2352
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2352 |
Rozszerzenie: |
2352 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2352 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2352 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2352 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
MARGIT SANDEMO
Polowanie na czarownice
II tom Sagi o Ludziach Lodu
ROZDZIA� I
Nic nie zapowiada�o katastrofy. W ka�dym razie nic wyczuwalnego.
Wios�a trzeszcza�y w dulkach, gdy ich pi�ra mi�kko w�lizgiwa�y si� w spokojne lustro wody. Na rufie siedzia�a tr�jka rozbawionych dzieci. Po jeziorze nios�y si� ich jasne g�osy. W g�osie Sol d�wi�cza�a pewno�� siebie i up�r, w g�osie Daga spok�j i odrobina ch�odu. Liv natomiast szczebiota�a fantazjuj�c, nieustannie uciszana przez dw�jk� starszego rodze�stwa.
Silje siedzia�a w �rodku, zerkaj�c na wios�uj�cego Tengela, kt�ry z uwag� wpatrywa� si� w dzieci. �y� w ci�g�ym niepokoju, �e mo�e im si� co� przydarzy�. By�y jednak dobrze wychowywane, mia�y swobod�, ale tylko do pewnych granic. W�a�ciwie nie musi ich tak pilnowa�, pomy�la�a. Niemniej jednak rozumia�a Tengela. Od urodzenia przywyk� do �ycia w samotno�ci, a teraz mia� ko�o siebie cztery osoby, kt�re go potrzebowa�y, podziwia�y i obdarza�y mi�o�ci�, o jakiej dawniej m�g� tylko marzy�.
Silje by�a dumna z nich wszystkich, ze swojej ma�ej rodziny. Tylko ona wiedzia�a, �e Tengel, odepchni�ty przez �rodowisko, budz�cy, strach swoim przera�aj�cym, demonicznym wygl�dem, by� niezwykle dobrym cz�owiekiem. A ma�e... Na sam� my�l robi�o jej si� ciep�o na sercu.
Sol by�a weso�ym, �ywym, ale trudnym dzieckiem, nad kt�rym zawis� miecz Damoklesa. Dag blondynek, inteligentny marzyciel. I ma�a Liv, kt�ra we wszystkim na�ladowa�a tamtych dwoje. Jest coraz bardziej podobna do mnie, pomy�la�a Silje ze zdziwieniem. Takie same br�zowe, kr�cone w�osy, mo�e nieco bardziej miedziane ni� moje, takie samo nie�mia�e spojrzenie i przelotne u�miechy. I fantazj� ma te� tak� sam� jak ja. I wsz�dzie widzi trolle, przedmioty �yj�ce w�asnym �yciem, cienie, drzewa, z kt�rymi mo�na rozmawia�... Kochana c�reczko, z tak� wra�liwo�ci� b�dziesz mia�a bogate �ycie, jednak nie uchronisz si� przed wieloma ci�kimi ciosami!
Nie chcia�a odwraca� si� i patrze� na dzieci. Wygl�da�y tak n�dznie, �e ich widok sprawia� jej b�l. Sukienka Sol by�a za ma�a. Dag mia� na sobie spodnie i kurtk� przerobione z jej starej sukni. Obie cz�ci odzienia zdradza�y, �e kiepska z niej krawcowa. Zgrzebna sukienka Liv, uszyta ze spodni Tengela, to nieforemne okrycie, z kt�rego wy�miewa�y si� s�siadki... Silje my�l�c o tym skuli�a si� na �awce.
Zarzucili sieci i kierowali si� w stron� l�du. Letni wiecz�r by� ciep�y, zabrali wi�c ze sob� dzieci. Ca�a tr�jka uwielbia�a podobne wyprawy i uwa�a�a p�ywanie �odzi� za co� najprzyjemniejszego na �wiecie.
Oczy Silje �lizga�y si� po g�rach, kt�re ze wszystkich stron otacza�y Dolin� Ludzi Lodu. Teraz le�a�y sk�pane w czerwonoz�otym blasku zachodz�cego s�o�ca. Jej spojrzenie zatrzyma�o si� na prze��czy mi�dzy dwoma wierzcho�kami.
- Wiesz, Tengelu, cz�sto my�la�am, �e chyba mo�na przej�� tamt�dy na drug� stron�.
Przesta� wios�owa� i spojrza� na g�ry.
- Owszem, w marzeniach. By�o nawet kilku, kt�rym si� uda�o. Jednak nie namawia�bym do tego. Po drugiej stronie wychodzi si� na lodowiec. Trzeba si� solidnie nam�czy�, �eby dotrze� do bardziej przyjaznych szlak�w.
- Szed�e� wi�c tamt�dy?
- Tak, kiedy� dawno temu. I obieca�em sobie, �e nigdy wi�cej tego nie uczyni�.
��d� uderzy�a o brzeg i dzieci, wszystkie naraz, usi�owa�y z niej wyskoczy�.
- Spok�j! - rzuci� Tengel stanowczo. Nic wi�cej nie musia� dodawa�. Potrafi� utrzyma� autorytet i narzuci� niezwyk�� dyscyplin�. Dyscyplin� pe�n� �yczliwo�ci i mi�o�ci. Silje czu�a, �e dzieci go uwielbiaj�.
W drodze do domu ka�dy musia� co� nie��. Maluchy ju� dawno zrozumia�y, �e aby prze�y�, wszyscy musz� wype�nia� swoje obowi�zki. Tengel wzi�� Liv na barana, poniewa� jej n�ki zm�czy�y si� ju� pokonywaniem drogi w�r�d p�o��cych si� krzew�w ja�owca. Sol i Dag szli po obu stronach Silje.
Sol by�a zamy�lona. Jej bystra twarzyczka, otoczona ciemnymi lokami, mia�a wyraz skupienia i powagi.
- S�uchaj, dlaczego ja nazywam ci� Silje, a Dag i Liv m�wi� "mamo"?
Silje wzi�a j� za r�k�.
- To d�uga historia. Zawsze nazywa�a� mnie Silje.
Dzieci spojrza�y na ni� wyczekuj�co.
Sol, otworzywszy szeroko oczy ze zdziwienia, powiedzia�a:
- Dzieci dzisiaj nazwa�y mnie i Daga b�kartami. O co im chodzi�o?
Silje zrobi�o si� zimno. Szybko si� jednak pozbiera�a.
- Naprawd�? Nie mia�y �adnego prawa. - Zatrzyma�a si�. My�l�, �e jeste�cie ju� wystarczaj�co duzi, by us�ysze� t� histori� - zadecydowa�a. Masz przecie� siedem lat, Sol, a Dag prawie pi��. Tylko Liv jest jeszcze za ma�a, by cokolwiek zrozumie�, ma dopiero trzy lata. Tengelu! - zawo�a�a.
Przystan��. Byli na terenie swojego gospodarstwa, na ��ce nie opodal domu.
- Dzieci nazwano b�kartami.
- Co?
- Tak, i chc� us�ysze� dzieje swojego �ycia - powiedzia�a Silje zagniewana, ale jednocze�nie podekscytowana. - Czy mo�esz zaj�� si� Liv, a ja w tym czasie porozmawiam z Sol i Dagiem? Chyba zgadzasz si� ze mn�, �e powinnam to teraz zrobi�?
Tengel zawaha� si� i przyjrza� si� im uwa�nie.
- Tak b�dzie chyba najlepiej - stwierdzi� w ko�cu. - Przyjd�, kiedy po�o�� ma�� spa�. Nie, �adnych protest�w, Liv. Jeste� tak zm�czona, �e oczy same ci si� zamykaj�.
Usiedli przy strumieniu na starych balach s�u��cych do ch�odzenia mleka, gdzie szumia�a i pluska�a woda. Silje zacz�a snu� opowie�� zas�uchanym dzieciom.
- Musz� najpierw si� przyzna�, �e nie jestem twoj� prawdziw� matk�, Sol. Ani te� twoj�, Dagu. Tylko Liv jest moj� c�rk�. Mam jednak nadziej�, �e to nic nie zmienia? - zapyta�a z obaw�. - Naprawd� stara�am si�, by nie brakowa�o wam waszych prawdziwych matek, i kocham was r�wnie mocno jak moj� prawdziw� c�rk� Liv. Ojciec te�.
Dzieci siedzia�y w milczeniu.
Nagle Sol westchn�a �a�o�nie:
- A wi�c Tengel te� nie jest naszym tatusiem?
- Nie. Tylko Liv jest nasz� c�rk�. A ty zawsze przecie� nazywa�a� go Tengelem, Sol.
- Ja nie - powiedzia� Dag. - Ja m�wi� do niego "ojcze".
- Tak, bo ty by�e� male�ki, kiedy zosta�e� z nami. Sol by�a starsza.
Nie, to jeszcze niczego nie t�umaczy�o. Sprawa nadal by�a zagmatwana. Silje pr�bowa�a wyja�ni�:
- Zrozumcie, tak bardzo pragn�li�my, aby�cie to w�a�nie wy byli naszymi dzie�mi...
- Ale kim, wobec tego, by�a nasza prawdziwa matka? - zapyta�a Sol dr��cym z lekka g�osem. - Wzi�li�cie nas po prostu dlatego, �e tak chcieli�cie?
Ca�a Sol! Odrzuci�a niezdarne wyja�nienia Silje i postawi�a spraw� na ostrzu no�a.
- Nie, oczywi�cie, �e nie. Nie jeste�cie dzie�mi jednej matki - odpowiedzia�a Silje. Trudno jej by�o m�wi�, wiedzia�a jednak, �e robi s�usznie, wyjawiaj�c im prawd� teraz. - Sol, twoja matka by�a siostr� Tengela, wi�c jest on w�a�ciwie twoim wujem. A Liv to twoja cioteczna siostra.
Sol siedzia�a nieruchomo. Jej wzrok by� nieobecny.
- Gdzie ona teraz jest?
- Twoja matka? W niebie. Ona nie �yje, Sol, umar�a na zaraz�, to taka okropna choroba, wiesz chyba. Tw�j ojciec te� wtedy zmar� i twoja m�odsza siostra Leonarda. Ty tego nie pami�tasz, mia�a� zaledwie dwa lata, kiedy ci� znalaz�am. Wiesz, Sol, by�a� wtedy ca�kiem samiutka i ja te�. A wi�c nie tylko ty mnie potrzebowa�a�, ale tak�e ja potrzebowa�am ciebie. Twoja matka da�a ci na imi� Angelika.
Sol popatrzy�a na ni� rado�niej. Zawsze by�a taka dumna ze swojego imienia, Sol Angelika, teraz dowiedzia�a si�, sk�d pochodzi jego drugi cz�on.
Silje z trosk� spogl�da�a na przykr�tkie r�kawy dzieci�cej sukienki. Nie na d�ugo ju� wystarczy. W niekt�rych miejscach materia� by� tak wytarty, �e przypomina� paj�czyn�. Silje nie mia�a z czego uszy� nowej. Naprawd� nie mia�a.
Wyprostowa�a si� i opowiada�a dalej:
- Twoja matka by�a bardzo pi�kna, Sol. Bardzo, bardzo pi�kna. Mia�a ciemne, kr�cone w�osy, dok�adnie tak jak ty, i bardzo ciemne pi�kne oczy.
Dziewczynka nadal nic nie m�wi�a. Wygl�da�a, jakby mia�a zamiar si� rozp�aka�.
- Ty masz ja�niejsze oczy - doda�a Silje szybko. - Zielone, troch� ��tawe, prawie takie jak Tengela.
Znak, �e jest jedn� z wybranych, �e nale�y do prawdziwych Ludzi Lodu, pomy�la�a z obaw�. Biedne dziecko, co z tob� b�dzie?
- A moja matka? - zapyta� Dag. - I m�j ojciec? - W jego g�osie zabrzmia�a nuta oskar�enia. Jak gdyby Silje i Tengel co� mu zabrali.
To by�o trudniejsze. Silje nie mog�a mu przecie� powiedzie�, �e matka zostawi�a go w lesie na pewn� �mier�.
- Twoja matka - rozpocz�a i u�miechn�a si� z ulg�, gdy� zobaczy�a w�a�nie Tengela, kt�ry zmierza� ku nim po trawie ju� wilgotnej od rosy zwiastuj�cej noc. Kiedy usiad� przy nich, Dag wsun�� mu si� na kolana, jakby chcia� poczu�, �e naprawd� ma ojca. - Twoja matka, Dagu - ci�gn�a Silje - by�a szlachetnie urodzon� kobiet�. Pochodzi�a z rodziny baronowskiej. Nie wiemy, czy �yje, czy nie. Nie wiemy te�, jak si� nazywa ani gdzie mieszka. Mia�a kiedy� ogromne k�opoty i straci�a ciebie. Nie wiemy, jak to si� sta�o. Ja ci� znalaz�am...
Dzieci w napi�ciu pochyli�y si� ku niej i Silje musia�a opowiada� dalej:
- To by�a niezwyk�a noc. By�o strasznie zimno, a na niebie nad Trondheim wisia�a �una. Zaraza zabra�a wszystkich moich bliskich i zosta�am zupe�nie sama. By�am g�odna, zm�czona i bezdomna. Znalaz�am ciebie, Sol, przy zw�okach twej matki. Zabra�am ci�, bo by�o mi ci� �al, a tylko w ten spos�b mog�am ci pom�c. Nie chcia�a� opu�ci� matki, jednak musia�a� to przecie� zrobi�, inaczej te� by� umar�a. Rozumiesz to, prawda?
Sol uroczy�cie pokiwa�a g�ow�. Dag r�wnie� wyczuwa� powag� sytuacji, o czym �wiadczy� wzburzony, nieco ostry ton jego g�osu, zdradzaj�cy zar�wno wra�liwo��, jak i wrodzon� inteligencj�.
- Syver umar�. Trzymali go w szopie przez ca�� zim�. I Inge. I Sveina. Potem ich pogrzebali.
Tengel skin�� g�ow�.
- Tak. Ostatnia zima by�a bardzo ci�ka. Wiecie wi�c, co to znaczy umrze�, prawda?
Dzieci potwierdzi�y to mrukni�ciem i zn�w odwr�ci�y si� w stron� Silje, by wys�ucha� dalszego ci�gu opowie�ci.
- Kt�ra zagroda nazywa si� Trondheim? - zapyta� Dag.
- Zagroda? Nie, to wielkie miasto. Na zewn�trz.
- Na zewn�trz czego?
- Na zewn�trz g�r.
Ch�opiec popatrzy� na ni� z powag�:
- Czy jest co� za g�rami?
Silje i Tengel wymienili przera�one spojrzenia. Oto najwyra�niej czego� zaniedbali!
- Za g�rami le�y ca�y ogromny �wiat - powiedzia� Tengel niepewnym g�osem. By� zdenerwowany. - Ale o tym opowiemy wam kiedy indziej. Teraz pos�uchamy Silje.
Nad jeziorem rozleg� si� krzyk perkoza. Na wodzie zacz�a si� k�a�� mg�a, nikt jednak nie my�la� o tym, �e robi si� p�no. By�o ciep�e, cudowne lato!
Silje rzuci�a Tengelowi niespokojne spojrzenie. Co si� z nim dzia�o dzi� wieczorem? I przez te ostatnie dni. Czeg� tak nas�uchiwa�, dlaczego w jego oczach czai� si� strach? Zna�a m�a i wiedzia�a, jak bardzo jest wra�liwy. Teraz wydawa�o si�, �e jest co�, czego nie m�g� zrozumie�. Obawia�a si� tego.
Oderwa�a od niego wzrok i m�wi�a dalej:
- A kiedy tak sz�y�my, ty, Sol, i ja, znalaz�y�my Daga, kt�ry by� r�wnie samotny jak my, tylko du�o, du�o mniejszy.
Jak ma�y, Silje nie mia�a odwagi powiedzie�. Nie chcia�a m�wi�, �e nie mia� nawet odci�tej p�powiny. Ch�opiec nigdy nie mo�e dowiedzie� si� o post�pku matki!
- To w�a�nie ty, Sol, us�ysza�a� jego p�acz. A wi�c to twoja zas�uga, �e Dag �yje.
Dzieci popatrzy�y na siebie niepewnie, jakby badawczo. A potem ich d�onie z��czy�y si�. Dwie ma�e, brudne dziecinne r�czki.
W�a�ciwie to Dag i Liv trzymaj� si� razem, pomy�la�a Silje. Sol jest zbyt gwa�towna, za trudna dla maluch�w. Ale bez w�tpienia ca�a tr�jka bardzo si� kocha. Na pewno po cz�ci sprawi�y to surowe warunki panuj�ce na tym pustkowiu. Razem czuli si� bezpieczniej.
- A potem, kiedy szli�my ju� we troje, oczywi�cie ja nios�am Daga, i nie wiedzieli�my, co mamy zrobi�, nagle pojawi� si� Tengel. Nikt z nas nigdy przedtem go nie widzia�.
Przez cia�o Silje, prze�ywaj�cej na nowo t� histori�, przebieg� dreszcz. Pierwsze spotkanie z Tengelem. Szubienice, kat, smr�d z ogniska, na kt�rym palono zw�oki... Szybko odsun�a od siebie okropne wspomnienia.
- Tengel zaj�� si� nami - powiedzia�a ciep�ym g�osem. - Da� wszystko, czego nam by�o potrzeba, a potem byli�my ju� razem jak rodzina. Ca�a czw�rka.
Tengel u�miechn�� si� ze smutkiem. Nic nie rzek� o swojej du�o g��bszej samotno�ci. Ich samotno�� by�a jakby zewn�trzna, widoczna, jego objawia�a si� g��bokim b�lem w piersi. Zawsze oddziela�a go od ludzi z�owroga przepa��, mia� pe�n� �wiadomo��, �e wszyscy si� od niego odsuwaj�. O spotkaniu z Silje i Sol my�la� z b�lem. Pami�ta�, �e obydwie cofn�y si� na widok jego ogromnej, budz�cej groz� sylwetki. Cz�sto m�wi�, jak trudno mu by�o zapomnie� o tym spotkaniu. Jak w samotno�ci wyobra�a� sobie ufne oczy Silje, jak bardzo go poci�ga�a, jak chcia� ochroni� jej niewinno��. Czy tylko po to, by samemu j� p�niej zbruka�? Nie, by� niesprawiedliwy wobec siebie. Chcia� jej strzec naprawd�, wcale nie dla siebie. Kiedy jednak, ku swemu radosnemu zdziwieniu, odkry�, �e on te� j� poci�ga, opad� z niego pancerz.
Och, c� za przedziwny by� to czas, przepe�niony t�sknot�, b�lem i nadziej�! Obydwoje sprawdzali si�, badali, a� wreszcie upewnili si� co do wzajemnych uczu�. I ten dar otrzyma� on, skazany na �ycie z dala od kobiet! Jak�e m�g� wi�c oprze� si� Silje?
Zn�w ws�ucha� si� w jej s�owa. Wszystkie my�li przemkn�y mu przez g�ow� tak pr�dko, �e nie straci� nic z rozmowy.
Silje m�wi�a:
- A potem przysz�a na �wiat Liv. To chyba pami�tasz, Sol? - Tak, to by�o wtedy, kiedy tak chorowa�a�.
- W�a�nie. Wiesz, Sol, je�li chcesz, mo�esz nas nazywa� matk� i ojcem. Czujemy si� naprawd� twoimi rodzicami i ch�tnie nimi zostaniemy.
Dziewczynka zastanowi�a si�.
- Oczywi�cie mog�abym. - Kiwn�a g�ow� z powag�. - Ale my�l�, �e by�oby to dziwne teraz, kiedy przyzwyczai�am si� ju� m�wi� do was po imieniu.
- Rozumiem. Ty i ja do tej pory potrafi�y�my rozmawia� ze sob� jak przyjaci�ki. Zawsze by�a� dla mnie du�� pomoc�.
Sol szybko usiad�a jej na kolanach i obdarzy�a serdecznym u�ciskiem. Silje u�miechn�a si� do Tengela. Zostali zaakceptowani jako rodzice.
Dag siedzia� powa�ny i zamy�lony. Jego poci�g�a twarzyczka by�a tak typowo arystokratyczna, �e a� groteskowa.
- Czy moja matka mnie szuka? - zapyta� cicho.
To by�o trudne pytanie. Odpowiedzia� na nie Tengel.
- Nic nam o tym nie wiadomo. Wiemy tylko, �e na twoim odzieniu by�a korona baronowska. Dlatego przypuszczamy, �e jeste� ma�ym baronem. Starali�my si� odnale�� twoj� matk�, Dagu, ale s�dz�, �e ona ju� nie �yje.
- Czy umar�a w czasie zarazy?
- Prawdopodobnie tak. Na pewno dlatego ci� straci�a. Tw�j ojciec w ka�dym razie nie �yje.
Najlepiej tak w�a�nie powiedzie�. Wszystko przemawia�o za tym, �e matka Daga by�a niezam�na, a on sam stanowi� owoc jakiego� bardzo przypadkowego zwi�zku. Dag zdawa� si� by� uspokojony wyja�nieniem Tengela.
- Moi prawdziwi rodzice nie �yj� - oznajmi� dostojnie.
- Moi te� - powiedzia�a Sol, kt�rej uda�o si� nawet uroni� �ezk�, ale tylko dlatego, �e podoba�a jej si� rola nieszcz�liwej.
- Mam nadziej�, �e zostaniecie z nami? - cicho zapyta�a Silje z obaw� w g�osie.
Obydwoje uroczy�cie skin�li g�owami.
- W domach innych dzieci doro�li k��c� si� ca�y czas - stwierdzi� Dag, po swojemu cedz�c s�owa prawie jak doros�y. - Tak jakby si� nie lubili. A wy do siebie nigdy si� tak nie odnosicie. Chyba si� szaju... szajn...
- Szanujemy? - podpowiedzia� Tengel. - Oczywi�cie, tak w�a�nie jest.
Tengel spojrza� w oczy Silje. Poczu�a, jak odbija si� w nich promieniuj�ce ciep�o jego mi�o�ci.
Tego wieczora Silje d�ugo nie k�ad�a si� spa�. Zapali�a jedn� z drogocennych szczapek smolnego �uczywa i wyci�gn�a sw�j pami�tnik, kt�ry wiele lat temu podarowa� jej Benedykt Malarz. Wkr�tce ksi�ga b�dzie zapisana do ko�ca, a nowej z pewno�ci� ju� nie dostanie.
Dzisiaj dzieci pozna�y prawd� o swoich rodzicach...
Kiedy sko�czy�a pisanie, zgasi�a �uczywo i wysz�a na podw�rze. Zbli�a� si� �rodek lata, dolina le�a�a sk�pana w czarodziejskim, tajemniczym �wietle, charakterystycznym dla letnich nocy w p�nocnych krajach. Nad jeziorem s�a�a si� g�sta mg�a, nad ��kami uk�ada�a si� w postacie rozta�czonych elf�w, a pisk perkoza przemienia� si� w krzyk topielca, rusa�ki lub p�acz zagubionego dziecka. Wiatr szumia� w trawie i ogarnia� swym powiewem n�dzne, stare domy. Silje mia�a wra�enie, �e wok� jej st�p kr�c� si� szare k��buszki: zaczarowane koci�ta, ma�e, tajemnicze, zakl�te istoty. Za p�otem przeszed� stary ko� z siod�em na grzbiecie i pocz�apa� dalej, gdzie� do miejsca, kt�re by�o jego domem. Czy on te� by� zaczarowany?
Tu jest niewypowiedzianie pi�knie, pomy�la�a. Ale jak�e nienawidz� tego miejsca, tego uczucia zamkni�cia. Kocham Tengela i kocham dzieci, ale z ca�ego serca pragn�, by�my mogli opu�ci� Dolin� Ludzi Lodu. W inny spos�b ni� ci prymitywni ludzie patrz� na �ycie. Nazwali moje dzieci b�kartami! A Tengela zw� czarownikiem, diab�em i sama nie wiem kim jeszcze. A przecie� nigdy nie zrobi� im nic z�ego, wprost przeciwnie. Nigdy nie wykorzystuje swych mocy, cho� wiem, �e je posiada. Mimo wszystko jest odsuwany od wsp�lnoty, w ka�dym razie przez wi�kszo��. Na szcz�cie s� i tacy, kt�rzy go akceptuj�. Bogu niech b�d� za to dzi�ki.
Eldrid, nasza najlepsza przyjaci�ka, kuzynka Tengela, opuszcza teraz dolin�. Jej m�� chce si� st�d wydosta� i osiedli� w�r�d ludzi. Ma nadziej�, �e zapomniano ju� o jego zwi�zkach z buntownikami. Gdyby�my tylko mogli im towarzyszy�! Tutaj ca�e �ycie przechodzi gdzie� obok nas.
Nie wiemy nic o tym, co dzieje si� na �wiecie. Lata nieurodzaju sprawi�y, �e nie mogli�my si� st�d wydosta� i pom�c Benedyktowi i jego ludziom. A ja tak bardzo chcia�am chocia� raz w �yciu zobaczy� kr�la. Jego jednak nigdy nie ma w Norwegii...
Sama zauwa�am, �e m�j j�zyk ubo�eje, staje si� coraz bardziej podobny do mowy Ludzi Lodu. Pr�bowali�my uczy� Sol i Daga, ale sami ju� d�u�ej nie jeste�my w stanie tego robi�. Powoli zapominamy, czego�my si� nauczyli. Tengel te� pragnie si� st�d wydosta�, wiem to na pewno, tyle razy o tym m�wi�. Nie �mie jednak nas nara�a�. Wszak je�li st�d wyjedziemy, natychmiast nas z�api�. M�j najmilszy zostanie skazany na tortury, a potem na �mier�. Tengel i Sol nigdy nie b�d� mogli ukry� faktu, �e s� potomkami pierwszego Tengela, z�ego ducha Ludzi Lodu.
Westchn�a ci�ko i bole�nie z powodu w�asnej bezsilno�ci.
Zimy... Nienawidzi�a ich, napawa�y j� przera�eniem. Wszystko tu zamarza�o, nawet po�ywienie. Wieczny strach, �e nie starczy strawy, �e zapasy nagle si� sko�cz�. G��d podczas ostatniej zimy by� koszmarem. Nic nie rozumiej�ce oczy dzieci, kt�re k�ad�y si� spa� tak samo g�odne jak wstawa�y. Bo�e Narodzenie, gdy przystrojony chleb by� jedynym po�ywieniem, jakie mieli...
Kiedy pomy�la�a, �e takich zim mog�oby nadej�� wi�cej, poczu�a, �e trudno jej z�apa� oddech. Chcia�a uciec st�d dok�dkolwiek, przesta� my�le�. Byle tylko jej najbli�si byli bezpieczni.
Musia�a g��boko zaczerpn�� powietrza, by pokona� uczucie przygniataj�cej duszno�ci.
I te dudni�ce huki dochodz�ce od strony jeziora, kiedy l�d p�ka� na wiosn�. Wiosenne wieczory te� by�y trudne, wype�nione �alem i t�sknot�...
Drgn�a, kiedy Tengel delikatnie dotkn�� jej ramienia.
- Twoje �o�e by�o puste. Co si� dzieje? - zapyta� cicho.
- Nic... Nic... - odpowiedzia�a wymijaj�co.
- W�a�ciwie nie musisz tego m�wi� - powiedzia�. - T�sknisz do �wiata, prawda?
- Tengelu, musisz mi wierzy�: nigdy nie �a�owa�am.
- Wcale tak nie my�l�. Wiem, �e by�a� tu szcz�liwa.
- O, tak!
- Teraz jednak jeste� niespokojna i czujesz, �e to �ycie z dala od �wiata ci nie wystarcza. Dok�adnie to samo czuj� i ja.
Silje poruszy�a si� niecierpliwie.
- Gdyby�my nie musieli tu by�, ca�ym sercem kocha�abym t� dolin� - powiedzia�a z przekonaniem. - Gdyby�my mogli mieszka� tu tylko latem, by�oby wspaniale. Nie mamy jednak wyboru i to jest takie denerwuj�ce. Ja... jednocze�nie kocham i nienawidz� tego miejsca, Tengelu.
- Znam to uczucie. Kiedy by�em na zewn�trz, t�skni�em do doliny. A gdy tu wraca�em, zn�w chcia�em si� st�d wydosta�. Teraz jednak...
Zamilk�.
Silje popatrzy�a na niego z czu�o�ci�.
- Jeste� niespokojny. Widz� to ju� od wielu dni. Twoja zaskakuj�ca decyzja, �eby nie przejmowa� trzody Eldrid, cho� ona to zaproponowa�a, da�a mi cie� nadziei. Co si� dzieje, Tengelu?
- Nie wiem - odpowiedzia� z namys�em. Nocny powiew targa� jego czarne w�osy. - Nie wiem, co to jest. Czy nie s�ysza�a� niezwyk�ej, �a�osnej pie�ni wiatru? Czy nie s�yszysz, jak p�acze trawa, gdy wiatr w niej zaszumi? Czy nie s�yszysz, jak domy wzdychaj�?
- Takich rzeczy nie s�ysz�, wiesz przecie� - u�miechn�a si�. - Ale Sol co� wyczuwa. Ostatnio chodzi rozdra�niana, ma nieobecne spojrzenie.
- Tak. M�czy mnie niezno�ne przeczucie zbli�aj�cego si� niebezpiecze�stwa. Gdybym tylko wiedzia�, sk�d ono nadejdzie.
Silje powiedzia�a ostro�nie:
- Przypuszczam, �e pozwoli�e� Eldrid zabra� ze sob� wszystkie zwierz�ta, aby trzyma�a je tam dla nas.
- By� mo�e - odpowiedzia� zadumany. - Nie wiem, o czym my�la�em. Tak, wspomina�em jej, �e p�jdziemy za nimi...
- Och, Tengelu!
Mleka, kt�rego potrzebujemy, mo�emy dosta� od ludzi wprowadzaj�cych si� do domu Eldrid, wi�c sami nie musimy mie� �adnej krowy doda� pospiesznie.
Tak, to dobrzy ludzie, ale chyba nie lubi� ich dzieci. Tak jak inne dokuczaj� naszym - powiedzia�a Silje zbola�ym g�osem. - Przezywaj� je najokropniej jak potrafi�, sam s�ysza�e� dzi� wieczorem. A ich rodzice nie pozwalaj� im si� bawi� z naszymi dzie�mi. To tak boli, Tengelu.
Tengel zagryz� wargi.
- Boj� si� Sol, prawda? Och, dobrze to pami�tam z w�asnego dzieci�stwa. Zawsze odrzucony, zawsze wzbudzaj�cy strach.
- Sol jest niebezpieczna - powiedzia�a Silje cicho. - Pami�tasz, co uczyni�a z t� ma��, kt�ra kopn�a Liv?
- Nie m�w o tym - wzdrygn�� si�. - Sol ma w sobie straszn� moc.
Zrobi�a kukie�k� przypominaj�c� dziewczynk� z s�siedztwa i trzyma�a j� nad ogniem. Tego samego dnia dziecko straszliwie poparzy�o si� roz�arzonymi w�glami.
- Tak, musia�em zniszczy� t� kukie�k� - powiedzia� Tengel zgn�biony.
- Ale sk�d przysz�o jej to do g�owy?
Tengel wzi�� g��boki oddech.
- Czy wiesz, co odkry�em?
- Nie. Przera�asz mnie teraz.
- Sol cz�sto znika. S�dzili�my, �e z kim� si� bawi. Ale wiesz, dok�d ona chodzi? Do starej Hanny!
- O nie - szepn�a Silje przera�ana. - No tak, Hanna zawsze mia�a oko na Sol. Na Liv te�, pomog�a jej przecie� przyj�� na �wiat. Kiedy przynosimy jedzenie dla niej i dla Grimara, Hanna m�wi o nich "moje dziewczynki". Na Daga natomiast nie zwraca najmniejszej uwagi.
- Dziewczynki wiele znacz� dla Hanny i w�a�ciwie bardzo si� z tego ciesz�, cho� jednocze�nie panicznie si� boj�. Nie podoba mi si�, �e Sol chodzi tam sama...
- Czy s�dzisz, �e ta stara czarownica j� przyucza?
- Obawiam si�, �e tak. Oczywi�cie wie, jak� moc ma Sol.
- Och, nie, to okropne!
Tengel pog�aska� Silje po ramieniu, kiedy tak sta�a oparta plecami o �cian� domu.
- Kochana Silje, w co ja ci� w�a�ciwie wpl�ta�em?
- Milcz! Nikt nie da� mi tyle szcz�cia co ty. Jestem chora z t�sknoty za tob� za ka�dym razem, kiedy przez kilka godzin pozostaj� z dala od ciebie.
- Mia�a� jednak tylko szesna�cie lat, kiedy zosta�a� moja. Teraz masz dwadzie�cia jeden i ju� od wielu lat m�czysz si� z nami, chocia� wiem, �e twoim przeznaczeniem nie jest uci��liwa praca w ubogim domu.
- Chyba nie narzeka�am przez te lata? Wiem, �e wci�� nie jestem dobr� gospodyni�, a dzieci zbyt pr�dko wyrastaj� z ubra� i but�w. Boli mnie, �e nie mog� da� im nowych. Szybko te� ogarnia mnie znu�enie, odczuwam tak� niech�� do prac domowych, Tengelu. M�czy, mnie �wiadomo��, �e nie umiem uszy� odzienia dla dzieci, cho� potrafi� tka�. A po tej strasznej zimie nie ma w dolinie owiec, brak wi�c nawet we�ny. Na�miewaj� si� z Sol z powodu p�aszcza, kt�ry stara�am si� skleci� dla niej w zesz�ym roku. Cz�sto zapominam upra� ich ubrania, kiedy s� brudne, i... Och nie, marudz� teraz, nie chcia�am tego!
Jego u�miech wyra�a� bezgraniczne uwielbienie, lecz jednocze�nie kry� w sobie rozpacz bezradno�ci. Przesun�� ustami po jej w�osach.
- Czy s�dzisz, �e ci� nie rozumiem? Uwa�asz, �e nie wiem, jak bardzo t�sknisz, �eby co� stworzy�? Mo�e namalowa�? Czy my�lisz, �e nie wiem, i� czasami, kiedy wszyscy p�jd� ju� spa�, piszesz pami�tnik?
- Znasz moj� tajemnic�? - zapyta�a przera�ona.
- Ale� tak. I wiem te�, gdzie chowasz ksi�g�. Ale nie przysz�oby mi do g�owy, by j� czyta�. Uwa�aj tylko, by nie dowiedzia� si� o tym nikt inny. M�oda kobieta, kt�ra pisze ksi��k�, jest narz�dziem Szatana! Mog�aby� za to zosta� spalona na stosie jako czarownica.
- �wiat jest taki okrutny! A tu, mimo wszystko, jeste�my bezpieczni - zauwa�y�a ze zdumieniem, jak gdyby w�a�nie odkry�a co� nowego. Szybko doda�a: - Mog�e� przeczyta�. Przegl�da�am j� pewnej nocy, ka�da strona pe�na jest mi�o�ci do ciebie i dzieci.
- Lubisz pisa�?
- O tak! To dla mnie rodzaj wytchnienia. A kiedy czyta�am to, co napisa�am, zdziwi�am si�, �e tak trafnie uj�am swoje my�li i uczucia.
- Wcale mnie to nie dziwi. M�wisz przecie� bardzo pi�knie, nie tak jak inni ludzie w dolinie. Bardzo mnie zaciekawi�a� t� ksi�g�. Ch�tnie zajrza�bym do niej.
Zachichota�a, zadowolona.
- Z pewno�ci� jest wiele b��d�w, nigdy przecie� porz�dnie nie nauczy�am si� ortografii. Zapisuj� s�owa po prostu tak, jak je wymawiamy. Ale�, Tengelu, co ty robisz?
Jego d�onie b��dzi�y w�asnymi �cie�kami. Roze�mia� si� cicho i mocniej przycisn�� j� do �ciany.
Silje, przepe�niona nadziej� po wyznaniu Tengela, �e zastanawia si� nad opuszczeniem doliny, nie powstrzymywa�a go.
Policzkiem g�adzi� jej czo�o. Tengel nie nosi� brody. Zna�a przyczyn�. Zdawa� sobie spraw�, �e ma o szesna�cie lat wi�cej od niej, nie chcia� wygl�da� na jeszcze starszego. Uwa�a�, �e broda podkre�li�aby r�nic� wieku.
- Mieli�my odwiedzi� Benedykta i jego dw�r powiedzia�a zach�caj�co. Je�eli ju� zacz�� my�le� o tym, by st�d wyruszy�... - Bardzo si� o nich niepokoj�.
- Oczywi�cie - mrukn�� Tengel nieobecny duchem. - Gdybym tylko wiedzia�, co jest najlepsze. Zabra� was tam, czy zosta� tutaj. Wiesz przecie�, �e nie mamy dok�d i��.
Mi�dzy koniuszkami jego palc�w a jej sk�r� wrza�o i wibrowa�o, impulsy, przechodz�ce przez cia�o Silje skupi�y si� w jednym punkcie. Ci�gle po��da�a tego m�czyzny. Nie tylko dlatego, �e by� szczodrze obdarzony przez natur�, je�eli chodzi o m�sko��; nie wiedzia�a przecie� o tym, gdy ujrza�a go po raz pierwszy. Wystarczy�o w�a�ciwie tylko jedno spojrzenie na Tengela, by czu�a podniecaj�ce pr�dy, przenikaj�ce jej cia�o, oszo�omienie, kt�re czyni�o j� ca�kowicie uleg��.
Teraz te� nie mog�a si� skupi�.
- A co z Benedyktem? Czy nie mo�emy tam zamieszka�?
- Nie wiem nawet, czy on �yje. A do tej okropnej Abelone nie warto si� wybiera�. Nie, Silje. Naprawd� my�la�em o tym, by was st�d zabra�, ale nie mam odwagi podj�� takiego ryzyka.
G�os Silje przybra� matow� barw�:
- S�dz�, �e nie przetrwamy jeszcze jednej takiej zimy.
- Wiem. O tym w�a�nie my�la�em.
Jego usta by�y teraz wsz�dzie. Na jej czole, skroniach...
- Co my robimy? - zamrucza�a, �miej�c si�. Mia�a jednak k�opoty z oddychaniem. - Doro�li rozs�dni ludzie. Od tylu lat jeste�my ma��e�stwem. Ale tu, na dworze, jest inaczej...
Wspi�a si� na d�ugi murek otaczaj�cy dom i znalaz�a si� teraz na jednej wysoko�ci z nim. Unios�a w g�r� sp�dnic�. D�onie Tengela natychmiast obj�y jej biodra, gor�ce, g�odne. Ca�owa� j� d�ugo, d�ugo.
- To niepodobne do ciebie, Silje - dr��c szepta� jej prosto w ucho, zachwycony nieoczekiwan� zach�t�. - Przez ostatnie lata by�a� taka... nie�mia�a.
- Tak, by� mo�e - odpowiedzia�a zdziwiona, �e nie rozumie powodu jej gotowo�ci. Unios�a si� lekko nad nim i z westchnieniem poprowadzi�a go na miejsce.
- Nie chcia�am ci� urazi�, ale tak bardzo si� ba�am.
Tengel porusza� si� powoli, ostro�nie.
- Wiem, ba�a� si�, �e zn�w b�dziesz mia�a dziecko. Nic dziwnego, ja sam �miertelnie si� tego obawia�em.
- Narodziny Liv to najwi�kszy koszmar w moim �yciu - wyszepta�a. - Nie chcia�abym prze�ywa� tego jeszcze raz.
- Rozumiem - wyrzuci� z siebie. - Ale przecie� byli�my tacy ostro�ni. Wszystko by�o dobrze.
Mrukn�a niewyra�nie.
Wilgotnymi ustami ca�owa�a go w szyj�. Czu�, �e zn�w jest dawn� Silje z ich pierwszego gor�cego roku. Mocniej przycisn�� j� do �ciany, uni�s� jej nogi i owin�� nimi swoje biodra.
- Wype�nia mnie wielkie szcz�cie mojego �ycia - szepn�a Silje z u�miechem za�enowania.
- Jak pi�knie m�wisz - u�miechn�� si� wzruszony i szcz�liwy.
Przymkn�a oczy, nie by�a w stanie powiedzie� ju� nic wi�cej. Tengel popatrzy� na ni�. Lekki u�miech powoli ukazywa� si� na jego twarzy. Zna� j� ju� dobrze, dawno jednak nie odda�a si� po��daniu tak ca�kowicie jak teraz. Zastanawia� si�, dlaczego.
A potem on tak�e nie dziwi� si� ju� niczemu. Przesta� wyra�nie widzie� ciemn� �cian� z drewnianych bali, przez jego cia�o przechodzi�y dobrze znane, cudowne pr�dy, zaw�adn�a nim nieopanowana gor�czka i poczu� si� zupe�nie bezbronny.
- Och, Silje - szepta�. - Silje, Silje, ukochany m�j kwiatuszku. Jak�e tak delikatna, tak krucha istota mo�e tak zaczarowa�, tak op�ta�?
* * *
Eldrid wyjecha�a. Ona i jej m�� zabrali ze sob� ca�y sw�j dobytek i znikn�li w tunelu pod lodowcem. Wiod�a tamt�dy droga w nieznane, w nieprzyjazny �wiat.
Kiedy wyjechali, Silje p�aka�a.
P�niej, wieczorem, zapyta�a Tengela:
- Dlaczego nie chcia�e� zatrzyma� �adnych zwierz�t? W�a�ciwie by�y przecie� nasze. Podaj mi prawdziwy pow�d.
Dzieci bawi�y si� na dworze. Tengel reperowa� sieci, a Silje sprz�ta�a po wieczerzy.
Westchn��.
- Nie lubisz, kiedy m�wi� o takich rzeczach.
- Teraz chc� to us�ysze�.
- Jak chcesz, uparciuchu. To zn�w by� ten sprzeciw.
- Sprzeciw? Ach tak, rozumiem. Co� w tobie, w �rodku stawia�o op�r, kiedy Eldrid zapyta�a, czy nie zechcia�by� wzi�� zwierz�t.
- Tak. Co� tak silnego jak nigdy przedtem. Dlatego pozwoli�em, by je zabrali.
- Nie chcesz jednak opu�ci� doliny?
Musz� najpierw wyruszy� sam, wywiedzie� si�, gdzie mo�emy si� zatrzyma�. Przecie� nie mo�emy mieszka� nigdzie indziej, kochanie. Nas, potomk�w z�ego Tengela, �cigaj� wsz�dzie. Och, to wszystko jest takie straszne!
- Rozumiem ci� - powiedzia�a Silje cichutko. Zerka�a na niego ukradkiem. Czy nie pojmowa�, w jakim by�a stanie? Mia�a nadziej�, �e nie zauwa�y�.
Tak bardzo, tak strasznie si� ba�a. Ale jeszcze bardziej obawia�a si� reakcji Tengela. Po niezwykle ci�kich narodzinach Liv powiedzia�: "Nigdy wi�cej! Nigdy, nigdy wi�cej! Je�li to stanie si� raz jeszcze, Silje, zabij� p��d. Mam pewien proszek, kt�ry dzia�a szybko i bezbole�nie. Nast�pnym razem na nic zdadz� si� twoje pro�by!"
Musia�a przyzna�, �e dok�adnie bada�a ka�d� straw�, by sprawdzi�, czy nie dosypa� tam proszku. Najwyra�niej nie nabra� jednak �adnych podejrze�. Nawet kiedy kilka dni temu kochali si� wieczorem przed domem, nie rozumia�, dlaczego nagle tak �atwo mu si� odda�a. Dziwi�a go tylko nieco jej swawolno��.
Oczywi�cie wiedzia�a, �e pragnienie, by zachowa� kie�kuj�ce w niej �ycie, jest szale�stwem. Mia�a pe�n� �wiadomo��, co to oznacza. Dziecko mog�o okaza� si� nieodrodnym potomkiem pierwszego Tengela, potworem jak Hanna i Grimar lub jak ta kobieta znad jeziora. Silje widzia�a j� kiedy�, gdy sz�a z jajami i serem do Eldrid. Wraca�a stamt�d zdj�ta przera�eniem i dziwi�a si�, �e co� tak prastarego i okropnego w og�le mog�o istnie�. Jej wygl�d harmonizowa� z wn�trzem, kobieta by�a z�a.
Teraz ju� nie �y�a. Wtedy jednak Silje zrozumia�a, jakie szcz�cie mieli Tengel i Sol, �e nie zostali dotkni�ci tak straszliwym dziedzictwem. Wprawdzie wi�kszo�� ludzi uznawa�a Tengela za odpychaj�cego i przera�aj�cego, ale w oczach Silje nie by� taki; dla niej liczy�o si� przede wszystkim bogactwo jego natury.
Fizyczna szpetota dziecka nie by�a jedynym zagro�eniem, jakie nale�a�o bra� pod uwag�. By�o bardzo prawdopodobne, �e Silje nie prze�yje kolejnego porodu. To w�a�nie najbardziej niepokoi�o Tengela. Ocalenie przy narodzinach Liv zawdzi�cza�a wy��cznie Hannie. A teraz, gdyby przysz�o jej wyda� na �wiat dziecko o nienaturalnie szerokich, kanciastych ramionach, czy b�dzie mia�a jakiekolwiek szanse wyj�� z tego z �yciem? Matka Tengela wykrwawi�a si� na �mier� przy jego narodzinach; matka Sol prze�y�a, bo dziewczynka by�a niezwykle kszta�tna. Ale Sol nosi�a w sobie t� przekl�t� sched�, okropn�, magiczn� si��. Jej twarz i kocie oczy natychmiast zdradza�y, z jakiego pochodzi rodu.
I to j� chcia�a Silje zabra� z Doliny Ludzi Lodu do Trondelag, gdzie wci�� bezwzgl�dnie �cigano ca�y r�d!
Eldrid mog�o si� powie��, ona by�a normalna. Nie sta�a si� jedn� z wybranych, cho� pochodzi�a z rodu z�ego Tengela. U Liv tak�e nie wida� by�o oznak inno�ci. C� jednak mog�a wiedzie� Silje o dziecku, kt�re nosi pod sercem?
To ju� prawie czwarty miesi�c. Coraz trudniej ukrywa� ten stan przed Tengelem. Na szcz�cie tym razem nie czu�a si� tak �le jak poprzednio. Teraz wszystko sz�o �atwiej. Nied�ugo jednak jej ci��a stanie si� widoczna.
Dwa dni p�niej mieli go�cia.
By�a to nieoczekiwana, przera�aj�ca wizyta cz�owieka, kt�ry nigdy dot�d nie opu�ci� swej zagrody. Silje przestraszy�a si� bardzo. C� to mog�o oznacza�?
ROZDZIA� II
Zrazu Silje nie mog�a rozpozna�, kto tak niepewnie wspina si� po zboczu. Wkr�tce jednak dostrzeg�a zgi�t� wp� sylwetk�, ohydn� twarz podobn� do karpieli pe�nej naro�li i wytrzeszczone oczy.
Grimar.
Z uczuciem l�ku pok�oni�a si� kuzynowi Tengela i Hanny i zaprosi�a go do �rodka.
Potrz�sn�� g�ow�. Kiedy tak sta� na podw�rzu, przypomina� kup� �achman�w. Jego odzienie wygl�da�o na utkane z paj�czyny i szarej ple�ni. Odezwa� si� ochryp�ym g�osem:
- Hanna przys�a�a mnie po was. Chce m�wi� z wami, ze wszystkimi.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a Silje wystraszona zaproszeniem. - Oczywi�cie przyjdziemy.
- Nie b�dzie �adnej uroczysto�ci - doda� staruch szybko.
- Nie, naturalnie, �e nie. Pani Hanna chyba nie wstaje z �o�a. Tengel i ch�opiec s� w lesie, poszli po drzewo. Mog� wr�ci� w ka�dej chwili. A dziewczynki i ja musimy si� ubra� od�wi�tniej. Czy nie zechcieliby�cie usi��� i posili� si� nieco, zanim si� przygotujemy? B�dziemy wtedy mogli p�j�� razem.
Odpychaj�ca istota zawaha�a si� i zadziwiona popatrzy�a na Silje. Zapraszasz mnie do domu? - zdawa� si� m�wi� jego wzrok. Nikt tego dot�d nie robi�.
- Tak, tak. Pewnie, �e mog� wej�� - wymamrota� i pocz�apa� do �rodka, ci�gn�c za sob� nieopisany smr�d. Silje popchn�a dziewczynki do sypialni, by wdzia�y "niedzielne fartuszki", n�dzne szmatki maj�ce zas�oni� �a�osne codzienne ubranie. Zrobi�a to szybko, nim zd��y�y odezwa� si� w niew�a�ciwy spos�b.
Postawi�a przed starym najlepsze jad�o. Nie by�o tego du�o, g��d tej zimy bardzo ich dotkn��. Mia�a jednak piwo, p�aski chleb upieczony z resztek ziarna zebranego z pod�ogi spichrza i kozi ser. By�y te� drogocenne maliny moroszki oszcz�dzane od jesieni.
Grimar posila� si� obficie. Jego mlaskanie roznosi�o si� po ca�ym domu.
Silje pospieszy�a do dziewczynek, kt�re ju� si� przebra�y i uczesa�y.
- P�jdziecie teraz porozmawia� z nim, a ja si� przebior� - powiedzia�a szybko. - Ale ani s�owa o jego wygl�dzie i zapachu, s�yszysz, Liv? Ty, Sol, poradzisz sobie sama, prawda?
- Tak, znam go dobrze - powiedzia�a Sol jak doros�a kobieta.
No tak, wiedzia�am, pomy�la�a Silje z gorycz�.
Nareszcie pojawi� si� Tengel i wszystko od razu sta�o si� �atwiejsze. Wyruszyli razem, a najedzony Grimar cz�apa� obok.
Dag nie by� przygotowany na tak� wizyt� i o ma�y w�os �le by si� to sko�czy�o, gdy� by� bardzo porz�dny, nie lubi� brudu i niechlujstwa. Tengel musia� pospiesznie zakry� ch�opu usta d�oni�, kiedy ten zrobi� min� zapowiadaj�c� niestosown� uwag�. W ko�cu jednak Dag oswoi� si� z wygl�dem Grimara i dostojnie kroczy� obok Silje, trzymaj�c si� jak najdalej od starego.
Hanna przyj�a ich le��c w �o�u, dok�adnie tak jak si� spodziewali. W s�abym blasku ognia Silje dostrzeg�a, �e Hanna bardzo si� postarza�a. W ko�cu staro�� dopad�a i t� czarownic�. By�a o jedno pokolenie starsza od swego siostrze�ca Grimara, a o dwa - od Tengela. Silje w�a�ciwie cieszy�a si� ze s�abego �wiat�a w izbie, bo cho� Grimar budzi� w niej odraz�, to widok Hanny by� po stokro� gorszy. Dziedzictwo z�ego Tengela kwit�o tu w pe�ni.
- Aha, wi�c jeste�cie - rzek�a starucha srogo. - My�la�am, �e ju� nigdy nie przyjdziecie.
- Silje zaofiarowa�a mi pocz�stunek, Hanno - powiedzia� Grimar wzruszony. By� bliski p�aczu z powodu tego niezwyk�ego w jego �yciu wydarzenia.
- Tak, wiem, �e w tamtej zagrodzie dostaje si� jedzenie - sykn�a Hanna. - Jad�am tam cz�ciej ni� ty, kiedy pomaga�am c�rce Silje przyj�� na �wiat. O, ja widzia�am, jak im dobrze! - Po tej ma�ej licytacji zwr�ci�a si� do go�ci: - Tengelu, ty idioto, dlaczego nie pojechali�cie z Eldrid?
Hanna by�a jedyn� osob�, kt�ra traktowa�a gro�nego Tengela jak ch�opczyka.
- Czy powinni�my byli to zrobi�? - zapyta� spokojnie. Nie wydawa� si� zaskoczony.
- Wiesz, �e powinni�cie. Sol r�wnie� to wiedzia�a.
Dzieci sta�y przy drzwiach, ciche i przej�te. Dag nie czu� si� najlepiej w zaniedbanej chacie.
- Nie by�em pewien - powiedzia� Tengel. - Tam, na zewn�trz, czeka nas tyle z�a.
- Zawsze by�e� g�upi - parskn�a Hanna. - Zawsze mia�e� wzgl�d na to lub tamto. Wiesz, �e nikt z nas nie mo�e sobie pozwoli�, by by� dobrym. A ty jeste� tak g�upio naiwny. Musisz walczy� o swoich, cz�owieku! Pos�uchaj mnie teraz... - Pochyli�a si� do przodu. - Wiem �e ty te� to czu�e�. Pozwoli�e� zabra� zwierz�ta. To by�o m�dre. Przygotuj si� do drogi. Nie zwlekaj!
Sta� spokojnie, jego twarz niczego nie wyra�a�a.
- A wy, Hanno? A Grimar?
Zn�w opad�a na poduszki.
- My jeste�my starzy. Ale dzieci i twoja �ona... Podejd� tu, Silje!
W ma�ej ciemnej izbie panowa� szczeg�lny nastr�j. Jakby w ka�dym k�cie czai�y si� obserwuj�ce ich duchy. Jakby kto� p�aka�, �a�uj�c zmarnowanego �ycia.
Silje zwalczy�a niech�� i zbli�y�a si� do odra�aj�cej postaci w �o�u. Mimo wszystko Hanna uratowa�a kiedy� �ycie jej i ma�ej, nie wolno o tym zapomina�.
Czarownica wzi�a d�onie Silje w swoje powykrzywiane r�ce.
- Ty i twoje dzieci, Silje. One by�y... by�y... Ach, niewa�ne! Przypilnuj, by ten opiesza�y drab, kt�rego masz za m�a, wyprowadzi� was z doliny! - Zni�y�a g�os. - Tym razem ja nie b�d� mog�a ci pom�c.
Silje drgn�a. A wi�c Hanna wiedzia�a!
No tak, naturalnie. Hanna zawsze zna�a prawd�.
U�cisn�a d�onie starej.
- Dlaczego s�dzicie, �e musimy opu�ci� dolin�? - zapyta�a g�o�no.
Hanna popatrzy�a na Tengela.
- Nie wiesz, dlaczego?
- Nie - odpowiedzia�. - Odczuwam tylko g��boki niepok�j.
Starucha skin�a g�ow�.
- Ja czuj� wi�cej. Czuj�, �e jeden z Ludzi Lodu znalaz� si� w opa�ach. W strasznych tarapatach.
- Heming? - zapyta� Tengel cicho.
- W�a�nie! N�dzny Heming, powinno si� go zadusi� ju� w ko�ysce.
Od wielu lat nic nie s�yszeli o Hemingu. Przypuszczali, �e jest gdzie� daleko albo �e od dawna nie �yje.
- Rozumiesz wi�c, �e musisz st�d odej��.
- Tak. Ale czy naprawd� s�dzicie, �e istnieje niebezpiecze�stwo? Tutaj?
Starucha niecierpliwie poruszy�a g�ow�.
- Wezwa�am was do siebie, prawda? Ca�a a� p�on� od nieustannego uczucia, �e konieczny jest po�piech.
- Dobrze. Pomy�l� o tym.
- A wi�c my�l szybko! Szybko! I pozw�l twojej c�rce, a raczej c�rce twojej siostry Sunnivy, Sol, zosta� tu przez chwil�. Chc� z ni� porozmawia�.
- Hanno? - zawo�a� Tengel ostro.
- Nie mieszaj si� do tego? - wrzasn�a starucha g�osem przeszywaj�cym a� do szpiku ko�ci. - �e te� takie m�dre dziewcz�ta musz� przebywa� z takim durniem! Odejd� st�d teraz! I uwa�aj na moj� chrze�nic�, ma�� Liv Hann�!
Tengel po�egna� si� ch�odno. Nigdy w niczym nie zgadza� si� z Hann�. Ona by�a czarownic� walcz�c� o to, by zachowa� z�e dziedzictwo, on by� przyjacielem ludzi, kt�ry na swe nieszcz�cie zosta� nim dotkni�ty i szczerze pragn�� nie przekazywa� go nikomu.
Silje pochyli�a si� i poca�owa�a zwi�d�y policzek starej. I zobaczy�a wtedy, �e oczy Hanny, kt�re znalaz�y si� blisko, b�yszcz� jak gwiazdy.
- Mo�ecie i�� przodem - powiedzia� Grimar, �egnaj�c si� z nimi. - Sol z pewno�ci� was dogoni.
Kiedy znale�li si� na drodze do domu, Silje powiedzia�a:
- Moje serce krwawi, Tengelu. Tw�j niepok�j zarazi� i mnie. A Grimar... Nic o nim nie wiem. Zawsze sta� w cieniu Hanny. Dzisiaj zobaczy�am go jako �yw� istot� i tak mi go by�o �al!
- Nie powinna� tak my�le� - rzek� Tengel gwa�townie. - Grimar jest narz�dziem w r�ku Hanny. Ka�dy jej rozkaz wykona z rado�ci�. Ludzie Lodu wiedz� co� nieco� o tym, co robi�. O ludziach, kt�rzy znikn�li, o okropnych rzeczach, o kt�rych nikt nie �mie m�wi� otwarcie. Nikt te� nie mo�e mu si� sprzeciwi� ani tym bardziej go unieszkodliwi�, gdy� stoi za nim Hanna. A z ni� trzeba si� liczy�.
- Mimo wszystko �al mi go.... szkoda mi obojga - upiera�a si� Silje.
- My mo�emy si� cieszy�, �e jeste�my pod ich ochron� - przyzna� Tengel. - To twoja zas�uga.
- Oni byli tacy okropni - powiedzia� Dag. - Czy wyprowadzamy si� st�d?
- Nie wiem - odpowiedzia� Tengel.
- Tak - powiedzia�a Silje. - Przenosimy si�.
- Ale nie mamy przecie� dok�d i�� - powiedzia� jej m��. - Czy mo�emy nara�a� dzieci na poniewierk�?
Silje nie zwraca�a uwagi na jego w�tpliwo�ci.
- Ju� dzi� zaczynamy si� pakowa�.
- Jak chcesz - westchn�� Tengel.
Kiedy decyzja zapad�a, Tengela op�ta�a gor�czka. Ca�y dzie� pracowa� w obej�ciu i w domu mieszkalnym, pakuj�c wszystko, co mog�o im by� potrzebne.
- Wyruszamy dopiero za kilka dni - powiedzia�. - Musz� z�owi� jeszcze troch� ryb i porozmawia� z s�siadami, czy nie zechcieliby wymieni� si� na mi�so i inne produkty. Musz� te� naprawi� dyszle u wozu.
- To dobrze - stwierdzi�a Silje. - B�d� mog�a upra� to, co ma zosta�. Dobry Bo�e, tyle �mieci cz�owiek gromadzi! - wykrzykn�a, patrz�c na stos rzeczy przeznaczonych do wyrzucenia. - To a� niewiarygodne. Spalimy to jutro.
Tengel ostro�nie podni�s� z p�ki �liczny witra�.
- To musimy zabra� ze sob�.
- O, tak - odpowiedzia�a Silje. - Czy pami�tasz, jak powiedzia�e�, �e �adnie b�dzie wygl�da� w jakim� domu?
- Tak. Mo�e moje s�owa w ko�cu si� sprawdz�.
Tengel mia� jednak co do tego w�tpliwo�ci.
Zdj�� z p�ki jeszcze jeden przedmiot.
- To te� musimy zabra�.
U�miechaj�c si� trzyma� w d�oniach jej ksi�g�. Silje wzi�a j� od niego i po�o�y�a wraz z innymi rzeczami przygotowanymi do podr�y.
- Chyba nie musimy bra� ze sob� wszystkiego? Wr�cimy tu zn�w latem?
- Tak, mam szczer� nadziej�. Ciesz� si�, �e to powiedzia�a�, Silje.
Popatrzy�a na niego surowo.
- Kocham t� cudown� dolin� z jeziorem, g�rami, moczarami. I te ��te fio�ki g�rskie, i te male�kie, b��kitne kwiatuszki, wiesz, o kt�rych m�wi�. Chcia�abym tylko nie by� tutaj zamkni�ta. Bez ludzi st�d te� mog� si� obej��. W ka�dym razie bez niekt�rych.
- W tym jeste�my zgodni - u�miechn�� si� i korzystaj�c z okazji, �e nie by�o w domu dzieci, szybko j� poca�owa�.
Silje wyci�gn�a sw�j prezent �lubny: rze�bion� skrzynk�, kt�r� dosta�a od Tengela. "Za to, �e zerwa�em lili�, zanim otrzyma�em na to b�ogos�awie�stwo niebios", powiedzia� wtedy. Silje nigdy nie przysz�o do g�owy, �e gdyby tylko chcia�a, z pewno�ci� potrafi�aby wykona� du�o pi�kniejsz� skrzynk�. Zamiast tego ukry�a podarek w�r�d najcenniejszych rzeczy.
Wzdychaj�c zwin�a kawa�ki materia�u, w kt�re owini�ty by� Dag jako noworodek, i po�o�y�a je na stosie rzeczy do zabrania.
- Och, dzieci musz� ju� si� po�o�y�. S� takie podekscytowane pakowaniem.
- Tak, s�o�ce zasz�o ju� za g�ry. Tak nie mo�na. Gdzie one s�?
Obydwoje wyszli na zewn�trz. W tej samej chwili dzieci wypad�y zza w�gla.
- Tato! Mamo! Chod�cie zobaczy�! - krzycza�y. - Pali si�!
Silje i Tengel pobiegli. Kiedy okr��yli dom, us�yszeli straszne krzyki dobiegaj�ce z drugiego kra�ca doliny, od strony wej�cia przy lodowcu. Na tle wieczornego nieba, w g�stych k��bach dymu, wzbija�y si� w g�r� p�omienie.
- O m�j Bo�e - szepn�� Tengel.
To dom stra�nika - stwierdzi�a Silje. - Musimy pospieszy� z pomoc�.
- Nie - rzek� Tengel. Jego twarz by�a bia�a. - To co� wi�cej. Dom Hanny te� p�onie i zagroda Bratteng�w... Silje! krzykn�� zrozpaczony. - Dla nas nie ma ratunku. Sp�nili�my si�!
- O, nie - j�kn�a. - Czy s�dzisz, �e to dzie�o Heminga?
- Tak. Zn�w go schwytano i zdradzi� nas, n�dznik, by ratowa� w�asn� sk�r�. Z pewno�ci� wype�nia�a go ��dza zemsty od czasu, gdy tak srodze go ukara�em za zachowanie wobec ciebie. Powinienem by� us�ucha� swego wewn�trznego g�osu, s�ucha� ciebie i Hanny. Ona mia�a racj�, jestem idiot�. Bo�e, co my zrobimy?
- Dom Hanny! - wy�a Sol. - Dom Hanny p�onie! Musz� tam i��!
Tengel zatrzyma� j� si��. Ugryz�a go, ale on nawet nie rozgniewa� si� z tego powodu.
- Widzieli�my mas� m�czyzn przy lodowej bramie - powiedzia� Dag. - B�yszcza�y im czapki.
- He�my �o�nierzy!
Nareszcie Tengel zacz�� otrz�sa� si� z szoku.
- Szybko! Musimy ucieka�, ukry� si�. Nasz dom le�y najwy�ej, a wi�c dotr� tu najp�niej, ale to w�a�nie nas chc� pochwyci�, potomk�w z�ego Tengela w prostej linii.
- Dok�d p�jdziemy? - zapyta�a Silje, gotowa na wszystko.
- Do lasu. Tylko tam mo�emy si� schroni�, cho� nie na d�ugo.
- A przej�cie przez g�ry?
Przystan�� na chwil�.
- Chcesz powiedzie�, �e mieliby�my przeprawi� si� na drug� stron�? No tak, masz racj�. To prawie niemo�liwe, ale musimy spr�bowa�. Na pocz�tku ukryje nas las brzozowy. Ja osiod�am konia, a ty wybierz z rzeczy to co najwa�niejsze i tak ma�o, jak tylko si� da. B�dziemy musieli nocowa� na dworze, a wi�c we� co� do okrycia. Dzieci, pom�cie matce! Mamy jeszcze troch� czasu.
Sol zrozumia�a, �e im samym grozi niebezpiecze�stwo, i podda�a si�. Ca�y czas jednak �ka�a i bezradna posy�a�a pe�ne rozpaczy spojrzenia w kierunku domu Hanny stoj�cego teraz w koronie p�omieni.
Wszyscy biegali tam i z powrotem, ale by� to rozgardiasz w jaki� spos�b zorganizowany. Poruszali si� niezwykle szybko, nie mieli czasu na odpoczynek. Silje przypomnia� si� ten dzie�, kiedy musieli ucieka� z dworu Benedykta. Teraz musieli spieszy� si� jeszcze bardziej.
- M�j kotek! - krzykn�a Sol. - Czy nikt go nie widzia�?
Silje, kt�ra zwierz�ta obdarza�a szczeg�lnym uczuciem, zrozumia�a jej strach.
- Poszukaj w stodole i w�� go do tego worka!
Sol schwyci�a worek i pobieg�a.
- Powinni�my ostrzec najbli�szych s�siad�w - powiedzia�a Silje, kiedy przysz�a do Tengela z cz�ci� baga�u.
- Nie zd��ymy.
- A ich trzoda...
- �o�nierze zabior� zwierz�ta ze sob�. S� cenne. O nie, ta lalka jest za du�a!
- Ale rozumiesz chyba, �e nie mo�emy zostawi� lalki Liv!
Tengel zrobi� j� z drewna, a Silje uszy�a jej sukni�. Liv uwielbia�a t� zabawk�.
- Tak, masz racj�. Czy... czy to ju� wszystko? - zapyta�.
- Tak s�dz�. Musimy wyrusza�. Natychmiast!
Spakowana by�a ju� ksi�ga i rzeczy Daga. I prezent �lubny.
- Przywi�zujesz si� do niepotrzebnych przedmiot�w, kt�re maj� dla ciebie szczeg�ln� warto��, Silje, i za to ci� kocham. Ale zapomnia�a� o witra�u.
- Nie mo�emy go ze sob� zabra� w takiej sytuacji.
- Musimy go zabra� - zdecydowa� Tengel i zn�w zacz�� si� spieszy�. - Wsad� dzieci na konia.
Silje podnios�a dw�jk� m�odszych dzieci i posadzi�a na ko�skim grzbiecie. Najwidoczniej nie tylko ja przywi�zuj� si� do niepotrzebnych rzeczy, pomy�la�a. Jak�e, na Boga, chce zabra� ze sob� ten witra�?
- Sol! Gdzie jest Sol? Na mi�o�� bosk�, chod��e ju�!
Sol wysz�a zza stodo�y.
- Nie mog� znale�� kota - zap�aka�a.
W tym samym momencie pojawi� si� Tengel i zacz�� przymocowywa� witra� do reszty baga�u.
- Kot? Dopiero co polowa� na myszy za spichrzem - powiedzia�.
Sol pop�dzi�a tam jak strza�a i zanim si� spostrzegli, ju� dumnie kroczy�a, nios�c przed sob� worek. Wystawa� z niego czarny jak w�giel ogon poruszaj�cy si� ze z�o�ci�, jakby wyra�aj�cy oburzenie, i� ludzie s� tacy niedelikatni, przeszkadzaj� w samym �rodku polowania!
- Och, dzi�ki Bogu - powiedzia�a Silje z ulg�.
Opu�cili zagrod� i wkr�tce skry� ich brzozowy las.
- Zabrali�my za ma�o jedzenia - odezwa�a si� do Tengela zatroskana Silje. - Grimar zjad� wszystkie moroszki i prawie ca�y zapas po�ywienia. Dopiero jutro mia�am piec chleb.
- Nic na to nie poradzimy. Co� chyba mamy?
- Tak, tak. Ale nie na d�ugo wystarczy.
- Nad Dolin� Ludzi Lodu s�a� si� teraz g�sty dym. Rozleg�y si� trzaski i huki; po�ar ogarn�� ju� wiele zagr�d. S�ycha� te� by�o rozdzieraj�ce krzyki.
Silje robi�o si� s�abo z l�ku i rozpaczy. Musia�a biec, by dotrzyma� kroku Tengelowi, kt�ry prowadzi� konia i szed� zbyt szybko jak dla niej. Tr�jka dzieci mocno uczepi�a si� ko�skiego grzbietu. Silje nios�a tyle baga�u, �e zapiera�o jej dech w piersiach. By�y to rzeczy, kt�re nie zmie�ci�y si� na koniu. A przecie� tyle zostawili!
Chcia�a krzykn��, �eby poczekali, ju� nie nad��a�a. Musia�a my�le� o jeszcze jednym dziecku. Milcza�a jednak. Wiedzia�a, �e cenna jest ka�da sekunda.
Nie potrafi�a sobie wyobrazi� sytuacji gorszej ni� ta, gorszej ni� ten bieg po zboczach z poczuciem w�asnej niemocy, ni� ten p�d w panicznym l�ku, by uj�� z �yciem.
Wreszcie Tengel zatrzyma� si� i poczeka�. Zauwa�y�, jak daleko zosta�a w tyle. W lesie by� w tym miejscu akurat prze�wit, wi�c Silje odwr�ci�a si�, ci�ko chwytaj�c powietrze. Nogi ugi�y si� pod ni�.
P�on�y ju� teraz wszystkie zagrody. Dom wodza, zdobiony rze�bieniami.
I... i ich dom. Rodzinny dom Tengela.
- Och, Tengelu - j�kn�a.
- Musimy i�� - powiedzia�. - Szybko!
- S�dzisz, �e nas goni�?
- Jeszcze nie, ale nic nie wiadomo. Chod�!
Nie dane jej by�o d�ugo odpoczywa�. Odczeka� tylko a� zbli�y�a si� do niego, i zaraz zn�w ruszy�. A wi�c raczej on odpocz��, nie ona.
Droga pod g�r� by�a koszmarna. Chwilami widzia�a wiosk�. Nagle spostrzeg�a co�, co sprawi�o, �e w�osy stan�y jej d�ba na g�owie.
- Tengelu! - krzykn�a. - Patrz!
Przystan�� i wycedzi� co� niezrozumiale przez z�by. Pod g�r� w ich kierunku biegli trzej ch�opcy z wioski, a za nimi grupa �o�nierzy.
- Biedni ch�opcy j�kn�a Silje. - �o�nierze zauwa�� i nas! Nie uciekniemy!
Potykaj�c si� pobieg�a do Tengela.
- Nie, nie patrzcie tam, dzieci - rozkaza�, wzi�� Silje za r�k� i poprowadzi� konia dalej.
Dobieg� ich przeszywaj�cy serce krzyk. Silje nie chcia�a patrze�, wiedzia�a jednak, �e ch�opcom nie uda�o si� uciec.
Tengel obejrza� si� za siebie.
- �o�nierze zatrzymali si� i rozmawiaj�. Musimy by� cicho, tu nas nie wida�.
Cho� odleg�o�� wydawa�a si� bezpieczna, tak trudno by�o spokojnie sta� w miejscu. Silje spojrza�a w d� przez ga��zie. Bola�o j� w p�ucach; z wycie�czenia przed oczami ta�czy�y jej mroczki. Wsz�dzie mi�dzy domami widzia�a �o�nierzy. Ma�e stado kr�w prowadzono w kierunku wodnej