436
Szczegóły |
Tytuł |
436 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
436 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 436 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
436 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andriej Ba�abucha
OPERACJA "PER�A"
T�umaczy�: Tadeusz Gosk
HTML : SASIC
Cowbridge le�ato wzd�u� autostrady niczym rozpostarta lwia sk�ra. W lewej �apie
"Lwa" tkwi� s�up z tablic�, ozdobion� napisem:
SERDECZNIE WITAMY W NASZYM MIASTECZKU. MAMY TU DWADZIECIA DWA TYSI�CE WESO�YCH
LUDZI I DW�CH STARYCH PONURAK�W !
Gerald zerkn�� na tablic�, zmniejszy� szybko�� i jeszcze raz zajrza� do planu.
Musia� teraz uwa�a�, �eby nie przegapi� skr�tu na Hannover-Street, sk�d trzeba
si� by�o przedosta� na Greenhill-Road, kt�ra zaprowadzi ju� na samo miejsce.
Zacz�� starannie liczy� skrzy�owania. Niech szlag trafi te prowincjonalne
miasteczka! O ile� �atwiej porusza� si� tam, gdzie istnieje jednolity system
adresowy i wystarczy nakr�ci� dyskiem autopilota kod numerowy, �eby samoch�d sam
zatrzyma� si� przed odpowiednimi drzwiami, a potem r�wnie� sam odjecha� na
najbli�szy parking... Aha! Gwa�townie rzuci� swego thunderstorma w prawo, a� dwa
ko�a na moment zawis�y w powietrzu. Gerald pokiwa� g�ow� i ponownie zmniejszy�
pr�dko��.
Przyprowadzi� go do tej zapad�ej dziury kolejny pomys� szefa, kt�rego stale
nawiedza�y genialne idee. "Wie pan, Geraldzie - zwr�ci� si� do niego �w geniusz
- trzeba b�dzie troch� popracowa�... Prosz� porozumie� si� ze wszystkimi
urz�dami patentowymi i pod jakim� mniej wi�cej prawdopodobnym pozorem wydoby� od
nich informacje o wszystkich zwariowanych wynalazcach. No, wie pan, chodzi o
tych, kt�rzy zg�aszaj� wnioski patentowe na antygrawitacj� i aparaty produkuj�ce
wszystko z niczego. Mo�e w tej mierzwie znajdzie si� jaka� pere�ka! Przecie�
pedanci z Departamentu Patentowego mog� j� przegapi�...
Tak narodzi�a si� operacja "Per�a". Po miesi�cu lista sporz�dzona przez Geralda
zawiera�a ponad sto pozycji. "Wystarczy - powiedzia� szef. - Teraz niech pan ich
wysonduje, ale bardzo ostro�nie. Albo nie, to b�dzie trwa�o zbyt d�ugo...
Dostanie pan do pomocy Johnsona i Brantleya".
Gerald podzieli� list� na trzy cz�ci. Sobie zostawi� wszystkich, po kt�rych
mo�na si� by�o czego� spodziewa�, a na Boba i Dorseya zepchn�� pozosta�y
drobiazg. Niestety, �adnemu z nich nie uda�o si� odnale�� s�awetnej "pere�ki"
szefa. I ten "mad scientist" z Cowbridge byt ostatni� nadziej� Geralda. Zreszt�
niezbyt liczy� na jaki� pomy�lny wynik swej dzisiejszej wizyty. Trzeba tu
powiedzie�, �e pomys�y szefa rzadko byty owocne, ale kiedy ju� co� w nich by�o,
to kompensowa�y stokrotnie wszystkie niewydarzone idee razem wzi�te. Pewnie
dlatego szef mia� u zwierzchnik�w znakomita opini� i lada dzie� m�g� liczy� na
szlify brygadiera. Po otrzymaniu awansu odejdzie z Wydzia�u Problem�w
Perspektywicznych, a w�wczas... R�nie mo�e si� zdarzy�! W ka�dym razie Gerald
ma w�r�d funkcjonariuszy wydzia�u najwi�ksze szanse. Zreszt� chyba sam szef te�
go poleci na swoje dotychczasowe stanowisko...
Jecha� wolno po Greenhill-Road i wpatrywa� si� w numery dom�w. Tu! Sprawdzi�
jeszcze raz adres. Wszystko si� zgadza�o. Gerald nacisn�� guzik na tablicy
rozdzielczej samochodu, drzwi bezd�wi�cznie odsun�y si� do ty�u, fotel odchyli�
w bok, otwieraj�c przej�cie. Gerald stan�� na asfalcie, rozprostowuj�c nogi
zdr�twia�e w czasie trzygodzinnej jazdy.
Mike U. Crafton. Uko�czy� Politechnik� w Massachusetts. Pracowa� w "Western
Electric", a potem w "General Energetic Ltd". Sze�� lat temu porzuci� prac�,
chocia� byt uwa�any za fachowca z du�a przysz�o�ci�. Od tego czasu trzyna�cie
razy sk�ada� wnioski patentowe na perpetuum mobile. Oczywi�cie wy�miano go.
Rozesz�y si� s�uchy, �e biedny Crafton... No c�, obejrzymy go sobie!
Posesja by�a otoczona wysokim �ywop�otem, g�stym i z daleka sprawiaj�cym
wra�enie zielonej g�bki. Ale w niekt�rych miejscach spod zieleni przebija�o
jakie� szare t�o, w kt�rym do�wiadczone oko Geralda bez trudu rozpozna�o ukryt�
betonow� �cian�. Nad murem widnia�y korony rosn�cych wewn�trz drzew i fragment
jakiej� kulistej kopu�y, przypominaj�cej zbiornik gazu albo os�on� anteny
radioteleskopu. Stalowe wrota byty szczelnie zamkni�te. Gerald zatrzyma� si�
przed nimi na moment, a potem wcisn�� klawisz wywo�ania.
- S�ucham - rozleg� si� g�os w domofonie.
- Gerald Cremasky z Urz�du Patentowego w Oldcreec.
- D�ugo si� pan zastanawia�, mister Cremasky... No c�, serdecznie witamy, jak
g�osi tablica u wjazdu do naszego grodu. Dodam jeszcze, �e jednym ze starych
ponurak�w jestem ja.
Brama zapad�a si� w d�, otwieraj�c przejazd wystarczaj�co szeroki nawet dla
wojskowej ci�ar�wki. W g��bi posesji widnia�a supermodernistyczna willa ze
szk�a i �elbetu.
- Gara� jest za domem po lewej stronie - zako�czy� glos. - Zaraz do pana wyjd�.
Gerald wr�ci� do samochodu i wolno wjecha� za bram�. W lusterku dostrzeg�, �e
wrota zacz�ty wysuwa� si� ku g�rze, natychmiast jak tylko min�� je ci�ki
zderzak thunderstorma.
- Niez�y w�zek - rozleg� si� glos dobiegaj�cy nie wiadomo sk�d. - Ma chyba ze
trzysta koni ?
- Trzysta osiemdziesi�t. - Dinozaur...
- Dlaczego pan go tak nazywa?
- Dlatego, �e wkr�tce takich nie b�dzie. Gdy tylko m�j silnik znajdzie si� w
u�yciu, takie potwory znikn�. Tym bardziej, �e senacka komisja ochrony
�rodowiska ju� dzi� zaczyna je t�pi�.
"Zaczyna si� - pomy�la� Gerald ze znu�eniem. - Trzeba sko�czy� z tym maniakiem
jak najszybciej".
No dobrze, ale gdzie jest gara�? Seledynowa wst�ga asfaltu zaprowadzi�a go na
prostok�tny placyk, kt�ry m�g� pomie�ci� najwy�ej jeden samoch�d.
Zahamowa� gwa�townie i w tej samej chwili placyk opad� w d�, zatrzymuj�c si� w
podziemnym gara�u. Sta� w nim landrower-safari i pojazd nieznanej marki,
przypominaj�cy kr�py mikrobus.
- To wci�nie jest moje dzieci� - zahucza� g�os w pustej przestrzeni gara�u. -
�uczek. Jak pan sadzi, mister Cremasky, ile konik�w w nim siedzi?
- Z pi��dziesi�t. - Gerald jeszcze raz krytycznie obejrza� samoch�d.
- Pomyli� si� pan. Dok�adnie czterysta razy wi�cej - powiedzia� g�os ze
z�o�liwym zadowoleniem.
Biedny Crafton! Wygl�da na to, �e on rzeczywi�cie...
- B�dzie pan m�g� sam si� o tym przekona�, mister Cremasky - obieca� g�os z t�
sama z�o�liwo�ci�. - A tymczasem prosz� postawi� swego dinozaura w kojcu.
- Dzi�kuj� - odpar� Gerald. Zostawi� w�z i wyjecha� na g�r�. Tam wreszcie
zobaczy� Craftona we w�asnej osobie. Przywitali si�.
- Czy�by ci t�pacy z Urz�du Patentowego zrozumieli wreszcie, �e ze mn� warto
powa�nie porozmawia�? - zainteresowa� si� Crafton.
- Prawie - odpar� ostro�nie Gerald. - To raczej moja w�asna inicjatywa.
Przegl�da�em archiwum i znalaz�em pa�skie wnioski. Potem stwierdzi�em, �e takie
same zg�oszenia dotar�y do innych urz�d�w. Zainteresowa� mnie pa�ski up�r, tym
bardziej �e s�ysza�em o panu wiele dobrego od koleg�w z "General Energetic".
- Widz�, �e jest pan ambitny, mister Cremasky... Pewnie nie mo�e pan zapomnie� o
tym, �e nawet Einstein pracowa� niegdy� w biurze patent�w? To zreszt� nie jest
zbyt gro�na wada. Raczej zaleta. Ale czemu to pa�ski dinozaur ma waszyngto�ski
numer? I od kiedy to w Urz�dzie Patentowym pracuj� absolwenci West Point?
Gerald przygryz� wargi. Jak to si� sta�o, �e zapomnia� zmieni� numery wozu? I
- Pogadajmy wi�c serio - ci�gn�� Crafton. - Ale lepiej zrobi� to wewn�trz domu,
prawda?
Weszli do �rodka.
- Czego si� pan napije? - zapyta� Crafton otwieraj�c barek.
- Martini, je�li mo�na.
- Oczywi�cie. A propos, jaki pan ma stopie�, mister Cremasky?
- Major Gerald Cremasky z Wydzia�u Problem�w Perspektywicznych, do us�ug.
- Tak te� my�la�em. Prosz�.
Gerald usiad� w niziutkim foteliku, wyci�gn�� wygodnie nogi i upi� nieco
alkoholu. P�yn by� w miar� wytrawny i zimny. Wygl�da�o na to, �e Crafton zna�
si� na alkoholach. Dobrze by by�o, �eby nie tylko na tym : nie wiadomo czemu ten
"szalony uczony" budzi� w Geraldzie pod�wiadomi sympati� i by�oby mu przykro,
gdyby i tym razem si� zawi�d�.
- Prosz� mi powiedzie�, mister Crafton, czemu zamieni� pan sw�j dom w arcydzie�o
sztuki fortyfikacyjnej? Wcale bym si� nie zdziwi�, gdyby w �cianach by�y ukryte
strzelnice.
- Widzi pan, mister Cremasky...
- Po prostu Gerald, je�li nie ma pan nic przeciwko temu. Tak b�dzie wygodniej.
- Zgoda. Ale wobec tego i mnie prosz� nazywa� Mikem. To takie mi�e, prawdziwie
ameryka�skie, nieprawda�? A co do domu, to nasi angielscy przyjaciele mawiaj�:
m�j dom jest moj� twierdz�. Urzeczywistni�em to porzekad�o. To nader po�yteczne
zaj�cie, taka realizacja metafor... Przy okazji opowiem ci o tym bardziej
szczeg�owo. A tymczasem pogadajmy o naszym biznesie. Oczywi�cie doskonale sobie
zdajesz spraw� z tego, �e nigdy nie zajmowa�em si� wynajdowaniem perpetum
mobile?
Gerald podni�s� na niego oczy. Twarz Craftona by�a powa�na, tylko w k�cikach ust
i drobnych zmarszczkach wok� oczu kry� si� u�mieszek r�wnie z�o�liwy jak
niedawny ton jego g�osu. - Chcesz powiedzie�...
- ... �e to by� po prostu spos�b, �eby zwr�ci� na siebie uwag�. Je�eli in�ynier,
kt�ry w pewnych ko�ach ma wyrobione nazwisko i du�a przysz�o�� przed sob�, rzuca
nagle prac� i zaczyna zasypywa� Urz�dy Patentowe wnioskami na perpetum mobile,
to wi�kszo�� ludzi pomy�li natychmiast, �e zwariowa�... Ale kto� w ko�cu
postanowi sprawdzi�, czy przypadkiem nie ma w tym szale�stwie jakiej� metody. Na
przyk�ad wasz resort. Jak widzisz, spos�b okaza� si� do�� skuteczny.
- Musz� ci� zmartwi�, Mike. Zwr�cili�my uwag� nie tylko na Craftona, lecz na
wszystkich... zwariowanych.
- I?
- Na razie nie mamy ostatecznych wynik�w.
- Rozumiem. �ci�le tajne, panie majorze?
- Tak jest - Gerald u�miechn�� si� czaruj�co.
- Dobra. Mam nadziej�, �e ode mnie nie wyjdziesz z pustymi r�kami. Tylko...
Musisz przyzna�, �e nie spodziewa�em si� dzisiejszej wizyty, nie mog�em wi�c
przygotowa� si� do jakiegokolwiek pokazu. Ale jako� to b�dzie. Chod�my na razie
do mojego skarbca, to mo�e co� mi po drodze wpadnie do g�owy. Wierzysz w
natchnienie, Geraldzie?
Willa by�a jednopi�trowa, Gerald wi�c bardzo si� zdziwi�, gdy po przej�ciu
d�ugiego, mrocznego korytarza Crafton otworzy� kabin� windy, a potem nacisn��
guzik opatrzony cyfr� 3. Winda run�a w d� i spada�a przez co najmniej pi��
sekund. Wreszcie znieruchomia�a, drzwi si� otworzy�y i znale�li si� w
niewielkiej betonowej hali o�wietlonej p�askimi plafonierami.
- Schron przeciwatomowy! - wykrzykna� Gerald.
- Arcydzie�o fortyfikacji - odpar� Crafton. - Otrzyma�em to wszystko w spadku. A
oto moje sanctis sanctorum.
Gerald spodziewa� si� zobaczy� hal� maszyn, warsztat, laboratorium, ale nigdy
nie to, co ujrza�: malutki pokoik o powierzchni najwy�ej dwudziestu jard�w
kwadratowych, niskim stropie i nagich betonowych �cianach. Pod jedn� z nich sta�
metalowy rega� z r�wnymi rz�dami czarnych sze�cian�w o kraw�dziach nie d�u�szych
ni� stopa. By�o ich oko�o pi��dziesi�ciu. Po�rodku pokoiku na betonowym
postumencie sta� taki sam sze�cian. Do jego g�rnej �ciany przymocowany by�
plastykowy uchwyt i dwa zaciski, od kt�rych bieg�y grube przewody ku niewielkiej
tablicy rozdzielczej przymocowanej do przeciwleg�ej �ciany.
- Oto moje kurczaki - powiedzia� Crafton. - Jak wam si� podobija, majorze?
- A co to w�a�ciwie jest?
- Generatory chronokwantowe. Pami�tasz, �e m�wi�em o metaforach? Jedna z nich
g�osi, �e czas to pieni�dz. Ale czym�e jest pieni�dz, jak nie miernikiem
warto�ci, podobnie jak energia? Czas - energia... Zreszt� wcale nie by�em
pierwszym, kt�ry poszed� w tym kierunku. Pierwszy, o ile wiem, by� pewien
Rosjanin, Kozyriow. Po nim Reutblatt w Niemczech i Nowozelandczyk Shellington.
Mnie tylko uda�o si� znale�� to, czego oni szukali. Te kurcz�tka przekszta�caj�
energi� czasu w energi� elektryczna. Inna rzecz, �e jestem praktykiem i nie
potrafi� wyt�umaczy�, a nawet samemu zrozumie�, jak to si� dzieje. Ale to ju�
wasz k�opot. Sadz�, �e znajdziecie ca�y pu�k teoretyk�w. Ten przedmiocik -
wskaza� r�k� sze�cian na postumencie - zaopatruje w energi� ca�e moje
gospodarstwo. Jak chcesz, to mo�esz zapyta� w "Western Electric". Odpowiedz� ci,
�e na moja posesj� nie prowadzi �adne kable ani przewody napowietrzne. Zreszt�
nie namawiam, mo�esz mi wierzy� na s�owo. Dodam, �e zu�ywam tylko jeden procent
energii, kt�ra mog� uzyska� z mego generatora. A to stadko bez trudu potrafi
zaopatrzy� w energi� wszystkie wschodnie stany...
- Te pude�ka? - Gerald wskaza� na rega�.
- Robi� mniej wi�cej jedno na tydzie�. Jeden cz�owiek z wi�ksza ilo�ci� nie da
sobie rady. Ale nawet to mi w zupe�no�ci wystarcza. Jeden generator pracuje tu,
drugi zainstalowa�em w moim �uczku. Gdzie mam pod��czy� reszt�? A teraz troch�
gimnastyki, majorze! Dobrze - ci to zrobi, bo mi�nie ju� pewnie zwiotcza�y od
siedzenia przy w�asnym biurku. We� jeden z generator�w i idziemy na g�r�...
- Gdzie by ci� tu zaprowadzi�?... ci�gn�� Crafton, kiedy ju� wyszli z windy. -
Wiem! Biegniemy.
Gerald pos�usznie podrepta� za nim. Czarny sze�cian by� nad podziw lekki, wa�y�
zaledwie par� funt�w i wcale mu nie ci��y�. Skr�cili w prawo, potem jeszcze raz
i zatrzymali si� przed drzwiami, kt�re Crafton otworzy� szerokim gestem. Za
drzwiami by�a �azienka.
- Co tu zamierzasz robi�, Mike?
- Zobaczysz. Postaw go tutaj Crafton wskaza� porcelanow� umywalk�. - Nie b�j
si�, wytrzyma. - Pochyli� si� nad wann� i zatka� korkiem odp�yw. - A teraz
przynie� tu ze dwa fotele. Znajdziesz?
- Orientowanie si� w cudzych mieszkaniach jest jednym z moich podstawowych
zawod�w - odpar� Gerald ze �miechem.
Fotele znalaz�y si� w saloniku. By�y lekkie - aluminiowe rurki obci�gni�te g�bka
- i m�g� wzi�� dwie sztuki na raz. Gdy wr�ci�, Crafton sta� nad wann�, do kt�rej
z otwartego do ko�ca kranu tryska� silny strumie� wody, i sypa� do niej s�l z
plastykowej torebki.
- Potrzeba oko�o dw�ch procent, jak w morskiej wodzie. S�dzisz, �e p� torebki
starczy? Jedn� ju� wsypa�em. A co tam, niech b�dzie trudniej i zdecydowanie
opr�ni� torebk� do ko�ca.
- Fotele postaw tutaj. Dzi�ki Bogu m�j rodzic lubi� komfort i miejsca starczy
dla dziesi�ciu... S�owo daj�, �e by�by� znakomitym asystentem! Mo�e pomy�limy o
tym p�niej, kiedy otrzymam ju� nagrod� Nobla a wojsko nie b�dzie chcia�o
wypu�ci� mnie spod kontroli?
Tak przemawiaj�c, Crafton przymocowa� do zacisk�w generatora dwa przewody
zako�czone metalowymi p�ytkami o wymiarach mniej wi�cej osiem na osiem cali i
zanurzy� je w wodzie w ten spos�b, �e mi�dzy elektrodami pozosta�a przerwa mniej
wi�cej czterocalowa. Tymczasem wanna nape�ni�a si� po brzegi i gospodarz
zakr�ci� kran. Od razu zrobi�o si� cicho.
- A teraz siadaj, Geraldzie. Zastanowimy si� razem nad sytuacj�.... Za��my, �e
ci� nabieram i pokazuj� zwyczajny akumulator, chocia� mog�e� si� przekona�, jak
jest lekki. Ale za��my. Jak� ma na oko pojemno��?
- Podobn� do akumulatora samochodowego. Oko�o pi��dziesi�ciu amperogodzin.
- Znakomicie. Za��my teraz z kolei, �e jestem geniuszem (to zreszt� prawda) i
skonstruowa�em akumulator o dziesi�ciokrotnie wi�kszej pojemno�ci w�a�ciwej, a
wi�c czterystu amperogodzin.
Gerald przytakn��.
- Poniewa� nie potrafi� na razie wymy�la� niczego bardziej spektakularnego i
przekonywaj�cego, zabawimy si� w do�wiadczenie na poziomie szko�y podstawowej.
Oblicz z �aski swojej, ile wody zdo�a w ci�gu godziny odparowa� akumulator
zwyczajny i dziesi�ciokrotny, a ja tymczasem przynios� co� do picia. Zgoda?
Tylko nie pr�buj zajrze� do wn�trza generatora, bo jest solidnie zabezpieczone
przed ciekawskimi.
Gerald u�miechn�� si�. Kiedy po jakich� dziesi�ciu minutach Crafton wr�ci� z
koszyczkiem pe�nym butelek, powiedzia�:
- Obliczy�em, Mike. Odpowiednio siedemdziesi�t dwa i siedemset dwadzie�cia
gram�w. I je�eli naprawd� zbudowa�e� taki akumulator... Ale jak znajdziemy owe
gramy w takiej wielkiej wannie!
- Zbudowa�em generator chronokwantowy - powiedzia� z naciskiem Crafton. Podszed�
do sze�cianu i wcisn�� guzik umieszczony na pokrywie obok uchwytu. Potem wydoby�
z koszyka srebrny shacker i rzuci� Geraldowi na kolana. - Przygotujcie co� wedle
w�asnego gustu, majorze. - Usiad� na skraju wanny i zacz�� wpatrywa� si� w wod�.
- Sp�jrz - powiedzia� po paru minutach.
Gerald z r�kami zaj�tymi shackerem wygramoli� si� z , niskiego fotelika i
gwizdn�� ze zdumienia: woda mi�dzy elektrodami zaczyna�a wrze�, wyrzucaj�c na
powierzchni� wielkie b�ble pary.
Po kwadransie wanna by�a ju� w �wierci pusta, a �azienka pe�na pary. Ubranie
zwilgotnia�o i obwis�o. Gerald rozlu�ni� krawat i rozpi�� ko�nierzyk koszuli.
- Uff - powiedzia� - gor�co! Chod�my st�d, Mike. Mo�esz uzna�, �e mnie ju�
przekona�e�.
- Co to, to nie! Lepiej przynios� zimnego piwa, chcesz? A para jeszcze nikomu
nie zaszkodzi�a, trzeba tylko zdj�� ubranie..
... Kiedy ca�kowicie wykipia�a trzecia ju� wanna wody, Gerald uzna�, �e pr�ba
powiod�a si� nad podziw dobrze i �e wobec tego musi natychmiast jecha� do
Waszyngtonu, �ci�gn�� tu szefa, pogratulowa� mu znakomitego pomys�u, zapozna� go
z Craftonem i jego cudown� �a�ni� parow�. Mike chcia� go zatrzyma� na noc, ale
Gerald by� niezachwiany w swym zamiarze. Poszli wi�c na placyk za domem, gdzie
ju� stal wydobyty z gara�u thunderstorm z us�u�nie otwartymi drzwiami i
wysuni�tym fotelem. Obj�li si� na po�egna nie i Gerald siada� ju� w fotelu
kierowcy, gdy przekl�ty dinozaur wyczu� jednak zapach alkoholu i zdo�a�
zatrzasn�� mu przed nosem drzwiczki. Piekielne chemoreceptory! Gerald z
w�ciek�o�ci� kopn�� w opon� i skrzywi� si� z b�lu. Dopiero w tym momencie
u�wiadomi� sobie, �e jest nagi i bosy i �e trzeba jednak zanocowa� u Craftona.
Ale przed snem nie zawadzi jeszcze troch� posiedzie� i co� wypi�...
Nast�pnego dnia rano Crafton odprowadzi� go�cia do bramy, wypi� fili�ank� kawy i
wyci�gn�� si� w le�aku ustawionym na tarasie. G�owa mu ci��y�a, jak zawsze po
grubszym pija�stwie zneutralizowanym dwoma tabletkami alkalamidu - jedn� przed i
jedn� po. Zapali� papierosa i dopiero wtedy pozwoli� sobie na odpr�enie.
Nareszcie! Po�kn�li haczyk!
To by�o zwyci�stwo, a w�a�ciwie jego pierwsza zapowied�, gdy� czeka�o go jeszcze
niejedno starcie. Ale pierwsza potyczka zosta�a wygrana. T�paki z Urz�du
Patentowego wy�mia�y go... No pewnie: kamienie nie mog� spada� z nieba, aparat
ci�szy od powietrza nie mo�e lata�, perpetum mobile nie istnieje. Ale istnieje
generator chronokwantowy Craftona. Istnieje i pracuje, to fakt bezsporny.
Teoretycy zaczn� bada� i budowa� hipotezy t�umacz�ce �w fenomen, a on ju�
potrafi dola� do ognia ich polemik jak najwi�cej oliwy daj�cej czarny i g�sty
dym.
Minie niejeden rok, zanim uczeni m�owie, pogodzeni ju� z istnieniem generatora,
zrozumiej� nagle, �e ca�a mechanika chronokwantowa to be�kot i brednie, �e jest
to parawan os�aniaj�cy jeden jedyny, malutki i rzeczywi�cie dzia�aj�cy aparacik
- s�awetne perpetum mobile.