7467
Szczegóły |
Tytuł |
7467 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7467 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7467 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7467 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TAD WILLIAMS
KAMIE� ROZSTANIA
Prze�o�y� Pawe� Kruk
�PAMI��, SMUTEK I CIERє tom 02
Tytu� orygina�u Stone of Farewell
Wersja angielska 1990
Wersja polska 1993
NOTA AUTORA
Wyra�am swoj� wdzi�czno�� Evie Cumming, Nancy Deming Williams, Paulowi
Hudspethowi, Peterowi Stampfela oraz Dougowi Wernerowi, kt�rzy przyczynili si�
do
powstania tej ksi��ki. Ich wnikliwe komentarze i sugestie okaza�y si� bardzo
przydatne - a w
niekt�rych przypadkach zaowocowa�y w zaskakuj�cy spos�b. Jak zwykle wyra�am
swoje
podzi�kowania moim dzielnym wydawcom, Betsy Wollheim oraz Sheili Gilbert, kt�re
wspomaga�y mnie w trudnych chwilach.
(Nawiasem m�wi�c wszyscy wymienieni powy�ej stanowi� ten rodzaj ludzi, z kt�rymi
chcia�bym by� w chwili ataku Norn�w. Niekt�rzy uwa�aj� pewnie, �e to w�tpliwe
wyr�nienie, ale jest to zupe�nie niezgodne z moimi przekonaniami.)
Na ko�cu ksi��ki znajduje si� wykaz postaci i wyra�e�.
STRESZCZENIE TOMU PIERWSZEGO P.T. �SMOCZY TRON�
Przez wieki zamek Hayholt nale�a� do nie�miertelnych Sith�w, kt�rzy musieli go
jednak opu�ci� uciekaj�c przed napa�ci� Cz�owieka. Od tamtej chwili rozpocz�y
si� rz�dy
ludzi w tej najwi�kszej i najpot�niejszej z twierdz oraz w pozosta�ej cz�ci
OsterrArd.
Ostatnim z panuj�cych jest PresterJohn, Wielki Kr�l wszystkich narod�w ludzkich.
Po
triumfalnym obj�ciu przez niego rz�d�w nast�pi�y d�ugie lata pokoju, w czasie
kt�rych
zasiada� na Smoczym Tronie wykonanym z ko�ci pokonanego przeze� smoka.
Simon, niezdarny czternastolatek, jest jednym z podkuchennych w Hayholt. Jego
rodzice nie �yj�, a rodzin� s� mu pokoj�wki i ich surowa prze�o�ona, Rachel,
zwana
Smokiem. Gdy tylko Simon mo�e uciec od prac kuchennych, chowa si� w zagraconych
komnatach ekscentrycznego uczonego z zamku, doktora Morgenesa. Cieszy si�
bardzo, gdy
starzec prosi, by ch�opiec zosta� jego uczniem, lecz rado�� mija, kiedy okazuje
si�, �e
Morgenes woli uczy� go czytania i pisania zamiast magii.
Wszyscy spodziewaj� si� �mierci starego, schorowanego kr�la Johna, wi�c EliaSy
jego pierworodny syn, przygotowuje si� do obj�cia tronu. Josua, rozs�dny brat
Eliasa, zwany
Bezrekim z powodu protezy, toczy z przysz�ym kr�lem sp�r z powodu osoby
Pryratesa,
duchownego ciesz�cego si� z�� s�aw�, kt�ry jest najbli�szym doradc� Eliasa.
Walka mi�dzy
bra�mi okazuje si� zwiastunem z�a, jakie nadci�ga nad zamek i ca�y kraj.
Wkr�tce po przej�ciu rz�d�w przez Eliasa nastaje susza, kt�ra dotyka narody
Osten
Ard. Na drogach pojawiaj� si� rozb�jnicy, a z odludnych wiosek znikaj� ludzie.
Naturalny
porz�dek rzeczy zostaje zachwiany i poddani zaczynaj� traci� wiar� w swojego
Kr�la, lecz
w�adca i jego przyjaciele wydaj� si� nie zwa�a� na niedol� ludzi. W ca�ym
kr�lestwie
rozlegaj� si� coraz cz�stsze g�osy niezadowolenia, a tymczasem znika Josua, brat
Eliasa -
niekt�rzy twierdz�, �e przygotowuje powstanie.
Z�e rz�dy niepokoj� wielu, mi�dzy innymi ksi�cia Isgrimnura z Rimmersgard, a
tak�e
hrabiego Eolaira, wys�annika le��cego na zachodzie Hernystiru. Niepokoi si�
nawet c�rka
Eliasa, Miriamele; szczeg�lnie martwi j� osoba odzianego zawsze w purpurowe
szaty
powiernika ojca, Pryratesa.
Tymczasem Simon zostaje pomocnikiem Morgenesa. Zaprzyja�niaj� si� pomimo
niezdarno�ci ch�opca i odmowy Doktora uczenia go czegokolwiek, co przypomina�oby
magi�.
Podczas jednej ze swych w�dr�wek w podziemiach Hayholt Simon odkrywa tajemne
przej�cie i nieomal zostaje schwytany przez Pryratesa. Udaje mu si� jednak
uciec, a b��kaj�c
si� w nieznanych korytarzach znajduje uwi�zionego w podziemnej celi Josu�,
kt�rego
chciano zg�adzi� w tajemniczym rytuale planowanym przez Pryratesa. Simon
sprowadza
Doktora Morgenesa i obaj uwalniaj� Josu�. Prowadz� go do komnaty Doktora, sk�d
Josua ma
wydosta� si� na wolno�� korytarzem wiod�cym pod prastarym zamkiem. Gdy Morgenes
wysy�a do przyjaci� ptaki z wiadomo�ci� o tym, co si� sta�o, pojawia si�
Pryrates ze stra��
kr�lewsk�, by zaaresztowa� Doktora i Simona. W walce z Pryratesem ginie
Morgenes, lecz
jego ofiarna �mier� umo�liwia Simonowi ucieczk� tym samym tunelem, kt�rym uciek�
ksi���.
Oszala�y ze strachu ch�opiec przedziera si� przez ciemne korytarze pod zamkiem,
kt�re ci�gn� si� w�r�d ruin starego, sithijskiego zamku. Wreszcie wydostaje si�
na
powierzchni�. Znajduje si� na cmentarzu poza murami miasta. Jego uwag� przyci�ga
blask
ogniska. Staje si� �wiadkiem tajemniczych wydarze�: Pryrates i Kr�l Elias bior�
udzia� w
dziwnym rytuale, w kt�rym uczestnicz� tak�e ubrane na czarno postacie o bia�ych
twarzach.
Wr�czaj� one Eliasowi szary miecz zwany Smutkiem - miecz posiadaj�cy niepokoj�c�
moc.
Przera�ony Simon ucieka.
W�druje brzegiem ogromnego lasu Aldheorte. Mijaj� tygodnie. Simon jest skrajnie
wyczerpany z g�odu i zm�czenia, lecz wci�� znajduje si� bardzo daleko od celu,
do kt�rego
zd��a: Naglimund, le��cej na P�nocy twierdzy Josui. Zbli�a si� do chaty drwala,
by poprosi�
o co� do jedzenia, lecz tam znajduje obc� istot� usidlon� w pu�apce; jest to
jeden z Sith�w, o
kt�rych m�wi si�, �e istnieli tylko w legendach albo dawno ju� wygin�li.
Powracaj�cy drwal
chce zamordowa� bezbronnego Sith�, lecz Simon zabija go. Uwolniony Sitha
zatrzymuje si�
tylko na chwil�, posy�a Simonowi bia�� strza�� i znika mi�dzy drzewami. Nieznany
g�os
podpowiada Simonowi, aby wzi�� strza��, kt�ra - jak wyja�nia - jest darem od
Sithy.
Ma�y doradca okazuje si� trollem o imieniu Binabih podr�uj�cym na ogromnej,
szarej wilczycy. Wyja�nia Simonowi, �e znalaz� si� tu przypadkowo, J�cz mo�e
towarzyszy�
Simonowi do Naglimund. W drodze do twierdzy Binabik i Simon maj� wiele przyg�d:
u�wiadamiaj� sobie, �e niebezpiecze�stwo, jakie im grozi, jest du�o wi�ksze od
gniewu Kr�la
i jego doradcy, kt�rym odebrano wi�nia. �cigani przez wydaj�ce si� posiada�
nienaturaln�
moc bia�e ogary ze znakiem Burzowej G�ry na obro�ach - g�ry o z�ej s�awie, kt�ra
le�y
daleko na P�nocy - zmuszeni s� schroni� si� w le�nym domu Geloe. Zabieraj� po
drodze
dw�ch podr�nik�w, kt�rych uratowali przed psami. Geloe, tajemnicza i obcesowa
kobieta,
mieszkaj�ca w lesie, o kt�rej m�wi si�, �e jest czarownic�, przyznaje, �e
staro�ytni Nornowie
- sk��ceni z Sitnami ich krewni - zostali w jaki� spos�b wpl�tani w los
kr�lestwa Prestera
Johna.
W dalszej w�dr�wce naszych bohater�w wci�� �cigaj� �miertelnicy i inne istoty.
Kiedy Binabik zostaje ranny od strza�y, Simon i jeden z ich nowych towarzyszy,
s�u��ca z
zamku, musza przej�� na siebie trudy przewodzenia podr�. Zostaj� zaatakowani
przez
kud�atego olbrzyma, lecz ratuje ich Josua ze swymi my�liwymi. Ksi��� zabiera ich
do
Naglimund, gdzie Binabik dochodzi do siebie i gdzie potwierdza si�, �e Simon
zosta�
wci�gni�ty w wir niebezpiecznych wydarze�. Nadci�ga Elias z wojskami, by
rozpocz��
obl�enie Naglimund. Towarzyszka podr�y Simona, podaj�ca si� za s�u��c�,
okazuje si�
ksi�niczk� Miriamele, podr�uj�c� w przebraniu po ucieczce od ojca, kt�ry jej
zdaniem
oszala�, ulegaj�c wp�ywom Pryratesa. Z P�nocy i innych cz�ci kr�lestwa
przybywaj� do
Naglimund przera�eni ludzie, kt�rzy w twierdzy Josui szukaj� schronienia przed
szalonym
Kr�lem.
Gdy Ksi��� i jego rycerze obraduj� nad zbli�aj�c� si� bitw�, pojawia si� dziwny
Rimmersman, Jarnauga. Jest on cz�onkiem Ligi Pergaminu, ko�a wtajemniczonych
uczonych,
do kt�rego nale�a� Morgenes i mistrz Binabika. Jarnauga przynosi jeszcze gorsze
wie�ci.
Wyja�nia, �e ich wrogiem nie jest tylko Elias; Kr�la wspomaga Ineluki, Kr�l
Burz. By� on
niegdy� ksi�ciem Sith�w. Zmar� pi�� wiek�w temu, lecz jego pozbawiony cia�a duch
panuje
teraz w�r�d zamieszkuj�cych Burzow� G�r� Norn�w, krewnych wygnanych Sith�w.
Przyczyn� �mierci Inelukiego by�a straszliwa, magiczna moc szarego miecza,
Smutku,
a tak�e atak �udzi na Sith�w. Wed�ug cz�onk�w Ligi Pergaminu akt darowania
Smutku
Eliasowi ma by� pierwszym krokiem jakiego� niezrozumia�ego planu zemsty, planu,
w
wyniku kt�rego wci�� �ywy Kr�l Burz ma obj�� ziemi� w posiadanie. Jedyna
nadzieja w
profetycznym poemacie, kt�ry sugeruje, �e �trzy miecze� mog�yby przezwyci�y�
magiczn�
moc Inelukiego.
Jednym z nich jest Smutek Kr�la Burz, kt�ry znalaz� si� w r�kach ich
przeciwnika,
Kr�la Eliasa. Drugim jest pochodz�cy z Rimmersgard Minneyar, kt�ry by� kiedy� w
Hayholt,
lecz nie wiadomo, gdzie si� teraz znajduje. Trzecim jest Cieni, czarny miecz
najs�awniejszego
rycerza kr�la Johna, sir Camarisa. Jarnauga i pozostali przypuszczaj�, �e mo�e
on by� gdzie�
w zakutej lodami P�nocy. Kierowany t� nik�� nadziej� Josua wysy�a Binabika,
Simona i
kilku �o�nierzy na poszukiwanie Ciernia, gdy tymczasem Naglimund przygotowuje
si� do
odparcia obl�enia.
Narastaj�cy kryzys wp�ywa na post�powanie innych. Ksi�niczka Miriamele,
zniech�cona troskliw� opiek� swego wuja Josui, przebrana ucieka z Naglimund w
towarzystwie tajemniczego mnicha Cadracha. Ma nadziej� dotrze� do le��cego na
po�udniu
Nabbanu i tam prosi� swych krewnych o pomoc dla Josui. Na pro�b� Josui stary
ksi���
Isgrimnur - bardzo charakterystyczna posta� - wyrusza w przebraniu na jej
poszukiwanie.
Tiamak, zamieszkuj�cy bagniste obszary kraju Wran uczony, otrzymuje dziwn�
wiadomo�� od swego dawnego nauczyciela Morgenesa, w kt�rej Doktor informuje go o
nadej�ciu z�ych czas�w i sugeruje, �e Tiamak ma do wype�nienia zadanie.
Maegwin, c�rka Kr�la Hernystiru, patrzy bezsilna na upadek swego rodu i ca�ego
kraju pogr��aj�cego si� w wirze wojny wywo�anej zdrad� Wielkiego Kr�la Eliasa.
Simon wraz z Binabikiem i pozosta�ymi towarzyszami wpada w zasadzk� Ingena
Jeggera, �owcy z Burzowej G�ry, i jego ludzi. Ratuje ich Sitna, Jiriki,
uratowany wcze�niej
przez Simona przed chat� drwala. Dowiedziawszy si� o celu ich wyprawy, Jiriki
postanawia
towarzyszy� im na g�r� Urmsheim, legendarn� kryj�wk� jednego z ogromych smok�w.
W czasie, gdy Simon i jego towarzysze udaj� si� na g�r� Urmsheim, Kr�l Elias
rozpoczyna obl�enie Naglimund. Cho� pierwsze ataki zostaj� odparte, obl�eni
ponosz�
dotkliwe straty. Wreszcie wydaje si�, �e Elias rezygnuje i jego si�y wycofuj�
si�, lecz zanim
mieszka�cy zamku maj� czas, by zacz�� celebrowa� zwyci�stwo, na p�nocnym
horyzoncie
pojawia si� dziwna burza. Jest ona p�aszczem, pod kt�rym przybywaj� przera�aj�ce
si�y
samego Inelukiego, armia sk�adaj�ca si� z Norn�w i obrzym�w. Kiedy Czerwona
D�o�,
pi�ciu g��wnych podw�adnych Kr�la Burz, otwiera bramy Naglimund, rozpoczyna si�
straszliwa rze�. Josua z kilkoma innymi osobami ucieka z ruin zamku. Przed
wej�ciem do
ogromnego lasu Josua przeklina Eliasa za jego okrutny pakt z Kr�lem Burz i
przysi�ga
odebra� mu koron� ojca.
Simon i jego towarzysze wspinaj� si� na g�r� Urmsheim; pokonuj�c wiele
niebezpiecze�stw, odkrywaj� Drzewo Uduna, ogromny, zamarzni�ty wodospad. W
pobliskiej
jaskini - grobowcu odnajduj� Cier�. Kiedy maj� ju� powr�ci� z mieczem, pojawia
si� Ingen
Jegger i atakuje ich ze swymi lud�mi. Bitwa budzi Igjarjuka, bia�ego smoka,
kt�ry od wiek�w
spa� pod lodem. Obie strony ponosz� dotkliwe straty. Na polu walki pozostaje
tylko Simon
osaczony na skalnej p�ce. Kiedy lodowy smok atakuje go, Simon unosi Cier� i
zadaje nim
cios. Tryska na niego czarna, gor�ca krew bestii, a Simon traci przytomno��.
Budzi si� w jaskini na g�rze Yiquanuc zamieszkiwanej przez trolle. Opiekuj� si�
nim
Jiriki i Haestan, erkynlandzki �o�nierz. Cier� zosta� odnaleziony, lecz Binabik
razem ze
Sludigiem, Rimrnersmanem zostaje uwi�ziony przez sw�j lud; grozi im kara
�mierci. Krew
smoka naznaczy�a Simona pi�tnem i du�y kosmyk jego w�os�w posiwia�. Jiriki
nadaje mu
imi� ��nie�now�osego� i oznajmia mu, �e zosta� naznaczony - na dobre i na z�e.
S�OWO WST�PNE
Wiatr wy� w pustych blankach, zawodz�c, jakby tysi�c pot�pionych dusz wo�a�o o
lito��. Pomimo przera�liwego zimna, kt�re wysysa�o powietrze z jego silnych
kiedy� p�uc i
kt�re wydawa�o si� zdziera� sk�r� z jego twarzy i d�oni, brat Hengfisk s�ucha�
tego odg�osu z
pewn� ponur� przyjemno�ci�.
- Tak, tak w�a�nie b�d� zawodzi� t�umy grzesznik�w, kt�rzy szydzili z nauki
Matki
Ko�cio�a - niestety, zaliczali si� te� do nich ci mniej gorliwi spo�r�d braci
Hoderundian�w. -
Jak�e oni b�d� p�akali w obawie przed sprawiedliwym Boskim gniewem, jak b�d�
b�agali o
pomoc, ale wtedy b�dzie ju� za p�no...
Uderzy� mocno kolanem w kamie�, kt�ry spad� z mur�w i upad� w �nieg; z jego
sp�kanych warg wydoby� si� piskliwy j�k. Zakonnik siedzia�, zawodz�c cicho, lecz
szczypi�ce �zy, kt�re natychmiast zamarza�y na jego policzkach, zmusi�y go do
powstania.
Ruszy� dalej kulej�c.
G��wny trakt, kt�ry prowadzi� do zamku przez miasto Naglimund, gin�� pod
�niegiem.
Stoj�ce po jego obu stronach domy i sklepy by�y prawie zupe�nie niewidoczne pod
�miertelnym, bia�ym ca�unem, a te, widoczne jeszcze, przypomina�y skorupy od
dawna ju�
nie �yj�cych zwierz�t. Na drodze by� tylko Hengfisk i �nieg.
Kiedy wiatr zmieni� kierunek, �wist dochodz�cy z blank�w na szczycie wzg�rza
wzm�g� si�. Zakonnik zmru�y� wyba�uszone oczy, spojrza� w g�r� na mury, potem
opu�ci�
g�ow�. Zapada� zmrok. Brn�� przez �nieg, a skrzypienie jego but�w przypomina�o
ciche
b�bnienie w rytm zawodz�cej muzyki wiatru.
- Nic dziwnego, te ludzie z miasta uciekli do twierdzy - pomy�la� dr��c. Wok�
niego
wida� by�o rozdziawione g�by dziur w dachach i �cianach, kt�re zapad�y si� pod
ci�arem
�niegu. Ale oni na pewno siedz� bezpieczni w zamku, chroni� icrrkamienne �ciany
i solidne,
drewniane dachy. Siedz� przy ogniu, a ich twarze s� czerwone, roze�miane -
twarze
grzesznik�w, przypomnia� sobie z wyrzutem: cholernych, beztroskich grzesznik�w;
zejd� si�
wok� niego i b�d� si� dziwi�, �e przeszed� ca�� drog� w takiej burzy.
- Przecie� mamy miesi�c Yuven! Czy�by tak mu si� pomiesza�o w g�owie, �e nie
pami�ta, jaki to miesi�c? Nie, z pewno�ci� jest teraz Yuven. Jeszcze dwie pe�nie
ksi�yca
temu by�a wiosna, troch� ch�odna, ale to by�o fraszk� dla Rimmersmana, takiego
jak
Hengfisk, kt�ry wychowa� si� w ch�odzie P�nocy. A wi�c to pogoda by�a
niecodzienna; tak
zimno, �nieg i l�d w miesi�cu Yuven - pierwszym letnim miesi�cu.
Czy to nie brat Langrian odm�wi� opuszczenia opactwa i Hengfisk musia� si� nim
opiekowa�? - To co� wi�cej, ni� tylko z�a pogoda - m�wi� brat Langrian. - Ta
plaga obejmie
wszystko, co B�g stworzy�. Jeszcze za �ycia zobaczymy Dzie� S�du Ostatecznego.
Langrian upar� si�, by zosta�. Je�li chcia� siedzie� w spalonych murach
klasztoru i je��
jagody i tym podobne - ile mo�na znale�� jag�d przy takiej pogodzie? - niech
robi, co chce.
Brat Hengfisk nie by� takim g�upcem. Wed�ug niego nale�a�o dosta� si� do
Naglimund. Stary
biskup Anodis z pewno�ci� rado�nie powita Hengfiska. Na pewno doceni jego bystre
oko i to,
co Hengfisk b�dzie mia� do powiedzenia na temat wydarze� w opactwie i niezwyk�ej
pogody.
Bez w�tpienia Naglimundczycy przyjm� go mi�o, nakarmi�, b�d� zadawali pytania,
posadz�
przy ogniu...
Ale przecie� oni musz� wiedzie� o panuj�cym zimnie - pomy�la� ponuro Hengfisk,
otulaj�c si� szczelniej trzeszcz�cym od mrozu habitem. Znalaz� si� ju� w cieniu
muru. Bia�y
�wiat, przez kt�ry w�drowa� od wielu dni a nawet tygodni, wydawa� si� sko�czy�
nagle, jakby
napotka� otch�a�, kt�ra zia�a kamienn� nico�ci�. - Tak, z pewno�ci� wiedz� o
�niegu i ca�ej
reszcie. Dlatego pewnie wszyscy opu�cili miasto i przenie�li si� do twierdzy,
chyba dlatego?
To przez t� diabelsk� pogod�, to dlatego nie ma na murach straty, chyba dlatego.
Sta� i przesuwa� pe�en nadziei wzrok po przysypanych �niegiem gruzach, kt�re
kiedy�
stanowi�y g��wn� bram� Naglimund. Spod �niegu wystawa�y olbrzymie filary i
pot�ne
kamienie, wszystkie czarne i zw�glone. Dziura w chyl�cym si� murze by�a tak
du�a, �e ze
dwudziestu takich chudych Hengfisk�w mog�oby w niej stan�� rami� przy ramieniu.
- Patrzcie, jak wszystko zapu�cili. Och, b�d� wrzeszcze�, kiedy nadejdzie czas
s�du;
ich wrzaskom nie b�dzie ko�ca i nie b�dzie ju� mo�liwo�ci poprawy. Wszystko w
nie�adzie:
brama, miasto, pogoda.
Takie niedbalstwo musi zosta� ukarane. Z pewno�ci� biskup Anodis ma pe�ne r�ce
roboty, by utrzyma� w ryzach takie krn�brne stado. Hengfisk z ch�ci� pomo�e
wspania�emu
starcowi pokierowa� tymi leniami. Ale najpierw ognisko i co� ciep�ego do
jedzenia. Potem
troch� klasztornej dyscypliny. Wkr�tce wszystko wr�ci do normy... Hengfisk
st�pa� ostro�nie
mi�dzy potrzaskanymi filarami i kamieniami pokrytymi �niegiem.
W�a�ciwie to w pewnym sensie obraz ten jest do��... pi�kny, pomy�la� zakonnik.
Wszystko, co znajdowa�o si� za bram�, pokrywa�a delikatna siatka lodu, podobna
do
cieniutkich nici paj�czej sieci. Zachodz�ce s�o�ce rzuca�o na oszronione wie�e,
mury i ca�e
dziedzi�ce w�skie pasemka dogasaj�cego ognia.
Tutaj wewn�trz wiatr nie wy� ju� z tak� si��. Hengfisk sta� w miejscu zaskoczony
niespodziewanym spokojem. Pokrywaj�cy wszystko l�d �ciemnia�, gdy s�o�ce skry�o
si� za
murami. Rogi dziedzi�ca wype�ni�y ciemnofioletowe cienie, kt�re k�ad�y si� na
�cianach
zburzonych wie�. Wiatr sycza� teraz jak kot, zakonnik o wy�upiastych oczach
opu�ci� g�ow�,
zrozumiawszy wreszcie, co si� sta�o.
Opuszczone. - W Naglimund nie by�o nikogo, ani jednej duszy, by powita�
zmarzni�tego w�drowca. Przeszed� wiele mil przez �nie�ne pustkowie, by dotrze�
do miejsca
r�wnie martwego jak kamie�.
Ale - pomy�la� nagle - skoro tak, co w takim razie maj� znaczy� tamte niebieskie
�wiat�a w oknach wie�?
I kim by�y postacie, kt�re zbli�a�y si� do niego poprzez zawalony gruzami
dziedziniec, poruszaj�c si� mi�dzy oblodzonymi kamieniami ze zwinno�ci� kot�w?
Serce zabi�o mu gwa�townie. W pierwszej chwili, gdy ujrza� ich pi�kne, zimne
twarze
i jasne w�osy, pomy�la�, �e to anio�y. P�niej, dostrzeg�szy z�owrogi blask ich
czarnych oczu,
odwr�ci� si� i potykaj�c zacz�� ucieka�.
Nornowie schwytali go bez najmniejszego wysi�ku i ponie�li w g��b opuszczonego
zamku pod pogr��one w cieniu i oblodzone wie�e, w kt�rych wci�� migota�y
p�omienie. A
kiedy nowi w�adcy Naglimund zacz�li do� szepta� w swym melodyjnym j�zyku, jego
krzyki
wznios�y si� nawet ponad wycie wiatru.
CZʌ� PIERWSZA
OKO BURZY
1 Muzyka g�r
NAWET w jaskini, gdzie trzaskaj�cy ogie� wysuwa� szare palce dymu w kierunku
dziury w suficie, a jego czerwone p�omienie igra�y na wymalowanych na �cianach
wizerunkach poskr�canych w�y i bestii o wyba�uszonych oczach i pot�nych k�ach,
Simon
nie m�g� pozby� si� ch�odu, kt�ry przenika� jego cia�o. Kiedy dr��cy zapada� w
sen i budzi�
si�, przenikaj�c zas�on� dziennego �wiat�a i ch�odu nocy, mia� wra�enie, �e
wype�nia go szary
l�d, od kt�rego jego ko�czyny sztywniej�, a jego wn�trze pe�ne jest szronu.
Uciekaj�c od ch�odnej jaskini Yiqanuc i swego chorego cia�a, w�drowa� �cie�k�
Sn�w; bezradnie pozwalaj�c si� nie�� z jednego snu w drugi. Wielokrotnie �ni�,
�e wr�ci� do
Hayholt, kt�ry kiedy� by� jego domem i nigdy ju� nim nie b�dzie: widzia� zalane
s�o�cem
trawniki, liczne kryj�wki i ocienione zak�tki. Dla niego by� to najwi�kszy dom,
jaki widzia�,
pe�en �ycia, barw i muzyki. Znowu chodzi� po Ciernistym Ogrodzie, a wiatr
�piewaj�cy na
zewn�trz jaskini, w kt�rej spa�, �piewa� tak�e w jego snach, poruszaj�c
delikatnie listkami i
potrz�saj�c �ywop�otami.
W jednym z takich dziwnych sn�w wydawa�o mu si�, �e powr�ci� do komnaty
Doktora Morgenesa. Gabinet Doktora znajdowa� si� teraz na szczycie wysokiej
wie�y; z jej
wysokich, �ukowatych okien wida� by�o przep�ywaj�ce chmury. Starzec siedzia� z
ponur�
min� pochylony nad du��, otwart� ksi�g�. Jego surowy wyraz twarzy i milczenie
napawa�y
Simona strachem. Wydawa�o mu si�, �e Morgenes w og�le go nie zauwa�a; starzec
wpatrywa� si� z uwag� w szkic rysunku trzech mieczy widoczny na otwartej stronie
ksi�gi.
Simon podszed� do parapetu. Wiatr wzdycha� cicho, cho� ch�opiec nie czu� �adnego
powiewu. Spojrza� w d� na dziedziniec. Stamt�d spogl�da�a na niego ma�a,
ciemnow�osa
dziewczynka; patrzy�a szeroko otwartymi, powa�nymi oczami. Simon uni�s� d�o�,
jakby
chcia� do niej pomacha�, lecz dziewczynka nagle znikn�a.
Wie�a z zagraconym pokojem Morgenesa zacz�a ucieka� spod st�p Simona niczym
fale odp�ywu. Na ko�cu znikn�� i sam Doktor. Jego posta� zanika�a powoli jak
cie� w chwili,
gdy nastaje jasno��, lecz do ko�ca nie spojrza� na Simona. Jego �ylaste d�onie
szybko
przebiega�y po kolejnych stronach ksi�gi, jakby szuka� czego�. Simon zawo�a� do
Doktora,
lecz wszystko wok� niego sta�o si� szare i zimne, pe�ne wiruj�cej mg�y i
strz�p�w innych
sn�w...
Obudzi� si� tak samo, jak budzi� si� wielokrotnie od chwili zej�cia z Urmsheim,
i
stwierdzi�, �e jest noc. Pod kamienn� �cian� pokryt� pismem runicznym spali
Haestan oraz
Jiriki. Erkynlandczyk spa� w p�aszczu, zwini�ty, z brod� przyci�ni�t� do piersi.
Sitha
wpatrywa� si� w co�, co trzyma� w swych d�ugich palcach. Wydawa� si� tym bardzo
zaabsorbowany. Jego oczy �wieci�y s�abo, jakby to, co trzyma�, odbija�o blask
dogasaj�cego
ogniska. Simon chcia� co� powiedzie� - t�skni� za ciep�em i g�osem innych
- lecz sen przyci�ga� go do siebie. Wiatr wyje tak g�o�no...
S�ycha� by�o, jak zawodzi na zewn�trz w g�rskich prze��czach, tak samo jak
zawodzi�
wok� szczyt�w wie� w Hayholt... tak samo jak wy� w pustych blankach Naglimund.
Tak smutny... wiatr jest tak smutny...
Wkr�tce ponownie zasn��. W jaskini s�ycha� by�o tylko s�abe oddechy i samotn�
muzyk� g�r.
BY�A TO TYLKO dziura, lecz znakomicie spe�nia�a rol� wi�zienia. Si�ga�a
dwadzie�cia
�okci w g��b kamiennego wn�trza g�ry Mintahog, a na jej dnie mog�o le�e� wzd�u�
dw�ch
m�czyzn lub czterech troll�w. �ciany jamy by�y tak g�adkie, �e nawet paj�k
mia�by
trudno�ci z chodzeniem po niej. Na jej dnie by�o ciemno, zimno i wilgotno jak w
lochu.
Chocia� ksi�yc przesuwa� si� nad o�nie�onymi szczytami s�siad�w Mintahoq,
jedynie kilka promieni jego �wiat�a si�ga�o dna jamy, ledwie muskaj�c dwie
nieruchome
postacie. By�o tak od chwili, gdy ksi�yc pojawi� si� na niebie; jego blada kula
- Sedda, jak
nazywaj� ksi�yc trolle
- by�a jedyn� poruszaj�c� si� rzecz� w ca�ym �wiecie nocy, p�yn�� powoli nad
ciemnymi polami nocy.
W pewnym momencie co� poruszy�o si� u wylotu jamy. Jaka� ma�a posta� pochyli�a
si� nad ni�, spogl�daj�c w ciemno��.
- Binabik... - kucaj�ca nad jam� posta� zawo�a�a w gard�owym j�zyku trolli. -
Binabik,
czy mnie s�yszysz?
Je�li nawet jeden z cieni na dnie jamy poruszy� si�, zrobi� to bezg�o�nie.
Posta� u g�ry
przem�wi�a ponownie.
- Binabik, dziewi�� razy, dziewi�� dni twoja w��cznia sta�a przed moj� jaskini�,
a ja
czeka�am na ciebie.
S�owa mia�y by� wypowiedziane uroczy�cie, lecz g�os zadr�a�, zanim posta�
odezwa�a
si� ponownie. - Czeka�am i wo�a�am ci� w Miejscu Echa. W odpowiedzi us�ysza�am
tylko sw�j
w�asny g�os. Dlaczego nie wr�ci�e� i nie zabra�e� swojej w��czni?
Nie us�ysza�a �adnej odpowiedzi.
- Binabik? Dlaczego nie odpowiadasz? Chyba nale�y mi si� to od ciebie?
Wi�ksza z postaci siedz�cych na dnie jamy poruszy�a si�. S�aby promie�
ksi�ycowego blasku odbi� si� w jasnoniebieskich oczach.
- Co to za trolli jazgot? Nie do��, �e wrzucacie do dziury kogo�, kto nic warn
z�ego nie
zrobi�, to jeszcze przychodzicie tutaj i nie dajecie mi spa� przez swoj�
paplanin�!
Pochylona nad do�em posta� znieruchomia�a na chwil� i zaraz znikn�a w ciemno�ci
nocy.
- No, dobrze. - Sludig ponownie otuli� si� szczelnie swym wilgotnym p�aszczem i
zwin�� si� na ziemi. - Binabik, nie wiem, co ci ten troll m�wi�, ale nie podoba
mi si�, �e twoi
ludzie przychodz� szydzi� z ciebie i ze mnie, cho� nie dziwi mnie wcale, �e mnie
nie lubi�.
Siedz�cy obok niego troll nic nie odpowiedzia�, a tylko popatrzy� na Rimmersmana
swymi ciemnymi, smutnymi oczami. Po chwili Sludig przewr�ci� si� na drugi bok i
dr��c
spr�bowa� zasn��.
ALE JIRIKI, nie mo�esz odej��! - Simon owini�ty w koc siedzia� na brzegu swego
siennika. Zazgrzyta� z�bami, chc�c powstrzyma� lekki zawr�t g�owy; obudzi� si�
pi�� dni
temu i od tamtej chwili prawie przez ca�y czas le�a� na plecach.
- - Musz� - odpar� Sitha ze spuszczonym wzrokiem, jakby nie m�g� oprze� si�
prosz�cemu spojrzeniu Simona. - Wys�a�em ju� Sijandiego i Ki�ushapo, ale w
rzeczywisto�ci
to mnie oczekuj�. Seoman, zostan� jeszcze dzieri lub dwa, ale d�u�ej nie mog�.
- - Musisz pom�c mi uwolni� Binabika! - Simon podni�s� stopy z zimnej, kamiennej
pod�ogi i po�o�y� je na ��ku. - M�wi�e�, �e trolle ci ufaj�. Nak�o� ich, �eby
uwolnili
Binabika. Potem pojedziemy wszyscy razem.
Jiriki westchn��, wypuszczaj�c powietrze ze �wistem.
- M�ody Seomanie, to nie takie proste - powiedzia�, a w jego g�osie da�o si�
odczu�
nieomal zniecierpliwienie. - Nie mam �adnej w�adzy ani �adnych praw, by
nak�ania� lud
Qanuc do zrobienia czegokolwiek. Czekaj� na mnie te� inne obowi�zki, kt�rych nie
zrozumiesz. Zosta�em tutaj tak d�ugo tylko dlatego, �e chcia�em si� upewni�, �e
wracasz do
zdrowia. M�j wuj Khendraja�aro dawno ju� powr�ci� do Jao e-Tinukai�.
Zobowi�zania wobec
mojego domu i krewnych nakazuj� mi uda� si� za nim.
- Nakazuj� ci? Ale przecie� ty jeste� Ksi�ciem? Sitha pokiwa� g�ow�.
- - To s�owo znaczy co� innego ni� w waszym j�zyku. Nale�� do panuj�cego domu,
ale nikomu nie rozkazuj� i nikim nie rz�dz�. Mn� te� na szcz�cie nikt nie
rz�dzi - z
wyj�tkiem pewnych okoliczno�ci. Moi rodzice zdecydowali, �e takie w�a�nie
okoliczno�ci
zaistnia�y. - Simon mia� wra�enie, �e odczuwa w g�osie Jirikiego nieomal nut�
gniewu. - Nie
obawiaj si�. Ty i Haestan nie jeste�cie wi�niami. Lud Qanuc darzy ci� honorami.
Pozwol� ci
odej��, kiedy tylko zechcesz.
- - Ale ja nie odejd� st�d bez Binabika. - Simon skr�ca� w palcach po�� swego
p�aszcza. - I bez Sludiga.
W wej�ciu ukaza�a si� ma�a, ciemnow�osa posta�, kt�ra zakas�a�a uprzejmie.
Jiriki
spojrza� przez rami� i skin�� g�ow�. Wesz�a stara kobieta Qanuc i postawi�a u
st�p Jirikiego
paruj�cy dzbanek; potem wyci�gn�a szybko spod swego obszernego p�aszcza z
owczej sk�ry
trzy miseczki i ustawi�a je w p�kolu. Jej drobne palce szybko przesuwa�y si� po
naczyniach,
a jej puco�owata twarz pozbawiona by�a jakiegokolwiek wyrazu. Simon dostrzeg�
jednak w
jej oczach b�ysk strachu, kiedy ich spojrzenia skrzy�owa�y si� na chwil�.
Sko�czywszy
wycofa�a si� ty�em do wyj�cia i znikn�a za po�� zas�ony r�wnie cicho, jak si�
pojawi�a.
Czego ona si� boi? zastanawia� si� Simon. Jirikiego? Binabik m�wi�, �e Qanucowie
i
Sithowie zawsze do�� dobrze ze sob� tyli.
Nagle pomy�la� o sobie: jest przecie� dwa razy wi�kszy od trolla, rudow�osy,
twarz
pokryta pierwszym zarostem i do tego chudy jak patyk, cho� sterty koc�w
uniemo�liwia�y
staruszce dostrze�enie tego. Jak� r�nic� widzieli ludzie z Yiqanuc mi�dzy nim a
znienawidzonym przez nich Rimmersmanem? Czy� nar�d Sludiga nie wojowa� z
trollami
przez wieki?
- Seoman, napijesz si�? - spyta� Jiriki, wlewaj�c do miseczki troch� paruj�cego
napoju. - To twoje naczynie.
Simon wyci�gn�� d�o�. - Czy to jest zupa?
- - To jest aka, jak nazywaj� j� Qanucowie; ty by� powiedzia� herbata.
- Herbata! - Simon wzi�f ochoczo miseczk�. Judith, prze�o�ona zamkowej kuchni,
bardzo lubi�a herbat�. Lubi�a siada� po pracy przy ogromnym kubku gor�cego
napoju.
Kuchnia wype�nia�a si� wtedy aromatem po�udniowych zi�. Kiedy by�a w dobrym
humorze,
pozwala�a Simonowi skosztowa� troch�. Na Usiresa, jak on t�skni� za domem!
- Nigdy nie my�la�em... - zacz�� i poci�gn�� du�y �yk, po czym natychmiast
wyplu� to,
co wypi�, krztusz�c si�. - Co to jest?- Czkn��. - To nie jest herbata!
Jiriki popija� wolno ze swojego naczynia i dlatego nie wida� by�o, czy si�
u�miecha.
- Ale� to jest herbata - odpar� Sitha. - Qanucowie u�ywaj� do jej parzenia
innych zi�
ni� Sudhoda�ya. Nic dziwnego, skoro tak ma�o z wami handluj�.
Simon wytar� d�oni� usta i skrzywi� si�.
- - To jest s�one! - Pow�cha� naczynie i ponownie si� skrzywi�. Sitha skin��
g�ow� i
poci�gn�� �yk. - Tak sol� j�. Dodaj� te� mas�a.
- - Mas�a!
- Przedziwne s� drogi wnuk�w Mezumiiru - oznajmi� uroczy�cie Jiriki. -
Niesko�czona jest ich r�norodno��.
Simon odstawi� naczynie z niesmakiem. - Mas�o. Usiresie, ratuj mnie. Ale
parszywa
przygoda.
Jiriki ze spokojem dopi� swoj� herbat�. Imi� Mezumiiru przypomnia�o Simonowi o
jego przyjacielu, trollu, kt�ry kiedy� w nocy �piewa� o Kobiecie-Ksi�ycu.
Posmutnia�.
- Co zrobimy dla Binabika? - spyta� Simon. - Czy mo�emy zrobi� cokolwiek?
Jiriki popatrzy� na niego spokojnymi, kocimi oczami.
- - Jutro b�dziemy mieli okazj� przemawia� w jego imieniu. Nie wiem jeszcze,
jak�
pope�ni� zbrodni�. Niewielu spo�r�d Qanucow zna jaki� inny j�zyk poza swoim -
tw�j
przyjaciel jest pod tym wzgl�dem wyj�tkowy - a ja niezbyt dobrze m�wi� ich
j�zykiem. Poza
tym oni nie s� zbyt rozmowni w obecno�ci obcych.
- - Co si� jutro wydarzy? - spyta� Simon i po�o�y� si� na ��ku. Hucza�o mu w
g�owie. Dlaczego wci�� czuje si� taki s�aby?
- - Odb�dzie si�... s�d, jak przypuszczam. W�adcy ludu Qanuc b�d� s�dzi� i
wydadz�
wyrok.
- - B�dziemy bronili Binabika?
- - Nie, Seomanie, do tego chyba nie dojdzie - powiedzia� spokojnie Jiriki.
Przez
chwil� na jego twarzy pojawi� si� dziwny wyraz. - P�jdziemy tam dlatego, �e ty
spotka�e�
Smoka z G�ry... i prze�y�e�. W�adcy Qanucow chc� ci� pozna�. Z pewno�ci� b�dzie
te�
poruszana sprawa przest�pstwa twego przyjaciela, lecz o tym b�d� rozmawia�
trolle mi�dzy
sob�. A teraz odpoczywaj, bo potrzebne ci b�d� si�y.
Jtriki wsta� i przeci�gn�� si�; porusza� przy tym g�ow� w dziwny spos�b, a jego
bursztynowe oczy patrzy�y gdzie� daleko. Simon poczu�, �e wstrz�sa nim dreszcz i
ogarnia
znu�enie.
Smok! pomy�la� sennie zdziwiony i przera�ony. To on widzia� smoka! On. Simon,
podkuchenny, poszturchiwany wa�ko� i gamo� zamierzy� si� mieczem na smoka i
prze�y�,
cho� obla�a go gor�ca, smocza krew! Zupe�nie jak w opowie�ciach!
Spojrza� na czarny, s�abo l�ni�cy Cier�, kt�ry cz�ciowo przykryty le�a� pod
�cian� i
czeka�, podobny do pi�knego, straszliwego w�a. Nawet Jiriki wydawa� si� dotyka�
go z
niech�ci�, a nawet m�wi� o nim. Sitha ze spokojem zbywa� pytania Simona, kt�ry
chcia�
wiedzie�, jaka to magia p�ynie jak krew w mieczu Camarisa. Simon przesun��
zzi�bni�t�
d�oni� wzd�u� szcz�ki do wci�� bol�cej blizny biegn�cej w d� twarzy. Jak taki
zwyk�y
kuchcik odwa�y� si� podnie�� tak pot�n� rzecz?
Zamykaj�c oczy czu�, �e ten wielki i nieczu�y �wiat wiruje wolno pod nim.
S�ysza�
jeszcze kroki Jirikiego, kt�ry podszed� do wyj�cia, a potem cichy szelest
odsuwanej zas�ony i
sen znowu poci�gn�� go w d�.
SIMON zn�w �ni�. Jeszcze raz ukaza�a mu si� twarz ma�ej, ciemnow�osej
dziewczynki.
Wprawdzie twarz by�a dzieci�ca, lecz powa�ne oczy by�y stare i g��bokie niczym
studnia na
opuszczonym cmentarzu. Wydawa�o mu si�, �e dziewczynka chce mu co� powiedzie�.
Jej
usta porusza�y si� bezg�o�nie, lecz gdy jej twarz gin�a powoli w zm�conych
wodach snu,
wyda�o mu si� przez chwil�, �e jednak s�yszy jej g�os.
OBUDZI� SI� nast�pnego ranka i zobaczy� nad sob� Haestana.
Gwardzista szczerzy� z�by w u�miechu, a jego broda l�ni�a od topniej�cego
�niegu.
- Simon, ch�opcze, czas wstawa�. Czeka nas dzisiaj du�o roboty, du�o roboty.
Wci�� by� s�aby i ubieranie zaj�o mu sporo czasu, lecz zdo�a� zrobi� to sam.
Haestan
pom�g� mu za�o�y� buty, kt�rych nie wk�ada� od chwili przebudzenia. By�y
sztywne, jakby
zrobione z drewna, a materia� ubrania drapa� jego dziwnie teraz czu�� sk�r�.
Mimo to poczu�
si� lepiej, d�wign�wszy si� w odzieniu na nogi. Chwiej�c si� przemierzy�
kilkakrotnie
jaskini� i poczu�, �e znowu staje si� dwunogim zwierz�ciem.
- - Gdzie jest Jiriki? - spyta�, narzucaj�c p�aszcz na ramiona.
- - Poszed� pierwszy. Nie martw si� o spotkanie. W razie czego zanios� ci�, bo
jeszcze si� kleisz.
- Przyniesiono mnie tutaj - powiedzia� Simon i sam zdziwi� si�, s�ysz�c ozi�b�y
ton
swego g�osu - ale to jeszcze nie znaczy, �e ci�gle trzeba mnie nosi� na r�kach.
Krzepki Erkynlandczyk zachichota� i bynajmniej si� nie obrazi�. - Wcale si� nie
zmartwi�, je�li p�jdziesz o w�asnych si�ach. Trolle maj� bardzo w�skie �cie�ki i
wcale mi nie
t�skno nosi� po nich kogokolwiek.
Simon musia� zatrzyma� si� na chwil� w wej�ciu, by przyzwyczai� wzrok do blasku,
jaki wdar� si� do jaskini po uniesieniu zas�ony. Wyszed� na zewn�trz i
stwierdzi�, �e odblask
�niegu nawet w tak pochmurny ranek jest prawie nie do zniesienia.
Stali oko�o dwudziestu �okci przed jaskini�, na skalnej p�ce, kt�ra ci�gn�a
si� st�d na
prawo i lewo, wzd�u� zbocza g�ry. Wzd�u� niej wida� by�o ciemne otwory innych
jaski�, a
potem p�ka skr�ca�a, gin�c za wygi�ciem brzucha Mintahoq. Simon dostrzeg�
powy�ej rz�dy
podobnych �cie�ek. Z g�rnych jaski� zwisa�y drabiny, a tam, gdzie nier�wny teren
nie
pozwala� na po��czenie skalnych p�ek, ko�ysa�y si� mosty, kt�re sprawia�y
wra�enie
zrobionych jedynie ze sk�rzanych rzemieni. Simon dostrzeg� nawet ubrane w futra
ma�e
postacie dzieci Qanuc �migaj�ce po ko�ysz�cych si� konstrukcjach ze zwinno�ci�
wiewi�rek,
cho� upadek z pewno�ci� oznacza�by niechybn� �mier�. Simonowi od samego
patrzenia
zrobi�o si� niedobrze, wi�c odwr�ci� si� w drug� stron�.
Mia� przed sob� ogromn� dolin� Yiqanuc. Za ni� z wype�nionej mg�� otch�ani
wy�aniali si� kamienni s�siedzi g�ry Mintahoq, wznosz�c swe g�owy do szarego,
sypi�cego
�niegiem nieba. Malutkie, ciemne dziurki znaczy�y ich odleg�e szczyty; na
�cie�kach
pomi�dzy nimi uwija�y si� malutkie, prawie niewidoczne postacie.
�cie�k� nadjecha�y trzy trolle; siedzia�y wygodnie w sk�rzanych siod�ach na
grzbietach kud�atych baran�w. Simon przesun�� si� do przodu, ust�puj�c im drogi
i znalaz� si�
zaledwie par� st�p od kraw�dzi p�ki. Spojrza� w d� i natychmiast zakr�ci�o mu
si� w
g�owie, tak samo jak na Urmsheim. Podstawa g�ry, ustrojona tu i tam wij�cymi si�
wiecznie
zielonymi zaro�lami, rozszerza�a si� poni�ej poprzecinana po��czonymi drabinami,
p�kami
podobnymi do tej, na kt�rej sta� Simon. Nagle zda� sobie spraw� z panuj�cej
ciszy i odwr�ci�
si� do Haestana.
Trzej je�d�cy zatrzymali si� na �rodku �cie�ki i wpatrywali si� w Simona szeroko
otwartymi oczami. Gwardzista, ukryty w cieniu wej�cia za trollami, zasalutowa�
ch�opcu z
szydercz� min� ponad g�owami troll�w.
Policzki dw�ch z nich porasta� rzadki zarost. Wszyscy trzej nosili na futrzanych
p�aszczach naszyjniki z du�ych paciork�w z ko�ci s�oniowej i mieli ozdobnie
rze�bione
w��cznie zakrzywione u do�u na wz�r kij�w pasterskich, kt�rych u�ywali do
kierowania
swych wierzchowc�w o spiralnych rogach. Wszyscy trzej byli wi�ksi od Binabika;
po kilku
dniach sp�dzonych w�r�d Qanucow Simon przekona� si�, �e Binabik by� jednym z
najmniejszych doros�ych trolli. Spotkane trolle wydawa�y si� bardziej prymitywne
i
niebezpieczne od jego przyjaciela; dobrze uzbrojone, o surowych twarzach,
wygl�da�y
gro�nie pomimo swej ma�ej postury. Simon wpatrywa� si� w trolle, one za�
patrzy�y na
Simona.
- Simon, wszyscy o tobie s�yszeli - zagrzmia� Haestan, a trolle spojrza�y na
niego
zaskoczone jego gromkim g�osem - lecz nikt ci� jeszcze nie widzia�.
Zaalarmowane trolle obrzuci�y �o�nierza spojrzeniem od st�p do g��w, po czym
cmokni�ciem ponagli�y swoje barany i odjecha�y po�piesznie.
- - B�d� mieli o czym m�wi� - zachichota� Haestan.
- - Binabik opowiada� mi o swoim domu - powiedzia� Simon - ale nie za bardzo
rozumia�em to, co m�wi�. Prawie nigdy nie jest tak, jak si� wydaje, �e b�dzie,
prawda?
- - Tylko dobry Pan Usires zna wszystkie odpowiedzi - odpar� Haestan. - A teraz
je�li chcesz spotkasz si� ze swoim ma�ym przyjacielem, najlepiej b�dzie, jak
ruszymy dalej.
Id� ostro�nie i nie za blisko kraw�dzi.
SCHODZILI wolno �cie�k�, kt�ra na przemian zw�a�a si� i rozszerza�a, prowadz�c
ich
serpentynami w d�. S�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie, lecz skrywa�y je ciemne
chmury
gnane mro�nym wiatrem. Szczyt g�ry, podobnie jak i wierzcho�ki po drugiej
stronie doliny,
przykrywa�a bia�a czapa �niegu, lecz ni�ej nie by�o go ju� tak du�o. �nie�ne
zaspy napotykali
coraz rzadziej, a wok� widnia�y czarne plamy go�ej ziemi i odkryte ska�y. Simon
nie mia�
poj�cia, czy taki �nieg jest czym� normalnym w pierwszych dniach miesi�ca
Tiyagar w kraju
Yiqanuc, ale pewien by�, �e ma do�� �niegu i zimna. Ka�dy p�atek �niegu, kt�ry
wpada� mu
do oka, odczuwa� jak obraz�; wci�� czu� b� w miejscu �wie�ej blizny na policzku
i szcz�ce.
Kiedy opu�cili t� cz�� g�ry, kt�ra wydawa�a si� zamieszkana, nie widzieli ju�
wielu
trolli. Z niekt�rych jaski� wydobywa� si� dym i by�o ciekawie zerkaj�ce, ciemne
postacie.
Min�y ich te� dwie grupy je�d�c�w udaj�cych si� w tym samym kierunku; podobnie
jak ich
poprzednicy zwalniali, by przyjrze� si� obcym i zaraz ruszali po�piesznie przed
siebie.
Min�li te� grupk� dzieci baraszkuj�cych w zaspie �niegu. Ma�e trolle, kt�re
si�ga�y
Simonowi zaledwie do kolan, ubrane by�y w futrzane kurtki i getry, przez co
przypomina�y
ma�e, okr�g�e je�e. Na widok Simona i Haestana dzieci wyba�uszy�y oczy, a ich
wysoki
szczebiot ucich�; nie ucieka�y jednak i nie wydawa�y si� przestraszone.
Spodoba�o si� to
Simonowi. U�miechn�� si� s�abo, pami�taj�c o bol�cym policzku, i pomacha� do
dzieci r�k�.
Kiedy kr�ta �cie�ka zaprowadzi�a ich na p�nocny stok g�ry, znale�li si� w
miejscu,
gdzie nie dobiega�y ju� �adne odg�osy jej mieszka�c�w; byli zupe�nie sami,
wyj�wszy wyj�cy
wiatr i �nieg.
- - Nie podoba mi si� tutaj - odezwa� si� Haestan.
- - Co to jest? - Simon wskaza� w g�r�, na zbocze. Na skalnym wyst�pie, wysoko w
g�rze sta�a dziwna budowla w kszta�cie jaja, zbudowana ze starannie u�o�onych
�nie�nych
blok�w. Budowla l�ni�a s�abo w blasku r�owych promieni sko�nie �wiec�cego
s�o�ca. Przed
ni� sta�y w rz�dzie trolle; w d�oniach schowanych w r�kawicach trzyma�y
w��cznie, a ich
surowe twarze gin�y w naci�gni�tych na g�owy kapturach.
- - Nie pokazuj palcem, ch�opcze - powiedzia� Haestan, tr�caj�c delikatnie
Simona w
�okie�. - Czy kilku ze stra�nik�w nie popatrzy�o w d�? To musi by� co�
wa�nego, o czym
m�wi� tw�j przyjaciel, Jiriki. Nazywaj� to �Lodowym Domem�. Ci malcy w�ciekaj�
si� z
jakiego� powodu, kt�ry dotyczy tego domu. Nie wiem, o co chodzi i nie chc�
wiedzie�.
- - Lodowy Dom? - spyta� Simon, wpatruj�c si� w budowl�. - Czy kto� tam mieszka?
Haestan pokr�ci� g�ow�. - Tego Jiriki nie m�wi�.
Simon spojrza� uwa�nie na Haestana. - Czy du�o rozmawia�e� z Jirikim podczas
naszego pobytu tutaj? To znaczy wtedy, gdy ja by�em nieprzytomny.
- Och... - zacz�� Haestan i urwa�. - W rzeczywisto�ci niezbyt du�o. Wydaje mi
si�, �e
on wci�� my�li o czym� wielkim. Rozumiesz, o co mi chodzi? O czym� wa�nym. Ale
jest
do�� mi�y. Troch� inny od cz�owieka, lecz dobry. - Haestan zamy�li� si� przez
chwil�. - Nie
jest taki, jak my�la�em, istota pe�na czar�w. M�wi zrozumiale, tak - Haestan
u�miechn�� si�. -
Dobrze wyra�a si� o tobie. Z tego, jak m�wi o tobie, mo�na by s�dzi�, �e jest ci
winien
pieni�dze. - Zachichota� cicho.
Dla wci�� s�abego Simona by� to d�ugi i wyczerpuj�cy spacer: najpierw szli w
g�r�,
potem w d�. Posuwali si� do przodu po stoku g�ry. Chocia� Haestan podpiera� go
przy
ka�dym potkni�ciu, Simon zacz�� si� zastanawia�, czy jest w stanie p�j�� dalej.
Obchodzili
w�a�nie ogromny kamie�, kt�ry wyr�s� przed nimi na �rodku �cie�ki, niczym g�az w
korycie
rzeki, i stan�li nagle przed szerokim wej�ciem do du�ej jaskini.
Obszerne wej�cie, szerokie na co najmniej pi��dziesi�t krok�w, przywodzi�o na
my�l
otwarte usta g�ry Mintahoq, kt�re za chwil� maj� obwie�ci� wyrok. Wewn�trz wida�
by�o
rz�d ogromnych, zwietrza�ych pos�g�w; by�y to przypominaj�ce ludzi postacie o
okr�g�ych
brzuchach i plecach zgarbionych pod ci�arem sklepienia. Wieki surowej, zimowej
pogody
sprawi�y, �e ich twarze by�y zupe�nie pozbawione rys�w. Simon ze zdziwieniem
spostrzeg�,
�e cecha ta kaza�a patrz�cemu widzie� w nich raczej co� nowego, co dopiero
wykluwa�o si� z
przedwiecznego kamienia, jeszcze nie ukszta�towanego, zamiast przedmiot�w z
przesz�o�ci.
- Chidsik Ub Lingit - odezwa� si� g�os za Simonem. - Dom Przodka. Simon
podskoczy� i odwr�ci� si� zdziwiony, lecz nie by� to g�os Haestana. Obok niego
sta� Jiriki
wpatrzony w puste kamienne twarze.
- - Od jak dawna jeste� tutaj? - Simon zawstydzi� si�, �e zosta� zaskoczony.
Ponownie odwr�ci� g�ow� w stron� wej�cia do jaskini. Kto by przypuszcza�, �e
takie ma�e
trolle potrafi� wyrze�bic tak ogromnych stra�nik�w.
- - Wyszed�em, �eby was przywita� - powiedzia� Jiriki. - Witaj, Haestanie.
Gwardzista mrukn�� co� pod nosem i skin�� g�ow�. Simon zastanawia� si�, co
zasz�o
pomi�dzy Erkynlandczykiem i Sith� podczas jego choroby. Bywa�y chwile, �e bardzo
trudno
rozmawia�o mu si� ze skrytym ksi�ciem Jiriki. Jak wi�c takiemu prostemu
�o�nierzowi jak
Haestan uda�o si� zjedna� sobie ksi�cia, cho� nie zazna� piekielnych lekcji
perswazji
prowadzonych przez Doktora Morgenesa?
- - Czy tutaj mieszka kr�l trolli? - spyta� g�o�no.
- - Razem z kr�low� - przytakn�� Jiriki. - Cho� w j�zyku Qanucow nie nazywa si�
ich kr�lem i kr�low�. Nale�a�oby raczej powiedzie� Pasterz i �owczyni.
- - Kr�lowie, kr�lowe, ksi���ta, a �adne z nich nie jest tym, czym powinno by�
s�dz�c z nazwy - narzeka� Simon. By� zm�czony, zmarzni�ty i obola�y.
- - Dlaczego ta jaskinia jest taka du�a?
Sitha roze�mia� si� cicho. Mocno wiej�cy wiatr rozwia� jego lawendowe w�osy.
- M�ody Seomanie, dlatego, �e gdyby by�a mniejsza, trolle bez w�tpienia
poszuka�yby
wi�kszej na sw�j Dom Przodka. Powinni�my ju� wej�� i to nie tylko dlatego, �e
jeste�
zmarzni�ty.
Jiriki poprowadzi� ich mi�dzy dwoma �rodkowymi pos�gami w kierunku migoc�cego,
��tego �wiat�a. Kiedy przechodzili pomi�dzy ogromnymi nogami, Simon spojrza� w
g�r� na
pozbawione oczu twarze widoczne ponad okr�g�ymi, kamiennymi brzuchami. Po raz
kolejny
przypomnia� sobie nauki Doktora Morgenesa.
Doktor zawsze m�wi�, �e nigdy nie wiadomo, co si� komu przydarzy; �nigdy nie
oczekuj zbyt wiele� powtarza�. Kto by pomy�la�, �e ja zobacz� kiedy� takie
rzeczy, b�d� mia�
takie przygody? Nikt nie wie, co mu si� przydarzy...
Poczu� na twarzy skurcz b�lu i �ci�ni�cie w �o��dku. Doktor jak zwykle
powiedzia�
prawd�.
Jaskinia pe�na by�a trolli, a powietrze w jej wn�trzu przesycone s�odkawo-
kwa�nym
zapachem oliwy i t�uszczu. Pali�o si� tam chyba z tysi�c ��tych �wiate�ek.
�ciany i wysoki sufit jaskini by�y nier�wne; w ich zag��bieniach i na pod�odze
p�on�y
ka�u�e oliwy, a w ka�dej z nich unosi� si� bia�y, cienki knot. Setki takich
lampek sprawia�y,
�e w jaskini by�o o wiele ja�niej ni� na zewn�trz, gdzie by�o raczej pochmurnie.
Wok�
falowa� ocean czarnow�osych g��w trolli ubranych w sk�rzane kurtki. Na ich
ramionach
siedzia�y dzieci podobne do mew, przysiadaj�cych na grzbietach fal.
Na �rodku jaskini wznosi� si� skalny wyst�p. Tworzy�a go platforma wyr�bana z
pod�ogi jaskini, gdzie siedzia�y dwie niewielkie postacie otoczone ka�u��
p�on�cej oliwy.
Po chwili Simon zorientowa� si�, �e to niezupe�nie ka�u�a, raczej p�ytka fosa
wy��obiona wok� platformy i wype�niona p�on�c� oliw�, kt�ra zasila�a lampy.
Postacie
wewn�trz p�on�cego kr�gu spoczywa�y na czym�, co przypomina�o hamak wykonany z
bogato rze�bionej sk�ry i umocowany rzemieniami do konstrukcji z ko�ci
s�oniowej. Obie
siedzia�y nieruchomo, otulone w bia�e i czerwonawe futra. Ich twarze by�y
okr�g�e i spokojne,
a oczy jasne.
- Ona nazywa si� Nunuuika, a on Uammannaq - wyja�ni� cicho Jiriki. - S� w�adcami
ludu Qanuc.
Kiedy to m�wi�, jedna z postaci da�a znak zakrzywionym kijem. Zebrane trolle
rozst�pi�y si� na boki, t�ocz�c si� jeszcze bardziej. Utworzy�y przej�cie, kt�re
ci�gn�o si� od
kamiennej platformy a� do miejsca, gdzie sta� Simon i jego towarzysze. Setki
ma�ych,
pe�nych oczekiwania twarzy zwr�ci�y si� teraz w ich stron�. Wszyscy szeptali
cicho. Simon,
zmieszany, patrzy� wzd�u� utworzonego przej�cia.
- - Wszystko jasne - mrukn�� Haestan i popchn�� lekko Simona. - Id�, ch�opcze.
- - Idziemy wszyscy - powiedzia� Jriki. Wykona� jeden ze swych skomplikowanych
gest�w, daj�c Simonowi do zrozumienia, by poszed� przodem. Simonowi wydawa�o
si�, �e
szepty wzmog�y si�, a zapach wyprawionej sk�ry sta� si� jeszcze bardziej
intensywny, gdy
ruszy� w stron� kr�la i kr�lowej...
Raczej Pasterza i �owczyni przypomnia� sobie. Albo czym tam s�.
W jaskini zrobi�o si� nagle jakby bardzo duszno. Stara� si� wzi�� g��boki oddech
i
potkn�� si�. Upad�by, gdyby Haestan nie z�apa� go z ty�u za p�aszcz. Dotar�szy
do podestu,
sta� przez chwil� wpatrzony w pod�og�, staraj�c si� pozby� zawrotu g�owy i
dopiero p�niej
spojrza� na siedz�cych na platformie. Razi� go blask lamp. Odczuwa� z�o��, cho�
nie wiedzia�,
na kogo. Przecie� po raz pierwszy opu�ci� ��ko. Czego od niego oczekiwali? �e
wyskoczy
�wawo i zabije kolejne smoki?
Ze zdziwieniem stwierdzi�, �e Uammannaq i Nunuuika s� bardzo do siebie podobni,
jakby byli bli�niakami. Cho� z drugiej strony trudno by�o powiedzie�, �e nie
mo�na ich od
siebie odr�ni�: siedz�cy po lewej r�ce Simona Uammannaq mia� rzadk� brod�,
kt�ra zwisa�a
zapleciona w warkocz czerwono-b��kitnymi rzemykami. W�osy tak�e mia� zaplecione
w
wymy�lne p�tle; spoczywa�y na g�owie podtrzymywane grzebieniami z czarnego,
l�ni�cego
kamienia. Uammannaq jedn� r�k� g�adzi� brod�, za� w drugiej trzyma� oznak�
swojej w�adzy:
grub�, bogato rze�bion� i zakrzywion� w jednym ko�cu w��czni�, jakiej je�d�cy-
trolle
u�ywaj� do kierowania baranem.
Jego �ona - je�li tak nazywali j� Qanucowie - trzyma�a prost� w��czni�, dos�c
cienk�,
z kamiennym grotem tak zaostrzonym, �e wydawa� si� przezroczysty. Rze�bione
grzebienie z
ko�ci s�oniowej przytrzymywa�y jej upi�te wysoko d�ugie, czarne w�osy. Twarz
mia�a
okr�g��, a l�ni�ce oczy, skryte cz�ciowo za sko�nymi powiekami, by�y p�askie i
jasne niczym
wypolerowany kamie�. Simonowi nie zdarzy�o si� dot�d, by kobieta patrzy�a na
niego w tak
zimny i arogancki spos�b. Przypomnia�o mu si�, �e nazywano j� �owczyni�, i
poczu� si�
nieswojo. O wiele mniej gro�nie wygl�da� Uammannaq. Jego nalana twarz zdawa�a
si�
pogr��ona we �nie, cho� spojrzenie mia� ca�kiem bystre.
Po kr�tkiej chwili wzajemnego badania si� Uammannaq wyszczerzy� ��te z�by w
szerokim u�miechu, a jego oczy nieomal znikn�y w pogodnym zezie. Uni�s� d�onie
w
kierunku przybysz�w, po czym z�o�y� je razem i powiedzia� co� w gard�owym j�zyku
Qanucow.
- - On m�wi, �e wita was w Chidsik Ub Lingit i w g�rach Yiqanuc - przet�umaczy�
Jiriki. Zanim Sitha zd��y� powiedzie� co� wi�cej, odezwa�a si� Nunuuika. Jej
s�owa
wydawa�y si� bardziej wywa�one ni� s�owa Uammannaqa, lecz Simon i tak nic nie
zrozumia�
z jej wypowiedzi. Jiriki s�ucha� jej uwa�nie.
- - �owczyni tak�e was wita. M�wi, �e jeste� dos�c wysoki, lecz z tego, co ona
wie o
ludziach Utku, wydajesz si� m�ody jak na pogromc� smoka pomimo tych bia�ych
w�os�w.
Utku to imi�, jakim trolle nazywaj� mieszka�c�w nizin - doda� cicho.
Simon patrzy� przez chwil� �a par� w�adc�w.
- Powiedz im, �e ciesz� si� z ich powitania albo to, co trzeba powiedzie�.
Powiedz im
te�, �e ja nie zabi�em smoka - prawdopodobnie tylko go zrani�em - i �e zrobi�em
to, by
chroni� swoich przyjaci�; post�pi�em tak samo, jak Binabik z Yiqanuc post�powa�
wielokrotnie.
Kiedy sko�czy� t� d�ug� wypowied�, poczu�, �e zaczyna brakowa� mu powietrza i
nagle zakr�ci�o mu si� w g�owie. Pasterz i �owczyni, kt�rzy przygl�dali mu si�
bacznie, kiedy
m�wi�, i kt�rzy zmarszczyli brwi na wspomnienie imienia Binabika, zwr�cili si�
wyczekuj�co
do Jirikiego.
Sitna zastanowi� si� przez chwil�, a potem wyda� z siebie d�ugi potok
grzechocz�cych
s��w w j�zyku trolli. Uammannaq pokiwa� g�ow� z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
Nunuuika s�ucha�a oboj�tnie. Kiedy Jiriki sko�czy�, spojrza�a na swego ma��onka
i ponownie
przem�wi�a.
S�dz�c z jej przet�umaczonej odpowiedzi, mo�na by s�dzi�, �e w og�le nie
s�ysza�a
imienia Binabika. Pochwali�a Simona za jego odwag�, m�wi�c, �e Qanucowie od
dawna
uwa�ali g�r� Urmsheim - ona nazwa�a j� Yijarjuk - za miejsce, kt�rego nale�y
unika� za
wszelk� cen�. Teraz, powiedzia�a, by� mo�e nadszed� czas zbadania zachodnich
g�r, gdy�
smok, nawet je�li przetrwa�, z pewno�ci� skry� si� w g��binach, by leczy� swe
rany.
Uammannaq wydawa� si� zniecierpliwiony przem�wieniem Nunuuiki. Gdy tylko
Jiriki sko�czy� t�umaczy� jej s�owa, zauwa�y�, �e nie jest to odpowiednia pora
na takie
wyprawy, gdy� dopiero min�a sroga zima, a ponadto okrutni Croohokuq -
Rimmersmeni - s�
niebezpiecznie aktywni. Zaraz te� doda� po�piesznie, �e Simon i jego towarzysze,
drugi
mieszkaniec nizin i dostojny Jiriki, mog� pozosta� u nich jako honorowi go�cie
tak d�ugo, jak
tylko zechc� oraz �e je�li w jakikolwiek spos�b on lub Nunuuika mog� ul�y� im w
czasie
pobytu, wystarczy poprosi�.
Jiriki nie zd��y� jeszcze przet�umaczy� wszystkiego na j�zyk Simona, a ten ju�
przest�powa� z nogi na nog�, nie mog�c doczeka� si� mo�liwo�ci odpowiedzi.
- - Tak - powiedzia� do Jirikiego. - Jest co�, co mog� zrobi�. Mog� uwolni�
Binabika
i Sludiga, naszych towarzyszy. Uwolnijcie naszych towarzyszy, je�li �aska! -
powiedzia�
g�o�no, z