3685

Szczegóły
Tytuł 3685
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3685 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3685 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3685 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Carlos Castaneda - Odr�bna rzeczywisto�� WST�P Dziesi�� lat temu mia�em szcz�cie pozna� Indianina z plemienia Yaqui, z p�nocno-zachodniego Meksyku. Zwracani si� do niego don Juan. W j�zyku hiszpa�skim don jest tytu�em u�ywanym dla okazania szacunku. Pozna�em don Juana niezwyk�ym zbiegiem okoliczno�ci. Siedzia�em z moim przyjacielem Billem na dworcu autobusowym w przygranicznym miasteczku w Arizonie. Nie rozmawiali�my. By�o p�ne popo�udnie i letni upa� dawa� si� nam we znaki. Nagle Bill pochyli� si� w moim kierunku i tr�caj�c mnie w rami�, wyszepta�: � To cz�owiek, o kt�rym ci m�wi�em. Niedbale wskaza� g�ow� w stron� wej�cia, w kt�rym w�a�nie ukaza� si� stary cz�owiek. � Co mi o nim m�wi�e�? � spyta�em. � To jest ten Indianin, kt�ry zna si� na pejotlu. Pami�tasz? Przypomnia�em sobie, �e kiedy� ca�y dzie� je�dzili�my z Billem, szukaj�c domu ekscentrycznego Indianina z Meksyku, mieszkaj�cego w tamtej okolicy. Nie znale�li�my go. Mia�em wra�enie, �e Indianie, kt�rych pytali�my o drog�, umy�lnie wprowadzali nas w b��d. Bill powiedzia�, �e nasz Indianin jest yerbero, cz�owiekiem zbieraj�cym i sprzedaj�cym zio�a, kt�ry du�o wie o halucynogennym kaktusie, pejotlu. Stwierdzi� r�wnie�, �e dobrze by by�o, gdybym go pozna�. Bill by� moim przewodnikiem po po�udniowym Zachodzie, gdzie zbiera�em pr�bki ro�lin i informacje o zio�ach u�ywanych przez Indian z tego rejonu. Bill wsta� i podszed� si� przywita� z Indianinem. By� to cz�owiek �redniego wzrostu. Mia� bia�e, kr�tkie w�osy, kt�re zas�ania�y mu nieco uszy, podkre�laj�c kr�g�o�� jego g�owy. By� bardzo ciemny, g��bokie zmarszczki na twarzy postarza�y go, jednak�e jego cia�o wygl�da�o na mocne i sprawne. Obserwowa�em go przez chwil�. Porusza� si� ze zwinno�ci�, jakiej nie spodziewa�bym si� po starym cz�owieku. Bill da� mi znak, �ebym podszed�. � To mi�y facet � powiedzia� do mnie. � Ale nie mog� go zrozumie�. Jego hiszpa�ski jest dziwny, pe�no w nim jakich� wiejskich wyra�e�. Stary cz�owiek spojrza� na Billa i u�miechn�� si�. Bill, znaj�cy jedynie kilka s��w po hiszpa�sku, skleci� absurdalne zdanie w tym j�zyku. Popatrzy� na mnie, jakby chcia� spyta�, czy mia�o ono jaki� sens, ale nie wiedzia�em, co chcia� powiedzie�. Potem u�miechn�� si� z zak�opotaniem i odszed�. Stary cz�owiek popatrzy� na mnie i zacz�� si� �mia�. Wyja�ni�em mu, �e m�j przyjaciel czasami zapomina, �e nie m�wi po hiszpa�sku. � My�l�, �e zapomnia� r�wnie� nas sobie przedstawi� � doda�em i poda�em mu swoje nazwisko. � A ja jestem Juan Matus, do us�ug � odpowiedzia�. U�cisn�li�my sobie d�onie i na chwil� zapad�a cisza. Przerwa�em j�, opowiadaj�c mu o swoim przedsi�wzi�ciu. Powiedzia�em mu, �e szukam informacji o ro�linach, a w szczeg�lno�ci o pejotlu. M�wi�em jakby pod przymusem przez d�u�szy czas i chocia� nie mia�em zielonego poj�cia o pejotlu, powiedzia�em, �e wiem o nim do�� du�o. Pomy�la�em, �e je�li pochwal� si� wiedz�, Indianin b�dzie chcia� ze mn� rozmawia�. On jednak nic nie powiedzia�, tylko cierpliwie s�ucha�. Potem powoli pokiwa� g�ow� i spojrza� na mnie. Jego oczy zdawa�y si� �wieci� w�asnym �wiat�em. Unika�em jego spojrzenia. Poczu�em si� zak�opotany. By�em pewien, �e wiedzia�, i� opowiadam mu bzdury. � Przyjd� kiedy� do mojego domu � powiedzia� w ko�cu, odwracaj�c oczy ode mnie. � Mo�e b�dziemy mogli porozmawia� bardziej swobodnie. Nie wiedzia�em, co jeszcze m�g�bym powiedzie�. Poczu�em si� nieswojo. Po chwili do��czy� do nas Bill. Zauwa�y� moje za�enowanie i nie powiedzia� ani s�owa. Przez chwil� siedzieli�my w k�opotliwym milczeniu, po czym stary cz�owiek wsta� i po�egna� si�. Przyjecha� jego autobus. � Nie posz�o zbyt dobrze, co? � zapyta� Bill. � Nie. � Spyta�e� go o ro�liny? � Tak, ale chyba si� wyg�upi�em. � M�wi�em ci, �e on jest bardzo dziwny. Tutejsi Indianie znaj� go, ale nigdy o nim nie wspominaj�, a to co� znaczy. � Powiedzia� jednak, �e mog� go odwiedzi�. � Zrobi� ci� w konia. Pewnie, mo�esz i�� do jego domu, ale po co? Nigdy niczego ci nie powie. Je�li go o co� spytasz, utnie rozmow�, jakby� by� g�upkiem gadaj�cym od rzeczy. Bill t�umaczy� przekonywaj�co, �e spotka� ju� ludzi podobnych do tego Indianina, kt�rzy sprawiali wra�enie posiadaj�cych du�� wiedz�. Jego zdaniem, nie s� warci zachodu, poniewa� wcze�niej czy p�niej te same informacje mo�na otrzyma� od kogo� innego, kto nie jest a� tak niedost�pny. Powiedzia�, �e nie ma ani czasu, ani cierpliwo�ci do takich starych dziwak�w. Niewykluczone, �e stary tylko podawa� si� za znawc� zi�, w rzeczywisto�ci znaj�c je tylko tyle, co ka�dy przeci�tny cz�owiek. Bill m�wi� dalej, ale go nie s�ucha�em. Moje my�li kr��y�y wok� Indianina. On wiedzia�, �e blefuj�. Zapami�ta�em jego oczy, kt�re naprawd� �wieci�y. Kilka miesi�cy p�niej wr�ci�em, aby si� z nim spotka�, ju� nie jako student antropologii, zainteresowany zio�ami, ale jako osoba powodowana niewyt�umaczaln� ciekawo�ci�. W ca�ym swoim �yciu nie spotka�em cz�owieka o takim wzroku, jakim on na mnie patrzy�. Chcia�em dowiedzie� si�, co by�o w tym spojrzeniu. To pragnienie sta�o si� prawie moj� obsesj�. Du�o si� nad tym zastanawia�em, a im wi�cej o tym my�la�em, tym bardziej niezwyk�e mi si� wydawa�o. Zaprzyja�ni�em si� z don Juanem i przez ca�y rok wielokrotnie go odwiedza�em. Mia� bardzo przekonuj�cy spos�b bycia i niesamowite poczucie humoru. Jednak w jego dzia�aniu wyczuwa�em przede wszystkim nies�ychan� konsekwencj�, kt�ra wydawa�a mi si� zupe�nie niezrozumia�a. W jego obecno�ci odczuwa�em niezwyk�y zachwyt i r�wnocze�nie do�wiadcza�em dziwnego skr�powania. Sama obecno�� don Juana zmusza�a mnie do ca�kowitego przewarto�ciowania schemat�w zachowania. Zosta�em tak wychowany � pewnie jak wszyscy � aby uwa�a� cz�owieka za istot� z natury s�ab� i omyln�. W don Juanie zachwyci�o mnie to, �e nigdy nie uznawa� ludzkiej s�abo�ci. Wystarcza�o przebywa� z nim, aby por�wnanie pomi�dzy jego zachowaniem a moim wypada�o na moj� niekorzy��. Wtedy chyba najwi�ksze wra�enie zrobi�o na mnie jego stwierdzenie dotycz�ce wrodzonej r�nicy mi�dzy nami. Przed jedn� z wizyt czu�em si� bardzo nieszcz�liwy z powodu ca�ego swojego �ycia i wielu ci���cych mi osobistych konflikt�w. Kiedy przyjecha�em do don Juana, by�em zdenerwowany i w ponurym nastroju. Rozmawiali�my o moim zainteresowaniu wiedz�, ale jak zwykle nasze my�li bieg�y zupe�nie r�nymi torami. Ja mia�em na my�li wiedz� akademick�, kt�ra przekracza do�wiadczenie, podczas gdy on m�wi� o bezpo�rednim poznaniu �wiata. � Czy wiesz cokolwiek o �wiecie, kt�ry ci� otacza? � zapyta�. � Wiem mn�stwo rzeczy � powiedzia�em. � Ale czy czujesz ten �wiat? � Odczuwam go na tyle, na ile potrafi�. � To nie wystarczy. Musisz odczuwa� wszystko, w przeciwnym razie �wiat traci sw�j sens. Przytoczy�em klasyczny argument, �e nie musz� pr�bowa� zupy, �eby pozna� przepis na ni�, ani te� nie musz� zosta� pora�ony pr�dem, �eby dowiedzie� si� czego� o elektryczno�ci. � W twoich ustach brzmi to g�upio � powiedzia�. � Moim zdaniem, trzymasz si� swoich argument�w, chocia� nic ci nie daj�. Chcesz pozosta� nie zmieniony nawet za cen� swojego dobrego samopoczucia. � Nie wiem, o czym m�wisz. � M�wi� o tym, �e nie jeste� ca�o�ci�. Nie ma w tobie spokoju. To stwierdzenie zirytowa�o mnie. Poczu�em si� ura�ony. Pomy�la�em sobie, �e z pewno�ci� nie ma on prawa do os�dzania mojego post�powania ani mojej osobowo�ci. � Jeste� przyt�oczony problemami � powiedzia�. � Dlaczego? � Jestem tylko cz�owiekiem, don Juanie � powiedzia�em poirytowany. Wym�wi�em to w taki sam spos�b, w jaki zwyk� to robi� m�j ojciec. Zawsze, kiedy m�wi�, �e jest tylko cz�owiekiem, dawa� do zrozumienia, �e jest s�aby i bezbronny. Jego stwierdzenie, tak jak i moje, by�o wype�nione poczuciem ostatecznej rozpaczy. Don Juan popatrzy� na mnie tak samo, jak w dniu naszego pierwszego spotkania. � Za du�o my�lisz o sobie � powiedzia� i u�miechn�� si�. � A to wywo�uje u ciebie osobliwe zm�czenie sprawiaj�ce, �e zamykasz si� na otaczaj�cy ci� �wiat i trzymasz si� swoich argument�w. Dlatego wszystko, co masz, to jedynie k�opoty. Ja te� jestem tylko cz�owiekiem, ale widz� to inaczej ni� ty. � Jak to widzisz? � Pokona�em swoje k�opoty. Szkoda, �e moje �ycie jest takie kr�tkie i nie mog� uchwyci� wszystkiego, co bym chcia�. Ale to nie jest k�opot, po prostu szkoda. Podoba� mi si� ton tego stwierdzenia. Nie by�o w nim ani rozpaczy, ani u�alania si� nad sob�. W roku 1961, rok po naszym pierwszym spotkaniu, don Juan wyjawi� mi, �e posiada tajemn� wiedz� o zio�ach. Powiedzia� mi, �e jest �brujo". Hiszpa�skie s�owo brujo mo�na przet�umaczy� jako �czarownik, znachor, uzdrawiacz". Od tego czasu nasza znajomo�� zmieni�a si�; sta�em si� jego uczniem i przez nast�pne cztery lata don Juan usi�owa� wprowadzi� mnie w sekrety czarownictwa. Swoj� nauk� u niego opisa�em w ksi��ce pt: Nauki don Juana. Wiedza Indian z plemienia Yaqui. Rozmawiali�my po hiszpa�sku. Don Juan w�ada� biegle tym j�zykiem i dzi�ki temu przekaza� mi szczeg�owe wyja�nienia skomplikowanych znacze� swojego systemu wierze�. Okre�li�em ten z�o�ony i uporz�dkowany system wiedzy jako magi�, a don Juana nazywa�em czarownikiem, poniewa� tak w�a�nie m�wi� on o sobie w prywatnych rozmowach. Udzielaj�c powa�niejszych wyja�nie�, na okre�lenie magii don Juan u�ywa� terminu �wiedza", a czarownika nazywa� �cz�owiekiem wiedzy" lub te� �tym, kt�ry wie". A�eby dowie�� swej wiedzy i przekaza� mi j�, don Juan u�ywa� trzech dobrze znanych ro�lin psychotropowych: pejotlu, Lophophora williamsii, bielunia, Datura inoxia, oraz jednego z gatunk�w grzyb�w nale��cych do rodzaju Psylocebe. U�ywaj�c ka�dego z nich z osobna, wprowadza� mnie, swojego ucznia, w osobliwe stany zniekszta�conego postrzegania lub te� odmiennej �wiadomo�ci, kt�re nazwa�em �stanami niezwyk�ej rzeczywisto�ci". U�y�em s�owa �rzeczywisto��", poniewa� g��wn� przes�ank� systemu wierze� don Juana jest to, �e stany �wiadomo�ci pojawiaj�ce si� po za�yciu kt�rej� z trzech wy�ej wymienionych ro�lin nie s� halucynacjami, ale konkretnymi, cho� niezwyk�ymi aspektami codziennej rzeczywisto�ci. Don Juan traktowa� stany niezwyk�ej rzeczywisto�ci nie Jak gdyby" by�y prawdziwe, ale Jak" prawdziwe. Sklasyfikowanie tych ro�lin jako halucynogennych, a wywo�ywanych przez nie stan�w jako niezwyk�ej rzeczywisto�ci stanowi oczywi�cie m�j w�asny wynalazek. Don Juan uwa�a� owe ro�liny za przewodnik�w prowadz�cych cz�owieka do pewnych bezosobowych si� lub �mocy", a odmienne stany �wiadomo�ci traktowa� jako �spotkania" z �mocami", kt�rych czarownik musia� do�wiadcza�, aby zdoby� nad nimi kontrol�. Pejotl okre�la� mianem �Mescalito" i wyja�nia�, �e jest to �askawy nauczyciel i obro�ca ludzi. Mescalito uczy� �w�a�ciwego sposobu �ycia". Pejotl za�ywano przewa�nie podczas spotka� czarownik�w, zwanych mitote, kt�rych uczestnicy zbierali si� specjalnie w poszukiwaniu w�a�ciwego sposobu �ycia. Wed�ug don Juana, bielu� i grzyby to moce innego rodzaju. Nazywa� je �sprzymierze�cami" i m�wi�, �e mo�na nimi manipulowa�. W rzeczywisto�ci czarownik czerpa� moc z manipulowania sprzymierze�cem. Don Juan wola� grzyby od bielunia. Utrzymywa�, �e moc zawarta w grzybach jest jego osobistym sprzymierze�cem i nazywa� j� �dymem" albo �dymkiem". Receptura don Juana przygotowania grzyb�w polega�a na suszeniu ich na proszek w ma�ej tykwie. Trzyma� j� zamkni�t� przez rok, a potem miesza� grzybowy proszek z pi�cioma innymi wysuszonymi ro�linami, wytwarzaj�c w ten spos�b mieszank� do palenia w fajce. Aby sta� si� cz�owiekiem wiedzy, trzeba wielokrotnie �spotka�" sprzymierze�ca i dobrze go pozna�. Znaczy�o to oczywi�cie, �e nale�a�o pali� halucynogenn� mieszank� do�� cz�sto. Proces �palenia" sk�ada� si� ze zjadania drobnego proszku z grzyb�w, kt�ry nie pali� si� i wdychania dymu z pi�ciu innych ro�lin wchodz�cych w sk�ad mieszanki. Don Juan okre�la� g��bokie skutki, jakie wywiera�y grzyby na zdolno�� postrzegania, jako dzia�anie �sprzymierze�ca usuwaj�cego cia�o". Metoda nauczania don Juana wymaga�a od ucznia niesamowitego wysi�ku. Wymagany stopie� zaanga�owania by� w rzeczywisto�ci tak m�cz�cy, �e w ko�cu 1965 roku musia�em si� wycofa�. Teraz, z perspektywy pi�ciu lat, kt�re up�yn�y od tego czasu, mog� powiedzie�, �e wtedy nauki don Juana zacz�y zagra�a� mojemu �wyobra�eniu o �wiecie". Traci�em pewno��, jak� wszyscy mamy, �e codzienn� rzeczywisto�� mo�emy przyj�� za pewnik. Porzucaj�c nauk�, by�em przekonany, �e moja decyzja jest ostateczna. Nie chcia�em nigdy wi�cej widzie� don Juana. Jednak�e w kwietniu 1968 roku ukaza�a si� moja ksi��ka i poczu�em si� zobowi�zany mu j� pokaza�. Odwiedzi�em go. Ni� porozumienia ��cz�ca nauczyciela i ucznia zosta�a w tajemniczy spos�b odnowiona i mog� powiedzie�, �e wtedy rozpocz��em drugi cykl nauki, bardzo r�ny od pierwszego. Nie ba�em si� tak bardzo, jak w przesz�o�ci. Nastr�j, w jakim odbywa�y si� nauki don Juana, sta� si� swobodniejszy. Don Juan cz�sto �mia� si� i sprawia�, �e i ja si� �mia�em. W og�le sprawia� wra�enie, jakby stara� si� umniejsza� powag� sytuacji. W decyduj�cych chwilach wyg�upia� si�, pomagaj�c mi w ten spos�b prze�y� do�wiadczenia, kt�re �atwo mog�y si� przerodzi� w obsesje. Uwa�a�, �e aby wytrzyma� wstrz�s i niezwyk�o�� wiedzy, kt�r� mi przekazywa�, potrzebna mi by�a pogoda ducha i przyj�cie odpowiedzialnej postawy. � Powodem, dla kt�rego przestraszy�e� si� i odszed�e�, by�o to, �e czu�e� si� taki cholernie wa�ny � t�umaczy� moje wycofanie si�. � Poczucie wa�no�ci czyni cz�owieka oci�a�ym, niezdarnym i pr�nym. Aby sta� si� cz�owiekiem wiedzy, trzeba by� pogodnym i elastycznym. W drugiej fazie nauki szczeg�lnym celem don Juana by�o nauczenie mnie �widzenia". W jego systemie wiedzy istnieje semantyczna r�nica pomi�dzy �widzeniem" a �patrzeniem" jako dwoma r�nymi sposobami postrzegania. �Patrzenie" odnosi si� do zwyk�ego sposobu, w jaki jeste�my przyzwyczajeni postrzega� �wiat, podczas gdy �widzenie" oznacza bardzo skomplikowany proces, dzi�ki kt�remu cz�owiek wiedzy rzekomo postrzega �istot�" zjawisk. Aby zawi�o�ci procesu uczenia si� by�y czytelne, wst�pne notatki z pracy w terenie zredagowa�em w formie streszczenia d�ugich fragment�w zawieraj�cych pytania i odpowiedzi. Wierz�, �e nie umniejszy to znaczenia nauk don Juana. Moim celem by�o nadanie notatkom p�ynno�ci, jak� ma rozmowa, po to by za pomoc� reporta�u przekaza� czytelnikowi dramatyzm i bezpo�rednio�� konkretnej sytuacji w terenie. Ka�dy rozdzia� opisuje jedn� sesj� z don Juanem. Z regu�y ko�czy� on je gwa�townie i dlatego dramatyczny ton w zako�czeniu poszczeg�lnych rozdzia��w nie jest moim literackim wynalazkiem, ale wynika z tradycji ustnego przekazu don Juana. Wydaje si�, �e by�o to mnemotechniczne narz�dzie, kt�re pomaga�o mi zapami�ta� dramatyzm i wag� ka�dej lekcji. Jednak�e potrzebne s� pewne wyja�nienia, aby m�j reporta� sta� si� przekonywaj�cy, poniewa� jego klarowno�� zale�y od kilku kluczowych poj�� czy te� element�w, na kt�re chcia�bym po�o�y� nacisk. Wyb�r zaakcentowanych element�w wynika z mojego zainteresowania naukami spo�ecznymi. Ca�kiem mo�liwe, �e kto� inny, maj�cy inne cele i oczekiwania, wyszczeg�lni�by poj�cia zupe�nie r�ne od tych, kt�re ja wybra�em. Podczas drugiego cyklu nauki don Juan przekonywa� mnie, �e u�ycie mieszanki do palenia jest niezb�dnym warunkiem wst�pnym �widzenia". Dlatego musia�em u�ywa� jej tak cz�sto, jak tylko si� da�o. � Tylko dym mo�e da� ci szybko��, kt�rej potrzebujesz, by z�apa� przeb�ysk tego ulotnego �wiata � powiedzia�. Za pomoc� mieszanki psychotropowej wytworzy� u mnie seri� stan�w odmiennej rzeczywisto�ci. G��wn� cech� tych stan�w by�a pewnego rodzaju �nieodpowiednio��" w odniesieniu do tego, co wydawa� si� robi� don Juan. To, co postrzega�em w odmiennych stanach �wiadomo�ci, by�o niezrozumia�e i niemo�liwe do zinterpretowania wed�ug zwyczajnego sposobu rozumienia �wiata. Inaczej m�wi�c, nieodpowiednio�� poci�ga�a za sob� zakwestionowanie s�uszno�ci mojego spojrzenia na �wiat. Don Juan u�ywa� owej nieodpowiednio�ci stan�w niezwyk�ej rzeczywisto�ci do wprowadzania serii z g�ry ustalonych, nowych Jednostek znaczeniowych". Jednostkami znaczeniowymi by�y wszystkie pojedyncze elementy przynale�ne wiedzy, kt�rej don Juan usi�owa� mnie nauczy�. Nazwa�em je jednostkami znaczeniowymi, poniewa� stanowi� one podstawowy zbi�r danych zmys�owych i ich interpretacji, na kt�rym budowane s� bardziej z�o�one znaczenia. Jednym z przyk�ad�w takiej jednostki jest spos�b, w jaki t�umaczy si� fizjologiczny efekt mieszanki psychotropowej. Powoduje ona odr�twienie i utrat� kontroli motorycznej, kt�r� don Juan t�umaczy� jako dzia�anie dymu � b�d�cego w tym przypadku sprzymierze�cem � maj�ce na celu �usuni�cie cia�a praktykuj�cego". Jednostki znaczeniowe pogrupowa�em w taki spos�b, �e ka�dy blok tworzy, jak to nazwa�em, �sensown� interpretacj�". Oczywi�cie, musi istnie� niesko�czona liczba prawdopodobnych sensownych interpretacji odnosz�cych si� do magii, kt�rych powinien nauczy� si� czarownik. W �yciu codziennym stajemy twarz� w twarz z niesko�czon� liczb� sensownych interpretacji odnosz�cych si� do naszego �wiata. Prostym przyk�adem mo�e by� niezamierzona interpretacja struktury, kt�r� zwiemy �pokojem". Jest rzecz� oczywist�, �e nauczyli�my si� interpretowa� j� jako pok�j. Pok�j staje si� sensown� interpretacj�, poniewa� w momencie, kiedy jej dokonujemy, jeste�my �wiadomi, w taki czy inny spos�b, wszystkich element�w wchodz�cych w jej sk�ad. Innymi s�owy, system sensownych interpretacji stanowi proces, dzi�ki kt�remu praktykuj�cy jest �wiadomy wszystkich jednostek znaczeniowych koniecznych do przyjmowania za�o�e�, dedukcji, przewidywania itd., dotycz�cych wszystkich sytuacji zwi�zanych z jego dzia�alno�ci�. U�ywaj�c s�owa �praktykuj�cy", mam na my�li uczestnika, kt�ry posiada dostateczn� wiedz� na temat wszystkich albo prawie wszystkich jednostek znaczeniowych wchodz�cych w sk�ad jego w�asnego konkretnego systemu sensownej interpretacji. Don Juan jest praktykuj�cym, to znaczy czarownikiem znaj�cym wszystkie poziomy swojej magii. Jako praktykuj�cy pr�bowa� udost�pni� mi sw�j system sensownej interpretacji. Dost�pno�� w tym przypadku by�a r�wnoznaczna z procesem zadomowienia si� w obcym dla mnie �rodowisku, w kt�rym uczy�em si� nowych sposob�w interpretowania danych percepcji zmys�owej. By�em �obcym" � tym, kt�ry nie posiada� zdolno�ci inteligentnego i stosownego interpretowania jednostek znaczeniowych w�a�ciwych magii. Zadaniem don Juana jako praktykuj�cego, kt�ry udost�pnia mi sw�j system, by�o zakwestionowanie szczeg�lnego rodzaju pewno�ci, kt�r� posiadam � tak jak i wszyscy � co do tego �e nasze �zdroworozs�dkowe" widzenie �wiata jest rozstrzygaj�ce. Stosuj�c ro�liny psychotropowe i nadaj�c w�a�ciwy kierunek kontaktom pomi�dzy odmiennym systemem a mn�, uda�o mu si� wykaza�, �e moje spojrzenie na �wiat nie mo�e by� rozstrzygaj�ce, poniewa� jest tylko interpretacj�. Dla Indian nieuchwytne zjawisko, kt�re okre�lamy mianem magii, prawdopodobnie ju� tysi�ce lat temu by�o i jest nadal powa�n�, autentyczn� praktyk�, por�wnywaln� z nasz� nauk�. Nasze trudno�ci z jej zrozumieniem wynikaj� bez w�tpienia z odmienno�ci jednostek znaczeniowych, na kt�rych si� opiera. Don Juan powiedzia� mi kiedy�, �e cz�owiek wiedzy ma swoje szczeg�lne upodobania. Poprosi�em go o wyja�nienie tego stwierdzenia. � Ja mam szczeg�lne upodobanie do widzenia � odpowiedzia�. � Co chcesz przez to powiedzie�? � Lubi� widzie� � rzek� � poniewa� tylko dzi�ki widzeniu cz�owiek wiedzy mo�e wiedzie�. � Jakiego rodzaju rzeczy widzisz? � Wszystko. � Ale ja te� wszystko widz�, a nie jestem cz�owiekiem wiedzy. � Nie. Ty nie widzisz. � My�l�, �e widz�. � M�wi� ci, �e nie. � Dlaczego tak m�wisz, don Juanie? � Ty tylko patrzysz na powierzchni� rzeczy. � Chcesz powiedzie�, �e ka�dy cz�owiek wiedzy w rzeczywisto�ci widzi na wskro� tego, na co patrzy? � Nie. Nie to mia�em na my�li. Powiedzia�em, �e cz�owiek wiedzy ma swoje upodobania. Ja na przyk�ad lubi� widzie� i wiedzie�, inni robi� inne rzeczy. � Na przyk�ad jakie? � We�my Sacatec�, on jest cz�owiekiem wiedzy i ma zami�owanie do ta�czenia. Tak wi�c on ta�czy i wie. � Czy upodobanie cz�owieka wiedzy jest czym�, co pozwala mu wiedzie�? � Tak, zgadza si�. � Ale w jaki spos�b taniec pomaga Sacatece wiedzie�? � Mo�na powiedzie�, �e Sacateca ta�czy z wszystkim, co ma. � Czy on ta�czy tak jak ja? Tak, jak si� zwykle ta�czy? � Powiedzmy, �e on ta�czy tak, jak ja widz�, ale nie tak, jak ty ta�czysz. � Czy on tak�e widzi tak jak ty? � Tak, ale on r�wnie� ta�czy. � Jak Sacateca ta�czy? � Trudno to wyja�ni�. To specyficzny spos�b ta�czenia, kt�ry wykorzystuje, kiedy chce wiedzie�. Mog� na ten temat powiedzie� tylko to, �e dop�ki nie zrozumiesz metod cz�owieka, kt�ry wie, dop�ty niemo�liwe jest rozmawianie o ta�czeniu czy widzeniu. � Czy widzia�e� jak on ta�czy? � Tak. Lecz nie ka�dy, kto patrzy na jego taniec, widzi, �e jest to szczeg�lny spos�b zdobywania wiedzy. Zna�em Sacatec�, a przynajmniej wiedzia�em, kim by�. Spotkali�my si� i kiedy� postawi�em mu piwo. By� bardzo uprzejmy i powiedzia� mi, �ebym wpad� do niego, kiedy tylko b�d� mia� na to ochot�. N�ci�a mnie my�l odwiedzenia go, ale nie powiedzia�em o tym don Juanowi. 14 maja 1962 roku, po po�udniu, pojecha�em do domu Sacateki. Opowiedzia� mi, jak do niego dojecha� i nie mia�em problem�w z odnalezieniem w�a�ciwej drogi. Otoczony p�otem dom znajdowa� si� na rogu. Brama by�a zamkni�ta. Obszed�em ogrodzenie, patrz�c, czy nie da si� w�lizgn�� do �rodka. Dom wydawa� si� opuszczony. � Don Elias! � krzykn��em. Kurczaki przestraszy�y si� i rozbieg�y po podw�rzu, gdacz�c zawzi�cie. Ma�y pies podszed� do ogrodzenia. My�la�em, �e b�dzie na mnie szczeka�, on jednak tylko usiad� i przygl�da� mi si�. Zawo�a�em jeszcze raz, a kurczaki znowu si� rozgdaka�y. Z domu wysz�a stara kobieta. Poprosi�em j�, �eby zawo�a�a don Eliasa. � Nie ma go � powiedzia�a. � A gdzie go mog� znale��? � Jest na polu. � Gdzie na polu? � Nie wiem. Prosz� przyj�� p�nym popo�udniem. B�dzie ko�o pi�tej. � Czy pani jest �on� don Eliasa? � Tak, jestem jego �on� � powiedzia�a i u�miechn�a si�. Pr�bowa�em wypyta� j� o Sacatec�, ale wykr�ci�a si�, �e nie m�wi dobrze po hiszpa�sku. Wsiad�em wi�c do samochodu i odjecha�em. Wr�ci�em do jego domu oko�o sz�stej. Podjecha�em pod bram� i zawo�a�em go po imieniu. Tym razem Sacateca by� w domu. W��czy�em magnetofon, kt�ry w br�zowym sk�rzanym futerale przewieszonym przez moje rami� wygl�da� jak aparat fotograficzny. Sacateca sprawia� wra�enie, jakby mnie pozna�. � A, to ty � powiedzia�, u�miechaj�c si�. � Jak si� ma Juan? � W porz�dku. A jak pan si� miewa, don Elias? Nie odpowiedzia�. Sprawia� wra�enie zdenerwowanego. Na zewn�trz by� bardzo spokojny, ale wyczu�em jego skr�powanie. � Czy Juan przys�a� ci� tu po co�? � Nie. Sam przyszed�em. � A po c� to? Jego pytanie zdradza�o szczere zaskoczenie. � Po prostu chcia�em z panem porozmawia� � powiedzia�em, maj�c nadziej�, �e zabrzmi to zdawkowo. � Don Juan opowiada� mi o panu zdumiewaj�ce rzeczy, zaciekawi�o mnie to i po prostu chcia�em zada� panu kilka pyta�. Sacateca sta� naprzeciwko mnie. Jego cia�o by�o szczup�e i muskularne. Mia� na sobie spodnie i koszul� w kolorze khaki. Jego oczy pozostawa�y na wp� przymkni�te. Sprawia� wra�enie �pi�cego albo mo�e pijanego. Usta ze zwisaj�c� doln� warg� mia� lekko otwarte. Zauwa�y�em, �e g��boko oddycha, prawie charczy. Przysz�o mi do g�owy, �e niew�tpliwie jest pijany do nieprzytomno�ci. Nie mia�o to jednak sensu, poniewa� kilka minut wcze�niej, kiedy przyszed�em do jego domu, by� bardzo uwa�ny i �wiadomy mojej obecno�ci. � O czym chcesz rozmawia�? � zapyta� w ko�cu. G�os mia� zm�czony, s�owa wypowiada� powoli i przeci�gle. Poczu�em si� zak�opotany, jakby jego zm�czenie by�o zara�liwe i wci�ga�o mnie. � O niczym konkretnym � odpowiedzia�em. � Chcia�em tylko pogada� z panem po przyjacielsku. Kiedy� zaprosi� mnie pan do siebie. � Tak, rzeczywi�cie, ale teraz to ju� nie to samo. � Dlaczego nie to samo? � Czy� nie rozmawiasz z Juanem? � Tak, rozmawiam. � Wi�c po co chcesz rozmawia� ze mn�? � Pomy�la�em, �e mo�e m�g�bym zada� panu kilka pyta�. � Spytaj Juana. Czy on ci� nie uczy? � Owszem, ale w�a�nie o to samo, co jego, chcia�bym zapyta� pana. Chcia�bym pozna� pana opini� o tym, czego on mnie uczy. W ten spos�b b�d� wiedzia�, co robi�. � Dlaczego chcesz to robi�? Nie ufasz Juanowi? � Ufam. � Wi�c dlaczego nie poprosisz jego, �eby ci powiedzia� to, co chcesz wiedzie�? � Pytam go, a on mi odpowiada. Ale je�li r�wnie� pan opowiedzia�by mi o tym, czego uczy mnie don Juan, mo�e zrozumia�bym lepiej. � Juan mo�e ci wszystko powiedzie�. On sam mo�e to zrobi�. Czy ty tego nie rozumiesz? � Rozumiem, ale ja chcia�bym porozmawia� z lud�mi takimi jak pan, don Elias. Niecodziennie spotyka si� cz�owieka wiedzy. � Juan jest cz�owiekiem wiedzy. � Wiem o tym. � Wi�c po co rozmawiasz ze mn�? � Powiedzia�em ju�, �e przyszed�em, �eby si� z panem zaprzyja�ni�. � Nie, to nieprawda. Tym razem chodzi ci o co� innego. Chcia�em si� wyt�umaczy�, ale mog�em z siebie wydusi� jedynie bezsensowne mamrotanie. Sacateca nic nie powiedzia�. Zdawa� si� uwa�nie s�ucha�. Znowu mia� na p� przymkni�te oczy, ale czu�em, �e wpatruje si� we mnie. Prawie niedostrzegalnie skin�� g�ow�. Potem uni�s� powieki i zobaczy�em jego oczy. Patrzy� gdzie� obok mnie. Niedbale, czubkiem prawej stopy, uderzy� w ziemi� tu� za lew� pi�t�. Nogi lekko ugi��, a r�ce lu�no zwiesi� po bokach. Potem podni�s� prawe rami�. Otwart� d�o� skierowa� prostopadle do ziemi, roz�o�one palce wskazywa�y na mnie. Lew� r�k� potrz�sn�� kilka razy, po czym uni�s� j� na wysoko�� mojej twarzy. Trzyma� j� tak przez chwil�, po czym powiedzia� do mnie kilka s��w. Jego g�os by� bardzo wyra�ny, ale s�owa wypowiada� przeci�gle. Po chwili opu�ci� r�k�, kt�ra bezw�adnie zwis�a mu wzd�u� cia�a i tak zastyg� w bezruchu, przyjmuj�c dziwn� pozycj�. Sta� na palcach lewej nogi. Praw� stop� skrzy�owa� od ty�u z lew�. Czubkiem prawej rytmicznie i �agodnie uderza� w ziemi�. Czu�em niczym nie usprawiedliwione zdenerwowanie i niepok�j. Moje my�li by�y rozproszone i nonsensowne. Nie mia�y zwi�zku ze sob� i nic wsp�lnego z tym, co si� aktualnie dzia�o. Zauwa�y�em ten przykry stan i pr�bowa�em skierowa� my�li z powrotem ku obecnej sytuacji. Jednak mimo wielkiego wysi�ku nie by�em w stanie tego zrobi�. Wygl�da�o to tak, jakby jaka� si�a powstrzymywa�a mnie od skoncentrowania uwagi na odpowiednich my�lach. Sacateca nie odezwa� si� ju� wi�cej, a ja nie wiedzia�em, co jeszcze m�g�bym powiedzie� czy te� zrobi�. Automatycznie odwr�ci�em si� i odszed�em. P�niej poczu�em si� zobligowany do zrelacjonowania swojego spotkania z Sacateca don Juanowi. Don Juan wybuchn�� �miechem. � Co si� wtedy sta�o? � zapyta�em. � Sacateca zata�czy�! � powiedzia� don Juan. � Widzia� ci�, a potem zata�czy�. � Co on mi zrobi�? By�o mi zimno i mia�em zawroty g�owy. � Najwidoczniej nie spodoba�e� mu si�, wi�c powstrzyma� ci�, rzucaj�c na ciebie zakl�cie. � Jak m�g� to zrobi�? � wykrzykn��em z niedowierzaniem. � Bardzo prosto, powstrzyma� ci� swoj� wol�. � Co powiedzia�e�? � Powstrzyma� ci� swoj� wol�! To wyja�nienie mi nie wystarczy�o. Stwierdzenie don Juana brzmia�o w moich uszach jak be�kot. Pr�bowa�em dr��y� temat, ale on nie umia� wyja�ni� tego zdarzenia w satysfakcjonuj�cy mnie spos�b. Oczywi�cie, to albo jakie� inne wydarzenie maj�ce miejsce w odmiennym systemie sensownej interpretacji mo�na wyja�ni� czy te� zrozumie� jedynie w kategoriach jednostek znaczeniowych w�a�ciwych dla tego systemu. Niniejsza praca jest wi�c reporta�em i powinna by� czytana jak reporta�. Zarejestrowany przeze mnie system jest dla mnie niezrozumia�y, dlatego te� by�oby b��dem i arogancj� udawa�, �e jest to co� wi�cej ni� sprawozdanie. Maj�c to na wzgl�dzie, zastosowa�em metod� fenomenologiczn� i stara�em si� traktowa� magi� jedynie jako zjawisko, kt�re zosta�o mi przedstawione. Jako obserwator zarejestrowa�em to, co obserwowa�em, a w momencie rejestrowania stara�em si� powstrzyma� od wydawania wszelkich os�d�w. Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej 1 2 kwietnia 1968 Don Juan przygl�da� mi si� przez chwil�. Chocia� od naszego ostatniego spotkania up�yn�y ponad dwa lata, nie sprawia� wra�enia zaskoczonego moim widokiem. Po�o�y� mi r�k� na ramieniu, u�miechn�� si� �agodnie i powiedzia�, �e wygl�dam nieco inaczej, bo uty�em i sflacza�em. Przywioz�em mu egzemplarz mojej ksi��ki. Bez �adnego wst�pu wyj��em go z walizki i wr�czy�em mu. � To ksi��ka o tobie, don Juanie � powiedzia�em. Wzi�� j� i przerzuci� strony, jakby by�y tali� kart. Podoba� mu si� zielony kolor na obwolucie i wielko�� ksi��ki. Dotkn�� ok�adki d�oni�, obr�ci� ksi��k� kilka razy, po czym odda� mija. Poczu�em przyp�yw wielkiej durny. � Chcia�bym, �eby� j� zatrzyma� � powiedzia�em. Potrz�sn�� g�ow�, �miej�c si� cicho. � Lepiej nie � powiedzia�. � Wiesz, co robimy z papierem w Meksyku � doda� z szerokim u�miechem. Za�mia�em si�. Pomy�la�em, �e jego subtelna ironia jest pi�kna. Siedzieli�my na �awce w parku w ma�ym, g�rskim miasteczku �rodkowego Meksyku. Nie znalaz�em sposobu, �eby wcze�niej poinformowa� go, �e chc� go odwiedzi�, by�em jednak pewny, �e go znajd� i tak te� si� sta�o. By�em w miasteczku tylko chwil�, kiedy don Juan w�a�nie zszed� z g�r. Spotka�em go na rynku, przy straganie jednego z jego przyjaci�. Don Juan uj�� rzecz praktycznie, stwierdzaj�c, �e przyjecha�em w sam� por�, �eby zabra� go z powrotem do Sonory. Usiedli�my w parku, czekaj�c na jego przyjaciela, Indianina z plemienia Mazatek�w, z kt�rym mieszka�. Czekali�my oko�o trzech godzin. Rozmawiali�my o r�nych nieistotnych sprawach, a pod koniec dnia, tu� przed nadej�ciem owego przyjaciela, opowiedzia�em mu o kilku wydarzeniach, kt�rych by�em �wiadkiem przed kilkoma dniami. Kiedy jecha�em na spotkanie z nim, na obrze�ach jednego z miast zepsu� mi si� samoch�d. Musia�em zosta� w mie�cie przez trzy dni, podczas kt�rych samoch�d by� w naprawie. Naprzeciwko sklepu motoryzacyjnego znajdowa� si� motel, ale obrze�a miast zawsze dzia�aj� na mnie przygn�biaj�co, wi�c zatrzyma�em si� w nowoczesnym o�miopi�trowym hotelu w centrum miasta. Boy hotelowy poinformowa� mnie, �e w hotelu znajduje si� restauracja. Kiedy zszed�em do niej, �eby co� zje��, odkry�em, �e kilka stolik�w stoi na chodniku. Usytuowana by�a w do�� przyjemnym miejscu, na rogu ulicy, pod niskimi ceglanymi �ukami o nowoczesnych liniach. Na zewn�trz panowa� ch��d i by�y wolne stoliki, wola�em jednak usi��� w dusznym wn�trzu. Wchodz�c zauwa�y�em, �e grupka czy�cibut�w siedzia�a na kraw�niku naprzeciw restauracji. By�em pewien, �e nagabywaliby mnie, gdybym usiad� przy stoliku na zewn�trz. Z miejsca, przy kt�rym usiad�em, mog�em przez szyb� obserwowa� ch�opc�w. Trzej m�odzi m�czy�ni w drogich garniturach zaj�li stolik, a ch�opcy otoczyli ich, chc�c wyczy�ci� im buty. M�czy�ni odm�wili. Zaskoczy�o mnie, �e ch�opcy nie nalegali, ale wr�cili na swoje miejsce na kraw�niku. Po chwili, gdy m�czy�ni wstali i wyszli, ch�opcy podbiegli do ich stolika i zacz�li zjada� resztki. W kilka sekund wyczy�cili talerze. To samo sta�o si� z resztkami na innych stolikach. Zauwa�y�em, �e dzieci by�y bardzo porz�dne. Kiedy wyla�y wod�, wyciera�y j� swoimi szmatkami do czyszczenia but�w. Przyjrza�em si� r�wnie� dok�adno�ci towarzysz�cej ich padlino�ernym zwyczajom. Zjadali nawet kostki lodu pozostawione w szklankach z wod� i kawa�ki cytryny z herbaty, razem ze sk�rk�. Nie zostawiali niczego. Podczas pobytu w hotelu dowiedzia�em si�, �e ch�opcy mieli umow� z w�a�cicielem restauracji. Wolno im by�o czeka� w nadziei na zarobienie jakich� pieni�dzy czyszczeniem go�ciom but�w, a tak�e zjada� resztki pod warunkiem, �e nie napastowali nikogo i niczego nie rozbijali. Ch�opc�w by�o jedenastu, w wieku od pi�ciu do dwunastu lat, jednak�e najstarszego grupa trzyma�a na dystans. Umy�lnie wykluczali go z towarzystwa, ubli�aj�c mu piosenkami o tym, �e ma ju� w�osy �onowe i jest za stary, �eby przebywa� w�r�d nich. Trzy dni przygl�dania si� ch�opcom, kt�rzy jak s�py rzucali si� na najn�dzniejsze z resztek, przygn�bi�y mnie. Wyjecha�em z miasta z prze�wiadczeniem, �e nie ma �adnej nadziei dla tych dzieci, kt�rych �wiatem by�a codzienna walka o okruchy. � Czy �a�ujesz ich? � wykrzykn�� don Juan pytaj�cym tonem. � Oczywi�cie � odpowiedzia�em. � Dlaczego? � Poniewa� interesuje mnie dobro moich wsp�braci. Te dzieci i ich �wiat s� brzydkie i tandetne. � Czekaj! Czekaj! Jak mo�esz m�wi�, �e ich �wiat jest brzydki i tandetny? � powiedzia� don Juan, przedrze�niaj�c moje stwierdzenie. � S�dzisz, �e tobie wiedzie si� lepiej? Przytakn��em, a on wtedy spyta� mnie, dlaczego tak uwa�am. Odpar�em mu, �e w por�wnaniu ze �wiatem tych dzieci m�j �wiat jest niesko�czenie bardziej r�norodny, bogatszy w do�wiadczenia i mo�liwo�ci osi�gni�cia osobistej satysfakcji i rozwoju. �miech don Juana by� przyjacielski i szczery. Powiedzia�, �e nie wiem, co m�wi� i nie mam poj�cia o bogactwie i mo�liwo�ciach istniej�cych w �wiecie tych dzieci. Pomy�la�em, �e don Juan po prostu upiera si� przy swoim punkcie widzenia tylko po to, �eby mnie rozz�o�ci�. By�em szczerze przekonany, �e te dzieci nie mia�y najmniejszej szansy na rozw�j intelektualny. Wyk��ca�em si� o m�j punkt widzenia jeszcze przez chwil�, po czym don Juan spyta� mnie wprost: � Czy� nie powiedzia�e� mi kiedy�, �e twoim zdaniem najwi�kszym osi�gni�ciem cz�owieka jest zostanie cz�owiekiem wiedzy? Przytakn��em, po czym powt�rzy�em, �e wed�ug mnie stanie si� cz�owiekiem wiedzy jest jednym z najwi�kszych osi�gni�� intelektualnych. � Czy uwa�asz, �e tw�j bardzo bogaty �wiat pomo�e ci kiedykolwiek sta� si� cz�owiekiem wiedzy? � nieco sarkastycznie spyta� don Juan. Nie odpowiedzia�em, wi�c powt�rzy� pytanie, formu�uj�c je nieco inaczej, jak ja to zwykle robi�, kiedy my�l�, �e nie rozumie, o co mi chodzi. � Inaczej m�wi�c � powiedzia�, u�miechaj�c si� szeroko, oczywi�cie �wiadomy, �e rozpozna�em jego wybieg � czy twoja wolno�� i mo�liwo�ci pomagaj� ci sta� si� cz�owiekiem wiedzy? � Nie! � powiedzia�em stanowczo. � Wi�c dlaczego jest ci przykro z powodu tych dzieci? � zapyta� powa�nie. � Ka�de z nich mo�e zosta� cz�owiekiem wiedzy. Wszyscy ludzie wiedzy, kt�rych znam, byli takimi dzie�mi jak te, kt�re widzia�e�, wyjadaj�cymi resztki i li��cymi sto�y. Us�yszawszy argument don Juana, poczu�em si� nieswojo. Nie dlatego czu�em �al, �e te upo�ledzone dzieci nie mia�y do�� jedzenia, ale dlatego, �e wed�ug mnie ich �wiat je skaza� na intelektualny niedorozw�j. Jednak�e zdaniem don Juana ka�de z nich mog�o osi�gn�� to, co uwa�a�em za esencj� ludzkich dokona� intelektualnych, ten cel, jakim jest bycie cz�owiekiem wiedzy. Pow�d, dla kt�rego im wsp�czu�em, by� bezsensowny. Don Juan przygwo�dzi� mnie dok�adnie. � By� mo�e masz racj� � powiedzia�em. � Ale w jaki spos�b mo�na unikn�� pragnienia, naturalnego pragnienia niesienia pomocy wsp�braciom? � A my�lisz, �e jak mo�na im pom�c? � Przynosz�c im ulg� w cierpieniu. Przynajmniej mo�na pr�bowa� ich zmieni�. Ty sam to robisz, czy� nie? � Nie, nie robi�. Nie wiem, co m�g�bym zmieni� i dlaczego mia�bym to robi�? � A co ze mn�, don Juanie? Czy nie uczy�e� mnie po to, �ebym m�g� si� zmieni�? � Nie. Nie pr�buj� ci� zmienia�. By� mo�e pewnego dnia zostaniesz cz�owiekiem wiedzy � nie ma sposobu, �eby si� o tym przekona� � ale to ci� nie zmieni. Pewnego dnia by� mo�e b�dziesz w stanie widzie� ludzi inaczej, a wtedy zdasz sobie spraw�, �e nie ma sposobu, �eby cokolwiek w nich zmieni�. � Jaki jest ten inny spos�b widzenia ludzi, don Juanie? � Kiedy widzisz, ludzie wygl�daj� inaczej. Dymek pomo�e ci zobaczy� ludzi jako �wietliste w��kna. � �wietliste w��kna? � Tak. W��kna, takie jak bia�a ni� paj�cza. Bardzo delikatne nici, kt�re kr��� od g�owy do p�pka. Dlatego te� cz�owiek wygl�da jak jajko z�o�one z kr���cych w��kien. A jego r�ce i nogi s� jak �wietliste szczecinki, wystrzeliwuj�ce we wszystkich kierunkach. � Czy wszyscy wygl�daj� w ten spos�b? � Wszyscy. Poza tym ka�dy cz�owiek utrzymuje kontakt ze �wiatem zewn�trznym nie poprzez r�ce, ale poprzez wi�zk� d�ugich w��kien, wystrzeliwuj�cych ze �rodka brzucha. Te w��kna ��cz� cz�owieka z jego otoczeniem, utrzymuj� go w r�wnowadze, daj� mu stabilno��. Tak wi�c, co by� mo�e sam b�dziesz widzia� pewnego dnia, cz�owiek jest �wietlistym jajem, niezale�nie od tego, czy jest �ebrakiem, czy kr�lem i nie sposobu, �eby cokolwiek w nim zmieni�. Bo co by mo�na zmieni� w �wietlistym jaju? Co? Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej 2 Moja wizyta u don Juana rozpocz�a nowy cykl naszych spotka�. Bez k�opotu znowu, starym zwyczajem cieszy�em si� jego zdolno�ciami aktorskimi, poczuciem humoru i cierpliwo�ci�, jak� mia� do mnie. Wyra�nie czu�em, �e musz� cz�ciej go odwiedza�. Kiedy nie spotyka�em si� z don Juanem, doznawa�em poczucia wielkiej straty, a poza tym chcia�em z nim przedyskutowa� co� szczeg�lnego. Po uko�czeniu ksi��ki o jego naukach przejrza�em notatki, kt�rych nie wykorzysta�em. Odrzuci�em sporo danych, poniewa� k�ad�em nacisk na stany niezwyk�ej rzeczywisto�ci. Przegl�daj�c je ponownie, doszed�em do wniosku, �e wprawny czarownik m�g� wprowadzi� ucznia w najbardziej wyj�tkowe stany percepcji za pomoc� �manipulacji spo�ecznymi kodami". Moja teoria dotycz�ca natury owych manipulacji opiera�a si� na za�o�eniu, �e do wprowadzenia w pewne stany percepcji potrzebny by� przyw�dca. Jako specyficzny przyk�ad do�wiadczalny wybra�em spotkania czarownik�w przy pejotlu. Za�o�y�em, �e podczas tych spotka� czarownicy dochodzili do porozumienia co do natury rzeczywisto�ci bez wymiany s��w czy znak�w, ale przy u�yciu bardzo skomplikowanego kodu. Skonstruowa�em rozbudowany system wyja�niaj�cy kod i zwi�zane z nim regu�y. Odwiedzi�em don Juana, by zasi�gn�� jego rady i opinii o mojej pracy. 21 maja 1968 Podczas podr�y do don Juana nie wydarzy�o si� nic niezwyk�ego. Temperatura na pustyni wynosi�a prawie czterdzie�ci stopni, by�o raczej nieprzyjemnie. Upa� zel�a� p�nym popo�udniem, a kiedy wczesnym wieczorem dotar�em do jego domu, wia� lekki wietrzyk. Nie by�em bardzo zm�czony, usiedli�my wi�c w jego pokoju i zacz�li�my rozmawia�. Czu�em si� rozlu�niony i odpr�ony i tak min�o nam kilka godzin. Nie by�a to rozmowa, kt�r� chcia�bym zapisa�. Nie zamierza�em porusza� wa�kich temat�w ani dochodzi� do znacz�cych wniosk�w. Rozmawiali�my o pogodzie, zbiorach, o jego wnuku, o Indianach Yaqui i rz�dzie meksyka�skim. Powiedzia�em don Juanowi, �e bardzo lubi� wspania�e uczucie towarzysz�ce rozmowie w ciemno�ci. Odpar�, �e to stwierdzenie jest zgodne z moj� natur� gadu�y. Lubi� pogaw�dk� w ciemno�ci, poniewa� rozmawianie to jedyna rzecz, jak� potrafi� robi� o tej porze dnia. Zaprotestowa�em m�wi�c, �e podoba mi si� co� wi�cej ni� samo rozmawianie. Rozkoszuj� si� koj�cym ciep�em otaczaj�cej nas ciemno�ci. Zapyta� mnie, co robi� w domu, kiedy jest ciemno. Odpowiedzia�em, �e zawsze w��czam �wiat�o albo spaceruj� po o�wietlonych ulicach, a� do czasu, kiedy id� spa�. � Och! � powiedzia� z niedowierzaniem. � My�la�em, �e ju� nauczy�e� si� u�ywa� ciemno�ci. � A do czego mo�na jej u�ywa�? � zapyta�em. Odpar�, �e ciemno��, kt�r� nazwa� �ciemno�ci� dnia", jest najlepsz� por� do �widzenia". Podkre�li� s�owo �widzie�" szczeg�ln� modulacj� g�osu. Chcia�em wiedzie�, co chcia� przez to powiedzie�, ale stwierdzi�, �e jest zbyt p�no na zag��bianie si� w temat. 22 maja 1968 Kiedy tylko si� obudzi�em, bez �adnego wst�pu powiedzia�em don Juanowi, �e skonstruowa�em system obja�niaj�cy to, co dzia�o si� podczas spotka� z pejotlem � mitote. Si�gn��em po notatki i przeczyta�em mu wszystko, co wymy�li�em. S�ucha� cierpliwie, podczas gdy ja usi�owa�em wyja�ni� sw�j system. Powiedzia�em, �e uwa�ani, i� konieczny jest ukryty przyw�dca, kt�ry doprowadza uczestnik�w do porozumienia. Podkre�li�em, �e ludzie uczestnicz�cy w mitote pragn� do�wiadczy� obecno�ci Mescalito i nauczy� si� od niego w�a�ciwego sposobu �ycia. Ludzie ci nigdy nie zamieniaj� ze sob� ani s�owa, a nawet nie wykonuj� �adnego gestu, jednak�e zgadzaj� si� co do obecno�ci Mescalito i specyficznej lekcji, kt�r� im daje. Przynajmniej to w�a�nie by�o ich celem podczas mitote, w kt�rych uczestniczy�em. Przyznawali, �e Mescalito objawia� im si� indywidualnie i udziela� im lekcji. W oparciu o w�asne do�wiadczenie zauwa�y�em, �e sposoby indywidualnych wizyt Mescalito i jego kolejne lekcje s� uderzaj�co jednorodne, aczkolwiek ich przes�anie r�ni si� w zale�no�ci od osoby. Nie potrafi�em wyt�umaczy� owej sp�jno�ci inaczej ni� istnieniem subtelnego i z�o�onego systemu znak�w. Przeczytanie i wyja�nienie don Juanowi skonstruowanego przeze mnie systemu zaj�o mi prawie dwie godziny. Zako�czy�em przemow�, b�agaj�c go, aby opowiedzia� mi w�asnymi s�owami, na czym dok�adnie polega�o osi�ganie porozumienia. Kiedy sko�czy�em, zmarszczy� brwi. Pomy�la�em, �e moje wyja�nienia musz� stanowi� dla niego wyzwanie. Zdawa� si� pogr��ony w g��bokich rozmy�laniach. Po d�u�szym milczeniu spyta�em go, co s�dzi o mojej teorii. Pytanie to sprawi�o, �e jego niezadowolona mina zamieni�a si� najpierw w u�miech, a potem w gromki rechot. Spr�bowa�em r�wnie� si� roze�mia� i spyta�em nerwowo, co go tak rozbawi�o. � Jeste� szurni�ty! � wykrzykn��. � Po co kto� mia�by zawraca� sobie g�ow� szyfrowaniem podczas tak wa�nego wydarzenia jak mitote? Czy ty my�lisz, �e kto� m�g�by kpi� sobie z Mescalito? Przez chwil� my�la�em, �e si� wykr�ca, bo nie odpowiada� na moje pytanie. � Dlaczego kto� mia�by szyfrowa�? � spyta� z uporem don Juan. � By�e� na mitote. Powiniene� wiedzie�, �e nikt nie m�wi� ci, co masz odczuwa� ani co masz robi�, nikt z wyj�tkiem samego Mescalito. Upiera�em si� jednak, �e takie wyt�umaczenie jest nie do przyj�cia i jeszcze raz b�aga�em go, �eby mi powiedzia�, w jaki spos�b dochodzi si� do porozumienia. � Wiem, dlaczego przyszed�e� � powiedzia� don Juan tajemniczym tonem. � Nie mog� ci pom�c w twoich staraniach, poniewa� nie ma �adnego systemu tajemnych znak�w. � Ale w jaki spos�b ci wszyscy ludzie s� zgodni co do obecno�ci Mescalito? � Zgadzaj� si�, poniewa� widz� � powiedzia� don Juan dramatycznie, po czym doda� mimochodem: � Czemu nie p�jdziesz na jeszcze jedno mitote, aby samemu widzie�? Poczu�em, �e znalaz�em si� w pu�apce. Nie powiedzia�em nic, ale od�o�y�em notatki. Don Juan nie nalega�. Chwil� p�niej poprosi�, �ebym go podwi�z� do domu jednego z przyjaci�. Sp�dzili�my tam wi�kszo�� dnia. W trakcie rozmowy przyjaciel don Juana, John, spyta� mnie, co sta�o si� z moim zainteresowaniem pejotlem. John dostarczy� ga�ki pejotlu do mojego pierwszego do�wiadczenia, kt�re mia�o miejsce prawie osiem lat temu. Nie wiedzia�em, co mu odpowiedzie�. Don Juan przyszed� mi z pomoc� i poinformowa� Johna, �e idzie mi ca�kiem nie�le. W drodze powrotnej do domu don Juana poczu�em, �e musz� skomentowa� pytanie Johna. Powiedzia�em mi�dzy innymi, �e nie mam zamiaru uczy� si� niczego wi�cej o pejotlu, poniewa� wymaga to tego rodzaju odwagi, kt�rej nie posiadam. Kiedy m�wi�em, �e z tym ko�cz�, to nie �artowa�em. Don Juan u�miechn�� si� i nic nie powiedzia�. Gada�em przez ca�y czas, a� dotarli�my do domu. Usiedli�my przed drzwiami. Dzie� by� ciep�y i pogodny, ale wiatr wia� na tyle mocno, �e to p�ne popo�udnie sta�o si� ca�kiem przyjemne. � Dlaczego tak si� upierasz? � powiedzia� nagle don Juan. � Od ilu lat powtarzasz, �e nie chcesz si� wi�cej uczy�? � Od trzech. � Dlaczego w tym przypadku jeste� taki porywczy? � Czuj�, �e ci� zdradzam, don Juanie. Wydaje mi si�, �e w�a�nie dlatego zawsze o tym m�wi�. � Nie zdradzasz mnie. � Zawiod�em ci�. Uciek�em. Czuj�, �e jestem pokonany. � Robisz, co mo�esz. Poza tym, jeszcze nie jeste� pokonany. To, czego ci� musz� nauczy�, jest bardzo trudne. Dla mnie by�o to mo�e nawet trudniejsze ni� dla ciebie. � Ale ty wytrwa�e�, don Juanie. M�j przypadek jest inny. Ja zrezygnowa�em i przyjecha�em si� z tob� zobaczy� nie dlatego, �e pragn� si� uczy�, ale dlatego, �e chcia�em ci� prosi� o wyja�nienia potrzebne do mojej pracy. Don Juan przygl�da� mi si� przez chwil�, po czym spojrza� w dal. � Powiniene� pozwoli�, aby dym poprowadzi� ci� jeszcze raz � powiedzia� dobitnie. � Nie, don Juanie, nie mog� wi�cej u�ywa� twojego dymu. My�l�, �e si� wyczerpa�em. � Nawet nie zacz��e�. � Za bardzo si� boj�. � Wi�c si� boisz. Strach to nic nowego. Nie my�l o swoim strachu. Pomy�l o cudach widzenia! � Bardzo chcia�bym m�c my�le� o tych cudach, ale nie mog�. Kiedy my�l� o twoim dymie, czuj� jakby ciemno��, kt�ra mnie ogarnia. Tak jakby nie by�o ju� ludzi na ziemi, nikogo, do kogo mo�na by si� zwr�ci�. Tw�j dym ukaza� mi ostateczn� samotno��, don Juanie. � To nieprawda. We� mnie na przyk�ad. Dym jest moim sprzymierze�cem, ja nie czuj� takiej samotno�ci. � Lecz ty jeste� inny, pokona�e� sw�j strach. Don Juan poklepa� mnie delikatnie po ramieniu. � Ty si� nie boisz � powiedzia� �agodnie. W jego g�osie brzmia�o dziwne oskar�enie. � Czy k�ami�, m�wi�c o swoim strachu, don Juanie? � Nie obchodz� mnie k�amstwa � powiedzia� surowo. � Interesuj� si� czym innym. To nie z powodu strachu nie chcesz si� uczy�. Chodzi o co� innego. Gwa�townie nalega�em, �eby powiedzia� mi, co to jest. B�aga�em go, ale nic nie powiedzia�. Pokiwa� tylko g�ow�, jakby nie m�g� uwierzy�, �e nie wiem. Powiedzia�em mu, �e by� mo�e to inercja powstrzymywa�a mnie od uczenia si�. Chcia� pozna� znaczenie s�owa �inercja". Przeczyta�em mu ze s�ownika: �Tendencja materii do pozostawania w spoczynku, kiedy znajduje si� ona w spoczynku lub te� do poruszania si� w jednym kierunku, gdy znajduje si� ona w ruchu, a� do momentu zadzia�ania si�y zewn�trznej". � �A� do momentu zadzia�ania si�y zewn�trznej" � powt�rzy�. � To chyba najlepsze s�owo, jakie znalaz�e�. Powiedzia�em ci ju�, �e tylko wariat podj��by si� zadania zostania cz�owiekiem wiedzy z w�asnej woli. Cz�owieka zdrowego na umy�le trzeba oszuka�, aby go do tego nam�wi�. � Jestem pewien, �e wielu ludzi z ch�ci� podj�oby si� tego zadania � powiedzia�em. � Tak, ale tacy si� nie licz�. Zazwyczaj s� oni szurni�ci. S� jak tykwy, kt�re z zewn�trz wygl�daj� dobrze, ale gdyby� tylko je nacisn��, gdyby� tylko nape�ni� je wod�, zaraz zacz�yby przecieka�. Ju� raz, podst�pem, zmusi�em ci� do nauki, w taki sam spos�b, w jaki zmusi� mnie m�j dobroczy�ca. Inaczej nie nauczy�by� si� tyle, ile si� nauczy�e�. By� mo�e nadszed� czas, �eby ci� podej�� po raz drugi. Podst�p, o kt�rym m�wi�, by� jednym z najwa�niejszych punkt�w mojej nauki. Mia�o to miejsce kilka lat temu, ale w moim umy�le pozostawa�o tak �ywe, jakby w�a�nie dopiero co si� wydarzy�o. Stosuj�c mistrzowsk� manipulacj�, don Juan zmusi� mnie kiedy� do bezpo�redniej i przera�aj�cej konfrontacji z kobiet�, o kt�rej m�wiono, �e jest czarownic�. To starcie wywo�a�o jej niezwyk�� z�o��. Don Juan wykorzysta� m�j strach przed ni� jako motywacj� do kontynuacji nauki. Powiedzia� mi, �e musz� nauczy� si� wi�cej czar�w, aby ochroni� si� przed jej magicznymi atakami. Ko�cowe rezultaty tego podst�pu by�y tak przekonywaj�ce, �e poczu�em, �e je�li chc� utrzyma� si� przy �yciu, nie mam innego wyj�cia ni� nauczy� si� tyle, ile tylko mo�liwe. � Je�li masz zamiar znowu postraszy� mnie t� kobiet�, to po prostu wi�cej ju� nie wr�c� � powiedzia�em. �miech don Juana by� niezwykle radosny. � Nie martw si� � rzek� uspokajaj�co. � Sztuczki ze strachem ju� na ciebie nie podzia�aj�. Ju� si� nie boisz. Lecz je�li zajdzie taka konieczno��, mo�na ci� b�dzie podej�� wsz�dzie, gdziekolwiek by� nie by�, wcale nie musisz by� tutaj. Po�o�y� si� z d�o�mi z�o�onymi pod g�ow� i zasn��. Pracowa�em nad notatkami do czasu, kiedy si� przebudzi� kilka godzin p�niej. By�o prawie ciemno. Kiedy zauwa�y�, �e pisz�, usiad� prosto, u�miechn�� si� i spyta�, czy pisz�c, pozby�em si� problemu. 23 maja 1968 Rozmawiali�my o Oaxaca. Powiedzia�em don Juanowi, �e kiedy� przyjecha�em do miasta w dniu targowym, w kt�rym to mn�stwo Indian z ca�ego regionu zje�d�a si�, aby sprzedawa� jedzenie i r�nego rodzaju b�yskotki. Szczeg�lnie zainteresowa� mnie m�czyzna sprzedaj�cy lecznicze ro�liny. Mia� drewniany kramik, w kt�rym trzyma� sporo ma�ych s�oik�w wype�nionych suchymi pokruszonymi ro�linami. Sta� na �rodku ulicy, trzymaj�c w r�ku s�oik, i wykrzykiwa� bardzo dziwn� piosenk�: Mam tutaj leki na pch�y, muchy, komary i wszy. Tak�e dla �wi�, koni, k�z i kr�w. Mam leki na wszystkie ludzkie choroby. Na �wink�, odr�, reumatyzm i podagr�. Przynosz�, co potrzeba na serce, w�trob�, �o��dek i l�d�wie. Chod�cie tutaj, panie i panowie. Mam tutaj leki na pch�y, muchy, komary i wszy. S�ucha�em go przez d�u�szy czas. Jego piosenka sk�ada�a si� z d�ugiej listy ludzkich chor�b, na kt�re, jak twierdzi�, mia� lekarstwa. Nadawa� jej rytm, robi�c przerw� po ka�dych czterech elementach. Don Juan powiedzia�, �e on r�wnie� sprzedawa� zio�a na rynku w Oaxaca, kiedy by� m�ody. Przyzna� si�, �e ci�gle pami�ta swoj� reklamow� piosenk� i wykrzycza� j� dla mnie. Mikstury przygotowywa� jego przyjaciel Vicente. � Te mikstury by�y naprawd� dobre � powiedzia� don Juan.� M�j przyjaciel Vicente robi� doskona�e wyci�gi z ro�lin. Powiedzia�em don Juanowi, �e kiedy�, podczas jednej z