516
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 516 |
Rozszerzenie: |
516 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 516 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 516 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
516 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
C.L. Moore
OWOC POZNANIA
FRUIT OF KNOWLEDGE
Prze�o�y� RAFA� WILKO�SKI
C.L. Moore (1911-1987) nigdy nie zyska�a uznania krytyki, na jakie w pe�ni zas�uguje jako jedna z pierwszych dam literatury science fiction. Cz�sto by�a anonimow� wsp�autork� ksi��ek Henry'ego Kuttnera. Wsp�pracowa�a z nim g��wnie przy tworzeniu powie�ci, kt�rych fabu�a zaciera�a granic� pomi�dzy fantastyk� naukow� a fantasy, takimi jak "Valley of the Flame" (Dolina ognia) czy "Well of the Worlds" (Studnia �wiat�w). Jej kr�tkie formy, napisane samodzielnie, zas�uguj� na uznanie ze wzgl�du na wyrazisto�� postaci oraz ich psychologicznych motywacji. Dwa najbardziej znane opowiadania to debiutanckie "Shambleau", w kt�rym po raz pierwszy pojawia si� jej ulubiony bohater Northwest Smith, oraz "Vintage Season" (Winobranie), opisuj�ce grup� turyst�w z przysz�o�ci, kt�rzy niewidzialni dla innych badaj� przesz�o��, przy czym to ostatnie uwa�ane jest za klasyczny ju� utw�r fantastyki spekulatywnej.
To by� pierwszy szabat. Nad rozleg�ymi polanami Edenu powiewa� lekki wietrzyk. Jak okiem si�gn�� panowa� absolutny bezruch, je�li nie liczy� ma�ej g��wki wyposa�onej w par� skrzyde�, kt�ra z furkotem przemkn�a, ziewaj�c, nad polan� i znikn�a w�r�d drzew, a ich konary rozchyli�y si�, by zrobi� jej miejsce. W g�stym powietrzu uskrzydlona g��wka zostawi�a za sob� wyra�ny, dr��cy �lad niczym kilwater na wodzie o niezr�wnanej przejrzysto�ci. Gdzie� daleko i wysoko w g�rze s�ycha� by�o niewyra�ne echa podnios�ych pie�: "Hosanna... hosanna...". To serafini �piewali wok� Tronu.
Wodne oczko na brzegu polany mieni�o si� niczym wielki, ciemny klejnot. G�adka tafla wody dawa�a tak�e wspania�e odbicie. Kobieta, kt�ra si� pochyla�a nad stawem, w�a�nie dokona�a tego odkrycia. Przybli�y�a g�ow� tak blisko wody, �e omal nie zamoczy�a sobie g�stych, ciemnych w�os�w. Otacza� j� jaki� dziwny cie�, przypominaj�cy szat� z niezwykle delikatnej tkaniny, kt�ra niezbyt dok�adnie okrywa�a jej ol�niewaj�ce wdzi�ki. I chocia� nie czu�a nawet najl�ejszego podmuchu wiatru, utkana z cienia szata
61
Z�ota ksi�ga fantasy
�opota�a niespokojnie na jej ciele, a w�osy falowa�y, jakby poruszane bryz�, kt�ra przecie� przesta�a ju� wia�.
Kobieta zachowywa�a si� bardzo cicho, kiedy przelatuj�ca g�owa cherubina zatrzyma�a si� nad wod�, aby jej si� przyjrze�, zawisn�wszy nieruchomo w powietrzu niczym koliber, tu� nad swoim odbiciem w stawie.
- Prze�liczna! - cherubin zawo�a� z aprobat� cienkim, piskliwym g�osikiem. - Jeste� tu nowa, prawda?
Kobieta podnios�a wzrok, a na jej twarzy z wolna zacz�� pojawia� si� u�miech. Odgarn�a do ty�u welon ciemnych w�os�w.
- Tak - odpar�a cicho. Jej g�os brzmia� niepewnie. Dot�d nie mia�a jeszcze okazji, by go u�ywa�.
- Spodoba ci si� w Ogrodzie - powiedzia� cherubin lekko protekcjonalnym tonem, przez chwil� energicznie machaj�c t�czowymi skrzyd�ami. - Czy m�g�bym ci w czym� pom�c? Mam woln� chwilk�. Z ochot� ci� oprowadz�.
- Dzi�kuj� - u�miechn�a si� kobieta, tym razem troch� �mielej. - Dam sobie rad�.
Cherubin wzruszy� kolorowymi skrzyd�ami. - Jak sobie �yczysz. A tak przy okazji, mam nadziej�, �e ostrze�ono ci�, aby� nie zbli�a�a si� do Drzewa?
Kobieta rzuci�a mu szybkie spojrzenie. Jej ciemne oczy zw�zi�y si�.
- Do Drzewa? Czy�by by�o niebezpieczne?
- Nie, nie. Po prostu nie nale�y go dotyka�, to wszystko. Chodzi o to drzewo po�rodku Ogrodu, Drzewo Poznania Dobra i Z�a... nie da si� go przeoczy�. Widzia�em, jak Cz�owiek przygl�da� mu si� wczoraj przez d�u�sz� chwil�. O, w�a�nie, czy widzia�a� si� ju� z Cz�owiekiem?
Kobieta pochyli�a g�ow� w taki spos�b, �e w�osy opad�y jej na twarz, zas�aniaj�c j� niczym g�sta woalka. Zza tej zas�ony g�os zabrzmia� tak, jakby u�miecha�a si�, wypowiadaj�c s�owa:
- W�a�nie mnie oczekuje.
- Ach tak? - cherubin by� wyra�nie pod wra�eniem. - Znajdziesz go w okolicach gaju pomara�czowego, na wsch�d od Drzewa. Odpoczywa tam. Dzi� jest Dzie� Odpoczynku, wiesz? - Podni�s� brew i porozumiewawczo wskazuj�c w stron� nieba doda�: - On tak�e odpoczywa. S�yszysz te �piewy? Stworzy� Cz�owieka dopiero wczoraj, z tej w�a�nie ziemi, na kt�rej stoisz. Wszyscy si� temu przygl�dali�my. To by�o co� cudownego... Potem nada� cz�owiekowi imi� Adam, za� Adam nazwa� wszystkie zwierz�ta... A tak przy okazji: jak ty masz na imi�?
Kobieta pos�a�a u�miech swemu zawoalowanemu odbiciu w wodzie. Odpowiedzia�a dopiero po chwili.
- Lilith.
Cherub spojrza� na ni� oczami, kt�re z wolna robi�y si� coraz szersze i wi�ksze, a� w ko�cu przypomina�y dwa wielkie b��kitne kr��ki wyra�aj�ce najwy�sze zdziwienie. Przez jaki� czas nie m�g� wydoby� z siebie s�owa. Potem �ci�gn�� swe r�owiutkie wargi i wyszepta�:
- Przecie�... - zaj�kn�� si� - ty... ty jeste� Kr�low� Powietrza i Mroku!
62
Owoc Poznania
K�tem oka posy�aj�c mu rozbawione spojrzenie, kobieta przytakn�a skinieniem g�owy. Cherubin przypatrywa� si� jej wielkimi oczyma jeszcze przez chwil�, czekaj�c, a� zn�w b�dzie w stanie m�wi�. Lecz nagle zatrzepota� gwa�townie t�czowymi lotkami i jak strza�a �mign�� w stron� drzew bez s�owa po�egnania, zn�w pozostawiaj�c za sob� na wp� widoczny, rozedrgany �lad w przezroczystym powietrzu. Patrzy�a za nim z mrocznym u�miechem na twarzy. Na pewno polecia� ostrzec Adama. Jej u�miech sta� si� nieco szerszy. Niech sobie leci.
Lilith po raz ostatni rzuci�a okiem na lustrzan� powierzchni� sadzawki, aby przyjrze� si� temu dziwnemu, nowemu kszta�towi jaki przybra�a. Absolutna nowo�� - nawet B�g nie wiedzia� nic o istnieniu czego� podobnego. I co dziwniejsze, wydawa�o jej si�, �e polubi t� swoj� now� posta�. Wbrew wcze�niejszym obawom, nie by�a sztywna ani ci�ka, a ponadto nie potrafi�a si� oprze� niezwyk�ej rozkoszy, jakiej doznawa�a, czuj�c delikatny powiew bryzy pieszcz�cy cia�o, zapach wiosennej s�odyczy wype�niaj�cy nozdrza i mi�kki dywan trawy �ciel�cy si� pod jej bosymi stopami. Ogr�d promienia� pi�knem, z kt�rego w og�le nie zdawa�a sobie sprawy, dop�ki nie ujrza�a go ludzkimi oczyma. Wszystko, co przez nie widzia�a, wygl�da�o zupe�nie inaczej. W tym ciele jej zmys�y uleg�y dziwnemu przeorientowaniu, tak jakby ona, kt�ra zawsze widzia�a wszystko z krystaliczn� wyrazisto�ci�, teraz przygl�da�a si� �wiatu przez r�nobarwne t�cze. Ale ta zmiana by�a bardzo przyjemna. �a�owa�a, �e nie ma wi�cej czasu, aby m�c d�u�ej nacieszy� si� pobytem w tym pi�ciozmys�owym ciele, jakie zosta�o r�wnie� dane Adamowi.
Niestety, musia�a si� spieszy�. Spojrza�a w stron� jasnej, nieporuszonej plamy blasku rozci�gaj�cej si� ponad drzewami, jak gdyby mog�a wzrokiem przenikn�� przez niebieski strop i dostrzec Boga spoczywaj�cego na Tronie w�r�d niewyobra�alnego splendoru, podczas gdy serafini ustawieni ponad Nim w d�ugie, l�ni�ce rz�dy �piewali podnios�e pie�ni chwa�y. W ka�dej chwili On m�g� wsta� i spojrze� w d� na Eden. Niemal instynktownie Lilith szczelniej okry�a si� cienist� szat�. Je�li nie b�dzie przygl�da� si� zbyt uwa�nie, to mo�e Jego oczy nie przenikn� tego cienia. Ale je�li wyostrzy wzrok... dreszczyk podniecenia, niczym rozga��ziaj�ca si� b�yskawica, przeszy� to dziwne nowe cia�o, kt�re przybra�a. Lubi�a ryzyko.
Kiedy po raz ostatni pochyla�a si� nad stawem, przypomina� on wielkie, ciemne oko, kt�re wpatrywa�o si� w ni� bacznie, jakby zdaj�c sobie spraw� z jej obecno�ci. Przebywa�a wewn�trz �yj�cego Ogrodu. Przezroczyste powietrze drga�o rytmicznie pomi�dzy drzewami, ziemia ugina�a si� spr�y�cie pod jej stopami, wysokie pn�cza rozsuwa�y si� na boki, aby mog�a przej��. Lilith pod��aj�c �ladem cherubina zostawionym w powietrzu, nie kry�a zaskoczenia na widok rozst�puj�cych si� drzew. Najwyra�niej istnia�a bardzo mocna wi� ��cz�ca cia�o z ziemi� i wszystkim, co z niej wyrasta�o-mo�e dlatego pi�kno ogrodu robi�o piorunuj�ce wra�enie na jej nowej
63
Z�ota ksi�ga fantasy
postaci, poniewa� tak dobrze na�ladowa�a ona to cia�o, kt�re wczoraj by�o cz�ci� Ogrodu. A je�li ona odczuwa�a �w zwi�zek tak wyra�nie, to co musia� czu� Adam, kt�ry jeszcze wczoraj by� ziemi�?
Ogr�d sprawia� wra�enie olbrzymiej, na wp� �wiadomej istoty otaczaj�cej j� ze wszystkich stron, drgaj�cej nieznacznie w rytm pulsuj�cego powietrza. Czy to w�a�nie z tego pot�nego, rozedrganego uciele�nienia �yzno�ci i p�odno�ci B�g wywi�d� wszelkie �ywe stworzenie, jakie zape�nia�o Eden? Czy Adam by� jedynie zogniskowaniem oraz intensyfikacj� tego samego �ycia, kt�re t�tni�o w ca�ym Ogrodzie? Dzie�o stworzenia stanowi�o co� absolutnie nowego, musia�a wi�c poprzesta� na snuciu domys��w.
Kiedy nie spiesz�c si�, sz�a po�r�d drzew, przypomnia�a sobie tak�e o Drzewie Poznania. Drzewie zarazem kusz�cym i zakazanym. Dlaczego? Czy�by B�g poddawa� Cz�owieka jakiej� pr�bie? Czy wi�c nie by� Cz�owiek stworzeniem ca�kowicie kompletnym? Czy w Edenie mog�o by� cokolwiek niedoskona�ego? Nagle zda�a sobie spraw�, �e tak w�a�nie musia�o by�. Sama jej obecno�� w tym miejscu by�a tego wyra�nym dowodem, jako �e spo�r�d wszelkich istnie� to przede wszystkim ona nie mia�a prawa zakrada� si� na t� magiczn� kul�, kt�ra by�a najwi�kszym dzie�em Boga. A tymczasem znajdowa�a si� w samym jej sercu, o czym nie wiedzia� nawet B�g, chocia�...
Lilith pos�a�a u�miech przez korony drzew, ku ch�rom serafin�w; ich pie�� to narasta�a, to cich�a, po czym wznosi�a si� ponownie, niewyobra�alnie pi�kna, wysoko ponad lasem. Zwierz�ta, kt�re mija�a, przygl�da�y jej si� rozszerzonymi oczyma, jakby nieco zmieszane. Najwyra�niej na jej widok czu�y jaki� nieokre�lony dyskomfort, aczkolwiek strach nie by� jeszcze znany na terenie Ogrodu. Lilith przygl�da�a si� ciekawie wszystkim napotykanym stworzeniom. Uzna�a, �e s� bardzo pi�kne. Podoba�o jej si� w Edenie.
Po chwili poczu�a silny zapach bij�cy zza drzew, zbyt upojny, by si� nim rozkoszowa�, i us�ysza�a cienki g�osik popiskuj�cy w podnieceniu:
- Lilith... Pani Powietrza i Mroku... Oj, to Mu si� nie spodoba! Trzeba zawiadomi� Micha�a...
U�miechni�ta wysz�a spomi�dzy drzew na teren zalany �agodnym blaskiem s�o�ca Edenu. Jego promienie nie rozprasza�y cienia, kt�ry ciemn� woalk� os�ania� jasne kontury nieznanego dot�d w Edenie kszta�tu. Raz czy dwa razy nieuchwytna bryza unios�a jej w�osy przypominaj�ce wielk� czarn� chmur� otaczaj�c� jej g�ow�, chocia� w tym samym czasie ani jeden listek nie poruszy� si� na �adnym z drzew. Przystan�a, patrz�c na otwart� przestrze�, i w�wczas poczu�a pierwsze drgnienie nieufno�ci wobec nowego cia�a.
Na poro�ni�tym traw� wzg�rku, w pe�nym s�o�cu, pod kwitn�cymi drzewkami pomara�czowymi le�a� Adam. Drzewa i kwiaty Edenu by�y przecudne w oczach nowego cia�a Lilith, a dochodz�ce zewsz�d aromaty wprawia�y j� w b�ogi stan; teraz mia�a przed sob� wcielenie doskona�o�ci �wie�o uformowane z ciep�ej, czerwonej ziemi Edenu na obraz i podobie�-
64
Owoc Poznania
stwo Tw�rcy; Lilith by�a przera�ona, ale odczuwa�a r�wnie� niewypowiedzian� przyjemno��. Nie ufa�a pi�knu, za kt�rego spraw� stan�a bez ruchu pod drzewami, nie rozumiej�c, dlaczego w�a�ciwie si� zatrzyma�a.
M�czyzna le�a� na trawie z szeroko rozrzuconymi, muskularnymi nogami i ramionami, z odchylon� do ty�u g�ow�, kt�r� zdobi�y blond loki, �mia� si� do cheruba. Jego sylwetka i ka�dy najdrobniejszy gest, jaki wykonywa�, mia�y w sobie nieodparty urok m�skiego pi�kna, tak doskona�ego, �e mog�o wyj�� jedynie spod r�ki istoty Wszechmocnej. Chocia� nie nosi� �adnego ubrania, nie wydawa� si� bardziej nagi ni� ona, gdy� spowity by� tajemnicz� po�wiat� subtelnego blasku, kt�ry otacza� go, po�yskuj�c niczym aureola.
Cherubin w podnieceniu to podlatywa� w g�r�, to opada� w d�, kwicz�c gor�czkowo:
- Ona nie powinna tutaj by�! Dobrze o tym wiesz! Ona jest chodz�cym z�em, w�a�nie tak! Bogu to si� nie spodoba! Ona... - Lecz kiedy spojrza� ponad g�ow� Adama, jego oczy napotka�y oczy Lilith. Gwa�townie prze�kn�� �lin�, piskliwym tonem wykrzycza� ostatni� przestrog�: - Radz� ci, uwa�aj! - i odfrun��, szeleszcz�c pomi�dzy li��mi, ogl�daj�c si� za siebie ponad skrzyd�em.
Adam skierowa� spojrzenie w stron�, gdzie przed chwil� patrzy� cherubin. U�miech znikn�� z jego twarzy i m�czyzna powoli wsta�. Kszta�tne mi�nie smuk�ych n�g i d�ugich r�k pr�y�y si� przepi�knie pod �wietlistym odzieniem, kiedy si� porusza�. Doskona�o�� by�a widoczna w ka�dym ge�cie. Lilith mia�a przed sob� stworzenie bez skazy, najnowsze osi�gni�cie bo�ego kunsztu. Zbli�a� si� niespiesznym krokiem. Na jego twarzy malowa�o si� zdziwienie.
Przygl�da�a mu si� coraz bardziej nieufnie. Wszelkie inne wspania�o�ci Ogrodu dostarcza�y jej przyjemno�ci abstrakcyjnej, pozostawiaj�c j� pani� samej siebie. Ale teraz stan�a wobec czego�, czego absolutnie nie rozumia�a. Spogl�da�a zmieszana przez oczy cia�a; w Adamie by�o co� jednocze�nie nieznanego i poci�gaj�cego. Po�o�y�a d�o� na g�rnej cz�ci tu�owia, kt�ra unosi�a si� i opada�a w rytm jej oddechu. Poczu�a, jak co� wali mocno pod mi�kk�, zaokr�glon� wypuk�o�ci� z cielesnej materii.
Adam podszed� bli�ej. Spotkali si� na �rodku polany i przez d�ug� chwil� milczeli. M�czyzna odezwa� si� przepi�knym g�osem o g��bokim i czystym brzmieniu:
- Jeste�... jeste� dok�adnie taka, jak sobie wyobra�a�em... Wiedzia�em, �e gdzie� musisz by�, wystarczy tylko, �ebym ci� odnalaz�. Gdzie si� ukrywa�a�?
Z wyra�nym wysi�kiem Lilith zapanowa�a nad dziwnym, nieznanym jej odczuciem: fale gor�ca zalewa�y jej cia�o. W ko�cu to dwunogie stworzenie by�o jedynie ograniczon� �wiadomo�ci� zamkni�t� w nowo uformowanym ciele, niczym wi�cej, i w gruncie rzeczy nie mia�o znaczenia, jakiego kszta�tu by�o to cia�o. Zadanie, kt�re mia�a wykona�, nale�a�o do niebezpiecz-
5. Z�ota ksi�ga...
65
Z�ota ksi�ga fantasy
nych; nie mog�a marnowa� czasu na podziwianie stoj�cego przed ni� m�czyzny tylko dlatego, �e przypadkiem jego widok sprawia� przyjemno�� oczom jej nowo nabytego cia�a. Spojrza�a na Adama spod rz�s, gruchaj�c przymilnie, a jej g�os by� s�odki jak mi�d:
- Nie by�o mnie tu, dop�ki o mnie nie pomy�la�e�.
- Dop�ki ja o tobie nie... - ko�c�wki z�ocistych brwi Adama spotka�y si� po�rodku czo�a.
- B�g stworzy� ci� na Sw�j obraz i podobie�stwo - wyja�ni�a Lilith, trzepocz�c rz�sami. -Wci�� jest w tobie tyle z Boga... czy�by� nie wiedzia�, �e tak�e mo�esz stwarza�, je�li tylko wystarczaj�co mocno czego� pragniesz?
Pami�ta�a g��bok� t�sknot� i pragnienie pobrzmiewaj�ce w tym pulsuj�cym wezwaniu, kt�re pot�nymi falami rozchodzi�o si� od Ogrodu, i wydawa�o si� skierowane wy��cznie do niej. Pami�ta�a, z jak� rozkosz� mu si� podda�a i jak bez najmniejszego sprzeciwu podporz�dkowa�a sw� wol� woli niewidzialnego nawo�ywacza z Ogrodu. Pozwoli�a, aby tajemniczy zew wydoby� j� z p�ynnej pr�ni i modelowa� na niej cia�o wedle swego gustu, a� do chwili, kiedy ca�e jej jestestwo zosta�o umieszczone w pojemniku z dziwnej, mi�kkiej, elastycznej i uleg�ej substancji, kt�ra okaza�a si� tak zdradliwie wra�liwa na wszystko, co spotyka�a w Edenie.
Adam potrz�sn�� z�otymi k�dziorami, nic nie rozumiej�c.
- Nie by�o ci� tutaj. Nie mog�em ci� znale�� - powt�rzy�, jakby wcale jej nie s�ysza�. - Przez ca�y dzie� przygl�da�em si� zwierz�tom i wszystkie z nich tworzy�y pary, z wyj�tkiem Cz�owieka. Wiedzia�em, �e musisz by� gdzie� tutaj. Wiedzia�em, jak b�dziesz wygl�da�. Pomy�la�em sobie, �e jak ci� znajd�, nadam ci imi� Ewa, Matka Wszystkich �yj�cych. Podoba ci si�?
- To dobre imi� - wymrucza�a Lilith, jeszcze bardziej zbli�aj�c si� do m�czyzny - ale nie dla mnie. Ja jestem Lilith - ta, kt�ra wysz�a z mroku, poniewa� mnie potrzebowa�e�. - Obdarzy�a go ol�niewaj�cym u�miechem, a cieniste odzienie mocniej przylgn�o do ramion, kiedy unios�a je do g�ry.
Adam nie by� pewny, co ma zrobi� ze swoimi ramionami, kiedy ona splot�a d�onie na jego karku i unios�a si� lekko na palcach, podnosz�c g�ow� i zbli�aj�c twarz do jego twarzy.
- Lilith? - powt�rzy� jak echo zdziwionym g�osem. - Podoba mi si� ten d�wi�k. Co on oznacza?
- Niewa�ne - zagrucha�a najs�odszym g�osem. - Przyby�am, bo mnie pragn��e�. - A nast�pnie wymrucza�a rozkosznie: - Pochyl g�ow�, Adamie. Chcia�abym ci co� pokaza�...
To by� pierwszy poca�unek w historii Edenu. Lilith otworzy�a oczy i spojrza�a na Adama przera�onym wzrokiem; tak g��boko poruszy�a j� przyjemno��, jakiej dostarczy�o zetkni�cie si� warg, �e ledwie mog�a sobie przypomnie�, co sprawi�o, i� zapragn�a tej pieszczoty. Adam spogl�da� na ni� oszo�omiony. Wreszcie domy�li� si�, co ma robi� z ramionami. Wyb�ka� nie mog�c opanowa� zmieszania:
66
Owoc Poznania
- Dzi�ki Bogu, �e przysz�a�! Szkoda, �e nie przys�a� ci� wcze�niej. Mogliby�my...
Lilith zd��y�a ju� otrz�sn�� si� nieco z nieznanego jej stanu, i zamrucza�a �agodnie:
- Czy�by� nic nie rozumia�, kochany? Nie B�g mnie tu przys�a�. To ty, ty sam. Przez to, �e na mnie czeka�e�, �e tak mnie pragn��e�, sprawi�e�, �e wyrwa�am si� z... niewa�ne zreszt� sk�d... i przyby�am do ciebie w tym ciele, kt�re sam dla mnie wymy�li�e�; wiedzia�am, �e mo�emy tu, w Edenie, dokona� razem wspania�ych rzeczy. Jeste� obrazem Boga i masz wi�ksz� moc ni� ci si� wydaje, Adamie.
Wspania�y pomys�, jaki powzi�a jeszcze w eterycznych otch�aniach, kiedy po raz pierwszy us�ysza�a bezg�o�ne wezwanie Adama, doda� jej g�osowi si�y i blasku.
- Dla nas dwojga nie ma tutaj �adnych granic. Mo�emy dokona� wi�kszych dzie�, ni� to si� kiedykolwiek �ni�o samemu Bogu...
- Jeste� taka �liczna - przerwa� Adam, posy�aj�c jej rozbrajaj�cy, pusty u�miech. - Tak si� ciesz�, �e tu przyby�a�...
Lilith pozby�a si� resztek zapa�u, wypuszczaj�c je� siebie w postaci d�ugiego westchnienia. Uzna�a, �e nie ma sensu odbywa� teraz powa�nej rozmowy. By� jeszcze zbyt nowy. Pe�en boskiej mocy, to prawda, ale ca�kowicie mocy tej nie�wiadom... nie�wiadom nawet samego siebie jako autonomicznej jednostki. Nie pr�bowa� jeszcze Owocu Poznania, a jego niewinno�� by�a r�wnie nieskazitelna jak jego uroda. W umy�le Adama nie by�o, ani nie mog�o si� znale�� nic, czego B�g by tam nie umie�ci� z chwil�, gdy ukszta�towa� go z ciep�ej gleby Edenu.
Ale mo�e to i lepiej. Zbyt niewiele dzieli�o Adama od pe�nej bosko�ci, aby m�g� towarzyszy� jej we wszystkim, co planowa�a. Je�li nigdy nie kosztowa� s�odyczy poznania, to nie b�dzie zadawa� pyta�. Dlatego te� lepiej, �eby w og�le nie dotyka� Drzewa.
Drzewo - my�l o nim przypomnia�a jej, �e Eden wci�� by� terenem, gdzie prowadzono eksperymenty, nie za� sko�czonym dzie�em. Pomy�la�a, �e wie ju�, jaka to usterka tkwi w Cz�owieku. Ta usterka musia�a sprawi�, �e w�a�nie ona, Lilith, jako jedyna spo�r�d stworze� zamieszkuj�cych eter, mog�a znale�� si� tutaj, tu� przy samym o�rodku wszelkiej mocy, pi�kna i niewinno�ci w ca�ym Edenie. W�a�nie Lilith, kt�ra sama by�a wcielonym z�em i dobrze o tym wiedzia�a. B�g uczyni� Adama niekompletnym i prawdopodobnie nie zdawa� sobie sprawy z istniej�cej w nim wady. Za� Adam, z w�asnego pragnienia stworzy� kobiet�, kt�ra tak�e nie by�a stworzeniem kompletnym. Lilith nagle zda�a sobie z tego spraw� i od razu zacz�a rozumie� swoje reakcje w zetkni�ciu z t� cudown� istot�, kt�ra wci�� trzyma�a j� w swych ramionach.
Gdzie� za tym wszystkim musia� kry� si� jaki� g��bszy zamys�, niezwykle istotny, ale jej umys� nie mia� zamiaru go tropi�. Raczej uporczywie ogania� si� od wszelkich natr�tnych my�li, aby skupi� si� jedynie na mglistej tajem-
67
Z�ota ksi�ga fantasy
nicy Cz�owieka, na kt�rego ramieniu opiera�a sw� g�ow�. Co za �mieszna rzecz to cia�o! Kiedy mia�a je na sobie, ani niepokoj�ce pytania o Bo�e zamys�y, ani nawet �wiadomo��, �e nara�a si� na wielkie niebezpiecze�stwo przybywaj�c tutaj, nie zdo�a�y przy�mi� wielkiego wra�enia, jakie wywiera�a na niej blisko�� Adama, obj�cie jego mocnego ramienia. Wszystkie priorytety traci�y sw� wa�no�� w zastraszaj�cym tempie, a najbardziej przera�aj�cy w tym wszystkim by� fakt, �e w og�le si� tym nie przejmowa�a. Z powrotem opar�a g�ow� o bark m�czyzny i wci�gn�a nosem miodow� wo� kwiat�w pomara�czy, nadaremnie pr�buj�c przypomina� sobie, jak bardzo marnuje czas. W ka�dej chwili B�g m�g� spojrze� w d� i dostrzec j�, a do tej pory powinna przecie� tak wiele dokona�. Koniecznie musi przezwyci�y� t� rozkoszn� mg��, kt�ra zasnuwa�a jej zmys�y za ka�dym razem, kiedy rami� Adama oplata�o jej cia�o. Mia�a wszak sprawi�, by Ogr�d wzmocni� sw� samo�wiadomo�� i nale�a�o si� do tego zabra� ju� teraz.
Westchn�wszy g�o�no, splot�a swoje palce z palcami Adama i zamrucza�a na j przymilnie j, jak potrafi�a.
- Chcia�abym zobaczy� Ogr�d. Nie oprowadzi�by� mnie? Gdy odpowiedzia�, jego g�os by� pe�en �aru:
- Oczywi�cie! Liczy�em, �e mnie o to poprosisz. To takie cudowne miejsce. Cherubin przefrun�� nad dolin�, kiedy udawali si� na wsch�d, i z �opotem skrzyde� zatrzyma� si�, aby na nich popatrze�; jego twarz wykrzywi�
grymas gniewu.
- Poczekaj tylko, a� B�g spojrzy na d�! - wypiszcza�. -Tylko poczekaj!
Adam zareagowa� wybuchem �miechu, na co cherubin cmokn�� z dezaprobat� i odlecia�, kr�c�c g�ow�.
Lilith tak�e si� �mia�a, wci�� wsparta na ramieniu Adama. Cieszy�a si�, �e m�czyzna nie rozumia� ostrze�e� cherubina, g�uchy na jego dramatyczne pokrzykiwania w swej doskona�ej niewinno�ci. Dop�ki b�dzie mog�a, nie pozwoli mu spr�bowa� Owocu. Nie by�o w nim najmniejszej wiedzy o z�u, i nigdy nie powinno by�. Zdawa�a sobie spraw�, �e ona sama stanowi esencj� absolutnego z�a, b�d�cego przeciwie�stwem absolutnego dobra, stanowi�cego dla� przeciwwag�, dzi�ki kt�rej dobro mog�o w og�le istnie�. Jej zadania w dziele stworzenia by�y r�wnie wa�ne, jak zadania Boga, gdy� jak �wiat�o nie mo�e istnie� bez ciemno�ci, dostatek bez braku, tak i dobro nie mo�e istnie� bez z�a.
Jednak Lilith w og�le nie czu�a w sobie z�a w owej chwili. Nie widzia�a �adnego antagonizmu pomi�dzy negacj� i przewrotno�ci�, kt�re stanowi�y sens jej istnienia, a niez�omn�, pozytywn� niewinno�ci� krocz�cego u jej boku Cz�owieka.
- Sp�jrz - powiedzia� Adam wskazuj�c okolic� szerokim gestem d�ugiego ramienia. Przed sob� mieli stok niskiego wzg�rza ca�y ugwie�d�ony kwiatami, je�li nie liczy� niewielkiego wykopu z boku, gdzie wida� by�o �wie��, rozryt� gleb� Edenu. Rozkopane miejsce powoli zarasta�o ju� nie�mia�� zieleni�.
68
Owoc Poznania
- To tu zosta�em stworzony - powiedzia� Adam cicho. - Z ziemi tego stoku. Czy to nie wydaje ci si�... nie wydaje ci si� cudowne, Lilith?
- Je�li tobie si� tak wydaje - zagrucha�a, rzeczywi�cie tak my�l�c. - Dlaczego?
- Zwierz�ta zdaj� si� nic nie pojmowa�. Mia�em nadziej�, �e ty mnie zrozumiesz. To tak jakby... ca�y Ogr�d by� cz�ci� mnie. Je�li b�d� jeszcze jacy� ludzie, to czy s�dzisz, �e pokochaj� t� ziemi� tak jak ja, Lilith, dla niej samej? Czy my�lisz, �e b�d� czu� to samo co ja, na my�l o miejscu, gdzie si� urodzili? Czy jakie� wzg�rze lub dolina b�dzie dla nich jak cz�� ich cia�a, tak �e b�d� cierpie� w oddaleniu od tego miejsca, za� w razie potrzeby walczy�, a nawet gin��, by je utrzyma� - dok�adnie tak, jak ja s�dz�, �e bym zrobi�? Czy ty te� czujesz co� podobnego?
Owion�� ich pulsuj�cy wiatr unosz�cy s�odk� muzyk� serafin�w, podczas gdy Lilith spogl�da�a na dolin�, kt�ra wyda�a na �wiat Adama. Chocia� bardzo si� stara�a, nie potrafi�a poj�� tego gor�cego uczucia, kt�re kaza�o m�czy�nie identyfikowa� si� z ziemi� Edenu, uczucia pot�nego, od kt�rego krew kr��y�a szybciej w jego �y�ach.
- Eden to ty - wyszepta�a. - Rozumiem to. Nie wolno ci go opu�ci�.
- Opu�ci�? - za�mia� si� Adam. - A dok�d mieliby�my p�j��? Eden nale�y do nas na zawsze... a ty nale�ysz do mnie.
Lilith pozwoli�a sobie na chwil� rozlu�nienia, opieraj�c si� rozkosznie o rami� m�czyzny, wiedz�c, �e kocha to nieodpowiedzialne, niebezpieczne cia�o, mimo �e mu nie ufa. A poza tym...
Co� by�o nie w porz�dku. Kiedy nagle zda�a sobie z tego spraw�, poczu�a, jak fala ch�odu zalewa jej cia�o i z niepokojem rozejrza�a si� dooko�a, ale min�o kilka minut, zanim jej ukierunkowane na cielesne doznania zmys�y zlokalizowa�y podejrzan� nieprawid�owo��. Wtedy odzyska�a rozs�dek i spojrza�a w g�r� przez korony drzew, marszcz�c brwi.
- O co chodzi? - spyta� Adam, patrz�c na ni� z u�miechem. - Zobaczy�a� anio�y? Cz�sto t�dy przelatuj�.
Lilith nie odpowiedzia�a. Z ca�ych si� wyt�a�a s�uch. Do tej pory ca�y Eden rozbrzmiewa� nik�ym, koj�cym echem pie�ni serafin�w zgromadzonych wok� Tronu. Ale teraz d�wi�ki, kt�re ni�s� rze�ki wiaterek, w niczym nie przypomina�y hymn�w uwielbienia. W niebie panowa�o jakie� zamieszanie. S�ysza�a dalekie krzyki, glosy przypominaj�ce d�wi�k z�otych dzwon�w, dobiegaj�ce z niezmierzonych wysoko�ci, szcz�k p�on�cych mieczy oraz co jaki� czas trzask i odg�os osypywania si�, tak jakby �ciany nieba zapada�y si� do �rodka pod jakim� niewyobra�alnym naporem.
Trudno by�o w to uwierzy�, ale najwyra�niej w niebie toczy�a si� wojna.
Lilith poczu�a b�og� ulg�. Dobrze, niech sobie wojuj�. U�miechn�a si� i jeszcze mocniej przylgn�a do boku Adama. Zamieszanie, niezale�nie co mog�o oznacza�, na jaki� czas odwr�ci uwag� Boga od tego, co dzieje si� w Edenie, a to bardzo j� ucieszy�o. Potrzebna jej by�a ta zw�oka. Dzi�ki niej zyskiwa�a wi�cej czasu na przyzwyczajenie si� do dziwacznych kaprys�w
69
Z�ota ksi�ga fantasy
tego obcego cia�a oraz niezrozumia�ych reakcji, jakie powodowa� w nim Adam, zanim sko�czy si� wojna w niebiosach, a zacznie wojna w Edenie pomi�dzy Lilith a Bogiem.
Kiedy tak rozmy�la�a, wstrz�sn�� ni� dreszcz; obawia�a si� tego, co mia�o nadej��. Nie by�a pewna, czy B�g m�g�by zniszczy� j�, gdyby tylko chcia�, jako �e stanowi�a tw�r ciemno�ci, dok�d nie dochodzi�o jego �wiat�o, a jej istnienie by�o niezb�dne dla istnienia �adu, jaki Najwy�szy budowa� w niebie i na ziemi. Bez takich byt�w jak Lilith r�wnowaga �wiata mog�a zosta� naruszona. Nie, B�g na pewno by jej nie zniszczy� - mo�e nawet by nie m�g� - ale na pewno m�g�by straszliwie j� ukara�.
Na przyk�ad to cia�o. By�o takie mi�kkie, takie nietrwa�e. Mia�a �wiadomo�� antynomii ducha i cia�a, w kt�rym duch ten zamieszkiwa�. By� mo�e B�g m�drze zrobi� wybieraj�c dla� tak delikatny pojemnik zamiast jakiego� niezniszczalnego naczynia, do kt�rego m�g�by przela� ca�� niewinno�� i ca�� moc, jak� obdarzy� Adama. Powierzenie tak wielkiej mocy ca�kowicie niezale�nemu cia�u by�o dzia�aniem niezwykle ryzykownym. Lilith mia�a zamiar udowodni� to Bogu, o ile jej plan si� powiedzie. Ale teraz wcale nie planowa�a rozgniewa� Boga do tego stopnia, aby zniszczy� On swoj� cielesn� podobizn�.
Trzeba by�o wymy�li� jaki� spos�b, chc�c temu zapobiec. Przede wszystkim musi wydoby� si� z tej ciep�ej, zniewalaj�cej mg�y, w kt�rej trwa�a odurzona, gdy rami� Adama obejmowa�o jej cia�o, ale jeszcze nie musia�a si� �pieszy�. Przynajmniej dop�ki w niebie wrze zaci�ta walka. Nigdy przedtem nie zazna�a takiego nastroju jak teraz, kiedy bli�ej nieokre�lone emocje rozchodzi�y si� po jej umy�le niczym k��by dymu, i nic w ca�ym stworzeniu nie mia�o dla niej najmniejszego znaczenia poza tym wspania�ym samcem, na kt�rego barku opiera�a g�ow�.
Adam spojrza� na ni� i u�miechn�� si�, a wtedy wszystkie odg�osy wojny dobiegaj�ce z g�ry ucich�y, jakby ich nigdy nie by�o. W na wp� �wiadomym Ogrodzie wszystko, od najmniejszych �dziebe�ek trawy a� po czubki drzew, porusza�o si� niespokojnie w rytm bitewnych ha�as�w dochodz�cych z niebios. Ale m�czyzna i kobieta niczego nie s�yszeli.
Czas rozp�yn�� si� w nico��. Mija� zupe�nie niezauwa�alnie i po chwili zielony p�mrok zg�stnia� nad ca�ym Edenem. Adam i Lilith zatrzymali si� na poro�ni�tym mchem brzegu strumienia, kt�ry z cichym szumem przelewa� si� po kamieniach. Siedz�c z g�ow� wspart� na ramieniu Adama i s�uchaj�c szemrania wody, Lilith przypomnia�a sobie, jak s�abo �ycie by�o zakorzenione w ich cia�ach.
- Adam - wymrucza�a - przed paroma chwilami m�wi�e� co� o umieraniu. Co ty wiesz o �mierci?
- O �mierci? - zdziwi� si� Adam, na kt�rym s�owo to nie zrobi�o najmniejszego wra�enia. - Nic takiego nie pami�tam. Chyba pierwszy raz s�ysz�.
- Mam nadziej� - powiedzia�a Lilith - �e nigdy nie us�yszysz. Bo to by oznacza�o opuszczenie Edenu.
70
Owoc Poznania
Obejmuj�ce j� rami� gwa�townie zesztywnia�o.
- Nie m�g�bym! Nigdy bym tego nie zrobi�!
- Nie jeste� nie�miertelny, m�j drogi. Co� takiego mo�e ci si� przytrafi�, chyba �e...
- Chyba �e co? Powiedz!
- Gdyby istnia�o Drzewo �ycia - m�wi�a wolno, starannie dobieraj�c s�owa. - Drzewo, kt�rego owoce dawa�yby nie�miertelno��, tak jak owoce tego innego Drzewa daj� wiedz�, wtedy, s�dz�, �e nawet B�g nie by�by w stanie wyp�dzi� ci� poza Eden.
- Drzewo �ycia - powt�rzy� cicho. - Jak ono mo�e wygl�da�? Lilith zamkn�a oczy.
- Po prostu ciemne Drzewo - odpowiedzia�a niemal szepcz�c. - Ciemne konary, ciemne li�cie... a w�r�d nich, jak lampiony, zwisaj� blade, �wietliste owoce. Widzisz je?
Adam milcza�. Spojrza�a na niego. Oczy mia� zamkni�te, a w p�mroku na jego twarzy mo�na by�o dostrzec wyraz dojmuj�cej t�sknoty. Przez d�ug� chwil� �adne z nich si� nie odezwa�o. Nagle poczu�a, jak jego napi�te cia�o, o kt�re by�a oparta, rozlu�nia si�. Wypu�ci� z ust powietrze w d�ugim westchnieniu.
- S�dz�, �e Drzewo �ycia istnieje - powiedzia�. - My�l�, �e znajduje si� po�rodku Ogrodu, obok tego drugiego Drzewa. Jestem tego pewny. Jego owoce s� blade, tak jak my�la�a�. �wiec� jak ksi�yc w nocy. Jutro ich skosztujemy.
Wtedy Lilith rozlu�ni�a si� z g�o�nym westchnieniem. Jutro on stanie si� nie�miertelny, tak jak ona. Z niepokojem ponownie nastawi�a uszu i us�ysza�a dalekie wojownicze okrzyki serafin�w, rozbrzmiewaj�ce po ca�ym niebosk�onie. Wojna na wysoko�ciach, a na ziemi pok�j...
Przez g�stniej�cy nad Edenem mrok nie przebija� si� �aden d�wi�k opr�cz melodii strumyka oraz dobiegaj�cej z korony jakiego� drzewa ko�ysanki, �piewanej cieniutkim g�osikiem, przypominaj�cym d�wi�k fletu, przez cherubina, kt�ry w ten spos�b pr�bowa� uko�ysa� samego siebie do snu. Nieco bli�ej inne cieniutkie g�osiki spiera�y si� sennie, a� w ko�cu ucich�y. Przyjemne zm�czenie ogarnia�o ca�e cia�o Lilith. Przytuli�a policzek do piersi Adama i zn�w poczu�a, jak jej zmys�y zasnuwa dobrze ju� znana mg�a. Tym razem by�a ona tak g�sta, �e dozna�a wra�enia, jakby ca�a zanurza�a si� w wodzie, wraz z g�ow�.
I tak up�yn�� wiecz�r i poranek, i nasta� dzie� �smy.
Lilith zbudzi�a si� pierwsza. Ptaki �wierka�y rado�nie, a kiedy le�a�a przytulona do Adama, jaki� cherubin przemkn�� po niebie na o�lepiaj�co l�ni�cych skrzyd�ach, wy�piewuj�c radosn� pie�� niesamowicie wysokim dyszkantem. Nie zauwa�y� ich. Rozkoszne delirium wiosennego poranka wype�ni�o ca�y budz�cy si� do �ycia Ogr�d i Lilith usiad�a u�miechni�ta. Adam ledwie si� poruszy�. Na jego widok poczu�a ogromny przyp�yw czu�o-
71
Z�ota ksi�ga fantasy
�ci, kt�ra wzbudzi�a w niej powa�ny niepok�j. Najwyra�niej zaczyna�a identyfikowa� si� z Adamem, podobnie jak Adam identyfikowa� si� z Ogrodem... Cia�o by�o wyj�tkowo zdradliwym tworem.
I nagle o�lepi� j� blask zrozumienia. Kiedy u�wiadomi�a sobie, co to cia�o wyprawia z bytem zwanym Lilith, poczu�a, jak przetacza si� przez ni� gigantyczna fala przera�enia i nie zastanawiaj�c si�, a nawet nie zdaj�c sobie w pe�ni sprawy z tego, co robi, wyskoczy�a z wn�trza zdradzieckiego organizmu. Wzbi�a si� wysoko w g�r�, przecinaj�c niebo roz�wietlone krystalicznym blaskiem budz�cego si� dnia, nieuchwytna jak otaczaj�ce j� powietrze. Coraz wy�ej i wy�ej, dop�ki Adam, kt�ry sta� si� zbyt drogi jej przybranemu cia�u, nie znikn�� z pola widzenia, a zas�aniaj�ce go korony drzew nie rozmy�y si� w zielon�, pierzast� smug�, i jeszcze wy�ej, a� do miejsca, sk�d mog�a zobaczy� mury otaczaj�ce Ogr�d i wyp�ywaj�ce z Ogrodu rzeki, przypominaj�ce cztery d�ugie, srebrne ostrza po�yskuj�ce w �wietle wstaj�cego s�o�ca.
Obok pogr��onego we �nie Adama nie zosta�o nic pr�cz zanikaj�cego konturu kobiecej sylwetki spowitej w cie�, kt�ry czyni� j� niemal niewidoczn� na tle kobierca z mchu. Nawet bystrym okiem trudno j� by�o wypatrzy� pod drzewami.
Lilith z upodobaniem p�yn�a przez jasn�, nieruchom� pr�ni� �witu. Z tego miejsca ca�kiem wyra�nie s�ysza�a mocne g�osy serafin�w, wy�piewuj�ce gromkie hosanny, rozbrzmiewaj�ce pot�nie i uroczy�cie w�r�d ja-spisowych �cian. Po zamieszaniu, jakie wstrz�sa�o wczoraj niebiosami, nie pozosta� ju� �aden �lad. Ale ona wcale nie zaprz�ta�a sobie tym g�owy.
By�a wolna - wolna od cia�a i pora�aj�cej s�abo�ci, kt�r� pozostawi�a za sob� razem z nim. Teraz wszystko widzia�a wyra�niej, bez z�udze� i zniekszta�ce�, jakie czyni�y �ycie w ciele tak niepewnym i pe�nym w�tpliwo�ci. Nic ju� nie m�ci�o jej my�li. Adam by� teraz dla niej niczym wi�cej jak okaza�ym naczyniem wype�nionym po brzegi bo�� moc�. Podczas pobytu w Edenie jej perspektywa zosta�a zbytnio zaburzona, by mog�a zrozumie�, jak niewielkie znaczenie mia�o jego zachwycaj�ce cia�o w por�wnaniu z zakl�t� w nim pot�g�.
Pozwoli�a, aby ch�odny i rze�ki eter obmy� j� z iluzji, podczas gdy nurza�a si� w bezczasowej pr�ni. Znalaz�a si� w wi�kszym niebezpiecze�stwie, ni� my�la�a. Ca�y ranek musia�a sp�dzi� w k�pieli na �wietlistych wysoko�ciach, aby oczy�ci� sw�j umys� z wra�enia, jakie wywar� na niej Adam. Od�wie�ona, uodporniona na zdradliw� s�abo��, mog�a spokojnie wraca�, by na nowo podj�� si� swej misji. Musia�a si� �pieszy�, je�li chcia�a unikn�� wykrycia przez Boga. A mo�e ju� mia� j� na oku?
Adam wci�� spa� mocno, wtulony w mech. Lilith obni�y�a lot, wzdrygaj�c si� na sam� my�l o ponownym wej�ciu i tchni�ciu �ycia w cia�o, kt�re niedawno porzuci�a. Ale gdy by�a jeszcze w powietrzu, spotka� j� szok por�wnywalny z uderzeniem b�yskawicy. Bowiem w miejscu, gdzie pozostawi�a jedynie ledwie widoczny, efemeryczny kszta�t kobiety le��cej u boku
72
Owoc Poznania
Adama, zasta�a ca�kowicie realne, blade, u�pione kobiece cia�o z g�ow� opart� na ramieniu Cz�owieka. Z�ociste pasma w�os�w rozrzucone by�y na mchu, a g�owa kobiety porusza�a si� lekko w rytm oddechu unosz�cego pier� m�czyzny.
Lilith zapanowa�a nad sob� i podlecia�a nieco bli�ej, ale buzowa�a tak� zazdro�ci� i gniewem, o jaki nigdy by siebie samej nie pos�dza�a. Kobieta by�a spowita w identyczn� po�wiat�, jaka otacza�a cia�o Adama. Ale pod t� aureol� nosi�a ten sam kszta�t, kt�ry Lilith mia�a wcze�niej na sobie.
Bolesny zaw�d wstrz�sn�� jej zawieszon� w powietrzu bezcielesno�ci�. A wi�c B�g widzia� wszystko, czekaj�c tylko na odpowiedni� chwil�, by m�c uderzy�. By� tutaj, mo�e nawet przed chwil�. Pozna�a to po ciszy, jaka panowa�a w tym miejscu. Wszystko wok� zamilk�o i znieruchomia�o, jakby onie�mielone i oszo�omione niedawn� Obecno�ci�. B�g przechodz�c t�dy, dostrzeg� niezamieszkan� cielesn� pow�ok�, kt�r� porzuci�a, chc�c pop�ywa� w eterze, i z miejsca przejrza� ca�y jej plan w jednym mgnieniu swego wszystkowidz�cego oka.
Wzi�� wi�c cia�o, kt�re mia�a na sobie, i wykorzysta� je do w�asnych cel�w. - Jej cudne, uleg�e cia�o, p�on�ce pod dotykiem Adamowej r�ki, teraz nale�a�o do innej kobiety, i ona zaj�a jej miejsce przy boku Adama. Na sam� my�l o tym Lilith a� si� zatrz�s�a. A wi�c ju� nigdy...
Adam obudzi� si�. Lilith obni�y�a lot, spogl�daj�c zazdro�nie, jak ziewa, mruga, u�miecha si� i odwraca sw� k�dzierzaw� g�ow�, aby spojrze� na le��c� przy nim kobiet�. Przyjrzawszy si� jej dok�adnie, m�czyzna usiad� tak gwa�townie, �e blade stworzenie le��ce u jego boku j�kn�o s�odkim, wysokim g�osem i otworzy�o oczy b��kitniejsze od oczu cherubina, aby spojrze� na niego z wyrzutem. Mimo i� czu�a do niej narastaj�c� nienawi��, Lilith trudno by�o zaprzeczy�, �e je�li chodzi o urod�, kobieta mog�a r�wna� si� z Adamem. Urocza, prze�liczna, emanuj�ca b�yszcz�c� pustk� absolutnej niewinno�ci. Jej zgrabne cia�o mia�o pe�n� wdzi�ku kr�g�o�� i mi�kko�� dot�d w Edenie niespotykan�, ale bez w�tpienia by� to dawny kszta�t Lilith i niczyj inny.
Adam spojrza� na kobiet� nie kryj�c zdumienia.
- L... Lilith - wyj�ka�. - Kim ty jeste�? Gdzie Lilith? Ja...
- Kto to jest Lilith? - zapyta�a z�otow�osa dziewczyna cichym, ura�onym g�osem; usiad�a i obiema r�kami, mi�kkim, p�ynnym ruchem, z gracj� odrzuci�a do ty�u w�osy.
- Nie wiem. Nie mog� sobie przypomnie�...
Kobieta poczeka�a, a� m�czyzna zamilknie, a nast�pnie rozejrza�a si� po Ogrodzie oczyma b�yszcz�cymi z zachwytu. Na koniec jej spojrzenie spocz�o na Adamie, a na jej wargach zakwit� uwodzicielski u�miech.
Adam po�o�y� d�o� na swoim boku, czuj�c po raz pierwszy uk�ucie b�lu, i �ci�gn�� z�ociste brwi. Bez �adnej przyczyny przypomnia� sobie rozkopany stok, sk�d wzi�to ziemi�, z kt�rej zosta� ukszta�towany. Otworzy� usta, �eby co� powiedzie�.
73
Z�ota ksi�ga fantasy
I wtedy z szeroko rozlanego blasku poranka przem�wi� do niego cicho bezcielesny G�os.
- Wyj��em �ebro z twego boku, Cz�owieku - powiedzia� G�os, na kt�rego d�wi�k zatrz�s�a si� ca�a polana, strumyk przesta� szemra�, li�cie znieruchomia�y na drzewach i zamilk�y wszystkie ptaki. Wype�niaj�c swym brzmieniem ca�y obszar o�wietlony porannym brzaskiem, ca�y budz�cy si� ze snu Ogr�d, G�os ci�gn�� dalej: - I uczyni�em odpowiedni� dla ciebie pomoc i �on�. Ona jest ko�ci� z twoich ko�ci i cia�em z twego cia�a. Dlatego zapomnij o wszystkich innych kobietach i po��cz si� z t� jedn�. Zapomnij o wszystkich innych...
G�os cich�, nie nagle, lecz rozp�ywaj�c si� w zwielokrotnionym echu, od kt�rego li�cie zatrz�s�y si� na ga��ziach w rytm zanikaj�cych sylab. - Zapomnij o wszystkich innych... wszystkich innych... wszystkich innych...
Wydawa�o si�, �e wraz z oddalaniem si� G�osu gas� tak�e roz�wietlaj�cy Ogr�d blask, na kt�ry nikt nie zwr�ci� uwagi, dop�ki nie zanik�. Mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e powietrze �ciemnia�o nieco, zg�stnia�o i zm�tnia�o, dlatego te� odej�cie Boga zawsze objawia�o si� gwa�townym mruganiem wszystkich �wiadk�w Jego wcze�niejszej obecno�ci.
Kobieta przysun�a si� bli�ej do Adama, wyci�gaj�c do niego niepewne r�ce, przera�ona najpierw bezruchem otoczenia, potem pot�nym G�osem, a na koniec cisz�, jaka zapad�a w Ogrodzie po uroczystej przemowie. Adam niemal odruchowo obj�� j� ramieniem, t�umi�c jej dr�enie mocnym u�ciskiem. Pochyli� g�ow�, kiedy G�os przeszed� we wstrz�saj�ce powietrzem echo.
- Tak, Panie - powiedzia� pos�usznie.
Jeszcze przez chwil� wsz�dzie panowa�a g�ucha cisza. Nast�pnie strumyk wype�ni� otoczenie nie�mia�ym szmerem, jaki� ptak za�wierka� co� na pr�b�, bryza zn�w zacz�a wia�. B�g odszed�.
Bezcielesna, wstrz�sana emocjami, dla kt�rych nie mog�a znale�� w�a�ciwej nazwy, Lilith przygl�da�a si� m�czy�nie i kobiecie siedz�cym na omsza�ym brzegu, na kt�rym sp�dzi�a wczorajszy wiecz�r z Adamem. Cz�owiek spojrza� na tul�c� si� do niego przera�on� dziewczyn�.
- Przypuszczam, �e to ty jeste� Ewa - powiedzia� g�osem tak mi�ym, �e Lilith a� si� skr�ci�a na jego d�wi�k.
- Skoro tak m�wisz - wymamrota�a dziewczyna, spogl�daj�c na niego spod trzepocz�cych rz�s. Lilith przenios�a teraz ca�� nienawi�� na m�czyzn�. Adam spojrza� ponad blond fryzur� Ewy na drug� stron� zacisznej polanki.
- Lilith? - zapyta�. - Lilith...
Gor�ce pragnienie udzielenia odpowiedzi na to wezwanie kaza�o Lilith w�o�y� ca�� moc swojego jestestwa w jeden gromki krzyk:
- Tak, Adamie... tak! Jestem tutaj!
Mo�e nawet us�ysza�by jej odpowied�, tyle by�o w niej wewn�trznego �aru, lecz w tej samej chwili Ewa spyta�a g�osem �al�cej si� dziewczynki:
74
Owoc Po2nanici
- Co to za Lilith, Adamie? Dlaczego wci�� j� przyzywasz? Czy ja ci nie wystarcz�?
Adam spojrza� na ni� niepewnie. Kiedy wci�� si� waha�, Ewa umy�lnie wtuli�a si� w jego pier�, przywieraj�c do niego ca�ym cia�em, dok�adnie w taki sam spos�b, jak wcze�niej robi�a to Lilith. Nawet je�li nie mia�aby innych dowod�w, ten wystarczy�by Lilith, by domy�li� si�, �e to w�a�nie jej przybranego cia�a u�y� B�g, aby wymodelowa� t� blad� dziewczyn� z Adamowego �ebra, wzoruj�c si� na obrazie, jaki Adam przekaza� Lilith w swym t�sknym nawo�ywaniu. Teraz Ewa mia�a cia�o Lilith na sobie i przez sam fakt jego noszenia pozna�a, wcale si� ich nie ucz�c, wszystkie sztuczki, jakich dopracowa�a si� odwieczna m�dro�� Lilith podczas kr�tkiego pobytu w tym�e ciele. Utracona cielesno�� Lilith wraz z wszystkimi sposobami na jej sprytne wykorzystanie, a tak�e Adam, kt�rego Lilith zdoby�a dla siebie - wszystko to nale�a�o teraz do Ewy.
Furia i rozpacz, b�l nie do wytrzymania, od kt�rego wszystko wok� ciemnia�o, przes�oni�y Lilith widok pary pod drzewem. Nie mog�a na nich patrze� ani chwili d�u�ej. Z bezg�o�nym, rozpaczliwym zawodzeniem odwr�ci�a si� i run�a ku g�rze, w stron� nieko�cz�cych si� wysoko�ci nad Edenem.
Ale tym razem eter nie u�mierzy� jej b�lu. Wcze�niej tak�e nie da� jej ukojenia. Bowiem trapi�ca j� dolegliwo�� mia�a sw�j pocz�tek w ciele, kt�re nosi�a na sobie przez kr�tk� chwil� - ale i tak zbyt d�ugo. B�g uczyni� Adama stworzeniem niekompletnym, przeto Adam, chc�c jako� uzupe�ni� ten brak, zarzuci� sie�, by z�apa� dla siebie jakie� nieuwa�ne stworzenie. Czu�a, jak pali j� wstyd. Kr�lowa Powietrza i Mroku, niczym jakie� bezmy�lne �yj�tko, wpad�a w t� pu�apk�, on za� wykorzysta� j� w spos�b, w jaki ona mia�a zamiar wykorzysta� jego. Sta�a si� jego cz�ci�, uwi�ziona w ciele, kt�re czu�o si� niekompletne bez niego, a pragnienie jego blisko�ci zakorzeni�o si� w Lilith tak g��boko, �e nie potrafi�a przed nim uciec, pomimo �e cia�o ju� do niej nie nale�a�o. Korzenie wyniszczaj�cej j� choroby znajdowa�y si� w ciele, ale opanowa�a ona ca�e jestestwo Lilith i �adna k�piel w g��binach kosmosu teraz nie mog�aby jej oczy�ci�. W ciele lub poza nim, na ziemi lub w eterze, ca�y czas gn�bi�o j� niezaspokojone pragnienie, kt�re b�dzie w niej p�on�� wieki.
Tymczasem w jej umy�le straszliwe podejrzenie nabiera�o coraz wyra�niejszych kszta�t�w. Adam w swej niewinno�ci nie by�by zdolny uknu� podobnego spisku. Czy�by B�g wiedzia� od samego pocz�tku? Czy�by niekompletno�� Adama wcale nie by�a b��dem? Czy to, co j� obecnie spotyka�o, by�o kar� wyznaczon� przez Boga za pr�b� pomieszania mu szyk�w? Nagle wyda�o jej si�, �e tak w�a�nie jest. Nie b�dzie �adnej osza�amiaj�cej bitwy pomi�dzy �wiat�em i ciemno�ci�, jak przypuszcza�a od chwili, kiedy B�g dostrzeg� obecno�� w �wiecie absolutnego z�a, kt�rym by�a. W og�le nie b�dzie �adnej walki. Jednym ciosem zosta�a pokonana, os�dzona i ukarana.
75
Z�oto ksi�ga fantasy
Nie by�o tu �adnej spektakularnej pora�ki, a jedynie ta t�sknota nie do wytrzymania, to duchowe pragnienie, bardziej niemo�liwe do zaspokojenia ni� jakiekolwiek pragnienie cia�a. Pragnienie m�czyzny, kt�rego nigdy wi�cej nie b�dzie ju� mia�a. Przecina�a wietrzne otch�anie rozci�gaj�ce si� nad Edenem, snuj�c si� po nich przez tysi�c lat, kt�re r�wnie dobrze mog�y by� kr�tk� chwil�, jako �e w pr�ni nie istnia� czas, bez przerwy my�l�c tylko o tym, �e utraci�a Adama na zawsze.
Na zawsze? Zawirowa�a w�ciekle w powietrzu, zatrzymuj�c si� nagle w swym dzikim, bezcelowym locie ku g�rze. Na zawsze? Adam wci�� rozgl�da� si� po Ogrodzie, wo�aj�c j� po imieniu, nawet wtedy gdy w ramionach �ciska� t� blad� uzurpatork�. By� mo�e B�g nie zdawa� sobie sprawy z si�y tego duchowego zjednoczenia, jakie sta�o si� udzia�em m�czyzny i pierwszej kobiety w Edenie. By� mo�e B�g nie s�dzi�, �e ona podejmie walk�. By� mo�e by�a jeszcze jaka� szansa...
Run�a w d� przez �wietliste przestworza, spadaj�c i spadaj�c a� do chwili, kiedy Eden zacz�� p�cznie� pod ni� jak ba�ka i us�ysza�a unosz�ce si� nad Ogrodem s�odkie, ch�ralne peany serafin�w. Adam i Ewa wci�� siedzieli nad strumieniem, gdzie ich zostawi�a. Ewa usadowi�a si� na du�ym kamieniu, ma�� stopk� pluska�a w wodzie i rzuca�a przez rami� ukradkowe spojrzenia b��kitnych oczu, Adam za� �mia� si� rado�nie, kiedy spojrzenia te spotyka�y si� z jego spojrzeniem. Lilith szczerze nienawidzi�a tej kobiety.
- Adamie! - zapiszcza�a Ewa, kiedy rozleg� si� �wist zlatuj�cej z wysoko�ci Lilith. - Sp�jrz, ja spadam! Z�ap mnie! Szybko! - Jej g�os by� tym samym przymilnym gruchaniem, kt�re Lilith w�o�y�a w gard�o utraconego cia�a. Przypominaj�c sobie, jak okr�g�e, mi�kkie tony rozbrzmiewa�y w jej krtani, poczu�a po�eraj�c� j� od �rodka bezsiln� w�ciek�o��, od kt�rej ca�y Ogr�d zacz�� falowa� niczym rozgrzane powietrze.
- �ap mnie! - zawo�a�a raz jeszcze Ewa, najbardziej uwodzicielskim g�osem w �wiecie. Adam skoczy�, by schwyci� j�, kiedy ze�lizgiwa�a si� w d� g�azu. Ona za� zarzuci�a mu blade ramiona na szyj� i wybuchn�a �miechem tak zara�liwym, �e a� dwa przelatuj�ce nieopodal cherubiny zatrzyma�y si� w powietrzu, by zareagowa� podobnym wybuchem weso�o�ci i z wielkiej uciechy nawzajem poklepywa�y si� skrzyd�ami po ramionach.
"Adamie... Adamie... Adamie..." wy�a bezg�o�nie Lilith. By� to milcz�cy krzyk, ale poniewa� w�o�y�a we� ca�� sw� udr�k�, rozpacz i t�sknot�, kt�rej nie mog�a znie��, gdy Adam spojrza� w g�r� ponad z�otow�os� g�ow� Ewy, �miech zamar� mu na ustach. "Adamie!" zawo�a�a Lilith raz jeszcze. I tym razem us�ysza� j�.
Ale nie odpowiedzia� jej od razu. Kontakty z kobietami powoli uczy�y go dyskrecji. Zamiast odpowiada� na wezwanie Lilith, gestem przywo�a� do siebie dwa zanosz�ce si� �miechem cherubiny. Rumiane z uciechy podlecia�y bli�ej. Ewa spojrza�a w g�r� rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma na ma�e, pucu�owate g��wki, kt�re trzepocz�c t�czowymi skrzyd�ami zlecia�y w d� i zatrzyma�y si� tu� nad ni�, oczekuj�c na polecenie Adama.
76
Owoc Poznania
- Cherubiny Da� i Bethuel - przedstawi� ich Adam. - Mieszkaj� w okolicach Drzewa. Maj� tam swoje gniazdko. Opowiedzcie jej ch�opaki o Drzewie, dobrze? Ja za�, kochana, p�jd� poszuka� dla ciebie owoc�w na �niadanie. Zaczekaj na mnie tutaj.
Zosta�a, rzucaj�c za nim t�skne spojrzenie. Cherubiny natychmiast zacz�y z zapa�em papla� jeden przez drugiego, co jaki� czas spieraj�c si� zawzi�cie.
- Wi�c po�rodku Ogrodu ro�nie Drzewo...
- Opowiedz jej o Owocach, Da�. Nie wolno ci...
- Tak, nie wolno ci ich dotyka�...
- Nie, to nie tak, Da�. Micha� m�wi, �e mo�na je dotyka�, nie wolno tylko ich je��...
- Nie przerywaj mi! Wi�c pos�uchaj uwa�nie, to Drzewo...
Adam ruszy� w d� strumienia. W Edenie jeszcze nikt dot�d nie sk�ama�. Naprawd� szuka� owoc�w. Ale Lilith zauwa�y�a, �e opr�cz tego szuka r�wnie� prze�wit�w w koronach drzew z wyrazem pewnej t�sknoty na twarzy, dlatego te� opu�ci�a si� w d� szeleszcz�c li��mi.
- Adamie... Adamie!
- Lilith! Gdzie jeste�?
Z niesamowitym wysi�kiem Lilith uda�o si� zogniskowa� cale swoje jestestwo na tyle intensywnie, �e cho� wci�� pozosta�a bezcielesna, pozbawiona g�osu i nieuchwytna, moc jej pragnienia wystarczy�a, aby Adam ujrza� na tle li�ci niewyra�ny, rozedrgany zarys kszta�tu, jaki sam dla niej stworzy�. Z trudem udawa�o jej si� utrzyma� ten kontur rozmywaj�cy mu si� przed oczyma.
- Lilith! - zawo�a� m�czyzna, wyci�gaj�c r�ce i w dw�ch d�ugich susach znalaz� si� przy niej. Pad�a mu w obj�cia, lecz muskularne, spowite �wiat�em ramiona przesz�y przez jej nieistniej�ce cia�o i zamkn�y w u�cisku powietrze. �a�o�nie wyj�cza�a jego imi� i zadr�a�a, tul�c si� do niego ca�ym swym bezcielesnym kszta�tem. Ale nie by�a w stanie poczu� go bardziej, ni� on by� w stanie j� dotkn��, wi�c po chwili stary, znajomy ju� b�l, kt�rego po raz pierwszy do�wiadczy�a w g��biach eteru, powr�ci� do niej z ca�� moc�. Nawet kiedy znajdowa�a si� w ramionach Cz�owieka, nie wolno jej by�o namacalnie odczu� jego blisko�ci. Nigdy nie b�dzie dla niego niczym wi�cej ni� duchem, zag�szczeniem powietrza, podczas gdy Ewa... podczas gdy Ewa, przebywaj�ca w skradzionym jej ciele...
- Adamie! - zawo�a�a ponownie. - Ja mia�am ci� pierwsza! S�yszysz mnie? Adamie, mo�esz mnie odzyska�, je�li si� bardzo postarasz! Skoro raz ci si� uda�o, dlaczego nie mia�oby ci si� uda� ponownie. Spr�buj, prosz� ci�!
Spojrza� na jej ciemn� twarz, widz�c przez ni� kwiaty porastaj�ce stok za jej plecami.
- Co si� dzieje, Lilith? Ledwie ci� widz�!
77
Z�oto ksi�ga fantasy
- Kiedy� pragn��e� mnie tak bardzo, �e z nico�ci powo�a�e� mnie do cia�a - zatka�a z desperacj� w g�osie. - Adamie, Adamie, zapragnij mnie znowu! Spojrza� na ni�.
- Pragn� ci� - powiedzia� nieoczekiwanie dr��cym g�osem. A nast�pnie powt�rzy� bardziej zdecydowanie. -Wracaj, Lilith! Co ci si� sta�o? Wracaj!
Zamkn�a oczy, czuj�c, jak jej bezcielesne cz�onki nabieraj� realno�ci. Powoli zaczyna�a czu� traw� pod stopami, kszta�tn� klatk� Adama pod swymi niecierpliwymi d�o�mi. Obejmowa� j� ramionami i w tym u�cisku jej mglisty zarys powoli zacz�� si� wype�nia�. Znowu wynurza�a si� z nico�ci, wzywana do przeistoczenia si� w cia�o bosk� moc�, jaka przepe�nia�a ten cielesny wizerunek Boga. Ale wtedy...
- Adamie... Adamie! - s�odki g�osik Ewy zabrzmia� rado�nie w�r�d li�ci. -Adamie, gdzie jeste�? Chc� p�j�� zobaczy� Drzewo. Gdzie jeste�, kochany?
- Po�piesz si�! - ponagli�a go zdesperowana Lilith, na wp� rzeczywistymi d�o�mi uderzaj�c w jego klatk� piersiow�.
U�cisk Adama wok� jej plec�w i ramion zel�a�. M�czyzna obejrza� si� za siebie, a jego pi�kna, niewinna twarz spochmurnia�a. Co� sobie przypomina�.
- "Zapomnij o wszystkich innych..." - wymrucza� do siebie nie swoim g�osem. Lilith zadr�a�a, przyciskaj�c si� mocniej do jego cia�a, rozpoznaj�c w tym g�osie timbre innego, pot�nego G�osu, kt�ry przemawia� w ciszy. -"Zapomnij o wszystkich innych...". To powiedzia� B�g. Zapomnij o wszystkich innych kobietach i po��cz si� z t� jedn�. Z Ew�...
M�czyzna opu�ci� ramiona, kt�rymi obejmowa� Lilith.
- Ja... ja... poczekasz tutaj na mnie? - powiedzia� niepewnie, odst�puj�c na krok od jej na wp� urzeczywistnionego kszta�tu, cudnego i osnutego cieniem, stoj�cego samotnie pod drzewami. - Zaraz wracam...
- Adamie! - uroczy g�os Ewy rozlega� si� coraz bli�ej. - Adamie, zgubi�am si�! Adamie! Adamie, gdzie jeste�?
- Ju� id� - odpar�. Jeszcze raz popatrzy� na Lilith. By�o to d�ugie, t�skne spojrzenie. Potem odwr�ci� si� i bieg� mi�dzy drzewami, kt�re rozst�powa�y si� przed nim, a jego na wp� boska po�wiata odbija�a si� od blaszek li�ci porastaj�cych ga��zie. Lilith odprowadza�a wzrokiem t� kszta�tn�, �wietlist� sylwetk� najdalej jak tylko mog�a.
Zakry�a twarz na wp� rzeczywistymi d�o�mi i poczu�a, jak uginaj� si� pod ni� kolana. Upad�a na traw�, a jej cieniste w�osy falowa�y na wietrze wiej�cym znik�d, nieporuszaj�cym �adnego li�cia. Teraz by�a p�cia�em. Z jej oczu p�yn�y �zy. Dozna�a ulgi odkrywszy, �e potrafi p�aka�.
Nast�pnym d�wi�kiem, jaki us�ysza�a - a wydawa�o si�, �e od tamtej chwili min�o sporo czasu - by� cichy syk. Ukryta w cieniu swych w�os�w, przys�uchiwa�a mu si� przez moment, wstrz�sana gasn�cym �kaniem. W ko�cu podnios�a wzrok i przera�ona zerwa�a si� na nogi, bez wi�kszego wysi�ku podnosz�c z zi