2312
Szczegóły |
Tytuł |
2312 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2312 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2312 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2312 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol Ko�mi�ski
Tadeusz Ko�ciuszko 1746-1817
Warszawa: MON, 1969
Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowsk�wi�to szko�y
Tysi�cem zapalonych �wiec jarzy si� dzi� wielka, honorowa sala
Szko�y Rycerskiej kr�la Stanis�awa Augusta Poniatowskiego. Na
bia�ych jej �cianach, u g�ry, z�oc� si� litery biegn�cego niby
szlak hymnu o "�wi�tej mi�o�ci kochanej Ojczyzny", kt�ry jest
hymnem szko�y. Na galerii przy jednej ze �cian bocznych grzmi co
si� kapela szkolna na zmian� z kapel� regimentu gwardii
kr�lewskiej, a sala pe�na jest m�odzie�y. Dzi� bowiem zako�czenie
roku szkolnego. Kadeci w pi�knych, �wi�tecznych mundurach, w
granacie i amarancie majestatycznie ta�cz� menueta, patrz�c w oczy
swych tancerek, si�str czy znajomych przyby�ych z miasta. W ta�cu
ledwie dotykaj� one ziemi, podobne do boginek greckich w bia�ych,
przepasanych kolorowymi szarfami, zwiewnych sukienkach.
Na obraz ten z lubo�ci� patrzy kr�l ze stopni ustawionego w g��bi
sali tronu. Nie lubi wojny, ale nosi ch�tnie mundur szko�y, zdobny
dzi� b��kitn� wst�g� i brylantow� gwiazd� orderu Or�a Bia�ego. Za
kr�lem �wita wspania�a z ksi�ciem Adamem Czartoryskim, komendantem
korpusu. S� oczywi�cie i profesorowie. A wi�c dyrektor nauk -
Anglik Lind, skoro kr�l wszystko co angielskie uwa�a za najlepsze,
s�awny filozof Marcin Nakuta, wyk�adowca moralno�ci i ekonomiki,
Nagurczewski od literatury i historii Polski, Jankowski, Konderski
od �aciny, profesorowie j�zyk�w obcych, matematyki, fizyki,
fechtunku czy ta�ca, cudzoziemcy i Polacy.
Ta�cz�c� m�odzie� z uwag� obserwuj� oficerowie, starsi jej kiedy�
koledzy, pe�ni�cy obecnie s�u�b� w szkole. Jeden z nich robi to
mo�e najpilniej, cho� od czasu do czasu zatrzymuje wzrok nieco
d�u�ej tam, gdzie zdaje si� l�ni� jasna sukienka c�rki pisarza
polnego wojsk litewskich, Ludwiki Sosnowskiej. Ciemnow�osy, o
oczach wielkich, marz�cych, szlachcic ubogi z Kobry�skiego z
Litwy, by� zawsze jednym z najpilniejszych uczni�w, wiedz�c, �e
tylko prac� i zdobyt� wiedz� b�dzie si� m�g� wybi� w�r�d grona
zamo�nych panicz�w. Koledzy nazywaj� go "Szwedem", widz�c w nim
bowiem jakby �ywy obraz zawo�anego �o�nierza, kr�la-ascety, Karola
XII, i wiedz� ju�, �e jego has�em jest: "siebie samego zwyci�aj -
to najwi�ksze zwyci�stwo". A wszyscy, zw�aszcza najm�odsi, za
kt�rymi zawsze potrafi si� uj��, lubi� go i szanuj�.
To Tadeusz Ko�ciuszko, syn Ludwika Tadeusza, pu�kownika Bu�awy
Polnej Wielkiego Ksi�stwa Litewskiego, miecznika wojew�dztwa
brzeskiego. W Mereczowszczy�nie sp�dzi� dzieci�stwo i wiek
pachol�cy. Rodzice �yli zgodnie, ich sytuacja materialna by�a
raczej pomy�lna i do�� ustalona. Ojciec garn�� si� do urz�d�w
wojskowych i on to zapewne rozbudzi� w synu zami�owanie do zawodu
wojskowego.
24 czerwca 1758 roku Ludwik Ko�ciuszko umiera osierocaj�c �on� i
czworo dzieci. Tadeusz ma w�wczas nieca�e trzyna�cie lat. Na Tekl�
z Ratomskich Ko�ciuszkow� spadaj� nie tylko k�opoty zwi�zane z
wychowaniem i wyposa�eniem dzieci, ale te� gospodarka na kilku
folwarkach.
Pierwsze nauki Tadeusz pobiera� w domu, a w grudniu 1765 roku ju�
jako 19-letni m�odzieniec wst�pi� do Korpusu Kadet�w w Warszawie.
Uczy� si� dobrze i wyr�nia� niezwyk�� pilno�ci�. W rok p�niej
patentem kr�lewskim zostaje awansowany na chor��ego, a na pocz�tku
maja 1768 roku znajduje si� na li�cie oficer�w i pe�ni s�u�b�
podbrygadiera maj�c pewne zwierzchnictwo nad dziewi�tnastoma
wsp�towarzyszami...
Wytworne tony menueta przebrzmia�y. Ostatni, wdzi�czny uk�on
kawaler�w przed ich damami. W tej chwili kr�l powsta� z miejsca i
klaszcze w d�onie. To znak, �e m�odzie� ma przej�� do sali
jadalnej, gdzie czeka ju� przygotowana wieczerza. Obie kapele
graj� teraz skocznego marsza, a kawalerowie prowadz� swe damy
weso�ym korowodem do suto zastawionych sto��w.
Ale wraz z m�odzie�� do sto��w zaczynaj� si� cisn�� obecni na sali
balowej starsi, rodzice kadet�w czy ich tancerek.
Tadeusz rozgl�da si� po sali, widzi w t�umie go�ci niejakiego
Stanis�awa Gozdzkiego, dumnego pana, wojewod� podlaskiego, tego
samego, kt�ry kiedy� na balu, poza terenem Szko�y, potr�ci� w
przej�ciu jednego z najm�odszych kadet�w prowadz�cego sw� dam� i
nie tylko nie przeprosi� go za to, ale zawo�a� g�o�no:
- Z drogi, smarkaczu! - i pchn�� kadecika mocno.
Ch�opak poczerwienia�. Zniewaga publiczna, i to na oczach damy!
Ale przeciwnikiem - wojewoda. Jak�e tu od takiego magnata ��da�
satysfakcji?
Oburzeni kadeci chcieli w�wczas wyruszy� ca�� szko�� pod pa�ac
wojewody, by zmusi� go do przeprosin, ale udaremni�o to dow�dztwo
korpusu. Gdy kr�l dowiedzia� si� o incydencie, wezwa� do siebie
Tadeusza jako jednego z przyw�dc�w m�odzie�y kadeckiej.
Ko�ciuszko kr�tko zameldowa� o zaj�ciu.
Kr�l wys�ucha� go z uwag�. Jako szef swej ulubionej Szko�y
Rycerskiej poczu� si� sam dotkni�ty. Kadet�w, kt�rych mundur tak
ch�tnie nosi�, uwa�a� jakby za swoj� przyboczn� gwardi�. Stanis�aw
Gozdzki musia�, niestety, na polecenie kr�la kadeta przeprosi�.
Tadeusz postaw� sw� pozyska� serca koleg�w i zwr�ci� na siebie
uwag� kr�la.
I teraz, gdy ca�y orszak ju� ruszy�, Stanis�aw August u�miechn��
si� �yczliwie do Ko�ciuszki:
- Potrzebuj� lektora - powiedzia�. - M�wi� mi te� profesor Mller,
�e rysujesz pi�knie. B�dziesz mi wi�c i do tego potrzebny...
Odt�d cz�sto wzywa� zacz�� do siebie Tadeusza. Z przyjemno�ci�
stwierdzi�, �e biegle czyta on po francusku, �e ma du�e zdolno�ci
do rysunku i malarstwa. Pocz�� si� zastanawia�: czyby m�odzieniec
nie m�g� si� kszta�ci� w�a�nie w malarstwie, zosta� z czasem
wyk�adowc� projektowanej przez kr�la Akademii Sztuk Pi�knych,
takiej, jakie maj� Rzym, Pary�?...
Po z�o�eniu ostatnich egzamin�w Ko�ciuszko pozosta� przy Korpusie
jako brygadier i uzyska� stopie� kapitana.
Wakacje szybko min�y. Wraz z nowym rokiem szkolnym pozwalano
kadetom, kt�rzy wyr�niali si� pilno�ci�, bywa� w towarzystwach,
uczestniczy� w zabawach tanecznych i balach na zamku, na kt�rych
kr�l chcia� cz�sto ich widywa�: niech nabieraj� og�ady
towarzyskiej w przyj�ciach dworskich. Maj� by� przecie� oficerami,
czekaj� na nich urz�dy w organizowanej przez kr�la administracji
krajowej. Na bale przybywaj� zawsze najpi�kniejsze panie. Niejedna
z nich �askawym okiem zerka na m�odego kapitana - lektora Jego
Kr�lewskiej Mo�ci. Dlaczeg� to pan kapitan pod spojrzeniami tymi
spuszcza wzrok? Czy�by m�ody rycerz ba� si� pi�knych dam? Czy mo�e
jego serce jest zaj�te?
Tak. Oto na zamku m�wi�, �e kapitan Ko�ciuszko jest nie tylko
nauczyciele pi�knej Ludwiki, c�rki pisarza polnego, niebawem
hetmana wojsk litewskich, pana Sosnowskiego, ale, �e oboje m�odzi
kochaj� si�. Podobno wymienili ju� s�owa przysi�gi. C� st�d, �e
dla ubogiego kapitana za wysokie mo�e progi pa�ac�w magnackich!
Skoro kochaj� si� - wierz�, �e rodzice Ludwiki musz� si� zgodzi�.
Je�li za� nie - to ju� postanowili oboje - od czeg� dawny obyczaj
rycerski: kawaler porwie sw� ukochan� i potajemnie za�lubi...
Tylko �e...
Pewnego dnia pan pisarz polny wojsk litewskich poprosi� o
pos�uchanie na zamku. Kr�l przyj�� go skwapliwie: wiedzia�, �e pan
Sosnowski jest dobrze widziany przez ambasadora imperatorowej
Katarzyny.
Pan Sosnowski nie nadu�ywa� drogiego zawsze czasu monarchy. M�wi�
kr�tko:
- Najja�niejszy Panie. Jeden z oficer�w Waszej Kr�lewskiej Mo�ci -
tu pad�o nazwisko - wzdycha do mej c�rki Ludwiki, kt�ra... ch�tnie
tego oficera widzie� rada, ale ja r�k� jej z dawna przyrzek�em
komu� innemu. Gdyby wi�c Wasza Kr�lewska Mo�� raczy�a...
Pan Sosnowski nie potrzebowa� t�umaczy� sprawy bli�ej. Kr�l
zrozumia�, o co chodzi.
I �egna� �askawie pana pisarza in spe hetmana:
- Waszmo�� Pan mo�e by� zupe�nie o los swej c�rki spokojny...
P�dzlem czy szabl�?
Tego dnia po po�udniu, gdy Tadeusz wszed� do biblioteki
kr�lewskiej, by pe�ni� zwyk�e swe obowi�zki lektora, kr�l, witaj�c
go, rzek�:
- Nie b�dziesz mi dzisiaj potrzebny. - A po chwili doda�: - Szykuj
si� do drogi.
Tadeusz sta� milcz�c w oczekiwaniu dalszych rozkaz�w.
- Jestem z ciebie bardzo zadowolony. Ale my�l� od dawna o tym, by
wys�a� ci� do Pary�a...
Tadeusz sk�oni� si� g��boko.
- Pojedziesz... pojedziecie obaj, ty i Or�owski. B�dziecie w
Pary�u studiowali malarstwo. Macie, jak si� przekona�em, pewien
talent. Chc� mie� z was moich nadwornych malarzy. Po szczeg�y
zg�osisz si� do im� pana Bacciarellego. S�dz�, �e jeste� rad!
Zn�w tylko uk�on g��boki. Tadeusz milczy, jest pe�en niepokoju: a
wi�c rozkaz kr�lewski oddala go od ukochanej? Na czas
nieograniczony. Chce co� powiedzie�, ale kr�l odprawia go kr�tkim:
- Mo�esz odej��!
Tej nocy Tadeusz nie m�g� zasn��. wyra�ne wyr�nienie kr�lewskie?
Tak. Ale jednocze�nie przymusowe rozstanie z t�, kt�r� pierwszym
m�odym uczuciem ukocha�. Kiedy j� zn�w zobaczy? Czy zobaczy? Czas,
oddalenie, czy nie zatr� pami�ci chwil, jak�e kr�tkich, w sercu
Ludwiki? Czaru pierwszych s��w mi�o�ci? On uniesie przed oczyma
jej obraz na zawsze. Ona - pozostanie w �wiecie, do kt�rego
nale�y. Je�li stanie przed ni� panicz bogaty, pi�kny, c� znaczy�
b�dzie daleki, ubogi szlachcic kobry�ski?...
Wczesn� jesieni� 1769 roku kapitan Ko�ciuszko jecha� do Pary�a.
Jecha� z dobrym koleg� - przyjacielem, kapitanem J�zefem
Or�owskim. Obaj w jednym czasie wst�pili do Korpusu Kadet�w,
awansowali jednocze�nie i odt�d, jako oficerowie, razem pe�nili
s�u�b� w szkole. Teraz mieli studiowa� w Pary�u jako stypendy�ci
kr�la.
W�a�nie 16 wrze�nia pokwitowali odbi�r pieni�dzy, przydzielonych
im przez kr�la na wyjazd i koszty pierwszego roku pobytu za
granic�. Czy� nie nale�a�o si� cieszy� z tego? Rozkaz kr�lewski
otwiera� drog� w szeroki �wiat, skarbnic� nauk i sztuk. Marzy� o
tym nie m�g� ubogi miecznikowicz brzeski w swych rodzinnych
Siechnowiczach. Nale�a�o by� wdzi�cznym kr�lowi. Ale Tadeusz
my�la� wci��, �e rozkaz kr�la odsuwa go od Ludwiki, oddala od
Ojczyzny, kt�rej pragn�� ze wszystkich si� s�u�y�, jak go uczono,
jak �o�nierz. A tymczasem w Ojczy�nie prawie od dw�ch ju� lat
toczy si� wojna konfederacka, obejmuj�c coraz to inne ziemie
Rzeczypospolitej, gdy on, siedz�c w dalekim Pary�u, b�dzie sobie
malowa�!...
W Pary�u zaj�li z Or�owskim kwater� przy ulicy "Ma�ych
Augustian�w" na lewym brzegu Sekwany i dzi�ki protekcji kr�la, a
przede wszystkim poparciu ksi�cia Adama Czartoryskiego, zapisani
zostali jako s�uchacze s�ynnej na ca�y �wiat Akademii Kr�lewskiej
Malarstwa i Rze�by. Mie�ci�a si� ona w pa�acu kr�lewskim Luwru i
mia�a znakomitych profesor�w. Jeden z nich, Karol Cochin, w�a�ciwy
kierownik uczelni, wyk�adami swymi budzi� w�r�d uczni�w my�l
g��bsz�, uczy�, �e mistrzyni� winna im by� natura. W kompozycjach
malarskich zaleca�, by si�gali po natchnienie do czyn�w dawnych
bohater�w Grecji i Rzymu. Ko�ciuszko w szkole tej znalaz� si� w
gronie s�awnych ju� artyst�w francuskich, takich jak David i
Vernet, obok m�odych Polak�w, z kt�rych wyrosn� z czasem malarze
tej miary, co Kucharski i Oleszkiewicz.
W akademii jednak, mimo �e kierunek jej odpowiada� mu jak
najbardziej, nie czu� si� dobrze. Por�wnuj�c swe prace ze studiami
Or�owskiego i innych koleg�w, widzia�, �e mniej ma od nich
talentu, czu�, �e sztuka nie zapewni mu przysz�o�ci. Poci�ga�o go
zupe�nie co� innego. Korzystaj�c wi�c z tego, �e kr�l coraz
rzadziej przysy�a� subwencje i nie ��da� �adnych sprawozda�,
postanowi� opu�ci� Akademi�, wzi�� si� do innych studi�w.
Pod koniec roku szkolnego po�egna� wi�c koleg�w, kt�rzy zd��yli go
ju� polubi�. Or�owski, troskliwy zawsze o kompana, pyta� go:
- Czemu opuszczasz szko�� Chcesz mo�e wraca� do kraju?
- Nie. Mam jeszcze troch� grosza ze schedy po ojcu, s�dz� te�, �e
ksi��� Adam o mnie nie zapomni. B�d� w Pary�u studiowa� dalej,
tyle �e nie sztuk�.
- C� wi�c?
- Wojskowo��. Czuj� si� �o�nierzem. Interesuje mnie artyleria i
in�ynieria wojskowa, nauki zaniedbane zupe�nie w armii
Rzeczypospolitej.
- Brawo! - wykrzykn�� Or�owski. - Czy jednak, rzucaj�c malarstwo,
nie nara�asz si� tym samym kr�lowi?
Tadeusz zamy�li� si� chwil�.
- Kr�l chyba o nas zapomnia� - rzuci� po namy�le.
Ju� nazajutrz zastanawia� si�, jak wzi�� si� do nowych studi�w.
By� oficerem. M�g� wst�pi�, jak wielu Polak�w, ochotniczo do
wojska francuskiego. Nie chcia�. Wojsko to w chyl�cej si� do
upadku Francji Ludwika XV w niczym nie przypomina�o s�awnej ze
zwyci�stw armii jego poprzednika, "kr�la-s�o�ce". Nominacje
genera��w zale�a�y od intryg buduarowych, protekcji przyjaci�ek
kr�lewskich. Oficerowie awansowali dzi�ki urodzeniu i koligacjom,
byli dworakami raczej ni� dow�dcami, a tr�d rozpusty po�eraj�cy
dw�r kr�lewski, �ycie nad stan i nieuctwo zara�a�y r�wnie� armi�.
Oficerowie wi�c oddaj�cy si� ucztom i grom hazardowym �yli ze
swych oddzia��w, �o�nierz za� cierpia� niedostatek i poniewierk�.
Trzymany w surowej dyscyplinie, bra� za byle co plagi, a za pr�b�
dezercji zsy�any by� na galery. Szeregi topnia�y z n�dzy i chor�b.
Lepsze warunki panowa�y w szko�ach wojskowych. Do szk� tych
jednak Ko�ciuszko jako cudzoziemiec nie m�g� si� dosta�. Nie
my�la�, oczywi�cie, o szko�ach �rednich: sta�y one na og� ni�ej
ni� warszawski Korpus Kadet�w, kt�ry przecie� uko�czy�. Ale wy�sze
szko�y specjalne? Szko�a artylerii w Bapaume? Szko�a in�ynierii w
Mezieres? Wyk�adano w nich artyleri�, balistyk� i pirotechnik�,
matematyk� wy�sz�, wytrzyma�o�� materia��w i topografi�, fizyk� i
rysunek techniczny, fortyfikacj� twierdz i polow�. Uczelnie te
mia�y te� znakomitych profesor�w.
Ale Ko�ciuszko marzy� nawet nie m�g�, by by� przyj�tym do kt�rej�
z tych szk�. Wiedzia� to dobrze: nie by� poddanym kr�la
Francji!...
Radzi� wi�c sobie jak m�g�. Chodzi� na wyk�ady publiczne i bra�
prywatne lekcje u profesor�w i wyk�adowc�w wy�szych francuskich
szk� wojskowych. Zdobywa� podr�czniki szkolne, skrypty z
wyk�ad�w. Podr�czniki by�y co prawda drogie, ale nie �a�owa� na
nie pieni�dzy. I ju� ca�ymi dniami, zarywaj�c nocy, jak swego
czasu w Korpusie, poch�ania dzie�a Bossuta - matematyk�,
hydrodynamik� i budow� tam, kursy matematyki dla u�ytku marynarki
i artylerii, metodyk� geografii czy zasady taktyki. To zn�w jecha�
ogl�da� umocnienia twierdz francuskich, przebudowywanych w�a�nie
przez absolwent�w szko�y w Mezieres, takich jak s�awny niebawem
tw�rca zwyci�stwa Francji rewolucyjnej �azarz Carnot.
Prawdopodobnie bada� te� stan twierdz w Niemczech, Szwajcarii i we
W�oszech.
I zn�w wraca� do swych ksi��ek, do stolicy Francji. A Pary�,
wielki Pary�, ju� hucza� od pism Woltera, kt�ry pi�rem swym
uderza� jak taranem w chwiej�cy si� gmach monarchii absolutnej
Ludwik�w, od dzie� Jana Jakuba Rousseau, kt�ry g�osi�, �e ludzie
rodz� si� wolni i r�wni, a ��da� republiki. Po domach, po
kawiarniach wszyscy rozprawiali o traktacie Turgota, kt�ry rzuci�
zupe�nie nowe my�li o tworzeniu i rozdziale bogactw, k�ad�c
podwaliny nowej nauki - ekonomii.
Zaczytywa� si� w �wie�o wydanym dziele Duponta de Nemours "O
najlepszym rz�dzie dla ducha ludzko�ci", bynajmniej nie rz�dzie
kr�l�w, czy w dzie�ach pana Quesnay. G�osz� oni, i� ubodzy ch�opi
- to biedne pa�stwo, a biedne pa�stwo - to rz�d bez �rodk�w!... Te
w�a�nie my�li ca�� pe�ni� wch�ania Ko�ciuszko. Pami�ta wci��
zgi�tych nad drewnian� soch� ch�op�w pa�szczy�nianych, wie, �e
skarb wielkiej i pot�nej ongi� Rzeczypospolitej jest wiecznie
pusty, a kr�l nie wstydzi si� �ebra� u dawnej swej kochanki -
carycy!...
Kt�rego� jednak dnia, wiosn� czwartego ju� roku pobytu w Pary�u,
Ko�ciuszko spostrzeg�, �e nigdy niebogata jego sakiewka jest
niemal pusta. Obliczy�, �e zaledwie na powr�t do kraju wystarczy.
Postanowi� wi�c wraca�. Czu�, �e nie zmarnowa� tych lat. Wiedzia�
ju�, czego chce, co sam g�osi� b�dzie, czemu w s�u�bie si�
po�wi�ci. B�dzie to mi�o�� cz�owieka i wolno�ci. B�dzie szczepi�
te zasady, kt�rymi si� tu przej�� we Francji.
Ale wiedzia� te�, �e wraca do Ojczyzny rozdzieranej w�a�nie przez
pot�nych s�siad�w, ojczyzny z bezsilnym kr�lem na czele, ze sfor�
sprzedajnych magnat�w, ze szlacht� ciemi꿹c� lud prosty. Wraca�
do kraju jako wykszta�cony z pewno�ci� oficer artylerii. C� st�d
jednak? Czy b�dzie m�g� broni� Ojczyzny i jej honoru, tak jak mu
to nakazywa�a przysi�ga kadecka? Jak�e jednak broni� ca�o�ci i
czci Rzeczypospolitej, kt�ra wojska zdatnego do obrony tak jakby
wcale nie posiada�a, a armie zaborc�w, odrywaj�cych od kraju ca�e
wojew�dztwa i pozbawiaj�ce j� dost�pu do morza, licz� setki
tysi�cy �o�nierzy. A wszystko to dzieje si� niemal bez oporu. Na
sejmie pos��w przekupionych z�otem zaborc�w jeden tylko Rejtan z
gar�ci� nieprzejednanych broni� ca�o�ci i wolno�ci Ojczyzny.
Z tymi my�lami Tadeusz Ko�ciuszko wraca� do okaleczonej przez
wrog�w Rzeczypospolitej.
Przybywszy w po�owie 1774 roku do kraju Ko�ciuszko znalaz� si�
jakby na bruku. Stan�� w Warszawie, pr�buj�c si� jako� urz�dzi�.
Dowiedzia� si� ju�, �e miejsce jego w Szkole Rycerskiej zosta�o
zaj�te. Do kr�la z pro�b� o jakie� stanowisko i�� nie �mia�,
ksi��� Adam za� - protektor z czas�w paryskich - by� nieuchwytny.
W stolicy panowa� kompletny chaos: sejm zwany "delegacyjnym"
ca�kowicie uleg�y ambasadorowi carowej - Stackelbergowi -
zatwierdza� w�a�nie oderwanie przez zaborc�w ziem i nikt z os�b
znacz�cych co� w kraju "nie mia� g�owy", by wys�ucha� przybysza, a
c� dopiero mu pom�c. Najpro�ciej, oczywi�cie, by�oby wst�pi� do
s�u�by wojskowej. Trzeba by jednak w takim razie, jak zwyczaj
kaza�, odkupi� od kogo� funkcj� kapitana - dow�dcy kompanii, daj�c
niby odst�pne za dzier�aw�. Kosztowa�oby to jednak z tysi�c
dukat�w, a Ko�ciuszko by� bez grosza.
Nie pozostawa�o nic innego, jak uda� si� do rodzinnych
Siechnowicz, w kt�rych po �mierci matki w 1768 roku gospodarowa�
brat J�zef. Tadeusz liczy�, �e mu si� co� jeszcze ze schedy po
ojcu nale�y.
Jad�c tam wst�pi� po drodze do si�str, starszej Anny Estkowej i
m�odszej, Katarzyny ��kowskiej. Obie wysz�y za m�� za
niezamo�nych dzier�awc�w i mieszka�y po s�siedzku na Podlasiu.
Ucieszy�y si� przyjazdem brata, a widz�c, �e jest w potrzebie,
ofiarowa�y si� mu z pomoc�. Tadeusz dzi�kowa�:
- Nie przelewa si� u was przecie� - m�wi�. - Oblicz� si� z bratem
i wezm� si� do jakiej� roboty. Potem i was odwiedz�...
J�zefa zasta� w domu, na kawalerce, starszy brat bowiem nie o�eni�
si� dot�d. Nie widzieli si� od lat, ale przyj�cie nie by�o zbyt
serdeczne. Gdy za� Tadeusz napomkn��, �e mo�e mu si� co� ze schedy
czy z dochod�w z Siechnowicz za lata ubieg�e
nale�y, J�zef skar�y� si� zacz�� na "ci�kie czasy", upadek
gospodarstwa i k�opoty osobiste.
- Bra�em, widzisz - m�wi� - udzia� w konfederacji barskiej, ale
tym �ci�gn��em na siebie tylko gwa�ty wojsk carycy i niech�ci
w�adz Rzeczypospolitej. Pragn�c si� ratowa� wzi��em w zarz�d klucz
folwark�w z d�br biskup�w unickich. Ludzie m�wi�, �em si� fortuny
dorobi�. Gdzie tam! Na folwarkach tych zakwaterowa�y pu�ki carycy,
kozak�w i Baszkir�w. Zjadali wszystko jak szara�cza. W ko�cu
biskup pe�nomocnictwo mi cofn��. Musia�em wr�ci� do Siechnowicz,
na dziady prawdziwie zszed�em.
Po takim przyj�ciu nie pozostawa�o nic innego, jak tylko si� z
czu�ym braciszkiem po�egna�. Tadeusz postanowi� skorzysta� wi�c z
zaprosin stryja (brata stryjecznego ojca), pana Jana Ko�ciuszki.
W�a�ciciel S�awinka pod Lublinem, �onaty, ale bezdzietny,
dowiedziawszy si� o powrocie krewniaka pisa�, �e "rad go widzie�
b�dzie u siebie, �e stryjowi b�d�cemu ju� "w latach" bratanek
b�dzie w gospodarstwie pomocny.
Na wyjezdnym wi�c ju� tylko Tadeusz, �egnaj�c si� z bratem
napomkn��, �e "m�g�by przy okazji cz�� sw� przypadaj�c� mu ze
schedy czy z dochod�w kwitowa�".
J�zef zdziwi� si�:
- Wzi��e� przecie� sporo na wyekwipowanie si� do Korpusu, potem a�
siedem tysi�cy z�otych na wyjazd do Pary�a. Nie ma �adnych
dochod�w z Siechnowicz. Budynki s� tak zrujnowane, �e do remontu
ich z w�asnego dok�ada� musz�. Gdyby wi�c wszystko obliczy�, z
kredk�, jak m�wi�, w r�ku, wypad�oby, �e ty mi jeszcze co� winien
jeste� z pewno�ci�.
Tadeusz milcza�.
W ko�cu J�zef, pragn�c si� brata najwidoczniej pozby�, rzek�:
- Zreszt�, skoro jeste� w potrzebie, m�g�bym ci da� jeszcze ze
trzysta z�otych, kt�re mam w domu.
B�d�c w finansowych tarapatach Tadeusz musia� z tej upokarzaj�cej
propozycji skorzysta�. I zaraz pojecha� do stryjowego S�awinka.
Starszy pan ch�tnie przyjmowa� bratanka. Tadeusz przybywa� bowiem
z szerokiego �wiata. Stryj, cz�owiek za m�odu bywa�y, ch�tnie
s�ucha� jego opowiada�, wpr�dce te� jednak spostrzeg�, �e bratanek
go�y jest, jak mysz ko�cielna. Kt�rego� wi�c wieczoru prosto z
mostu zapyta�, czy mu si� nic po ojcu, czy z Siechnowicz nie
nale�y? A gdy us�ysza�, �e "Siechnowicze pono nad warto�� s�
obd�u�one i �adnych dochod�w nie przynosz�", stary a� fukn��:
- Nie mo�e to by�, m�j Tadeuszku! A je�li tak, troch� w tym winy
twojej. Siedzia�by� na swej cz�ci sam, zagonu ojczystego,
w�asnego pilnuj�c, mia�by� co do g�by w�o�y�...
- S�u�y�em przecie w Korpusie. Wi�c...
- Wiem. Da�e� sw� cz�� w zarz�d bratu. Wiedz, �e J�zef
p�dziwiatr, pstro mu zawsze w g�owie, koniki, karty. Narobi�,
s�ysz�, d�ug�w, cho� przecie ni �ony, ni dzieci, sam jak palec.
Nim na psy ca�kiem ju� zejdzie - nic innego - zapozwa� go musisz.
Inaczej, przy jego zarz�dzie z torbami p�jdziesz, jak amen w
pacierzu! Ja ci to m�wi�!...
Racje wydawa�y si� oczywiste. Tadeusz wezwa� brata urz�dowo do
obrachunku, ale gdy J�zef na pocz�tku marca 1775 roku obrachunek
ten poparty rejestrami niebawem nades�a�, okaza�o si�, �e
Tadeuszowi nie tylko si� nic nie nale�y, ale on jeszcze bratu
J�zefowi jest winien sum�, i to niema��: 39132 z�ote i groszy 9,
jak tego J�zef dowodzi�.
A� si� Tadeusz za g�ow� z�apa�.
- Protestowa� musisz - wo�a� stryj Jan, przejrzawszy dok�adnie
za��czone rejestry. - Skrzywdzi� ci� chce braciszek, na s�d cho�by
polubowny musisz go wezwa�!
Tadeusz us�ucha� stryja i na �w. Jana wni�s� "manifest
protestacyjny" do grodu brzeskiego, a stryj zgodzi� si�
przewodniczy� s�dowi polubownemu.
Kt�rego� dnia Tadeusz nie chc�c si� zbytnio stryjowi ze swym
towarzystwem naprzykrza�, postanowi� zn�w siostry odwiedzi�.
Droga jednak z podlubelskiego S�awinka na Podlasie do si�str nie
wypada�a inaczej jak przez dobra w ziemi che�mskiej po�o�one. By�o
tam pi�knie. Rozsiad�o si� malowniczo nad rzek� Piwoni� miasteczko
Sosnowica z dworem, a tak�e wsi� o tej samej nazwie oraz kilku
innymi wsiami i folwarkami. Niedawno w�a�nie dobra zmieni�y
w�a�ciciela: odziedziczy� je po dalekim krewnym pan J�zef
Sosnowski, do niedawna pisarz polny litewski i wojewoda smole�ski,
kt�ry ju� wkr�tce mia� z �aski ambasadora carowej obj�� urz�d
hetmana polnego litewskiego.
Wczesn� wiosn� tego roku zjecha� w�a�nie do Sosnowicy z rodzin� i
ca�ym dworem.
Pokusa by�a zbyt silna. Tadeusz kt�rego� wiosennego dnia jad�c ze
S�awinka na Podlasie zatrzyma� si� w Sosnowicy, z pewno�ci� jednak
nie dlatego, by si� panu wojewodzie do s�u�by wojskowej meldowa�.
Przyj�cie - o dziwo - nader by�o �askawe. Pan wojewoda zatrzymywa�
na obiad kapitana, �onie i c�rkom go prezentowa�: czy aby
pami�taj� lektora Jego Kr�lewskiej Mo�ci �wie�o w�a�nie
przybywaj�cego z Pary�a po d�ugoletnim tam pobycie? Okaza�o si�,
�e panie pami�ta�y go dobrze, a przy prezentacji jedna z panien
sp�oni�a si� nawet lekko. Przy po�egnaniu za� pani wojewodzina
m�wi�a:
- Niech�e do Sosnowicy zaje�d�a, skoro tylko zechce, zawsze mile
b�dzie widziany. Kawaler ze stolicy Francji - rzadki to go�� na
wsi w ziemi che�mskiej!
I odt�d kapitan Ko�ciuszko sta� si� w Sosnowicy cz�stym go�ciem.
Ju� przy pierwszej wizycie zdo�a� si� przekona�, �e czas i
przestrze� nie odmieni�y serca z dawna ukochanej. Odt�d, za ka�dym
powrotem, przekonywa� si� o tym coraz silniej. Pani wojewodzina
by�a dla� �askawa: uczy� si� na in�yniera w stolicy Francji.
Niech�e wykre�li linie do zasadzenia klomb�w w ogrodzie na wz�r
takich, jakie widywa� w Pary�u. Uczy� si� z rozkazu kr�la na
malarza, m�g�by zn�w uczy� pann� Ludwik� rysunku czy malarstwa?...
I Tadeusz ch�tnie podda� si� tym zaj�ciom. A w cienistym parku
sta�a otoczona krzewami bz�w i ja�min�w, obro�ni�ta winogradem
altana. Jakby stworzona do wytchnienia. Cz�sto jednak Ko�ciuszko
wyje�d�a� st�d, absorbowany sprawami rozliczenia z bratem. Pewnego
dnia, po d�u�szym pobycie u stryja, zapragn�� nagle odwiedzi�
Ludwik�.
Nie zastanawia� si� ju� d�u�ej. Pop�dzi� do Sosnowicy, my�l�c, �e
padnie do n�g ukochanej, a je�li nie zgodz� si� wyda� Ludwiki za
ubogiego oficera - jest pewien jej uczu� - wykradnie j� i nie odda
ju� nikomu.
Nie wiedzia�, �e wojewoda, przyjmuj�c go niby przyja�nie,
spostrzeg� od razu, obserwuj�c oboje m�odych, �e uczucia ich
trwaj�. Tak si� z�o�y�o, �e pewnego zimowego wieczoru wojewoda
wygra� przy zielonym stoliku olbrzymi� fortun� - dobra
�winiogrodzkie od ksi�cia Stanis�awa Lubomirskiego, na wp�
ob��kanego utracjusza, nami�tnego gracza.
Wojewoda zaproponowa� wi�c pewien uk�ad: nie ��da tych d�br dla
siebie. B�d� one posagiem dla jego c�rki, Ludwiki, o ile syn
ksi�cia Ludwik� po�lubi. A �e w�a�nie stary ksi��� na uk�ad ten
wyrazi� zgod�...
Kiedy wi�c kapitan Ko�ciuszko stan�� przed dworem sosnowickim,
jeden tylko stary s�uga na jego powitanie wyszed� i rzek�:
- Oboje pa�stwo z ja�nie panienkami wyjechali do Ratna.
I po chwili doda� nie bez dumy:
- Ja�nie panienka Ludwika za m�odego ksi�cia Lubomirskiego za m��
wychodzi!
Ko�ciuszko zrozumia�: nie dla ubogiego kapitana, szlachetki, c�rka
wojewody: dla ksi�cia!
Za ocean
Ko�ciuszko postanowi� opu�ci� kraj. Dotkni�ty osobi�cie w
naj�ywszych swych uczuciach, zawiedziony w nadziei, �e Ojczy�nie
m�g�by by� u�ytecznym, nie widzia� dla siebie w Polsce �adnej
przysz�o�ci. My�la� wi�c wst�pi� na razie w s�u�b� sask�. Tym
samym nie oddala�by si� zbytnio od kraju, a mo�e kiedy�, w innych
okoliczno�ciach, m�g�by jeszcze do Ojczyzny powr�ci�.
Nale�a�o jednak przed wyjazdem uregulowa� sprawy w�asne. Nie
czekaj�c wi�c na wyrok s�du polubownego w sprawie z bratem, cofn��
mu pe�nomocnictwo zarz�dzania sw� cz�ci� ojcowizny i zwr�ci� si�
z tym do starszej siostry, Estkowej, i jej m�a.
Niechby oni wzi�li w zarz�d b�d� w zastaw jego dziedzictwo,
przejmuj�c jego d�ugi. Oboje kochali go szczerze, a widz�c, �e
jest w potrzebie, zgodzili si� ch�tnie. Zaproszeni s�siedzi
ocenili, �e cz�� jego warta jest oko�o trzydziestu tysi�cy
z�otych, d�ugi wynosi�y niemal tyle�. Nie przestrasza�o to
poczciwego Estki:
- Nic to - m�wi� - przyjmujemy wraz z Anusi� wszystkie twoje
zobowi�zania. Bierzemy twoj� cz��, powiedzmy, pod zastaw. B�d�
ni� zarz�dza� i przekazywa� ci z niej dochody, je�li tylko jakie�
b�d�.
I szwagier przy spisaniu umowy jeszcze kilkadziesi�t dukat�w
wy�o�y� "na drog�".
Z tym mo�na by�o ju� co� rozpocz��. Stryj Jan, u kt�rego Tadeusz
wci�� jeszcze przesiadywa�, radzi� jecha� do kasztelana
krakowskiego, Jerzego Mniszcha, do Dukli:
- Skoro chcia�by� wst�pi� w s�u�b� sask� - t�umaczy� - wiedz, �e
pan kasztelan jest mi wielce zobowi�zany za pewne us�ugi, jakie mu
swego czasu odda�em, a dobrze jest widziany na dworze saskim. Dam
ci do niego list. P�d� do niego, m�j Tadeuszku, do Dukli, nie
zwlekaj�c. Nie po�a�ujesz tego z pewno�ci�.
Do Dukli Tadeusz jecha� niech�tnie: b�dzie musia� prosi� o
protekcj� magnata. Wiedzia� jednak, �e bez protekcji mo�nych ubogi
szlachcic nic nie znaczy� w �wiecie przez nich rz�dzonym. Ale na
miejscu kasztelana nie zasta�. Mniszech w�a�nie wyjecha� do
Drezna. Ko�ciuszko pisa� wi�c do niego o wstawiennictwo u
elektora, o umieszczenie w kt�rym� z pu�k�w lub w administracji
"co by lepiej wola�" i ko�czy� s�owami: "St�d jad� do Krakowa,
gdzie je�eli nie zastan� Ja�nie Wielmo�nego Pana Dobrodzieja,
pojad� do Drezna i tam oczekiwa� b�d� �aski Jego..."
Zgodnie z t� zapowiedzi� uda� si� z Dukli najpierw do Krakowa, a
st�d do Drezna. Ju� w kraju dowiedzia� si� o zatargu zbrojnym
mi�dzy koloniami ameryka�skimi a rz�dem angielskim. Krak�w, a
zw�aszcza Warszawa hucza�y wprost od nowin powtarzanych z ust do
ust.
Gdy Ko�ciuszko przyby� do Drezna, wiadomo�ci o wojnie o
niepodleg�o�� Ameryki by�y ju� dok�adniejsze.
Oto koloni�ci angielscy w Ameryce o�wiadczyli publicznie, �e czuj�
si� wolnymi obywatelami na ziemi ameryka�skiej. Do�� maj� nad sob�
rz�d�w kr�la i ucisku jego gubernator�w. Wezwani do pos�usze�stwa
zdecydowali si� na op�r zbrojny. Jakoby ju� walcz�, zbieraj� we
Francji ochotnik�w, gotowych bi� si� za ich spraw�, kt�ra jest
przecie� spraw� s�uszn�.
Ko�ciuszko nie namy�la� si� d�ugo: wesprze kolonist�w
ameryka�skich w ich walce, odda im zdobyte we Francji
do�wiadczenie i wiedz�. B�dzie to z pewno�ci� szczytniejsze ni�
s�u�ba u elektora saskiego. Pojedzie za ocean!
P�n� jesieni� 1775 roku stan�� Ko�ciuszko w Pary�u.
Tutaj ludzie nie rozprawiali o niczym innym, jak o akcji pana de
Beaumarchais na rzecz ameryka�skich "buntownik�w" bij�cych si� z
Anglikami. Pan ten nazywa� si� w rzeczywisto�ci Piotr Caron, by�
synem skromnego zegarmistrza, ale s�yn�� z ci�tego j�zyka, mia�
talent do pi�ra i wyda� w�a�nie komedi� pod tytu�em Cyrulik
Sewilski. �mia�y i zr�czny potrafi� zwr�ci� na siebie uwag� dworu
kr�lewskiego, zaprzyja�ni� si� z wys�annikami "buntownik�w" i
teraz dowodzi�, �e skoro ludzie ci walcz� z Angli� "odwiecznym
wrogiem Francji", rz�d francuski powinien ich wspiera�. Wszystko
przecie�, co os�abia Angli�, musi by� Francji na r�k�. Poparcie to
jednak powinno by� dyskretne, nie mo�e bowiem narazi� Francji na
otwart� wojn� z Angli�. Rzecz wi�c ca�� pan de Beaumarchais bierze
na siebie. Jako cz�owiek najzupe�niej prywatny. Uzyska ze skarbu
Francji tylko odpowiednie kredyty, za�o�y w Pary�u Dom Handlowy
pod nie budz�c� podejrze� firm� obc� "Rodrigo Hortalez i Sp�ka" i
b�dzie "buntownikom" dostarcza� bro�, amunicje i oporz�dzenie,
werbowa� i wysy�a� do Ameryki ochotnik�w.
Oferta pana de Beaumarchais zosta�a przez rz�d JKMo�ci przyj�ta.
"Hiszpa�ski Dom Handlowy" ju� prosperowa�. Podr�ny przyby�y
�wie�o z Polski nie waha� si� skorzysta� z jego us�ug, a to, co
s�ysza� w Pary�u, utwierdzi�o go tylko w powzi�tej decyzji.
"Buntownicy" walcz�cy z kr�lem Anglii g�osili idee wolno�ci i
r�wno�ci powszechnej. Jeden z nich, niejaki James Otis, adwokat z
Bostonu, domagaj�c si� publicznie wolno�ci dla swych wsp�braci,
m�wi� ju� w pierwszych dniach "buntu":
"Kto zwyci�y - B�g wie, ale natura ludzka musi si� wyzwoli� i
wyzwoli si� w istocie z powszechnej niewoli, kt�ra tak d�ugo ci��y
nad rodzajem ludzkim. Koloni�ci ameryka�scy s� lud�mi, s� zatem
wolni z urodzenia, bo wed�ug praw natury wszyscy ludzie, czarni
czy biali, rodz� si� wolni..."
S�owa Otisa powtarza� teraz ca�y Pary�. Przybysz z Polski ch�on��
je chciwie. Skoro "buntownicy" tak my�l� w�a�nie, czy� w takim
razie sprawa ich nie jest spraw� wsp�ln� wszystkim, kt�rym droga
jest wolno�� i r�wno��? Czy� nie jest wprost obowi�zkiem poprze�
ich w walce w�asnym ramieniem?
Ko�ciuszko zastanawia� si� ju� teraz tylko, czy i jak w Ameryce
b�dzie przyj�ty. S�ysza� przecie� w Pary�u powtarzane g�o�ne s�owa
jednego w�a�nie z najczynniejszych przyw�dc�w buntu, Beniamina
Franklina. Syn mydlarza, a wynalazca piorunochronu, swymi Listami
Osadnika wzywa� kolonist�w do buntu i dowodzi�, �e musz� walczy�,
gdy� inaczej zostan� "r�wnie pod�ymi niewolnikami, jak ci, kt�rych
wida� w Polsce: w �apciach na nogach, z ko�tunami nigdy nie
czesanych w�os�w na g�owach..."
Franklin mia� na my�li uciskanych przez szlacht� i ch�op�w
polskich. Jak�e wi�c przyj�ty przez "buntownik�w" b�dzie szlachcic
polski? Jako awanturnik, kondotier, poszukiwacz przyg�d?
Ko�ciuszko nie zwa�a� na to. "Pojad� - my�la� - przydam si� tym
ludziom, jak potrzebny jest ka�dy cz�owiek na wojnie." I gdy
wyrusza� ju� w podr� pod koniec czerwca 1776 roku, do Pary�a
nadbieg�a wie��, �e w�dz kolonist�w, Jerzy Waszyngton, odni�s� w
wojnie z kr�lem Anglii pierwsze zwyci�stwo: wypar� wojska
kr�lewskie z miasta Bostonu.
Daleka Ameryka wydawa�a mu si� bliska i droga. Oto s�ysza� te�
przecie�, �e poszczeg�lne osady kolonist�w ��czy�y si� w wojnie
jakby w now� Rzeczpospolit�. Sejmikowa�y pono� jak wojew�dztwa
jego ojczyzny w�asnej. Nie poddawa�y si� jednak obcej tyranii.
Przeciwnie: o�mieli�y si� walczy� o swoje prawa. I - okaza�o si� -
�e potrafi�y zwyci�a�!
Podr� trwa�a dwa miesi�ce: okr�t, na kt�rym p�yn�� Ko�ciuszko,
musia� posuwa� si� bardzo ostro�nie, unikaj�c spotkania z flot�
kr�la Anglii i piratami angielskimi - m�g� przecie� �atwo sta� si�
ich zdobycz�. Dobi� te� do wybrze�y ameryka�skich dopiero pod
koniec sierpnia 1776 roku.
Tymczasem 4 lipca w obozie "buntownik�w" nast�pi�o wydarzenie o
wielkiej, �wiatowej donios�o�ci. Osadnicy ameryka�scy proklamowali
niepodleg�o�� swych kolonii. Akt ten g�osi� powszechn� r�wno��
wszystkich obywateli wobec prawa i swobod� wszystkich wyzna�,
ustanawia� rz�d w�asny, zrywa� wszystkie wi�zy z rz�dem Anglii.
Poszczeg�lne kolonie jako "pa�stwa niezale�ne" ��czy�y si� w Uni�
- republik� na wz�r Szwajcarii. Obywatele tej nowej
rzeczypospolitej przysi�gli broni� jej ca�o�ci oraz uchwalonych
praw "mieniem, �yciem i honorem".
Ale Ko�ciuszko stawa� na ziemi ameryka�skiej w momencie
szczeg�lnie dla m�odej Unii ci�kim. Wojska angielskie natar�y na
Nowy Jork. Jerzy Waszyngton, nie maj�c do�� si� do jego obrony,
musia� wycofa� si� na zach�d i w po�owie wrze�nia Anglicy zaj�li
to miasto, zak�adaj�c tam sw� g��wn� kwater�.
Z przyj�ciem do s�u�by w armii ameryka�skiej nowy ochotnik nie
mia� trudno�ci.
Kongres, kt�ry obradowa� w Filadelfii (a tam w�a�nie wyl�dowa�
nasz bohater), ju� 30 sierpnia 1776 roku przyj�� Ko�ciuszk� do
armii ameryka�skiej na stanowisko in�yniera. Od razu te�
powierzono mu wa�ne zadanie: opracowanie planu zabezpieczenia
Filadelfii od strony morza przed spodziewanym atakiem floty
angielskiej. Opracowany przez Ko�ciuszk� projekt zosta� przyj�ty
do realizacji, a on w zwi�zku z tym otrzyma� 18 pa�dziernika awans
na pu�kownika korpusu in�ynier�w i polecenie kierowania
fortyfikowaniem Filadelfii od strony oceanu, a p�niej r�wnie� od
strony l�du.
Anglicy �atwo mogli zaatakowa� Filadelfi�. Le�a�a nad rzek�
Delaware, a rzeka ta, sp�awna, stanowi�a dogodn� drog� dla okr�t�w
angielskich d���cych od strony oceanu.
W realizacji zadania mia� Ko�ciuszce pomaga� m�ody in�ynier
francuski, Romond de Lisle. Warunki by�y ci�kie, zbli�a�a si�
wczesna zima, r�k do pracy brakowa�o.
- Co my�lisz robi�? - pyta� francuski kolega.
In�ynier polski rozejrza� si� ju� dobrze w sytuacji i plan mia�
gotowy.
- Zamkniemy rzek� od strony jej uj�cia do oceanu, czyli poni�ej
miasta.
- Jak?
- Kilku rz�dami "kobylic", to znaczy pali d�bowych wbitych w dno,
pozostawiaj�c tylko w�skie przej�cie dla naszych lekkich okr�t�w.
Francuz z aprobat� skin�� g�ow�. Ale po chwili zagadn��:
- Dobrze. Jak jednak zabezpieczysz to wszystko?
- Widzisz to miasteczko w pobli�u? To Billingsport. Panuje nad
okolic�. Zbudujemy tam siln� redut�, zapewni ona w razie czego
skuteczn� os�on� ogniow�. Niech no Anglicy spr�buj� pod ogniem
forsowa� przej�cie!
Wszystko, mimo ci�kich warunk�w, wykonane zosta�o szybko i
sprawnie. Filadelfia od strony oceanu by�a bezpieczna. Ko�ciuszko
sw� prac� zdoby� uznanie genera�a Putnama, szefa in�ynierii armii
stan�w, i zaufanie Kongresu. Dyplom, jaki otrzyma�, podkre�la�
jego "patriotyzm, zalety, zachowanie si� i lojalno��". W tym te�
czasie pozna� ju� Ko�ciuszko warunki nowej s�u�by.
Oto w�r�d osadnik�w ameryka�skich panowa�a pewna niech�� do
tworzenia armii sta�ej. Si�y zbrojne kompletowano wi�c w drodze
werbunku ochotnik�w, b�d� uzupe�niano oddzia�ami milicji,
formowanymi na mocy uchwa� poszczeg�lnych stan�w. Przypomina�o to
nieco pospolite ruszenie w Polsce. Ale o ile w Polsce ostatnio
szlachta niech�tnie siada�a na ko� i do wojska dawa�a jako rekruta
ludzi najgorszych, o tyle tu do milicji szli wszyscy: bogaci
farmerzy, urz�dnicy i kupcy, rzemie�lnicy i biedota.
Ca�a ta jednak masa nie wy�wiczona i s�abo uzbrojona z trudem
dawa�a sobie rad� w walce z regularnymi oddzia�ami wojsk
angielskich i mimo najlepszych ch�ci �atwo ulega�a panice.
Wiedzia� to dobrze Waszyngton, w�dz naczelny, i za��da� od
Kongresu utworzenia armii sta�ej. Kongres uchwali� odpowiednie
zaci�gi na etat stutysi�czny. Ale skarb Unii by� pusty. Waszyngton
musia� wi�c ucieka� si� do rekwizycji: nikt bowiem nie chcia�
przyjmowa� papierowych pieni�dzy. Szybko te� narasta�a opozycja.
Nale�eli do niej najbogatsi ziemianie i zamo�niejsi obywatele
miast, tak zwani torysi, zwolennicy rz�du kr�lewskiego, wierz�cy w
zwyci�stwo wojsk angielskich. Cz�� opozycjonist�w usz�a wprawdzie
z wojskami kr�lewskimi, cz�� jednak pozosta�a na miejscu i
nierzadko dawa�a zna� o sobie.
Zima dobrze dawa�a si� ju� we znaki. Rzek� Delaware p�yn�a g�sta
kra. Je�li mr�z zakuje j� w pancerz lodowy, nie na wiele przyda
si� zapora pod Billingsport: Anglicy mog� zaatakowa� miasto id�c
po lodzie. Waszyngton postanowi� wi�c zniszczy� si�y
nieprzyjaciela zagra�aj�ce Filadelfii od p�nocy, to jest od
strony l�du.
W noc Bo�ego Narodzenia nag�ym natarciem zaskoczy� garnizon
angielski pobliskiego miasta Trenton i niemal w ca�o�ci zmusi� go
do z�o�enia broni. W�wczas to naczelny w�dz angielski, genera�
Howe, przebywaj�cy w Nowym Jorku, postanowi� skoncentrowa�
wszystkie swe si�y i rozprawi� si� stanowczo z "buntownikami". W
zwi�zku z tym wyprawi� silny korpus genera�a Cornwallisa pod
Trenton, gdzie Waszyngton r�wnie� �ci�gn�� swe stoj�ce najbli�ej
oddzia�y. Do walk dosz�o najpierw pod Trenton, a nast�pnie 2
stycznia 1777 roku pod Princeton. Tam to wojska powsta�cze pod
wodz� Waszyngtona jednym silnym uderzeniem rozbi�y nie
spodziewaj�ce si� natarcia si�y przeciwnika. Genera� Cornwallis
musia� wycofa� si� ze swym korpusem na p�noc.
Na p�nocy jednak, nad rzek� Hudson, wpadaj�c� do Oceanu
Atlantyckiego w pobli�u Nowego Jorku, istnia� jeszcze drugi teatr
wojny. Gdy Waszyngton prowadzi� dzia�ania pod Filadelfi�, p�nocy
broni� genera� Schuyler, do niedawna w�a�ciciel tartak�w. Obie te
armie komunikowa�y si� z sob� dogodnie biegiem rzeki Hudson. Tej
niezwykle wa�nej drogi wodnej strzeg�a twierdza Ticonderoga,
po�o�ona na w�skim przesmyku mi�dzy jeziorem Champlain i jeziorem
�w. Jerzego. Twierdz� t� Waszyngton nazywa� kluczem w komunikacji
P�nocy z Po�udniem. Istotnie, Anglicy opanowuj�c Ticonderog�,
odcinali armi� p�nocn� Schuylera od si� Waszyngtona.
Wiosn� 1777 roku Kongres wys�a� na p�noc genera�a Gatesa, kt�ry -
podczas gdy genera� Schuyler by� dow�dc� p�nocnej armii -
otrzyma� niezale�ne dow�dztwo nad oddzia�ami stoj�cymi w rejonie
Ticonderogi. Zako�czywszy fortyfikowanie Filadelfii Ko�ciuszko
zosta� wys�any do p�nocnej armii ameryka�skiej. Gdy do
Ticonderogi przyby� Gates, Ko�ciuszko przeszed� pod jego
dow�dztwo. Genera� s�ysza� ju� o Ko�ciuszce jako o "nadzwyczaj
zdolnym in�ynierze" i od razu za��da� od niego wniosk�w w sprawie
obrony twierdzy. Szczeg�lnie za� chcia� wiedzie�, czy - zdaniem
Ko�ciuszki - mo�na by wprowadzi� ci�k� artyleri� na pobliski
stromy szczyt, zwany "G�r� Cukru", kt�ry by w�wczas panowa� ogniem
nad ca�� rozleg�� okolic�. Dow�dca armii p�nocnej, genera�
Schuyler, znajduj�c poparcie swego g��wnego in�yniera, pu�kownika
Baldwina, dowodzi� bowiem, �e jest to niewykonalne. Ko�ciuszko
za�, przeciwnie, by� zdania, �e po uprzednim splantowaniu stok�w
g�ry i jej szczytu wprowadzenie tam artylerii dogodn� serpentyn�
jest bezwzgl�dnie konieczne dla skutecznej obrony twierdzy
Ticonderogi. Zabezpieczy to jej forty, mosty na rzece i przysta�.
Gates poleci� Ko�ciuszce rozpocz�� prac�. Pozostawi� mu do pomocy
swego adiutanta Wilkinsona i zaraz potem odjecha�. Gdy jednak
Ko�ciuszko wzi�� si� do pracy, Schuyler natychmiast kaza� mu j�
przerwa�, stwierdzaj�c, �e "pomys� polskiego in�yniera jest
szale�stwem". Ticonderoga jest do�� mocna, by w razie czego
obroni� si� przed Anglikami.
Wilkinson szybko zaprzyja�ni� si� z Ko�ciuszk�: sypiali nawet pod
jedn� ko�dr�, gdy� polski in�ynier nie mia� dot�d jeszcze w�asnej.
I Wilkinson, widz�c op�r Schuylera, zawiadomi� swego genera�a o
wszystkim. Gates natychmiast zarz�dzi�, by Ko�ciuszko "robi� swoje
i to zaraz". Poniewa� jednak Schuyler trwa� w swym sprzeciwie,
Ko�ciuszko przes�a� Gatesowi raport o nast�puj�cej tre�ci:
"Generale, prosz� Ci� nade wszystko, nie ka� mi robi� czegokolwiek
wcze�niej ni� tu przyb�dziesz. Powiem Ci przyczyn�: lubi� zgod� i
chc� by� w przyja�ni ze wszystkimi, o ile to mo�liwe; gdyby si�
upierano i nie chciano wype�ni� mojej idei, kt�ra by mog�a by�
lepsz�, pozostawi�bym im swobod�, tym bardziej �e jestem
cudzoziemcem. Wiem, jak musz� by� ogl�dnym i ile wzgl�d�w winienem
krajowcom. Szczerze Ci m�wi�: jestem czu�y i lubi� zgod�. Wol�
raczej porzuci� wszystko i wr�ci� do domu sadzi� kapust�..."
Nie pojecha� jednak sadzi� kapusty. Z rozkazu Gatesa pozosta� na
miejscu, a zwi�zany w dalszym ci�gu decyzj� Schuylera, by�
�wiadkiem jego kl�ski. W ko�cu czerwca z p�nocy nadci�gn��
genera� Burgoyne, z po�udnia za� szed� genera� Clinton. By�o
rzecz� oczywist�, �e Anglicy chc� sobie poda� r�ce, by przeci��
"Drog� P�nocn�" Unii. Burgoyne zaraz zdoby� jeden z fort�w i pod
jego os�on� wprowadzi� ci�k� artyleri� na "G�ow� Cukru", by z jej
szczytu ogniem przygotowa� szturm. Mierzy� stamt�d w Ticonderog�,
widoczn� jak na d�oni. Jej komendant, genera� Saint Clair, nie
czeka� natarcia. Opu�ci� twierdz� pod os�on� nocy, pozostawiaj�c
Anglikom 200 zagwo�d�onych dzia� i wszystkie zapasy!...
Schuyler zarz�dzi� wtedy odwr�t. Ale Burgoyne szed� za nim trop w
trop. Teraz dopiero in�ynierowie Schuylera przypomnieli sobie o
ich polskim koledze: skoro jest tak do�wiadczony, niech�e os�ania
odwr�t. Dadz� mu ca�kowit� swobod� dzia�ania.
Ko�ciuszko potrafi� z zadania tego wywi�za� si� po mistrzowsku.
Droga odwrotu prowadzi�a przez las. Ko�ciuszko wali� za cofaj�c�
si� armi� pot�ne k�ody drzew, budowa� zasieki, trzymaj�c w ten
spos�b nieprzyjaciela na wodzy. Na wyspie Van Schaik u uj�cia
rzeki Mohawk do Hudsonu upatrzy� miejsce na ob�z dla armii i
starannie go ubezpieczy�. Armia stan�a w nim pod koniec lipca bez
wi�kszych strat, a p�niej cofn�a si� jeszcze dalej, do
Stillwater.
Mimo to Schuyler i Saint Clair poszli pod s�d.
Saratoga i West Point
Po Schuylerze dow�dztwo armii p�nocnej obj�� osobi�cie Gates.
Chc�c podnie�� na duchu zdemoralizowanego kl�sk� i odwrotem
�o�nierza, pod koniec sierpnia ruszy� z obozu pod Stillwater, by
zmierzy� si� z nieprzyjacielem. Ko�ciuszk� genera� wyprawi�
naprz�d, by upatrzy� dogodn� pozycj� dla zamierzonych dzia�a�,
gdzie� na p�noc od Stillwater, na zachodnim brzegu Hudsonu.
Ko�ciuszko znalaz� miejsce odpowiednie: Wzg�rza Bemisa w pobli�u
n�dznej wioski india�skiej zwanej Saratog�, gdzie pan Bemis mia�
karczm� s�yn�c� z t�gich trunk�w. Wzg�rza te zdecydowanie panowa�y
nad jedyn� drog� prowadz�c� z p�nocy na po�udnie wzd�u� Hudsonu.
Ko�ciuszko za�o�y� tu ob�z warowny dla armii Gatesa. Ufortyfikowa�
go silnie. Przep�ywaj�c� przed frontem pozycji rzeczk� wyzyska�
jako naturaln� fos�. Usypa� wzd�u� niej kilka rz�d�w okop�w i
wzni�s� liczne baterie i reduty, kt�rymi wzmocni� r�wnie�
skrzyd�a. Baterie panowa�y nad obu brzegami Hudsonu i kana�em
Champlain, o kt�ry opar� prawe skrzyd�o.
W chwili gdy armia Gatesa znalaz�a si� w obozie pod Saratog�, ku
obozowi temu zmierza� z p�nocy genera� Burgoyne, zdobywca
Ticonderogi, z po�udnia za� - genera� Clinton. Marsz ich by�
powolny: obaj pokonywa� musieli liczne przeszkody, jakie na
dalekich przedpolach obozu pozostawi� im Ko�ciuszko na drodze.
Clinton utkn�� w miejscu wskutek zdobywania napotykanych po drodze
fort�w i walk z oddzia�ami milicji ameryka�skiej. Burgoyne dotar�
pod Saratog�, ale nie czekaj�c nadej�cia swego kolegi przeszed� do
natarcia. Wszystkie jednak ataki na umocnienia obozu zbudowane
przez Ko�ciuszk� zosta�y odparte.
Zbli�a�a si� jesie�. Po nieudanych walkach w obozie angielskim
zacz�� si� sro�y� g��d, szerzy�y choroby i nierzadka by�a
dezercja. Burgoyne widz�c, �e si�y jego szybko topniej� - i nie
mog�c si� doczeka� przybycia Clintona, wkr�tce zarz�dzi� odwr�t.
Ale Gates ruszy� natychmiast za nim w po�cig. Burgoyne w sytuacji
wprost rozpaczliwej 17 pa�dziernika 1777 roku z�o�y� bro� i z
ca�ym swym korpusem odda� si� do niewoli.
Zwyci�stwo pod Saratog� rozs�awi�o imi� Gatesa. Ale nie tylko
jego. Bo oto Gates, broni�c si� przed gratulacjami i
powinszowaniami, m�wi�:
- B�d�my rzetelni. Na wojnie wiele znacz� �rodki, jakie stwarza
natura. W danym wypadku by�y to wzg�rza i lasy, a m�ody in�ynier
polski, zak�adaj�c w�r�d nich m�j ob�z, umia� je tak zr�cznie
wykorzysta�, �e one to zapewni�y nam zwyci�stwo.
W depeszy za� do Kongresu Gates stwierdzi�, �e "pozycj� pod
Saratog� wybra� i osza�cowa� pu�kownik Ko�ciuszko".
Teraz te� dopiero Waszyngton, w�dz naczelny, z raport�w Gatesa
us�ysza� po raz pierwszy nazwisko "m�odego in�yniera polskiego". I
tak pisa� 10 listopada do przewodnicz�cego Kongresu Lawrence'a:
"Pozwalam sobie nadmieni�, i� wed�ug otrzymanych przeze mnie
dok�adnych wiadomo�ci in�ynier armii p�nocnej - zdaje mi si�, �e
si� nazywa Ko�ciuszko - jest cz�owiekiem nauki i wy�szych zalet.
Wedle za�wiadcze�, jakie mam o nim, zas�uguje bardzo, aby go mie�
na pami�ci..."
"M�ody in�ynier polski" ze zwyk�� sobie skromno�ci� przyjmowa� te
pochwa�y, a przecie� m�g�by by� dumny z tego, czego dokona�.
Zwyci�stwo pod Saratog� odbi�o si� g�o�nym echem zar�wno w
Ameryce, jak i za oceanem. W Pary�u ju� nie tylko pan de
Beaumarchais stawa� po stronie osadnik�w ameryka�skich. Rz�d
francuski o�wiadcza�, i� got�w jest uzna� Uni� "buntownik�w" za
pa�stwo niepodleg�e. ��da� tylko, by Amerykanie zobowi�zali si�
broni� swej niepodleg�o�ci a� do ostatecznego zwyci�stwa i nie
poddali si� ju� nigdy zwierzchno�ci kr�la Anglii. Na tych
warunkach w lutym roku 1778 podpisane zosta�o przymierze mi�dzy
Uni� i Francj�, tym samym wojna mi�dzy Angli� a Francj� stawa�a
si� nieunikniona. Wiosn� Waszyngton m�g� og�osi� wojsku: "Nie
jeste�my sami, staje za nami Francja!"
Jeszcze w czerwcu tego� roku przybi�a do brzeg�w Ameryki flota
francuska, kt�ra zmusi�a Anglik�w do opuszczenia Filadelfii.
Kongres m�g� powr�ci� do swej siedziby. Zaraz jednak Francuzi
musieli si� uda� na po�udnie, gdzie pod Savannah, w stanie
Georgia, Anglicy utrzymywali silny punkt oporu.
Wojna trwa�a dalej. Dow�dztwo ameryka�skie po dawnemu
przywi�zywa�o wielk� wag� do utrzymania w swym r�ku biegu rzeki
Hudson, tej naturalnej drogi z p�nocy na po�udnie Unii.
Postanowiono w tym celu zbudowa� now� siln� twierdz� w miejscu,
gdzie Hudson tworzy pod wzg�rzem West Point kolano, a koryto rzeki
zw�one jest tam przez Wysp� Konstytucji.
Roboty fortyfikacyjne, prowadzone pod nadzorem in�yniera
francuskiego Radiere'a, sz�y jednak jako� opieszale. I wtedy to
Waszyngton postanowi� powierzy� je Ko�ciuszce, kt�ry zajecha� tam
pod koniec marca 1778 roku. Radiere jednak nie chcia� ust�pi�
swego stanowiska. Dowodz�cy wi�c na miejscu genera� Mac Dougall
(Gates obj�� w tym czasie wydzia� wojny) zwr�ci� si� do
Waszyngtona, ��daj�c kategorycznie, by roboty obj�� Ko�ciuszko,
gdy� "pan Ko�ciuszko ma wi�cej praktyki od pu�kownika Radiere'a,
spos�b za� jego obchodzenia si� z lud�mi jest przyjemniejszy".
Waszyngton rozstrzygn�� wi�c spraw� pisz�c: "poniewa� pu�kownik
Radiere i pu�kownik Ko�ciuszko, jak widz�, nigdy nie zgodz� si� na
jedno, s�dz�, �e lepiej b�dzie kaza� Radiere'owi wraca�, tym
bardziej �e, jak si� dowiaduj�, Ko�ciuszko lepiej si� nadaje do
charakteru i ducha ludu naszego".
A wi�c zadecydowa�y tu nie tylko wzgl�dy takie jak "wi�cej
praktyki". Ko�ciuszko sposobem bycia i pogl�dami by� bli�szy
duchowi m�odej demokracji ameryka�skiej ni� Francuz i zosta�
mianowany "g��wnym budowniczym" twierdzy West Point. Mimo
wysokiego swego stanowiska �y� po dawnemu skromnie. Nie wiemy, czy
mia� wreszcie w�asn� ko�dr�. Mieszka� w jednym pokoju w dworku
wdowy, pani Warren, i stale przebywa� przy swoich ludziach.
Ujmowa� �o�nierzy dobroci�, troskliwo�ci� o ich potrzeby. Dzieli�
si� z nimi wszystkim, co mia�, pami�taj�c nawet o pracuj�cych przy
fortyfikacjach je�cach angielskich.
Zadanie mia� nie�atwe. Musia� zaczyna� wszystko od nowa, plan
Radiere'a by� bowiem b��dny, nie uwzgl�dnia� dostatecznie warunk�w
terenowych, wykracza� poza mo�liwo�ci ludzkie i materia�owe.
Ko�ciuszko opar� si� na do�wiadczeniach zdobytych przy budowie
zapory na rzece Delaware pod Billingsport. Tym razem jednak rzek�
Hudson zamkn�� pot�nym �a�cuchem �elaznym (ogniwa jego na 2 i p�
cala grube mierzy�y do 2 st�p d�ugo�ci), umocowanym za pomoc�
kotwic i pali, przeci�gni�tym od West Point do Wyspy Konstytucji.
Przed �a�cuchem wzni�s� broni�cy go pomost, g��wnym za� punktem
obrony twierdzy uczyni� fort Clinton.
Zbudowa� go na szczycie stromej ska�y stanowi�cej tu brzeg rzeki i
wzni�s� nad nim amfiteatralnie szereg baterii panuj�cych ogniem
nad ca�� okolic�. Nie do�� na tym: os�oni� sw�j fort ze wszystkich
stron. Na p�nocy broni� go fort Sherbourne, od po�udnia dwa
forty: Putnam (jego podziemne kazamaty zabezpiecza�y ca�kowicie od
ognia nieprzyjaciela koszary i magazyny) oraz po��czony z nim
umocnieniami fort Montgomery. Wreszcie od wschodu i od zachodu
fort Clinton os�ania�y z jednej strony silne umocnienia na Wyspie
Konstytucji, z drugiej za� - dwie reduty wzniesione na wynios�ych
pobliskich szczytach. 16 lipca 1778 roku zwiedzi� fortyfikacje
naczelny w�dz.
We wszystkim, podobnie jak pod Saratog�, Ko�ciuszko zrywa� z
przestarza�ymi szablonami budowy umocnie� i twierdz, skrupulatnie
natomiast wyzyskiwa� warunki terenowe. W ten spos�b twierdza jego,
panuj�c ca�kowicie