7262

Szczegóły
Tytuł 7262
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7262 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7262 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7262 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Peter Z. Malkin i Harry Stein "Schwyta�em Eichmanna" Porywaj�ca relacja z pierwszej r�ki superagenta Mossadu. Z wyj�tkiem Petera Malkina, Issera Harela i Amosa Manora wszyscy pozostali uczestnicy opisanych akcji wyst�puj� pod zmie nionymi nazwiskami. Narratorem jest Peter. Malkin. PODZI�KOWANIA Wiele os�b praktycznie i wsparciem duchowym przyczyni�o si� do powstania tej ksi��ki. Za wytrwa�o�� i nies�abn�cy wysi�ek dzi�kujemy Roniemu, Priscilli, Omerowi, Tamarowi i Adi. Za okazan� nam przyja�� dzi�kujemy Saulowi i Robertowi Steinbergom. Za szczodro�� i zrozumienie - Uriemu Danowi, Steve'owi i Marinie Kaufmanom, profesorowi Wolfowi Kirschowi i Marii Kirch. Nie mo�emy nie wspomnie� o Howardzie i Judith Steinbergach. Larry Kirshbaum i Jay Acton od samego pocz�tku wspierali ten projekt. Jamie Raab i Hellen Herrick po�wi�cali nam czas i s�u �yli rad�. Bardzo sumiennie i m�drze zredagowa�a ksi��k� Susan Sufles. �r�d�em inspiracji byli dla nas Joshua Morgenthau, Sadie i Charlie Stein oraz Adam Zio�. S� oni �ywymi przyk�adami, �e koszma ry przesz�o�ci nie zabraniaj� g��boko wierzy� w przysz�o��. SPIS TRE�CI Wst�p ............................................. 11 Prolog ............................................. 13 Rozdzia� l Op�r bezsilnych ............................ 19 Rozdzia� 2 Ziarna w�adzy ............................. 25 Rozdzia� 3 Odej�cie od Starego Testamentu .............. 28 Rozdzia� 4 Wyj�cie z biurokratycznego cienia ............. 36 Rozdzia� 5 Pocz�tek wojny ............................ 40 Rozdzia� 6 Administracja Eichmanna ................... 46 Rozdzia� 7 Nowa armia ............................... 53 Rozdzia� 8 Nowe �ycie ................................ 64 Rozdzia� 9 "Dobry" Niemiec ........................... 71 Rozdzia� 10 Szpieg ................................... 76 Rozdzia� 11 Izraelczycy w Niemczech ................... 87 Rozdzia� 12 �lepy los ................................. 97 Rozdzia� 13 Cel .................................... 100 Rozdzia� 14 Plan ................................... 110 . Rozdzia� 15 Buenos Aires ............................ 129 Rozdzia� 16 Droga do ulicy Garibaldiego ................ 142 Rozdzia� 17 Kryj�wka ............................... 146 Rozdzia� 18 Un momentito, senor ...................... 161 Rozdzia� 19 Wi�zie� doskona�y ........................ 169 Rozdzia� 20 Eichmann w moich r�kach ................. 178 Rozdzia� 21 Psychika mordercy ....................... 189 Rozdzia� 2 O�wiadczenie ............................. 197 Rozdzia� 23 Ewakuacja .............................. 208 Rozdzia� 24 Powr�t do Jerozolimy ..................... 216 Pos�owie .......................................... 229 . WST�P) Do Holokaustu dosz�o zaledwie pi��dziesi�t lat temu, miliony os�b pami�taj� go z bezpo�rednich do�wiadcze�, nadal s� w�r�d nas lu dzie, kt�rzy to prze�yli. Jednak z dziwnych powod�w zacz�� ju� odchodzi� w niepami��. Dla wielu ludzi, szczeg�lnie m�odych, tam te nies�ychane wydarzenia budz� niewiele wi�cej emocji ni� podbo je kolonialne i zasztyletowanie Juliusza Cezara. Nawet u os�b �yj�cych w tamtym czasie zacieraj� si� nazwiska i miejsca �ci�le zwi�zane z nazistowskim programem ludob�jstwa. Nazwiska takie jak Heydrich i Streicher, miejsca takie jak Babi Jar, Sobib�r, getta w �odzi, Wilnie i Warszawie, brzmi� znajomo, ale nie kojarz� si� z niczym konkretnym. Wyj�tek stanowi Adolf Eichmann. Trzydzie�ci lat po egzekucji jego nazwisko nadal wzbudza emocje. By� pierwszym zbrodnia rzem hitlerowskim schwytanym w erze powojennej. Wnioski wy niesione z jego przypadku powoli odchodz� w zapomnienie, a ich miejsce zajmuje przekonanie, �e ten powszechnie znany Obersturmfuhrer SS by� tylko trybikiem w pot�nej bezosobowej ma chinie, a co wi�cej - nazizm stanowi� zwyrodnienie, kt�re ju� nigdy nam nie zagrozi. 12 WST�P To zrozumia�e, dlaczego dzi� zdajemy si� nie dostrzega� moral nego aspektu sprawy Eichmanna. Nie by� cz�owiekiem szczeg�l nie okrutnym ani bezmy�lnym. Gdyby dzisiaj mieszka� mi�dzy na mi i prowadzi�, powiedzmy, fabryk� but�w, prawdopodobnie uwa�ano by go za osob� szacown�, za statecznego ojca i m�a, za wytw�rc� znakomitych but�w po niewyg�rowanej cenie, za dum� lokalnej spo�eczno�ci. W�a�nie z tego powodu nie wolno nam przej�� do porz�dku nad przypadkiem Eichmanna, zw�aszcza w czasach tak pozbawionych wzorc�w etycznych jak obecne. Jego historia bowiem nie jest tyl ko �wiadectwem niewypowiedzianego okrucie�stwa nazist�w - w tej bezpiecznie mo�emy identyfikowa� si� z ofiarami - lecz zadzi wiaj�cej sk�onno�ci ludzi takich jak ka�dy z nas do wynajdowania sobie usprawiedliwie�; �atwo�ci, z jak� zwyk�y cz�owiek w imi� idei lub wybuja�ej ambicji przeobra�a si� w z�oczy�c�. Historia s�usznie napi�tnowa�a Adolfa Eichmanna, nadaj�c mu miano potwora, cz�owieka wyzutego z uczu�, kt�re s� istot� cz�o wiecze�stwa - wsp�czucia, wyrzut�w sumienia, szacunku dla �wi� to�ci �ycia. I dlatego tak bardzo nas przera�a, �e zobaczony z bli ska Eichmann wydaje si� postaci� bardzo znajom�. Peter Z. Malkin i Harry Stein PROLOG Pewnego upalnego dnia w lipcu 1961 roku kr�tko po dwunastej sta�em w d�ugiej kolejce przed du�ym, niskim gmachem w centrum Jerozolimy. Dawniej by�o to centrum socjalne znane jako Beit Hamm (Dom Ludu), a niedawno urz�dzono tam przestronn� sal� s�dow�. Na tyle przestronn�, �eby pomie�ci� 750 widz�w, w tym dziennikarzy z czterdziestu kraj�w, i ustawi� rz�d kamer telewizyj nych i filmowych oraz spor� kabin� z kuloodpornego szk�a wok� �awy oskar�onych. Wcze�niej stosowano t� kabin�, by zapewni� bezpiecze�stwo osobiste oskar�onemu; tym razem mia�a odizolowa� Adolfa Eichmanna od reszty ludzko�ci. Czekaj�c w kolejce, przygl�da�em si� zabezpieczeniom na ze wn�trz budynku. Gmach by� otoczony trzymetrowym p�otem ze stalowej siatki. Dachy i przyleg�e tereny patrolowa�a stra� granicz na; chodzili z odbezpieczonymi karabinami maszynowymi. Mimo po�udniowej pory budynek by� rz�si�cie o�wietlony reflektorami, co sprawia�o, �e panowa� upa� nie do zniesienia. Po dwudziestu minutach mia�em ca�kowicie przepocon� koszu l�, po czterdziestu pi�ciu zacz�o mi szumie� w skroniach. Ludzie . w kolejce g�o�no narzekali: "Co si� dzieje? Kiedy w ko�cu otworz� drzwi?" Apatycznie czeka�a grupka jeme�skich dzieci, kt�re na uczyciel przyprowadzi�, by by�y �wiadkami dziej�cej si� historii. To nie upa� doskwiera� mi przede wszystkim. Nie my�la�em te� o historii. Przyszed�em tu niech�tnie i tylko dlatego, �e nieopatrznie obieca�em. Teraz, gdy w roz�arzonym powietrzu powoli up�ywa�a minuta po minucie, silniej ni� kiedykolwiek by�em przekonany, �e mo ja obecno�� nie ma sensu. Min�� ju� rok. Eichmann na pewno zapo mnia� o obietnicy z�o�onej wtedy w Buenos Aires. Nie poczu�em nag�ego podniecenia, gdy w ko�cu otwarto drzwi i wszed�em do niewielkiego pomieszczenia, w kt�rym przeprowa dzono mi dok�adn� rewizj� osobist�. To mi u�wiadomi�o, �e nawet w ojczy�nie nikt mnie nie zna, bo moja praca obj�ta jest tajemni c� pa�stwow�. Do diabla z tym! Gdybym chcia� zabi� �ajdaka, to zro bi�bym to wtedy! W�a�nie z powy�szych powod�w tak bardzo zdumia�o mnie w�a sne podniecenie, gdy dwadzie�cia minut p�niej nad zgromadzo nym t�umem przeszed� pomruk. Wychyli�em si� ze swego miejsca ponad �aw� s�dziowsk�. Eichmanna prowadzono do kabiny. Widok mn� wstrz�sn��. Chocia� jego prawnicy z�o�yli o�wiad czenie, �e od pocz�tku procesu przeszed� dwa zawa�y (czemu zaprze czyli lekarze, twierdz�c, �e to arytmia serca), �adne zdj�cia ani re lacje nie oddawa�y jego fizycznego wyniszczenia. Wa�y� siedem kilogram�w mniej, ni� gdy go ostatnio widzia�em, mia� zapadni� te policzki, a niebieski str�j, dzie�o izraelskiego krawca, wisia� na nim jak na wieszaku; sk�ra mia�a woskowo��ty kolor. Na ten wi dok bez trudu uwierzy�em w o�wiadczenie adwokata, �e pi��dziesi�ciopi�cioletni oskar�ony ma obsesj� na punkcie wr�by argenty� skiej Cyganki, kt�ra przed laty przepowiedzia�a mu, �e nie do�yje pi��dziesi�tych si�dmych urodzin. Mimo to nie sprawia� wra�enia cz�owieka przegranego. Ignoru j�c umundurowanych policjant�w (wszyscy stra�nicy Eichmanna pochodzili spoza Europy), zasiad� za m�wnic� wstawion� do kabi ny i natychmiast zacz�� uk�ada� r�wniutko dokumenty. Kto� s�usz nie zauwa�y�, �e zamieni� kabin� w "oaz� skrupulatnego biuralisty". Gdy chwil� p�niej przem�wi�, zrozumia�em, �e wcale si� nie zmieni�. Nagle wszystko wr�ci�o z ogromn� si��: jego zadziwiaj�ca PROLOG 15 samokontrola, pewno�� siebie, szale�stwo i niewiarygodna amoralno��. To by� �smy dzie� przes�ucha� Eichmanna, a przed s�dem kon tynuowano rozpocz�t� na porannej sesji spraw� zag�ady grupy stu �ydowskich dzieci. Z Lidie, czeskiej wioski zniszczonej w 1942 ro ku w odwecie za zamordowanie przez partyzant�w bezpo�rednie go zwierzchnika Eichmanna w SS, Reinharda Heydricha, wywie ziono dzieci prosto do kom�r gazowych w Che�mnie. Owszem, odpowiedzia� w kabinie Eichmann na pytanie zadane ostro przez prokuratora Gideona Hausnera, przypomina sobie opi sywane wydarzenia, przynajmniej do momentu zamachu na Hey dricha. "Ale sprawy dzieci nie pami�tam." A potem doda�, �e on zajmowa� si� organizowaniem transportu, a nie u�miercaniem. Najwyra�niej by� zdania, �e nijako�� idealnie maskuje wszyst ko. Nawet u szczytu w�adzy, w latach, gdy przemierza� Europ�, fanatycznie i z upodobaniem wype�niaj�c swoj� makabryczn� misj� i skrupulatno�ci� przyprawiaj�c o zdumienie nawet najbardziej od danych wsp�towarzyszy, szuka� odpr�enia w robocie papierkowej. Izraelski prokurator generalny, Hausner, dr��y� jednak temat. Zacytowa� wcze�niejsze o�wiadczenie, z kt�rego wynika�o, �e Eich mann osobi�cie rozkaza� potraktowa� lidickie dzieci "specjalnie" - by� to ulubiony nazistowski eufemizm oznaczaj�cy natychmia stow� likwidacj� - i przedstawi� oskar�onemu list, w kt�rym pod w�adny prosi o potwierdzenie rozkazu wys�ania dzieci do obozu �mierci. Eichmann usiad� na chwil�, s�uchaj�c t�umaczenia. - Prosz� tu spojrze�! - za��da� Hausner, wymachuj�c listem. - Twierdzi pan, �e Krumy (�w podw�adny) nie wiedzia�, do kogo na le�a�y decyzje w takich sprawach? Eichmann w kabinie powoli wstawa�. By� spokojny, tylko przy gryziona warga zdradza�a zdenerwowanie. - Mo�e napisa� do innego departamentu, nie otrzyma� odpowie dzi i zwr�ci� si� do mnie - zasugerowa�. - Ale te dzieci nie mia�y nic wsp�lnego z transportem! Dlacze go Krumy skontaktowa� si� z panem? W�a�nie z panem? - Krumy siedzi w Niemczech w wi�zieniu - odpowiedzia� nie wzruszony Eichmann. - Zapytajcie jego. 16 Oczywi�cie, jego zachowanie nikogo nie dziwi�o. Przez trzy mie si�ce naoczni �wiadkowie sk�adali zeznania, czasami tak maka bryczne, �e trudno by�o w nie uwierzy�, a s�d skrupulatnie odtwa rza� z�o�ony system nazistowskiego terroru i barbarzy�stwa, �eby przedstawi� oskar�onemu konkretne zarzuty. �wiat si� dowiedzia�, �e Eichmann mi�dzy innymi zatwierdza� projekt pierwszych ko m�r gazowych, �e to on wymy�li� k�amliw� kampani�, dzi�ki kt� rej ofiary potulnie dawa�y si� prowadzi� na rze�, �e by� �lepo pos�usz ny) wype�niaj�c plan narodowego socjalizmu i wysy�aj�c do pieca nawet tych �yd�w, kt�rych jego zwierzchnicy gotowi byli oszcz�dzi�. To on wreszcie, kiedy inni ju� tylko pr�bowali ratowa� w�asn� sk� r�, zignorowa� rozkazy dow�dztwa i nie zaprzesta� eksterminacji. Ten cz�owiek, s�ysz�c s�owa podw�adnego, kt�rego ruszy�o sumie nie: "Bo�e, oby nasi wrogowie nigdy czego� takiego nie uczynili Niemcom", odpowiedzia�: "Nie b�d� sentymentalny..." Nie zaskoczy�a nikogo r�wnie� linia obrony Eichmanna. Jak wszyscy, on tylko wype�nia� rozkazy. To prowadzi�o do logicznego wniosku, �e w Trzeciej Rzeszy opr�cz Adolfa Hitlera nikt nie pono si� winy. Nikt inny nie by� osobi�cie odpowiedzialny za nazim. Niemniej jednak co� niepokoj�cego by�o w tym, jak Hausner prowadzi� proces. W czarnej todze kroczy� po sali s�dowej niczym nietoperz, �ysy i w okularach; czasami wpada� w gniew, czasami okazywa� pogard�, bezustannie unosi� palec lub pi�� w gro�nym ge�cie; dra�ni�y go uzasadnione sprzeciwy adwokata Eichmanna, pulchnego doktora Roberta Servatiusa: "Czy fakt, �e byli�my ofia rami, daje nam prawo do niesprawiedliwego procesu?" Hausnerowi nie wystarcza�o skazanie Eichmanna za potworne zbrodnie udowodnione ponad wszelk� w�tpliwo��, porusza� wi�c sprawy nie do ko�ca udokumentowane, na przyk�ad w�asnor�czne zamordowanie w 1944 roku �ydowskiego ch�opca, kt�ry ukrad� owoce z ogrodu budapeszte�skiej rezydencji Eichmanna. Ka�dy, kto zna� Eichmanna, wiedzia�, �e to co najmniej ma�o prawdopodob ne (p�niej orzek�o tak trzech s�dzi�w). Oczywi�cie, mordowa� bez lito�ci i sumienia, ale zawsze cudzymi r�kami. Podobnie jak Himmlerowi na widok krwi robi�o mu si� niedobrze. Przedstawianie Eichmanna jako ��dnego krwi oprawcy nie pro wadzi�o do niczego dobrego. Sprawa by�a bardziej z�o�ona i w grunPROLOG 17 ci� rzeczy bardziej przera�aj�ca. Bo nawet teraz, siedz�c w szkla nej kabinie, Eichmann naprawd� nie rozumia�, ze czyni� zto. Uwa�a� si� za cz�owieka honoru. Owszem, kiedy musia�, bywa� okrutny i bezlitosny (to przyznawa�), ale nigdy bez powodu. S�ucha j�c spokojnie oskar�e� o masowe zbrodnie, obrusza� si� na ka�d� sugesti�, �e nie by� "fair" w bezpo�rednich kontaktach z przyw�d cami spo�eczno�ci �ydowskiej, kt�rych bezwzgl�dnie wykorzystywa� do realizacji swych okrutnych zamierze�. Dla niego to by�o profesjonalne podej�cie. To, w co wierzy� i co robi�, schodzi�o na dalszy plan. Kilka tygodni wcze�niej, przegl�daj�c gazety, przypomnia�em sobie t� jego cech�. Jeden z londy�skich brukowc�w opublikowa� jego wersj� pojmania. Zgodnie z tym, co przeczyta�em, komplemen towa� tych z nas, kt�rzy przeprowadzili akcj�; okre�la� j� mianem "eleganckiej roboty" wykonanej "nienagannie i precyzyjnie". To mia� by� uk�on w moim kierunku. Co ciekawe, Eichmann nie mia� prawie nic na ten temat do powiedzenia. O przebiegu tajnej akcji wiedzia� tylko tyle, ile m�g� wyczyta� w gazetach izraelskich, kt�re od roku przedstawia�y nas jako bohater�w, i w gazetach zagranicznych, kt�re widzia�y w nas smutnych, pozbawionych twarzy facet�w w trenczach. Dla nich sprowadzenie Eichmanna przed oblicze sprawiedliwo�ci mia�o mniej wsp�lnego z wojskow� precyzj�, a wi�cej - z przygod�. Eichmann przede wszystkim nie m�g� poj�� - z uwagi na to, kim by�, nigdy zapewne tego nie zrozumia� - �e ta operacja by�a z powod�w etycznych niemal tak wa�na jak sama Biblia. I �e na niekt�rych z nas pozostawi�a niezatarte pi�tno. Chocia� jako �yd dorasta�em w przekonaniu, �e cz�owiek po zbawiony sumienia przeobra�a si� w monstrum, zawsze by�a to tylko teoria. Nale�a�em do licznej grupy tych, kt�rzy w Holokau �cie dostrzegali przede wszystkim s�abo�� i przyzwolenie na nie sprawiedliwo��, na kt�re skazywa�a nas - ludzi naiwnych i nie praktycznych - mentalno�� ofiary. Ponadto podobnie jak wiele os�b, kt�re ponios�y w �yciu dotkliw� strat�, nauczy�em si� odgradza� od pewnych my�li i uczu�. Okaleczony emocjonalnie, ale przynaj mniej niecierpi�cy, niech�tnie oddawa�em si� analizowaniu w�a snej duszy i swoich dozna�. 1 8 Ale rozmowy z Eichmannem zmieni�y to wszystko. Obowi�zki s�u�bowe zmusi�y mnie do zweryfikowania obrazu samego siebie. Bytem skutecznym agentem, a teraz zacz��em si� stawa� pe�no warto�ciow� istot� ludzk�. Na sali s�dowej z bliska obserwowa�em, jak oskar�ony w skupie niu s�ucha t�umaczenia i odpowiada na kolejne pytanie. Tym razem, podnosz�c g�ow�, przypadkowo spojrza� w moj� stron�. Nagle zamilk�; wygl�da� na zaskoczonego, a nawet sp�oszonego. Przez d�u�sz� chwil� utkwi� oczy w mojej twarzy. - Oskar�ony! - przerwa� cisz� Hausner. - Prosz� odpowiedzie� na pytanie! Eichmann odwr�ci� si� w jego stron� i zacz�� m�wi�. S�ucha�em przez chwil�, a potem wsta�em i ruszy�em do wyj �cia. Pozna� mnie ten, kt�ry chcia� mnie tam widzie� - w tej histo rycznej chwili by� to jedyny cz�owiek w t�umie, kt�ry wiedzia�, kim jestem. ROZDZIA� 1 Op�r bezsilnych Do najwa�niejszych os�b w moim �yciu - oczywi�cie zwi�za nych z t� opowie�ci� - nale�y kto�, kogo prawie nie pami� tam. W 1933 roku, gdy mia�em zaledwie cztery i p� roku, wi�kszo�� rodziny opu�ci�a mie�cin� we wschodniej Polsce i prze nios�a si� do Palestyny, zostawiaj�c nasz� siostr� Frum�. Trudno by�o dosta� wiz� wyjazdow�. Fruma mia�a dwadzie�cia trzy lata, m� �a i w�asne dzieci. Mia�a dojecha� do nas p�niej. Po raz pierwszy w �yciu si� rozstawali�my na d�u�ej ni� kilka dni. Rodzice mieli nas czworo, ale dla mnie, najm�odszego, nasza ro dzina sk�ada si� z dw�jki dzieci i czterech os�b doros�ych. Jakub by� starszy ode mnie zaledwie o dwa lata, potem nast�powa�a pi�tna stoletnia przerwa a� do Jechiela, kt�ry ju� pomaga� ojcu w pracy. Skupowali zbo�e od okolicznych rolnik�w i sprzedawali je miejsco wym m�ynarzom. Mieszkaj�ca w pobli�u Fruma stale do nas przy chodzi�a i traktowa�a mnie jak w�asne dziecko. By�a moj� drug� matk�, z kt�r� �atwiej mi si� by�o dogada�. Z tamtych lat pami�tam tylko pojedyncze sceny. Jakie� twa rze, wizyty w jakich� miejscach, jakie� chwile tak wyra�ne, �e czasami mi si� wydaje, �e wymy�lone. Ale przypominam sobie te� . 20 poczucie ciep�a i bezpiecze�stwa, jakich nie zazna�em potem nigdy. Najwyra�niejsze wspomnienia dotycz� Frumy. Jest p�ne po po�udnie, bawi� si� za domem z Jakubem i jej synem Takcie, mo im najlepszym koleg�, przewracam si� i uderzam w g�ow�. Niemal natychmiast Fruma bierze mnie na r�ce, ko�ysze i �piewa, by uko i� b�l. Przez �zy widz� jej du�e niebieskie oczy oraz kosmyk jasnych w�os�w wysuwaj�cy si� spod bordowej chustki. Inne wspomnienie. Zima, wiecz�r; jest u nas w domu Moszele, szwagier Frumy, miejscowy dandys w eleganckim stroju i wyglan sowanych butach, opowiada nam r�ne historie. Doro�li zanosz� si� �miechem, cho� troch� trudno go zrozumie�, poniewa� na�laduje g�o sy ka�dej postaci, o kt�rej opowiada. Rodzice namawiaj� go, �eby zosta� d�u�ej. Siostra stoi oparta plecami o kaflowy piec, b�yszcz� jej oczy, jest najpi�kniejsz� kobiet�, jak� w �yciu widzia�em. Jeszcze inne. Zgubi�em si� mamie oraz Frumie i zagna�o mnie do ko�cio�a. Wewn�trz by�o zupe�nie inaczej ni� w naszej brudnej drewnianej synagodze. Najbardziej zafascynowa�a mnie rze�ba na giego, zakrwawionego cz�owieka na krzy�u. W ko�cu mnie znala z�y; mama by�a zdenerwowana, wyci�gn�a mnie na ulic� i powie dzia�a, �e sko�cz� jak P�atnik Z�odziej. Po drodze do domu siostra mi wyja�ni�a, czym si� r�ni� �ydzi od Polak�w, i opowiedzia�a hi stori� P�atnika. Dziwne, ale po latach nie pami�ta�em nawet nazwy naszego miasteczka. Cz�ciowo dlatego, �e w Palestynie rodzice rzadko je wspominali, a je�li ju�, to ja nie chcia�em s�ucha�. Nigdy jednak nie zapomn� mojej niemal mistycznej wi�zi z P�atnikiem Z�odzie jem. W owym miejscu i czasie zabobony traktowano bardzo powa� nie, a ja urodzi�em si� dok�adnie wtedy, gdy on umiera� przy stud ni w centrum miasteczka, ugodzony dwa razy no�em w pier�. Dla �yd�w strach przed Polakami by� chlebem codziennym. Wszyscy wiedzieli, �e jeste�my zdani na ich �ask� i nie�ask�. Nasz j�zyk obfitowa� w szyfry i dwuznaczniki. O poborcy podatkowym nie m�wi�o si� inaczej ni� "ten z papierami", a z�oto zawsze nazywa li�my: "��te". To by� op�r bezsilnych. Nigdy nie wiedzia�e�, kiedy i dlaczego "oni" ci� wych�ostaj�. Jeszcze jako doros�y cz�owiek m�j brat Jechiel nosi� blizny po tym, jak polski gospodarz pobi� go do nieOP�K BEZSILNYCH 21 przytomno�ci dr�giem, bo za wolno zje�d�a� wozem na pobocze, ust�puj�c tamtemu drogi. Jechiel mia� wtedy jedena�cie lat. Ostatnie wspomnienie z Polski. Gdy pewnego wieczoru wraca li�my z Jakubem z chederu, czyli szk�ki, w kt�rej uczyli�my si� hebrajskiego i czytali�my �wi�te Ksi�gi, nagle zauwa�yli�my na niebie pomara�czow� po�wiat�. Dotarli�my do centrum miastecz ka i zobaczyli�my synagog� w p�omieniach. Zabito jednego z na szych s�siad�w, Barucha, sprzedawc� s�odyczy. Ale te sprawy mia�y drugorz�dne znaczenie. Z tamtego wieczo ru zapami�ta�em k��tni� rodzic�w. Oni nigdy si� nie k��cili. Nigdy w �yciu nie widzia�em tak bardzo zgodnej pary. Mama potrafi�a by� z�o�liwa, ale nigdy wobec ojca. Zawsze stawia�a na swoim me tod� �agodnej perswazji. Ojciec si� �udzi�, �e to on jest g�ow� ro dziny, ale niczego nie potrafi� jej odm�wi�. A tamtego wieczoru matka krzycza�a. Ze on mo�e sobie zosta�, ale ona nas st�d zabie ra. Pocz�tkowo ojciec by� opanowany, lecz w ko�cu te� zacz�� krzy cze� i wypad� z domu jak burza. My z Jakubem le�eli�my w ��ku przytuleni do siebie, przera �eni; nie mogli�my uwierzy� w to, czego byli�my �wiadkami. We wspomnieniach trwa�o to zaledwie sekund�, ale przypusz czam, �e musia�o up�yn�� kilka miesi�cy, zanim razem z Jakubem stan�li�my na statku przy relingu i czuj�c na plecach napieraj�cy t�um, wypatrywali�my odleg�ej Palestyny. Wydawa�o si�, �e wszy scy wok� nas postradali zmys�y - krzyczeli z rado�ci, �piewali. Ja czu�em si� zagubiony. Przygl�da�em si� faluj�cemu w rozgrzanym powietrzu krajobrazowi i wszystko widzia�em w odcieniach br�zu: brunatne skaliste wzg�rza urozmaicone gdzieniegdzie zakurzon� chatk� z kamienia albo powykr�canym kikutem drzewa. Gdzie te g�ste d�ungle i tropikalne lasy? Gdzie te rajskie ptaki? Gdzie mle ko i mi�d? Podp�yn�li�my bli�ej i ujrzeli�my w porcie ruch. Bosonodzy arab scy tragarze w spodniach podwini�tych do kolan kr��yli we wszyst kie strony. Sprzedawcy pomara�cz i daktyli oraz niezliczona rzesza handlarzy za�atwiali, B�g wie, jakie interesy, �ywo dyskutuj�c. Zu pe�nie jakby�my przenie�li si� na inn� planet�. - Jakub - powiedzia�em cicho, bior�c brata za r�k� - nie podo ba mi si� tutaj. Ja chc� do domu. 22 Jemu perspektywa nowego �ycia musia�a wydawa� si� jeszcze bardziej przera�aj�ca. Nale�a� do ch�opc�w bardzo spokojnych, a w kraju, kt�ry w�a�nie opu�cili�my, zyska� opini� bardzo inteligent nego dziecka. Z pasj� studiowa� �wi�te Wersety. - Spokojnie, Peter - za�ka�. - Nie tra� wiary w Boga. P�niej pojawi�y si� kolejne pytania. Dlaczego ja i Jakub mieli �my poda� inne nazwisko? Dlaczego ojciec udawa� rabina? A przede wszystkim, gdzie Fruma i jej dzieci? Odpowiedzi zacz��em poznawa�, dopiero gdy zaznajomi�em si� z nowym krajem i jego histori�. Na mocy mandatu przyznanego po pierwszej wojnie �wiatowej Palestyn� kontrolowali Brytyjczy cy, kt�rzy ograniczyli �ydowsk� imigracj�. Matka musia�a du�o za p�aci� (i uciec si� do podst�pu), �eby zdoby� wizy wyjazdowe. A mi mo to za�atwi�a tylko pi��. Wierzy�a, �e p�niej uda jej si� �ci�gn�� do nas Frum� i jej rodzin�. Pierwszych brytyjskich policjant�w zobaczy�em ju� po godzinie, gdy obstawili nasz statek. Zdziwi�em si� na widok doros�ych m� czyzn w kr�tkich spodenkach. Wkr�tce mia�o si� okaza�, �e mimo tak ma�o powa�nego stroju s� nieprzejednanymi s�u�bistami. Na brzegu, gdy wydostali�my si� wreszcie z chaosu panuj�ce go w porcie i ruszyli�my w�skimi uliczkami Hajfy, obci��aj�c baga �ami wynaj�tego osio�ka, zobaczyli�my policjant�w, kt�rzy toruj� sobie drog� w t�umie kr�tkimi pa�kami. - I co tu jest inaczej? - zapyta� ojciec. - Pod jakim wzgl�dem jest tu lepiej ni� w Polsce? Kierowali�my si� w stron� wschodniego zbocza wzg�rza Kar mel. Mieszkali tam dalecy krewni ojca, kt�rych matka uprzedzi�a listownie o naszym przyje�dzie. Tam prze�yli�my szok, kt�ry przy �mi� wszystko, co przeszli�my do tej pory. Po trzech godzinach wy czerpuj�cego marszu przez pustkowia w upale dotarli�my do ma �ego domku z betonu i kamieni. Przywita�a nas kuzynka Rachele, kobieta z w�skimi, surowymi ustami, wydatnym nosem i w dru cianych okularach. Przyby�a do Palestyny dwadzie�cia lat temu, zamieszka�a w tym domu z m�em i dzie�mi, a wcze�niej obydwo je oddali si� bez reszty syjonizmowi. Szybko i jasno przedstawi�a sw�j punkt widzenia: jeste�my teraz na ziemi Izraela i trzeba budowa� kraj; nie ma tu miejsca dla paso�yt�w. OP�R BEZSILNYCH 23 Gdy zako�czy�a oracj�, wprowadzi�a nas do domu i umie�ci�a w pokoju o powierzchni nie przekraczaj�cej sze�ciu metr�w kwa dratowych. Sta�y tam obok siebie trzy ��ka dla pi�ciu os�b i pano wa� upa� nie do zniesienia. Rachele kaza�a nam m�wi� szeptem, by nie obudzi� dziecka. D�ug� chwil� siedzieli�my na ��kach w milczeniu. Po pewnym czasie ojciec wsta�; na jego twarzy malowa�o si� cierpienie. - Id� na spacer - powiedzia� Bez s�owa ruszy�em za nim. Ojciec nie byt za bardzo rozmowny. Nie wiem, czy kiedykolwiek w �yciu zdarzy�o mu si� powiedzie�: "kocham ci�". Wtedy wzi�� mnie za r�czk� i delikatnie u�cisn��. To mia�o zast�pi� s�owa. Dziesi�� minut szli�my w milczeniu; nasze znoszone buty skrzy pia�y na spalonej ziemi. W ko�cu ojciec usiad� na du�ym kamieniu. - Musimy si� st�d wydosta� - powiedzia�, kieruj�c wzrok na g� ry, a mo�e nawet na ca�y kraj. Wpatrywa�em si� w niego i czeka�em, co dalej powie. Nie po wiedzia� nic wi�cej. - Tato - zacz��em cicho. - Co my tu b�dziemy robi�? - Pracowa� - odpar�. - Tak jak m�wi Rachele. Pracowa�. - A co z Frum�? - Nied�ugo do nas przyjad�. B�g im pomo�e i przyjad�. - Ja te� b�d� pracowa�? I Jakub? - Nic si� nie martw, Peter. Wszystko b�dzie dobrze. Jeste� dziel niejszy, ni� my�lisz. - Przerwa� i lekko si� u�miechn��. - Pami�taj o P�atniku Z�odzieju. Zastanowi�o mnie to. Czy wiedzia� co�, czego ja nie wiedzia�em? Oczywi�cie, nie uwa�a�em si� za dzielnego. By�em przecie� tylko ma �ym ch�opcem. Ojciec wyci�gn�� z kieszeni papierosa i przypali� d�ug� zapal niczk�. - Tato, opowiedz o tym P�atniku Z�odzieju. - To by� szlachcic. Zna�em jego ojca. - Ale dlaczego go zabili? Przecie� nie by� �ydem. G��boko zaci�gn�� si� dymem. - Przyja�ni� si� z �ydami. By� dobrym i dzielnym cz�owiekiem. On by nas ostrzeg� przed tym, co si� stanie. 24 - Pomaga� nam? Skin�� g�ow�. - Gdyby P�atnik �y�, nie spaliliby synagogi. - Przerwa� i rozej rza� si� po ja�owej okolicy, a potem zn�w spojrza� na mnie. - Odda� �ycie, staraj�c si� post�powa� uczciwie. W�a�nie dlatego warto pr� bowa� �y� jak on. ROZDZIA� 2 Ziarna w�adzy r 1933 roku nikomu nieznany dwudziestosiedmioletni sier �ant SS Adolf Eichmann zako�czy� obowi�zkowe szko lenie wojskowe i przyst�pi� do spektakularnej wspinacz ki po nazistowskich szczeblach w�adzy. Eichmann urodzi� si� w 1906 roku w Solingen w Niemczech ja ko pierwsze z pi�ciorga dzieci. Gdy mia� osiem lat, jego ojciec, ksi� gowy, przeprowadzi� si� z rodzin� do Linzu w Austrii, gdzie dosta� posad� kierownika handlowego w zak�adach elektrycznych. Karl Eichmann, zamkni�ty w sobie, osch�y bigot (przez wiele lat hono rowy senior kongregacji ewangelickiej), dla bliskich by� surowy i nie okazywa� mi�o�ci. Przede wszystkim wymaga� szacunku dla pie ni�dza i dla starszych. Najstarszy syn byt zahukany i l�kliwy. Uczniem by� Adolf Eich mann przeci�tnym - nie b�yszcza� w�r�d r�wie�nik�w w Linzu, a wi�c tam, gdzie pokolenie wcze�niej dorasta� Hitler. Jedyna rzecz, kt�ra zak��ci�a dzieci�stwo Eichmanna, to �mier� matki w 1916 roku; mia� w�wczas dziesi�� lat. Co ciekawe jednak, z jego p�niejszych wspomnie� wynika, �e nie wywar�o to na nie go wi�kszego wp�ywu. Stwierdzi�, �e ojciec o�eni� si� ponownie i �y. 26 ci� wr�ci�o do normy. Ponad czterdzie�ci lat p�niej izraelscy biegli zwr�cili uwag�, �e jego opowie�ci o ojcu ujawniaj� skrywan� ura z�, a do religii, w kt�rej si� wychowywa�, czu� tak� nienawi��, �e w s�dzie nie chcia� nawet przysi�ga� na Bibli�. Po pora�ce Austrii i Niemiec w pierwszej wojnie �wiatowej jego z�o�� podbudowana bezsilno�ci� zacz�a znajdowa� upust w eks tremalnym militaryzmie. Jako nastolatek wkr�ca� si� mi�dzy ma szeruj�cych by�ych �o�nierzy, pr�bowa� te� dosta� si� do quasi-militarnego klubu szermierczego na miejscowym uniwersytecie - jeszcze jednego ogniska sfrustrowanych szowinist�w. Historii naucza� go mi�dzy innymi doktor Leopold Poetsch, kt� ry niegdy� wzbudzi� w�ciek�y nacjonalizm w m�odym Hitlerze. To Poetsch wpoi� Eichmannowi prze�wiadczenie - coraz bardziej po pularne w�r�d wyalienowanego m�odego pokolenia - �e Niemcy przegrali wojn� nie na froncie, ale ty�ach, zdradzeni przez lewa k�w i zach�annych �yd�w. Na pocz�tku antysemityzm Eichmanna by� raczej teoretyczny, nie uzewn�trznia� si� w zachowaniu. W dzieci�stwie przyja�ni� si� z �ydem Harrym Selbarem. Jednak coraz bardziej ogarnia�a go polityczna gor�czka. Z entu zjazmem podchodzi� do programu narodowego socjalizmu. Nazi stowska odmiana rasizmu by�a nie tylko okrutna, ale i niesp�jna: klasom pracuj�cym przedstawiano �yd�w jako "kapitalistycznych krwiopijc�w", a bogaczom jako komunist�w i rewolucjonist�w. Pod koniec lat dwudziestych Eichmann przyj�� program partii w ca�o �ci i bez zastrze�e�. Oczywi�cie, doktryna nazistowska nie dopusz cza�a w�tpliwo�ci, a odbudowa pot�gi Niemiec wymaga�a elimino wania takich "s�abo�ci", jak wsp�czucie, honor czy uczciwo��. Praca dla partii niemal natychmiast sta�a si� najwa�niejsza w �yciu Eichmanna. Gdy pog��bi� si� kryzys i straci� zatrudnienie w przedsi�biorstwie naftowym jako sprzedawca obs�uguj�cy sta cje benzynowe, skorzysta� z okazji, wyjecha� z Austrii i zaci�gn�� si� do regimentu armii nazistowskiej (SS) stacjonuj�cego pod mia steczkiem Dachau w po�udniowych Niemczech. Ok�ama� ojca, twier dz�c, �e �ydowski inspektor wyrzuci� go z pracy za dzia�alno�� par tyjn�. Chocia� szkolenie w SS by�o bardzo ostre, Eichmann czu� si� tam znakomicie. Do ko�ca �ycia pokazywa� na �okciach i kolaZIARNA W�ADZY 27 nach blizny, kt�re pozosta�y po zranieniach w czasie �wicze� pole gaj�cych na przeczo�giwaniu si� pod drutem kolczastym, podkre �laj�c, �e w tamtym roku sta� si� ca�kowicie odporny na b�l. Po zako�czeniu szkolenia zg�osi� si� na ochotnika do SD, s�u� by bezpiecze�stwa SS, gdzie dosta� stosunkowo skromny stopie� Scharfuhrera, mniej wi�cej odpowiednik sier�anta. Jednak w owym czasie do w�adzy doszed� Hitler i w tych pierwszych, chaotycznych dniach Trzeciej Rzeszy przed ambitnym m�odzie�cem pozbawio nym sumienia ca�y �wiat stan�� otworem. Na pocz�tku 1935 roku podw�adny szefa SS, Himmlera, trafi� na Eichmanna, szukaj�c kandydata do kierowania Muzeum �yd�w, jak eufemistycznie na zwano nowe biuro zajmuj�ce si� gromadzeniem danych o maj�t ku niemieckich �yd�w. M�ody esesman ochoczo przyst�pi� do pra cy i zaj�� si� studiami nad �ydowsk� kultur� i histori�. W zadziwiaj�co kr�tkim czasie w wysokich kr�gach nazistowskich zacz�� uchodzi� za eksperta do spraw �yd�w. Ponadto by� niezwykle kreatywny i zas�yn�� z ekstremizmu pod czas kampanii przeciw �ydom, kt�re przynios�y mu wi�cej satysfak cji ni� cokolwiek dot�d w �yciu. W 1937 roku odwiedzi� Palestyn� z oryginalnym zamiarem na wi�zania kontakt�w z zaciek�ym antysemit�, jakim by� wielki mufty Jerozolimy, Had� Amin El-Husseini. Chcia� te� na w�asne oczy zobaczy�, jak �yje w Ziemi �wi�tej spo�eczno�� �ydowska, z kt�r� jako nazistowski "ekspert do spraw �ydowskich" ju� nied�ugo za mierza� si� rozprawi�. - Ja nie tylko wykonywa�em rozkazy - zeznawa� p�niej, reagu j�c na sugesti�, �e w wi�kszym stopniu by� administratorem ni� inicjatorem. - Gdyby tak by�o, musia�bym by� imbecylem. A ja by �em ideowcem. ROZDZIA� 3 Odej�cie od Starego Testamentu W 1937 roku mia�em osiem lat i mieszka�em w kraju opano wanym gor�czk�. Po trzech latach �ycia w Palestynie przystosowa�em si� do nowych warunk�w. Sta�em si� nie sforny, bu�czuczny i udawa�em nieustraszonego. W sercu jednak po zosta�em naiwnym, wra�liwym dzieckiem ze sztetl, w kt�rym daw niej mieszka�em. Moj� poz� po prostu wymusi�y okoliczno�ci. Szybko zrozumia �em, jak prze�y� w tym bezdusznym nowym �wiecie. Kilka tygo dni po przyje�dzie matka zabra�a mnie i Jakuba do Hajfy na budo w�, gdzie w cegielni pracowali ojciec i Jechiel. To by�a mordercza har�wka, p�atna nie od godziny, lecz od liczby cegie�. Pi�tna�cie godzin wo�enia piasku, rozbijania kamieni i mieszania cementu w silnym s�o�cu! A w �rodku tej przera�aj�cej sceny wyj�tej �yw cem ze Starego Testamentu - m�j ojciec. Jednak najbardziej prze ra�a�o mnie zachowanie szefa. Wielki facet z czerwon� spocon� twarz�, przypominaj�cy �wini�, bez przerwy pogania� pracowni k�w. Gdy w ko�cu jeden z m�czyzn, wyj�tkowo brutalnie potrak towany, co� mu odpowiedzia�, powali� go na ziemi� pot�nym cio sem w twarz. 29 - Ja tu rz�dz�, leniwy �ajdaku! - krzykn��. - Nie wa� si� wi�cej pyskowa�! Oniemia�em ze zdumienia. �yd bi� �yda! Jak to mo�liwe? Co to za miejsce? Oczywi�cie, wkr�tce nowe �rodowisko odcisn�o swe pi�tno na �yciu naszej rodziny. Kr�tko po przeprowadzce do ma�ego miesz kanka w Hajfie mama musia�a i�� do pracy, bo nie wystarcza�o na op�aty. Sprzedawa�a w sklepiku spo�ywczym opodal arabskiego rynku. Moje �ycie toczy�o si� zawsze mi�dzy domem i chederem. A tu nagle wraz z Jakubem od po�udnia, gdy ko�czy�y si� lekcje, a� do wieczora przestali�my praktycznie by� kontrolowani przez doros�ych. Mojemu bratu nie sprawia�o to r�nicy, przynajmniej na pocz�t ku. Dzie� w dzie� pos�usznie wraca� do pustego mieszkania i cie szy� si�, �e mo�e ca�ymi godzinami studiowa� Talmud. Natomiast ja nie opar�em si� pokusie biegania po ulicach. A c� to by�y za ulice! Mieszkali�my blisko starego miasta, hi storycznej per�y architektury, gdzie nak�ada�y si� na siebie kolejne kultury w dziejach: pod budowlami Turk�w - arabskie, pod nimi po zosta�o�ci po krzy�owcach, Rzymianach, Grekach i jeszcze starsze. Wi�cej tu by�o tajemniczych alejek, opuszczonych szyb�w i pod ziemnych przej�� ni� w jakimkolwiek miejscu na ziemi. Wkr�tce zwi�za�em si� z grupk� zabijak�w, z kt�rymi codzien nie po lekcjach w��czyli�my si� po kr�tych uliczkach, odkopywali �my stare podziemia, buszowali�my po opuszczonych piwnicach i magazynach, bawili�my si� w pirat�w i kowboi, grali�my w pi�k� na brukowanych ulicach pod baldachimem g�sto rozwieszonej bie lizny. Moi koledzy udawali twardziel!, a ja, chocia� m�odszy i s�ab szy, stara�em si� im dor�wnywa�. Gdy nam brakowa�o pieni�dzy na cukierki, to po prostu kradli�my ze stragan�w przed sklepem. Albo najni�szy z nas wchodzi� do sklepowego magazynu w piwni cy, wynosi� puste worki, a nast�pnie odsprzedawali�my je temu sa memu handlarzowi, kt�remu zabrali�my. Ja, zawsze grzeczny ch�opiec, musia�em si� usprawiedliwia� na wet przed samym sob�. Wiedzia�em, �e kradzie� to rzecz z�a, ale przecie� nikomu nie wyrz�dzali�my krzywdy. A ponadto si� okaza �o, �e mam do tego talent, bo jestem ma�y, szybki i zwinny. 30 W ko�cu powin�a mi si� noga - zosta�em zap�dzony w kozi r�g. Pewnego dnia nieformalny szef naszego gangu (zas�u�y� sobie na to znakomit� umiej�tno�ci� gry w pi�k�) doszed� do wniosku, �e jako najm�odszy i najni�szy musz� zosta� poddany pr�bie, je�eli chc� z nimi pozosta�. Za pomoc� d�ugiego kija z kilkoma gwo�d� mi na ko�cu mia�em ukra�� czekoladowy balonik handlarce s�o dyczy s�yn�cej z czujno�ci. Zrobi�em, co mi kazali, ale gdy z�owi �em balonik, handlarka chwyci�a za kij i przyci�gn�a mnie do siebie. Klapa. Zamiast spodziewanego gniewu zobaczy�em na twarzy handlar ki smutek. Zapyta�a, dlaczego to zrobi�em. Skoro tak bardzo chcia �em, mog�em j� przecie� poprosi�. I to m�wi�c, wr�czy�a mi balonik. Okaza�o si�, �e ona r�wnie� niedawno emigrowa�a z Polski, a ja przypomina�em jej synka, kt�ry umar� na dyfteryt. Gdy o tym opowiedzia�em, ch�opak, kt�ry zleci� mi to zadanie, pozosta� niewzruszony. - Zr�b to jeszcze raz - powiedzia�. - Po co? Przecie� da�a mi baton. Zastanowi� si� chwil�. - W takim razie nie mo�esz nale�e� do naszego gangu. I nie wol no ci z nami rozmawia�. D�ugo w nocy nie mog�em zasn�� - dr�czy�em si� sytuacj�. Nie mog�em by� cz�onkiem gangu, nie mog�em nawet rozmawia� z ch�o pakami. I nagle mnie ol�ni�o. A w�a�ciwie dlaczego? Nazajutrz zaraz po lekcjach podszed�em do szefa i powita�em go jak zwykle, - M�wi�em ci, �e masz z nami nie rozmawia� - rzek�. - Mog� rozmawia�, z kim chc�. Nie musicie odpowiada�. I przyj�li mnie z powrotem. Warto by�o si� dowiedzie�, �e nikt cz�owiekowi nie mo�e za mkn�� ust. By� to jeden z pierwszych dowod�w na to, �e je�li wy trwasz przy swoich zasadach, to i tak zas�u�ysz na szacunek lu dzi, cokolwiek b�d� m�wi�. I od tego dnia zosta�em niepisanym szefem. Moje zdanie liczy �o si� szczeg�lnie, a moje umiej�tno�ci nie budzi�y w�tpliwo�ci. Do dziesi�tego roku �ycia d��enie do zdobycia uznania czyni�o mnie nierozwa�nym i nieprzewidywalnym. Lubi�em podejmowa� ryODEJ�CIE OD STAREGO TESTAMENTU 31 zyko. Czasami dla hecy wymy�la�em co� dziwacznego (na przyk�ad wej�cie na wzg�rze Karmel i zej�cie w trzy godziny albo zjedzenie ca�ego pieczonego kurczaka ��cznie z oczami w ci�gu pi�ciu mi nut), a potem przyjmowa�em zak�ady. Je�li w gr� wchodzi�a wy trzyma�o��, silna wola albo o�li up�r, to nie mia�em sobie r�wnych. Przesta�em rozwija� si� duchowo, ale za to zyska�em pewno�� siebie. Swoje wn�trze ods�ania�em ju� wy��cznie przed Jakubem. P� n� noc� we wsp�lnym pokoju obserwowa�em, jak przy �wiecy czy ta Bibli�, i czu�em nag�� fal� mi�o�ci oraz wielki szacunek. Mar twi�o mnie jednak, �e brat zawsze jest smutny. - Jakub - zagadn��em pewnej nocy - czy w Starym Testamencie nie ma �adnych weso�ych historii? - Oczywi�cie, �e s�. W Starym Testamencie jest wszystko. - Takie naprawd� do �miechu? Uda�o mi si� nak�oni� go do u�mieszku. - Takie te�. A teraz ju� �pij, Peter. W moim otoczeniu ma�o co wymaga�o �agodno�ci i skromno�ci. Nawet szko�a by�a pr�b� si�, przez kt�r� trzeba by�o przej��. M�j stary cheder, mroczny i zat�oczony, mia� jedne drzwi i jedno okno. Teraz, w przestronnym budynku szkolnym z setkami okien, do szed�em do wniosku, �e nawet gdyby B�g chcia� tu wej��, to nie wiedzia�by, kt�r�dy. Nowi nauczyciele, kt�rzy uczyli geografii i hi storii powszechnej, wydawali si� oratorami w por�wnaniu z na szym �agodnym, cichutkim maiamedem, opowiadaj�cym o Mesja szu, kt�ry na bia�ym koniu ni�s� �wiatu sprawiedliwo��. Ale �aden z nich nie zas�ugiwa� cho�by na u�amek szacunku, kt�rym darzy �em jego. Niekt�rzy z nich byli bez potrzeby okrutni. Pewnego dnia wraz z koleg� nie mogli�my powstrzyma� si� od �miechu i zostali �my zaprowadzeni do gabinetu dyrektora. Dyrektor by� surowy i pryncypialny, z rodzaju tych, kt�rzy zawsze zadr�czaj� dzieci w powie�ciach Dickensa. Nie pytaj�c, co si� sta�o, �ci�gn�� pasek, zsun�� mojemu koledze spodnie i zacz�� go ze z�o�ci� ok�ada�. Przerazi�y mnie nie tyle czerwone pr�gi, ile widok tak bezwzgl�d nego okrucie�stwa. Bez namys�u wskoczy�em na okno i wychyli�em si� z drugiego pi�tra. 32 - Niech pan przestanie! - krzykn��em. - Prosz� przesta�, bo wyskocz�. Dyrektor znieruchomia� z uniesion� r�k�. - Natychmiast stamt�d zejd�! Wychyli�em si� jeszcze bardziej i spojrza�em na ruch uliczny w dole. - Naprawd� skocz�! -1 naprawd� tak my�la�em. W jednej chwi li ten pomys� wyda� mi si� dziwnie poci�gaj�cy. Nie my�la�em, czym to si� sko�czy. Z twarzy dyrektora odp�yn�a krew. Od�o�y� pasek. - No, dobrze! Dosta� ju� za swoje. - I mnie pan te� nie tknie. - Zgoda. Ale zejd� ju�. - Nigdy mnie pan nie tknie. Nigdy! - Nigdy. Przysi�gam na honor. I z obawy o moje bezpiecze�stwo, a raczej o w�asn� posad�, rze czywi�cie nigdy nic mi nie zrobi�. Zawsze mia�em k�opot z zaakceptowaniem autorytet�w. Uwa�am po prostu, �e na szacunek trzeba sobie zas�u�y�. Poka�cie mi m� drego i utalentowanego cz�owieka, najlepiej z poczuciem humoru, a p�jd� za nim w ogie�. Ale prawie zawsze ludzie u w�adzy pod p�aszczykiem autorytetu kryj� w�asn� niepewno��. A z kim� ta kim pok��c� si� o ka�de s�owo. Oczywi�cie, odkry�em te�, �e za takie pogl�dy trzeba p�aci�. Ludzie u w�adzy zazwyczaj s� m�ciwi. Chocia� by�em ch�opcem bystrym i ciekawym �wiata, wkr�tce przylgn�a do mnie etykiet ka klasowego klauna, kt�ry zdobywa uznanie raczej dzi�ki dowci powi i przychodzeniu do szko�y na r�kach ni� dzi�ki sukcesom w nauce. Moi rodzice nie mieli o tym wszystkim poj�cia. Za rzadko by wali w domu. Wieczorami wracali zm�czeni i padali na ��ko, nie troszcz�c si�, czy odrobi�em lekcje, czy nie. Pojawiali si� w naszym �yciu i znikali - mi�e, ale obce osoby. Tak po prostu wtedy by�o, nie tylko w naszej rodzinie. W tej sytuacji mnie przypad�a opieka nad Jakubem. Nie mia� przyjaci�, �y� niemal w izolacji i coraz bardziej zamyka� si� w so bie. Nikt wok� go nie rozumia�, jego uduchowienie uwa�ano za ODEJ�CIE OD STAREGO TESTAMENTU 33 przejaw lenistwa, niemal codziennie pada� ofiar� napastliwych r� wie�nik�w. Co gorsza, nasz starszy brat Jechiel zaczyna� podziela� opinie na temat Jakuba. Musia�em z tym co� zrobi�. Pewnego razu wr�ci �em wczesnym wieczorem po kilku godzinach sp�dzonych na ulicy i zasta�em w domu rozw�cieczonego Jechiela. Wst�pi�, by co� prze k�si� w �rodku pi�tnastogodzinnego dnia pracy; widok brata po gr��onego w lekturze wytr�ci� go z r�wnowagi. Jakub tylko bie rze, wydziera� si�. Jakub o nic nie musi si� martwi�, tylko o siebie. Nawet ma�y Peter - wskaza� na mnie palcem - czasem przynosi do domu par� funt�w. Jakub siedzia� nad otwart� ksi��k�, nie broni� si�; patrzy� na niego du�ymi oczami, w kt�rych szkli�y si� �zy. Nast�pnego dnia po�yczy�em w�zek i zabra�em Jakuba na arab ski rynek. Zamierza�em wraz z nim zarobi� na dostawach. Wie dzia�em, �e to ci�ki kawa�ek chleba, ale z Jakubem nie by�o mo wy o zarobku nielegalnym. W�a�ciwie nawet ten plan napawa� go strachem. Wl�k� si� za mn� przez zat�oczony rynek i uderzy�o mnie wtedy, �e w�a�ciwie zamienili�my si� rolami. Niestety, zamiary spali�y na panewce. Nie przewidzia�em, �e arabscy ch�opcy zobacz� w nas niechcian� konkurencj�. Ani tego, �e m�j brat kompletnie nie umie si� bi�. Sko�czy�o si� tym, �e mu sieli�my zap�aci� za w�zek, kt�ry zosta� roztrzaskany o �cian�. Nie wiem, co sobie w�a�ciwie wyobra�a�em. Mi�dzy �ydami a Arabami ju� wtedy stosunki si� nie uk�ada�y. W moim gangu by �o wprawdzie z pi�ciu arabskich ch�opak�w, ale ka�da rozmowa ko�czy�a si� k��tni�, a ka�da k��tnia szybko przeradza�a si� w ostr� wymian� inwektyw, a� wreszcie do gry wkracza�y pi�ci i niestety, cz�sto kamienie. W Palestynie nikt nie zapomina� cho�by na moment, kto jest kim. Nasze kultury niemal skazywa�y nas na wzajemne niezrozu mienie. W jednej rzucanie s��w na wiatr jest star� i szacown� tra dycj�, a w drugiej ka�de s��wko traktuje si� bardzo serio i nietrud no o zniewag� wymagaj�c� zemsty. Od tamtej pory stara�em si� bywa� w domu w porze, gdy star szy brat wpada� co� przek�si�. Pewnego razu by�em �wiadkiem ohydnej scenki. 34 - Paso�yt! - krzycza� Jechiel. - Inaczej ci� nazwa� nie mo�na. Pa so�yt, i tyle! Us�ysza�em to s�owo po raz pierwszy od oracji Rachele. - Jechiel, przesta� - b�aga�em. - Daj mu spok�j. Zignorowa� mnie. - No, powiedz co� - burkn�� na Jakuba. - Uwa�asz, �e nie zas�u guj� na odpowied�? - Masz racj�, Jechielu - odpar� cicho. To jeszcze bardziej rozw�cieczy�o starszego brata. - My�lisz, �e ja bym sobie nie poleniuchowa� zamiast ca�y dzie� pracowa�? Co to ja jestem, zwierz� poci�gowe czy co? Nag�ym ruchem pochyli� si� nad Jakubem, wyrwa� mu Bibli� i rzu ci� ni� o �cian�. Potem jednym uderzeniem powali� go na pod�og�. Sam nie wiem, kt�ry z nich by� bardziej zszokowany. Jakub podni�s� si� niepewnie, pomaca� rozci�t� warg�, a potem wybieg� z domu. Po twarzy sp�ywa�y mi �zy. Pobieg�em za Jakubem a� na pla��. Patrzy�em z daleka, jak rozbiera si� w �wietle ksi�yca, a potem rzuca w morskie fale. Przep�yn�� obok rybackich ��dek i pu�ci� si� w morze. Min�o dwadzie�cia minut. Trzydzie�ci. My�la�em, �e ju� nigdy go nie zobacz�. Nagle wyskoczy� z wody i leg� na piasku. - Jakub, nie martw si� - powiedzia�em zap�akany i obj��em go ramieniem. - Wszystko b�dzie dobrze. Le�a� bez ruchu. - Nie - rzek�. - Nie b�dzie. O tym, jak ma�o rozumia�em, �wiadczy�o moje przekonanie, �e rodzice nie zdaj� sobie sprawy z rozpadu rodziny. Matka wydawa�a mi si� szcz�liwsza ni� kiedykolwiek. Najbli� sze otoczenie zawsze j� ceni�o za bezkompromisowo�� i poczucie humoru. Mia�a dar obserwacji i by�a wygadana niczym zawodowy satyryk. Teraz po raz pierwszy w �yciu wysz�a z tym do �wiata. Dowcipkowa�a i przekomarza�a si� z klientami, zabawia�a ich na �ladowaniem polityk�w i rabin�w, parodiowa�a ich ch�d, g�os i rzu canie kl�tw. Ojciec z dum� twierdzi�, �e ma najbardziej wiern� klientel� na starym mie�cie. ODEJ�CIE OD STAREGO TESTAMENTU 35 I je�li zdawa�em sobie spraw�, �e ka�d� woln� chwil� matka sp�dza�a w urz�dzie albo prywatnej agencji repatriacyjnej, to jako ma�y ch�opiec uwa�a�em to za rzecz ca�kiem zwyczajn�, tak jak du�e zakupy przed szabasem. Sk�d mog�em wiedzie�, �e jej pielgrzymki do biur, aby sprowa dzi� Frum� i jej rodzin�, z dnia na dzie� pog��bia�y jej depresj�? Jak mog�em zrozumie�, �e rodzice s� pe�ni obaw i d�awi ich bezsil no��? By� rok 1938. Z Europy dociera�y wie�ci o "pokoju na jaki� czas". Sk�d mog�em wiedzie�, �e stoimy u progu wojny? ROZDZIA� 4 Wyj�cie z biurokratycznego cienia ^ ed�ug sprawozdania przygotowanego przez nazistowskie go statystyka, doktora Richarda Korherra, tu� przed dru g� wojn� �wiatow� na ca�ym �wiecie �y�o 10,3 miliona �yd�w. Ideologia narodowo-socjalistyczna g�osi�a, �e ka�dy z nich jest naturalnym wrogiem pa�stwa i narodu niemieckiego. Do zada� departamentu Eichmanna w SD nale�a�o opracowanie planu "neu tralizacji" problemu �ydowskiego. Do p�nych lat trzydziestych kampania Nowego Porz�dku prze ciwko �ydom by�a jako tako kontrolowana. Wprawdzie ustawy no rymberskie z 1935 roku pozbawi�y niemieckich �yd�w podstawo wych praw, zakazuj�c im udzia�u w �yciu gospodarczym i za braniaj�c kontakt�w z aryjczykami; wprawdzie �ydowskie dzieci wyrzucano ze szk�, a w wielu miasteczkach wywieszano tablice z na pisem �YDOM WST�P WZBRONIONY, jednak Hitler liczy� si� z mi�dzy narodow� opini� publiczn�. Niemcy nie prowadzi�y jeszcze wojny, trzeba wi�c by�o zachowa� pozory. W tym okresie Eichmann w�a�ciwie nie pojawi� si� na scenie politycznej, chocia� ci�gle awansowa�, a w 1937 roku bezpo�redni 37 zwierzchnik chwali� jego "wyczerpuj�c� wiedz� na temat organi zacji spo�eczno�ci i ideologii wrogich �yd�w". W owym czasie otrzymywa�, jak wspomina�, cz�sto zadania po ufne i k�opotliwe: "Na przyk�ad ustali�em, �e dietetyczka Fuhrera, niegdy� tak�e kochanka, by�a w jednej trzydziestej si�dmej �yd�w k�. M�j bezpo�redni zwierzchnik, genera� Heinrich Muller, szybko zakwalifikowa� ten raport jako �ci�le tajny." Kiedy dosz�o do Anschlussu, czyli zagarni�cia Austrii przez Niemcy w marcu 1938 roku, Eichmann wy�oni� si� z biurokratycz nego cienia. Cztery dni po wkroczeniu wojsk niemieckich do Austrii trzydziestodwuletni esesman przyby� do Wiednia z zadaniem uczy nienia ze swej by�ej ojczyzny judenrein, czyli dos�ownie "wolnej od Zyd�w. Za kilka dni nakre�li� plan dzia�ania - po��czenie ostenta cyjnego zbydl�cenia i cynicznej ob�udy. Na wst�pie gestapo sterro ryzowa�o �ydowsk� spo�eczno�� stolicy licz�c� 183 tysi�ce os�b. Wyci�gano ludzi z dom�w i sklep�w i bezlito�nie katowano. Rabi n�w aresztowano i ostrzy�ono na oczach rozbawionej ha�astry. Zbu rzono synagogi, maj�tek �ydowski zosta� skonfiskowany lub znisz czony. W ci�gu kilku tygodni wymordowano ponad tysi�c �yd�w. Dziesi�tki innych odebra�o sobie �ycie. I nagle wszystko si� sko� czy�o. Eichmann, uosobienie dwulicowo�ci, zwo�a� zebranie rady przyw�dc�w �ydowskich i z�o�y� zapewnienie, �e je�li mu zaufaj� i p�jd� na wsp�prac�, ich sytuacja ulegnie poprawie. Niekt�re z ofiar uda�o mu si� nawet przekona� o swojej szczero�ci. Kiedy� za imponowa� przedstawicielom gminy �ydowskiej, przytaczaj�c z pa mi�ci ca�� stron� ze wsp�czesnej historii syjonizmu. Zacz�� si� regularnie spotyka� z wysokimi urz�dnikami �ydow skimi i realizowa� program, kt�ry zmierza� do kilku nazistowskich cel�w jednocze�nie. Na rok przed wybuchem wojny celem nazist�w w Austrii nie by�o unicestwienie, lecz wyp�dzenie �yd�w. Pozosta wili im ograniczon� swobod� nad wewn�trznymi sprawami gmi ny, ale wszystkie fundusze zosta�y zamro�one, a ich finansami zaj mowa�o si� SS. Tak wi�c �ydzi zostali zmuszeni do dzia�ania przeciwko sobie. Ostatni etap planu Eichmanna zak�ada�, �e nikt nie ucieknie, dop�ki nie zostanie pozbawiony nie tylko maj�tku, ale i godno�ci. ("�yd wchodzi� do urz�du [emigracyjnego] - opisy wa� p�niej prokurator Hausner - i jeszcze by� kim�. Mia� prac� . 38 albo sklep, mia� gdzie mieszka�, jaki� maj�tek lub pieni�dze w ban ku; jego dzieci obj�te by�y obowi�zkiem szkolnym. Przechodz�c od okienka do okienka, po kolei musia� ze wszystkiego rezygnowa�. Kiedy w ko�cu wychodzi� z budynku, nie mia� pracy, maj�tek mu zaj�li, dzieci skre�lono z listy uczni�w i wydano paszport. W pasz porcie widnia� wpis "wa�ny dwa tygodnie". Zagraniczn� wiz� mu sia� zdoby� na w�asn� r�k�. W ten spos�b dawano mu do zrozu mienia, �e musi opu�ci� Austri�; po wyga�ni�ciu wa�no�ci paszportu b�dzie m�g� z nim wyruszy� tylko w jedn�, bezpowrotn� podr� - do obozu koncentracyjnego!") Podczas panowania Eichmanna w Austrii zacz�to budowa� nowy ob�z w Mauthausen. Dachau i Buchenwald by�y ju� przepe�nione. Osoby wcze�niej znaj�ce Eichmanna by�y zaskoczone zmian�, ja ka w nim zasz�a. Mieszka� i pracowa� w dawnym pa�acyku Rothschilda, po mie�cie je�dzi� limuzyn� Rothschilda, zawsze staran nie ubrany w galowy mundur SS - dumny zdobywca. By� zalewie trzy lata po �lubie, wkr�tce mia�o si� urodzi� kolejne dziecko, ale utrzymywa� eleganck� kochank� - pierwsz� z dziewi�ciu co naj mniej, kt�re do ko�ca wojny mia� w r�nych miastach Europy. Za wsze lubi� dobre jedzenie i wino, a teraz jada� z ostentacyjnym wy kwintem i nie szcz�dzi� pieni�dzy na wyborne trunki.