15052
Szczegóły |
Tytuł |
15052 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15052 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15052 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15052 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Erskine Caldwell
Dom na wzg�rzu
T�umaczy� KAZIMIERZ PIOTROWSKI
Ksi��ka i Wiedza � 1983
ISBN _ 83-05-lln4.8
Przedmowa
D�ugo pisywa�em powie�ci o Po�udniu, a� pewnego dnia u�wiadomi�em sobie, �e w gruncie rzeczy pisz� tylko o ludziach i sprawach ocenianych przeze mnie pozytywnie lub negatywnie ze wzgl�d�w literackiej natury. Oczywi�cie, ca�y czas wiedzia�em, �e odtwarzaj�c �w �wiat, znany mi od urodzenia, pomijam wa�ny epizod �ycia, ale by�a to rzecz smutna, tragiczna, jako� osobista, i d�ugo usi�owa�em oddali� my�l, �e przecie� wiem o tym. Uchyla�eny si� od napisania historii, kt�ra nazywa si� �Dom na wzg�rzu"
�Dom na wzg�rzu", podobnie jak �Tarapaty lipcowe", �This Very Earth" i inne cz�ci cyklu, jest jednym z odr�bnych fragment�w panoramy ludzkich los�w na tle spo�ecznej i ekonomicznej historii. Dzieje Po�udnia, jakie pisz�, by�yby niepe�ne i stronnicze bez tego w�a�nie obrazu. Chocia� wraz z czasami zmieniaj� si� nazwiska, sceneria i ludzkie post�pki, podstawowy temat pozosta� ten sam, jakim by�, kiedy ludzie po raz pierwszy podj�li pr�b� obalenia, dla zmiany na lepsze lub gorsze, okrzep�ego i umi�owanego modelu �ycia. Tutaj, na Po�udniu, jak zreszt� na ca�ym �wiecie, odwiecznym motywem jest b�l zadawany
ludzkiemu sercu, gdy przestarza�y. model �ycia przestaje � s�u�y� wsp�lnemu dobru i podejmuje ostatni�, rozpaczliw� pr�b� uchronienia si� przed nieuniknionymi atakami spo�ecznych i ekonomicznych zmian.
Opowiedzian� tu histori� ukszta�towa�y niezliczone wahania na szali �wiadomych i nie�wiadomych post�pk�w. Wiele z element�w powie�ci sprawia wra�enie, �e s� banalne i nik�e �drobne irytacje i po��dania ludzkie, kt�re mo�na by rozproszy� jednym s�owem lub spojrzeniem � w sumie jednak og�lny skutek tych ma�ych spraw jest tragiczny i przygn�biaj�cy.
Nic w tym dziwnego, �e niewinni cierpi� na r�wni z winowajcami i �e udr�ka niewinnych w �Domu na wzg�rzu", cho� nie jest sprawiedliw� pokut� za post�pki reszty, przynajmniej �agodzi wsp�lny jednym i drugim b�l wynik�y z zaciek�ego odwetu.
Niewiele zosta�o ludzi pokroju postaci z powie�ci ' �Dom na wzg�rzu", ci za�, kt�rzy prze�yli do dzi�, pewnie ju� si� pogodzili ze swoim losem.
�ycie to przer�ne sprawy wielu ludzi:, a ta szczeg�lna cz�� obszerniejszych dziej�w stanowi tylko fragment licznych aspekt�w rzeczywisto�ci. Niewielu z nas zgodzi�oby si� wr�ci� do czasu przesz�ego i �y� w spos�b opisany w �Domu na wzg�rzu", bo wiemy dzi�", �e taki tryb �ycia nie
rokuje �adnej nadziei i nie zawiera nawet obietnicy szcz�cia.
A jednak jest to nieod��czna cz�� ludzkiego dziedzictwa, korzenie za� wsp�czesno�ci, mimo �e ze wzgard� odnosimy si� do gruntu, z jakiego wyros�y, czerpi� swe soki z przesz�o�ci. Wobec czego nie da si� unikn��, jak s�dz�, by to, co ludzie robi� i m�wi�, by�o d�ugo jeszcze owocem tamtego drzewa.
1
Po�udniowy wietrzyk, omdlewaj�cy i wilgotny, w�drowa� z niziny, unosi� si� nad �wie�o zaoranymi polami na stoku wzg�rza i szele�ci� li��mi wielkich czerwonych d�b�w otaczaj�cych podstarza�y dom. Przysz�a ju� wiosna, dzie� chyli� si� ku zmierzchowi. Nocne ptaki cicho przesiedzia�y upalny dzie� na ga��ziach drzew i teraz podfruwa�y niespokojnie. Jak si� ju� obudzi�y, �wiergota� b�d� ha�a�liwie a� do �witu.
Na dole, jakie� p� mili od wzg�rza, b��kitna mgie�ka drzewnego dymu unosi�a si� cienk� warstw� nad k�p� sosen trawion� przyziemnym ogniem, kt�ry od dobrych kilku dni p�on�� uparcie, i bezkarnie. Od czasu do czasu bucha� nagle jasny, ��tawy p�omie�, kiedy pe�zaj�cy ogie� zapali� �ywic�, jaka si� zebra�a w naczyniu na drzewie.
W stron� morskiego brzegu na po�udniu rozci�ga�a si� nizina � p�aski, niemal bezludny obszar poros�y okrytymi mchem cyprysami, w�r�d kt�rych prze�wieca�y rozlewiska martwej przygrunto-wej wody i g�uche zielone moczary.
Na zach�d od ognia podgryzaj�cego drzewa ci�gn�� si� milami g�sty, ciemny sosnowy las niczym dywan zmarszczony na falistej ziemi, a na
wsch�d mulista ��ta rzeka wytrwale torowa�a sobie drog� -do morza. Na p�nocy obmywane potokami pag�rki z czerwonej gliny, wyszczerbione i poszarpane, rysowa�y si� zygzakiem na bladym niebie podg�rskiej okolicy.
Lucjana .us�ysza�a ci�kie st�panie bosych st�p na werandzie i kr�tko potem Marta, czarna jak smo�a i spasiona, stan�a przy jej fotelu.
� Co tam, Marto? � spyta�a nie podnosz�c wzroku.
Marta par� razy �a�o�nie westchn�a faluj�c pot�nym biustem i przest�puj�c z nogi na nog�. By�a to zacna dusza, kobieta �yczliwa a� do znudzenia i nader �atwo wzruszaj�ca si� do �ez. Jak na zawo�anie potoki �ez sp�ywaj� po jej l�ni�cych czarnych policzkach. Lat mia�a chyba pi��dziesi�t kilka i zd��y�a ju� �y� na wiar� z niejednym m�czyzn�. W tej chwili nie mia�a nikogo i nie bez dumy u�ala�a si�, �e przedwcze�nie zosta�a na lodzie.
� Czego chcesz, Marto? � spyta�a Lucjana. -Zirytowa�o j� milczenie Murzynk:.
� Pomy�la�am sobie, �e mo�e by chcia�a pani posiedzie� ze mn� chwilk� i troch� si� u�ali� nad sob�: Wygl�da na to, �e pani m�� zn�w nie wr�ci w por� do domu na kolacj�. � W dow�d wsp�czucia westchn�a �a�o�nie. � �, Bo�e, Bo�e m�j drogi! Mo�na powiedzie�, by�by ju� tutaj, gdyby 10
mia� zamiar w og�le dzi� wr�ci�, prawda, moja pani? '
Lucjana zamkn�a oczy i zacisn�a powieki, zanim zdoby�a si� na odpowied�. Gdy otwar�a oczy, zobaczy�a, jak wielkie cielsko Marty rytmicznie si� ko�ysze przy akompaniamencie g��bokich, �a�obnych j�k�w akcentuj�cych ka�dy ruch.
� Nie wiem � odpar�a Lucjana staraj�c si� opanowa� g�os. � Jeszcze jest wcze�nie, Marto.
� Nigdy nie jest za wcze�nie dla m�czyzny na powr�t do domu. � Marta zrobi�a pauz�. � Zw�aszcza dla �onatego.
Lucjana nie odpowiedzia�a. Marta zn�w g��boko westchn�a, �eby jej ubolewanie dotar�o.
� W kuchni ju� wszystko zrobione i chyba postawi� kolacj� panu na piecu, to za bardzo nie wystygnie, o ile drzewo si� nie wypali i o wiele pan wr�ci jeszcze dzi� wiecz�r. Po prostu nie wiem, jak sobie poradzi� z naszym panem.
Pod koniec s�owa Marty zacz�y si� alewa� w niewyra�ne, irytuj�ce mamrotanie.
� Zostaw panu kolacj� na piecu, Marto � spiesznie poleci�a Lucjana licz�c na to, �e jej ton da Marcie do zrozumienia, by ju� posz�a sobie i zostawi�a j� w spokoju.
Marta jednak ani drgn�a.
� Mo�esz ju� i�� � stanowczym tonem doda�a Lucjana.
Tak, prosz� pani � odpar�a nieco speszona
Marta.
Ale nie wysz�a. Lucjana spojrza�a na ni� ze zniecierpliwieniem. Marcie usta zacz�y dr�e�, jak zwykle gdy si� jej zbiera�o na p�acz. Przez kr�tk� chwil� kr�ci�a si� niespokojnie, po czym po obu jej czarnych policzkach pop�yn�y strumienie �ez.
� Prosz� pani, je�eli za ci�ko pani samej znie�� to wszystko, mo�e bym zosta�a jeszcze chwilk� i �e tak powiem dotrzyma�a pani towarzystwa. � Zawodzi�a, wcale ju� si� nie kr�puj�c. � Wiem, co to znaczy, jak m�czyzna gdzie� si� szwenda po nocy, cho� nie ma tam nic do szukania. To jest jakby si� w og�le nie mia�o m�czyzny, a nawet znacznie gorzej, bo si� ma, a faktycznie nie ma.
� J�kn�a p�aczliwie. � Ju� widz�, �e pan Grady nie wr�ci dzi� wiecz�r do domu, i nie ma sensu, �eby pani nie wiedzie� jak d�ugo czeka�a sama. Wi�c posiedz� z pani� i opowiem, jakie ^ci�kie �ycie sama mia�am z ch�opami � zn�w zako�czy�a niewyra�nym mamrotaniem.
� Dam sobie rad�, Marto � szorstko zapewni�a j� Lucjana. � Mo�esz i�� ju� do domu.
� Tak, prosz� pani � bez przekonania odpar�a
Marta.
Lucjana czeka�a, a� Marta wreszcie si� zabierze. Bardzo ju� chcia�a zosta� sama, Marta zn�w przest�pi�a z nogi na nog� i westchn�a ze wsp�czuciem. �zy dalej sp�ywa�y jej po policzkach. 12
� Prosz� pani � szepn�a szlochaj�c.
� No co?
� Jak si� pani zdaje, co pani m�� robi tyle czasu poza domem? Gdy wraca, to nigdy nic pani nie m�wi? Po mojemu, on ma romans z jak�� kobiet�, cho� to nie�adnie. Och, Bo�e m�j drogi! S�owo daj�, z m�czyznami cizasem strasznie trudno da� sobie rad�.
Przerwa�a, by rogiem fartucha otrze� policzki. �a�osne j�ki wstrz�sa�y jej cia�em.
� Musi pani otworzy� usta i powiedzie� panu, �e si� �le sprawuje. Gdybym mia�a m�czyzn�, co by unika� domu, tobym mu wygarn�a i nie pozwoli�a si� stawia�. Jest to jedyny spos�b na tym wielkim �wiecie, �eby nauczy� m�czyzn� przyzwoitego zachowania. Teraz wie pani nie gorzej ni� ja, �e nie ma najmniejszego sensu z takim trudem znale�� sobie m�czyzn�, je�eli nigdy nie u�wiadczysz go w domu. � G��boko westchn�a. � Nie masz na �wiecie lepszej rzeczy ni� dobry ch�op, kt�ry robi co trzeba w odpowiednim czasie i miejscu.
� Dosy�! � ofukn�a j� Lucjana. � Ani s�owa wi�cej, mam ju� do�� tej gadaniny, Marto!
� Tak jest, prosz� pani � �a�o�nie szepn�a Marta.
� Id��e ju� do domu.
� Dobrze, prosz� pani � odpar�a Marta ocieraj�c fartuchem oczy.
Po czym, ze �ci�ni�tym gard�em, zaszlocha�a-na po�egnanie. Ko�ysz�c si� w biodrach wysz�a przez werand� i podrepta�a do domu.
Z ulg�, �e Marta nareszcie posz�a, Lucjana zamkn�a zm�czone oczy i s�ucha�a �wiergotu, nocnych ptak�w. Wieczorny wietrzyk z niziny wzm�g� si� nieco i owiewa� rozpalone policzki Lucjany. Siedzia�a bez ruchu, poma�u ogarnia� j� � wiosenny zmierzch. Po chwili wsta�a i zacz�a nerwowo spacerowa� po werandzie. Nie wyobra�a�a sobie, by mog�a przyzwyczai� si� do cierpliwego czekania na powr�t Grady'ego do. domu. Mia�a , wra�enie, �e ca�e �ycie sp�dzi�a w g�uchej ciszy tego domu- podobnego do stodo�y, i przez tyle lat my�la�a tylko o jednym: gdzie jest Grady, co robi i kiedy wr�ci.
Us�ysza�a stukanie laski na werandzie. W drzwiach ukaza�a si� mama Elsie, matka Grady'ego, i pow��cz�c nogami przesz�a do fotela na biegunach. By�a to roz�o�ysta i ci�ka kobieta po siedemdziesi�tce. Na staro�� zrobi�a si� k��tliwa i jadowita. Grady by� jedynakiem. Mama Elsie wcale nie ukrywa�a, �e jest wrogo usposobiona do Lucjany.' Co gorzej, Lucjana wiedzia�a, �e przy ka�dej sposobno�ci stara po prostu ze sk�ry wy�azi, by zatru� jej �ycie. Min�� ju� prawie rok, jak wysz�a za Grady'ego, a mama Elsie wci�� traktowa�a j� jak kogo� obcego, jak nieproszonego go�cia. Lucjana usiad�a w fotelu.
14
Mama Elsie, zanim przem�wi�a, pohu�ta�a si� troch� w fotelu. W takich chwilach monotonne skrzypienie fotela zawsze wydawa�o si� Lucjanie nieuniknionym strojeniem p�aczliwego g�osu te�ciowej.
� Co� ty, moje dziecko, wyrabia�a, jak przysz�am tutaj? � apodyktycznym tonem spyta�a mama Elsie. � Dlaczego� tak si� kr�ci�a jak dziki zwierz w klatce?
� Czekam na Grady'ego, mamo � odpar�a Lucjana wystraszonym, dr��cym g�osem. � Mia�am nadziej�, �e wr�ci dzisiaj do domu.
� Bo�e lito�ciwy! �- powiedzia�a mama Elsie. � Nawet mi si� nie �ni�o, �e b�d� musia�a sp�dzi� ostatnie lata mego �ycia pod wsp�lnym dachem, w moim w�asnym domu, z osob�, kt�ra tak si� sprawuje. Ca�ymi dniami siedzisz tu osowia�a. Zawzi�a� si�, by zatru� �ycie mojemu synowi.
. � Nie, mamo! Ty nie rozumiesz!
� Co takiego? O nie, nie jestem idiotk�. Wiem, czego by� chcia�a. �eby Grady dniem i noc� le�a� jak pies u twoich st�p. Grady ma prawo robi�, co mu si� �ywnie podoba. Wr�ci do domu, jak przyjdzie na to pora. A ty robisz z�siebie idiotk�.. Bo�e lito�ciwy, oby nigdy nie da� si� zastraszy� i pod przymusem robi� rzeczy, na kt�re nie ma ochoty. By�by to wstyd i ha�ba, gdyby si� zgodzi� prowadzi� �ycie wedle twojego upodobania.
Lucjana zagryz�a wargi. Jeszcze raz zda�a sobie
spraw�, jak bezcelowa by�aby wszelka pr�ba obrony. Zamkn�a oczy w nadziei, �e milczenie mo�e cho� raz zniech�ci mam� Elsie do jeszcze jednej, niesko�czenie d�ugiej tyrady. Przenikliwy �wiergot nocnych ptak�w �agodzi� skrzypienie fotela, przynosi� ulg�.
Przez d�ug� chwil� nie pad�o ani jedno s�owo. Nagle skrzypienie usta�o.
� S�ysz� samoch�d � powiedzia�a mama Elsie. � To pewnie Grady.
Lucjana zerwa�a si� z fotela i podbieg�a do balustrady werandy. Drog� rzeczywi�cie nadje�d�a� samoch�d przes�oni�ty przez g�ste li�cie drzew.
Lucjana pochyli�a si� zaciskaj�c kurczowo d�onie
na balustradzie.
� A widzisz! � zaczepnym tonem odezwa�a si� mama Elsie, triumfalnie hu�taj�c si� w fotelu. � Powiedzia�am, �e Grady wr�ci do domu, jak przyjdzie na to pora. Mo�e zrozumiesz wreszcie, jak� idiotk� zrobi�a� z siebie. Na drugi raz spr�buj opanowa� si� i zachowa� z wi�ksz� godno�ci�. Lucjana dr��cymi palcami przyg�adzi�a sukienk� i poprawi�a w�osy. Samoch�d ju� skr�ca� przed dom.
� S�uchaj, �eby� mi tylko nie zapomnia�a si� przy Gradym � mama Elsie zn�w si� rozgada�a. � Nie zapominaj, kim jeste�. Pr�dzej bym wola�a w grobie si� znale��, ni� zobaczy� w�asnego syna obarczonego �on�, kt�ra zadr�cza go pytaniami, 16
gdzie by� i co robi� ka�dej chwili sp�dzonej poza domem. Bo�e lito�ciwy. Jak -nast�pnym razem nie b�dzie go par� dni, jiie r�b z siebie idiotki. Zawsze wr�ci, kiedy b�dzie mia� na to ochot�. Przys�uguj� mu pewne przywileje, ty nie masz prawa ich kwestionowa�. Najwidoczniej nikt ci� tego nie nauczy�.
� To Grady... tak, to on! � zawo�a�a podniecona Lucjana.
� Radz� dobrze s�ucha� tego, co ci k�ad� do uszu, m�oda damo. Bo p�ki tchu w mej piersi, b�d� czuwa�a, by Grady'emu nie zatruwa�a �ycia osoba, z kt�r� ca�kiem niepotrzebnie si� o�eni�.
Ci�ki samoch�d �coupe"" zatrzyma� si� przed poro�ni�tym winoro�l� portykiem domu. Kierowca tak gwa�townie nacisn�� hamulce, �e mocno szarpn�� wozem. B�ogo u�miechni�ty Grady sie-' dzia� przez chwil� za kierownic�. Po czym wolno, ostro�nie otwar� drzwi i postawi� nogi na ziemi. Wytarabani� si� z samochodu i niepewnym krokiem ruszy� w stron� schodk�w werandy. Od trzech dni si� nie goli�, czarna czupryna si� zmierzwi�a, koszula wy�azi�a mu ze spodni, krawat gdzie� si� zapodzia�. Buty oblepi�a zeschni�ta czerwona glina. Wygl�da�, jakby przez dobrych par� nocy nie spa�. A jednak regularne rysy jego twarzy zachowa�y ch�opi�cy wyraz. By� bardzo wysoki i szczup�y, cer� mia� ciemn�, niemal negroidal-n�.
Rozpromieniona Lucjana zbieg�a po schodkach by powita� m�a. Zobaczy� j�, pozna� � przystan��. Cofn�� si� par� krok�w, oszacowa� �on� spojrzeniem. Obserwowa� jej wdzi�czne dziewcz�ce ruchy, jakby zupe�nie zapomnia�, jak wygl�da. Przechyli� g�ow� i skin�� ni� z aprobat�.
� O, Grady! � zawo�a�a id�c do niego.
� St�j, nie ruszaj si�! � krzykn�� niespodzie-18
wanie g�o�no, niepewnymi r�kami daj�c znaki, by nie podchodzi�a do niego.
Lucjana przystan�a zdziwiona. Ale u�miecha�a si� z zachwytem w oczach.
� Tak si� ciesz�, Grady! � zapewni�a gor�co.
� Strasznie t�skni�am za tob�!
Odst�pi� na bok ^zmierzy� j� od st�p do g��w.
� Jestem taka szcz�liwa, �e� wr�ci�, Gra-
y.
� Pi�knie mnie powita�a�, Lucjano. Lepiej nie mo�na. Bardzo, bardzo stosowne powitanie.
� Wiesz, �e to szczere. Grady.
� Na pewno, Lucjano. Jasna rzecz.
Ilekro� wraca� po parodniowej nieobecno�ci, zawsze najpierw by� urzeczony jej widokiem, ale po kilku minutach Lucjana przestawa�a go interesowa�. Za ka�dym razem stara�a si� ukry� rozczarowanie i wierzy�a, �e to si� zmieni. Teraz zebra�o jej si� na p�acz, gdy zobaczy�a, jak u�miech znika z twarzy Grady'ego. Staraj�c si� ukry� �al podbieg�a do niego. Rozwar� ramiona, by przytuli� j� do siebie, ale straci� r�wnowag� i by�by upad�, gdyby go nie podtrzyma�a.
� Och, Grady, jeste� pijany � powiedzia�a ze smutkiem. .
Od razu spostrzeg�a si�, �e niepotrzebnie to powiedzia�a, ale ju� by�o za p�no.
�*-< To moja rzecz, jedna z wielu moich rzeczy"
� odpar� ordynarnym tonem patrz�c na ni� spode
�ba. Uwolni� si� z jej obj��. � Ja si� zajmuj� imi sprawami, a ty pilnuj swojego nosa. � Przepraszam za to, co powiedzia�am, Grad;
� kaja�a si� zrozpaczona Lucjana. � Nie chcia �am ci� obrazi�, to naprawd� niewa�ne!
Niezgrabnie schyli� si� do niej i musn�� ustam: jej policzek. Nigdy nie mog�a mu si� oprze�, gdi j� ca�owa� lub wzi�� w ramiona, a teraz czu�a je-szcze wi�ksz� ni� zwykle s�abo�� do niego. Wzi�, go za r�k� i mocno j� �cisn�a. � Nie masz do mnie pretensji, co? Ch�opi�cym u�miechem � zupe�nie j� rozbroi�. By�a szcz�liwa, �e go odzyska�a. Upi� si�, ale to ju� nie mia�o �adnego znaczenia.
� Wi�c jak to jest? � spyta�.
��� Ale� wcale si� nie gniewam � szybko odpar�a tul�c si� w jego ramionach.
� A to �wietnie � powiedzia� i brutalnie odepchn�� j� od siebie.
Wzi�a go za r�k�, chcia�a poprowadzi� do schodk�w werandy. Wyrwa� si� jej.
� Chod�my do domu, Grady � nalega�a. � Dam ci czyst� odzie�, -r B�agalnie patrzy�a mu w oczy. � Ogolisz si�, wejdziesz pod prysznic, a ja tymczasem przygotuj� wszystko dla ciebie. Czy to nie sprawi�oby ci przyjemno�ci, Grady? Prosz� ci�, Grady!
Trzepn�� j� w r�k�, �eby go pu�ci�a.
� O, co to, to nie, m�dralo! � zaprotestowa�
20
Dodniesionym g�osem wci�� op�dzaj�c si� r�k� od niej. � Wiem, czego by� chcia�a. Ale nie dam si� nabra�. Chcesz wci�gn�� mnie do domu i tam dopiero zrobi� piek�o za to, �e nie by�o mnie trzy dni i �e teraz wygl�dam jak... jak co? No, powiedz sama.
� Wiesz, �e to nieprawda, Grady! Nigdy tego nie robi�am. Nie gniewam si� � jestem zbyt szcz�-
iliwa, bym mog�a si� gniewa�. Prosz� ci�, nie m�w tak.
� B�d� m�wi�, co tylko mi si� spodoba, Lu-cjano.
� Jeste� niesprawiedliwy, Grady. Nigdy nie^by-�am wobec ciebie podst�pna.
� A jednak wol� by� ostro�ny � odsun�� j� na bok i poszed� w stron� werandy. � Zosta� tutaj.
Posz�a za nim.
�- Prosz� ci�, Grady, pozw�l mi wej�� do domu � prosi�a wyzbywszy si� wstydu. � Chc� by� z tob�. �
� Zamknij twarz i zr�b, co ci kaza�em �' od-Par� brutalnie. Odwr�ci� si� i spojrza� na ni� ze z�o�ci�. � Powiedzia�em ci raz i nie b�d� powtarza�.
Lucjana odwr�ci�a si� i wolno podesz�a do fotela, na kt�rym siedzia�a, kiedy przyjecha� Grady. Grady przechodz�c ko�o matki poklepa� j� po ramieniu. Odwr�ci�a g�ow� i z uznaniem odprowa-
dzi�a go wzrokiem, gdy szed� w stron� frontowyci drzwi.
Nie trac�c nadziei, �e serce Grady'emu zmi�k nie, Lucjana sz�a za nim do drzwi. Odwr�ci� si zobaczy� j�.
� Po raz ostatni m�wi� ci, by� mnie us�ucha�
� ostrzeg�.
Potkn�� si� na progu i wszed� do hallu.
� Lucjana! � podniesionym g�osem powiedzia' �a mama Elsie. � Chod� no tu!
Lucjana zawaha�a si�. �ycie by odda�a za to, b; Grady pozwoli� jej wej�� do swego pokoju. Nas�u chiwa�a, jak ci�ko st�pa� po schodach na g�r�.
� Chod� tutaj, zanim zrobisz z siebie jeszcze wi�ksz� idiotk� � ostrym tonem upomnia�a j� mama Elsie. � O, Bo�e lito�ciwy!
Lucjana odwr�ci�a si� i wolno podesz�a do fotela, na kt�rym siedzia�a, kiedy przyjechali Grady.
� Obym ju� nigdy w �yciu nie by�a �wiadkiem r�wnie odra�aj�cej sceny w tym dom� � zacz�a mama Elsie, mierz�c zimnym spojrzeniem Lucja-n�. � Je�eli nie masz tu nic innego do roboty, to przynajmniej naucz si� s�ucha� Grady'ego. W naszej rodzinie m�czy�ni zawsze byli panami domu. Mo�na si� spali� ze wstydu patrz�c, jak ty si� zachowujesz.
Lucjana, z oczami pe�nymi �ez, szlocha�a. Mama Elsie zn�w zacz�a si� hu�ta� na skrzypi�cym fo-22
ielu i beznami�tnym wzrokiem obserwowa�a sy-ow�.
� Pop�acz sobie do syta � powiedzia�a u�mie-:haj�c si� z zadowoleniem � a mo�e wyzb�dziesz ii� tej niewybaczalnej wady charakteru. Tak czy naczej, p�acz ci nie zaszkodzi. Przyjdzie dzie�, �e
auczysz si� s�ucha� Grady'ego i przestaniesz roi� takie okropne sceny. W rodzinie Dunbar�w obiety zawsze by�y pos�uszne. I ty te� b�dziesz.
� Ale� to nie ma sensu, mamo � bezradnie zaprotestowa�a Lucjana. � Nie obchodzi mnie, jak [inne kobiety kiedy� post�powa�y. Nie chc� by� traktowana, jak... jak... sama nie wiem co! To si� nie godzi... tak nie mo�na!
� O, Bo�e lito�ciwy! M�wisz od rzeczy. Taka jest tradycja rodziny Dunbar�w, moje dziecko. By�a� obc� osob�. Przez ma��e�stwo z Gradym we-sz�a� do naszej rodziny i musisz przystosowa� si� do zasad, wedle kt�rych �yjemy. Sama zreszt� jeste� sobie winna, �e� wysz�a za Grady'ego. A teraz musisz ponie�� konsekwencje.
� Ale Grady jest coraz gorszy, mamo. Potrzeb-ny mu jest kto�, kto by go pohamowa�.
� Kiedy uda�o ci si� podst�pnie wyj�� za mojego syna, czy liczy�a� na. to, �e go odmienisz? I dlatego wysz�a� za Grady'ego? �eby go przerobi� Wedle twojego wzoru m�czyzny? O, Bo�e lito�ciwy!
- Sk�d�e by znowu! Nic takiego nie przysz�o
mi do g�owy. A jednak liczy�am na to, �e Grac zmieni si�, jak si� pobierzemy. Us�ysza�a, �e matka Grady'ego chichocze. � Nigdy nie b�dzie inaczej, moje dziecko -j mama Elsie odezwa�a si� po chwili. � Oszcz�dzi �aby� sobie pr�nych �al�w, gdyby� ju� teraz pc godzi�a si� z tym faktem. Dosta�am nauczk�, ja wysz�am za ojca Grady'ego. By� ca�kiem taki san Nie da� si� zawojowa� kobiecie. Czterdzie�ci la �ycia kosztowa�o mnie pogodzenie si� z tym, �< tak musi by�. Przyjdzie dzie�, �e i ty zrozumiesz co zrozumia�y wszystkie �ony w naszej rodzinie Dunbar to Dunbar i nikt go nie odmieni.
� Ale Grady jest uparty jak kozio�, mamo. Nie chce s�ucha�, co si� m�wi do niego. A ty zawsze z nim trzymasz, cokolwiek powie lub zrobi. I dlatego tak trudno z nim sobie poradzi�.
� Bo�e lito�ciwy! U nas ostatnie s�owo zawsze
nale�a�o do m�czyzn i do niczego to niepodobne,
by ledwie kto� wszed� do naszej rodziny, od razu
si� bra� do krytyki i wydziwiania. Niepotrzebnej
nam s� rady intruz�w. Jeste�my rodzin� o �wiet-j
nym wprost nazwisku i je�eli masz zamiar zosta�]
w�r�d nas, musisz si� do nas upodobni�. M�wisz,
jak cudzoziemka nie maj�ca ani krzty szacunku]
dla naszych tradycji, ale czy mo�na si� spodziewa�
czego� wi�cej po osobie, co nie wiedzie� sk�d si� j
wzi�a i nie ma powi�za� z �adn� rodzin� znan�
mi cho�by ze s�yszenia. Wstyd bierze, jak si� wi-
24
m dzi r�nych okropnych ludzi, kt�rzy przyb��kali
si� tutaj i chcieliby, a�eby�my zni�yli si� do ich. poziomu. Absolutnie nic nie wiadomo o twej rodzinie. Sp�dzi�a tu zaledwie dziesi�� lat. O nie, ty nie masz najmniejszego prawa korzysta� z przywileju nale�enia do naszej rodziny. . � I wcale mi na tym nie zale�y!
� O, Bo�e lito�ciwy! Wiedzia�am, wiedzia�am, �e tak jest! B�g karze nas za chwil� s�abo�ci Grady'ego, a przecie� w�a�nie ty powinna� ponie�� kar� za to, �e� babskimi sztuczkami omota�a Gra-dy'ego. Gdyby �y� jego ojciec, toby wyp�aci� ci okup i oszcz�dzi� nam ha�by. Ilekro� m�j ch�opak jecha� do Atlanty lub Savannah, ba�am si�, �e z�apie go w sid�a osoba twojego pokroju, dziewczyna, kt�r� chcia� si� tylko pobawi� przez par� dni. Jak tylko zobaczy�am ci� pierwszy raz, wiedzia�am, �e wp�dzisz w nieszcz�cie nasz� rodzin�. Bo to jest g��wny cel twoich szata�skich machinacji.
� Nie rozumiem, co masz na my�li! O czym ty m�wisz?
� To jasne jak s�o�ce, �e zmierzasz do tego, by nazwisko Dunbar przesta�o istnie�..:
� Ale� to nie moja wina, mamo. Gdyby� zechcia�a...
� Potrafi� sama wyci�ga� wnioski, m�oda kobieto.
� Uwierz mi, prosz�, mamo. To w�a�nie Grady...
� Bo�e lito�ciwy! To �wiadomy fa�sz, sama
*.�
wiesz, �e to k�amstwo! � trz�s�a si� ze z�o�ci. � Co� podobnego! Chcesz na mojego syna zwali� win� za twoje w�asne Wady i twoje oszuka�stwo! Ani s�owa wi�cej na ten temat! To �mieszne � to s� wierutne brednie! Co� podobnego! Szkoda, �e Grady nie s�yszy, co wygadujesz � on by ci za-1 mkn�� usta!
� Ale gdyby tylko Grady...
� Sporo jeszcze m�sko�ci zosta�o w naszej r dziniev je�li do tego pijesz, m�oda damo � stwierdzi�a mama Elsie starannie moduluj�c g�os.
� I raczej prawdziwej kobiety brakuje teraz w tym domu. � Spojrza�a na Lucjan� z wynios�� min�. � Co za tupet!
Lucjana ukry�a twarz w d�oniach. P�aka�a. Ilekro� pr�bowa�a wyja�ni�, na czym polega ca�a bieda, mama Elsie nie chcia�a jej s�ucha�. Przez ca�� zim� i wiosn� te�ciowa bez przerwy jej przygadywa�a. Dosz�o do tego, �e Lucjana ba�a si� ka�dego z ni� spotkania. <
� To ci nic nie pomo�e � ch�odno o�wiadczy�a mama Elsie. � Oszcz�d� �ez, by� mog�a pos�u�y� si� nimi wobec m�czyzny. Kobieta za bardzo jest przyzwyczajona do �ez, by mia�a dla nich szacunek.
� W�a�nie Grady jest nieczu�y na �zy i siedzi' z za�o�onymi r�kami � powiedzia�a Lucjana roz-. paczliwie staraj�c si� przekona� mam� Elsie. � Musisz mi uwierzy�! t
26
� Bo�e lito�ciwy! Ani my�l� s�ucha�, co wygadujesz o moim synu, cho�by� udawa�a, �e jeste� jego �on�.
� Ale to prawda, czy^chcesz w to wierzy�, czy nie �� spokojnie powiedzia�a Lucjana.
� Nie uwierz� ani w jedno twoje s�owo, jak b�dziesz uporczywie opowiada�a takie rzeczy o moim synu � zako�czy�a mama Elsie wstaj�c z fotela i omijaj�c j� po drodze do drzwi. � Zawsze podejrzewa�am � doda�a � �e jeste� niepoczytalna i niegodna zaufania, a teraz mam na to ostateczny t�ow�d. Jeste� osob� bez czci i wiary, skoro w�asne braki zwalasz na biednego Gra-dy'ego. Jaka szkoda, �e da� ci si� z�apa� w szpony. Serce krwawi mi z �alu nad biednym ch�opcem. Niechaj B�g zlituje si� nade mn�.
Wysz�a zostawiaj�c Lucjan� p�acz�c� w ciemno�ci.
Lucjana bardzo d�ugo czeka�a na werandzie, zanim zdecydowa�a si� wr�ci� do domu. By�o ju� zupe�nie ciemno, wszystkie �wiat�a w domu wygas�y.
Po omacku przesz�a przez czarny mrok hallu i wbieg�a po schodach na pierwsze pi�tro. Przy- J stan�a, by nabra� tchu, i na palcach przesz�a obok drzwi do pokoju Grady'ego. Mia�a ochot� wtargn�� do jego pokoju i pa�� mu w ramiona, ale zacisn�a z�by i posz�a korytarzem w stron� swej sypialni ostro�nie st�paj�c, by nie zatrzeszcza�a pod�oga i Grady nie us�ysza�, �e wesz�a na g�r�. Kaza� jej zosta� na werandzie, a nic �atwiej nie wyprowadza�o go z r�wnowagi ni� jej lub czy-jekolwiek niepos�usze�stwo. Kiedy wpad� w furi�, zupe�nie traci� panowanie nad sob�, kl�� i m��ci� r�kami wszystko i ka�dego, kto mu si� nawin��. Czasem min�o dwa lub trzy dni, zanim wyczerpa� si� jego gniew. Lucjana szybko wesz�a do swej sypialni, by si� uczesa� i przebra�.
Rozbieraj�c si� nas�uchiwa�a licz�c na to, �e Grady da znak �ycia w wielkim pustym domu. Za ka�dym skrzypni�ciem butwiej�cych desek lub 28
szmerem osiadaj�cego ze staro�ci drzewa, czego pog�os s�ycha� by�o w ca�ym domu, Lucjana z zapartym tchem nadstawia�a uszu w nadziei, �e to Grady idzie korytarzem do jej pokoju. W pustej sypialni wci�� wraca�a my�l� do ostatnich trzech dni i nocy zastanawiaj�c si�, gdzie by� i co robi� tyle czasu. W�a�ciwie tnie mia�a poj�cia, z kim si� zadawa� w Maguffin, stolicy hrabstwa, do kt�rej by�o pi�tna�cie mil, ale wiedzia�a, �e wi�ksz� cz�� czasu sp�dza� w barze i domu gry prowadzonym przez Skeetera Wilhite'a. Wiadomo�� t� zawdzi�cza�a Benowi Baxterowi, ciotecznemu bratu Grady'ego, kt�ry praktykowa� jako adwokat w Maguffin i w zimie nieraz jej 'm�wi�, �e Grady przegrywa wi�cej pieni�dzy, ni� go na to sta�, i je�li nie b�dzie si� trzyma� z dala od Wilhite'a, katastrofa nied�ugo da czeka� na siebie. Grady nierzadko p�aci� w barze rachunki wynosz�ce sze��dziesi�t czy siedemdziesi�t dolar�w, bo stawia� kolejki wszystkim go�ciom, a zdarza�o mu si� w ci�gu jednej nocy przegra� par� setek. Czasem wygrywa� w ko�ci, wtedy jednak zwyk� by� stawia� ca�� wygran� na czerwon� kart� i w dzieci�ciu przypadkach na dziesi�� (sam Skeeter tasowa� karty) opuszcza� lokal sp�ukany-lub zad�u�ony po uszy.
Lucjana dosz�a do wniosku, �e nie ma sensu za ka�dym razem pyta� Grady'ego, gdzie by� i co ro-
bi�, bo ilekro� zapyta�a, wpada� w coraz wi�ksz; gniew i ordynarnie j� l�y�. A nawet jak by� w do brym humorze, co mu si� rzadko zdarza�o, odpc wiada� bez zaj�knienia w spos�b m�tny i wymija jacy � twierdzi�, �e prowadzi� w mie�cie wa�ns pertraktacje handlowe. Po dziesi�ciu miesi�cach ma��e�stwa na pami�� zna�a t� bajk�. Wiedzia�a r�wnie�, podobnie jak mama �lsie, �e niemal po. ka�dej takiej eskapadzie Grady musia� obci��y� farm� nowym d�ugiem hipotecznym, aby pokry� rachunki barowe i przegrane w lokalu Skeetera Wilhite'a.
Zosta�o im ju� niewiele ziemi. Kiedy� plantacji Dunbar�w obejmowa�a ponad pi�� tysi�cy akr�w na j�y�niejszych grunt�w w ca�ej okolicy. Dwu po koleniom przynosi�a sto tysi�cy rocznego dochodu � bogatych upraw bawe�ny na nizinie i z wyr�bu, dziewiczych las�w. Ojciec i dziadek Grady'egol nigdy nie musieli liczy� si� z kosztami zaspokaja-] nia wszelkich zachcianek, ale co by�o ich szcz�ciem, sta�o si� nieszcz�ciem dla niego. Odziedziczy� po nich rozrzutny tryb �ycia, a r�wnocze�nie przypad�y mu w spadku wyja�owione i skorodowane pola pod upraw� bawe�ny i przetrzebione lasy. Gdy sko�czy� dwadzie�cia lat, plantacja zamiast dochod�w przynosi�a straty, wobec czego rok po roku Grady zaci�ga� hipoteczne d�ugi, zdobywaj�c w ten spos�b pieni�dze na bie��ce wydatki. 30
Teraz, po. licznych wykluczeniach *, z wielkiej plantacji pozosta�o mu tylko dwie�cie akr�w.
Dwupi�trowa rezydencja, ze zmursza�ymi gontami i wypaczonymi deskami, kt�rymi oszalowano �ciany � w najlepszych czasach rodu Dunbar�w wspania�a budowla i s�ynny obiekt, podziwiany przez turyst�w � by�a dzi� w tak op�akanym stanie, �e bank w Maguffin wprost odmawia� udzie-enia nawet drobnej po�yczki z zabezpieczeniem na hipotece tej nieruchomo�ci. Dom tak ucierpia�
braku elementarnej konserwacji, �e kominy z ceg�y skruszy�y si� i osiad�y na dachu. Z tego powodu �adne towarzystwo ubezpieczeniowe nie chcia�o ubezpieczy� domu od ognia. P�nocne skrzyd�o zapad�o si� zupe�nie, gdy wykruszy�y si� fundamenty z ceg�y, a kiedy pada� deszcz, ca�ymi dniami woda ciek�a i kapa�a ze �cian i sufit�w. Znaczna cz�� dachu, wraz z krokwiami, zwali�a si� na drugie pi�tro, obecnie nie zamieszka�e. Za ka�dym razem, gdy Lucjana wspomnia�a o stanie, w jakim si� znalaz� dom, Grady wpada� w gniew i kwitowa� spraw� o�wiadczeniem, �e nie b�dzie" wyrzuca� pieni�dzy na reperacje, a poza tym dom, w obecnym stanie, akurat, nadaje si� do tego, by ona w nim mieszka�a.
* W�a�ciciel nieruchomo�ci, obci��onej d�ugiem hipotecznym, mo�e sp�acaj�c d�ug odzyska� pe�ne prawa do tej nieruchomo�ci, chyba �e wierzyciel dokona aktu wykluczenia.
Stoj�cy na toalecie niedu�y zegarek w sreb] nych ramkach � by� to jeden ze �lubnych prezen t�w od jej matki � wskazywa� godzin� dziesi�tl Grady jeszcze nie przyszed� do jej pokoju. �ucja na fetwar�a drzwi na korytarz i nas�uchiwa�a prze; chwil�. W domu panowa�a niczym nie zm�con^ cisza. Lucjana wr�ci�a i w�o�y�a now� sukienka Chcia�a, by Grady j� zobaczy�. Sukienk� przys�a�, jej matka. Postanowi�a w�o�y� j� dopiero, jal Grady wr�ci do domu.
Cichutko, na palcach, wesz�a w ciemny Tcory tarz. Mama Elsie spa�a. Marta posz�a na noc d< siebie, w ca�ym domu panowa�a g�ucha cisza. St� pajac po go�ych deskach korytarza, Lucjana nii mog�a op�dzi� si� wspomnieniom, kt�re opad�y j niczym z�e sny, o tylu samotnych nocach, kied; czeka�a na powr�t Grady'ego �ywi�c nadziej� . prosz�c Boga, by m��, jak wr�ci, przyszed� do jej pokoju. Ale wraca� pijany. W ca�ym domu s�ycha� by�o jego wrzaski i przekle�stwa, a� wreszcie wali� si� na ��ko i spa� do popo�udnia nast�pnego; dnia. Zdarza�o si� te�, jak dzi�, �e bez s�owa wchodzi� do swego pokoju i nie s�ycha� go by�o do rana.
Dosz�a do drzwi sypialni Grady'ego, nastawi�a uszu. W sypialni by�o cicho. Odrzuci�a w ty� w�osy, szybko przyg�adzi�a je obu r�kami i poprawi�a sukienk�. Przekr�ci�a ga�k� u drzwi. By�y zamkni�te na klucz. Gdy sz�a korytarzem, powtarza�a 32
sobie uporczywie, �e tym razem drzwi nie b�d� zamkni�te i �e wejdzie do �rodka, zanim Grady si� spostrze�e. Kiedy indziej rozp�aka�aby si� z �alu, dzi� jednak mocno postanowi�a opanowa� si� i nie ust�pi� tak �atwo. Dr��c na ca�ym ciele cicho zapuka�a do drzwi. Natychmiast w pokoju co� si� ruszy�o, ��ko lekko zaskrzypia�o i zn�w zapad�a g�ucha cisza. Czeka�a d�ugo z zapartym tchem, a� do b�lu. W ciemnym korytarzu panowa�a przera�aj�ca cisza. Lucjana wzdrygn�a si� ze strachu.
� Grady � szepn�a dr��cym g�osem.
Nie by�o odpowiedzi. Serce bi�o jej z podniecenia, dygota�a.
� To ja, Grady � powiedzia�a b�agalnym g�osem.
I znowu cisza. Zacisn�wszy kurczowo r�ce czeka�a, a� si� Grady odezwie.
� Prosz�, Grady � powiedzia�a jeszcze raz, nie mog�c ju� d�u�ej czeka�. G�os zabrzmia� natarczywie w jej uszach. � Chc� wej��, Grady. Wpu�� mnie, prosz� ci�.
Ledwie to powiedzia�a, w pokoju szurn�o, jakby kto� szybko odsun�� krzes�o. Zn�w przekr�ci�a ga�k�, ale zamek nie ust�pi�. Zacz�a zawzi�cie terkota� ga�k�.
Grady, prosz� ci�, nie pozwolisz mi przyj�� do ciebie? �� b�aga�a. �� Tak bardzo mi ciebie
brak! Tyle czasu ci� nie widzia�am i strasznie z tob� t�skni�am, Grady.
Us�ysza�a, jak Grady boso idzie przez pok�j Wiedzia�a, �e stan�� za drzwiami. By� tak blisko serce jak szalone t�uk�o jej si� w piersi.
� Och, Grady!
� Czego chcesz? � spyta� z irytacj�.
� Chc� ciebie, Grady! � zawo�a�a t�uk�c pi�-j ciami w drzwi. � Chc� by� przy tobie, Grady! Nic wi�cej � tylko by� z tob�!
�- Nie teraz. Odejd�.
� Prosz� ci�, nie b�d� taki okrutny! To ponad moje si�y! Gdyby� pozwoli� mi zosta� przy tobie cho� chwileczk�...
� Wracaj do swojej sypialni.
� Nie, Grady, musisz mnie wpu�ci�! � prosi�a. � Taka by�am samotna...
� Powiedzia�em, �eby� posz�a sobie, nie? � odpar� ze z�o�ci�.
Us�ysza�a, jak Grady odchodzi od drzwi. �wiadomo��, �e nie ma go ju� tak blisko, zupe�nie j� za�ama�a. Nie mog�a si� opanowa�, oczy zasz�y jej �zami. Nigdy jeszcze nie czu�a si� tak wzgardzona, by�a to udr�ka ponad jej si�y. Przez trzy d�ugie dni i noce czeka�a na niego, bez przerwy powtarzaj�c sobie, �e tym razem, jak wr�ci, b�dzie chcia� mie� j� przy sobie. Gdy nawiedza�y j� w�tpliwo�ci, gdy przypomina�a sobie, jak szydzi� 34
z niej i jak jej ur�ga�, wmawia�a sobie, �e od tej chwili ich po�ycie si� odmieni. To, co si� teraz sta�o, by�o udr�k� ponad wszelk� miar�.
Nie widzia�a najmniejszego powodu, dla kt�rego Grady mia�by jej unika�. By�a jeszcze pon�tna i m�oda. Nawet mama Elsie, cho� niech�tnie, przyzna�a, �e by�a nieprzeci�tnie �adna i �e pod tym wzgl�dem wyra�nie przynosi�a zaszczyt rodzinie. Ben Baxter powiedzia� jej, z w�a�ciw� sobie nie�mia�o�ci�, �e jest najcudniejsz� dziewczyn�, jak� w og�le widzia�, i �e woli si� wcale nie �eni�, je�liby mia� sp�dzi� �ycie z kobiet� nie dor�wnuj�c� Lucjanie. Ciemnow�osa, szczup�a, r�ce i nogi mia�a modne i kr�g�e, cer� smag��. Jej pe�ne, rozkwit�e usta by�y skore do u�miechu, a gdy na kogo� spojrza�a, �agodne br�zowe oczy o�ywia�y si� przyja�nie. Wiedzia�a, �e Grady swego czasu uwa�a� j� za pi�kn� i pon�tn� dziewczyn�, bo m�wi� jej to wiele razy, zanim si� pobrali. Musia�a mie� pewno��, �e jest przez kogo� po��dana, je�li mia�a �y� � inaczej wola�aby umrze�. Nade wszystko za� chcia�a, by m�czyzn�, kt�ry jej po��da, by� Grady, bo kocha�a go i by� przecie� jej m�em.
Zaciekle t�uk�a teraz pi�ciami w drzwi.
� Grady! Grady! � wo�a�a. �
Nagle ogarn�o j� przera�enie. Po raz pierwszy w �yciu przysz�o jej do g�owy, �e kto� jest u nie-
go w pokoju. Poj�cia nie mia�a, kto to m�g� by� jak si� tam dosta�, bo tego nie zauwa�y�a, al w tej chwili najwa�niejsze wyda�o jej si� spra\ dzenie, czy s�usznie go podejrzewa.
� Grady! Grady! � zawo�a�a jeszcze raz. Wpu�� mnie... otw�rz drzwi, Grady!
� Wyno� si�, do ci�kiej cholery! � krzykn� ze z�o�ci� gdzie� z g��bi pokoju. � Powiedzia�em: odczep si� i przesta� mnie molestowa�. Mam tego do��. v
� Musz� wej��, Grady � odpar�a stanowczym g�osem. � Natychmiast otw�rz drzwi. Powa�nie. Nie pozwol�, by� tak mnie traktowa�.
� Ile razy mam powtarza�, �eby� si� wynios�a,) do cholery! � krzykn��. � Przesta� b�bni� w drzwi i daj mi �wi�ty spok�j!
� Nie zrobisz mi tego, Grady. Nie mo�esz, naprawd�. Wpu�� mnie, Grady, prosz� ci�!
�- Je�eli nie przestaniesz, to wyjd� i ju� ja ci� uspokoj�. Jak ka�� ci co� zrobi�, potrafi� dopilnowa�, by� mnie us�ucha�a.
Lucjana, niezdecydowana, odst�pi�a od drzwi. Ba�a si� Grady'ego, bo wiedzia�a, �e jak wpadnie w pasj�, potrafi by� brutalny.
� Tam kto� jest u ciebie, Grady � powiedzia�a stanowczo. � Dobrze wiem. Kto to?
Dr��c czeka�a na odpowied�. Ju� nie bardzo chcia�a pozna� prawd�. Gdyby kto� rzeczywi�cie 36
by� u Grady'ego, musia�aby go rzuci�, a to wcale jej si� nie u�miecha�o.
Grady milcza�. Lucjana d�ugo czeka�a, wreszcie zn�w zacz�a p�aka�. Nie mog�a ju� zapanowa� nad sob�. �zy piek�y policzki i m�ci�y wzrok, ale rw�cy b�l ko�o serca zel�a�. Os�abiona, opar�a si�
0 �cian�.
� Jeste� tam jeszcze? � spyta� Grady.
� Tak � szybko odpar�a my�l�c, �e zmi�k�
1 zaraz otworzy drzwi.
� No to wyno� si�, jak ci kaza�em � powiedzia� opryskliwie.
Posz�a korytarzem do swej sypialni. Przesta�a p�aka�, ale wzrok mia�a zamglony i czu�a, �e zaraz zn�w si� rozbeczy. W sypialni przejrza�a si� w lustrze i szybko si� odwr�ci�a, gdy zobaczy�a, jak wygl�da. W�osy mia�a w nie�adzie, oczy si� zaczerwieni�y i podpuch�y, a sukienka, kt�r� w�o�y�a dla Grady'ego, tak �wie�a i zgrabna, wisia�a teraz na niej jak �cierka. Otwar�a szerokie drzwi, wysz�a pr�dko z sypialni na werand� i stan�a przy balustradzie. Sta�a, w ch�odnym mroku wpatrzona w noc. Po d�ugiej chwili dobieg�y z dala ciche d�wi�ki gitary. Lucjana szybko usiad�a, spojrza�a na drug� stron� podw�rza i zobaczy�a md�e �wiat�o lampy przeciekaj�ce przez drzwi jednej z cha�up, W kt�rych gnie�dzili si� Murzyni, jakie� sto jard�w �d domu. By�o tych cha�up osiem � jednoizb�-
wych, ciasnych, jednakowej wielko�ci, bli�nia^ czych. Zosta�y zbudowane z grubo ciosanych okr�glak�w uszczelnionych czerwon� glin�^ Wzni�s� je dziadek Grady'ego i umie�ci� w nich niewolnik�w. Teraz mieszkali w nich czarni: s�u�ba domowa i pracuj�cy na plantacji robotnicy. Stani tych cha�up by� nie mniej op�akany, jak stan wielkiej sk�adaj�cej si� z trzydziestu dw�ch pokoi J rezydencji w�a�ciciela plantacji. Nigdy nie mia�y okien, gdy bowiem zosta�y zbudowane, zamyka�o si� w nich niewolnik�w od zachodu do wschodu s�o�ca. Ale po obu stronach ka�dego domku by�y w �cianach szpary, przez kt�re przenika�o do �rodka troch� powietrza. Szpary te zatkano obecnie workami z guano. Palisad� z sosnowych pni, otaczaj�c� kiedy� cha�upy, usuni�to, ale poza tym w ci�gu stu lat w�a�ciwie nic si� tam nie zmieni�o.
Lucjana pochyli�a si� i opar�a r�kami na balustradzie werandy. D�wi�ki gitary sta�y si� jakby bli�sze i lepiej by�o je s�ycha�. Ciche brz�czenie strun falowa�o wok� Lucjany w balsamicznym powietrzu nocy nape�niaj�c jej uszy prymitywn� muzyk�. Po chwili us�ysza�a, �e kto� �piewa g�osem nabrzmia�ym skarg�. Wiele ju� razy s�ysza�a t� pie��, ale nie zwraca�a uwagi na jej s�owa. Teraz s�owa murzy�skiej pie�ni nabra�y dla niej sensu. Wyprostowa�a si� i s�ucha�a napr�ona.
38
Jak dobra dziewczyna wyjecha�a, To pod�a dziwka ch�opca jej zabra�a. .
Dreszcz przeszy� j� ostrym b�lem. Szydercze s�owa pie�ni by�y nie do zniesienia.
Lucjana zerwa�a si� i przebieg�a przez werand�. Ale przy drzwiach stan�a. Nie wiedzia�a, co pocz��. Chcia�a wej�� do domu, nak�oni� Grady'ego, by wpu�ci� j� do pokoju, i na w�asne oczy przekona� si�, czy s�usznie go podejrzewa�a. Po chwili jednak dosz�a do wniosku, �e na nic by si� to nie zda�o. Grady nie wpu�ci jej, nawet je�li jest sam, bo go rozgniewa�a. Wiedzia�a z do�wiadczenia, �e przez par� dni b�dzie si� zn�ca� nad ni�. Twarz p�on�a mu wtedy pos�pnym gniewem i z zawzi�tym uporem nie odzywa� si� do niej, p�ki ni 2 zapomnia� urazy. Zawsze by� taki, ale z wiekiem napady z�ego humoru trwa�y coraz d�u�ej. Teraz niemal bez przerwy by� w ponurym nastroju. Podobnie jak jego matce, coraz cz�ciej sprawia�o nui przyjemno��, gdy �le si� obchodzi� z otoczeniem, wy�adowywa� na nim humory i z premedytacj� rani� cudze serca.
Wr�ci�a do balustrady. Sta�a w mroku i patrzy�a na drug� stron� wysypanego bia�ym piaskiem podw�rza. W polu, z odleg�o�ci p� mili, mruga�o �wiat�o w domu nadzorcy. Nazywa� si� Will Harri-son. Dalej, na drugim brzegu rzeki, migota�y liczne "lad� �wiate�ka niczym gwiazdy w�r�d jasnej no-
cy. Zdawa� si� mog�o, �e wsz�dzie wok� LucjanJ w domu Dunbar�w i domu dzier�awcy, a nawet I murzy�skich cha�upach ludzie s� szcz�liwi i za dowoleni. Ogarn�o j� tym wi�ksze zniech�ceni i tym bole�niejszy> �al. Wietrzyk zn�w przyni�s� d�wi�ki gitary. Tak smutno jest i �le mi wsz�dzie, O, Bo�e, Bo�e, co ze mn� b�dzie... Siad�a gwa�townie i nadstawi�a uszu urzeczon, piosenk� �piewan� przy wt�rze gitary. Proste s�o wa murzy�skiej skargi przypomnia�y jej d�ugi noce, kiedy czeka�a na powr�t Grady'ego staraj�i si� by� cierpliw� i wyrozumia��, a jednak nii mog�a poj��, dlaczego Grady jej unika. I ka�de nocy czeka�a, �e przyjdzie do niej, a kiedy spotyka� j� zaw�d, sz�a do jego pokoju. Czasem, jak dzisiaj, zamyka� si� na klucz, kiedy indziej czeka�a w jego-pustym pokoju. Ile� bezsennych nocy sp�dzi�a, le��c na jego ��ku a� do �witu! Nie wraca�. Sz�a do swego pokoju i d�ugo p�aka�a, a� wreszcie morzy� j� sen. Wychodz�c za Grady'ego nie przeczuwa�a, jaki los j� spotka. Niemal rok min�� ju� od �lubu i w �aden spos�b nie mog�a zrozumie�, ki diabe� kusi� Grady'ego do takiego pomiatania ni�. Im wi�cej o tym my�la�a, tym niepewniej si� czu�a. Wszystko wskazywa�o na to, �e gdyby uciek�a z domu, Grady nawet palcem by nie ruszy�, �eby j� �ci�gn�� z powrotem. Zacz�a nawet po-40
dejrzewa�, �e on i jego matka w�a�nie na to czekaj�. Gdyby go nie kocha�a, i to z ca�ego serca, dawno ju� zesz�aby niu z drogi.
By�a to zreszt� tylko jedna z wielu rzeczy, kt�rych nie mog�a poj��. Dlaczego, na przyk�ad, Grady nie mia� zamiaru praktykowa� jako adwokat, skoro sko�czy� prawo, a miesi�c przed �lubem zda� stanowy egzamin adwokacki? Kiedy spyta�a mam� Elsie, czemu nie chcia� wykonywa� zawodu, odpowiadaj�cego zdobytym kwalifikacjom, te�ciowa z wynios�� min� odpar�a, �e �aden Dunbar nie musia� prac� zarabia� na �ycie, a wykszta�cenie by�o im potrzebne tylko dla poszerzenia horyzont�w i dla osobistej satysfakcji. Potem Lucjana pr�bowa�a nak�oni� Grady'ego, by si� czym� zaj��, i t�umaczy�a mu, �e zmarnuje �ycie, je�li ulegnie filozofii mamy Elsie. Grady nie chcia� s�ucha�. W ko�cu ust�pi�a, gdy przekona�a si�, �e nie spos�b przebi� skorup� jego oboj�tno�ci.
G�os dziewczyny zabrzmia� skarg� na wysokiej nucie.
Niech jeszcze raz to powie mi, B�dzie mnie mia� do ko�ca mych dni...
Gitara wt�rowa�a s�owom coraz �ywiej pulsuj�cym rytmem, natr�tnym i niepokoj�cym. Wydawa�o si�, �e to si� nigdy nie sko�czy. Tak by�o co wiecz�r. Murzyni siedzieli na krzes�ach przed
uszach urzy Ukry�a twarz w
Grady spa� ca�e rano w zamkni�tym na klucz pokoju i nie wsta� nawet, gdy Marta przynios�a mu na tacy obiad i b�aga�a, by chocia� napi� si� gor�cej kawy. Nakryta bia�� serwetk� taca sta�a jeszcze nie tkni�ta przed drzwiami sypialni Gra-dy'ego, kiedy o czwartej przyjecha� Ben Baxter i zatrzyma� samoch�d przed domem. By� gor�cy, bezchmurny dzie�, ale po po�udniu od brzegu morza powia� wietrzyk. Lucjana zesz�a na werand� i usiad�a, by odetchn�� rze�kim powietrzem. Murzyn ora� zbocze wzg�rza mu�ami, a pole po�o�one wy�ej bronowa�y dwa traktory, warkocz�c monotonnie przez ca�y dzie�. Ha�as motor�w nie przeszkadza� mamie Elsie, kt�ra jak zwykle po po�udniu drzema�a w p�nocnym skrzydle domu.
Ben wysiad� z samochodu i energicznie pokiwa� r�k� Lucjanie. Gdy go ujrza�a, serce zabi�o jej ttiocno. Wzd�u� muru z ceg�y szed� w stron� werandy. Nie spuszcza�a oczu z wysmuk�ej sylwetki Bena i czu�a, jak podniecenie wzbiera w jej piersi. Ben mia� trzydzie�ci par� lat, by� w wieku Gra-dy'ego, o dziesi�� lat starszy od niej. Z wygl�du b wykapanym Dunbarem � rzecz naturalna, bo
43
jego matka by�a siostr� ojca Grady'eg� � ale n tym si� ko�czy�o rodzinne podobie�stwo. Prawd! m�wi�c by� tak niepodobny do Dunbar�w, �l cz�sto nazywano go parszyw� owc� rodziny. �aj godnego usposobienia, delikatny, zupe�nie pozbawiony egoizmu. Lucjana polubi�a go od pierwszegcj wejrzenia i zawsze czu�a si� w jego obecno�ci nie-j por�wnanie swobodniejsza ni� przy Gradym.
Gdy doszed� do schodk�w, wsta�a i serdeczniej si� do niego u�miechn�a. Ben przystan��, przez| chwil� bacznie jej si� przygl�da�, po czym wbieg� po schodkach na werand�. Wyci�gn�a do niego r�k�. D�ugo trzyma� j� mocno w d�oniach, zanim odezwali si� do siebie. Spojrza�a mu w oczy. Nagle pewna my�l za�wita�a jej w g�owie i przez chwil� nie dawa�a spokoju. Zastanawia�a si�, za kogo by wysz�a, Grady'ego-czy Bena, gdyby obu pozna�a r�wnocze�nie.
� Jak si� masz, Lucjana? � spyta� Ben �ciszonym, jak zwykle, g�osem. � Wygl�dasz cudownie.
� Och, Ben, strasznie si� ciesz�, �e zn�w ci� widz�! � szybko powiedzia�a spuszczaj�c wzrok, by nie wyczyta� nic w jej oczach.
� Chyba nie we�miesz mi za z�e, �e si� zjawi�em nie proszony? � zapyta� nieco zmieszany.
� Ani mi to w g�owie � zapewni�a zerkaj�c na niego. �� Sam dobrze wiesz, Ben.
44
Wreszcie pu�ci� jej r�k� i usiad� na balustradzie. Lucjana usiad�a na krze�le naprzeciw Bena patrz�c, jak wyjmuje z kieszeni paczk� papieros�w. Pocz�stowa� j�, potrz�sn�a g�ow�. Przez chwil� pali� w milczeniu.
Swego czasu wszyscy w hrabstwie m�wili kiwaj�c g�owami, �e Ben Baxter zapowiada si� na drugiego Grady'ega.Dunbara. Ben w�wczas prowadzi� si� nie mniej lekkomy�lnie i swobodnie ni� Grady, szasta� pieni�dzmi i trwoni� odziedziczony maj�tek z idealn� beztrosk�. Matka pozwala�a mu na zaspokajanie wszelkich zachcianek, nawet najbardziej kosztownych, a po jej �mierci w ci�gu paru miesi�cy przepu�ci� reszt� maj�tku. A� pewnego ranka obudzi� si� w bosto�skim hotelu �sp�ukany, g�odny i bez jednej �yczliwej duszy, kt�ra by chcia�a go wesprze�. Brakowa�o mu roku do uko�czenia studi�w w Harvardzie. Nie wr�ci� jednak na �askawy chleb u krewnych, jak si� tego wszyscy w Maguffin spodziewali, lecz znalaz� sobie prac� i zarobi� na uko�czenie studi�w. Nie przyjecha� do domu nawet na letnie wakacje � Przepracowa� je w Bostonie. Dopiero w trzy lata p�niej pokaza� si� w Maguffin z dyplomem uko�czonego prawa w kieszeni i przyj�� posad� urz�dnika w adwokackiej kancelarii za dwadzie�cia dolar�w tygodniowo. Dwa lata pracowa� w tej kancelarii i przez ca�y ten czas chyba nikt w
Maguffin nie wierzy�, �e Ben wytrwa na dobra drodze. W�a�ciwie wszyscy spokojnie czekali na chwil�, gdy Ben zn�w zacznie hula�, id�c utartym �ladem Dunbar�w i Baxter�w. Sta�o si� inaczej Ben zrezygnowa� z posady i sam otworzy� adwokack� kancelari�. Jako pierwszy klient zjawi� si� s�dzia Lovejoy, czo�owy dzia�acz polityczny hrabstwa, na kt�rym silna wola Bena zrobi�a tak wielkie wra�enie, �e roztoczy� przed nim widoki pop�atnej kariery politycznej, je�li zobowi��e si� do I uleg�o�ci. Ben z miejsca odrzuci� propozycj� s�dziego i o�wiadczy�, �e woli pozosta� niezale�-j nym cz�owiekiem. S�ono za to zap�aci�. S�dzia, Lovejoy wyszed� z kancelarii srodze wzburzony, po czym Ben niewielu mia� klient�w. Z czasem jednak sta�o si� rzecz� powszechnie znan� w�r�d bia�ej biedoty i Murzyn�w, kt�rym za d�ugi zaj�to dobytek, �e w ca�ym hrabstwie najskuteczniejsz� i najta�sz� porad� prawn� mo�na uzyska� u Bena Baxtera.
Ben wsta� i usiad� na krze�le obok Lucjany.
� Nie pokazujesz si� ostatnio w mie�cie. Doma- I torka si� z ciebie zrobi�a � powiedzia�.
� Mnie te� tak si� zdaje. Ale jako� nie mam I ochoty ruszy� si� z domu.
� To ci nie wyjdzie na dobre, Lucjano. Nie powinna�, siedzie� tu sama i ca�ymi tygodniami nie J widzie� ludzi.
46
� Mam tutaj Grady'ego i mam� Elsie, nie jestem ^sama � szybko odpar�a.
Ben z powag� skin�� g�ow�. Zauwa�y�a, �e przygl�da si� jej ze skupion� min�. By�a ciekawa, co go nurtuje w g��bi duszy. Odwr�ci�a g�ow�, by nie dostrzeg� w jej oczach nie daj�cego si� ukry� smutku. Ben zorientowa� si�, o co chodzi, i spojrza� na rozci�gaj�c� si� nad rzek� nizin� u st�p wzg�rza.
� Grady wi�cej czasu sp�dza w Maguffin ni� w domu � powiedzia�. � A nawet jak jest tutaj, te� go tu nie ma, prawda, Lucjano?
Od razu zrozumia�a, do czego Ben pije. Nie by�o to pytanie, na kt�re mia�aby odpowiedzie�. Ben stwierdzi� tylko, jak jest naprawd�. Odwr�ci�a si� do niego i dzielnie si� u�miechn�a, ale niewiele to pomog�o, bo zda�a sobie spraw�, �e nie potrafi ukry� przed nim swego zmartwienia.
� Domy�lam si�, �e wiesz, co si� z nami dzieje � powiedzia�a i westchn�a. Nie ma sensu, bym Pfzed tob� ukrywa�a.
� Wiem, �e jeste� strasznie nieszcz�liwa � powiedzia� z przej�ciem.
Popatrzy�a na swoje r�ce z�o�one na kolanach.
� Czy Grady wr�ci� wczoraj wiecz�r? Skin�a g�ow�.
� I gdzie jest teraz?
*
A n
� Nie wiem.
� W swej sypialni na g�rze?
� Chyba.
� M�wi�a� z nim, jak wr�ci�? Czy co� ci powiej dzia�?
� O co ci chodzi?
� Czy m�wi� o nowych k�opotach... O tym, cc mu si� ostatnio przytrafi�o?
Potrz�sn�a g�ow�.
� Zupe�nie si� nie wyznaj� na jego sprawach. W�a�ciwie nigdy mi nie m�wi, co robi.
� Tak mi si� te� zdawa�o � powiedzia� z powag�-
Opar� nogi na balustradzie i zamy�lony patrzy�
na sosnowe lasy na wzg�rzach po drugiej stronie
rzeki. Lucjana czeka�a zastanawiaj�c si�, co by�o
powodem dziwnych pyta� Bena. Wiedzia�a, �e co�
go powa�nie zmartwi�o.
-� Lucjana... � powiedzia� wreszcie unikaj�c jej wzroku.
� Co powiesz, Ben? � spyta�a nerwowo. Opu�ci� nogi na pod�og�, pochyli� si� naprz�d,
opar� �okciami o kolana. Wci�� unika� jej wzroku.
� Obawiam si�, �e trzeba si� liczy� z pewnymi... nieprzyjemno�ciami � zacz��. � Uwa�am, �e� powinna o tym wiedzie�. Po to tutaj przyjecha�em. Chcia�em si� upewni�, czy wiesz, na co si� zanosi.
48
� O czym ty m�wisz, Ben?
� B�d� k�opoty, Lucjano.
� Jakie? � spyta�a wyl�kniona. � O co chodzi?
� Tym razem sprawa jest bardziej nieprzyjemna, bo zamiast zwyk�ej porcji k�opot�w s� dwie.
� Znowu gra� i przer�n�� mn�stwo pieni�dzy?
� Dwa i p� tysi�ca dolar�w, Lucjano.' To wielki pieni�dz. On nie da ju� rady zebra� tyle forsy.
� M�g�by zaci�gn�� po�yczk� w banku � odpar�a z nut� nadziei.
� Nie. Bank Grady'emu nie da po�yczki. Ani nikt inny.
� Wi�c co zrobi? Jaka jest rada?
� Nie wiem. Ja bym mu po�yczy�, ze wzgl�du na ciebie, Lucjano, ale nie mam tyle pieni�dzy. Niestety, tym razem nie mog� mu pom�c. Resz