770
Szczegóły |
Tytuł |
770 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
770 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 770 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
770 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tomek Tryzna
Panna Nikt
Wydawca: B&C Piotr Bagi�ski - Warszawa
"Sp�jrz Ojcze:
�cigana przez z�o, na ziemi,
Z dala od twego tchnienia b��dzi na pr�no,
Sztuka ucieczki przed gorzkim chaosem
i nie wie, jak go pokona�..."
Hipolit
KSI�GA PIERWSZA
I
Id� za mamusi� i zasypuj� motyk� do�ki z po��wkami kartofli.
Mamusia jest dobra. Nigdy mi nic nie powie, jak �le zasypi�, tylko
spojrzy i ja od razu wiem, �e trzeba poprawi�. Ziemia jest mi�kka.
To tata j� spulchni� �opat�. Teraz robi przy ogrodzeniu, a za nim
�azi Tadziu. To m�j m�odszy brat, ma dziesi�� lat. Jest fajnym,
weso�ym ch�opcem. Ci�gle chce si� ze mn� bra� na r�k�, ale ja go
zawsze k�ad�. Potem si� drze, �e oszukuj�, a ja w�a�nie nie
oszukuj� i dlatego si� drze. Mo�e kiedy� powinnam mu si� podda�,
ale c�, nie wolno oszukiwa�. Bardzo go lubi�. Opiekowa�am si�
nim, gdy by� jeszcze ca�kiem ma�y. Zmienia�am mu pieluchy i
karmi�am smoczkiem. Teraz opiekuj� si� Zenusiem. Zenu� ci�gle �pi,
a jak nie �pi, to p�acze, albo si� �mieje. Pachnie s�odko. Jest
wiosna. Ca�y dzie� s�oneczko �licznie pali. W tej chwili ju� nie
tak mocno, bo jest nisko. Nasz kawa�eczek pola przylega do lasu.
Las jest ciemnozielony, a pole ca�e ciemnoszare. Jak wyrosn�
kartofle, te� b�dzie tu zielono. A ja od rana jakbym co� mia�a w
brzuchu. Wczoraj te�, ale mniej. Kto� piszczy. Patrz�, to Zosia.
Ucieka, a Tadziu j� goni. Zosia to moja siostra. Jest jeszcze
Krysia. S� bli�niaczkami, maj� po pi�� lat. Ci�gle skacz� przez
gum�. Ja te� kiedy� skaka�am przez gum�, ale teraz nie skacz�, bo
nie wypada. A to co? Tadziu podchodzi do w�zka Zenusia i macha nad
nim glizd�. Niedaleko stoi Zosia. S�ysz� st�d, jak m�wi:
- Ty, daj mu. Zobaczymy, czy zje.
- Jeszcze za ma�y, �eby mi�so �ry� - m�wi Tadziu. Ojej,
zapatrzy�am si�, zas�ucha�am, a mamusia ju� tak daleko. To ja za
ni�, do�ki szybko zasypuj�. Ciach ciach i nast�pny. Ciach ciach,
ciach ciach. Ko�o mnie przebiega Tadziu. Wrzeszcz�c: - Gol! Gol! -
przeskakuje przez drut ogrodzenia i biegnie na pag�rek. Patrz� za
nim, a brzuch tak strasznie zaczyna mnie bole�, �e a� nie wiem, co
mam zrobi�. Mo�e to skr�t kiszek? I naraz mi przechodzi. Dzi�ki
Bogu. Po niebie lata ptak. Niebo jest niebieskie, ptak bia�y.
Tadziu mierzy do niego z kijka, strzela. Pif, paf! A ptak lata i
lata. Pi�kna jest przyroda, gdy �wieci s�o�ce. Pod warunkiem, �e
nie �wieci w oczy. I zn�w si� zapatrzy�am, i zn�w mamusia daleko.
To ja za motyk�, doganiam j�, a tu mamusia stoi wyprostowana i
m�wi do mnie:
- Marysia, s�yszysz?
Co?
- A to.
Rzeczywi�cie. Zenu� cicho pop�akuje. Na pewno si� zla�. K�ad�
motyk� i id� do w�zka, kt�ry stoi przy lesie, w cieniu drzew. Ale
Zenu� �pi. Wk�adam r�k� pod pieluch�. Sucho. Mo�e zakwili� przez
sen, mo�e mu si� co� przy�ni�o? No nic, ju� mam wraca�, a tu mi
nagle w brzuchu jakby si� co� skr�ci�o i zaraz rozkr�ci�o. A�
usiad�am. Siedz� i kul� si�, bo boli. Co� bardzo dziwnego w tym
moim brzuchu si� robi. Mo�e po�kn�am razem z wod� kijank� i teraz
zrobi�a si� �aba? Mo�e jest g�odna i gryzie mnie w �o��dek?
Uderzam si� r�k� po brzuchu, mo�e to j� odstraszy. Pogryz�a sobie
jeszcze troch� i przesta�a. Ju� mnie nie boli. Siedz� na trawie,
wok� stokrotki. Troch� bym nazrywa�a, by�by wianek, ale trzeba
i��, do�ki zasypywa�. Ju� mam wsta�, gdy s�ysz� krzyk. Odwracam
si�, patrz�, mo�e to Zosia, a mo�e Krysia, ale nie, skacz� przez
gum� przy drzewku. To krzyczy kto� w g��bi lasu. Jakby dziewczyna,
bo cienki krzyk. Wstaj� i podchodz� do drzew. Troch� si� boj�, a
troch� jestem ciekawa.
Jestem w lesie. Drzewa rosn� g�sto, jest ciemno, s�o�ce tu nie
dochodzi. Brz�k jaki� s�ysz�, daleko. Co to mo�e by�? Przedzieram
si� przez krzaki, jestem ju� na w�skiej �cie�ce. S�ysz� jakby
kwik, jakby r�enie. Tupot jaki�. Patrz�, kareta wielka, ca�a
czarna, w srebrne gwiazdki, w cztery czarne konie zaprz�ona.
Prosto na mnie jedzie. Koniom z pysk�w piana bucha. Uskakuj�,
przyklejam si� do drzewa. W oknie karety widz� �liczn� buzi�
dziewczynki. Ma chyba tyle samo lat, co ja, z�ot� sukni� i diadem
na g��wce szczeroz�oty, wysadzany diamentami. Zauwa�y�a mnie,
krzykn�� co� chce, a tu nagle r�ka czarna, straszna si� wy�ania,
spada na usteczka r�ane. I przejecha�a kareta. Z ty�u dwie ma�py
ohydne, w�ochate siedzia�y w smokingach, z�biska szczerzy�y,
�apska do mnie wyci�ga�y, ale ja skuli�am si� i nie dosi�g�y. Ju�
ich nie ma. Cicho jest. Na �cie�ce co� b�yszczy. Przykucam.
Diament tu le�y, z diademu dziewczynki chyba wypad�. A mo�e z
pier�cionka? Mo�e mi go rzuci�a, �ebym mia�a na pami�tk�, �ebym
nie zapomnia�a. Jaki pi�kny. Jakby si� ca�e s�oneczko do niego
schowa�o i b�yszcza�o. K�ad� go na d�oni i podziwiam. Kto� j�czy.
J�k dobiega z tej strony, sk�d kareta przyjecha�a. Id� �cie�k�,
diament w r�ce �ciskam i coraz bardziej si� boj�, co te� tam
zobacz�, bo j�k coraz g�o�niej s�ycha�. Wreszcie dochodz� do tego
miejsca, sk�d j�k. Le�y tu i j�czy m�ody jaki� kawaler. W brzuch
ma wbit� dzid�. Nie mo�e wsta�, bo dzida go do ziemi przyszpila.
Wok� jego buzi rozsypane z�ote loki pi�knie ufryzowane. Ma na
sobie czerwony kaftan wyszywany z�otem i ��te rajtuzki i pi�kne,
czerwone buty. Obok le�y szpada z�amana i kapelusz z pi�rami. Och,
jak go musi strasznie bole�. Trzymaj�c si� dzidy, wygina cia�o,
jakby chcia� si� po tej dzi... wspi��. Zobaczy� mnie. Prosi
�a�o�nie:
- Dziewczynko, pom� mi. Wyrwij to ze mnie, sam nie dam rady.
Prosz� ci�, wyrwij...
Chcia�abym mu pom�c, ale nie mog�. Nie wiem dlaczego, nie mog� si�
ruszy�. No nie mog� si� ruszy�. Tak mi wstyd, bo on mo�e my�li, �e
nie chc� mu pom�c, �e jestem z�a. Ale jak mam pom�c, jak nie mog�
si� ruszy�? Chc� mu to powiedzie�, ale i ustami nie mog� porusza�.
A on coraz bole�niej:
- Dziewczynko, b�agam. wyrwij to ze mnie, z�ap i wyrwij! Z�ap i
wyrwij! Z�ap i wyrwij! Dziewczynko, z�ap i wyrwij!
A ja nic nie mog�, nic, dos�ownie nic, nic a nic, tylko zamkn��
oczy mog�, chocia� to mog� zrobi�. Otwieram je, gdy jest ju�
cicho. Widz�, jak kawaler wspina si� po drzewcu, ca�y w �uk
wygi�ty. Dzida przechyla si� i kawaler upada na bok. Z ziemi
wyskakuje b�yszcz�ce ostrze. Ju� nie j�czy kawaler, nie �yje. Spod
niego, wolniutko, wyp�ywa czerwona stru�ka. P�ynie �cie�k�, do
moich bosych st�p dop�ywa. Stoj� w ka�u�y krwi i nie mog� si�
ruszy�. Czerwone strumyczki jak �mijki wspinaj� si� po moich
nogach, do g�ry. Jaka� �mieszna dziewczynka stoi w lesie i krzyczy
rozpaczliwie. To ja jestem t� dziewczynk�. Krzycz�:
- Mamusiu!
Odp�ywa szosa. Tadziu goni� za nami, ale si� zm�czy�. Mamusia
peda�uje, a ja siedz� w przyczepce, na workach po sadzeniakach. O,
jedzie samoch�d. Jest coraz bli�ej. W �rodku pan i pani.
Popatrzyli na mnie i przejechali. S�oneczko �wieci z mojej lewej
strony, nisko. A z prawej mojej strony, na szosie, wida� cienie
roweru, przyczepki, mamusi i m�j. G�owa mamusi miga po pniach
drzew na drodze. To czere�nie.
Le�� w ��ku, w majtkach mam pe�no waty i wcale nie chce mi si�
spa�. A� do dzisiaj by�am ma�� dziewczynk�. Mo�e w�a�nie dlatego
jestem taka wysoka, najwy�sza z ca�ej rodziny. Mam sto
sze��dziesi�t siedem centymetr�w wzrostu. Po mnie idzie tata, metr
pi��dziesi�t pi��. Za nim mamusia, r�wno p�tora metra. Potem
Tadziu i dziewczynki. No i na ko�cu Zenu�. Tata jest chudy, ale
silny, silniejszy od mamusi, chocia� wa�y o po�ow� mniej. Mamusia
jest bardzo t�usta, tata gada, �e jak beczka od piwa. Mamusia
m�wi, �e jak narodz� tyle dzieci co ona, to te� taka b�d�. A nasz
s�siad z baraku, pan Krzysiek, ma oko�o stu dziewi��dziesi�ciu
centymetr�w i jak stoj� z tat� przy p�ocie i popijaj� piwo, to
mamusia �mieje si� i m�wi: - Zobacz Marysiu, ale si� parka dobra�a
do chlania, nie ma co.
Pan Krzysiek lubi sobie wypi�. Tata te�, ale m�wi, �e w robocie
nie pije, bo jakby pi�, to ju� by dawno z dachu spad�. Bo tata
uk�ada dach�wki na dachach. Dawniej to uk�ada� przez ca�y dzie�,
ale teraz, gdzie� tak od trzech lat, robi w kopalni w�gla
kamiennego w Wa�brzychu, a dach�wki uk�ada tylko po po�udniu, jak
wyjdzie z kopalni. To w�a�nie dzi�ki kopalni dostali�my nowe
mieszkanie w Wa�brzychu, na osiedlu Piaskowa G�ra. Jeszcze w nim
nie by�am. Za to mamusia by�a i opowiada�a, �e jest bardzo �adne,
�e s� tam a� trzy pokoje. Jeden du�y i dwa malutkie. I kuchnia, i
�azienka, i osobno ubikacja, z czego mamusia bardzo si� cieszy, bo
jak kto� b�dzie chcia� si� za�atwi�, to nie b�dzie przeszkadza�
temu, kto akurat b�dzie si� my�. U nas w baraku jest niby to samo,
bo budka z serduszkiem jest ko�o porzeczek, a pompa po drugiej
stronie, przy kom�rkach. Tacie najbardziej �al zostawia� kr�liki.
Mamusi te�. Ale je�li chodzi o mnie, to ja bardzo si� ciesz�, �e
na nowym mieszkaniu nie b�dziemy trzyma� kr�lik�w. Ju� nie b�dzie
tata ich zabija�. Mruczka te� nie we�miemy z sob�, bo koty
przyzwyczajaj� si� do miejsca, a zreszt� mamusia m�wi, �e i tak by
go nie zabra�a, boby jeszcze jej nasika� w nowym mieszkaniu. Pani
Kami�ska b�dzie go karmi�. No i zupe�nie jeszcze nie wiadomo, co
b�dzie ze szko��. Do ko�ca podstaw�wki mam nieca�e trzy miesi�ce.
Tadziu tyle samo, ale do ko�ca trzeciej klasy. Do tej pory
chodzili�my do szko�y w Krzeszowie, to tylko trzy kilometry, ale
teraz... Co b�dzie teraz? Od nas do Wa�brzycha jest dwadzie�cia
kilometr�w i nie ma bezpo�redniego po��czenia. Tata je�dzi do
kopalni rowerem, ale jest doros�y. Inna sprawa, �e i tak nie mamy
wi�cej rower�w, tylko ten taty. To tata powiedzia�, �eby�my si�
przeprowadzili do Wa�brzycha dopiero na wakacje, ale mamusia
powiedzia�a, �e musimy natychmiast, bo jeszcze jacy� dzicy
lokatorzy wywal� nam siekier� drzwi do nowego mieszkania i si�
w�ami�. My przyje�d�amy, a oni ju� tam mieszkaj�, i nie chc� nas
wpu�ci�. Wtedy tata zaproponowa�, �e zamieszka tam na razie sam, a
reszta rodzinki doszlusuje, jak si� sko�czy rok szkolny. Ale
mamusia wie swoje. Zaraz by si� kole�ki taty zwiedzieli i by sobie
urz�dzili melin� do popijania i do urz�dowania z chorymi
wenerycznie kobietami.
Tak wi�c stan�o na tym, �e w poniedzia�ek po robocie tata p�jdzie
do szko�y w Wa�brzychu i nas zapisze. �eby tylko nas przyj�li.
Mo�e nas nie zechc� na koniec roku? Ale chyba tata im wyt�umaczy i
powie o tych dzikich lokatorach? Ju� tam stoj� nasze nowe meble.
Meblo�cianka i wersalka. Jeszcze ich nie widzia�am, bo by�y w
kom�rce, zapakowane w tektury i foli�. Przedwczoraj tata z panem
Krzy�kiem zawi�z� je do Wa�brzycha ci�ar�wk�. Bardzo jestem
ciekawa, jak to mieszkanie wygl�da. W jednym pokoju b�d� mieszka�
ja z dziewczynkami, w drugim tata z Tadziem, a mamusia z Zenusiem
w trzecim. Albo dziewczynki w jednym, ja z Tadziem w drugim, a w
trzecim mamusia, Zenu� i tata. Jeszcze si� mamusia nie
zdecydowa�a. Raz m�wi tak, raz inaczej, a innym razem zupe�nie
inaczej. Tata si� wtedy �mieje i m�wi: - Osio�kowi w ��oby dano. -
No bo rzeczywi�cie. Tutaj si� mie�cimy w pokoju z kuchenk�, to tam
nie mieliby�my si� pomie�ci� w a� trzech pokojach z kuchni� i
przedpokojem? Ale b�dzie du�o miejsca do latania.
Tak sobie le��, nagle patrz�: zn�w mam palec w ustach. Fuj. Jak
si� tylko zapomn�, to wsadzam do buzi palec, kciuk prawej r�ki, i
go ss�, jakby to by� smoczek. Wszyscy si� ze mnie �miej�, �e taka
du�a dziewczynka, a ssie palec. Ci�gle sobie postanawiam, �e ju�
nigdy, a� tu patrz�, zn�w mam go w buzi. Zosia i Krysia, takie
ma�e, a nie ss� palc�w. Tata m�wi, �e mi go posmaruje kocim
g�wnem, to si� kiedy� przejad�. Mamusia ka�e mi co rano pokazywa�
palec i jak jest bia�y i czysty, to krzyczy, �e cysia�am. To ja
zawsze mocno myj� wszystkie palce wieczorem, �eby rano nie mo�na
by�o pozna� r�nicy, ale i tak zawsze wida�, �e ten wyssany.
Ojej.
S�oneczko ju� zasz�o, a moich jeszcze nie ma. Tak du�o by�o tych
kartofli do sadzenia, a ja si� wyleguj� i nic nie pomagam. Na
pewno zamiast mnie do�ki zasypuje Tadziu. �eby tylko dobrze
zasypywa�. - O, tutaj �le zasypa�e�! I tu! - �e te� mamusia tego
nie widzi. - Oj, bo j� zaraz zawo�am i poka��, jak ty zasypa�e�! -
A Tadziu tylko si� �mieje i pokazuje mi j�zyk. Przyje�d�amy na
jesie�, �eby zebra�, a tu ani jednego kartofla. Bo by�y �le
zasypane. No nie, te, kt�re ja zasypywa�am, to s�. - Zobacz Tadziu
- m�wi� - tak si� zasypuje. - Bior� motyk� i pokazuj� mu. Patrz�,
a Tadziu stoi ju� na pag�rku i strzela do nas z patyka. Tratatata!
Le�� zabita na ��ce, a ko�o mnie siedzi ptak. Jest bia�y i
niewyra�ny. Pytam go: - Co chcia�e�? - Co� ma w dziobku. Wypluwa
to i odlatuje. To co� si� �wieci. Wyci�gam r�k�. �wiate�ko ucieka,
zagrzebuje si� w ziemi�. To ja za nim. Na czworakach pe�zn� krecim
korytarzem. Coraz g��biej w ciemno��, pod ziemi�. O, zn�w widz�
�wiate�ko. Kto� strasznie chrapie. To tutaj, w pokoiku rodziny
kret�w, chrapie na le�ance tata kret. Mamusia kret myje sobie nad
misk� futerko. A tam dziewczynka kret ssie przez sen �apk�. Stoj�
przy niej dwa malutkie kreci�tka i rozmawiaj� cichutko.
- Co� mi m�wi, �e ona nied�ugo umrze.
- Co� ty, po co mia�aby umiera�?
- Babcia umar�a i co? Po nic.
- By�a stara.
- A Marysi� w�� ugryz�.
- Ale Tadziu go nie znalaz�.
- Bo ugryz� i uciek�.
G�uptaski. Nic nie wiedz�, �e ich starsza siostrzyczka sta�a si�
w�a�nie kobiet�. Jestem teraz jak mamusia. To Pan B�g tak urz�dzi�
z kobietami, �eby mog�y rodzi� dzieci, �eby ludzko�� nie umar�a.
Ja te� kiedy� urodz� dzieci. Ch�opca i dziewczynk�. Ch�opczyk
b�dzie mia� na imi� Pawe�ek a dziewczynka Zuzanna.
Jest poniedzia�ek, godzina si�dma dwadzie�cia siedem. Nie, to
niemo�liwe, przecie� jest �roda, to tylko zegarek tak pokazuje.
Dosta�am go w tamtym roku na imieniny od ojca chrzestnego. Ju�
kt�ry� raz pokazuje nie ten dzie�, co trzeba. Ale je�li chodzi o
godziny i minuty, to jeszcze nigdy si� nie pomyli�. Stoj� na
przystanku i czekam na autobus numer osiem. Wok� pe�no ludzi. Te�
czekaj�. Niekt�rzy maj� parasole, bo pada deszcz. Ja mam na sobie
p�aszczyk z przezroczystej folii z kapturkiem. Jest dosy� ciep�o i
przyjemnie, tylko w nogi troch� mokro. To by�a pierwsza noc
sp�dzona przez nas w nowym mieszkaniu. Mamusia powiedzia�a
wieczorem, �eby zapami�ta�, co si� komu przy�ni, bo sny na nowym
miejscu zawsze si� sprawdzaj�. Jej �ni�o si�, �e si� k��ci�a z
pani� Kami�sk� z naszego starego baraku w Jawiszowie, co jest
bardzo dziwne, bo przecie� ju� nigdy tam nie wr�cimy. Zosi �ni�a
si� kura, a Krysi, �e jad�a kasz� na mleku z cukrem i malinami.
Tadziowi nic si� nie �ni�o, ale jemu nigdy nic si� nie �ni. A mnie
co� si� �ni�o, co� bardzo pi�knego, tylko �e teraz to ju� nie
wiem, co to by�o, bo jak si� obudzi�am, to chcia�am jeszcze
pospa�, �eby mi si� to jeszcze troch� po�ni�o, ale gdy si� zn�w
obudzi�am, to okaza�o si�, �e ju� nic z tamtego snu nie pami�tam.
Co�, �e... nie, nie pami�tam. Szkoda, bo to by�o co� naprawd�
pi�knego...
A co �ni�o si� tacie, to nie wiadomo, bo wyszed� do roboty, jak
wszyscy jeszcze spali. Ju� za pi�tna�cie �sma. Jad� autobusem i
strasznie si� denerwuj�, bo si� boj�, �e si� sp�ni� do szko�y.
- Przepraszam bardzo - m�wi�. - Jad� na ulic� Marii Konopnickiej.
To gdzie mam wysi���?
- Nie wiem - odpowiada pani. Moje pytanie us�ysza�a inna pani i
m�wi tak: - Na nast�pnym przystanku, zaraz po tym, co b�dzie
teraz.
- Dzi�kuj� pani bardzo - m�wi�. U�miecham si� do niej i dygam.
Pani te� si� do mnie u�miecha. Autobus zatrzymuje si�. Jedni
ludzie wysiadaj�, inni wsiadaj�. Drzwi zamykaj� si� z sykiem.
Podchodz� do nich bli�ej. Zn�w jedziemy. Co� na mnie chlapn�o. To
na pewno z czyjego� parasola. Jeszcze trzy sekundy i za dwana�cie
�sma. Nie wiem, mo�e zd���. Wszystko dlatego, �e nie chodz� do tej
samej szko�y co Tadziu, kt�ry dosta� si� do szko�y na naszym
osiedlu. Ale tam w �smych klasach jest prze�adowanie dzieci, wi�c
dla mnie sztygar taty, kt�ry jest w komitecie rodzicielskim,
za�atwi� miejsce w szkole numer trzy w �r�dmie�ciu. M�wi� tacie,
�e to najlepsza podstaw�wka w ca�ym Wa�brzychu. Od dzisiaj b�d�
ucz�szcza� do klasy �smej A. Jestem bardzo ciekawa nowych
kole�anek i nowych koleg�w. Jak chodzi�am do szko�y w Krzeszowie,
to nie mia�am �adnej bliskiej kole�anki. Tylko raz mia�am, w
pi�tej klasie, ale ona wyjecha�a z rodzicami do Kanady i nigdy mi
nie przys�a�a poczt�wki, chocia� obieca�a. Autobus zwalnia, staje.
Drzwi otwieraj� si�, wyskakuj�. Prosto w ka�u��.
Tylko ja tutaj wysiad�am. Ulic� idzie jaka� pani.
- Przepraszam bardzo - m�wi� - gdzie jest ulica Marii
Konopnickiej?
Pani pokazuje palcem na drug� stron� jezdni. Lec� na drug� stron�
i dopiero jak jestem na chodniku, przypominam sobie, �e
zapomnia�am podzi�kowa�. O, jest ulica Marii Konopnickiej. Id�
ch�opcy z teczkami. Biegn� za nimi.
- Przepraszam - m�wi� zdyszana - czy idziecie do szko�y numer
trzy?
Jeden z nich �mieje si� i m�wi: - Co ty, chora? My idziemy na
wagary.
- To gdzie jest szko�a numer trzy?
Ch�opaki pokazuj� tam, sk�d przybieg�am. Wi�c m�wi�:
- Ale to przecie� tu jest ulica Marii Konopnickiej.
- Tam te� jest Konopnickiej - m�wi�. - Trzy kilometry i b�dziesz w
szkole.
To ja biegiem z powrotem. Za sze�� �sma, nie zd���. Przebiegam
przez jezdni�, rozgl�dam si�... nie ma ulicy Konopnickiej. Tylko
plac rozkopany ca�y w ka�u�ach. Na pewno dalszy ci�g ulicy jest za
placem. Id�, wsz�dzie b�oto. �eby si� tylko nie przewr�ci�. Nie
przejd�, chyba trzeba naoko�o. Ulic� id� akurat dziewczynki z
tornistrami i parasolkami. Krzycz�:
- Dziewczynki! Nie wiecie, gdzie jest szko�a numer trzy?
- My idziemy do szko�y numer trzy!
Id� i wcale si� nie spiesz�. Wycofuj� si� z tego b�ota i do��czam
do nich. Razem przechodzimy przez jezdni� i idziemy w�a�nie w tym
kierunku, gdzie poszli tamci ch�opcy, co m�wili, �e id� na wagary.
- Do kt�rej klasy chodzicie? - pytam dziewczynek.
- Do trzeciej - m�wi�.
- To tak, jak m�j brat - m�wi�.
- A ja chodz� do czwartej - m�wi jedna z nich.
- Dobrze si� uczycie? - pytam.
- Ja si� ucz� najlepiej - m�wi ta z czerwonymi kokardkami i z
czerwon� parasolk�. - Mam odznak� wzorowej uczennicy.
- Ja te� mam odznak� - m�wi druga.
- Ale dosta�a� wczoraj czw�rk� - m�wi ta z kokardkami. Dochodzimy
do gmachu szko�y. Jest bardzo du�y i pe�no na nim wyrze�bionych
figur. Dziewczynki pobieg�y, zosta�a przy mnie jedna.
- Ja mia�am odznak� wzorowej uczennicy w tamtym roku - m�wi. - A w
tym roku umar� m�j tatu� i ju� nie dosta�am.
Wchodzimy do �rodka. Jaka du�a ta szko�a, o, i jest nawet szatnia,
ale ja nie wiem co i jak, wi�c kucam w k�cie, wyjmuj� kapcie,
zak�adam na nogi, a ub�ocone buciki zawijam w p�aszczyk z folii i
chowam do teczki. Dzwoni dzwonek. Podbiegam do pani, kt�ra krzyczy
na dzieci, �eby szybciej si� zwija�y.
- Dzie� dobry - m�wi�. - Gdzie jest klasa �sma A?
- A ty sk�d si� urwa�a�? - dziwi si� pani.
- Ja chodzi�am do szko�y w Krzeszowie, ale teraz dostali�my
mieszkanie we Wa�brzychu...
- Le� na drugie pi�tro - m�wi pani. To lec�. To ju� tu. Tyle tu
korytarzy. Tam lecie�, czy tam? A mo�e tam?
Siedz� w ostatniej �awce, w rz�dzie pod �cian�. Nie wiem, jakie
zeszyty wyj��, bo nie wiem, jaka to lekcja. Mam gor�ce policzki i
sucho w ustach.
Jak wpad�am do klasy, to zderzy�am si� z jakim� ch�opakiem.
Przewr�cili�my si�, on i ja. Wstaj�, bior� teczk�, on siedzi na
pod�odze i maca si� po z�bach. To ja m�wi�: - Bardzo ci�
przepraszam. - A on: - Spierdalaj! - I wszyscy w �miech. To id� do
pustej �awki i siadam.
A kto� m�wi: - Ma�a, ty si� chyba pomyli�a�. - Podnosz� g�ow�,
stoi nade mn� jaka� dziewczynka. - Tu siedzi Bogusia - m�wi. - Nie
ma ci�. - Wstaj�, ona siada. Stoj�, rozgl�dam si�. M�wi�: - Czy
jest tu gdzie� jakie� wolne miejsce? - Tu jest wolne - s�ysz�.
Patrz�, to powiedzia� taki gruby, czerwony na twarzy. Pokazuje
miejsce obok siebie. To siadam obok niego. A ten ch�opak, z kt�rym
si� zderzy�am, wstaje z pod�ogi, podchodzi do mnie, pac mnie
d�oni� w czo�o i m�wi: - Chwileczka, ja tu siedz�. - Wstaj�, on
siada. - Co ty, gruby - m�wi - na podryw ci� zebra�o? - Gruby si�
�mieje, inni te�. Jaka� dziewczynka m�wi: - Zobaczcie, jakie ma
modne rajstopy. W ciapki!
Patrz� na moje nogi, rajstopy ca�e zachlapane. To wtedy, jak
wpad�am w ka�u��. Stoj� i nie wiem, co mam zrobi�. Wszyscy na mnie
patrz�. - S�uchaj - kto� m�wi - tam na ko�cu jest wolna �awka.
Posz�am tam i usiad�am.
No i siedz�. Jest ju� nauczyciel, ca�kiem m�ody pan. Co� czyta i
ziewa. W klasie jest dosy� cicho. Jedna z dziewczynek podnosi do
g�ry palce... Chrz�ka. Pan unosi g�ow� i patrzy na ni�.
- Co - m�wi - tak od razu do ubikacji?
- Nie - m�wi ona - tylko �e tu siedzi jaka� obca dziewczynka. - I
pokazuje palcem na mnie. To ja wstaj�.
- Co tu robisz? - pyta pan.
- Ja tu jestem zapisana.
- Nic o tym nie wiem.
- Tata mnie zapisa� - m�wi�. - Powiedzia�, �e mam i�� do szko�y
numer trzy przy ulicy Marii Konopnickiej. Do klasy �smej A.
- Co m�wisz? - pyta pan, zwija d�o� i przystawia j� sobie do ucha.
- G�o�niej!
Wszyscy si� �miej�. Mam tak sucho w ustach, �e ju� nic nie mog�
powiedzie�.
- Chod� bli�ej - m�wi pan - siadaj ko�o Klaudii!
Bior� teczk� i rozgl�dam si�, gdzie mam usi���. Naraz wstaje ta
dziewczynka, co mnie wcze�niej wygoni�a ze swojej �awki, i m�wi: -
Ale prosz� pana, ko�o mnie siedzi Bogusia!
- To czemu ja jej tu nie widz�?
- A bo jest w szpitalu.
- Odpowiedz mi Klaudia na takie pytanie - m�wi pan. - Jak kto�,
kto le�y w szpitalu, mo�e jednocze�nie siedzie� ko�o ciebie?
- Ale to jest jej miejsce - m�wi Klaudia.
- To by�o jej miejsce - m�wi pan. - By�o! Teraz jej miejsce jest w
szpitalu. Kapewu?
Pan spogl�da na mnie i m�wi: - A ty siadaj ko�o Klaudii i nie
zawracajcie mi wi�cej g�owy, jak nie chcecie le�e� razem z Bogusi�
w szpitalu. No co, na co czekasz?
Podchodz� i siadam na miejscu Bogusi. Klaudia odsuwa si� do
�ciany. - Przepraszam - m�wi� do niej szeptem. - Jaka jest teraz
lekcja? - Nie odpowiada. Rozgl�dam si�, bo mo�e gdzie� na �awkach
le�� ksi��ki albo zeszyty, to bym si� zorientowa�a, ale nic
nigdzie nie le�y. Pan otworzy� dziennik i przewraca kartki.
Siedz�ca przede mn� dziewczynka odwraca si�, spogl�da na mnie. Ma
du�e, czarne oczy i czarne, l�ni�ce, kr�tko ostrzy�one w�osy. Jest
bardzo �adna. M�wi cicho do Klaudii:
- Nie przedstawisz mnie swojej nowej kole�ance?
Klaudia wzrusza ramionami, prycha, nie odpowiada. Czarna
dziewczynka u�miecha si� do mnie i mowi:
- Mam na imi� Ewa. A ty?
- Marysia - m�wi� i te� si� u�miecham.
- �liczne imi� - m�wi Ewa. - Sk�d przyjecha�a�? Na pewno z Pary�a.
Zgad�am?
- Nie - m�wi�. - Ja mieszka�am dwadzie�cia kilometr�w st�d, a
teraz dostali�my nowe mieszkanie we Wa�brzychu... No i... - Nie
wiem, co jeszcze powiedzie�.
- We Wa�brzychu - Ewa powtarza powoli moje s�owa i ma tak� min�,
jakby w�a�nie jad�a co� smacznego. - Hm, bo wiesz, masz tak
�liczn� sukienk�, �e by�am pewna, �e prosto z Pary�a.
Wyci�ga r�k� i bierze w palce materia� mojego r�kawa. To prawda.
Mam bardzo �adn� sukienk�. Pani Kami�ska dosta�a j� w paczce,
sprzeda�a mojej mamusi, a pani Marysia, �ona pana Krzy�ka, mi j�
zw�zi�a. U�miecham si� do Ewy i m�wi�:
- Mo�liwe, �e z Pary�a, bo to z paczki.
A tu buch! Pan waln�� r�k� w stolik. Patrzy na nas i m�wi: - A to
co? Lekcja czy ploteczki?
- Jak na razie ploteczki - odpowiada Ewa. - W�a�nie mieli�my na
tapecie nasz� s�ynn� poczt� polsk�. Bo tu nowa kole�anka dosta�a
sukienk� w paczce z Pary�a. Tylko �e ta paczka, s�dz�c po fasonie,
musia�a przele�e� na poczcie co najmniej dziesi�� lat.
Dziewczynki chichocz�. Pan podnosi palec.
- Tu si� nie ma z czego �mia� - m�wi. - Dziwne rzeczy dziej� si� w
tym kraju, rzeczy, o jakich nie �ni�o si� filozofom i innym
filomatom. Wyobra�cie sobie... a zreszt� tu nie ma nic do
wyobra�ania, to s� fakty. Ot� zesz�ego roku dosta�em od kuzyna z
Australii paczk�. Rozpakowa�em, w �rodku r�ne tam r�no�ci,
wiadomo. Mi�dzy innymi jaki� malutki, super elegancki s�oiczek z
eleganck� pokryweczk� w kolorow� krateczk�. Co to mo�e by�? �ona
po angielsku perfekt, m�wi, �e d�em malinowy. No, kurde, my�l�
sobie, chocia� raz w �yciu najem si� d�emu malinowego z Australii,
chocia� nawet nie wiadomo, czy tam maliny rosn�... Odkr�cam
pokrywk�, zagl�dam, a d�em do po�owy wyjedzony i jeszcze �lady
paluch�w wida�.
Pan �mieje si�, klasa mu wt�ruje.
- A mojemu tacie - m�wi jaki� ch�opak - te� przys�ali paczk�, z
Ameryki. W li�cie by�o napisane, �e przy�l� dwana�cie par slip�w
m�skich, a w paczce nie by�o ani jednej pary.
- A to si� tata zdziwi� - m�wi pan. - Te� bym si� zdziwi�.
- A my�my z Erefenu dostali paczk� na �wi�ta miesi�c po �wi�tach i
wszystko by�o zgnite!
- To tak, jak my!
- A nam wujek z Kanady przys�a� paczk� z odzie��, ale w �rodku nie
by�o �adnej odzie�y, tylko stare palto i to polskie, bo na metce
pisa�o Mi�sk Mazowiecki.
- Cicho ju�, cicho - m�wi pan. - Jakby tak wszyscy zacz�li
wylicza�, kto czego nie dosta�, albo kto co dosta�, to do �mierci
by�my si� nie wyrobili.
Pan przeci�ga si�, ziewa. Spogl�da w stron� okna i m�wi: - A to
si� rozpada�o. No i co tu ch�opaki robi�?
Patrzy teraz na mnie, kiwa palcem.
- Chod� nowa do tablicy, b�dziemy ci� spowiada�.
Wstaj� i podchodz� do tablicy. Bior� kred�. Klasa w �miech. Pan
te�.
- Masz zamiar co� rysowa�? - pyta.
- Mog� narysowa� - m�wi� cicho. Zn�w si� �miej�, ci�gle si� ze
mnie �miej�.
- Cicho - m�wi pan. I do mnie: - Co b�dziesz rysowa�?
Wzruszam ramionami. Sk�d mam wiedzie�, co? Nie wiem.
- Jak nie chcesz - m�wi pan - to nie rysuj. Nikt ci nie ka�e
rysowa�. Tylko po co ci ta kreda?
Nie wiem, co odpowiedzie�. K�ad� kred� z powrotem na listewce pod
tablic�.
- Lepiej nam powiedz, jak si� nazywasz - mowi pan.
- Nazywam si� Maria Kawczak.
- Ale jaja - m�wi kto� i klasa w �miech. - To nas Kawczak zrobi� w
balona - m�wi kto� inny - to przecie� jego siostra.
- To wcale nie moja siostra - m�wi ten ch�opak, na kt�rego
wpad�am. - Ja jej w og�le nie znam. Ma�o to Kawczak�w na �wiecie?
- A najwi�cej w Sru Lance - piszczy kto� cienko. Zn�w si� wszyscy
�miej�. Buch, pan waln�� r�k� w stolik. Robi si� cicho.
- Przypominam obywatelom i obywatelkom, �e to szko�a, a nie cyrk -
m�wi pan, i do mnie: - Ile mia�a� na sze��dziesi�t?
Nic nie m�wi�. Nie wiem, o co si� pyta.
- Do jakiej szko�y chodzi�a�? - pyta pan.
- Do szko�y podstawowej w Krzeszowie - m�wi�.
- To co, nie biega�o si� u was?
- Biega�o.
- Czasu nikt nie mierzy�?
- Nie wiem.
W klasie cicho. Pan te� nic nie m�wi. Wszyscy patrz� na mnie.
Stoj� i tylko w g�owie zaczyna mi co� szumie�. I coraz g�o�niej
szumi. Pan kiwa g�ow�.
- No tak - m�wi. - A wzwy� skaka�a�?
- Skaka�am - m�wi�.
- Ile skoczy�a�?
- Nie pami�tam.
- To poka� r�k� - m�wi pan. Podnosi r�k� i zatrzymuje j� na
wysoko�ci mojej g�owy. - Tyle?
- Tyle nie - m�wi�.
- To mo�e tyle? - Pan wychyla si� zza stolika i dotyka palcami
pod�ogi. Wsz�dzie chichoty. Stoj�, o niczym nie umiem pomy�le�.
Co� mi kto�, co� mi co� do ucha jakby m�wi, jakby brz�czy, ale
kto, ale co... sk�d mam wiedzie�, jak tak szumi i brz�czy.
- No poka� r�k� - m�wi pan. - Nie umiesz r�ki wyci�gn��?
Pewno, �e umiem. Wyci�gam. Na stoliku u pana d�uga linijka le�y,
zaraz mnie ni� po �apie walnie, zaraz we�mie i walnie. Jejku,
zaraz mnie walnie. Lepiej, �eby nie wstawa�, nie wypada, �eby pan
do mnie podchodzi�, sama powinnam podej��. Podchodz�, d�o�
wierzchem do do�u, spodem do g�ry obracam. Czemu wszyscy si�
�miej�, czemu pan linijki nie bierze, chocia� czekam i czekam, i
tylko r�ka troch� mi dr�y...
S�ysz� p�acz, kto� si� w klasie rozp�aka�. To nie ja, pan odwraca
si� ode mnie, gdzie indziej patrzy. Wszyscy patrz� tam, gdzie pan
patrzy. To ja te� tam patrz�. W �awce, w �rodkowym rz�dzie, jaka�
dziewczynka okropnie szlocha.
- Co si� sta�o? - pyta pan. Nikt nie wie. - Kasiu, co ci si�
sta�o? - pyta pan g�o�niej.
Dziewczynka szlocha z twarz� w d�oniach schowan�. I tylko jej
w�osy wida�. Ja�niutkie, poskr�cane w loki. D�ugie, pe�no ich
wsz�dzie wok� niej. Nagle dziewczynka wstaje. Upada z trzaskiem
krzes�o. Ona bierze torb�, do nas idzie, do pana i do mnie. Mija
nas, ci�gle p�acz�c. Mign�y jej oczy, na mnie popatrzy�y. Jakby
znajome, kiedy� je widzia�am? Ale chyba nie naprawd�, chyba na
obrazku... A mo�e mi si� kiedy� �ni�y?
Ona do drzwi idzie szybko, sp�dnic� ma do samej pod�ogi, szerok�,
kolorow� jak u Cyganki, jak u wr�ki. W�osami, chust� czarn� w
��te kwiaty w powietrzu powiewa. Ramiona otula ni�, drzwi trach,
ju� jej nie ma.
Nikt si� d�ugo nie odzywa. Dopiero pan, do mnie:
- A ty co tu stoisz? Siadaj.
Id� do �awki, siadam.
- Co to jej si� mog�o sta�? - m�wi pan.
- Wiadomo - m�wi ta czarna dziewczynka, co siedzi przede mn�, Ewa.
I puka si� palcem w czo�o. Pan wzdycha.
- No dobra - m�wi - koniec wyg�up�w, czas na lekcj�. Wstawa�!
Wszyscy wstaj�, ja te�.
- Stan�� obok �awek - m�wi pan - i uwaga... przysiad, r�ce do
g�ry, wyprost, r�ce w d�. Zaczynamy.
A teraz jest fizyka, ostatnia lekcja w tym dniu. Dosta�am dw�jk�,
nic nie umia�am, wszystko z g�owy wylecia�o, pani wpisa�a mi uwag�
do dzienniczka ucznia. W Krzeszowie z tego przedmiotu mia�am
pi�tk�.
To najstraszniejszy dzie� w moim �yciu. Na przerwach nikt si� do
mnie nie odzywa. Schodz� na pierwsze pi�tro i stoj� przy oknie, a
ko�o mnie lataj� dzieciaki z pierwszych klas. Nie wiem, co ze mn�
b�dzie w tej szkole. Klaudia odsuwa si� ode mnie na koniec �awki.
S�ysza�am, jak m�wi�a do Magdy, �e kto� tu ma pch�y. To na pewno o
mnie. Co ja im zrobi�am? Widz� mnie przecie� po raz pierwszy w
�yciu. Czy to wszystko dlatego, �e na samym pocz�tku przewr�ci�am
Kawczaka? Czy to dlatego, �e tak brzydko do mnie powiedzia�? Po co
ja si� tak spieszy�am? No bo nie chcia�am si� sp�ni�. Od jutra
b�d� z domu wychodzi�a wcze�niej, o si�dmej. Sk�d mia�am wiedzie�
�e ten autobus tak d�ugo nie b�dzie przyje�d�a�?
Rozmawia�am z pani� wychowawczyni�. Jest �adna i m�oda. O wszystko
mnie wypytywa�a. Dziwi�a si�, �e zmieni�am szko�� na dwa miesi�ce
przed ko�cem podstaw�wki. Powiedzia�am, �e to przez nowe
mieszkanie i przez to, �e mamusia boi si� dzikich lokator�w. Wtedy
pani si� za�mia�a, pog�aska�a mnie po g�owie i posz�a. Ona jest
dobra. Gdyby uczy�a fizyki, na pewno nie dosta�abym tej dw�jki.
Pani od fizyki jest niecierpliwa i jak si� jej szybko nie odpowie,
to zaraz krzyczy, a jak kto� na mnie krzyczy, to ja si� zaraz
zacinam. Pani od fizyki nazywa si� Zelenow. A wychowawczyni uczy
biologii i nazywa si� pani Turska.
Wiem ju� te�, jak ma na nazwisko dziewczynka, kt�ra siedzi przede
mn�, ta czarna, o imieniu Ewa. Nazywa si� Bogdaj. A ten gruby, co
m�wi przez nos i siedzi w jednej �awce z Kawczakiem, nazywa si�
Zi�bi�ski. A w pierwszej �awce od okna siedzi dziewczynka, kt�ra
jest grubsza i wy�sza nawet od Zi�bi�skiego. Ma piersi jak balony
i ci�gle goni na przerwach za jednym ch�opcem, kt�ry ma na imi�
Zenek. Tak, jak nasz Zenu�. Gdy go z�apie, wykr�ca mu r�ce i zn�ca
si� nad nim. On si� wyrywa, pr�buje j� kopn��, ale ona jako�
zawsze uskoczy. Wszyscy nazywaj� j� Szkapa, ale ona si� nie
obra�a, tylko ci�gle goni Zenka. On jest ni�szy od niej o dwie
g�owy. Ma piskliwy g�osik i krzyczy: - Odwal si� Szkapa, bo tak
ci� kopn�, �e po�a�ujesz! - Spr�buj - m�wi ona i �apie go za szyj�
od ty�u.
W klasie jest du�o �adnych dziewczynek. �adnie si� te� ubieraj�.
Najcz�ciej nosz� czarne rajstopy i w�skie sp�dniczki z d�insu.
Niekt�re nosz� kr�tkie, a niekt�re d�ugie, do p� �ydki, z
rozci�ciem z ty�u.
Jednak naj�adniejsz� dziewczynk� jest Ewa Bogdaj.
Te� nosi kr�tk�, d�insow� sp�dniczk� i czarne rajstopy. I czarny,
lu�ny sweter w du�e oka. Jest pi�knie opalona. Siedzi przede mn�,
wi�c ci�gle na ni� patrz�. Z ty�u te� �adnie wygl�da. Ci�gle si�
kr�ci. Czasem widz� jej twarz z boku. Cz�sto gryzie doln� warg�.
Lubi� sobie przypomina�, jak si� do mnie u�miechn�a, wtedy, na
pierwszej lekcji. Ma pi�kny u�miech.
Jest jakby nerwowa, ale gdy co� do kogo� m�wi, to si� zaraz
uspokaja. Ca�a nieruchomieje, tylko usta jej si� ruszaj�.
Lubi zak�ada� r�k� za szyj�. G�adzi si� ci�gle z ty�u, w miejscu,
gdzie ko�cz� si� w�osy. Jej paznokcie s� d�ugie i l�ni�, jakby
by�y pomalowane przezroczyst� farb�. Na najmniejszym paznokciu ma
naklejon� �liczn�, z�ot� gwiazdk�. Nigdy nie widzia�am takiej
pi�knej dziewczynki, chyba �e w telewizji na jakim� filmie, albo
na wyborach miss.
Od czasu, gdy pochwali�a moj� sukienk�, ju� wi�cej si� do mnie nie
odezwa�a. Niekiedy si� odwraca i szepcze o czym� z Klaudi�.
Klaudia jest wysoka i chuda. Ma d�ugie, proste w�osy i ci�gle si�
garbi. Chodzi w d�insach. Jak co� pisze, wysuwa z ust koniuszek
j�zyka. Ma bardzo �adny charakter pisma. St�d widz� te�, jak pisze
Ewa Bogdaj. Szybko, ale niewyra�nie. Dziewczynka, kt�ra siedzi
obok niej, ma na imi� Magda. �adna, pulchna buzia, do�eczki w
policzkach i popielate w�osy do ramion. Ona i Klaudia na przerwach
chodz� wsz�dzie z Ew�. Ewa co� opowiada, a one si� �miej�. Ewa
chodzi tak, jakby ta�czy�a, jak baletnice w telewizji. Jest bardzo
zgrabna, wcale nie wygl�da na dziewczynk�, kt�ra chodzi jeszcze do
szko�y podstawowej.
A ta dziewczynka, co si� pop�aka�a na pierwszej lekcji i ju� nie
wr�ci�a do klasy, nazywa si� Bogda�ska. Kasia Bogda�ska. Zawsze
przy sprawdzaniu obecno�ci jako pierwsza wyczytywana jest Ewa
Bogdaj, a zaraz po niej Bogda�ska. I zawsze przy Bogda�skiej kto�
m�wi�, �e nieobecna. A jak sprawdza�a obecno�� wychowawczyni, to
wsta�a Magda i powiedzia�a, �e Ka�ka uciek�a z pierwszej lekcji.
Pani powiedzia�a: - Znowu - i westchn�a. Wtedy Magda spojrza�a na
Ew�, a Ewa na Magd� i si� u�miechn�y.
Interferencja �wiat�a?
To Marlena Pyzik j�ka si� przy tablicy, chyba zaraz dostanie
dw�j�. Co� tr�bi za oknem, to klakson samochodu. Cichnie, i zn�w
tr�bi. Pani Zelenow robi dziwn� min�. - Bardzo �adnie - m�wi do
Marleny. - Siadaj.
Marlena wraca do �awki, a pani wstaje, bierze dziennik i m�wi:
- Posied�cie teraz cicho, zaraz b�dzie dzwonek.
Wychodzi. Zostali�my sami. Robi si� coraz g�o�niej, wszyscy pakuj�
ksi��ki i zeszyty, bo to przecie� ostatnia lekcja. Jaki� ch�opak,
chyba si� nazywa Krempicki, wo�a od okna:
- Ch�opaki, szybko, jej kochanek!
Po chwili prawie ca�a klasa t�oczy si� przy oknach. Kto� m�wi:
- Kurwa, ale �ysy.
Ewa wstaje, zarzuca torb� na plecy.
- Chod�cie - m�wi do Magdy i Klaudii - co b�dziemy czeka�.
Wychodz�. Ca�y rz�d �awek pod �cian� zosta� pusty. Tylko ja tu
siedz�. Pod oknami zamieszanie. Ch�opaki si�uj� si�. Wyci�gam z
kieszeni lusterko, poprawiam w�osy i chowam lusterko.
Zrobi�o si� ciep�o, bo wysz�o s�oneczko. Wysch�y wszystkie ulice.
Wieje mocny wiatr, ale ciep�y. Ju� po drugiej. Chodz� sobie i
zwiedzam Wa�brzych. Domy s� zabytkowe, pe�no na nich r�nych
wyrze�bionych figur. A co pi�tro, to inne okna. Ulice s� albo z
g�ry, albo pod g�r�. I jest tu ogromny ko�ci�. By�am w �rodku
zm�wi�am po trzy razy Ojcze Nasz i Zdrowa� Mario, �aski� pe�na.
Teraz jestem w rynku. Na samym �rodku stoi fontanna. Tryskaj�ca
woda b�yszczy w s�o�cu.
Nagle, patrz�...
Na �awce, niedaleko fontanny, siedzi dziewczynka z mojej klasy,
ta, co si� pop�aka�a, Kasia Bogda�ska. Tak, to ona. Siedzi ty�em
do mnie, ale poznaj� j� po czarnej chustce w ��te kwiaty
narzuconej na plecy i po w�osach, kt�re b�yszcz� w s�o�cu tak samo
jak fontanna. G�ow� ma pochylon� nad kolanami, chyba zn�w p�acze.
Podchodz� bli�ej. Zatrzymuj� si�. Mo�e to nie ona? Nie, to na
pewno ona. Si�d� ko�o niej, mo�e jej kto� z rodziny umar�. Mnie
te� umar�a babcia, to wiem, jak to jest, gdy kto� umrze. Te�
p�aka�am ca�y dzie�. A mo�e nie chce, �eby kto� widzia�, �e
p�acze? Ale przecie� cz�owiekowi robi si� l�ej, gdy ma si� komu
wy�ali�. Podejd�. A jak mnie nie pozna? To trudno, to odejd�.
Podchodz�, patrz�, ona wcale nie p�acze. Jest pochylona, bo
zapisuje co� w zeszyciku, le��cym na jej kolanach. Ale si�
wyg�upi�am. Na szcz�cie nie widzia�a, �e podchodz�. Ju� mam
odej��, gdy ona podnosi g�ow� i spogl�da na mnie. Robi mi si�
g�upio, nie wiem, co powiedzie�.
- Ale masz min� - m�wi ona i u�miecha si�. I nie �mieje si� ze
mnie, tylko si� do mnie u�miecha. Ach, jak cudnie si� u�miecha. I
w tym momencie, nie wiadomo dlaczego, odczuwam wielk� rado�� i ju�
wcale nie jest mi g�upio.
- Siadaj - m�wi ona i pokazuje r�k� miejsce obok siebie. Siadam,
uciekam spojrzeniem na fontann�, w kt�rej, na moich oczach, ga�nie
nagle s�o�ce. Prze�amuj� si� i spogl�dam na Kasi�. Ona jeszcze si�
u�miecha i nagle ca�a ta rado��, kt�ra jest we mnie, wybucha jak
balon, gdy go kto� nak�uje szpilk�. Zaczynam si� �mia�, ca�kiem
bez powodu. �miejemy si� teraz obie. G�o�no, coraz g�o�niej.
�miejemy si� i �miejemy, przestajemy, i zn�w si� �miejemy.
�miejemy si�, i ju� nie mo�emy przesta� si� �mia�.
No, ju� si� nie �miejemy, tylko oddychamy g�o�no, zm�czone tym
�miechem.
- A tak w�a�ciwie, to z czego si� �mia�a�? pyta Kasia.
- Nie mam poj�cia - m�wi� - zapomnia�am.
I zn�w obie w �miech. Trzymaj�c si� za brzuchy, skr�camy si� i nie
mo�emy z�apa� tchu. Nagle bum!... Co� mnie w g�ow� waln�o. Patrz�
do g�ry, z nieba lec� twarde kulki.
- Uciekamy! - krzyczy Kasia, �apie mnie za r�k� i w nogi. Wbiegamy
do bramy. W rynku pop�och, wszyscy uciekaj�, chowaj� si� po
bramach. Ca�y chodnik zas�any podryguj�cymi, chrz�szcz�cymi,
lodowymi kulkami. Schylam si� i jedn� z nich podnosz�. K�ad� j� na
d�oni. Z bliska wygl�da jak jajeczko ma�ego ptaszka. Razem z Kasi�
patrzymy, jak si� topi powoli. Ju� tylko troch� wody z niej
zosta�o. Wycieram r�k� o sukienk�.
Ju� si� ca�y grad wypada�.
W rynku zn�w chodz� ludzie. Wsz�dzie bia�o od lodowych kulek,
kt�re robi� si� coraz mniejsze i mniejsze. Kasia ci�gnie mnie
gdzie�, wchodzimy w jakie� drzwi. To szatnia.
- Daj teczk� - m�wi Kasia. Podaj� jej moj� teczk�, a ona j� razem
ze swoj� torb� podaje pani za lad�. Patrz�, to kawiarnia, jeste�my
w kawiarni. Nigdy nie by�am w kawiarni.
- Co� ty - m�wi� przestraszona, ale ju� jeste�my w �rodku.
- We� numerek - m�wi Kasia i mnie zostawia. Siada przy stoliku pod
oknem. Wracam. Pani daje mi tr�jk�cik z blachy, na nim cyfra: 42.
Id� do stolika, gdzie Kasia. Wsz�dzie siedz� ludzie, sami doro�li.
Siadam. Za szyb� okna, za firank�, wida� rynek. Kto� nagle m�wi: -
S�ucham?
Przy naszym stoliku stoi pani w malutkim, bia�ym fartuszku i
spogl�da to na Kasi�, to na mnie. A Kasia m�wi tak:
- Dwie du�e porcje lod�w z bakaliami, sok pomara�czowy i dwie
szklanki.
- Sok tylko zagraniczny, w puszce - m�wi pani.
- Innego nie pijam - odpowiada Kasia. Pani odchodzi.
- Ale ja mam tylko dwadzie�cia z�otych - m�wi� szybko, �eby Kasia
zd��y�a odwo�a� to, co dla mnie zam�wi�a.
- Ja ci� zaprosi�am, wi�c si� nie martw - m�wi na to Kasia i
odczesuje palcami do ty�u swoje w�osy. S� �liczne. Troch� z�ote, a
troch� r�owe. I tak ich du�o, �e mo�na by nimi obdzieli� ze
cztery dziewczynki, a mo�e nawet pi��. Kasia obejmuje kolano
splecionymi d�o�mi i garbi�c si� lekko, spogl�da na mnie.
- Wiesz - m�wi - robisz tak �mieszne i s�odkie minki, �e chyba
b�d� ci� nazywa�a Mink�. Chcesz, Minko?
- No.
- A ja mam na imi� Katarzyna.
- Wiem - m�wi�. - Katarzyna Bogda�ska.
- Sk�d wiesz?
- Bo jak ci� wyczytywali na sprawdzaniu obecno�ci... to si�
domy�li�am, �e to ty, bo nikogo innego nie brakowa�o.
Kasia u�miecha si� i ju� ma co� powiedzie�, ale w tym samym
momencie przychodzi pani, stawia na stoliku soki i lody i
odchodzi.
- Smacznego - m�wi Kasia i zabiera si� do swojej porcji lod�w. To
ja te� zabieram si� do swojej. Jaka �mieszna, malutka �y�eczka.
Lody s� bardzo dobre. Najpierw znajduj� w bitej �mietanie
rodzynki. Potem wisienk�. Potem wy�awiam kawal�tek czekolady i na
ko�cu taki ��ty kr��ek z dziurk�. Pyszny, nie wiem, co to jest.
Ju� zjad�am. Nic w pucharku nie zosta�o.
I dopiero teraz sobie przypominam, �e jestem w kawiarni. Podnosz�
oczy. Kasia grzebie w swoich lodach, nawet po�owy jeszcze nie
zjad�a. Rozgl�dam si�. To nic strasznego siedzie� w kawiarni.
Wszyscy ze sob� rozmawiaj�, nikt na mnie nie zwraca uwagi. A gdyby
wesz�a tu jaka� pani ze szko�y? Czyby mia�a do nas pretensj�, �e
tu siedzimy? Nie wiadomo. Patrz� zn�w na Kasi�. Ona wcale nie je,
tylko my�li o czym�, chyba o czym� smutnym, bo jest smutna.
Nabiera lody na �y�eczk�, przechyla j� i patrzy, jak sp�ywaj�
powoli. A ja bym si� teraz napi�a soku pomara�czowego, ale jako�
mi g�upio wyci�gn�� r�k� po szklank�.
- Nie kr�puj si� - m�wi Kasia, i, nie patrz�c na mnie, podsuwa mi
moj� szklank�, a sama dalej grzebie w swoich lodach. Bo�e,
przecie� ja nic nie powiedzia�am. To sk�d ona wiedzia�a, co
pomy�la�am? Kasia podnosi g�ow� i m�wi cicho:
- Nie przejmuj si�, taka ju� jestem.
Na jej twarzy pojawia si� dziwny u�miech. Sk�d� znam ten u�miech,
ale sk�d? Kto� si� ju� tak do mnie u�miecha�. Ale kto, i kiedy? A
mo�e mi si� �ni�o...?
Bo�e, czy to wszystko tylko mi si� �ni?
Kasia podnosi swoj� szklaneczk�, upija �yczek. Ja swojego soku
wypijam z rozp�du po�ow�.
Dzy� dzy�...!
To Kasia uderzy�a �y�eczk� o szk�o. Jeszcze dr�y w powietrzu
d�wi�k.
- A pami�tasz, jak si� �mia�a�? - pyta Kasia.
- Pewno - m�wi� i szybko odstawiam szklank�, bo zn�w zaczyna mi
si� zbiera� na �miech. I dzieje si� ze mn� to samo, co na �awce,
zanim nie spad� grad. �miej� si� i nie mog� przesta� si� �mia�,
cho� wiem, �e wszyscy na mnie patrz�. - Co� smutnego! - wo�a przez
�miech Kasia, bo i ona g�o�no si� �mieje. A ja nic smutnego nie
mog� sobie przypomnie�. Patrz� na Kasi�, ona chyba te� nic
smutnego nie mo�e sobie przypomnie�, bo a� si� kuli od �miechu.
Zatykam sobie usta, nic nie pomaga, chyba zaraz umr�. Staje przy
nas pani w fartuszku, ha ha ha, w takim malutkim fartuszku!
- Nie za g�o�no, panienki? - m�wi, a Kasia parska �miechem jeszcze
g�o�niej i wo�a:
- Rachunek!
Pani wyci�ga z malutkiej kieszonki swojego malutkiego fartuszka
malutki rachuneczek, k�adzie go na stoliku i m�wi:
- Trzy tysi�ce siedemset osiemdziesi�t.
Ojej, tyle pieni�dzy. Sk�d Kasia we�mie tyle pieni�dzy? Mog�am
chocia� nie pi� swojego soku to bym mog�a odda� i by�oby mniej do
zap�acenia. Z jednej strony si� martwi� a z drugiej chichram si�
ju� na ca�ego. Kasia rzuca na st� pe�no pomi�tych banknot�w. -
Reszty nie trzeba - wykrztusza przez �miech, zrywa si� z
krzese�ka, �apie mnie za r�k� i uciekamy do szatni. Z szatni
wyskakujemy do bramy. Nikogo tu nie ma, mo�na si� spokojnie
wy�mia�.
Ju� cicho w bramie. Trzymam si� za brzuch. To cud, �e jeszcze
�yjemy. Okazuje si�, �e i od �miechu mo�na umrze�.
- Nasze torby - m�wi Kasia. - Masz numerek?
- O Jezu, zostawi�am na stoliku - m�wi� i robi mi si� gor�co. Jak
ja tam teraz wr�c�? Taki wstyd.
- Nie przejmuj si�, ja p�jd� - m�wi Kasia i wraca do kawiarni.
Och, jaka ona jest odwa�na. I jaka weso�a. To czemu wtedy, w
szkole, p�aka�a?... Na pewno musia�a mie� jaki� pow�d. Ale
przecie� teraz jest weso�a. Inna sprawa, �e jak si� zamy�li, to
zaraz robi si� smutna. Dlaczego? Bardzo bym chcia�a wiedzie�, ale
przecie� nie zapytam. Mo�e mi sama powie? Tyle pieni�dzy
zap�aci�a, a ja wypi�am tylko p� soku. A ona jeszcze mniej i
lod�w nie zjad�a do ko�ca. Dobrze, �e chocia� ja zd��y�am zje��
swoje, mniej si� zmarnowa�o.
- Minka! - wo�a kto�. - Minka! - To kto� z kawiarni wo�a. - Minka!
To g�os Kasi. Zagl�dam do szatni, a Kasia stoi przy ladzie i macha
na mnie. Racja, Minka to przecie� ja. Wchodz�.
- Masz te dwadzie�cia z�otych? - pyta Kasia.
- Mam.
Wyci�gam z kieszonki sukienki ca�y m�j maj�tek.
- To zap�a� pani za szatni� - m�wi Kasia - bo ja wyda�am wszystko,
co mia�am.
Daj� pani za lad� dwadzie�cia z�otych, Kasia bierze swoj� torb�,
ja swoj� teczk�, i wychodzimy.
Zn�w jeste�my w rynku. O, s�oneczko wysz�o.
Po gradzie ani �ladu, suche ulice. Stoimy i patrzymy na dzieci,
kt�re goni� si� wok� fontanny.
Idziemy sobie powoli, mijamy Dom Ksi��ki.
- Wst�pimy? - pyta Kasia.
- Mo�emy - m�wi�. Wchodzimy. Ja zatrzymuj� si� przy drzwiach i
ogl�dam ksi��ki le��ce pod szyb�. Kasia w g��bi ksi�garni grzebie
w tych wy�o�onych na lad�. Kiwa na mnie palcem. Podchodz�.
Pokazuje mi du�y album i m�wi:
- Ja si� zabij�.
- Co si� sta�o? - pytam. Kasia otwiera album. W �rodku kolorowe
obrazki.
- Popatrz - m�wi Kasia z zachwytem.
- Bardzo �adne - m�wi�.
- Genialne - m�wi Kasia. - Szkoda, �e ju� nie mam forsy przy
sobie. Cholera, szkoda.
K�adzie album z powrotem na lad�. Patrz� na cen�. Trzy i po�
tysi�ca z�otych.
Ojej - m�wi� z �alem - po co my�my jad�y te lody i pi�y te soki...
Akurat by ci starczy�o.
- G�upstwo - m�wi Kasia. - Wiesz co, id� do tej dziewczyny i
zapytaj, czy jest ksi��ka pod tytu�em "Przemin�o z wiadrem"?
- Dobrze - m�wi�, podchodz� do pani sprzedawczyni i pytam: -
Przepraszam, czy jest ksi��ka pod tytu�em "Przemin�o z wiadrem"?
Co? - pyta pani.
- "Przemin�o z wiadrem", czy jest?
Pani �mieje si�. Podchodzi do uchylonych drzwi na zaplecze i wo�a
przez �miech: - Zocha, tu jaka� dziewczynka pyta, czy jest
"Przemin�o z wiadrem"!
Zza drzwi dolatuje �miech tamtej drugiej, niewidocznej pani. I
s�ycha� g�os: - Powiedz jej, �e by�o, ale przemin�o z wiatrem!
Pani sprzedawczyni odchodzi od drzwi, rozk�ada r�ce i m�wi do
mnie: - Przemin�o z wiatrem.
- To nie ma?
- Nie ma - m�wi pani i �mieje si�.
- Dzi�kuj� - m�wi� i wracam do Kasi. Ale Kasi nigdzie nie ma.
Wychodz� z ksi�garni. Na ulicy te� jej nie ma. Posz�a sobie?
Dlaczego? Nie, jest. Stoi w bramie obok. Podchodz�. Ojej, ona
ogl�da ten album. Robi mi si� gor�co ze strachu.
Wzi�a album i nie zap�aci�a.
Zaraz zadzwoni� na milicj� i j� z�api�. A mnie razem z ni�. Bo�e,
to wszystko przez te lody i soki. Ale to nie ja ukrad�am album, to
ona. Ja go nie mam, ja nic nie wiedzia�am.
Rozgl�dam si�.
Jeszcze nikt z ksi�garni za nami nie wybieg�. Ka�ka ogl�da album,
nie widzi mnie. Szybko odchodz�.
Id� ulic�.
Zaraz kto� za mn� krzyknie.
Nie wytrzymuj� i skr�cam w najbli�sz� bram�. Chowam si� mi�dzy
drzwiami a �cian�. Wsuwam si� jak najg��biej. Ciemno tu.
A jak b�d� przeszukiwa� najbli�sze bramy?
Bo�e, Bo�e, co ja im powiem? Wsadz� nas do poprawczaka. Opisz� w
gazecie. Co ja powiem mamie? Musz� st�d wyj�� i uciec. Ale jak
b�d� ucieka�a, to na pewno mnie z�api�. Zawsze goni si� tego, kto
ucieka. A mo�e ju� tam stoj� i czekaj�, a� wyjd�?
I po co ja do Ka�ki podchodzi�am? �ebym wiedzia�a, �e nie p�acze,
to bym nie podesz�a. Sk�d mia�am wiedzie�, �e jest elementem z
marginesu spo�ecznego?
Mog�am si� domy�li�. Tak si� przecie� nie ubieraj� normalne
dziewczynki. Wszystkie dziewczynki w klasie by�y ubrane normalnie,
tylko ona inaczej, jak jaka� Cyganka. No tak, Cyganki tak si�
ubieraj�. Ona jest Cygank�, to wszystko wyja�nia. Mamusi raz
Cyganka ukrad�a sweter ze sznurka. A ja si� dziwi�am w kawiarni,
sk�d wzi�a tyle pieni�dzy. Po prostu je ukrad�a. Ale przecie�
Cyganki nie s� blondynkami. No tak, ale mog�a si� ufarbowa� .A
mo�e j� Cyganie porwali, jak by�a malutka? My�la�am �e b�d� mia�a
przyjaci�k�, tak si� cieszy�am, a okaza�o si�, �e to z�odziejka.
Na ulicy cicho, nikt nie krzyczy. Mo�e nie zauwa�yli? Dzi�ki Bogu.
Odczekam jeszcze troch� i wyjd� jakby nigdy nic.
Ona ju� na pewno sobie posz�a. Jak to dobrze, �e nikt ze szko�y
nie widzia� mnie z ni�. By�y�my razem tylko w kawiarni i w Domu
Ksi��ki. A co zrobi�, jak podejdzie do mnie w szkole i zacznie
rozmawia�?... A tam, odpowiem co� i udam, �e si� spiesz�. A je�eli
ju� j� z�apali i ona powiedzia�a, �e to ja pomaga�am jej kra��?
C�, nie pozostanie mi nic innego, tylko samob�jstwo. A to
przecie� grzech �miertelny. Mamusia nie prze�yje pogrzebu bez
ksi�dza. I nie p�jd� do nieba, b�d� musia�a sma�y� si� w piekle.
Ojcze nasz kt�ry� jest w niebie �wi�� si� imi� Twoje przyjd�
kr�lestwo Twoje b�d� wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi
chleba naszego powszedniego daj nam Panie i odpu�� nam nasze winy
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom i nie w�d� nas na
pokuszenie ale nas zbaw od wszystkiego z�ego...
Kto� wszed� do bramy.
Na pewno milicja. Przek�adam teczk� do lewej r�ki, �egnam si�
szybko i zamykam oczy. Amen. W tym momencie z r�ki wypada mi
teczka, bo w tych nerwach za s�abo j� z�apa�am. Trac� r�wnowag�,
opieram si� o drzwi. Otwieraj� si�, skrzypi�c.
W bramie, kilka krok�w ode mnie, stoi ona. Jest powa�na, ca�kiem
inna, ni� do tej pory. Nie odzywa si�, tylko patrzy na mnie i
wydyma usta.
Schylam si� po teczk�. Jest mi strasznie smutno. Jeszcze tak
niedawno �mia�y�my si� razem... a teraz...
- Co tu robisz? - pyta.
- Nic - m�wi�.
- Szuka�am ci� wsz�dzie - m�wi ona. - By�am w ksi�garni, chodzi�am
po rynku... Czemu si� schowa�a�?
Nic nie m�wi�, bo co mam powiedzie�. Na pewno k�amie, �e szuka�a
mnie w ksi�garni. Ale sk�d wiedzia�a, �e si� tu ukry�am?
Podchodzi do mnie.
- Ubrudzi�a� si� - m�wi. Spogl�dam po sobie. Ca�y r�kaw sukienki
bia�y od �ciany. Zaczynam go czy�ci�. Ona patrzy, milcz�c. Tr�c
r�kaw, m�wi�:
- Cze��, musz� ju� i��.
- To sobie id� - m�wi ona. Ju� jestem przy progu, gdy s�ysz� za
sob�: - Poczekaj! - Podbiega, bierze mnie za rami�. To ja m�wi�: -
Naprawd� musz� i��. Mamusia kaza�a mi przyj�� zaraz po szkole.
- Ca�� sukienk� na plecach masz bia��.
Zaczynam si� czy�ci� z ty�u, tam przynajmniej, gdzie mog�
dosi�gn��.
- Nie, nie - m�wi