5005
Szczegóły |
Tytuł |
5005 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5005 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5005 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5005 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janet Kagan
Mistrzowskie posuni�cie dziadka do orzech�w
HOGO 1993
Marianna Tedesco w��czy�a magnetofon na pe�n� moc. S�ucha�a
suity "Dziadek do orzech�w". Potrzebowa�a inspiracji.
Strugaj�c drewno no�em, od czasu do czasu podnosi�a go i
dyrygowa�a. W�a�nie kolejny raz wznios�a n�, kiedy jeden z
miejscowych wetkn�� sw�j delikatny nos w szpar� drzwi
prowadz�cych do jej biura. �ciszy�a g�os tak, �e sta� si�
d�wi�kowym t�em, i gestem d�oni zaprosi�a go�cia do �rodka.
Oczywi�cie by� to Tatep. Po sp�dzeniu prawie pe�nego roku
na Ucieszno�ci (takie by�o dok�adne t�umaczenie nazwy
planety), Marianna wci�� mia�a k�opoty przy rozr�nianiu jej
mieszka�c�w po samym kszta�cie nosa. Ale trzy bia�e pi�ra na
kryzie Tatepa spowodowa�y, �e to on pierwszy wyr�ni� si�
spo�r�d t�umu innych. Dla m�odego dyplomaty nieumiej�tno��
rozr�niania jednego miejscowego od drugiego by�a
prawdziwym piek�em. Marianna stara�a si� ze wszystkich si�
nauczy� rozpoznawa� r�ne nosy.
- Dzie� dobry, Tatep. Czym mog� ci s�u�y�?
- Podzielisz si�?
- Oczywi�cie. Czy mam wy��czy� muzyk�? - Marianna
wiedzia�a, �e suita "Dziadek do orzech�w" by�a dla Tatepa
r�wnie niezrozumia�a, jak dla niej jego grzechotanie.
Nauczy�a si� ju� lubi� pewne zwyczaje mieszka�c�w
Ucieszno�ci, ale nie wiedzia�a, czy Tatep czuje to samo w
stosunku do Czajkowskiego.
- Prosz�, nie wy��czaj - powiedzia�. - S�ucha�a� tego
codziennie w tym tygodniu, prawda? A teraz wywija�a� no�em
do rytmu. Czy mo�esz si� podzieli�, dlaczego?
Rzeczywi�cie, s�ucha�a tej suity przez ca�y tydzie�,
chocia� dopiero teraz zda�a sobie z tego spraw�.
- Spr�buj� ci wyt�umaczy�. Chocia� to naprawd� troch�
g�upie i nie uwa�aj tego za cech� wszystkich ludzi. Jedynie
charakterystyczne dla Marianny.
- Zrozumia�em. - Wdrapa� si� na taboret, kt�ry skleci�a
podczas pierwszego miesi�ca na Ucieszno�ci, i rozsiad� si�
wygodnie gotowy jej wys�ucha�. Kiedy odpoczywa�, napusza�
pierzast� kryz�. Zgodnie z miejscowymi standardami, Tatep
by� ca�kiem przystojnym samcem.
By� tak�e czterono�ny i ludzkie krzes�a zupe�nie si� dla
niego nie nadawa�y. Znakomitym rozwi�zaniem okaza� si�
taboret. By� to pomys� Marianny i jej wielki sukces,
ambasada zam�wi�a nawet u miejscowego artysty kilka takich
taboret�w do swoich biur. Kszta�t taboret�w wygryzionych
przez Chorniana by� bardziej wymy�lny, poniewa� artysta
odm�wi� powielania prototypu. Mieszka�cy Ucieszno�ci mieli
bardzo silne poczucie tradycji.
I dzi�ki temu, oczywi�cie, mog�a wyt�umaczy�
Czajkowskiego.
- Czy zauwa�y�e�, Tatep, �e im dalej jeste� od domu, tym
wa�niejsza staje si� tradycja?
- To prawda - odpar�. Wyci�gn�� z torby niewielki kawa�ek
s�ododrzewa i przygl�da� mu si� w zamy�leniu. - Nie
pomy�la�em, jak bardzo potrzebujesz tradycji. Jeste�
naprawd� daleko od domu. Powiedzmy trzydzie�ci lat
�wietlnych, prawda? - Wgryz� si� w drewno, odcinaj�c
niewielki k�s swymi ostrymi jak brzytwa przednimi z�bami.
Prze�kn��, a potem powiedzia�. - M�w dalej, prosz�.
Precyzja jego ci�� zawsze fascynowa�a Mariann�. Wola�aby
teraz przygl�da� si�, jak on to robi, ale podj�a swe
wyja�nienia:
- W mojej rodzinie tradycyjnie obchodzi si� �wi�ta, kt�re
nazywamy Gwiazdk�.
Prze�kn�� kolejny strug i powt�rzy�:
- Gwiazdka.
- Dla niekt�rych ludzi jest to uroczysto�� religijna. Ale
w mojej rodzinie �wi�towali�my raczej nadej�cie Nowego Roku.
Nie mo�emy z Esperanz� zgodzi� si� co do daty, w jej kraju
kalendarz by� inaczej u�o�ony ni� w moim, ale obie zgadzamy
si�, �e raz do roku nale�y uczci� Gwiazdk�. Poniewa� jest to
�wi�to przesilenia dnia z noc�, zapyta�am Muhammeda, kiedy
jest nakr�tszy dzie� na Ucieszno�ci. Powiedzia�, �e Tamamb
Nap Chorr.
Tatep naje�y� swoj� kryz� potwierdzaj�c dat�.
- Wi�c postanowili�my, �e b�dziemy obchodzi� Gwiazdk� w
dzie� Tamamb Nap Chorr.
- Gwiazdka to �wi�to odrodzenia? Przebudzenia?
- Tak, co� w tym rodzaju. Odnowienie. Obietnica, �e
przyjdzie wiosna.
- Tak, my te� w dniu Tamamb Nap Chorr obchodzimy �wi�to
przebudzenia.
Marianna skin�a g�ow�.
- Wiele narod�w je obchodzi. W ka�dym razie, kiedy
powiedzia�am w ambasadzie, �e chc� zorganizowa� Gwiazdk�,
kilka os�b podchwyci�o pomys�. Wi�c teraz pr�bujemy,
g��wnie z miejscowych materia��w, odtworzy� to, co b�dzie
nam potrzebne.
Wskaza�a d�oni� na magnetofon.
- Mnie ten utw�r kojarzy si� w�a�nie z Gwiazdk�. Dlatego
go s�ucham, czuj� wtedy, �e �wi�ta s� tu�-tu�.
Tatep ko�czy� swoj� prac�. Marianna zamilk�a,
przygl�daj�c si� uwa�nie. Kawa�ek s�ododrewna zamieni� si� w
par� zwierz�tek zwanych tommetami - pracownicy ambasady
nazywali je tak�e niekr�likami z powodu ich seksualno�ci -
u�ywanych przy godowych ta�cach. Rozbawiony Tatep
zagrzechota� pi�rami i wr�czy� jej gotowy produkt. Czeka�
spokojnie, kiedy obraca�a go w d�oniach, podziwiaj�c
niezwyk�e pi�kno wykonania.
- Nie z�apa�a� �artu? - zapyta� wreszcie.
- Nie, Tatep. Obawiam si�, �e nie. Czy m�g�by� si� nim
podzieli�?
- Przyjrzyj si� ich z�bom.
Marianna skierowa�a na nie wzrok. Stworzenia by�y
tommetami, to prawda, ale ich z�by nie by�y z�bami tommet�w.
Mia�y tego typu z�by, kt�rymi Tatep je wyrze�bi�.
Najwyra�niej na planecie Ucieszno�� m�wi�o si� �artobliwie:
"Parzy� si� jak tommety".
- To prezent dla Hapet i Achino. Maj� sze�cioro dzieci.
Wszyscy bardzo si� cieszymy i jeste�my zadziwieni.
Para, kt�ra da�a �ycie wi�kszej liczbie potomstwa ni�
dwojgu, by�a uwa�ana za niezwykle szcz�liw�.
- Z�� im ode mnie gratulacje, je�li uwa�asz, �e tak
b�dzie stosownie - powiedzia�a Marianna. - Czy ambasada mo�e
im wys�a� prezent?
- Mo�e i zostanie on z rado�ci� przyj�ty. Hapet i
Achinto potrzebuj� pomocy w wy�ywieniu tak licznego
przych�wku.
- Czy poradzisz mi, co wybra�? Co�, co pomo�e dzieciom
rosn�� w sile i zdrowiu, a jednocze�nie sprawi im
przyjemno��?
- Ch�tnie. P�jdziemy na rynek czy do lasu?
- Wytnijmy co� sami. Zdecydowanie za d�ugo siedzia�am tu
za biurkiem. Przyda mi si� troch� �wie�ego powietrza.
Marianna podnios�a si�, a Tatep w�o�y� swoje dzie�o do
worka i zsun�� si� z taboretu.
- Czy podzielisz si� jeszcze ze mn� Gwiazdk� w czasie
drogi? Mo�na rozmawia� i r�ba� r�wnocze�nie.
Marianna u�miechn�a si�.
- Zrobi� co� lepszego. Pomo�esz mi wybra� drzewo, kt�rym
da si� zast�pi� drzewko gwiazdkowe, choink�. Gdyby
jednocze�nie okaza�o si� to jadalne i dojrza�o za kilka
tygodni, atrakcyjno�� �wi�ta bardzo by wzros�a.
Szli wolnym krokiem w�sk� brukowan� drog�. Marianna
opowiedzia�a Tatepowi o zwyczajach gwiazdkowych i rozmowa o
�wi�cie jeszcze spot�gowa�a jej oczekiwanie na uroczysto��.
Zgodnie z rad� Tatepa zatrzymali si� u Killim, dmuchaczki
szk�a. Tatep pom�g� Mariannie opisa� i zam�wi� dwana�cie
ozdobnych kul do powieszenia na drzewku. Killim pierwszy raz
s�ysz�ca o przedmiotach, kt�rych jedyn� rol� by�o cieszy�
oko, s�ucha�a zafascynowana.
- Zrobi kilka pr�bek - t�umaczy� Tatep Mariannie, kt�ra
nie zrozumia�a s��w rzemie�lniczki - a ty przyjdziesz w
Debem Op Chorr i wybierzesz najodpowiedniejsze.
Marianna skin�a g�ow�. Zanim jednak zd��y�a podzi�kowa�
Killman, otworzy�y si� drzwi. Us�ysza�a zduszony skrzek
zdziwienia. Zd��a�a tylko zabaczy�, �e Halemtat rozkaza�
kolejnemu ze swych poddanych ostrzyc si�. Miejscowy odwr�ci�
si� i umkn��.
- O, Bo�e - j�kn�a. - Kolejny. - przyzna�a si� przed
sob� po raz pierwszy, �e dlatego w�a�nie tak bardzo stara�a
si� zapami�tywa� znaki szczeg�lne mordek mieszka�c�w
Ucieszno�ci. Przez rok, kt�ry tutaj sp�dzi�a, widzia�a nie
mniej ni� pi��dziesi�ciu ostrzy�onych. Teraz nie mia�a
�adnych w�tpliwo�ci, �e spotka�a nowego - st�pione ko�ce
pi�r by�y jasne i sztywne.
- Kto to by�, Tatep? - zapyta�a.
Pochyli� g�ow� zawstydzony.
- Chornian - powiedzia�.
- Za co? - Marianna nie potrafi�a si� powstrzyma�.
W swym g�osie us�ysza�a wojowniczo nieprofesjonaln� nut�.
- Za powiedzenie czego�, czego boj� si� powt�rzy�, nawet
w twoim j�zyku - odpar� Tatep. - W przeciwnym razie m�g�bym
straci� w�asne pi�rka.
Marianna westchn�a g��boko.
- Przepraszam, �e w og�le ci� o to zapyta�am. - To
by�o g�upie.
Powinni jak najszybciej wyj��, �eby Chornian m�g�
wype�ni� swoje zadanie nie nara�aj�c si� przed nimi na
upokorzenie.
- Chocia� - powiedzia�a na g�os, nie dbaj�c, czy zachowuje
si� profesjonalnie, czy nie - to Halemtat powinien si�
wstydzi�, nie Chornian.
Oczy Tatepa rozszerzy�y si� ze zdziwienia. Marianna
zrozumia�a, �e posun�a si� za daleko. Podzi�kowa�a
grzecznie dmuchaczce w j�zyku Ucieszno�ci i obieca�a, �e
wr�ci w dniu Debem Op Chorr, by obejrze� pr�bki.
Kiedy wychodzili od Killim, Marianna us�ysza�a za sob�
tupot - Chornian wr�ci� do sklepu natychmiast, ale tak, �eby
nikomu si� nie narzuci�. Zacisn�a mocno usta, daj�c wyraz
milcz�cemu oburzeniu i ruszy�a za Tatepem, nie ogl�daj�c si�
ju� za siebie.
Wreszcie doszli do komunalnego lasu. Marianna udaj�c, �e
nic si� nie sta�o, zacz�a wypytywa� Tatepa o jakie�
nieznane drzewo.
- To huep - wyja�ni�. - Bardzo dobre do rze�bienia, ale
nie najlepsze do jedzenia. - Przez chwil� zastanawia� si�. -
Chyba �le to powiedzia�em. Smak ma wy�mienity, ale warto��
od�ywcz� bardzo nisk�. Za to ro�nie jak w�ciek�e, wi�c zbyt
wiele os�b je go za du�o, chocia� nie powinni.
- �mieciowe jedzenie - Marianna kiwn�a g�ow� i wyja�ni�a
Tatepowi znaczenie s�owa.
- Szczeg�lnie dzieci to lubi� - zgodzi� si� z ni� - ale
to nie by�by dobry prezent dla Hapet i Achino.
- W takim razie poszukajmy dla nich zdrowego jedzenia -
powiedzia�a Marianna.
G��boko w lesie natrafili na k�p� drzew, kt�re pracownicy
ambasady nazywali gnomodrzewami z powodu ich wygl�du - by�y
przygi�te i skurczone. Tatep stwierdzi�, �e jedno z nich
nada si� w sam raz i Marianna wzi�a si� za r�banie
odpowiedniej ga��zi. Dowiedzia�a si�, �e zbieranie jedzenia
polega na czym� wi�cej ni� tylko r�baniu. Post�powa�a
zgodnie z instrukcjami Tatepa, by nie uszkodzi� drzewa.
- A teraz sp�jrz tutaj, Marianno - odezwa� si�. -
Tu� po dniu waszej Gwiazdki g�rna cz�� pnia wypu�ci p�d.
Je�li jednak uszkodzisz drzewo, nic z niego ju� nie
wyro�nie.
Marianna r�ba�a z wielkim staraniem. Uderzanie siekierk�
pozwala�o jej wy�adowa� troch� gniewu. Potem przyjrza�a si�
gnomodrzewu z uwag� i znalaz�a drugie miejsce.
- Czy to b�dzie odpowiednie? - zapyta�a.
- Tak - Tatep by� wyra�nie zadowolony, �e tak szybko
z�apa�a, o co chodzi. - Poczeka�, a� obetnie drug� ga���,
a potem starannie wybra� trzeci� i mrukn��:
- Chornian powiedzia�, �e Halemtat zachowuje si� tak, jak
talemtat. Jednemu z dzieci spodoba� si� rytm i powt�rzy�o
go.
- Talemtat to pn�cze, kt�re dusi drzewo, na kt�rym
ro�nie? - zapyta�a bardzo cicho.
Tatep tylko skin�� g�ow�.
- Czy... czy Halemtat kaza� tak�e ostrzyc dzieci?
Powieki przys�oni�y oczy Tatepa.
- Ca�� rodzin�. Rozkaza� ca�ej rodzinie, by si�
ostrzyg�a.
To dlatego Chornian pobieg� po zakupy. Got�w by� sam
narazi� si� na wstyd, �eby chroni� reszt� rodziny.
Wy�adowa�a sw�j gniew na kolejnej ga��zi gnomodrzewa.
Kiedy ga��� spad�a prosto na jej nog�, przysiad�a na
ziemi, by obejrze� obtarcie i popatrzy�a Tatepowi prosto w
oczy.
- Jak d�ugo? Jak d�ugo odrasta kryza? - B�d�c na planecie
od roku nie widzia�a, �eby w og�le pi�ra si� regenerowa�y.
- Po kilku przebudzeniach - odrzek�. - Odrastanie mo�e
zosta� przyspieszone, je�li si� je welspeth, ale...
Ale welspeth r�s� tylko w cieplarniach i by� za drogi dla
kogo� takiego jak Chornian.
- Rozumiem - powiedzia�a. - Dzi�kuj� ci, Tatep.
- Uwa�aj, gdzie powtarzasz to, co dzi� us�ysza�a�.
Najlepiej, �eby� nigdzie tego nie powtarza�a. - Spojrza� na
ni� z ukosa i nastroszy� pi�ra. - Nie jestem pewien, czy
Halemtat m�g�by ostrzyc cz�owieka ani czy wy byliby�cie
zawstydzeni ostrzy�eniem, ale nie chcia�bym si� czu�
odpowiedzialny, gdyby co� takiego si� wydarzy�o.
Mariannie nie pozostawa�o nic innego, jak tylko si�
u�miechn��. Przejecha�a d�oni� po swoich jasnych w�osach.
- Mia�am kiedy� ogolon� g�ow�. To by�o dawno temu i
bardzo daleko st�d, ale zamierzano mnie upokorzy�.
- Zamierzano?
- Pomalowa�am czaszk� na czerwono i �y�am tak jak
poprzednio. Wywo�a�am co� w rodzaju mody i w rezultacie to
ten, kto mnie ogoli�, czu� si� - i ca�kiem s�usznie -
zawstydzony.
Powieki Tatepa jeszcze raz skry�y jego oczy.
- Musz� si� nad tym zastanowi� - powiedzia� wreszcie. -
Mamy ju� do�� ga��zi na odpowiedni prezent, Marianno. Czy
mogliby�my si� teraz zaj�� twoim gwiazdkowym drzewkiem?
- Tak. - Podnios�a si� i przyjrza�a ga��ziom. - I jeszcze
co�... B�d� potrzebowa�a drewna do rze�bienia. Chcia�abym
zrobi� prezenty moim przyjacio�om. To kolejny zwyczaj
gwiazdkowy.
- Rze�bienie prezent�w. Marianno, m�wisz o tym tak, jakby
to by�y �wi�ta na Ucieszno�ci.
Marianna roze�mia�a si�.
- Bo tak w�a�nie jest. Ch�tnie podziel� si� z tob� moj�
Gwiazdk�.
Clarence Doggett by� Superplenipotencjalnym Reprezentantem
Ziemi na planecie Ucieszno��. Tego dnia ubra� si� w spos�b
odpowiedni do swego ekstrawaganckiego tytu�u w spodnie ze
srebrnymi lampasami i czerwon� jedwabn� marynark�. Przy jego
pasku pobrz�kiwa�a wielka srebrna klamra. Marianna uku�a na
sw�j u�ytek teori�, �e im strojniej by� ubrany, tym ch�tniej
wyra�a� zgod� na pro�by swoich podw�adnych. Teraz uzna�a, �e
warto spr�bowa�.
Ale Clarence Doggett poprawi� tylko marynark� i
odpowiedzia�:
- Nie mamy podstaw do pisania listu protestacyjnego w
zwi�zku z tym, co cesarz Halemtat zrobi� Chornianowi. Co
prawda, pozbawi� nas cennego pracownika...
- A co z prawami cz�owieka?
- On nie jest cz�owiekiem, Marianno. To obcy.
Przynajmniej nie nazwa� go je�em, jak to mia� w zwyczaju,
pomy�la�a Marianna. Clarence Doggett by� niefortunnym
rezultatem tego, co media okrzykn�y "wielkim otwarciem".
Przez d�ugi czas ludzie uwa�ali si� za samotnych w ca�ej
galaktyce, a pewnego dnia dowiedzieli si�, �e s� tylko jedn�
z wielu inteligentnych ras. Stworzenie pi�ciuset ambasad
okaza�o si� ci�kim zadaniem. Poniewa� Ucieszno�� uwa�ano za
planet� nie pierwszej wa�no�ci, tutaj trafi�y szumowiny z
dna beczki. Marianna bardzo stara�a si� nie okaza� jedn� z
nich mimo przyk�adu, jaki stanowi� jej zwierzchnik.
Clarence podkr�ci� d�ugiego, zgodnie z nakazami mody,
w�sa.
- Przecie� tak naprawd� wcale nie umieraj� ze wstydu
- doda�.
- Prosz� pana... - zacz�a Marianna.
Podni�s� d�o�.
- Uznajmy t� spraw� za zamkni�t�. Jak tam przygotowania
do Gwiazdki?
- �wietnie - odpowiedzia�a bez entuzjazmu. - Killim - jej
specjalno�ci� s� wyroby ze szk�a - przyniesie za par� dni
bombki. Zdaje si�, �e ma kilka swoich pomys��w. Wysy�am z
Nickiem Minskim listy na Ziemi� z pro�b� o informacje, czym
si� barwi szk�o.
- �wietna robota. Ka�dy rodzaj rzemios�a, kt�ry mo�e
w��czy� Ucieszno�� do ekonomii galaktycznej jest dobry.
Otrzymujesz pochwa��.
Marianna wcale nie czu�a si� usatysfakcjonowana, ale
odpar�a:
- Dzi�kuj� panu.
- I pracuj tak dalej. Ten tw�j pomys� z Gwiazdk� mo�e
bardzo podnie�� morale.
To oznacza�o, �e zosta�a odprawiona. Marianna przeprosi�a
i, pow��cz�c nogami, ruszy�a do swego biura.
- To nie s� ludzie - mrucza�a do siebie. - To s� obcy. I
naprawd� wcale nie umieraj� ze wstydu.
Zatrzasn�a za sob� drzwi i zakl�a g�o�no.
- Ale Chornian nie mo�e otrzyma� pracy, jego dzieci nie
mog� si� bawi� z przyjaci�mi, a jego partnerka, Chaylam,
nie mo�e i�� na rynek. Co b�dzie, je�li umr� z g�odu?
- Nie umr� - odpowiedzia� jej stanowczy g�os.
Marianna a� podskoczy�a.
- To tylko ja - odezwa� si� Nick Minski. Odchyli� si� w
fotelu i opar� d�ugie nogi na blacie biurka. -
Przygl�da�em si�, co w takiej sytuacji robi� s�siedzi.
Znajomi - wliczaj�c w to twego przyjaciela Tatepa - zanosz�
resztki ze swoich posi�k�w rodzinie Chorniana. Z g�odu nie
umr�. Przynajmniej nie umrze rodzina Chorniana. Nie by�bym
taki pewien, gdyby dotyczy�o to kogo� ma�o popularnego.
Nick by� szefem zespo�u etnograf�w badaj�cych Ucieszno��.
On przynajmniej prowadzi� rzetelne obserwacje, na kt�rych
m�g� oprze� swe wnioski.
Doprowadzi� krzes�o do r�wnowagi chwiejnej.
- Nie jestem w stanie powiedzie�, czy pomaganie
Chornianowi wystawi Tatepa na takie samo niebezpiecze�stwo.
Z tego, co m�wi�a�, zrozumia�em, �e Clarence nie zdecyduje
si� na formalny protest.
Marianna przytakn�a.
Krzes�o opad�o uderzaj�c o pod�og�, a� Marianna
podskoczy�a.
- A niech to - powiedzia� - Doggett to ma�y gnojek.
Marianna u�miechn�a si� smutnie.
- B�dzie mi ciebie bardzo brakowa�o, Nick. Dyplomatom nie
wolno rozmawia� tak bezpo�rednio.
- Za rok wr�c�. Przywioz� ci race na kolejn� Gwiazdk�. -
U�miechn�� si� szeroko.
- Przechodzili�my ju� przez to, Nick. By� mo�e, fajerwerki
nale�� do tradycji gwiazdkowych w twojej rodzinie, ale na
pewno nie w mojej. Ca�a ta strzelanina i b�yski wcale
nie pasuj� do mojej Gwiazdki.
- A na razie - kontynuowa� niezniech�cony - zastan�w si�
nad moj� propozycj�. Dowiedzia�a� si� o Tatepie i jego
ziomkach wi�cej ni� po�owa ludzi w moim zespole; niezale�nie
od papier�w mog� ci� umie�ci� w grupie etnograf�w. Brakuje
nam ludzi do pracy. Wola�bym zrezygnowa� z przypadaj�cej na
mnie w tym roku wycieczki na Ziemi�, ale...
- Nie da si� mie� wszystkiego.
Roze�mia� si�.
- Chyba si� boj�, �e poczujemy si� miejscowymi, je�li
jednego roku na pi�� nie sp�dzimy na Ziemi. - Nagle wypr�y�
pier�. - Jak bym wygl�da� z pierzast� kryz�?
- Elegancko - oznajmi�a, co skwitowa� kolejnym wybuchem
�miechu.
Rozleg�o si� pukanie do drzwi. Na progu stan�� Tatep, z
pi�rami nastroszonymi z zimna.
- Cze��, Tatep, przyszed�e� w dobrej chwili. Chod�
si� dzieli�.
Nick zdj�� stopy z biurka i bardzo formalnie przywita�
si� z przedstawicielem Ucieszno�ci. Tatep odpowiedzia�
r�wnie formalnym uk�onem, a potem doda� gwoli wyja�nienia:
- Marianna dzieli swoj� Gwiazdk� ze mn�.
Nick pochyli� g�ow� spogl�daj�c na Mariann�.
- Ale jeszcze nie czas...
- Wiem - odpar�a. Podesz�a do biurka, na kt�rym le�a�a
paczka zawini�ta w papier. - Tatep, Nick jest moim bliskim
przyjacielem. Zwyczajowo dajemy sobie prezenty w dniu
Gwiazdki, ale poniewa� Nicka wtedy nie b�dzie tu z nami,
zamierzam da� mu prezent ju� teraz.
Poda�a mu pakunek.
- Wszystkiego najlepszego, Nick. Troch� za wcze�nie,
ale...
- Ukry�a� podarunek w papierze - zauwa�y� Tatep. - Czy to
te� nale�y do tradycji?
- Tak, ale nie jest konieczne.
- Tradycyjne, ale niekonieczne. Przyjemno�� le�y
cz�ciowo w niespodziance - wyja�ni� Nick. Rzuci�
u�miechni�te spojrzenie Mariannie, podni�s� pakunek do ucha
i potrz�sn�� nim. - A tak�e zgadywanie, co jest w paczce. -
Jeszcze raz ni� potrz�sn�� nas�uchuj�c. - Nie, nie mam
poj�cia, co to mo�e by�.
Od�o�y� prezent na kolana.
Tatep uderzy� ogonem, najwyra�niej zdziwiony.
- Dlaczego nie otworzysz?
- W mojej rodzinie z otwieraniem prezent�w czeka�o si� a�
do Gwiazdki, nawet je�eli le�a�y �adnie zapakowane i gotowe
pod drzewkiem ju� tydzie� wcze�niej.
Tatep wspi�� si� na sto�ek, wystawiaj�c swoj� zdziwion�
mordk�.
- O, nie - j�kn�a Marianna. - Chyba nie m�wisz tego na
serio. Nie otworzysz paczki a� do Gwiazdki?
Nick roze�mia� si�.
- Tylko si� z wami przekomarzam.
Nast�pnie zwr�ci� si� do Tatepa:
- W mojej rodzinie do zwyczaj�w nale�y oczekiwanie... ale
r�wnie� znalezienie jakiego� rozs�dnego powodu, �eby po�o�y�
�apy na prezencie w tej samej chwili, kiedy si� go dostaje.
Marianna chce zobaczy�, jak� b�d� mia� min�, kiedy rozpakuj�
paczk�, my�l�, �e to wystarczaj�cy pow�d.
Jego d�ugie palce znalaz�y miejsce, w kt�rym papier
zachodzi� na siebie, i zacz�y powoli go rozwija�.
- Poza tym nasze szanowne �wiaty nie uzgodni�y, kiedy
w�a�ciwie ma by� Gwiazdka. Na kt�rym� z nich ten dzie� musi z
pewno�ci� przypada� dzisiaj.
- Dobre wyt�umaczenie - stwierdzi�a Marianna wzdychaj�c z
ulg�. - Racja.
- Racja - powt�rzy� za ni� Tatep. Pochyli� si� na swym
sto�ku, wpatruj�c si� w papier rozwijany przez Nicka.
- To Czajkowski podpowiedzia� mi pomys� - m�wi�a
Marianna. - Chocia�, prawd� m�wi�c, dziadek do orzech�w w
suicie Czajkowskiego nie by� specjalnie tradycyjny. Ale ten
jest: tylko sp�jrzcie.
Nick w tej w�a�nie chwili wyci�gn�� figurk� pomalowan�
jasnymi farbami. W zielonym surducie, spodniach ze srebrnymi
lampasami i z wielkimi w�sami. Wymy�lny pasek spina�a
srebrna klamra. Nick roze�mia� si�.
Z nieco wymuszonym u�miechem Marianna poda�a mu
miejscowy owoc, kt�ry m�g� uchodzi� za orzech w�oski.
Nick ju� si� nie �mia�, tylko obraca� prezent w
d�oniach, przygl�daj�c mu si� z uwag�.
- Chcesz mi powiedzie�, �e to jest prawdziwy dziadek,
kt�rym da si� rozbi� orzech?
- Ale� oczywi�cie. Moja rodzina zajmowa�a si� ich
wyrobem. - Z�o�y�a d�onie. - No dalej - �cisn�a je, jakby
demonstruj�c - rozbij go.
Nick w�o�y� orzech w pot�ne szcz�ki i po chwili wahania
zamkn�� oczy i nacisn��. Orzech wyda� g�o�ny, niezwykle
satysfakcjonuj�cy trzask i Nick roze�mia� si� jak
ma�y ch�opiec.
- Podziel si� �artem - poprosi� Tatep.
- Ch�tnie - zgodzi�a si� Marianna. - Gwiazdkowe dziadki
do orzech�w, kt�rych ten jest znakomitym reprezentantem,
przedstawiaj� znane postacie - szczeg�lnie takie, kt�rych
nikt nie lubi. To spos�b, by zem�ci� si� na kim� nieuczciwym
lub pompatycznym. Stosowano t� sztuczk�, by kpi� na r�wni z
ksi�niczek i policjant�w i... - Marianna machn�a r�k�
wskazuj�c na dziadka - no, chyba go rozpoznasz?
- O nie - Tatep wpatrywa� si� w posta� szeroko otwartymi
ze zdziwienia oczami. - To jest Clarence Doggett, prawda?
Kiedy Marianna skin�a g�ow�, Tatep zapyta�:
- Czy b�dziesz mia�a znowu ogolon� g�ow�?
Marianna za�mia�a si�.
- Je�li tak, to pomaluj� sk�r� na tradycyjne gwiazdkowe
kolory: czerwony i zielony, i przyczepi� do ucha jedn� ze
szklanych ozd�b, kt�re robi dla nas Killim. Chocia� nie
przypuszczam, �eby mi to grozi�o - doda�a dla porz�dku. -
Clarence nie zrobi�by czego� takiego. - Nickowi, kt�ry
zwr�ci� uwag� na s�owo "znowu", powiedzia�a. - Kiedy� ci
opowiem.
Skin�� g�ow� i w�o�y� w szcz�ki Clarence'a kolejny
orzech. Skorupa p�k�a z g�o�nym trzaskiem. Wr�czy� �rodek
Tatepowi, kt�ry go zjad� i zagrzechota� strosz�c swoj�
sztywn� pierzast� kryz�, co by�o r�wnoznaczne z wybuchem
�miechu. Marianna cieszy�a si� podw�jnie z wizyty Tatepa -
teraz ju� wiedzia�a, co zrobi dla niego na Gwiazdk�.
W dzie� Wigilii Marianna poczu�a si� jaka� zagubiona -
czego� jej brakowa�o, �eby ten dzie� nazwa� �wi�tem, ale nie
by�a w stanie powiedzie� czego w�a�ciwie.
Nie chodzi�o o kolor drzewka, kt�re Tatep pom�g� jej
wybra�. Doskonale imitowa�o kszta�t choinki i nawet je�li
li�cie by�y tak g��boko czerwonej barwy, �e miejscami
wydawa�y si� a� czarne, nie mia�o to znaczenia.
- W przysz�ym roku poprosz� Killim, �eby zrobi�a zielone
ozdoby - Marianna zwr�ci�a si� do Tatepa. - Wtedy
otrzymamy odpowiedni kontrast.
W�osy anielskie kupi�a od jednej z tkaczek Ucieszno�ci i
poci�a je na odpowiedni� d�ugo��. Pasma zwisa�y teraz z
ga��zi jak nale�y. Wszystkie siedmioro dzieci, kt�re
przyjecha�y na Ucieszno�� ze swymi rodzicami-etnografami,
pokazywa�y z zapa�em miejscowym, jak nale�y rozwiesza� w�osy
anielskie, co oznacza�o, �e wi�cej srebrnej nici wisia�o na
dzieciach i go�ciach ni� na drzewie.
I o to chodzi�o. Nickowi na pewno by si� podoba�o,
pomy�la�a Marianna. Esperanza nagrywa�a ca�e przyj�cie na
kaset�, ale to nie to samo, co uczestnictwo.
Killim osobi�cie przynios�a szklane ozdoby. Dwana�cie
szklanych kul wr�czy�a Mariannie. Wszystkie by�y l�nieniem
barw, ka�da inna. Zebrani wydawali ochy i achy, ale
najlepsze mia�o dopiero nadej��. Rzemie�lniczka wyci�gn�a
kolejn� paczk�.
- Prezenty - o�wiadczy�a. - Prezenty dla twojego
Budz�cego si� Drzewa.
Wewn�trz pud�a znajdowa�a si� mena�eria ma�ych,
kolorowych zwierz�tek ze szk�a: niekr�lik�w, palcoryb,
wst�goskrzyde�. Ka�de mia�o p�telk� ze szk�a tak, by mo�na je
by�o powiesi� na drzewku. Marianna boj�c si�, �e zniszczy
delikatne przedmioty sztuki, odda�a je George'owi, kt�ry
przymocowa� je do ga��zek drzewka.
P�niej wzi�a Killim na stron� i podzi�kowa�a jej, jak
nale�y, za prezenty.
- Chocia� nie jestem pewna, czy powinnam je przyj��.
Powiedz jej, �e ch�tnie za wszystko zap�ac�, Tatep. Gdyby
mia�a je w sklepie, wykupi�abym natychmiast co do jednego. A
w chwili gdy zawis�y na drzewku, zrozumia�am, jak bardzo by�y
tu potrzebne.
Tatep d�ugo przemawia�, a Killim ca�y czas grzechota�a.
Wreszcie Tatep zagrzechota� tak�e.
- Marianno, troje ludzi zam�wi�o ju� u niej takie ozdoby,
bo chc� je wys�a� na Ziemi�.
Killim doda�a co�, czego Marianna nie zrozumia�a.
- Troje ludzi w ci�gu ostatnich pi�ciu minut. Ona m�wi:
my�l o tym jako o... reklamie.
- Nie mo�esz mi za nie zap�aci� - wtr�ci�a rzemie�lniczka
wci�� grzechocz�c. - Ju� za nie co� od ciebie dosta�am.
- Ona m�wi... - zacz�� Tatep.
- W porz�dku. Zrozumia�am.
A potem Kelleb przyni�s� gwiazd�. Wykonana ze srebrnego
drutu, l�ni�a w�a�nie tak jak powinna l�ni� choinkowa
gwiazda. Postawi� sobie jedno z dzieci na ramionach, a ono
przy og�lnym aplauzie zawiesi�o gwiazd�.
Marianna westchn�a. Zastanawia�o j�, dlaczego wcale nie
czuje si� dobrze.
- Gdyby by� tutaj Nick - zauwa�y� Tatep - si�gn��by do
szczytu bez niczyjej pomocy.
- Chyba masz racj� - odpar�a Marianna. - Szkoda, �e go
nie ma. Podoba�oby mu si�. - I w tej w�a�nie chwili zda�a
sobie spraw�, �e dla niej ta Gwiazdka nie mo�e by� prawdziw�
Gwiazdk�, poniewa� nie ma Nicka Minskiego.
- W przysz�ym roku - powiedzia� Tatep.
- W przysz�ym roku - powt�rzy�a Marianna i humor od razu
jej si� poprawi�.
Drzewko l�ni�o ozdobami. Przez chwil� wszyscy stali i
przygl�dali mu si�, ale potem zrobi�o si� nagle zamieszanie,
poniewa� zacz�to wyszukiwa� prezenty. I nagle Clarence
Doggett - �e te� akurat musia� to by� on - podni�s�
kieliszek i o�wiadczy�:
- Wznosz� toast. Gwiazdkowy toast. Na cze�� Marianny,
kt�ra przenios�a Gwiazdk� przez trzydzie�ci �wietlnych lat
ze starej Ziemi.
Marianna poczerwienia�a widz�c wznosz�ce si� w jej stron�
kieliszki. Gdy wypili, podnios�a sw�j i odpowiedzia�a
tradycyjnymi wigilijnymi �yczeniami:
- Weso�ych �wi�t. I niech B�g was b�ogos�awi.
Esperanza przerwa�a podnios�y nastr�j zapytaniem:
- Czy mo�emy otworzy� prezenty teraz, czy - jej g�os
zabrzmia� nagle p�aczliwie, chocia� czai� si� w nim i �miech
- musimy poczeka� do jutra?
Marianna spojrza�a na Tatepa.
- Jaki dzie� dzisiaj mamy? - zapyta�a. Zna�a si� do��
dobrze na lokalnym czasie, by przewidzie� odpowied�.
- Dzisiaj mamy Tamemb Nap Chorr.
U�miechn�a si� do zebranych.
- Zgodnie ze zwyczajami Ucieszno�ci, dzie� si� zmienia,
kiedy zachodzi s�o�ce - tak wi�c co najmniej od godziny mamy
Bo�e Narodzenie. Ale najpierw pozw�lmy dzieciom wzi��
prezenty.
Zrobi� si� wielki harmider, szele�ci�y papiery,
otwieraniu prezent�w towarzyszy�y okrzyki zachwytu.
Tatep dotn�� ramienia Marianny.
- Nast�pni go�cie - powiedzia�. Marianna odwr�ci�a si�.
To by� Chornian, jego partnerka Chaylam i ich dwoje dzieci.
Ich widok wprawi� Mariann� w niepomierne zdumienie.
Zaprosi�a ca�� czw�rk� nie wierz�c, �e si� zjawi�.
- I na dodatek �wi�tecznie ubrani! - wykrzykn�a, chocia�
wiedzia�a, �e nie Gwiazdka by�a powodem przebrania. -
L�nicie jak sama choinka - kiedy to m�wi�a, jej w�asne oczy
l�ni�y.
W kryzie i na ogonie, na ka�dym kr�tko obci�tym pi�rze
tkwi� czerwony koralik.
- Szk�o? - zapyta�a.
- Tak - odpar� Chornian. - Killim to dla nas zrobi�a.
- Wygl�dacie wspaniale! Po prostu cudownie. - Wisiorki
Chaylam by�y z�ote i kiedy zawstydzona zaszele�ci�a
pi�rkami, w ka�dym odbi�o si� �wiat�o. - Jak
refleks s�o�ca na wodzie - wyszepta�a jej Marianna. Kryzy i
ogony dzieci ozdobione zosta�y paciorkami we wszystkich
kolorach t�czy.
- Sama tak bym si� wystroi�a - doda�a Marianna.
Przyjrza�a si� z bliska dzieciom. - Ka�de inne. Chod�cie,
przy��czcie si� do zabawy. Obawia�am si�, �e b�d� musia�a
jutro zanie�� wam prezenty do domu. Ale teraz mog� zobaczy�
wasze miny i dowiem si�, czy dobrze wybra�am.
Zaprowadzi�a dzieci pod drzewko i dzi�kowa�a swym
szcz�liwym gwiazdom, �e poprosi�a Tatepa, by napisa� ich
imiona na paczkach. Zostawi�a je myszkuj�ce w poszukiwaniu
prezent�w. Upominki dla rodzic�w mia�a przy sobie.
- To by�o trudne - powiedzia� Chornian Mariannie. -
Trudno by�o przej�� dumnie ulicami, ale uda�o si�. A
dzieci maszerowa�y najdzielniej. One dodawa�y nam odwagi.
- Musieli�my si� na to zdoby�, je�li nawet nie dla
siebie, to dla nich - doda�a Chaylam.
- Tak - zgodzi� si� Chornian. - Jutro przejd� si� w
pe�nym s�o�cu. P�jd� na bazar. Moje ostrzy�one lotki
zal�ni�, a ja nie b�d� si� wstydzi�, �e powiedzia�em prawd�
o Halemtacie.
Marianna pomy�la�a, �e to najpi�kniejszy gwiazdkowy
prezent, jaki sobie mog�a wymarzy�. - Przygotowali�my ci z
Chornianem ten prezent. - Tatep stara� si� m�wi� bardzo
wyra�nie, �eby na pewno dobrze z rozumia�a.
Marianna wiedzia�a, �e to, co Tatep wyci�ga� ze
swej torby, by�o prezentem tylko od niego, ale ch�tnie
przy��czy�a si� do gry, kt�ra mia�a sprawi� przyjemno�� jej
go�ciom. Wcale nie oczekiwa�a podark�w i teraz nie mog�a si�
doczeka�, by zobaczy�, co jego zdaniem by�o odpowiednie na
t� okazj�.
Jednak zachowa�a wszystkie konieczne formy. Najpierw
potrz�sn�a bardzo delikatnie pude�kiem tu� przy uchu. Je�li
w og�le by�o co� s�ycha�, zag�uszy�y to kol�dy, dochodz�ce z
drugiej cz�ci pokoju.
- Nie mog� si� domy�li�! , wykrzykn�a uszcz�liwiona.
- W takim razie otw�rz.
Otworzy�a. Znalaz�a figurk� z drewna w kolorze burgunda,
gorzkiego w smaku i dlatego rzadko u�ywanego, ale bardzo
cenionego, poniewa� na pewno dzieci nie si�ga�y po wykonane
z niego przedmioty. Styl by� ca�kowicie miejscowy i
musia�a wpatrywa� si� dobr� chwil�, zanim rozpozna�a, co
rze�ba przedstawia. Ale kiedy ju� to si� sta�o, wiedzia�a, �e
prezent ten pozostanie dla niej skarbem na ca�e �ycie.
Niew�tpliwie by� to Nick - ale Nick widziany oczyma
Tatepa, wi�c z niezwyk�ej perspektywy.
- Och, Tatep! - na szcz�cie przypomnia�a sobie na czas i
doda�a: - Och, Chronian! Tak bardzo wam dzi�kuj�. Nie mog�
si� doczeka�, kiedy poka�� to Nickowi. Dlaczego
pomy�leli�cie w�a�nie o nim?
- To jest tw�j najlepszy ludzki przyjaciel - powiedzia�
Tatep. - Najwyra�niej ci go brak. Nie masz �adnego zdj�cia.
Pomy�la�em, �e b�dzie ci mi�o mie� jego podobizn�.
Przytuli�a do siebie figurk�.
- Tak. Dzi�kuj� wam. - Potem nagle unios�a r�k�,
oczy jej l�ni�y. - Czekaj. Czekaj tutaj, Tatep. Nigdzie nie
odchod�.
Odsun�a ga��zie choinki i wyci�gn�a prezent, jaki dla
niego naszykowa�a. Wr�ci�a w miejsce, gdzie czekali na ni�
mieszka�cy Ucieszno�ci.
- Czeka�em - oznajmi� powa�nie Tatep.
Wr�czy�a mu pakunek.
- Nie umiem zgadn�� - o�wiadczy�.
- W takim razie otw�rz. Ja nie mog� ju� wytrzyma�!
Zerwa� papier r�wnie nonszalanckim gestem co Nick -
ods�aniaj�c pomalowanego na jasne kolory dziadka i torb�
orzech�w.
Marianna wstrzyma�a oddech. Ca�a trudno�� polega�a
oczywi�cie na tym, �eby zrobi� przyrz�d w formie
rozpoznawalnej przez Tatepa. Wykona�a cesarza Halemtata, jak
siedzi na swych szerokich po�ladkach. Przedstawi�a go
przesadnie okr�g�ego i z ponur� min�. W prawej r�ce trzyma�
ogromn� par� no�yc - w stylu tych, kt�rymi jego
stra�nicy obcinali pi�ra.
Oczy Chorniana rozszerzy�y si�. Znowu zagrzechota� tak
gwa�townie, �e Marianna nie nad��a�a ze zrozumieniem.
Wiedzia�a tylko, �e jest wzburzony.
Dopiero w tej chwili zrozumia�a, co w�a�ciwie zrobi�a.
- O, m�j Bo�e, Tatep! On nie mo�e kaza� obci�� ci pi�r za
posiadanie tego przyrz�du?
Lotki Tatepa grzechota�y i grzechota�y. W�o�y� jeden z
orzech�w mi�dzy szcz�ki Halemtata i nacisn�� go z
zaciek�o�ci�. Wr�czy� wn�trze orzecha Mariannie, ale jego
kryza wci�� ha�asowa�a.
- Je�li tak by zrobi�, Marianno, to p�jdziesz ze mn� do
Killim i pomo�esz mi wybra� odpowiedni kolor paciork�w.
Rozbi� nast�pnego orzecha i da� go Chornianowi. Teraz ju�
obaj grzechotali na wy�cigi - szklane paciorki Chorniana
wydawa�y wspaniale radosny d�wi�k.
Marianna poczu�a wielk� ulg�. Chwil� p�niej Esperanza
pobieg�a, �eby kupi� wi�cej orzech�w, by ka�de z dzieci
Chorniana mog�o cho� jednego rozbi�.
Marianna spojrza�a na wizerunek Nicka.
- Tak mi przykro, �e nie jeste� z nami - powiedzia�a mu -
ale obiecuj�, �e wszystko to ci opisz�, zanim jeszcze p�jd�
dzi� wieczorem spa�. I postaram si� nie zapomnie� niczego,
co wydarzy�o si� dzi� wiecz�r.
Kochany Nicku - pisa�a Marianna w kolejnym li�cie par�
miesi�cy p�niej. - Nie b�dziesz z tego, co si� tu dzieje,
zadowolony. Stwierdzi�am, �e nie jestem w porz�dku ani jako
etnograf, ani tym bardziej jako dyplomata. Chodzi�o mi tylko
o wsp�lne sp�dzenie Gwiazdki z Tatepem i Chronianem oraz,
prawd� m�wi�c, z ka�dym, kto mia�by na to ochot�. �eby jednak
u�y� s��w Clarence'a, jednym zgrabnym ruchem wys�a�am
mieszka�c�w Ucieszno�ci wprost do piek�a.
Bo widzisz, ostatnimi czasy strzy�enie pi�r nie odnosi
�adnego skutku. Co najmniej siedemdziesi�ciu pi�ciu
miejscowych chodzi wystrzy�onych po mie�cie i to ca�kiem
bezwstydnie. A na ko�cach lotek nosz� paciorki. Widzia�am
nawet jednego nastolatka w paciorkach bez ostrzy�onych pi�r!
Killim b�ogos�awi nowe obyczaje. Nigdy nie by�a tak
zaj�ta jak teraz, musia�a nawet zatrudni� dw�ch pomocnik�w.
Robi "gwiazdkowe ozdoby". Co najmniej po�owa galerii sztuki
w ca�ym poznanym wszech�wiecie wysy�a do niej zam�wienia.
Natomiast uczniowie zajmuj� si� wyrobem wisiork�w. To nie
wszystko. Wczoraj wpad�am do niej na chwil� i wiesz, kto si�
akurat pojawi�? Koppen. Pami�tasz go? To jeden z doradc�w
Helemtata. Nigdy nie zgadniesz, czego chcia�. Zestawu
wisiork�w! A wcale nie mia� ostrzy�onych pi�r. Nie kupowa�
te� prezentu dla przyjaciela. Zamierza� powiedzie� - tak
poinformowa� Killim - kilka nieprzyjemnych prawd
Halemtatowi. Nie zrozumia�am wszystkiego, poniewa� m�wi� za
szybko, w ka�dym razie oczekiwa�, �e zostanie ostrzy�ony,
wi�c si� przygotowywa�. Kupi� bardzo drogie b��kitne
paciorki. Wyra�nie wysoko si� ceni!
Poczu�am bardzo niezawodow� rado��! Kilka s��w prawdy
Helemtatowi z pewno�ci� by si� przyda�o.
Chornian natomiast zaj�� si� wyrobem dziadk�w do
orzech�w. W porz�dku, wina le�y ca�kowicie po mojej stronie.
Ja mu pokaza�am, jak si� je robi.
Wysy�am ci hologramy, w tym jeden, na kt�rym wida� moje
dzie�o. R�nica mi�dzy dziadkiem do orzech�w w ludzkim
wydaniu a dziadkim do orzech�w z Ucieszno�ci jest
oczywista, kiedy na nie spojrze�.
Nadal mi ci� brak, chocia� uwa�asz, �e fajerwerki pasuj�
do Gwiazdki.
Do zobaczenia wkr�tce - je�li Clarence nie ugotuje mnie w
moim w�asnym puddingu.
Potem Marianna siedzia�a jeszcze d�ugo, trzymaj�c �wietlne
pi�ro przy ekranie, ale wreszcie dopisa�a:
Kochaj�ca ci� Marianna
I wrzuci�a list do plik�w nast�pnej poczty.
Uciecha
Przesilenie letnie
(zgodnie z czasem miejscowym)
Kochany Nicku,
tym razem to nie moja wina. Narozrabia�a
Esperanza. Wymy�li�a, �eby obchodzi� dzie� Luthera Kinga
(masz racj�, wiem, �e gdybym pami�ta�a o Martinie Lutherze
Kingu, sama bym zaproponowa�a obchodzenie jego �wi�ta, ale
faktem jest, �e nie pami�ta�am. Je�li przeczytasz o nim,
tobie te� si� spodoba), no i zaprosi�a na obchody kilku
miejscowych.
Uroczysto�� ko�czy si� tak, �e ka�da z obecnych os�b "ma
marzenie". To nie polega na opowiadaniu �ycze�, Nicku.
Raczej chodzi o postawienie sobie celu, nawet takiego, kt�ry
wydaje si� wszystkim nieosi�galny, ale nale�y sobie
postanowi�, �e do�o�y si� wszelkich stara�, aby go jednak
osi�gn��. Nawet Clarence si� przyzna�, przy tej okazji, �e
marzy, by przesta� my�le� o mieszka�cach Ucieszno�ci jako o
"je�ach". Esperanza powiedzia�a p�niej, �e Clarence nie do
ko�ca zrozumia�, o co chodzi, ale dla niego to i tak by� krok
w dobrym kierunku.
No wi�c po tym Tatep zapyta� Esperanz�, jak zwykle bardzo
grzecznie, czy by�oby mo�liwe, �eby on r�wnie� mia� swoje
marzenie. Oczywi�cie, otrzyma� zgod�. Tak wi�c Tatep wsta� i
powiedzia�:
- Marzy mi si�... marzy mi si�, �e pewnego dnia nikomu
nie b�d� strzygli pi�rek za m�wienie prawdy.
(Zobaczysz to, o czym pisz�, na ta�mie, kt�r� wysy�a ci
Esperanza. Wszyscy zgodzili�my si� wtedy, �e to bardzo dobre
marzenie).
No i potem Esperanza powiedzia�a, �e marzy jej si�, by na
ka�dej planecie zachowane by�y prawa cz�owieka. Po tym
oczywi�cie musieli�my wyt�umaczy�, co to s� te "prawa
cz�owieka". Esperanza wreszcie prze�o�y�a im pi��
konstytucji r�nych narod�w, a na dodatek ksi��k�
zawieraj�c� przem�wienia Martina Luthera Kinga.
O, m�j Bo�e. W�a�nie zrozumia�am. Mo�e to jednak by�a
moja wina. Dopiero teraz sobie o tym przypomnia�am. Ty
os�d�, Nicku.
Jaki� tydzie� p�niej zbiera�am z Tatepem drewno na
rze�by, kt�re - jak powiedzia� - zamierza przygotowa� na
kolejn� Gwiazdk�. Nagle przesta� obgryza� ga��zie i zapyta�:
- Marianno, co to znaczy cz�owiek?
- O co ci chodzi?
- Wydaje mi si�, �e kiedy Clarence m�wi cz�owiek, ma co
innego na my�li ni� kiedy ty u�ywasz tego s�owa.
- To ca�kiem mo�liwe. Ludzie zazwyczaj u�ywaj� s��w do��
niefrasobliwie.
- Co ty masz na my�li, kiedy m�wisz "cz�owiek"?
- Czasami mam na my�li ras� homo sapiens. Na pewno wtedy
kiedy m�wi�, �e "ludzie u�ywaj� s��w do�� niefrasobliwie".
Mieszka�cy Ucieszno�ci s� bardziej uwa�ni w mowie.
- A co masz na my�li, kiedy m�wisz "prawa cz�owieka"?
- Kiedy m�wi� "prawa cz�owieka", mam na my�li prawa
wszystkich sapientes. Ale nie gwarantowa�abym, �e Clarence ma
to samo na my�li, kiedy u�ywa tych s��w.
- Czy my�lisz, �e ja jestem cz�owiekiem?
- Wiem, �e jeste� cz�owiekiem. Przecie� przyja�nimy si�.
Nie mog�abym przyja�ni� si� na przyk�ad z niekr�likiem,
prawda?
Na to zagrzechota� tak wspaniale, jak zawsze to robi, kiedy
jest bardzo rozbawiony.
- Nie, tego nie potrafi� sobie wyobrazi�. Ale je�li
jestem cz�owiekiem, powinienem mie� prawa cz�owieka.
- Tak - zgodzi�am si�. - Oczywi�cie, �e powiniene�.
W takim razie to mo�e moja wina. Esperanza opowie ci
reszt� - od dw�ch tygodni miejscowi okupuj� jej dom -
ogl�daj� wszystko, co ma jakikolwiek zwi�zek z Martinem
Lutherem Kingiem.
Nie wiem, czym to wszystko si� sko�czy, ale bardzo bym
chcia�a, �eby� tu by� i widzia�, co si� wyprawia.
Uca�owania, Marianna
Kiedy Marianna przygl�da�a si�, jak miejscowe dziecko
roz�upuje orzecha dziadkiem w kszta�cie Halemtata, zimny
dreszcz przeszed� jej po krzy�u. To by� ju� siedemnasty,
jakiego widzia�a w tym tygodniu. Najwyra�niej nie tylko
Chornian je produkowa�. Jednak tym razem po raz pierwszy
ujrza�a, �e szcz�kami Halemtata rozbija orzechy dziecko.
- Cze�� - powiedzia�a. Stan�a i spotka�a si� wzrokiem z
malcem. - Jaka �adna zabawka! Poka�esz mi, jak dzia�a?
- Zabawne, prawda? - wr�czy� jej dziadka. - Mama �mia�a
si� i �mia�a, i �mia�a.
- A jak ma na imi� twoja mama?
- Pilli - odpar�o dziecko. - Z zielonymi i bia�ymi
paciorkami na lotkach.
Pilli, kt�ra zosta�a ostrzy�ona za to, �e zarzuci�a
Halemtatowi przetrzebienie cesarskich rezerw le�nych do tego
stopnia, �e nie by�o nadziei na ich odratowanie.
I nagle Marianna pomy�la�a, �e jeszcze rok temu �adne
dziecko nie przyzna�oby si�, �e jego mama jest ostrzy�ona.
Sama my�l o tym by�a wstydliwa zar�wno dla matki, jak i
dziecka.
Kiedy si� o tym pomy�li... rozejrza�a si� po bazarze i
zobaczy�a co najmniej czterech ostrzy�onych. W pierwszej
dw�jce rozpozna�a Chorniana z jednym z dzieci, pozosta�ych
dwoje wyda�o jej si� ca�kiem nieznanych. Poniewa� po niczym
nie uda�o jej si� ich rozpozna�, postanowi�a, �e zapyta
Chorniana. Z ca�kiem nieprofesjonalnym zadowoleniem
stwierdzi�a, �e mo�e to zrobi�. To r�wnie� by�o co� zupe�nie
nowego.
Wszystko sta�o si� w nieca�y rok. My�la�a w ziemskich
terminach ze wzgl�du na Nicka. Mia� powr�ci� tu na
"Gwiazdk�". Tak bardzo chcia�a, �eby to by�o ju� teraz. Z
pewno�ci� wiedzia�by, co z tym wszystkim zrobi�.
Kiedy Marianna podzi�kowa�a dziecku i podnios�a si�,
podesz�o troje miejscowych - wszyscy z jednakowo
pomalowanymi pi�rami na kryzie, co identyfikowa�o ich jako
gwardi� Halemtata.
- Oto jeden z nich - odezwa� si� najwi�kszy.
- Tak - potwierdzi� drugi. - Przy�apany na gor�cym
uczynku.
Najwi�kszy przykucn�� i odezwa� si� do dziecka:
- P�jdziesz z nami. To polecenie Halemtata.
Marianna poczu�a, jak przera�enie �cina jej krew w �y�ach.
Dziecko zgniot�o ostatniego orzecha, zagrzechota�o
rado�nie i powiedzia�o:
- Czy obetn� mi pi�rka?
- Tak - potwierdzi� najwi�kszy gwardzista. - Zostaniesz
ostrzy�ony.
Do�� brutalnie odebra� dziecku dziadka do orzech�w.
- Powiem Pilli, co si� sta�o i gdzie ci� znajdzie -
krzykn�a Marianna.
Dzieciak obejrza� si� przez rami�, zagrzechota� znowu i
zawo�a�:
- Zapytaj jej, czy mog� mie� srebrne wisiorki jak
Hortap!
Marianna podnios�a porzuconego dziadka - gdyby jakie�
inne dziecko go znalaz�o, czeka�by je taki sam los - i
pobieg�a ile si� do domu Pilli.
Kiedy dotar�a do rogu, dwoje bawi�cych si� dzieci
porzuci�o zaj�cie i pogalopowa�o za ni�, a� dotarli do
piekarni Pilli. Wesz�y razem z Mariann� do �rodka ca�y czas
weso�o grzechocz�c. Marianna w pierwszej chwili chcia�a je
wyprosi�, a dopiero potem opowiedzie�, co si� wydarzy�o, ale
Pilli przywita�a t� dw�jk�, jakby to by�y jej w�asne dzieci,
wi�c Marianna chc�c nie chc�c wy�uszczy�a nowiny.
Pilli skin�a g�ow�.
- Tak - powiedzia�a, wymawiaj�c s�owa bardzo starannie,
�eby Marianna wszystko zrozumia�a. - Tego si� spodziewa�am.
Gdyby to nie by� dziadek, znalaz�oby si� co� innego. -
Zagrzechota�a. - Moja krew.
- Ale... - Marianna chcia�a powiedzie�: Ale czy si� nie
boisz?
Pilli wr�czy�a kilka monet dzieciom.
- Biegnijcie do Killim - powiedzia�a - i popro�cie, �eby
zrobi�a srebrne wisiorki, je�li oczywi�cie nie ma gotowego
kompletu. Potem zawiadomcie tat�, co si� sta�o.
Dzieci znikn�y, tylko si� za nimi kurzy�o.
Pilli zaci�gn�a markiz� nad sklepem, a potem odezwa�a
si�:
- Ty chyba boisz si� o moje dziecko.
- Tak - przyzna�a Marianna. Nigdy nie potrafi�a
przekonuj�co k�ama�. Mo�e Nick mia� racj�, mo�e dyplomacja
nie by�a jej mocn� stron�.
- Jeste� mi�a - powiedzia�a Pilli. - Ale nie obawiaj si�.
Nawet Halemtat nie o�mieli�by si� ogoli� dziecka.
- Jak to ogoli�?
Philli zawin�a si� ogonem i skuba�a jakie� pojedyncze
pi�rko.
- Przy strzy�eniu tnie si� lotki tutaj - pokaza�a mniej
wi�cej w po�owie d�ugo�ci. - Goli si� tu� przy sk�rze. -
Palec zjecha� ni�ej. - Nie martw si�, Marianno. Nawet
Halemtat nie o�mieli si� tego zrobi� dziecku.
Widocznie mam si� czu� uspokojona, pomy�la�a Marianna.
- Dobrze - powiedzia�a na g�os. - Czuj� ulg�. - A tak
naprawd� nie mia�a najmniejszego poj�cia, o czym w�a�ciwie
m�wi Pilli, wi�c trudno powiedzie�, �eby by�a uspokojona.
Nie zna�a implikacji wynikaj�cych z zagro�enia. Nie spotka�a
si� z nim w �adnym z etnograficznych raport�w.
Nadal jeszcze trzyma�a dziadka do orzech�w w kszta�cie
Halemtata. Teraz dopiero przyjrza�a mu si� uwa�nie. Tylko z
pozoru przypomina� tego, kt�ry zrobi�a dla Tatepa. Ten
dziadek jest w stylu Ucieszno�ci - zrozumia�a. O ma�o nie
wypu�ci�a go z r�k, kiedy zda�a sobie nagle spraw�, �e
rozpoznaje szczeg�lny styl Tatepa. Wi�c tak�e je robi?
A je�li ona potrafi odr�ni� styl Tatepa, z pewno�ci�
r�wnie� Halemtat, i co wtedy?
Ostro�nie wsun�a dziadka pod markiz�, niech Pilli
decyduje, co ma z nim zrobi�. Mariannie nie wolno podejmowa�
za ni� decyzji. Nast�pnie ruszy�a szybkim krokiem w stron�
domu Tatepa.
Po drodze min�a kolejne dziecko z dziadkiem-Halemtatem.
Zatrzyma�a si�, znalaz�a ojca dziecka i przekaza�a mu
wiadomo��, �e gwardia zabra�a synka Pilli na strzy�enie za
tak� "obraz�". Ojciec podzi�kowa� jej za informacj� i
delikatnie odebra� dziecku dziadka.
Ten z kolei, co Marianna potrafi�a odr�ni�, nie by�
wyci�ty ani przez Tatepa ani Chorniana. To dzie�o
nieznajomych jej z�b�w.
Po odes�aniu dziecka do domu ojciec usiad� na ziemi tak,
�eby go ka�dy widzia�. Si�gn�� po pozostawion� misk� z
orzechami i zacz�� rozbija� orzechy jeden po drugim, z tak�
skuteczno�ci�, �e Marianna nie mog�a oderwa� od niego
wzroku.
Nigdy dot�d nie widzia�a butnego mieszka�ca Ucieszno�ci,
a za�o�y�aby si� o du�e pieni�dze, �e na takiego w�a�nie
patrzy�a Za ka�dym razem, kiedy uda�o mu si� zmia�d�y�
orzech, rozlega� si� d�wi�k przypominaj�cy wystrza�.
Marianna teraz ju� prawie bieg�a do domu Tatepa.
Zasta�a go przy pracy nad kolejnym dziadkiem do
orzech�w. Po prze�kni�ciu strugi Tatep pokaza� jej swoje
dzie�o.
- Co o tym my�lisz, Marianno? - spyta�. - Czy
wizerunek jest wierny?
Tym razem nie by� to Halemtat, ale jego - z braku
lepszego okre�lenia - wielki wezyr, Corten. Zawsze my�la�a,
�e u�miecha si� on z afektacj�. Wiedzia�a, �e wra�enie to
wywo�uj� nieco zniekszta�cone z�by, ale - przynajmniej dla
ludzkiego oka - wygl�da�o to na wymuszony u�miech. Posta�
wykonana przez Tatepa mia�a taki sam grymas, tylko jeszcze
poszerzony. Marianna nie potrafi�a si� powstrzyma�...
zachichota�a.
- Aha! - wykrzykn�� Tatep, grzechocz�c ze wszystkich
si�. - Przynajmniej raz zrozumia�a� dowcip bez t�umaczenia.
Grzechotanie otrze�wi�o Mariann�.
- My�l�, �e za swoj� prac� zostaniesz ostrzy�ony -
stwierdzi�a i opowiedzia�a mu histori� dziecka Pilli.
Nie odpowiedzia�. Opad� tylko na �apy i podszed� do
skrzyni w k�cie, gdzie trzyma� wyrzynki i inne warto�ciowe
przedmioty. Ze skrzyni wyj�� pude�ko. Wr�ci� do niej.
- Potrz��nij. Na pewno zgadniesz, co si� kryje w �rodku.
Zaciekawiona zrobi�a, o co prosi�.
- Zestaw wisiork�w - powiedzia�a.
- Widzisz, jestem przygotowany. Ich grzechotanie imituje
�miech, prawda? �miech z Halemtata. Poprosi�em Killim, �eby
dla mnie zrobi�a paciorki czerwone, poniewa� na taki kolor
pomalowa�a� czaszk�, kiedy ci� ostrzygli.
- Czuj� si� zaszczycona...
- Ale?
- Ale boj� si� o ciebie. O was wszystkich.
- Dziecko Pilli nie obawia�o si� niczego.
- Nie. Dziecko Pilli nie ba�o si�. Pilli m�wi, �e nawet
Halemtat nie o�mieli si� ogoli� dziecka - Marianna wzi�a
g��boki oddech i powiedzia�a: - Ale ty nie jeste�
dzieckiem. - A chcia�a jeszcze doda�: i nie wiem, co dla was
oznacza ogolenie.
- Po�kn��em nasienie putu - powiedzia� Tatep, jakby to
mia�o wszystko wyja�ni�.
- Nie rozumiem.
- Wi�c podziel� si�. Put nie uro�nie, dop�ki nie
przejdzie przez - poklepa� si� po odpowiedniej cz�ci cia�a
- �o��dek? system trawienny? Czasami nawet wtedy nie
uro�nie. Po�kni�cie putu oznacza krok w stron� wzrostu
czego� wa�nego. Ja po�kn��em nasienie, kt�re nazwa�em
"prawami cz�owieka".
Jedyne, co Marianna mog�a powiedzie�, by�o:
- Rozumiem.
Potem powoli, zamy�lona, wr�ci�a do ambasady.
Tak, rozumia�a Tatepa. Czy nie z tego samego powodu
krzycza�a na Clarence'a? Tyle tylko, �e strasznie si� o
Tatepa ba�a, o nich wszystkich.
Nie zastanawiaj�c si� nad tym, co robi, min�a budynek
ambasady i skierowa�a si� do barak�w zajmowanych przez
etnograf�w. Esperanza... to z ni� si� chcia�a zobaczy�.
Mia�a szcz�cie. Esperanza pisa�a w domu jeden ze swoich
raport�w.
- O, jak dobrze - zawo�a�a na widok Marianny. - Czas na
przerw�.
- Obawiam si�, �e to nie b�dzie przerwa. Poszukuj�
odpowiedzi na pytanie z twojej dzia�ki. Jak du�o wiesz na
temat fizjologii miejscowych?
- Nie jestem ekspertem - odpar�a Esperanza, siadaj�c
wygodnie w swoim fotelu. - I chyba w og�le jeszcze takiego
nie mamy.
- Co si� stanie, je�li kt�remu� zgolisz pi�ra?
- To samo, co kotu, kiedy obetniesz mu pazur. Tak
przypuszczam. Je�li tniesz zbyt g��boko, dojdziesz do uk�adu
krwiono�nego, mo�esz te� trafi� w nerw. Lotka z ca��
pewno�ci� b�dzie krwawi�. Mo�e ju� nigdy ca�kiem nie
odro�nie. I jestem pewna, �e to piekielnie bolesne, jak
wyrywanie paznokcia.
Esperanza nagle wyprostowa�a si�:
- Marianno, ty si� ca�a trz�siesz. O co chodzi?
Marianna odetchn�a g��boko, ale dygota�a nadal.
- Co si� stanie, je�li kto� obetnie Tate... jakiemu�
mieszka�cowi Ucieszno�ci ca�kowicie pi�ra?
- Wykrwawi si� na �mier�, Marianno. - Esperanza uj�a j�
za d�o� i mocno u�cisn�a.- A teraz dam ci mocnego drinka, a
ty wszystko mi opowiesz.
Marianna walcz�c z md�o�ciami skin�a g�ow�.
- Dobrze - powiedzia�a z trudem.
- Kto, na mi�o�� bosk�, opowiedzia� je�om o prawach
cz�owieka? - wrzeszcza� Clarence. Wlepia� w�ciek�y wzrok w
Mariann� i czeka� na jej odpowied�.
Esperanza wyprostowa�a si�, by doda� sobie wzrostu i
wtargn�a mi�dzy nich.
- Martin Luther King im opowiedzia�. I by�e� przy tym.
Chocia� akurat ty najwyra�niej zapomnia�e� o swoim marzeniu,
to oni nie.
- Tutaj si� odbywa cholerna rewolucja - Clarence machn��
r�k� tak jako� w stron� �r�dmie�cia.
- Rzeczywi�cie, wszystko na to wskazuje - potwierdzi�a
spokojnie Esperanza. - Wi�c dlaczego siedzimy zamkni�ci w
ambasadzie zamiast obserwowa� wypadki?
- Jeste�my tutaj, poniewa� odpowiadam za wasze
bezpiecze�stwo.
- Akurat - mrukn�� Matsimoto. - Halemtata nie interesuje
strzy�enie naszych g��w.
- Poza tym - wtr�ci�a si� Esperanza - statek dostawczy
wyl�duje za jakie� pi�� minut. Kto� musi pojecha�, �eby
odebra� towary i... Nicka. Inaczej wkroczy w sam �rodek
zamieszania. Ostatni� poczt� otrzyma� dwa miesi�ce temu. Nie
ma poj�cia, �e sytuacja zmieni�a si� - zmarszczy�a lekko
brwi, ale po chwili u�miechn�a si�, gdy� znalaz�a
odpowiednie s�owo - radykalnie.
Clarence wr�ci� swym roz�arzonym wzrokiem do Marianny.
- Jako osoba zatrudniona w ambasadzie zostajesz
wyznaczona do tego zadania. Odbierzesz dostawy.
Marianna, kt�ra mia�a w�a�nie zg�osi� si� na ochotnika,
zdusi�a ch�� powiedzeni