5022

Szczegóły
Tytuł 5022
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5022 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5022 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5022 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gwyneth Jones �nie�ne jab�ka Kl�twa rzucona podczas narodzin gwarantowa�a, �e m�ody ksi��� nigdy nie do�wiadczy mi�o�ci ani nawet nie pozna znaczenia tego s�owa. Jednak�e wypadki cz�sto przybieraj� obr�t odmienny od naszych oczekiwa�. Gwyneth Jones �nie�ne jab�ka Dawno, dawno temu, daleko st�d by�a kraina, gdzie g�ry wznosi�y si� tak wysoko, �e nawigatorzy u odleg�ych brzeg�w brali l�ni�ce lodowe wierzcho�ki za konstelacje gwiazd na nocnym niebie. I powiadano, �e wspinaczka na ich szczyt trwa�aby tak d�ugo, jak trwa ca�e ludzkie �ycie. Ci, kt�rzy mieszkali w podg�rskich wsiach i miasteczkach, rzadko podnosili wzrok na odleg�e olbrzymy, si�gaj�ce ponad chmury. Cz�sto jednak opowiadali sobie ba�nie, kt�re podsyca�y w nich niejasn� nadziej� i wielkie oczekiwanie na co�, co przyjdzie z g�r - pewnego dnia. Krajem tym rz�dzi� kr�l, kt�ry mia� trzy �ony - kolejno, przez wzgl�d na wa�ne zagraniczne interesy. Pierwsz� �on� chyba kocha�, ale musia� j� oddali�, poniewa� nie da�a mu dzieci. Druga �ona rozwiod�a si� z nim, wykorzystuj�c jak�� nie�cis�o�� w kontrakcie ma��e�skim. Trzecia �ona w og�le nie interesowa�a kr�la, ale urodzi�a mu syna. Dzie� nadania imienia by� wielk� uroczysto�ci�. Kr�l kaza� usun�� wszelkie niepewne elementy, wr�ki i kap�an�w z ogolonymi g�owami. Ale w tajemnicy, �eby ug�aska� konserwatywn� parti�, zorganizowa� dyskretne spotkanie z astrologiem. Kr�l i kr�lowa z dzieckiem siedzieli w ma�ej sali audiencyjnej. Wprowadzono astrologa, a kr�l od razu spostrzeg� jego smutn� min�. Wr�biarz trzyma� si� blisko drzwi i rozgl�da� si� l�kliwie. - Panie - powiedzia� - obawiam si�, �e musz� wype�ni� przykry obowi�zek. Kr�l przybra� pob�a�liwie sceptyczny wyraz twarzy, jaki rezerwowa� na podobne okazje, i niedbale skin�� r�k�. Gest m�g� wskazywa� na obecno�� kilku wielkich drab�w w mundurach i ciemnych okularach. Ten kr�l by� liberalny, ale nie g�upi. Astrolog zadygota�, ale m�wi� dalej: - Gdy na tw�j rozkaz, panie, przeprowadza�em odpowiednie obliczenia, kt�re robi� takie wra�enie na ignorantach... znalaz�em si� we w�adzy... silniejszego wp�ywu. - Czego? - To znaczy, panie, �e wype�nia�em twoje rozkazy. Nagle jednak poczu�em, �e kto� inny przeja� kontrol�. W rezultacie tej interwencji jestem obecnie zmuszony rzuci� kl�tw�. Kr�lowa, kt�ra uwa�a�a to wszystko za bzdury, wyda�a okrzyk zaskoczenia. Kr�l zachowa� kamienny spok�j. - M�w dalej - poleci�. Oczy wr�biarza sta�y si� puste, pewnie na skutek przera�enia. Zacz�� recytowa� obcym, piskliwym g�osem: - Kr�lu, tw�j potomek b�dzie cierpia� albo twoje kr�lestwo upadnie. Nadchodzi czas wyboru, chwila decyzji. Tw�j syn utraci swoj� jedyn� mi�o�� albo tw�j kraj zostanie zniszczony. Zapad�o kr�tkie milczenie. Potem kr�l powiedzia�: - Dzi�kuj�, mo�esz odej��. Otrzymasz odpowiedni� nagrod�. Astrolog u�miechn�� si� smutno i wyszed�, odprowadzony przez dw�ch umundurowanych m�czyzn. Kr�lowa odetchn�a z ulg�. - No, nie by�o tak �le. - Nie tak �le!? - wykrzykn�� kr�l. Strzeli� palcami, �eby odprawi� stra�, po czym zacz�� spacerowa� po komnacie z zachmurzon� twarz�. - Nie rozumiem - powiedzia�a kr�lowa. - To by�a tylko drobna impertynencja. Prawie na pewno ch�opiec pokocha jak�� dziewczyn�, nie pytaj�c nas o pozwolenie. Taka ju� jest dzisiejsza m�odzie�. I b�dzie musia� j� odstawi�. Tak by�o z tob�, prawda? Nie ma powod�w do zmartwienia. Ale kr�l by� zaniepokojony. Wiedzia�, czym jest moc, a przed chwil� czu� j� w tym pokoju. - Nie znasz si� na kl�twach - o�wiadczy�. - Jak ju� czyhaj�, �eby dosi�gn�� cz�owieka, to wreszcie go dopadn�. S�ysza�a� kiedy� o kr�lu imieniem Edyp? Kr�lowa odebra�a zagraniczn� edukacj�. Pomy�la�a o nagich g�rskich szczytach i ogarn�� j� strach. Ale kr�l m�wi� dalej: - Pozostaje tylko jedno wyj�cie. Musimy usun�� mi�o�� z jego �ycia. Nigdy jej nie pozna, nigdy nie wym�wi tego s�owa. Nigdy nie do�wiadczy jej ciep�a. Stworz� dla niego nowy �wiat, a w tym �wiecie nie b�dzie czego� takiego jak... mi�o��. Kr�lowa by�a zaszokowana, ale kr�l wkr�tce jej udowodni�, �e �ycie bez mi�o�ci mo�e by� ca�kiem przyjemne. - Wed�ug mnie nie musimy rezygnowa� ze zwyk�ych dobrych manier i tak dalej - wyja�ni�. - Mo�esz by� dla niego mi�a, je�li zechcesz, dop�ki to pozostanie bez znaczenia, niby u�miech rzucony obcemu cz�owiekowi, kt�rego ci przedstawiono. On mo�e mie� tyle zabawek, ile zapragnie. Dopiero kiedy zacznie wyr�nia� jedn� z nich, musimy uwa�a�. To samo z nia�kami. Cz�ste zmiany i sta�a bezosobowa troskliwo�� powinny za�atwi� spraw�. Zwr�� uwag� na jedno, moja droga. Prawdziwa mi�o�� zawsze by�a powodem do p�aczu. On b�dzie nieustannie u�miechni�ty. My�l�, �e w ko�cu podzi�kuje nam za to. Ale oczywi�cie, je�li nasz plan si� powiedzie, on nigdy nie zrozumie, co dla niego zrobili�my. Plan powi�d� si� doskonale. M�ody ksi��� rzeczywi�cie by� bardzo mi�ym dzieckiem. Wprawdzie spe�niano wszystkie jego zachcianki, ale z ca�kowit� oboj�tno�ci�, w ramach ustalonej rutyny. Brakowa�o poczucia w�adzy, tej w�adzy, jakiej cz�sto nadu�ywa rozpieszczone dziecko. Ch�opiec dorasta� po�r�d mi�ych, grzecznych, us�u�nych ludzi, kt�rzy sprawiali wra�enie, �e jego los wcale ich nie obchodzi. Kiedy ksi��� osi�gn�� odpowiedni wiek, kr�l - ku zaskoczeniu kr�lowej - wys�a� go za granic� w celu doko�czenia edukacji. - Ale� m�j drogi - zaprotestowa�a - a je�li on si� zakocha? Kr�l u�miechn�� si� spokojnie. - On si� nie zakocha. Jest bezpieczny. Znacznie wi�ksze niebezpiecze�stwo grozi mu, gdyby tutaj zosta�. Kr�l mia� wra�enie, �e ma��e�stwo z rozs�dku nie jest odpowiednim przyk�adem dla ksi�cia. Ch�opiec zobaczy, jak jego m�odzi towarzysze po�wi�caj� swobod� na rzecz wi�z�w rodzinnych - poddaj� si� tradycji, cz�sto wbrew w�asnej woli. Takie dziwne zachowanie musi wywo�a� mn�stwo niepotrzebnych pyta�. To sugeruje pewien rodzaj emocjonalnego nieumiarkowania: mi�o�� rodzinn�, mi�o�� do obowi�zku, do religii. Ksi��� nie powinien wiedzie� o takich rzeczach. Przysz�a ma��onka zostanie mu przedstawiona jako nast�pna zabawka do jego kolekcji. W mi�dzyczasie niech pozbawiony mi�o�ci m�odzieniec buszuje po�r�d wolnych m�odych ludzi, kt�rzy go zapewni�, �e kochank� bierze si� dla w�asnej egoistycznej przyjemno�ci. A wi�c m�ody ksi��� wyjecha� za granic�. Bawi� si� doskonale, a jego specjalna edukacja w niczym nie ucierpia�a. Zdarzy� si� jednak niefortunny zbieg okoliczno�ci. Oczywi�cie kr�l dopilnowa�, �eby w jego kraju nigdy nie wspominano o kl�twie. Ale wiadomo�� jako� si� rozesz�a. Ksi��� znalaz� wzmiank� o sobie jako o interesuj�cym przypadku w dziale antropologicznym uniwersyteckiej biblioteki. Odebra� to jako bardzo niemi�� niespodziank�. Natychmiast odlecia� do kraju i nast�pnego dnia wpad� do gabinetu ojca, p�on�c oburzeniem. - Rzucono na mnie kl�tw�! - krzykn��. - A ty w to wierzysz, bo inaczej nie trzyma�by� jej w tajemnicy. Jestem przekl�ty! Chc� wiedzie�, o co chodzi! Kr�l wzi�� do r�ki d�ugopis i u�miechn�� si� uprzejmie. - Niestety, nie mog� ci powiedzie�. - Musisz mi powiedzie�. - Niestety, po prostu nie mog�. Ksi��� upad� na fotel. - Czy to jeden z warunk�w? Kr�l wydawa� si� ubawiony. - No, mo�na powiedzie�, �e to jeden z twoich warunk�w. Oszo�omiony ksi��� zmierzy� go gniewnym wzrokiem i wyszed� z nad�san� min�. Kr�l wybuchn�� �miechem. Jeszcze nigdy nie by� tak pewny swojego syna i jego treningu. Ale ksi���, kt�ry dot�d niczym si� nie przejmowa�, wreszcie znalaz� cel w �yciu. Poszed� prosto do dziewczyny, kt�r� pozna� przed wyjazdem za granic�. Dziewczyna by�a teraz zar�czona i nie chcia�a, �eby widywano j� z obcym m�czyzn�, nawet z ksi�ciem. Pozosta�y w niej jednak resztki wielkiego rozgoryczenia, wi�c zrobi�a, o co prosi�. Ksi��� wiedzia�, �e nie ma sensu zwraca� si� do kt�rego� z szacownych mistrz�w Dawnych Sztuk, pozostaj�cego w kontakcie z kr�lem. Szuka� podrz�dnego magika. Pi�� dni p�niej, kiedy ksi�yca ubywa�o, ksi��� sta� przed n�dzn� ruder� w tylnej alejce nad cuchn�c� rzek�. O ma�o si� nie rozmy�li�. Mieszkaj�ca tu stara wied�ma rechota�a tak g�o�no, �e zacz�� podejrzewa�, i� jego by�a dziewczyna zrobi�a mu kawa�, chocia� nie rozumia� dlaczego. - Mo�esz ju� wej�� - zaskrzecza�a wr�ka. Ksi��� pochyli� si�, by nie uderzy� g�ow� o nisk� futryn� i wszed�. Wn�trze by�o teraz g�ste od opar�w jakich� zi�, kt�re stara rzuci�a do ognia. Gdzie si� schowa�a? Dostrzeg� jej sylwetk� w p�mroku. Potem p�omie� strzeli� do g�ry i ksi��� wyra�nie zobaczy� jej zmienion� twarz. G�sta sie� zmarszczek znikn�a. Oczy spogl�daj�ce z g�adkiej maski by�y dziwnie jasne i bystre. Mo�e dziewczyna zap�aci�a starej wied�mie za jak�� z�o�liw� psot�, ale teraz starucha znalaz�a si� we w�adzy wi�kszej mocy. Ka�dy kr�lewski syn rozpozna�by ten widok. To by�o straszne. Usta staruchy poruszy�y si� sztywno. G�os przem�wi�: - Ksi���, po�r�d odleg�ych bia�ych g�rskich szczyt�w ro�nie ma�e owocowe drzewko, kt�re rodzi jab�ka ze �niegu. Przy�� top�r do korzeni tego drzewa, a dowiesz si�, jaka kl�twa ci��y na tobie... To by�o wszystko. Naturalny smr�d cha�upy pokona� zapach dymu. Ksi��� poczu� niesmak. Cisn�� na ziemi� gar�� monet i wyszed�. Zadr�a� mimo woli, kiedy maszerowa� uliczk�... kto� nast�pi� na jego gr�b. Religia by�a rozs�dnym interesem, ale ksi��� nigdy nie cierpia� tych starych, ponurych przes�d�w, sam zreszt� nie wiedz�c dlaczego. Ale kiedy szd� w stron� nowoczesnego �r�dmie�cia podni�s� g�ow� i popatrzy� na wsch�d. Zobaczy� tylko �un� miasta na niebie, wiedzia� jednak, �e gdzie� tam le�y bia�a g�ra, stanowi�ca wyzwanie. I nagle poczu� gwa�town� t�sknot�, ostr� jak uk�ucie strachu. U�miechn�� si�, posy�aj�c na wsch�d milcz�c� obietnic�, po czym zawr�ci� do domu. W tajemnicy zako�czy� przygotowania i wyruszy� niby na kr�tk� wycieczk�. Nie zabra� �adnych zapas�w ani dodatkowego wyposa�enia. Dotar�szy do wioski na pog�rzu odkry� ze zdumieniem, �e cywilizacja zosta�a gdzie� daleko. Nie m�g� kupi� �adnych koncentrat�w ani odpowiedniego sprz�tu wysokog�rskiego. Zamiast tego dosta� sporo grubej woj�okowej odzie�y oraz wynaj�� czterech milcz�cych m�czyzn o ciemnych, okr�g�ych twarzach i kr�tkich, grubych nogach. Mieli nie�� puszki mas�a, brezentowe namioty i reszt� staro�wieckiego ekwipunku. Ksi��� rozmawia� z tymi lud�mi tylko przez przewodnika. Oczywi�cie ukrywa� swoj� to�samo��. Nie wiadomo, czy to robi�o jak�� r�nic�. Dziewi�tego dnia wyprawy obudzi� si� i stwierdzi�, �e tragarze uciekli. Musia� zrezygnowa� z dalszej drogi i zawr�ci�, nios�c tyle, ile zdo�a. Lecz bez tych czterech niezgrabnych tobo�k�w jak�e przyt�aczaj�ca wydawa�a si� cisza: niesko�czony, lodowaty przestw�r bia�ego �wiat�a i b��kitnego cienia. - Przynajmniej potrafi� odr�ni� g�r� od do�u - powiedzia� sobie twardo ksi��� - a niczego wi�cej nie potrzebuj�. Stara� si� zachowa� konieczny spok�j ducha, kiedy brn�� przez bezkresne zbocze bia�ego, chrz�szcz�cego �niegu. Ale nieub�agana cisza i strach przed tym, co mo�e si� zdarzy� przy nast�pnym kroku, podkopa�y jego si�y. Cienie zacz�y falowa�, przybieraj�c niezwyk�e kszta�ty i kolory. S�ysza� g�osy. Nie mia� poj�cia, gdzie jest g�ra, a gdzie d�. Wpad� w panik� i rzuci� si� do ucieczki, potem upad� bez tchu i ogarn�a go senno��. - Nie, nie - powiedzia� do siebie - nie wolno spa�. Znajd� ma�e owocowe drzewko... I nagle zobaczy�. Przez ca�y czas mia� je przed nosem. �ciana �niegu p�k�a, ukazuj�c prze�wit pe�en zieleni i s�o�ca - czarodziejsk� dolink�, gdzie ros�y owocowe drzewa, a jedno z nich rodzi�o �nie�nobia�e jab�ka. Ksi��� wyda� dono�ny okrzyk triumfu i zacz�� skaka� przez zaspy, �miej�c si� i wrzeszcz�c. Dop�ki nie wpad� do wielkiej lodowej szczeliny, kt�ra rozwar�a si� pod jego stopami. Nie by�o �adnej czarodziejskiej dolinki. Istota, kt�ra mieszka�a w jaskini na dnie szczeliny, by�a silniejsza ni� na to wygl�da�a i pozbawiona l�ku. Kiedy us�ysza�a chrz�st czego� spadaj�cego z g�ry, wysz�a, obejrza�a to co� i wci�gn�a do �rodka. Po�o�y�a na swoim ��ku i okry�a owczymi sk�rami. My�la�a, �e to co� nie �yje, wi�c tej nocy spa�a na pod�odze, poniewa� zmarli zas�uguj� na szacunek. Rano zobaczy�a, �e otwar�o oczy. - Czy umar�e�? - zapyta�a. - Nie... - odpowiedzia� ksi��� s�abym g�osem. - Wi�c ja tak�e ci� nie zabij�. Ksi��� spojrza� na drobn�, bia��, delikatn� d�o� dotykaj�c� jego ramienia i za�mia� si� cicho. I znowu straci� przytomno��. P�niej odkry�, �e nie mia� powodu do �miechu. Ona u�mierca�a ka�dego, kto przypadkiem trafi� do tej jaskini i spojrza� na ni�. Wyuczono j� sposob�w zabijania, kt�re nie zale�a�y od wagi i wzrostu. By�a kap�ank�. Nazywa�a si� Ari-gan, co oznacza bia�e dziecko. By�a szczup�a i �ylasta, o dziwnie bezbarwnej sk�rze i w�osach. Oczy mia�a barwy najbledszego b��kitu, wzrok troch� b��dny i rozbiegany, pewnie dlatego, �e jeszcze nigdy nie widzia�a istoty ludzkiej, nawet w�asnej twarzy w lustrze. Nosi�a opask� na oczach od urodzenia a� do dnia, kiedy przyniesiono j� tutaj i zostawiono u�pion�. Ksi�cia zaniepokoi�o, �e by�a kap�ank�. Wiedzia�, �e je�li znajd� u niej m�czyzn� nie obejdzie si� bez k�opot�w. Widocznie jednak ludzie, kt�rzy przynosili jej dwa razy do roku zapasy �ywno�ci, nigdy nie wchodzili do jaskini. - Poznaj�, kiedy maj� si� zjawi� po pogodzie i po snach. Wtedy wychodz� i zostawiam znak, �eby wiedzieli, �e wci�� tu jestem. Potem znajduj� jedzenie. To wszystko. Chcia�, �eby Ari-gan wyt�umaczy�a mu powody swojej rytualnej izolacji, ale wyra�a�a si� do�� niejasno. - Nie wolno dotkn�� - powiedzia�a. - Ani widzie� twarzy, ani dotyka� r�ki. �ebym by�a pusta. Gotowa. - Gotowa do czego? - zapyta� ksi���. Lecz Ari-gan nie potrafi�a lub nie chcia�a odpowiedzie�. Nie zna�a innego �ycia, by�a szcz�liwa. Pewnego dnia umrze. Czy w�wczas przywioz� tu nast�pne bia�e dziecko? Niekoniecznie. Bia�e dzieci rodz� si� rzadko, raz na kilka pokole�. - A co ze mn�? - zapyta� ksi���. - Widzia�a� moj� twarz... Ari-gan popatrzy�a na niego w zamy�leniu. - Kazano mi zabija� ludzi. Najpierw my�la�am, �e �le zrobi�am zostawiaj�c ci� przy �yciu. Ale teraz znam ci�. Jeste� taki jak ja, nie jak oni. Czuj� to. Wi�c chyba wszystko w porz�dku. Ksi��� zrozumia�. R�ni� si� tak bardzo od prymitywnych g�rali, �e w jej oczach by� ponad wszelkimi zakazami. Ona pewnie uwa�a, �e ja te� jestem kap�anem, pomy�la� kwa�no. Ale naturalnie nie protestowa�. Zanim ksi��� wyzdrowia� po upadku, min�o kr�tkie lato i jesienne burze rozszala�y si� w�r�d lodowych szczyt�w. Nie m�g� si� wydosta�. Wiosn� g�rale znowu przynios� zapasy dla Ari-gan. Spr�buje jako� do nich dotrze� nie zdradzaj�c, �e mieszka� z kap�ank�. Do tej pory musia� tkwi� w pu�apce. Zanim to sobie u�wiadomi�, sp�dzi� ju� wiele dni sam na sam z dziewczyn�, kt�ra go karmi�a i dogl�da�a. Nadchodz�ca zima wcale nie wydawa�a si� d�uga. Rozmawiali, wymieniali u�miechy i chwile przyjaznego milczenia. Ksi��� pozna� twarz bia�ego dziecka tak dobrze jak swoj� w�asn�. Czu�, �e narasta w nim dziwne napi�cie. Pewnej nocy usiad� wyprostowany w ciemno�ci na pos�aniu z owczej we�ny i krzykn�� "Ojcze!" tak g�o�no, �e obudzi� si�. Kiedy dotkn�� palcami policzk�w, poczu� �zy. Co go op�ta�o? Nie potrafi� tego nazwa�. Ari-gan obudzi�a si� i zobaczy�a, �e m�odzieniec ko�ysze si� w prz�d i w ty� na ��ku, szlochaj�c g�o�no. Ona r�wnie� wybuchn�a p�aczem i podbieg�a do niego. - Czuj� to, czuj� to samo. Och, co si� dzieje? �adne z nich nie rozumia�o. Przywarli do siebie szukaj�c pocieszenia, w nadziei, �e to co� odejdzie. Wkr�tce potem, w �rodku zimy, ksi��� i Ari-gan ca�kowicie zapomnieli o swoich nocnych koszmarach. Zostali kochankami. Nie my�leli, co si� stanie, je�li ich odkryj�; �yli chwil� obecn�. Le�eli razem w cieple. Wcze�niej ksi��� nie powiedzia� jej nic o swojej wyprawie, teraz jednak, nas�uchuj�c odleg�ego wycia wiatru, zapragn�� m�wi� o czarodziejskiej dolinie, kt�r� widzia� przez jedn� chwil�: ziele�, blask s�o�ca i ma�e drzewka obwieszone jab�kami... - Sk�d tutaj jab�ka? - zapyta�a leniwie Ari-gan. - To jest jab�ko, kt�re ugryz� - oznajmi� ksi���, pieszcz�c d�oni� wypuk�o�� jej ma�ej piersi, delikatnie zaokr�glonej i bia�ej jak �nieg. Ari-gan wybuchn�a �miechem. Ale ksi��� nagle podskoczy�. Przypomnia� sobie s�owa wr�ki. Zrozumia�, �e jego obecno�� zniszczy Ari-gan. To by�a cena, kt�rej ��dano... - Nie...! - krzykn��. - Nie zrobi� tego! Nie mog�! Ari-gan by�a zbyt zaskoczona, �eby go powstrzyma�. Zapakowa� troch� jedzenia i natychmiast wyszed� z jaskini. To by�o szale�stwo. Pobieg�a za nim. Ale �nieg sypa� g�sto, a wiatr dmucha� ostro. Kiedy zrozumia�a, �e nie da rady i��, wr�ci�a do jaskini. Popatrzy�a na ich wsp�lne ��ko i gwa�towny dreszcz wstrz�sn�� jej m�odym bia�ym cia�em. Zatoczy�a si� i upad�a jak �ci�te drzewo. Na wiosn� przyszli po Ari-gan. Oczekiwa�a tego. Wyczu�a narkotyk w jedzeniu i przygotowa�a si�. Nadszed� jej czas. Przeznaczenie, o kt�rym nigdy nie m�wi�a ksi�ciu, mia�o dope�ni� si� w�a�nie teraz. Namalowali odpowiednie symbole nad jej zawi�zanymi oczami i ubrali j� w staro�ytne szaty. Zaprowadzili w �wi�te miejsce i rozpalili przed ni� ogie�. Wzbi� si� gryz�cy dym, wype�niaj�c ma��, ciemn� klitk�. Napi�cie narasta�o, kiedy wiedz�ce kobiety i �wi�tobliwi m�owie z g�r czekali, �eby ich b�g przem�wi�. To by�o znacznie starsze ni� pa�stwowa religia. To mog�o si� zdarzy� tylko raz na pi��set lat. Pokolenie za pokoleniem �y�o i umiera�o, zanim narodzi�o si� nast�pne bia�e dziecko, kt�re zamieniono w idealne naczynie: usta boga. Czekali. Nagle twarz dziewczyny wykrzywi�a si� w straszliwym grymasie. Ari-gan krzykn�a i spad�a z wysokiego sto�ka, skr�caj�c si� z b�lu. �wi�tobliwi ludzie doskoczyli do cia�a. Po chwili najstarsza kobieta oznajmi�a: - Nie by�o miejsca. Dziecko nie by�o puste. Zdradzi�a nas. B�g nie m�g� przem�wi�. Rozleg� si� pomruk zgrozy. Natychmiast zacz�li zastanawia� si�, jak ukry� katastrof�. Wreszcie po prostu wrzucili zepsut� kap�ank� do lochu i zamkn�li nad ni� pokryw�. Dostarczali jej jedzenie i wod�, by nikt nie m�g� powiedzie�, �e j� zabili. G�rale wr�cili do swoich spraw i pr�bowali zapomnie� o tym wydarzeniu. Ale wszyscy czekali na katastrof�. W tym czasie zagraniczna ekspedycja przynios�a z g�r skurczone, zmarzni�te cia�o m�odego cz�owieka. Znale�li go na �nie�nych polach, kiedy w�drowa� be�kocz�c o drzewkach owocowych. Wszyscy m�wili, �e mia� szcz�cie, skoro w og�le prze�y�. Kr�l by� bardzo rozgniewany, a tak�e zaniepokojony, �e jego syn ryzykowa� �ycie dla jakiego� celu. Ale m�ody cz�owiek wydawa� si� r�wnie oboj�tny i beztroski jak zawsze. Potem znowu wyjecha� za granic� i kontynuowa� studia. Gdyby mia� prawdziwych przyjaci�, zauwa�yliby w nim zmian�. By� teraz bardzo milcz�cy. Czeka�, kiedy dosi�gnie go kl�twa. Nie w�tpi� w ni� ani przez chwil�. A cena za unikni�cie kl�twy wydawa�a mu si� zbyt wysoka. Nieszcz�cie nadesz�o pr�dzej, ni� si� spodziewa�. Nie czytywa� gazet, wi�c dowiedzia� si� dopiero z teleksu od ojca. Kiedy otwiera� kopert� przy biurku portiera, rzuci� mu si� w oczy nag��wek w gazecie. Wiadomo�� przys�ana teleksem m�wi�a: SKAZANI NA ZAG�AD�. CO� TY ZROBI�? NATYCHMIAST WRACAJ DO DOMU. OJCIEC. �zy. Jakby ca�y �wiat pogr��y� si� w �a�obie. S�ony deszcz pada� od dziesi�ciu dni, zanim wybuch�a panika, zanim ludzie odkryli, �e ca�y kraj tonie w tej okropnej powodzi. Min�o ju� dwadzie�cia dni. Deszcz wypali� ca�� ziele�. Drogi zamieni�y si� w rzeki b�ota. Rzeki zamieni�y si� w �r�dl�dowe morza, pe�ne cuchn�cego �cierwa. �zy. Nieruchome powietrze by�o g�ste od wody, kiedy ksi��� brodzi� przez pas startowy do czekaj�cej furmanki, zaprz�onej w paruj�ce wo�y. Zmotoryzowany transport praktycznie przesta� funkcjonowa�, a samoloty nie chcia�y ju� l�dowa� w tym zakazanym kraju. Wszyscy zostali skazani na utopienie w morzu �ez. Oto ojciec, z gro�n� twarz� zmienion� przez �al i strach, wrzeszczy szale�czo na ksi�cia: "Co� ty zrobi�? Co� ty zrobi�?", a kiedy odprowadzaj� go z powrotem do ��ka, mamrocze z rozgoryczeniem: "Gdzie pope�ni�em b��d?" Ksi��� mia� du�o roboty. Musia� kierowa� akcj� ratownicz� zorganizowan� dla nieszcz�snych ludzi i przez ca�y czas daremnie, beznadziejnie szuka� sposobu, by powstrzyma� deszcz. Pracowa� ci�ko. Nie wiedzia�, �e sam si� zmieni�. Nie zauwa�y� zdziwienia ludzi, kt�rzy z nim pracowali - by� zbyt zaj�ty. Do stolicy zacz�y dociera� opowie�ci o miejscu, gdzie nie pada�o. Powiadano, �e by�a to �wi�ta wioska, po�o�ona na uboczu. Sta�a tam stara �wi�tynia Wyroczni, s�ynna za dawnych czas�w. Ta wioska by�a chroniona. Co wi�cej, tamtejsi ludzie znali przyczyn� deszczu. - Pojad� tam - postanowi� ksi���. Pro�ci ludzie zacz�li gada�, �e ksi��� chce zasi�gn�� rady Wyroczni. - Musicie z tym sko�czy� - powiedzia� do swoich pomocnik�w. - Nie chc� �adnych plotek. Tak wi�c wyruszyli. Podr� by�a m�cz�ca. Nie widzieli nic pr�cz okrutnej s�onej wody i �a�osnych szcz�tk�w umieraj�cych ludzi za zas�on� deszczu. Potem pewnego wieczoru nadlecia� powiew wiatru, roztr�ci� ci�kie, s�one wyziewy zgnilizny i przyni�s� ze sob� zapach zieleni. Nast�pnego ranka ko�a d�ip�w zacz�y podskakiwa� na twardym gruncie, brz�cz�c �a�cuchami. A potem podr�ni wyjechali z deszczu. Cisza by�a przyt�aczaj�ca, powietrze niezwykle suche. - Co m�wili ludzie w ostatniej wiosce o tym miejscu? - M�wili, �e jest przekl�te. Dziwne, prawda? - Mo�e nawet �ycie staje si� przekle�stwem, kiedy wszycy inni umieraj�. Ciekawe, gdzie chowaj� si� miejscowi. Suche ulice by�y puste. Ksi��� ze swoim oddzia�em znale�li ma�y, krzywy, podobny do ula budyneczek - s�ynn� �wi�tyni� Wyroczni. Dochodzi�y stamt�d jakie� d�wi�ki. - Widocznie wszyscy s� w �rodku - stwierdzi� ksi��� i podszed� do drzwi. Nie zauwa�y�, �e inni zostali z ty�u. Rytua� wymaga�, �eby suplikant stawi� si� sam. Ksi��� wszed� w ciemno��. Przywita�o go d�ugie, dr��ce westchnienie. Czu�, �e otaczaj� go st�oczeni ludzie, chyba ca�a ludno�� wioski. - Kto idzie? - szepn�� starczy g�os. - Kr�l - odpowiedzia� ksi���. W zasadzie m�wi� prawd�. - Czekali�my na ciebie. Ksi��� nagle u�wiadomi� sobie, �e jest sam po�r�d tych g�odnych, mamrocz�cych cieni, otoczony kwa�nym odorem �wi�to�ci, kt�rego nie znosi�. - Chyba si� mylicie. Przyszed�em tylko, �eby sprawdzi�... - Tak, kr�l musia� przyj��. On jest jedynym zast�pc�, wszyscy to wiedz�. Ksi��� cofn�� si�. Ci ludzie chcieli zmieni� go z tego, kt�ry ��da, na tego, od kt�rego ��daj�. Ci�ki, dusz�cy od�r przyt�acza� go. Na zewn�trz zosta� blask s�o�ca i przyjaciele... Ludzie otaczaj�cy ksi�cia - teraz ich zobaczy� - byli niscy i ciemni, o nieruchomych, oboj�tnych twarzach. Stara kobieta, kt�ra przemawia�a w ich imieniu, po�o�y�a szponiast� d�o� na ramieniu m�odzie�ca. - Strze�emy Wyroczni - powiedzia�a. - Wiemy, kiedy przem�wi g�os, poniewa� przedtem rodzi si� dziecko, kt�re wygl�da jak nie z naszej rasy. Wszystkie nasze kobiety podczas ci��y nosz� przy sobie opaski, zawi�zane na ramieniu. Kiedy bia�e dziecko przychodzi na �wiat, matka i akuszerka zawi�zuj� mu oczy. Dziecka nie wolno dotyka� go�ymi r�kami, nie wolno mu zobaczy� �adnej twarzy. Przygotowujemy je starannie. Kiedy podro�nie, przenosimy do ukrytego miejsca. Nigdy nie widuje tych, kt�rzy przynosz� mu jedzenie. Zobaczy� je lub dotkn�� to �mier�. Potem przychodzi czas... Suchy g�os za�ama� si�. Kobieta zakry�a twarz r�kami i zap�aka�a. - Przyszed� jej czas, przyszed� jej czas, ale ona nie by�a gotowa. Jaki b��d pope�nili�my? Poniewa� jej umys� zosta� zniszczony, a b�g wpad� w gniew. B�g musi przem�wi�, ale nie mo�e, poniewa� naczynie nie jest puste... Och, Ari-gan, Ari-gan, dlaczego nas zdradzi�a�? Wtedy ksi��� zrozumia�. Pokazali mu Ari-gan w lochu. Brudna, zag�odzona istota patrzy�a na niego bezmy�lnym wzrokiem, a jej p�acz brzmia� przera�aj�co. - Ona nie umiera - szepn�a stara kap�anka. - Nie je i nie pije, ale nie umiera. I ci�gle tak p�acze. Bez �ez. Ksi�cia zapiek�y oczy. Z trudem panowa� nad g�osem. - Co mam zrobi�? Ale ju� wiedzia�. Namalowali odpowiednie symbole nad jego zawi�zanymi oczami, na�o�yli mu szaty, posadzili go na sto�ku i rozpalili przed nim ogie�. Wzni�s� si� gorzki dym. Ksi��� odkry�, �e ka�dy koszmar, ka�dy sekretny strach w jego �yciu by� tylko cieniem tej chwili. Co� otwar�o go i wesz�o w niego. Gdyby Ari-gan pozosta�a nietkni�ta, mog�a przywita� to Co� jak upragnionego go�cia. Ksi��� tak nie potrafi�. Poddanie si�, utrata w�asnej osobowo�ci omal go nie zabi�y. My�la�, �e oszaleje, a b�g nadal pozostanie niemy. Lecz Ari- gan rozpozna�a w ksi�ciu kogo� takiego samego jak ona; i w pewnym sensie mia�a racj�. Przez wiele lat jego serce by�o zupe�nie puste. Znalaz�o si� w nim miejsce nawet teraz. Twarz ksi�cia zmieni�a si� w g�adk� mask�. Wargi poruszy�y si� sztywno. G�os, kt�ry nie by� g�osem ksi�cia, pop�yn�� i wype�ni� izb�. A na zewn�trz, w wiosce, zacz�� pada� deszcz. Co powiedzia� b�g? Nie wiadomo. Oddzia� ksi�cia nawet nie pr�bowa� si� dowiedzie�. Zanie�li Ari-gan, obmyt� i opatrzon�, na noszach do samochodu. Przez ca�y czas pada� czysty, s�odki deszcz. Pada� podczas drogi powrotnej, dop�ki nie zmy� soli. W�wczas usta�. P�niej s�yszano, jak stary kr�l dono�nie oskar�a� swoj� �on� o jak�� dawn� zbrodni�. - Powinna� by�a mi powiedzie� - narzeka�. - Co ja wiem o niemowl�tach? Zawsze m�wi�em, �e te kl�twy s� zdradliwe. Ale ty powinna� by�a wiedzie�... �e jedyna mi�o��, jak� zna dziewi�ciodniowe niemowl�, to mi�o�� do siebie... do siebie... Teraz jednak ksi��� siedzia� przy noszach Ari-gan w tyle podskakuj�cego d�ipa, trzymaj�c j� za r�k�. By�a za s�aba, �eby rozmawia�, ale jej oczy m�wi�y, ju� nie puste ani pe�ne szale�stwa. Ksi��� mia� uczucie, �e zostawi� jaki� drobiazg w chacie Wyroczni, ale z pewno�ci� nic cennego.