333

Szczegóły
Tytuł 333
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

333 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 333 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

333 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Negocjator" autor: Frederick Forsyth tytu� orygina�u: The Negotiator prze�o�y�: Robert Kruszy�ski korekta: [email protected] Funkcjonariuszom s�u�b specjalnych OBSADA Amerykanie John Cormack - prezydent Stan�w Zjednoczonych Michael Od�li - wiceprezydent Stan�w Zjednoczonych James Donaidson - sekretarz stanu Morton Stannard - minister obrony Bili Walters - prokurator generalny Hubert Reed - minister skarbu Brad Johnson - doradca ds. bezpiecze�stwa narodowego Don Edmonds - dyrektor Federalnego Biura �ledczego (FBI) Philip Kelly - asystent dyrektora FBI, szef wydzia�u �ledczego Kevin Brown - zast�pca asystenta dyrektora FBI, wydzia� �ledczy Lee Alexander - dyrektor" Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) David Weintraub - zast�pca dyrektora CIA ds. operacyjnych Quinn - negocjator Duncan McCrea - m�odszy agent ds. operacyjnych CIA lrving Moss - zdrajca wyrzucony z CIA Sam Someryille - agent ds. operacyjnych FBI Charles Fairweather - ambasador USA w Londynie Patrick Seymour - radca prawny ambasady USA w Londynie Lou Collins - oficer ��cznikowy CIA w Londynie Cyrus Miller - magnat naftowy Melville Scanion - armator Peter Cobb - przemys�owiec, producent broni Ben Salkind - przemys�owiec, producent broni Lionel Moir - przemys�owiec, producent broni Creighton Burbank - dyrektor Secret Service Robert Easterhouse - kontraktowy doradca w sprawach bezpie-cze�stwa w Arabii Saudyjskiej Steve Pyle - dyrektor generalny lnvestment Bank w Arabii Saudyjskiej Andy Laing - urz�dnik lnvestment Bank w Arabii Saudyjskiej Simon - ameryka�ski student w Balliol College w Oksfordzie Brytyjczycy Margaret Thatcher Sir Harry Marriott - Sir Peter Imbert - Yard) - premier Wielkiej Brytanii minister spraw wewn�trznych nadkomisarz Metropolitan Police (in. Scotland Nigel Cramer - zast�pca komisarza Scotland Yardu, departament s�u�b wyspecjalizowanych Komandor Peter Williams - oficer �ledczy, departament s�u�b wy-specjalizowanych Scotland Yardu Julian Hayman - prezes firmy ochroniarskiej Rosjanie Michai� Gorbaczow - sekretarz generalny KC Komunistycznej Partii Zwi�zku Radzieckiego W�adimir Kriuczkow - szef KGB Major Kerkorian - rezydent KGB w Belgradzie Wadim Kirpiczenko - pierwszy zast�pca szefa Zarz�du Pierwszego KGB Iwan Koz�ow - marsza�ek ZSRR, radziecki szef sztabu Genera� major Ziemskow - szef zarz�du planowania sztabu gene-ralnego Andriej - agent ds. operacyjnych KGB Inni De Kuyper - belgijski bandyta Van Eyck - dyrektor Walibi Theme Park w Belgii Dieter Luiz - hamburski dziennikarz Hans Moritz - w�a�ciciel browaru w Dortmundzie , Horst Lenziinger - handlarz broni� z Oldenburga Werner Bernhardt - by�y najemnik z Kongo Papa De Groot - prowincjonalny naczelnik policji w Holandii G��wny Inspektor Dykstra - prowincjonalny detektyw holenderski * * * Prolog Ten sam sen nawiedzi� go znowu tu� przed deszczem. Tak go poch�on��, �e nie us�ysza� nawet deszczu. Zn�w przy�ni�a mu si� polanka w lesie na Sycylii, wysoko powy�ej Taorminy. Wyszed� z lasu i zbli�a� si� powoli - zgodnie z umow� do �rodka przecinki. W prawym r�ku trzyma� walizeczk�. Na �rodku polany przystan��, postawi� walizeczk� na ziemi, zawr�ci� sze�� krok�w i pad� na kolana. Zgodnie z umow�. Walizeczka zawiera�a miliard lir�w. Up�yn�o p�tora miesi�ca, zanim wynegocjowano uwolnienie dziecka, bezprecedensowe zawrotne tempo. Czasem takie sprawy wlok�y si� miesi�cami. Przez p�tora miesi�ca siedzia� razem z ekspertem z rzymskiego oddzia�u carabinieri, r�wnie� Sycylijczykiem, tyle �e po stronie str��w prawa, i uzgadnia� taktyk�. M�wi� wy��cznie oficer carabinieri. Wreszcie uwolnienie c�rki mediola�skiego jubilera, porwanej z letniskowej posiad�o�ci rodzinnej opodal pla�y Cefalu, zosta�o uzgodnione. Suma mia�a wynosi� blisko milion dolar�w ameryka�skich, chocia� z pocz�tku ��dano pi�ciokrotnie wy�szej kwoty, ale w ko�cu mafia si� zgodzi�a. Z drugiej strony polany wy�oni� si� m�czyzna, nie ogolony, o bandyckim wygl�dzie, w masce na twarzy, z dubelt�wk� lupara przewieszon� przez rami�. Trzyma� za r�k� dziesi�cioletni� dziewczynk�. Ma�a by�a boso, mia�a blad�, wystraszon� twarz, ale wszystko wskazywa�o na to, �e nie wyrz�dzono jej �adnej krzywdy. W ka�dym razie pod wzgl�dem fizycznym. Podeszli oboje ku niemu: widzia� wbity w siebie zza maski wzrok tamtego, nast�pnie rzut oka na las za jego plecami. Mafioso zatrzyma� si� przy walizeczce. warkn�� na dziewczynk�, �eby sta�a cicho. Us�ucha�a. Patrzy�a tylko wielkimi, ciemnymi oczyma na swojego wybawiciela. Ju� nied�ugo, male�ka. Wytrzymaj, kochanie. Bandyta przerzuca� pliki banknot�w w walizeczce, dop�ki nie uzna� z zadowoleniem, �e go nie oszukano. Wysoki m�czyzna i dziewczynka patrzyli na siebie. Mrugn�� do niej, ma�a odpowiedzia�a nik�ym u�miechem. Bandyta zamkn�� walizeczk� i zacz�� si� oddala� patrz�c przed siebie, w swoj� stron� polany. Doszed� ju� do drzew, kiedy to si� sta�o. To nie byli carabinieri z Rzymu, tylko miejscowy dure�. Rozleg� si� �oskot strza��w karabinowych, bandyta z walizeczk� potkn�� si� i upad�. Jego kumple stali, rzecz jasna, tyralier� w�r�d sosen za jego plecami. Odpowiedzieli ogniem. W jednej sekundzie ca�� polan� przeci�y �a�cuchy �migaj�cych kul. Krzykn�� po w�osku: - Padnij! ale dziewczynka nie us�ysza�a albo wpad�a w pop�och, bo usi�owa�a biec w jego kierunku. Zerwa� si� z kolan i jednym susem pokona� dziel�c� ich odleg�o��. Prawie mu si� uda�o. Widzia� j� tam, ju� niemal pod w�asnymi palcami, kilka cali od swojej mocnej prawej r�ki, kt�ra by j� poci�gn�a bezpiecznie w wysok� traw�; widzia� strach w jej du�ych oczach, bia�e z�bki w rozkrzyczanej buzi... i wtedy jaskrawa szkar�atna r�a wykwit�a na przedzie cienkiej bawe�nianej sukienki. Ma�a pad�a, jak gdyby szturchni�ta w plecy: pami�ta�, �e na niej le�a�, os�aniaj�c j� swoim cia�em, a� do ustania strzelaniny, kiedy to mafioso zbieg� przez las. Pami�ta�, jak tam siedzia�, trzymaj�c j� w ramionach, ko�ysz�c jej drobne bezw�adne cia�o, p�aka� i krzycza� na nic nie rozumiej�cego. zbyt p�no kajaj�cego si� miejscowego policjanta: - Nie, nie, Jezu mi�osierny, zn�w to samo... * * * Rozdzia� pierwszy Listopad 1989 Zima tego roku przysz�a wcze�nie. Ju� pod koniec miesi�ca pierwsze jej zwiastuny niesione przenikliwym wiatrem z p�nocnowschodnich step�w hula�y po dachach, �eby wybada� system obrony Moskwy. Gmach kwatery g��wnej radzieckiego Sztabu Generalnego mie�ci si� przy ulicy Frunzego 19, szary murowany budynek z lat trzydziestych, a naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, znacznie nowocze�niejszy. wysoki o�miopi�trowy blok. Szef sztabu radzieckiego sta� przy oknie na najwy�szym pi�trze starego gmachu wpatrzony w lodow� �nie�yc�, w nastroju r�wnie ponurym jak nadchodz�ca zima. Marsza�ek Iwan K. koz�ow mia� sze��dziesi�t siedem lat, czyli przekroczy� ju� o dwa lata przepisowy wiek emerytalny, ale w Zwi�zku Radzieckim, podobnie jak wsz�dzie indziej, ci, kt�rzy ustanawiali prawa nie uwa�ali bynajmniej, �e mog�yby si� one odnosi� do nich samych. Na pocz�tku roku, ku zdumieniu wi�kszo�ci oficer�w, obj�� sched� po przeniesionym w stan spoczynku marsza�ku Achromiejewie. Ci dwaj byli tak do siebie niepodobni jak ogie� i woda. Achromiejew by� intelektualist� drobnej postury, chudym jak patyk, tymczasem Koz�ow by� siwym, rubasznym olbrzymem, �o�nierzem z krwi i ko�ci, synem, wnukiem i bratankiem wojskowych. Chocia� przed awansem zajmowa� jedynie trzeciorz�dne stanowisko pierwszego zast�pcy dow�dcy, przeskoczy� teraz dw�ch innych kandydat�w, kt�rzy cicho odeszli na emerytur�. Nikt nie mia� w�tpliwo�ci, dlaczego w�a�nie on dotar� na sam szczyt; w latach 1987-1989 spokojnie i sprawnie zawiadywa� radzieckim wycofywaniem si� z Afganistanu, kt�ra to operacja oby�a si� bez skandal�w, bez wi�kszych pora�ek i (co najwa�niejsze) bez rozpropagowanej utraty twarzy, chocia� wilki Allacha depta�y Rosjanom po pi�tach przez ca�� drog� a� do prze��czy Salang. Ta akcja przynios�a mu w Moskwie wielkie uznanie, zwr�ci�a na� uwag� samego sekretarza generalnego. Kiedy jednak wykonywa� swoje obowi�zki, czym zas�u�y� na marsza�kowsk� bu�aw�, poprzysi�g� sobie w skryto�ci ducha, �e nigdy wi�cej nie poprowadzi ukochanej armii radzieckiej do odwrotu, gdy� mimo niesmacznych doprawdy przechwa�ek w �rodkach masowego przekazu, Afganistan oznacza� przecie� pora�k�. W�a�nie majacz�ca na horyzoncie perspektywa kolejnej pora�ki wprawi�a go w taki ponury nastr�j, kiedy wpatrywa� si� przez podw�jne okno w poziome ruchy drobnych lodowych ziaren, kt�re przemyka�y za szyb�. Przyczyna tego nastroju kry�a si� w raporcie le��cym na biurku, a sam go zam�wi� u jednego z najinteligentniejszych swoich protegowanych, m�odego genera�a majora, kt�rego zabra� wraz ze sztabem generalnym ze sob� do Kabulu. Kaminski stanowi� typ akademika, my�liciela, a zarazem wielce utalentowanego organizatora, tote� marsza�ek przydzieli� mu drugie co do wa�no�ci zadanie na polu logistyki. Koz�ow wiedzia� lepiej od innych, �e o wygranej w bitwie nie przes�dza odwaga ani po�wi�cenie, ani nawet m�drzy genera�owie, lecz odpowiednie wyposa�enie w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, i to w du�ej ilo�ci. Do dzisiaj wspomina� z gorycz� dni, kiedy jako osiemnastoletni kawalerzysta widzia� �wietnie uzbrojone wojska niemieckie prze�amuj�ce w blitzkriegu zapory obronne ojczyzny, gdy tymczasem Armia Czerwona, wykrwawiona do bia�o�ci przez czystki stalinowskie z roku 1938, wyposa�ona w przestarza�� bro�, usi�owa�a powstrzyma� fal� naporu. Jego rodzony ojciec zgin�� podczas pr�by utrzymania niemo�liwej do obrony pozycji w Smole�sku, podejmuj�c walk� zwyk�ymi karabinami przeciwko nacieraj�cym z rykiem oddzia�om pancernym Guderiana. Nast�pnym razem, poprzysi�g� sobie, b�d� mieli odpowiednie wyposa�enie, i to w du�ej ilo�ci. Wi�ksz� cz�� swojej kariery wojskowej po�wi�ci� temu celowi, a teraz obj�� dow�dztwo nad pi�cioma rodzajami wojsk Zwi�zku Radzieckiego: wojskami l�dowymi, marynark� wojenn�, lotnictwem wojskowym, strategicznymi si�ami rakietowymi, obron� powietrzn� kraju, i wszystkie one sta�y w obliczu ewentualnej pora�ki z powodu trzystustronicowego raportu le��cego na jego biurku. Przeczyta� go dwa razy - raz noc� w swoim sparta�skim mieszkaniu przy Prospekcie Kutuzowskim i po raz wt�ry tego ranka w swoim gabinecie, gdzie zjawi� si� o si�dmej z rana i zdj�� s�uchawk� z wide�ek. Teraz odwr�ci� si� od okna, podszed� do wielkiego biurka u szczytu sto�u konferencyjnego w kszta�cie litery T i znowu wr�ci� do ostatnich kilku stron raportu. PODSUMOWANIE. Rzecz wi�c nie w tym, i� zgodnie z przewidywaniami w ci�gu nast�pnych dwudziestu lub trzydziestu lat na ca�ej planecie zabraknie ropy naftowej, lecz w tym, i� w ci�gu najbli�szych siedmiu lub o�miu lat z ca�� pewno�ci� sko�czy si� ropa w Zwi�zku Radzieckim. Faktu tego dowodzi niezbicie tabela wykazanych zasob�w umieszczona na poprzednich stronach niniejszego raportu, zw�aszcza zestawienie liczb okre�laj�cych wsp�czynnik R P. Wsp�czynnik ,, rezerw produkcji" oblicza si� dziel�c roczn� produkcj� kraju wydobywaj�cego rop� przez znane zasoby tego kraju, zwykle szacowane w miliardach bary�ek. Dane z ko�ca roku 1985 - dane z Zachodu, albowiem nadal musimy, niestety, polega� na danych zachodnich, �eby si� dowiedzie�, jak wygl�da sytuacja na Syberii, mimo moich bliskich kontakt�w z naszym przemys�em naftowym - wskazuj� na to, i� w owym roku wyprodukowali�my 4,4 miliarda bary�ek ropy, co daje nam czterna�cie lat mo�liwych do eksploatacji z��, przy za�o�eniu, �e w ci�gu tego okresu produkcja utrzyma si� na tym samym poziomie. Jest to jednak za�o�enie optymistyczne, gdy� nasza produkcja, a zatem wykorzystanie zasob�w musia�o si� od tamtej pory zwi�kszy�. Na dzie� dzisiejszy nasze rezerwy szacuje si� na siedem do o�miu lat. Przyczyna wzrostu popytu jest dwojakiej natury. Po pierwsze, le�y we wzro�cie naszej produkcji przemys�owej, g��wnie w sferze artyku��w konsumpcyjnych zgodnie z ��daniami Biura Politycznego od czasu wprowadzenia nowych reform gospodarczych: po drugie za� w poch�aniaj�cej nadmierne ilo�ci paliwa nieudolno�ci tych�e ga��zi przemys�u, i to nie tylko tradycyjnych, lecz r�wnie� nowych. Nasz przemys� wytw�rczy jest, generalnie rzecz bior�c, wysoce wadliwy zwa�ywszy jego energoch�onno��, a w wielu dziedzinach zastosowanie przestarza�ych maszyn prowadzi do kompletnego rozk�adu. Na przyk�ad samochody radzieckie wa�� trzykrotnie wi�cej ni� ich ameryka�skie odpowiedniki - i to nie z powodu, jak si� podaje do powszechnej wiadomo�ci, naszych surowych zim, lecz dlatego, �e krajowe huty nie potrafi� wyprodukowa� blachy w dostatecznie cienkich arkuszach. St�d te� produkcja jednego samochodu wymaga wi�cej energii elektrycznej pochodz�cej z ropy naftowej, przy czym ten�e samoch�d zu�ywa potem w eksploatacji wi�cej benzyny. PERSPEKTYWY. Reaktory j�drowe do tej pory wytwarza�y 11 procent energii elektrycznej Zwi�zku Radzieckiego, a nasi plani�ci liczyli na to, �e do roku 2000 b�d� wytwarza�y 20 albo i wi�cej procent. A� do Czarnobyla. Niestety, 40 procent wytwarzanej przez nas energii j�drowej pochodzi�o z elektrowni zbudowanych wed�ug tego samego planu co Czarnobyl. Od tamtej pory wi�kszo�� z nich zamkni�to celem ,,modernizacji" - w istocie jest wysoce nieprawdopodobne, �e kiedykolwiek zn�w je si� otworzy - budow� za� innych, przewidzianych w planach, wstrzymano. Wskutek tego nasza produkcja uj�ta w procentach zamiast wyra�a� si� w dwucyfrowych liczbach, spad�a do siedmiu i nadal spada. Dysponujemy najwi�kszymi na �wiecie zasobami gazu ziemnego, problem jedynie w tym, �e �w gaz znajduje si� na kra�cach Syberii, nie wystarczy go zatem wydoby� z ziemi. Potrzebna jest nam, nieosi�galna w tej chwili, rozleg�a infrastruktura gazoci�g�w i sieci wysokiego napi�cia, �eby doprowadzi� gaz z Syberii do naszych miast, fabryk i elektrowni. Jak pami�tamy, na pocz�tku lat siedemdziesi�tych, kiedy ceny ropy po wojnie Jom Kippur osi�gn�y zawrotne ceny, zaproponowali�my, �e b�dziemy zaopatrywa� Europ� Zachodni� w gaz ziemny dostarczany gazoci�giem na zasadzie d�ugoterminowych transakcji. Sta� by nas w�wczas by�o na za�o�enie sieci rozprowadzania dzi�ki inwestycjom, kt�re Europejczycy byli gotowi sfinansowa�. Poniewa� jednak Ameryka nie wynios�aby z tego �adnych korzy�ci, USA uci�y t� inicjatyw� gro��c daleko id�cymi sankcjami ekonomicznymi dla ka�dego, kto zechce z nami podj�� wsp�prac�, tote� projekt upad�. Obecnie, od czasu tak zwanej,,odwil�y", takie przedsi�wzi�cie by�oby zapewne do pomy�lenia pod wzgl�dem politycznym, jednak�e akurat teraz ceny ropy na Zachodzie s� niskie, nikt wi�c nie potrzebuje naszego gazu. Kiedy �wiatowy niedostatek ropy zn�w wywinduje ceny w krajach Europy Zachodniej, co mog�oby je zmusi� do korzystania z naszego gazu, dla Zwi�zku Radzieckiego b�dzie ju� za p�no. Praktycznie wi�c �adna z tych dw�ch mo�liwo�ci nie rokuje szans na przysz�o��. Ani gaz ziemny, ani energia j�drowa nie przyjd� nam z pomoc�. Przemo�na wi�kszo�� ga��zi naszego przemys�u i przemys�u naszych partner�w, kt�rzy zale�� od nas pod wzgl�dem energetycznym, jest nierozerwalnie zwi�zane z paliwami i zasilaniem opartym na ropie naftowej. SOJUSZNICY. Kr�tka dygresja na temat naszych sojusznik�w w Europie �rodkowej, okre�lanych przez zachodni� propagand� mianem naszych,,kraj�w satelitarnych". Chocia� ich ��czna produkcja - g��wnie z niewielkiego zag��bia rumu�skiego Ploeszti - wynosi 2 miliardy bary�ek rocznie, jest to zaledwie kropla w morzu w por�wnaniu z ich potrzebami. Reszta pochodzi od nas i tworzy jeden z wi�z�w, kt�re przytrzymuj� je w naszym obozie. Aby zmniejszy� nieco ich ��dania od nas, zezwolili�my na kilka transakcji wymiennych mi�dzy nimi a Bliskim Wschodem. Gdyby jednak te kraje zyska�y ca�kowit� niezale�no�� od naszej ropy, a zatem zale�no�� od Zachodu, z pewno�ci� w nied�ugim, i to w bardzo nied�ugim czasie Niemiecka Republika Demokratyczna, Polska, Czechos�owacja, W�gry, a nawet Rumunia wymkn�yby si� na �ono obozu kapitalistycznego. Nie m�wi�c ju� o Kubie. WNIOSKI... Marsza�ek koz�ow zerkn�� na zegar �cienny. Jedenasta. Niebawem zacznie si� uroczysto�� na lotnisku. Uzna�, �e tam nie pojedzie. Nie mia� zamiaru podlizywa� si� Amerykanom. Przeci�gn�� si�, wsta�, zn�w podszed� do okna trzymaj�c w r�ku raport w sprawie ropy naftowej autorstwa Kaminskiego. By� to nadal dokument �ci�le tajny i Koz�ow dobrze ju� teraz wiedzia�, �e musi takim pozosta�. Zawiera� nazbyt piorunuj�ce informacje, �eby mia� kr��y� po gmachu Sztabu Generalnego. Jeszcze do niedawna ka�dy oficer sztabowy, kt�ry sporz�dzi�by r�wnie szczery raport jak Kaminski, mierzy�by w�asn� karier� w mikronach, lecz Iwan Koz�ow, chocia� sam by� zagorza�ym tradycjonalist� niemal pod ka�dym wzgl�dem, nigdy nie kara� otwarto�ci. To bodaj jedyna cecha, jak� podziwia� u sekretarza generalnego; chocia� nie m�g� �cierpie� nowatorskich pomys��w tego cz�owieka, �eby dawa� telewizory ch�opom i pralki gospodyniom domowym, musia� przyzna�, �e mo�na powiedzie� Michai�owi Gorbaczowowi naprawd�, co si� ma na w�trobie, nie zarabiaj�c tym samym na bilet do Jakucji w jedn� stron�. Raport naprawd� nim wstrz�sn��. Marsza�ek wiedzia� ju� od dawna, �e sytuacja ekonomiczna bynajmniej si� nie poprawi�a od czasu wprowadzenia pierestrojki - przebudowy - ale jako wojskowy sp�dzi� ca�e �ycie w tej strukturze, a wojsko zawsze mia�o pierwszy dost�p do zasob�w, surowc�w i osi�gni�� techniki, stanowi�o wi�c jedyn� dziedzin� radzieckiego �ycia, w kt�rej mo�na by�o zapewni� kontrol� jako�ci. Je�eli suszarki do w�os�w dla cywil�w grozi�y �mierci�, buty za� przemaka�y, to nie jego zmartwienie. Teraz wszak�e nast�pi� kryzys, od kt�rego nawet wojsko nie by�o wolne. Wiedzia�, �e najbole�niejsze uk�ucie nast�puje dopiero w zako�czeniu raportu. Staj�c przy oknie wr�ci� do lektury. WNIOSKI. Mamy przed sob� jedynie cztery, i to nader mroczne, perspektywy. 1) Mo�emy kontynuowa� w�asn� produkcj� ropy na obecnym poziomie maj�c absolutn� pewno��, �e najdalej za osiem lat wyczerpiemy jej zasoby i b�dziemy zmuszeni przyst�pi� do rynku �wiatowego jako kupcy. Znale�liby�my si� tam w absolutnie najgorszym momencie, kiedy ceny �wiatowe zaczn� w spos�b bezlitosny i nieuchronny niebotycznie zwy�kowa�. Aby pokry� na tych warunkach chocia�by cz�ciowo nasze zapotrzebowanie na rop�, musieliby�my zu�y� wszystkie swoje zasoby twardej waluty, z�ota syberyjskiego i brylantowych kolczyk�w, nic by wi�c nie zosta�o na konieczny import zbo�a i najnowszych urz�dze� technicznych, kt�re stanowi� podstaw� obsesji Biura Politycznego modernizacj� przemys�u. Nie poprawi� te� nowej sytuacji transakcje wymienne. Przesz�o 55 procent z�� �wiatowej ropy znajduje si� w pi�ciu krajach Bliskiego Wschodu, kt�rych potrzeby lokalne s� nik�e w por�wnaniu z ich zasobami, czyli niebawem te w�a�nie kraje b�d� dyktowa� warunki. Niestety, pomin�wszy bro� i niekt�re surowce naturalne, nasze radzieckie artyku�y nie s� dla Bliskiego Wschodu atrakcyjne, zatem nie mamy co liczy� na handel wymienny w celu pokrycia naszego zapotrzebowania na rop�. B�dziemy musieli p�aci� ci�k�, �yw� got�wk�, a nie le�y to w naszych mo�liwo�ciach. Istnieje wreszcie strategiczne ryzyko zale�no�ci w kwestii ropy od �r�de� zewn�trznych tym wi�ksze, im lepiej rozwa�ymy charakter i dzieje pi�ciu odno�nych kraj�w Bliskiego Wschodu. 2) Mogliby�my odrestaurowa� i zmodernizowa� istniej�ce u nas zak�ady produkcji ropy, aby uzyska� wi�ksz� wydajno��, a tym samym zmniejszy� konsumpcj� bez straty zysk�w. Nasze zak�ady produkuj�ce rop� s� przestarza�e, w stanie og�lnego rozk�adu, potencja� za� eksploatacji z�� ustawicznie naruszany wskutek nadmiernego wydobycia dziennego. (Przy obecnych cenach, na przyk�ad, wydajemy na nasze najlepsze pola naftowe 3 dolary ameryka�skie, �eby zapobiec utracie produkcji r�wnej 1 dolarowi. Nasze rafinerie zu�ywaj� przeci�tnie trzy razy wi�cej energii na produkcj� tony czystego paliwa ni� ich ameryka�skie odpowiedniki.) Musieliby�my przebudowa� wszystkie nasze pola wydobywcze, rafinerie oraz infrastruktur� ruroci�g�w naftowych, �eby przed�u�y� mo�liwo�� korzystania z zasob�w naszej ropy o kolejne dziesi�� lat. Musieliby�my zacz�� ju� teraz, co jednak wymaga astronomicznych nak�ad�w. 3) Mogliby�my skierowa� wszystkie wysi�ki na przebudow� i modernizacj� technologii wiercenia ropy na morzu. Morze Arktyczne to nasz najbardziej obiecuj�cy teren potencjalnych z�� nowej ropy, problemy jednak zwi�zane z wydobyciem znacznie przewy�szaj� problemy wydobywcze na Syberii, gdy� nie istnieje tam �adna infrastruktura ruroci�g�w dostarczaj�cych rop� wprost do u�ytkownik�w, ponadto nawet plan bada� jest ju� op�niony o pi�� lat. I zn�w niezb�dne nak�ady finansowe musia�yby by� ogromne. 4) Mogliby�my powr�ci� do gazu ziemnego, kt�rego to, jak wspomniano, mamy najwi�ksze zasoby na �wiecie, praktycznie rzecz bior�c, niewyczerpane. Musieliby�my jednak uruchomi� dalsze olbrzymie nak�ady na wydobycie, technologi�, wykwalifikowan� si�� robocz�, infrastruktur� gazoci�g�w i przestawienie setek tysi�cy fabryk na ten rodzaj paliwa. Nasuwa si� wreszcie pytanie: sk�d mia�yby pochodzi� nak�ady wspomniane w punktach 2, 3 i 4 Zwa�ywszy konieczno�� wydawania obcej waluty na import zbo�a, aby wy�ywi� nasz nar�d, a tak�e przekonanie Biura Politycznego, �e reszt� nale�y wydawa� na importowan� nowoczesn� technologi�, musimy najwyra�niej znale�� te �rodki we w�asnym zakresie. Wzi�wszy z kolei pod uwag� przekonanie Biura Politycznego o dalszej modernizacji przemys�u, nie mo�emy wykluczy�, �e pokusi si� ono o szukanie tych rezerw poprzez uszczuplanie zasob�w wojska. Towarzyszu Marsza�ku, pozostaj� z nale�ytym szacunkiem PIOTR W. KAMINSKI (genera� major) Marsza�ek Koz�ow zakl�� pod nosem, zamkn�� teczk� i zapatrzy� si� na ulic�. Lodowa �nie�yca przesz�a, ale nadal wia� przenikliwy wiatr; z wysoko�ci �smego pi�tra widzia� ma�ych przechodni�w, kt�rzy przytrzymywali papachy na g�owach (futrzane klapy opuszczone, g�owy zwieszone), przemykaj�c ulic� Frunzego. Up�yn�o blisko czterdzie�ci pi�� lat od czasu, kiedy jako dwudziestoletni porucznik zmotoryzowanych strzelc�w pod dow�dztwem Czujkowa wpad� jak burza do Berlina i wspi�� si� na dach kancelarii Hitlera, �eby zedrze� powiewaj�c� tam flag� ze swastyk�. W wielu podr�cznikach historii zamieszczono jego zdj�cie podczas tego wyczynu. Od tamtej pory drapa� si� krok po kroku do g�ry w szeregach armii, s�u�y� na W�grzech podczas rewolty 1956 roku, nad rzek� Ussuri na granicy z Chinami, w s�u�bie garnizonowej wNRD, potem zn�w w Dow�dztwie Dalekiego Wschodu w Chabarowsku, w Naczelnym Dow�dztwie Okr�gu Po�udnie w Baku, a stamt�d ju� trafi� do Sztabu Generalnego. Ods�u�y� swoje, przetrwa� mro�ne noce na posterunkach na dalekich rubie�ach imperium; rozwi�d� si� z jedn� �on�, kt�ra nie chcia�a z nim je�dzi�, pochowa� drug�, kt�ra zmar�a na Dalekim Wschodzie. Prze�y� �lub c�rki z in�ynierem g�rnictwa, a nie z wojskowym, na co w skryto�ci ducha liczy�, a tak�e odmow� wst�pienia do wojska przez syna. Sp�dzi� te czterdzie�ci pi�� lat patrz�c, jak armia radziecka pot�nieje, b�d�c, jego zdaniem, najwaleczniejsz� si�� na tej ziemi, oddana obronie rodiny, ojczyzny, oraz pokonywaniu wrog�w. Tak jak wielu tradycjonalist�w wierzy�, �e pewnego dnia u�yje si� tej broni wyprodukowanej w pocie czo�a przez masy ludzkie i �e jego �o�nierze stan� do boju, pr�dzej wi�c padnie trupem, ni� pozwoli, �eby jakiekolwiek okoliczno�ci czy jacykolwiek ludzie os�abili jego ukochan� armi�, dop�ki on jest u w�adzy. Odznacza� si� bezwzgl�dn� wierno�ci� partii - bez niej nie zaszed�by tam, dok�d zaszed� ale je�eli ktokolwiek, chocia�by ludzie stoj�cy obecnie u steru tej�e partii, my�li, �e mo�e obci�� bud�et na wojsko o miliardy rubli, w�wczas on, Koz�ow, b�dzie musia� zrewidowa� swoj� wobec nich wierno��. Im d�u�ej my�la� o ko�cowych stronach raportu trzymanego w r�ku, tym bardziej utwierdza� si� w przekonaniu, �e Kaminski, mimo ca�ej swojej bystro�ci, przeoczy� dopuszczaln� pi�t� mo�liwo��. Gdyby Zwi�zek Radziecki przej�� wp�ywy polityczne nad istniej�cym ju� �r�d�em bogatej surowej ropy naftowej, nad terytorium znajduj�cym si� obecnie poza granicami kraju... gdyby m�g� importowa� ow� rop� na zasadach wy��czno�ci za dopuszczaln� przez siebie cen�, innymi s�owy, dyktowa�... i to zanim wyczerpie si� jego w�asna ropa... Od�o�y� raport na st� konferencyjny, przeszed� przez ca�y pok�j do mapy �wiata pokrywaj�cej p� �ciany naprzeciwko okien. Zg��bia� j� uwa�nie, kiedy zegar odmierza� kolejne minuty pozosta�e do po�udnia, nieodmiennie jego wzrok pada� na jeden zak�tek �wiata. Wreszcie podszed� do biurka, w��czy� ponownie lini� wewn�trzn� i zadzwoni� po swojego adiutanta. - Popro�cie genera�a majora Ziemskowa, �eby si� tu natychmiast stawi� - rzuci� do s�uchawki. Usiad� za biurkiem w fotelu z wysokim oparciem, podni�s� pilota telewizyjnego, w��czy� odbiornik na konsoli po lewej stronie biurka. Ukaza� si� obraz programu pierwszego, zapowiadana transmisja na �ywo z Wnukowa, portu lotniczego dla wybitnych osobisto�ci le��cego pod Moskw�. Samolot si� zbrojnych Stan�w Zjednoczonych numer 1 sta� w pe�ni zatankowany, got�w do startu. By� to nowy Boeing 747, kt�rym nie tak dawno zast�piono starego, wys�u�onego 707, m�g� wi�c pokona� odleg�o�� mi�dzy Moskw� a Waszyngtonem bez mi�dzyl�dowania, co by�o nieosi�galne dla starego 707. �o�nierze z 89 Wojskowego Oddzia�u Lotniczego, kt�ry odpowiada za ochron� i utrzymanie samolotu prezydenckiego stacjonuj�cego w Bazie Si� Powietrznych Andrews, stali wok� samolotu na wypadek, gdyby jaki� ow�adni�ty nadmiernym entuzjazmem Rosjanin usi�owa� si� do niego zbli�y�, �eby co� przyczepi� albo zajrze� do �rodka. Rosjanie jednak zachowywali si� jak prawdziwi d�entelmeni, podobnie zreszt� jak podczas ca�ej trzydniowej wizyty. O kilka metr�w od czubka skrzyd�a samolotu ustawiono podium z wysokim pulpitem po�rodku. Przy tym pulpicie sta� teraz sekretarz generalny KC Komunistycznej Partii Zwi�zku Radzieckiego, Michai� Siergiejewicz Gorbaczow, ko�cz�c swoj� mow� po�egnaln�. U jego boku siedzia� z go�� g�ow� o stalowoszarych w�osach rozwiewanych przez przenikliwy wiatr jego go�� John J. Cormack, prezydent Stan�w Zjednoczonych Ameryki P�nocnej. Po obu stronach tych dw�ch m��w stanu siedzia�o dwunastu cz�onk�w Biura Politycznego. Przed podium sta�a na baczno�� kompania honorowa milicji, formacji podlegaj�cej Ministerstwu Spraw Wewn�trznych, MWD, i druga, z Zarz�du Ochrony Pogranicza KGB. Aby nada� uroczysto�ci ludzki wymiar, na czwartej stronie pustego placu zgromadzono dwustu in�ynier�w, technik�w i cz�onk�w personelu lotniska, kt�rzy tworzyli t�um. Ale punkt centralny dla m�wcy stanowi�a bateria kamer telewizyjnych, fotograf�w i dziennikarzy stoj�cych mi�dzy dwiema kompaniami honorowymi. By� to bowiem podnios�y moment. Tu� po swojej inauguracji w styczniu, John Cormack, nieoczekiwany zwyci�zca kampanii wyborczej z listopada ubieg�ego roku, napomkn��, �e chcia�by si� spotka� z radzieckim przyw�dc� i �e by�by got�w uda� si� w tym celu do Moskwy. Michai� Gorbaczow nie zwleka� z wyra�eniem zgody i ku swojemu zadowoleniu przekona� si� przez ostatnie trzy dni, �e ten wysoki, surowy, lecz nade wszystko ludzki ameryka�ski akademik wygl�da na kogo�, z kim, aby u�y� okre�lenia pani Thatcher, ,,mo�na za�atwia� interesy". Podj�� wi�c pewne ryzyko wbrew radom swoich s�u�b bezpiecze�stwa i doradc�w ideologicznych. Wyrazi� zgod� na osobiste �yczenie prezydenta, �eby �w Amerykanin m�g� przem�wi� do narodu radzieckiego w transmisji na �ywo, nie przedk�adaj�c uprzednio tekstu do aprobaty. W Zwi�zku Radzieckim nie istnieje na dobr� spraw� co� takiego, jak telewizja ,,na �ywo"; prawie wszystko bardzo uwa�nie si� redaguje, przygotowuje, przetrawia i dopiero wtedy pokazuje jako nadaj�ce si� do spo�ycia przez spo�ecze�stwo. Zanim Michai� Gorbaczow przysta� na dziwn� pro�b� Cormacka. skonsultowa� si� wcze�niej z ekspertami od telewizji pa�stwowej Byli tym faktem r�wnie zaskoczeni, jak i on, ale zwr�cili mu uwag�. �e po pierwsze, jedynie niewielki procent obywateli radzieckich zrozumie Amerykanina, musz� wi�c polega� na t�umaczeniu (kt�re mo�na stonowa�, gdyby m�wca posun�� si� za daleko), a po wt�re. przem�wienie Amerykanina (zar�wno wizj�, jak i foni�) mo�na op�ni� o jakie� osiem do dziesi�ciu sekund, je�eli wi�c m�wca naprawd� posunie si� za daleko, mo�na zarz�dzi� nag�� przerw� w transmisji. Wreszcie uzgodniono, �e gdyby sekretarz generalny za�yczy� sobie tak� przerw�, wystarczy, je�eli poskrobie si� palcem wskazuj�cym w brod�, a ju� technicy dokonaj� reszty. Nie odnosi�o si� to do trzech ameryka�skich ekip telewizyjnych ani do BBC z Wielkiej Brytanii, ale to ju� bez znaczenia, bo ich materia� nigdy nie dotrze do radzieckich obywateli. Ko�cz�c swoj� oracj� s�owami pozdrowienia dla narodu ameryka�skiego i wyra�aj�c nadziej� na pok�j mi�dzy Stanami Zjednoczonymi a Zwi�zkiem Radzieckim, Michai� Gorbaczow zwr�ci� si� do go�cia. John Cormack wsta�. Rosjanin wskaza� r�k� pulpit i mikrofon, po czym ust�pi� prezydentowi miejsca, a sam zasiad� z boku. Prezydent stan�� za mikrofonem. Nie mia� przed sob� �adnych notatek. Uni�s� tylko g�ow�, patrzy� wprost w oko kamery telewizji radzieckiej i zacz�� m�wi�. - Zwracam si� do was, m�czy�ni, kobiety i dzieci Zwi�zku Radzieckiego. Marsza�ek Koz�ow w swoim gabinecie poderwa� si� z fotela, wpatrzony intensywnie w ekran. Brwi Michai�a Gorbaczowa na podium drgn�y raz, zanim sekretarz zn�w odzyska� r�wnowag�. W budce za radzieck� kamer� m�ody cz�owiek, kt�ry m�g�by uchodzi� za absolwenta Harvardu, zakry� r�k� mikrofon i zada� szeptem pytanie starszemu funkcjonariuszowi obok siebie, kt�ry potrz�sn�� g�ow�. Albowiem John Cormack wcale nie m�wi� po angielsku; m�wi� p�ynnie po rosyjsku. Chocia� prezydent nie zna� rosyjskiego, przed przyjazdem do Zwi�zku Radzieckiego nauczy� si� na pami�� - w zaciszu swojej sypialni w Bia�ym Domu - dwustronicowego przem�wienia po rosyjsku, �wicz�c z pomoc� ta�m i nauczycieli, a� m�g� wyg�osi� mow� ca�kiem p�ynnie, z idealnym akcentem, nie rozumiej�c z niej ani s�owa. Nawet jak na by�ego profesora presti�owego uniwersytetu nale��cego do tak zwanej Ligi Bluszczu by� to imponuj�cy wyczyn. - Przed pi��dziesi�ciu laty przez ten kraj, wasz� ukochan� ojczyzn�, przetoczy�a si� wojna naje�d�cza. Wasi m�czy�ni walczyli i gin�li jak �o�nierze b�d� �yli jak wilki we w�asnych lasach. Wasze kobiety i dzieci mieszka�y w piwnicach i �ywi�y si� odpadkami. Miliony ludzi zgin�o. Kraj zosta� spustoszony. Chocia� nic takiego nigdy nie wydarzy�o si� w moim kraju, daj� wam s�owo, �e rozumiem, jak bardzo musicie nienawidzi� i l�ka� si� wojny. Przez czterdzie�ci pi�� lat oba nasze narody, zar�wno radziecki, jak i ameryka�ski, wznosi�y mi�dzy sob� mury, przekonuj�c si� nawzajem, �e ten drugi b�dzie kolejnym naje�d�c�. Zbudowali�my zatem g�ry - g�ry stali, broni, czo�g�w, okr�t�w, samolot�w i bomb. A jeszcze wy�ej pi�trzy�y si� mury k�amstw, a�eby usprawiedliwi� owe g�ry stali. S� tacy, kt�rzy powiadaj�, �e ta bro� jest nam potrzebna, gdy� pewnego dnia zostanie u�yta w celu wyniszczenia si� nawzajem. Nu, ja ska�u: my pojdiom drugim putiom. Nast�pi�o s�yszalne niemal wstrzymanie oddechu przez publiczno�� zgromadzon� na lotnisku Wnukowo. Wypowiadaj�c s�owa: ,,A ja m�wi�: p�jdziemy inn� drog�", zapo�yczy� sformu�owanie Lenina znane w Zwi�zku Radzieckim ka�demu dziecku. Po rosyjsku s�owo put" znaczy ,,droga" w dos�ownym i metaforycznym sensie. Dalej prezydent bawi� si� s�owem ,,droga", odwo�uj�c si� do r�nych jego znacze�. - M�wi� o drodze do stopniowego rozbrojenia i pokoju. Mamy do �ycia tylko t� jedn� planet�, i to pi�kn�. Mo�emy albo na niej �y� razem, albo razem zgin��. Drzwi do gabinetu marsza�ka Koz�owa otworzy�y si� cicho i zamkn�y. Przy drzwiach stan�� oficer po pi��dziesi�tce, kolejny protegowany Koz�owa, a zarazem as jego ekipy planist�w, i wpatrywa� si� bez s�owa w ekran w rogu pokoju. Prezydent ameryka�ski ko�czy�: - Nie b�dzie to �atwa droga. Pe�no na niej kamieni i wyboj�w. Ale przy jej ko�cu czeka pok�j i bezpiecze�stwo dla obu naszych narod�w. Je�eli bowiem ka�da ze stron b�dzie mia�a dosy� broni, �eby zapewni� sobie obron�, niedostateczn� natomiast jej ilo��, �eby zaatakowa� drug� stron�, je�eli ponadto obie strony b�d� o tym wiedzia�y i b�d� mia�y mo�no�� to sprawdzi�, w�wczas b�dziemy mogli przekaza� naszym dzieciom i wnukom �wiat prawdziwie wolny od tego koszmarnego strachu, kt�ry znamy od pi��dziesi�ciu lat. Je�eli p�jdziecie ze mn� t� drog�, to i ja, w imieniu narodu ameryka�skiego, p�jd� z wami. z tymi s�owy, Michaile Siergiejewiczu, wyci�gam do pana r�k�. Prezydent Cormack odwr�ci� si� do sekretarza Gorbaczowa i wyci�gn�� praw� r�k�. Chocia� Rosjanin sam by� wielkim znawc� w sprawach propagandy, nie mia� innego wyj�cia, jak tylko wsta� i r�wnie� wyci�gn�� r�k�. Po czym z szerokim u�miechem na twarzy obj�� Amerykanina lew� r�k� w nied�wiedzim u�cisku. Rosjanie to dziwny nar�d, zdolny do wielkiej paranoi i ksenofobii, ale te� do wielkich emocji. Pierwsi przerwali cisz� pracownicy lotniska. Rozleg�y si� burzliwe oklaski, potem wznios�y si� wiwaty, a po kilku sekundach futrzane papachy zacz�y fruwa� w powietrze, kiedy ci cywile, zwykle zdyscyplinowani a� do perfekcji, stracili nad sob� panowanie. Nast�pnie do��czyli milicjanci: �ciskaj�c w lewych r�kach karabiny w pozycji ,,spocznij", zacz�li wiwatowa� wymachuj�c szarymi czapkami z czerwonymi otokami. Oddzia�y KGB spojrza�y na swojego szefa stoj�cego za podium, genera�a W�adimira Kriuczkowa. Nie bardzo pewien, co robi�, wsta� tak jak ca�e Biuro Polityczne i klaska� wraz z innymi. �o�nierze ochrony pogranicza uznali to za wskaz�wk� (jak si� p�niej okaza�o nies�usznie) i zacz�li wiwatowa� razem z milicj�. Na przestrzeni pi�ciu stref czasowych 80 milion�w radzieckich m�czyzn i kobiet posz�o niejako w ich �lady. - Czort wozmi... - marsza�ek koz�ow si�gn�� po pilota i wy��czy� telewizor. - Nasz ukochany sekretarz generalny - mrukn�� przymilnie genera� major Ziemskow. Marsza�ek kilka razy pokiwa� markotnie g�ow�. Najpierw �mia�e przestrogi raportu Kaminskiego, a teraz co� takiego. Wsta�, wyszed� zza biurka, wzi�� raport ze sto�u. - We�miecie to i przeczytacie - powiedzia�. - Dokument �ci�le tajny i taki ma pozosta�. Istniej� tylko dwa egzemplarze, ja mam ten drugi. Zwr��cie szczeg�ln� uwag� na to, co Kaminski pisze we wnioskach. Ziemskow skin�� g�ow�. Domy�li� si� z pos�pnej miny marsza�ka, �e chodzi o co� wi�cej ni� samo przeczytanie raportu. Przed dwoma laty by� zaledwie zwyk�ym pu�kownikiem, kiedy zauwa�y� go marsza�ek Koz�ow wizytuj�c dow�dztwo manewr�w w NRD. Manewry odbywa�y si� mi�dzy Radzieckimi Si�ami Zbrojnymi w Niemczech z jednej strony a wschodnioniemieck� Armi� Ludow� z drugiej. W poprzednich �wiczeniach Niemcy pozorowali atak Amerykan�w i zdruzgotali radzieckich towarzyszy broni. Tym razem Rosjanie odnie�li mia�d��ce zwyci�stwo, co zawdzi�czali planom Ziemskowa. Gdy tylko marsza�ek Koz�ow obj�� najwy�sze stanowisko przy ulicy Frunzego, natychmiast pos�a� po b�yskotliwego planist� i w��czy� go do w�asnego sztabu. Teraz podprowadzi� m�odszego od siebie m�czyzn� do mapy �ciennej. - Kiedy sko�czycie, przygotujecie taki niby to Specjalny Plan Awaryjny. W istocie �w plan b�dzie drobiazgowo opracowanym planem, a� do ostatniego �o�nierza, karabinu i pocisku, dotycz�cym inwazji wojskowej i zaj�cia obcego pa�stwa. Mo�e wam to zabra� nawet ca�y rok. Genera� major Ziemskow uni�s� brwi. - Z pewno�ci� nie tak d�ugo, towarzyszu marsza�ku. Mam do dyspozycji... - Macie do dyspozycji jedynie w�asne oczy, r�ce i g�ow�. Nie wolno si� wam z nikim konsultowa�, z nikim tego omawia�. Wszelkie dane musicie zdobywa� podst�pem. B�dziecie pracowa� sami, bez niczyjej pomocy. Zabierze wam to wiele miesi�cy, a na ko�cu opracujecie plan w jednym egzemplarzu. - Rozumiem. A ten kraj?... Marsza�ek postuka� w map�. - Tutaj. Pewnego dnia ta ziemia musi nale�e� do nas. Houston, stolica ameryka�skiego, a wedle niekt�rych, �wiatowego przemys�u naftowego, to dziwne miasto, ma bowiem nie jedno, lecz dwa centra. Na wschodzie znajduje si� �r�dmie�cie, centrum handlowe, bankowe, korporacyjne i przemys�owe, kt�re widziane z daleka stanowi las l�ni�cych wie�owc�w na p�askiej, nijakiej po�udniowo-zachodniej r�wninie teksaskiej wznosz�cych si� ku b��kitnemu niebu. Na zachodzie znajduje si� tak zwana Galleria, centrum zakupowe, restauracyjne i rozrywkowe, nad kt�rym g�ruj� wie�owce Post Oak, Westin i Transco mieszcz�ce najwi�ksze skupisko sklep�w pod jednym dachem, w�a�nie ow� Galleri�. Dwa serca miasta patrz� na siebie przez cztery mile jednopi�trowych przedmie�� i park�w niczym strzelcy gotowi do pojedynku o przewag�, je�eli tylko si� na� zdecyduj�. Pod wzgl�dem architektonicznym nad �r�dmie�ciem g�ruje najwy�szy wie�owiec, Texas Commerce, siedemdziesi�t pi�� pi�ter szarych marmurowych p�yt i ciemnoszarego szk�a. Maj�c 1041 st�p wysoko�ci, stanowi najwy�szy budynek na zach�d od rzeki Missisipi. Drugim co do wielko�ci jest wysoko�ciowiec Allied Bank, sze��dziesi�ciopi�ciopi�trowa wie�a z zielonego odblaskowego szk�a. Wok� stoi kilkana�cie innych drapaczy chmur rozmaitych projekt�w: od neogotyckich tort�w przez o��wki ze szk�a odblaskowego po zupe�nie szalone konstrukcje. Ciut ni�szy od budynku Allied Bank wznosi si� gmach PanGlobal, kt�rego najwy�sze dziesi�� pi�ter zajmuj� budowniczowie i w�a�ciciele owego wysoko�ciowca, Korporacja Ropy Naftowej PanGlobal, dwudziesta �sma co do wielko�ci sp�ka naftowa w ca�ej Ameryce, a dziewi�ta z kolei w Houston. Przy ��cznych aktywach w wysoko�ci 3Y4 miliarda dolar�w ameryka�skich sp�k� PanGlobal prze�ciga�y jedynie firmy Shell, Tenneco, Conoco, Enron, Coastal, Texas Eastern, Transco i Pennzoil. Pod jednym wszak�e wzgl�dem r�ni�a si� od innych: w�a�cicielem i dyrektorem by� jej leciwy ju� za�o�yciel. Mia� wprawdzie akcjonariuszy i cz�onk�w zarz�du, ale sam zachowa� nad ni� kontrol�, tote� w obr�bie jego w�asnej korporacji nikt nie m�g� kwestionowa� jego w�adzy. Dwana�cie godzin od chwili, w kt�rej marsza�ek koz�ow wyda� polecenia swojemu g��wnemu plani�cie, osiem stref czasowych na zach�d od Moskwy, Cyrus V. Miller sta� przy oknie si�gaj�cym od sufitu do pod�ogi swojego apartamentu na szczycie w�asnego budynku i patrzy� na zach�d. Z odleg�o�ci czterech mil, przez mgie�k� p�nolistopadowego popo�udnia, odwzajemnia� jego spojrzenie wie�owiec Transco. Cyrus Miller posta� tak jeszcze chwil�, po czym st�paj�c po puszystym dywanie podszed� z powrotem do biurka i zn�w si� zag��bi� w lekturze le��cego na nim raportu. Przed czterdziestu laty, kiedy Miller zacz�� prosperowa�, nauczy� si�, �e informacja r�wna si� w�adzy. Wiedza o tym, co w trawie piszczy, a bodaj wa�niejsze, co b�dzie piszcza�o, daje cz�owiekowi wi�cej w�adzy ni� stanowisko polityczne czy nawet pieni�dze. W�a�nie wtedy za�o�y� w swojej rozwijaj�cej si� korporacji Dzia� Bada� i Statystyki, zatrudniaj�c w nim najinteligentniejszych i najbystrzejszych analityk�w, absolwent�w najlepszych uczelni kraju. Z nastaniem ery komputerowej wyposa�y� sw�j Dzia� Bada� i Statystyki w najnowsze banki informacji, dysponuj�ce rozleg�ymi danymi na temat ropy naftowej i innych ga��zi przemys�u, zapotrzebowania handlowego, krajowej dzia�alno�ci ekonomicznej, trend�w rynkowych, osi�gni�� naukowych i ludzi - setek tysi�cy ludzi, z najrozmaitszych dziedzin �ycia, kt�rzy mogliby mu si� ewentualnie pewnego dnia przyda�. Raport le��cy przed nim wyszed� spod pi�ra 'Dixona, m�odego absolwenta Uniwersytetu Stanowego w Teksasie, cz�owieka o przenikliwym umy�le, zatrudnionego tu przed dziesi�ciu laty, kt�ry wr�s� w firm�. Mimo wysokiej pensji, zamy�li� si� Miller, analityk bynajmniej nie pr�bowa� go czarowa� w dokumencie le��cym teraz na jego biurku. Ale on to docenia�. Po raz pi�ty przeczyta� wnioski Dixona. Wszystko si� zatem sprowadza do tego, �e w wolnym �wiecie po prostu ko�czy si� ropa naftowa. Na razie nie dostrzegaj� tego szerokie rzesze Amerykan�w, dzi�ki kolejnym udanym zabiegom rz�du, aby utrzymywa� fikcj�, i� obecna sytuacja ,,taniej ropy" b�dzie trwa�a w niesko�czono��. Dow�d owego ko�czenia si� ropy le�y w wykazie globalnych zasob�w ropy zamieszczonym wcze�niej. Z czterdziestu jeden kraj�w wydobywaj�cych dzisiaj rop�, zaledwie dziesi�� posiada znane nam rezerwy wystarczaj�ce na wi�cej ni� trzydzie�ci lat. Nawet ten obraz jest optymistyczny. Prognoza tych trzydziestu lat zak�ada dalsz� produkcj� na dotychczasowym poziomie. Faktem jest, �e zu�ycie, a zatem i wydobycie ci�gle ro�nie, czyli u producent�w o niewielkich zasobach sko�czy si� ona wcze�niej, wydobycie natomiast pozosta�ych b�dzie si� musia�o zwi�kszy�, �eby zaspokoi� popyt. Bezpieczniej jest wi�c szacowa� okres potencjalnych zasob�w na dwadzie�cia lat we wszystkich poza dziesi�cioma krajach produkuj�cych rop�. Nie ma mowy, �eby alternatywne �r�d�a energii przyby�y na czas w sukurs. Nast�pne trzydzie�ci lat oznacza dla wolnego �wiata posiadanie ropy naftowej albo �mier� gospodarcz�. Sytuacja Ameryki zmierza szybkimi krokami ku katastrofie. W okresie, kiedy kraje OPEC wywindowa�y gwa�townie cen� z 2 do 40 dolar�w za bary�k�, rz�d USA przytomnie uruchomi� wszelkie inicjatywy w zakresie bada�, odkry�, wydobycia i rafinowania lokalnych z�� przemys�u naftowego do maksimum. Od czasu rozpadu wewn�trznego OPEC i boomu produkcyjnego Arabii Saudyjskiej w roku 1985 Waszyngton po prostu k�pie si� w sztucznie zani�onej cenowo ropie Bliskiego Wschodu, pozwalaj�c krajowemu przemys�owi umrze� �mierci� naturaln�. Ta kr�tkowzroczno�� zbierze straszliwy plon. Ameryka�ska reakcja na tani� rop� to zwi�kszony popyt, rosn�cy import surowej ropy i jej pochodnych oraz kurcz�ca si� produkcja krajowa, ca�kowite zaniechanie bada�, zamykanie indywidualnych rafinerii i kryzys bezrobocia gorszy ni� w roku 1932. Nawet gdyby Ameryka uruchomi�a zaraz, w trybie pilnym, szeroko zakrojone inwestycje i bod�ce federalne na masow� skal�, trzeba by dziesi�ciu lat, �eby odtworzy� potencja� ludzki, odnowi� lub wdro�y� urz�dzenia i uruchomi� prace, kt�re przywr�ci�yby w�a�ciwe proporcje naszej obecnej ca�kowitej zale�no�ci od Bliskiego Wschodu. Jak dot�d, nic nie wskazuje na to, jakoby Waszyngton zamierza� popiera� tego typu odnow� w produkcji ameryka�skiej ropy naftowej. Sk�adaj� si� na to trzy powody - wszystkie z gruntu fa�szywe. a) Koszt znalezienia nowej ropy ameryka�skiej wynosi�by 20 dolar�w za bary�k�, tymczasem koszt produkcji ropy z Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu wynosi jedynie 10-15 cent�w za bary�k�, za kt�r� my p�acimy przy kupnie 16 dolar�w. Zak�ada si�, �e taka sytuacja b�dzie trwa�a wiecznie. Nic bardziej mylnego. b) Zak�ada si�, �e Arabowie, zw�aszcza z Arabii Saudyjskiej, b�d� nadal kupowali astronomiczne ilo�ci broni ameryka�skiej, urz�dze� technicznych, artyku��w i serwisu dla w�asnej infrastruktury spo�ecznej i obronnej, a zatem b�d� wymienia� z nami petrodolary. To si� jednak sko�czy. Ich infrastruktura jest na dobr� spraw� zaspokojona. ju� teraz nie wiedz�, na co wydawa� dolary, a ich niedawne (z roku 1986 i 1988) zakupy my�liwc�w Tornado w Wielkiej Brytanii zepchn�y nas na drugie miejsce w kategorii ich dostawc�w broni. c) Zak�ada si�, �e ksi�stwa i su�tanaty z Bliskiego Wschodu s� dobrymi i lojalnymi sojusznikami, kt�rzy nigdy si� nie obr�c� przeciwko nam, nie wywinduj� zn�w gwa�townie cen i zawsze b�d� pozostawa� przy w�adzy. Co do pierwszego za�o�enia, ich jawny szanta� wobec Ameryki w latach 1973-1985 wskazuje na ich intencje, ponadto na ziemiach tak niestabilnych jak Bliski Wsch�d ka�dy re�im mo�e w ci�gu tygodnia straci� w�adz�. Cyrus Miller wpatrywa� si� w referat. Nie spodoba�o mu si� to, co przeczyta�, ale wiedzia�, �e to prawda. Jako krajowy producent i w�a�ciciel rafinerii ropy wycierpia� srodze (we w�asnym mniemaniu) przez ostatnie cztery lata. �adne usilne pro�by w Waszyngtonie ze strony ameryka�skiego przemys�u naftowego nie przekona�y Kongresu, �eby przydzieli� dzier�awy p�l ropy w Arktycznym Parku Narodowym na Alasce, najbardziej obiecuj�cym obszarze kraju dla znalezienia nowej ropy. Nienawidzi� wi�c Waszyngtonu i wszystkich jego poczyna�. Spojrza� na zegarek. P� do pi�tej. Nacisn�� guzik na pulpicie sterowniczym biurka, na przeciwnej �cianie pokoju rozsun�a si� cicho tekowa p�yta ukazuj�c 26calowy ekran kolorowego telewizora. Prze��czy� na kana� wiadomo�ci CNN i z�apa� g��wn� informacj� dnia. Samolot si� zbrojnych" nr 1 wisia� nad pasem do l�dowania w Bazie Si� Powietrznych Andrews pod Waszyngtonem, jak gdyby znieruchomia� na niebie, a� wreszcie jego wysuni�te ko�a delikatnie trafi�y na oczekuj�c� nawierzchni� pasa i zn�w znalaz� si� na ameryka�skiej ziemi. Kiedy zwalnia�, a nast�pnie zwr�ci� swoje masywne cielsko z pasa ku blisko milowej drodze do ko�owania prowadz�cej ku budynkom lotniska, na ekranie ukaza�a si� twarz trajkocz�cego spikera, kt�ry ponownie relacjonowa� przem�wienie prezydenta sprzed dwunastu godzin, wyg�oszone tu� przed jego odlotem z Moskwy. Jak gdyby w dow�d s��w spikera ekipa telewizyjna CNN maj�c dziesi�� minut do dyspozycji, zanim Boeing si� zatrzyma, jeszcze raz pokaza�a, z angielskimi napisami, mow� prezydenta Cormacka wyg�oszon� po rosyjsku, a tak�e migawki rycz�cych i wiwatuj�cych pracownik�w lotniska i milicjant�w oraz Michai�a Gorbaczowa obejmuj�cego ameryka�skiego przyw�dc� w emocjonalnym nied�wiedziowatym u�cisku. �abie szare oczy Cyrusa Millera nawet nie mrugn�y, skrywaj�c r�wnie� w zaciszu gabinetu jego nienawi�� dla tego patrycjusza z Nowej Anglii, kt�ry niespodziewanie zrobi� tak b�yskotliw� karier� i obj�� przed rokiem prezydentur�, a teraz zmierza� nawet dalej do odpr�enia z Rosj�, ni� odwa�y� si� Reagan. Kiedy prezydent Cormack stan�� w drzwiach samolotu prezydenckiego i rozleg�y si� pierwsze tony hymnu ,,Witaj nam, wodzu", Miller z odraz� wy��czy� telewizor. - Zakochany w komuchach �ajdak - warkn�� i wr�ci� do raportu Dixona. W gruncie rzeczy granica dwudziestu lat na wyczerpanie si� zasob�w ropy u wszystkich poza dziesi�cioma z czterdziestu jeden jej producent�w nie ma wi�kszego znaczenia. Zwy�kowanie cen zacznie si� za dziesi�� lat albo i pr�dzej. Ostatni raport Uniwersytetu Harvarda przewiduje podwy�k� ceny o 50 dolar�w za bary�k� (to jest licz�c w dolarach roku 1989) do roku 1999 w por�wnaniu z dzisiejsz� cen� 16 dolar�w. Raport zatajono, ale te� brzmi on nazbyt optymistycznie. Perspektywa skutk�w takich cen w spo�ecze�stwie ameryka�skim zakrawa na koszmar. Co zrobi� Amerykanie, kiedy im si� ka�e p�aci� po 2 dolary za galon benzyny? Jak zareaguj� farmerzy, kiedy im si� powie, �e nie mog� karmi� �wi�, uprawia� zbo�a ani nawet ogrza� w�asnych dom�w podczas surowych zim na p�nocy kraju? Stoimy w obliczu rewolucji spo�ecznej. Nawet gdyby Waszyngton popar� masowe o�ywienie stara� zmierzaj�cych ku produkcji ameryka�skiej ropy, to i tak przy obecnym poziomie konsumpcji posiadamy rezerwy na pi�� lat. Europa jest w jeszcze gorszym po�o�eniu; pomin�wszy male�k� Norwegi� (jeden z dziesi�ciu kraj�w z zasobami na przesz�o trzydzie�ci lat, chocia� opartymi na bardzo ma�ym wydobyciu morskim), Europa ma rezerwy na trzy lata. Kraje basenu Pacyfiku opieraj� si� ca�kowicie na ropie z importu i maj� olbrzymie nadwy�ki twardej waluty. Skutek? Poza Meksykiem, Wenezuel� i Libi� wszyscy b�dziemy si� ogl�da� na to samo �r�d�o zaopatrzenia: sze�ciu producent�w z Bliskiego Wschodu. Iran, Irak, Abu Dhabi i Strefa Neutralna maj� rop�, ale dwa kraje s� znacznie wi�kszymi producentami ni� pozosta�e spo�r�d o�miu razem wzi�tych - Arabia Saudyjska i s�siaduj�cy z ni� Kuwejt; ostatecznie Arabia Saudyjska utrzyma kluczow� pozycj� w OPEC. Obecnie, przy rocznej produkcji 170 miliard�w bary�ek rocznie, 25 procent �wiatowej produkcji ropy, kt�re w ci�gu dziesi�ciu lat wzrosn� do 50 procent, kiedy trzydzie�ci jeden kraj�w utraci kolejno swoje zasoby, przy rezerwach na przesz�o sto lat Arabia Saudyjska b�dzie sprawowa�a kontrol� nad �wiatow� cen� ropy, a zarazem nad Ameryk�. Przy przewidywanym wzro�cie cen ropy do roku 1995 rachunek Ameryki za import b�dzie wynosi� 450 milion�w dolar�w dziennie p�atnych Arabii Saudyjskiej i o�ciennemu Kuwejtowi. Innymi s�owy, dostawcy z Bliskiego Wschodu wejd� przypuszczalnie w posiadanie tych ga��zi przemys�u ameryka�skiego, kt�rych potrzeby dzisiaj zaspokajaj�. Ameryka, mimo swojego post�pu, rozwoju techniki, stopy �yciowej i pot�gi militarnej, stanie si� pod wzgl�dem ekonomicznym, finansowym, strategicznym, a zatem i politycznym zale�na od zacofanego, na wp� nomadycznego, skorumpowanego i kapry�nego ma�ego narodu, nad kt�rym nie b�dzie mog�a roztoczy� w�adzy. Cyrus Miller zamkn�� raport, odchyli� si� w fotelu i zapatrzy� w sufit. Gdyby kto� mia� czelno�� powiedzie� mu w twarz, �e wywodzi si� z ultraprawicowego od�amu ameryka�skiej my�li politycznej, zaprzeczy�by z ca�� gwa�towno�ci�. Chocia� by� tradycyjnie wyborc� partii republika�skiej, nigdy si� zanadto nie interesowa� polityk� poza tym, co dotyczy�o przemys�u naftowego. Jego parti� polityczn� by� tak naprawd� patriotyzm. Miller kocha� sw�j przybrany stan, Teksas, i sw�j ojczysty kraj tak bardzo, �e czasem go to a� d�awi�o. Mimo jednak swoich siedemdziesi�ciu siedmiu lat nie zdawa� sobie sprawy z tego, �e jest to Ameryka jego w�asnych wyobra�e�, bia�a anglosaska protestancka Ameryka tradycyjnych warto�ci i bezkompromisowego szowinizmu. �adn� miar�, jak zapewnia� Wszechmog�cego w cz�stych codziennych modlitwach, nie mia� nic przeciwko �ydom, katolikom, Latynosom lub czarnym - bo czy� nie zatrudnia� o�miu hiszpa�skoj�zycznych pokoj�wek w swojej rezydencji na ranczo na pog�rzu pod Austin, nie m�wi�c ju� o kilkunastu Murzynach w ogrodach? - je�eli tylko znali swoje miejsce i go przestrzegali. Zapatrzy� si� w sufit, usi�uj�c sobie przypomnie� nazwisko. Nazwisko cz�owieka, kt�rego pozna� mniej wi�cej przed dwoma laty na konferencji nafciarzy w Dallas, cz�owieka, kt�ry mu powiedzia�, �e mieszka i pracuje w Arabii Saudyjskiej. Ich rozmowa nie trwa�a d�ugo, ale ten cz�owiek wywar� na nim spore wra�enie. Mia� go teraz przed oczyma; wzrostu oko�o sze�ciu st�p, odrobin� ni�szy od Millera, krzepki, pr�ny jak zwini�ta spr�yna, opanowany, bystry, my�l�cy, cz�owiek z ogromnym do�wiadczeniem na Bliskim Wschodzie. Lekko utyka� opieraj�c si� na lasce ze srebrn� g��wk�, pracowa� przy komputerach. Im bardziej