587
Szczegóły |
Tytuł |
587 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
587 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 587 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
587 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Poul Anderson
DROGI MI�O�CI
Min�o ju� dziesi�� ich lat od chwili, gdy owa istota po wyj�ciu z transportera znalaz�a si� na pok�adzie naszego statku - i umar�a. Dzi� oto stali�my na powierzchni jej planety i oczekuj�c wspominali�my.
Statek kosmiczny Lotne Skrzyd�o pod��a� ku najja�niejszej gwie�dzie konstelacji, od kt�rej wzi�� nazw�. Dotrze tam dopiero po up�ywie wielu pokole�, cho� znajdowa� si� ju� w drodze, z szybko�ci� nieco wy�sz� od po�owy pr�dko�ci �wiat�a, od sze�ciuset dwunastu obieg�w naszej planety, Arvela, wok� s�o�ca Sarnir. Tak bezkresny jest kosmos. Prawd� m�wi�c, �aden inny statek nie zapu�ci� si� dot�d tak daleko, tote� Rero-i-ja poczytywali�my sobie za zaszczyt, �e powo�ano nas do s�u�by na jego pok�adzie.
Nie to, �eby�my spodziewali si� czego� wyj�tkowego; raczej odwrotnie. Dop�ki pojazd kosmiczny nie dotrze do celu podr�y, niewiele jest do roboty poza cierpliwym wype�nianiem codziennych obowi�zk�w. Wymiana za�ogi staje si� niemal czynno�ci� rytualn�. Wchodzisz razem ze swym partnerem do stacji transportera na Irjelanie. Para, kt�r� macie zmieni�, teleportuje si� ze statku, po czym informuje was o sytuacji na pok�adzie. Ta zazwyczaj nie trwa d�ugo i z regu�y odbywa si� swobodnie w Lo�y Starszych, nad kot�em dymi�cych li�ci. (A jednak widz�c, jak Arvel l�ni zieleni� po�r�d gwiazd, nad pooran� twarz� swego zewn�trznego ksi�yca, zaczynacie odczuwa� znaczenie tej s�u�by). Wkr�tce �egnacie si� z dwojgiem tamtych, splataj�c czu�ki, i kierujecie si� ku w�a�ciwemu nadajnikowi. B�ysku energii, kt�ra prze�wietla i dezintegruje wasze cia�a, atom po atomie, nie odczuwacie zupe�nie; przenika was zbyt szybko, tak samo szybko jak modulowana wi�zka tachjonowa, kt�ra w jednej chwili przebiega lata �wietlne dziel�ce stacj� od Lotnego Skrzyd�a. W odbiorniku wzory, kt�re s� wami, zostaj� odtworzone z nowych atom�w i oto jeste�cie na pok�adzie statku kosmicznego na najbli�sze dziewi��dziesi�t sze�� dni.
42
Do waszych obowi�zk�w nale�y utrzymywanie urz�dze� w porz�dku, czasem niewielkie naprawy; zapisujecie wyniki obserwacji naukowych, a by� mo�e p�niej programujecie nowe badania; mo�ecie te� w��czy� silnik w celu dokonania poprawki kursu, cho� tak daleko od celu zdarza si� to rzadko. �adne z tych zaj�� nie jest zbyt pracoch�onne. Wasze w�a�ciwe zadanie polega na obecno�ci na statku na wypadek jakichkolwiek zdarze� nadzwyczajnych. Czasem znajduj�cy si� w ruchu pojazd u�ywany jest jako stacja przesiadkowa przez par� lub grup�, kt�ra udaje si� na planet� zbyt odleg��, by dotrze� do niej jednym skokiem. W�wczas zatrzymuj� si� u nas na kr�tko. Lotne Skrzyd�o miewa�o takich go�ci, znajdowa�o si� bowiem ju� na granicy poznanego przez nas kosmosu, a kierowa�o si� jeszcze dalej, w regiony dot�d nie poznane.
Rero-i-ja nie mieli�my nic przeciwko samotno�ci. Praca, kt�r� zwykle wykonywali�my, dawa�a nam satysfakcj�. Pe�nili�my obowi�zki pilota i g��wnego in�yniera na licznych statkach badawczych w wielu uk�adach planetarnych, a do naszych obowi�zk�w nale�a�a pomoc zespo�om badawczym po dowiezieniu ich na miejsce. Z konieczno�ci wi�c zostali�my domoros�ymi ksenologami. To z kolei zwi�za�o nas z pracami Instytutu Gwiezdnego na Arvelu, zar�wno je�li chodzi o rozliczne zaj�cia towarzyskie, jak i o ocen� danych. Kiedy woleli�my pozosta� w domu. nie mogli�my nawet wykr�ci� si� zaj�ciami rodzinnymi, nasze dzieci bowiem osi�gn�y ju� wiek m�odzie�czy. Nie chcieli�my zreszt� mie� ich wi�cej; nowy maluch unieruchomi�by nas na Arvelu. A zbyt wiele przyjemno�ci dawa� nam kosmos. Cen� za� by�o to, �e nie mieli�my prawie w�asnego �ycia.
Tote� bardzo nam odpowiada�a samotno��, podczas kt�rej mogli�my medytowa�, czyta�, ogl�da� klasyczne choreodramy, odpowiednio wczu-wa� si� w pewne utwory muzyczne i zapachowe, kocha� si� swobodnie i bez po�piechu. I tak by�o przez dni siedem i trzydzie�ci.
Potem nagle rozleg� si� alarmowy gwizdek, zab�ys�y ostrzegawczo ekrany, a my pospieszyli�my do komory odbiornika. Kiedy oczekuj�c zawi�li�my w niewa�ko�ci, odczu�em bicie obu naszych serc. Cia�a Rero i moje stara�y si� och�on�� z podniecenia; otacza�a nas mgie�ka i wydzielali�my silny zapach, z��czyli�my ko�czyny �a�uj�c, �e nie mo�emy po��czy� cia�. Co spowodowa�o, �e kto� do nas dotar�? Czy to jaki� pos�aniec zwiastuj�cy nadej�cie kataklizmu?
Przybywaj�cy zmaterializowa� si� i poznali�my, �e katastrofa dotkn�a jego, nie nas.
43
Pierwszy szok na jego widok zla� si� z b�lem, kt�ry odrzuci� nas. wydaj�cych okrzyki zdumienia. Podczas teleportacji do odbiornika przedosta�a si� r�wnie� niewielka ilo�� atmosfery z tamtego statku. Rozpozna�em �mierciono�n� cierpko�� tlenu. Na szcz�cie by�o go niewiele, tak �e nasze odpowietrzacze natychmiast si� z nim upora�y. Jednocze�nie za� nowo przyby�y zmar� w b�lach, pr�buj�c oddycha� chlorem.
Zbli�yli�my si�. by odda� pos�ug� unosz�cemu si� w komorze cia�u. Cisza s�czy�a si� z niewidocznej ciemno�ci poprzez otaczaj�cy nas obna�ony metal, tak jakby chcia�a pogr��y� naszego ducha. D�ugo patrzyli�my na martwe cia�o; nie wiedzieli�my jeszcze, �e to cia�o m�czyzny, ludzkie genitalia bowiem s� r�wnie osobliwe jak ludzka psychika. Zapachy cia�a by�y s�one i kwa�ne, proste i nieliczne. Zastanawiali�my si�, czy to dlatego, �e ju� nie �yje. (Oczywi�cie nie mieli�my racji). Kiedy ostro�nie, z uszanowaniem, otworzyli�my zapi�cia jego poplamionego kombinezonu oraz odzie�y spodniej, przez chwil� przygl�dali�my si� szukaj�c w nim pi�kna. By� groteskowo podobny do nas i niepodobny: r�wnie� dwunogi, wi�kszy od Rero, mniejszy ode mnie. z pi�cioma palcami u r�ki, ani jedn� cz�ci� cia�a nie przypominaj�cy �adnej z naszych. Najdziwaczniejsza by�a chyba jego sk�ra. Poza obszarami ow�osienia oraz pojedynczymi w�osami na pozosta�ej powierzchni cia�a sk�ra ta by�a g�adka, ��tawobia�a, pozbawiona kom�rek zmieniaj�cych ubarwienie oraz zawor�w upuszczaj�cych pary zapachowe. Zastanawia�em si� w�wczas, jak takie istoty potrafi� wyrazi� swe my�li, swe najg��bsze uczucia (do dzi� tego nie wiem). Ale najosobliwsze wyda�y mi si� oczy. Mia� ich dwoje, tak samo jak my. ale w tym pozbawionym wici, dziwacznie powykr�canym obliczu wydawa�y si� �lepe, poniewa� biel w nich otacza�a kolor niebieski... niebieski.
- Obca rasa inteligentna - wyszepta�a w ko�cu Rero. - Pierwsza przez nas spotkana, kt�ra r�wnie� prowadzi badania. Pierwsza. I oto jeden z jej przedstawicieli musia� trafi� na nasz statek, bez zabezpieczenia, i umrze�. Jak to si� mog�o sta�?
Wzrokiem i palcami obieg�em jego cia�o, tak �agodnie, jak potrafi�em. Jego aura zanika�a szybko. Och, wiem, �e to tylko promieniowanie podczerwone; nie jestem inkarnacjonist�. Niemniej jednak to przygasanie jest jak sygna� do ostatniej podr�y.
- To jego wycie�czenie mo�e by� typowym objawem dla tego gatunku, a ich spo�eczno�� nie wytworzy�a, by� mo�e, nawyku czysto�ci - stwier-
44
dzi�em najbardziej beznami�tnym tonem, na jaki by�o mnie sta�. - Jednak w�tpi� w jedno i drugie, podejrzewam za�, �e by� to tragiczny wypadek wynikaj�cy z jakiego� wcze�niejszego nieszcz�cia. - Jednocze�nie w my�lach odm�wi�em starodawne po�egnanie: Niech B�g wezm� do siebie tw� dusz� i niech spoczywa ona w cieple Jego torby, karmiona mlekiem Jej wymienia, a� to, co by�o tob�, wzro�nie i odejdzie wolno.
Rero przy��czy�a si� do moich rozwa�a�, kt�re, jak si� potem okaza�o, by�y poprawne. Poniewa� prawda nigdy si� nie doczeka�a szerszego podania do wiadomo�ci na Arvelu, oto, w skr�cie, najwa�niejsze fakty.
Krzy� Po�udnia by� tak�e jednym z najstarszych i najdalej wys�anych statk�w jego planety. Tak samo zmierza� ku najja�niejszej gwie�dzie konstelacji, od kt�rej wzi�� nazw�, a by�a to ta sama gwiazda, ku kt�rej pod��ali�my my; ludzie nazwali j� Alfa Crucis. I podobnie jak my, oni te� u�ywali teleporter�w do wymiany za��g podczas lotu. Ich statek przypadkowo przelecia� nie opodal wypalonego czarnego kar�a, co spowodowa�o, �e zmienili program lotu i weszli na orbit�, by zbada� ten obiekt. Wys�ano czterech m�czyzn, by wykonali te prace. Nieprzewidziane okoliczno�ci, a przede wszystkim pot�ne pole magnetyczne obiektu, spowodowa�y uszkodzenie zar�wno nap�du jonowego, jak i teleportera. Dwaj z nich zgin�li podczas pr�b naprawy. Dwaj pozostali zacz�li ju� g�odowa�, gdy w ko�cu uda�o si� im zmontowa� prymitywny teleporter. Nie znaj�c dok�adnie jego parametr�w, musieli manipulowa� strojeniem, a� w ko�cu otrzymali sygna� stacji odbiorczej. Kiedy to si� sta�o, David Ryerson skoczy�, niewiele my�l�c, do komory nadajnika. Przypadkiem jednak by� on zestrojony nie z jedn� z ludzkich stacji, ale z nasz�, na pok�adzie Lotnego Skrzyd�a.
- Musimy odpowiedzie�, i to szybko - zwr�ci�em wkr�tce uwag� Rero - nim ten, kto jest po drugiej stronie, zmieni nastrojenie i stracimy kontakt.
- Tak - zgodzi�a si�. Jej aura p�on�a podnieceniem, cho� jednocze�nie dotykiem oddawa�a cze�� zmar�emu. - Na jutrzenk�, c� za cudowne zdarzenie! Rasa istot r�wnie wysoko rozwini�tych jak my, ale z pewno�ci� wiedz�ca to, czego my nie wiemy... ca�y system teleportacji z��czony z naszym... O, nieznany przyjacielu, ciesz si� swym losem!
- W�o�� ubi�r ochronny i przenios� tam jego cia�o - powiedzia�em. - To powinno udowodni� nasz� dobr� wol�.
- Co takiego? - Jej zapach, ob�oki pary, poczernia�e kom�rki
46
ubarwienia, wszystko zdradza�o przera�enie. Schwyci�a mnie za rami� wpijaj�c si� w nie szponami. - Sam? Nie, Voahu, nie!
Przyci�gn��em j� do siebie.
- Dusz� m� przepe�ni jakby szary ogie�, Rero, �ycie moje. gdy ci� opuszcz� nie wiedz�c, czy... czy nie skazuj� ci� tym samym na wdowie�stwo. Ale jedno z nas musi tam si� uda�. drugie za� pozosta�, aby opiekowa� si� statkiem i przekaza� wie�ci do domu, gdyby drugie uczyni� tego nie mog�o. A s�dz�, i� �e�skie umiej�tno�ci nie zdadz� si� tam na wiele, gdy� ich statek zapewne nie b�dzie wi�kszy od naszego, m�ska si�a mo�e natomiast zawa�y� nieco.
Nie opiera�a si� d�ugo, gdy� - prawd� m�wi�c - ma wi�cej nawet zdrowego rozs�dku ode mnie. Chodzi�o tylko o to, bym to ja tak postanowi�. Nawet nie po�wi�cili�my kilku chwil na akt mi�osny, ale nigdy dot�d nie widzia�em czystszej czerwieni we wzroku Rero jak wtedy. gdy by�a w moich obj�ciach.
I tak, zabezpieczony przed trucizn�, wszed�em do komory nadajnika i zjawi�em si� na pok�adzie Krzy�a Po�udnia z cia�em Davida Ryersona w ramionach. Jego towarzysz podr�y. Terangi Maciaren. przyj�� je ode mnie ze zdumieniem pomieszanym z trwog�. P�niej Rero-i-ja pomogli�my mu dostroi� teleporter do stacji nale��cej do jego rasy, po czym Terangi Maciaren przekroczy� dziel�c� go od niej otch�a�, nios�c wie�ci o tragedii i chwale.
...Min�o dwana�cie lat - dziesi�� ziemskich - o kt�rych wiadomo wszystkim, kiedy to przedstawiciele obu gatunk�w spotykali si� na terenach neutralnych, kiedy wys�annicy jednej i drugiej strony wracali z go�ciny oszo�omieni tym, co widzieli, kiedy tymczasem uczeni obu ras wsp�lnie wypracowywali dostateczn� platform� porozumienia, by w ko�cu poj��, jak ma�o wiedz� o tym, czego dokona�a druga strona. Moja �ona i ja brali�my udzia� w tych pracach, nie tylko dlatego, �e to my byli�my uczestnikami pierwszego kontaktu, ale r�wnie� dlatego, �e nasze poprzednie do�wiadczenie z istotami rozumnymi stawia�y nas w�r�d najbardziej kompetentnych. To prawda, �e dotychczas spotykali�my si� wy��cznie z rasami prymitywnymi, podczas gdy teraz Arvel mia� do czynienia z cywilizacj�, kt�ra opanowa�a energi� atomow�, przebudowywa�a geny i zak�ada�a kolonie w innych systemach gwiezdnych. Ale i w tym wypadku oboje mieli�my do�wiadczenie: Rero potrafi�a si� dogada� z ich pilotami, ja za� - z in�ynierami.
Tote� kiedy Ziemianie, dla kt�rych dziesi�� jest liczb� szczeg�ln�,
47
postanowili urz�dzi� obchody dziesi�tej rocznicy pierwszego kontaktu i zaprosili do udzia�u wys�annik�w Arvela, sta�o si� oczywiste, �e Rero-i-ja zostaniemy wybrani. Pomijaj�c znaczenie symboliczne, nasza obecno�� mo�e si� okaza� przydatna. Jak dot�d, opr�cz osi�gni�� technicznych obie nasze rasy niewiele razem dokona�y. By� ju� czas najwy�szy na pewne uzgodnienia, a przede wszystkim - cho� nie wy��cznie - je�li uda�oby si� nam z��czy� nasze sieci teleportacyjne. ka�da ze stron mia�aby dost�p do dwukrotnie wi�kszej przestrzeni, dwukrotnie wi�kszych d�br, dwukrotnie wi�kszej liczby planet do kolonizacji...
Nie, to nie tak. Pod tym wzgl�dem Arvel zyska�by mniej, poniewa� planety Uk�adu Sarniria�skiego maj� wyj�tkowo rzadko spotykany dob�r pierwiastk�w. Planety, na kt�rych fotosynteza uwalnia chlor, s� znacznie rzadsze ni� te, gdzie uwalnia ona tlen, a jest to tylko jedno z kryteri�w. (M�j brat �eglarz. David Ryerson, mia� wszak wap� zamiast krzemu w ko�ciach). Wielu naszych okaza�o tu brak wspania�omy�lno�ci ��daj�c wyr�wnania tej r�nicy. Tymczasem na Ziemi... ale to w�a�nie jest tematem mojej opowie�ci, o ile zdo�am j� przekaza�. Bez w�tpienia obie strony n�ka�a jedna my�l: Jak dalece mo�emy im ufa�? Wszak dysponuj� energi�, kt�ra potrafi niszczy� cale planety.
Niby to przybyli w celu wzi�cia udzia�u w niegro�nych ceremoniach. Rero-i-ja chcieli�my jednak przede wszystkim prywatnej rozmowy z licz�cymi si� lud�mi, by w ten spos�b po�o�y� fundamenty konferencji. kt�ra zako�czy si� porozumieniem. Taki by� nasz plan, gdy z ochot� godzili�my si� na wizyt�.
Tym wi�ksze by�o nasze rozczarowanie, gdy bezowocnie sp�dzili�my jaki� czas na Ziemi. I tak oto sta�o si�, �e znale�li�my si� na trasie. czekaj�c na zawiezienie w miejsce tajemnego spotkania.
Ongi� twierdza w gro�nych czasach, p�niej przebudowana i powi�kszona, by pomie�ci� w�adc�w planety; nazywana Cytadel�, wznosi�a si� majestatycznie po�r�d g�r nosz�cych miano Alp. Z podestu spogl�dali�my w d� stromych zboczy i ska�, kt�re karko�omnie opada�y w dolin�. Za ni� granie wznosi�y si� na nowo, wodospad b�yszcza� jak dobyte ostrze, szczyty otula�a biel z rzadka skryta w b��kitnym cieniu, zielono po�yskiwa�y wielkie masywy. Jest to ch�odna planeta, na kt�rej woda cz�sto zamarza, a widok jest w�wczas przepi�kny. S�o�ce na bladym niebie zbli�a�o si� do po�udnia; jego tarcza wydawa�a si� nieco wi�ksza ni� Sarnir widziany z Arvela, lecz �wiat�o by�o przy�mione. Nie tylko
48
dostarcza ono mniej ultrafioletu; powietrze poch�ania znaczn� cz�� ca�ej skali promieniowania. A mimo to Rero-i-ja nauczyli�my si� znajdowa� pi�kno w �agodnej, z�otawej po�wiacie, w tysi�cu nie�mia�ych zabarwie� niesamowitych pejza�y.
- Chcia�abym... - Wiatr g�uchym dudnieniem t�umi� g�os Rero. Umilk�a, poniewa� nie musia�a s�owami wyra�a� my�li. Poprzez przezroczysty skafander wida� by�o, jak jej czu�ki twarzy i mowa sk�ry wyra�a�y ��dz� wdychania, w�chania, picia, smakowania, odczuwania, przyjmowania w ca�o�ci tego, co wok� niej. Niemo�liwe, oczywi�cie, chyba �e wpierw zastosujemy inhibitor b�lu; potem za� zostanie jej ledwie przelotny moment orgazmu percepcji absolutnej, nim zabije j� tlen. Biedny David Ryerson; gdyby wiedzia�, co go czeka, zgin��by przynajmniej do�wiadczaj�c, a nie w stanie oszo�omienia.
Wzi��em j� za r�k�, przez dwie r�kawice. Moje po��danie by�o podobnej mocy jak u niej, ale skierowane w jej kierunku. Dostrzeg�a to i zalotnie zwr�ci�a sw�j organ p�ciowy w mym kierunku... ale reszta jej cia�a sugerowa�a t�sknot� raczej ni� rozbawienie. Wyobra�cie sobie to samo w stosunku do waszych partner�w: ca�y czas sp�dzany poza kwater� zaadaptowan� do warunk�w panuj�cych na Arvelu (czyli praktycznie wi�kszo�� czasu) jeste�cie od siebie oddzieleni podw�jn� pow�ok�!
- Jak s�dzisz, czy Tamara Ryerson b�dzie obecna? - zapyta�em, bardziej z ch�ci nawi�zania rozmowy ni� z ciekawo�ci.
- Kto? Ach, tak. wdowa po Davidzie Ryersonie - odrzek�a Rero. Widzieli�my j� raz tylko, podczas ceremonii powitalnej, w kt�rej uczestniczy� r�wnie� Terangi Maciaren. By�o to na samym pocz�tku naszej wizyty i zreszt� nie trafi�a si� w�wczas okazja, by porozmawia� z kt�rymkolwiek z nich. To niew�tpliwie jaki� omen, bo czy� od tamtej pory zdarzy�o si� nam w pe�ni z��czy� z kim� umys�y i szczerze si� porozumie�? - Nie s�dz� - powiedzia�a moja ma��onka i umilk�a na chwil�. - Cho� w�a�ciwie, skoro o tym mowa, mo�emy spr�bowa� p�niej j� odszuka�. Czym jest dla niej wdowie�stwo? To mo�e da� nam klucz d psychiki tych istot.
- W�tpi�, by jeden przyk�ad wystarczy� - odpar�em. - Ale w�a�ciwie... mmm... jeden przyk�ad to lepiej ni� �aden. Mo�e Yincent Indigo nam to za�atwi. - W drzwiach pojawi�a si� niewysoka ludzka posta� w jasnych szatach. - O Z�ym Oku mowa...
U�y�em tego przys�owia wy��cznie jako przeno�ni: przydzielony nam
4 Pie�� p<isier/d 49
przez Cytadel� przewodnik, po�rednik, aran�er i, og�lnie rzecz bior�c, �r�d�o informacji, niezmordowanie s�u�y� nam pomoc�. Co prawda, wkr�tce zacz�li�my odnosi� wra�enie, �e pospiesznie przerzuca si� nas z miejsca na miejsce, od jednego wydarzenia do innego, nie daj�c ani chwili czasu na bli�sze zapoznanie si� z lud�mi czy otoczeniem. Ale kiedy poskar�yli�my mu si� na to...
- Witajcie, panie Voahu i pani Rero - powiedzia� z gestem pozdrowienia. - Przepraszam, �e si� sp�ni�em. Je�li mamy zabra� was st�d w tajemnicy, nikt nie mo�e zobaczy�, jak odchodzicie. Kr�ci� si� tu jaki� oficer stra�y i musia�em poczeka�, a� sobie p�jdzie.
Nasze struny g�osowe nie mog�y zbyt dobrze imitowa� d�wi�k�w jego mowy, ale s�owa przechodzi�y przez minikomputer do syntezatora, kt�ry to poprawia�. Podziwia�em to urz�dzenie. Pomimo o wiele cz�stszych kontakt�w z przedstawicielami innych ras rozumnych my. Arvelanie. nigdy nie wynale�li�my czego� r�wnie dobrego do tych cel�w. Z drugiej strony przedstawiciele ludzi w naszej grupie badawczej wyra�ali olbrzymie zainteresowanie nasz� technik� budowlan�. Ile mog�yby nasze dwie rasy osi�gn�� wsp�lnie, gdyby si� na to odwa�y�y?...
- A wi�c zgoda, na wyspie Taiwan? - zapyta�em. Yincent Indigo skin�� g�ow�.
- Tak, Maciarenowie oczekuj� was. B�dzie tam ciemno, a wok� domu rozci�gaj� si� rozleg�e pag�rkowate tereny. Mo�emy was tam zostawi� i zn�w wyl�dowa�, a nikt nic nie zauwa�y. Chod�my, nie ma co zwleka�. - Gdy szli�my za nim po bruku, nie mog�em si� powstrzyma� od rozdra�nienia. Ten �wiat by� tak przepe�niony zagadkami, tajemnicami duszy bardziej ni� natury.
- Jak d�ugo mo�emy tam pozosta�? Nie mia�e� co do tego pewno�ci.
- Nie, poniewa� zale�a�o to od lego, jak mi si� uda wszystko za�atwi�. Chodzi�o o to, aby u�atwi� wam zupe�nie swobodn� rozmow�, bez oficjeli, natr�t�w, dziennikarzy. A tajemnicy nale�y dochowa� i p�niej, inaczej ca�a sprawa b�dzie od pocz�tku na nic, prawda? Gdyby�cie wiedzieli, �e p�niej b�d� was o wszystko wypytywa�, ca�y czas odczuwaliby�cie ci�ar psychiczny, cho�by nawet owe pytania by�yby zadawane w jak najlepszych intencjach. Voahu, m�j przyjacielu, stanowicie znakomito�� pierwszej wielko�ci i nic si� na to nie poradzi.
Aby zrozumie� dr�cz�ce nas problemy, wystarczy zastanowi� si� nad tymi kilkoma zdaniami Indiga. Ledwie potrafi� przet�umaczy� kluczowe
50
terminy; zwr��cie uwag�, jakich archaicznych i obcych termin�w u�ywam z braku lepszych odpowiednik�w.
Oficjele'. Nie rodzice, nie starsi plemienia, nie Rzecznicy Przymierza lub te� wykonawcy ich rozkaz�w - nie, s� to urz�dnicy owej ogromnej, bezkrwistej organizacji zwanej rz�dem, kt�ra ro�ci sobie prawo do zabijania wszystkich sprzeciwiaj�cych si� woli swych zwierzchnik�w. Natr�ci: Bez uzasadnienia wynikaj�cego z pokrewie�stwa, obyczaju czy nag�ej potrzeby pewni ludzie nami�tnie wtr�caj� si� nie w swoje sprawy. Dziennikarze: Zawodowi zbieracze i szerzyciele informacji, nie znaj�cy granic dla swej dzia�alno�ci poza tymi, kt�re narzuca rz�d; czy� zreszt� to w�a�nie ograniczenie nie jest samo w sobie dziwaczne? Znakomito��: Je�li to, co napisa�em powy�ej, mo�e prezentowa� Ziemian jako istoty odra�aj�ce, chcia�bym wszak�e zwr�ci� uwag�, �e dysponuj� oni cudown� zdolno�ci� okazywania podziwu, szacunku, owszem, nawet swego rodzaju mi�o�ci do os�b, kt�rych nigdy nie spotkali i z kt�rymi nie s� w �aden spos�b spokrewnieni.
Pomijam ju� fakt, �e Indigo zwr�ci� si� tylko do mnie, pomijaj�c Rero. Mog�o to wynika� ze szczeg�lnych w�a�ciwo�ci jego j�zyka, skoro ja zwr�ci�em si� do niego pierwszy.
- Wydaje si�, �e dwadzie�cia cztery godziny to rozs�dny okres - powiedzia�; tyle w�a�nie trwa okres obrotu jego planety, nieco d�u�ej ni� w przypadku Arvela. - Widzicie, Protektor wyg�asza jutro wa�ne przem�wienie i uwaga wszystkich b�dzie skupiona na nim, a nie na was.
- Rzeczywi�cie? - spyta�a Rero. - Czy� wi�c nie powinni�my przy��czy� si� do s�uchaj�cych waszego... waszego przyw�dcy?
- Je�li chcecie. - Indigo wzruszy� ramionami, zupe�nie tak samo, jak robi� to na Arvelu. - Wiadomo mi jednak, �e wyst�pienie b�dzie dotyczy�o spraw wewn�trznych: ustabilizowania waluty, niepokoj�w etnicznych, nastroj�w rewolucyjnych na pewnych skolonizowanych planetach oraz tego, jak je powinni�my u�mierzy�... My�l�, �e �adna z tych spraw was osobi�cie nie dotyczy.
- Sama nie wiem, co ja powinnam my�le� - wyrzuci�a z siebie i umilk�a. To, co us�yszeli�my, znajdowa�o si� gdzie� na granicy naszej zdolno�ci pojmowania, ale nie w pe�ni uchwytne - jakby pie�� us�yszana we �nie. Czy uda si� nam na tyle zrozumie� te istoty, aby m�c w pe�ni im zaufa�?
Indigo poprowadzi� nas w d� schodami wykutymi w skale, na ni�szy
51
poziom, gdzie znajdowa� si� hangar z otwartymi teraz drzwiami. Pomimo ni�szej grawitacji z zadowoleniem przyj��em koniec marszu. Ci��y� mi aparat do cyrkulacji wody, kt�ry mia�em na plecach. Ludzie przybywaj�cy na Arvela maj� pod tym wzgl�dem nad nami przewag�: potrzeba im mniej urz�dze� regulacji biologicznej. Utrzymanie si� przy �yciu zale�y bardziej od zachowania przez nich pewnego zakresu temperatury, a nie od powodowania r�nic temperatury, jak u nas.
Weszli�my do czekaj�cego na nas pojazdu w kszta�cie grotu w��czni i rozsiedli�my si� na specjalnie dla nas przygotowanych fotelach. Cz�owiek z obs�ugi pod��czy� nasze skafandry do dw�ch pe�nozakresowych zespo��w biostatycznych znajduj�cych si� z ty�u kabiny, tym samym znakomicie powi�kszaj�c nasz� wygod�.
- Odpr�cie si�, przyjaciele - namawia� Indigo. - To jest odrzutowiec suborbitalny; b�dziemy na Taiwanie za godzin�.
- Jeste� dla nas bardzo uprzejmy - powiedzia�a Rero. Ch�odna i spokojna, swoj� wdzi�czno�ci� obj�a r�wnie� i mnie.
Ptasia twarz cz�owieka skrzywi�a si� w tym, co on nazywa� u�miechem, stanowi�cym jeden z wa�niejszych element�w ich prymitywnej mowy cia�a.
- Nie, pani - odrzek�. - P�ac� mi za to, �e wam pomagam.
- Ale czy to nie jest... nielegalne, to chyba w�a�ciwe s�owo? Czy sam nie nara�asz si� na k�opoty, gdyby twoi prze�o�eni mieli ci� p�niej obwini� o nierozs�dne post�powanie?
Linie w�os�w rosn�cych nad jego oczami zbli�y�y si� do siebie.
- Tylko je�li co� si� nie uda, a oni si� dowiedz�. Przyznaj�, �e co� takiego mog�oby si� zdarzy�, cho� uwa�am to za ma�o prawdopodobne. Jak ju� pr�bowa�em wam to wyt�umaczy�, mamy na Ziemi elementy antyspo�eczne: przest�pc�w, fanatyk�w politycznych czy religijnych, szale�c�w. Oni mogliby wzi�� was na cel. Dlatego te� Cytadela da�a wam siln� ochron� i wyznaczy�a �cis�y plan zaj��. Ale poniewa� ta wyprawa odby�a si� w tajemnicy, nie powinno nam nic zagra�a�; zreszt� chcia�bym wam dogodzi� we wszystkim, co tylko mo�liwe.
Odrzutowiec potoczy� si� i �atwo uni�s� w powietrze, jak podczas jakiego� zwyk�ego lotu. Dopiero w stratosferze ujawni� sw� ca�� pot�g�. Ukaza�y si� gwiazdy; iluminatory wype�ni� ogrom wielobarwnej planety. P�dzili�my ponad kontynentem wi�kszym ni� kt�rykolwiek z l�d�w Arvela do chwili, gdy pocz�li�my opada� ku oblewaj�cemu go od wschodu oceanowi. W kabinie panowa�a cisza. Indigo nerwowo pali�
52
jedn� dymi�c� pa�eczk� po drugiej, obs�uguj�cy ogl�dali program w telewizji, cz�onkowie za�ogi znajdowali si� w innym pomieszczeniu. Nie mia�em powod�w do napi�cia, ale czu�em, jak serca mi �omoc�, i spostrzeg�em, �e Rero czuje si� podobnie. W tym minimalnym stopniu, na jaki pozwalaj� tylko wzrok i dotyk, sp�dzili�my wi�ksz� cz�� podr�y kochaj�c si�.
Nad wysp� by�a wczesna noc; pojedynczy ksi�yc planety, w pe�ni, dopiero wzni�s� si� nad horyzont. Dom Maciaren�w sta� samotnie, tak samo na szczycie g�ry, pokrytej jednak lasem i ogrodami do samego wierzcho�ka. Samolot nasz wyl�dowa� �lizgiem, prawdopodobnie nie zauwa�ony, je�li nie liczy� jednego czy dw�ch komputer�w kontroli ruchu lotniczego. Z braku odpowiedniego l�dowiska o wymaganych wymiarach usiedli�my na prostym odcinku drogi, po kt�rej o tej porze nie porusza�y si� �adne pojazdy. Podziwia�em talent pilota. Jeszcze bardziej podziwia�em Indiga za jego umiej�tno�� zdobywania informacji i za�atwiania spraw. Dokonanie tego wszystkiego w sytuacji, gdy woko�o by�o pe�no szpieg�w Protektora, wyda�o mi si� granicz�ce z cudem.
Samolot zatrzyma� si� przy bocznej drodze, kt�ry prowadzi�a gdzie� do g�ry. Nasz towarzysz wyjrza� przez okno.
- On ju� jest i czeka - powiedzia�. - Wychod�cie szybko, nim kto� nadejdzie. Musimy st�d zmyka�. Wr�c� po was jutro o tej samej porze.
Jeszcze zanim sko�czy�, od��czyli�my si� od kabinowych biostat�w i uruchomili�my urz�dzenia w skafandrach. Wystarcz� nam na ca�y sp�dzony tu okres, aczkolwiek na niewiele d�u�ej. Za �ywno�� pos�u�y nam suchy prowiant wsuwany przez zaw�r w he�mie; pi� b�dzimy wod� z rurek, produkty wydalania przejmie aspirator, odpoczynek b�dzie utrudniony, a obcowanie p�ciowe - zredukowane do zera. Jednak�e je�li uda si� nam zyska� mo�liwo�� szczerej rozmowy, b�dzie to warte wszelkich wyrzecze�.
Posuwali�my si� skwapliwie do g�ry, a� ta�czy�y nasze emanacje. Samolot natychmiast poko�owa� naprz�d i znikn�� za zakr�tem. Po chwili us�yszeli�my grzmot i dostrzegli�my, jak si� unosi nad stokiem g�ry, niczym wzlatuj�cy meteor.
Terangi Maciaren sta� niczym cie� w prawie zupe�nym mroku, je�li nie liczy� jego w�asnej, ciemnej radiacji.
- Witajcie - odezwa� si� i na kr�tk� chwil� u�cisn�� nas przez r�kawice. - Musimy i�� pieszo; ta wasza aparatura nie zmie�ci si� do mojego samochodu. Prosz� za mn�.
53
Uzna�em, �e jest tak lakoniczny, poniewa� on te� chce jak najszybciej nas ukry� przed wzrokiem os�b niepo��danych. Rosn�ce po obu stronach drzewa zmieni�y podjazd w mroczny przesmyk. W��czyli�my nasze latarki.
- Nie mo�ecie si� bez nich obej��? - zapyta� Mac�aren. - Takiego bia�oniebieskiego �wiat�a nikt tu nie u�ywa. Rero-i-ja zgasili�my lampy.
- Mo�e z��czymy r�ce i nas poprowadzisz - zaproponowa�a. Kiedy to uczynili�my, zapyta�a: - Czy istotnie obawiasz si� o to, �e kto� nas mo�e dostrzec? Czy�by� nie mia� prawa odm�wi� poszukiwaczom ciekawostek dost�pu do twego... - szuka�a odpowiedniego s�owa. Na Ziemi nie ma, zdaje si�, poj�cia w�asno�ci rodowej. - Twej posiad�o�ci?
- Tak, lecz plotka mog�aby dotrze� do niew�a�ciwych uszu - wyja�ni�. - To by spowodowa�o k�opoty.
- Jakiego rodzaju? Chyba nie post�pujesz... bezprawnie?... przyjmuj�c nas?
- Formalnie rzecz bior�c nie. - Wydawa�o mi si�, �e na tyle ju� potrafi� rozpozna� odcienie tonu ludzkiej mowy, by zauwa�y� gorycz w jego s�owach. - Ale Cytadela potrafi uprzykrzy� �ycie. Na przyk�ad pami�tacie chyba, �e jestem astrofizykiem. Obecnie prowadz� szczeg�owe badania dost�pnych nam gwiazd. S� to bardzo kosztowne badania. Jaki� urz�das, szanta�uj�c obci�ciem funduszy, m�g�by spowodowa�, �e mnie zwolni�. Mam, co prawda, w�asne �rodki utrzymania, ale jestem ju� za stary na playboya.
Odg�os krok�w na nawierzchni drogi rozlega� si� dono�nym echem ponad szumem li�ci poruszanych morsk� bryz�. Mozolnie par�em pod g�r�, uginaj�c si� pod ci�arem aparatury, samotny w�r�d w�asnych tylko zapach�w i nikogo innego. Ziemska noc wciska�a mi si� do wn�trza skafandra.
- Oczywi�cie - po chwili podj�� Mac�aren - mo�e i kr�c� bicz na w�asny grzbiet. To nie tajemnica, �e jestem zdecydowanym zwolennikiem bliskich stosunk�w z Arvelem. Do tej pory nie powodowa�o to wobec mnie �adnych szykan... cho� te� i nie u�atwia�o �ycia. Moja prywatna konwersacja z wami nie musi koniecznie zaniepokoi� Protektora i jego lojalist�w. Mo�e nawet zach�ci� te osoby w rz�dzie, kt�re si� ze mn� zgadzaj�. Po prostu nie wiem tego. Dlatego lepiej b�dzie zachowa� ostro�no��.
- Poza tym - doda� - s� jednostki, a nawet ca�e grupy os�b,
54
kt�rym nienawistna jest my�l o przymierzu z wami. Gdyby wiedzieli, �e jeste�cie tu bez ochrony, mogliby powa�y� si� na co� gwa�townego. To samo sugerowa� Indigo. Rero-i-ja nie rozumieli�my.
- Dlaczego? - rzuci�em pytanie w mrok. - Owszem, rozumiem, �e wielu b�dzie wobec nas zachowywa� ostro�no��, bo stanowimy czynnik nieznany. Podobnie jest na Arvelu. Szczerze m�wi�c, panie, oboje przybyli�my tu, maj�c nadziej�, �e dowiemy si� czego� wi�cej o waszym rodzaju.
- A wcale nam tego nie u�atwiono - w��czy�a si� Rero. - Doszli�my do przekonania, �e celowo si� nas pogania i przyt�acza zaj�ciami. aby�my powr�cili do domu nadal pogr��eni w nie�wiadomo�ci... lub pe�ni podejrze�.
- Terangi Maciarenie - powiedzia�em - m�wisz tak, jakby w gr� wchodzi�o co� wi�cej ni� przesadna ostro�no��. Stwarzasz wra�enie, �e pewni ludzie chc� celowo odizolowa� od nas ludzkie spo�ecze�stwo.
- W�a�nie takie wra�enie chcia�em stworzy� - odpar�. Przez r�kawic� odczu�em, jak u�cisk jego d�oni si� wzmocni�. Odpowiedzia�em mu tym samym, a Rero w tym wsp�uczestniczy�a.
- Nie jestem pewien, czy zdo�am wszystko wyja�ni� - zacz�� ostro�nie Maciaren. - Wasze instytucje s� tak ca�kowicie odmienne od naszych... wasze przekonania, wasz pogl�d na wszech�wiat i �ycie w nim, wszystko... No, to tylko cz�� problemu. We�my, na przyk�ad, Raport Hiroyamy. S�yszeli�cie o nim? Hiroyama pr�bowa�a ustali�, jakie s� wasze g��wne wyznania religijne. Jej ksi��ka wywo�a�a sensacj�. Je�li silna, naukowo ukierunkowana kultura potrafi utrzymywa�, �e B�g jest mi�o�ci�... mi�o�ci�, kt�rej najwa�niejszym elementem jest seks, no to stoi to w jaskrawej sprzeczno�ci z pogl�dami najstarszych ziemskich religii ortodoksyjnych. Pojawiaj� si� wi�c herezje wymuszaj�ce natychmiast stosowne reakcje. Och, Hiroyama oczywi�cie wspomnia�a, �e Arvelanie praktykuj� monogami� i wierno��; tak si� jej przynajmniej wydawa�o. Pewno�ci mie� nie mog�a, poniewa� kontaktuj�cy si� z ni� przedstawiciele waszej rasy nigdy nie okre�lali tych cech jako norm moralnych. St�d te� wyznawcy nowych kult�w - a przynajmniej wi�kszo�� z nich - praktykuj� orgie i woln� mi�o��.
Cho� ju� wcze�niej miewali�my do czynienia z osobliwymi praktykami seksualnymi w�r�d innych ras, tym niemniej w g�osie Rero s�ycha� by�o zdumienie:
- My si� wi��emy na ca�e �ycie... bo co innego mogliby�my robi�?
56
- To teraz niewa�ne - odpar� ponuro Madaren. - Chcia�em tylko da� jeden przyk�ad dowodz�cy, �e pewne ugrupowania na Ziemi chcia�yby na zawsze przerwa� kontakty z Arvelem. A co za tym idzie, z wszelkimi innymi wysoko rozwini�tymi cywilizacjami, na jakie jeszcze przyjdzie nam natrafi�. Z praktycznego punktu widzenia wa�ne jest to, czy Protektor obawia si� przymierza. Jego zwolennicy w�a�nie si� tego obawiaj�.
Widzicie, Cytadela boryka si� z zadaniem prawie niemo�liwym do wykonania: musi utrzymywa� kontrol� nad ras� ludzk�, a w tym nad osadnikami na planetach skolonizowanych, oraz nad spo�ecze�stwami, jakie powstaj� na tych planetach. Zniech�cenie, dzia�alno�� wywrotowa, powtarzaj�ce si� pr�by buntu... Czy to ma znaczy�, �e wam nie trafiaj� si� takie problemy?
- A dlaczego mia�yby si� zdarza�? - zapyta�em zdumiony. Czy to, co dostrzeg�em w nik�ym blasku jego radiacji, by�o skinieniem g�owy?
- Nie dziwi� si� zbytnio, Yoah-i-Rero. - (Przynajmniej na tyle zna� nasze obyczaje. Rozkwit� we mnie male�ki promyk nadziei). - Poniewa� nie macie niczego, co my u�ywamy za w�a�ciwy rz�d, obce s� te� wam wynikaj�ce z tego k�opoty i wydatki. Oczywi�cie pod wzgl�dem zachowania r�nimy si� zasadniczo; to co dla was jest dobre, nam by z pewno�ci� nie pos�u�y�o. A i tak znalaz�o si� ju� paru m�drk�w, kt�rzy zastanawiaj� si� g�o�no i na �amach prasy, czy naprawd� potrzebujemy w�adzy, kt�ra tak nam ci��y, jak w�a�nie Cytadela. W wyniku rozwoju bliskich stosunk�w z wami nast�pne pokolenie mo�e r�wnie dobrze doj�� do wniosku, �e Cytadela jest nam w og�le zbyteczna.
Poza tym samo podwojenie udost�pnionej nam przestrzeni, liczby planet, jakie mo�emy zaj��, spowoduje, �e wkr�tce w og�le niemo�liwe b�dzie istnienie jakiegokolwiek rz�du centralnego. Wybuchniemy w tysi�cach kierunk�w i B�g jeden potrafi odgadn��, jakie b�d� tego ostateczne konsekwencje. Jedno wszak jest pewne: oznacza� to b�dzie koniec Protektoratu.
Och, nasz obecny w�adca zapewne do�yje do ko�ca swego panowania. Jego syn, nast�pca... mo�e tak, mo�e nie. Wnuk - na pewno nie. A Protektor nie jest g�upi. Wie o tym.
Jednocze�nie jednak Dynastia nadal mo�e liczy� na pot�ne, lojalne wobec niej si�y. Wiele os�b obawia si� jakichkolwiek zmian - i nie jest to ca�kiem bez sensu. Zbyt wiele postawili na istniej�cy porz�dek rzeczy i chcieliby to wszystko przekaza� swoim dzieciom.
57
Inni... hm, oni odczuwaj� to bardziej emocjonalnie, w szpiku ko�ci, a zatem silniej i gro�niej. Nie wiem, czy potraficie sobie wyobrazi�, Rero-i-Yoah, jak mocno Dynastia trzyma w gar�ci cz�owieka, kt�rego r�d s�u�y jej ju� od trzystu lat. A jakie s� wasze przekonania?
Nawet nie pr�bowali�my odpowiada� na to pytanie. Sama my�l wywo�a�a we mnie lekki wstrz�s: oto prawdopodobnie ja r�wnie� �yj� uwik�any w zabowi�zania tak g��boko ukryte, i� potrafi� one przewa�y� nad zdrowym rozs�dkiem. S�ysza�em pytanie Rero:
- Ty sam otworzy�by� szeroko wrota kontaktu mi�dzy naszymi rasami, prawda, Terangi Maciarenie? I z pewno�ci� jest wielu tobie podobnych.
- Tak jest - odrzek�. - We w�adzach i poza nimi istnieje silne poparcie dla kontynuowania kontakt�w. Czujemy si� jak na wp� uduszeni i chcemy wpu�ci� troch� �wie�ego powietrza, kt�re ka�dy by poczu�... O, tak, to delikatna r�wnowaga si� czy te� wielostronna walka polityczna, albo jakakolwiek inna metafora, kt�ra nam odpowiada. Szczerze ufam, �e zar�wno Arvelanom, jak i Ziemianom dawno ju� przyda�oby si� prawdziwie empatyczne wczucie si� w sytuacj� drugiej strony. To powinno usun�� wszelk� podejrzliwo��, doda� si� zwolennikom swobody. - Jego g�os, dot�d st�umiony, zabrzmia� dono�niej. - Jak�e jestem rad, �e przybyli�cie do mnie.
Podjazd wyprowadzi� nas na kawa�ek p�askiego terenu, lasy ust�pi�y otwartej przestrzeni - i zn�w znale�li�my si� w �wietle. Maciarenowi, kt�ry lepiej widzia� w ciemno�ciach, widok musia� wydawa� si� wspania�y, skoro nawet ja uzna�em go za prze�liczny. Po naszej prawej stronie g�ra wznosi�a si� jeszcze wy�ej, po lewej za� opada�a nagle w d�, w zmro�on� cienisto��, gdzieniegdzie przetykan� ��tymi prostok�tami okien dom�w. Daleko, na wybrze�u, jaka� wioska mieni�a si� niezliczonymi barwami. Dalej rozci�ga� si� ocean, niczym �ywy obsydian opasany ksi�ycowym mostem. Na niebie migota�a galaktyka, tam za�, gdzie jej nie by�o, znajdowa�y si� pojedyncze gwiazdy, wszystkie b�d�ce s�o�cami.
Maciaren poprowadzi� nas w�r�d grz�dek, a nast�pnie, po szerokim trawniku, do swego domu. By� on niski i niesk�adny, o wysoko wzniesionym dachu; zbudowano go g��wnie z drewna, wed�ug wzoru, kt�ry, jak mi si� wydawa�o, w tych stronach by� zapewne prze�ytkiem. �a�owa�em bardzo, �e nie mog� go smakowa� nie przyt�umionymi zmys�ami. Werand� domu o�wietla�a latarnia; gdy weszli�my na schody,
58
otworzy�y si� g��wne drzwi domu. W blasku ciep�a wylewaj�cego si� z wn�trza domu stan�a kobieta.
Poznali�my j� od razu. Madaren nie by� tego pewny, powiedzia� wi�c:
- Pami�tacie chyba moj� �on�, uczestnicz�c� w programie powitalnym na wasz� cze��? Tamara.
W mgnieniu jasno�ci i cienia przebiegaj�cym po sk�rze Rero dostrzeg�em odbicie w�asnego szoku. Nawet bior�c pod uwag�, �e w�wczas byli�my �wie�o po przylocie na Ziemi�, jednak nawet i p�niej nie spotkali�my si� z �adn� wzmiank� o bliskich stosunkach mi�dzy Tamar� i Maciarenem. Jego �ona? Ale to przecie� wdowa po Davidzie Ryersonie!
Dawno ju� znajdowali�my si� wewn�trz domu, gdy moje podniecenie opad�o na tyle, bym zdo�a� dostrzec, �e Madaren je zauwa�y�. By� mo�e Tamara r�wnie� je zauwa�y�a. Niezwykle �agodnie sk�oni�a g�ow� poni�ej z�o�onych d�oni i szepn�a:
- B�d�cie pozdrowieni, dostojni go�cie. �a�ujemy bardzo, �e nie jeste�my w stanie was niczym pocz�stowa�. Czy w jaki� spos�b mo�emy zaspokoi� wasze potrzeby lub dostarczy� wyg�d?
Zwr�ci�em uwag�, �e siedzenia dostosowano odpowiednio do naszych skafandr�w. Pok�j by� d�ugi i przyjemnie urz�dzony. Obce �rodowisko nie wp�ywa na poczucie harmonijno�ci proporcji; wzory stworzone przez s�oje w drewnie pod�ogi, odcienie i faktury mat ro�linnych by�y nieznajome, lecz mi�e oku; w kryszta�owym p�katym wazonie na stole znajdowa� si� kamie� i kwiat, poni�ej dostrzeg�em zw�j r�kopisu, kt�rego tre�ci nie musia�em rozumie�, by uzna� kunszt kaligrafa; p�ki pe�ne ksi��ek tchn�y obietnic�, okna ukazywa�y spowit� mrokiem ziemi�, morze i kosmos. Odtwarzacz muzyczny wybija� nuty utworu, kt�ry podoba� si� nam kiedy�, czego �wiadkiem byli ludzie wchodz�cy w sk�ad komisji; owa forma muzyczna nazywa si� raga. Pali�a si� laseczka kadzid�a, ale oczywi�cie jedynym zapachem, jaki do mnie dochodzi�, by�a mnogo�� kwa�nych woni mego w�asnego otulonego skafandrem cia�a.
- Jeste�cie bardzo uprzejmi - odpar�a Rero. - Ale czy to nie zbyt oficjalne powitanie? Voah-i-ja przybyli�my tu, maj�c nadziej� na... na uzyskanie bliskiego porozumienia.
- Prosz� wi�c, usi�d�cie - zach�ci� nas Madaren. On sam i Tamara poczekali, a� si� usadowili�my wygodnie. Tamara pochyli�a si� naprz�d w swym fotelu, spl�t�szy r�ce na kolanach. Ubrana by�a w d�ug� sp�dnic� i skromn� bluzk�; sk�ra barwy z�otobr�zowej, a ca�a posta� w jaki� niezbyt jasny dla nas spos�b sprawia�a przyjemno�� naszym
59
oczom. Oprawne w faluj�ce granatowoczarne w�osy, jej oczy przypomina�y jarz�c� si� ciemno�� z zewn�trz. Maciaren by� wysoki jak na Ziemianina; gdy sta�, siedz�ca Rero si�ga�a mu do po�owy piersi, podczas gdy jego g�owa znajdowa�a si� tu� pod moj�. Usiad�szy przybra� postaw� r�wnie swobodn� jak jego workowaty str�j; odchyli� si� w fotelu zak�adaj�c nog� na nog� - ale nie spuszcza� z nas wzroku, a na jego twarzy dostrzeg�em powag�.
- Co mieli�cie na my�li, Rero-i-Voah? - zacz��. Milczeli�my przez chwil�; potem wyda�em z siebie tryl �miechu i przyzna�em:
- Zastanawiamy si�, jakie pytania zada� i w jaki spos�b. Tamara potwierdzi�a m�j domys� co do jej spostrzegawczo�ci, gdy zapyta�a:
- Co was tak zdziwi�o na werandzie?
Znowu musieli�my chwil� pomy�le�. W ko�cu Rero odezwa�a si�:
- Nie chcemy nikogo obrazi�. Maciaren pomacha� r�k�.
- Um�wmy si�, �e nikt nie ma zamiaru nikogo obra�a� - zaproponowa�. - Nam te� si� czasem mo�e co� wyrwa�, co wam nie przypadnie do gustu. Zwr��cie nam wtedy uwag�, wszyscy si� wtedy zastanowimy nad powodem mo�liwej obrazy i mo�e zyskamy w ten spos�b jakie� informacje.
- No wi�c... - Mimo wszystko Rero musia�a zebra� si� na odwag�. - Nadal nosisz nazwisko Tamara Ryerson? Jeste� �on� Terangiego Maciarena?
- Owszem, od o�miu lat - odpowiedzia�a kobieta. - Nie wiedzieli�cie o tym?
Pr�bowa�em wyja�ni�, �e wiadomo�� ta, ze wzgl�du na sw� obco��, usz�a naszej uwagi. Z kolei zdumia�a si� Tamara.
- Czy� to nie wydaje si� wam naturalne? - wykrzykn�a. - Terangi i David byli przyjaci�mi, partnerami z jednej za�ogi. Kiedy Terangi powr�ci�, zasta� mnie sam� z dzieckiem i pomaga� mi... najpierw przez wzgl�d na Davida, potem... Czy uwa�acie to za niew�a�ciwe?
- Nie - odrzek�em po�piesznie. - My, Arvelanie, r�wnie� r�nimy si� pod wzgl�dem obyczaj�w i przekona�, w zale�no�ci od tego, z jakiej kultury pochodzimy.
- Aczkolwiek - doda�a Rero - nikt z naszej rasy nie zawar�by ponownego zwi�zku ma��e�skiego... tak szybko, wed�ug mnie. M�ody
60
osobnik, kt�ry owdowia�, mo�e ponownie zdecydowa� si� na ma��e�stwo, ale po wielu latach.
- A co ze starszymi? - zapyta�a cicho Tamara.
- Zazwyczaj prowadz� �ycie aseksualne... pozostaj� w celibacie, o ile dobrze sobie przyswoi�em ten wasz zwrot - odpar�em. Obawiaj�c si�, �e mo�e to uzna� za zbyt okrutne, doda�em: - Uznawano to za honorowy stan we wszystkich krajach i epokach. W �rodowiskach cywilizowanych utworzono instytucje... wy nazwaliby�cie je chyba lo�ami... w kt�rych wdowcy zyskuj� w�a�ciwe miejsce, now� przynale�no��.
- Dlaczego jednak nie mog� zawiera� nowych zwi�zk�w?
- Niewiele spo�ecze�stw w istocie zakaza�o powt�rnych ma��e�stw osobnikom w jakimkolwiek wieku. Po prostu ma�o kto ma na to ochot�, prze�ywszy wiele lat ze swym pierwszym partnerem.
Mac�aren zachichota�.
- A mimo to, o ile mam prawo o tym s�dzi� - zauwa�y� - wy, Arvelanie, o wiele cz�ciej ni� my praktykujecie "te rzeczy", co samo w sobie stanowi osi�gni�cie.
Wymieni�em z Rero spojrzenia, u�cisk d�oni, sygna� seksualny.
- Co wi�c stanowi przyczyn�? - zastanawia�a si� Tamara. - Smutek?
- Nie, smutek mija, czas leczy rany... o ile dobrze zapami�ta�em to powiedzenie - odrzek�em, nie maj�c jednak pewno�ci co do mej pami�ci (p�niej w�tpliwo�ci te mia�y wzrosn��; czy� istotnie ich �a�oba podobna jest do naszej?) - Pomy�lcie jednak, prosz�: oto w�a�nie dlatego, i� �w zwi�zek jest tak bliski, nast�pi�a integracja osobowo�ci. Ponowne ma��e�stwo wymaga�oby zmiany ca�ego charakteru, jaki ukszta�towa� si� u omawianej osoby we wczesnej dojrza�o�ci, po pierwszym �lubie. Niewielu jest takich, kt�rzy zgodz� si� na ca�kowit� przemian� siebie samych. A spo�r�d tych, kt�rzy by si� zgodzili, niewielu ma odwag� to uczyni�.
Wyczuwaj�c rozterk� Tamary, Rero przem�wi�a swoim najbardziej naukowym tonem:
- Dawno ju� by�o wiadomo, �e w�r�d Arvelan dymorfizm p�ciowy jest znacznie wi�kszy ni� w�r�d Ziemian. W waszym przypadku kobieta zar�wno nosi w sobie dziecko do momentu rozwi�zania, jak i opiekuje si� nim p�niej. U nas jest inaczej: samica nosi p��d przez znacznie kr�tszy czas, a po porodzie przekazuje go samcowi, kt�ry umieszcza go w swej torbie. Tam znajduje on schronienie i ciep�o do chwili, gdy jest ju�
61
na tyle dojrza�y, by opu�ci� torb�. Niemniej jednak po�ywienie pobiera od matki w postaci wydzieliny specjalnych gruczo��w - wyj� nazywacie mlekiem, prawda? Oznacza to, �e samiec musi by� zawsze blisko samicy, by m�c przekaza� jej dziecko na czas karmienia. Oznacza to tak�e, �e musi on by� du�y i silny, co, z ewolucyjnego punktu widzenia, pozwala samicy mie� cia�o drobniejsze, lecz zwinne. Nasi przodkowie z okresu przedrozumnego polowali w zespo�ach samiec-samica; podobnie zreszt� p�niejsi dzicy w czasach ju� historycznych. Cywilizacja nie przynios�a zmiany w tym podstawowym uk�adzie partnerskim; prac� przewa�nie tak organizowano, by mog�y j� wykonywa� pary partnerskie. Wzajemna zale�no�� samc�w i samic wykracza poza sfer� fizyczn�, si�gaj�c w g��b psychiki. U naszych lud�w prymitywnych owdowia�y partner zazwyczaj dokonywa� �ywota w samotno�ci i smutku. Rozwijaj�ce si� nauki spo�eczne w znacznym stopniu podkre�la�y rol� pozosta�ego przy �yciu ma��onka.
- Och, tak, Tamara wie o tym. - Czy�by w g�osie Maciarena s�ycha� by�o uraz�, tak jakby obra�ono jego �on�? - Oboje znamy sprawozdania naszych zespo��w badawczych.
- Chwileczk�, kochanie - palce Tamary dotkn�y jego d�oni.
- Zdaje mi si�, �e Rero... Rero-i-Yoah pr�buj� nam przekaza� to uczucie. - Jej wzrok spotka� si� z naszym. - Mo�e my mogliby�my wam przekaza�, jak my to czujemy. Mo�e stanie si� to cz�stk� tej wiedzy, jakiej tu szukacie.
Wsta�a z miejsca, podesz�a do siedz�cej Rero i u�cisn�a j� za rami�. Natychmiast si� zreflektowa�a i powt�rzy�a ten sam gest w odniesieniu do mnie. - Czy chcieliby�cie zahaczy� nasze dzieci? - zapyta�a. - Najstarsze jest moje i Davida; dwoje m�odszych to dzieci Terangiego i moje. Czy uwierzycie, �e Terangi kocha je jednakowo?
Wezbra�a we mnie pami�� o Przybranym synu. Czyta�em go jedynie w t�umaczeniu, ale w jaki� niewyt�umaczalny spos�b, poprzez otch�a� ocean�w i wiek�w, geniusz Hoiakim-i-Ranu znalaz� drog� do mnie. Wydaje mi si�, �e poprzez ich wiersze wiem, co to znaczy mieszka� w krainie, gdzie opiekowanie si� nie swoim dzieckiem, czy cho�by w�o�enie go do torby jest nie tylko po�wi�ceniem i ofiarno�ci� w najwy�szym stopniu, ale stanowi r�wnie� przekroczenie tabu. Mo�liwe te�, �e st�d w�a�nie mam pewne poj�cie, jak g��boka mo�e by� troska o potomstwo.
Tylko... czy o to w�a�nie jej chodzi? - pomy�la�em.
62
- Szkoda, �e nie mo�ecie ich przytuli� - odezwa�a si� Tamara. - Zreszt� i tak teraz �pi�. Jutro zapoznacie si� za nimi w bardziej odpowiedni spos�b. C� to b�dzie dla nich za niespodzianka!
W��czy�a skaner, kt�ry ukaza� nam wn�trze pokoi dzieci. By�em wzruszony i zafascynowany: puco�owat� twarzyczk� najm�odszego, wyd�u�aj�cymi si� ko�czynami u najstarszego. Rero wi�cej uwagi po�wi�ca�a doros�ym. Zapyta�a mnie w naszym j�zyku: - Czy mi si� tylko wydaje, czy te� dla niego one s� mniej wa�ne od Tamary?
- Nie mam poj�cia - przyzna�em si�. - Zastanawiam si�, jaki b�dzie ich wzajemny stosunek... ca�ej pi�tki... gdy dzieci ju� dorosn�.
- A co jest w tym istotne, co wynika z ich kultury?
- Tego nie wiadomo, kochanie. Mo�liwe, �e w nich uczucia rodzicielskie umacniaj� si� od bliskiego kontaktu z potomstwem, a w wi�kszo�ci spo�eczno�ci ludzkich matka ma go wi�cej ni� ojciec...
Ta drobina intymno�ci zdumiewaj�co �atwo roz�adowa�a istniej�ce jeszcze mi�dzy nami napi�cie. Skoro nie mogli�my mie� wsp�lnych u�ywek, jad�a, napoj�w, zapach�w, modlitw, mogli�my jednak dzieli� ze sob� rodzicielstwo. Przez chwil� Tamara ochoczo rozprawia�a z Rero--i-mn� o naszych domach. W ko�cu odezwa� si� Madaren.
- Wiecie co? - powiedzia�. - Podejrzewam, �e zbli�amy si� do sformu�owania pewnych ustale�, jakich dot�d nawet nie podejrzewano. - Zamilk� na chwil�; widzia�em, jak dr�y. - Oczywi�cie, oczywi�cie:
zar�wno na Ziemi, jak i bez w�tpienia na Arvelu tocz� si� niezliczone dysputy i rozwa�ania. Jak wa�ny jest czynnik psychoseksualny dla dowolnej rasy inteligentnej? Do tej pory wszak�e dyskusje by�y suche i abstrakcyjne. Tu za�, dzisiaj... no, samego problemu jeszcze nie rozwi��emy, ale mo�e uda si� nam zrobi� pierwsze podej�cie? Chodzi mi po g�owie do�� oryginalny pogl�d co do tego, w jaki spos�b wszystkie wasze instytucje w ka�dej z waszych kultur wynikn�y z modelu rozrodczego. A mo�e wy by�cie si� pokusili o sformu�owanie takiego pogl�du w odniesieniu do nas? W ten spos�b mo�e zyskaliby�my odpowied� na wiele pyta� dr�cz�cych nas przez ca�� nasz� histori�.
Zamy�li�em si� nad tym przez chwil�.
- Twoje pogl�dy, Terangi Maciarenie - powiedzia�em w ko�cu - pozwol� nam lepiej pozna� was... nawet je�li by�by to jedyny z nich po�ytek.
Pochyli� si� naprz�d. Gestykulowa� z przej�ciem. W jego g�osie s�ycha� by�o podniecenie:
63
- U was podstawowa jednostka rodzinna - naprawd� podstawowa - musi by� fundamentem wszystkiego, zawsze i wsz�dzie. Jest to jednostka niepodzielna... a ja by�bym wam niezmiernie wdzi�czny, gdyby�cie wy z kolei mogli podsun�� mi my�l, jaka jest niepodzielna jednostka spo�eczna u ludzi.
W waszej historii, na ile j� znamy tu, na Ziemi, nigdy nie zjawi�y si� pa�stwa narodowe. Przewa�nie klany, kt�re zachowuj� sw� to�samo�� przez wiele wiek�w... tworz�ce plemiona, kt�re sw� to�samo�� zachowaj� ju� tylko kilka stuleci... ale rodziny przetrwaj� wszystko. Ich pocz�tki si�gaj� czas�w staro�ytnych.
Wi�cej parafia�szczyzny ni� na Ziemi, post�p tylko na skal� miejscow�, niewiele zmian jednocze�nie na ca�ej planecie, rzeczy z�e i przestarza�e utrzymuj�ce si� uporczywie przez d�ugie lata w jakich� zakamarkach. Ale jednocze�nie brak nacjonalizmu; r�norodno�� nie przykrawana po to, by stawa�a si� jednolito�ci� - a cho� nic nie przypomina demokracji, brak te� wszelkiego absolutyzmu. W ko�cu wreszcie zwi�zek ca�ego gatunku na podstawach swobodnych i pragmatycznych; brak akcji publicznych, nawet w dobrej sprawie, ale nie ma te� powszechnych ob��d�w...
Co do religii... kiedy pojawi� si� monoteizm. B�g sta� si� dwup�cio-wy - nie, raczej "nadp�ciowy", ale p�ciowy z pewno�ci�. Jednocze�nie w �yciu codziennym uporz�dkowane �ycie p�ciowe stanowi norm�. akceptowan� a priori... i dlatego nie macie potrzeby si� troszczy� o jego regulowanie, mo�ecie inwestowa� w normy moralne odmienne od naszych ...
Drzwi otworzy�y si� gwa�townie i ukaza�a si� w nich bro�.
Trzech m�czyzn, r�wnie� uzbrojonych, t�oczy�o si� za automatycznym pistoletem przyw�dcy grupy. Wszyscy ubrani byli w nieokre�lonego kroju kombinezony z kapturami, kt�re zakrywa�y im twarze. Za nimi dostrzeg�em zaparkowany na trawniku niewielki autolot w kszta�cie kropli. Zaj�ci rozmow� nie us�yszeli�my jego przylotu ani w og�le niczego poza nocnym wiatrem.
Zerwali�my si� wszyscy na nogi.
- Co jest. do cholery! - wyrwa�o si� Maciarenowi.
- Yincent Indigo! - wykrzykn�li�my Rero-i-ja. Zaskoczy�o go, �e go rozpoznali�my. Szybko jednak odzyska� panowanie nad sob�, przeci�� ramieniem powietrze i warkn��:
- Cisza! Ani mru-mru. Zastrzelimy pierwszego, co podskoczy. -
64
Chwila milczenia. - Jak b�dziecie grzeczni, nikomu si� nic nie stanie. A jak nie, to zajmiemy si� i dzieciakami.
Tamara wyda�a okrzyk i przywar�a do m�a, kt�ry otoczy� j� ramieniem. Rero-i-ja przekazali�my sobie t�skne spojrzenie: my nie mogli�my si� dotkn��.
- Zabieramy Arvelan - o�wiadczy� Indigo. - To jest porwanie. Rz�d powinien zap�aci� niez�� sumk� za ich wypuszczenie. M�wi� wam to wszystko, �eby�cie wiedzieli, �e nie mamy poza tym z�ych zamiar�w i �e b�dzie lepiej dla was, je�li zachowacie spok�j. Panie i pani Madaren, unieszkodliwimy wasz telefon i autolot, �eby�cie nie mogli wszcz�� alarmu, dop�ki nie znajdziemy si� w bezpiecznej odleg�o�ci. Nie chcemy spowodowa� �adnych innych szk�d i nie zrobimy tego, je�li pozostaniecie grzecznie na miejscu. Co za� do was... istot, was te� nie chcemy skrzywdzi�. W ko�cu za trupa okupu nikt nie zap�aci, co? Wszystko b�dzie cacy, je�li b�dziecie grzeczni. Je�li nie... no c�, kula nie musi by� nawet �miertelna dla was. Wystarczy, �e zrobi ma�� dziurk� w skafandrze. Cicho, m�wi�! - rykn�� zauwa�ywszy poruszanie warg Maciare-na. - Do roboty! - To ju� by�o do jego wsp�lnik�w.
Mrukn�li na znak zgody. Jeden zaj�� si� telefonem; ma�o, �e przeci�� kabel, to jeszcze postanowi� strzeli� w ekran. Syk strza�u, brz�k p�kaj�cego szk�a zabrzmia�y g�o�niej, ni� powinny. Napastnik sprawdzi� skanerem, �e dzieci si� nie obudzi�y, po czym przy��czy� si� do Indiga, kt�ry n