia�o si� w�a�nie na to miejsce spojrze�. I wtedy przypomnia�am sobie, �e moja babcia ma taki pi�kny klucz, r�cznej, kowalskiej roboty. Ju� dawno ani tych drzwi, kt�re ten klucz otwiera�, ani tego domu, w kt�rym te drzwi by�y - nie ma. To by�a pami�tka. Wi�c z trudem, ale uda�o mi si� ten klucz od
- 16 -
babci wycygani� i powiesi�am go u siebie. Potem przyjaci�ka przynios�a mi drugi klucz, te� z oryginalnym uchwytem. Sama w jakim� sklepie �elaznym wyszpera�am trzeci, no i do tej pory mam ju� siedem. Wszystkie s� bardzo �adne.
- Prosz� pani - odezwa� si� Sobierajski- u nas jest bardzo du�o kluczy, kt�re do niczego nie pasuj�. Mama si� tylko z�o�ci, �e �adnej szuflady i tak nie mo�na zamkn��, i zawsze chce te klucze wyrzuci�... mo�e ja pani przynios�?
- Dzi�kuj� ci bardzo - roze�mia�a si� nauczycielka - ale ja zbieram tylko stare klucze, takie jakich ju� nigdzie nie ma.
- Jak ich nigdzie nie ma, to chyba nie mo�na ich znale�� -wyrazi� swoj� w�tpliwo�� Kostek, a pani Pucek znowu si� roze�mia�a.
- Pi�tka z logiki! Masz racj�, powinnam by�a powiedzie�: jakich ju� nigdzie nie u�ywaj�.
Teraz Kostek opowiedzia� o swoich znaczkach. Zbiera tylko stemplowane i tylko europejskie. Najpierw zbiera� wszystkie, ale na to trzeba by mie� wiele klaser�w. Wi�c trzyma si� Europy.
- Pani Bogda�ska obieca�a napisa� do mnie list - m�wi�a nauczycielka - mo�e b�dzie na nim ciekawy znaczek, to ci go oddam.
- Dobrze - ucieszy� si� Kostek. - A jak ja zobacz� gdzie taki klucz, to go te� dla pani wy cygani�.
Nikt ju� teraz nie kr�powa� si� m�wi� o swoich �konikach". Okaza�o si�, �e ch�opcy zbierali nalepki od zapa�ek, pude�ka od papieros�w, kamienie; dziewcz�ta - zdj�cia aktor�w i aktorek, zielniki, autografy. Nemek Batorowicz zbiera� r�ne wiadomo�ci o �naj". Drugi zeszyt ju� zapisywa�. Pani bardzo si� podoba�o jego hobby i obieca�a pami�ta�, je�eli gdzie� przeczyta lub us�yszy o jakim� �naj".
- Wydaje mi si�, �e od razu troch� lepiej pozna�am was -m�wi�a pani Pucek. - Bo wiedzie�, co kogo interesuje, co kto lubi, to ju� bardzo du�o. Ale jeden z was nie zabiera� wcale g�osu, ten, co tak cicho siedzi na ostatniej �awce. Jak si� nazywasz?
- To Basior! Basi�ski! Basior! - sypn�y si� informacje ze wszystkich stron.
- 17 -
�r. ��!��'
.'�-- -
, - Basi�ski! Czy ty nie masz swojego hobby? Opowiedz nam o tym, co ci� interesuje poza lekcjami, co lubisz?
Basi�ski oderwany nagle od mro��cej krew w �y�ach �Tajemnicy czarnej walizy", oczekuj�cy w�a�nie jej otworzenia przez Rudego Joe, kt�ry niecierpliwie przymierza� do zamka kluczyk za kluczykiem, s�ysz�c swoje nazwisko podni�s� si� odruchowo z miejsca. Patrzy� wko�o nieprzytomnymi oczami, nie rozumiej�c, sk�d nagle znalaz� si� w klasie, skoro przed chwil� siedzia� w przedziale ekspresu przemierzaj�cego wrzosowiska Szkocji.
- No, Basior - podpowiedzia� kto� z boku - m�w, co lubisz!
Co lubisz, no?...
- Ja... - zebra� przytomno�� Basi�ski - ja najwi�cej lubi�. .. pomidorow� z kluskami.
�miano si� z Basi�skiego d�ugo, razem z nauczycielk�. �mia� si� nawet sam Basi�ski, kiedy zrozumia�, o co chodzi. Ale o prawdziwym swoim hobby ju� nie zd��y� powiedzie�. Przeszkodzi� dzwonek.
Po opuszczeniu klasy przez nauczycielk�, kiedy szybko zbierano teczki i wybiegano z klasy, Ewa Jagodzi�ska odezwa�a si� znacz�co do siedz�cego jeszcze w �awce Nemka:
- Nemek! Jak b�dziesz chcia� wpisa� do swojego zeszytu �najwi�ksze i najbardziej odstaj�ce uszy" - to ja ci podam nazwisko ich posiadacza. Wiadomo�� pewna, mo�e by� z fotografi�.
Ci, co s�yszeli, zrozumieli od razu, o kogo chodzi. Kazik
Pi�tkowski zawo� a�: .
- Bigos! Pozwolisz tak sobie?
Marcin ju� p�dzi� do Ewy, ale ona stoj�c w progu klasy przewidzia�a reakcj� kolegi i w mgnieniu oka znikn�a. Nie by�o po co goni�.
W szatni zastali jeszcze sznuruj�cego obuwie Tomka Ma-
cio�ajtyszewicza.
- Te, Maciora - powiedzia� Marcin - �eby� wiedzia�, �e z tob� jest wszystko na g�adko: dosta�e� niechc�cy, szarpa�e� si�, to ci si� co� tam podar�o, zwyczajna rzecz. �alu do ciebie nie mamy. Rodzicom wyt�umaczyli�my. No wi�c g�adko jak st�.
- 18 -
- Te, Bigos, mama powiedzia�a, �e macie mnie tak wi�cej nie nazywa� - odpowiedzia� Tomek. - Bo maciora to �winia z prosiakami, a ja nie jestem �winia z prosiakami!
- Racja. Ka�dy, co ma oczy, widzi, �e ty, Maciora, jeste� zupe�nie co innego. I nie przejmuj si�. Musimy ci� tak nazywa�, bo ju� nie mo�emy inaczej. Rozumiesz, Maciora? Przecie� jeste� Maciora od pierwszej klasy. Jak si� od tego odzwyczai�, pomy�l!
- Mnie nie przeszkadza, ale mama...
- O, tak! Rozumiemy ci�. �atwego �ycia nie masz.
- A mama u Kiera dzisiaj te� by�a - rzuci� nieoczekiwanie Macio� aj ty sze wicz.
- Co ty m�wisz?! I co?! - zainteresowali si� �ywo Kostek i Marcin.
- Nie wiem, wysz�a niezadowolona. Powiedzia�a, �e mnie z tej szko�y zabierze.
- Nie daj si�, Maciora. Inne szko�y s� jeszcze gorsze. A ty jeste� fajny ch�op! No, g�ow� do g�ry, idziesz?
- Dobrze wam m�wi� - odpowiedzia� ponuro Maciora - a mnie ojciec przez ca�y tydzie� w telejajko zabroni� patrze�. Za ten �Zwi�zek Ulgi". Powiedzia�, �e mi na ca�y tydzie� ul�y.
- A jak go w domu nie ma?
- Mama pilnuje.
- Ca�y tydzie� bez telejajka! To okrucie�stwo! -westchn�� Marcin.
III
. ani Pucek sko�czy�a pisa� na tablicy tytu� wypracowania, od�o�y�a kred� i odwr�ci�a si� do klasy otrzepuj�c r�ce z kredowego mia�u. Zobaczy�a j�zyk Pi�tkowskiego wywalony w stron� Marcina i roze�mia�a si�: - Jeszcze sobie j�zyki pokazujecie?
- 19 -
Wypracowanie mia�o tytu�: Gdybym mia� czapk� niewidk�...
Ucieszone dziewczyny pochlebia�y nauczycielce, �e przepadaj� za takimi tematami, bo mo�na napisa�, co kto chce i tym
podobne.
- Nie podlizujcie si�! - zawo�a�1 Basi�ski. - Niech im pani nie wierzy - wszyscy si� ciesz� z takiego tematu, bo to po prostu �atwiejsze i ju�... a nie tam �adne zalewanie...
- Czy �atwiejsze? - zapyta�a jakby sam� siebie nauczycielka. - W takim wypracowaniu przywi�zuj � du�� wag� nie tylko do poprawno�ci. Postarajcie si� �adnie wypowiedzie� swoje my�li. No i najwa�niejsze: zastan�wcie si�, do jakiej to sprawy u�yliby�cie czarodziejskiej czapki...
Ale Marcin, ten w gor�cej wodzie k�pany Marcin, nie zastanawia� si� d�ugo.
�Gdybym mia� czapk� niewidk�, to przede wszystkim nak�ad�bym Jagodziance, �e ci�gle o tych moich uszach... To by�oby sprawiedliwe".
Tu zatrzyma� si�, przeczyta� i zacz�� gry�� d�ugopis.
�Sprawiedliwe - my�la� - ale g�upio, bo nak�a�� jej mog� i bez czapki niewidki..."
Na nowej kartce napisa� powoli i �adnie tytu�. Po paru minutach zacz��: I
Gdybym mia� czapk� niewidk�, poszed�bym najpierw do dyrektora zjednoczenia, w kt�rym pracuje m�j tata. Stan��bym za jego krzes�em i m�wi�bym, a dyrektor, kt�ry nie wierzy przecie� w duchy, my�la�by, �e to jego sumienie.
�In�ynier Bigoszewski to pracownik na wag� z�ota. Jak on dba o te buraki, o te kontraktacje! Rodzina go ma�o widzi, dzieci t�skni�, �ona ledwo sobie daje z ch�opakami rad�, a on tylko o burakach my�li, bo buraki - to cukier. Trzeba mu da� Z�oty Krzy� Zas�ugi!"
Potem poszed�bym za sumienie do dyrektora mamy i szepn��bym:
�Bigoszewska - per�a w�r�d sekretarek. Nie sp�nia si� nigdy, nigdy o niczym nie zapomni. Bez niej zgin��bym i uton�� w nie za�atwionych papierach. Pomy�lmy dla niej o pre-
mii".
- 20 -
A kiedy ju� mia�bym tych dw�ch dyrektor�w z g�owy, to wszed�bym do naszego pana kierownika i powiedzia�bym te� za sumienie, ale kr�tko:
�Bigoszewski z sz�stej A to pomys�owy ch�opak. Nie zawsze trafia w dziesi�tk�, ale wida�, �e to g�owa na tranzystorach".
O ludzko�ci w og�le to na razie nie my�la�bym nawet w czapce niewidce. Bo niedawno pomy�la�em, ale mi nie wysz�o.
Szli ulic� Kr�lewsk�, po wyj�ciu z Saskiego Ogrodu, gdzie zgodnie z zaleceniem pani Skoczelowej ogl�dali pomnik Marii Konopnickiej, kiedy, z niedozwolon� chyba szybko�ci�, przejecha� obok nich nowy l�ni�cy w�z.
- Chevrolet! Widzia�e�? - zawo�a� Kazik. - Ale pruje!
- Nie chevrolet, tylko cadillac - patrzy� za uciekaj�cym samochodem Marcin.
- Figa!
- Chcesz si� za�o�y�? O pi�� gum, trzymasz?
- Pi��? Nie, dziesi��!
- Dobra, niech b�dzie dziesi��-zapala� si� Marcin. -Trzymasz?
- Trzymam, ale najpierw z�ap samoch�d. Jak go dogonisz?
- Spokojna g�owa. Staje przed �Europejskim". Le�my! W�z zatrzyma� si� rzeczywi�cie u wej�cia do hotelu. Kiedy zbli�ali si� do niego, Marcina ogarn�o nieprzyjemne
uczucie.
�Po co zak�ada�em si� o dziesi�� gum, wystarczy�oby pi��...." - pomy�la� i ju� wiedzia�, �e b�dzie p�aci�.
- No, kto wygra�? - niepotrzebnie pyta Kazik, z trudem ukrywaj�c zadowolenie.
- Dobra jest, masz u mnie dziesi�� gum - odpowiedzia� z nonszalancj� Marcin.
- Kiedy?
- Co, kiedy? - Marcin z niezwyk�� uwag� ogl�da� chevrole-ta stoj�cego obok taunusa.
- Nie wyg�upiaj si�! Kiedy te gumy oddasz?
- 21 -
- Oddasz, oddasz! -powt�rzy� Marcin z drwina, przez kt�r� przebija�a z�o��. - Zupe�nie, jakbym ci je zabra� albo od ciebie po�yczy�!
- Po�yczy� nie po�yczy�, a co przegrane, to �wi�te! Trzeba
si� by�o nie zak�ada�.
- Dobra jest! Masz tu dwie - Marcin wygrzeba� z wewn�trznej kieszeni ostatnie, jakie mu mia�y starczy� do ko�ca tygodnia. - Reszt� dostaniesz po niedzieli. No, ja wracam.
- Jak to? Nie p�jdziemy zobaczy�, co graj� w �Kulturze"?
- Chcesz wiedzie�, to kup �Express" albo ��ycie". Nie wygra�em but�w na loterii. Wracam.
- Nie wygra�e�, ale pilnuj si�, �eby� ich nie przegra�. Ty, Marcin, lubisz gra�, oj, lubisz!
- Nie martw si� o mnie. Cze��! - i Marcin zawr�ci� szybko w stron� Marsza�kowskiej.
�Osio�, osio� ze mnie kwadratowy! -wymy�la� sobie w�ciek�y. - Pojutrze niedziela, a wi�c i tygodni�wka. Starczy na cztery gumy, a gdzie reszta? A wydatki tak zwane bie��ce? A Kazik - �winia! Dobrze zauwa�y� mark� wozu i dlatego mnie podbechta� na podw�jn� stawk�. Szed� na pewniaka. Dobrze mi tak! Po co si� z nim p�tam? A mama na ludziach si� nie zna. Jak Kazik przyjdzie mnie wyci�gn�� na miasto, pozwala. A jak Kostek, to zaraz: �Z kim ty si� zadajesz?� A Kostek sto razy wi�cej wart ni� Kazik. Kostek jest... no, Kostek jest fajny, i kropka. A Kazik - e, ten ca�y Kazik!... Sk�d ja mu wezm� jeszcze osiem gum? Co za pech! �e te� musia� mi ten samoch�d wle�� w oczy! I po co? Tfu! Do�� tego. Najlepiej odda� mu od razu. Mie� to z g�owy, bo ci�gle b�dzie si� upomina�. O, taki nie zapomni!... Wk�ad do d�ugopisu mo�e mi da Wacek, a par� groszy wycygani� od Piotrusia. Aby do przysz�ej soboty. Jako� to zleci. Grunt si� nie przejmowa�..."
Odetchn�� g��boko. Zdawa�o mu si�, �e z ulg�, ale to by�o z�udzenie. Gdzie� tam w g��bi piersi przyczai� si� niepok�j, got�w ka�dej chwili spuchn�� do powa�nych rozmiar�w.
Starannie, jak to lubi�a mama, wyciera� nogi na kokosowej
s�omiance pod drzwiami. Jeszcze nie sko�czy�, nie zd��y� si�gn�� do dzwonka, a ju�
- 22 -
otworzy�y si� drzwi i w p�ciemnym przedpokoju ukaza�a si� okr�g�a twarz Piotrusia, m�odszego brata.
- Co? Sta�o si� co? - dziwi� si� Marcin.
- Nie, nic, tylko czekam na ciebie i czekam, a u mamy jest pani Szele�cina. I wci�� opowiada...
Wizyta pani Szele�ciny wymaga�a ogromnej cierpliwo�ci ze strony mamy, gdy� ca�y jej ci�ar spada� na ni�. Ojciec w tygodniu wyje�d�a� cz�sto w teren, w niedziel� za� pani Szele�cina nie przychodzi�a nigdy. �Niedziela to dzie� rodzinny -m�wi�a - nikt nie proszony nie powinien jej zak��ca�". Wyraz �nie proszony" wymawia�a z naciskiem, a potem czeka�a przez chwil�, mo�ejia to zaproszenie, na kt�re jako� nikt nie m�g� si� zdoby�, nawet mama, o kt�rej pani Szele�cina m�wi�a, �e jest �za dobra".
Siebie pani Szele�cina zalicza�a do os�b ci�ko dotkni�tych losem. Rzeczywi�cie, m�� jej umar�, syn �le si�, wbrew jej radom, o�eni�, mieszka� w Olsztynie, przysy�a� rzadko par� z�otych, a przyje�d�a� jeszcze rzadziej. C�rka, prze�liczna dziewczyna, �nie mia�a szcz�cia". Ci�gle zmienia�a miejsce pracy, bo chocia� zdaniem matki by�a wyj�tkowo zdolna, inteligentna i pracowita, zarabia�a grosze, kt�re zaledwie starcza�y jej na ubranie - a ubrana przecie� do pracy musia�a by� przyzwoicie.
Tak wi�c utrzymanie dwuosobowego domu spoczywa�o ca�kowicie na g�owie pani Szele�ciny. Jak sobie radzi�a? Pilnowa�a mieszka�, kt�rych w�a�ciciele wyje�d�ali na urlop, podlewa�a kwiatki, opiekowa�a si� ma�ymi dzie�mi, a nawet bra�a do domu psy lub koty os�b chwilowo nieobecnych. I tylko w dni, kiedy nic jej si� nie trafia�o, wpada�a na chwilk� do kogo�, kto zna� j� z lepszych czas�w.
Chwilka zwykle przed�u�a�a si� w niesko�czono��. A przecie� ka�dy mia� swoje k�opoty, robot�, kt�rej nie mo�na by�o od�o�y� do jutra, a tak�e prawo do kilku minut spokoju, to znaczy, jak u mamy, pos�uchania radia z ig�� w r�ku. Tote� od niedawna, by� to pomys� Wacka, um�wiono si�, �e w razie bardzo przed�u�aj�cej si� wizyty pani Szele�ciny zadzia�a �pogotowie ratunkowe": mam� powiadomi si� o rzekomo nie cierpi�cej zw�oki konieczno�ci wyj�cia.
- 23 -
Ale teraz ani Wacka, ani ojca-nie by�o.
- Biedna mama! Ju� nic nie m�wi, tylko s�ucha i s�ucha. I pewno j� z�b zaczyna bole�, bo ma tak� min�...
Przez wp�uchylone drzwi do pokoju ch�opc�w s�ycha� wyra�nie:
- .. .i niech sobie pani wyobrazi, m�wi�am Zosi, �e to kolor nie dla niej, �e nie b�dzie tej sukni nosi� - gdzie� tam, czy to ona mnie s�ucha! Wyrzuci�a tyle pieni�dzy jak za okno! A teraz sukienka wisi w szafie, ani razu w niej nawet nie wysz�a. Tyle pieni�dzy! Ile by za to by�o cuk...
Tu pani Szele�cina zatrzyma�a si� nagle, a� mama spojrza�a
na ni� pytaj�co.
- No... cho�by cukru... - doko�czy�a za�enowana - albo mas�a... albo i mi�sa na obiad... Ale na dom Zosia nie ma ani grosza, co to, to nie... - pozwoli�a sobie na gorycz, co jej si�
rzadko zdarza�o.
- Zawsze podziwiam, jaka pani jest dzielna. Jak pani sobie daje rad� z utrzymaniem domu - powiedzia�a mama.
- Ach, doprawdy, c� ja! Robi�, co mog�. I syn przysy�a mi co� od czasu do czasu. Niewiele, rozumie pani, bo synowa... Dzieci mam przecie� dobre, bardzo dobre. Tylko charaktery zawsze mia�y takie jakie�... trudne. I to zosta�o im do dzisiaj, tak... do dzisiaj...
Pani Szele�cina westchn�a g��boko i jakby odganiaj�c przykre, natr�tne my�li, zwr�ci�a si� do gospodyni:
- Pani ma udane dzieci! Co to za szcz�cie!
- Tak! - Marcin widzia� przez drzwi, do kt�rych ostro�nie podszed�, jak mama unios�a znad szycia g�ow�, a w jej g�osie zabrzmia�a duma: - Wacek to naprawd� wzorowy ch�opiec. Uczy si� wspaniale. Czyta mn�stwo i same powa�ne ksi��ki. G�upstwa mu nie w g�owie. A przecie� w tym wieku... pani rozumie...
- O! Jeszcze jak rozumiem! Ile to pokus wko�o!
- A m�j Wacek: tylko szko�a i dom. Czasem to a� sama namawiam go, �eby do teatru poszed� albo do kina... A znowu Piotru� to po prostu anio�ek. Tak mi pomaga, tak si�
troszczy!
Marcin uni�s� wysoko brwi patrz�c na m�odszego brata i
- 24 -
wyra�aj�c w ten spos�b sw�j ca�y sceptycyzm co do opinii mamy. Piotru� nie m�g� ukry� zadowolenia.
- A �redni? - zapyta�a pani Szele�cina. Nawet ona zauwa�y�a, �e mama pomin�a �redniaka.
- Marcin? - Teraz mama westchn�a. - Dobry ch�opiec, ale... niestety... trudny...
- Trudny charakter? - podsun�a skwapliwie pani Szele�cina, a w g�osie jej da�a si� nawet s�ysze� jaka� nuta ulgi.
- Powiedzia�abym raczej - z namys�em t�umaczy�a mama -�e to chyba brak charakteru. Nie pami�ta, jak co� obieca, nie my�li o innych, nie umie zmusi� si� do jakiej� systematyczno�ci, do porz�dku, zawsze wszystko na ostatni� chwil�, na �apu--capu...
- Zupe�nie, zupe�nie jak m�j J�zek w tym wieku! - stwierdza ze wsp�czuciem pani Szele�cina. - Kropla w kropl�! I nie chc� pani martwi�, pani Mario, ale to mu ju� zosta�o na zawsze. Na ca�e �ycie...
- E, z Marcinem tak �le chyba nie b�dzie, co te� pani m�wi! Jak tylko t� najpilniejsz� robot� zepchn� z g�owy, zajm� si� nim wi�cej, przypilnuj�.
Marcin o ma�o nie zgrzytn�� z�bami. Tylko mu tego jeszcze potrzeba, �eby si� mama nim zaj�a! Jakby i do tej pory nie robi�a tego w nadmiernym stopniu! I co mu zarzucaj�? �e nie my�li o innych? Nieprawda! Zaraz da tego dow�d.
- Mo�e jeszcze herbaty? - pyta�a mama.
- Dzi�kuj�, �wietna herbata, ale ju� doprawdy, dosy� -broni�a si� niezbyt mocno pani Szele�cina i mama na pewno przynios�aby nast�pn� szklank�, gdyby do pokoju nie wkroczy� Marcin.
- Dobry wiecz�r - szurgn�� nogami w stron� go�cia. - Mamusiu, przepraszam, ale administrator mnie spotka� na schodach i m�wi�, �eby mamusia zaraz przysz�a, bo w�a�nie maj� zadecydowa� o tym boisku na siatk�wk�! I �e to pilne.
- Co ty m�wisz? Ju� dzisiaj? - zdziwi�a si� mama. - O, nowy administrator to energiczny cz�owiek! Pani Ludwiko -zwr�ci�a si� do wstaj�cej i zbieraj�cej swoje okulary i torebk� pani Szele�ciny - pani mi nie we�mie za z�e?...
- 25 -
its*
Kiedy za go�ciem zamkn�y si� drzwi i mama zacz�a sk�ada� szycie, Marcin o�wiadczy� z dum�:
�adnego administratora nie spotka�em. Tylko rozumie mamusia: �pogotowie ratunkowe"... bo ju� mi si� zdawa�o... Czeka� na podzi�kowanie, ale spotka� go zaw�d - Bardzo ci� prosz� - o�wiadczy�a mama ostro - aby� nigdy wi�cej, s�yszysz: nigdy nie urz�dza� mi podobnych historii! No., przecie�... -j�ka� zdetonowany Marcin - przecie�
W!�W^ektoSe ty!- mama ci�gle j eszcze by� a rozgniewana - Za du�o sobie pozwalasz. Oj, musz� ja si� za ciebie wzi��. Dopiero teraz wr�ci�e�? Znowu nie zd��ysz odrobi� lekcji. Zabieraj si�.do nauki! - Je�� mi si� chce.
_ To we� sobie herbaty. W lod�wce s� kotlety z obiadu. Do kuchni za Marcinem wszed� Piotru�. Przygl�da� si� jedz�cemu bratu, milcza�. Widzia�, �e Marcin jest z�y. Wola� by� ostro�ny i nie nara�a� si�. Czeka� przecie� na niego cier-pUwfe nie tylko z powodu braterskich uczu� Na jutro mia� przynie�� do klasy rysunek: �Wiosna w parku". A z rysunkami sz�o mu bardzo ci�ko. Liczy� na pomoc Marcina.
Marcin pom�g�, owszem, mo�e nawet w wi�kszym stopniu, ni� �yczy�aby sobie tego Piotrusiowa pani. Ale.. .to arcydzie�o na kt�rym nie brak�o ani �wie�ej, wiosennej zieleni, ani mn�stwa powracaj�cych z ciep�ych kraj�w ptasz�t, ani wygl�daj�cych z trawy fio�k�w, kosztowa�o... ca�e cztery z�ote. Kiedy zdumiony ��daniem brata Piotru� j�kn��:
- Nigdy dot�d... - Marcin mu przerwa�:
- Nigdy nie mia�em takiego no�a na gardle.
Piotru� z niepokojem spojrza� na brata i ze �ci�ni�tym sercem wydosta� z szuflady blaszane pude�ko po sproszkowanej kawie - swoje podr�czne PKO. Operacji otwierania pude�ka Marcin nie widzia�. Brat zazdro�nie odwr�ci� si� do niego plecami. Ale dzwoni�o obiecuj�co.
Marcin winszowa� sobie pomys�u. Tym sposobem nast�pne dwie gumy mia� z g�owy. Wyrzut�w sumienia me odczuwa�, przecie� to by�a po prostu zap�ata za uczciw� prac�. Piotrek
- 26 -
jutro dostanie za rysunek pi�tk�, a cztery z�ote za pi�tk� ka�dy by da� ch�tnie.
Odrobi� lekcje, umy� r�ce, zjad� kolacj�, nie zapomnia� nawet o wyrzuceniu �mieci do zsypu i bra� si� w�a�nie do spakowania teczki: rankiem spieszy� si� i zapomina� zawsze o po�owie rzeczy. Wszystko to robi� mamie na z�o��, aby zaprzeczy� jej rozmowie z Szele�cin�. Mama patrzy�a na niego od czasu do czasu, ale czy spostrzeg�a to niecodzienne zachowanie? By�a poch�oni�ta jakimi� obliczeniami, co� jej si� nie zgadza�o, sprawdzi�a pieni�dze w portfeliku, wyj�a wszystko z torebki szukaj�c drobnych. Nagle zawo�a�a:
- Piotrusiu! Chod� no tu na chwilk�.
Piotru� wyszed� z �azienki ze szczotk� do z�b�w w r�ku i bia�ymi w�sami na buzi.
- Dobrze, sko�cz si� my� - powiedzia�a mama - a potem, prosz�, rozmie� mi dziesi�� z�otych.
- Dziesi��? - przeci�gle powiedzia� Piotru�. - Ja mam tylko osiem.
- Jak to, przecie� mia�e� usk�adanych dwana�cie z�otych. Wi�c co si� sta�o?
- Tak... ale... ale... - Piotru� sta� czerwony j ak ogie�, bia�e smugi pasty zbiela�y jeszcze bardziej. Starszy brat za plecami matki dawa� mu rozpaczliwe, nakazuj�ce milczenie, znaki. Niestety, siedz�cy przy stole Wacek rzuci� kr�tko:
- Marcin od niego wy�udzi�.
- Czego milczysz? Piotrusiu, m�w mi zaraz: kto od ciebie wzi�� cztery z�ote? Marcin? - w g�osie mamy brzmi hamowany gniew. Piotru� bez s�owa kiwn�� potakuj�co g�ow�.
- A m�wi�em: wy�udzi�!
- Tylko nie �wy�udzi�", tylko nie �wy�udzi�"! - broni� si� w�ciek�y Marcin. - Jak nie wiesz, za co je wzi��em, to si� nie wtr�caj!
- A za co je wzi��e�? - pyta�a mama.
Teraz dopiero Marcin spostrzeg�, �e paln�� g�upstwo. I do lego zasypa� m�odszego brata.
- 27 -
fiUK
Piotru� z mokr� od �ez twarz� siedzia� nad rysunkiem, za kt�ry ju� chyba nie dostanie pi�tki. Mama wzi�a krople na serce. Ich mocny zapach unosi� si� w powietrzu. Wacek od czasu do czasu podnosi� g�ow� znad ksi��ki i rzuca� m�odszemu bratu spojrzenie pe�ne pogardy.
Marcin milcza� z zaci�ni�tymi z�bami. O ma�o nimi nie zgrzyta�. Sk�d wzi�� pieni�dze? Jak si� pozby� tego przekl�tego d�ugu? Nie przeszkodzi�o mu to szybko zasn��, ale ostatni� jego my�l� by�o: �Gdyby si� z kim za�o�y� i wygra� cho� z dziesi�� z�otych, mia�bym k�opot z g�owy. Ale z kim? Ale o co?..."
IV
�omnik Konopnickiej obejrzeli wszyscy opr�cz Ire-1 ny, kt�rej zachorowa�a matka, wi�c trzeba by�o i do � w apteki biega�, i zaj�� si� domem.
Pani Skoczelowej nie zaspokoi�o to osi�gni�cie, kt�re �wiadczy�o przecie� o zdyscyplinowaniu klasy, ale jeszcze chcia�a, �eby si� ka�dy �wypowiedzia�".
- O raju! Flaki z olejem! Zadania odrobi�e�? Poka�! - szepn�� Kostek i wzi�wszy od Marcina zeszyt do matmy umiej�tnie zacz�� odwala�. Umiej�tnie, to znaczy: lew� r�k�, na siedzeniu �awki, przytrzymywa� zeszyt Marcina i palcem posuwa� po nim, w miar� przepisywania do roz�o�onego na kolanach w�asnego zeszytu. Co chwila przy tym niewinne szare oczy, nape�nione ogromn� doz� zainteresowania, przenosi� z nauczycielki na odpowiadaj�cego i odwrotnie. Robi�o to jak najlepsze wra�enie i pani Skoczelowa od czasu do czasu z aprobat� spogl�da�a na pilnego ucznia.
Klasa wypowiada�a si� jako� niemrawo, chocia� wida� by�o, �e wszyscy chc� zadowoli� nauczycielk�. Ju� powiedziano, �e pomnik, owszem, podobny, chocia� nowoczesny, szkoda, �e-taki niedu�y, �e najlepiej szkole obok Saskiego Ogro-
- 28 -
du, bo ma blisko do pomnika swojej patronki, �e zawsze b�dzie on przypomina� ludziom poetk�, kt�ra tak g��boko czu�a niedol� ch�opa.
Nie, to ci�gle nie by�o to, co pani Skoczelowa chcia�a us�ysze�. Wreszcie g�os zabra�a Irena:
- Mnie si� zdaje, prosz� pani, �e ka�dy, kto ten pomnik obejrzy, zobaczy, �e powsta� ze sk�adek dzieci...
- No w�a�nie! W�a�nie! - zawo�a�a pani Skoczelowa z rozja�nion� twarz�, a Irena ko�czy�a:
- ...i dzieci z ca�ej Polski, kiedy ogl�daj� ten pomnik, my�l� sobie: �my�my te� dali sk�adk�", i jest im przyjemnie.
- �adnie, bardzo �adnie, Irenko - powiedzia�a pani Skoczelowa. - Bo, moi kochani, chc� si� z wami podzieli� pewnym pomys�em, jaki mi przyszed� niedawno do g�owy... - nauczycielka zamilk�a na chwil�, jakby si� zastanawiaj�c nad s�owami, w kt�re ma ubra� sw�j pomys�. Zaciekawiona klasa czeka�a dalszego ci�gu z oczami na ustach nauczycielki.
A Marcina w tym momencie przebieg� pr�d elektryczny. Na pewno zaraz powstanie projekt ufundowania innego pomnika! Dla Sienkiewicza! S�ysza� przecie� strz�py rozmowy pani Skoczelowej z Puci�, kiedy odnosi� do nauczycielskiego pokoju du�y globus. Znowu sk�adki! Znowu zbi�rki! Wi�c nigdy ju� nie wylezie z d�ug�w, nie m�wi�c o jakim� groszu dla siebie?
- Prosz� pani! - poderwa� si� z miejsca. - Chcia�bym do wypowiedzi o pomniku Marii Konopnickiej dorzuci� jeszcze co�, co mi si� w�a�nie przypomnia�o.
- Szkoda, �e nie powiedzia�e� tego od razu - w g�osie nauczycielki d�wi�cza�o wyra�ne niezadowolenie. - Czy to co� wa�nego?
- Bardzo, prosz� pani, bardzo wa�nego. To jest co�, co przyjdzie do g�owy niejednemu dziecku, a mo�e nawet wielu doros�ym osobom. Ja te� w�a�nie o tym pomy�la�em, tylko jako� mi to przedtem wylecia�o z g�owy.
- No, to ju� powiedz, tylko, Bigoszewski, prosz� ci�, kr�tko.
- Dobrze, prosz� pani. Wi�c, prosz� pani, kiedy wczoraj
- 29
SBS.
stan��em przed pomnikiem Marii Konopnickiej, kiedy popatrzy�em na ten granit, z kt�rego artysta wydoby� posta� poetki, pogr��on� w g��bokiej zadumie...
- Bigoszewski, prosi�am...
- ...to pomy�la�em sobie: co za szcz�cie, �e si� ju� te
sk�adki sko�czy�y!...
- Bigoszewski! Czy ja dobrze s�ysz�?
- Tak, prosz� pani, zupe�nie dobrze. Przecie� ju� nie mo�na by�o wytrzyma�, bo to i makulatura, i butelki, i co tylko. A rodzice! Ile si� nagadali! �Ci�gle te sk�adki". �Kiedy z tym b�dzie koniec?" Wi�c rodzice te� z zadowoleniem patrz� na ten pomnik, �e ju� stoi i �e ju� po wszystkim.
- Bigoszewski, dosy�! Siadaj!
Marcin usiad� i potoczy� okiem triumfatora po klasie. Je�eli spodziewa� si� oklask�w, to spotka� go srogi zaw�d. Ju� podnios�y si� r�ce, ju� odezwa�y g�osy, �e wcale nie, �e na odwr�t: dzieci i rodzice bardzo ch�tnie dawali sk�adki, przecie� by�y one niewielkie, ale �e z ca�ej Polski p�yn�y, wi�c grosz do
grosza...
Pani Skoczelowa milcza�a. Zaci�ni�te w�skie usta �wiadczy�y wyra�nie, �e to, co us�ysza�a, nie jest jej oboj�tne. Wr�ci�a do sto�u nauczycielskiego, usiad�a ci�ko na krze�le, wodzi�a oczami po twarzach uczni�w i uczennic siedz�cych w
�awkach.
- Idioto - szepn�� Marcinowi Kostek - zawsze musisz wyskoczy� j ak z kuferka! Po co ?...
- Bigos!-zawo�a�MaksioPaterek.-Ileda�e�naKonopni-ck�? Mo�emy ci zwr�ci�. Kupisz sobie za to gumy do �ucia!
Marcinowi zrobi�o si� tak, jakby go kto ukropem obla�. Ach, wi�c to tak? To on za wszystkich si� nadstawia, przecie� nieraz s�ysza� narzekania na sk�adki, a tu taka wdzi�czno��? I nawet Kostek? Dosy� tej ob�udy!
Spojrza� na pani� Skoczelowa, siedz�c� wci�� bez s�owa za nauczycielskim stolikiem, i nagle �al go ogarn��. Pewno jej bardzo zale�a�o na tym pomniku. Mog�a jaka� wiejska szko�a wyst�pi� o Konopnick�, mo�e teraz warszawska o Sienkiewiczu pomy�le�. W gazecie napisaliby, �e z �inicjatyw� wyst�pi-
- 30 -
�a szko�a 407 w Warszawie". Mo�e przyjechaliby z telewizji? Jego i Kostka by�oby na pewno wida�: siedz� w drugim rz�dzie...
- Prosz� pani - poderwa� si� z r�k� do g�ry - ja nic nie m�wi�, �eby Sienkiewiczowi nie... owszem, dam te�, chocia�, mo�e pani nie wie, �e czasem... trudno... Ja tylko dlatego, �e przed pomnikiem Konopnickiej... naprawd� tak pomy�la�em... Pani nie wierzy? �'��"'
- Wierz� ci, owszem - powiedzia�a ch�odno pani Skoczelo:V wa powstaj�c na g�os dzwonka zza stolika i zabieraj�c ze sob� dziennik. - To zupe�nie do ciebie podobne.
- Bigos! Ale� si� wychyli�! B�dzie mia�a na ciebie ga��! -wo�ano ze wszystkich stron. Tylko Ewa z nienaturaln� powag� zwr�ci�a si� w jego stron�:
- A ja Marcina rozumiem. S�usznie powiedzia� o tych sk�adkach. Na jego miejscu wola�abym sk�ada� pieni�dze na co innego. Cho�by na tak� specjaln� opask� zak�adan� na noc na uszy. Mo�e by mu tak nie odstawa�y?
V
'azik, zaraz na pierwszej przerwie, przylepi� si� do Marcina jak rzep. Bezwstydnie rozwin�� jedn� z wygranych wczoraj gum i wpakowa� sobie do ust.
By�o to wbrew przyj�tym w klasie obyczajom. Gumy �u�o si�
dopiero po du�ej przerwie.
- Mam jeszcze u ciebie osiem, pami�tasz? - rzuci� niby od niechcenia, ale pilnie czeka�, co mu Marcin odpowie.
- Pami�tam! - burkn�� Marcin. -1 sp�ywaj, bo mam tu jedn� spraw� z Kostkiem.
- Z Kostkiem? - zainteresowa� si� Kazik. - Co ty ci�gle z tym Kostkiem?
- Sp�ywaj! B o j ak ci� paln�, to ci si� w�osy w uszach skr�c�!
- Te, nie b�d� zaraz taki Kulej! - wybe�kota� Kazik po-
- 31 -
^m
przez obracan� w ustach gum�. Ale odszed�. Marcin mia� mocn� pi��.
Z Kostkiem Przegoniem zaprzyja�nili si� na pocz�tku tego
roku.
W jakiej� przypadkowej szkolnej rozr�bce obaj znale�li si� po stronie zwyci�zc�w i obaj musieli za to zap�aci� zmniejszonymi stopniami ze sprawowania. Potem niefortunnie narazili si� nauczycielowi wychowania fizycznego. To ��czy.
Kostek, chudy, wyro�ni�ty nad wiek, na pierwszy rzut oka nie sprawia� dobrego wra�enia. Mia� blad� twarz obsypan� piegami, cienk� szyj� i skutkiem z�ego nawyku stale lekko uchylone usta. Do tego - r�ce i nogi wyj�tkowej d�ugo�ci.
Ale trzeba by�o widzie� Kostka w akcji! Jego d�ugie r�ce owija�y przeciwnika niby w�e boa, jego d�ugie nogi kopa�y niespodziewanie daleko, a g�owa na d�ugiej szyi g�rowa�a nad ka�d� sytuacj� odkrywaj�c w por� podej�cia nieprzyjaciela.
Nowy nauczyciel, a szczeg�lnie nauczyciel