6219
Szczegóły |
Tytuł |
6219 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6219 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6219 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6219 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Walter Jon Williams
Miasto w ogniu
Prze�o�yli Gra�yna Grygiel i piotr Staniewski
Dla Kathy Hedges
Szczeg�lne podzi�kowania dla Christophera Shellinga
za jego poparcie w chwilach kryzysu; a tak�e dla
Bardzo Ma�ego Oddzia�u, Sally Gwylan,
Gene Bostwicka, Pat McGraw, Pati Nagle,
i Sag� Walkera. Bez ich bezlitosnych
dobrych rad, ta ksi��ka by�aby
ca�kiem inna.
1
Pneuma sunie tunelem InterMetu, mknie pod miastem-�wiatem
jakby nap�dzana tchnieniem boga. Aiah siedzi w wagoniku,
drzemie i �ni o P�on�cym Cz�owieku.
Jego ognista posta� g�ruje nad s�siednimi domami, otoczona wi-
rem katowanego powietrza, spiral� sadzy. Zostawia za sob� pogorze-
liska; tam gdzie przejdzie, budynki wybuchaj� p�omieniami. Rw�ce
strumienie ognia wyp�ywaj� z koniuszk�w jego palc�w, zmieniaj�
w �u�el i popi� wszystko, czego dotkn�.
Aiah nie mo�e si� powstrzyma�, czuje, �e to jej obowi�zek - pod-
chodzi do P�on�cego Cz�owieka. Z gard�a olbrzyma wyrywa si� g�u-
chy krzyk w�ciek�ego strachu i Aiah u�wiadamia sobie, �e ta ogrom-
na posta� to kobieta.
Aiah spogl�da prosto w twarz szalej�cej postaci - teraz widzi wy-
ra�nie: P�on�ca Kobieta to ona, to Aiah!
Wzdryga si� i budzi: siedzi w wagoniku mkn�cym z sykiem pod
powierzchni� �wiata. Ko�nierzyk przywar� do spoconego karku.
Aiah wyciera szyj� chusteczk� do nosa, ponownie zamyka oczy. Pod
jej powiekami pulsuje ogie�.
Tunel pneumy przecina wieczn� mas� miasta prosto jak strza�a...
ceg�a i kamie�, �elazo i stal, beton i szk�o wznosz� si� ku Kloszowi,
hen w g�rze. Tyle masy, tyle wytwarzanej przez ni� mocy - nie da
si� tego ogarn�� umys�em.
�Wszystko, co stworzy� cz�owiek, jest generatorem" - ka�dy budy-
nek, fundament, rura, �ciek czy naziemna szyn�wka. Ca�e miasto-�wiat,
szkielety budynk�w i kamienie wytwarzaj� i magazynuj� plazm�,
podstaw� geomantycznej mocy.
Przez kilka chwil niezwyk�ej jasno�ci Aiah przytrzyma�a t� moc
w swym umy�le. Posiada�a wszystkie mo�liwo�ci, w�ada�a ca��
chwa�� plazmy. Czu�a, jak plazma j� zmienia, a ona sama zmienia
�wiat. Plazmowe ognie pali�y jej nerwy.
Ta pewno�� ju� min�a - zosta�y w�tpliwo�ci, oszo�omienie, po-
czucie zagro�enia. Je�li zn�w dostan� moc, cho�by na chwil�, wszy-
stko stanie si� jasne, my�li Aiah.
Je�li.
Je�li.
Je�li zn�w dostanie moc.
STAN WOJENNY TRWA NADAL
KEREMATHOWIE NA WYGNANIU POT�PIAJ� ZAMACH
Doje�d�aj�c do Cara�ui, gotowa by�a zrezygnowa� z tej
wyprawy. To g�upota z mojej strony porzuca� prac� w Jaspeer,
my�li, to g�upota ucieka�, g�upot� jest oczekiwa�, �e nowy rz�d
w Cara�ui da mi prac�. Nie ma tam Barkazil�w - w Cara�ui b�d�
obca, jeszcze bardziej obca ni� w Jaspeer. A Constantin nie da mi
nic - przecie� mnie nie kocha�, wykorzysta� tylko, gdy chcia�
dosta� klucze do pot�gi, a teraz ju� si� mn� z pewno�ci� nie inte-
resuje.
Ale w Jaspeer �ciga�a j� policja, pe�zacze Zarz�du; wcze�niej czy
p�niej znale�liby pow�d, by wpakowa� j� do wi�zienia. Czas ucie-
ka�. W umy�le przeskoczy�a ju� setki granic - fizyczne ich przekro-
czenie jest tego nieuchronn� konsekwencj�. A b�d�c na wygnaniu,
gdzie� mog�aby si� uda�?
Do Cara�ui. Gdzie Nowe Miasto, przed laty skazane na spopiele-
nie, nieoczekiwanie si� odrodzi�o.
Do Cara�ui, Gdzie czeka przysz�o��.
Oczywi�cie, zak�adaj�c, �e w og�le gdzie� czeka.
PANOWIE NOWEGO MIASTA BIJ� WSZELKIE REKORDY
TRZECI TYDZIE� SUKCESU BIOCHROMA
Aiah czuje ucisk w uchu wewn�trznym: InterMet hamuje, opuszcza
system i zatrzymuje si� przy akompaniamencie brz�czenia elektro-
magnes�w. Na �cianie na ko�cu peronu, na tle jasnej mozaiki wisi
transparent z czerwonym napisem.
�Witajcie w wolnym Caraq...". Ostatnie trzy litery zas�oni� ode-
rwany od �ciany r�g transparentu.
I to wszystko. Na peronie jest tylko ten napis.
Aiah oczekiwa�a czego� wi�cej.
Pneumatyczne si�owniki z sykiem otwieraj� wahad�owe drzwi.
Pozostali dwaj pasa�erowie wysiadaj�. Aiah wstaje, bierze sw�j ba-
ga� z g�rnej p�ki i wychodzi na peron. Baga� jest lekki; uciekaj�c,
wszystko zostawi�a i dopiero po drodze, w Gunalaht kupi�a kilka
drobiazg�w. W torbie ci�ka jest tylko jedna rzecz: ksi��ka oprawio-
na w imituj�cy sk�r� plastik, ze z�otymi literami na grzbiecie; posag
Aiah w nowym domu.
Przechodz�c obok mozaiki, dziewczyna u�wiadamia sobie, �e to
propaganda polityczna: umundurowany m�czyzna o szlachetnym
obliczu wpatruje si� w przestrze�. �M�j ojciec przeprowadzi� rewo-
lucj� polityczn�. Ja zrewolucjonizuj� gospodark�", obiecuje napis.
Teraz mozaik� zas�ania sztandar prawdziwej rewolucji.
Aiah nie wie dok�adnie, kogo przedstawia posta� na �cianie, lecz
wie, �e musi to by� jeden z Keremath�w, rodziny, kt�ra od pokole�
rz�dzi�a Cara�ui. Obietnica rewolucji gospodarczej okaza�a si�
k�amstwem; lata panowania Keremath�w by�y rz�dami kleptokracji,
gangster�w niszcz�cych gospodark� w�asnego pa�stwa.
Teraz wi�kszo�� Keremath�w nie �yje. Zgin�li w rewolucji Con-
stantina. To w�a�nie Aiah, �ami�c wszelkie prawa, dostarczy�a Constan-
tinowi plazmy potrzebnej do ich zniszczenia.
Czy Constantin potrafi si� odwdzi�czy�? Aiah stawia sobie to pyta-
nie nie ze zwyk�ej ciekawo�ci. Problem jest dla niej �ywotny, zw�asz-
cza teraz, gdy nic nie ma do zaofiarowania i mo�e liczy� jedynie na
wdzi�czno��.
Idzie kr�tkim korytarzem. Torba z ksi��k� obija si� o biodro. Na
�cianach wisz� reklamy loterii intermetropolitalnej, obuwia Gulma-
na - �But jak cud" - znajome afisze, zapowiadaj�ce nowy film Bra-
ci Rysiowatych, oraz plakaty bardziej egzotyczne, zachwalaj�ce ��d�
motorow� �Mag Morski" i firm� �Nowa Teoria Wodoru". Tunel si�
ko�czy. Aiah kieruje kroki do g��wnej cz�ci stacji i serce podcho-
dzi jej do gard�a - widzi uzbrojonych �o�nierzy, kt�rzy z pistoletami
w d�oniach kieruj� prosto na ni� oczy w okularach ochronnych. Roz-
poznaje ich: to najemnicy, gdy� po�owa z nich to czarnosk�rzy we-
terani, wygna�cy z Cheloki, od lat w�druj�cy za Constantinem.
Nie zatrzymuj� wzroku na Aiah. �o�nierze nie interesuj� si� przy-
byszami. Interesuj� ich ludzie usi�uj�cy uciec.
S� tu stanowiska celnik�w, lecz za kontuarami nikt nie stoi; mo-
�e celnicy nie przyszli do pracy? Aiah wychodzi na zewn�trz, na na-
brze�n� promenad�. Para brudnych, brodatych ascet�w siedzi na na-
bijanych gwo�dziami ��kach, przy swych �ebraczych miseczkach.
Jeden z nich wywija r�cznie wypisanym transparentem z has�em
�Zjednoczy� wszystkich". Aiah idzie dalej wzd�u� jasnozielonego
od alg kana�u. Cara�ui - je�li nie liczy� kilku wysp i nielicznych
skrawk�w l�du - zbudowane jest na morzu, na ogromnych, starych
betonowych pontonach po��czonych mostami, linami i zaczepami.
Na balustradzie promenady stoj� br�zowe alegoryczne rze�by po-
kryte patyn�, zniszczone przez deszcz i wiatry. Patrz� wy�upiastymi
oczyma tkwi�cymi w ospowatych twarzach. Aiah czuje si� nieswojo
pod tym spojrzeniem, lecz nie wie, gdzie mia�aby si� skry�.
Spogl�da w g�r�. Po szarym niebie sun� srebrnoniebieskie litery:
Me ma powod�w do niepokoju. Walki usta�y. Godzina policyjna
odwo�ana. Rz�d rewolucyjny zach�ca obywateli do podj�cia co-
dziennych zaj��.
Leciwa sprzedawczyni bilet�w loteryjnych podj�a swe codzien-
ne zaj�cie i cz�apie ku Aiah na bosych, opuchni�tych stopach. Praw-
dopodobnie sprzedawa�a losy nawet podczas zaciek�ych walk. Aiah
kupuje jeden bilet.
Na szcz�cie, my�li.
Kieruj�c si� drogowskazem: �Taks�wki wodne", idzie ku prowa-
dz�cym w d� schodom. Na kanale stoi ma�a motor�wka z postrz�-
pionym, czerwonym, plastikowym daszkiem. Taks�wkarzem jest
zniszczony m�czyzna w �rednim wieku. Wyci�ga ku Aiah d�o�, po-
zbawion� palc�w, wskazuj�cego i �rodkowego, bierze torb�. Obok
taksometru przytwierdzona jest odr�czna wywieszka: �Przyjmujemy
obc� walut�".
Aiah czyta�a w Kablu przewodnik po Cara�ui i stamt�d zna hotel
niedaleko centrum rz�dowego. Pr�bowa�a wcze�niej dzwoni� i zare-
zerwowa� pok�j, ale telefony nie dzia�a�y.
- Hotel Lada� - rzuca.
M�czyzna podaje jej szponiast� d�o�, pomaga wsi��� do �odzi.
- Tam nie mo�na, prosz� pani. Lada� jest zaj�ty przez wojsko.
- Czy zna pan jaki� inny hotel w tamtej okolicy?
- Wszystkie zaj�o wojsko, prosz� pani.
- Niech mnie pan podwiezie jak najbli�ej Przystani Rz�dowej.
- Ju�, prosz� pani. - Kierowca w��cza taksometr.
Odbija od brzegu, ale potem nie mo�e zastartowa� silnika. Wiatr
pcha ��dk� bokiem po kanale; m�czyzna zdejmuje pokryw� silnika
i zaczyna w nim majstrowa�. P�niej znowu pr�buje uruchomi� motor,
znowu co� poprawia. W tym czasie od przystani odbija kilka taks�wek;
motor�wka, w kt�rej siedzi Aiah, ko�ysze si� na ich kilwaterze.
Dziewczyna zauwa�a, �e taksometr wci�� dzia�a. Zwraca na to
uwag� szoferowi, ten jednak udaje, �e nie dos�ysza�, bo zbyt poch�a-
nia go praca przy silniku. Zn�w go pr�buje uruchomi� - bez skutku.
To chonah, my�li Aiah. Szofer to naci�gacz, a silnikowi prawdo-
podobnie nic nie dolega.
W domu wiedzia�aby, jak zareagowa�, tutaj jest jednak obca, wi�c
si� waha.
Wreszcie przesuwa si� do przodu i wy��cza taksometr. Szofer ma
surow� min�.
- Nie wolno pani tego robi�. Przepis pa�stwowy. Tylko kierowca
mo�e dotyka� taksometru. - Daje krok naprz�d, by znowu w��czy�
taksometr. Dziewczyna przykrywa guzik d�oni�.
- Wpierw niech pan uruchomi silnik. Taksometr w��czy pan potem.
Taks�wkarz wzrusza ramionami. Ostentacyjnie, z przesadn� ener-
gi� majstruje przy silniku. Wreszcie zak�ada pokryw� i g�adko uru-
chamia silnik.
Aiah jest rozbawiona. Nale�y do Barkazil�w, do Przebieg�ego
Ludu. Jej przodkowie od tysi�cy lat zajmowali si� chonah. Takie tri-
ki ma we krwi.
Pontony i barki w tej okolicy s� stare, poni�ej linii wodnej obro-
�ni�te warstwami skorupiak�w. Budynki na pontonach s� r�wnie sta-
re i oblepione, nowe konstrukcje nak�adaj� si� na dawniejsze, tak �e
kszta�tu i funkcji oryginalnych budynk�w nie spos�b rozpozna�.
Przed hotelem Aiah daje kierowcy w gunalahtskich dalderach su-
m�, kt�r� obliczy�a na podstawie kursu wymiany walut. Widz�c sze-
roki u�miech m�czyzny, poznaje, �e przep�aci�a. Taks�wkarz wci-
ska jej w d�o� plastikow� wizyt�wk�.
- Nazywam si� Calla�, prosz� pani! Niech pani dzwoni, kiedy b�-
dzie pani potrzebowa�! Poka�� pani Pa�ac Powietrzny, gdzie toczo-
no wszystkie bitwy! Co pani zechce.
- Mo�e zadzwoni�.
- Bardzo prosz�! Wsz�dzie pani� zawioz�!
- Dzi�kuj�, panie Calla� - m�wi dziewczyna.
Niesie torb�, wchodz�c po wyszczerbionych marmurowych stop-
niach, �liskich od morskiego szlamu. �ebracy na schodach wyci�ga-
j� d�onie. Na szczycie Aiah odwraca si� i spogl�da na t� dziwn� me-
tropoli� - widzi odp�ywaj�c� z pyrkotaniem taks�wk�, star� zako-
twiczon� bark�, tkwi�c� tu prawdopodobnie od lat, rozwieszon� na
niej bielizn�, stado wyn�dznia�ego wodnego ptactwa, gapi�cego si�
na Aiah oczyma jak agaty.
I wtedy wysoko nad kana�em ukazuj� si� kolorowe splecione linie,
wz�r p�ynie jak woda... P�onie na niebie, powstaje szybko niczym
kwiat otwieraj�cy si� na przy�pieszonych zdj�ciach; Aiah chwyta tylko
fragment ca�o�ci - krzywa, labirynt, cudo. Patrzy z otwartymi ustami.
- �ni�ce Siostry - m�wi obcy m�ski g�os.
Kolory blakn�, w polu widzenia zostaje tylko �lad, �arz�cy si�
przez kilka sekund jak fantom po fleszu fotografa.
Odwraca si�, by zobaczy�, kto do niej zagada�, na ko�cu j�zyka
ma mn�stwo pyta�. Obok stoi pulchny biznesmen o ��tej cerze.
Aiah dostrzega b�ysk w jego oku, widzi, �e m�czyzna chcia�by po-
flirtowa� z przygodnie napotkan�, dziwn� kobiet�, wi�c kiwa mu tyl-
ko g�ow� i wnosi torb� do �rodka.
NOWY RZ�D WZYWA WYGNA�C�W DO POWROTU
�POTRZEBNE S� WASZE UMIEJ�TNO�CI PRZY
ODBUDOWIE CARAOUI",
M�WI TRIUMWIR DRUMBETH
Hotel mie�ci si� w starym budynku, kt�ry najlepsze dni ma ju� za
sob�. Po halki kr��� prostytutki albo szokuj�co m�ode, albo szokuj�co
leciwe. Po��obiona plastikowa wyk�adzina chroni stare pop�kane ka-
felki, kiedy� pokryte jasnymi abstrakcyjnymi wzorami z zamierz-
ch�ej epoki ruchu geoformist�w. W pokoju Aiah na suficie widnieje
pi�kny fresk z naturalnej wielko�ci postaci� nie�miertelnego Khoma-
ka, kt�ry wywija nad g�ow� karabinem, p�dz�c na swym bajkowym
wierzchowcu - koniu morskim... ale z konia morskiego wystaje drut,
a na ko�cu drutu wisi naga �ar�wka. ��ko ma tandetn� stalow� ra-
m�; spr�yny skrzypi�. Innych mebli nie wstawiono. Nad umywalk�
wisi napis: �Ciep�a woda dost�pna w godzinach 05:00 - 07:00".
Zegarek Aiah wskazuje 10:31, wi�c w tym dniu omin�a j� k�piel.
Jest gniazdko ��czno�ci - telefonu brak. Aiah dowiaduje si�, �e
mo�e wypo�yczy� aparat na godziny i natychmiast to robi. To nie-
zwyk�y przedmiot z par� ci�kich, br�zowych s�uchawek i mikrofo-
nem jak tr�bka, umieszczonym przed twarz� na wy�wieconym br�-
zowym wsporniku w kszta�cie ludzkiej r�ki.
Aiah wie, �e w nowym rz�dzie Constantin jest ministrem zaso-
b�w. Dzwoni do Ministerstwa na Przystani Rz�dowej, lecz udaje
jej si� tylko zostawi� wiadomo��. Telefonuje wi�c do Pa�acu Po-
wietrznego i prosi, by po��czono j� z apartamentem ministra. Nie
mo�e nawet dotrze� do osoby, kt�ra by obieca�a przekaza� infor-
macj�.
- Nie, je�li nie ma pani na li�cie - s�yszy.
- W takim razie, czy mog� rozmawia� z panem Khoriakiem?
- Kto to taki?
-Osoba z otoczenia Constantina. Jest jednym z jego ochroniarzy.
- Zobacz�.
Aiah czeka dziesi�� minut z nadziej�, �e Khoriak nie zgin�� pod-
czas walk.
- M�wi Khoriak.
Co za ulga; Aiah nie zdawa�a sobie sprawy, �e by�a tak podmi-
nowana.
- Khoriak, tu Aiah. Aiah z Jaspeer. Pami�tasz mnie?
- Oczywi�cie.
Oczywi�cie. Idiotka. Przecie� od ich ostatniego spotkania up�yn�-
�o zaledwie kilka dni.
- Jestem w Cara�ui. W hotelu �Ocean". Chcia�abym si� spotka�
z metropolit� Constantinem, ale nie mog� do niego dotrze�.
- Przeka�� mu.
P� godziny p�niej Aiah p�ynie prywatn� szalup� Constantina.
Szybko posz�o. Przebywa w Cara�ui nieca�e dwie godziny.
TRIUMWIR PARO WYZNACZA DZIE� MOD��W
DALAVANI MAJ� PO�CI� W PI�TEK
Szalupa zosta�a chyba zarekwirowana Keremathom lub ich po-
plecznikom. Kad�ub zrobiony jest z b�yszcz�cego czarnego polime-
ru, a srebrzysty brze�ek to nie chrom, lecz prawdziwe ja�niej�ce sre-
bro, regularnie polerowane przez za�og�. Mo�e zreszt� zastosowano
tu jak�� plazmow� alchemi�.
��d�, przy�pieszaj�c, wydaje g��boki pomruk. To wod�r pali si�
w turbinach. Widocznie silnik ma znaczne nadwy�ki mocy.
Kapitanem jest czarnosk�ry Cheloki, nowo przyby�y do Cara�ui.
Dobrze prowadzi ��d�, ale nie zna terenu - bezustannie zerka na ma-
p� przypi�t� obok steru. Jeden z �o�nierzy ustawia na stole na rufie
wykwintne bia�e wino i kosz z kanapkami. �o�nierz czuje si� nie-
swojo w roli stewarda - zaledwie przed tygodniem prawdopodobnie
bra� udzia� w walkach - ale porusza si� do�� zr�cznie. Aiah u�wia-
damia sobie, �e od wczorajszej drugiej tercji nic nie mia�a w ustach
i stara si� nie okazywa� �ar�oczno�ci.
Op�ywowa motor�wka mknie jak strza�a po zielonej wodzie. Po
obu stronach pi�trz� si� pontony z wyblak�ymi has�ami i portretami
martwych obecnie Keremath�w. �Nasza rodzina to Twoja rodzina" -
g�osi has�o wygi�te w �uk nad martwymi, �uszcz�cymi si� twarzami.
Aiah wypatruje delfin�w - jednego raz spotka�a, rozmawia�a z nim,
wie, �e tu mieszkaj�. Jednak nie dostrzega w wodzie �adnego blade-
go cia�a delfina.
W g�rze po linach mknie zaokr�glony aerodynamicznie wagonik.
To miejski autobus.
Praktyczne rozwi�zanie, my�li Aiah. Taki transport nie blokuje
most�w, nie wymaga budowy drogich podwodnych tuneli jak pneu-
ma czy szyn�wka.
Niebo rozja�niaj� wizerunki Niebieskiego Tytana i Braci Rysio-
watych - plazmowa reklama nowej chromodramy.
Im bli�ej Pa�acu Powietrznego, tym pi�kniejsze widzi budynki:
wytworne kamienice maj� barwione szyby w oknach, a balkony oto-
czone s� bogato rze�bionymi barierkami; roz�o�yste biurowce przy-
kucn�y na pontonach jak gotuj�ce si� do skoku zwierz�ta. Nie ma tu
budowli a� tak wysokich jak w Jaspeer; zbyt obci��a�yby pontony.
A potem ��d� przecina teren bitwy i kontrast szokuje: wida� ci�-
gi przycupni�tych poczernia�ych dom�w z zapadni�tymi dachami
i wylewaj�cy si� na ulic� gruz. Przy przystaniach cicho ko�ysz� si�
barki wype�nione �liskimi plastikowymi workami. Kap�ani o twa-
rzach przys�oni�tych gaz� chirurgiczn� oporz�dzaj� wydobyte z gru-
z�w martwe cia�a.
- Przyjd� odby� �a�ob�! - krzycz� megafony z ci�ar�wki. -
Odb�d� �a�ob� po zmar�ych!
Tu dzia�a� P�on�cy Cz�owiek, ognista plazmowa burza w kszta�-
cie cz�owieka. Walczy� po stronie Constantina, staraj�c si� powstrzy-
ma� kontratak si� rz�dowych. Mag nie mia� jednak do�wiadczenia
i operacja wymkn�a mu si� spod kontroli.
Dwadzie�cia pi�� tysi�cy ofiar. Z magiem w��cznie. Kilka tysi�-
cy �o�nierzy. Reszta to cywile.
Wszystkie te wydarzenia Aiah obserwowa�a z kwatery g��wnej,
pr�bowa�a im zapobiec... zbyt p�no.
To jej wina. Ona dostarczy�a plazmy.
- Przyjd� odby� �a�ob� po zmar�ych!
Ze zniszczonych dom�w zwisaj� ludzie. Cia�a tkwi� w workach -
ko�ysz�cych si� swobodnie na linach przymocowanych do potrzaska-
nych dach�w. To nie trupy, nie ofiary - zawi�li tam ju� po po�arach.
Wariaci? �a�obnicy? S� zbyt daleko i Aiah nie widzi dok�adnie.
Oczy jej �zawi� od unosz�cej si� w powietrzu sadzy. Osusza je r�-
kawem.
A potem na horyzoncie wy�ania si� fantastyczna sylwetka Pa�acu
Powietrznego, �uki i spirale jak trajektorie soko�a w locie. �wiat�o
Klosza po�yskuje na arabeskach sieci kolekcyjnej budynku, rze�by
z br�zu osadzone w fasadzie maj� absorbowa� i udaremni� ataki pla-
zmowe. To ochrona i ozdoba jednocze�nie. Polerowany br�z dodaje
mi�ych dla oka z�otawych akcent�w, lecz znaczenie obronne sieci
drastycznie zmala�o - budowla jest ospowata, pokiereszowana poci-
skami z broni maszynowej, podziurawiona rakietami. Porozbijane
okna zas�oni�te p�achtami plastiku mieszkali Keremathowie, tu
lak�e zgin�li. Gdy atakuj�ce oddzia�y wdar�y si� na g�rne pi�tra,
znalaz�y tam tylko trupy.
W powietrzu za Pa�acem ukazuj� si� klejnoty - reklama diament�w.
Aiah spostrzega zaskoczona, �e z tego gmachu te� zwisaj� ludzie;
dyndaj� w workach umocowanych w niszach budynku. Jednak gdy
podchodzi bli�ej, widzi, �e to nie ludzie, lecz pos�gi.
Zagadka. Zapyta o to przy najbli�szej okazji.
Gigantyczn� konstrukcj� zbudowano na tratwie zestawionej z kil-
ku ponton�w. ��d� kieruje si� mi�dzy dwa pontony w w�sk� wodn�
uliczk�, o�wietlon� jaskrawymi reflektorami sodowymi umieszczo-
nymi nad wod� i pod jej powierzchni�. Aiah spogl�da w mleczn�
wod�, wypatruje delfin�w, ale ich nie widzi.
Szalupa zatrzymuje si� na przystani obok innego, r�wnie imponu-
j�cego statku. �o�nierz-steward zeskakuje na p�ywaj�ce molo. Wy-
ci�ga r�k� ku Aiah.
- T�dy, prosz� pani.
Nabrze�e patroluj� �o�nierze w ciemnoszarych mundurach i he�-
mach - Cheloki Constantina. Constantin nie wierzy miejscowym od-
dzia�om, kt�re w istocie zdoby�y to miejsce: wtedy przesz�y na stro-
n� przeciwnika, wi�c mog� to zrobi� po raz drugi.
Prawdopodobnie ten obszar nadzoruj� r�wnie� teleobecni mago-
wie. Taki �rodek bezpiecze�stwa by�by w tej sytuacji naturalny.
Drzwi prowadz�ce do wn�trza pontonu to �luza powietrzna. Aiah
ma wra�enie, �e ci�k� stalow� bram� niedawno otwierano. We-
wn�trz pontonu stoi biurko o z�otych brzegach, przy kt�rym spraw-
dzaj� to�samo�� Aiah i wr�czaj� identyfikator.
- Kto� po pani� zejdzie - s�yszy.
Ten kto� pojawia si� chwil� p�niej, dziewczyna rozpoznaje go
i u�miecha si�, ale m�czyzna nie odpowiada u�miechem. Ma tak�
min�, jakby uwa�a� j� za niechciany problem.
- Panie Martinus - wita go.
- Panno Aiah.
To olbrzym, jeden z ochroniarzy Constantina, nie tylko szkolony
do wojny, lecz r�wnie� dla wojny wyhodowany. Zmieniono mu ge-
ny, by mia� masywne, umi�nione cia�o i kocie odruchy. Jego twarz
wygl�da jak he�m, oczy osadzone s� g��boko, pod ochronnymi kost-
nymi p�ytami. Na knykciach wystaj� wypuk�o�ci z grubej sk�ry.
- Witamy w Caraqui - m�wi.
- Dzi�kuje, prosz� pana.
Martinus eskortuje j� do windy i naciska d�wigni�. Aiah czuje
zapach spalenizny - to wspomnienie walk. Winda nie wznosi si�
pionowo do g�ry, lecz sunie po luku, dostosowuj�c si� do krzywizn
budynku. Mimo ekstrawaganckiego kszta�tu Pa�ac Powietrzny jest
generatorem plazmy, ma destylowa� esencj� magicznej mocy. Jego
metalowa struktura to starannie zaplanowany labirynt element�w
umieszczonych w stosunku do siebie tak, by wykorzystuj�c zale�-
no�ci geomantyczne, zwi�kszy� generacj� plazmy.
Drzwi windy otwieraj� si�. Aiah widzi pod�og� pokryt� zbytkow-
nym, grubym dywanem koloru czerwonego wina. �ciany wy�o�ono
boazeri� z ciemnego drewna - prawdziwego drewna! - przeci�t�
uko�nymi pasami jasnej glazury i wstawkami z litego z�ota, przedsta-
wiaj�cymi ptaki w locie. Cz�� �ciennych ozd�b z�upili szabrownicy.
W regularnych odst�pach korytarz przegradzaj� rozsuwane szklane
drzwi osadzone w wypolerowanych br�zowych ramach. Drzwi otwie-
raj� si� automatycznie, gdy kto� si� do nich zbli�a; Aiah widzi jednak,
�e mo�na je r�wnie� zamkn�� na klucz. Wtopione w szk�o migocz�
druty br�zowej siatki. To cz�� systemu obronnego budynku: ogrom-
ny Pa�ac podzielono na odizolowane sekcje, by pojedynczemu ataku-
j�cemu magowi uniemo�liwi� buszowanie po ca�ym budynku.
Martinus otwiera kasetonowe drzwi i wpuszcza Aiah do �rodka.
- Prosz� tu zaczeka�.
Aiah wchodzi do pomieszczenia.
- Jak d�ugo mam czeka�?
- Nie wiem.
Martinus zamyka drzwi. Aiah rozgl�da si�. Boazeria, lustra w z�o-
tych ramach, dwa olbrzymie owalne okna, cudem ocala�e podczas
wojny. To sala konferencyjna: stoi tu ogromny nerkowaty st� -
z drewna! - oraz z�ote krzes�a z tapicerk� obci�gni�t� br�zow� ciel�-
c� sk�r�. Nawet popielniczki, rozstawione parami wzd�u� sto�u, s�
z kutego z�ota.
Tu r�wnie� panuje dra�ni�cy gard�o zapach spalenizny, nieust�-
pliwy zapach tl�cych si� w�gli.
Na zewn�trz przy oknach nurkuje sok� w�drowny - ciemna smu-
ga na tle opalizuj�cego Klosza. Aiah podchodzi do okna, maj�c
nadziej�, �e zobaczy soko�a na tle miasta. Nie widzi go - mo�e ptak
usiad� ju� gdzie� na gzymsie i je schwytanego przed chwil� go��bia.
Pok�j wystaje z fasady pa�acu i Aiah ma wyj�tkowy widok na
miasto-�wiat, na budynki, wie�e i kana�y, kt�re ci�gn� si� w niesko�-
czono��, a� po p�aski morski horyzont. W powietrzu, mi�dzy dwie-
ma odleg�ymi wie�ami, przep�ywa wielki linowy tramwaj. Mam pod
sob� wod�, my�li dziewczyna. �atwo o tym zapomnie�.
Na niebie rozkwita wielki obraz plazmowy, surowa twarz aktora
Kherzakiego. Twarz cz�owieka w�adczego. To reklama chromodra-
my Panowie Nowego Miasta, opartej na wczesnych epizodach z �y-
cia Constantina. Ogniste p�atki rozwijaj� si� w p�on�ce wyrazy.
Obejrzyj to natychmiast... rozkazuje niebo.
Czy to reklama czy rozkaz panuj�cego triumwiratu, zastanawia
si� Aiah. Czy napis nie powinien brzmie� Obejrzyj to natychmiast...
bo zobaczysz!
Otwieraj� si� drzwi za jej plecami, Aiah odwraca si�, wirowanie
w uchu �rodkowym wywo�uje u niej chwilow� dezorientacj�... a gdy
to mija, p�on�cy obraz na niebie zostaje zast�piony przez prawdziwe-
go Constantina, przez tw�r znacznie bardziej niebezpieczny. Wygl�-
da prawie dostojnie w skromnych bia�ych koronkach, czarnych ob-
cis�ych spodniach i marynarce z czarnego aksamitu. Aiah od razu
wie, �e jej przyjazd by� pomy�k�. Serce ma �ci�ni�te.
Constantin jej nie kocha. Byli przedtem kochankami, owszem,
lecz to zupe�ny przypadek, wyj�tkowy zbieg niepowtarzalnych oko-
liczno�ci, szczeg�lny moment, szczeg�lne miejsce, szczeg�lny po-
ryw... Je�li co� od niego otrzymam, to tylko dzi�ki obrzydliwemu po-
czuciu obowi�zku, a nie dlatego, �e mu na mnie zale�y lub �e mog�
mu by� przydatna, my�li.
- Panna Aiah - wita j�, podchodz�c. M�wi dudni�cym baryto-
nem, kt�ry rezonuje w ca�ym ciele dziewczyny.
Aiah pami�ta - jest to g��boko utrwalone w jej nerwach i ko-
�ciach - ten spos�b poruszania si�, trzyman� w ryzach, cho� trudn�
do poskromienia energi�, intelektualne opanowanie, dziwn� kompo-
zycj� si�y i delikatno�ci.
- Jeste�my w Skrzydle Sowy. - W g�osie Constantina pobrzmie-
wa ironia. Obchodzi wielki st�. - Te okna - wskazuje je gestem -
maj� reprezentowa� oczy sowy.
Aiah jest wysoka, lecz czarnosk�ry Constantin nad ni� g�ruje, ma
silne ramiona i wypuk�y tors. Posmarowane olejkiem, zaplecione
w warkoczyki w�osy zwisaj� mu na lewym ramieniu; ko�ce warko-
czy spi�� srebrnym ornamentem Szko�y Radrithy. Ma ponad sze��-
dziesi�tk�, lecz plazmowa kuracja odm�adzaj�ca utrzymuje jego cia-
�o w apogeum m�odo�ci i zdrowia. Lekko nalana twarz sugeruje ule-
ganie s�abo�ciom - ta cecha raczej frapuje, ni� odstr�cza. Jego nogi
st�paj� bezg�o�nie po dywanie.
G��boki g�os nadal dudni.
- Mamy tu r�wnie� Skrzyd�o Drapie�c�w - m�wi, na�laduj�c
zwi�z�y styl przewodnik�w wycieczek - i Skrzyd�o �ab�dzie z lu-
ksusowymi apartamentami, a tak�e Skrzyd�o �urawia...
Oczyma �ledzi twarz kobiety, wyczuwa si� niemal skupion� pra-
ce jego umys�u, zaprz�tni�tego sprawami istotniejszymi ni� wyciecz-
ka po pa�acu.
Podchodzi na wyci�gni�cie ramienia. W jego ognistych oczach
pojawia si� b�ysk ostro�no�ci, znak, �e co� skrywa. Mo�e jak�� de-
cyzj� lub opini�.
- Czy mog� spyta�, czemu tu przyby�a�?
Serce Aiah bije w gardle niczym mechaniczny m�ot. B��d, pope�-
ni�am b��d, my�li.
- Jak przypuszczam, po to, by pracowa� - odpowiada.
Constantin u�miecha si� i Aiah dochodzi do wniosku, �e odpowie-
dzia�a w�a�ciwie. Nagle czuje przyp�yw ulgi i kr�ci jej si� w g�owie.
Metropolita bierze j� w ramiona. Jego zapach atakuje zmys�y,
Aiah u�wiadamia sobie, jak bardzo za tym t�skni�a.
To absurd, �e tak mi na tym zale�y, my�li. Constantin to gigant,
fragment rzeczy wielkich, pot�niejszych nawet od niego - nie nale-
�y do samego siebie, a ju� o mnie nie ma co wspomina�.
Aiah powtarza sobie to surowo i powa�nie.
Lecz teoretyczne nauki nie maj� nic wsp�lnego z jej pragnienia-
mi. Pragnienia s� samowystarczalne i �yj� w�asnym �yciem.
Aiah czuje, jak Constantin przesuwa nieco ci�ar cia�a - oznaka
niepokoju. Cierpliwo�� nie jest jego mocn� stron�. Dziewczyna
uwalnia si� z ramion m�czyzny, daje krok w ty�.
On j� jednak obserwuje; w nakrapianych z�otem, piwnych oczach
p�onie inteligencja.
- Czy �ciga�a ci� policja?
- Tak - odpowiada Aiah, lecz zaraz si� poprawia: - Nie. Cho� nie
jest to wykluczone. - Wzrusza ramionami. - Wiedz�, �e bra�am w tym
udzia�, ale raczej nie zdo�aliby tego dowie��. Obserwowali mnie.
- Wyrwa�a� si� bez trudno�ci?
- Uciek�am. - Waha si�. - Kto� mi chyba pom�g�. Okaza�o si� to
�atwiejsze, ni� my�la�am.
- A ten tw�j miody przyjaciel. Gil?
Aiah prostuje ramiona, zbroi si� wewn�trznie, by nie da� si�
smutkowi.
- Z tym koniec.
- A praca w Zarz�dzie Plazmy?
- Skontaktowa�am si� z nimi i powiedzia�am, �e bior� wolne. -
Wzrusza ramionami. - Nie wiem, dlaczego po prostu nie z�o�y�am
wym�wienia.
M�czyzna rzuca jej rozbawione spojrzenie.
- Jeste� ostro�na, panno Aiah. To rozs�dne z twojej strony, �e si�
nie zwalniasz, p�ki nie dostaniesz nast�pnej pracy.
Spogl�da na niego.
- A dostan�?
- Chyba mog� zaproponowa� co� na miar� twych talent�w.
Wsuwa d�onie do kieszeni marynarki i zaczyna si� skrada� wok�
sto�u; niespokojne ruchy towarzysz� niespokojnym my�lom.
- Wiesz, �e ostatni rz�d by� bardzo z�y - powiada. - Skorumpowany
ponad... ponad wszelki rozs�dek. - Macha wielk� d�oni�. - Nawet za-
k�adaj�c, �e to z�odzieje, �e pragn�li si� tylko wzbogaci� i ci�gn�� nie-
uczciwe zyski... ale dopuszcza� si� a� takich kradzie�y, grabi� w�asn�
metropoli�, to by�o nieracjonalne. W g�owie si� nie mie�ci, ile plazmy
ukradli. Z�upili podstaw� swej w�asnej pot�gi, zagrozili bezpiecze�-
stwu w�asnego pa�stwa. I chyba zupe�nie nie zdawali sobie z tego
sprawy. No c�... - M�czyzna opiera si� o blat sto�u d�oni� zaci�ni�-
t� w pi�� i rzuca Aiah wyzywaj�ce, gniewne spojrzenie. - W ka�dym
razie ja nie jestem �lepy i g�uchy. Kradzie�e tego wyj�tkowego, spo-
�ecznego dobra musz� usta�. Czy dysponuj� jednak si��, by .wprowa-
dzi� nowe dekrety albo cho�by wymusi� przestrzeganie starych?
Wzrusza ramionami, poprawia jedn� ze z�otych popielniczek
i znowu zaczyna sw�j marsz.
- Moi �o�nierze nie nadaj� si� do pracy policyjnej. Lokalne w�adze
s� skorumpowane, tak jak ich dawni mocodawcy, i musz� up�yn�� la-
ta reform, nim si� to zmieni. Do takiej pracy potrzebna mi w�asna po-
licja, w�asna baza. Tutejszy ruch Nowego Miasta to zaledwie kilku
intelektualist�w, ko�a dyskusyjne. Nie mam kadr, nie mam zorgani-
zowanej grupy zwolennik�w na odpowiednie stanowiska. I... - Spo-
gl�da na Aiah z wyzwaniem. Dziewczyna czuje, jak po plecach sp�y-
wa jej lodowata woda.
- Ty stworzysz te si�y. W przesz�o�ci znajdowa�a� z�odziei pla-
zmy, a w mojej s�u�bie sama by�a� takim z�odziejem. Chc�, by� zna-
laz�a tych rabusi�w i obr�ci�a ich pot�g� na s�u�b� pa�stwa.
Aiah nie wie, czy si� �mia� czy przerazi� t� propozycj�.
- Metropolito, czy na pewno zale�y ci na mojej wsp�pracy?
W oczach m�czyzny pojawia si� b�ysk ch�odnego rozbawienia.
- Oczywi�cie - m�wi. - Jakie s� przeszkody?
- Przede wszystkim, jestem cudzoziemk�.
- To przemawia na twoj� korzy��. Nie nale�ysz do tutejszych sko-
rumpowanych struktur.
- Nigdy nie zajmowa�am si� prac� policyjn�.
- B�dziesz mia�a ludzi, ludzi wykwalifikowanych, kt�rzy zrobi�
t� robot� za ciebie. Chc�, by� tym wszystkim zarz�dza�a, by wydzia-
�em kierowa� kto�, komu m�g�bym ufa�.
- Mam dwadzie�cia pi�� lat! - protestuje dziewczyna. - Nigdy
w �yciu nie kierowa�am tak� instytucj�.
Constantin spogl�da na ni� ostro.
- Pracowa�a� w agencji rz�dowej, zajmuj�cej si� przestrzeganiem
przepis�w dotycz�cych plazmy. Wiesz, kiedy wszystko jest w po-
rz�dku, a kiedy nie. Studiowa�a� na uniwersytecie administracj�. -
Patrzy na ni� uwa�nie swymi popstrzonymi z�otem oczyma i kiwa
g�ow�. - Wierz� w twoje zdolno�ci, cho� ty sama w nie nie wierzysz.
Nigdy mnie nie rozczarowa�a�, panno Aiah.
- Gdybym szuka�a z�odziei plazmy, nie wiedzia�abym od czego
zacz��.
Constantin ods�ania z�by.
- Zacznij w moim biurze. Moja poczekalnia roi si� od ludzi pro-
ponuj�cych mi �ap�wki. - U�miecha si�. - Dam ci list�.
-Ja...
- I Specjalni... stare si�y policyjne... ich archiwa powinny zawie-
ra� cenne informacje. Natychmiast po zako�czeniu walk Sorya po-
prowadzi�a lotny szwadron do ich kwatery g��wnej, by zabra� im
teczki. Te archiwa nale�� teraz do nas i... - Constantin u�miecha si�
drapie�nie. - S� bardzo u�yteczne.
Aiah upada na duchu na my�l o Soryi, kochance Constantina -
m�wi�c dok�adniej, jego oficjalnej kochance.
- Czy b�d� musia�a wsp�pracowa� z Sory�? - pyta. - Ponie-
wa�... - S�owa j� zawodz�. - S�dz�, �e mnie niezbyt lubi.
Na twarzy Constantina przelotnie pojawia si� wyraz pogardy.
- Wsp�praca przy tym projekcie le�y w interesie was obu.
- Tak, z pewno�ci� - odpowiada cierpliwie Aiah.
Constantin zn�w obchodzi st�, staje obok dziewczyny, podnosi
z�ot� popielniczk�, trzyma j� w obu d�oniach.
- Rz�d og�osi amnesti� dla z�odziei plazmy - m�wi. - Trwaj�c�
mniej wi�cej miesi�c. Przez ten czas przygotujesz si� ze swoim ze-
spo�em do dzia�ania, uporz�dkujesz dane, przeprowadzisz wst�pne
�ledztwo w kilku sprawach. A potem... - Jego u�miech nabiera cie-
p�a. - Zawsze spe�nia�a� moje oczekiwania, z nawi�zk�. Uwa�am, �e
tym razem b�dzie podobnie.
Aiah wzdycha.
- Tak. Je�li rzeczywi�cie tego chcesz.
- Gangsterzy, panno Aiah - przypomina Constantin. - W Jaspeer
nazywali�cie ich Operacj�. Tu nazywaj� si� Srebrna D�o�. S� zagro-
�eniem i dla nas, i dla Nowego Miasta, i musz� zosta� zniszczeni.
Zniszczeni ca�kowicie. Jak najszybciej, zanim d�oniarze zapewni�
sobie... - chmurzy si� - doj�cia do nowych struktur.
A�ah wspomina Operacj�, ulicznych kapitan�w, ich kamienne,
nieludzkie oczy i jak najbardziej ludzk� chciwo��. Trudno si� by�o
od nich uwolni�; wyrz�dzili krzywd� jej rodzinie i Aiah d�ugo �ywi-
�a do nich nienawi��.
Niech go diabli, �e mi o tym przypomnia�, my�li.
- Podejm� si�, je�li rzeczywi�cie tego chcesz.
Br�zowe oczy patrz� na ni� uporczywie.
- Powiedzia�em �zniszczeni". Wyrazi�em si� chyba jasno.
Dziewczyna kiwa g�ow�. Zaciska pi�ci, zatapiaj�c paznokcie
w d�oni.
- Tak - m�wi. - Mog� to zrobi�.
Metropolita spogl�da na z�ot� popielniczk�, kt�r� trzyma w r�ku,
oczy dziewczyny id� za jego spojrzeniem. Masywne d�onie zgniot�y
popielniczk�, bez widocznego wysi�ku zmieni�y j� w skr�ty ��tego
metalu. Constantin u�miecha si� i podnosi przedmiot w g�r�.
- Zbyt kowalna - komentuje. - Coraz mniej mi odpowiada tutej-
sza bezcelowa ostentacja.
Aiah patrzy na niego uwa�nie.
- B�d� o tym pami�ta�, metropolito.
Na ustach Constantina ta�czy przebieg�y u�miech. Metropolita
robi zamach r�k� i bry�a z�ota sunie po blacie, cicho pobrz�kuj�c,
uderza ze szcz�kiem w drug� popielniczk�, str�ca j� na dywan, po
czym sama zatrzymuje si� i kr�ci leniwie na g�adkim drewnie.
- Znajd� ci biuro - m�wi Constantin. Ujmuje Aiah za rami�, pro-
wadzi do drzwi. - Chwilowo od��my dyskusj� o pensji i innych ta-
kich sprawach. Bud�et jest w stanie p�ynnym - m�wi z u�miechem.
- Wyznacz� ci mieszkanie tutaj w pa�acu. Chc� ci� mie� tu� obok.
D�o� spoczywaj�ca na ramieniu Aiah jest bardzo ciep�a. Tak, tu�
obok, my�li dziewczyna.
- Gratuluj� panu udanej rewolucji, metropolito - m�wi.
Constantin otwiera drzwi.
- Dokonali�my jedynie zmiany rz�du - stwierdza. - W�a�ciwa re-
wolucja jeszcze przed nami.
- W ka�dym razie, moje gratulacje.
- Dzi�kuj� - odpowiada, gdy dziewczyna przekracza pr�g.
PRZED�U�ENIE �YCIA
Cӯ SZKODZI �Y� WIECZNIE'
ROZS�DNE WARUNKI - DYSKRECJA ZAPEWNIONA
Constantin przekazuje Aiah swym asystentom, kt�rzy nie wiedz�,
co z ni� pocz��. Jednak przed ko�cem pierwszej tercji Aiah ma ju�
biuro w Skrzydle Sowy. Jest przy nim gabinet sekretarki, cho� bez
sekretarki. Wyposa�enie sk�ada si� z przyjemnego metalowego biur-
ka, ozdobionego dziurami od ku�, i nie dzia�aj�cej konsoli komuni-
kacyjnej. W rogu stoi komputer Evo-Matic - mosi�dz i op�ywowe
skrzyd�a - lecz wymaga on gniazdka komunikacyjnego z trzema
wtykami, a w biurze nie ma takich gniazdek. W oknie, przymocowa-
na w miejsce szyby zas�ona z plastiku �opocze g�o�no z ka�dym po-
rywem wiatru.
Natomiast na pod�odze le�y �adny, szary dywan w czarne wzory
przypominaj�ce geomantyczne skupiacze.
Z tego gabinetu Aiah ma kierowa� wydzia�em, kt�ry jeszcze nie
istnieje, nie ma tradycji, personelu, archiw�w, bud�etu. A jednak po-
wierzono mu zadanie nies�ychanie trudne i wa�ne.
Zbieranie plazmy. Najwa�niejszego czynnika w�adzy i pot�gi,
gdy� dzi�ki niej mo�na wszystkiego dokona�.
Przekszta�cona masa to energia - chodzi tu nie o posta� obiekt�w,
lecz o spos�b ich traktowania. Masa we w�a�ciwym uk�adzie, odpo-
wiednio skonfigurowana, mo�e wytwarza� energi�.
Czyli plazm�.
Nauka zajmuj�ca si� takim konfigurowaniem masy, by powsta�a
plazma, to geomancja.
Poniewa� plazma w pewien spos�b rezonuje z ludzk� wol�, mo�-
na j� wykorzysta� do kreacji rzeczywisto�ci, do tworzenia prawie
wszystkiego, co potrafi wykoncypowa� ludzki umys�. Leczy� choro-
by, zmienia� geny, niszczy� �ycie, zatrzyma� lub odwr�ci� procesy
starzenia, a tak�e dokonywa� rzeczy znacznie subtelniejszych: zmie-
nia� jedn� emocj� w drug�, tworzy� mi�o�� czy nienawi�� tam, gdzie
przedtem ich nie by�o. Plazma potrafi burzy� wie�owce, przemiesz-
cza� obiekty, produkowa� szlachetne metale z materii podstawowej
lub po prostu tworzy� materi� z nico�ci.
W ideologii Constantina plazma jest najbardziej rzeczywistym
obiektem we wszech�wiecie, gdy� mo�e wszystko urzeczywistni�,
mo�e te� odrealni� rzeczy ju� istniej�ce.
Praca Aiah mia�aby teraz polega� na wytworzeniu z nico�ci cze-
go� realnego.
�Stw�rz si�y policyjne".
Przecie� do tego potrzeba niezwyk�ych kompetencji maga. To
absurd.
Aiah bazgrze co� na kartce papieru i pr�buje u�o�y� plan. Zazwy-
czaj nietrudno si� dowiedzie�, kim s� wielcy z�odzieje, natomiast od-
krycie, gdzie trzymaj� zagarni�te dobra, to zupe�nie inna sprawa.
�Zawsze spe�nia�a� moje oczekiwania, z nawi�zk�".
Po kilku godzinach ma ochot� wyplu� te s�owa prosto w twarz
Constantina.
Ciska pi�ro, wstaje, spaceruje po pokoju. Plastik w oknie grze-
chocze na wietrze.
�Witajcie w Wolnym Caraq" my�li. Dlaczego to w�a�nie ja mam
uzupe�ni� brakuj�ce litery?
Nagle w drzwiach staje Sorya i serce Aiah podchodzi do gard�a.
- Cze��, panienko. - Sorya wchodzi do pokoju i podaje Aiah tor-
b�. - Przynie�li to z twojego hotelu.
- Dzi�kuj�. - Aiah bierze swoje rzeczy. Odkas�uje popi� dra�ni�-
cy jej gard�o.
Sorya systematycznie w�druje zielonymi oczyma po pokoju. Na
ustach ma leniwy u�miech. Stoi w pozie wywa�onej, jak tancerka,
biodra wysun�a do przodu. Jej twarz okalaj� w�osy z blond pasem-
kami. Zazwyczaj odziewa swe lamparcie cia�o w kolorowy, morelo-
wy lub zielony, jedwab; j�drne mi�nie, owal piersi i bioder s� jak
barwny kwiat... teraz jednak ma na sobie zielony mundur bez dys-
tynkcji, na ramiona zarzuci�a wyblak�y, ci�ki wojskowy p�aszcz
z mosi�nymi guzikami, na g�ow� w�o�y�a nonszalancko, na bakier
spiczast� czapk�. To ju� nie kwiat, to zupe�nie co� innego.
Mag, mocarny mag. Wojownik, genera�. Pot�ny i chc�cy wi�cej
pot�gi.
- Dobrze ci zap�acili�my za us�ugi oddane w Jaspeer - m�wi. -
Odnios�am wra�enie, �e po�egnali�my si� na zawsze.
- Mia�am gliniarzy na karku.
- To nierozwa�ne z twojej strony. - Sorya unosi brew. Obraca si�,
maszeruje do drzwi i przez rami� ogl�da si� na Aiah. - Pozw�l, �e
ci� zaprowadz� do twoich apartament�w w Skrzydle Czapli.
Aiah odchrz�kuje, odzyskuje mow�.
- Nie masz nic wa�niejszego do roboty?
Sorya �mieje si� melodyjnie.
- Pomagam warto�ciowemu pracownikowi zorientowa� si� w no-
wym otoczeniu. Chod�my.
Aiah idzie za ni�. Sorya prowadzi korytarzem nieznacznie wygi�-
tym na zewn�trz. Taka konstrukcja ma prawdopodobnie zwi�kszy�
produkcj� plazmy.
- Wyznaczono mnie na szefa Sekcji Wywiadu - oznajmia Sorya.
- Na dawniejsze stanowisko Drumbetha?
- Pu�kownik Drumbeth pracowa� w wywiadzie wojennym. Ja je-
stem cywilem, podlegam Ministerstwu Administracji.
Aiah czuje ucisk w piersiach.
- Zosta�a� wiec szefem Specjalnych.
Nies�awnej, brutalnej, stosuj�cej tortury policji politycznej.
- Maj� nas przemianowa� na Si�y Wewn�trzne - rzuca Sorya
niedbale. - Dow�dcy Specjalnych zostan� przes�uchani. S� cenni
tylko ze wzgl�du na posiadane informacje. Kiedy je wydostaniemy,
oczekuj�, �e os�dzi si� ich i rozstrzela. - Znad ramienia obdarza
Aiah zimnym u�miechem. - To zbrodniarze, wi�c ludzie oczekuj�
w�a�nie tego.
Sorya podchodzi do windy, naciska guzik. W drzwiach z polero-
wanego br�zu Aiah widzi w�asne zniekszta�cone odbicie: wysokie,
chude cia�o, br�zowa sk�ra, k�dzierzawe w�osy �ci�gni�te z ty�u
w wygodny w�ze�. Wyci�gni�ty, niezgrabny, nieokre�lony kszta�t,
ca�kowite przeciwie�stwo Soryi, kt�ra ma idealne cia�o, oryginalny
str�j, postaw� tancerki i bezlitosn� pewno�� siebie.
- Twoje zasadnicze obowi�zki b�d� polega�y na zbieraniu infor-
macji wywiadowczych - m�wi Sorya. - Ufam, �e b�dziesz si� nimi
dzieli�a z moim wydzia�em.
Aiah szuka w�a�ciwej odpowiedzi.
- Owszem, je�li m�j minister wyrazi na to zgod� - oznajmia.
Jej ministrem, jak przypuszcza, jest Constantin. Niech sobie z tym
radzi tak, jak uzna za stosowne.
Drzwi windy rozsuwaj� si�, ods�aniaj�c wn�trze wy�o�one lustrami
i pluszem. Kobiety wchodz� do �rodka. Mosi�n� r�czk� sterownika
windy wykuto w kszta�cie orlego szponu zaci�ni�tego na po�yskuj�-
cym krystalicznym jaju. Sorya ustawia r�czk� na w�a�ciwe pi�tro i gdy
winda rusza, opiera si� ramieniem o jedno z luster i obserwuje Aiah
spod daszka czapki.
- Stawiasz si� w niebezpiecznym po�o�eniu � m�wi.
Po plecach Aiah sp�ywa zimna pow�d�. Nier�wnomierny ruch
windy wywo�uje w uchu �rodkowym uczucie trzepotania.
- Czy niebezpiecze�stwo grozi mi z twojej strony? - pyta.
Na ustach Soryi bawi teraz zimny, cyniczny u�mieszek.
- Czemu� mia�abym zaprz�ta� sobie g�ow� niszczeniem ciebie?
Ju� m�wi�am, �e nie �ywi� do ciebie �adnych wrogich uczu�. Nie
obchodzi mnie, czy mi wierzysz czy nie. Ponadto - wzrusza ramio-
nami - zachowuj� swoj� pot�g� na rozpraw� z wielkimi i na powi�k-
szanie w�asnego obszaru dzia�ania. Niszczenie ciebie by�oby godn�
pogardy wprawk�, a ja nie chc� my�le� o sobie jak o cz�owieku ma-
�ym czy godnym pogardy. Przyznaj przynajmniej, panno Aiah, �e
mam nieco dumy.
Rozbrzmiewaj� delikatne kuranty, d�wi�k wisi przez chwil�
w powietrzu. Winda staje, drzwi si� otwieraj�. Sorya wyci�ga d�o�,
przekr�ca mosi�n� ga�k�, nie dopuszczaj�c do zamkni�cia drzwi,
i zwraca si� do Aiah, marszcz�c lekko czo�o, jakby rozwa�a�a jaki�
drobny problem:
- Chcia�abym tylko zwr�ci� uwag�, �e na og� przyjaciele Con-
stantina nie �yj� zbyt d�ugo. Ludzie nie obdarzeni w�asn� wielko�ci�
nie prze�ywaj� d�ugo w pobli�u wielkich.
Aiah zbiera si�y, nie spuszcza oczu pod wzrokiem Soryi. Winda
wydaje si� teraz bardzo ciasna.
- M�wi�a� mi ju� o tym - przypomina.
- I wtedy mia�a� do�� rozs�dku, by pos�ucha� mojej rady. Wzi�-
�a� od nas pieni�dze, posz�a� swoj� drog�. Ale teraz... - Sorya zno-
wu wzrusza ramionami. - Jeste� na linii ognia. Nie m�w tylko, �e ci�
nie ostrzegano.
- Na linii ognia? - dziwi si� Aiah. - Walki ju� si� sko�czy�y.
Sorya ma oczy w�skie jak szpareczki.
- Walki nie ko�cz� si� nigdy - oznajmia. - Wszystkie rozejmy s�
tylko czasowe. Wszystkie wojny to ci�gle jedna i ta sama wojna.
Niekiedy robi si� przerwy, by dostosowa� sprz�t. Wojna i polityka to
dwie strony tego samego zjawiska, to znaczy konflikt�w ludzkiej
woli, d��enia do pot�gi, wielko�ci, do powi�kszenia wp�yw�w. Ca�a
reszta, �rodki, za pomoc� kt�rych jedno d��enie rzuca wyzwanie
drugiemu - wojna czy pok�j, prawo czy polityka - to tylko mecha-
nizmy. - Zielone oczy kobiety migoc�. - Naucz si� tego, je�li chcesz
prze�y�.
Aiah nabiera powietrza, odchrz�kuje, by nie czu� smaku spalenizny.
- S�dzisz, �e b�dzie wojna?
- Nast�pi konflikt. Nie mog� stwierdzi� w jakiej formie. - Sorya
przechyla g�ow�, wzrok ma nieobecny, zamy�lony. - Zastan�w si�
tylko: Constantin wie, czego chce, ale nowy rz�d tego nie wie. Nic
dziwnego, tyle w nim opcji politycznych. Triumwirat jest podzielony,
nie m�wi jednog�o�nie i nie dzia�a jednomy�lnie. Nadal istnieje partia
Keremath�w, cho� do jej kierowania zosta�o niewielu Keremath�w.
Armi� cara�uijsk� uzupe�niaj� najemnicy od dawna lojalni w stosun-
ku do Constantina. To okazja... dla kogo�.
- S�dzisz, �e Constantin sam zagarnie w�adz�?
-Tylko gdyby musia�, gdyby upad� triumwirat. Constantin jest cu-
dzoziemcem i nie mo�e zaw�adn�� nie swoj� metropoli�, chyba �e... -
Sorya ods�ania w u�miechu bia�e z�by. - Chyba �e Metropolia go po-
prosi, je�li nie znajdzie innego akceptowalnego rozwi�zania. - Jej
wzrok znowu skupia si� na Aiah. - Zbuduj wi�c wydzia�, znajd� pla-
zm�. To zwi�kszy pot�g� Constantina i mo�liwo�ci dzia�ania.
W m�zgu Aiah kr��� niespokojne my�li, lecz nie znajduj� uj�cia.
Sorya ma rozbawion� min�. Niedba�ym ruchem ramion odpycha si�
od �ciany windy i wychodzi do halki na zewn�trz. Aiah idzie za ni�.
Boazeria jest tu wymy�lnie rze�biona w pi�kne owoce i kwiaty. Prze-
chodz� przez dwoje zabezpieczonych pasami z br�zu, hermetycz-
nych drzwi, kt�re automatycznie otwieraj� si� i zamykaj�.
- Jeste�my teraz w Skrzydle �urawia - m�wi Sorya. - Mieszkali
tu niekt�rzy z m�odszych Keremath�w ze swymi lojalistami i klien-
tami. Teraz wszyscy zostali wyrzuceni lub wys�ani do Klosza. - Si�-
ga do kieszeni p�aszcza, wyjmuje klucz na srebrnym �a�cuchu.
Wk�ada w zamek, pchni�ciem otwiera drzwi.
- Tw�j apartament - m�wi. - Przyjemnej tercji snu.
- Dzi�kuj� - odpowiada Aiah.
Sorya upuszcza klucz w jej d�o�, ironicznie uchyla czapki, udaj�c
portiera, i odchodzi, stawiaj�c d�ugie kroki.
Aiah patrzy przez chwil� w g��b ciemnego pomieszczenia, potem
si�ga do wy��cznika. Pod palcami czuje ch�odny metal. Przekr�ca
ga�k�, zapalaj� si� �wiat�a.
Pok�j ja�nieje, ca�y w polerowanym drewnie, po�yskuj�cym me-
talu i mi�kkich, przepysznych tkaninach. Gdy Aiah wchodzi, jej sto-
py zapadaj� si� w puszysty dywan. Pok�j jest trzykrotnie wi�kszy od
mieszkania, kt�re dzieli�a w Jaspeerz Gilem. Zdziwienie �askocze j�
po nerwach. To ma by� jej mieszkanie? Tylko dla niej?
Odk�ada torb� i zamyka drzwi: poruszaj� si� cicho na mosi�nych
zawiasach, wystarczy pchn�� palcem. Aiah z zachwytem ogl�da
apartament - l�ni�ca kuchnia, luksusowy salon, bar z kryszta�owymi
karafkami, lod�wka zjedzeniem, w szafkach zapasy; na tarasie kwit-
n�ce drzewa owocowe. Ko�cami palc�w g�adzi wypolerowan� po-
wierzchni� drewnianych sto��w i zastanawia si�, czy kiedykolwiek
przywyknie do tego, �e wok� niej jest a� tyle drewna. Mia�a miej-
sce rewolucja, ca�kowite przestawienie uk�ad�w w�adzy, ale tego po-
koju nic nie naruszy�o.
Wsz�dzie s� gniazdka plazmowe, dost�pne jak gniazdka elek-
tryczne. Aiah sprawdza konsol� komunikacyjn�, nagiownik ze s�u-
chawkami z kosztownej ko�ci s�oniowej i b�yszcz�ce srebrne klawi-
sze. Jednak urz�dzenie nie dzia�a.
Nachodzi j� refleksja, �e nie wszystko mo�e by� tu doskona�e.
Otwiera drzwi do sypialni...
...i zakrywa usta, by zd�awi� krzyk.
Zatrzaskuje drzwi, zatacza si� w fali md�o�ci, kr�ci jej si� w g�o-
wie. Opada na fotel. Mi�kka sk�ra przyjmuje j� �agodnie.
Poprzedni lokator apartamentu umar� w ��ku i nie by�a to pi�k-
na �mier�.
Zabili go plazmowi magowie. Prze�cierad�a i materac pokrywa
skorupa zasch�ej krwi, s� ni� poplamione �ciany, pod�oga, nawet su-
fit. Cia�o usuni�to, lecz nie posprz�tano ba�aganu.
To Sorya, my�li Aiah. Sorya wybra�a dla mnie ten pok�j.
Wszystkie rozejmy s� tylko czasowe. Te s�owa odbijaj� si� echem
w jej m�zgu.
Aiah podrywa si� z fotela, podchodzi do drzwi, k�adzie d�o� na
br�zowej klamce. Zastanawia si�, dok�d w�a�ciwie ma p�j��.
Na zewn�trz w halki, pod pi�knymi rze�bionymi winogronami
znajduje kilka godzin odpoczynku. �pi na dywanie, z �akietem pod
g�ow�.
Cze��, ptaszynko!
Aiah podnosi wzrok - z g�ry patrzy na ni� Charduq Pustel-
nik. Odk�d pami�ta, tkwi� na s�upie przy Barkaziiskim Insty-
tucie Oszcz�dno�ci, w deszczu, w �wietle Klosza i gdy wiej�cy wiatr
wdmuchiwa� mu brod� do oczu.
- Cze��, stary gawronie - odpowiada Aiah.
Chardu� g�adzi brod� s�kat� d�oni�.
- Na tym �wiecie ma�e ptaszyny powinny mie� wi�cej szacunku
dla starszych ptak�w - m�wi Chardu�.
Aiah ma dopiero jedena�cie lat, ale nie da si� przegada� jakiemu�
n�dznemu �wi�temu.
- Je�li stary gawron chce wi�cej szacunku - odpowiada - powi-
nien sfrun�� ze swej �erdzi i sam go sobie wzi��.
Pustelnik chichocze.
- Ptaszynka ma ostre szpony. I sprawi�a sobie jakie� nowe pi�rka.
Co to za mundurek?
- Do mojej nowej szko�y.
Nowa sp�dnica, kamizelka i bluzka, wszystko za du�e - ma star-
czy� na lata. D�ugie r�kawy zakasa�a do �okci. Okutana w hektary
tkaniny nie jest w tej chwili zadowolona ze swego wygl�du i wola-
�aby, �eby Chardu� o tym nie wspomina�.
- Do jakiej nowej szko�y? Nie widzia�em nigdy takiego mundurka.
- Panna Turmak wystara�a si� dla mnie o stypendium. B�d� mu-
sia�a doje�d�a� szyn�wk� do Dystryktu Czerwonych Kamieni.
Dziewczynka pokazuje bilet na szyn�wk�.
_ Ptaszyna frunie daleko. - Chardu� unosi brwi. - Panna Turmak
to d�ugonosa, prawda? W Czerwonych Kamieniach dadz� ci wy-
kszta�cenie d�ugonosych, prawda?
Aiah wzrusza ramionami.
- W szkole pa�stwowej te� daj� wykszta�cenie d�ugonosych, tyl-
ko �e gorsze.
- Ale je�li nie b�dziesz chodzi�a do szko�y w Starych Podporach,
oddalisz si� od Dzieci Karla.
Aiah s�ysza�a ju� wcze�niej te argumenty, przewa�nie od kogo�
z rodziny.
�Zapomnisz, kim jeste�", m�wili. �Wyro�nie ci d�ugi nos i stra-
cisz ca�� sw� przebieg�o��".
Przygl�da si� krz�taninie w Starych Podporach - groteskowe sta-
re domy, podparte metalowymi rusztowaniami, uliczne stragany
i w�dczane sklepy, bezrobotna m�odzie� wystaje na rogach ulic, po-
borca Operacji zbiera haracz. C� tak wspania�ego jest w tej okolicy,
�eby w niej zosta� na sta�e? - zastanawia si� Aiah.
- Nadal b�d� tu mieszka� - odpowiada Chardu�owi. - Jak mo�-
na zapomnie� o ludziach, w�r�d kt�rych si� �yje?
Chardu� u�miecha si� dobrodusznie.
- Ptaszek nie zapomni o swym gnie�dzie. - Pochyla g�ow�. - Je-
ste� z rodziny Starych Oelphilan, prawda?
Chardu� serio traktuje takie niem�dre przes�dy. Rodziny Starych
Oelphilan maj� by� stra�nikami ludu barkazilskiego. Po �mierci nie
zmierzaj� do raju, lecz wcielaj� si� w nast�pne pokolenie.
Wydaje si� jednak, �e przez kilka ostatnich pokole� nie zrobili
wiele dobrego dla Barkazil�w. Gdzie byli Oelphilanie w czasie Bi-
twy przy Fabryce Plastiku? - zastanawia si� Aiah.
- Podobno jestem Oelphilank� ze strony matki - odpowiada. -
Nie wiem nic o moim tacie.
- Pami�tam twego ojca - m�wi Chardu�. - Wygl�da� na Oelphi-
lanina.
Chardu� przebywa na s�upie tak d�ugo, �e zna praktycznie wszy-
stkich ze Starych Podp�r. Jest te� zapami�ta�ym plotkarzem. Z saty-
sfakcj� rozpowszechnia wie�ci o najnowszych skandalach.
- Kiedy b�dziesz w Czerwonych Kamieniach - m�wi Chardu� -
pami�taj, �e nale�ysz do stra�nik�w swojego ludu. Zdobywasz teraz
wykszta�cenie d�ugonosych, lecz pami�taj, musimy mie� z tego ko-
rzy��, by�my mogli doskonali� nasz� przebieg�o��.
- Zapami�tam - obiecuje Aiah. Niecierpliwi si� ju�. - Musz� te-
raz �apa� szyn�wke.
Aiah wie, �e w nowej szkole b�dzie zbyt podniecona, by je��,
otwiera wi�c torebk�, wyjmuje drugie �niadanie i wrzuca je do pla-
stikowego wiadra Chardu�a, kt�ry za pomoc� liny wci�ga wiadro na
swoj� grz�d�.
- Jeste� szczodra, ptaszyno - m�wi. - B�d� b�ogos�awiona, a twoi
wrogowie niech b�d� przekl�ci.
- Dzi�kuj� - odpowiada grzecznie dziewczynka.
My�lami jest ju� w szyn�wce. Wyje�d�a ze Starych Podp�r ku
nowemu �yciu.
Sprawa nr 1: Zleci� napraw� konsoli komunikacyjnej.
Sprawa nr 2: Zorganizowa� czyszczenie kwatery.
Nowy materac, nowa po�ciel.
Sprawa nr J; Nowe meble do gabinetu.
Sprawa nr 4: Wym�wienie w Zarz�dzie Plazmy.
Sprawa nr 5: Gil?
Sprawa nr 6: Rodzina?
Sprawy od l do 3 to zadania �atwe, cho