5490
Szczegóły |
Tytuł |
5490 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5490 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5490 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5490 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tomasz Senda
Schronienie
"Gdzie� tu powinny le�e� puszki. Gdzie� tu. Wczoraj przecie� tu by�y."
Cicho brz�kn�� metal. Cz�owiek zesztywnia� na chwil�, po czym ze zdwojon� energi� zacz�� porusza� r�koma. Po
chwili jego d�o� natrafi�a na przyjemny ch��d.
"Puszka?"
"Nareszcie! Gdzie ten otwieracz."
Posta� gwa�townie obszuka�a kieszenie. Trzymaj�c puszk� w prawej, otwieracz w lewej, u�miechn�a si� i zabra�a do
dzie�a. Tylko ciemno�� by�a �wiadkiem jego odkrycia.
"To jest pyszne."
-Prawda?- rozleg� si� g�os.
"Kto to powiedzia�. Ach! To przecie� ja."
Przez chwil� tylko ciche odg�osy spo�ywanego posi�ku rozlega�y si� w nieo�wietlonym pomieszczeniu. Po jakim�
czasie b�ogie mlaskania usta�y, a posta� ponownie rzuci�a si� do poszukiwania.
"Musz� przecie� zanie�� troch� Marcie. Niedomaga ostatnio. Nie obudzi�a si� przypadkiem? Nie. Nic nie s�ycha�.
Dobrze. Zrobi� jej niespodziank�."
Posta� wsta�a z pod�ogi, towarzyszy� tej czynno�ci tylko cichy szelest. M�czyzna trzymaj�c si� jedn� r�k� �ciany
przeszed� kilka krok�w. Zwielokrotnione ich echo, dziwne jak na tak ma�e pomieszczenie, zatrzyma�o go na chwil�.
Zacisn�� jednak z�by i ruszy� w mrok. Poprawi� chwyt na puszce. St�kn�� cicho.
"Jeszcze tylko kilka krok�w i b�d� w pokoju Marty. Na pewno si� ucieszy."
Nagle zawadzi� o co� nogami i przewr�ci� si�. Delikatny ob�ok kurzu wzbi� si� w g�r�, a po dotarciu do nozdrzy
postaci wywo�a� pot�ne kichni�cie. Odbity od metalowych �cian odg�os rozbrzmia� przera�liwym echem.
"Co do diab�a."
R�ka m�czyzny natrafi�a na jakie� drewniane i metalowe sprz�ty. Cz�owiek podni�s� si� i spr�bowa� przej�� nad
przeszkod�. Tam jednak r�wnie� natrafi� na niezbyt stabiln�, ale wystarczaj�co szczeln� barier�.
"Jestem pewien, �e tego tu wczoraj nie by�o. Marta nie ustawi�aby przecie� tego. Ona mnie kocha. Wiem to. Wiem."
Posta� ponownie upad�a, a w�a�ciwie osun�a si� na ziemi�. Rozleg�o si� ciche �kanie.
"Marta. Jak mog�em o niej zapomnie�. Przecie� ona nie..."
P�acz rozleg� si� ju� ca�kiem g�o�no, przecie� i tak nikt nie us�yszy. Nikt nie b�dzie wiedzia�.
"Ona nie �yje. Dobrze o tym wiem, przecie� sam stawia�em t� barykad�. Nie mo�na jej by�o nigdzie pochowa� wi�c
przynajmniej pozostawi� j� w jej pokoju i zablokowa� wej�cie. Tam gdzie jest teraz nic jej ju� nie powinno
przeszkadza�."
-Martaaa !- okrzyk stopniowo przeszed� w cichy szept. Twarz cz�owieka opad�a w py� pod�ogi.
"Kt�ra to godzina?"
Posta� podnios�a si� z twardego "�o�a".
"Nie jestem g�odny, czyli nie up�yn�� chyba nawet jeden dzie�. Co ja tu robi�? Ach. Pami�tam. Chyba zaczynam
wariowa� w tym zamkni�ciu. Zapomnie�. Tak po prostu zapomnie� o �mierci ukochanej osoby. Po tylu wspania�ych
chwilach. Po tym co mi da�a. Gdyby nie ona ju� dawno bym to zako�czy�. Jak d�ugo? Jak d�ugo jeszcze mam czeka�,
a� kto� pofatyguje si� o odwo�anie alarmu? Ile to ju� dni, miesi�cy, lat tkwi� tutaj na dole. I jeszcze teraz to
wszystko..."
"Alarm rozleg� si� 21 kwietnia. Ju� od kilku miesi�cy mieli�my wybudowany pod piwnic� wspania�y schron. Co
prawda nie by� najwi�kszy, ale dla nas dwojga powinien wystarczy� w zupe�no�ci. Zreszt� to by�o tylko tak. Na
wszelki wypadek. Lepiej zawsze jest si� zabezpieczy�. Dlatego w�a�nie po kryjomu wybudowali�my w piwnicy nasz
prywatny schron, tylko dla nas. Po co mamy si� t�oczy� w tych wielkich osiedlowych schronach. Wybudowa�a go nam
firma o takiej �miesznej nazwie, nie pami�tam ju�, ale tanio to zrobili, a poza tym dyskretnie. S�siedzi wcale nie musz�
wiedzie�, �e u siebie w domu mo�emy czu� si� bezpiecznie. Jeszcze zechcieliby wprosi� si� do nas. A tak mo�e sami o
tym pomy�l�, a je�li nie - niech mieszkaj� w zat�oczonych pa�stwowych bunkrach. Wojna zreszt� nie mog�a
wybuchn��. Wszyscy tak m�wili. Niestety wszyscy si� mylili. Kiedy rozbrzmia� alarm jeszcze smacznie spa�em po
upojnej nocy, Marta robi�a co� w kuchni. Gor�czkowy bieg do bunkra. Nawet nie zd��yli�my wzi�� niczego z domu.
Zreszt� podobno wszystko czego mogliby�my potrzebowa� znajdowa�o si� w schronie. Szybko okaza�o si� jednak, �e
brakowa�o naprawd� wielu rzeczy. Zdecydowanie zbyt wielu.
Po kilku godzinach od naszego zej�cia do schronu zacz�a si� wojna. Nasz schron ma dosy� grube �ciany i wszelkie
dost�pne �rodki ochrony czy to przed promieniowaniem czy przed substancjami chemicznymi i jest oczywi�cie
jednostk� niemal ca�kowicie samowystarczaln�. Wszystkie te cechy wp�ywa�y ujemnie na kontakt ze �wiatem, fakt ten
pog��bia� ponadto brak radia. By�o w�a�nie w naprawie gdy wybuch� alarm. Inne sposoby komunikacji nie wchodzi�y
praktycznie w gr�, czy to ze wzgl�du na du�� ilo�� niezb�dnej energii czy ze wzgl�du na bezpiecze�stwo.
Przysiedli�my wi�c na drabince prowadz�cej do naszego jedynego wyj�cia i ws�uchiwali�my si� we wszelkie d�wi�ki
dochodz�ce z zewn�trz. Przyt�umiony d�wi�k syren przeciwlotniczych, p�niej co� zacz�o si� wali�, podejrzewam, �e
to by� nasz dom. Trwa�o to jak�� godzin� p�niej wszystko ucich�o. Byli�my uwi�zieni na sta�e, zdani tylko na siebie,
oczekuj�c na kogo� kto wydostanie nas z tego niego�cinnego miejsca i sytuacji.
Pocz�tek podziemnego �ycia by� ca�kiem przyjemny. Nie trzeba by�o si� niczym martwi�. Praca posz�a w zapomnienie.
Nareszcie byli�my razem. Sami. Problem mieli�my tylko z urz�dzeniem pokoju dla nas dwojga. Jako� nikt zbytnio nie
my�la� o ma��e�skich potrzebach przy planowaniu wn�trz. Spanie w dw�jk� na jednym ��ku z pewno�ci� nie nale�y
do najprzyjemniejszych. Przynajmniej po jakim� czasie.
Tydzie� po zej�ciu do naszego "bunkra", rozpocz�y si� pierwsze k�opoty z elektryczno�ci�. Przez kilka dni siada�o co
jaki� czas zasilanie, p�niej pad�o ju� na sta�e. Generator, kt�ry m�g� podobno nieprzerwanie pracowa� przez kilka lat.
Paliwa mieli�my jednak tylko na dwa. Ju� po miesi�cu okaza�o si�, �e paliwa mamy, a� nadto. Ju� po miesi�cu �ycia w
schronie, skazani zostali�my na zupe�ne ciemno�ci. Z nieznanych powod�w filtry powietrza dzia�a�y nadal. Musia�y
mie� niezale�ne �r�d�o zasilania, chocia� nie by�o nic na ten temat w instrukcji schronu. Widocznie kto� uzna� ten fakt
za nieistotny dla przetrwania. Niestety takich fakt�w by�o wiele.
Nikt nie zatroszczy� si� o odpowiedni sprz�t medyczny. Brak k�pieli �le wp�ywa na organizm. Po jakim� czasie Marta,
zawsze dosy� chorowita, z�apa�a chyba co� powa�nego i zacz�a s�abn��. W ko�cu dosz�o do tego, �e nie mog�a si�
samodzielnie porusza�. Nie jestem lekarzem nie wiem co jej dolega�o. Zreszt� nawet gdybym by�, w ciemno�ci nie
m�g�bym zorientowa� si� co jej dolega, a leki w apteczce mo�na by�o u�y� przeciw b�lowi g�owy i zatwardzeniu.
Zaiste wspania�e wyposa�enie. Mogli�my liczy� wy��cznie na pomoc z zewn�trz. Nikt si� jednak nie pofatygowa�. A
mo�e wszyscy s� w podobnej lub jeszcze gorszej sytuacji.
Kiedy ona zmar�a, my�la�em o tym �eby rozkr�ci� system filtr�w i w tak spektakularny spos�b zako�czy� ten
podziemny byt. Zabrak�o mi nie tyle ch�ci co mo�liwo�ci. Filtry to chyba najsolidniejszy element wyposa�enia
schronu. Chocia� ich mieszka�cy dawno by umarli z g�odu one pracowa�yby dalej. Po co?
Nie jestem pewien ile czasu min�o od dnia zej�cia do tego lochu, ale podejrzewam, �e blisko p� roku. Sze�� miesi�cy
w podziemiu. Nie pami�tam ju� nawet jak wygl�da s�o�ce. Ba! Nie pami�tam nawet jak wygl�da jasno��. czasami
wydaje mi si�, �e generator ponownie zacz�� pracowa� i �wiat�o �ar�wek rozja�nia korytarze mojego schronienia.
�ywno�ci zosta�o jeszcze sporo, podobnie jest z zaopatrzeniem w tlen, gorzej jest z wod�. Nie pozosta�a mi ju� ani
kropla z zapas�w. Ca�a woda pochodzi teraz z mini oczyszczalni. Ju� po kilka razy pi�em t� sam� wod�. Ci�gle jednak
jej ubywa i nied�ugo zmuszony b�d� co� z tym zrobi�, albo wreszcie do��cz� do Marty. Nie powiem �ebym tego nie
pragn��, co jednak je�li miejscowi duchowni mylili si� i �ycie po �mierci nie istnieje. A poza tym kto� powinien
pochowa� Mart�.
O ironio! Znajduj� si� kilkana�cie metr�w pod ziemi� i chc� �eby kto� j� pochowa� i zakopa� w ziemi. Nie chcia�bym
te�, �eby ten schron sta� si� moim grobowcem. Nienawidz� go tak strasznie."
"Min�o kilka kolejnych strasznych dni. Jeszcze kilka razy zdarzy�o mi si� zapomnie� o tym wszystkim. Jestem ju�
pewien, �e ka�da godzina sp�dzona w tym miejscu odbija si� negatywnie na mojej psychice. A mo�e to skutek
odwodnienia, nie pije ju� prawie drugi dzie�. no nic przyjdzie mi tu sko�czy�. Co gorsza, co� zaczyna si� dzia� z
filtrami, czasami wydaje mi si�, �e nie mam czym oddycha� po chwili wszystko wraca do normy. Sam ju� nie wiem
czy to pocz�tek jakiej� choroby, czy te� naprawd� koniec. Chyba tak. Spr�buj� dzisiaj wyj��. W�a�nie dzi�. Nie ma na
co teraz czeka�. Pomoc nie zd��y ju� przyby�. Mo�e jednak zdo�am jako� prze�y�."
Cie� cz�owieka ruszy� wolno, na czworakach w kierunku wyj�cia na g�r�. Jego cia�o na po�y bezw�adne ledwo wlecze
si� korytarzami. Wreszcie po ogromnym wysi�ku dociera do szybu. Kilka pierwszych szczebli d�ugiej drabiny pokona�
niemal bez wysi�ku, z ka�dym nast�pnym metrem jednak musia� robi� przerwy na odpoczynek i otarcie t�ustego potu.
Klapa wyj�cia zamkni�ta przed tylu dniami, w dalszym ci�gu znajduje si� gdzie� nad nim.
Przem�czone cia�o z trudem wspina si� po szczeblach drabiny. Wysi�ek ci�gnie si� w niesko�czono��. W ko�cu jednak
cz�owiek dociera do celu w�dr�wki. Si�ga d�oni� do zamkni�cia. Niestety wyczerpanie bierze g�r�, m�czyzna spada
w ciemn� otch�a�.
"Co si� dzieje? Jakie� dziwne d�wi�ki. Kto� chyba dobiera si� do wej�cia. Nareszcie. To pomoc albo ... To ju� nie
istotne. Marta ju� nie �yje, ja zaraz do niej do��cz�. O m�j bo�e �wiat�o. Iskry, jak spadaj�ce gwiazdy lec� w moim
kierunku. Nim jednak dotr� do mnie by spali� moje cia�a gasn�, jakby ch��d i wilgo� tego miejsca nie pozwala�a na
przyj�cie dar�w zewn�trznego, obcego �wiata. Gwiazdy lec� i lec�. Marcie by si� to spodoba�o, wspania�a feeria barw.
Co to? Klapa odsuwa si�. �wiat�o. M�j Bo�e. Najprawdziwsze �wiat�o."
-M�wi� ci, �e to by� jaki� dziwak. Wprowadzili si� tu jaki� czas temu z �on�. Nie odwiedzali s�siad�w. W og�le jakie�
takie odludki. Kiedy si� sprowadzili robili chyba jaki� remont. Sporo ludzi si� krz�ta�o ko�o ich domu. P�niej to si�
sko�czy�o, pewnie wtedy wybudowali ten po�al si� Bo�e schron.
-Podobno sam brud i smr�d. Zreszt� ja si� nie dziwi�, �e ta biedna kobieta umar�a. Ten wariat zamkn�� j� tam pewnie i
nie wiadomo co wyczynia�. Kto to widzia�?
-Dobrze, �e chocia� w por� wzi�to si� do tego odgruzowywania. Bo pewnie gdyby posta�o ze trzy tygodnie to
znale�liby ju� tylko trupy. A tak przynajmniej on si� uchowa�.
-A szkoda, szkoda. S�uszna kara Bo�a, na takiego wariata. Nie do��, �e zbudowa� ten schron bez czyjejkolwiek zgody,
to jeszcze naprawd� my�la�, �e to go uchroni przed wojn�. Jak� wojn�? Jak� wojn� ja si� pytam?
-Racja. Pewnie sam wywo�a� ten wybuchu butli z gazem, �eby zatrze� �lady, �e ukrywa si� w tej swojej piwniczce.
Dobrze, �e nie by�o wtedy nikogo w pobli�u.
-A gdzie mieliby by�, przecie� og�oszono pr�bny alarm. Dobrze, �e ju� ich przynajmniej nie og�aszaj�. �ycie
spokojniejsze. Ale swoj� drog� szkoda troch� tego wariata. A ju� tej biednej kobiety na pewno.