576
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 576 |
Rozszerzenie: |
576 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 576 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 576 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
576 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Brian W. Aldis
Lato Helikonii
W cz�owieku jest symetria �wietna, Proporcje wi��� jego cz�onki, podobie�stwem K-ojarz� wszech�wiat z pojedynczym �yciem;
Najdalsze cz�ci cia�a s� rodze�stwem:
G�owa jest siostr� stopy i ni� je sekretna ��czy z przyp�ywem i ksi�ycem.
Cz�owiek na ka�dej swojej drodze Spotka� mo�e liczniejsze, ni� spostrzega, s�ugi:
Depcze je, cho� mu nios� pocieszenie, Kiedy choroba um�czy go srodze. O, pot�na Mi�o�ci. By� �wiatem i drugi �wiat mie� na ka�de swe skinienie'
George Herbert
Cz�owiek
I. WYBRZE�E BORLIEN
Fale sz�y ukosem pla�y, cofa�y si� i podchodzi�y od nowa. Poch�d fal rozbija� si� o masyw zwie�czonej zieleni� ska�y przybrze�nej. Niby g�az graniczny dzieli�a p�ycizny od otch�ani. Niegdy� by�a cz�ci� g�ry w g��bi l�du, nim wulkaniczne spazmy cisn�y j� w wody zatoki. Teraz nosi�a w�asne imi�. Nazywano j� Ska�� Linien. Od niej wzi�� nazw� ten skrawek ziemi i zatoka Grawabagalinien. Za ska�� po horyzont rozpostar�o migotliwe lazury Morze Or��w. Fale, m�tne od zebranego po p�yciznach piachu, bi�y z pluskiem o brzeg i rozpuszcza�y zagony bia�ej piany, kt�re zap�dza�y si� na pla�� i lubie�nie ton�y w piasku.
Op�yn�wszy bastion Ska�y Linien fale z r�nych stron schodzi�y si� przy pla�y, zalewaj�c j� ze zdwojonym rozmachem i kipi�c wok� n�g z�oconego tronu i n�g czterech fagor�w stawiaj�cych tron w piasku. W kipieli nurza�o si� dziesi�� r�anych palc�w st�p kr�lowej Borlien.
Pozbawieni rog�w ancipici zastygli w bezruchu. Mimo panicznej obawy przed wod� trwali w mlecznej powodzi, co najwy�ej strzepuj�c uchem. I mimo �e nie�li sw�j kr�lewski ci�ar przez p� mili od pa�acu Grawabagalinien, nie by�o po nich wida� zm�czenia. Niczym nie okazywali, �e dokucza im skwar. Nie okazali te� zainteresowania, gdy kr�lowa nago zst�pi�a z tronu w morze.
Na wydmie za plecami fagor�w dwaj niewolnicy z rasy ludzkiej rozpi�li namiot pod okiem pa�acowego majordoma, kt�ry w�asnor�cznie rozk�ada� barwne madiskie kobierce.
Drobne fale liza�y kostki kr�lowej Myrdeminggali. J� to borlie�ski lud nazywa� kr�low� kr�lowych. Myrdeminggali towarzyszy�a c�rka pocz�ta z kr�lem, ksi�niczka Tatra, i kilka przybocznych dam dworu. Ksi�niczka skaka�a przez fale, piszcz�c z rado�ci. W wieku dw�ch lat i trzech tenner�w uwa�a si� morze za ogromne, nierozumne, przyjazne stworzenie.
- Och, jaka wielka fala, patrz, mamo! Najwi�ksza ze wszystkich! I druga... idzie tutaj... oooch! Jaki potw�r, wysoki do nieba! Och, one s� coraz wi�ksze! Coraz wi�ksze i coraz wi�ksze, mamo, mamo, zobacz! Zobacz tylko t� teraz,
zobacz, zaraz buchnie i... ooch, ju� idzie druga, jeszcze wi�ksza! Zobacz, zobacz, mamo!
S�ysz�c zachwyty c�rki nad drobnymi �agodnymi falami, kr�lowa z powag� kiwa�a g�ow�, lecz spojrzeniem ton�a w dali. Na po�udniowym widnokr�gu zbiera�y si� o�owiane chmury, zwiastuny bliskiej ju� pory monsun�w. Morskie tonie syci�y barw�, dla kt�rej okre�lenie "lazurowa" by�o zbyt ubogie. Obok lazur�w widzia�a kr�lowa akwamaryny, turkusy i szmaragdy. Na palcu nosi�a kupiony od domokr��cy w Oldorando pier�cie� z kamieniem - rzadkim i nieznanego pochodzenia - harmonizuj�cym z kolorami morza o poranku. Mia�a uczucie, �e jej los, i los c�rki, jest wobec �ycia tym, czym ten kamyk wobec oceanu. Z owej kolebki bytu przychodzi�y fale, budz�ce zachwyt Tatry. Dla dziecka ka�da fala stanowi�a osobne wydarzenie, niepowtarzalne prze�ycie oderwane od tego, co min�o i musia�o nadej��. Ka�da fala by�a jedyn� fal�. Tatra �y�a jeszcze w wiecznej tera�niejszo�ci dzieci�stwa.
Kr�lowej fale m�wi�y o ci�g�ym przemijaniu, wsp�lnym zar�wno dla oceanu, jak i dla los�w �wiata. W tych losach by�o i odtr�cenie przez m�a, i armie maszeruj�ce za widnokr�giem, coraz wi�kszy skwar i �agiel codziennie z nadziej� wypatrywany na horyzoncie. Nie by�o dla niej ucieczki od �adnej z tych spraw. Przesz�o�� i przysz�o��, obie wsp�istnia�y w jej gro�nej tera�niejszo�ci.
Krzykn�wszy Tatrze na do widzenia, pobieg�a przed siebie i zanurkowa�a w fale. Bra�a rozbrat z male�kim wyl�knionym dzieci�ciem p�ycizn, aby po�lubi� ocean. Pier�cie� b�ysn�� jej na palcu, gdy przeci�a d�o�mi to�. Woda lubie�nie pie�ci�a cz�onki i ch�odzi�a rozkosznie. Moc oceanu przenika�a cia�o. Na wprost bieli�a si� linia przyboju, wytyczaj�c granic� mi�dzy wodami zatoki a pe�nym morzem, gdzie wielki pr�d wschodni, oddzieliwszy skwarny kontynent Kam-panniat od mro�nego Hespagoratu, toczy� wody dooko�a �wiata. Poza t� granic� Myrdeminggala nigdy nie wyp�ywa�a bez wodnych przyjaci� u boku. Wodni wasale ju� przybywali, zwabieni intensywn� aur� jej kobieco�ci. Otoczyli kr�low� zwartym ko�em. Nurkuj�c z nimi s�ucha�a muzyki g�os�w przemawiaj�cych w tonalnym, wci�� jeszcze niezbyt zrozumia�ym j�zyku. Ostrzegali kr�low�, �e zaraz si� co� wydarzy - co� nieprzyjemnego wychynie z morskiej toni.
Kr�lowa by�a w Grawabagalinien wygnank�, zes�an� w zapad�y k�t na samym po�udniu Borlien, do staro�ytnej krainy, nawiedzanej przez upiory wojsk poleg�ych tu dawno temu. Tyle jej si� osta�o z ca�ego kr�lestwa. Ale odkry�a inne - w�r�d fal. Dokona�a odkrycia przypadkiem, wyp�yn�wszy kiedy� w morze podczas menstruacji. Swoim zapachem zwabi�a wodnych przyjaci�. Od tego spotkania zawsze towarzyszyli kr�lowej, kt�ra w ich kompanii zapomina�a o wszystkim, co utraci�a i co jej zagra�a�o.
Po�r�d orszaku wodnych wasali Myrdeminggala obr�ci�a si� na wznak, wystawiaj�c delikatno�ci cia�a na �ar wysoko stoj�cej Bataliksy. Szum wody
wype�ni� uszy kr�lowej Mia�a drobne piersi o cynamonowych sutkach, szerokie usta, cienk� kibic Jej skora l�ni�a w promieniach s�o�ca Opodal swawoli�y damy z ludzkiej �wity Niekt�re wyp�yn�y a� pod Ska�� Lmien, inne hasa�y po pla�y, wszystkie pod�wiadomie przyjmuj�c kr�low� za punkt odniesienia Ich okrzyki t�umi� �oskot fal Za pla�� w oddali, poza wodorostami wyrzuconymi przez fale na brzeg, ponad urwistym brzegiem wznosi� si� bia�oz�oty pa�ac Grawabagali-men, przytu�ek dla wygnanej kr�lowej, oczekuj�cej rozwodu - lub �mierci z r�ki mordercy P�ywakom jawi� si� pa�ac jako malowane cacko
Fagory sta�y nieruchomo na pla�y Hen na morzu tkwi� nieruchomy �agiel Po�udniowe chmury jak gdyby stan�y w miejscu Wszystko stan�o Tylko czas p�yn�� Mija� po�dzien - nikt z wy�szych sfer nie przebywa�by pod go�ym niebem po wschodzie obu s�one na tych szeroko�ciach geograficznych U schy�ku po�dnia chmury spi�trzy�y si� gro�niej, �agiel odszed� pomy�lnym halsem na wsch�d, d���c do portu w Ottassolu
W wybranej przez siebie porze fale przynios�y ludzkie zw�oki To by�a owa nieprzyjemno��, przed kt�r� ostrzegali kr�low� wodni wasale Pisn�li ze wstr�tem Ko�ysz�c si� jak �ywy i jak gdyby z w�asnej woli, topielec op�yn�� ostrog� Ska�y Limen i utkn�� w p�ytkim rozlewisku Le�a� tam niedbale na brzuchu Mewa przysiad�a mu na �opatce Myrdeminggala dostrzeg�a b�ysk bieli i pop�yn�a to cos obejrze� Jedna z dam dworu z odraz� w oczach JU� ogl�da�a t� niezwyk�� ryb� G�ste czarne w�osy by�y Zjezone pod wp�ywem s�onej wody Wywichni�te rami� obejmowa�o szyj� Wzd�te cia�o zd��y�o JU� podeschn�c w s�o�cu zanim na me pad� cie� kr�lowej
Zw�oki spuch�y od rozk�adu Chmara male�kich krewetek k��bi�a si� w rozlewisku, objadaj�c z�aman� w kolanie nog� Dama dworu przewr�ci�a trupa ko�cem stopy na plecy Wii�ce si� rybkosmoczki zwisa�y g�stwin� z twarzy, chciwie wy�eraj�c usta i oczodo�y Nawet blask Batahksy nie przerwa� im biesiady
Us�yszawszy dreptanie ma�ych n�ek kr�lowa obr�ci�a si� z gracj� Schwyci�a Tatr�, podrzuci�a ponad g�ow�, wyca�owa�a, uspokoi�a ciep�ym u�miechem i z dziewczynk� w ramionach wybieg�a na piasek Biegn�c wezwa�a majordoma
- SkufBar' Zabierz to z naszej pla�y Zakop czym pr�dzej Za starymi wa�ami
S�uga powsta� z cienia namiotu, otrzepa� czarfral z piasku
- Tak jest o Pani - rzek�
W �rodku dnia targana niepokojami kr�lowa wpad�a na lepszy spos�b pozbycia si� trupa
- Zabierzesz zw�oki do pewnego cz�owieka w Ottassolu - poleci�a swemu male�kiemu maj ordomowi utkwiwszy w nim baczne spojrzenie -Ten cz�owiek
kupuje trupy. We�miesz te� list, ale nie do anatoma. Anatomowi nie wa� si� zdradzi�, od kogo przychodzisz, rozumiesz?
- Co to za jeden, o Pani?
SkufBar wygl�da� jak chodz�ca niemoc.
- Nazywa si� KaraBansita. Tylko nie wymawiaj przy nim mego imienia. Podobno jest kuty na cztery nogi.
Staraj�c si� ukrywa� swoje nieweso�e my�li przed s�u�b� nigdy nie przypuszcza�a, �e nadejdzie dzie�, w kt�rym jej dobre imi� b�dzie zale�a�o od dyskrecji KaraBansity.
Drewniane, skrzypi�ce �ciany pa�acu sta�y na labiryncie ch�odnych podziemi. Kilka piwnic zape�nia�y sterty lodowych blok�w, wyr�banych z lodowca w dalekim Hespagoracie. O zachodzie obojga s�o�c majordom SkufBar zszed� do lodowni, trzymaj�c tranow� latarni� ponad g�ow�. Za SkufBarem drepta� ma�y niewolnik, dla pewno�ci uczepiwszy si� r�bka jego czarfrala. W swoistej samoobronie SkufBar wyrobi� sobie zapad�� pier�, p�katy brzuch i przygarbione plecy, by tym wyra�niej objawia� znikomo�� w�asnej osoby i unika� wszelkich mo�liwych obowi�zk�w. Obrona okaza�a si� nieskuteczna. Kr�lowa wyznaczy�a mu robot�. Za�o�y� sk�rzane r�kawice i sk�rzany fartuch. �ci�gn�� rogo�� ze sterty lodu, odda� latarni� ch�opcu i chwyci� czekan. Dwoma ciosami oddzieli� jeden blok od s�siednich. Taszcz�c z�om lodu i post�kiwaniem okazuj�c, jakie to strasznie ci�kie, wdrapa� si� pomalutku na schody i dopilnowa�, by ch�opiec zamkn�� drzwi. Na powitanie wybieg�y olbrzymie ogary, patroluj�ce mroczne korytarze. Nie szczeka�y poznawszy SkufBara. Z blokiem lodu wyszed� tylnymi drzwiami na dziedziniec. Sta� i nas�uchiwa�, jak ch�opiec niewolnik mocno rygluje drzwi od wewn�trz. Dopiero w�wczas ruszy� przez dziedziniec. �wieci�y gwiazdy i niekiedy zamigota�a na niebie zorza, o�wietlaj�c mu drog� pod drewnianym �ukiem nad wrotami stajni. Owion�� go zapach �ajna mustang�w. W mroku czeka� rozdygotany stajenny. W Grawabagalinien ka�dy by� niespokojny po zmierzchu, wie�� bowiem nios�a, �e wojownicy poleg�ej armii wyruszaj� wtedy na poszukiwanie przyjaznych oktaw �r�dziemnych. Ciemno�ci kry�y szereg prze-st�puj�cych z nogi na nog� mustang�w.
- Czy gotowy m�j wierzchowiec, ch�opcze?
- Tak, panie.
Stajenny przysposobi� mu jucznego mus�anga do drogi. Na grzbiecie zwierz�cia umocowa� pod�u�ny wiklinowy kosz, u�ywany do przewozu produkt�w wymagaj�cych lodu dla zachowania �wie�o�ci. Z ostatnim siekni�ciem SkufBar spu�ci� lodowy blok do kosza, na pod�ci�k� z trocin.
- Teraz bierzmy razem topielca, ch�opcze, tylko �eby� mi si� nie zerzyga�. Wy�owione w zatoce zw�oki le�a�y w ka�u�y morskiej wody pod �cian� stajni.
Przywlekli je wsp�lnie, d�wign�li i u�o�yli na lodzie. Z niejak� ulg� domkn��
wy�cielane wieko kosza.
10
- Ale� toto wstr�tnie zimne - rzek� stajenny, wycieraj�c d�onie w czarfral.
- Ma�o kto lubi ludzkie zw�oki - powiedzia� SkufBar, �ci�gaj�c r�kawice i fartuch. - Na szcz�cie lubi je ten astrolog z Ottassolu.
Wyprowadzi� mustanga ze stajni, mijaj�c przy wale barak kordegardy, z kt�rej okien wygl�da�y zaniepokojone twarze pa�acowych gwardzist�w. Kr�l przydzieli� swej odtr�conej kr�lowej jedynie starych lub tch�rzem podszytych ludzi do obrony. SkufBar sam by� niespokojny i wci�� strzyg� oczyma na wszystkie strony. Niepokoi� go nawet odleg�y huk morza. Przystan�� dopiero za obwa�owaniem, odetchn�� i spojrza� za siebie. Bry�a pa�acu rysowa�a si� �amanymi konturami na tle mrowia gwiazd. Tylko w jednym jej miejscu ja�nia�o �wiate�ko. Tam sta�a na balkonie kobieca posta�, zwr�cona twarz� ku krainie w g��bi l�du. SkufBar kiwn�� g�ow�, jakby przytakuj�c w�asnym my�lom, skr�ci� na nadmorsk� drog� i skierowa� �eb mustanga ku wschodowi, w kierunku Ottassolu.
Kr�lowa Myrdeminggala do�� wcze�nie wezwa�a majordoma. Mimo g��bokiej wiary by�a po kobiecemu przes�dna i znaleziony w morzu topielec wzbudzi� w niej strach. Dopatrzy�a si� w nim zapowiedzi w�asnej �mierci. Uca�owawszy ksi�niczk� TatramanAdal� na dobranoc, odesz�a pomodli� si� w swej sypialni. Dzisiejszego wieczoru Akhanaba nie natchn�� kr�lowej nadziej�, chocia� obmy�li�a male�ki plan wykorzystania trupa do zbo�nych cel�w. �y�a w strachu, przeczuwaj�c, co kr�l uczyni z ni� - i z jej c�rk�. Dobrze wiedzia�a, �e dop�ki �yje, zagra�a kr�lowi swoj� popularno�ci�, a przed kr�lewskim gniewem nic jej nie obroni. Istnia� kto�, kto mo�e by j� obroni�, pewien m�ody genera�, ale akurat walczy� w Zachodnich Wojnach i nie odpowiada� na wys�any list. Za po�rednictwem SkufBara wys�a�a drugi list.
Niebawem do odleg�ego o sto mil Ottassolu mia� z jej ma��onkiem zawita� pose� �wi�tego Cesarstwa Pannowalu. Nazywa� si� Alam Esomberr i przywozi� kr�lowej do podpisu akt jednostronnego zerwania ma��e�stwa. Na my�l o tym przechodzi� j� zimny dreszcz. Wyprawi�a do Alama Esomberra list z pro�b� o obron� przed ma��onkiem. Umy�lnego pos�a�ca zatrzyma�by byle patrol kr�lewski, natomiast niepozorny cz�owieczek z jucznym zwierzakiem przemknie si� niepostrze�enie. Przy kim znajd� trupa, przy tym nie b�d� szuka� listu. List nie by� zaadresowany do pos�a Esomberra, tylko do Jego �wi�tobliwo�ci CSarra we w�asnej osobie. C'Sarr mia� powody, aby darzy� niech�ci� kr�la, wi�c chyba przyjmie pobo�n� kr�low� pod swoje skrzyd�a i ocali jej �ycie.
Stoj�c boso na balkonie zapatrzy�a si� w mrok nocy. W duchu ubawi�o j� to, �e pok�ada tyle wiary w jakim� li�cie, kiedy ca�y �wiat mo�e w�a�nie zmierza ku �mierci w p�omieniach. Spojrzenie kr�lowej pow�drowa�o w stron� p�nocnego horyzontu. P�on�a tam kometa YarapRombra - symbol zag�ady dla jednych, zbawienia dla drugich. Krzykn�� nocny ptak. Ws�uchiwa�a si� w krzyk jeszcze
11
d�ugo potem, gdy ucich�, tak jak �ledzimy n� bezpowrotnie id�cy na dno w przezroczystej toni. Naocznie stwierdziwszy, �e jej majordom jest w drodze, wr�ci�a do ��ka i zaci�gn�a jedwabne zas�ony. D�ugo le�a�a z otwartymi oczyma.
Py� nadmorskiej drogi biela� w mroku. Krocz�c przy swym �adunku SkufBar z obaw� zerka� na wszystkie strony. Mimo to a� podskoczy�, gdy jaki� cz�owiek wyszed� z ciemno�ci i kaza� mu stan��. Nieznajomy nosi� bro� i z postawy wygl�da� na �o�nierza. By� jednym z ludzi op�acanych przez kr�la JandolAn-ganola, aby mieli oko na wszystkich, kt�rzy opuszczali pa�ac b�d� przybywali do kr�lowej. Pow�cha� kosz. SkufBar wyja�ni�, �e wiezie zw�oki na sprzeda�.
- Czy�by kr�lowa a� tak cienko prz�d�a? - spyta� stra�nik, po czym SkufBar ruszy� w swoj� stron�.
Szed� r�wnym krokiem, czujnie nas�uchuj�c d�wi�k�w innych ni� skrzypienie kosza. Na wybrze�u grasowali przemytnicy i jeszcze gorsze typy. Borlien toczy�o Zachodnie Wojny z Randonanem i Kace, tote� bandy �o�nierzy, pirat�w lub dezerter�w cz�sto pl�drowa�y okolic�. Po dw�ch godzinach marszu SkufBar powi�d� mus�anga do drzewa, kt�re rozpo�ciera�o konary ponad drog�. St�d droga prowadzi�a stromo pod g�r�, dalej ��cz�c si� z po�udniowym go�ci�cem biegn�cym z Ottassolu na zach�d, do samej granicy z Randonanem. Podr� do Ottassolu zaj�aby ca�� dob�, bite dwadzie�cia pi�� godzin, lecz istnia�y sposoby podr�owania wygodniejsze ni� dreptanie u boku objuczonego bydl�cia. Uwi�zawszy je pod drzewem SkufBar wlaz� po pniu i zasiad� w niskim rozga��zieniu. Czekaj�c troch� przysypia�. Obudzony turkotem wozu zsun�� si� na ziemi� i przycupn�� na poboczu. W b�yskach zorzy na niebie rozpozna� wo�nic�. Gwizdn��, us�ysza� gwizdni�cie w odpowiedzi, i w�z przystan�� pomalutku.
Powozi� FloerKrak, jego ziomek z tych samych stron Borlien. Ca�e lato ma�ego roku wozi� raz w tygodniu p�ody okolicznych gospodarstw na targ. Nie by� uczynny, ale nie mia� nic przeciwko podwiezieniu SkufBara do Ottassolu, skoro zyskiwa� drugie zwierz� na zmian� mi�dzy dyszle. Sta� tylko tyle, by SkufBar uwi�za� sw� juczn� chabet� z ty�u do drabiny i wsiad� na w�z. FloerKrak strzeli� z bata i pojechali. Ci�gn�� ich p�owobr�zowy, wytrzyma�y mustang. Mimo ciep�ej nocy FloerKrak wdzia� na drog� gruby p�aszcz i kapelusz z szerokim rondem. Przy ko�le stercza� miecz w �elaznym uchwycie. �adunek stanowi�y cztery czarne prosiaki, daktyle, gwing-gwinki i sterta warzyw. Prosiaki hu�ta�y si� bezradnie w siatkach za burtami wozu. SkufBar wcisn�� plecy w deski oparcia i zasn�� z czapk� na oczach.
Obudzi�o go podskakiwanie k� na wyschni�tych koleinach. Brzask bieli� gwiazdy na powitanie Freyra. �agodny powiew przynosi� zapachy ludzkich siedzib. Pomimo ciemno�ci, kt�re wci�� kry�y ziemi�, ch�opi ju� byli na nogach,
12
w drodze na pola. Szli cicho jak duchy, czasami tylko pobrz�kuj�c niesionymi narz�dziami. W swym niespiesznym kroku i pochyleniu g��w ku ziemi zachowali pami�� o zm�czeniu, z jakim wczoraj wieczorem wracali do dom�w. M�czy�ni i kobiety, m�odzi i starzy, wie�niacy sun�li na r�nych poziomach, jedni powy�ej go�ci�ca, inni poni�ej. Wy�aniaj�cy si� z wolna pejza� powstawa� z klin�w, ukos�w, �cian i sp�owia�ej br�zowej barwy, jak ma�� mustanga. Wie�niacy te� nale�eli do pejza�u tej wielkiej lessowej niziny, zajmuj�cej ca�� po�udniow� cz�� tropikalnego kontynentu Kampanniat. Si�ga�a prawie granic Oldorando na p�nocy, a na wschodzie rzeki Takissy, nad kt�r� le�a� Ottassol. Niezliczone rzesze wie�niak�w ry�y w tym ile przez niezliczone lata. Kolejne pokolenia wznosi�y, rozgrzebywa�y i na nowo wznosi�y te same nasypy, �ciany i groble. Nawet w porach takiej suszy, jak obecna, musieli uprawia� lessy ci, kt�rych przeznaczeniem by�o zmuszanie ziemi do rodzenia plon�w.
- Prrr... - zawo�a� FloerKrak, doje�d�aj�c do przydro�nej wioski.
Grube lessowe wa�y strzeg�y skupiska chat przed rozb�jnikami. Wy�amane przez zesz�oroczny monsun wrota le�a�y nie naprawione do tej pory. W ani jednym oknie nie pali�o si� �wiat�o, cho� mrok wci�� by� g�sty. Kury i g�si �erowa�y pod glinianymi �cianami lepianek, na kt�rych wymalowano apo-tropaiczne symbole religijne. Troch� wesela mia� w sobie jedynie ogie� rozpalony w piecyku przed wrotami. Dogl�daj�cy ognia stary kramarz nie musia� g�o�no zachwala� swych wypiek�w - zapach rozchodzi� si� woko�o. Staruch sprzedawa� placki. Wychodz�cy nieprzerwanym sznurem wie�niacy kupowali placki i jedli id�c do roboty.
FloerKrak szturchn�� SkufBara pod �ebra i wskaza� batem sprzedawc�. Zrozumieli si� bez s��w. SkufBar zlaz� z wozu i na zesztywnia�ych nogach poszed� kupi� �niadanie dla nich obu. Placki z roz�arzonych szcz�k �elaznej formy trafia�y wprost do r�k nabywc�w. �apczywie poch�on�wszy sw�j placek, FloerKrak przeszed� na ty� wozu, gdzie leg� do snu. SkufBar zmieni� mus�angi w zaprz�gu, uj�� lejce i strzeli� z bata.
Dzie� si� d�u�y�. Przyby�o woz�w na go�ci�cu. Odmieni� si� krajobraz. W pewnych miejscach go�ciniec schodzi� poni�ej poziomu terenu, tak �e nie by�o wida� nic pr�cz brunatnych skarp uprawnych p�l. W innych bieg� szczytem grobli i wtedy mogli podziwia� szerok� panoram� rolniczej krainy. We wszystkich kierunkach ci�gn�a si� p�aska jak st� r�wnina, usiana przecinkami pochylonych sylwetek. Przewa�a�y linie proste. Pola i dachy by�y kwadratowe. Drzewa ros�y w szpalerach. Rzeki rozprowadzono kana�ami i nawet �odzie na kana�ach mia�y prostok�tne �agle. Pejza� pejza�em, upa� upa�em - tego dnia temperatura przekracza�a pi��dziesi�t stopni - a ch�opi harowali od �witu do nocy. Warzywa, owoce i przetacznik, g��wne uprawy rynkowe, wymaga�y troskliwej piel�gnacji. Zgi�tym grzbietom by�o oboj�tne, czy pali je jedno s�o�ce, czy oba. Freyr ja�nia� okrutnie, w przeciwie�stwie do matowoczerwonej tarczy
13
Batahksy Nikt me mia� w�tpliwo�ci, kt�re z nich panuje w niebiosach Podro/m wracaj�cy z po�o�onego bli�ej r�wnika Oldorando opowiadali, jak lasy staj� w ogniu za spraw� Freyra Mimo powszechnej wiary zejuz wkr�tce Freyr strawi ca�y �wiat w po�odze, trzeba by�o nadal okopywa� zagony, a delikatne sadzonki zrasza� wod�
Wo� zbli�a� si� do Ottassolu Wioski zmkn�y z oczu Jedynie pola si�ga�y po widnokr�g, zwodniczo faluj�cy w upale Go�ciniec zszed� w w�w�z, pomi�dzy dwie ziemne �ciany wysokie na trzydzie�ci stop Wioska zwa�a si� Mordki Zlezli z wozu i wyprz�gli mustanga, kt�ry leg� mi�dzy dyszlami dop�ki mu me przyniesiono wody Oba drobne, ciemnej ma�ci zwierzaki pada�y z n�g ze zm�czenia
Po obu stronach go�ci�ca widnia�y wyloty w�skich tuneli Promienie s�oneczne wpada�y do nich r�wniutko wyci�tymi prostok�tami �wiat�a Z tunelu wyszli na otwarty dziedziniec, g��boki niczym studnia Wydr��ona w ziemi karczma zajmowa�a jedn� jego stron� �wiat�o z dziedzi�ca rozja�nia�o wn�trze karczmy Po przeciwnej stronie mie�ci�y si� malutkie izby mieszkalne, podobnie wygrzebane w lessie Kwiaty w doniczkach o�ywia�y ich ochrowe fasady Wie� tworzy�a rozci�gni�ty labirynt podziemnych tuneli i dziedzi�c�w jak odkryte studnie, z kt�rych wiele mia�o schody wiod�ce na powierzchni�, gdzie teraz pracowa�a wi�kszo�� mieszka�c�w Mordek Dachami domostw by�y pola
Pojedli i popili wina
- On troch� podsmiarduje - zauwa�y� FloerKrak
- Nie �yje JU� od jakiego� czasu Morze go wyrzuci�o, a kr�lowa znalaz�a na pla�y Moim zdaniem, zosta� zamordowany najprawdopodobniej w Ottassolu i wrzucony z mola do morza Pr�d zni�s� trupa do Grawabagahmen
Wracali z karczmy
- Ani chybi z�y to znak dla kr�lowej kr�lowych - rzek� FloerKrak D�ugi kosz le�a� z ty�u wozu, przy warzywach Woda z topniej�cego lodu �cieka�a na ziemi�, gdzie leniwe spirale py�u zdobi�y marmurkowym wzorem powierzchni� ka�u�y Muchy brz�cza�y wok� wozu Wyjechali z wioski, maj�c JU� tylko ostatnie par� mil do Ottassolu
- Kiedy kroi JandolAnganol zechce wyprawie kogo� na tamten �wiat, to wyprawi
SkufBar a� podskoczy�
- Kr�lowa zbyt jest kochana Wsz�dzie ma przyjaci� Pomaca� list w wewn�trznej kieszeni na piersi, znajduj�c poparcie dla swoich s��w Kr�lowa ma pot�nych przyjaci�
- A ten woli si� zemc z jedenastoletni� smarkul�
- Jedena�cie lat i pi�� tennerow
- Co za r�nica Obrzydliwo��
14
- Pewnie, �e obrzydliwo�� - przytakn�� SkufBar. - Jedena�cie i p�, te� co�!
Cmokn�� wargami i gwizdn��. Popatrzyli na siebie, wyszczerzywszy z�by w u�miechu. W�z ci�gn�� w stron� Ottassolu, a za wozem ci�gn�y muchy.
Wielkie miasto Ottassol by�o niewidoczne. W ch�odniejszych czasach le�a�o na r�wninie, dzi� r�wnina le�a�a na nim. Ludzie i fagory mieszkali w podziemnym labiryncie. Na wypalonej s�o�cami powierzchni pozosta�y po Ottassolu jedynie drogi i pola, podziurawione prostok�tnymi szybami w. ziemi. Na dnie tych szyb�w kry�y si� miejskie place otoczone fasadami dom�w, kt�re z zewn�trznych kszta�t�w ocali�y tylko te fasady. Miasto by�o z ziemi i z jej odwrotno�ci, podziemnej pustki, by�o negatywem i pozytywem gleby, jak gdyby prze�artej przez d�d�ownice geometrii.
Ottassol liczy� sze��set dziewi��dziesi�t pi�� tysi�cy mieszka�c�w. Obszaru portu nie da�o si� zmierzy� okiem i nawet sami ottassolczycy nie zdawali sobie sprawy z jego ogromu. �askawa gleba, klimat i po�o�enie geograficzne sprawi�y, �e przer�s� borlie�sk� stolic� Matrassyl. Sta�� rozbudow� podziemi, cz�sto na wielu poziomach, zatrzyma�a dopiero rzeka Takissa. Pod ziemi� bieg�y brukowane ulice, niejedna dostatecznie szeroka, by pomie�ci� dwa mijaj�ce si� wozy.
Tak� ulic� SkufBar prowadzi� objuczonego koszem mustanga. FloerKraka po�egna� na targowisku przy wje�dzie do miasta. Za sob� wl�k� taki smr�d, �e przechodnie ogl�dali si�, zatykaj�c nosy. Z lodowej bry�y zosta�a ledwie odrobina wody na dnie kosza.
- Anatom i astrolog - zagadn�� przechodnia - Bardol KaraBansita?
- Zau�ek Stra�y.
Przed licznymi tu ko�cio�ami nagabywali o ja�mu�n� wszelkiej ma�ci �ebracy, �o�nierze ranni w niegdysiejszych bitwach, kaleki, m�czy�ni i kobiety o straszliwie spotwornia�ej sk�rze. Mija� ich oboj�tnie.
Pikubiki zanosi�y si� �piewem w klatkach na ka�dym rogu i na ka�dym placu. Nie by�o dw�ch pikubik�w o podobnych trelach, tote� ptaki s�u�y�y jako swoiste drogowskazy nawet dla �lepca.
SkufBar przew�drowa� kawa�ek miejskiego labiryntu, pokona� kilka szerokich stopni w d� do Zau�ka Stra�y, a� dotar� pod drzwi z tabliczk�, na kt�rej wypisano imi� Bardola KaraBansity. Poci�gn�� za dzwonek. Szcz�kn�� odsuwany rygiel, drzwi stan�y otworem. Na progu stan�� fagor w zgrzebnej konopnej szacie. Oboj�tne spojrzenie wi�niowych oczu uzupe�ni� pytaniem:
- Czego chcesz?
- Anatoma.
Uwi�zawszy mus�anga do s�upka SkufBar wszed� do ma�ej sklepionej komory. By�a tu lada, a za ni� drugi fagor. Pierwszy odmaszerowa� korytarzem,
15
muskaj�c szerokimi barami �ciany. Przecisn�� si� przez kotar� do mieszkalnej izby, kt�rej k�t zajmowa�o �o�e. Na �o�u anatom za�ywa� rozkoszy z ma��onk�. Znieruchomia�, s�uchaj�c tego, co mia� do przekazania niecz�owieczy s�uga cz�owieka, po czym westchn��.
- Pies z wami ta�cowa�, zaraz przyjd�. D�wign�� si� na nogi i opieraj�c plecy o �cian� podci�gn�� spodnie oraz wolno i starannie obci�gn�� czarfral. Ma��onka cisn�a w niego poduszk�.
- Mo�e cho� raz by� zapomnia� o innych rzeczach, o�le? I doko�czy� to, co zacz��e�? Wyrzu� tych g�upk�w.
Pokr�ci� g�ow�, a� mu si� zatrz�s�y pyzate policzki.
- Zegar �wiata ma sw�j w�asny ch�d, moje �liczno�ci. Pochuchaj, �eby ci nie ostyg�a do mojego powrotu. Ja nie kieruj� krokami ludzi.
Min�wszy korytarz przystan�� w progu swej pracowni, by rzuci� okiem na przybysza. Z Bardola KaraBansity by� pot�ny ch�op, nie tyle wysoki, co zwalisty, o w�adczym g�osie i masywnej czaszce, mo�e nie mniejszej ni� fagorza. Na czarfralu nosi� szeroki sk�rzany pas, a przy nim n�. Mimo �e wygl�da� jak zwyk�y rze�nik, KaraBansita s�usznie uchodzi� za cz�owieka kutego na cztery nogi. SkufBar nie m�g� zachwyca� swym stercz�cym brzuszyskiem i zapad�� piersi�, i KaraBansita nie kry�, �e nie jest zachwycony.
- Mam zw�oki do sprzedania, panie. Ludzkie zw�oki. KaraBansita bez s�owa skin�� na fagory. Posz�y po zw�oki, wsp�lnie je
przynios�y i z�o�y�y na ladzie. Trociny i okruchy lodu obkleja�y trupa. Anatom
i astrolog zbli�y� si� o krok.
- Troch� skrusza�. Sk�d to wytrzasn��e�, cz�owiecze?
- Z rzeki, panie. �owi�em ryby.
Gazy tak rozd�y cia�o od wewn�trz, �e wylaz�o z odzie�y. KaraBansita przewr�ci� trupa na plecy i zza koszuli wyci�gn�� mu jak�� martw� rybk�. Cisn�� j� SkufBarowi pod nogi.
- To jest tak zwany rybkosmoczek. Dla tych spo�r�d nas, kt�rzy kochaj� prawd�, to w og�le nie jest ryba, tylko morska larwa wij� wutry. Morska. S�onowodna, nie s�odkowodna. Dlaczego ��esz? Czy�by� zamordowa� biedaka? Wygl�dasz mi na morderc�. Znam si� na frenologii.
- Zgoda, panie, je�li chcesz koniecznie wiedzie�, znalaz�em topielca w morzu, tak jak m�wisz. Nie chcia�em, �eby to si� roznios�o, poniewa� s�u�� kr�lowej. KaraBansita nie spuszcza� z niego oczu.
- Wi�c powiadasz, �e s�u�ysz Myrdeminggali, kr�lowej kr�lowych, tak, oszu�cie? Zas�uguje na dobrych pacho�k�w i dobry los, taka pi�kna pani. Wskaza� tani� reprodukcj� portretu kr�lowej w k�cie pracowni.
- S�u�� jej chyba nie najgorzej. Ile dostan� za zw�oki?
- Ten szmat drogi przew�drowa�e� za dziesi�� roon�w. ani roona wi�cej.
16
W dzisiejszych grzesznych czasach mog� mie� truposza do krajania na ka�dy dzie� tygodnia. I to �wie�szego ni� tw�j.
- Powiedziano mi, �e dostan� pi��dziesi�t, panie. Pi��dziesi�t roon�w, panie.
Z chytrym spojrzeniem SkufBar zatar� d�onie.
- Jak to si� sta�o, �e zawita�e� tu ze swym cuchn�cym przyjacielem w chwili, gdy sam kr�l z pos�em �wi�tego CSarra przybywaj� do Ottassolu? Masz jakie� powi�zania z kr�lem?
SkufBar roz�o�y� r�ce, kul�c si� nieco.
- Mam powi�zania jedynie z mustangiem przed domem. Zap�a� mi, panie, dwadzie�cia pi��, a natychmiast wracam do kr�lowej.
- Wy, psiekrwie, wszyscy jeste�cie chciwi. Nie dziwota, �e �wiat schodzi na psy.
- Skoro tak, panie, to wezm� dwadzie�cia. Dwadzie�cia roon�w. KaraBansita zwr�ci� si� do bli�szego z pary fagor�w, kt�ry sta� w pogotowiu, omiataj�c bia�awym mleczem nozdrza.
- Zap�a� cz�owiekowi i wyrzu� go za drzwi.
- Ile zzzap�a�?
- Dziesi�� roon�w. SkufBar podni�s� lament.
- No dobrze. Pi�tna�cie. A ty, m�j dobrodzieju, przeka� swej kr�lowej wyrazy szacunku od KaraBansity.
Pogrzebawszy w konopnej siermi�dze fagor doby� chudej sakiewki. SkufBar porwa� trzy z�ote monety z wyci�gni�tej ku niemu s�katej d�oni o trzech palcach. Z markotn� min� po�pieszy� do drzwi.
KaraBansita z miejsca poleci� jednemu ze swych nieludzi zarzuci� trupa na rami� - co zosta�o spe�nione bez widocznej odrazy - i pod��y� za nim przez mroczny korytarz, pe�en osobliwych woni. Anatom r�wnie dobrze zna� si� na gwiazdach, jak i na jelitach, a jego domostwo, z kszta�tu podobne troch� do kiszki i wij�ce si� daleko w g��b lessu, mia�o osobne wej�cia do pracowni tak licznych, jak liczne by�y zainteresowania gospodarza. Wkroczyli do prosektorium. Promienie s�o�ca wpada�y uko�nie przez dwa kwadratowe okienka w ziemnych �cianach, grubych jak wa� forteczny. Fagor stawia� swe p�askie stopy w�r�d roziskrzonych drobin �wiat�a. Do z�udzenia przypomina�y brylanty. By�y to szklane okruchy rozsiane przez astrologa w trakcie obr�bki soczewek.
Panowa� tu naukowy ba�agan. Na jednej �cianie wymalowano dziesi�� dom�w zodiaku. NaJiBAY trzy cia�a - wielkiej ryby, mustanga i fagora, w r�nych stadiach dysekcji. dyslanga otworzono niczym ksi�g�, usun�wszy
mi�kkie cz�ci dlalo(r)ia�eni�^ebe� ^kr�gos�upa. Na pobliskim stole le�a�y karty �aa ^ ag
papieru, na kt�rych KaraBansita wykona� szczeg�owe rysunki anatomiczne mar
twego zwierz�cia, kolorowymi tuszami barwi�c r�ne cz�ci.
Fagor zrzuci� grawabagalinie�skie zw�oki z bark�w i zaczepi� je do g�ry nogami na dr��ku, wbijaj�c dwa haki pomi�dzy �ci�gna pi�towe a ko�ci. Wywichni�te ramiona zwis�y, d�onie jak kraby spocz�y na posadzce. KaraBansita odprawi� kuksa�cem pomocnika. Nie znosi� ancipit�w, kt�rzy byli jednak ta�si ni� s�u�ba, a nawet ni� niewolni ludzie.
Krytycznie przyjrzawszy si� zw�okom KaraBansita wyci�gn�� n� i rozci�� ubranie trupa. Nie zwa�a� na smr�d rozk�adu. Nieboszczyk by� m�ody, mia� dwana�cie lat, mo�e dwana�cie i p�, najwy�ej dwana�cie i dziewi�� tenner�w. Ubrany by� prosto i z cudzoziemska, ostrzy�ony na marynarsk� mod��.
- Z Borlien to ty chyba nie jeste�, m�j przystojniaku - powiedzia� KaraBansita do trupa. - Pewnikiem z Dimariamu - ubranko modne w Hes-pagoracie.
Fa�da wzd�tego brzucha nakrywa�a pas zapi�ty na go�ym ciele. KaraBansita odpi�� pas. Brzuch nagle oklap�, ods�aniaj�c ran�. Anatom naci�gn�� r�kawiczk� i wrazi� w ran� palce. Napotka� przeszkod�. Po kilku pr�bach wyszarpn�� zakrzywiony, szary r�g ancipicki, kt�ry przebiwszy �ledzion� utkn�� g��boko w trzewiach. Zaciekawiony obejrza� r�g. Para ostrych kraw�dzi czyni�a z rogu por�czn� bro�. Brakowa�o r�koje�ci, w jakiej by� kiedy� osadzony - zapewne zabra�o j� morze. Z nowym zainteresowaniem popatrzy� na topielca. Zagadka zawsze sprawia�a mu przyjemno��. Od�o�ywszy r�g zaj�� si� pasem. Przedniej roboty, ale pospolity, do nabycia wsz�dzie, na przyk�ad w Osoilimie, gdzie pielgrzymi na p�czki sprzedawali takie wyroby. Po wewn�trznej stronie by�a male�ka kieszonka zapinana na zatrzask. KaraBansita odpi�� zatrzask. Z kieszonki wyj�� przedmiot niepoj�ty. Marszcz�c czo�o po�o�y� to co� na swej du�ej, upapranej d�oni i podszed� do �wiat�a. Nigdy nie widzia� czego� podobnego. Nawet nie potrafi� rozpozna� metalu, z jakiego zosta�o to wykonane. Zabobonny l�k targn�� trze�w� dusz� anatoma. My� przedmiot pod pomp�, usuwaj�c resztki krwi i piasku, gdy do pracowni zajrza�a jego �ona, Bindla.
- Bardol? Co ty tu jeszcze robisz? My�la�am, �e wracasz do ��ka. Wiesz, czego pilnowa�am dla ciebie, �eby nie ostyg�o?
- Rozkosznej rzeczy, ale mam co� do roboty.
Pos�a� jej jeden ze swych powa�nych u�miech�w. By�a w �rednim wieku - dwadzie�cia osiem lat i jeden tenner, prawie o dwa lata m�odsza od ma��onka - i troch� ju� siwia�y jej bujne kasztanowe w�osy, ale wci�� go zachwyca�a poz� kobiety �wiadomej swych dojrza�ych wdzi�k�w. W�a�nie uroczo marszczy�a nos z przesadn� odraz� do zapach�w w pracowni.
- �eby� chocia� pisa� sw�j traktat o religii, czym si� zwykle wykr�casz.
- Wol� te smrody - mrukn��.
- Zboczeniec. Religia jest wieczna, a smrody nie.
< 18
- Wr�cz przeciwnie, moje ty d�ugopi�knonogie slicznosci religie zmienia si� bez przerwy Tylko smrody s� wiecznie te same
I to ci� raduje7 Nie odpowiedzia�, wycieraj�c szmatk� do sucha swe cudowne znalezisko
- Popatrz na to
Zbli�ywszy si� po�o�y�a mu d�o� na ramieniu
- Na Patrzycielk�' - wykrzykn�� w nabo�nym podziwie Bindli zapar�o dech, gdy podsun�� jej cudo przed oczy Pasek misternej metalowej plecionki niby bransoleta, a w mej przezroczysta p�ytka, w kt�rej �wieci�y trzy grupy cyfr Wodz�c palcem odczyta� cyfry na g�os razem T Bmdl�
06 16 ^5 12 37 76 19 20 14
Cyfry miga�y i zmienia�y si� na ich oczach Oniemieli ze zdumienia ma��onkowie spojrzeli na siebie I ponownie na c\terki
- Nigdy me widzia�am takiego amuletu - ze strachem powiedzia�a Bmdla
Zn�w si� zagapili jak urzeczeni Cyferki by�y czarne na z�otym tle KaraBansita odczyta� je g�o�no
06 20 25 13 00 00 19 23 44
Przytkn�� urz�dzenie do ucha, nas�uchuj�c, czy wydaje jaki� d�wi�k, ale w tej samej chwili wahad�owy zegar na �cianie za jego plecami zacz�� wybija� trzynast� Ten zegar o skomplikowanym mechanizmie zbudowa� KaraBansita za swych m�odych lat W pogl�dowy spos�b zegar KaraBansity wskazywa� pory wschod�w i zachod�w obu s�one, Batahksy i Freyra, oraz jednostki rachuby czasu - sto sekund w minucie, czterdzie�ci minut w godzinie, dwadzie�cia pi�� godzin w dobie, osiem dni w tygodniu, sze�� tygodni w tennerze i dziesi�� tennerow w roku maj�cym czterysta osiemdziesi�t dni Osobny wska�nik tysi�ca o�miuset dwudziestu pi�ciu ma�ych lat w Wielkim Roku akurat zatrzyma� si� na cyfrze 381, aktualnym roku wed�ug borlienooldorandzkiego kalendarza
Bmdla tez przy�o�y�a ucho do bransolety i tez nic nie us�ysza�a
- Czy to jaki� zegar7
- Chyba tak �rodkowe cyfry wskazuj� godzin� trzynast� czasu borhen-skiego
Zawsze potrafi�a pozna�, kiedy by� zbity z tropu Teraz tez gryz� kostk� palca jak ma�e dziecko Zobaczy�a rz�d guziczk�w na powierzchni bransolety Przycisn�a jeden Trzy grupy innych cyfr pojawi�y si� w okienkach
19
6877 828 3269 (1177)
- Po�rodku jest rok wed�ug kt�rego� ze starych kalendarzy. Jak to dzia�a? Wcisn�� guziczek i wr�ci�y poprzednie cyfry. Umie�ci� bransolet� na stole i po�era� j� oczyma, dop�ki Bindla nie wsun�a jej sobie na r�k�. Dopasowuj�c si�, bransoleta natychmiast opi�a pulchny nadgarstek. Bindla pisn�a.
KaraBansita podszed� do p�ki, na kt�rej sta�y sfatygowane uczone ksi�gi. OmiJaj�c staro�ytny fblid� Testament RayniLayana. wyci�gn�� oprawne w ciel�c� sk�r� Tablice kalendarzowe wieszczk�w i astrolog�w'. Przerzuciwszy kilka stronic, zairzy^a� s'e na jednej i zacz�� jecha� palcem w d� kolumny. Mieli, co prawda, rok 381 zgodnie z kalendarzem boriienooldorandzkim, jednak nie by�a to powszechnie przyj�ta rachuba. Inne nacje stosowa�y inne rachuby, wymienione w Tubfc^ch; data 828 by�a wymieniona. Znalaz� j� w zarzuconym dennisarzu, obecnie zwi�zanym z magi� i okultyzmem. Imi� Denniss nosi� legendarny kr�l, rzekomo panuj�cy nad ca�ym Kampanniatem.
- �rodkowe okienko bransolety podaje czas miejscowy... - ponownie wsun�� kostk� palca mi�dzy z�by. - Pomy�le�, �e toto wytrzyma�o pobyt w morzu. Gdzie� s� dzi� mistrzowie, kt�rzy by potrafili zrobi� taki klejnot? Musia� jakim� cudem przetrwa� od czas�w Denmssa...
Uj�� �on� 7a nadgarstek i razem �ledzili ruchliwe cyferki. Oto znale�li czasomierz nie maj�cy sobie r�wnego pod wzgl�dem konstrukcji mechanizmu, pewnie i pod wzgl�dem warto�ci, na pewno najbardziej zagadkowy przedmiot na �wiecie. Gdziekolwiek byli mistrzowie - tw�rcy tej bransolety, musia�o to by� daleko od Borlien w tym stanie upadku, do kt�rego doprowadzi� je kr�l JandolAnganol. Jeszcze Ottassol trzyma� si� jako tako, gdy� port prowadzi� handel z innymi krajami. Gdzie indziej panowa�y gorsze warunki - susza, g��d i bezprawie. Wojny i utarczki wykrwawia�y kraj. Jaki� polityk zr�czniejszy od kr�ia, wspierany radami mniej skorumpowanej skritiny, czyli parlamentu. zawar�by pok�j z wrogami Borlien i zapewni� dobrobyt ludno�ci w�asnego kraju. A przecie� nie spos�b by�o - cho� KaraBansita wci�� nie dawa� za wygran� - nienawidzi� JandolAnganola, skoro kr�l nie zawaha� si� zrezygnowa� ze swojej pi�knej �ony, kr�lowej kr�lowych, aby po�lubi� g�upiutk� smarkul�- p�madisk�. Po c� Orze� by mia� tak post�powa�, je�li nie w celu przypiecz�towania sojuszu Borlien z jej odwiecznym wrogiem, Oldorando, dla dobra kraju? JandolAnganol to cz�owiek niebezpieczny, bez dw�ch zda�, lecz tak samo obrywa od losu, jak najpokorniejszy wie�niak. Wiele zawini� pogarszaj�cy si� klimat. Furia �aru ros�a z pokolenia na pokolenie, a� nawet drzewa zacz�y p�on��...
- Nie �nij na jciwie - krzykn�a Bindla. - We� mi zdejmij t� dziwn� rzecz z r�ki.
II. GO�CIE W PA�ACU
Prolog wydarzenia, kt�re budzi�o l�k w kr�lowej, ju� si� rozegra�. Kr�l
JandolAnganol wyruszy� do Grawabagalinien, aby wzi�� rozw�d z ma��onk�. Od Matrassylu, stolicy Borlien, mia� po�eglowa� w d� rzeki Takissy do Ottassolu, a dalej przybrze�n� galer� na zach�d, do w�skiej zatoki Grawabagalinien. W obecno�ci �wiadk�w kr�l wr�czy kr�lowej dyspens� rozwodow�, wydan� przez �wi�tego C'Sarra. Po czym si� po�egnaj�, pewnie na zawsze. Od kiedy powzi�� ten plan, wzbiera�a w nim z�o�� na ca�y �wiat.
Stra� pa�acowa we wspania�ym ordynku oraz napastliwe d�wi�ki tr�b towarzyszy�y paradnej karocy kr�lewskiej przez ca�� drog� w d� od pa�acu na wzg�rzu i przez kr�te uliczki Matrassylu a� do nabrze�a. W karocy dotrzymywa� kr�lowi kompanii jedynie ulubiony faworyt Juli. Ten pozbawiony rog�w fagorzy miodek jeszcze mia� ciemne w�osy w bia�ym futrze. Siedzia� naprzeciwko swego pana, wierc�c si� niespokojnie na my�l o rzecznej podr�y. Kapitan przycumowanej galery wyst�pi� i dziarsko zasalutowa� kr�lowi wysiadaj�cemu z karocy.
- Odbijamy jak najszybciej - rzek� JandolAnganol.
Kr�lowa pop�yn�a na wygnanie z tej samej przystani kilka tenner�w temu. Na brzegu rzeki sta�y gromadki matrassylczyk�w ciekawych widoku kr�la o tak dwuznacznej reputacji. Swego w�adc� przyszed� po�egna� burmistrz. Ani si� to umywa�o do wiwat�w t�umu i po�egnalnej owacji na cze�� odp�ywaj�cej kr�lowej Myrdeminggali.
Kr�l wkroczy� na pok�ad. Suchy stukot drewnianej ko�atki zabrzmia� jak kla�ni�cia kopyt na bruku. Wio�larze uderzyli wios�ami. Zluzowano �agle. Podczas odbijania galery od przystani JandolAnganol obejrza� si� gwa�townie i utkwi� wzrok w burmistrzu Matrassylu stoj�cym na molo w�r�d grona rajc�w wypr�onych sztywno, jakby po�kn�li kije. Pochwyciwszy kr�lewskie spojrzenie burmistrz kornie schyli� g�ow�, lecz JandolAnganol wiedzia�, �e dostojnika dusi w�ciek�o��. Burmistrz mia� w�adcy za z�e wyjazd ze stolicy w chwili, gdy grozi jej niebezpiecze�stwo z zewn�trz. Wykorzystuj�c wojn� Borlien przeciwko Ran-
21
donanowi na zachodzie, dzikie ludy Mordriatu chwyci�y za bro� na p�nocnym wschodzie. Zas�pione oblicze burmistrza przes�oni�a rufa galery i kr�l odwr�ci� spojrzenie od przystani. Poniek�d przyznawa� w duchu racj� burmistrzowi. Z niespokojnych g�rskich hal i po�onin Mordriatu dochodzi�y wie�ci, �e w�dz Unndreid M�ot znowu wst�pi� na wojenn� �cie�k�. Dla podniesienia ducha bojowego P�nocnym Korpusem Borlie�skim powinien dowodzi� kr�lewski syn RobaydayAnganol. Lecz RobaydayAnganol znikn�� w dniu, w kt�rym us�ysza� o planowanym rozwodzie ojca z matk�.
- I ufaj tu synowi... - rzuci� JandolAnganol na wiatr. Wini� syna r�wnie� za konieczno�� podj�cia tej swojej podr�y. Z nieruchom� twarz� spogl�da� na po�udnie, jak gdyby wypatruj�c tam dowodu wierno�ci. Cienie takielunku zdobi�y deski pok�adu mistern� sieci�. Freyr podwoi� cienie, wstaj�c w pe�nym blasku. W�wczas Orze� uda� si� na spoczynek.
Schronienie zapewnia� mu jedwabny baldachim nad ruf�wk� galery. Tutaj kr�l z towarzyszami u boku sp�dzi� wi�kszo�� tej trzydniowej podr�y. Kilka st�p poni�ej tego miejsca dla uprzywilejowanych siedzieli przy wios�ach na wp� nadzy niewolnicy, ludzie i przewa�nie Randona�czycy, gotowi wspom�c �agle, gdy zawiedzie wiatr. Ich fetor niekiedy zalatywa� pod baldachim, mieszaj�c si� z woni� smo�y, drewna i smrodu z z�zy.
- Zatrzymamy si� w Osoilimie - zarz�dzi� kr�l.
W Osoilimie, miejscu rzecznych pielgrzymek, zamierza� uda� si� do �wi�tyni na biczowanie. Jako cz�owiek religijny pragn��, by Wszechmocny Akhanaba stan�� przy nim w maj�cej nadej�� godzinie pr�by.
JandolAnganol by� postaci wynios�ej i pos�pnej. W wieku dwudziestu pi�ciu lat i paru tenner�w wci�� by� m�odym m�czyzn�, cho� bruzdy zry�y jego w�adcze oblicze, nadaj�c mu wyraz m�dro�ci, kt�rej, zdaniem wrog�w, wcale nie posiada�. G�ow� nosi� dumnie, na podobie�stwo swoich �ownych soko��w. W�a�nie g�owa kr�la �ci�ga�a powszechn� uwag�, stanowi�c jakby uciele�nienie g�owy pa�stwa. Ostra kraw�d� nosa, srogie czarne brwi oraz przystrzy�ona broda i w�sy, nieco przys�aniaj�ce zmys�owe usta, wszystko to podkre�la�o orli wyraz twarzy Jando�Anganola. Oczy mia� czarne i bystre; od przenikliwo�ci spojrzenia tych oczu, przed kt�rymi nic si� nie ukry�o, otrzyma� zrodzony po jarmarkach przydomek - Orze� Borlien. Ludzie z najbli�szego otoczenia kr�la, znawcy charakteru cz�owieka, twierdzili, �e ten orze� jest zawsze zamkni�ty w klatce i �e kr�lowa kr�lowych nadal ma kluczyk do tej klatki. Na JandolA nganolu ci��y�o przekle�stwo khmiru, co najlepiej si� wyk�ada jako bezosobowa chu�. ca�kiem zrozumia�a w tak upalnych porach. Cz�ste i szybkie ruchy g�ow�, wyra�nie nieprzystaj�ce do spi�tego w bezruchu cia�a, wyra�a�y nerwowy tik cz�owieka, kt�ry �udzi� si�, �e widzi wyj�cie z ka�dej sytuacji.
Obrz�d w czelu�ciach wysokiej ska�y Osoilimy trwa� kr�tko. JandolAnganol w przesi�kni�tym krwi� kaftanie wr�ci� na pok�ad i galera po�eglowa�a dalej. Nie
22
wytrzymuj�c okr�towych smrod�w kr�l spa� noc� na odkrytym pok�adzie, na materacu z �ab�dziego puchu. U n�g kr�la spa� fagorzy miodek Juli.
W dyskretnej odleg�o�ci za kr�lewsk� galer� �eglowa� drugi statek, przerobiony z byd�owca. P�yn�li nim najwierniejsi kr�lewscy �o�nierze z Pierwszej Gwardii Fagorzej. Po po�udniu trzeciego dnia podr�y transportowiec zbli�y� si� do galery, os�aniaj�c j� przy wchodzeniu do wewn�trznego portu w Ottassolu. Bandery oklap�y na masztach w dusznej ottassolskiej spiekocie. T�um zebra� si� u nabrze�y. W�r�d flag i rozmaitych patriotycznych transparent�w widnia�y te� bardziej ponure has�a: IDZIE PO�AR - SP�ON� MORZA albo NIE �YJESZ Z AKH� - UMRZESZ Z FREYREM. Korzystaj�c z okresu powszechnego niepokoju Ko�ci� pr�bowa� skruszy� zatwardzia�ych grzesznik�w.
Spomi�dzy portowych magazyn�w dumnie wymaszerowa�a orkiestra i rozpocz�a hymn kr�lewski. Jego Kr�lewska Mo�� zszed� po trapie przy akompaniamencie sk�pych oklask�w. Komitet powitalny tworzyli cz�onkowie skritiny i miejscy notable. Znaj�c charakter Or�a, jak mogli skracali swoje przem�wienia, a i mowa kr�la by�a kr�tka.
- Zawsze jeste�my szcz�liwi odwiedzaj�c Ottassol i widz�c, jak rozkwita nasz najwi�kszy port. Nie mog� tu d�ugo zabawi�. Wiecie, �e czekaj� nas wielkie wydarzenia. Mam niez�omn� wol� wzi�� rozw�d z kr�low� Myrdeminggal� na mocy rozwodowej dyspensy Wielkiego C'Sarra Kilandera IX, G�owy �wi�tego Cesarstwa Pannowalu i �wi�tego Ojca Ko�cio�a Akhanaby, kt�remu wszyscy s�u�ymy w Bogu. Po okazaniu dyspensy kr�lowej w obecno�ci, jak nakazuje mi prawo, pe�nomocnych �wiadk�w �wi�tego C"Sarra i po oddaniu dyspensy �wi�temu C'Sarrowi b�d� m�g� poj�� i pojm� za prawowit� ma��onk� Simod� Tal, c�r� Oldorando. W ten spos�b ma��e�skim zwi�zkiem potwierdz� zwi�zek naszego kraju z Oldorando, o�ywi� nasze staro�ytne przymierze i utrwal� wsp�ln� przynale�no�� do �wi�tego Cesarstwa. Zjednoczeni pobijemy naszych wsp�lnych wrog�w i Borlien b�dzie wielkie, jak za dni naszych praojc�w.
Rozleg�y si� niemrawe wiwaty i brawa. Wi�kszo�� s�uchaczy po�pieszy�a obejrze� wy�adunek fagorzego wojska ze statku. Kr�l zrezygnowa� ze zwyczajowej keedranty na rzecz czarno-��tego kaftana bez r�kaw�w, wystawiaj�c na pokaz muskularne ramiona. Spodnie z ��tego jedwabiu ciasno opina�y mu nogi. Mia� juchtowe buty z wywini�tymi cholewami. U pasa kr�tki miecz. W czarnych w�osach nosi� wplecione z�ote ko�o Akhanaby, z kt�rego �aski w�ada� kr�lestwem. Mierzy� komitet powitalny wzrokiem bazyliszka. Pewnie spodziewali si� us�ysze� co� konkretniejszego. S�k w tym, �e kr�lowa Myrdeminggal� budzi�a w Ottassolu mi�o�� r�wnie wielk�, jak w Matrassylu. Rzuciwszy kr�tkie spojrzenie swojej �wicie JandolAnganol obr�ci� si� na pi�cie i odszed� dumnym krokiem. Przed nim le�a�y lessowe klify, niskie i szkaradne. Na nabrze�u rozpostarto pas ��tej tkaniny pod kr�lewskie stopy. Wymin�� j� i na prze�aj doszed� do podstawionej
23
karocy. Fory� zamkn�� za nim drzwi pojazdu, kt�ry natychmiast odjecha�. Przeby� sklepion� bram� i z miejsca zaton�� w labiryncie Ottassolu. Za karet� pod��y�a fagorza gwardia.
Do wielu rzeczy, kt�rych nienawidzi�, JandolAnganol zalicza� sw�j ottassol-ski pa�ac. Humoru nie poprawi� mu witaj�cy go w progu kr�lewski wikariusz, uk�adny AbstrogAthenat o g�bie eunucha.
- Wielki Akhanaba z Wami, Panie, szcz�cie to dla nas ujrze� oblicze Waszej Kr�lewskiej Mo�ci i go�ci� Wasz� Kr�lewsk� Osob� w�r�d nas w chwili, gdy z Randonanu dosz�y z�e wie�ci o Drugim Korpusie.
- O wojskowych sprawach opowiedz� mi wojskowi - rzek� kr�l, wkraczaj�c do westybulu.
W �rodku panowa� ch��d, wci�� ten sam mi�y ch��d, mimo coraz gor�tszych p�r roku, jednak podziemny charakter budowli przygn�bia� kr�la. Przypomina� mu dwa lata zakonnej m�odo�ci, sp�dzone w Pannowalu. Jego ojciec, YarpalAn-ganol, ogromnie tu wszystko rozbudowa�. Chc�c us�ysze� pochwa�� z ust syna, zapyta� go, jak mu si� nowa siedziba podoba.
- Zimna, przeogromna, �le zaplanowana - brzmia�a odpowied� ksi�cia. Zupe�ny nieuk w sprawach sztuki wojennej, YarpalAnganol, jak zwykle, nie dostrzega�, �e podziemnego dworzyszcza nigdy si� nie da skutecznie broni�. Dzie� napadu na pa�ac utkwi� w pami�ci JandolAnganola. Mia� wtedy trzy lata i jeden tenner. Z drewnianym mieczykiem hasa� po podziemnym dziedzi�cu. Naraz jedna z g�adkich lessowych �cian posz�a w rozsypk�. Wyskoczy�o z niej kilkunastu zbrojnych buntownik�w. Niepostrze�enie dokonali podkopu. JandolAnganol najch�tniej by zapomnia�, �e wrzasn�� ze strachu, nim zaatakowa� ich swym drewnianym mieczykiem. Szcz�liwym trafem na dziedzi�cu odbywa�a si� odprawa wart pod broni�. W za�artej potyczce wybito napastnik�w do nogi. By�o to podczas jednej z licznych w�wczas rebelii, kt�re YarpalAnganol t�umi� bez zbytniej surowo�ci. Nielegalny tunel w��czono p�niej do pa�acowej zabudowy.
Dzisiaj stary kr�l siedzia� zamkni�ty w lochu matrassylskiej twierdzy, a warty z�o�one z ludzi i ancipit�w pilnowa�y korytarzy i dziedzi�c�w ottassol-skiej rezydencji. JandolAnganol mija� kr�te korytarze zerkaj�c na niemych wartownik�w tak, jak gdyby chcia� zabi� ka�dego przy najmniejszym poruszeniu.
Wie�� o z�ym humorze w�adcy rozesz�a si� w�r�d dworzan. Przygotowano bal, aby go rozweseli�. Najpierw jednak musia� wys�ucha� raportu o sytuacji na zachodniej rubie�y. W g�rach Chwartu kompania Drugiego Korpusu wpad�a w zasadzk� przewa�aj�cych si� przeciwnika. Walczy�a do zmierzchu, a jej niedobitki, ratuj�c si� ucieczk�, ostrzeg�y g��wne si�y. Ranny �o�nierz przeka-
24
za� do Ottassolu meldunek semaforowym telegrafem wzd�u� Po�udniowego Go�ci�ca
- Co z genera�em TolramKetmetem9
- Walczy, Panie - odpar� kurier
JandolAnganol wys�ucha� raportu niemal�e bez uwagi, po czym zszed� do prywatnej kaplicy na modlitw� i biczowanie Ci�gi z r�k lubie�nego Abstrog-Athenata sprawia�y prawdziwy boi
Dw�r ma�o si� przejmowa� losami wojsk, odleg�ych o niemal trzy tysi�ce mil - wa�niejsze by�y humory kr�la, kt�re mog�y zwarzyc nastr�j wieczornej zabawy Ch�osta Or�a s�u�y�a wi�c wsp�lnemu dobru
Spiralne schody wiod�y w d� do kr�lewskiej prywatnej kaplicy Ten ponury, na pannowalsk� mod�� zaprojektowany przybytek, zosta� wy��obiony w podles-sowej glinie, do wysoko�ci pasa wy�o�onej o�owiow� blach�, a od pasa wzwy� - kamieniem Wilgo� ��czy�a si� w krople wody i miniaturowe kaskady Pod witra�owymi kloszami p�on�y lampy Snopy �wiat�a rozwiesi�y prostok�ty barw w zawi�g�ym powietrzu Przy d�wi�kach �a�obnej muzyki kr�lewski wikariusz wyj�� zza bocznej �ciany o�tarza dziesi�ciorzemienn� dyscyplin� Na o�tarzu sta�o Ko�o Akhanaby o dw�ch falistych promieniach ��cz�cych zewn�trzny kr�g z wewn�trznym Nad o�tarzem czerwieni� si� i z�oci� gobelin przedstawiaj�cy Wielkiego Akhanab� w chwale przeciwstawnych byt�w Jednego-w-Dwojcy cz�owieka i boga, dzieci�tka i bestii, tego, co doczesne, i tego, co wiekuiste, ducha i kamienia
JandolAnganol utkwi� spojrzenie w zwierz�cym obliczu b�stwa Czci� je ca�ym sercem Przez ca�e �ycie, od m�odzie�czych lat sp�dzanych w pannowal-skim monastyrze, rz�dzi�a nim religia Z kolei on sam mia� dzi�ki mej w�adz� nad poddanymi Niewoli�a dworzan i lud To w�a�nie powszechna wiara w Akhanab� jednoczy�a Borlien, Oldorando i Pannowal w chwiejnym przymierzu Bez Akhanaby wsz�dzie by zapanowa� chaos i wrogowie cywilizacji wzi�liby gor�
AbstrogAthenat skinieniem nakaza� przykl�kn�� kr�lewskiemu grzesznikowi i wyg�osi� krotk� modlitw� nad jego g�ow�
- Przychodzimy do Ciebie, Wielki Akhanabo, b�agaj�c o grzech�w odpuszczenie i brocz�c krwi� winy Wszystkie wyst�pki cz�owieka s� Tobie ranami, Wielki Uzdrowicielu, i czyni� Ciebie s�abym, o Wszechmocny Przeto wodzisz nas pomi�dzy Ogniem i Lodem, aby nasze cielesne pow�oki tu na Helikonn do�wiadczy�y wiecznych m�k �aru i Mrozu, jakich Ty gdzie indziej do�wiadczasz za nas Przyjmij nasze cierpienie, o Wielki Bo�e, jako i my przyjmujemy Twoje
Rzemienie smaga�y kr�lewskie plecy AbstrogAthenat by� m�odzie�cem zmewiescia�ej natury, ale r�k� mia� ci�k� i sumiennie wype�nia� wol� Akhanaby
25
Po obrz�dku pokutnym nast�pi� obrz�dek k�pieli i powr�t na g�r�, na hulank�. Tu miast bata fruwa�y w ta�cu sp�dnice. Muzyka by�a skoczna, muzykanci t�u�ci i roze�miani. Kr�l te� przybra� twarz u�miechem i nosi� go niby zbroj�, nie mog�c zapomnie�, jak obecno�� kr�lowej Myrdeminggali rozja�nia�a niedawno t� sal�. �ciany przybrano p�dniowymi kwiatami, idrysami i pachn�cym gradowinem. Pi�trzy�y si� sterty owoc�w, po�yskiwa�y dzbany z czarnym winem. G��d kocha� wie�niak�w, omija� pa�ace.