15023
Szczegóły |
Tytuł |
15023 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15023 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15023 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15023 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BARBARA CARTLAND
POSKROMIENIE TYGRYSICY
Tytu� orygina�u
THE TAMING OF A TIGRESS
OD AUTORKI
Za�o�ycielem cyrku w pobli�u Westminster Bridge by� Astley. Z up�ywem czasu
budowl� przekszta�cono w amfiteatr o czterech kondygnacjach, ze scen� oraz aren� cyrkow�.
By� to istny �smy cud �wiata. Przez niemal sto lat wystawiano tam niezwykle interesuj�ce
sztuki wsp�czesne oraz dramaty klasyczne.
Klejnoty Dalekiego Wschodu s� doprawdy bajeczne. Ich liczba i uroda stanowi kanw�
legend. Wielu maharad��w i ksi���t ma w�asne kopalnie drogocennych kamieni.
Maharad�a Hajdarabadu, uwa�any za najbogatszego cz�owieka �wiata, dysponuje
w�asn� kopalni� diament�w, kt�r� mia�am okazj� obejrze� podczas zwiedzania miasta. Z tej
w�a�nie kopalni pochodzi najwi�kszy diament �wiata, kamie� rozmiar�w kurzego jaja. Koh-i-
Noor znajduje si� teraz w�r�d brytyjskich klejnot�w koronnych.
Niewiele mniej imponuj�ce od hajdarabadzkich s� bogactwa maharad�y Badodary.
Ulubiony ogier w�adcy mia� uprz�� wysadzan� szmaragdami.
Maharad�a miasta Kapasan nosi� na turbanie brosz� z trzema tysi�cami diament�w i
pere�; maharad�a Patijali przystraja� si� w pi�� naszyjnik�w z diament�w i szmaragd�w oraz
w pas diamentowy, jego szarf� przytrzymywa�a spinka ze szmaragdem o �rednicy dziesi�ciu
centymetr�w.
Dzieci w�adc�w gra�y w kulki szmaragdami wielko�ci oczu pantery, a per�y rozrzuca�y
jak konfetti.
Pewien hinduski ksi��� nalega�, by jego �ona nosi�a pas cnoty. Zgodzi�a si�, postawi�a
jednak warunek, �e b�dzie diamentowy!
ROZDZIA� 1
Rok 1826
Mam rozumie�, �e mi pani odmawia? - W g�osie ksi�cia Wrexhama brzmia�o
kra�cowe niedowierzanie. Podobna mo�liwo�� nie mie�ci�a mu si� w g�owie.
- Przykro mi, je�li pana nieprzyjemnie zaskoczy�am - rzek�a Malvina Maulton - ale
moja odpowied� stanowczo brzmi: nie!
Ksi��� d�ugo patrzy� na dziewczyn� w milczeniu.
- C� - odezwa� si� wreszcie - uda�o si� pani zrobi� ze mnie ostatniego durnia!
Malvina nie odpowiedzia�a.
M�czyzna podszed� do okna i nie widz�cym wzrokiem zapatrzy� si� na ogr�d.
- Wszyscy moi przyjaciele byli zupe�nie pewni, �e przyjmie pani o�wiadczyny -
powiedzia� cicho, prawie do siebie.
- Ma pan na my�li tych niedowarzonych m�odzik�w, kt�rzy przesiaduj� u White'a, pij�
za du�o bordeaux i nie znaj� lepszego zaj�cia ni� robienie bezsensownych zak�ad�w? -
spyta�a Malvina pogardliwie. - Zapewne by� pan ich najwi�kszym faworytem.
- By�em! - rzek� ksi��� gorzko. - Po tym jak Waddington dosta� czarn� polewk�, nie
mieli w�tpliwo�ci, �e czeka pani na ksi�cia.
- Mylili si�, jak pan widzi. Mo�e im pan poradzi�, by spr�bowali zrobi� z pieni�dzy
lepszy u�ytek, zamiast traci� je w zak�adach o to, za kogo wyjd� za m��! - Z tymi s�owami
Malvina opu�ci�a salon, g�o�no trzaskaj�c drzwiami.
Po szerokich pi�knych schodach ruszy�a na g�r�, do sypialni.
Sytuacja zaczyna�a si� stawa� trudna do zniesienia. Najwyra�niej m�ska cz��
londy�skiej arystokracji nie mia�a ciekawszego zaj�cia ni� spekulacje na temat, komu ona,
Malvina, odda r�k�.
Wszystko przez to, �e by�a bogat� parti�.
Jaki� czas sz�a d�ugim korytarzem, a� w ko�cu otworzy�a drzwi do buduaru.
Wiedzia�a, �e zastanie babk� odpoczywaj�c� po obiedzie.
- Wdowa po hrabim Daresbury siedzia�a na sofie pod oknem. Nogi mia�a otulone
przecudnie haftowanym chi�skim szalem.
Us�yszawszy wchodz�c� wnuczk�, podnios�a wzrok i powita�a j� u�miechem.
- I jak�e tam? - spyta�a. - Mog� ci pogratulowa�?
- Oczywi�cie, �e nie! Oznajmi�am ksi�ciu, i� nie jestem zainteresowana jego tytu�em.
Teraz chyba nareszcie zabierze si� z powrotem do Londynu.
Hrabina krzykn�a z cicha.
- Odm�wi�a� mu? Malvino, jeste� szalona!
Dziewczyna usiad�a na kobiercu przy sofie.
S�oneczne promyki wpadaj�ce przez okno przetyka�y z�otem jej po�yskliwe w�osy.
Hrabina przygl�da�a si� wnuczce. Ca�kiem niepotrzebnie rozrzutny los �askawie
obdarzy� dziewczyn� wyj�tkow� urod�. W parze z tak bajeczn� fortun� wydawa�o si� to a�
niesprawiedliwe.
Malvina milcza�a, wi�c po d�u�szej chwili babka odezwa�a si� cicho:
- Moje drogie dziecko, masz ju� dwadzie�cia lat. W dodatku ca�y ostatni rok min�� ci
w �a�obie. Powinna� si� wreszcie zdecydowa�.
- Dlaczego? - spyta�a Malvina bu�czucznie.
Hrabina wygl�da�a na zdziwion�.
- Przecie� na pewno chcesz wyj�� za m��?
- Oczywi�cie - przytakn�a dziewczyna - ale nie po�lubi� �adnego z tych zubo�a�ych
wielmo��w, kt�rzy widz� we mnie jedynie grube miliony zarobione ci�k� prac� taty.
Hrabina zacisn�a usta.
Zawsze uwa�a�a za niefortunny zbieg okoliczno�ci, �e jej zi��, cho� bez w�tpienia
d�entelmen, nie by� jednak arystokrat�. Jego maj�tek zrodzi� si� na odleg�ym Wschodzie, w
dodatku dzi�ki tak prozaicznemu zaj�ciu jak handel.
Nikt do ko�ca nie wiedzia�, w jaki spos�b ojciec Malviny osi�gn�� pozycj� wielkiego
armatora, powa�anego kupca i bezsprzecznego geniusza finansowego. W �artach nazywano
go Panem Dziesi�� Procent, gdy� co najmniej tyle zwykle zyskiwa� na ka�dym nowym
przedsi�wzi�ciu.
I w tym w�a�nie tkwi� szkopu�, poniewa� takich cech nikt nie oczekiwa� po
prawdziwym d�entelmenie.
Hrabiostwo byli g��boko rozczarowani, gdy ich c�rka, zakochana bez pami�ci,
postanowi�a bezwzgl�dnie postawi� na swoim i wyj�� za m�� za Magnamusa Maultona. Co
prawda, poznawszy kandydata na zi�cia, hrabina musia�a szczerze przyzna�, i� by�
wyj�tkowo atrakcyjnym m�czyzn�: nie do��, �e roztacza� wok� siebie aur� prawdziwej
m�sko�ci, lecz na dodatek, jak mawia s�u�ba, �potrafi� ka�dego sobie przygada�.
Po��czenie takich cech nieuniknienie musia�o zauroczy� m�od� dziewczyn�, nic wi�c
dziwnego, �e Magnamus wywar� na Elizabeth wra�enie doprawdy piorunuj�ce.
Ku szczeremu zmartwieniu hrabiny pobrali si� w du�ym po�piechu, po czym
Magnamus zabra� �on� na Wsch�d, gdzie w szcz�ciu �yli d�ugi czas.
Wr�cili do Anglii dopiero przed sze�ciu laty.
Magnamus kupi� �onie pi�kny przestronny dom na tyle blisko Londynu, �e m�g�
trzyma� r�k� na pulsie wydarze� i bez przeszk�d pilnowa� zamorskich interes�w.
Nim dotar� do kraju, wyprzedzi�y go podobne ba�niom opowie�ci o jego
niezmierzonej fortunie. Na dodatek za �on� mia� przecie� c�rk� hrabiego Daresbury, zatem
ka�de drzwi w Mayfair sta�y dla niego otworem.
Przed rokiem nag�a tragedia, jak grom z jasnego nieba, odmieni�a szcz�cie
Magnamusa Maultona.
Ukochana jego �ona zmar�a z�o�ona nieznan� gor�czk�.
Bezradni doktorzy przypisywali chorobie raczej wschodnie ni� angielskie pochodzenie
rzeczywi�cie, jaki� czas p�niej wysz�o na jaw, �e taka sama gor�czka dziesi�tkowa�a ludzi w
dokach. Bez w�tpienia zawita�a do sto�ecznego portu na jednym ze statk�w z Dalekiego
Wschodu wraz z wonnymi korzeniami, jedwabiem i dziesi�tkami innych zamorskich
towar�w.
Najpewniej w londy�skich dokach Magnamus Maulton, po tylu latach pobytu na
Wschodzie, zarazi� si� t� sam� gor�czk�, kt�ra zabi�a jego �on�.
Malvina zosta�a sierot�.
D�ugo op�akiwa�a rodzic�w gorzkimi �zami, osamotniona w wielkim pustym domu.
Pragn�a umrze�, by zn�w by� z matk� i ojcem.
Dopiero babka, owdowia�a hrabina, u�wiadomi�a dziewczynie, jak cennym darem jest
�ycie. Zw�aszcza dla bogatej dziedziczki, a przecie� ojciec zostawi� Malvinie wszystko, co
posiada�.
Hrabina opu�ci�a Dower House, w kt�rym mieszka�a na sta�e, odk�d jej syn
odziedziczy� po ojcu tytu�, i wprowadzi�a si� do wiejskiej posiad�o�ci Magnamusa, Maulton
Park, by roztoczy� opiek� nad Malvin�. Tam we dwie sp�dzi�y d�ugie miesi�ce �a�oby.
Malvina zabija�a czas je�d��c na wspania�ych wierzchowcach wybranych jeszcze
przez ojca.
Po wstrz�saj�cym prze�yciu, jakim by�a dla niej �mier� rodzic�w, dzie� po dniu na
nowo oswaja�a si� ze �wiatem.
W ko�cu babka i wnuczka postanowi�y przeprowadzi� si� do Londynu, na Berkeley
Square, do domu kupionego przez Magnamusa Maultona.
Malvina natychmiast sta�a si� prawdziw� sensacj� wszelkich spotka� towarzyskich.
M�wiono wy��cznie o niewiarygodnym bogactwie jej ojca. Wszyscy si� zgadzali, �e
dziedziczka takiej fortuny b�dzie atrakcyjn� parti�, niezale�nie od urody. Nikt si� nie
spodziewa� ujrze� w osobie Malviny najpi�kniejszej panny w Londynie.
M�odzi panicze o pustych kieszeniach rych�o po�pieszyli zawiera� z ni� znajomo��.
W ci�gu pierwszych kilkunastu dni pobytu w stolicy dziewczyna otrzyma�a pi��
propozycji ma��e�stwa. W nast�pnych dniach ich cz�stotliwo�� ustali�a si� na irytuj�co
wysokim poziomie.
Przychodzili baroneci, parowie, hrabiowie...
Przez pe�ne dwa tygodnie stawiano na pewnego markiza. Mia� on niema�e trudno�ci z
jednoczesnym utrzymaniem koni wy�cigowych, ps�w do polowania na lisy i �o�eniem na
bardzo wymagaj�c� kochank�.
Malvina odmawia�a wszystkim, ale dopiero �w markiz powiedzia� g�o�no to, o czym
inni tylko my�leli.
- Pewnie czeka pani na o�wiadczyny Wrexhama!
No tak, kt�ra kobieta nie chcia�aby zosta� ksi�n�?
Z tymi s�owy w�ciek�y wybieg� z jej domu.
Malvina westchn�a, a potem wybra�a si� na przeja�d�k� i wi�cej ju� nie my�la�a o
niewyp�acalnym markizie.
Na czas �wi�t Wielkiejnocy wyjecha�a razem z babk� na wie�.
Gdy pewnego dnia majordomus oznajmi� o przybyciu ksi�cia Wrexhama, doskonale
wiedzia�a, w jakim celu arystokrata pod��y� za ni� tak daleko od rozbawionego towarzystwa.
Tyle �e je�li zad�u�ony markiz mia� jaki� cie� szansy na jej przychylno��, ksi��� nie m�g� si�
spodziewa� �adnej.
Malvinie zdarza�o si� siedzie� ko�o niego na proszonych obiadach w Londynie,
ta�czy�a z nim prawie na ka�dym balu. Szybko si� zorientowa�a, �e by� bezgranicznie g�upi, a
na dodatek nieprzeci�tnie nudny. Potrafi� m�wi� jedynie o sobie.
Nie dziwi�o jej, �e babka patrzy�a na zaloty ksi�cia �askawym okiem. Swego czasu
sprzeciwia�a si� przecie� ma��e�stwu w�asnej c�rki, gdy� kandydat na m�a nie m�g� si�
wykaza� odpowiednio wysokim pochodzeniem.
- B��kitna krew niech si� ��czy z krwi� b��kitn� - mawiali arystokraci.
Bajecznie bogatemu Magnamusowi Maultonowi, cho� niech�tnie, wybaczono
niew�a�ciwe pochodzenie i z oporami, lecz przyj�to do rodziny.
Ci�gle jednak niekt�re ciotki czy kuzynki zwierza�y si� cicho swoim przyjaci�kom:
- Moja droga, nie powinnam o tym m�wi�, ale wyobra� sobie, ten cz�owiek zrobi�
pieni�dze na handlu!
Sam Magnamus nie przejmowa� si� wcale.
- Pot�piaj� mnie zawsze - mawia� do c�rki ze �miechem - lecz i tak kiedy tylko si�
zjawiam, zaraz wyci�gaj� r�ce.
- Zauwa�y�am.
- Nietrudno to zrozumie� - t�umaczy� dobrodusznie ojciec. - A poniewa� mam to,
czego chc�, wi�c im daj�, dlaczego nie?
Malvina by�a zdecydowana kierowa� si� jego przyk�adem, nie mia�a jednak zamiaru
ofiarowywa� ksi�ciu - ani nikomu innemu - siebie samej.
Teraz u�miechn�a si�, s�ysz�c s�owa babki:
- Nie s�dzisz, najdro�sze dziecko, �e mog�aby� raz jeszcze rozwa�y� swoj� decyzj� w
kwestii ksi�cia Wrexhama?
Dziewczyna wsta�a.
- Nie, babciu. Jestem zupe�nie szcz�liwa z tob�. Nie musz� si� chyba �pieszy� z
wyj�ciem za m��? - Uca�owa�a babk� serdecznie.
Wybior� si� teraz na przeja�d�k�. B�d� podziwia�a pi�kno wiejskiego krajobrazu i
postaram si� ca�kiem zapomnie� o m�czyznach. - Wysz�a z buduaru.
Hrabina westchn�a ci�ko.
Kocha�a Malvin�. Chcia�aby j� widzie� szcz�liw� pod opiek� m�a, kt�ry by zadba�
zar�wno o fortun�, jak i o przysz�ych dziedzic�w.
Malvina tymczasem posz�a do sypialni.
Pokoj�wka pomog�a jej w�o�y� amazonk�, str�j bardzo kosztowny i wyj�tkowej
urody.
Szyty by� z ciemnoniebieskiego jedwabiu, pasuj�cego kolorem do oczu dziewczyny,
na brzegach lamowany bia�� wst��k�. Pod sp�d zak�ada�o si� sut� halk� wyko�czon�
koronk�, do tego szalenie wygodne pantofelki ze sk�rki mi�ciutkiej jak na r�kawiczki.
Malvina nigdy nie u�ywa�a ostr�g ani szpicruty.
Ju� jako ma�a dziewczynka nauczy�a si� od ojca panowa� nad najbardziej niesfornym
koniem bez uciekania si� do okrucie�stwa.
Pi�knie wystrojona zbieg�a na d�.
Ju� zapomnia�a ksi�cia, my�la�a tylko o swoim ulubionym koniu, kt�ry z pewno�ci�
niecierpliwie na ni� czeka�.
Przed wej�ciem jeden z lokajczyk�w, got�w pom�c dziewczynie wsi���, trzyma� za
uzd� przepysznego rumaka. Drugi ju� siedzia� na grzbiecie konia niemal r�wnie wspania�ego
jak wierzchowiec Malviny - mia� towarzyszy� swej pani.
Dziedziczka lekko i wdzi�cznie dosiad�a Lotnego Smoka.
- Nie b�d� ci� dzisiaj potrzebowa�a, Harris - zwr�ci�a si� do s�u��cego na koniu. -
Chc� by� sama.
Harris, cz�owiek w �rednim wieku, popatrzy� na chlebodawczyni� cokolwiek
skonsternowany.
Nie powinien jej pu�ci� samej, lecz wiedzia�, �e pr�ba jakiejkolwiek dyskusji by�a z
g�ry skazana na niepowodzenie.
Westchn�� zrezygnowany i zawr�ci� do stajen.
Malvina w tym czasie ruszy�a ju� podjazdem.
Spokojnie jecha�a przez ca�y park, a� do miejsca gdzie zaczyna�y si� p�askie ��ki. Tam
dopiero pozwoli�a Lotnemu Smokowi pokaza�, co potrafi. Uszcz�liwiony ko� gna� jak
burza, frun�� z wiatrem w zawody, kopytami ledwie muska� ziemi�. Malvina jeszcze
zach�ca�a go do wyt�onego biegu.
Byli daleko od domu, kiedy pozwoli�a koniowi zwolni�.
Nie zamierza�a nigdy nikomu si� przyznawa�, ale je�li mia�a by� szczera wobec samej
siebie, musia�a powiedzie� sobie otwarcie: scena z ksi�ciem bardzo j� rozstroi�a.
Przykra by�a dla niej �wiadomo��, �e dandysi przesiaduj�cy u White'a, Boodlesa czy
w innych klubach na ulicy Saint James tracili pieni�dze, poniewa� ona powiedzia�a �nie�.
Czu�a si� r�wnie� poni�ana takim rodzajem zainteresowania jej osob�.
Wiedzia�a, �e ojca doprowadzi�oby to do furii.
Zastanowi�a si� mimochodem, czy Londyn aby na pewno wart jest takich
do�wiadcze�.
Czy bale, w kt�rych bra�a udzia� co wiecz�r, naprawd� by�y tak zajmuj�ce? Czy
aprobata lub dezaprobata babki, patrz�cej na wszystkich z g�ry i krytykuj�cej ka�dego, mia�a
a� takie znaczenie?
�Czego ja w�a�ciwie szukam? Czego chc� od �ycia?� - pyta�a siebie Malvina.
Sp�oszony ptak zerwa� si� po�r�d ga��zi i pofrun�� ku b��kitnemu niebu.
�Oto czego chc� - pomy�la�a. - Chc� by� wolna, chc� �y� bez �adnych wi�z�w ani
p�t�.
Ka�de ma��e�stwo by�oby dla niej wi�zieniem.
Bez wzgl�du na to jak rozkoszne, zawsze b�dzie straszn� niewol�, od kt�rej nie ma
ucieczki.
Ruszy�a naprz�d. Zbli�a�a si� do granicy posiad�o�ci, gdzie r�s� Dziki Las. Stanowi�
on ko�� niezgody pomi�dzy jej ojcem a lordem Flore, najbli�szym s�siadem.
Magnamus Maulton kupi� dom wraz z otaczaj�cymi go ziemiami -jedno i drugie w
fatalnym stanie. By� �wi�cie przekonany, �e las, zaznaczony na mapie na granicy w�o�ci,
nale�y do niego.
Lord Flore ze swej strony utrzymywa�, �e to on jest w�a�cicielem lasu. Ci�gle na nowo
podkre�la� stanowczo, �e nigdy nie sprzeda� ani pi�dzi ziemi z rodowego maj�tku i nie ma
ochoty tego robi� tak�e teraz.
Obaj w�a�ciciele prowadzili zajad�y sp�r za po�rednictwem radc�w prawnych. Sprawa
ci�gn�a si� latami i nie znalaz�a rozwi�zania a� do �mierci Magnamusa Maultona.
Malvina nie by�a tymi wydarzeniami specjalnie zainteresowana. Bez emocji przyj�a
wiadomo��, �e po trzech miesi�cach lord pod��y� �ladem swojego oponenta, a historyczny
klasztor - siedziba rodu Flore, budynek podobno niespotykanej urody -- pozosta� bezpa�ski.
W ten oto spos�b nikt ju� nie wysuwa� roszcze� w stosunku do Dzikiego Lasu.
Swego czasu Magnamus Maulton nakaza� gajowym, by trzymali si� od tego skrawka
ziemi z daleka i zakaza� przeprowadzania tam jakichkolwiek prac.
Malvina by�a za to losowi niesko�czenie wdzi�czna, gdy� w ten spos�b na obszarze
tysi�cdwustuhektarowego, doskonale utrzymanego maj�tku ojca Dziki Las ocala� jako jedyne
miejsce, gdzie pozwolono naturze rz�dzi� si� w�asnymi prawami.
Pomi�dzy drzewami zamieszka�y licznie s�jki, sroki i gronostaje, buszowa�y �asice
oraz rude wiewi�rki o puszystych ogonkach. Spod ko�skich kopyt smyrga�y kr�liki - by�o ich
tak wiele, �e momentami ca�e poszycie nieustannie dr�a�o i falowa�o, poruszane ukrytym
�yciem.
W czasie d�ugich miesi�cy �a�oby Malvina bywa�a w lesie codziennie. Przyt�oczona
niezno�n� pustk�, zrozpaczona po stracie rodzic�w, tylko tam odzyskiwa�a si�y. W g�szczu
drzew mog�a by� sob�, nie musia�a kry� swych uczu�; zwierz�ta i ptaki rozumia�y jej �zy.
W towarzystwie ludzi czu�a si� zupe�nie inaczej. Krewni z rodu Daresburych cz�sto
przybywali w go�cin�, rzekomo by j� pocieszy�, lecz ona doskonale wiedzia�a, �e w
rzeczywisto�ci s� zainteresowani tym, jak wydaje pieni�dze.
Jedyn� osob�, kt�ra z pewno�ci� kocha�a j� naprawd�, by�a teraz babka.
W Dzikim Lesie Malvina czu�a obok siebie obecno�� ojca. �mia� si� z udawanego
respektu rodziny, �artobliwie szydzi� z fa�szywego szacunku oraz troski bli�szych i dalszych
krewnych.
�Tak mi ciebie brakuje, tatusiu... jak ja za tob� t�skni�!� - pomy�la�a teraz dziewczyna
wje�d�aj�c pomi�dzy drzewa.
Jecha�a w g��b lasu kr�t� �cie�k� wytyczon� omsza�ymi kamieniami.
Ojciec na pewno by zrozumia�, dlaczego odm�wi�a ksi�ciu, podobnie jak wszystkim
innym m�czyznom, kt�rzy si� jej o�wiadczali w ci�gu ostatnich trzech miesi�cy.
Pod wp�ywem nag�ego impulsu powzi�a postanowienie, �e bez wzgl�du na opini�
babki w og�le nie wyjdzie za m��.
- Po co mi m��? - zapyta�a wyzywaj�co.
- �eby rz�dzi� moimi pieni�dzmi, rozkazywa� mi i pr�bowa� mnie sobie
podporz�dkowa�?
Jecha�a naprz�d, a towarzyszy� jej nieustanny szelest i trzask �amanych ga��zek, kiedy
kr�liki umyka�y spod ko�skich kopyt. Wiewi�rki krzykiem straszy�y j� spo�r�d ga��zi, na
wypadek gdyby si� tu zjawi�a podbiera� im orzechy.
W samym �rodku lasu znajdowa� si� niewielki b��kitny staw, zasilany przez jakie�
tajemnicze �r�d�o. ��te jaskry i kacze�ce, pierwiosnki i liliowe fio�ki oraz pierwsze, ledwie
zazielenione trawy wyros�e na twardej jeszcze ziemi k�ania�y mu si� z wiatrem. Drzewa
podziwia�y swoje odbicia w b�yszcz�cym zwierciadle czystej wody.
Malvina zsun�a si� z siod�a. Wodze przywi�za�a do ��ku, by Lotny Smok m�g�
swobodnie chodzi� w poszukiwaniu soczystych k�pek trawy. Zawsze wraca� na pierwsze
zawo�anie.
Zdj�a kapelusik i usiad�a na zwalonym pniu nad samym brzegiem stawu. Dzi�ki
magicznemu i balsamicznie koj�cemu wp�ywowi lasu zapomina�a o wszystkich k�opotach.
My�la�a tylko o pi�knie natury. Z oddali dobieg�o j� wo�anie kuku�ki, potem �piew jakiego�
ma�ego ptaszka. Wolno pogr��a�a si� w cudownej beztrosce zespolenia z przyrod�.
Nagle gwa�towny ruch pomi�dzy sosnami wyrwa� j� z zamy�lenia. To Lotny Smok
szarpn�� si� raptownie i stan�� d�ba. Zapewne u��dli� go jaki� owad. Dziewczyna zerwa�a si�
z miejsca. Trzeba by�o konia ug�aska� i uspokoi�.
Kiedy podbieg�a do niego, ci�gle wspina� si� na zadnie nogi i r�a� nerwowo. Wodze,
niedok�adnie wida� zawi�zane, przy kt�rym� gwa�townym ruchu konia przelecia�y mu nad
g�ow� i teraz kr�powa�y przednie nogi.
- Juuu�... ju� dooobrze... - przemawia�a do zwierz�cia �agodnym g�osem. - Zaraz
przestanie bole�. No juuu�...
Lotny Smok jednak nie dawa� si� uspokoi�.
Bi� przednimi kopytami powietrze, coraz bardziej pl�ta� si� w wodze, a� Malvina
zacz�a traci� g�ow�. Nic nie pomaga�o.
Niespodziewanie us�ysza�a ko�o siebie m�ski g�os:
- Pozwoli pani, �e jej pomog�.
- Co� go chyba u��dli�o - rzek�a dziewczyna nie odwracaj�c g�owy.
M�czyzna zdecydowanym, silnym gestem chwyci� Lotnego Smoka za uzd� i
wyprowadzi� z ciernistych krzew�w, w kt�rych si� szamota�.
- Prosz� go przytrzyma� kr�tko przy pysku - nakaza� w�adczo - ja rozpl�cz� wodze.
Zanim si� pu�ci konia wolno, trzeba porz�dnie zawi�za� wodze na ��ku. Najg�upszy
parobek wie o tym, a pani nie?
Malvina, niebotycznie zdumiona tonem tej nieprawdopodobnej przemowy, podnios�a
wzrok na przybysza.
By� niew�tpliwie d�entelmenem, cho� mo�e cokolwiek niekonwencjonalnym.
Nie mia� kapelusza, a fular w lekkim nie�adzie tylko lu�no udrapowany wok� szyi.
Reszta stroju bezwzgl�dnie by�a dzie�em znakomitego krawca.
W twarzy mia� co� obcego, co r�ni�o go od wszystkich znanych Malvinie m�czyzn.
Lotny Smok by� ju� spokojniejszy, cho� jeszcze mi�nie mu dr�a�y, jak gdyby z
oburzenia, �e zosta� potraktowany tak bezpardonowo.
Obcy mocno i wprawnie zawi�za� wodze na ��ku.
- Tak si� to robi - powiedzia� dobitnie.
- Tak w�a�nie zrobi�am - odpar�a Malvina ch�odno.
- Niezbyt skutecznie!
- Dzi�kuj� za pomoc - rzek�a Malvina. - Dobrze si� sta�o, �e akurat by� pan tutaj,
jednak chcia�abym powiadomi�, �e wdar� si� pan, zapewne nie�wiadomie, na teren prywatny.
- Ja si� wdar�em na teren prywatny! - wykrzykn�� obcy z niedowierzaniem, w
niebotycznym zdumieniu unosz�c brwi. - Dok�adnie to samo zamierza�em powiedzie� pani!
Malvina szeroko otworzy�a oczy ze zdziwienia.
- Niemo�liwe... czy�by pan... pan nie jest chyba...
- ...czarn� owc�? - doko�czy� obcy. - Albo mo�e wola�aby pani �synem
marnotrawnym�?
Tyle �e na m�j powr�t nie szykowano tucznego ciel�cia!
- To pan jest... lordem Flore?
- Tak! A pani, s�dz�c po tym, �e ro�ci sobie prawo do tego lasu, jest zapewne ow�
�dziedziczk� bez serca�.
Malvina patrzy�a na niego w milczeniu.
- Prosz� mi wybaczy�, je�li nie brzmi to szczeg�lnie uprzejmie - ci�gn�� m�czyzna -
lecz od dw�ch tygodni, od czasu gdy znalaz�em si� znowu w Anglii, ka�dy, kogo spotykam,
nie zna innego tematu poza pani� i pani fortun�.
Cho� Malvina musia�a uzna� jego s�owa za impertynencj�, nie mog�a si� nie
roze�mia�.
- Chybiony komplement, doprawdy!
- Dlaczego? Wszystkie kobiety chc�, by o nich m�wi�.
- Wobec tego jestem wyj�tkiem.
- Szczerze w�tpi� - �achn�� si� lord Flore. - Tak samo jak trudno mi uwierzy�, �e jest
pani tu sama. - Rozejrza� si� dooko�a. - Gdzie pani eskorta, Aides-de-Camp, parobcy,
lokajczyki, no i oczywi�cie pu�k niepocieszonych wielbicieli?
Oczy Malviny zab�ys�y ostrzegawczo.
- Teraz ju� mnie pan obra�a!
- Je�li rzeczywi�cie, prosz� o wybaczenie - powiedzia� rozbrajaj�co lord Flore. -
Spodziewa�em si� ujrze� pani� obwieszon� diamentami, a przynajmniej w siodle z czystego
z�ota!
- �mieszny pan jest! - obruszy�a si� Malvina.
- S�dzi�am, �e wzi�wszy pod uwag� kondycj� pa�skiego domu i maj�tku, b�dzie pan
mia� wa�niejsze tematy do rozmy�la� ni� moja osoba.
Lord Flore zacisn�� wargi.
- Trudno odm�wi� pani racji - rzek� z ch�odn� rezerw� - ale to nie zmienia faktu, �e
niewiele mog� zrobi�.
- Mo�e zdecydowa�by si� pan sprzeda� posiad�o��? O ile mi wiadomo, klasztor jest
wyj�tkowo pi�kny!
- Jest pi�kny - przyzna� lord Flore z dum� - a jednocze�nie pani jest ostatni� osob�,
kt�rej bym go sprzeda�, je�li to mia�a pani na my�li.
Znowu Malvina odnios�a nieodparte wra�enie, �e s�siad jest dla niej jakby
niegrzeczny, lecz mimo to nie potrafi�a powstrzyma� cisn�cego si� na usta pytania:
- Dlaczego?
- Poniewa�, panno Maulton, bez w�tpienia zmieni�aby pani subteln� urod� jego
wiekowych mur�w w dzie�o odra�aj�co nowoczesne i usi�owa�aby odcisn�� swoj�
indywidualno�� w ka�dym jego zak�tku, na przyk�ad przez znaczenie cegie� w�asnymi
inicja�ami.
Malvina nie wierzy�a w�asnym uszom.
- Odnosz� wra�enie - rzek�a wolno - �e jest pan najbardziej nieuprzejmym
cz�owiekiem, jakiego kiedykolwiek spotka�am!
- Wola�bym s�owo �szczery�.
- Cz�sto jest mi�dzy tymi dwoma okre�leniami bardzo niewielka r�nica.
- Niewiele kobiet ceni szczero�� - zauwa�y� lord Flore.
- To nieprawda! Ale skoro jest pan tak wyra�nie uprzedzony, nie widz� powodu do
dalszej dyskusji!
Bardzo ju� chcia�a oddali� si� z godno�ci�, lecz by�o to trudne, gdy� oboje trzymali
Lotnego Smoka za uzd�. Rozmawiali nad jego grzbietem.
Malvina, odwiedzaj�c Dziki Las samotnie, zawsze wspina�a si� na siod�o ze
zwalonego drzewa. Lotny Smok doskonale wiedzia�, czego si� od niego oczekuje, i sta�
w�wczas spokojnie.
Teraz, w obecno�ci lorda Flore nie mog�a niestety, bez uszczerbku na honorze,
zachowa� si� jak zwykle. R�wnocze�nie ostatni� rzecz�, jakiej pragn�a, by�a pomoc s�siada,
a przecie� niew�tpliwie czu�by si� do tego zobligowany.
Zapad�a cisza.
- Musz� podzi�kowa� panu za pomoc.
Nie b�d� ju� pana zatrzymywa�a. Nie powinnam by�a zajmowa� tak wiele pa�skiego
czasu.
- �adnie powiedziane! - roze�mia� si� lord Flore. - Czy kiedy odmawia pani swoim
�arliwym zalotnikom, zwraca si� do nich w�a�nie tym, pe�nym wy�szo�ci tonem?
Malvina zdecydowa�a, �e odejdzie prowadz�c za sob� konia. Poci�gn�a za uzd�.
Lord Flore poci�gn�� z przeciwnej strony.
- Nie tak szybko! - zaprotestowa�. - Skoro ju� pani tu jest, mo�e by�my raz na zawsze
wyja�nili sporn� kwesti� w�asno�ci tego lasu?
- Sk�d pan wie o sprawie? - zdziwi�a si� Malvina. -� Zawsze mi m�wiono, �e opu�ci�
pan dom, zanim kupili�my Maulton Park.
Podobno ojciec wyrzuci� pana z domu bez grosza przy duszy?
Plotka g�osi�a, �e Shelton Flore nie wyjecha� za granic� sam. Podobno zabra� ze sob�
�liczn� i milutk� �on� jednego z s�siad�w.
Wstrz��ni�te hrabstwo ch�on�o ka�dy okruch nowych wie�ci. Opuszczony m��
odm�wi� zgody na rozw�d, lecz nied�ugo stanowi� zawad�. Umar� rok p�niej, a niewierna
�ona natychmiast ponownie wysz�a za m��, cho� nie za cz�owieka, z kt�rym uciek�a z domu.
Plotki na temat skandalicznego wyjazdu Sheltona Flore i ca�ej sensacyjnej otoczki tej
mi�osnej afery bezustannie zaprz�ta�y umys�y okolicznych mieszka�c�w.
Kiedy Magnamus i jego �ona wprowadzili si� do domu w maj�tku nazwanym przez
nich Maulton Park, ka�dy z go�ci dodawa� do owej historii pikantne szczeg�y.
Malvina przypadkiem us�ysza�a kiedy� zirytowanego ojca:
- M�czy mnie ju� s�uchanie o tym niepokornym m�odym cz�owieku. Mo�na odnie��
wra�enie, �e by� jedynym m�czyzn� na �wiecie, kt�ry korzysta� z m�odo�ci.
- Jestem sk�onna si� z tob� zgodzi� - przyzna�a lady Elizabeth. - Trzeba przy tym
pami�ta�, �e stary lord nie u�atwia synowi powrotu do domu. A przecie� od wyjazdu Sheltona
zaszy� si� w swym zamku, dawnym klasztorze, jak prawdziwy pustelnik. Nie s�dz�, by
gustowa� w takim �yciu, lecz pewnie nigdy si� nie przyzna, �e dokucza mu samotno��.
- W ka�dym razie naszego towarzystwa nie b�dzie sobie �yczy� na pewno.
Przynajmniej dop�ki nie zechcemy podarowa� mu prawa do lasu - zauwa�y� Magnamus
Maulton. - A ja w rzeczy samej nie mam na to najmniejszej ochoty.
Rodzice Malviny wkr�tce porzucili temat krn�brnego lorda Sheltona Flore i wi�cej do
niego nie wracali.
Odwrotnie s�u�ba. Pro�ci wie�niacy nigdy nie przestali si� fascynowa� t� r�wnie
romantyczn� co awanturnicz� histori� mi�o�ci, zdrady i nienawi�ci. Poniewa� maj�tki Flore i
Maulton graniczy�y ze sob�, u obu pan�w zatrudnieni byli wie�niacy cz�sto blisko ze sob�
spokrewnieni.
W ten spos�b plotka, karmiona wytworami wyobra�ni powsta�ymi nie tylko przy
pracy, lecz tak�e w rodzinnych domach, szybko ros�a w si��.
W ci�gu trzech lat ziemie Magnamusa Maultona zosta�y przekszta�cone w
niedo�cigniony wz�r perfekcyjnej gospodarki i doskona�ego prowadzenia domu.
Maj�tek Flore za� stanowi� jego dok�adne przeciwie�stwo.
Pracownicy, zwalniani z powodu braku funduszy na pensje, przychodzili do
Magnamusa Maultona b�agaj�c o prac�. Ziemia le�a�a od�ogiem, a je�li da� wiar� pog�oskom,
tak�e i zamek obraca� si� w ruin� - na oczach w�a�ciciela.
- Och, gdyby tak panicz Shelton wr�ci� do domu... On by si� wszystkim zaj��... -
wzdychali starzy ludzie.
Po paniczu Sheltonie nie by�o jednak �ladu.
Kt�rego� razu Malvina us�ysza�a opini� jednego z przyjaci� ojca, namiestnika
kr�lewskiego:
- Moim zdaniem - rzek� do Magnamusa Maultona - zachowanie tego m�odego
cz�owieka wo�a o pomst� do nieba. Napisa�em mu w li�cie, �e jego ojciec jest niezdr�w i �e
dla dobra ich obu oraz maj�tku powinien wr�ci� do domu jak najszybciej. Wyobra� sobie,
nawet nie raczy� odpowiedzie�.
A teraz, tak niespodziewanie, m�ody lord Flore by� tutaj!
Sp�ni� si� jednak niewybaczalnie. Wr�ci� ca�y d�ugi rok po tym, jak pogrzebano jego
ojca, a maj�tek pozosta� bez pana.
Malvina nie potrafi�a powstrzyma� ciekawo�ci.
- Dlaczego nie wr�ci� pan wcze�niej?
- Zadawano mi to pytanie ju� setki razy - odpar� lord Flore - a odpowied� jest taka
oczywista. W swoich woja�ach dotar�em daleko, odwiedza�em najdziksze zak�tki naszego
globu, znalaz�em si� tam, gdzie nie dochodzi �adna poczta. Dopiero przed dwoma miesi�cami
wr�ci�em do cywilizowanego �wiata i w�wczas odebra�em wie�ci o �mierci ojca.
- Prawdopodobnie nikt si� nie spodziewa� takiego obrotu spraw i wszyscy s�dzili, �e
choroba ojca by�a panu oboj�tna.
- Przyzwyczai�em si� ju�, �e ludzie widz� mnie od najgorszej strony! Zawsze �ama�em
konwenanse i nie mam powod�w tego �a�owa�.
- Wygl�da to troch� na zadzieranie nosa - oceni�a Malvina.
Lord Flore roze�mia� si� beztrosko.
- Tak w�a�nie jest. Dzi�kuj� pani za w�a�ciwe okre�lenie.
- Czy mam rozumie�, �e w dalekim �wiecie uda�o si� panu zbi� fortun�? - zapyta�a
dziewczyna.
- Podobno zar�wno klasztor, jak i ca�y pa�ski maj�tek potrzebuj� niema�ych nak�ad�w
- szybko usprawiedliwi�a niedyskretne pytanie.
- Dobry Bo�e, nic bardziej mylnego! - wykrzykn�� lord Flore. - Jestem biedny jak
mysz ko�cielna. Niczym syn marnotrawny nieraz chcia�em si� �ywi� odpadkami, ale po
powrocie nie czeka�y mnie bogate szaty ani obfity posi�ek.
- Co wi�c zamierza pan robi�?
Lord Flore nieznacznie wzruszy� ramionami.
- Jedyne, co mi do tej pory a� nazbyt cz�sto sugerowano, to ma��e�stwo z pani�!
Malvina ju� mia�a zaprotestowa�, lecz nie zd��y�a.
- Prosz� si� nie obawia� - ci�gn�� lord Flore. - Z mojej strony nie grozi pani taka
propozycja! Pr�dzej wzi��bym za �on� odra�aj�c� Meduz�!
Malvina nieomal zaniem�wi�a ze zdumienia.
- Dlaczego?
- Poniewa�, droga panno Maulton, �ycie z Meduz� by�oby mniejsz� kar� ni� cena,
jak� bym musia� zap�aci� za o�enek z workami z�ota. A poza tym, prosz� wybaczy� mi
szczere stwierdzenie, osoby pani pokroju budz� we mnie odraz�.
- Nie musz� wys�uchiwa� pana inwektyw! - oburzy�a si� Malvina.
Spojrza�a na lorda Flore niczym tygrys ludo�erca na blisk� ofiar�.
- Zada�a mi pani pytanie, a ja odpowiedzia�em zgodnie z prawd�. Na lito�� bosk�,
prosz� by� na tyle rozs�dn�, by przyj�� odmienn� od powszechnej opini�. Nie mo�na ci�gle
oczekiwa� nieustannego kadzenia!
- Trudno mi by�o si� spodziewa� os�du a� tak subiektywnego - zaprotestowa�a
Malvina s�abo.
- Wi�c prosz� nareszcie przesta� w odpowiedzi na ka�de moje stwierdzenie boczy� si�
i buntowa�, nie przymierzaj�c zupe�nie jak pani ko� - odparowa� lord Flore.
Malvina wzi�a g��boki oddech.
- Obojgu nam b�dzie �atwiej - ci�gn�� lord Flore - je�eli postanowimy by� wobec
siebie szczerzy. Nie k�ami�, kiedy twierdz�, i� nie mam zamiaru si� z pani� �eni� ani
stwarza� okazji do odtr�cenia mnie, jak cho�by tego biednego ksi�cia, kt�remu pani w�a�nie
da�a kosza.
Malvina by�a niebotycznie zdumiona.
- Wie pan o tym?
- By�em wczoraj u White'a. Widzia�em Wrexhama, kt�ry z prawdziw� satysfakcj�
studiowa� ksi�g� zak�ad�w. S�ysza�em, jak przyjaciele �yczyli mu powodzenia. Trudno by�o
�ywi� jakiekolwiek w�tpliwo�ci - ten absztyfikant czu� si�, jakby ju� min�� met� i dzier�y�
puchar w d�oniach.
Malvina nie mog�a powstrzyma� u�miechu.
Cho� lord Flore by� bardzo nieuprzejmy, musia�a przyzna�, �e j� zaintrygowa� i
rozbawi�.
- Ustalili�my wi�c - rzek�a - �e nie ma pan zamiaru si� ze mn� �eni�. Kamie� spad� mi
z serca. Pozwoli pan, �e spytam zatem, co zamierza pan robi�?
- Najpierw musimy zapomnie� o za�artych k��tniach ojc�w. Je�li si� oka�e, �e
potrafimy tego dokona�, chcia�bym zapyta�, czy mia�aby pani ochot� mi pom�c.
- W jaki spos�b?
- C�, wiekowa tradycja nie pozostawia mi wielkiego wyboru - rzek� lord Flore. -
Mog� sprzeda� wszystko, co posiadam, a i tak nie zyskam wiele, albo... po�lubi� bogat�
pann�.
Malvina patrzy�a na niego nic ju� nie rozumiej�c.
- S�dzi�am, �e tego w�a�nie pan pragnie unikn��!
- Nie chc� si� �eni� z pani�! - przypomnia� lord Flore. - Jest pani, jak dla mnie, o wiele
za bardzo... konfliktowa. Poza tym, szczerze m�wi�c, nie chc� za �on� kobiety, kt�ra w
ksi�dze zak�ad�w u White'a figuruje po kilka razy na ka�dej stronie. Czy na kt�rej strz�pi�
sobie j�zyki wszystkie arystokratyczne nicponie i obiboki.
Malvina zmierzy�a �mia�ka wzrokiem krwio�erczej bestii.
- Zaraz, chwileczk� - po�pieszy� lord Flore - prosz� mnie �le nie zrozumie�. Ja zn�w
jedynie m�wi� prawd�.
- No wi�c czego pan chce? - zapyta�a, hamuj�c si� z trudem.
- Chcia�bym si� o�eni� z istot� s�odk� i �agodn� - odpar� - kt�ra doceni moje osobiste
zalety, a tak�e zrozumie, �e chc� wyda� jej pieni�dze na godny cel, jakim niew�tpliwie jest
odnowienie zamku, a nie na hulaszcze przyj�cia albo zabieganie o �aski zgrai utytu�owanych
g�upc�w.
Zapad�a cisza.
- Opowiadano mi - podj�� lord Flore po chwili - o r�nych interesuj�cych
unowocze�nieniach, jakie pani ojciec wprowadzi� w trosce o dobro maj�tku. Ja tak�e
chcia�bym dokona� podobnych zmian. Na to jednak musz� mie� pieni�dze.
- I chce pan, �ebym panu znalaz�a dziedziczk�? - spyta�a Malvina z niedowierzaniem.
- Pieni�dz wabi pieni�dz - rzek� lord Flore filozoficznie. - Nie potrafi� sobie
wyobrazi� nikogo, komu by �atwiej by�o znale�� dla mnie odpowiedni� osob�: kobiet�
rozkochan� w wiejskim �yciu, kt�ra by mnie powstrzyma�a od w��cz�gi po wysokich g�rach i
dalekich oceanach, okie�zna�a ��dz� przyg�d, sprawi�a, bym zapomnia� o dreszczu emocji,
kiedy si� odkrywa zaginion� �wi�tyni� czy zrujnowany pa�ac dawno wymar�ej dynastii.
- Czy to w�a�nie pan robi�?
- To i wiele innych rzeczy. A je�li starsi i lepsi ode mnie uwa�aj� takie �ycie za
stracon� m�odo��, ja mog� tylko powiedzie�, �e nie �a�uj� ani jednej chwili.
- Chyba potrafi� pana zrozumie� - rzek�a Malvina zamy�lona.
- Szczerze m�wi�c - ci�gn�� lord Flore - nieraz jad�c na niesfornym mule albo na jaku,
kt�ry �limaczym krokiem pod��a� w dzikie g�ry, gdy ostry wiatr zacina� mi prosto w twarz,
t�skni�em za wierzchowcem takim jak ten - wskaza� Lotnego Smoka. - Obawiam si� jednak,
�e to jeszcze jedna z rzeczy, na kt�re nigdy nie b�d� m�g� sobie pozwoli�.
Po raz pierwszy Malvina rzuci�a okiem na konia, kt�ry sta� nie opodal szczypi�c
traw�.
By�o to rzeczywi�cie bardzo po�lednie zwierz�, zapewne ostatnie, jakie si� osta�o w
stajniach dawnego klasztoru.
- D�ugo by�am w Londynie - zacz�a powodowana impulsem - i przez ten czas nie
mia� kto trenowa� moich koni. S� w fatalnej formie. Gdyby pan zechcia� po�yczy� kt�rego�
od czasu do czasu, wy�wiadczy�by mi pan ogromn� przys�ug�.
- Oto wielkoduszno��! - roze�mia� si� lord Flore. - Prosz� pozwoli� sobie
odpowiedzie�, panno Maulton, �e przystaj� na t� ofert� z ochot�. Jednocze�nie w zamian
oferuj� pani swobod� w moim lesie!
- To nie jest pa�ski...
Dziewczyna roze�mia�a si� g�o�no.
- Nie mo�emy zaczyna� wszystkiego od pocz�tku! Powiedzmy, �e b�dzie to �ziemia
niczyja� dost�pna w r�wnym stopniu nam obojgu. Prosz� tylko, by pan nie t�pi� tutaj �adnych
zwierz�t ani ptak�w, nawet tych, kt�re powszechnie uwa�a si� za szkodniki.
Lord Flore roz�o�y� r�ce.
- Prosz� ich �ycie przyj�� ode mnie w podarunku.
A tak�e marny �ywot owej osy czy innego zbyt �mia�ego insekta, kt�ry mia� czelno��
u��dli� pani konia.
Malvina roze�mia�a si� ponownie. Wreszcie pu�ci�a uzd� Lotnego Smoka.
- Mo�e zechce pan pom�c mi wsi���?
Powinnam ju� wraca� do domu. Mam nadziej�, �e zajrzy pan odwiedzi� moj� babci�.
Mieszkamy zawsze razem, czy w Londynie, czy na wsi.
- B�d� zachwycony. Jednak... widzi pani, r�d Flore �yje na tym skrawku ziemskiego
globu od trzystu z g�r� lat. W tej sytuacji trudno mi chyba odm�wi� przywileju, bym m�g� w
pierwszej kolejno�ci zaprosi� obie panie do siebie.
Obszed� konia i stan�� przy Malvinie.
- Czy zechce pani uczyni� mi t� grzeczno�� i jutro wypije ze mn� herbat�? - zapyta�. -
W�tpi�, czy znajdzie si� co� szczeg�lnie smacznego do jedzenia, ale... chcia�bym pani
pokaza� zamek.
- Z przyjemno�ci� pana odwiedzimy - przysta�a Malvina ch�tnie. - Szczerze m�wi�c,
zawsze by�am ciekawa klasztoru Flore i bardzo mnie martwi�a zwada mi�dzy naszymi ojcami.
Wtem krzykn�a z cicha.
- W�a�nie sobie przypomnia�am, �e razem z babci� planowa�y�my jutro wr�ci� do
Londynu.
Ju� przyj�y�my zaproszenia na �rodowy obiad i kolacj�.
- W tej sytuacji - rzek� lord Flore - najlepiej pani zrobi jad�c do klasztoru teraz.
W przeciwnym wypadku mog� up�yn�� ca�e d�ugie tygodnie, je�li nie miesi�ce, zanim
dost�pi� zaszczytu ponownego spotkania pani.
Malvina nie przeoczy�a kpi�cej nuty brzmi�cej w jego g�osie.
W�a�ciwie powinna natychmiast odjecha�.
I gdyby tylko nie by�a tak ciekawa pradawnej rodowej siedziby, na pewno by to
zrobi�a.
Niestety, nie mog�a przecie� czeka�, mo�e nawet i miesi�c, nim zdo�a skorzysta� z
zaproszenia.
Zdecydowanie chcia�a zobaczy� klasztor Flore.
Niezale�nie od tego, jak bardzo dra�ni� j� w�a�ciciel i do jakiego stopnia by� wobec
niej nieuprzejmy.
- Pojad� teraz - powiedzia�a stanowczo - lecz zdaje pan sobie spraw�, �e nie zabawi�
w go�cinie zbyt d�ugo.
- Oczywi�cie - zgodzi� si� lord Flore g�adko. - Mo�e pani uzna�, �e jedno pobie�ne
spojrzenie zupe�nie wystarczy.
Nie takiej odpowiedzi si� spodziewa�a.
Lord Flore podsadzi� Malvin� na Lotnego Smoka, wprawnym ruchem rozwi�za�
wodze, poda� je dziewczynie i podszed� do w�asnego konia.
W tej w�a�nie chwili Malvina po raz pierwszy zwr�ci�a baczniejsz� uwag� na
doskonale ukszta�towan� sylwetk� s�siada - zjawisko niespotykane w�r�d londy�skich
dandys�w.
Ramiona mia� szerokie niczym atleta, a przy tym w�skie biodra, co czyni�o jego
posta� szalenie m�sk�. By� pi�knie, doprawdy nieprzeci�tnie harmonijnie zbudowany, w
dodatku gibki i zwinny w ruchach - s�owem: wyj�tkowo przystojny.
Malvina raz jeszcze musia�a przyzna�, �e lord Flore diametralnie si� r�ni od
wi�kszo�ci m�czyzn, kt�rych zna�a do tej pory.
Z drugiej strony trudno go by�o bez wahania nazwa� urodziwym, gdy� na twarzy mia�
odci�ni�te pi�tno jakiej� zbytniej, jakby nieco wulgarnej pewno�ci siebie. Jego rysy bardziej
by si� nadawa�y do portretu morskiego rozb�jnika ni� arystokraty z szacownego rodu. Mia�
ciemne w�osy i mocno zarysowane brwi. Gdy kpi� lub by� nieuprzejmy, w jego oczach
pojawia� si� irytuj�cy b�ysk.
Malvina zupe�nie nie potrafi�a tego cz�owieka zrozumie�, ci�gle j� zaskakiwa�. I
zapewne nie by�a w tych uczuciach odosobniona. Wi�kszo�� ludzi odnios�aby podobne
wra�enie. Czy�by to robi� rozmy�lnie?
�Zapewne jest jednakowo zepsuty i nieodpowiedzialny - pomy�la�a wyje�d�aj�c z lasu
-jak w�wczas, kiedy uciek� z cudz� �on�!�
Co� jej jednak podpowiada�o, �e w rzeczywisto�ci trudno by by�o doszuka� si� w g��bi
jego duszy z�a czy niepoczciwo�ci.
ROZDZIA� 2
Wyjechali z lasu i ruszyli przez p�askie ��ki.
Nie min�o wiele czasu, a Malvina po raz pierwszy w �yciu ujrza�a na w�asne oczy
klasztor Flore.
Jego uroda zapar�a dziewczynie dech w piersiach.
Ogrom wiekowej siedziby zdumia� j� niebotycznie, cho� przecie� s�ysza�a, �e przez
kolejne pokolenia zamek by� znacznie rozbudowywany.
Magnamus Maulton, z wiadomych wzgl�d�w zainteresowany histori� ziem s�siada,
opowiada� c�rce dzieje zamczyska. A by�y one bogate w wydarzenia i ciekawe.
Po rozgromieniu mnich�w za panowania Henryka VIII, budynek zakonny zosta�
przekszta�cony w prywatn� siedzib�. Nast�pnie, kiedy na tron wst�pi�a kr�lowa Maria,
zwr�cono go benedyktynom. Potem siostra w�adczyni, El�bieta, zn�w odebra�a nieruchomo��
ko�cio�owi. Mnisi, n�kani prze�ladowaniami, musieli opu�ci� klasztor, a nowym w�a�cicielem
zosta� pierwszy lord Flore, dworski dyplomata.
Ochrzci� siedzib� w�asnym nazwiskiem i od tamtej pory r�d Flore zamieszkiwa� w
tym gnie�dzie po dzi� dzie�.
Wielka, lecz wdzi�czna kszta�tem bry�a klasztoru Flore, nie pozbawiona swoistej
lekko�ci, pyszni�a si� w blasku s�o�ca bogactwem minionych wiek�w.
Dopiero z bliska Malvina dostrzeg�a, �e wiele okien w pokojach na pi�trze ma
potrzaskane szyby, a ceg�y wymagaj� fugowania zapraw�.
Pi�kne w kszta�cie schody, z�o�one zapewne z co najmniej pi��dziesi�ciu stopni,
prowadz�ce do frontowych drzwi, porasta� mech zag�uszany przez pospolite chwasty.
Lord Flore milcz�c jecha� przodem.
Przed zamczyskiem zsiad� i pom�g� Malvinie zeskoczy� z grzbietu Lotnego Smoka.
Solidnie zawi�za� wodze na ��ku i pu�ci� oba konie wolno na zaniedbany, dawno nie
strzy�ony trawnik.
Ruszyli do frontowych drzwi.
- Jedyne pocieszenie w tym - odezwa� si� gospodarz - �e m�j ojciec by� do maj�tku
bardzo przywi�zany i niczego nie sprzeda�.
Pewnie gdybym spr�bowa� co� spieni�y�, jego duch prze�ladowa�by mnie po nocach.
- Z ca�� pewno�ci�!
Weszli wprost do wielkiego hallu.
To tutaj mnisi jadali posi�ki, tutaj raczyli swoj� go�cinno�ci� ka�dego, kto jej
potrzebowa�.
Przy d�ugim refektarzowym stole, wybornie rze�bionym przez niew�tpliwego mistrza
w tym trudnym fachu, mog�o si� bez trudu pomie�ci� trzydzie�ci lub nawet wi�cej os�b.
Otacza�y go podobnie rze�bione d�bowe krzes�a.
Pod �cian� ci�gn�� si� �redniowieczny kominek, czy mo�e raczej palenisko, by�o
bowiem takiej wielko�ci, �e bez k�opotu mo�na by w nim spali� w ca�o�ci pie� drzewa.
R�ni�te szyby w oknach pozosta�y, co prawda, nienaruszone, ale wymaga�y bardzo
solidnego oczyszczenia. To samo mo�na by�o powiedzie� o obrazach, kt�re niemal
kompletnie zas�ania�y �ciany.
- To jest wielki hall - rzek� niepotrzebnie lord Flore.
Poprowadzi� Malvin� dalej, otwieraj�c przed ni� drzwi do coraz to nowych
pomieszcze�.
Wszystkie komnaty ozdobiono cennymi portretami przodk�w, powsta�ymi w ci�gu
d�ugich wiek�w. Wsz�dzie tak�e sta�y antyczne i zapewne bardzo cenne meble.
Ze szczeg�lnym zainteresowaniem Malvina obejrza�a jedn� z szafek. Mebelek zosta�
skomponowany z kilku r�nych rodzaj�w drewna, mia� z�ocone n�ki i uchwyty. Na aukcji z
pewno�ci� przyni�s�by niema�� sum�.
Lord Flore najwyra�niej czyta� w my�lach dziewczyny.
- Odpowied� brzmi: nie!
- W tej sytuacji - oceni�a Malvina - rzeczywi�cie b�d� musia�a znale�� panu bogat�
kandydatk� na �on�.
- O co b�agam pokornie.
- To nie powinno by� trudne - szepn�a.
- Ka�da prawdziwa kobieta znajdzie ogromn� przyjemno�� w doprowadzaniu tego
�licznego domu do w�a�ciwego stanu.
- Jeszcze za czas�w mojego dziada - odezwa� si� lord Flore - dom i maj�tek
prze�ywa�y prawdziwy rozkwit. Dopiero w nast�pnych pokoleniach zabrak�o funduszy na
odpowiednie utrzymanie.
Malvina unios�a brwi.
- Jak to si� sta�o?
- Pewnie powinienem uderzy� si� w piersi i przyzna�, �e szasta�em pieni�dzmi?
Niezupe�nie tak. W rzeczywisto�ci nasz los odmieni�a wojna. Zrujnowa�a mojego ojca
podobnie jak wielu innych w ca�ej Anglii. Niejeden maj�tek rodowy straci� w tym czasie
�r�d�a dochod�w.
- Farmerom wiod�o si� nie najgorzej - zaoponowa�a Malvina, przekonana, �e
przy�apa�a gospodarza na karygodnej ignorancji.
- Zgoda - odpar� lord Flore - poniewa� w czasie wojny ros�a w cen� wytwarzana przez
nich �ywno��. Po zako�czeniu dzia�a� wojennych wi�kszo�� tych gospodarstw szybko
zbankrutowa�a.
W tym samym czasie wszelkie fundusze inwestowane za granic� przepad�y
bezpowrotnie.
Malvina pomy�la�a o swoim ojcu.
- Nie by�o to regu�� - powiedzia�a.
- Pani ojciec stanowi� jeden z nielicznych wyj�tk�w. Mia� prawdziwy talent do
interes�w.
Na Dalekim Wschodzie, gdzie zrobi� fortun�, odbiera� za swoje niepowszednie
zdolno�ci nieomal bosk� cze��.
- Zna� pan mojego ojca?
- Spotka�em go kilkakrotnie. By� dla mnie bardzo uprzejmy i zechcia� mi pom�c.
- Tatu� zawsze by� skory do pomagania ludziom - u�miechn�a si� Malvina. - A tak�e
ch�tnie przyjmowa� rewan�. By�by uradowany, gdyby pan pom�g� trenowa� jego konie.
- Nie mog�a mi pani sprawi� wi�kszej przyjemno�ci ni� t� propozycj� - rzek� lord
Flore. - A teraz poka�� pani jeszcze dwie komnaty i odprowadz� do domu.
- Potrafi� wr�ci� sama - sprzeciwi�a si� Malvina.
- Wierz�, ale nie powinna pani tego robi�.
Malvina za�ama�a r�ce.
- Bardzo prosz�, niech pan nie zaczyna mi rozkazywa� tylko dlatego, �e
zaproponowa�am, by�my zostali przyjaci�mi. Dosy� mam s�uchania, co powinnam robi�, a
czego mi nie wolno! Chc� sama o sobie decydowa�.
Lord Flore skwitowa� jej wybuch krzywym u�mieszkiem.
- Teraz jest ju� chyba ca�kiem zrozumia�e, dlaczego nie mam najmniejszego zamiaru
prosi� o r�k� panny Malviny Maulton? Dobrze by pani post�pi�a przyjmuj�c o�wiadczyny
ksi�cia.
Cz�owiek tak nierozgarni�ty milcz�co by si� godzi� na pani... wybryki.
- Gdy tymczasem pan wiecznie mia�by co� do powiedzenia! - doko�czy�a Malvina.
- Naturalnie! - przyzna� lord Flore. - A po tygodniu, najdalej dw�ch, zapewne
chcia�bym pani� sk�oni� do zmiany post�powania!
Oczy mu si� �mia�y, lecz dziewczyna odnios�a wra�enie, �e wiele by�o gorzkiej
prawdy w tym dowcipie. Powiedzia�a szybko:
- Znajd� panu cich�, zadowolon� z siebie, t�paw� szar� myszk� na �on�! Jestem
pewna, �e pe�no takich dooko�a.
- Jedna zupe�nie mi wystarczy.
Malvina by�a zdecydowana mie� ostatnie s�owo.
- Sk�d ta pewno��? Je�li pan roztrwoni jej pieni�dze r�wnie szybko jak w�asne, mo�e
si� okaza�, �e b�dzie panu potrzebny nieprzerwany strumie� maj�tnych panien na wydaniu.
Lord Flore odpowiedzia� �miechem, po czym, najwyra�niej uznaj�c, �e powiedzieli
sobie ju� dosy�, poprowadzi� do ostatnich dw�ch komnat i z powrotem do wyj�cia.
Przed drzwiami Malvina zawo�a�a Lotnego Smoka. Wierzchowiec czujnie uni�s� �eb i
natychmiast pos�usznie przytruchta� do jej boku.
Lord Flore pom�g� dziewczynie wsi���, a nast�pnie dosiad� w�asnego konia i ruszyli z
powrotem t� sam� drog�, kt�r� tu przybyli.
Mijali opustosza�e, le��ce od�ogiem pola, ziemi� dawno nie oran� i nie obsiewan�.
Wreszcie przejechali przez Dziki Las i znale�li si� na terenie Maulton Park. Kontrast
mi�dzy dwoma maj�tkami wprost rzuca� si� w oczy.
�lepy by dostrzeg� g�st� m�od� pszenic� wschodz�c� na polach. Gdzie indziej
kie�kowa� j�czmie�, a drzewa w sadzie, odpowiednio przyci�te we w�a�ciwym czasie,
nabrzmia�y obietnic� bliskiego urodzaju. Na pi�knie utrzymanej alei wiod�cej szpalerem
d�b�w nie znalaz�by� ani jednego ob�amanego konara, g�adkie trawniki przed domem syci�y
oczy soczyst� zieleni�. Wiosenne kwiaty kusi�y wszystkimi barwami t�czy, a i krzewy
zaczyna�y si� ju� kolorowi� wczesnymi p�kami.
Ka�da okienna szyba w wielkim domu, wypolerowana do po�ysku, b�yszcza�a jak
klejnot.
Na frontowych schodach wyszorowanych do czysta nie u�wiadczy�by� ani jednej
plamki.
Elegancki faeton, zaprz�ony w cztery konie, w�a�nie odje�d�a� sprzed domu w
kierunku stajni.
Malvina przyjrza�a mu si� z niema�ym zdumieniem.
- O, kolejny pe�en optymizmu adorator - wyja�ni� sobie na g�os lord Flore. - Nie b�d�
pani d�u�ej zatrzymywa�.
- Nikogo nie oczekiwa�am! - rzek�a Malvina niemal gniewnie.
Zirytowa�o j�, �e m�g�by si� w tej wizycie domy�la� sekretnej randki. Spojrzawszy na
faeton raz jeszcze, nim znikn�� jej z oczu, upewni�a si�, kto przyby� w go�cin�.
Sir Mortimer Smythe. Baronet, kt�ry o�wiadczy� si� jako pierwszy, zaraz po jej
przybyciu do Londynu.
Nie mia�a �yczenia go widzie�.
By� oty�ym, ma�o atrakcyjnym m�czyzn�.
Prawi� jej tak mocno przesadzone komplementy, �e a� czu�a si� w jego obecno�ci
nieswojo.
Swe uczucia wyjawi� wyj�tkowo �arliwie, a kiedy Malvina odm�wi�a mu r�ki, rzek�:
- Jestem tylko pierwszym z wielu, wiem doskonale, lecz prosz� przyj�� moje
zapewnienie, panno Maulton, �e nie�atwo rezygnuj� i b�d� wytrwale d��y� do celu.
- Pa�skie starania nigdy nie zostan� uwie�czone sukcesem, sir Mortimerze - odpar�a
Malvina.
- O tym si� jeszcze przekonamy. A teraz niech mi b�dzie wolno s�awi� pani urod� i
przekonywa� gor�co, jak bardzo chcia�bym uczyni� z pani swoj� �on�! - Z�o�y� poca�unek na
jej d�oni.
W momencie gdy jego usta dotkn�y sk�ry dziewczyny, Malvin� przeszed�
nieprzyjemny dreszcz.
- Sir Mortimer