7068
Szczegóły |
Tytuł |
7068 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7068 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7068 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7068 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Valtorta
� POEMAT BOGA-CZ�OWIEKA �
Wydawnictwo "Vox Domini"
(http://www.voxdomini.com.pl)
Ksi�ga V - Przygotowanie do M�ki
Spis Tre�ci
1. PRZYBYCIE �YD�W DO BETANII
2. �YDZI U MARTY I MARII
3. MARTA WYSY�A S�UG� DO NAUCZYCIELA
4. �MIER� �AZARZA
5. PRZEKAZANIE JEZUSOWI WIADOMO�CI O AGONII �AZARZA
6. POGRZEB �AZARZA
7. �CHOD�MY SPOTKA� SI� Z NASZYM PRZYJACIELEM �AZARZEM, KT�RY ZASN���
8. WSKRZESZENIE �AZARZA
9. REFLEKSJA NAD WSKRZESZENIEM �AZARZA
10. WYDARZENIA W JEROZOLIMIE I W �WI�TYNI PO WSKRZESZENIU �AZARZA
11. JEZUS W BETANII. J�ZEF Z ARYMATEI DONOSI O POSTANOWIENIU SANHEDRYNU
12. W DRODZE DO EFRAIM
13. PIERWSZY DZIE� W EFRAIM
14. � WIELKIE JEST PRAWO SZABATU, LECZ NAJWI�KSZE � PRZYKAZANIE MI�O�CI�
15. JUDASZ GANI POST�POWANIE JEZUSA
16. JEZUS POUCZA PIOTRA O OCENIANIU WIELKO�CI WINY ORAZ O WARTO�CI CIERPIENIA
17. K��TLIWO�� JUDASZA W EFRAIM. POUCZENIE JEZUSA O PRAWDZIWYM KULCIE BOGA
18. PRZYBYCIE KREWNYCH DZIECI I MIESZKA�C�W SYCHEM
19. POUCZENIE W DRODZE DO SYCHEM
20. MANAEN PRZYBYWA POTAJEMNIE DO JEZUSA
21. J�ZEF Z ARYMATEI ORAZ NIKODEM POWIADAMIAJ� JEZUSA O WYDARZENIACH W JUDEI
22. NAWR�CENIE SAMUELA, UCZNIA JONATANA, SYNA UZZJELA
23. ALFEUSZ, SYN SARY, BRONI JEZUSA W NAZARECIE
24. FA�SZYWI POS�A�CY W SYCHEM. ROZMOWA KLAUDII Z JEZUSEM W EFRAIM
25. JEZUS UZDRAWIA MʯCZYZN� Z JAMNII
26. JUDASZ NIE WIERZY W AUTENTYCZNO�� CIERPIENIA CHRYSTUSA
27. PRZYBYCIE MATKI I UCZENNIC DO EFRAIM
28. JUDASZ Z KARIOTU � Z�ODZIEJ
29. W�DR�WKA Z EFRAIM DO SZILO. SMUTEK MARYI
30. W SZILO. PRZYPOWIE�� O Z�YCH RADACH
31. W LEBONIE. PRZYPOWIE�� O TYCH, KT�RYM �LE DORADZONO
32. JUDASZ PYTA, CZY ZADANIE �MIERCI JEZUSOWI JEST CZYNEM SPRAWIEDLIWYM
33. PRZYPOWIE�� O SPRAWIEDLIWO�CI SYNA KR�LEWSKIEGO I O UDZIELANYCH MU RADACH
34. JUDASZ ODDZIELA SI� OD UCZNI�W
35. OCALENIE M�ODEGO BENIAMINA W ENON
36. �JUDASZU, CZY DLA CIEBIE MOJA �MIER� MA BY� DAREMNA?�
37. SPOTKANIE Z BOGATYM M�ODZIE�CEM
38. TRZECIA ZAPOWIED� M�KI. SYNOWIE ZEBEDEUSZA I ICH MATKA
39. W JERYCHU. PRZED UDANIEM SI� DO BETANII
40. �CZY JESTE�CIE PEWNI, �E R�KA SAMARYTANINA NAPISA�A TO OSKAR�ENIE?�
41. JUDASZ DOSTARCZA SANHEDRYNOWI OSKAR�ENIA PRZECIWKO JEZUSOWI. DW�CH NIEWIDOMYCH Z JERYCHA
42. JEZUS PRZYBYWA DO BETANII por. J 12,1
43. �JUDASZU, DAJ� CI �RODEK OCALENIA, A TY MNIE NIENAWIDZISZ�
44. PI�TEK PRZED WEJ�CIEM DO JEROZOLIMY. JEZUS I UCZENNICE
45. SZABAT PRZED WEJ�CIEM DO JEROZOLIMY. �JUDASZU, NIE CZYNI� CUD�W DLA POZYSKANIA PRZYJACIӣ�
46. SZABAT PRZED WEJ�CIEM DO JEROZOLIMY. PIELGRZYMI I �YDZI W BETANII
47. WIECZERZA W BETANII
1. PRZYBYCIE �YD�W DO BETANII
Napisane 18 grudnia 1946. A, 9731-9733
Grupa �yd�w, liczna i wynios�a, wje�d�a na okaza�ych wierzchowcach do Betanii. To uczeni w Pi�mie i faryzeusze, nie licz�c kilku saduceuszy i herodian. Widzia�am ich ju� innym razem, je�li si� nie myl�, na uczcie w domu Chuzy, kiedy zebrali si� po to, aby kusi� Jezusa, �eby si� og�osi� kr�lem. Za nimi pod��aj� pieszo s�udzy.
Kawalkada przechodzi powoli przez miasto, a odg�os kopyt na twardym terenie, d�wi�czenie ko�skich zbroi i g�osy ludzi, przyci�gaj� mieszka�c�w, kt�rzy wychodz� z dom�w, aby popatrze�. Z wyra�nym przestrachem pochylaj� si� w g��bokich uk�onach. Potem si� prostuj� i gromadz� w komentuj�cych to wydarzenie grupkach.
�Widzieli�cie?�
�Wszyscy cz�onkowie Sanhedrynu z Jerozolimy.�
�Nie, nie by�o z nimi J�zefa Starszego, Nikodema ani innych.�
�I najbardziej znani faryzeusze.�
�I uczeni w Pi�mie.�
�A kim by� ten na koniu?�
�Z pewno�ci� id� do �azarza.�
�Musi by� bliski �mierci.�
�Nie mog� zrozumie�, dlaczego nie ma tu Rabbiego.�
�A jak�e ma tu by�, skoro ci z Jerozolimy szukaj� Go po to, aby Go zabi�?�
�Masz racj�. A w dodatku te w�e, kt�re w�a�nie nas min�y, przychodz� pewnie po to, aby zobaczy�, czy jest tu Rabbi.�
�Chwa�a Bogu, �e Go nie ma!�
�Czy wiesz, co powiedzieli mojemu ma��onkowi, na targowisku w Jerozolimie? �e mamy by� gotowi, bo On wkr�tce og�osi si� kr�lem i �e wszyscy powinni�my Mu pom�c tego dokona�... Jak oni to powiedzieli? Och! Jedno s�owo, kt�re mia�o oznacza� tyle samo, co gdybym ja wszystkich wyrzuci�a z domu i sta�a si� w nim pani�.�
�Spisek?... Zmowa?... Bunt?� � pytaj� jedni, sugeruj� inni.
Jaki� m�czyzna m�wi:
�Tak, ze mn� te� rozmawiali. Jednak ja im nie wierz�.�
�Ale m�wi� o tym uczniowie Rabbiego!...�
�Hmm! Nie wierz� w to, �e Rabbi pos�u�y si� przemoc� i usunie ze stanowiska Tetrarch�, aby obj�� tron, kt�ry, sprawiedliwie czy te� nie, nale�y do herodian. Dobrze zrobisz, m�wi�c Joachimowi, �eby nie wierzy� we wszystkie te pog�oski...�
�Ale czy wiesz, �e ten, kto Mu pomo�e, zostanie wynagrodzony na ziemi i w Niebie? B�d� bardzo zadowolona, je�li m�j m�� to zrobi. Mam wiele dzieci, �ycie jest ci�kie. Gdyby tak mo�na mie� miejsce po�r�d s�ug Kr�la Izraela!�
�Pos�uchaj, Rachelo, ja my�l�, �e b�dzie lepiej, jak b�d� pilnowa� mojego ogrodu i moich daktyli. Gdyby On mi to powiedzia�, o! Wtedy wszystko bym zostawi�a, �eby i�� za Nim. Ale kiedy m�wi� to inni!...�
�Ale� to Jego uczniowie� [� przekonuje niewiasta.]
�Nigdy ich z Nim nie widzia�am, a poza tym... Nie. Udaj� baranki, ale twarze maj� jak rozb�jnicy, wi�c mnie nie przekonuj�.�
�To prawda. Od jakiego� czasu dziej� si� dziwne rzeczy i zawsze m�wi si�, �e zrobili to uczniowie Rabbiego. Ostatnio przed szabatem. Zn�cali si� nad pewn� niewiast�, kt�ra nios�a jajka na targ. Powiedzieli jej: �Chcemy te jajka w imi� Rabbiego Galilejczyka�.�
�My�lisz, �e On m�g�by chcie� czego� takiego? On, kt�ry daje, a nie zabiera? On, kt�ry m�g�by �y� po�r�d bogaczy, a woli pozosta� po�r�d ubogich i odda� Sw�j p�aszcz, jak to opowiada�a wszystkim ta uzdrowiona tr�dowata, kt�ra spotka�a Jakuba?�
Jaki� m�czyzna, kt�ry si� przy��czy� do grupy i s�ucha�, m�wi:
�Masz racj�. A to drugie, o czym si� m�wi? �e Rabbi sprawi, �e przyjd� na nas wielkie nieszcz�cia, gdy� Rzymianie ukarz� nas wszystkich z powodu tego wzburzenia? Wierzycie w to? Ja m�wi� � a nie myl� si�, bo jestem stary i m�dry � m�wi�, �e wszyscy ci ludzie, to nieprzyjaciele Rabbiego, kt�rzy usi�uj� Go doprowadzi� do zguby, aby zatryumfowa� w Jego miejsce. [Jego nieprzyjaci�mi] s� ci, kt�rzy m�wi� nam, biednym ludziom, �e Rabbi chce obj�� panowanie przemoc� i wyp�dzi� tak�e Rzymian � oby tak by�o! Oby mo�na by�o to zrobi�! � oraz ci, kt�rzy dopuszczaj� si� gwa�tu w Jego Imi�. [Jego nieprzyjaci�mi s�] tak�e ci, kt�rzy nak�aniaj� do buntu obiecuj�c korzy�ci w przysz�o�ci, jak i ci, kt�rzy by chcieli wzbudzi� nienawi�� do Rabbiego jako niebezpiecznego osobnika, kt�ry �ci�gnie na nas nieszcz�cia. Nie wierzcie w to! Nie wierzcie fa�szywym przyjacio�om biednych ludzi! Widzicie, jak wynio�le nas min�li! Mnie omal nie obili kijami, bo zbyt wolno odchodzi�em z owcami i przeszkadza�em im... Nasi przyjaciele? Oni? Nigdy. To nasi krwiopijcy i niech Pan temu zapobiegnie: Jego krwiopijcy.�
�Ty, kt�ry jeste� blisko p�l �azarza, wiesz, czy on umar�?�
�Nie, nie umar�. Jest mi�dzy �yciem i �mierci�... Pyta�em o nowiny Sar�, kt�ra zbiera�a pachn�ce li�cie do k�pieli.�
�A zatem, dlaczego przyszli?�
�O! Pokr�cili si� wok� domu, na ty�ach, z boku, wok� domu tr�dowatego, a potem odeszli do Betlejem.�
�Ale� m�wi�em wam! Przyszli zobaczy�, czy jest tam Rabbi! Chc� Go skrzywdzi�. Czy wiesz, co dla nich znaczy m�c Mu zaszkodzi�? I to w�a�nie w domu �azarza? Powiedz no, Natanie. Czy ten herodianin to nie ten sam, kt�ry by� niegdy� kochankiem Marii, c�rki Teofila?�
�To on. By� mo�e chcia� si� w ten spos�b zem�ci� na Marii.�
Przybiega jaki� m�ody ch�opiec. Wo�a:
�Ilu� jest ludzi w domu �azarza! W�a�nie przyby�em znad strumienia z Lewim, Markiem i Izajaszem. Widzieli�my to. S�udzy otwarli bram� i zabrali zwierz�ta, a Maksymin wybieg� na spotkanie �yd�w. Inni te� przybiegli w wielkich pok�onach. Marta i Maria wysz�y z domu ze s�u��cymi, aby ich powita�. Chcieli�my zobaczy� wi�cej, ale zamkn�li bram� i wszyscy weszli do domu.�
Ch�opiec jest bardzo poruszony z powodu nowin, jakie przyni�s�, i tego, co widzia�... Doro�li rozmawiaj� o tym.
2. �YDZI U MARTY I MARII
Napisane 19 grudnia 1946. A, 9733-9738
Cho� wyczerpana z powodu b�lu i zm�czenia � Marta jest wci�� pani� domu. Potrafi przyjmowa� i go�ci� z honorami, wytwornie, jak przysta�o na prawdziw� pani� domu. Podobnie teraz, po zaprowadzeniu wszystkich przyby�ych do jednej z sal, wydaje polecenia, aby przyniesiono napoje orze�wiaj�ce, kt�re zwykle si� podaje, i pilnuje, aby go�cie mieli wszystko, czego potrzeba dla ich wygody.
S�udzy kr��� nalewaj�c ciep�e napoje lub kosztowne wina i ofiarowuj�c wspania�e owoce: jasne jak topaz daktyle, pi�kne ki�cie suszonych, doskona�ych winogron, przypominaj�cych nasze rodzynki, p�ynny mi�d. Wszystko podaj� w kosztownych dzbanach, czarach, na p�miskach i tacach. Marta czuwa uwa�nie, aby nikogo nie pozostawiono na uboczu i nawet wed�ug wieku, a by� mo�e zale�nie od osoby, kt�rej upodobania zna, nadzoruje to, co s�udzy ofiarowuj�. I tak zatrzymuje s�ug�, kt�ry szed� do Elchiasza z dzbanem wina i z kielichem. M�wi mu:
�Tobiaszu, nie wino, ale wod� z miodem i sok z daktyli.�
A do innego: �Z pewno�ci� Jan woli wino. Podaj mu bia�e wino z suszonych winogron.�
Sama ofiarowuje staremu uczonemu w Pi�mie Kananiaszowi ciep�e mleko mocno pos�odzone jasnym miodem, m�wi�c:
�To b�dzie dobre na tw�j kaszel. Ponios�e� ofiar�, aby tu przyby�, maj�c takie dolegliwo�ci i w tym ch�odzie. Jestem wzruszona, widz�c wasz� serdeczno��.�
�To nasz obowi�zek, Marto. Eucheria by�a z naszej rasy, prawdziwa �yd�wka, kt�ra nas wszystkich otacza�a czci�.�
�Szacunek dla czcigodnej pami�ci mojej matki wzrusza moje serce. Powt�rz� �azarzowi te s�owa� [� obiecuje Marta.]
�Ale my sami chcemy si� z nim po�egna�, z tak dobrym przyjacielem!� � m�wi jak zwykle fa�szywie Elchiasz, podchodz�c do nich.
�Po�egna� si�? To niemo�liwe. Jest zbytnio wyczerpany.�
�O! Nie b�dziemy mu przeszkadza�, prawda, wy, wszyscy? Wystarczy nam, �e go pozdrowimy na progu jego pokoju� � m�wi Feliks.
�Nie mog� si� zgodzi�, naprawd� nie mog�. Nikomedes sprzeciwia si� wszelkiemu wysi�kowi i ka�demu wzruszeniu.�
�Jedno spojrzenie na umieraj�cego przyjaciela nie mo�e go zabi�, Marto � m�wi Kolaszebona � Zbytnio cierpieliby�my, nie po�egnawszy si� z nim!�
Marta jest zaniepokojona, waha si�. Patrzy w stron� drzwi, by� mo�e chc�c ujrze�, �e Maria przybywa jej z pomoc�. Marii jednak nie ma. �ydzi za� zauwa�aj� to wzburzenie i Sadok, uczony w Pi�mie, czyni Marcie uwag�:
�Mo�na by rzec, niewiasto, �e nasze przybycie ci� wzburzy�o.�
�Nie. Wcale nie. Zrozumcie moj� bole��. Od miesi�cy �yj� przy umieraj�cym i... nie wiem ju�... nie potrafi� ju� zachowa� si� tak, jak niegdy� podczas �wi�t...�
�O! To nie jest �wi�to! � m�wi Elchiasz � Nie chcemy nawet, �eby� nam okazywa�a tak� cze��! Ale by� mo�e... by� mo�e chcesz przed nami co� ukry� i to dlatego nie pokazujesz nam �azarza i bronisz nam wst�pu do jego pokoju? Cha! Cha! Wiemy! Ale nie obawiaj si�! Pok�j chorego to �wi�ty azyl dla ka�dego, uwierz w to...�
�Nie ma nic do ukrycia w pokoju naszego brata. Nie ma w nim nic ukrytego. Przebywa w nim jedynie umieraj�cy, kt�remu okazaliby�cie lito��, oszcz�dzaj�c mu wszelkiego bolesnego wspomnienia. A ty, Elchiaszu, i wy wszyscy, jeste�cie dla �azarza przykrymi wspomnieniami� � m�wi Maria swym wspania�ym g�osem [brzmi�cym jak] organy, ukazuj�c si� na progu i podtrzymuj�c d�oni� odsuni�t� purpurow� zas�on�.
�Mario!� � j�czy b�agalnie Marta, �eby j� powstrzyma�.
�To nic, siostro. Pozw�l mi m�wi�... � i zwraca si� do innych � A aby wam odj�� wszelk� w�tpliwo��, niech jeden z was � bo to b�dzie tylko jedno wspomnienie z przesz�o�ci, kt�re powraca, aby go dr�czy� � idzie ze mn�, je�li widok umieraj�cego nie budzi w nim wstr�tu, a smr�d umieraj�cego cia�a nie wywo�uje w nim md�o�ci.�
�A ty, ty nie jeste� bolesnym wspomnieniem?� � m�wi ironicznie herodianin, opuszczaj�c sw�j k�t i staj�c naprzeciw Marii.
Wiem tylko, �e ju� go gdzie� widzia�am.
Marta wydaje j�k. Maria ma spojrzenie zaniepokojonego or�a. Jej oczy rzucaj� b�yskawice. Prostuje si� wynio�le, zapominaj�c o zm�czeniu i b�lu, kt�re j� przygniata�y i z wyrazem ura�onej kr�lowej m�wi:
�Tak, ja te� jestem wspomnieniem. Ale nie bolesnym, jak m�wisz. Jestem wspomnieniem Mi�osierdzia Boga. I widz�c mnie �azarz umiera w spokoju, gdy� wie, �e oddaje ducha w r�ce Niesko�czonego Mi�osierdzia.�
�Cha! Cha! Cha! Nie tak m�wi�a� kiedy�! Twoja cnota! Temu, kto ci� nie zna, mo�esz j� ukazywa�...�
�Ale nie tobie, prawda? Przeciwnie, ja ukazuj� j� w�a�nie twoim oczom, aby ci powiedzie�, �e cz�owiek upodobnia si� do tych, z kt�rymi si� spotyka. Kiedy�, niestety, spotyka�am si� z tob� i by�am jak ty. Teraz spotykam si� ze �wi�tym i staj� si� uczciwa.�
�Co�, co si� popsu�o, Mario, ju� si� nie naprawi.�
�Rzeczywi�cie: ty, wy, wszyscy, nie mo�ecie ju� naprawi� przesz�o�ci. Nie mo�ecie odbudowa� tego, co zniszczyli�cie. Ani ty, kt�ry budzisz we mnie odraz�, ani wy, kt�rzy w czasie bole�ci obra�ali�cie mego brata, a teraz w niejasnym celu chcecie ukaza�, �e jeste�cie jego przyjaci�mi� [� m�wi Magdalena.]
�O! Jeste� zuchwa�a, niewiasto. Rabbi wyp�dzi� z ciebie wiele demon�w, ale nie uczyni� ci� �agodn�!� � m�wi jaki� m�czyzna, w wieku oko�o czterdziestu lat.
�Nie, Jonatanie, synu Annasza. On mnie nie uczyni� s�ab�, lecz mocn� �mia�o�ci� kogo�, kto jest uczciwy, kto chcia� sta� si� ponownie uczciwy i zerwa� wszelkie wi�zy z przesz�o�ci�, �eby zacz�� nowe �ycie. Chod�my! Kto idzie ujrze� �azarza?�
[Magdalena] jest w�adcza jak kr�lowa. Panuje nad nimi wszystkimi sw� szczero�ci�, bezlitosn� nawet dla samej siebie. Marta, przeciwnie, jest niespokojna, ma �zy w oczach, kt�re patrz� b�agalnie na Mari�, aby zamilk�a.
�Ja id�!� � m�wi z westchnieniem po�wi�cenia Elchiasz, fa�szywy jak w��.
Wychodz� razem. Inni zwracaj� si� do Marty:
�Twoja siostra!... Wci�� ten charakter. Nie powinna. Tyle trzeba by jej wybaczy� � m�wi Uzzjel, rabbi widziany w Giszali, ten, kt�ry pierwszy uderzy� kamieniem Jezusa.
Marta, uderzona jak biczem tymi s�owami, odzyskuje si�� i m�wi:
�B�g jej przebaczy�. Ka�de inne przebaczenie jest bez warto�ci po tym. A jej aktualne �ycie jest przyk�adem dla �wiata...�
Jednak �mia�o�� Marty szybko si� ko�czy i zast�puj� j� �zy:
�Jeste�cie okrutni! Wobec niej... i wobec mnie... Nie macie lito�ci ani nad przesz�ym b�lem, ani nad obecnym. Dlaczego przybyli�cie? Po to, aby obra�a� i zadawa� cierpienie?�
�Nie, niewiasto. Nie. Jedynie po to, aby po�egna� wielkiego �yda, kt�ry umiera. Nic innego! Nic innego! Nie powinna� �le interpretowa� naszych prawych intencji. Dowiedzieli�my si� o pogorszeniu [jego stanu] od J�zefa i Nikodema i przybyli�my... jak oni, dwaj wielcy przyjaciele Rabbiego i �azarza. Dlaczego chcecie nas traktowa� odmiennie, nas, kt�rzy kochamy � jak oni � Rabbiego i �azarza? Nie jeste�cie sprawiedliwe. Czy mo�esz zaprzeczy�, �e oni, tak samo jak Jan, Eleazar, Filip, Jozue i Joachim, przyszli, aby dowiedzie� si� czego� o �azarzu, i �e przyby� Manaen?...�
�Nie zaprzeczam, lecz dziwi� si�, �e jeste�cie o wszystkim tak dobrze powiadomieni. Nie my�la�am, �e nadzorujecie nawet wn�trza dom�w. Nie wiedzia�am, �e istnieje nowy przepis poza sze��set trzynastoma: o badaniu i szpiegowaniu wewn�trznego �ycia rodzin... O! Wybaczcie! Obra�am was! B�l mnie pozbawia rozumu, a wy go zaostrzacie� [� t�umaczy si� Marta.]
�O! Rozumiemy ci�, niewiasto! To w�a�nie dlatego, �e my�leli�my, i� straci�y�cie g�ow�, przybyli�my udzieli� wam dobrej rady. Po�lijcie po Nauczyciela. Nawet wczoraj siedmiu tr�dowatych przyby�o wielbi� Pana, bo Rabbi ich uzdrowi�. Wezwijcie Go tak�e do �azarza.�
�M�j brat nie jest tr�dowaty! � krzyczy Marta wzburzona � To dlatego chcieli�cie si� z nim zobaczy�? To po to przyszli�cie? Nie. On nie jest tr�dowaty! Sp�jrzcie na moje r�ce! Od lat si� nim opiekuj� i nie ma na mnie tr�du. Mam sk�r� zar�owion� od wonno�ci, ale nie od tr�du. Ja nie...�
�Spok�j! Spok�j, niewiasto. A kto ci m�wi, �e �azarz jest tr�dowaty? Kt� was podejrzewa o grzech r�wnie straszliwy jak ukrywanie tr�dowatego? S�dzisz, �e pomimo waszej pot�gi, nie mogliby�my was uderzy�, gdyby�cie zgrzeszy�y? Potrafimy, aby uszanowa� przepisy, nie zwa�a� nawet na cia�o ojca i matki, ma��onki i dzieci. Ja ci to m�wi�, ja, Jonatan, syn Uzzjela.�
�Ale� oczywi�cie! Tak jest! � m�wi Archelaus � A teraz m�wimy ci: ze wzgl�du na dobro, jakiego dla ciebie pragniemy, przez mi�o��, jak� darzyli�my tw� matk�, przez mi�o�� do �azarza: wezwijcie Nauczyciela. Potrz�sasz g�ow�? Czy chcesz powiedzie�, �e jest ju� za p�no? Jak to? Nie wierzysz w Niego, ty, Marta, wierna uczennica? To powa�ne! Czy ty te� zaczynasz w�tpi�?�
�Blu�nisz, o uczony. Ja wierz�, �e Nauczyciel jest prawdziwym Bogiem� [� odpowiada Marta.]
�A zatem dlaczego nie chcesz spr�bowa�? On wskrzesza� umar�ych... przynajmniej tak si� o tym m�wi... Mo�e nie wiesz, gdzie On jest? Je�li chcesz, poszukamy Go, pomo�emy ci� � podsuwa Feliks.
�Ale� nie! � m�wi Sadok, wystawiaj�c j� na pr�b�. � Z pewno�ci� w domu �azarza wie si�, gdzie jest Rabbi. Powiedz to szczerze, niewiasto, a my udamy si� na poszukiwanie Go i przyprowadzimy Go do ciebie i b�dziemy obecni przy cudzie, �eby si� cieszy� wraz z Tob�, z wami wszystkimi.�
Marta waha si�, chc�c � niemal skuszona � ulec. Inni naciskaj�, ona jednak m�wi:
�Nie wiem, gdzie On jest... Naprawd� nie wiem... Odszed� przed wieloma dniami i po�egna� nas jak kto�, kto odchodzi na d�ugo... To by�aby dla mnie pociecha, gdybym wiedzia�a, gdzie On jest... przynajmniej gdybym wiedzia�a... ale nie wiem tego, naprawd�...�
�Biedna niewiasto! Ale pomo�emy ci... przyprowadzimy ci Go� � m�wi Korneliusz.
�Nie! Nie trzeba. Nauczyciel... to o Nim m�wili�cie, prawda? Nauczyciel powiedzia�, �e mamy ufa� ponad wszystko i tylko Bogu samemu. I tak zrobimy� � grzmi Maria, kt�ra wraca z Elchiaszem. On za� od razu j� opuszcza i pochyla si�, �eby porozmawia� z trzema faryzeuszami.
�Ale� � z tego co s�ysz� � wynika, �e on umiera!� � m�wi jeden z trzech: Doras, syn Dorasa.
�I c� z tego? Niech umiera! Nie b�d� si� sprzeciwia� wyrokowi Boga i nie oka�� niepos�usze�stwa Rabbiemu.�
�A na c� masz jeszcze nadziej� po �mierci, o szalona?� � m�wi herodianin wy�miewaj�c si� z niej.
�Na co? Na �ycie!� � to okrzyk doskona�ej wiary.
��ycie? Cha! Cha! B�d� szczera. Ty wiesz, �e wobec prawdziwej �mierci Jego moc jest niczym. A ty, w swej g�upiej mi�o�ci do Niego, nie chcesz, aby to si� wyda�o.�
�Wyjd�cie st�d wszyscy! Marta powinna to uczyni�, ale ona si� was boi. Ja si� obawiam jedynie obra�ania Boga, kt�ry mi przebaczy�, robi� to wi�c zamiast Marty. Wyjd�cie wszyscy. Nie ma miejsca w tym domu dla tych, kt�rzy nienawidz� Jezusa Chrystusa. Precz! Do waszych mrocznych nor! Precz wszyscy! Inaczej ka�� s�ugom przep�dzi� was jak nieczystych �ebrak�w!�
Jest imponuj�ca w swym gniewie. �ydzi wymykaj� si�, tch�rz�c przed t� niewiast� w najwy�szym stopniu. Istotnie ta niewiasta wydaje si� archanio�em w gniewie...
Sala pustoszeje, a spojrzenia Marii, w miar� jak przekraczaj� pr�g, kolejno przechodz�c przed ni�, s� jak bezcielesne wid�y, pod��aj�ce za nimi. Musi si� pod nimi ukorzy� pycha pokonanych �yd�w. W ko�cu sala ca�kiem pustoszeje.
Marta upada na dywan i wybucha szlochem. [Maria pyta:]
�Dlaczego p�aczesz, moja siostro? Nie widz� przyczyny...�
�O! Obrazi�a� ich... a oni ciebie obrazili, nas obrazili... a teraz si� zemszcz�... i...�
�Ale� milcz, g�upia babo! Na kim�e mieliby si� zem�ci�? Na �azarzu? Najpierw musieliby to uchwali�, a zanim to zadecyduj�... O! Nie mo�na si� zem�ci� na zw�okach! Na nas? Czy potrzebujemy ich chleba, �eby �y�? Naszych d�br nie tkn�. Os�ania je cie� Rzymu. Na kim wi�c? A nawet gdyby to potrafili, czy� nie jeste�my dwiema niewiastami m�odymi i silnymi? Czy nie mo�emy pracowa�? Czy� Jezus nie jest ubogi? Czy� nasz Jezus nie by� rzemie�lnikiem? Czy nie upodobnimy si� bardziej do Niego, b�d�c ubogie i pracowite? B�d� wi�c dumna, �e si� tak� staniesz! Miej tak� nadziej�! Pro� o to Boga!�
�Ale to, co ci powiedzieli...�
�Cha! Cha! To, co mi powiedzieli! To jest prawda. Ja te� to sobie m�wi�. By�am nieczysta. Teraz jestem owieczk� Pasterza! A przesz�o�� jest martwa. Chod�my do �azarza.�
3. MARTA WYSY�A S�UG� DO NAUCZYCIELA
Napisane 20 grudnia 1946. A, 9739-9744
Znajduj� si� w domu �azarza. Widz�, �e Marta i Maria wysz�y do ogrodu. Towarzysz� m�czy�nie raczej starszemu, o dostojnym wygl�dzie. Chyba nie jest Hebrajczykiem, gdy� ma twarz ca�kowicie ogolon� jak Rzymianin.
Kiedy ju� si� oddalili od domu, Maria pyta go:
�A wi�c, Nikomedesie? Co powiesz o naszym bracie? Widzimy, �e jest bardzo... chory... M�w.�
M�czyzna rozk�ada ramiona w ge�cie wsp�czucia i stwierdzenia nieuchronnego faktu. M�wi, zatrzymuj�c si�:
�Jest bardzo chory... Nigdy was nie oszukiwa�em, od pocz�tku, odk�d go lecz�. Wszystkiego pr�bowa�em, wiecie o tym. Ale to si� na nic nie zda�o. Ja te�... mia�em nadziej�, tak, mia�em nadziej�, �e m�g�by przynajmniej �y�, przeciwstawiaj�c si� wycie�czeniu chorob�, dzi�ki dobremu od�ywianiu si� i �rodkom nasercowym, jakie mu przygotowywa�em. Pr�bowa�em te� trucizn � polecanych dla zapobiegania zepsuciu krwi i dla podtrzymania si� � wed�ug starych zasad wielkich nauczycieli medycyny. Jednak choroba jest silniejsza ni� u�yte �rodki. Te choroby s� jak korozja. Niszcz�. Kiedy ujawniaj� si� na zewn�trz, wn�trze ko�ci jest ju� zaatakowane. Jak sok drzewa pnie si� od korzeni po wierzcho�ek, tak w tym przypadku choroba rozesz�a si� od st�p po ca�ym ciele...�
�Ale� on ma tylko chore nogi...� � odzywa si� z j�kiem Marta.
�Tak. Lecz gor�czka wyniszcza ju� to miejsce, o kt�rym wy my�licie, �e jest zdrowe. Sp�jrzcie na ga��zk�, kt�ra spad�a z tego drzewa: wydaje si� stoczona w pobli�u z�amania. Ale oto... (�amie j� palcami) widzicie? Pod jeszcze g�adk� kor� jest pr�chnica a� do szczytu. Wydawa�a si� �ywa, bo s� na niej ma�e listki. �azarz teraz... umiera, biedne siostry! B�g waszych ojc�w, bogowie i b�stwa naszej medycyny nic nie mog�y zdzia�a�... lub nie chcia�y. M�wi� o waszym Bogu... A zatem... tak, przewiduj�, �e teraz �mier� jest bardzo bliska, tak�e z powodu wzrostu gor�czki, objawu zepsucia, jakie wnikn�o w krew, nier�wnomiernego bicia serca, braku bod�c�w i reakcji u chorego we wszystkich narz�dach. Widzicie! Nie przyjmuje pokarmu. A je�li nawet przyjmuje odrobin�, to jej nie zatrzymuje i nie przyswaja tego, co zatrzymuje. To koniec... I � wierzcie lekarzowi, kt�ry jest wam oddany przez pami�� o Teofilu � �e tym, czego odt�d nale�y pragn��, jest �mier�... To choroby straszliwe. Od tysi�cy lat niszcz� cz�owieka, a cz�owiekowi nie udaje si� ich zniszczy�. Jedynie bogowie mogliby, gdyby...� � przerywa, patrzy na nie, dotykaj�c palcami ogolonego podbr�dka. Zastanawia si�, a potem m�wi:
�Dlaczego nie wezwiecie Galilejczyka? To wasz Przyjaciel. On mo�e, bo On wszystko mo�e. Przebada�em osoby, kt�re by�y skazane [na �mier�], a s� uzdrowione. Z Niego wychodzi dziwna moc. Tajemniczy fluid, kt�ry o�ywia i gromadzi rozproszone elementy i nakazuje im, �e maj� wyzdrowie�... Nie wiem, [jak to robi]. Wiem, �e chodzi�em za Nim, wmieszany w t�um i widzia�em rzeczy niezwyk�e... Wezwijcie Go. Jestem poganinem, lecz sk�adam ho�d tajemniczemu Cudotw�rcy waszego ludu. By�bym szcz�liwy, gdyby On m�g� [zdzia�a�] to, co mnie si� nie uda�o.�
�On jest Bogiem, Nikomedesie. Mo�e wi�c wszystko. Si�a, jak� nazywasz fluidem, to Jego Boska wola� � m�wi Maria.
�Nie wy�miewam waszej wiary. Przeciwnie, zach�cam, aby wzros�a a� do granic mo�liwo�ci. Zreszt�... Czyta si�, �e bogowie czasem schodz� na ziemi�. Ja... nigdy w to nie wierzy�em... ale maj�c wiedz� oraz �wiadomo�� cz�owieka i lekarza musz� przyzna�, �e tak jest, gdy� Galilejczyk dokonuje cud�w, jakich jedynie jaki� b�g mo�e dokona�.�
�Nie jaki� b�g, Nikomedesie. B�g prawdziwy� � m�wi z naciskiem Maria.
�Dobrze. Jak chcesz. A ja w Niego uwierz� i stan� si� Jego uczniem, je�li ujrz� �azarza... wskrzeszonego. Bo teraz, bardziej ni� o uzdrowieniu, trzeba m�wi� o wskrzeszeniu. Wezwijcie Go wi�c i to pilnie... bo je�li nie zosta�em pozbawiony rozumu, to on umrze najp�niej o zmierzchu trzeciego dnia, licz�c od dzi�. M�wi�: �najp�niej�. To mo�e by� ju� wcze�niej.�
�O! Gdyby�my mog�y! Ale nie wiemy, gdzie On jest...� � m�wi Marta.
�Ja wiem. Powiedzia� mi to jeden z Jego uczni�w, kt�ry szed� do Niego towarzysz�c chorym, a dw�ch z nich to byli moi [chorzy]. Jest za Jordanem, w pobli�u brodu, tak powiedzia�. By� mo�e wy lepiej znacie to miejsce.�
�Ach! Z pewno�ci� w domu Salomona!� � m�wi Maria.
�Czy to daleko st�d?�
�Nie, Nikomedesie.�
�A zatem wy�lijcie do Niego zaraz s�ug�, aby Mu powiedzia�, �e ma przyj��. Ja przyjd� p�niej i pozostan� tu, aby ujrze� Jego dzia�anie na �azarzu. �egnajcie, panie. I... pocieszajcie si� wzajemnie.�
K�ania si� im i odchodzi ku wyj�ciu, gdzie s�uga czeka na niego, trzymaj�c jego konia i otwieraj�c przed nim bram�.
�Co robimy, Mario?� � pyta Marta po odej�ciu lekarza.
�B�dziemy pos�uszne Nauczycielowi. Powiedzia�, �e mamy Go wezwa� po �mierci �azarza. I tak zrobimy.�
�Ale kiedy on umrze... na c� b�dzie obecno�� Nauczyciela tutaj? Naszemu sercu, tak, przyda si�. Ale dla �azarza!... Wy�l� s�ug�, aby Go wezwa�.�
�Nie. Zniszczy�aby� cud. On powiedzia�, �e mamy umie� ufa� i wierzy� wbrew wszelkiej przeciwstawiaj�cej si� nam rzeczywisto�ci. I je�li tak uczynimy, b�dziemy mia�y cud, jestem tego pewna. Je�li nie b�dziemy potrafi�y tego uczyni�, to B�g pozostawi nas z naszym zarozumialstwem, s�dz�cym, �e robimy lepiej ni� On. Wtedy On niczego nam nie udzieli.�
�Ale czy nie widzisz, jak �azarz cierpi? Czy nie zdajesz sobie sprawy, jak w chwilach, kiedy jest przytomny, pragnie Nauczyciela? Nie masz serca, �e odmawiasz tej ostatniej rado�ci naszemu biednemu bratu!... Nasz biedny brat! Nasz biedny brat! Wkr�tce ju� nie b�dziemy mia�y brata! Ani ojca, ani matki, ani brata! Zniszczony dom i my same, jak dwie palmy na pustyni.�
Mart� ogarnia atak b�lu, powiedzia�abym nawet kryzys nerwowy, ca�kowicie wschodni. Wzburzona bije si� sama po twarzy i rozplata w�osy. Maria chwyta j� i nakazuje:
�Milcz! Milcz, m�wi� ci! On ci� mo�e us�ysze�. Kocham go bardziej i lepiej od ciebie i potrafi� nad sob� zapanowa�. Ty si� zdajesz chor� bab�. Milcz, m�wi� ci! To nie przez takie wzburzenie zmienia si� los ani tym bardziej nie porusza si� serc. Je�li robisz to, aby wzruszy� moje serce, mylisz si�. Dobrze si� nad tym zastan�w. Moje serce �amie si� w tym pos�usze�stwie, ale jest wytrzyma�e.�
Marta, zdominowana si�� swej siostry i jej s�owami, nieco si� uspokaja. Spokojniejsza w swoim b�lu, j�czy wzywaj�c matk�:
�Mamo! O! Mamo, pociesz mnie. Nie ma we mnie pokoju, odk�d umar�a�. Gdyby� tu by�a, mamo! Gdyby nie zabi� ci� smutek! Gdyby� tu by�a, poprowadzi�aby� nas i by�yby�my ci pos�uszne dla dobra wszystkich... O!...�
Maria blednie i p�acze bezg�o�nie. Twarz ma udr�czon� i nic nie m�wi�c wykr�ca sobie palce. Marta patrzy na ni� i m�wi:
�Nasza matka, kiedy by�a bliska �mierci, kaza�a mi przysi�c, �e b�d� matk� dla �azarza. Gdyby tu by�a...�
�By�aby pos�uszna Nauczycielowi, bo to by�a niewiasta sprawiedliwa. Daremnie pr�bujesz mnie wzruszy�. Powiedz mi, �e zabi�am moj� matk� przez b�l, jaki jej zada�am. Powiem ci: �Masz racj�. Ale je�li chcesz, �ebym ci powiedzia�a, �e masz racj� chc�c [wezwa�] Nauczyciela, odpowiem ci: �Nie�. I ci�gle b�d� powtarza�: �nie�. I jestem pewna, �e z �ona Abrahama ona mnie pochwala i b�ogos�awi. Chod�my do domu.�
�Ju� nic! Nic!�
�Wszystko! Masz m�wi�: wszystko! Naprawd� s�uchasz Nauczyciela i wydajesz si� uwa�na, w czasie gdy On m�wi, lecz potem nie przypominasz sobie ju� tego, co powiedzia�. Czy nie m�wi� nam zawsze, �e mi�o�� i pos�usze�stwo czyni nas synami Boga i dziedzicami Jego Kr�lestwa? Jak�e wi�c mo�esz m�wi�, �e ju� nam nic nie zostanie, skoro mamy Boga i skoro posiadamy Kr�lestwo dzi�ki naszej wierno�ci? O! Jak�e trzeba naprawd� by� bezwzgl�dnym, jak ja by�am, w z�u, aby potrafi� by� takim tak�e, i umie�, i chcie�, by� bezwzgl�dnym w dobru, w pos�usze�stwie, w nadziei, w wierze, w mi�o�ci!...�
�Pozwalasz �ydom wy�miewa� si� z Nauczyciela i czyni� uwagi pod Jego adresem. S�ysza�a�, co m�wili przedwczoraj...�
�I ty jeszcze my�lisz o krakaniu tych wron i o piszczeniu tych s�p�w? Ale� pozw�l im wypluwa� to, co maj� w sobie! C� ci� obchodz� ludzie? Czym�e jest �wiat w por�wnaniu z Bogiem? Sp�jrz: [znaczy] mniej ni� ta brudna wielka mucha, zdr�twia�a z zimna lub zatruta z powodu tego, �e ssa�a �mier�. I ja j� tak rozgniatam.�
[Magdalena] energicznie uderza pi�t� much�, kt�ra powoli sz�a po �wirze �cie�ki. Potem ujmuje Mart� za rami�, m�wi�c:
�Chod�my do domu i...�
�Przynajmniej dajmy o tym zna� Nauczycielowi. Wy�lijmy do Niego kogo�, �eby Mu powiedzia�, �e umiera, nie m�wi�c nic wi�cej...�
�Jakby On potrzebowa� dowiedzie� si� tego od nas! Nie � powiedzia�am. To niepotrzebne. On powiedzia�: �Kiedy umrze, dajcie Mi zna�. I tak zrobimy. Nie wcze�niej.�
�Nikt, nikt nie ma lito�ci nad moim b�lem! A ty najmniej ze wszystkich...�
�I przesta� tak p�aka�. Nie mog� tego wytrzyma�...�
W swoim b�lu Maria zagryza wargi. Chce doda� odwagi siostrze i sama nie p�aka�.
Marcela wybiega z domu, a za ni� � Maksymin:
�Marto! Mario! Biegnijcie! �azarz �le si� czuje, ju� nie odpowiada...�
Obydwie siostry biegn� i wchodz� do domu... Po chwili s�ycha� silny g�os Marii, kt�ra wydaje rozkazy udzielenia koniecznej pomocy i wida� s�ugi, biegaj�ce ze �rodkami nasercowymi i z misami gor�cej wody, s�ycha� szepty i wida� gesty b�lu...
Spok�j powraca bardzo powoli po wielkim poruszeniu. Wida� rozmawiaj�cych mi�dzy sob� s�u��cych, mniej przej�tych, lecz podkre�laj�cych swe s�owa gestami ujawniaj�cymi wielkie przygn�bienie.
Niekt�rzy potrz�saj� g�owami, inni rozk�adaj� ramiona i unosz� je ku niebu jakby po to, aby rzec: �Tak to jest�, a inni p�acz�, jeszcze inni chc� wierzy� w to, �e zdarzy si� cud.
[Por. J 11,3] Oto znowu [widz�] Mart�. Jest blada jak umar�a. Spogl�da za siebie, �eby zobaczy�, czy kto� za ni� idzie. Przygl�da si� s�ugom t�ocz�cym si� wok� niej z niepokojem. Odwraca si�, aby spojrze�, czy kto� nie wychodzi z domu za ni�. Potem m�wi do jednego ze s�ug:
�Ty! Chod� ze mn�.�
S�uga opuszcza grup� i idzie za ni� do ja�minowej altany. Wchodzi. Marta m�wi nie spuszczaj�c z oczu domu i obserwuj�c go poprzez sploty ga��zi:
�Pos�uchaj dobrze. Kiedy wszyscy s�udzy wr�c� i kiedy wydam im polecenia, �eby mieli zaj�cie w domu, ty p�jdziesz do stajni, we�miesz najszybszego konia i osiod�asz go... Je�li kto� ci� zobaczy powiesz, �e idziesz po lekarza... Nie sk�amiesz. Nie ucz� ci� k�amstwa, bo naprawd� wysy�am ci� do b�ogos�awionego Lekarza... We� ze sob� owies dla zwierz�cia i jedzenie dla siebie, i t� sakiewk� na wszelki wypadek. Wyjd� przez ma�� bram�, przejd� przez zaorane pola, aby kopyta nie ha�asowa�y. Oddal si� od domu, potem wejd� na drog� do Jerycha i galopuj, nigdy si� nie zatrzymuj�c, nawet noc�. Zrozumia�e�? Bez zatrzymywania si�. Ksi�yc w nowiu o�wietli ci drog�, je�li ciemno�ci zapadn�, a ty b�dziesz jeszcze w drodze. My�l, �e �ycie twego pana jest w twoich r�kach i zale�y od twej szybko�ci. Ufam ci.�
�Pani, b�d� ci s�u�y� jak wierny niewolnik.�
�Id� do brodu w Betabara. Przejd� tamt�dy i wejd� do wioski za Betani� po drugiej stronie Jordanu. Wiesz? Tam gdzie Jan chrzci� na pocz�tku.�
�Wiem. Ja te� tam by�em, aby si� oczy�ci�.�
�W tej wiosce znajdziesz Nauczyciela. Wszyscy ci wska�� dom, w kt�rym On mieszka. Ale lepiej by by�o, aby� � zamiast g��wn� drog� � jecha� brzegiem rzeki. B�dziesz mniej widoczny i sam znajdziesz dom. Jest pierwszy przy jedynej drodze w osadzie, prowadz�cej od p�l ku rzece. Nie mo�esz si� pomyli�: niski dom bez tarasu czy pomieszczenia na g�rze, z ogrodem, kt�ry jest � kiedy si� przychodzi od rzeki � przed domem, ogr�d zamkni�ty ma�� drewnian� furtk� i otoczony �ywop�otem z g�ogu, tak mi si� wydaje, po prostu � jest tam parkan. Zrozumia�e�? Powt�rz.�
S�uga cierpliwie powtarza.
�Dobrze. Pro� o rozmow� z Nim, z Nim samym i powiedz Mu, �e twoje panie wysy�aj� ci�, aby� Mu powiedzia�, �e �azarz jest bardzo chory, �e wkr�tce umrze, �e ju� tego nie wytrzymujemy. [Powiedz Mu], �e �azarz chce Go ujrze� i �eby przyszed� zaraz, natychmiast, z lito�ci. Czy dobrze zrozumia�e�?�
�Zrozumia�em, pani.�
�A potem zaraz wracaj tak, aby nikt zbytnio nie zauwa�y� twej nieobecno�ci. We� ze sob� latarni� na mroczne godziny. Id�, biegnij, galopuj, zam�cz konia, lecz wr�� szybko z odpowiedzi� Nauczyciela.�
�Tak zrobi�, pani.�
�Id�! Id�! Widzisz? Ju� wszyscy weszli do domu. Id� natychmiast. Nikt nie zobaczy twoich przygotowa�. Ja sama przynios� ci jedzenie. Id�, po�o�� ci je na progu ma�ej bramy. Id�! I niech B�g b�dzie z tob�. Id�!...�
Popycha go, niespokojna, a potem szybko biegnie do domu, zachowuj�c wszelkie �rodki ostro�no�ci. Zaraz potem wy�lizguje si� na dw�r przez tylne drzwi, od strony po�udniowej, z ma�ym woreczkiem w d�oniach. Idzie tu� przy �ywop�ocie a� do pierwszego przej�cia, zawraca, znika...
4. �MIER� �AZARZA
Napisane 21 grudnia 1946. A, 9745-9756
Otwarto wszystkie drzwi i okna w pokoju �azarza, �eby mu nieco u�atwi� oddychanie. Przy nim, nieobecnym, pogr��onym w �pi�czce, s� dwie siostry, Maksymin, Marcela i Noemi. Czujni na najl�ejszy ruch umieraj�cego. To ci�ka �pi�czka przypominaj�ca �mier�, r�ni�ca si� od niej jedynie ruchem oddechu.
Za ka�dym razem, kiedy skurcz wykrzywia usta i kiedy wydaje si�, �e przygotowuje si� do m�wienia lub kiedy otwiera oczy poruszaj�c powiekami, obydwie siostry pochylaj� si�, �eby uchwyci� jakie� s�owo, spojrzenie... Ale to daremne. To tylko nieskoordynowane ruchy, niezale�ne od ju� biernej i nieczynnej woli i rozumu. To dzia�ania, wywo�ane cierpieniem cia�a, podobnie jak pot � sprawiaj�cy, �e b�yszczy twarz umieraj�cego � oraz dr�enie, kt�re z przerwami opanowuje wychudzone palce i wywo�uje ich skurcz. Obydwie siostry wo�aj� go. W ich g�osie jest sama mi�o��. Lecz imi� i mi�o�� rozbijaj� si� o bariery niewra�liwo�ci inteligencji. Grobowa cisza odpowiada na ich wo�anie.
Noemi, ca�a zap�akana, nadal umieszcza przy stopach, z pewno�ci� zlodowacia�ych, ceg�y owini�te we�n�. Marcela trzyma w d�oniach kubek, w kt�rym macza delikatn� tkanin�, kt�r� Marta pos�uguje si�, �eby zwil�y� wysuszone wargi swego brata. Maria inn� tkanin� osusza obfity pot, kt�ry p�ynie po szczup�ej twarzy. Zwil�a d�onie umieraj�cego. Maksymin oparty o sekretarzyk wysoki i ciemny, stoj�cy w pobli�u ��ka umieraj�cego, obserwuje wszystko stoj�c za Mari� pochylon� nad bratem.
Nic innego. Ca�kowita cisza, jakby byli w opuszczonym domu na pustyni. S�udzy, kt�rzy przynosz� ciep�e ceg�y, maj� bose stopy. Chodz� bezszelestnie po marmurowej posadzce. Wydaj� si� zjawami.
Maria m�wi w pewnej chwili:
�Wydaje mi si�, �e ciep�o powraca do r�k. Zobacz, Marto, jego wargi s� mniej blade.�
�Tak. Nawet oddech ma swobodniejszy. Patrz� na niego od pewnej chwili� � zauwa�a Maksymin.
Marta pochyla si� i wo�a cicho, lecz wyra�nie:
��azarzu! �azarzu! O! Sp�jrz, Mario! On jakby si� u�miecha� i porusza� powiekami. Czuje si� lepiej, Mario! Lepiej! Kt�r� godzin� mamy?�
�W�a�nie min�a godzina zmierzchu.�
�Ach!� � Marta prostuje si�, przyciskaj�c r�ce do piersi i podnosz�c oczy w widocznym ge�cie niemej, lecz ufnej modlitwy. U�miech roz�wietla jej oblicze.
Inni spogl�daj� na ni� zaskoczeni. Maria m�wi:
�Nie rozumiem, dlaczego mia�oby ci� uszcz�liwia� to, �e min�a godzina zmierzchu...� � i przygl�da si� jej podejrzliwie, z niepokojem.
Marta nie odpowiada. Wraca do poprzedniej pozycji. S�u��ca wchodzi z ceg�ami, kt�re podaje Noemi. Maria nakazuje:
�Przynie� dwie lampy. �wiat�o ga�nie, a ja chc� go widzie�.�
S�u��ca wychodzi nie czyni�c ha�asu i zaraz powraca z dwoma zapalonymi lampami. Stawia jedn� na szafce, o kt�r� opiera si� Maksymin, drug� za� zostawia na stole pe�nym banda�y i ma�ych amfor, po przeciwnej stronie ��ka.
�O! Mario! Mario! Sp�jrz! On jest naprawd� mniej blady.�
�Wydaje si� mniej wyczerpany. O�ywia si�!� � odpowiada Marcela.
�Dajcie mu jeszcze kropl� wina z korzeniami, przygotowanego przez Sar�. Dobrze mu zrobi� � podsuwa Maksymin.
Maria bierze z szafki ma�y dzbanek o bardzo delikatnej szyjce w formie ptasiego dzioba i ostro�nie wlewa kropl� wina do rozchylonych ust.
�Powoli, Mario. �eby si� nie udusi�!� � radzi Noemi.
�O! Po�yka! Szuka! Sp�jrz, Marto! Sp�jrz! Wyci�ga j�zyk szukaj�c...�
Wszyscy si� pochylaj�, �eby spojrze�, a Noemi m�wi:
�Skarbie! Sp�jrz na tw� karmicielk�, �wi�ta duszo!� � i pochyla si�, aby go poca�owa�.
�Patrz! Patrz, Noemi, on pije twoj� �z�! Upad�a przy jego wargach. Poczu� j�, szuka� i po�kn��.�
�O! Moja rado�ci! Gdybym mia�a mleko, jak niegdy�, da�abym ci je, kropla po kropli do ust, m�j baranku, nawet gdybym mia�a wyczerpa� przy tym serce i potem umrze�!�
Pojmuj�, �e Noemi, karmicielka Marii, karmi�a tak�e �azarza.
�Powr�ci� Nikomedes� � m�wi s�uga, pojawiaj�c si� na progu.
�Niech wejdzie! Niech wejdzie! Pomo�e nam go ocuci�.�
�Popatrzcie! Patrzcie! Otwiera oczy, porusza wargami� � m�wi Maksymin.
��ciska mi palce swoimi palcami! � wo�a Maria i pochyla si�, �eby zapyta�: � �azarzu, s�yszysz mnie? Kim jestem?�
�azarz otwiera rzeczywi�cie oczy i patrzy spojrzeniem niepewnym, zamglonym, ale jest to ju� spojrzenie. Porusza wargami nie bez trudu i m�wi: �Mamo!�
�Jestem Mari�. Maria! Twoja siostra!�
�Mamo!�
�On ci� nie poznaje i wo�a sw� matk�. Zawsze tak jest z umieraj�cymi� � m�wi Noemi z twarz� zalan� �zami.
�Ale on m�wi, po tak d�ugim czasie, m�wi. To ju� wiele... Potem b�dzie lepiej. O! M�j Panie, wynagr�d� Twoj� s�u�ebnic�!� � m�wi Marta znowu z gestem gor�cej i ufnej modlitwy.
�Co ci si� przytrafi�o? Mo�e widzia�a� Nauczyciela? Ukaza� ci si�? Powiedz mi, Marto! Wyrwij mnie z niepokoju!� � m�wi Maria.
Wej�cie Nikomedesa przeszkadza jej w uzyskaniu odpowiedzi. Wszyscy zwracaj� si� ku niemu, �eby mu opowiedzie�, jak � po jego odej�ciu � stan �azarza pogarsza� si� do tego stopnia, �e umiera�. [M�wi�,] �e wszyscy my�leli, �e umar�. Potem za� dzi�ki r�nym staraniom sprawiono, �e powr�ci� mu oddech. Od niedawna, po tym, jak jedna z niewiast przygotowa�a mu korzenne wino. Rozgrza� si�, prze�yka� i pr�bowa� pi�, i tak�e otwar� oczy, i m�wi�...
Opowiadaj� wszyscy naraz ze swymi p�omiennymi nadziejami, kt�re si� stykaj� z nieco sceptycznym spokojem lekarza. Pozwala im m�wi�, nie wypowiadaj�c ani s�owa.
W ko�cu, kiedy sko�czyli, lekarz m�wi:
�No, dobrze. Pozw�lcie mi zobaczy�.�
Odsuwa ich, aby m�c podej�� do pos�ania. Nakazuje, aby mu podano lampy i zamkni�to okno, bo chce odkry� chorego. Pochyla si� nad nim, zwraca si� do niego, pyta, porusza lamp� przed twarz� �azarza, kt�ry teraz ma oczy otwarte i wydaje si� jakby zaskoczony wszystkim. Potem odkrywa go. Bada oddech, uderzenia serca, gor�czk� oraz sztywno�� r�k i n�g... Wszyscy z niepokojem czekaj� na to, co powie. Nikomedes przykrywa chorego, znowu patrzy na niego, zastanawia si�, potem si� odwraca, �eby spojrze� na obecnych i m�wi:
�Nie mo�na zaprzeczy�, �e nabra� si�. Teraz czuje si� lepiej ni� wtedy, gdy go widzia�em, ale nie miejcie z�udze�. To tylko pozorna poprawa przed �mierci�. Jestem tak pewien, jak by�em [wcze�niej], �e nadchodzi jego koniec. Jak widzicie, po od�o�eniu wszelkich zaj��, wr�ci�em, chc�c � na tyle, na ile mog� to uczyni� � ul�y� jego umieraniu... albo �eby ujrze� cud, je�li... Czy pomy�la�y�cie o tym?�
�Tak, tak, Nikomedesie� � przerywa Marta i aby zapobiec wszelkim innym s�owom, m�wi: �Ale czy nie m�wi�e�, �e to... za trzy dni... ja...� [� przerywa] i p�acze.
�Tak m�wi�em. Jestem lekarzem. �yj� po�r�d agonii i p�aczu. Ale przyzwyczajenie do widoku b�lu nie sprawi�o jeszcze, �e mi skamienia�o serce. I dzi�... przygotowa�em was... na czas do�� d�ugi... i niepewny... ale moja wiedza m�wi�a mi, �e rozwi�zanie jest bli�sze i moje serce k�ama�o, �eby was z lito�ci oszuka�... Chod�my! B�d�cie silne... Wyjd�cie... Nigdy nie wiadomo do jakiego stopnia umieraj�cy s�ysz�...�
Wyprowadza je na zewn�trz, ca�e zap�akane, powtarzaj�c:
�B�d�cie dzielne! B�d�cie dzielne!�
Przy umieraj�cym pozosta� Maksymin... Lekarz tak�e si� oddali�, aby przygotowa� lekarstwa, kt�rych dzia�anie polega na uczynieniu agonii mniej niespokojn�, przewiduje bowiem, �e �b�dzie bardzo bolesna�.
�Spraw, niech �yje do jutra. Zapada noc. Widzisz, Nikomedesie. C� to jest dla twej wiedzy podtrzyma� �ycie przez jeden dzie�? Spraw, niech �yje!�
�Domina, robi�, co mog�. Ale kiedy knot si� dopala, nic ju� nie podtrzyma p�omienia!� � odpowiada lekarz i odchodzi.
Dwie siostry obejmuj� si� i p�acz� zrozpaczone, a t�, kt�ra p�acze najmocniej jest obecnie Maria. Druga ma w sercu nadziej�...
Z pokoju dochodzi g�os �azarza. Silny, w�adczy. Sprawia, �e dr��, tak jest nieoczekiwany w tak wielkim os�abieniu. Wo�a je:
�Marto! Mario! Gdzie jeste�cie? Chc� wsta�, ubra� si�! Powiedzie� Nauczycielowi, �e jestem zdrowy! Musz� i�� do Nauczyciela. W�z! Zaraz. I szybkiego konia. To z pewno�ci� On mnie uzdrowi�...�
M�wi szybko, skanduj�c s�owa, siedz�c na swoim ��ku, rozpalony od gor�czki, usi�uj�c zej�� z pos�ania. Powstrzymuje go od tego Maksymin, kt�ry m�wi nadbiegaj�cym niewiastom:
�Majaczy!�
�Nie! Zostawcie go. To cud! Cud! O! Jestem szcz�liwa, �e go wywo�a�am! Jak tylko Jezus si� dowiedzia�. Bo�e ojc�w, b�d� b�ogos�awiony i uwielbiony za Tw� moc i za Twego Mesjasza...�
Marta upada na kolana upojona szcz�ciem.
W tym czasie �azarz m�wi dalej, coraz bardziej ogarni�ty gor�czk�. Marta nie pojmuje, �e to gor�czka jest przyczyn� wszystkiego.
�Tak wiele razy przychodzi� odwiedzi� mnie w chorobie. S�uszne jest, �ebym teraz ja poszed� Mu powiedzie�: �Jestem uzdrowiony�. Jestem uzdrowiony! Nie czuj� ju� b�lu! Jestem silny. Mog� wsta�. Chodzi�. B�g chcia� wypr�bowa� moj� uleg�o��. B�dzie si� mnie nazywa� nowym Hiobem...�
Zaczyna m�wi� tonem hieratycznym, mocno gestykuluj�c:
� �Pan wzruszy� si� pokut� Hioba... i odda� mu w dw�jnas�b wszystko, co posiada�. I Pan pob�ogos�awi� ostatnie lata Hioba, bardziej jeszcze ni� pierwsze... i �y� a�...� Ale� nie, ja nie jestem Hiobem! By�em w p�omieniach i on mnie z nich ocali�, by�em w brzuchu potwora i powr�ci�em do �wiat�a. Jestem wi�c Jonaszem i przypominam trzech m�odzie�c�w z Ksi�gi Daniela...�
Przychodzi lekarz, wezwany przez kogo�. Zauwa�a:
�To majaczenie. Spodziewa�em si� tego. Zepsucie krwi pali m�zg.�
Usi�uje go po�o�y� i nakazuje, aby go przytrzymano, potem wychodzi na zewn�trz, do swoich napar�w. �azarz jest niezadowolony, �e go przytrzymuj�. Zaczyna p�aka� jak dziecko.
�On naprawd� majaczy� � j�czy Maria.
�Nie. Nikt nic nie rozumie. Nie potraficie wierzy�. Ale� tak! Nie wiecie... A o tej godzinie Nauczyciel wie ju�, �e �azarz umiera. Tak, zrobi�am to, Mario! Zrobi�am, nic ci nie m�wi�c...�
�Ach, nieszcz�sna! Zniszczy�a� cud!� � wo�a Maria.
�Ale� nie! Przecie� widzisz, �e czuje si� lepiej od godziny, w kt�rej Jonasz dotar� do Nauczyciela. Majaczy... Z pewno�ci�... jest os�abiony i ma jeszcze m�zg zamglony przez �mier�, kt�ra ju� go trzyma�a. Ale to nie jest majaczenie, o jakim my�li lekarz. Pos�uchaj go! Czy to s� s�owa majaczenia?�
Rzeczywi�cie �azarz m�wi:
�Pochyli�em g�ow� wobec wyroku �mierci i zakosztowa�em, jak gorzko jest umiera�. I oto B�g uzna�, �e jest zadowolony z mego wyrzeczenia i przywraca mnie �yciu i moim siostrom. B�d� m�g� jeszcze s�u�y� Panu i u�wi�ci� si� wraz z Mart� i Mari�... Z Mari�! Kim jest Maria? Maria to jest dar Jezusa dla biednego �azarza. On mi to powiedzia�... Jak dawno temu! �Wasze przebaczenie uczyni wi�cej ni� wszystko inne. Ono Mi pomo�e�. On mi to obieca�: �Ona b�dzie twoj� rado�ci��. A tego dnia, kiedy by�em rozz�oszczony, bo ona przynios�a sw�j wstyd tu, przed oblicze �wi�tego, jakie� s�owa, aby j� doprowadzi� do powrotu! M�dro�� i Mi�o�� po��czy�y si�, aby poruszy� jej serce... A innego dnia, kiedy mnie znalaz�, jak sk�ada�em w ofierze siebie za ni�, za jej zbawienie?... Chc� �y�, aby si� cieszy� ni� jako odkupion�! Chc� uwielbia� z ni� Pana!
Rzeki �ez, zniewag, wstydu, goryczy... wszystko mnie przenikn�o i zabi�o moje �ycie z jej winy... Oto ogie�, ogie� paleniska! Powraca wraz z tym wspomnieniem... Maria, c�rka Teofila i Eucherii, moja siostra: nierz�dnica. Mog�a by� kr�low�, a uczyni�a siebie b�otem, b�otem, kt�re nawet �winia depcze. I moja matka umar�a. I nie mog�em chodzi� mi�dzy ludzi, �eby nie musie� cierpie� ich zniewag. Z powodu niej! Gdzie� jeste�, nieszcz�sna? Czy mo�e brakowa�o ci chleba, �eby si� sprzedawa� tak, jak si� sprzedawa�a�? C� wyssa�a� z piersi twej piastunki? Czeg� ci� nauczy�a twoja matka? Jedna � rozwi�z�o�ci? Druga � grzechu? Precz! Zaka�o naszego domu!�
Jego g�os staje si� krzykiem. Zdaje si�, �e oszala�. Marcela i Noemi pospiesznie zamykaj� szczelnie drzwi i spuszczaj� ci�kie zas�ony, aby st�umi� odg�osy. Lekarz wraca i daremnie usi�uje uspokoi� majaczenie, kt�re staje si� coraz bardziej w�ciek�e.
Maria, upada na ziemi� jak �achman i szlocha z powodu bezlitosnych oskar�e� umieraj�cego, kt�ry m�wi dalej:
�Jeden, dw�ch, dziesi�ciu kochank�w. Ha�ba Izraela przechodzi�a z r�k do r�k... Jej matka umiera�a. Ona dr�a�a w swych odra�aj�cych mi�o�ciach. Dzikie zwierz�! Krwiopijca! Wyssa�a� �ycie z twej matki. Ty zniszczy�a� nasz� rado��. Marta zosta�a po�wi�cona z twego powodu. Nie po�lubia si� siostry nierz�dnicy. Ja... Ach, ja! �azarz, ze szlachetnego rodu, syn Teofila... Pluli na mnie ch�opcy w Ofel!! �Oto wsp�lnik cudzo�o�nicy i nieczystej� � m�wili uczeni w Pi�mie i faryzeusze, strzepuj�c py� z szat, �eby okaza�, i� odrzucaj� grzech, kt�rym by�em splamiony z powodu kontaktu z ni�! �Oto grzesznik! Kto nie potrafi uderzy� winnego, sam ponosi win� � wo�ali rabbi, kiedy wchodzi�em do �wi�tyni i poci�em si� pod ogniem spojrze� kap�an�w...
Ogie�. Ty! Wymiotowa�a� ogniem, jaki mia�a� w sobie, bo jeste� demonem, Mario. Jeste� odra�aj�ca. Jeste� kl�tw�. Tw�j ogie� wszystkich ogarnia�, bo sk�ada� si� z wielu p�omieni i by� nim dla rozwi�z�ych, kt�rzy zdawali si� rybami z�apanymi w sie�, kiedy przechodzi�a�... Dlaczego ci� nie zabi�em? B�d� p�on�� w Gehennie za to, �e pozostawi�em ci� przy �yciu, rujnuj�c tak wiele rodzin, daj�c zgorszenie tysi�com... Kto m�wi: �Biada temu, przez kogo przychodzi zgorszenie�? Kto to m�wi? Ach! Nauczyciel! Chc� Nauczyciela! Chc� Go! Aby mi przebaczy�. Chc� Mu powiedzie�, �e nie mog�em jej zabi�, bo j� kocha�em... Maria by�a s�o�cem naszego domu... Chc� Nauczyciela! Dlaczego Go tu nie ma? Nie chc� �y�! Ale otrzyma� przebaczenie z powodu zgorszenia, jakie da�em zostawiaj�c przy �yciu zgorszenie. Ju� jestem w p�omieniach. To jest ogie� Marii. Obj�� mnie. Obejmowa� wszystkich. Po to, aby jej da� rozwi�z�o��, a nam � nienawi�� i spali� moje cia�o. Odrzu�cie nakrycia, precz! Jestem w ogniu. Obj�� moje cia�o i ducha. Jestem z jej powodu pot�piony. Nauczycielu! Nauczycielu! Twoje przebaczenie! Nie przychodzi. On nie mo�e przyj�� do domu �azarza. To gnojowisko z jej powodu. Zatem... chc� zapomnie�. Wszystko. Ju� nie jestem �azarzem. Dajcie mi wina. Salomon tak m�wi: �Dajcie wina tym, kt�rzy maj� serce rozdarte, niechaj pij� i zapomn� o swej n�dzy i niechaj ju� nie pami�taj� o swej bole�ci.� Nie chc� ju� o tym pami�ta�. Wszyscy m�wi�: ��azarz jest bogaty, to najbogatszy cz�owiek w Judei.� To nieprawda. Wszystko to tylko s�oma. To nie jest z�oto. A domy? Ob�oki. Winnice, oazy, ogrody, sady oliwne? Nic. U�uda. Jestem Hiobem. Nic ju� nie mam. Mia�em per��. Pi�kn�! Niesko�czonej warto�ci. By�a moj� dum�. Nazywa�a si� Maria. Nie mam jej ju�. Jestem ubogi. Najubo�szy ze wszystkich. Z wszystkich najbardziej oszukany... Nawet Jezus mnie zwi�d�. Bo mi powiedzia�, �e mi j� odda, a ona... Gdzie� ona jest? O, tu. Mo�na by rzec poga�ska ladacznica, niewiasta izraelska, c�rka �wi�tej! Na wp� naga, pijana, szalona... A wok�... oczy skierowane na nagie cia�o mojej siostry, sfora jej kochank�w... Ona si� �mieje, �e jest podziwiana i tak po��dana. Chc� naprawi� moj� zbrodni�. P�jd� przez Jerozolim�, m�wi�c: �Nie chod�cie do mojej siostry. Jej dom to droga do piek�a i stamt�d cz�owiek stacza si� do otch�ani �mierci.� A potem p�jd� j� odszuka� i podepta�, gdy� jest powiedziane: �Ka�da niewiasta bezwstydna zostanie podeptana jak �ajno na drodze�.
O! Masz �mia�o�� pokazywa� si� mnie, umieraj�cemu w ha�bie, mnie, zniszczonemu przez ciebie? Mnie, kt�ry ofiarowa�em moje �ycie dla odkupienia twej duszy i to nie odnios�o skutku? Jak� chcia�em, aby� by�a, o to si� pytasz? Jak� chcia�em, �eby� by�a, aby nie umiera� w ten spos�b? Oto jak� ci� chcia�em: jak Zuzann�, czyst�. M�wisz, �e ci� kusili? A nie mia�a� brata, aby ci� broni�? Sama Zuzanna odpowiedzia�a: �Lepiej dla mnie jest wpa�� w wasze r�ce, ni� zgrzeszy� wobec Pana�, a B�g sprawi�, �e rozb�ys�a jej niewinno��. Ja bym te s�owa wypowiedzia� wobec tych, kt�rzy ci� kusili i obroni�bym ci�. Ale Ty! Ty odesz�a�. Judyta by�a wdow� i �y�a sama w swym odosobnionym pokoju, nosz�c na sobie w�osiennic� i poszcz�c. Wszyscy za� otaczali j� wielkim szacunkiem, gdy� ba�a si� Pana i o niej �piewano: �Ty jeste� chwa�� Jerozolimy, rado�ci� Izraela, czci� naszego ludu, gdy� post�pi�a� m�nie i twoje serce by�o silne,