477
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 477 |
Rozszerzenie: |
477 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 477 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 477 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
477 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Frank Herbert
I N W A Z J A
T�umaczy�: Mariusz Terlak
HTML : SASIC
Budzi� si� bardzo, bardzo d�ugo. Do jego uszu dochodzi� sk�d� g�o�ny �omot.
Genera� Henry A. Llewellyn raptownie otworzy� oczy - kto� wali� w drzwi jego
pokoju. Us�ysza� g�os ordynansa:
- Panie generale... panie generale... panie generale!
- W porz�dku, Watkins. Ju� nie �pi�. Walenie usta�o.
Zsun�� nogi na pod�og� i usiad� na ��ku. Spojrza� na fosforyzuj�ce wskaz�wki
budzika - dwadzie�cia pi�� po drugiej. Co u diab�a? Narzuci� szlafrok i wsta� z
��ka. By� wysokim m�czyzn� o ogorza�ej twarzy. Pe�ni� funkcj� dow�dcy
Po��czonych Szef�w Sztab�w.
Gdy genera� otworzy� drzwi, Watkins zasalutowa� i natychmiast zacz�� meldowa�.
- Panie generale, prezydent zwo�a� nadzwyczajne posiedzenie gabinetu ordynans
m�wi� coraz szybciej, a poszczeg�lne s�owa zacz�y zlewa� si� w jeden,
nieprzerwany potok. - Nad ziemi� pojawi� si� nieznany statek kosmiczny. Jest
wielki jak jezioro Erie. Kr��y wok� Ziemi i gotuje si� do ataku!
Genera� przez moment zastanawia� si� nad sensem otrzymanej informacji. Parskn��
z pogard�. Bzdury wyssane z palca przez pismaka jakiego� brukowca, pomy�la�.
- Panie generale - m�wi� dalej Watkins. - Na dole czeka ju� samoch�d sztabowy,
�eby pana zabra� do Bia�ego Domu.
- Ju� si� ubieram, a ty mi podaj fili�ank� kawy - powiedzia� genera�.
W posiedzeniu uczestniczyli przedstawiciele pi�ciu obcych pa�stw, wszyscy
cz�onkowie gabinetu, dziewi�ciu senator�w, czternastu cz�onk�w Izby
Reprezentant�w, szefowie s�u�b specjalnych, FBI, oraz wszystkich rodzaj�w si�
zbrojnych.
Posiedzenie odbywa�o si� w sali konferencyjnej schronu przeciwatomowego w Bia�ym
Domu. �ciany pomieszczenia by�y wy�o�one boazeri�. Wsz�dzie dooko�a wisia�y
obrazy w g��bokich ramach, co mia�o sprawia� wra�enie okien.
Genera� siedzia� naprzeciwko Prezydenta, po drugiej stronie d�bowego sto�u.
Szmer g�os�w ucich�, gdy Prezydent stukn�� w st� drewnianym m�oteczkiem.
Doradca Prezydenta wsta� i kr�tko zreferowa� spraw�.
Pewien astronom z uniwersytetu z Chicago odkry� obecno�� statku oko�o �smej
wieczorem. Zbli�a� si� on do ziemi mniej wi�cej z kierunku gwiazdozbioru Oriona.
Astronom postawi� w stan pogotowia obserwatoria, a kto� inny zatroszczy� si� o
to, by powiadomi� rz�d.
Statek p�dzi� z nieprawdopodobn� szybko�ci�. Po pewnym czasie wszed� na orbit�
oko�oziemsk�. W tej chwili okr��a� nasz� planet� co p�torej godziny i by�
widziany go�ym okiem, wisz�c nad g�owami jak drugi ksi�yc. Wed�ug szacunkowych
danych mia� oko�o dziewi�tnastu mil d�ugo�ci i mniej wi�cej dwana�cie
szeroko�ci. Kszta�tem by� zbli�ony do gigantycznego jaja.
Analiza spektroskopowa wykaza�a, �e jednostka by�a nap�dzana zjonizowanym
strumieniem wodoru. Odkryte �ladowe ilo�ci w�gla pochodzi�y prawdopodobnie z
refraktora. Naje�d�ca by� nieuchwytny dla radar�w i nie reagowa� w og�le na
�adne pr�by nawi�zania z nim ��czno�ci.
Wi�kszo�� ludzi uzna�a statek za wroga z misj� podbicia Ziemi. Mniejszo��
twierdzi�a, �e jest to po prostu przybysz z kosmosu, ostro�nie badaj�cy teren
przed wyl�dowaniem.
Mniej wi�cej po dw�ch godzinach od wej�cia na sta�� orbit�, statek wys�a� pojazd
zwiadowczy d�ugo�ci oko�o pi�ciuset st�p. Zwiadowca znurkowa� na Boston i porwa�
m�czyzn� o nazwisku William R. Jones, kt�ry w grupie robotnik�w z nocnej zmiany
oczekiwa� na przystanku na autobus. Fakt ten wywo�a� zmian� stanowiska cz�ci
reprezentant�w mniejszo�ci, kt�rzy przeszli do przeciwnego obozu. Prezydent
jednak, wykorzystuj�c swoje prawo veta, przeciwstawi� si� do tej pory wszelkim
sugestiom zaatakowania przybysza. Jego stanowisko popierali przedstawiciele
obcych nacji, kt�rzy byli w sta�ym kontakcie ze swoimi rz�dami.
- Panowie! - m�wi� Prezydent. Zwr��cie tylko uwag� na ogrom statku! Szansa
powodzenia mr�wki atakuj�cej s�onia za pomoc� rurki strzelaj�cej grochem s� w
tym przypadku takie same jak nasze.
- A poza tym mo�liwe, �e s� tylko wyj�tkowo ostro�ni - powiedzia� doradca z
Departamentu Stanu. - Nie mamy �adnych dowod�w na to, �e, jak kto� tu. chyba
sugerowa�, porwali tego Jonesa, aby dokona� sekcji.
- Rozmiary pojazdu absolutnie wykluczaj� jego pokojowe intencje - powiedzia�
genera� Llewellyn. - Jestem przekonany, �e w �rodku s� oddzia�y inwazyjne.
Powinni�my natychmiast odpali� wszystkie rakiety z g�owicami j�drowymi, kt�rymi
dysponujemy w tej chwili i... - Prezydent uciszy� go machni�ciem r�ki.
Genera� odchyli� si� na oparcie krzes�a. Od g�o�nego dowodzenia swoich racji
bola�o go ju� gard�o i r�ka, kt�r� z pasj� wali� w blat sto�u.
O �smej rano, kiedy statek przelatywa� nad wybrze�em New Jersey, wys�a� kolejn�
jednostk� zwiadowcz�, tym razem d�ugo�ci tysi�ca st�p. Opu�ci�a si� ona powoli
nad stolic� kraju - Waszyngton.
0 �smej pi�tna�cie miejscowego czasu statek skierowa� do wie�y kontrolnej
lotniska waszyngto�skiego pro�b�, w bezb��dnej angielszczy�nie, o zezwolenie na
l�dowanie.
Przera�ony dy�urny powstrzyma� przybysza, dop�ki wojsko nie ewakuowa�o ludno�ci
z przyleg�ych teren�w.
Do powitania naje�d�c�w wyznaczono genera�a Llewellyna oraz kilka wolnych w tym
momencie os�b towarzysz�cych. Na lotnisko dotarli o �smej pi��dziesi�t jeden.
Statek zwiadowczy podobny do ogromnego, bladoniebieskiego jaja osiad� na pasie
startowym. Betonowa nawierzchnia pop�ka�a w kilku miejscach pod jego ci�arem.
Na ca�ej d�ugo�ci kad�uba zacz�y kolejno otwiera� si� i zamyka� z trzaskiem
w�skie szczeliny. Nast�pnie wysun�y si� d�ugie pr�ty anten, aby po chwili
schowa� si� z powrotem do wn�trza. Mniej wi�cej po dziesi�ciu minutach tego
przedstawienia otworzy� si� centralny w�az statku. Na zewn�trz b�yskawicznie
wysun�a ;,Pochylnia i opar�a jednym ko�cem na p�ycie lotniska.
Ca�a bro�, kt�r� armia zdo�a�a zgromadzi� na t� okazj� zosta�a wycelowana w
naje�d�c�w. Po niebie przemkn�� z hukiem klucz odrzutowc�w, a wysoko nad g�owami
zebranych zatacza� kr�gi samotny bombowiec z BOMB� w brzuchu. Wszyscy czekali
tylko na znak genera�a...
U szczytu pochylni, w mrocznym wn�trzu, zauwa�ono jaki� ruch. Na tle wyj�cia
pojawi�y si� cztery sylwetki ludzkie. Wszyscy byli ubrani jednakowo: lakierki,
sztuczkowe spodnie, czarne �akiety i cylindry. �nie�nobia�e gorsy koszul l�ni�y
w jaskrawym s�o�cu. Trzech m�czyzn trzyma�o pod pach� teczki dyplomatki, a
czwarty dzier�y� w r�ku zw�j papieru.
Powolnym krokiem zeszli na p�yt� lotniska. Genera� Llewellyn wraz z grup�
towarzysz�cych mu os�b zbli�y� si� do podn�a rampy. Przypominaj� raczej
urz�dnik�w ministerialnych wysokiej rangi, zauwa�y� w my�lach genera�.
Pierwszy zabra� g�os ten, kt�ry trzyma� rulon papieru. By� to m�czyzna o
ciemnych w�osach i szczup�ej poci�g�ej twarzy.
- Nazywam si� Loo Magasayvidiantu i mam honor by� ambasadorem Krolii. -Jego
angielski by� bez zarzutu. Wyci�gn�� r�k� ze zwojem papieru. - A oto moje listy
uwierzytelniaj�ce.
Genera� przyj�� wr�czone mu dokumenty i powiedzia�:
- Ja jestem genera� Henry A. Llewellyn... - i po kr�ciutkim wahaniu doda�: - i
reprezentuj� Ziemi�.
Krolia�czyk uk�oni� si�.
- Pozwoli pan, generale, �e przedstawi� m�j personel? Odwr�ci� si� bokiem. - Ayk
Turgotokikalapa, Min Sinobayatagurki oraz William R. Jones, ostatnio zamieszka�y
w Bostonie, na Ziemi.
Genera� rozpozna� m�czyzn�, kt�rego zdj�cia wydrukowano na pierwszych stronach
wszystkich porannych gazet. Oto pierwszy cz�owiek, kt�ry zdradzi� Uk�ad
S�oneczny - pomy�la�.
- Chcia�bym przeprosi� za op�nienie w naszym l�dowaniu - ci�gn�� dalej
ambasador Krolii. -W niekt�rych przypadkach jednak, dopuszcza si� znaczn� zw�ok�
pomi�dzy wst�pn� faz� a drugim etapem programu kolonizacyjnego.
Program kolonizacyjny! - przemkn�o przez my�l genera�a. Niewiele brakowa�o, a w
tej chwili da�by um�wiony sygna� - znak, na kt�ry �mier� zerwa�aby si� z
�a�cucha i zmieni�a to miejsce w piek�o.
Wstrzyma� si� jednak, poniewa� najwyra�niej ambasador mia� co� jeszcze do
powiedzenia.
- Nasza zw�oka w l�dowaniu by�a koniecznym �rodkiem ostro�no�ci - m�wi� dalej
wys�annik Krolii. - W czasie tak d�ugiej przerwy nasze dane mog�y si�
zdezaktualizowa�. Musieli�my pobra� pr�bk�. Rozmowa z panem Jonesem mia�a na
celu uaktualnienie naszych danych. - W tym miejscu ponownie uk�oni� si� z
wytworn� uprzejmo�ci�.
Genera� Llewellyn wyra�nie zmiesza� si�: pr�bki... danych B�d�c �wiadomym
ci�aru historii, kt�ry spoczywa� w tej chwili na jego barkach, wzi�� g��boki
wdech i zapyta�:
- Panie Ambasadorze, chcieliby�my panu zada� tylko jedno pytanie. Czy
przybywacie w charakterze przyjaci� czy naje�d�c�w?
Oczy Krolia�czyka zrobi�y si� ogromne jak spodki. Zwr�ci� si� do Ziemianina,
kt�ry sta� tu� za nim.
- Jest dok�adnie tak jak przewidywa�em, panie Jonesl - A potem doda� cedz�c
s�owa przez z�by: - To ca�e Biuro do spraw Kolonii! Chroniczny niedob�r kadr!
Ci�g�a nieudolno��! Kulej�ce...!
- Obawiam si�, �e nie rozumiem! - Genera� nastroszy� brwi.
- Nie. Oczywi�cie, �e pan nie rozumie - odpowiedzia� go��. - Ale gdyby nasze
Biuro do spraw Kolonii �ledzi�o... - Wykona� ruch r�k�. - Panie generale, niech
pan si� przyjrzy swoim w�asnym ludziom.
Genera� jednak najpierw spojrza� na m�czyzn za ambasadorem. Nie ulega�o
w�tpliwo�ci - to byli zwykli ludzie. Potem jego wzrok pow�drowa� w kierunku
wskazanym przez Krolia�czyka. Obr�ci� si� i popatrzy� na stoj�cych za nim
�o�nierzy, a potem jeszcze dalej, na przestraszone twarze cywil�w za ogrodzeniem
lotniska. Wzruszy� ramionami i ponownie zwr�ci� si� w stron� go�ci z Krolii.
- Mieszka�cy Ziemi czekaj� na pa�sk� odpowied� - powiedzia�. - Czy przybywacie
jako przyjaciele czy zdobywcy? Ambasador westchn�� ci�ko.
- Panie generale... trudno�� polega na tym, �e na to pytanie nie ma sensownej
odpowiedzi. Z pewno�ci� pan zauwa�y�, �e nale�ymy do jednego gatunku...?
Genera� czeka� bez s�owa.
- Przecie� to powinno by� dla was oczywiste... - ci�gn�� dalej zrezygnowany
Krolia�czyk - ... �e nasza okupacja Ziemi zacz�a si�... jakie� siedem tysi�cy
lat temu.