7516
Szczegóły |
Tytuł |
7516 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7516 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7516 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7516 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANTOLOGIA OPOWIADA� FANTASTYCZNO�NAUKOWYCH
KRYSZTA�OWY SZE�CIAN WENUS
WYB�R JULIANA STAWI�SKIEGO
Isaac Asimov
NASTANIE NOCY
Gdyby gwiazdy �wieci�y przez jedn� noc na tysi�c lat, jakie ludzie czciliby je i wielbili, jak zachowywaliby przez pokolenia pami�� o Grodzie Bo�ym!
Emerson
Aton 77, dyrektor uniwersytetu w Saro, zrobi� wojownicz� min� i z furi� spojrza� na m�odego dziennikarza.
Teremon 762 potraktowa� t� furi� po stoicku. W dawniejszych czasach, kiedy jego poczytna dzi� kolumna codzienna by�a szalonym pomys�em pocz�tkuj�cego reportera, specjalizowa� si� w �nieosi�galnych� wywiadach. Kosztowa�o go to guzy, podbite oczy, po�amane ko�ci, w zamian jednak przynios�o znaczny zas�b ch�odu i pewno�ci siebie.
Teraz opu�ci� r�k� wyci�gni�t� i ostentacyjnie nie dostrzegan�. Czeka� cierpliwie, a� minie najgorszy humor s�dziwego dyrektora. Astronomowie to na og� dziwacy, a je�eli wzi�� pod uwag� akcj�, kt�r� Aton prowadzi od dw�ch miesi�cy, jest on najwi�kszym chyba w�r�d nich dziwakiem.
Starzec odzyska� mow� i chocia� jego g�os dr�a� od t�umionego gniewu, nie zapomnia� o wys�awianiu si� starannym, nieco nawet pedantycznym, z czego s�yn��.
��M�j panie � rozpocz��. � Zdradza pan niecodzienn� czelno�� przychodz�c do mnie z tak bezwstydnymi propozycjami.
Barczysty telefotograf obserwatorium, m�ody astronom Binej 25, obliza� suche wargi ko�cem j�zyka i zaoponowa� nerwowo:
��W gruncie rzeczy, panie profesorze�
Aton 77 spojrza� na� i zmarszczy� brwi.
��Nie wtr�caj si�, Binej � przerwa�. � Rozumiem, �e w dobrych intencjach sprowadzi�e� do mnie tego cz�owieka, nie my�l� jednak�e tolerowa� niesubordynacji.
Teremon os�dzi�, �e przysz�a na niego kolej.
��Panie profesorze, je�eli, pozwoli mi pan doko�czy� to, co zacz��em m�wi�, mam wra�enie�
��M�j panie � przerwa� zn�w Aton � nie wierz�, by cokolwiek, co pan powie obecnie, mog�o si� liczy� wobec tego, co pan pisa� w ci�gu ostatnich dw�ch miesi�cy. Prowadzi� pan szerok� kampani� prasow� przeciw staraniom moim i moich koleg�w, zmierzaj�cym do tego, by przygotowa� jako� �wiat w obliczu gro�by, kt�rej nie zdo�a unikn��. Robi� pan wszystko, aby osobistymi napa�ciami szkalowa� i o�miesza� personel obserwatorium. � Chwyci� ze sto�u numer �Kroniki Saro� i z now� pasj� pogrozi� nim natr�towi. � Nawet pan, znany powszechnie z tupetu, winien si� zawaha�, nim pan tu przyszed� zaproponowa�, �e b�dzie pan �ledzi� z obserwatorium przebieg dzisiejszych wydarze�, aby opisa� je w swojej szmacie. W�a�nie pan! Ze wszystkich dziennikarzy!
Aton rzuci� gazet� na pod�og�, odszed� w kierunku okna i spl�t� r�ce za plecami.
���egnam pana � warkn�� przez rami�.
Pos�pnie zapatrzy� si� w widnokr�g, nad kt�rym zachodzi�o najja�niejsze z sze�ciu s�o�c planety � Gamma. Poblad�o i zm�tnia�o w�r�d ob�ok�w. Aton wiedzia�, �e nie. zobaczy go ju� nigdy jako cz�owiek przy zdrowych zmys�ach.
Odwr�ci� si� na pi�cie.
��Nie! Chod� no pan tutaj � niecierpliwie skin�� na dziennikarza. � B�dzie pan mia� materia� do reporta�u.
Teremon, kt�ry i tak nie zdradza� ch�ci odej�cia, podszed� wolno do starego astronoma.
Aton wskaza� r�k� niebo.
��Z sze�ciu s�o�c pozosta�a jedynie Beta. Widzi pan? Pytanie by�o zbyteczne. Beta sta�a niemal w zenicie. Po zaga�ni�ciu jasnego �wiat�a Gammy jej rudawy blask spowija� krajobraz dziwn� pomara�czow� po�wiat�. Osi�gn�a apogeum, by�a ma�a, mniejsza ni� j� Teremon kiedykolwiek widzia�, lecz niepodzielnie w�ada�a niebem Lagazy.
Alfa, w�a�ciwe s�o�ce, wok� kt�rego obraca�a si� planeta, oraz dwie pary jej odleg�ych satelit�w �wieci�y na antypodach. Czerwona, kar�owata Beta, bezpo�rednia towarzyszka Alfy, by�a osamotniona � tragicznie osamotniona.
Aton zwr�ci� ku dziennikarzowi twarz ubarwion� czerwonym blaskiem.
��Za niespe�na cztery godziny nast�pi kres znanej nam cywilizacji � powiedzia�. � Stanie si� tak dlatego, �e jak pan widzi, na firmamencie zosta�o tylko jedno s�o�ce � Beta. Niech pan to opublikuje. Prosz�! I tak nie b�dzie komu czyta�.
��A je�eli min� te cztery godziny i kolejne cztery, i nic nie nast�pi? � zapyta� cicho Teremon.
��Niech si� pan nie martwi. Wydarze� b�dzie dosy�.
��Zgoda. A je�eli mimo wszystko nic si� nie stanie?
Binej 25 ponownie zabra� g�os:
��My�l�, panie profesorze, �e nale�a�oby go wys�ucha�.
��Mo�e pan profesor podda wniosek pod g�osowanie? � zaproponowa� dziennikarz.
W�r�d pozosta�ych pi�ciu os�b personelu, kt�re dotychczas zachowywa�y neutralno��, nast�pi�o pewne poruszenie.
��To zbyteczne � Aton wydoby� z kieszeni zegarek. � Pa�ski przyjaciel Binej jest uparty, wi�c daj� panu pi�� minut. Prosz� m�wi�.
��Dobrze. Pan profesor pozwoli�, aby zosta� naocznym �wiadkiem oczekiwanych wydarze�. Czy to zreszt� nie wszystko jedno? Je�eli sprawdz� si� pa�skie wr�by, nie wyrz�dz� szkody, bo reporta�u nie napisz�. A je�eli nic nie nast�pi, i tak si� pan o�mieszy albo jeszcze gorzej. Lepiej chyba powierzy� kompromitacj� �yczliwym r�kom.
��Czy m�wi�c o ��yczliwych r�kach� ma pan na my�li swoje? � rzuci� cierpko astronom.
��Naturalnie! � Teremon usiad� i za�o�y� nog� na nog�. � Moje artyku�y mog� by� czasami przykre, ale wam, uczonym, daj� pewn� korzy�� � krytyczne spojrzenie. Ostatecznie nasz wiek nie sprzyja kazaniom o bliskim ko�cu �wiata na Lagazie. Ludzie przestali wierzy� w Ksi�g� Objawienia. To nale�y zrozumie�. Opini� dra�ni fakt, �e naukowcy zmieniaj� front i w rezultacie przyznaj� s�uszno�� kultystom�
��Nic podobnego, m�j panie! � przerwa� Aton. � Kult dostarczy� nam przes�anek, ale wnioski s� wolne od w�a�ciwego mu mistycyzmu. Fakty pozostaj� faktami, a tak zwana mitologia kultu opiera si� po cz�ci na faktach. Poddali�my je badaniom, ogo�ocili z tajemniczo�ci. Jestem pewien, �e kulty�ci nienawidz� nas dzisiaj bardziej ni� nawet pan.
��Ja nie czuj� do was nienawi�ci. Pr�buj� tylko zwr�ci� uwag� pana profesora, �e opinia publiczna jest zaniepokojona, podra�niona.
��Niech sobie b�dzie! � rzuci� uczony i lekcewa��co wydal wargi.
��A co przyniesie jutro? � podj�� reporter.
��Nie b�dzie jutra.
��A je�eli b�dzie? Wtedy� Pomy�lmy, co nast�pi. Niezadowolenie przybierze zapewne ostrzejsze formy. Widzi pan, w ci�gu ostatnich dw�ch miesi�cy daje si� zauwa�y� g��boka depresja gospodarcza. W gruncie rzeczy inwestorzy nie wierz� w bliski koniec �wiata, wol� jednak trzyma� w gar�ci pieni�dze do czasu, kiedy si� wszystko wyja�ni. Szary cz�owiek nie wierzy r�wnie�, ale jest zdania, �e na wszelki wypadek warto od�o�y� na p�niej zakupy wiosenne. Zdaje pan sobie spraw�, do czego zmierzam? Kiedy minie ca�a histeria, biznesmeni rozpoczn� polowanie na pa�sk� sk�r�. Podnios� krzyk, �e w interesie planety le�y zwalczanie� bardzo przepraszam� szarlatan�w, kt�rzy w ka�dej chwili mog� wywo�a� przesilenie gospodarcze, szermuj�c demagogicznymi sloganami. Iskra trafi na proch, panie profesorze. Aton spojrza� bystro na dziennikarza.
��Co pan sugeruje celem opanowania sytuacji?
��Co sugeruj�? � u�miechn�� si� Teremon. � Chcia�bym wzi�� na siebie spraw� opinii publicznej. M�g�bym pokierowa� ni� tak, �e pozosta�aby tylko �mieszno��. B�dzie to przykre, bo wyjdziecie na gromad� idiot�w. Je�eli jednak ludzie zaczn� z was �artowa�, rozgoryczenie i z�o�� p�jd� w niepami��. W zamian moi wydawcy prosz� tylko o wy��czne prawa do reporta�u.
Binej przytakn�� szybkim ruchem g�owy.
��Panie profesorze! � wybuchn��. � Teremon ma racj�! Koledzy s� podobnego zdania. Od dw�ch miesi�cy bierzemy pod uwag� wszystko pr�cz szansy, by� mo�e jednej na milion, �e si� do naszej teorii lub oblicze� zakrad� jaki� b��d. Nie wolno zapomina� o tej mo�liwo�ci.
Zgrupowani wok� asystenci poparli Bineja g�uchym pomrukiem. Aton skrzywi� si� jak kto�, kto czuje w ustach przykr� gorycz i nie mo�e si� jej pozby�.
��Niech pan zostanie � burkn�� � je�li pan sobie tego �yczy. Tylko prosz� nie utrudnia� nam pracy i mie� na wzgl�dzie, �e ja jestem odpowiedzialny za t� prac� i �e wbrew pogl�dom, jakim pan dawa� wyraz w swoich artyku�ach, wymagam lojalnego wsp�dzia�ania i szacunku dla�
Profesor spl�t� r�ce za plecami, g�ow� mia� podniesion�, wyraz twarzy stanowczy. M�g�by rozprawia� w niesko�czono��, gdyby nie przeszkodzi� mu inny g�os.
��Halo, halo, halo! � zabrzmia� wysoki tenor, a beztroski u�miech zmarszczy� rumiane policzki nowo przyby�ego. � Sk�d ta atmosfera jak w rodzinnym grobie? Mam nadziej�, �e nikt nie straci� r�wnowagi ducha.
Aton zmiesza� si�, urwa� nagle.
��A co ty tutaj robisz, Szirin? � fukn��. � Do licha! My�la�em, �e siedzisz spokojnie w Kryj�wce.
Nowo przyby�y roze�mia� si�, opad� na krzes�o ca�ym ci�arem oty�ej postaci.
��Niech diabli wezm� Kryj�wk�! Okropnie nudna dziura! Wol� by� u was, w newralgicznym punkcie. Nie s�dzisz chyba, Aton, �e jestem wyprany z ciekawo�ci. Chc� zobaczy� te gwiazdy, o kt�rych kulty�ci plot� od wiek�w � zatar� r�ce i podj�� powa�niejszym tonem. � Zimno na dworze. Wiatr taki, �e pod nosem zamarza. Beta wcale nie grzeje.
Siwow�osy dyrektor zirytowa� si�, zacisn�� z�by.
��Dlaczego si� wtoczysz, Szirin? Co za pomys�? Co tutaj po tobie?
��Co tutaj po mnie? � Szirin roz�o�y� r�ce humorystycznym gestem rezygnacji. � W Kryj�wce nie ma miejsca dla psycholog�w. Tam trzeba dzielnych, zdolnych do czynu m�czyzn i zdrowych kobiet, kt�re mog� rodzi� dzieci. A ja? Jak na cz�owieka czynu wa�� o sto funt�w za du�o, no a z rodzeniem dzieci by�oby jeszcze gorzej. Po co w Kryj�wce jeszcze jedna g�ba do �ywienia? Lepiej czuj� si� tutaj.
��O jakiej Kryj�wce pan m�wi, prosz� pana? � zainteresowa� si� Teremon.
Szirin zmarszczy� czo�o, wyd�� puco�owate policzki. Zdawa� si� mog�o, �e dopiero teraz zauwa�y� dziennikarza.
��Mo�na wiedzie�, z kim mam przyjemno��, rudy m�odzie�cze? � zapyta�. Aton odpowiedzia� niech�tnie, przez zaci�ni�te wargi.
��To Teremon 762, reporter. Musia�e� o nim s�ysze�. Dziennikarz wyci�gn�� r�k� do psychologa.
��A pan jest oczywi�cie Szirinem 501 z uniwersytetu w Saro. S�ysza�em o panu � powiedzia� szybko i powt�rzy� pytanie. � Co to za Kryj�wka?
��Widzi pan � odrzek� psycholog � uda�o nam si� przekona� garstk� ludzi. Uwierzyli w s�uszno�� naszych przepowiedni na temat, �e tak powiem, palca przeznaczenia. Zgodzili si� zastosowa� radykalny �rodek. S� to przewa�nie rodziny personelu obserwatorium, pracownicy uniwersytetu i nieliczne osoby postronne. W sumie nie wi�cej ni� trzy setki, w tym siedemdziesi�t pi�� procent kobiet i dzieci.
��Rozumiem. Ci wybrani maj� si� ukry� na czas trwania Ciemno�ci. Nie zobacz� tak zwanych gwiazd i ocalej�, gdy reszta �wiata zwariuje. Takie jest za�o�enie, prawda?
��Mniej wi�cej. Ale to nie�atwa sprawa. Ca�a ludzko�� oszaleje. Wielkie miasta padn� ofiar� p�omieni. �rodowisko b�dzie ma�o sprzyjaj�ce przetrwaniu. Co prawda w Kryj�wce maj� bezpieczny przytu�ek � �ywno��, wod�, bro�
��I co� znacznie wa�niejszego � podchwyci� Aton. � Maj� wszystkie nasze sprawozdania � z wyj�tkiem tych, kt�re dzi� sporz�dzimy. Te dokumenty b�d� posiada�y nieocenion� warto�� dla kolejnego cyklu. One musz� przetrwa�. Reszt� niech licho bierze.
Teremon gwizdn�� przeci�gle, smutno. P�niej siedzia� przez kilka minut pogr��ony w my�lach. Asystenci, zgrupowani wok� sto�u, roz�o�yli multiszachownic� i zacz�li parti� w sze�ciu. Robili posuni�cia szybko, bez s�owa. Nie odrywali wzroku od blatu sto�u. Przez pewien czas Teremon przygl�da� im si� bacznie. Wreszcie wsta�, by podej�� do Atona, kt�ry na uboczu rozmawia� szeptem z Szirinem.
��Prosz� pan�w � powiedzia� � chod�my dok�d�, gdzie nie b�dziemy przeszkadza� szachistom. Chcia�bym zapyta� o par� rzeczy.
Stary astronom zrobi� pos�pn� min�, lecz Szirin ucieszy� si� wyra�nie.
��Z przyjemno�ci�! Pogaw�dka dobrze mi zrobi, jak zawsze. Aton m�wi� w�a�nie o pa�skich pogl�dach na przewidywan� reakcj� �wiata w przypadku, gdyby nie sprawdzi�y si� nasze wr�by. Przyznaj� panu racj�. Nawiasem m�wi�c, czytywa�em pilnie pa�sk� kolumn� i w zasadzie podzielam zawarte tam opinie.
��Daj spok�j, Szirin � oburzy� si� astronom.
��Spok�j? Dobrze. Chod�my do s�siedniego pokoju. W ka�dym razie mi�ksze krzes�a.
W s�siednim pokoju by�y istotnie mi�ksze krzes�a, a tak�e ci�kie szkar�atne zas�ony w oknach i rudy dywan na pod�odze. W ceglastym blasku Bety ca�o�� sprawia�a wra�enie zakrzep�ej krwi. Teremon wzdrygn�� si� nerwowo.
��Doprawdy, da�bym dziesi�� kredyt�w za sekund� uczciwego, jasnego �wiat�a. T�skni� do Gammy czy Delty na niebie.
��S�uchamy pa�skich pyta� � odezwa� si� Aton. � Prosz� pami�ta�, �e nasz czas jest �ci�le wyliczony. Za godzin� i kwadrans p�jdziemy pod kopu�� obserwatorium, gdzie nie b�dzie okazji do rozm�w.
��Ciesz� si�, �e mamy j� obecnie � dziennikarz skrzy�owa� r�ce na piersi. � Panowie traktuj� ca�� spraw� tak niezwykle serio, �e sam zaczynam si� przejmowa�. Prosz� mi wyt�umaczy�, o co w�a�ciwie chodzi?
��Co takiego? � wybuchn�� Aton. � Przyzna pan chyba, �e bombardowa� nas pan drwinami, uprzednio nie zadawszy sobie trudu, by sprawdzi�, o co w�a�ciwie chodzi�
Reporter u�miechn�� si� blado.
��Nie jest a� tak �le, panie profesorze. Mam og�lne poj�cie. Dowodz� panowie, �e za kilka godzin �wiat ogarnie Ciemno��, a ca�a ludzko�� ulegnie gwa�townemu atakowi sza�u. Chcia�bym pozna� naukowe podstawy tych twierdze�.
��Nie pozna pan, nie pozna � wtr�ci� Szirin. � Gdyby nawet Aton raczy� udzieli� wyja�nie�, zaprezentowa�by nieprzeliczone stronice liczb i tomy wykres�w. Nic by pan nie zrozumia�. Je�eli jednak zwr�ci si� pan do mnie, popr�buj� przedstawi� panu laicki punkt widzenia.
��Doskonale. A wi�c zwracam si� do pana � powiedzia� reporter. Psycholog zatar� r�ce, zerkn�� spod oka na dyrektora.
��Przede wszystkim chcia�bym si� troch� napi�.
��Wody? � burkn�� astronom.
��Nie �artuj.
��Chyba ty �artujesz? Nie ma dzi� alkoholu. Moi ludzie �atwo mogliby si� upi�. Wol� nie stwarza� pokus.
Psycholog wyda� nieartyku�owany pomruk i zwr�ciwszy si� do reportera zmierzy� go bystrym wzrokiem.
��Oczywi�cie zdaje pan sobie spraw� � zacz�� � �e cywilizacja Lagazy ma charakter cykliczny, najwyra�niej cykliczny.
��Wiem, �e to modna teoria archeolog�w � odrzek� z rezerw� Teremon. � Czy zosta�a potwierdzona?
��Mniej wi�cej. W ostatnim stuleciu aprobowano j� na og�. �w charakter cykliczny stanowi albo raczej stanowi� jedn� z wielkich niewiadomych. Odkryli�my ci�g cywilizacji, w czym dziewi�� pewnych, nie m�wi�c o �ladach innych. Osi�ga�y one poziom w przybli�eniu r�wny naszemu, a nast�pnie wszystkie, bez wyj�tku, pada�y ofiar� ognia w szczytowym punkcie rozwoju. Przyczyn nikt nie zdo�a� ustali�. Sp�on�y wszystkie o�rodki kulturalne, nie zostawiaj�c odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak si� sta�o.
��No dobrze, a epoka kamienna? � wtr�ci� Teremon, kt�ry pilnie s�ucha� wyk�adu.
��Dotychczas wiadomo o niej tylko tyle, �e ludzie byli na poziomie odpowiadaj�cym �rednio inteligentnej ma�pie. Mo�emy o niej zapomnie�.
��Rozumiem i s�ucham dalej.
��W spos�b mniej lub wi�cej fantastyczny t�umaczono powody katastrof. Jedni m�wili o powtarzaj�cych si� periodycznie ognistych deszczach. Inni twierdzili, �e Lagaza od czasu do czasu przenika s�o�ce. Wysuwano i jeszcze bardziej niepoczytalne hipotezy. Istnieje jednak teoria bardzo r�na od reszty i od wiek�w przekazywana z pokolenia w pokolenie.
��Wiem. Ma pan na my�li mit o gwiazdach, zawarty w Ksi�dze Objawienia kultyst�w.
��W�a�nie! � przyzna� gor�co Szirin. � Kulty�ci wierz�, �e co dwa tysi�ce pi��dziesi�t lat Lagaza wchodzi do olbrzymiej pieczary. S�o�ca nikn� i �wiat spowija zupe�na ciemno��. W�wczas w�a�nie maj� pojawia� si� �tak zwane gwiazdy. Odbiera to zmys�y ludziom i zmienia ich w dzikie bestie, kt�re niszcz� cywilizacj� stworzon� przez siebie. Oczywi�cie kulty�ci ubieraj� to w wiele mistyczno�religijnych ozd�b, ale tak przedstawiaj� si� z grubsza ich zasadnicze pogl�dy.
Szirin umilk� na moment, odetchn�� g��boko.
��A teraz � podj�� � zbli�amy si� do TEORII UNIWERSALNEJ GRAWITACJI.
Zdanie wym�wi� tak, �e wyra�nie zad�wi�cza�y du�e litery. W tej chwili Aton odwr�ci� si� od okna, st�kn�� g�o�no i zamaszystym krokiem ruszy� w kierunku drzwi.
Szirin i Teremon spojrzeli na� z niepokojem.
��Co si� sta�o? � zapyta� reporter.
��Nic szczeg�lnego. Jego dwaj asystenci, kt�rzy winni przyj�� par� godzin temu, nie zjawili si� dot�d. Atonowi brak r�k do pracy, bo wszyscy, z wyj�tkiem najbardziej potrzebnych, s� ju� w Kryj�wce.
��Mo�e tamci zdezerterowali?
��Kto? Imot i Faro? Z pewno�ci� nie. Je�eli jednak nie wr�c� w ci�gu godziny, sprawy si� powik�aj�. � Szirin wsta�, mrugn�� filuternie. � Tak czy inaczej, skoro nie ma Atona�
Na palcach podszed� do okna, ukucn�� i z szafki pod parapetem wydoby� flaszk�. Kiedy ni� potrz�sn��, czerwony p�yn zabulgota� apetycznie.
��Mam nadziej�, �e Aton si� nie dowie � mrukn�� psycholog drepc�c z powrotem w kierunku sto�u., � Jest tylko jedna szklanka. Pan jako go�� Prosz�! Mnie wystarczy flaszka � z tymi s�owy bardzo uwa�nie nape�ni� ma�� szklaneczk�.
Dziennikarz wsta�, pocz�� oponowa�, ale us�ysza� tylko sentencjonalne �Szanuj starszych, m�odzie�cze�.
Wobec tego usiad� znowu, lecz min� mia� niepewn�, zas�pion�.
��Niech b�dzie � powiedzia�. � Stary figlarz z pana. Jab�ko Adama drga�o, kiedy psycholog ci�gn�� z butelki. Wreszcie wyda� pomruk zadowolenia, obliza� wargi � j�� m�wi� dalej.
��Ale co pan mo�e wiedzie� o grawitacji?
��Prawie nic. Tyle �e to niedawna teoria, s�abo jak dot�d sprecyzowana, a oparta na wyliczeniach matematycznych tak zawi�ych, �e podobno rozumie je zaledwie kilkunastu mieszka�c�w naszej planety.
��Brednie! Nonsensy! Podstawowe zasady matematyczne mog� panu przedstawi� w jednym zdaniu. Prawo Uniwersalnej Grawitacji g�osi, �e cia�a niebieskie podlegaj� wsp�zale�nym si�om dzia�aj�cym tak, �e warto�� si�y dzia�aj�cej mi�dzy dwoma danymi cia�ami jest proporcjonalna do sumy ich mas podzielonej przez kwadrat odleg�o�ci, w jakiej cia�a znajduj� si� od siebie.
��To wszystko?
��Wystarczy! Sformu�owanie tego wymaga�o czterystu lat.
��Czemu a� tyle? To, co pan powiedzia�, wydaje si� ca�kiem proste.
��Czemu a� tyle? � powt�rzy� Szirin. � Poniewa� wielkie prawa nie powstaj� pod wp�ywem nag�ego ol�nienia, jak si� panu mo�e wydawa�. Zazwyczaj to rezultat zbiorowych wysi�k�w, poch�aniaj�cych stulecia. Astronomowie pracowali bez wytchnienia od czasu, kiedy czterysta, lat temu Genowi 41 stwierdzi�, �e Lagaza obraca si� doko�a s�o�ca Alfa, a nie odwrotnie. Badano, analizowano, rejestrowano skomplikowane zagadnienie ruch�w sze�ciu s�o�c. Powstawa�y teorie po teoriach, aby po weryfikacjach i reweryfikacjach, zmianach i poprawkach i�� w zapomnienie, a nast�pnie wraca� w zmodyfikowanej formie. To by�a piekielna praca.
Teremon powa�nie skin�� g�ow� i wyci�gn�� r�k� ze szklank�. Psycholog nala� oszcz�dnie kilka kropel purpurowego p�ynu. Nast�pnie zwil�y� nieco w�asne gard�o i podj��:
��Dopiero dwadzie�cia lat temu udowodniono ostatecznie, �e orbitalne ruchy sze�ciu s�o�c s� zale�ne od Prawa Uniwersalnej Grawitacji. Nie lada sukces!
Szirin wsta� i nie zapominaj�c o butelce ruszy� pod okno.
��Docieramy do sedna sprawy. W ci�gu ostatniego dziesi�ciolecia obroty Lagazy wok� Alfy zdradzaj� nieprawid�owo�ci, a obserwowana orbita nie odpowiada teoretycznym wyliczeniom, nawet przy uwzgl�dnieniu perturbacji innych s�o�c. Co st�d wynika? Albo prawo nie ma sensu, albo te� dzia�a nowy, nie znany dot�d czynnik.
Teremon podszed� do okna, stan�� obok Szirina. Nad lesistymi stokami wzg�rz spojrza� w stron�, gdzie wie�e miasta Saro po�yskiwa�y krwawo na widnokr�gu. Dziwne nerwowe napi�cie wzros�o w nim, gdy przeni�s� wzrok ku Becie, po�yskuj�cej szkar�atne w zenicie, skarla�ej, z�owieszczej.
��S�ucham dalej, prosz� pana � odezwa� si� p�g�osem.
��Astronomowie � podj�� psycholog � b��dzili na o�lep ca�e lata. Kolejno wysuwali teorie jeszcze trudniejsze do obronienia ni� poprzednie. Wreszcie, pod wp�ywem natchnienia, Aton si�gn�� do wierze� kultyst�w. G�owa kultu, Sor 5, dysponowa� danymi, kt�re znacznie upraszczaj� ca�y problem. Aton wzi�� si� do pracy pod nowym k�tem. Przyjmijmy, �e istniej� inne nie �wiec�ce cia�a niebieskie, zbli�one charakterem do Lagazy. Co wtedy? Cia�a te b�yszcz� tylko zapo�yczonym �wiat�em, a je�eli, jak w znacznej cz�ci Lagaza, s� zbudowane z b��kitnawych ska�, nikn� na jasnym tle nieba, po�r�d nieustannego �wiat�a s�o�c. S� ca�kowicie niewidoczne. Dziennikarz gwizdn�� przez z�by.
��Naci�gni�ta teoria!
��Pa�skim zdaniem naci�gni�ta? Prosz� pos�ucha�. Zr�bmy nast�puj�ce za�o�enie. Podobne cia�o kr��y wok� Lagazy w takiej odleg�o�ci i po takiej orbicie, �e jego si�a przyci�gania odpowiada �ci�le odchyleniom orbity Lagazy od teoretycznych wylicze�. Co si� w�wczas dzieje?
Reporter pokr�ci� g�ow� z pow�tpiewaniem.
��W swoim czasie cia�o to stanie na drodze s�o�ca � powiedzia� psycholog i jednym haustem wypi� reszt� zawarto�ci flaszki.
��I zapewne ma to nast�pi� teraz � doda� sucho Teremon.
��Nie inaczej. Ale tylko jedno s�o�ce znajduje si� na niebie � Szirin wskaza� palcem poczerwienia�e, zmala�e �r�d�o �wiat�a. � Beta! Ot� udowodniono, �e ca�kowite za�mienie nast�pi� mo�e w�wczas, gdy tylko Beta pozostanie na swojej p�kuli niebieskiej � i to w maksymalnej odleg�o�ci od Lagazy. W takim uk�adzie z regu�y odleg�o�� ksi�yca od Lagazy jest minimalna. Przy �rednicy ksi�yca siedem razy wi�kszej ni� pozorna �rednica Bety za�mienie ogarnie ca�� powierzchni� Lagazy i b�dzie trwa�o d�u�ej ni� po�ow� doby. Wobec tego nie b�dzie na planecie punktu, kt�ry nie dozna�by skutk�w tego zjawiska. Taki uk�ad zdarza si� co dwa tysi�ce czterdzie�ci dziewi�� lat.
Twarz Teremona zmieni�a si� w mask� bez wyrazu.
��Czy to ju� ca�y materia� do mojego reporta�u?
��Ca�y. Najprz�d za�mienie, kt�re rozpocznie si� za trzy kwadranse. P�niej kompletna Ciemno��, by� mo�e owe tajemnicze gwiazdy, powszechne szale�stwo i koniec cyklu.
Psycholog zaduma� si� na chwil�.
��My, ludzie z obserwatorium, mieli�my dwa miesi�ce � podj��. � Nie wystarczy�o to jednak, by przekona� ludno�� Lagazy o gro��cym niebezpiecze�stwie. My�l�, �e i dwa wieki by�oby za ma�o. Jednak�e wyliczenia s� w Kryj�wce, a dzi� sfotografujemy za�mienie. Kolejny cykl zacznie si� ju� z naukowymi podstawami i kiedy przyjdzie nast�pne za�mienie, ludzko�� b�dzie przygotowana. To r�wnie� niez�y materia� dla pa�skiego reporta�u.
Teremon otworzy� okno, wychyli� si�, spojrza� na purpurowy odblask s�onecznego �wiat�a barwi�cy jego r�ce. Lekki wietrzyk sfa�dowa� zas�on�. Dziennikarz odczu� nag�y bunt, odwr�ci� si� gwa�townie.
��A czemu Ciemno�� mia�aby przywie�� mnie do ob��du?! � rzuci�.
Szirin u�miechn�� si� do siebie. Wahad�owo porusza� r�k� z opr�nion� butelk�.
��Do�wiadczy� pan kiedy ciemno�ci, m�odzie�cze? � zapyta� wreszcie. Teremon wspar� si� plecami o �cian�, pomy�la� chwil�.
��Prawd� m�wi�c, nie. Ale wyobra�am sobie, co to mo�e by�. Po prostu� � urwa�, bezradnie roz�o�y� r�ce; nagle odzyska� pewno�� siebie. � Po prostu nie ma �wiat�a, jak w grocie.
��By� pan kiedy w grocie?
��Ja? Sk�d?
��Tak te� s�dzi�em. Ja zrobi�em pr�b� tydzie� temu. Chcia�em zbada� w�asn� reakcj�, ale uciek�em w po�piechu. Szed�em w�r�d czerni, p�ki majaczy�a jasna plama wej�cia� S�owo daj�! Nie przypuszcza�em, �e osobnik mojej wagi potrafi biec tak szybko.
Teremon wyd�� wargi.
��Je�eli o tym mowa, my�l�, �e nie musia�bym biec, gdybym ju� raz zaryzykowa�.
Psycholog zmierzy� go pob�a�liwym wzrokiem. Zmarszczy� brwi.
��Bardzo pan pewny siebie � powiedzia�. � Zechce pan zas�oni� okno?
��Dlaczego? � zdziwi� si� reporter. � Gdyby �wieci�o cztery albo pi�� s�o�c, trzeba by�oby ograniczy� �wiat�o. Ale teraz? I tak go za ma�o�
��O to w�a�nie chodzi. Prosz� zas�oni� okno i usi��� spokojnie przy stole.
��Dobrze.
Teremon szarpn�� sznur zako�czony chwastem. Szkar�atna zas�ona pokry�a z wolna szerokie okno. Mosi�ne k�ka zgrzyta�y sun�c po pr�cie. Pok�j pogr��y� si� w rudawym mroku.
W�r�d ciszy g�ucho zadudni�y kroki. Dziennikarz przystan�� w po�owie odleg�o�ci mi�dzy oknem a sto�em.
��Nie widz� pana � szepn��.
��Trzeba omackiem szuka� drogi � poradzi� psycholog.
��Ja pana nie widz�! � Teremon oddycha� g�o�no, chrapliwie. � Nic nie widz�!
��A czego pan si� spodziewa�? � pad�a szorstka odpowied�. � Prosz� podej�� tu i usi���.
Zad�wi�cza�y zn�w kroki, niepewne, chwiejne. Szurn�o krzes�o.
��No� jestem� � g�os dziennikarza odezwa� si� piskliwie. � Czuj� si� eee� nie�le.
��Zadowolony pan?
��Chyba� chyba nie. Jest strasznie. Jak gdyby �ciany� � zaj�kn�� si� � jak gdyby �ciany mnie przygniot�y. Chc� je podeprze�, odepchn��. Ale to przecie� nie ob��d. Nic podobnego! Ju� mi nawet lepiej.
��Pi�knie. Niech pan ods�oni okno.
Ostro�ne kroki zatupota�y w mroku. Kotara zaszele�ci�a, gdy Teremon szuka� sznura na o�lep. Wreszcie odezwa� si� triumfalny chrz�st mosi�nych k�ek i pok�j zala�o czerwonawe �wiat�o. Reporter spojrza� czule na s�o�ce i wyda� radosny okrzyk.
Szirin otar� spocone czo�o wierzchem d�oni.
��To by� tylko ciemny pok�j � powiedzia� dr��cym g�osem. � Mo�na wytrzyma� � rzuci� beztrosko Teremon.
��Racja. W ciemnym pokoju mo�na wytrzyma�. Ale czy by� pan dwa lata temu na wystawie Kontynentalnej w D�onglor?
��Nie. Jako� nie wysz�o. Sze�� tysi�cy mil to za daleka podr�, nawet z racji wystawy.
��Ja tam by�em. S�ysza� pan pewno, �e Tunel Tajemnic bi� wszelkie rekordy powodzenia imprez w weso�ym miasteczku?� No, w ka�dym razie przez pierwszy miesi�c.
��S�ysza�em. Narobi� troch� ha�asu.
��Stosunkowo niewiele. Zatuszowano spraw�. Tunel Tajemnic by� korytarzem d�ugim na mil� i pozbawionym �wiat�a. Przez kwadrans jecha�o si� w�r�d ciemno�ci otwartym wagonikiem. Tunel mia� wielkie wzi�cie, p�ki funkcjonowa�.
��Mia� wzi�cie?
��Oczywi�cie. To nie lada satysfakcja ba� si� dla rozrywki. Dziecko przychodzi na �wiat z trzema instynktownymi l�kami: nag�ego ha�asu, upadku i braku �wiat�a. Dlatego za dobry �art uchodzi wrzasn�� komu� nad uchem �Bum!�. Dlatego ludzie lubi� zje�d�a� ze stromej pochylni, dlatego Tunel Tajemnic by� zrazu popularny. Ludzie wychodzili z ciemno�ci rozdygotani, bez tchu, p�ywi z przera�enia, ale ch�tnie p�acili za wst�p.
��Zaraz, zaraz! � podchwyci� Teremon. � Co� sobie przypominam. W Tunelu Tajemnic umar�o podobno kilka os�b. Kr��y�y na ten temat plotki. P�niej przycich�o.
Psycholog wzruszy� ramionami.
��Drobiazg. Dwa lub trzy zgony. Przedsi�biorstwo wyp�aci�o rodzinom odszkodowanie i uspokoi�o sumienia ojc�w miasta D�onglor. Ustalono, �e osoby cierpi�ce na niedomagania serca mog� zwiedza� tunel, ale tylko na w�asne ryzyko. Przy wej�ciu otwarto gabinet lekarski. Ka�dy klient musia� podda� si� badaniom, nim zaj�� miejsce w wagoniku. Wp�ywy kasowe jeszcze zwy�kowa�y.
��No i co?
��Widzi pan, wynik�a inna kwestia. Niekt�rzy opuszczali tunel w doskona�ym stanie. Tyle �e wzbraniali si� p�niej wej�� do budynku. Rozumie pan? Do jakiegokolwiek budynku! M�g� to by� pa�ac, biurowiec, blok mieszkalny, willa, magazyn, barak, sza�as, namiot.
Teremon zrobi� zdziwion� min�.
��Chce pan powiedzie�, �e musieli przebywa� stale pod go�ym niebem? Gdzie sypiali?
��W�a�nie pod go�ym niebem.
��Trzeba by�o si�� wprowadza� ich pod dach?
��Stosowano ten �rodek, stosowano. Rezultatem by�y gwa�towne ataki histerii i pr�by rozbicia sobie g�owy o najbli�sz� �cian�. Chorego, wprowadzonego si�� do budynku, niepodobna by�o utrzyma� bez zastrzyk�w morfiny i kaftana bezpiecze�stwa.
��Taka histeria graniczy z ob��dem.
��Nie tylko graniczy. To w�a�nie ob��d. W podobnym stanie opuszcza�a tunel jedna osoba na dziesi��. Wezwano nas, psycholog�w, no i znale�li�my jedyne wyj�cie. Trzeba by�o zlikwidowa� tunel.
��Co w�a�ciwie sta�o si� tamtym ludziom?
��Dok�adnie to, co panu. Po�r�d ciemno�ci mia� pan wra�enie, �e wal� si� �ciany. Psychologiczny termin okre�la wrodzony ludzko�ci l�k braku �wiat�a. Nazywamy to �klaustrofobi��, poniewa� brak �wiat�a ��czy si� zawsze z zamkni�t� przestrzeni�, a zatem jedna obawa poci�ga za sob� drug�. Rozumie pan?
��Rozumiem. A tamci z tunelu?
��Tamci z tunelu? � powt�rzy� Szirin. � Biedacy. Nale�eli do os�b, kt�rych w�adze umys�owe nie potrafi�y opanowa� klaustrofobii zapocz�tkowanej w ciemno�ci. Kwadrans bez �wiat�a to d�ugi okres. Pan prze�y� tylko dwie lub trzy minuty, a i tak by� pan, zdaje si�, wytr�cony z r�wnowagi. Tamci z tunelu ulegli ob��dowi na tle klaustrofobii, ob��dowi chronicznemu i, o ile nam wiadomo, nieuleczalnemu. Oto, co mo�e zdzia�a� pi�tna�cie minut bez �wiat�a.
Zapad�o d�ugie milczenie. Teremon zmarszczy� czo�o.
��Nie wierz�, by mia�o by� a� tak niedobrze.
��Raczej nie chce pan wierzy� � obruszy� si� psycholog. � Boi si� pan. Prosz� wyjrze� przez okno.
Dziennikarz pos�ucha�. Szirin nie zrobi� pauzy, m�wi� dalej.
��Niech pan sobie wyobrazi ciemno��. Wsz�dzie ciemno��. Domy, drzewa, pola, niebo � wszystko czarne. Jak wzrok si�gnie, nie ma �wiat�a. No i gwiazdy, te gwiazdy, o kt�rych nic nam nie wiadomo. Potrafi pan to zrozumie�?
��Potrafi� � odpar� z moc� reporter.
Szirin zirytowa� si�, uderzy� pi�ci� w st�.
��K�amstwo! Nic pan nie rozumie! Pa�ski m�zg jest zbudowany tak, �e nie ogarnia tej koncepcji, jak nie ogarnia wieczno�ci czy niesko�czono�ci. Potrafi pan jedynie o tym m�wi�. Skoro znikoma cz�stka zak��ci�a pa�sk� r�wnowag�, to co b�dzie, kiedy przyjdzie w�a�ciwe zjawisko? Pa�ska �wiadomo�� stanie w obliczu zagadnienia, kt�re przerasta granice jej poznania. Oszaleje pan zupe�nie i trwale. To nie podlega dyskusji � psycholog umilk� pos�pnie, aby niebawem podj��. � No i kolejne dwa tysi�clecia straszliwych walk i zmaga� p�jd� na marne. Jutro nie b�dzie na Lagazie nie zniszczonego miasta.
Teremon odzyska� nieco werwy.
��Co� tam nie gra � powiedzia�. � Nie rozumiem dot�d, czemu musz� dosta� fio�a tylko dlatego, �e s�o�ca znikn� z nieba. Ale gdybym nawet zwariowa�, ja i reszta ludzko�ci, to co to ma wsp�lnego z miastami? Czy s�dzi pan, �e wysadzimy je w powietrze?
Psycholog zirytowa� si� ponownie.
��Czego najbardziej b�dzie pan pragn�� w ciemno�ci? Czego b�dzie domaga� si� pa�ski instynkt? �wiat�a, do licha! �wiat�a!
��I co?
��A jak zyska� �wiat�o?
��Nie wiem � przyzna� otwarcie Teremon.
��W jaki spos�b mo�e powsta� �wiat�o � nie m�wi�c oczywi�cie o dzia�aniu s�o�c?
��Nie mam poj�cia.
Psycholog i reporter stali teraz twarz� w twarz.
��Trzeba co� podpali�, m�odzie�cze � rzuci� Szirin. � Widzia� pan kiedy po�ar lasu? Gotowa� pan straw� nad p�on�cym drewnem? Ciep�o to, drogi panie, nie jedyny skutek ognia. Daje on r�wnie� �wiat�o i ludzie o tym wiedz�. W czasie trwania Ciemno�ci b�d� szuka� �wiat�a i znajd� je.
��Zaczn� pali� drewno?
��Wszystko, co im wpadnie pod r�k�. Konieczno�� �wiat�a. Jakiegokolwiek. A �e o drewno nie zawsze �atwo� Rozumie pan? B�d� pali� wszystko. Osi�gn� �wiat�o, ale wszystkie o�rodki mieszkalne stan� w p�omieniach.
Psycholog i dziennikarz patrzyli sobie w oczy, jak gdyby ca�a sprawa polega�a na pr�bie si�y woli. Wreszcie Teremon odwr�ci� si� bez s�owa. Oddech mia� przerywany, zgrzytliwy. Zgie�k, kt�ry powsta� nagle w s�siednim pokoju, za zamkni�tymi drzwiami, ledwie do niego dociera�.
Szirin odezwa� si� nienaturalnie rzeczowym tonem.
��S�ysz�, zdaje si�, g�os Imota. Pewnie wr�cili z Faro. Chod�my tam. Dowiemy si�, co ich zatrzyma�o.
��Chod�my � przysta� dziennikarz.
Wzdrygn�� si�, odetchn�� g��boko. Napi�cie zmala�o.
W obserwatorium wrza�o. Wszyscy otoczyli dw�ch m�odych m�czyzn, kt�rzy zdejmuj�c wierzchnie okrycia odpowiadali na rzucane im bez�adne pytania.
Aton roztr�ci� t�umek i z marsow� min� stan�� przed nowo przyby�ymi.
��Zdajecie sobie spraw�, �e do ca�kowitego za�mienia zosta�o p� godziny? Gdzie byli�cie tak d�ugo?
Faro 24 usiad� i zatar� r�ce. Policzki mia� zar�owione od ch�odu.
��Ko�czyli�my z Imotem drobny prywatny eksperyment. Chodzi�o o urz�dzenie, za kt�rego pomoc� da�oby si� podrobi� Ciemno�� i gwiazdy i sprawdzi� zawczasu, jak to b�dzie wygl�da�o.
W�r�d s�uchaczy rozleg� si� nieokre�lony pomruk. Oczy Atona b�ysn�y wyrazem zainteresowania.
��Nic dot�d nie m�wili�cie. Na czym mia�o polega� wasze do�wiadczenie?
��Obydwaj wpadli�my ju� dawno na pewien pomys� � odpar� Faro. � Zacz�li�my w wolnych chwilach pracowa�. Imot znalaz� na peryferiach miasta niski, parterowy budynek z kopulastym dachem. Dawniej mie�ci�o si� tam chyba muzeum. Tak czy inaczej, kupili�my dom�
��Sk�d wzi�li�cie pieni�dze? � przerwa� �ywo Aton.
��Z w�asnych kont w banku � odpar� zaczepnie Imot. � Dom kosztowa� dwa tysi�ce kredyt�w. Wielkie rzeczy! Jutro dwa tysi�ce kredyt�w b�d� dwoma tysi�cami �wistk�w papieru.
��Naturalnie! � przyzna� Faro. � Kupili�my wi�c dom i od g�ry do do�u obili czarnym aksamitem, �eby uzyska� mo�liwie najdoskonalsz� ciemno��. Nast�pnie wywiercili�my w suficie i dachu otwory i zas�onili je metalowymi pokrywkami, kt�re mo�na usun�� jednocze�nie za pomoc� wy��cznika. Nie wszystko robili�my sami. Zatrudnili�my cie�l�, elektromontera i kilku innych rzemie�lnik�w. Nie liczyli�my si� z pieni�dzmi. Chodzi�o o to, by �wiat�o przenikn�o otworami do ciemnego wn�trza i stworzy�o z�udzenie gwiazd.
Nast�pi�a pe�na napi�cia niema pauza. Wszystkie oddechy umilk�y naraz. Wreszcie Aton zacz�� surowo i formalistycznie.
��Nie mieli�cie prawa we w�asnym zakresie�
Faro zmiesza� si� wyra�nie.
��Przyznaj�, panie profesorze. Wiemy. Ale� B�d� zupe�nie szczery. Podejrzewali�my, �e to niebezpieczny eksperyment, liczyli�my si� z mo�liwo�ci� ob��du. Po wszystkim, co m�wi� Szirin, wydawa�o nam si� to prawdopodobne. Woleli�my zaryzykowa� sami. Byli�my zdania, �e je�eli zachowamy zdrowe zmys�y, uodpornimy si� zapewne na dzia�anie prawdziwej Ciemno�ci. W takim przypadku powt�rzyliby�my oczywi�cie do�wiadczenie z ca�ym personelem obserwatorium. Niestety, wszelkie nadzieje zawiod�y.
��Dlaczego? Co si� sta�o?
Imot uprzedzi� towarzysza.
��Zamykali�my si� � podchwyci� � przyzwyczajali wzrok do braku �wiat�a. Potworne uczucie! W zupe�nej ciemno�ci cz�owiekowi zdaje si�, �e przyt�aczaj� go �ciany i sufit. Wytrzymali�my jako�. P�niej przyszed� czas na przekr�cenie wy��cznika. Pokrywki ust�pi�y. W g�rze zab�ys�y �wietlne punkty�
��I co?
��Nic. Na tym w�a�nie polega fiasko. Nic si� nie sta�o. Mieli�my nad sob� podziurawiony dach i tyle. Wiele razy powtarzali�my pr�b�. To w�a�nie pow�d naszego sp�nienia. I nic. Efekt by� zawsze jednakowy.
Nasta�a znowu., pe�na skupienia cisza. Wszystkie oczy zwr�ci�y si� ku Szirinowi, kt�ry siedzia� bez ruchu, z uchylonymi ustami. Teremon odzyska� g�os pierwszy. Zwr�ci� si� do psychologa.
��Rozumie pan, jak to k�adzie teori�, o kt�rej m�wi� pan przed chwil� � zapyta� z u�miechem ulgi.
��Chwileczk�! � Szirin podni�s� r�k�. � Musz� si� zastanowi�. Umilk� na moment. P�niej pstrykn�� palcami i podni�s� g�ow�. Wyraz jego oczu nie �wiadczy� o w�tpliwo�ciach czy zaskoczeniu.
��Oczywi�cie� � zacz��, ale nie doko�czy�, bo pi�tro wy�ej rozleg� si� nagle �oskot. Binej wsta� raptownie i skoczy� w kierunku schod�w z okrzykiem:
��C� to za licho?!
Inni wybiegli za nim.
Wydarzenia nast�powa�y szybko. Znalaz�szy si� pod kopu�� obserwatorium Binej obj�� jednym �a�osnym spojrzeniem pot�uczone klisze fotograficzne i nachylonego nad nimi cz�owieka. Rzuci� si� na intruza, chwyci� go za gard�o. Nast�pi�a gwa�towna szarpanina; nadbiegli inni i nieznajomy uleg� pod ci�arem sze�ciu zacietrzewionych przeciwnik�w.
Ostatni zjawi� si� zasapany Aton.
��Podnie�cie go � zakomenderowa�.
Asystenci cofn�li si� opornie i d�wign�li na nogi zdyszanego intruza z posiniaczonym czo�em i w podartym ubraniu. Mia� on kr�tk�, jasn� brod�, ufryzowan� wymy�lnie na spos�b praktykowany przez kultyst�w.
Binej chwyci� go za ko�nierz, potrz�sn�� nim mocno.
��Co ci do �ba strzeli�o, z�odzieju? Nasze klisze�
��Nie klisz szuka�em � przerwa� ch�odno kultysta. � To by� przypadek.
Spojrzenie Bineja pobieg�o �ladem pa�aj�cego wzroku napastnika.
��Rozumiem. Chodzi�o ci o aparaty. Wobec tego przypadek z kliszami to dla ciebie u�miech szcz�cia. Gdyby� wa�y� si� tkn�� aparaty, zgin��by� powoln� i bolesn� �mierci�. A tak� � podni�s� zaci�ni�t� pi��.
Aton chwyci� go za r�kaw.
��Stop! Daj mu spok�j, Binej.
M�ody technik zawaha� si�, niech�tnie opu�ci� r�k�. Astronom usun�� go z drogi i stan�� oko w oko z kultysta.
��Pan ma na imi� Latimer, prawda?
Kultysta sk�oni� si� sztywno i wskaza� symbol na biodrze.
��Jestem Latimer 25, adiutant trzeciej klasy Jego Wznios�o�ci Sora 5.
��I� � Aton zmarszczy� siwe brwi � towarzyszy� pan Jego Wznios�o�ci w czasie zesz�otygodniowych odwiedzie u mnie?
Latimer sk�oni� si� ponownie.
��A czego chce pan teraz?
��Niczego, co. m�g�by mi pan da� dobrowolnie.
��Zapewne przys�a� pana Sor 5. A mo�e to pa�ski w�asny pomys�?
��Nie odpowiem na to pytanie.
��Czy mam oczekiwa� innych go�ci?
��I na to nie odpowiem.
Aton spojrza� na zegarek, spos�pnia� jeszcze bardziej.
��O co chodzi Jego Wznios�o�ci? � zapyta�. � Przecie� dotrzymuj� uk�adu.
Latimer u�miechn�� si� blado, ale nie odpowiedzia�.
��Prosi�em Sora 5 o dane, kt�rych wy��cznie kult mo�e dostarczy�. Otrzyma�em je i jestem wdzi�czny. W zamian obieca�em dowie�� prawdy podstawowych wierze� kultu.
��Tej prawdy nie trzeba dowodzi� � pad�a wynios�a odpowied�. � Wystarczaj�cy dow�d stanowi Ksi�ga Objawienia.
��Dla garstki wyznawc�w kultu. Zechce pan nie wypacza� mojej my�li. Obieca�em da� � naukowe podstawy waszym wierz�cym. Obietnic� spe�niam.
Oczy kultysty zw�zi�y si�, zab�ys�y gniewnie.
��Tak. Spe�nia pan z przebieg�o�ci� godn� lisa. Pa�skie badania rzekomo potwierdzaj� nasz� wiar�, zarazem jednak czyni� j� najzupe�niej zb�dn�. Ciemno�� i gwiazdy przedstawia pan jako zjawiska naturalne, co pozbawia je w�a�ciwego znaczenia. To �wi�tokradztwo, blu�nierstwo.
��Nie moja wina. Fakty pozostaj� faktami. Mog� je tylko stwierdzi�.
��Pa�skie tak zwane fakty to czcza iluzja. Aton tupn�� gniewnie.
��Sk�d pan wie?
��Wiem! � odpowiedzia� Latimer tonem niezachwianego przekonania.
S�dziwy dyrektor spurpurowia�, lecz gestem r�ki uspokoi� Bineja, kt�ry zacz�� co� �ywo szepta�.
��Czego wi�c ��da od nas Sor 5? � podj��. � Jak mi si� zdaje, jest nadal zdania, �e pr�by przygotowania �wiata do podj�cia stosownych krok�w przeciw gro�bie powszechnego ob��du mog� narazi� na pot�pienie nieprzeliczon� ilo�� dusz. Pr�by te nie przynosz� rezultat�w. Mo�e b�dzie to pewn� pociech� dla Jego Wznios�o�ci.
��Same pr�by wyrz�dzi�y dosy� szk�d. Trzeba po�o�y� kres waszym grzesznym zabiegom, by uzyska� wiadomo�ci z pomoc� szata�skich instrument�w. My jeste�my pos�uszni woli gwiazd. Mog� jedynie ubolewa�, �e w�asna niezr�czno�� nie pozwoli�a mi zniszczy� diabelskich wynalazk�w.
��Niewiele by pan zdzia�a� � odpowiedzia� Aton. � Wszystkie dane, z wyj�tkiem ostatecznego dowodu, kt�ry zamierzamy wkr�tce uzyska�, s� w miejscu niedost�pnym zamachom. Ale to nie zmienia pa�skiej obecnej sytuacji przest�pcy i w�amywacza � zwr�ci� si� do zgrupowanych za nim asystent�w. � Niech kto� wezwie policj�.
��Do wszystkich diab��w! � obruszy� si� pe�en niesmaku Szirin. � Co ty wyprawiasz, Aton? Nie pora na hece. Zaczekaj � energicznie wyst�pi� do przodu. � Ja to za�atwi�. Aton spojrza� z g�ry na psychologa.
��Zechcesz pozwoli�, �e za�atwi� spraw� po swojemu. Pami�taj, jeste� tu osob� postronn�. Szirin skrzywi� si� wymownie.
��Po co zawraca� sobie g�ow� wzywaniem policji, stwarza� zb�dne trudno�ci, skoro ca�kowite za�mienie jest kwesti� minut, a nasz go�� jest got�w zobowi�za� si� s�owem honoru, �e tu zostanie i nie narobi k�opotu?
��Odmawiam! � zawo�a� �ywo kultysta. � R�bcie, co chcecie, ale prosta uczciwo�� ka�e mi uprzedzi�, �e przy pierwszej sposobno�ci doko�cz� zadania, kt�re mnie tutaj sprowadzi�o. Do tego zobowi�zuj� si� s�owem honoru. Je�eli mi ufacie, lepiej wezwijcie policj�.
�yczliwy u�miech rozja�ni� twarz psychologa.
��Straszny z pana uparciuch. Lepiej pogadajmy troch�. Widzi pan tego m�odego cz�owieka pod oknem? Silny, bez skrupu��w, skory do bicia� Kiedy rozpocznie si� za�mienie, nie b�dzie mia� do roboty nic poza pilnowaniem pana. Jestem te� ja, mo�e przyci�ki do walki, ale te� si� przydam. Rozumie pan?
��Rozumiem. I c� z tego? � rzuci� lodowato Latimer.
��Prosz� pos�ucha�. Kiedy rozpocznie si� za�mienie, Teremon i ja zaprowadzimy pana do ma�ego schowka o jednych drzwiach z kolosalnym zamkiem i bez okna. Posiedzi pan tam, p�ki b�dzie trzeba.
��A nast�pnie � podchwyci� godnie kultysta � nie znajdzie si� nikt, kto by mnie uwolni�. Wiem nie gorzej ni� wy, wiem o wiele lepiej, jakie znaczenie posiadaj� gwiazdy. Oszalejecie wszyscy, trudno zatem liczy�, by kto� pami�ta�, �e jestem zamkni�ty w schowku. Grozi mi uduszenie albo powolna �mier� z g�odu. Czy nie mam racji? Czego innego mo�na oczekiwa� od bandy naukowc�w? Ale s�owa honoru nie dam. To kwestia zasad nie podlegaj�cych dyskusji. Zblak�e oczy dyrektora przybra�y wyraz niepokoju.
��Doprawdy, Szirin� Zamkn�� tak cz�owieka�
��Za pozwoleniem! � psycholog uciszy� Atona energicznym ruchem d�oni. � Nie s�dz�, by sprawy zasz�y tak daleko. Latimer pr�buje blefowa�. Cwaniak! Ale i ja nie jestem psychologiem tylko dlatego, �e lubi� brzmienie tego wyrazu � u�miechn�� si� do kultysty. � Chyba nie podejrzewa pan, �e na serio my�l� o czym� r�wnie niskim jak zag�odzenie pana na �mier�. M�j mi�y! Je�eli zamkniemy pana w schowku, nie zobaczy pan Ciemno�ci ani gwiazd! Wystarczy pobie�na znajomo�� elementarnych wierze� kultu, by wiedzie�, �e odci�cie od gwiazd w czasie, kiedy widniej� na niebie, r�wna si� dla pana utracie nie�miertelnej duszy. Poczytuj� pana za cz�owieka honoru. Uwierz� na s�owo, je�eli zechce pan obieca�, �e zaniecha wszelkich dalszych szkodliwych dla nas krok�w.
Latimer jak gdyby skurczy� si�, zmala�. �y�y na czole mu nabrzmia�y.
��Daj� s�owo � powiedzia� g�ucho i doda� zaraz z nag�� pasj�: � Pociesza mnie tylko my�l, �e wszyscy b�dziecie pot�pieni z racji swoich praktyk.
Odwr�ci� si� na pi�cie i ruszy� w kierunku znajduj�cego si� opodal drzwi wysokiego sto�ka o trzech nogach.
Szirin skin�� na reportera.
��Niech pan si�dzie przy nim, Teremon. Na wszelki wypadek� Hej! Teremon! Dziennikarz nie zareagowa�. Wargi mia� poblad�e.
��Sp�jrzcie!
Palec, kt�rym wskazywa� w niebo, dr�a�. G�os by� zd�awiony, ochryp�y.
Wszyscy wstrzymali oddech. Oczy spogl�daj�ce �ladem wyci�gni�tego palca znieruchomia�y.
Beta by�a znacznie z jednej strony okrojona!
Znikoma smuga czerni, nie szersza ni� paznokie�, urasta�a w oczach przera�onych widz�w do rozmiar�w czelu�ci nieub�aganego przeznaczenia.
Po chwili os�upienia rozleg� si� gwar zmieszanych g�os�w. Trwa� kr�tko i ust�pi� miejsca o�ywionej metodycznej dzia�alno�ci. Wszyscy wr�cili do wyznaczonej pracy. W szczytowym momencie brak�o czasu na wzruszenia. Ostatecznie to grono naukowc�w mia�o konkretne zadania. Nawet Aton gdzie� znik�.
��Wst�pny kontakt nast�pi� plus minus pi�tna�cie minut temu � odezwa� si� prozaicznie Szirin. � Troch� za wcze�nie. Ale i tak nie�le, bior�c pod uwag� b��dy nieuniknione w wyliczeniach.
Rozejrza� si� doko�a, podszed� na palcach do zapatrzonego wci�� w okno Teremona i odci�gn�� go lekko.
��Aton jest w�ciek�y � szepn��. � Niech pan trzyma si� na uboczu. Przegapi� wst�pny kontakt z powodu awantury z Latimerem. Lepiej go unika�, bo ka�e pana wyrzuci� przez okno.
Reporter skin�� g�ow� i usiad� bez s�owa. Psycholog spojrza� na� ze zdziwieniem.
��Do licha! � zawo�a�. � Dygoce pan ca�y, cz�owieku!
��Co?
Teremon obliza� zasch�e wargi. Pr�bowa� si� u�miechn��.
��Niezbyt dobrze si� czuj�. To fakt � b�kn��. Szirin zmierzy� go ch�odnym wzrokiem.
��Ale nie traci pan odwagi, prawda?
��Nie! � obruszy� si� gwa�townie. � Nie! Prosz� mi da� troch� czasu. Ja� Nie mog�em uwierzy� w te brednie� Nie wierzy�em� Dopiero teraz! Prosz� mi da� troch� czasu. Musz� si� zastanowi�, przywykn�� Wy wszyscy szykowali�cie si� dwa miesi�ce, mo�e d�u�ej�
��Tak. To racja � przyzna� z namys�em psycholog. � Prosz� pos�ucha�! Ma pan kogo� bliskiego? �on�, dzieci, rodzic�w?
��Chodzi o Kryj�wk�, prawda? � reporter pokr�ci� g�ow�. � Nie, prosz� si� nie k�opota�. Mam tylko siostr�. Mieszka dwa tysi�ce mil od Saro. Nie znam nawet bli�szego adresu.
��No, a pan? Zd��y�by pan jeszcze do Kryj�wki. Jest jedno wolne miejsce, moje. Nic tu po panu, a w przysz�o�ci�
��Podejrzewa pan, �e umieram ze strachu � przerwa� cicho Teremon. � Nie, drogi panie. Jestem dziennikarzem. Zlecono mi reporta� i nie my�l� rezygnowa�.
Psycholog u�miechn�� si� m�tnie.
��Rozumiem. Ambicja zawodowa.
��Niech i tak b�dzie� Do licha! Odda�bym praw� r�k� za butelk� bodaj o po�ow� mniejsz� ni� ta, kt�r� pan wysuszy�. Bardzo by mi si� przyda�a� � urwa�, bo Szirin da� mu nagle kuksa�ca.
��S�yszy pan? � rzuci� i ruchem g�owy wskaza� kultyst�, kt�ry, niepomny na nic, sta� zapatrzony w okno i z wyrazem zachwytu na twarzy mamrota� co� przeci�g�ym, �piewnym g�osem.
��Co on m�wi? � zapyta� dziennikarz.
��Cytuje pi�ty rozdzia� Ksi�gi Objawienia. Cicho! Niech pan s�ucha.
G�os Latimera wzm�g� si� nagle, zad�wi�cza� nut� uniesienia.
�Dzia�o si�, i� w owe dni s�o�ce Beta trzyma�o coraz d�u�ej i d�u�ej samotn� str�e na niebiesiech, a� przysz�a pora, gdy przez ca�e p� obrotu zosta�o samo jedno i �wieci�o nad Lagaz�, umniejszone i ostyg�e.
I ludzie gromadzili si� na miejskich placach oraz drogach publicznych, by dziwowa� si� i radzi�, bowiem zaw�adn�� nimi upadek ducha. My�li mieli zm�cone, mow� zaj�kliw�, a dusze ich oczekiwa�y przybycia gwiazd.
A w mie�cie Trigon, w samo po�udnie, wyst�pi� Wendret 2 i tako prawi� ludziom z Trigonu: �S�uchajcie moich s��w, o, grzeszni! W pogardzie macie sprawiedliwo��, atoli bliski jest dzie� porachunku. Oto Grota nadchodzi, aby poch�on�� Lagaz�, a tak�e was i wszystko, co si� wok� znajduje�.
Kiedy za� prawi� tak, wargi Groty Ciemno�ci min�y skraj Bety i znikn�a ona z niebios Lagazy. Gromko odezwa�y si� krzyki, a wielki l�k ogarn�� ludzkie dusze.
Dzia�o si� tak, �e Ciemno�� Groty pad�a na Lagaz� i na ca�ej powierzchni jej zamar�o �wiat�o. Ludzie jakoby zaniewidzieli, albowiem nikt nie m�g� dojrze� s�siada, jakkolwiek oddech jego czu� na swoim licu.
I w�r�d powszechnej czerni zaja�nia�y nieprzeliczone gwiazdy, a przybycie ich zwiastowa�a muzyka takiej krasy, �e nawet li�cie drzew odmieni�y si� w j�zyki wo�aj�ce ku niebiosom w zachwyceniu.
W onej to chwili dusze opu�ci�y ludzkie cia�a, a ludzie odmienili si� w srogie bestie i niby dzik zwierz puszczy uganiali si� w�r�d wrzawy ulicami miast Lagazy.
Z gwiazd sp�yn�� Ogie� Niebia�ski, a gdzie spocz��, miasta Lagazy obraca�y si� w pogorzeliska i nie zosta�o �ladu cz�owieka ani dzie� jego.
Naonczas�
Nuta g�osu Latimera uleg�a ledwie uchwytnej zmianie. Kultysta nie spojrza� w stron� s�uchacz�w, lecz zda� sobie wida� spraw� z ich skupionej uwagi. G�adko, bez pauzy dla oddechu, zmieni� ton, pocz�� wymawia� sylaby bardziej melodyjnie, p�ynniej.
Teremon patrzy� na� zdziwiony. Wyrazy zdawa�y mu si� niemal znajome, chocia� r�ni�y si� akcentem, sposobem wymawiania samog�osek. Mimo to recytacja Latimera by�a niezrozumia�a.
Szirin u�miechn�� Si� chytrze.
��Przeszed� na jaki� starocykliczny j�zyk, pewno z tradycyjnego dla kultyst�w drugiego cyklu. Widzi pan, w tym j�zyku by�a pocz�tkowo napisana Ksi�ga Objawienia.
��Mniejsza z nim. I tak dosy� us�ysza�em � Teremon cofn�� si� z krzes�em, przyg�adzi� w�osy d�oni�, kt�ra ju� nie dr�a�a. � Znacznie mi lepiej.
��Istotnie? � zapyta� Szirin nie bez zdziwienia.
��Znacznie mi lepiej, m�wi� panu! Wzi�o mnie przed chwil�! S�ucha�em pa�skiej gadaniny na temat grawitacji. P�niej zobaczy�em pocz�tek za�mienia. Prawie si� wyko�czy�em. Ale to� � lekcewa��cym gestem wskaza� jasnobrodego kultyst�. � Co� podobnego opowiada�a mi nia�ka. Przez ca�e �ycie drwi�em z takich bredni. Trudno, bym si� dzi� da� nastraszy�. � Dziennikarz odetchn�� g��boko i podj�� sil�c si� na ton swobodny. � Ale dla zachowania dobrej formy wol� odwr�ci� krzes�o ty�em do okna.
��S�usznie � przyzna� psycholog. � I radzi�bym m�wi� ciszej. Aton wydoby� w�a�nie g�ow� z pud�a, w kt�rym j� trzyma�. A jak spojrza� na pana! Taki wzrok powinien zabija�.
Teremon skrzywi� si� z niesmakiem.
��Zupe�nie zapomnia�em o staruszku.
Starannie odwr�ci� krzes�o ty�em do okna, zerkn�� przez rami� na kultyst�.
��Przysz�o mi na my�l � zacz�� zn�w p�g�osem � �e musi istnie� jakie� zabezpieczenie przeciw gwiezdnemu ob��dowi. Jak pan s�dzi?
Psycholog zrazu nie odpowiedzia�. Zamy�li� si�, zerkn�� w kierunku s�o�ca. Beta min�a zenit. Odblask z okna, kt�ry tworzy� na pod�odze krwawy prostok�t, dosi�gn�! brzucha Szirina.
Ciemny r�bek zmieni� si� tymczasem w czarn� plam� zakrywaj�c� trzeci� cz�� Bety. Psycholog wzdrygn�� si�, a gdy odwr�ci� g�ow�, jego pulchne policzki wydawa�y si� mniej czerstwe. Z prawie wstydliwym u�miechem r�wnie� odwr�ci� swoje krzes�o.
��My�l� � odezwa� si� � �e w samym Saro dwa miliony ludzi odzyska�o nagle wiar� i na gwa�t pr�buje przysta� do kultyst�w � u�miechn�� si� ironicznie. � Kult prze�ywa godzin� niespodziewanego odrodzenia. Zapewne wykorzysta j� nale�ycie. Przepraszam� Co pan m�wi�?
��Ja? Niepokoi mnie pytanie, jak kulty�ci przekazuj� Ksi�g� Objawienia z jednego cyklu w drugi, a zw�aszcza kto i kiedy m�g� j� napisa�. Musi istnie� jakie� zabezpieczenie przeciw gwiezdnemu ob��dowi, bo gdyby wszyscy pot