5416
Szczegóły |
Tytuł |
5416 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5416 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5416 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5416 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Qualis
Sezon Og�rkowy
Z przyjemno�ci� przedstawiamy lu�n� kontynuacj� Prawdziwej historii bitwy o "R��"...
Naturalna ewolucja kosmosu przebiega�a spokojnie. Ot, Wielki Wybuch, lokalne fluktuacje materii, powstanie
galaktyk, planet, no i - rzecz jasna - �ycia na nich. �ycie na wi�kszo�ci planet mia�o si� ca�kiem dobrze. W m�tnych
odm�tach wytr�ci�o si� nRNA, kt�re z nud�w uprawia�o grzeszny, samotny seks, w wyniku czego z kolei powsta�o
DNA. A potem ju� z g�rki. DNA nabra�o cia�a, po czym, wylaz�szy niezbyt ch�tnie z wody, pomacha�o ogonkiem i
ruszy�o na podb�j suchego l�du. Obros�o w Rozum, wynalaz�o alkohol i dewiacje seksualne. Dzi�ki alkoholowi
pokona�o wielkie przestrzenie, kt�rych inaczej nikomu by si� nie chcia�o pokonywa�. Dzi�ki alkoholowi dokona�o
wielkich wynalazk�w, o kt�rych inaczej nikt by nie pomy�la�. I poniek�d dzi�ki alkoholowi sp�odzi�o wielkich
geniuszy, kt�rych nikt nie sp�odzi�by na trze�wo. Na koniec wyruszy�o w kosmos, aby spotka� inne postacie Rozumu. I
wszyscy, prawda, nie�le si� bawili.
Oczywi�cie, ca�a powy�sza historia nie mia�aby za grosz sensu, gdyby nie to, �e istnia� ra��cy wyj�tek od tej
rozkosznej regularno�ci. Wyj�tki, warto to zaznaczy�, uwielbiaj� wyst�powa� w liczbie pojedynczej. W ko�cu
podw�jny wyj�tek jest gorszy ni� pojedynczy. A potr�jny wyj�tek to ju� regu�a. Zatem tylko samotny, pojedynczy i
dumny Wyj�tek jest w�adny stawi� czo�a G�upiej Regule. Nasz, bo chyba mo�emy go ju� tak nazwa�, wyj�tek, zacz��
ra�no dzia�a� zaraz na pocz�tku powstawania �ycia. Kiedy na wszystkich planetach bia�kowe mazie pr�bowa�y
stworzy� co�, co z grubsza chocia� przypomina�oby nRNA, wyj�tek na pewnej planecie dzia�a� odwrotnie. Bia�kowe
mazie, miast spokojnie zajmowa� si� samotnych seksem, zapa�a�y wzajemn� wrogo�ci�. Toczy�y walki, wali�y si�
nawzajem po aminokwasach, poch�ania�y, lub, co najgorsze, pr�bowa�y wstecznie kopulowa� z sob�. Wsz�dzie DNA
powsta�o w wyniku samotnego seksu - z kim�e bowiem mog�yby pokopulowa� sobie pierwotne mazie, skoro co ma� to
inna forma, inne receptory, inne konfiguracje cz�steczkowo- przestrzenne? Azali� na planecie wyj�tku wskutek
mnogo�ci kopulacji wytworzy�y si� dwie wersje DNA - zwyk�e DNA oraz wDNA (wDNA czyli wrogie DNA). wDNA
bardzo, ale to bardzo nie lubi�o zwyczajnego DNA. I tak zacz�� si� koszmar wyj�tkowej ewolucji na nieszcz�snej
wyj�tkowej planecie.
Ewolucja w warunkach normalnych przebiega na zasadzie mutacja-kopulacja-konsumpcja, zatem nie brakuje w niej
element�w zgo�a brutalnych. Czy� pierwotny homo sapiens nie ubi� prze�licznych mamut�w w imi� dewiacyjnej ��dzy
sporz�dzania wysokoprocentowego napoju ze sfermentowanej tre�ci �o��dka zwierz�cia? Czy� pierwotny Smarek w
imi� syntetycznej symetrii nie wypleni� sympatycznego chlororyba, kt�rego zwyczaje godowe bazowa�y na
analitycznym ogl�dzie nie-symetrycznego, wysoce chaotycznego narz�du p�ciowego samicy? Czy, jeszcze przywo�uj�c
jedn� najwi�kszych tragedii w historii Ewolucji Rozumu, czyli wytrzebienie Trybalnych Kwadratowych X15, nie
stanowi to wymownej ilustracji brutalno�ci ewolucji?
Jak wszyscy pami�tamy, Trybalne Kwadratowe X15 zgodnie �y�y przez czas jaki� z Okr�g�ymi Normalnymi X15.
Normalny X15 porusza si�, czy mo�e lepiej - unosi si� za spraw� mentalnej lewitacji. Osobnikom za� Kwadratowym
natura posk�pi�a tego� udogodnienia, st�d zmuszone by�y one powoli i w znoju pe�za� w pyle pod�o�a. Co, jak si� ma
kszta�t kwadratu, proste wcale nie jest. Ale dzielne Trybalne Kwadratowe X15 z dum� d�wiga�y sw�j los. Niestety,
wkr�tce tragicznie wymar�y. Pow�d? Bardzo prozaiczny - wymy�lne zwyczaje seksualne Okr�g�ych X15 nie dawa�y
szans na odbycie satysfakcjonuj�cego (to wa�ne stwierdzenie) stosunku z osobnikiem Trybalnym Kwadratowym. Tak
wi�c, wymar�y one sromotnie, nie mog�c doczeka� si� porz�dnego, Trybalnego Ch�do�enia... Je�eli natura potrafi by�
a� tak okrutna normalnie, to c� dopiero musi si� dzia�, kiedy jest ona intencjonalnie wroga?
Rozumne �ycie na planecie wyj�tku nie mia�o lekkiego, by tak rzec, �ycia. Co wlaz�o w jak�� odnog� ewolucji, zaraz
wDNA wyprowadza�o wrog� ga��� maj�c� za sw�j jedyny cel zjedzenie znienawidzonego przeciwnika. Wojskowi
specjali�ci nazwali to potem syndromem Pancerza i Armaty. Kilka cywilizacji przechodzi�o ten proces, ale zawsze
odbywa� si� on ju� w stadium dojrza�ej wojskowej techniki (typu miecz-pancerz lub armata-pancerz). Mieszka�cy
planety wyj�tku prze�wiczyli go na �ywo, biologicznie, ju� jako ma�e zlepki kom�rek taplaj�cych si� przez
przekonania tu i �wdzie w ka�u�ach wody. Aby si� obroni� przed totaln� zag�ad�, zwyk�e DNA zorganizowa�o si� w
form�, kt�rej nazwy na razie nie pomn�, a kt�ra to forma zawsze (i bez wyj�tku) powstaje w pewnych szczeg�lnych
okoliczno�ciach. Ot�, kiedy nat�ok informacji w danej chwili przypadaj�cy na dan� jednostk� (�wiadom� czy
nie�wiadom�, wielokom�rkow� czy jednokom�rkow�) przekroczy pewn� warto�� zwan� granic� Do'Dupy, jednostki
organizuj� si� w Tw�r Wojskowy. Tw�r �w radykalnie niweluje nadmiar informacji przypadaj�cych na dan� jednostk�
do zera, organizuj�c �wiat wedle osi My-Wr�g, czyli informacji daj�cej si� zapisa� w jednym bicie. 1 bit jest
wielko�ci�, kt�r� zdo�a zapami�ta� wi�kszo�� najprostszych zwi�zk�w organicznych oraz du�a cz�� nieorganicznych.
Szcz�liwie dla siebie DNA na planecie wyj�tku zorganizowa�o si� w Tw�r Wojskowy, podczas gdy wDNA, jako
cz�stka z definicji anarchistyczna, poprzesta�o na bycie cywilnym. I tym samym wDNA przegra�o wy�cig ewolucyjny.
DNA wzmocnione brakiem cywilnego podej�cia do ewolucji mog�o wreszcie rozpocz�� triumfalny poch�d ku
Rozumowi. Triumfalny, co nie znaczy �atwy.
Jakie� 3 miliardy lat p�niej Emeryt Fuzz z niesmakiem spogl�da� na nie�wie�� bu�k�, kt�r� poprzedniego dnia zakupi�
w sklepie spo�ywczym. Bu�ka by�a najwyra�niej ubita nie przedwczoraj, ale o wiele, wiele wcze�niej. Emeryt Fuzz
pokiwa� z dezaprobat� g�ow�. Emeryt�w to �atwo okrada�, tak? Jak si� jest emerytem, to ju� ludzie my�l�, �e wszystko
mo�na im wcisn��, tak? Przykro��, kt�ra dzi� rano spotka�a Emeryta Fuzza, nie by�a bowiem pierwsz�. To ju� trzecia
nie�wie�a bu�ka, kt�r� bezczelny personel sklepu pr�bowa� mu wcisn��. Emeryt Fuzz doszed� do wniosku, �e czas
zrobi� porz�dek i osobi�cie z�o�y� wizyt� kierownictwu sklepu. Za oknem rozkwita�o �liczne przedpo�udnie. S�o�ce
srebrzy�cie roz�wietla�o niebo, skutecznie odstraszaj�c co wi�ksze komary. Poza tym sz�a wiosna, co Emeryt Fuzz czu�
w ko�ciach, zatem spacer na pewno dobrze by mu zrobi�. Zapakowa� nie�wie�� bu�k� w papier, chwil� pomedytowa�
nad wyborem koloru laski spacerowej, w ko�cu zdecydowa� si� na optymistyczny pomara�cz doskonale wsp�graj�cy
kolorystycznie z lekkim wiosennym p�aszczem (urodzinowym prezentem od wnuk�w). Emeryt Fuzz przywi�zywa�
du�� wag� do swojego wygl�du. Raz jeszcze wyjrza� przez okno - nie, nie by�o potrzeby zabierania z sob� BPE.
Absolutnie nie zanosi�o si� na deszcz. Dzi� BPE zostanie w domu. Emeryt Fuzz, chocia� g�o�no nigdy by si� do tego
nie przyzna�, wstydzi� si� chodzi� z BPE na spacery. A� tak stary si� nie czu�, wr�cz przeciwnie, to obecno�� BPE
sprawia�a, �e czu� na sobie nieub�agan� r�k� czasu.
Wakacje to okres, kt�ry wy�sza kadra Ziemskich Kosmicznych Si� Zbrojnych zwyk�a sp�dza� na tropikalnych pla�ach
tropikalnych planet. W miar� mo�liwo�ci bez rodziny. Sztab Generalny Zjednoczonych Kosmicznych Si� Ziemskich,
kt�ry samotnie unosi� si�, to znaczy nie unosi� si�, bowiem trudno jest unosi� si� w przestrzeni kosmicznej, ale...
wiadomo, obowi�zuje nas �cis�a terminologia wojskowa, nie za� bzdurne cywilne dumania co do konotacji znacze�...
Zatem Sztab Generalny, kt�ry po wojskowemu unosi� si� w zadupiastym k�cie kosmosu, nie by� wyj�tkiem, ziej�c w
tym okresie pustkami. Raporty, meldunki, sprawozdania, protoko�y, kt�re Wojsko w wielkiej masie generuje co dzie�,
by�y w ciszy przetrawianie przez wojskowe komputery. Po opustosza�ych korytarzach nie kr�ci�y si� ospale nawet
automatyczne odkurzacze. Odkurzacze, kt�rych wojskowa AI poddana by�a wieloletniej, ci�kiej s�u�bie w Sztabie,
zgodnie zgromadzi�y si� w jednej wielkiej kupie, rozumuj�c ca�kiem s�usznie, i� paproch albo inny �mie� pojawia si�
dopiero wtedy, kiedy pojawi si� Osoba. Osoba, czyli inaczej Obiekt przemieszczaj�cy si� z punktu A do B. Je�eli
jedynymi Obiektami Przemieszczaj�cymi si� z punktu A do punktu B w Sztabie by�y odkurzacze, zatem ca�kiem
logiczne jest, �e b�d�c odkurzaczem, nale�y pod��a� �ladem innego odkurzacza. Tak powsta� gigantyczny nieruchomy
Tw�r, Korek, K��b odkurzaczy, z kt�rych ka�dy bez wyj�tku pilnowa� jakiego� drugiego, i tak a� do tego pierwszego,
kt�ry pilnowa� tego ostatniego. Rok w rok, wakacje w wakacje, sztabowe odkurzacze gromadzi�y si� w ten spos�b. Z
roku na rok czas potrzebny na zgromadzenie si� mala�. Pozostaje kwesti� otwart�, co zrobi� odkurzacze, kiedy w ko�cu
zaczn� si� zastanawia� - jaki jest cel tego zgromadzenia? C� z niego w�a�ciwie wynika dla odkurzania? Albo - c� z
niego w og�le wynika? Czy wnosi co� do bycia odkurzaczem? I dlaczego zgromadzenie przyjmuje form� K��bu, a nie
czego� bardziej regularnego? I kto tutaj rz�dzi? I kto ma najd�u�sz� rur� do ssania? I dlaczego w og�le bycie
odkurzaczem polega na zassysaniu paproch�w czy czegokolwiek?...
Nie�wiadom wa�kich rozterek sztabowego sprz�tu odkurzaj�cego G��wny Dowodz�cy Kosmicznej Floty Ziemskiej
Fryderyk "Wy" Karthon z zadowoleniem mrozi� wzrokiem drink na bazie �w. Tomasza. Obok sta�a pe�na jeszcze
owego szlachetnego alkoholu cysterenka, gotowa do dzia�ania na ka�de skinienie. Przed Karthonem, kt�ry wygodnie
siedzia� przed wielkim widokowym oknem, pyszni� si� widok g��bokiego kosmosu, czarnego jak depresja, pi�knego
jak pierwsza mi�o��, nac�tkowanego punktami gwiazd jak sk�ra niemowlaka chorego na r�yczk�. Dla takich widok�w
warto �y�, westchn�� Karthon. Po lewej stronie kosmicznej panoramy, w ca�ej krasie swej wizualnej pot�gi, umie�ci�
si� kr��ownik klasy S100 Bazylisk, kt�rego dow�dztwo najwyra�niej �wiadome drinkowych zwyczaj�w Karthona
ustawi�o sw�j statek dok�adnie tak, aby wylot g��wnego hangaru celowa� w okna sali widokowej. Kosmos, kr��ownik z
Nag� Pani� na burcie i zimny drink w r�kach - czeg� wi�cej mo�e chcie� komandor floty kosmicznej? W zasadzie ju�
niczego, poza odrobink� rzeczowej akcji...
Komandor Emil Biddon wraz z komandorem Fryderykiem "Wy" Karthonem jak co roku zamierza� sp�dzi� swoje
wakacje aktywnie. Sma�enie si� na pla�y wzorem innych wy�szych oficer�w niezbyt im odpowiada�o. Jako weterani
wielu kosmicznych bitew odpoczywali naprawd� dobrze wtedy, kiedy dzia�o si� co� interesuj�cego. Niestety, o
powa�ne konflikty coraz trudniej we wsp�czesnym kosmosie, a nawet kiedy co� ma si� przydarza�, to trudno
oczekiwa�, �e wybierze sobie dogodny, wakacyjny okres. Tote�, korzystaj�c z us�ug nieocenionego w takich
przypadkach aktualnie obecnego komandora Capsa, obaj komandorzy wpadli przed laty na doskona�y pomys�.
Aktualnie obecny komandor Caps mia� si� dobrze. Po traumatycznych przej�ciach z X15 pozosta�a mu tylko
zauwa�alna czu�o��, jakby synowska, do komandora Biddona, oraz doskona�e rozumienie osobnik�w X15.
Zaprzyja�ni� si� nawet z jednym X15 tak silnie, i� ten wym�g� na nim uzyskanie zezwolenia na odbycie sta�u na
Biddonie. Aktualnie obecny Caps powo�a� si� przy tym na precedens z roku 1834 dotycz�cy pewnego oficera
marynarki handlowej. X15 o imieniu Wac�aw zosta� tym samym zaliczony w poczet za�ogi kr��ownika.
"Drogie dzieci, nie raz zapewne zastanawia�y�cie si�, czemu to Doro�li nie wymawiaj� pe�nej nazwy pewnej planety.
Robi� si� za to zaraz czerwoni na twarzy, pl�cze im si� j�zyk, staraj� si� zmieni� temat - s�owem, wygl�daj� jak
typowy Doros�y, kt�ry usi�uje nieudolnie cygani�. Ot�, drogie dzieci, musicie wiedzie�, �e pewne nazwy powsta�y w
drodze przypadku, zadomowi�y si� niepostrze�enie w�r�d nas i nie ma sposobu na ich zmian�. No, pomy�lcie sami, co
by by�o, gdyby nagle zamiast s�owa 'Mama' zacz�� u�ywa� s�owa 'G�upi Gruby Hipopotam'? Musicie te� wiedzie�, �e
historia nazwy planety na "O" by�a szalenie dramatyczna. Ot�, jak ju� wiecie, dawno temu, podczas Wielkiego
Spotkania Wszystkich Cywilizacji w �rodku Galaktyki, wszyscy zderzyli si� z sob�. Wszyscy, opr�cz - oczywi�cie -
statku X15. Jednak�e statek jednej z ras nie zderzy� si� w taki sam spos�b, jak inne - nie, �w statek przelecia� jak przez
mas�o przez kilkana�cie innych statk�w, g�adko wyhamowa�, po czym elegancko zary� si� ponownie w k��bowisko.
Wszyscy obecni, to znaczy g��wnie proste szeregowe elementy wojskowe unosz�ce si� bezradnie dooko�a
macierzystych jednostek, wyda�y z siebie jak jeden m�� d�wi�k, kt�ry od tej pory sta� si� zar�wno oficjaln� nazw�
planety, jak i jej mieszka�c�w. D�wi�k �w brzmia�: 'O�eszkurwama�!'. Odt�d, drogie dzieci, nazywamy mieszka�c�w
planety O�eszkurwama� O�eszkurwamacianami, a ich uk�ad - Uk�adem O�eszkurwamacia�skim. Jako dobre �wiczenie
dykcji, drogie dzieci, powt�rzcie g�o�no nast�puj�cy fragment: 'Kr�l O�eszkurwama� o�eni� si� z kr�lewn�
O�eszkurwamaciank� i mia� z ni� mn�stwo O�eszkurwamaci�tek. A szcz�liwa kr�lewna, widz�c co rano swoje
prze�liczne O�eszkurwamaci�tka, nie mog�a powstrzyma� si� od okrzyku - O �esz moje wy najmilsze
O�eszkurwomaci�teczki!'." - fragment edukacyjny z kasety holo dla dzieci pod tytu�em "Wszech�wiat - nasz Wsp�lny
Domek - Ju� Pisz� i M�wi� Poprawnie".
Emeryt Fuzz z przyjemno�ci� powita� ciep�e promienie s�o�ca na twarzy. Powietrze by�o aromatyczne, wiosenne, lekko
cynamonowe. Rzuci� przyjaznym okiem na okolic�. Kilka much pa��ta�o si� przy pobliskich drzewach. Komar�w ani
�ladu. Fuzz ruszy� ra�no w kierunku pobliskiego placu. Jego ruch nie umkn�� uwadze dw�ch d�d�ownic podst�pnie
zakopanych w piaskownicy dla dzieci. Kiedy Emeryt Fuzz mija� ��t� plam� czystego, mi�kkiego piasku
przeznaczonego specjalnie do rozkosznych zabaw typu budowanie zamk�w czy domk�w, wydarzy�y si� naraz dwie
rzeczy. Raz, z prawej strony run�a w jego kierunku dwumetrowa furia zbitych mi�ni zako�czona pot�n� paszcz�
pe�n� jadowitych, ostrych jak ��d�a z�b�w. Dwa, druga d�d�ownica zaatakowa�a Fuzza z g�ry, wystrzeliwszy z piasku
na par� metr�w w powietrze, po czym b�yskawicznie zapikowa�a w d�. Emeryt Fuzz mia� u�amek sekundy na reakcj�.
Jednym p�ynnym ruchem cofn�� si� o p� kroku, lask�, teraz prze��czon� w tryb miecza, g�adko zaci�� d�d�ownic�
atakuj�c� z powietrza. Druga d�d�ownica w tym samym czasie znalaz�a si� tam, gdzie jeszcze przed chwil� sta� Emeryt
Fuzz, wystawiaj�c si� tym samym na mi�osierne ci�cie, kt�re rozp�ata�o j� na dwoje. Emeryt Fuzz lekko wzruszy�
ramionami, tr�ci� czubkiem buta stygn�ce �cierwo jednej z d�d�ownic i ruszy� pogodnie dalej. Po drodze zaatakowa�a
go jeszcze jedna mucha oraz dwa wr�ble, co razem wszak�e by�o liczb� atak�w znacznie poni�ej przeci�tnej, na jak�
nara�a si� statystyczny O�eszkurwamacianin o tej porze roku. Emeryt Fuzz by� tym faktem lekko zaniepokojony.
Czy�by znowu zarz�d miasta opryska� jakim� �wi�stwem okoliczne pola, niszcz�c tym samym naturaln� wrog� flor�
tudzie� faun�? Czy� s�owo "Ekologia" nic ju� nie znaczy dla tych z bubk�w magistratu? Wnuk Emeryta Fuzza
zajmowa� si� czynnie polityka proekologiczn�, tote� Fuzz by� zawsze na bie��co w tych sprawach. Fuzz pokiwa�
g�ow�, za jego czas�w zatrucie �rodowiska naturalnego by�o nieznanym poj�ciem. Ech, cywilizacja...
Tymczasem na drugim ko�cu Galaktyki Ojciec Brandzlon duma� gwa�townie nad istot� swojej wiary. Posta� Ojca
Brandzlona, chocia� z pozoru zupe�nie nieistotna, zgo�a metafizjologiczna i niezwi�zana z marnym py�em dziej�w tego
�wiata, mia�a okaza� si� nader wa�na w zdumiewaj�cych skutkach, jakie wywo�a. Zanim jednak brzemienno�� czyn�w
Ojca Brandzlona wy�oni si� z kosmatego �ona czasu, nie od rzeczy b�dzie szerzej spojrze� na kilka spraw.
Zakon Braci Brandzlon�w za�o�y� �w. Brandzlon. Zgromadzenie cechowa�a surowa regu�a, zak�adaj�ca mi�dzy innymi
r�wno�� imion wobec Boga. Ka�dy z braci nazywa� si� tak samo - Ojciec Brandzlon - i chocia� ka�dy z nich by� r�wny
w oczach wsp�lnoty, to zas�ugi boskie gromadzili indywidualnie. Praktyka �ycia w zakonie wyrobi�a szczeg�lny
zwyczaj akcentowania imienia "Brandzlon". W ko�cu, dla przyk�adu, aby w wieczerniku po�r�d �niadaj�cych
zakonnik�w Brandzlon�w wy�oni� tego konkretnego Brandzlona, z konieczno�ci trzeba u�y� pewnych fonetycznych
zabieg�w. Imi� "Brandzlon" sk�ada si� z 9 liter, co daje kombinacji mo�liwych akcentowa� r�wn� silnia z 9. Takowo�
wo�aj�c "Brandzlon" dajemy zna�, i� nie chcemy widzie� si� z Brandzlonem, ani te� z Brandzlonem. Zabieg �w, cho�
wymaga niez�ej pami�ci, sprawdza� si� w �yciu zakonnym znakomicie.
�w. Brandzlon by� pierwotnie bratem w zakonie Kapucyn�w. Jednak�e dr�czy�y go nieustannie pewne w�tpliwo�ci
teologiczne. Szczeg�lnie nie dawa� mu spokoju fragment Starego Testamentu dotycz�cy niejakiego Onana. Rzeczony
Onan, zrosiwszy, wypada w tym miejscu doda� - obficie, klepisko, narazi� by� si� tym samym na gniew Stw�rcy.
�wi�tobliwemu Brandzlonowi wydawa�o si� to szalenie znamiennie - gniew bo�y nie tyczy� si� samego aktu, lecz
bardziej - by rzec niezgrabnie - l�dowiska, kt�re dzielnie przyj�o desant nasienia Onana. Teologicznie bowiem rzecz
bior�c, akt �w grzeszy nie nieskromno�ci� sw�, lecz bezp�odno�ci�. Onan zatem dobrze dzia�a�, mia� li tylko problem z
celno�ci�. Owa �mia�a my�l d�ugo dojrzewa�a w �w. Brandzlonie. A� w ko�cu, podobnie jak w przypadku �w.
Augustyna, na �w. Brandzlona sp�yn�a �aska Iluminacji. Przenikn�� poprzez mylnie dot�d odczytywany fragment o
Onanie, by precyzyjnie dotrze� do jego w�a�ciwej tre�ci. W przypowie�ci wcale nie chodzi�o o metafor� Szata�skiej
Prezerwatywy, jak chcia� �w. Condoniusz, nie sz�o te� o Grzeszn� Pigu�k�, jak chcia�a �w. Janina od �luzu, ani te� o
Grzeszne R�ce, jak upiera� si� �w. Asturbatiusz... Nic z tych rzeczy. Wr�cz przeciwnie - jak og�osi� to �wiatu �w.
Brandzlon, sz�o o doktryn� Przyjemno�ci, kt�ra Chybi�a Swego Celu.
Owa s�ynna doktryna zaskoczy�a swoj� surowo�ci�, prawo�ci� i przenikliwo�ci� wszystkich teolog�w. Jej istot� by�a
prosta prawda: nasze czyny, je�eli s� rozumne, cechuje celowo��. Celem wszelkiej celowo�ci jest B�g. D��enie do
Boga jest przyjemne, zatem przyjemno�� jest drog� do celu, zatem przyjemno�� jest drog� do Boga. Przyjemno��
skierowana na boskie szlaki jest zbawienna, za� skierowana, nie przymierzaj�c, na klepisko - grzeszna. �w. Brandzlon
zada� brzemienne pytanie - c� jest przyjemno�ci� w oczach Boga? Tak, aby cz�owiek nie dzia�a� jak Onan i nie zrasza�
otoczenia w�tpliwej celowo�ci przyjemno�ciami albo te� wynikami w�tpliwej celowo�ci przyjemno�ci. Pytanie owo
wstrz�sn�o g��boko umys�ami religijnymi. Doktryna Przyjemno�ci, kt�ra Chybi�a Swego Celu zacz�a chwia� solidn�
dot�d konstrukcj� Ko�cio�a. Lecz wielko�� �w. Brandzlona da�a zna� o sobie ponownie. Sam odpowiedzia� na pytanie,
kt�re zada�. Do dzi� wielkie umys�y spieraj� si�, co by�o wi�ksze - Pytanie, czy Odpowied� �w. Brandzlona?
�w. Brandzlon jako Odpowied� za�o�y� zakon Braci Brandzlon�w, kt�rych regu�� podporz�dkowano robieniu
przyjemno�ci w oczach Boga. Przez przyjemno�� �w. Brandzlon rozumia� r�ne formy pobo�nych rozmy�la�. I tak �w.
Brandzlon zaleca� �agodne rozmy�lania w Niedziel�. Lekko galopuj�ce w Poniedzia�ek. Daj�ce si� ju� we znaki we
Wtorek. Solidne w �rod�. Naprawd� ostre w Czwartek. Ci�kie i wym�czaj�ce w Pi�tek. Oraz naprawd� daj�ce w
umys�, obdzieraj�ce go z nask�rka i tworz�ce na nim solidne odciski - w Sobot�. Zakon zaraz poch�on�� wszystkie
umys�y zaabsorbowane doktryn� Przyjemno�ci, kt�ra Chybi�a Swego Celu, sytuacja teologiczna w Ko�ciele
unormowa�a si� i �ycie potoczy�o si� rado�nie dalej.
Czwartkowe rozmy�lania Ojca Brandzlona dobieg�y ko�ca. Otar� spocone czo�o i na dr��cych nogach powoli,
chwiejnie wyszed� z swojej celi na przyzakonny dziedziniec. Odetchn�� g��boko. W�a�nie zapada� wiecz�r, by�o
jeszcze jasno, ale fioletowa tarcza lokalnego ksi�yca zacz�a ju� w�dr�wk� po niebosk�onie. A noce na Qwi�cie s�
przepi�kne - dwa ksi�yce, fioletowy Qtas i zielona Qwa podkre�laj� przepych nieba, kt�re mo�e mie� tylko planeta
le��ca blisko Centrum Galaktyki. Dla ojc�w Brandzlon�w ogl�d pi�kna by� jedn� z dr�g do zadowolenia Boga, st�d na
Qwi�cie mnogo�� zgromadze� zakonnych �w. Brandzlona. Ojciec Brandzlon w czwartkowe wieczory rozgrywa� mecz
w Qberta, tutejsz� odmian� szach�w po��czonych z tutejsz� odmian� bryd�a, do kt�rej braciszkowie dodali zasady
rdzennie ziemskiego go, aby co nieco uatrakcyjni� gr�. Pozosta�o tylko odnale�� Ojca Brandzlona. Ojciec Brandzlon
uda� si� w kierunku bramy zakonnej, zna� bowiem zwyczaje spacerowe Ojca Brandzlona, kt�ry lubi� po solidnej porcji
rozmy�la� ukoi� umys� cich� pokor� miejscowej przyrody. Zasta� tam Ojc�w Brandzlona, Brandzlona oraz
Brandzlona, za�ywaj�cych przyjemnej konwersacji.
- Witam Ojc�w - zagai� Ojciec Brandzlon. - Nie widzieli Ojcowie mo�e Ojca Brandzlona?
- Ale� oczywi�cie! - wykrzykn�� Ojciec Brandzlon. - Przechodzi� niedawno t�dy razem z Ojcem Brandzlonem,
wydawa� si� by� wzburzony...
- Ale� Ojcze Brandzlonie! - wtr�ci� si� Ojciec Brandzlon. - Wydaje mi si�, i� razem z Ojcem Brandzlonem spacerowa�
Ojciec Brandzlon, a nie Ojciec Brandzlon!
- Azali� to by� mo�e? - zaduma� si� Ojciec Brandzlon. - Ha! W ko�cu nie raz zwraca�em uwag� Ojcu Brandzlonowi, i�
podobny jak brat bli�niak do Ojca Brandzlona.
- Ojcze Brandzlonie, Ojcze Brandzlonie - roze�mia� si� gromko Ojciec Brandzlon. - Ojciec jak zawsze myli Ojca
Brandzlona z Ojcem Brandzlonem, kt�ry faktycznie jest podobny, ale nie do Ojca Brandzlona, lecz bardziej do Ojca
Brandzlona. Z kolei to w�a�nie Ojciec Brandzlon, kt�rego szuka nasz drogi Ojciec Brandzlon, niezwykle przypomina
mi Ojca Brandzlona z czas�w jego �wietnej m�odo�ci... - i tutaj Ojciec Brandzlon zaduma� si�.
- Hm - odpar� dobrodusznie Ojciec Brandzlon. - Bardzo to by� mo�e, bardzo to by� mo�e. Chocia�, z drugiej strony,
Ojciec Brandzlon bardziej dzi� przypomina Ojca Brandzlona, ni� Ojciec Brandzlon Ojca Brandzlona - je�eli tak by
mo�na por�wna� stopie� podobie�stwa naszych czterech szanownych Ojc�w.
- A wie Ojciec - ockn�� si� zadumy Ojciec Brandzlon - �e to nawet ma sens... Bo faktycznie Ojciec Brandzlon za
m�odu bardziej podobny by� do Ojca Brandzlona ni� do Ojca Brandzlona. Z kolei, je�eli Ojciec Brandzlon jest mniej
podobny do Ojca Brandzlona ni� Ojciec Brandzlon, to z Ojcem Brandzlonem, o kt�rego pyta Ojciec Brandzlon, szed�
w�a�nie Ojciec Brandzlon, a nie Ojciec Brandzlon!
- Ojciec chcia� powiedzie� chyba - sprostowa� zaraz rozumowanie Ojca Brandzlona Ojciec Brandzlon - i� to chyba
Ojciec Brandzlon by� bardziej podobny do Ojca Brandzlona za m�odu ni� Ojciec Brandzlon?
- Ale�... oczywi�cie drogi Ojcze Brandzlonie, ale� oczywi�cie - odpar� Ojciec Brandzlon. - Musi mi Ojciec wybaczy�,
czwartkowe rozmy�lania daj� jednak w umys�, oj, daj�...
- A co z Ojcem Brandzlonem? - zainteresowa� si� Ojciec Brandzlon. - Skoro to Ojciec Brandzlon jest bardziej podobny
ni� Ojciec Brandzlon do Ojca Brandzlona za m�odu, a Ojcu Brandzlonowi w�a�nie pocz�tkowo Ojciec Brandzlon
pomyli� si� z Ojcem Brandzlonem, to do kogo w�a�ciwie podobny jest Ojciec Brandzlon, kt�ry te� pomyli� si� Ojcu
Brandzlonowi albo z Ojcem Brandzlonem albo z Ojcem Brandzlonem? Je�eli tak, to kto szed� z Ojcem Brandzlonem
na spacer? Ojciec Brandzlon czy Ojciec Brandzlon?
- Zasadne pytanie - odezwa� si� milcz�cy do tej pory Ojciec Brandzlon. - Ale owa zagadka daje si� �atwo rozwi�za�.
Ojciec Brandzlon, myl�c Ojca Brandzlona z Ojcem Brandzlonem, wprowadzi� te� mimowolnie w b��d Ojca
Brandzlona, kt�ry zawsze myli� Ojca Brandzlona z w�a�nie Ojcem Brandzlonem, i tym samym da� si� zasugerowa�, i�
to w�a�nie kt�ry� z Ojc�w - albo Brandzlon, albo Brandzlon - szed� na spacer z Ojcem Brandzlonem. A tymczasem... -
tutaj Ojciec Brandzlon efektownie zawiesi� g�os - a tymczasem Ojciec Brandzlon, kt�rego szuka Ojciec Brandzlon, by�
z Ojcem Brandzlonem!
- Nie mo�e by�! - wykrzykn�li zgodnie Ojcowie Brandzlonowie. - Z Ojcem Brandzlonem.
- Z Ojcem Brandzlonem - potwierdzi� Ojciec Brandzlon. - W�a�nie wr�ci� ze Stolicy i ma mn�stwo rzeczy do
opowiadania.
- I to by wyja�nia�o strapion� min� Ojca Brandzlona - powiedzia� Ojciec Brandzlon.
- Zatem, Ojcze Brandzlonie - rzek� Ojciec Brandzlon - je�eli szukasz Ojca Brandzlona, znajdziesz go wraz z Ojcem
Brandzlonem w wieczerniku, dok�d obaj, jak s�dz�, si� udali.
Ojciec Brandzlon gor�c� podzi�kowa� Ojcom Brandzlonom za pomoc i zaraz uda� si� we wskazanym kierunku. Aby
doj�� do wieczernika mieszcz�cego si� w g��wnym budynku zakonu, nale�a�o przej�� przez plac. Na placu pyszni�a si�
s�ynna Fontanna �w. Brandzlona. Jej szum umila� braciom zakonnym ci�kie rozmy�lania, a przy okazji stanowi�a ona
obiekt licznych pielgrzymek. Przyj�o si� uwa�a�, �e pobo�ne ws�uchanie si� w szum wody zapewnia�o pomy�lno�� na
ca�y rok. Nierzadki by� wi�c widok skupionych wok� fontanny pielgrzym�w ws�uchanych w jej mi�kki szmer. Dzi�
plac by� pusty. To znaczy pusty dla Ojca Brandzlona, i, prawd� powiedziawszy, pusty dla ka�dej innej istoty, kt�ra
zechcia�aby rzuci� na� okiem. Ojciec Brandzlon spiesznym krokiem przemierza� dziedziniec, gdy k�tem oka zauwa�y�
jaki� ruch. Historia �wiata potoczy�aby si� zapewne inaczej, gdyby Ojciec Brandzlon nie zechcia� po�wi�ci� owemu
ruchowi uwagi. Tak si� jednak nie sta�o - na nieszcz�cie Ojciec Brandzlon, cz�owiek sumienny i prawy, skierowa�
spojrzenie na przyczyn� ruchu. I c� ujrza�? Widok czasem spotykany ko�o przer�nych fontann - ma�� dziewczynk�
sikaj�c� do wody. Ojciec Brandzlon rozejrza� si� po placu, kt�ry nadal zia� absolutn� pustk�. Ju� ten fakt powinien
wyda� mu si� podejrzany - gdzie� s� rodzice ma�ej dziewczynki? Ale Ojciec Brandzlon, dusza prostoduszna, niezbyt
zwi�zana z doczesnym �wiatem, uzna�, �e psotna dziewczynka po prostu zjawi�a si� sama, aby niegrzecznie nasika� do
klasztornej fontanny �w. Brandzlona. Bardziej naiwny ni� dopiero co zap�odniona kom�rka jajowa Ojciec Brandzlon
uczyni� to, co zwyk� czyni� ju� wiele razy w podobnych przypadkach. Trzeba przy tym jasno powiedzie� - Ojciec
Brandzlon wykonuj�c to, co zaraz wykona - kierowa� si� rutyn�, przyzwyczajeniem, co wi�cej - nie po�wi�ci� tej
czynno�ci ani jednej zb�dnej my�li. A� oczywi�cie, by�o za p�no na cokolwiek.
Ojciec Brandzlon podszed� szybko do niegrzecznej ma�ej dziewczynki sikaj�cej do fontanny, surowo na ni� spojrza�,
z�apa� pod pach�, prze�o�y� przez kolano i wlepi� na go�� pup� solidnego klapsa. Ma�� zamurowa�o. Ojciec Brandzlon
postawi� dziewczynk� na ziemi, pogrozi� palcem i chcia� p�j�� swoj� drog�. Tylko �e nie m�g�. Przez dobr� chwil�
dociera� obraz z oczu do m�zgu Ojca Brandzlona. Trzeba odda� sprawiedliwo�� Ojcu Brandzlonowi, �e w takiej
sytuacji zdo�a� zachowa� kamienn� twarz. By� mo�e by�o to wynikiem g��bokiego os�upienia lub szoku. Plac, kt�ry
jeszcze przed sekund� wydawa� si� Ojcu Brandzlonowi zupe�nie pusty, teraz szczelnie wype�niony by� pot�nymi
sylwetkami �o�nierzy si� specjalnych Qwisty. Plac, kt�ry jeszcze przed sekund� jasno o�wietla�o s�o�ce, ton�� w
zimnym mroku wytworzonym przez niszczyciel si� specjalnych, kt�ry ponuro tkwi� nad zabudowaniami klasztornymi.
W Ojca Brandzlona wlepia�o jednookie �renice z p� setki ci�kich laser�w szturmowych dzier�onych w r�kach
komandos�w si� specjalnych, oraz par� luf ci�kich laser�w pok�adowych kr��ownika. A ma�a dziewczynka, kt�ra
przed chwil� niegrzecznie sika�a do fontanny, sta�a obok ze spuszczonymi majtkami i g�o�no rycza�a.
"We� m�ode, 30 kilowe kurcz�. Wypatrosz starannie, uwa�aj�c przy tym na ostre jak brzytwa lotki oko�ostekowe. Dwa
serca oraz trzy w�troby od�� na bok - wykorzystamy je potem do zrobienia farszu. Rozewrzyj obc�gami dzi�b
kurcz�cia, wyrwij wpierw zwyk�e z�by i wyrzu�. Nast�pnie wyrwij du�e z�by jadowe, odseparuj oba worki jadowe i
od�� je na bok (wykorzystamy je do wykonania sosu). Obetnij dolne oraz g�rne ko�czyny, odetnij szpony, kt�re
mo�esz wyrzuci�, reszt� n�ek obedrzyj z sk�ry. G�rn� par� skrzyde� starannie oczy�� z �usek. Dolna para skrzyde�
zazwyczaj jest ju� obci�ta w rze�ni, je�eli jest inaczej, we� pi�� i odpi�uj. G�rnych skrzyde� nie jadamy - ma�o w nich
mi�sa, a to, co jest, jest zbyt twarde. Wyci�nij jad z work�w jadowych, wymieszaj z dwoma ��tkami, dodaj pieprzu i
oregano, nie od rzeczy b�dzie kropelka bia�ego wina. Dok�adnie wymieszaj i odstaw. Okr�j serca z twardej b�ony i
pokr�j na ma�e kawa�ki. To samo zr�b z w�tr�bkami. Wrzu� je razem do mielarki. Do zmielonego mi�sa dodaj p�
obj�to�ci sosu z jadem, wymieszaj i zostaw na godzin�. Przygotuj brytfann�. Wysmaruj j� mas�em, na dnie u��
wpierw skrzyde�ka, na to warstw� mas�a, na to n�ki i znowu� warstwa mas�a. Odsta�ym farszem wype�nij klatk�
kurcz�cia, po�� w brytfannie, polej reszt� sosu z jadem. W�� do rozgrzanego piekarnika na 6 do 8 godzin." - Z
"Kuchnia O�eszkurwamacia�ska" - przepis na m�ode kurcz� po wiejsku.
To Fryderyk "Wy" Karthon w�a�ciwie wpad� przed laty na �w genialny w swej prostocie pomys� aktywnego sp�dzania
wakacji. Wtedy, le��c plackiem na le�aku i nudz�c si� okropnie na jednej z tropikalnych pla�, Karthon si�gn��
przypadkiem po wymi�toszony egzemplarz komiksu zostawiony przez jakiego� bachora. Komiks opowiada� o
nieprawdopodobnych przygodach Kapitana Rakiety. Kapitan Rakieta raczy� miewa� przygody w przer�nych
uk�adach. Numer, kt�ry wertowa� Karthon, dzia� si� by� w uk�adzie O�eszkurwama�. Kapitan Rakieta spieszy� na
ratunek praktycznie nagiej Pani, kt�ra przypadkiem utkwi�a w krwio�erczych �apach Kosmicznych Potwor�w.
Oczywi�cie, Kapitan Rakieta, w swej ob�ej Rakiecie dokonuj�c cud�w zr�czno�ci, ratuje w�tpliwej jako�ci, ale za to
budz�c� szacunek wymiarami cnot� Porwanej Pani. Koniec komiksu. Fryderyk "Wy" Karthon z zamy�leniem pomrozi�
niebo nad sob�. Kosmiczne Potwory?... Hm.
Wielki Jeszcze-Nie Kochanek Genera� Quj z niejakim podziwem kontemplowa� zacz�tki swojej erekcji. Jak tak dalej
p�jdzie, my�la� z zadowoleniem genera�, za jakie� 20 lat moja erekcja przybierze naprawd� obiecuj�c� form�. By�o to o
tyle� wa�ne, �e za 20 lat Genera� Quj mia� poj�� za �on� i Rozdziewiczy� Kr�lewn� Qtask�, staj�c si� tym samym
Wielkim Kr�lewskim Ju�-Kochankiem. Czyli w praktyce drug� po Kr�lu osob� na planecie. Quj pomacha� troch�
swoj� dojrzewaj�c� erekcj�, coby poprawi� jej ukrwienie. Nast�pnie, dla wzmocnienia, zanurzy� erekcj� w koszmarnie
drogim, bo importowanym z Ziemi, soku pomara�czowym. Erekcja lekko zasycza�a, co okaza�o si� wszak�e
przyjemnym doznaniem. By� wczesny wiecz�r, genera� mia� par� godzin dla siebie zanim zacznie nocny obch�d. Quj,
jak zwykle po ci�kim dniu pracy, lubi� zastygn�� w bezruchu, zamoczy� zacz�tki erekcji w soku pomara�czowym i
odda� si� marzeniom o w�adzy. Genera�, aczkolwiek i tak wysoko sta� na oficjalnym �wieczniku politycznego �wiata
Qwisty, marzy� o takiej dawce w�adzy, kt�ra nie dawa�aby ju� powod�w do chcenia czego� wi�cej. Tym czym� nie
b�dzie �lub z Ksi�niczk� Qtask�, ale na pewno b�dzie to krok we w�a�ciwym kierunku. Ile� to dzieli Drug� Osob� w
Pa�stwie od Pierwszej Osoby w Pa�stwie?... Quj westchn�� z mentalnej rozkoszy.
Ewolucja na planecie wyj�tku zamieszkiwanej przez O�eszkurwamacian by�a upart� sztuk�. Przegra�a sromotnie na
powierzchni planety, gdzie pobi�o j� wojskowe podej�cie do zagadnie� �ycia. Aby zilustrowa� �w wy�cig zbroje�,
przedstawimy go na najprostszym, aminokwasowym poziomie, pami�taj�c przy tym, �e im wy�ej na drabinie rozwoju,
tym bardziej skomplikowane strategie by�y stosowane. Ale wracaj�c do pierwocin �ycia. Mamy dwa bia�ka, jedno
dobre kierowane przez DNA, a drugie z�e, dzia�aj�ce za spraw� wDNA. Z�e bia�ko w normalnych warunkach napada
na dobre bia�ko, wykorzystuje je seksualnie, po czym konsumuje ze smakiem. Sytuacja radykalnie zmienia si�, kiedy
do akcji wkracza wojskowa ewolucja. Kontynuuj�c ten sam przyk�ad. Z�e bia�ko podchodzi do dobrego bia�ka. Pr�buje
je wykorzysta� seksualnie, ale co si� dzieje? Kilka innych bia�ek z plutonu naszego bia�ka zaraz spieszy na pomoc
koledze; w rezultacie z�e bia�ko zostaje wyeliminowane. Naturaln� kolej� rzeczy ewolucja wyposa�a z�e bia�ko w
solidne rozmiary, aby mog�o sobie poradzi� z ca�ym plutonem dobrych bia�ek. Dalej, dr���c nasz przyk�ad: z�e i
napakowane mi�niowo bia�ko udaje si� na poszukiwanie zbiorowiska dobrych bia�ek, aby je wykorzysta� seksualnie.
Widzi ofiary, rzuca si� z okrzykiem na aminokwasach do boju, ale c�, raz, �e s�u�by wywiadowcze dobrych bia�ek od
dawna �ledzi�y du�e a g�upie jak but z�e bia�ko, tote� atak nie jest �adnym zaskoczeniem dla nikogo, pr�cz, rzecz jasna,
samego atakuj�cego; a dwa, prawd� powiedziawszy, z�e bia�ko atakuje manekiny dobrych bia�ek... Z�e bia�ko zostaje
wci�gni�te w ordynarn� pu�apk� i zlikwidowane. C� robi dalej ewolucja? Wyposa�a z�e bia�ko w inteligencj�. Tak
wyposa�one z�e bia�ko nie boi si� ju� pu�apek, kt�rych mistern� siatk� przebija jak mas�o wzrokiem aminokwasowego
intelektu. Z�e bia�ko wytrapia wi�c siedzib� dow�dztwa dobrych bia�ek z zamiarem wysadzenia wszystkich w
powietrze. Lecz c�, wojskowy kontrwywiad dzia�a, towarzyszka �ycia z�ego bia�ka, jego oddana kochanka, jego
muza, jego s�odki aminokwasek, jest w rzeczywisto�ci agentk� dobrych bia�ek i z zimn� krwi� zdradza lubego. Z�e
bia�ko, miast pierwotnego senteksu, ma bomb� z pierwotnych troci� i ginie marnie, w ostatnich s�owach przeklinaj�c
brzydko swoj� bia�kow� kochank�. Ewolucja wi�c, zadowoliwszy si� z musu zwyk�� partyzantk� na planecie,
postanowi�a przenie�� si� troch� dalej.
Na wszystkich planetach pierwsze wystrzelenie sztucznego satelity by�o �wi�tem og�lnonarodowym. C� to za wielka
rado��, kiedy ma�y kawa�ek metalu lata sobie dooko�a globu i nadaje monotonne pipni�cia! I O�eszkurwamacianie nie
byli pod tym wzgl�dem wyj�tkiem. Przygotowywali si� na to wydarzenie rado�nie. Wszyscy czekali, a� okr�g�y
skrawek techniki nada z wysoka sw� triumfaln� pie��. Pierwszy satelita zosta� wystrzelony, ma�a kuleczka pomkn�a
dumnie przez przestrze�, nada�a jedno PIP ... po czym zamilk�a. Na dobre. Bo Co� j� zjad�o.
Tak przepad�o kilka pierwszych satelit�w. W ko�cu wys�ano wielk� pancern� kulk�, doskonale uzbrojon�, kt�rej uda�o
si� wykona� kilka okr��e� dooko�a planety zanim umilk�a. To by� pierwszy Sputnik O�eszkurwamacia�ski. Potem
posz�o ju� �atwiej, wystarczy�o tylko dostatecznie uzbroi� sztucznego satelit�, aby m�g� przetrwa� w trudnym
�rodowisku kosmicznym. Program podboju kosmosu w wydaniu O�eszkurwamacia�skim by� podbojem w pe�nym tego
s�owa znaczeniu. Okaza�o si� bowiem, i� pr�ni� kosmiczn� zamieszkuj� Wrogie Kosmiczne Stwory. Wielkie bydl�ta
�ywi�ce si� radioaktywnymi meteorytowymi rudami, nienawidz�ce wr�cz patologicznie wszystkiego, co bia�kowe,
wszystkiego, co o�eszkurwamacia�skie. Na szcz�cie na orbicie oko�oo�eszkurwamacia�skiej spotyka�o si� ma�e
stwory. Prawdziwie wielkie sztuki czai�y si� w g��bokim kosmosie. Naturalne jest, �e ka�da wyprawa w kosmos
wymaga�a solidnych �rodk�w bezpiecze�stwa. W rezultacie technika wojskowa O�eszkurwamacian przewy�sza�a o
dobre wieki �wietlne techniki wojskowe innych cywilizacji. Wszystkim wojskowym �ni�y si� koszmarne sny na temat
nieszcz�snego wygini�cia Stwor�w zamieszkuj�cych uk�ad O�eszkurwamacian, w rezultacie czego ca�a niespo�yta
energia tej rasy wyla�aby si� na reszt� kosmosu. Nikt nie mia� z�udze� - nie by�o si�y we Wszech�wiecie zdolnej stawi�
im czo�a. Dlatego kilka okolicznych uk�ad�w, bardzo bogatych w rudy, oraz pi�kne tropikalne planety, zia�o pustkami -
nikt nie chcia� sprawia� wra�enia cywilizacji szukaj�cej cho�by cienia cienia cienia cienia cienia cienia cienia cienia
cienia konfliktu. Na szcz�cie Kosmiczne Stwory mia�y si� dobrze i O�eszkurwamacianie mieli z nimi tyle k�opot�w,
co zwykle.
Fryderyk "Wy" Karthon wymy�li� sobie, �e czynne sp�dzanie wakacji mo�e polega� po prostu na przeleceniu tam i z
powrotem przez sojuszniczy uk�ad O�eszkurwamacian. Wymaga to tylko pot�nie zmodyfikowanej jednostki bojowej -
ale od czego kr��ownik komandora Biddona pracowicie przerabiany przez zdolne jednostki in�ynierskie z Silnika -
oraz paru biurokratycznych zabieg�w - ale od czego s� talenty aktualnie obecnego komandora Capsa? Si�y zbrojne
O�eszkurwamacian by�y, co prawda, zdumione pro�b� o zgod� na przyjacielsk� wizyt�, bo nikt nie pami�ta�, aby
ktokolwiek chcia� ich uk�ad zwiedza�, ale te� nikomu nawet do g�owy by nie przyszed� prawdziwy pow�d tego stanu
rzeczy.
Kr��ownik Biddon, klasa S300, �mietanka Ziemskiej Floty Kosmicznej, przygotowywa� si� do corocznego koszmaru
wakacyjnego. 300-metrowe sutki Pani starannie wypucowano. Hangary zapiecz�towano. OKOK postawiono w stan
najwy�szej gotowo�ci bojowej. Komandora Sedessa wys�ano na tropikalny urlop, aby by�o z czego dowcipkowa� po
jego powrocie. A tak naprawd�, to w takim uk�adzie, jak o�eszkurwamacia�ski, nie by�o najmniejszych nawet szans na
"P�ukanie". Komandor Wkr�takowski od tygodnia nie wychodzi� z Silnika. Komandor Poohwa dopieszcza�
wspomaganie urz�dze�, na kt�rych b�dzie wy�ywa� si� OKOK. Za�oga OKOK'u, ca�a blada, ale pewna siebie, w duszy
odlicza�a czas pozosta�y do punktu zero.
Major Qpach os�upia�. Tre�� meldunku by�a zbyt nieprawdopodobna, aby mog�a by� prawdziwa. Qpach zerkn�� na
holo... Nie, ten koszmar nie mo�e by� prawd�. To by�o co� tak niemo�liwego, niewyobra�alnego, nie-do-pomy�lenia, i�
biedy major czu�, jak jego erekcja, starannie hodowana od 120 lat, robi si� coraz, coraz mniejsza. Na my�l o tym, �e
trzeba to pokaza� genera�owi Qujowi, Qpach zrobi� si� fioletowy na twarzy. Holo przedstawia�o zbli�enie �wi�tego
Dziewiczego Po�ladka Kr�lewny Qtaski, po�ladka zaczerwienionego, po�ladka, na kt�rym wyra�nie odcina�a si� czyja�
wielka �apa. Major Qpach j�kna� g�o�no.
"- G�upia dziwka - warkn�� Qjohn. - Jak �mia�a si� pu�ci� z tym dupkiem?! Qjohn, cho� zna� Qmerry od wielu lat, nie
s�dzi�, i� by�a zdolna tak nisko upa��. A przecie� dla niej harowa�, dla niej wypruwa� sobie �y�y, dla niej zabija� za
grosze. - W Qrwe Je�a - zakl�� szpetnie Qjohn. Prawda by�a taka, i� Qmerry pu�ci�a go z wiatrem, pokazuj�c swoje
po�ladki Qtomowi. Qtom, jego najlepszy przyjaciel... Qmerry, ta skryta suka, wykorzysta�a go, a odda�a swoj� pup�
jemu. Zakpi�a z jego erekcji, erekcji, kt�r� przez lata hodowa� tylko dla niej, dla swej ksi�niczki... Jak teraz spojrzy w
twarz kumplom, wiedz�c doskonale, �e oni wiedz�, i� jego kobieta pokaza�a pup� innemu?!... Czarna, gor�ca rozpacz
podlana lodowat� w�ciek�o�ci� wype�ni�a serce Qjohna. - Nie - warkn��. - Nie, tak to si� nie sko�czy..." - z ksi��ki
"Przemin�o z Pupy Wiatrem" Qilberta Q. Qproota.
Komandor W�odzimierz "Wkr�cio" Wkr�takowski z powag� spogl�da� na g��wn� wajch� mocy w Silniku. Raz w roku
przesuwa�a si� ona na pozycj�, o kt�rej nawet Edward P. Poohwa wyra�a� si� z szacunkiem. Prawd� rzek�szy, Edward,
projektuj�c dopalacz dla Silnika, nigdy nie bra� powa�nie mo�liwo�ci u�ycia tak wysokich spr�e�. Ale �ycie, jak
zwykle, przeros�o fantazj�.
Kr��ownik Biddon sta� na granicy uk�adu O�eszkurwama�. Sk�ada�o si� na� 12 planet, niezliczone morza stad
meteoryt�w oraz nieznana bli�ej liczba Stwor�w Kosmicznych. Za�oga na Biddonie by�a jak jeden m�� blada. Opr�cz,
rzecz jasna, u�miechni�tych od ucha do ucha komandor�w Biddona i Karthona, kt�rzy z wyra�n� przyjemno�ci�
spogl�dali na dzik� chaotyczno�� o�eszkurwamacia�skiego uk�adu planetarnego.
- To co, Emil - odezwa� si� Karthon - kto zaczyna?
- Rzucaj, Fred, rzucaj - odpar� pogodnie Biddon.
Karthon wydoby� z kieszeni b�yszcz�c� ma�� monet�, kt�r� pieszczotliwie zwa� "Na szcz�cie".
- O�esz... to znaczy orze�, co?
- Ha! Pewnie, �e orze� - rzek� Biddon. - Reszki zawsze przegrywaj�!
Karthon podrzuci� monet� w powietrze. Zab�ys�a, powoli obracaj�c si� w przestrzeni pomieszczenia. Przez okna
sterowni, w kt�rej znajdowali si� obaj komandorzy, dalekie s�o�ce gro�nego uk�adu wygl�da�o jak male�ki diament w
koronie grozy. Komandor Kiszcz, dow�dca Bazyliska, czu� zimn� panik� w sercu, kt�rej nie m�g� opanowa�, ale do
kt�rej nie chcia� si� przyzna�. Nawet z daleka z�a s�awa o�eszkurwamacia�skich Kosmicznych Potwor�w zia�a
jadowit� niesamowito�ci�. Kiszcz nigdy nie by� bli�ej tego uk�adu ni� dzi�. Nigdy te� specjalnie nie wierzy� w plotki
opowiadaj�ce o wakacyjnych wyprawach G��wnodowodz�cego do tego serca koszmaru. Lecz przecie� widzia� to, co
widzia�... Widzia� pot�ny kad�ub Biddona z wolna tam zd��aj�cego. Im bardziej kr��ownik si� oddala�, tym jego
krucho�� i delikatno�� wydawa�a si� bardziej oczywista i bezbronna. Komandor Kiszcz, cz�ek m�ody jeszcze, nie mia�
w�tpliwo�ci - ogl�da� kr��ownik Biddon po raz ostatni. Ma�a moneta, nieme usta losu, zosta�a tymczasem sprawnie
schwycona r�k� Karthona.
- HA! - wykrzykn�� uradowany. - Reszka!
Biddon u�miechn�� si� i ceremonialnym gestem wskaza� na konsolne sterowania neuralnego. Fryderyk "Wy" Karthon
majestatycznie poszed� do niej, zanurzy� r�ce, u�miechn�� si� rado�nie i rykn��: - Maszynownia - dawa� mi DYCH�!
Komandor Wkr�takowski z ponurym, fatalistycznym u�miechem rzuci� raz jeszcze okiem na panel Silnika, kt�ry
oznajmia� wszystkim zainteresowanym co nast�puje:
0 - Brak mocy
1 - Normalnie
2 - Max
3 - Max fabryczny
4 - Normalny Max
5 - Maksymalny Max
6 - Niez�y Kop
7 - Dobry Wypierdziel
8 - Pi�dziach!
9 - O� kurwa!!
10 - Nie u�ywa�!!!
Po czym zamkn�� oczy, przesun�� wajch� do oporu i krzykn��: - Maszynownia, jest 10!
I tak rozp�ta�o si� piek�o.
Dlaczego �aden inny statek �adnej innej cywilizacji nigdy nie zwiedza� tego uk�adu? Bo Stwory Kosmiczne? Przecie�
to nie brzmi powa�nie. Jednak taka w�a�nie jest prawda. Kiedy kr��ownik Biddon z g�uchym j�kiem wyrwa� si� do
przodu pozostawiaj�c za sob� bulgocz�c� plazm�, Kosmiczne Stwory bezszelestnie wyprysn�y na jego spotkanie.
Wielosettonowe cielska - czarno-matowe, radioaktywne i z�biste - namierzy�y �r�d�o ciep�a, poczu�y smak rozgrzanego
metalu i nienawistn� im wo� bia�kowego �ycia. Wi�c ruszy�y jak charty na ma�ego zaj�czka. OKOK na Biddonie nie
by� spocony, nie by� przera�ony, nie by� skamienia�y. OKOK na Biddonie by� blady, ale naprawd� szcz�liwy. Bowiem
OKOK na Biddonie tylko raz w roku by� wa�niejszy ni� piloci my�liwc�w, ni� "P�ukanie" Komandora Sedessa. Tylko
w wakacje OKOK sta� w centrum wydarze�, tylko w wakacje wszyscy chodzili dooko�a nich jak na paluszkach, tylko
w wakacje wszyscy ich wielbili, podziwiali i modlili si� za nich - bo tylko w wakacje od Ch�opak�w "O Krok Od
Krocza" zale�a�o �ycie wszystkich na Biddonie. I OKOK nie zamierza� zawie�� nikogo.
General Quj poczu� si� jak... jak... jak... Zabrak�o mu s��w na por�wnanie. Ca�e jego �ycie, ca�a jego kariera, wszystkie
jego marzenia spopieli�y si� w jednej chwili. Widok �wi�tego Dziewiczego Po�ladka Kr�lewny Qtaski, na kt�rym
widnia�a CZYJA� �APA, wgryz� mu si� w umys� jak kwas. Z�era�a go w�ciek�o�� - nie, co� wi�cej ni� w�ciek�o��,
co�... co�... Quj sta� nieruchomo z niewidz�cym wzrokiem wbitym w holo przedstawiaj�ce ha�b� Kr�lewny. Zosta�a
zgwa�cona, zosta�a zbezczeszczona, zosta�a zniewa�ona... Wi�cej... Teraz Quj nie o�eni si� przecie� z ni�, runie
wszystko... W�adza, marzenia... I to PRZEZ KOGO... Lodowiec w�ciek�o�ci zacz�� p�ka� w generale. Pot�ne od�amki
nienawi�ci wpada�y z sykiem do oceanu m�ciwej wyobra�ni Quja. Dorwa�, zniszczy�, zadepta�... Uwolni� planet� od...
od... ZIEMIAN... uwolni� kosmos od... od.. ZIEMIAN. W Quju co� si� za�ama�o... i zarazem co� nowego zakrzep�o -
co� ohydnego, potwornego i mrocznego - jego �ycie zosta�o z�amane, ale on za to po�amie o wiele, wiele wi�cej na tym
�wiecie... o wiele, wiele wi�cej...
Biddon sun�� do przodu przez mro�n� pustk�, wci�� przyspieszaj�c. Na jego spotkanie run�y dwa pierwsze Stwory
Kosmiczne, �piewaj�c pie�� zag�ady. Lecz zanim dotar�y do refrenu, co� zacz�o si� dzia� nie tak. OKOK rykn�� swoj�
sfrustrowan�, wyczekiwan� przez ca�y rok odpowied�. G�uchy b�l dochodz�cy z okolic p�ciowych rozora� stalowe
umys�y obu Kosmicznych Stwor�w. Zanim zdo�a�y sobie one u�wiadomi� dotkliwo�� otrzymanych ran, by�y ju� tylko
kilkoma setkami n�dznych kawa�k�w dryfuj�cych w pr�ni. Nasta�a chwila ciszy, chwila grozy - Kosmiczne Stwory
swym nieomylnym instynktem poczu�y, i� �w ha�a�liwy k�sek o cudzoziemskim zapachu nie zamierza da� si� �atwo
zje��. Na spotkanie z nim wyruszy� jeden z Du�ych Kosmicznych Stwor�w, tak na oko pi�� razy wi�kszy ni� sam
kr��ownik. Nie snu� on pie�ni, nie rycza�, lecz tylko mkn�� w furii lodowatej ciszy. Dwie masy p�dzi�y naprzeciw
siebie - Stw�r, kt�remu do�wiadczenie m�wi�o, �e statek pr�dzej czy p�niej zboczy z kursu, aby unikn�� zderzenia,
oraz komandor Karthon za sterami Biddona, kt�ry ufa� OKOK'owi. Biddon nie zbacza�, Stw�r przyspiesza�. Kiedy
zderzenie wydawa�o si� nieuniknione, Stw�r pope�ni� b��d. Dzia�aj�c instynktownie i chc�c na po�y przerazi� ofiar�, na
po�y j� po�kn��, otworzy� swoj� wielk� paszcz�. Na to tylko czeka� OKOK - skoncentrowana si�a wszystkich laser�w
pok�adowych Biddona bluzn�a w nieopancerzone podniebienie Stwora, wyora�a sobie drog� przez jego m�zg, by
rzygn�� olbrzymim otworem po drugiej stronie g�owy. Kr��ownik przemkn�� przez czule�� zion�c� w Stworze jak
j�zyk kochanka przez wargi lubej. Karthon rykn�� rado�nie, a OKOK u�miechn�� si� m�ciwie. Stwory Kosmiczne w
tym momencie nie wytrzyma�y i rzuci�y si� po kilka na raz na gro�nego obcego. I rozpocz�a si� rze�. Karthon
kierowany si�dmym zmys�em lawirowa� p�dz�cym, trzeszcz�cym kr��ownikiem pomi�dzy cielskami Stwor�w,
pomi�dzy labiryntami meteor�w, cudem unikaj�c zderze�. OKOK ogarni�ty psychoz� pomieszan� z dzikim
uniesieniem dzia�a� jak chirurg erotoman, kt�rego przez przypadek kto� zamkn�� na 30 lat w celi, a potem nagle
wypu�ci�. Z dzik� fantazj� wykastrowywa� atakuj�ce Stwory, uzyskuj�c tym samym kilka cennych sekund
oszo�omienia potrzebnych do dok�adnego wcelowania w ich uk�ady decyzyjne. I pada�y jeden po drugim, roz�upywane,
rozcinane, rozbebeszane ju� to laserami, ju� to rozp�dzon� mas� kr��ownika. I OKOK, i komandor Karthon �wietnie
si� bawili. Wakacje! Nareszcie d�ugo oczekiwane wakacje!...
Na nieszcz�cie wszystko co dobre, szybko si� ko�czy, Biddon wkr�tce wszed� w obr�b okr�g�w g�rniczych
O�eszkurwamacian i obj�a go ochrona systemowa. Kosmiczn� przestrze� rozora�y grube na kilka metr�w promienie
laserowe z boi obronnych stacji g�rniczych, anihiluj�c za jednym zamachem ca�e stada Stwor�w Kosmicznych.
Kr��ownik dotar� do cywilizacji. Ale przecie� b�dzie jeszcze musia� stamt�d wylecie�, prawda?
Emeryt Fuzz wkroczy� zdecydowanie do sklepu spo�ywczego. Namierzy� wzorkiem Sprzedawc� Dupzza. Sprzedawca
siedzia� w swoim boksie i ogl�da� jak�� szmir� na holo. Fuzz zapuka� w drzwi. Dupzz, zdziwiony tak brutaln�,
niecodzienn� ingerencj� w sw� boksow� przysta�, przez d�u�sz� chwil� nie reagowa�. Fuzz za�omota� ponownie. Za
drzwiami rozleg�o si� niech�tne szuranie. Drzwi z sykiem rozwar�y si�, ukazuj�c dorodn� posta� sprzedawcy. Sklepy
spo�ywcze, cho� zautomatyzowane, posiada�y - by tak rzec - pierwiastek ludzki w postaci sprzedawc�w zawsze
gotowych w czym� pom�c, ewentualnie fachowo doradzi�. Dupzz, jako by�y wojskowy droid, zna� si� na kuchni
niespodziewanie dobrze, czego Fuzz nie raz by� ju� �wiadkiem. Lecz dzi� Fuzz przyszed� z reklamacj�.
- Dupzz, czy Waszym zdaniem z t� bu�k� jest wszystko w porz�dku? - zagadn�� sprzedawc�, prezentuj�c mu
rozpakowane nie�wie�e pieczywo.
- Ta' jest! - odkrzykn�� zdecydowanie Dupzz.
- Tak? - zdenerwowa� si� Emeryt Fuzz. - A co to Waszym zadaniem jest?!...
Fuzz wyj�� bu�k� z bezosobowych obj�� papieru, po czym rzuci� na blat. Bu�ka z mokrym pacni�ciem przytuli�a si� do
powierzchni sto�u, tworz�c niem� kompozycj� plamiastego wyrzutu. Fuzz rozpostar� jej paszcz�, wyci�gn�� z �rodka
j�zor i pokaza� Dupzzowi. - A to co jest, Dupzz... Jaki to ma, waszym zdaniem, kolor?!...
Sprzedawca Dupzz - droid do�wiadczony - z namys�em pochyli� si� na bu�k�. J�zor sztywno stercz�cy z bezz�bnej
paszczy pieczywa mia� kolor lekko niebieski. Prawid�owy j�zor �wie�ej, niedawno ubitej bu�ki jest zielony.
- Ta' jest?... - wyrazi� elokwentnie sw� w�tpliwo�� Dupzz.
- Bu�ka jest nie�wie�a - warkn�� Emeryt Fuzz. - I to jest trzecia nie�wie�a bu�ka zakupiona w tym sklepie.
- Ta' jest?! - zdziwi� si� sprzedawca.
- Ta' jest! Zr�bcie co� z tym, Dupzz, z��cie reklamacj�, zr�bcie awantur�, zmienicie dostawc� - ale co� zr�bcie!
Sprzedawca Dupzz zamar� z zamy�leniu. Nie�wie�e pieczywo jest ewidentnym kiksem. Dupzz jako cia�o kierownicze
odpowiada na ca�o�� zaplecza logistycznego. I kiedy szeregowy klient zg�asza zapotrzebowanie na �wie�e pieczywo,
obowi�zkiem dow�dztwa sklepu - czyli obowi�zkiem jego, Dupzza - jest wykona� ten rozkaz. Sprzedawca Dupzz
wyprostowa� si� zdecydowanie i r�wnie zdecydowanie zdecydowa�:
- Ta' jest!
- Doskonale - ucieszy� si� Emeryt Fuzz. - Doskonale!...
Kr�l Po Prostu o'Q czu� narastaj�cy b�l g�owy. Koszmarny wiecz�r zamieni� si� w koszmarn� noc, a ta z kolei przesz�a
w nie mniej koszmarny ranek. Kr�l Po Prostu o'Q by� unoszony przez przybieraj�c� fal� wydarze� i, co najgorsze, nie
mia� najmniejszego wp�ywu na to, gdzie woda go wyrzuci. Genera� Quj, dow�dca si� specjalnych, najwyra�niej
zwariowa�. Zamierza� w jego - Kr�la - imieniu wyda� wojn� po�owie Galaktyki... Kr�l cicho sykn��. Przy tym gwa�t na
ksi�niczce Qtatsce, nad kt�rym bola�o ca�e kr�lestwo, ba! ca�a p