770

Szczegóły
Tytuł 770
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

770 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 770 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

770 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tomek Tryzna Panna Nikt Wydawca: B&C Piotr Bagi�ski - Warszawa "Sp�jrz Ojcze: �cigana przez z�o, na ziemi, Z dala od twego tchnienia b��dzi na pr�no, Sztuka ucieczki przed gorzkim chaosem i nie wie, jak go pokona�..." Hipolit KSI�GA PIERWSZA I Id� za mamusi� i zasypuj� motyk� do�ki z po��wkami kartofli. Mamusia jest dobra. Nigdy mi nic nie powie, jak �le zasypi�, tylko spojrzy i ja od razu wiem, �e trzeba poprawi�. Ziemia jest mi�kka. To tata j� spulchni� �opat�. Teraz robi przy ogrodzeniu, a za nim �azi Tadziu. To m�j m�odszy brat, ma dziesi�� lat. Jest fajnym, weso�ym ch�opcem. Ci�gle chce si� ze mn� bra� na r�k�, ale ja go zawsze k�ad�. Potem si� drze, �e oszukuj�, a ja w�a�nie nie oszukuj� i dlatego si� drze. Mo�e kiedy� powinnam mu si� podda�, ale c�, nie wolno oszukiwa�. Bardzo go lubi�. Opiekowa�am si� nim, gdy by� jeszcze ca�kiem ma�y. Zmienia�am mu pieluchy i karmi�am smoczkiem. Teraz opiekuj� si� Zenusiem. Zenu� ci�gle �pi, a jak nie �pi, to p�acze, albo si� �mieje. Pachnie s�odko. Jest wiosna. Ca�y dzie� s�oneczko �licznie pali. W tej chwili ju� nie tak mocno, bo jest nisko. Nasz kawa�eczek pola przylega do lasu. Las jest ciemnozielony, a pole ca�e ciemnoszare. Jak wyrosn� kartofle, te� b�dzie tu zielono. A ja od rana jakbym co� mia�a w brzuchu. Wczoraj te�, ale mniej. Kto� piszczy. Patrz�, to Zosia. Ucieka, a Tadziu j� goni. Zosia to moja siostra. Jest jeszcze Krysia. S� bli�niaczkami, maj� po pi�� lat. Ci�gle skacz� przez gum�. Ja te� kiedy� skaka�am przez gum�, ale teraz nie skacz�, bo nie wypada. A to co? Tadziu podchodzi do w�zka Zenusia i macha nad nim glizd�. Niedaleko stoi Zosia. S�ysz� st�d, jak m�wi: - Ty, daj mu. Zobaczymy, czy zje. - Jeszcze za ma�y, �eby mi�so �ry� - m�wi Tadziu. Ojej, zapatrzy�am si�, zas�ucha�am, a mamusia ju� tak daleko. To ja za ni�, do�ki szybko zasypuj�. Ciach ciach i nast�pny. Ciach ciach, ciach ciach. Ko�o mnie przebiega Tadziu. Wrzeszcz�c: - Gol! Gol! - przeskakuje przez drut ogrodzenia i biegnie na pag�rek. Patrz� za nim, a brzuch tak strasznie zaczyna mnie bole�, �e a� nie wiem, co mam zrobi�. Mo�e to skr�t kiszek? I naraz mi przechodzi. Dzi�ki Bogu. Po niebie lata ptak. Niebo jest niebieskie, ptak bia�y. Tadziu mierzy do niego z kijka, strzela. Pif, paf! A ptak lata i lata. Pi�kna jest przyroda, gdy �wieci s�o�ce. Pod warunkiem, �e nie �wieci w oczy. I zn�w si� zapatrzy�am, i zn�w mamusia daleko. To ja za motyk�, doganiam j�, a tu mamusia stoi wyprostowana i m�wi do mnie: - Marysia, s�yszysz? Co? - A to. Rzeczywi�cie. Zenu� cicho pop�akuje. Na pewno si� zla�. K�ad� motyk� i id� do w�zka, kt�ry stoi przy lesie, w cieniu drzew. Ale Zenu� �pi. Wk�adam r�k� pod pieluch�. Sucho. Mo�e zakwili� przez sen, mo�e mu si� co� przy�ni�o? No nic, ju� mam wraca�, a tu mi nagle w brzuchu jakby si� co� skr�ci�o i zaraz rozkr�ci�o. A� usiad�am. Siedz� i kul� si�, bo boli. Co� bardzo dziwnego w tym moim brzuchu si� robi. Mo�e po�kn�am razem z wod� kijank� i teraz zrobi�a si� �aba? Mo�e jest g�odna i gryzie mnie w �o��dek? Uderzam si� r�k� po brzuchu, mo�e to j� odstraszy. Pogryz�a sobie jeszcze troch� i przesta�a. Ju� mnie nie boli. Siedz� na trawie, wok� stokrotki. Troch� bym nazrywa�a, by�by wianek, ale trzeba i��, do�ki zasypywa�. Ju� mam wsta�, gdy s�ysz� krzyk. Odwracam si�, patrz�, mo�e to Zosia, a mo�e Krysia, ale nie, skacz� przez gum� przy drzewku. To krzyczy kto� w g��bi lasu. Jakby dziewczyna, bo cienki krzyk. Wstaj� i podchodz� do drzew. Troch� si� boj�, a troch� jestem ciekawa. Jestem w lesie. Drzewa rosn� g�sto, jest ciemno, s�o�ce tu nie dochodzi. Brz�k jaki� s�ysz�, daleko. Co to mo�e by�? Przedzieram si� przez krzaki, jestem ju� na w�skiej �cie�ce. S�ysz� jakby kwik, jakby r�enie. Tupot jaki�. Patrz�, kareta wielka, ca�a czarna, w srebrne gwiazdki, w cztery czarne konie zaprz�ona. Prosto na mnie jedzie. Koniom z pysk�w piana bucha. Uskakuj�, przyklejam si� do drzewa. W oknie karety widz� �liczn� buzi� dziewczynki. Ma chyba tyle samo lat, co ja, z�ot� sukni� i diadem na g��wce szczeroz�oty, wysadzany diamentami. Zauwa�y�a mnie, krzykn�� co� chce, a tu nagle r�ka czarna, straszna si� wy�ania, spada na usteczka r�ane. I przejecha�a kareta. Z ty�u dwie ma�py ohydne, w�ochate siedzia�y w smokingach, z�biska szczerzy�y, �apska do mnie wyci�ga�y, ale ja skuli�am si� i nie dosi�g�y. Ju� ich nie ma. Cicho jest. Na �cie�ce co� b�yszczy. Przykucam. Diament tu le�y, z diademu dziewczynki chyba wypad�. A mo�e z pier�cionka? Mo�e mi go rzuci�a, �ebym mia�a na pami�tk�, �ebym nie zapomnia�a. Jaki pi�kny. Jakby si� ca�e s�oneczko do niego schowa�o i b�yszcza�o. K�ad� go na d�oni i podziwiam. Kto� j�czy. J�k dobiega z tej strony, sk�d kareta przyjecha�a. Id� �cie�k�, diament w r�ce �ciskam i coraz bardziej si� boj�, co te� tam zobacz�, bo j�k coraz g�o�niej s�ycha�. Wreszcie dochodz� do tego miejsca, sk�d j�k. Le�y tu i j�czy m�ody jaki� kawaler. W brzuch ma wbit� dzid�. Nie mo�e wsta�, bo dzida go do ziemi przyszpila. Wok� jego buzi rozsypane z�ote loki pi�knie ufryzowane. Ma na sobie czerwony kaftan wyszywany z�otem i ��te rajtuzki i pi�kne, czerwone buty. Obok le�y szpada z�amana i kapelusz z pi�rami. Och, jak go musi strasznie bole�. Trzymaj�c si� dzidy, wygina cia�o, jakby chcia� si� po tej dzi... wspi��. Zobaczy� mnie. Prosi �a�o�nie: - Dziewczynko, pom� mi. Wyrwij to ze mnie, sam nie dam rady. Prosz� ci�, wyrwij... Chcia�abym mu pom�c, ale nie mog�. Nie wiem dlaczego, nie mog� si� ruszy�. No nie mog� si� ruszy�. Tak mi wstyd, bo on mo�e my�li, �e nie chc� mu pom�c, �e jestem z�a. Ale jak mam pom�c, jak nie mog� si� ruszy�? Chc� mu to powiedzie�, ale i ustami nie mog� porusza�. A on coraz bole�niej: - Dziewczynko, b�agam. wyrwij to ze mnie, z�ap i wyrwij! Z�ap i wyrwij! Z�ap i wyrwij! Dziewczynko, z�ap i wyrwij! A ja nic nie mog�, nic, dos�ownie nic, nic a nic, tylko zamkn�� oczy mog�, chocia� to mog� zrobi�. Otwieram je, gdy jest ju� cicho. Widz�, jak kawaler wspina si� po drzewcu, ca�y w �uk wygi�ty. Dzida przechyla si� i kawaler upada na bok. Z ziemi wyskakuje b�yszcz�ce ostrze. Ju� nie j�czy kawaler, nie �yje. Spod niego, wolniutko, wyp�ywa czerwona stru�ka. P�ynie �cie�k�, do moich bosych st�p dop�ywa. Stoj� w ka�u�y krwi i nie mog� si� ruszy�. Czerwone strumyczki jak �mijki wspinaj� si� po moich nogach, do g�ry. Jaka� �mieszna dziewczynka stoi w lesie i krzyczy rozpaczliwie. To ja jestem t� dziewczynk�. Krzycz�: - Mamusiu! Odp�ywa szosa. Tadziu goni� za nami, ale si� zm�czy�. Mamusia peda�uje, a ja siedz� w przyczepce, na workach po sadzeniakach. O, jedzie samoch�d. Jest coraz bli�ej. W �rodku pan i pani. Popatrzyli na mnie i przejechali. S�oneczko �wieci z mojej lewej strony, nisko. A z prawej mojej strony, na szosie, wida� cienie roweru, przyczepki, mamusi i m�j. G�owa mamusi miga po pniach drzew na drodze. To czere�nie. Le�� w ��ku, w majtkach mam pe�no waty i wcale nie chce mi si� spa�. A� do dzisiaj by�am ma�� dziewczynk�. Mo�e w�a�nie dlatego jestem taka wysoka, najwy�sza z ca�ej rodziny. Mam sto sze��dziesi�t siedem centymetr�w wzrostu. Po mnie idzie tata, metr pi��dziesi�t pi��. Za nim mamusia, r�wno p�tora metra. Potem Tadziu i dziewczynki. No i na ko�cu Zenu�. Tata jest chudy, ale silny, silniejszy od mamusi, chocia� wa�y o po�ow� mniej. Mamusia jest bardzo t�usta, tata gada, �e jak beczka od piwa. Mamusia m�wi, �e jak narodz� tyle dzieci co ona, to te� taka b�d�. A nasz s�siad z baraku, pan Krzysiek, ma oko�o stu dziewi��dziesi�ciu centymetr�w i jak stoj� z tat� przy p�ocie i popijaj� piwo, to mamusia �mieje si� i m�wi: - Zobacz Marysiu, ale si� parka dobra�a do chlania, nie ma co. Pan Krzysiek lubi sobie wypi�. Tata te�, ale m�wi, �e w robocie nie pije, bo jakby pi�, to ju� by dawno z dachu spad�. Bo tata uk�ada dach�wki na dachach. Dawniej to uk�ada� przez ca�y dzie�, ale teraz, gdzie� tak od trzech lat, robi w kopalni w�gla kamiennego w Wa�brzychu, a dach�wki uk�ada tylko po po�udniu, jak wyjdzie z kopalni. To w�a�nie dzi�ki kopalni dostali�my nowe mieszkanie w Wa�brzychu, na osiedlu Piaskowa G�ra. Jeszcze w nim nie by�am. Za to mamusia by�a i opowiada�a, �e jest bardzo �adne, �e s� tam a� trzy pokoje. Jeden du�y i dwa malutkie. I kuchnia, i �azienka, i osobno ubikacja, z czego mamusia bardzo si� cieszy, bo jak kto� b�dzie chcia� si� za�atwi�, to nie b�dzie przeszkadza� temu, kto akurat b�dzie si� my�. U nas w baraku jest niby to samo, bo budka z serduszkiem jest ko�o porzeczek, a pompa po drugiej stronie, przy kom�rkach. Tacie najbardziej �al zostawia� kr�liki. Mamusi te�. Ale je�li chodzi o mnie, to ja bardzo si� ciesz�, �e na nowym mieszkaniu nie b�dziemy trzyma� kr�lik�w. Ju� nie b�dzie tata ich zabija�. Mruczka te� nie we�miemy z sob�, bo koty przyzwyczajaj� si� do miejsca, a zreszt� mamusia m�wi, �e i tak by go nie zabra�a, boby jeszcze jej nasika� w nowym mieszkaniu. Pani Kami�ska b�dzie go karmi�. No i zupe�nie jeszcze nie wiadomo, co b�dzie ze szko��. Do ko�ca podstaw�wki mam nieca�e trzy miesi�ce. Tadziu tyle samo, ale do ko�ca trzeciej klasy. Do tej pory chodzili�my do szko�y w Krzeszowie, to tylko trzy kilometry, ale teraz... Co b�dzie teraz? Od nas do Wa�brzycha jest dwadzie�cia kilometr�w i nie ma bezpo�redniego po��czenia. Tata je�dzi do kopalni rowerem, ale jest doros�y. Inna sprawa, �e i tak nie mamy wi�cej rower�w, tylko ten taty. To tata powiedzia�, �eby�my si� przeprowadzili do Wa�brzycha dopiero na wakacje, ale mamusia powiedzia�a, �e musimy natychmiast, bo jeszcze jacy� dzicy lokatorzy wywal� nam siekier� drzwi do nowego mieszkania i si� w�ami�. My przyje�d�amy, a oni ju� tam mieszkaj�, i nie chc� nas wpu�ci�. Wtedy tata zaproponowa�, �e zamieszka tam na razie sam, a reszta rodzinki doszlusuje, jak si� sko�czy rok szkolny. Ale mamusia wie swoje. Zaraz by si� kole�ki taty zwiedzieli i by sobie urz�dzili melin� do popijania i do urz�dowania z chorymi wenerycznie kobietami. Tak wi�c stan�o na tym, �e w poniedzia�ek po robocie tata p�jdzie do szko�y w Wa�brzychu i nas zapisze. �eby tylko nas przyj�li. Mo�e nas nie zechc� na koniec roku? Ale chyba tata im wyt�umaczy i powie o tych dzikich lokatorach? Ju� tam stoj� nasze nowe meble. Meblo�cianka i wersalka. Jeszcze ich nie widzia�am, bo by�y w kom�rce, zapakowane w tektury i foli�. Przedwczoraj tata z panem Krzy�kiem zawi�z� je do Wa�brzycha ci�ar�wk�. Bardzo jestem ciekawa, jak to mieszkanie wygl�da. W jednym pokoju b�d� mieszka� ja z dziewczynkami, w drugim tata z Tadziem, a mamusia z Zenusiem w trzecim. Albo dziewczynki w jednym, ja z Tadziem w drugim, a w trzecim mamusia, Zenu� i tata. Jeszcze si� mamusia nie zdecydowa�a. Raz m�wi tak, raz inaczej, a innym razem zupe�nie inaczej. Tata si� wtedy �mieje i m�wi: - Osio�kowi w ��oby dano. - No bo rzeczywi�cie. Tutaj si� mie�cimy w pokoju z kuchenk�, to tam nie mieliby�my si� pomie�ci� w a� trzech pokojach z kuchni� i przedpokojem? Ale b�dzie du�o miejsca do latania. Tak sobie le��, nagle patrz�: zn�w mam palec w ustach. Fuj. Jak si� tylko zapomn�, to wsadzam do buzi palec, kciuk prawej r�ki, i go ss�, jakby to by� smoczek. Wszyscy si� ze mnie �miej�, �e taka du�a dziewczynka, a ssie palec. Ci�gle sobie postanawiam, �e ju� nigdy, a� tu patrz�, zn�w mam go w buzi. Zosia i Krysia, takie ma�e, a nie ss� palc�w. Tata m�wi, �e mi go posmaruje kocim g�wnem, to si� kiedy� przejad�. Mamusia ka�e mi co rano pokazywa� palec i jak jest bia�y i czysty, to krzyczy, �e cysia�am. To ja zawsze mocno myj� wszystkie palce wieczorem, �eby rano nie mo�na by�o pozna� r�nicy, ale i tak zawsze wida�, �e ten wyssany. Ojej. S�oneczko ju� zasz�o, a moich jeszcze nie ma. Tak du�o by�o tych kartofli do sadzenia, a ja si� wyleguj� i nic nie pomagam. Na pewno zamiast mnie do�ki zasypuje Tadziu. �eby tylko dobrze zasypywa�. - O, tutaj �le zasypa�e�! I tu! - �e te� mamusia tego nie widzi. - Oj, bo j� zaraz zawo�am i poka��, jak ty zasypa�e�! - A Tadziu tylko si� �mieje i pokazuje mi j�zyk. Przyje�d�amy na jesie�, �eby zebra�, a tu ani jednego kartofla. Bo by�y �le zasypane. No nie, te, kt�re ja zasypywa�am, to s�. - Zobacz Tadziu - m�wi� - tak si� zasypuje. - Bior� motyk� i pokazuj� mu. Patrz�, a Tadziu stoi ju� na pag�rku i strzela do nas z patyka. Tratatata! Le�� zabita na ��ce, a ko�o mnie siedzi ptak. Jest bia�y i niewyra�ny. Pytam go: - Co chcia�e�? - Co� ma w dziobku. Wypluwa to i odlatuje. To co� si� �wieci. Wyci�gam r�k�. �wiate�ko ucieka, zagrzebuje si� w ziemi�. To ja za nim. Na czworakach pe�zn� krecim korytarzem. Coraz g��biej w ciemno��, pod ziemi�. O, zn�w widz� �wiate�ko. Kto� strasznie chrapie. To tutaj, w pokoiku rodziny kret�w, chrapie na le�ance tata kret. Mamusia kret myje sobie nad misk� futerko. A tam dziewczynka kret ssie przez sen �apk�. Stoj� przy niej dwa malutkie kreci�tka i rozmawiaj� cichutko. - Co� mi m�wi, �e ona nied�ugo umrze. - Co� ty, po co mia�aby umiera�? - Babcia umar�a i co? Po nic. - By�a stara. - A Marysi� w�� ugryz�. - Ale Tadziu go nie znalaz�. - Bo ugryz� i uciek�. G�uptaski. Nic nie wiedz�, �e ich starsza siostrzyczka sta�a si� w�a�nie kobiet�. Jestem teraz jak mamusia. To Pan B�g tak urz�dzi� z kobietami, �eby mog�y rodzi� dzieci, �eby ludzko�� nie umar�a. Ja te� kiedy� urodz� dzieci. Ch�opca i dziewczynk�. Ch�opczyk b�dzie mia� na imi� Pawe�ek a dziewczynka Zuzanna. Jest poniedzia�ek, godzina si�dma dwadzie�cia siedem. Nie, to niemo�liwe, przecie� jest �roda, to tylko zegarek tak pokazuje. Dosta�am go w tamtym roku na imieniny od ojca chrzestnego. Ju� kt�ry� raz pokazuje nie ten dzie�, co trzeba. Ale je�li chodzi o godziny i minuty, to jeszcze nigdy si� nie pomyli�. Stoj� na przystanku i czekam na autobus numer osiem. Wok� pe�no ludzi. Te� czekaj�. Niekt�rzy maj� parasole, bo pada deszcz. Ja mam na sobie p�aszczyk z przezroczystej folii z kapturkiem. Jest dosy� ciep�o i przyjemnie, tylko w nogi troch� mokro. To by�a pierwsza noc sp�dzona przez nas w nowym mieszkaniu. Mamusia powiedzia�a wieczorem, �eby zapami�ta�, co si� komu przy�ni, bo sny na nowym miejscu zawsze si� sprawdzaj�. Jej �ni�o si�, �e si� k��ci�a z pani� Kami�sk� z naszego starego baraku w Jawiszowie, co jest bardzo dziwne, bo przecie� ju� nigdy tam nie wr�cimy. Zosi �ni�a si� kura, a Krysi, �e jad�a kasz� na mleku z cukrem i malinami. Tadziowi nic si� nie �ni�o, ale jemu nigdy nic si� nie �ni. A mnie co� si� �ni�o, co� bardzo pi�knego, tylko �e teraz to ju� nie wiem, co to by�o, bo jak si� obudzi�am, to chcia�am jeszcze pospa�, �eby mi si� to jeszcze troch� po�ni�o, ale gdy si� zn�w obudzi�am, to okaza�o si�, �e ju� nic z tamtego snu nie pami�tam. Co�, �e... nie, nie pami�tam. Szkoda, bo to by�o co� naprawd� pi�knego... A co �ni�o si� tacie, to nie wiadomo, bo wyszed� do roboty, jak wszyscy jeszcze spali. Ju� za pi�tna�cie �sma. Jad� autobusem i strasznie si� denerwuj�, bo si� boj�, �e si� sp�ni� do szko�y. - Przepraszam bardzo - m�wi�. - Jad� na ulic� Marii Konopnickiej. To gdzie mam wysi���? - Nie wiem - odpowiada pani. Moje pytanie us�ysza�a inna pani i m�wi tak: - Na nast�pnym przystanku, zaraz po tym, co b�dzie teraz. - Dzi�kuj� pani bardzo - m�wi�. U�miecham si� do niej i dygam. Pani te� si� do mnie u�miecha. Autobus zatrzymuje si�. Jedni ludzie wysiadaj�, inni wsiadaj�. Drzwi zamykaj� si� z sykiem. Podchodz� do nich bli�ej. Zn�w jedziemy. Co� na mnie chlapn�o. To na pewno z czyjego� parasola. Jeszcze trzy sekundy i za dwana�cie �sma. Nie wiem, mo�e zd���. Wszystko dlatego, �e nie chodz� do tej samej szko�y co Tadziu, kt�ry dosta� si� do szko�y na naszym osiedlu. Ale tam w �smych klasach jest prze�adowanie dzieci, wi�c dla mnie sztygar taty, kt�ry jest w komitecie rodzicielskim, za�atwi� miejsce w szkole numer trzy w �r�dmie�ciu. M�wi� tacie, �e to najlepsza podstaw�wka w ca�ym Wa�brzychu. Od dzisiaj b�d� ucz�szcza� do klasy �smej A. Jestem bardzo ciekawa nowych kole�anek i nowych koleg�w. Jak chodzi�am do szko�y w Krzeszowie, to nie mia�am �adnej bliskiej kole�anki. Tylko raz mia�am, w pi�tej klasie, ale ona wyjecha�a z rodzicami do Kanady i nigdy mi nie przys�a�a poczt�wki, chocia� obieca�a. Autobus zwalnia, staje. Drzwi otwieraj� si�, wyskakuj�. Prosto w ka�u��. Tylko ja tutaj wysiad�am. Ulic� idzie jaka� pani. - Przepraszam bardzo - m�wi� - gdzie jest ulica Marii Konopnickiej? Pani pokazuje palcem na drug� stron� jezdni. Lec� na drug� stron� i dopiero jak jestem na chodniku, przypominam sobie, �e zapomnia�am podzi�kowa�. O, jest ulica Marii Konopnickiej. Id� ch�opcy z teczkami. Biegn� za nimi. - Przepraszam - m�wi� zdyszana - czy idziecie do szko�y numer trzy? Jeden z nich �mieje si� i m�wi: - Co ty, chora? My idziemy na wagary. - To gdzie jest szko�a numer trzy? Ch�opaki pokazuj� tam, sk�d przybieg�am. Wi�c m�wi�: - Ale to przecie� tu jest ulica Marii Konopnickiej. - Tam te� jest Konopnickiej - m�wi�. - Trzy kilometry i b�dziesz w szkole. To ja biegiem z powrotem. Za sze�� �sma, nie zd���. Przebiegam przez jezdni�, rozgl�dam si�... nie ma ulicy Konopnickiej. Tylko plac rozkopany ca�y w ka�u�ach. Na pewno dalszy ci�g ulicy jest za placem. Id�, wsz�dzie b�oto. �eby si� tylko nie przewr�ci�. Nie przejd�, chyba trzeba naoko�o. Ulic� id� akurat dziewczynki z tornistrami i parasolkami. Krzycz�: - Dziewczynki! Nie wiecie, gdzie jest szko�a numer trzy? - My idziemy do szko�y numer trzy! Id� i wcale si� nie spiesz�. Wycofuj� si� z tego b�ota i do��czam do nich. Razem przechodzimy przez jezdni� i idziemy w�a�nie w tym kierunku, gdzie poszli tamci ch�opcy, co m�wili, �e id� na wagary. - Do kt�rej klasy chodzicie? - pytam dziewczynek. - Do trzeciej - m�wi�. - To tak, jak m�j brat - m�wi�. - A ja chodz� do czwartej - m�wi jedna z nich. - Dobrze si� uczycie? - pytam. - Ja si� ucz� najlepiej - m�wi ta z czerwonymi kokardkami i z czerwon� parasolk�. - Mam odznak� wzorowej uczennicy. - Ja te� mam odznak� - m�wi druga. - Ale dosta�a� wczoraj czw�rk� - m�wi ta z kokardkami. Dochodzimy do gmachu szko�y. Jest bardzo du�y i pe�no na nim wyrze�bionych figur. Dziewczynki pobieg�y, zosta�a przy mnie jedna. - Ja mia�am odznak� wzorowej uczennicy w tamtym roku - m�wi. - A w tym roku umar� m�j tatu� i ju� nie dosta�am. Wchodzimy do �rodka. Jaka du�a ta szko�a, o, i jest nawet szatnia, ale ja nie wiem co i jak, wi�c kucam w k�cie, wyjmuj� kapcie, zak�adam na nogi, a ub�ocone buciki zawijam w p�aszczyk z folii i chowam do teczki. Dzwoni dzwonek. Podbiegam do pani, kt�ra krzyczy na dzieci, �eby szybciej si� zwija�y. - Dzie� dobry - m�wi�. - Gdzie jest klasa �sma A? - A ty sk�d si� urwa�a�? - dziwi si� pani. - Ja chodzi�am do szko�y w Krzeszowie, ale teraz dostali�my mieszkanie we Wa�brzychu... - Le� na drugie pi�tro - m�wi pani. To lec�. To ju� tu. Tyle tu korytarzy. Tam lecie�, czy tam? A mo�e tam? Siedz� w ostatniej �awce, w rz�dzie pod �cian�. Nie wiem, jakie zeszyty wyj��, bo nie wiem, jaka to lekcja. Mam gor�ce policzki i sucho w ustach. Jak wpad�am do klasy, to zderzy�am si� z jakim� ch�opakiem. Przewr�cili�my si�, on i ja. Wstaj�, bior� teczk�, on siedzi na pod�odze i maca si� po z�bach. To ja m�wi�: - Bardzo ci� przepraszam. - A on: - Spierdalaj! - I wszyscy w �miech. To id� do pustej �awki i siadam. A kto� m�wi: - Ma�a, ty si� chyba pomyli�a�. - Podnosz� g�ow�, stoi nade mn� jaka� dziewczynka. - Tu siedzi Bogusia - m�wi. - Nie ma ci�. - Wstaj�, ona siada. Stoj�, rozgl�dam si�. M�wi�: - Czy jest tu gdzie� jakie� wolne miejsce? - Tu jest wolne - s�ysz�. Patrz�, to powiedzia� taki gruby, czerwony na twarzy. Pokazuje miejsce obok siebie. To siadam obok niego. A ten ch�opak, z kt�rym si� zderzy�am, wstaje z pod�ogi, podchodzi do mnie, pac mnie d�oni� w czo�o i m�wi: - Chwileczka, ja tu siedz�. - Wstaj�, on siada. - Co ty, gruby - m�wi - na podryw ci� zebra�o? - Gruby si� �mieje, inni te�. Jaka� dziewczynka m�wi: - Zobaczcie, jakie ma modne rajstopy. W ciapki! Patrz� na moje nogi, rajstopy ca�e zachlapane. To wtedy, jak wpad�am w ka�u��. Stoj� i nie wiem, co mam zrobi�. Wszyscy na mnie patrz�. - S�uchaj - kto� m�wi - tam na ko�cu jest wolna �awka. Posz�am tam i usiad�am. No i siedz�. Jest ju� nauczyciel, ca�kiem m�ody pan. Co� czyta i ziewa. W klasie jest dosy� cicho. Jedna z dziewczynek podnosi do g�ry palce... Chrz�ka. Pan unosi g�ow� i patrzy na ni�. - Co - m�wi - tak od razu do ubikacji? - Nie - m�wi ona - tylko �e tu siedzi jaka� obca dziewczynka. - I pokazuje palcem na mnie. To ja wstaj�. - Co tu robisz? - pyta pan. - Ja tu jestem zapisana. - Nic o tym nie wiem. - Tata mnie zapisa� - m�wi�. - Powiedzia�, �e mam i�� do szko�y numer trzy przy ulicy Marii Konopnickiej. Do klasy �smej A. - Co m�wisz? - pyta pan, zwija d�o� i przystawia j� sobie do ucha. - G�o�niej! Wszyscy si� �miej�. Mam tak sucho w ustach, �e ju� nic nie mog� powiedzie�. - Chod� bli�ej - m�wi pan - siadaj ko�o Klaudii! Bior� teczk� i rozgl�dam si�, gdzie mam usi���. Naraz wstaje ta dziewczynka, co mnie wcze�niej wygoni�a ze swojej �awki, i m�wi: - Ale prosz� pana, ko�o mnie siedzi Bogusia! - To czemu ja jej tu nie widz�? - A bo jest w szpitalu. - Odpowiedz mi Klaudia na takie pytanie - m�wi pan. - Jak kto�, kto le�y w szpitalu, mo�e jednocze�nie siedzie� ko�o ciebie? - Ale to jest jej miejsce - m�wi Klaudia. - To by�o jej miejsce - m�wi pan. - By�o! Teraz jej miejsce jest w szpitalu. Kapewu? Pan spogl�da na mnie i m�wi: - A ty siadaj ko�o Klaudii i nie zawracajcie mi wi�cej g�owy, jak nie chcecie le�e� razem z Bogusi� w szpitalu. No co, na co czekasz? Podchodz� i siadam na miejscu Bogusi. Klaudia odsuwa si� do �ciany. - Przepraszam - m�wi� do niej szeptem. - Jaka jest teraz lekcja? - Nie odpowiada. Rozgl�dam si�, bo mo�e gdzie� na �awkach le�� ksi��ki albo zeszyty, to bym si� zorientowa�a, ale nic nigdzie nie le�y. Pan otworzy� dziennik i przewraca kartki. Siedz�ca przede mn� dziewczynka odwraca si�, spogl�da na mnie. Ma du�e, czarne oczy i czarne, l�ni�ce, kr�tko ostrzy�one w�osy. Jest bardzo �adna. M�wi cicho do Klaudii: - Nie przedstawisz mnie swojej nowej kole�ance? Klaudia wzrusza ramionami, prycha, nie odpowiada. Czarna dziewczynka u�miecha si� do mnie i mowi: - Mam na imi� Ewa. A ty? - Marysia - m�wi� i te� si� u�miecham. - �liczne imi� - m�wi Ewa. - Sk�d przyjecha�a�? Na pewno z Pary�a. Zgad�am? - Nie - m�wi�. - Ja mieszka�am dwadzie�cia kilometr�w st�d, a teraz dostali�my nowe mieszkanie we Wa�brzychu... No i... - Nie wiem, co jeszcze powiedzie�. - We Wa�brzychu - Ewa powtarza powoli moje s�owa i ma tak� min�, jakby w�a�nie jad�a co� smacznego. - Hm, bo wiesz, masz tak �liczn� sukienk�, �e by�am pewna, �e prosto z Pary�a. Wyci�ga r�k� i bierze w palce materia� mojego r�kawa. To prawda. Mam bardzo �adn� sukienk�. Pani Kami�ska dosta�a j� w paczce, sprzeda�a mojej mamusi, a pani Marysia, �ona pana Krzy�ka, mi j� zw�zi�a. U�miecham si� do Ewy i m�wi�: - Mo�liwe, �e z Pary�a, bo to z paczki. A tu buch! Pan waln�� r�k� w stolik. Patrzy na nas i m�wi: - A to co? Lekcja czy ploteczki? - Jak na razie ploteczki - odpowiada Ewa. - W�a�nie mieli�my na tapecie nasz� s�ynn� poczt� polsk�. Bo tu nowa kole�anka dosta�a sukienk� w paczce z Pary�a. Tylko �e ta paczka, s�dz�c po fasonie, musia�a przele�e� na poczcie co najmniej dziesi�� lat. Dziewczynki chichocz�. Pan podnosi palec. - Tu si� nie ma z czego �mia� - m�wi. - Dziwne rzeczy dziej� si� w tym kraju, rzeczy, o jakich nie �ni�o si� filozofom i innym filomatom. Wyobra�cie sobie... a zreszt� tu nie ma nic do wyobra�ania, to s� fakty. Ot� zesz�ego roku dosta�em od kuzyna z Australii paczk�. Rozpakowa�em, w �rodku r�ne tam r�no�ci, wiadomo. Mi�dzy innymi jaki� malutki, super elegancki s�oiczek z eleganck� pokryweczk� w kolorow� krateczk�. Co to mo�e by�? �ona po angielsku perfekt, m�wi, �e d�em malinowy. No, kurde, my�l� sobie, chocia� raz w �yciu najem si� d�emu malinowego z Australii, chocia� nawet nie wiadomo, czy tam maliny rosn�... Odkr�cam pokrywk�, zagl�dam, a d�em do po�owy wyjedzony i jeszcze �lady paluch�w wida�. Pan �mieje si�, klasa mu wt�ruje. - A mojemu tacie - m�wi jaki� ch�opak - te� przys�ali paczk�, z Ameryki. W li�cie by�o napisane, �e przy�l� dwana�cie par slip�w m�skich, a w paczce nie by�o ani jednej pary. - A to si� tata zdziwi� - m�wi pan. - Te� bym si� zdziwi�. - A my�my z Erefenu dostali paczk� na �wi�ta miesi�c po �wi�tach i wszystko by�o zgnite! - To tak, jak my! - A nam wujek z Kanady przys�a� paczk� z odzie��, ale w �rodku nie by�o �adnej odzie�y, tylko stare palto i to polskie, bo na metce pisa�o Mi�sk Mazowiecki. - Cicho ju�, cicho - m�wi pan. - Jakby tak wszyscy zacz�li wylicza�, kto czego nie dosta�, albo kto co dosta�, to do �mierci by�my si� nie wyrobili. Pan przeci�ga si�, ziewa. Spogl�da w stron� okna i m�wi: - A to si� rozpada�o. No i co tu ch�opaki robi�? Patrzy teraz na mnie, kiwa palcem. - Chod� nowa do tablicy, b�dziemy ci� spowiada�. Wstaj� i podchodz� do tablicy. Bior� kred�. Klasa w �miech. Pan te�. - Masz zamiar co� rysowa�? - pyta. - Mog� narysowa� - m�wi� cicho. Zn�w si� �miej�, ci�gle si� ze mnie �miej�. - Cicho - m�wi pan. I do mnie: - Co b�dziesz rysowa�? Wzruszam ramionami. Sk�d mam wiedzie�, co? Nie wiem. - Jak nie chcesz - m�wi pan - to nie rysuj. Nikt ci nie ka�e rysowa�. Tylko po co ci ta kreda? Nie wiem, co odpowiedzie�. K�ad� kred� z powrotem na listewce pod tablic�. - Lepiej nam powiedz, jak si� nazywasz - mowi pan. - Nazywam si� Maria Kawczak. - Ale jaja - m�wi kto� i klasa w �miech. - To nas Kawczak zrobi� w balona - m�wi kto� inny - to przecie� jego siostra. - To wcale nie moja siostra - m�wi ten ch�opak, na kt�rego wpad�am. - Ja jej w og�le nie znam. Ma�o to Kawczak�w na �wiecie? - A najwi�cej w Sru Lance - piszczy kto� cienko. Zn�w si� wszyscy �miej�. Buch, pan waln�� r�k� w stolik. Robi si� cicho. - Przypominam obywatelom i obywatelkom, �e to szko�a, a nie cyrk - m�wi pan, i do mnie: - Ile mia�a� na sze��dziesi�t? Nic nie m�wi�. Nie wiem, o co si� pyta. - Do jakiej szko�y chodzi�a�? - pyta pan. - Do szko�y podstawowej w Krzeszowie - m�wi�. - To co, nie biega�o si� u was? - Biega�o. - Czasu nikt nie mierzy�? - Nie wiem. W klasie cicho. Pan te� nic nie m�wi. Wszyscy patrz� na mnie. Stoj� i tylko w g�owie zaczyna mi co� szumie�. I coraz g�o�niej szumi. Pan kiwa g�ow�. - No tak - m�wi. - A wzwy� skaka�a�? - Skaka�am - m�wi�. - Ile skoczy�a�? - Nie pami�tam. - To poka� r�k� - m�wi pan. Podnosi r�k� i zatrzymuje j� na wysoko�ci mojej g�owy. - Tyle? - Tyle nie - m�wi�. - To mo�e tyle? - Pan wychyla si� zza stolika i dotyka palcami pod�ogi. Wsz�dzie chichoty. Stoj�, o niczym nie umiem pomy�le�. Co� mi kto�, co� mi co� do ucha jakby m�wi, jakby brz�czy, ale kto, ale co... sk�d mam wiedzie�, jak tak szumi i brz�czy. - No poka� r�k� - m�wi pan. - Nie umiesz r�ki wyci�gn��? Pewno, �e umiem. Wyci�gam. Na stoliku u pana d�uga linijka le�y, zaraz mnie ni� po �apie walnie, zaraz we�mie i walnie. Jejku, zaraz mnie walnie. Lepiej, �eby nie wstawa�, nie wypada, �eby pan do mnie podchodzi�, sama powinnam podej��. Podchodz�, d�o� wierzchem do do�u, spodem do g�ry obracam. Czemu wszyscy si� �miej�, czemu pan linijki nie bierze, chocia� czekam i czekam, i tylko r�ka troch� mi dr�y... S�ysz� p�acz, kto� si� w klasie rozp�aka�. To nie ja, pan odwraca si� ode mnie, gdzie indziej patrzy. Wszyscy patrz� tam, gdzie pan patrzy. To ja te� tam patrz�. W �awce, w �rodkowym rz�dzie, jaka� dziewczynka okropnie szlocha. - Co si� sta�o? - pyta pan. Nikt nie wie. - Kasiu, co ci si� sta�o? - pyta pan g�o�niej. Dziewczynka szlocha z twarz� w d�oniach schowan�. I tylko jej w�osy wida�. Ja�niutkie, poskr�cane w loki. D�ugie, pe�no ich wsz�dzie wok� niej. Nagle dziewczynka wstaje. Upada z trzaskiem krzes�o. Ona bierze torb�, do nas idzie, do pana i do mnie. Mija nas, ci�gle p�acz�c. Mign�y jej oczy, na mnie popatrzy�y. Jakby znajome, kiedy� je widzia�am? Ale chyba nie naprawd�, chyba na obrazku... A mo�e mi si� kiedy� �ni�y? Ona do drzwi idzie szybko, sp�dnic� ma do samej pod�ogi, szerok�, kolorow� jak u Cyganki, jak u wr�ki. W�osami, chust� czarn� w ��te kwiaty w powietrzu powiewa. Ramiona otula ni�, drzwi trach, ju� jej nie ma. Nikt si� d�ugo nie odzywa. Dopiero pan, do mnie: - A ty co tu stoisz? Siadaj. Id� do �awki, siadam. - Co to jej si� mog�o sta�? - m�wi pan. - Wiadomo - m�wi ta czarna dziewczynka, co siedzi przede mn�, Ewa. I puka si� palcem w czo�o. Pan wzdycha. - No dobra - m�wi - koniec wyg�up�w, czas na lekcj�. Wstawa�! Wszyscy wstaj�, ja te�. - Stan�� obok �awek - m�wi pan - i uwaga... przysiad, r�ce do g�ry, wyprost, r�ce w d�. Zaczynamy. A teraz jest fizyka, ostatnia lekcja w tym dniu. Dosta�am dw�jk�, nic nie umia�am, wszystko z g�owy wylecia�o, pani wpisa�a mi uwag� do dzienniczka ucznia. W Krzeszowie z tego przedmiotu mia�am pi�tk�. To najstraszniejszy dzie� w moim �yciu. Na przerwach nikt si� do mnie nie odzywa. Schodz� na pierwsze pi�tro i stoj� przy oknie, a ko�o mnie lataj� dzieciaki z pierwszych klas. Nie wiem, co ze mn� b�dzie w tej szkole. Klaudia odsuwa si� ode mnie na koniec �awki. S�ysza�am, jak m�wi�a do Magdy, �e kto� tu ma pch�y. To na pewno o mnie. Co ja im zrobi�am? Widz� mnie przecie� po raz pierwszy w �yciu. Czy to wszystko dlatego, �e na samym pocz�tku przewr�ci�am Kawczaka? Czy to dlatego, �e tak brzydko do mnie powiedzia�? Po co ja si� tak spieszy�am? No bo nie chcia�am si� sp�ni�. Od jutra b�d� z domu wychodzi�a wcze�niej, o si�dmej. Sk�d mia�am wiedzie� �e ten autobus tak d�ugo nie b�dzie przyje�d�a�? Rozmawia�am z pani� wychowawczyni�. Jest �adna i m�oda. O wszystko mnie wypytywa�a. Dziwi�a si�, �e zmieni�am szko�� na dwa miesi�ce przed ko�cem podstaw�wki. Powiedzia�am, �e to przez nowe mieszkanie i przez to, �e mamusia boi si� dzikich lokator�w. Wtedy pani si� za�mia�a, pog�aska�a mnie po g�owie i posz�a. Ona jest dobra. Gdyby uczy�a fizyki, na pewno nie dosta�abym tej dw�jki. Pani od fizyki jest niecierpliwa i jak si� jej szybko nie odpowie, to zaraz krzyczy, a jak kto� na mnie krzyczy, to ja si� zaraz zacinam. Pani od fizyki nazywa si� Zelenow. A wychowawczyni uczy biologii i nazywa si� pani Turska. Wiem ju� te�, jak ma na nazwisko dziewczynka, kt�ra siedzi przede mn�, ta czarna, o imieniu Ewa. Nazywa si� Bogdaj. A ten gruby, co m�wi przez nos i siedzi w jednej �awce z Kawczakiem, nazywa si� Zi�bi�ski. A w pierwszej �awce od okna siedzi dziewczynka, kt�ra jest grubsza i wy�sza nawet od Zi�bi�skiego. Ma piersi jak balony i ci�gle goni na przerwach za jednym ch�opcem, kt�ry ma na imi� Zenek. Tak, jak nasz Zenu�. Gdy go z�apie, wykr�ca mu r�ce i zn�ca si� nad nim. On si� wyrywa, pr�buje j� kopn��, ale ona jako� zawsze uskoczy. Wszyscy nazywaj� j� Szkapa, ale ona si� nie obra�a, tylko ci�gle goni Zenka. On jest ni�szy od niej o dwie g�owy. Ma piskliwy g�osik i krzyczy: - Odwal si� Szkapa, bo tak ci� kopn�, �e po�a�ujesz! - Spr�buj - m�wi ona i �apie go za szyj� od ty�u. W klasie jest du�o �adnych dziewczynek. �adnie si� te� ubieraj�. Najcz�ciej nosz� czarne rajstopy i w�skie sp�dniczki z d�insu. Niekt�re nosz� kr�tkie, a niekt�re d�ugie, do p� �ydki, z rozci�ciem z ty�u. Jednak naj�adniejsz� dziewczynk� jest Ewa Bogdaj. Te� nosi kr�tk�, d�insow� sp�dniczk� i czarne rajstopy. I czarny, lu�ny sweter w du�e oka. Jest pi�knie opalona. Siedzi przede mn�, wi�c ci�gle na ni� patrz�. Z ty�u te� �adnie wygl�da. Ci�gle si� kr�ci. Czasem widz� jej twarz z boku. Cz�sto gryzie doln� warg�. Lubi� sobie przypomina�, jak si� do mnie u�miechn�a, wtedy, na pierwszej lekcji. Ma pi�kny u�miech. Jest jakby nerwowa, ale gdy co� do kogo� m�wi, to si� zaraz uspokaja. Ca�a nieruchomieje, tylko usta jej si� ruszaj�. Lubi zak�ada� r�k� za szyj�. G�adzi si� ci�gle z ty�u, w miejscu, gdzie ko�cz� si� w�osy. Jej paznokcie s� d�ugie i l�ni�, jakby by�y pomalowane przezroczyst� farb�. Na najmniejszym paznokciu ma naklejon� �liczn�, z�ot� gwiazdk�. Nigdy nie widzia�am takiej pi�knej dziewczynki, chyba �e w telewizji na jakim� filmie, albo na wyborach miss. Od czasu, gdy pochwali�a moj� sukienk�, ju� wi�cej si� do mnie nie odezwa�a. Niekiedy si� odwraca i szepcze o czym� z Klaudi�. Klaudia jest wysoka i chuda. Ma d�ugie, proste w�osy i ci�gle si� garbi. Chodzi w d�insach. Jak co� pisze, wysuwa z ust koniuszek j�zyka. Ma bardzo �adny charakter pisma. St�d widz� te�, jak pisze Ewa Bogdaj. Szybko, ale niewyra�nie. Dziewczynka, kt�ra siedzi obok niej, ma na imi� Magda. �adna, pulchna buzia, do�eczki w policzkach i popielate w�osy do ramion. Ona i Klaudia na przerwach chodz� wsz�dzie z Ew�. Ewa co� opowiada, a one si� �miej�. Ewa chodzi tak, jakby ta�czy�a, jak baletnice w telewizji. Jest bardzo zgrabna, wcale nie wygl�da na dziewczynk�, kt�ra chodzi jeszcze do szko�y podstawowej. A ta dziewczynka, co si� pop�aka�a na pierwszej lekcji i ju� nie wr�ci�a do klasy, nazywa si� Bogda�ska. Kasia Bogda�ska. Zawsze przy sprawdzaniu obecno�ci jako pierwsza wyczytywana jest Ewa Bogdaj, a zaraz po niej Bogda�ska. I zawsze przy Bogda�skiej kto� m�wi�, �e nieobecna. A jak sprawdza�a obecno�� wychowawczyni, to wsta�a Magda i powiedzia�a, �e Ka�ka uciek�a z pierwszej lekcji. Pani powiedzia�a: - Znowu - i westchn�a. Wtedy Magda spojrza�a na Ew�, a Ewa na Magd� i si� u�miechn�y. Interferencja �wiat�a? To Marlena Pyzik j�ka si� przy tablicy, chyba zaraz dostanie dw�j�. Co� tr�bi za oknem, to klakson samochodu. Cichnie, i zn�w tr�bi. Pani Zelenow robi dziwn� min�. - Bardzo �adnie - m�wi do Marleny. - Siadaj. Marlena wraca do �awki, a pani wstaje, bierze dziennik i m�wi: - Posied�cie teraz cicho, zaraz b�dzie dzwonek. Wychodzi. Zostali�my sami. Robi si� coraz g�o�niej, wszyscy pakuj� ksi��ki i zeszyty, bo to przecie� ostatnia lekcja. Jaki� ch�opak, chyba si� nazywa Krempicki, wo�a od okna: - Ch�opaki, szybko, jej kochanek! Po chwili prawie ca�a klasa t�oczy si� przy oknach. Kto� m�wi: - Kurwa, ale �ysy. Ewa wstaje, zarzuca torb� na plecy. - Chod�cie - m�wi do Magdy i Klaudii - co b�dziemy czeka�. Wychodz�. Ca�y rz�d �awek pod �cian� zosta� pusty. Tylko ja tu siedz�. Pod oknami zamieszanie. Ch�opaki si�uj� si�. Wyci�gam z kieszeni lusterko, poprawiam w�osy i chowam lusterko. Zrobi�o si� ciep�o, bo wysz�o s�oneczko. Wysch�y wszystkie ulice. Wieje mocny wiatr, ale ciep�y. Ju� po drugiej. Chodz� sobie i zwiedzam Wa�brzych. Domy s� zabytkowe, pe�no na nich r�nych wyrze�bionych figur. A co pi�tro, to inne okna. Ulice s� albo z g�ry, albo pod g�r�. I jest tu ogromny ko�ci�. By�am w �rodku zm�wi�am po trzy razy Ojcze Nasz i Zdrowa� Mario, �aski� pe�na. Teraz jestem w rynku. Na samym �rodku stoi fontanna. Tryskaj�ca woda b�yszczy w s�o�cu. Nagle, patrz�... Na �awce, niedaleko fontanny, siedzi dziewczynka z mojej klasy, ta, co si� pop�aka�a, Kasia Bogda�ska. Tak, to ona. Siedzi ty�em do mnie, ale poznaj� j� po czarnej chustce w ��te kwiaty narzuconej na plecy i po w�osach, kt�re b�yszcz� w s�o�cu tak samo jak fontanna. G�ow� ma pochylon� nad kolanami, chyba zn�w p�acze. Podchodz� bli�ej. Zatrzymuj� si�. Mo�e to nie ona? Nie, to na pewno ona. Si�d� ko�o niej, mo�e jej kto� z rodziny umar�. Mnie te� umar�a babcia, to wiem, jak to jest, gdy kto� umrze. Te� p�aka�am ca�y dzie�. A mo�e nie chce, �eby kto� widzia�, �e p�acze? Ale przecie� cz�owiekowi robi si� l�ej, gdy ma si� komu wy�ali�. Podejd�. A jak mnie nie pozna? To trudno, to odejd�. Podchodz�, patrz�, ona wcale nie p�acze. Jest pochylona, bo zapisuje co� w zeszyciku, le��cym na jej kolanach. Ale si� wyg�upi�am. Na szcz�cie nie widzia�a, �e podchodz�. Ju� mam odej��, gdy ona podnosi g�ow� i spogl�da na mnie. Robi mi si� g�upio, nie wiem, co powiedzie�. - Ale masz min� - m�wi ona i u�miecha si�. I nie �mieje si� ze mnie, tylko si� do mnie u�miecha. Ach, jak cudnie si� u�miecha. I w tym momencie, nie wiadomo dlaczego, odczuwam wielk� rado�� i ju� wcale nie jest mi g�upio. - Siadaj - m�wi ona i pokazuje r�k� miejsce obok siebie. Siadam, uciekam spojrzeniem na fontann�, w kt�rej, na moich oczach, ga�nie nagle s�o�ce. Prze�amuj� si� i spogl�dam na Kasi�. Ona jeszcze si� u�miecha i nagle ca�a ta rado��, kt�ra jest we mnie, wybucha jak balon, gdy go kto� nak�uje szpilk�. Zaczynam si� �mia�, ca�kiem bez powodu. �miejemy si� teraz obie. G�o�no, coraz g�o�niej. �miejemy si� i �miejemy, przestajemy, i zn�w si� �miejemy. �miejemy si�, i ju� nie mo�emy przesta� si� �mia�. No, ju� si� nie �miejemy, tylko oddychamy g�o�no, zm�czone tym �miechem. - A tak w�a�ciwie, to z czego si� �mia�a�? pyta Kasia. - Nie mam poj�cia - m�wi� - zapomnia�am. I zn�w obie w �miech. Trzymaj�c si� za brzuchy, skr�camy si� i nie mo�emy z�apa� tchu. Nagle bum!... Co� mnie w g�ow� waln�o. Patrz� do g�ry, z nieba lec� twarde kulki. - Uciekamy! - krzyczy Kasia, �apie mnie za r�k� i w nogi. Wbiegamy do bramy. W rynku pop�och, wszyscy uciekaj�, chowaj� si� po bramach. Ca�y chodnik zas�any podryguj�cymi, chrz�szcz�cymi, lodowymi kulkami. Schylam si� i jedn� z nich podnosz�. K�ad� j� na d�oni. Z bliska wygl�da jak jajeczko ma�ego ptaszka. Razem z Kasi� patrzymy, jak si� topi powoli. Ju� tylko troch� wody z niej zosta�o. Wycieram r�k� o sukienk�. Ju� si� ca�y grad wypada�. W rynku zn�w chodz� ludzie. Wsz�dzie bia�o od lodowych kulek, kt�re robi� si� coraz mniejsze i mniejsze. Kasia ci�gnie mnie gdzie�, wchodzimy w jakie� drzwi. To szatnia. - Daj teczk� - m�wi Kasia. Podaj� jej moj� teczk�, a ona j� razem ze swoj� torb� podaje pani za lad�. Patrz�, to kawiarnia, jeste�my w kawiarni. Nigdy nie by�am w kawiarni. - Co� ty - m�wi� przestraszona, ale ju� jeste�my w �rodku. - We� numerek - m�wi Kasia i mnie zostawia. Siada przy stoliku pod oknem. Wracam. Pani daje mi tr�jk�cik z blachy, na nim cyfra: 42. Id� do stolika, gdzie Kasia. Wsz�dzie siedz� ludzie, sami doro�li. Siadam. Za szyb� okna, za firank�, wida� rynek. Kto� nagle m�wi: - S�ucham? Przy naszym stoliku stoi pani w malutkim, bia�ym fartuszku i spogl�da to na Kasi�, to na mnie. A Kasia m�wi tak: - Dwie du�e porcje lod�w z bakaliami, sok pomara�czowy i dwie szklanki. - Sok tylko zagraniczny, w puszce - m�wi pani. - Innego nie pijam - odpowiada Kasia. Pani odchodzi. - Ale ja mam tylko dwadzie�cia z�otych - m�wi� szybko, �eby Kasia zd��y�a odwo�a� to, co dla mnie zam�wi�a. - Ja ci� zaprosi�am, wi�c si� nie martw - m�wi na to Kasia i odczesuje palcami do ty�u swoje w�osy. S� �liczne. Troch� z�ote, a troch� r�owe. I tak ich du�o, �e mo�na by nimi obdzieli� ze cztery dziewczynki, a mo�e nawet pi��. Kasia obejmuje kolano splecionymi d�o�mi i garbi�c si� lekko, spogl�da na mnie. - Wiesz - m�wi - robisz tak �mieszne i s�odkie minki, �e chyba b�d� ci� nazywa�a Mink�. Chcesz, Minko? - No. - A ja mam na imi� Katarzyna. - Wiem - m�wi�. - Katarzyna Bogda�ska. - Sk�d wiesz? - Bo jak ci� wyczytywali na sprawdzaniu obecno�ci... to si� domy�li�am, �e to ty, bo nikogo innego nie brakowa�o. Kasia u�miecha si� i ju� ma co� powiedzie�, ale w tym samym momencie przychodzi pani, stawia na stoliku soki i lody i odchodzi. - Smacznego - m�wi Kasia i zabiera si� do swojej porcji lod�w. To ja te� zabieram si� do swojej. Jaka �mieszna, malutka �y�eczka. Lody s� bardzo dobre. Najpierw znajduj� w bitej �mietanie rodzynki. Potem wisienk�. Potem wy�awiam kawal�tek czekolady i na ko�cu taki ��ty kr��ek z dziurk�. Pyszny, nie wiem, co to jest. Ju� zjad�am. Nic w pucharku nie zosta�o. I dopiero teraz sobie przypominam, �e jestem w kawiarni. Podnosz� oczy. Kasia grzebie w swoich lodach, nawet po�owy jeszcze nie zjad�a. Rozgl�dam si�. To nic strasznego siedzie� w kawiarni. Wszyscy ze sob� rozmawiaj�, nikt na mnie nie zwraca uwagi. A gdyby wesz�a tu jaka� pani ze szko�y? Czyby mia�a do nas pretensj�, �e tu siedzimy? Nie wiadomo. Patrz� zn�w na Kasi�. Ona wcale nie je, tylko my�li o czym�, chyba o czym� smutnym, bo jest smutna. Nabiera lody na �y�eczk�, przechyla j� i patrzy, jak sp�ywaj� powoli. A ja bym si� teraz napi�a soku pomara�czowego, ale jako� mi g�upio wyci�gn�� r�k� po szklank�. - Nie kr�puj si� - m�wi Kasia, i, nie patrz�c na mnie, podsuwa mi moj� szklank�, a sama dalej grzebie w swoich lodach. Bo�e, przecie� ja nic nie powiedzia�am. To sk�d ona wiedzia�a, co pomy�la�am? Kasia podnosi g�ow� i m�wi cicho: - Nie przejmuj si�, taka ju� jestem. Na jej twarzy pojawia si� dziwny u�miech. Sk�d� znam ten u�miech, ale sk�d? Kto� si� ju� tak do mnie u�miecha�. Ale kto, i kiedy? A mo�e mi si� �ni�o...? Bo�e, czy to wszystko tylko mi si� �ni? Kasia podnosi swoj� szklaneczk�, upija �yczek. Ja swojego soku wypijam z rozp�du po�ow�. Dzy� dzy�...! To Kasia uderzy�a �y�eczk� o szk�o. Jeszcze dr�y w powietrzu d�wi�k. - A pami�tasz, jak si� �mia�a�? - pyta Kasia. - Pewno - m�wi� i szybko odstawiam szklank�, bo zn�w zaczyna mi si� zbiera� na �miech. I dzieje si� ze mn� to samo, co na �awce, zanim nie spad� grad. �miej� si� i nie mog� przesta� si� �mia�, cho� wiem, �e wszyscy na mnie patrz�. - Co� smutnego! - wo�a przez �miech Kasia, bo i ona g�o�no si� �mieje. A ja nic smutnego nie mog� sobie przypomnie�. Patrz� na Kasi�, ona chyba te� nic smutnego nie mo�e sobie przypomnie�, bo a� si� kuli od �miechu. Zatykam sobie usta, nic nie pomaga, chyba zaraz umr�. Staje przy nas pani w fartuszku, ha ha ha, w takim malutkim fartuszku! - Nie za g�o�no, panienki? - m�wi, a Kasia parska �miechem jeszcze g�o�niej i wo�a: - Rachunek! Pani wyci�ga z malutkiej kieszonki swojego malutkiego fartuszka malutki rachuneczek, k�adzie go na stoliku i m�wi: - Trzy tysi�ce siedemset osiemdziesi�t. Ojej, tyle pieni�dzy. Sk�d Kasia we�mie tyle pieni�dzy? Mog�am chocia� nie pi� swojego soku to bym mog�a odda� i by�oby mniej do zap�acenia. Z jednej strony si� martwi� a z drugiej chichram si� ju� na ca�ego. Kasia rzuca na st� pe�no pomi�tych banknot�w. - Reszty nie trzeba - wykrztusza przez �miech, zrywa si� z krzese�ka, �apie mnie za r�k� i uciekamy do szatni. Z szatni wyskakujemy do bramy. Nikogo tu nie ma, mo�na si� spokojnie wy�mia�. Ju� cicho w bramie. Trzymam si� za brzuch. To cud, �e jeszcze �yjemy. Okazuje si�, �e i od �miechu mo�na umrze�. - Nasze torby - m�wi Kasia. - Masz numerek? - O Jezu, zostawi�am na stoliku - m�wi� i robi mi si� gor�co. Jak ja tam teraz wr�c�? Taki wstyd. - Nie przejmuj si�, ja p�jd� - m�wi Kasia i wraca do kawiarni. Och, jaka ona jest odwa�na. I jaka weso�a. To czemu wtedy, w szkole, p�aka�a?... Na pewno musia�a mie� jaki� pow�d. Ale przecie� teraz jest weso�a. Inna sprawa, �e jak si� zamy�li, to zaraz robi si� smutna. Dlaczego? Bardzo bym chcia�a wiedzie�, ale przecie� nie zapytam. Mo�e mi sama powie? Tyle pieni�dzy zap�aci�a, a ja wypi�am tylko p� soku. A ona jeszcze mniej i lod�w nie zjad�a do ko�ca. Dobrze, �e chocia� ja zd��y�am zje�� swoje, mniej si� zmarnowa�o. - Minka! - wo�a kto�. - Minka! - To kto� z kawiarni wo�a. - Minka! To g�os Kasi. Zagl�dam do szatni, a Kasia stoi przy ladzie i macha na mnie. Racja, Minka to przecie� ja. Wchodz�. - Masz te dwadzie�cia z�otych? - pyta Kasia. - Mam. Wyci�gam z kieszonki sukienki ca�y m�j maj�tek. - To zap�a� pani za szatni� - m�wi Kasia - bo ja wyda�am wszystko, co mia�am. Daj� pani za lad� dwadzie�cia z�otych, Kasia bierze swoj� torb�, ja swoj� teczk�, i wychodzimy. Zn�w jeste�my w rynku. O, s�oneczko wysz�o. Po gradzie ani �ladu, suche ulice. Stoimy i patrzymy na dzieci, kt�re goni� si� wok� fontanny. Idziemy sobie powoli, mijamy Dom Ksi��ki. - Wst�pimy? - pyta Kasia. - Mo�emy - m�wi�. Wchodzimy. Ja zatrzymuj� si� przy drzwiach i ogl�dam ksi��ki le��ce pod szyb�. Kasia w g��bi ksi�garni grzebie w tych wy�o�onych na lad�. Kiwa na mnie palcem. Podchodz�. Pokazuje mi du�y album i m�wi: - Ja si� zabij�. - Co si� sta�o? - pytam. Kasia otwiera album. W �rodku kolorowe obrazki. - Popatrz - m�wi Kasia z zachwytem. - Bardzo �adne - m�wi�. - Genialne - m�wi Kasia. - Szkoda, �e ju� nie mam forsy przy sobie. Cholera, szkoda. K�adzie album z powrotem na lad�. Patrz� na cen�. Trzy i po� tysi�ca z�otych. Ojej - m�wi� z �alem - po co my�my jad�y te lody i pi�y te soki... Akurat by ci starczy�o. - G�upstwo - m�wi Kasia. - Wiesz co, id� do tej dziewczyny i zapytaj, czy jest ksi��ka pod tytu�em "Przemin�o z wiadrem"? - Dobrze - m�wi�, podchodz� do pani sprzedawczyni i pytam: - Przepraszam, czy jest ksi��ka pod tytu�em "Przemin�o z wiadrem"? Co? - pyta pani. - "Przemin�o z wiadrem", czy jest? Pani �mieje si�. Podchodzi do uchylonych drzwi na zaplecze i wo�a przez �miech: - Zocha, tu jaka� dziewczynka pyta, czy jest "Przemin�o z wiadrem"! Zza drzwi dolatuje �miech tamtej drugiej, niewidocznej pani. I s�ycha� g�os: - Powiedz jej, �e by�o, ale przemin�o z wiatrem! Pani sprzedawczyni odchodzi od drzwi, rozk�ada r�ce i m�wi do mnie: - Przemin�o z wiatrem. - To nie ma? - Nie ma - m�wi pani i �mieje si�. - Dzi�kuj� - m�wi� i wracam do Kasi. Ale Kasi nigdzie nie ma. Wychodz� z ksi�garni. Na ulicy te� jej nie ma. Posz�a sobie? Dlaczego? Nie, jest. Stoi w bramie obok. Podchodz�. Ojej, ona ogl�da ten album. Robi mi si� gor�co ze strachu. Wzi�a album i nie zap�aci�a. Zaraz zadzwoni� na milicj� i j� z�api�. A mnie razem z ni�. Bo�e, to wszystko przez te lody i soki. Ale to nie ja ukrad�am album, to ona. Ja go nie mam, ja nic nie wiedzia�am. Rozgl�dam si�. Jeszcze nikt z ksi�garni za nami nie wybieg�. Ka�ka ogl�da album, nie widzi mnie. Szybko odchodz�. Id� ulic�. Zaraz kto� za mn� krzyknie. Nie wytrzymuj� i skr�cam w najbli�sz� bram�. Chowam si� mi�dzy drzwiami a �cian�. Wsuwam si� jak najg��biej. Ciemno tu. A jak b�d� przeszukiwa� najbli�sze bramy? Bo�e, Bo�e, co ja im powiem? Wsadz� nas do poprawczaka. Opisz� w gazecie. Co ja powiem mamie? Musz� st�d wyj�� i uciec. Ale jak b�d� ucieka�a, to na pewno mnie z�api�. Zawsze goni si� tego, kto ucieka. A mo�e ju� tam stoj� i czekaj�, a� wyjd�? I po co ja do Ka�ki podchodzi�am? �ebym wiedzia�a, �e nie p�acze, to bym nie podesz�a. Sk�d mia�am wiedzie�, �e jest elementem z marginesu spo�ecznego? Mog�am si� domy�li�. Tak si� przecie� nie ubieraj� normalne dziewczynki. Wszystkie dziewczynki w klasie by�y ubrane normalnie, tylko ona inaczej, jak jaka� Cyganka. No tak, Cyganki tak si� ubieraj�. Ona jest Cygank�, to wszystko wyja�nia. Mamusi raz Cyganka ukrad�a sweter ze sznurka. A ja si� dziwi�am w kawiarni, sk�d wzi�a tyle pieni�dzy. Po prostu je ukrad�a. Ale przecie� Cyganki nie s� blondynkami. No tak, ale mog�a si� ufarbowa� .A mo�e j� Cyganie porwali, jak by�a malutka? My�la�am �e b�d� mia�a przyjaci�k�, tak si� cieszy�am, a okaza�o si�, �e to z�odziejka. Na ulicy cicho, nikt nie krzyczy. Mo�e nie zauwa�yli? Dzi�ki Bogu. Odczekam jeszcze troch� i wyjd� jakby nigdy nic. Ona ju� na pewno sobie posz�a. Jak to dobrze, �e nikt ze szko�y nie widzia� mnie z ni�. By�y�my razem tylko w kawiarni i w Domu Ksi��ki. A co zrobi�, jak podejdzie do mnie w szkole i zacznie rozmawia�?... A tam, odpowiem co� i udam, �e si� spiesz�. A je�eli ju� j� z�apali i ona powiedzia�a, �e to ja pomaga�am jej kra��? C�, nie pozostanie mi nic innego, tylko samob�jstwo. A to przecie� grzech �miertelny. Mamusia nie prze�yje pogrzebu bez ksi�dza. I nie p�jd� do nieba, b�d� musia�a sma�y� si� w piekle. Ojcze nasz kt�ry� jest w niebie �wi�� si� imi� Twoje przyjd� kr�lestwo Twoje b�d� wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi chleba naszego powszedniego daj nam Panie i odpu�� nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie w�d� nas na pokuszenie ale nas zbaw od wszystkiego z�ego... Kto� wszed� do bramy. Na pewno milicja. Przek�adam teczk� do lewej r�ki, �egnam si� szybko i zamykam oczy. Amen. W tym momencie z r�ki wypada mi teczka, bo w tych nerwach za s�abo j� z�apa�am. Trac� r�wnowag�, opieram si� o drzwi. Otwieraj� si�, skrzypi�c. W bramie, kilka krok�w ode mnie, stoi ona. Jest powa�na, ca�kiem inna, ni� do tej pory. Nie odzywa si�, tylko patrzy na mnie i wydyma usta. Schylam si� po teczk�. Jest mi strasznie smutno. Jeszcze tak niedawno �mia�y�my si� razem... a teraz... - Co tu robisz? - pyta. - Nic - m�wi�. - Szuka�am ci� wsz�dzie - m�wi ona. - By�am w ksi�garni, chodzi�am po rynku... Czemu si� schowa�a�? Nic nie m�wi�, bo co mam powiedzie�. Na pewno k�amie, �e szuka�a mnie w ksi�garni. Ale sk�d wiedzia�a, �e si� tu ukry�am? Podchodzi do mnie. - Ubrudzi�a� si� - m�wi. Spogl�dam po sobie. Ca�y r�kaw sukienki bia�y od �ciany. Zaczynam go czy�ci�. Ona patrzy, milcz�c. Tr�c r�kaw, m�wi�: - Cze��, musz� ju� i��. - To sobie id� - m�wi ona. Ju� jestem przy progu, gdy s�ysz� za sob�: - Poczekaj! - Podbiega, bierze mnie za rami�. To ja m�wi�: - Naprawd� musz� i��. Mamusia kaza�a mi przyj�� zaraz po szkole. - Ca�� sukienk� na plecach masz bia��. Zaczynam si� czy�ci� z ty�u, tam przynajmniej, gdzie mog� dosi�gn��. - Nie, nie - m�wi