5672
Szczegóły |
Tytuł |
5672 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5672 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5672 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5672 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JAKUB TURKIEWICZ
elfy
NIKT NIE PAMI�TA�, kto wzni�s� fortec�. Istnia�a od zawsze i zawsze rz�dzili ni�
Ludensi. Rasa pan�w. Pot�ne istoty o wielkich brzuchach i przepastnych
kieszeniach. Najci�sze prace wykonywali ludzie. Istoty zgrabne, pi�kne i
inteligentne, cho� nie zawsze u�ywaj�ce dezodorantu. Legenda g�osi, �e kiedy� w
fortecy spotka� mo�na by�o elfy. Ale to tylko legenda. W rzeczywisto�ci spotka�
mo�na je tam teraz.
Pewnego dnia pracuj�cy w kopalni mia�kiego mu�u cz�owiek Gnutr spojrza� w lustro
i dostrzeg� na swym czole jasny promie�. D�ugo biega� po pokoju, zanim
zrozumia�, �e blask bije z wn�trza czaszki. A zatem by� potomkiem Gluuja,
pierwszego z diamentowych elf�w. Mia� w g�owie kryszta� wiedzy i kryszta� ten
l�ni�.
Gnutr d�ugo usi�owa� przekona� przyjaci�, �e tak w�a�nie jest i �e jego czo�o
�wieci. Popatrzyli jak na cz�owieka, kt�ry z�bami otwiera butelk� piwa po to
tylko, by po�kn�� kapsel, i powtarzali za�enowanym tonem: "he he, no no..." I
trwa�o tak do czasu, gdy Gnutr spotka� Thrill. Oboje byli wstrz��ni�ci. Czo�o
Thrill �wieci�o tak samo jak Gnutra. Zaprosi� j� do kina i od tej pory ju�
zawsze byli razem, cho� z toalety korzystali osobno. �yli d�ugo i szcz�liwie
po�r�d ludzi o ciemnych czo�ach i usi�owali prowadzi� nier�wn� walk� z
otaczaj�c� pustk�. Gnutr wstawa� wcze�nie rano i rozpoczyna� ob��ka�czy taniec
pracownika umys�owego. Szala� przed komputerem odgrywaj�c symfoni� pracowniczego
zapa�u, dr��c w taranteli animuszu i sprzedaj�c cia�o systemowi. By� trybikiem w
maszynie spo�ecznego podporz�dkowania, apologet� plutokracji i
heteroseksualist�. A do tego bardzo lubi� pi� piwo i obstawia� zero w kasynie,
co nie bardzo podoba�o si� jego �onie, szczeg�lnie kiedy wypada�a dw�jka.
Gnutr i Thrill �yli zadowoleni ze swojego �ycia, cho� przyt�oczeni bylejako�ci�
tego, co oferowa�a im forteca, a co wszyscy ludzie o ciemnych czo�ach uwa�ali za
rzeczy warto�ciowe. Oboje czuli, �e poza fortec� istnieje inny, lepszy �wiat.
�wiat prawdziwy, w kt�rym uczucia takie jak mi�o�� i przyja�� istniej� naprawd�,
gdzie s�owa maj� znaczenie, gdzie istnieje prawdziwa tre��. Nie mieli jednak
odwagi opu�ci� fortecy. Mo�e nie znali drogi. Mo�e nie chcieli jej szuka�.
Pewnego dnia id�c ulic� i wyobra�aj�c sobie, �e szczeliny mi�dzy p�ytkami
chodnikowymi to miny przeciwpiechotne, na kt�re nie wolno nadepn��, Gnutr
dostrzeg� dziwny blask przypominaj�cy jego �wiat�o. Blask przypominaj�cy �wiat�o
Thrill.
I tak oto odnalaz� Lightona i Val�. Od tej pory spotykali si� regularnie.
Ciesz�c si� swoim towarzystwem poruszali wszelkie tematy, p�awili si� w
przyja�ni, stawali si� sobie bliscy.
Popijaj�c piwo zmierzali ku przeznaczeniu i wreszcie musieli podj�� decyzj�.
Pewnego dnia spakowali plecaki i sprzedawszy ca�y dobytek, ruszyli na swych
rumakach ku murom fortecy. Gnutr jad�cy na wielkim czarnym koniu, w czarnej
zbroi i ci�kim czarnym p�aszczu wytycza� drog�. Obserwowa� czujnym wzrokiem
mijanych ludzi, elfy i wstr�tne zielone orki. Na ich widok przejmowa� go wstr�t.
Do ludzi czu� tylko niech��, natomiast ork�w nienawidzi�. Wstr�tne, kr�pe istoty
o obrzydliwych twarzach i brudnych duszach.
Mijaj�c stawy i pokonuj�c brody z dum� spogl�da� na odbicie swej postaci. Dumny
czarny je�dziec o b�yszcz�cym czole. Odwa�nie prowadz�c przyjaci� ku lepszemu
�yciu, pozostawia� za sob� zwyk�y �wiat.
A� dotarli do rozstaju dr�g.
- Cholera - powiedzia� Lighton. - Rozstajne drogi.
- No nie - powiedzia�a Thrill.
- Hmmmm - rzek� Gnutr.
- Hmmmm - powt�rzy�a Vala i Gnutr spojrza� jej w oczy.
- No? - zapyta�a Thrill. - Co jest? S� dwie drogi. Jedna w�ska, ale za to
przejezdna. Druga szeroka, ale zwali�o si� na ni� wielkie drzewo w kszta�cie
krzewu, za to o wadze dziesi�tek doros�ych m�czyzn i jednej niepe�noletniej
kobiety. Konie nie przeskocz�. Nie mamy wyboru.
- Hola! - wykrzykn�� Gnutr. - Zobaczymy, czy nie uda si� przesun�� tego
cholernego drzewa.
Podszed� do przeszkody i zebra� wszystkie si�y. K�tem oka spojrza� na Val�.
Patrzy�a na niego. Zebra� wszystkie si�y i chwyci� przeszkod�.
- Niemo�liwe. �aden cz�owiek nie da rady tego podnie�� - powiedzia�a Thrill.
- Mo�liwe - rzek�a Vala.
Gnutr u�y� ca�ej si�y, ale drzewo nie drgn�o. Przywo�a� wszystkie moce
kryszta�u. Blask bij�cy z jego czo�a nieco os�ab�, ale Gnutr poczu� niesamowit�
si�� mi�ni, kt�re nagle napr�y�y si� pod zbroj� wype�niaj�c j� ca�kowicie.
Odepchn�� drzewo jedn� r�k�.
- Ha! - krzykn��, a blask jego czo�a przygas�.
Ruszyli zatem przed siebie szerok� drog�. Jechali wiele dni z widokiem masywu
G�ry Thhhh przed oczyma. Jedyny tw�r wznosz�cy si� ponad mury fortecy.
- Nie b�dzie �atwo si� na ni� wspi�� - powiedzia� Lighton.
- Nie martw si�, w razie trudno�ci na pewno ci pomog�. Jeste�my w ko�cu
przyjaci�mi. Mo�esz na mnie liczy� - o�wiadczy� Gnutr i dumnie wyprostowa� si�
w siodle. Jego oczy zw�zi�y si� na podobie�stwo lisich, uderzy� konia pejczem w
zad i pogalopowa� ku przeznaczeniu. Vala pop�dzi�a za nim.
Thrill i Lighton jechali wolno podziwiaj�c pi�kno krajobrazu. Lighton nie
widzia�, �e na policzku Thrill pojawi�a si� w�ska mokra str�ka, kt�r� szybko
otar�a. Mimo to wkr�tce nasta�a noc.
Gdy przyjaciele spotkali si� u podn�a g�ry Tsss, oczy Gnutra wydawa�y si�
jeszcze bardziej w�skie. Rozpali� ognisko i rozda� racje �ywno�ciowe.
- Jak ci si� uda�o zepchn�� to drzewo? - zapyta� Lighton wlawszy w siebie
trzecie piwo.
- No wiesz, mam siln� praw� r�k�. Jako dziecko chodzi�em do szko�y muzycznej.
Codziennie szed�em trzy kilometry na piechot� nios�c w futerale fortepian.
Zapanowa�a og�lna weso�o��. Nie przerwa�a jej pi�ciogodzinna drzemka czw�rki
przyjaci�. Niestety, rano trzeba by�o wsta�.
- Cholerna g�ra - powiedzia� Gnutr.
- G�ra jak g�ra. Ciesz� si�, �e pokonamy j� razem - odrzek� Lighton.
- Ja te� si� ciesz� - powiedzia� Gnutr. - Wreszcie zobaczymy, jak wygl�da
prawdziwy �wiat. Zostawimy t� cholern� fortec� za sob�. Razem z tymi wszystkimi
lud�mi i orkami. Z tymi obrzydliwymi intrygami i podda�stwem, z niewolnicz�
prac� i fa�szywymi uczuciami. B�dziemy wolni, Lighton. Bo nie jeste�my byle
�mieciem. Nie nale�ymy do tej cholernej masy, kt�r� zostawiamy z ty�u. Jeste�my
�wietlistymi elfami. Mamy kryszta�y. Jeste�my stworzeni do wielkich czyn�w.
Ciesz� si�, �e nie jestem cz�owiekiem. B�d� wskazywa� drog�, obudz� tych
wszystkich idiot�w. Mo�e kiedy�...
- Jak my�lisz, jak tam jest?
- Nie wiem. Na pewno wszystko b�dzie prawdziwe. Prawdziwe jeziora, prawdziwe
gwiazdy... Kiedy by�em m�odszy, cz�sto chodzi�em nad jezioro Gssss. Sta�em na
trawie i patrzy�em na odbijaj�ce si� w jego powierzchni gwiazdy. By�em wtedy
szcz�liwy. Mia�em wszystko, czego mi potrzeba. Spok�j, woda i gwiazdy... Ale to
jezioro by�o ma�e, Lighton. I sztuczne. A gwiazd wida� niewiele. Bo cz�� nieba
zas�oni�ta jest przez mury fortecy. A tam... Tam wszystko b�dzie wielkie,
nieograniczone, prawdziwe. Ech.
Rozpocz�li marsz. Najpierw obrali taktyk� czujnych my�liwych, p�niej r�czych
or��w. Wreszcie wbiwszy si� paznokciami w g�adk� powierzchni� ska�y rozpocz�li
mozoln� wspinaczk�. Nie spos�b opisa� trud�w, jakie przysz�o im pokona�. By�oby
to nudne, a opowie�� uros�aby do nies�ychanych rozmiar�w. Do�� powiedzie�, �e
wspinaczka trwa�a prawie dwa tygodnie, nie licz�c czasu, kt�ry zmarnowali, gdy
Thrill zgubi�a obuwie i trzeba by�o zej�� na d�, aby je odnale��. Poszukiwania
trwa�y blisko rok i zako�czy�y si� fiaskiem, a zatem nasi podr�ni wr�cili do
miasta w centrum fortecy, gdzie kupili Thrill nowe buty i tym razem przykleili
je plastrem dla bezpiecze�stwa i wygody.
Powr�t na g�r� nie by� �atwy, ale ju� wkr�tce sta� si� faktem. Czas p�yn�� im na
rozmowach o eutanazji, na organizacji specjalnych seans�w wideo i paleniu
tytoniu, gdy tymczasem ich m�ode cia�a nieludzkim wysi�kiem pokonywa�y
przeszkody.
Niestety, przed samym szczytem natrafili na p�k� skaln� podobn� do parapetu, na
kt�ry cz�sto pada deszcz, a stare babcie uk�adaj� poduszki, aby opieraj�c si�
wygodnie wype�nia� puste chwile swego �ycia obserwacj� przechodni�w i
samochod�w. P�ka daleko wystawa�a ze �ciany i ma�o kto by� w stanie pokona�
przeszkod�. Dlatego to Gnutr pierwszy znalaz� si� na szczycie. Spojrza� w ufne
twarze przyjaci� i wyci�gn�� d�o�. Wszyscy liczyli na jego pomoc, ale on nie
spojrza� nawet na Lightona ani Thrill. Chwyci� d�o� Vali i zacz�� j� wci�ga�.
Lighton poczu�, �e jego palce zaczynaj� si� ze�lizgiwa� po g�adkiej powierzchni
sztucznego marmuru, z kt�rego wykonana by�a g�ra.
- Gnutr! Spadam... - wycedzi� przez z�by usuwaj�c w ten spos�b resztki pokarmu
dla ptak�w, kt�rym wszyscy od�ywiali si� od tygodnia, nie zwr�ciwszy uwagi na
mann� z nieba, kt�ra pada�a ju� od blisko trzech dni.
- Chcia�bym ci pom�c, Lighton, ale akurat trzymam Val�. Oczywi�cie mam jeszcze
jedn� rek�, ale co zrobi�, je�eli zacznie mnie sw�dzie� ty�ek? Jedn� r�k� musz�
mie� woln�. �egnaj, Lighton.
- O kurde! Nie! - zawo�a� Lighton rozpaczliwie i zacz�� zsuwa� si� w d�.
- A ty co? - zapyta� Gnutr patrz�c w oczy Thrill. Zobaczy� w nich smutek i b�l.
- Pu�� si� wreszcie!
Thrill wykona�a polecenie i zjecha�a z g�ry, traktuj�c podr� jako przyczynek do
rozmy�la� natury egzystencjonalnej, a tak�e doskona�y test wytrzyma�o�ci
materia�u, z kt�rego wykonano jej spodnie oraz po�ladki.
Vala u�miechn�a si� patrz�c w oczy Gnutra. Zobaczy�a tam jednak ch��d. Jego
czo�o straci�o blask, jakby kamie� elf�w zgas� lub znikn��.
- Bla bla bla bla bla - powiedzia�, pu�ci� jej d�o� i odwr�ci� si�, by nie
widzie�, jak spada. Pozosta� sam i nie wiedzia�, dlaczego. Stan�� na szycie
g�ry. Rozejrza� si� dooko�a. Forteca otoczona by�a g�st� mg��.
Ciep�y wiatr pie�ci� jego dumne czo�o rozwiewaj�c d�ugie czarne w�osy.
Spojrza� za siebie. Nie by�o tam ju� nic. Nic opr�cz pustej przestrzeni i
samotnego drzewa o powykr�canych konarach.
Nie by�o tam nikogo, kto nosi�by w g�owie kryszta�. Nie by�o tam elf�w ani
ludzi.
Gnutr usiad� przy brzegu ma�ego �r�de�ka i ostatni raz spojrza� w odbicie swoich
oczu. Nie by�y to oczy elfa. Jego sk�ra sta�a si� zielona, jego d�onie zmieni�y
si� w szpony.
Wiedzia� ju�, �e �wiat�o, kt�re kiedy� w sobie odkry�, nie pochodzi�o z
kryszta�u elf�w. By� po prostu orkiem. Wstr�tnym, zielonym, ordynarnym orkiem,
kt�ry cuchn�� ziemi�. Bo do niej nale�a�. Nie mia� odwagi podnie�� g�owy i
spojrze� w gwiazdy...
Chwil� my�la� o szcz�ciu. Przypomnia� sobie twarz Lightona. Przypomnia� sobie
twarz Thrill. Przypomnia� sobie twarz Vali.
Odbicie jego oblicza drgn�o. Du�a, ciep�a kropla zburzy�a delikatn� r�wnowag�,
uderzaj�c w g�adk� powierzchni� wody. Gnutr zacisn�� z�by i patrzy� na
rozchodz�ce si� koncentrycznie kr�gi.
Spojrza� na gwiazdy odbijaj�ce si� w dr��cej jeszcze wodzie. Tak jak wtedy, gdy
szuka� spokoju nad jeziorem Gsss. Tak jak wtedy, gdy wierzy�, �e jest kr�lem
Elf�w. Wyszczerzy� k�y i g�o�no zawy�, a spo�r�d konar�w samotnego drzewa
zerwa�o si� stado sp�oszonych nietoperzy.