15023

Szczegóły
Tytuł 15023
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15023 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15023 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15023 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BARBARA CARTLAND POSKROMIENIE TYGRYSICY Tytu� orygina�u THE TAMING OF A TIGRESS OD AUTORKI Za�o�ycielem cyrku w pobli�u Westminster Bridge by� Astley. Z up�ywem czasu budowl� przekszta�cono w amfiteatr o czterech kondygnacjach, ze scen� oraz aren� cyrkow�. By� to istny �smy cud �wiata. Przez niemal sto lat wystawiano tam niezwykle interesuj�ce sztuki wsp�czesne oraz dramaty klasyczne. Klejnoty Dalekiego Wschodu s� doprawdy bajeczne. Ich liczba i uroda stanowi kanw� legend. Wielu maharad��w i ksi���t ma w�asne kopalnie drogocennych kamieni. Maharad�a Hajdarabadu, uwa�any za najbogatszego cz�owieka �wiata, dysponuje w�asn� kopalni� diament�w, kt�r� mia�am okazj� obejrze� podczas zwiedzania miasta. Z tej w�a�nie kopalni pochodzi najwi�kszy diament �wiata, kamie� rozmiar�w kurzego jaja. Koh-i- Noor znajduje si� teraz w�r�d brytyjskich klejnot�w koronnych. Niewiele mniej imponuj�ce od hajdarabadzkich s� bogactwa maharad�y Badodary. Ulubiony ogier w�adcy mia� uprz�� wysadzan� szmaragdami. Maharad�a miasta Kapasan nosi� na turbanie brosz� z trzema tysi�cami diament�w i pere�; maharad�a Patijali przystraja� si� w pi�� naszyjnik�w z diament�w i szmaragd�w oraz w pas diamentowy, jego szarf� przytrzymywa�a spinka ze szmaragdem o �rednicy dziesi�ciu centymetr�w. Dzieci w�adc�w gra�y w kulki szmaragdami wielko�ci oczu pantery, a per�y rozrzuca�y jak konfetti. Pewien hinduski ksi��� nalega�, by jego �ona nosi�a pas cnoty. Zgodzi�a si�, postawi�a jednak warunek, �e b�dzie diamentowy! ROZDZIA� 1 Rok 1826 Mam rozumie�, �e mi pani odmawia? - W g�osie ksi�cia Wrexhama brzmia�o kra�cowe niedowierzanie. Podobna mo�liwo�� nie mie�ci�a mu si� w g�owie. - Przykro mi, je�li pana nieprzyjemnie zaskoczy�am - rzek�a Malvina Maulton - ale moja odpowied� stanowczo brzmi: nie! Ksi��� d�ugo patrzy� na dziewczyn� w milczeniu. - C� - odezwa� si� wreszcie - uda�o si� pani zrobi� ze mnie ostatniego durnia! Malvina nie odpowiedzia�a. M�czyzna podszed� do okna i nie widz�cym wzrokiem zapatrzy� si� na ogr�d. - Wszyscy moi przyjaciele byli zupe�nie pewni, �e przyjmie pani o�wiadczyny - powiedzia� cicho, prawie do siebie. - Ma pan na my�li tych niedowarzonych m�odzik�w, kt�rzy przesiaduj� u White'a, pij� za du�o bordeaux i nie znaj� lepszego zaj�cia ni� robienie bezsensownych zak�ad�w? - spyta�a Malvina pogardliwie. - Zapewne by� pan ich najwi�kszym faworytem. - By�em! - rzek� ksi��� gorzko. - Po tym jak Waddington dosta� czarn� polewk�, nie mieli w�tpliwo�ci, �e czeka pani na ksi�cia. - Mylili si�, jak pan widzi. Mo�e im pan poradzi�, by spr�bowali zrobi� z pieni�dzy lepszy u�ytek, zamiast traci� je w zak�adach o to, za kogo wyjd� za m��! - Z tymi s�owami Malvina opu�ci�a salon, g�o�no trzaskaj�c drzwiami. Po szerokich pi�knych schodach ruszy�a na g�r�, do sypialni. Sytuacja zaczyna�a si� stawa� trudna do zniesienia. Najwyra�niej m�ska cz�� londy�skiej arystokracji nie mia�a ciekawszego zaj�cia ni� spekulacje na temat, komu ona, Malvina, odda r�k�. Wszystko przez to, �e by�a bogat� parti�. Jaki� czas sz�a d�ugim korytarzem, a� w ko�cu otworzy�a drzwi do buduaru. Wiedzia�a, �e zastanie babk� odpoczywaj�c� po obiedzie. - Wdowa po hrabim Daresbury siedzia�a na sofie pod oknem. Nogi mia�a otulone przecudnie haftowanym chi�skim szalem. Us�yszawszy wchodz�c� wnuczk�, podnios�a wzrok i powita�a j� u�miechem. - I jak�e tam? - spyta�a. - Mog� ci pogratulowa�? - Oczywi�cie, �e nie! Oznajmi�am ksi�ciu, i� nie jestem zainteresowana jego tytu�em. Teraz chyba nareszcie zabierze si� z powrotem do Londynu. Hrabina krzykn�a z cicha. - Odm�wi�a� mu? Malvino, jeste� szalona! Dziewczyna usiad�a na kobiercu przy sofie. S�oneczne promyki wpadaj�ce przez okno przetyka�y z�otem jej po�yskliwe w�osy. Hrabina przygl�da�a si� wnuczce. Ca�kiem niepotrzebnie rozrzutny los �askawie obdarzy� dziewczyn� wyj�tkow� urod�. W parze z tak bajeczn� fortun� wydawa�o si� to a� niesprawiedliwe. Malvina milcza�a, wi�c po d�u�szej chwili babka odezwa�a si� cicho: - Moje drogie dziecko, masz ju� dwadzie�cia lat. W dodatku ca�y ostatni rok min�� ci w �a�obie. Powinna� si� wreszcie zdecydowa�. - Dlaczego? - spyta�a Malvina bu�czucznie. Hrabina wygl�da�a na zdziwion�. - Przecie� na pewno chcesz wyj�� za m��? - Oczywi�cie - przytakn�a dziewczyna - ale nie po�lubi� �adnego z tych zubo�a�ych wielmo��w, kt�rzy widz� we mnie jedynie grube miliony zarobione ci�k� prac� taty. Hrabina zacisn�a usta. Zawsze uwa�a�a za niefortunny zbieg okoliczno�ci, �e jej zi��, cho� bez w�tpienia d�entelmen, nie by� jednak arystokrat�. Jego maj�tek zrodzi� si� na odleg�ym Wschodzie, w dodatku dzi�ki tak prozaicznemu zaj�ciu jak handel. Nikt do ko�ca nie wiedzia�, w jaki spos�b ojciec Malviny osi�gn�� pozycj� wielkiego armatora, powa�anego kupca i bezsprzecznego geniusza finansowego. W �artach nazywano go Panem Dziesi�� Procent, gdy� co najmniej tyle zwykle zyskiwa� na ka�dym nowym przedsi�wzi�ciu. I w tym w�a�nie tkwi� szkopu�, poniewa� takich cech nikt nie oczekiwa� po prawdziwym d�entelmenie. Hrabiostwo byli g��boko rozczarowani, gdy ich c�rka, zakochana bez pami�ci, postanowi�a bezwzgl�dnie postawi� na swoim i wyj�� za m�� za Magnamusa Maultona. Co prawda, poznawszy kandydata na zi�cia, hrabina musia�a szczerze przyzna�, i� by� wyj�tkowo atrakcyjnym m�czyzn�: nie do��, �e roztacza� wok� siebie aur� prawdziwej m�sko�ci, lecz na dodatek, jak mawia s�u�ba, �potrafi� ka�dego sobie przygada�. Po��czenie takich cech nieuniknienie musia�o zauroczy� m�od� dziewczyn�, nic wi�c dziwnego, �e Magnamus wywar� na Elizabeth wra�enie doprawdy piorunuj�ce. Ku szczeremu zmartwieniu hrabiny pobrali si� w du�ym po�piechu, po czym Magnamus zabra� �on� na Wsch�d, gdzie w szcz�ciu �yli d�ugi czas. Wr�cili do Anglii dopiero przed sze�ciu laty. Magnamus kupi� �onie pi�kny przestronny dom na tyle blisko Londynu, �e m�g� trzyma� r�k� na pulsie wydarze� i bez przeszk�d pilnowa� zamorskich interes�w. Nim dotar� do kraju, wyprzedzi�y go podobne ba�niom opowie�ci o jego niezmierzonej fortunie. Na dodatek za �on� mia� przecie� c�rk� hrabiego Daresbury, zatem ka�de drzwi w Mayfair sta�y dla niego otworem. Przed rokiem nag�a tragedia, jak grom z jasnego nieba, odmieni�a szcz�cie Magnamusa Maultona. Ukochana jego �ona zmar�a z�o�ona nieznan� gor�czk�. Bezradni doktorzy przypisywali chorobie raczej wschodnie ni� angielskie pochodzenie rzeczywi�cie, jaki� czas p�niej wysz�o na jaw, �e taka sama gor�czka dziesi�tkowa�a ludzi w dokach. Bez w�tpienia zawita�a do sto�ecznego portu na jednym ze statk�w z Dalekiego Wschodu wraz z wonnymi korzeniami, jedwabiem i dziesi�tkami innych zamorskich towar�w. Najpewniej w londy�skich dokach Magnamus Maulton, po tylu latach pobytu na Wschodzie, zarazi� si� t� sam� gor�czk�, kt�ra zabi�a jego �on�. Malvina zosta�a sierot�. D�ugo op�akiwa�a rodzic�w gorzkimi �zami, osamotniona w wielkim pustym domu. Pragn�a umrze�, by zn�w by� z matk� i ojcem. Dopiero babka, owdowia�a hrabina, u�wiadomi�a dziewczynie, jak cennym darem jest �ycie. Zw�aszcza dla bogatej dziedziczki, a przecie� ojciec zostawi� Malvinie wszystko, co posiada�. Hrabina opu�ci�a Dower House, w kt�rym mieszka�a na sta�e, odk�d jej syn odziedziczy� po ojcu tytu�, i wprowadzi�a si� do wiejskiej posiad�o�ci Magnamusa, Maulton Park, by roztoczy� opiek� nad Malvin�. Tam we dwie sp�dzi�y d�ugie miesi�ce �a�oby. Malvina zabija�a czas je�d��c na wspania�ych wierzchowcach wybranych jeszcze przez ojca. Po wstrz�saj�cym prze�yciu, jakim by�a dla niej �mier� rodzic�w, dzie� po dniu na nowo oswaja�a si� ze �wiatem. W ko�cu babka i wnuczka postanowi�y przeprowadzi� si� do Londynu, na Berkeley Square, do domu kupionego przez Magnamusa Maultona. Malvina natychmiast sta�a si� prawdziw� sensacj� wszelkich spotka� towarzyskich. M�wiono wy��cznie o niewiarygodnym bogactwie jej ojca. Wszyscy si� zgadzali, �e dziedziczka takiej fortuny b�dzie atrakcyjn� parti�, niezale�nie od urody. Nikt si� nie spodziewa� ujrze� w osobie Malviny najpi�kniejszej panny w Londynie. M�odzi panicze o pustych kieszeniach rych�o po�pieszyli zawiera� z ni� znajomo��. W ci�gu pierwszych kilkunastu dni pobytu w stolicy dziewczyna otrzyma�a pi�� propozycji ma��e�stwa. W nast�pnych dniach ich cz�stotliwo�� ustali�a si� na irytuj�co wysokim poziomie. Przychodzili baroneci, parowie, hrabiowie... Przez pe�ne dwa tygodnie stawiano na pewnego markiza. Mia� on niema�e trudno�ci z jednoczesnym utrzymaniem koni wy�cigowych, ps�w do polowania na lisy i �o�eniem na bardzo wymagaj�c� kochank�. Malvina odmawia�a wszystkim, ale dopiero �w markiz powiedzia� g�o�no to, o czym inni tylko my�leli. - Pewnie czeka pani na o�wiadczyny Wrexhama! No tak, kt�ra kobieta nie chcia�aby zosta� ksi�n�? Z tymi s�owy w�ciek�y wybieg� z jej domu. Malvina westchn�a, a potem wybra�a si� na przeja�d�k� i wi�cej ju� nie my�la�a o niewyp�acalnym markizie. Na czas �wi�t Wielkiejnocy wyjecha�a razem z babk� na wie�. Gdy pewnego dnia majordomus oznajmi� o przybyciu ksi�cia Wrexhama, doskonale wiedzia�a, w jakim celu arystokrata pod��y� za ni� tak daleko od rozbawionego towarzystwa. Tyle �e je�li zad�u�ony markiz mia� jaki� cie� szansy na jej przychylno��, ksi��� nie m�g� si� spodziewa� �adnej. Malvinie zdarza�o si� siedzie� ko�o niego na proszonych obiadach w Londynie, ta�czy�a z nim prawie na ka�dym balu. Szybko si� zorientowa�a, �e by� bezgranicznie g�upi, a na dodatek nieprzeci�tnie nudny. Potrafi� m�wi� jedynie o sobie. Nie dziwi�o jej, �e babka patrzy�a na zaloty ksi�cia �askawym okiem. Swego czasu sprzeciwia�a si� przecie� ma��e�stwu w�asnej c�rki, gdy� kandydat na m�a nie m�g� si� wykaza� odpowiednio wysokim pochodzeniem. - B��kitna krew niech si� ��czy z krwi� b��kitn� - mawiali arystokraci. Bajecznie bogatemu Magnamusowi Maultonowi, cho� niech�tnie, wybaczono niew�a�ciwe pochodzenie i z oporami, lecz przyj�to do rodziny. Ci�gle jednak niekt�re ciotki czy kuzynki zwierza�y si� cicho swoim przyjaci�kom: - Moja droga, nie powinnam o tym m�wi�, ale wyobra� sobie, ten cz�owiek zrobi� pieni�dze na handlu! Sam Magnamus nie przejmowa� si� wcale. - Pot�piaj� mnie zawsze - mawia� do c�rki ze �miechem - lecz i tak kiedy tylko si� zjawiam, zaraz wyci�gaj� r�ce. - Zauwa�y�am. - Nietrudno to zrozumie� - t�umaczy� dobrodusznie ojciec. - A poniewa� mam to, czego chc�, wi�c im daj�, dlaczego nie? Malvina by�a zdecydowana kierowa� si� jego przyk�adem, nie mia�a jednak zamiaru ofiarowywa� ksi�ciu - ani nikomu innemu - siebie samej. Teraz u�miechn�a si�, s�ysz�c s�owa babki: - Nie s�dzisz, najdro�sze dziecko, �e mog�aby� raz jeszcze rozwa�y� swoj� decyzj� w kwestii ksi�cia Wrexhama? Dziewczyna wsta�a. - Nie, babciu. Jestem zupe�nie szcz�liwa z tob�. Nie musz� si� chyba �pieszy� z wyj�ciem za m��? - Uca�owa�a babk� serdecznie. Wybior� si� teraz na przeja�d�k�. B�d� podziwia�a pi�kno wiejskiego krajobrazu i postaram si� ca�kiem zapomnie� o m�czyznach. - Wysz�a z buduaru. Hrabina westchn�a ci�ko. Kocha�a Malvin�. Chcia�aby j� widzie� szcz�liw� pod opiek� m�a, kt�ry by zadba� zar�wno o fortun�, jak i o przysz�ych dziedzic�w. Malvina tymczasem posz�a do sypialni. Pokoj�wka pomog�a jej w�o�y� amazonk�, str�j bardzo kosztowny i wyj�tkowej urody. Szyty by� z ciemnoniebieskiego jedwabiu, pasuj�cego kolorem do oczu dziewczyny, na brzegach lamowany bia�� wst��k�. Pod sp�d zak�ada�o si� sut� halk� wyko�czon� koronk�, do tego szalenie wygodne pantofelki ze sk�rki mi�ciutkiej jak na r�kawiczki. Malvina nigdy nie u�ywa�a ostr�g ani szpicruty. Ju� jako ma�a dziewczynka nauczy�a si� od ojca panowa� nad najbardziej niesfornym koniem bez uciekania si� do okrucie�stwa. Pi�knie wystrojona zbieg�a na d�. Ju� zapomnia�a ksi�cia, my�la�a tylko o swoim ulubionym koniu, kt�ry z pewno�ci� niecierpliwie na ni� czeka�. Przed wej�ciem jeden z lokajczyk�w, got�w pom�c dziewczynie wsi���, trzyma� za uzd� przepysznego rumaka. Drugi ju� siedzia� na grzbiecie konia niemal r�wnie wspania�ego jak wierzchowiec Malviny - mia� towarzyszy� swej pani. Dziedziczka lekko i wdzi�cznie dosiad�a Lotnego Smoka. - Nie b�d� ci� dzisiaj potrzebowa�a, Harris - zwr�ci�a si� do s�u��cego na koniu. - Chc� by� sama. Harris, cz�owiek w �rednim wieku, popatrzy� na chlebodawczyni� cokolwiek skonsternowany. Nie powinien jej pu�ci� samej, lecz wiedzia�, �e pr�ba jakiejkolwiek dyskusji by�a z g�ry skazana na niepowodzenie. Westchn�� zrezygnowany i zawr�ci� do stajen. Malvina w tym czasie ruszy�a ju� podjazdem. Spokojnie jecha�a przez ca�y park, a� do miejsca gdzie zaczyna�y si� p�askie ��ki. Tam dopiero pozwoli�a Lotnemu Smokowi pokaza�, co potrafi. Uszcz�liwiony ko� gna� jak burza, frun�� z wiatrem w zawody, kopytami ledwie muska� ziemi�. Malvina jeszcze zach�ca�a go do wyt�onego biegu. Byli daleko od domu, kiedy pozwoli�a koniowi zwolni�. Nie zamierza�a nigdy nikomu si� przyznawa�, ale je�li mia�a by� szczera wobec samej siebie, musia�a powiedzie� sobie otwarcie: scena z ksi�ciem bardzo j� rozstroi�a. Przykra by�a dla niej �wiadomo��, �e dandysi przesiaduj�cy u White'a, Boodlesa czy w innych klubach na ulicy Saint James tracili pieni�dze, poniewa� ona powiedzia�a �nie�. Czu�a si� r�wnie� poni�ana takim rodzajem zainteresowania jej osob�. Wiedzia�a, �e ojca doprowadzi�oby to do furii. Zastanowi�a si� mimochodem, czy Londyn aby na pewno wart jest takich do�wiadcze�. Czy bale, w kt�rych bra�a udzia� co wiecz�r, naprawd� by�y tak zajmuj�ce? Czy aprobata lub dezaprobata babki, patrz�cej na wszystkich z g�ry i krytykuj�cej ka�dego, mia�a a� takie znaczenie? �Czego ja w�a�ciwie szukam? Czego chc� od �ycia?� - pyta�a siebie Malvina. Sp�oszony ptak zerwa� si� po�r�d ga��zi i pofrun�� ku b��kitnemu niebu. �Oto czego chc� - pomy�la�a. - Chc� by� wolna, chc� �y� bez �adnych wi�z�w ani p�t�. Ka�de ma��e�stwo by�oby dla niej wi�zieniem. Bez wzgl�du na to jak rozkoszne, zawsze b�dzie straszn� niewol�, od kt�rej nie ma ucieczki. Ruszy�a naprz�d. Zbli�a�a si� do granicy posiad�o�ci, gdzie r�s� Dziki Las. Stanowi� on ko�� niezgody pomi�dzy jej ojcem a lordem Flore, najbli�szym s�siadem. Magnamus Maulton kupi� dom wraz z otaczaj�cymi go ziemiami -jedno i drugie w fatalnym stanie. By� �wi�cie przekonany, �e las, zaznaczony na mapie na granicy w�o�ci, nale�y do niego. Lord Flore ze swej strony utrzymywa�, �e to on jest w�a�cicielem lasu. Ci�gle na nowo podkre�la� stanowczo, �e nigdy nie sprzeda� ani pi�dzi ziemi z rodowego maj�tku i nie ma ochoty tego robi� tak�e teraz. Obaj w�a�ciciele prowadzili zajad�y sp�r za po�rednictwem radc�w prawnych. Sprawa ci�gn�a si� latami i nie znalaz�a rozwi�zania a� do �mierci Magnamusa Maultona. Malvina nie by�a tymi wydarzeniami specjalnie zainteresowana. Bez emocji przyj�a wiadomo��, �e po trzech miesi�cach lord pod��y� �ladem swojego oponenta, a historyczny klasztor - siedziba rodu Flore, budynek podobno niespotykanej urody -- pozosta� bezpa�ski. W ten oto spos�b nikt ju� nie wysuwa� roszcze� w stosunku do Dzikiego Lasu. Swego czasu Magnamus Maulton nakaza� gajowym, by trzymali si� od tego skrawka ziemi z daleka i zakaza� przeprowadzania tam jakichkolwiek prac. Malvina by�a za to losowi niesko�czenie wdzi�czna, gdy� w ten spos�b na obszarze tysi�cdwustuhektarowego, doskonale utrzymanego maj�tku ojca Dziki Las ocala� jako jedyne miejsce, gdzie pozwolono naturze rz�dzi� si� w�asnymi prawami. Pomi�dzy drzewami zamieszka�y licznie s�jki, sroki i gronostaje, buszowa�y �asice oraz rude wiewi�rki o puszystych ogonkach. Spod ko�skich kopyt smyrga�y kr�liki - by�o ich tak wiele, �e momentami ca�e poszycie nieustannie dr�a�o i falowa�o, poruszane ukrytym �yciem. W czasie d�ugich miesi�cy �a�oby Malvina bywa�a w lesie codziennie. Przyt�oczona niezno�n� pustk�, zrozpaczona po stracie rodzic�w, tylko tam odzyskiwa�a si�y. W g�szczu drzew mog�a by� sob�, nie musia�a kry� swych uczu�; zwierz�ta i ptaki rozumia�y jej �zy. W towarzystwie ludzi czu�a si� zupe�nie inaczej. Krewni z rodu Daresburych cz�sto przybywali w go�cin�, rzekomo by j� pocieszy�, lecz ona doskonale wiedzia�a, �e w rzeczywisto�ci s� zainteresowani tym, jak wydaje pieni�dze. Jedyn� osob�, kt�ra z pewno�ci� kocha�a j� naprawd�, by�a teraz babka. W Dzikim Lesie Malvina czu�a obok siebie obecno�� ojca. �mia� si� z udawanego respektu rodziny, �artobliwie szydzi� z fa�szywego szacunku oraz troski bli�szych i dalszych krewnych. �Tak mi ciebie brakuje, tatusiu... jak ja za tob� t�skni�!� - pomy�la�a teraz dziewczyna wje�d�aj�c pomi�dzy drzewa. Jecha�a w g��b lasu kr�t� �cie�k� wytyczon� omsza�ymi kamieniami. Ojciec na pewno by zrozumia�, dlaczego odm�wi�a ksi�ciu, podobnie jak wszystkim innym m�czyznom, kt�rzy si� jej o�wiadczali w ci�gu ostatnich trzech miesi�cy. Pod wp�ywem nag�ego impulsu powzi�a postanowienie, �e bez wzgl�du na opini� babki w og�le nie wyjdzie za m��. - Po co mi m��? - zapyta�a wyzywaj�co. - �eby rz�dzi� moimi pieni�dzmi, rozkazywa� mi i pr�bowa� mnie sobie podporz�dkowa�? Jecha�a naprz�d, a towarzyszy� jej nieustanny szelest i trzask �amanych ga��zek, kiedy kr�liki umyka�y spod ko�skich kopyt. Wiewi�rki krzykiem straszy�y j� spo�r�d ga��zi, na wypadek gdyby si� tu zjawi�a podbiera� im orzechy. W samym �rodku lasu znajdowa� si� niewielki b��kitny staw, zasilany przez jakie� tajemnicze �r�d�o. ��te jaskry i kacze�ce, pierwiosnki i liliowe fio�ki oraz pierwsze, ledwie zazielenione trawy wyros�e na twardej jeszcze ziemi k�ania�y mu si� z wiatrem. Drzewa podziwia�y swoje odbicia w b�yszcz�cym zwierciadle czystej wody. Malvina zsun�a si� z siod�a. Wodze przywi�za�a do ��ku, by Lotny Smok m�g� swobodnie chodzi� w poszukiwaniu soczystych k�pek trawy. Zawsze wraca� na pierwsze zawo�anie. Zdj�a kapelusik i usiad�a na zwalonym pniu nad samym brzegiem stawu. Dzi�ki magicznemu i balsamicznie koj�cemu wp�ywowi lasu zapomina�a o wszystkich k�opotach. My�la�a tylko o pi�knie natury. Z oddali dobieg�o j� wo�anie kuku�ki, potem �piew jakiego� ma�ego ptaszka. Wolno pogr��a�a si� w cudownej beztrosce zespolenia z przyrod�. Nagle gwa�towny ruch pomi�dzy sosnami wyrwa� j� z zamy�lenia. To Lotny Smok szarpn�� si� raptownie i stan�� d�ba. Zapewne u��dli� go jaki� owad. Dziewczyna zerwa�a si� z miejsca. Trzeba by�o konia ug�aska� i uspokoi�. Kiedy podbieg�a do niego, ci�gle wspina� si� na zadnie nogi i r�a� nerwowo. Wodze, niedok�adnie wida� zawi�zane, przy kt�rym� gwa�townym ruchu konia przelecia�y mu nad g�ow� i teraz kr�powa�y przednie nogi. - Juuu�... ju� dooobrze... - przemawia�a do zwierz�cia �agodnym g�osem. - Zaraz przestanie bole�. No juuu�... Lotny Smok jednak nie dawa� si� uspokoi�. Bi� przednimi kopytami powietrze, coraz bardziej pl�ta� si� w wodze, a� Malvina zacz�a traci� g�ow�. Nic nie pomaga�o. Niespodziewanie us�ysza�a ko�o siebie m�ski g�os: - Pozwoli pani, �e jej pomog�. - Co� go chyba u��dli�o - rzek�a dziewczyna nie odwracaj�c g�owy. M�czyzna zdecydowanym, silnym gestem chwyci� Lotnego Smoka za uzd� i wyprowadzi� z ciernistych krzew�w, w kt�rych si� szamota�. - Prosz� go przytrzyma� kr�tko przy pysku - nakaza� w�adczo - ja rozpl�cz� wodze. Zanim si� pu�ci konia wolno, trzeba porz�dnie zawi�za� wodze na ��ku. Najg�upszy parobek wie o tym, a pani nie? Malvina, niebotycznie zdumiona tonem tej nieprawdopodobnej przemowy, podnios�a wzrok na przybysza. By� niew�tpliwie d�entelmenem, cho� mo�e cokolwiek niekonwencjonalnym. Nie mia� kapelusza, a fular w lekkim nie�adzie tylko lu�no udrapowany wok� szyi. Reszta stroju bezwzgl�dnie by�a dzie�em znakomitego krawca. W twarzy mia� co� obcego, co r�ni�o go od wszystkich znanych Malvinie m�czyzn. Lotny Smok by� ju� spokojniejszy, cho� jeszcze mi�nie mu dr�a�y, jak gdyby z oburzenia, �e zosta� potraktowany tak bezpardonowo. Obcy mocno i wprawnie zawi�za� wodze na ��ku. - Tak si� to robi - powiedzia� dobitnie. - Tak w�a�nie zrobi�am - odpar�a Malvina ch�odno. - Niezbyt skutecznie! - Dzi�kuj� za pomoc - rzek�a Malvina. - Dobrze si� sta�o, �e akurat by� pan tutaj, jednak chcia�abym powiadomi�, �e wdar� si� pan, zapewne nie�wiadomie, na teren prywatny. - Ja si� wdar�em na teren prywatny! - wykrzykn�� obcy z niedowierzaniem, w niebotycznym zdumieniu unosz�c brwi. - Dok�adnie to samo zamierza�em powiedzie� pani! Malvina szeroko otworzy�a oczy ze zdziwienia. - Niemo�liwe... czy�by pan... pan nie jest chyba... - ...czarn� owc�? - doko�czy� obcy. - Albo mo�e wola�aby pani �synem marnotrawnym�? Tyle �e na m�j powr�t nie szykowano tucznego ciel�cia! - To pan jest... lordem Flore? - Tak! A pani, s�dz�c po tym, �e ro�ci sobie prawo do tego lasu, jest zapewne ow� �dziedziczk� bez serca�. Malvina patrzy�a na niego w milczeniu. - Prosz� mi wybaczy�, je�li nie brzmi to szczeg�lnie uprzejmie - ci�gn�� m�czyzna - lecz od dw�ch tygodni, od czasu gdy znalaz�em si� znowu w Anglii, ka�dy, kogo spotykam, nie zna innego tematu poza pani� i pani fortun�. Cho� Malvina musia�a uzna� jego s�owa za impertynencj�, nie mog�a si� nie roze�mia�. - Chybiony komplement, doprawdy! - Dlaczego? Wszystkie kobiety chc�, by o nich m�wi�. - Wobec tego jestem wyj�tkiem. - Szczerze w�tpi� - �achn�� si� lord Flore. - Tak samo jak trudno mi uwierzy�, �e jest pani tu sama. - Rozejrza� si� dooko�a. - Gdzie pani eskorta, Aides-de-Camp, parobcy, lokajczyki, no i oczywi�cie pu�k niepocieszonych wielbicieli? Oczy Malviny zab�ys�y ostrzegawczo. - Teraz ju� mnie pan obra�a! - Je�li rzeczywi�cie, prosz� o wybaczenie - powiedzia� rozbrajaj�co lord Flore. - Spodziewa�em si� ujrze� pani� obwieszon� diamentami, a przynajmniej w siodle z czystego z�ota! - �mieszny pan jest! - obruszy�a si� Malvina. - S�dzi�am, �e wzi�wszy pod uwag� kondycj� pa�skiego domu i maj�tku, b�dzie pan mia� wa�niejsze tematy do rozmy�la� ni� moja osoba. Lord Flore zacisn�� wargi. - Trudno odm�wi� pani racji - rzek� z ch�odn� rezerw� - ale to nie zmienia faktu, �e niewiele mog� zrobi�. - Mo�e zdecydowa�by si� pan sprzeda� posiad�o��? O ile mi wiadomo, klasztor jest wyj�tkowo pi�kny! - Jest pi�kny - przyzna� lord Flore z dum� - a jednocze�nie pani jest ostatni� osob�, kt�rej bym go sprzeda�, je�li to mia�a pani na my�li. Znowu Malvina odnios�a nieodparte wra�enie, �e s�siad jest dla niej jakby niegrzeczny, lecz mimo to nie potrafi�a powstrzyma� cisn�cego si� na usta pytania: - Dlaczego? - Poniewa�, panno Maulton, bez w�tpienia zmieni�aby pani subteln� urod� jego wiekowych mur�w w dzie�o odra�aj�co nowoczesne i usi�owa�aby odcisn�� swoj� indywidualno�� w ka�dym jego zak�tku, na przyk�ad przez znaczenie cegie� w�asnymi inicja�ami. Malvina nie wierzy�a w�asnym uszom. - Odnosz� wra�enie - rzek�a wolno - �e jest pan najbardziej nieuprzejmym cz�owiekiem, jakiego kiedykolwiek spotka�am! - Wola�bym s�owo �szczery�. - Cz�sto jest mi�dzy tymi dwoma okre�leniami bardzo niewielka r�nica. - Niewiele kobiet ceni szczero�� - zauwa�y� lord Flore. - To nieprawda! Ale skoro jest pan tak wyra�nie uprzedzony, nie widz� powodu do dalszej dyskusji! Bardzo ju� chcia�a oddali� si� z godno�ci�, lecz by�o to trudne, gdy� oboje trzymali Lotnego Smoka za uzd�. Rozmawiali nad jego grzbietem. Malvina, odwiedzaj�c Dziki Las samotnie, zawsze wspina�a si� na siod�o ze zwalonego drzewa. Lotny Smok doskonale wiedzia�, czego si� od niego oczekuje, i sta� w�wczas spokojnie. Teraz, w obecno�ci lorda Flore nie mog�a niestety, bez uszczerbku na honorze, zachowa� si� jak zwykle. R�wnocze�nie ostatni� rzecz�, jakiej pragn�a, by�a pomoc s�siada, a przecie� niew�tpliwie czu�by si� do tego zobligowany. Zapad�a cisza. - Musz� podzi�kowa� panu za pomoc. Nie b�d� ju� pana zatrzymywa�a. Nie powinnam by�a zajmowa� tak wiele pa�skiego czasu. - �adnie powiedziane! - roze�mia� si� lord Flore. - Czy kiedy odmawia pani swoim �arliwym zalotnikom, zwraca si� do nich w�a�nie tym, pe�nym wy�szo�ci tonem? Malvina zdecydowa�a, �e odejdzie prowadz�c za sob� konia. Poci�gn�a za uzd�. Lord Flore poci�gn�� z przeciwnej strony. - Nie tak szybko! - zaprotestowa�. - Skoro ju� pani tu jest, mo�e by�my raz na zawsze wyja�nili sporn� kwesti� w�asno�ci tego lasu? - Sk�d pan wie o sprawie? - zdziwi�a si� Malvina. -� Zawsze mi m�wiono, �e opu�ci� pan dom, zanim kupili�my Maulton Park. Podobno ojciec wyrzuci� pana z domu bez grosza przy duszy? Plotka g�osi�a, �e Shelton Flore nie wyjecha� za granic� sam. Podobno zabra� ze sob� �liczn� i milutk� �on� jednego z s�siad�w. Wstrz��ni�te hrabstwo ch�on�o ka�dy okruch nowych wie�ci. Opuszczony m�� odm�wi� zgody na rozw�d, lecz nied�ugo stanowi� zawad�. Umar� rok p�niej, a niewierna �ona natychmiast ponownie wysz�a za m��, cho� nie za cz�owieka, z kt�rym uciek�a z domu. Plotki na temat skandalicznego wyjazdu Sheltona Flore i ca�ej sensacyjnej otoczki tej mi�osnej afery bezustannie zaprz�ta�y umys�y okolicznych mieszka�c�w. Kiedy Magnamus i jego �ona wprowadzili si� do domu w maj�tku nazwanym przez nich Maulton Park, ka�dy z go�ci dodawa� do owej historii pikantne szczeg�y. Malvina przypadkiem us�ysza�a kiedy� zirytowanego ojca: - M�czy mnie ju� s�uchanie o tym niepokornym m�odym cz�owieku. Mo�na odnie�� wra�enie, �e by� jedynym m�czyzn� na �wiecie, kt�ry korzysta� z m�odo�ci. - Jestem sk�onna si� z tob� zgodzi� - przyzna�a lady Elizabeth. - Trzeba przy tym pami�ta�, �e stary lord nie u�atwia synowi powrotu do domu. A przecie� od wyjazdu Sheltona zaszy� si� w swym zamku, dawnym klasztorze, jak prawdziwy pustelnik. Nie s�dz�, by gustowa� w takim �yciu, lecz pewnie nigdy si� nie przyzna, �e dokucza mu samotno��. - W ka�dym razie naszego towarzystwa nie b�dzie sobie �yczy� na pewno. Przynajmniej dop�ki nie zechcemy podarowa� mu prawa do lasu - zauwa�y� Magnamus Maulton. - A ja w rzeczy samej nie mam na to najmniejszej ochoty. Rodzice Malviny wkr�tce porzucili temat krn�brnego lorda Sheltona Flore i wi�cej do niego nie wracali. Odwrotnie s�u�ba. Pro�ci wie�niacy nigdy nie przestali si� fascynowa� t� r�wnie romantyczn� co awanturnicz� histori� mi�o�ci, zdrady i nienawi�ci. Poniewa� maj�tki Flore i Maulton graniczy�y ze sob�, u obu pan�w zatrudnieni byli wie�niacy cz�sto blisko ze sob� spokrewnieni. W ten spos�b plotka, karmiona wytworami wyobra�ni powsta�ymi nie tylko przy pracy, lecz tak�e w rodzinnych domach, szybko ros�a w si��. W ci�gu trzech lat ziemie Magnamusa Maultona zosta�y przekszta�cone w niedo�cigniony wz�r perfekcyjnej gospodarki i doskona�ego prowadzenia domu. Maj�tek Flore za� stanowi� jego dok�adne przeciwie�stwo. Pracownicy, zwalniani z powodu braku funduszy na pensje, przychodzili do Magnamusa Maultona b�agaj�c o prac�. Ziemia le�a�a od�ogiem, a je�li da� wiar� pog�oskom, tak�e i zamek obraca� si� w ruin� - na oczach w�a�ciciela. - Och, gdyby tak panicz Shelton wr�ci� do domu... On by si� wszystkim zaj��... - wzdychali starzy ludzie. Po paniczu Sheltonie nie by�o jednak �ladu. Kt�rego� razu Malvina us�ysza�a opini� jednego z przyjaci� ojca, namiestnika kr�lewskiego: - Moim zdaniem - rzek� do Magnamusa Maultona - zachowanie tego m�odego cz�owieka wo�a o pomst� do nieba. Napisa�em mu w li�cie, �e jego ojciec jest niezdr�w i �e dla dobra ich obu oraz maj�tku powinien wr�ci� do domu jak najszybciej. Wyobra� sobie, nawet nie raczy� odpowiedzie�. A teraz, tak niespodziewanie, m�ody lord Flore by� tutaj! Sp�ni� si� jednak niewybaczalnie. Wr�ci� ca�y d�ugi rok po tym, jak pogrzebano jego ojca, a maj�tek pozosta� bez pana. Malvina nie potrafi�a powstrzyma� ciekawo�ci. - Dlaczego nie wr�ci� pan wcze�niej? - Zadawano mi to pytanie ju� setki razy - odpar� lord Flore - a odpowied� jest taka oczywista. W swoich woja�ach dotar�em daleko, odwiedza�em najdziksze zak�tki naszego globu, znalaz�em si� tam, gdzie nie dochodzi �adna poczta. Dopiero przed dwoma miesi�cami wr�ci�em do cywilizowanego �wiata i w�wczas odebra�em wie�ci o �mierci ojca. - Prawdopodobnie nikt si� nie spodziewa� takiego obrotu spraw i wszyscy s�dzili, �e choroba ojca by�a panu oboj�tna. - Przyzwyczai�em si� ju�, �e ludzie widz� mnie od najgorszej strony! Zawsze �ama�em konwenanse i nie mam powod�w tego �a�owa�. - Wygl�da to troch� na zadzieranie nosa - oceni�a Malvina. Lord Flore roze�mia� si� beztrosko. - Tak w�a�nie jest. Dzi�kuj� pani za w�a�ciwe okre�lenie. - Czy mam rozumie�, �e w dalekim �wiecie uda�o si� panu zbi� fortun�? - zapyta�a dziewczyna. - Podobno zar�wno klasztor, jak i ca�y pa�ski maj�tek potrzebuj� niema�ych nak�ad�w - szybko usprawiedliwi�a niedyskretne pytanie. - Dobry Bo�e, nic bardziej mylnego! - wykrzykn�� lord Flore. - Jestem biedny jak mysz ko�cielna. Niczym syn marnotrawny nieraz chcia�em si� �ywi� odpadkami, ale po powrocie nie czeka�y mnie bogate szaty ani obfity posi�ek. - Co wi�c zamierza pan robi�? Lord Flore nieznacznie wzruszy� ramionami. - Jedyne, co mi do tej pory a� nazbyt cz�sto sugerowano, to ma��e�stwo z pani�! Malvina ju� mia�a zaprotestowa�, lecz nie zd��y�a. - Prosz� si� nie obawia� - ci�gn�� lord Flore. - Z mojej strony nie grozi pani taka propozycja! Pr�dzej wzi��bym za �on� odra�aj�c� Meduz�! Malvina nieomal zaniem�wi�a ze zdumienia. - Dlaczego? - Poniewa�, droga panno Maulton, �ycie z Meduz� by�oby mniejsz� kar� ni� cena, jak� bym musia� zap�aci� za o�enek z workami z�ota. A poza tym, prosz� wybaczy� mi szczere stwierdzenie, osoby pani pokroju budz� we mnie odraz�. - Nie musz� wys�uchiwa� pana inwektyw! - oburzy�a si� Malvina. Spojrza�a na lorda Flore niczym tygrys ludo�erca na blisk� ofiar�. - Zada�a mi pani pytanie, a ja odpowiedzia�em zgodnie z prawd�. Na lito�� bosk�, prosz� by� na tyle rozs�dn�, by przyj�� odmienn� od powszechnej opini�. Nie mo�na ci�gle oczekiwa� nieustannego kadzenia! - Trudno mi by�o si� spodziewa� os�du a� tak subiektywnego - zaprotestowa�a Malvina s�abo. - Wi�c prosz� nareszcie przesta� w odpowiedzi na ka�de moje stwierdzenie boczy� si� i buntowa�, nie przymierzaj�c zupe�nie jak pani ko� - odparowa� lord Flore. Malvina wzi�a g��boki oddech. - Obojgu nam b�dzie �atwiej - ci�gn�� lord Flore - je�eli postanowimy by� wobec siebie szczerzy. Nie k�ami�, kiedy twierdz�, i� nie mam zamiaru si� z pani� �eni� ani stwarza� okazji do odtr�cenia mnie, jak cho�by tego biednego ksi�cia, kt�remu pani w�a�nie da�a kosza. Malvina by�a niebotycznie zdumiona. - Wie pan o tym? - By�em wczoraj u White'a. Widzia�em Wrexhama, kt�ry z prawdziw� satysfakcj� studiowa� ksi�g� zak�ad�w. S�ysza�em, jak przyjaciele �yczyli mu powodzenia. Trudno by�o �ywi� jakiekolwiek w�tpliwo�ci - ten absztyfikant czu� si�, jakby ju� min�� met� i dzier�y� puchar w d�oniach. Malvina nie mog�a powstrzyma� u�miechu. Cho� lord Flore by� bardzo nieuprzejmy, musia�a przyzna�, �e j� zaintrygowa� i rozbawi�. - Ustalili�my wi�c - rzek�a - �e nie ma pan zamiaru si� ze mn� �eni�. Kamie� spad� mi z serca. Pozwoli pan, �e spytam zatem, co zamierza pan robi�? - Najpierw musimy zapomnie� o za�artych k��tniach ojc�w. Je�li si� oka�e, �e potrafimy tego dokona�, chcia�bym zapyta�, czy mia�aby pani ochot� mi pom�c. - W jaki spos�b? - C�, wiekowa tradycja nie pozostawia mi wielkiego wyboru - rzek� lord Flore. - Mog� sprzeda� wszystko, co posiadam, a i tak nie zyskam wiele, albo... po�lubi� bogat� pann�. Malvina patrzy�a na niego nic ju� nie rozumiej�c. - S�dzi�am, �e tego w�a�nie pan pragnie unikn��! - Nie chc� si� �eni� z pani�! - przypomnia� lord Flore. - Jest pani, jak dla mnie, o wiele za bardzo... konfliktowa. Poza tym, szczerze m�wi�c, nie chc� za �on� kobiety, kt�ra w ksi�dze zak�ad�w u White'a figuruje po kilka razy na ka�dej stronie. Czy na kt�rej strz�pi� sobie j�zyki wszystkie arystokratyczne nicponie i obiboki. Malvina zmierzy�a �mia�ka wzrokiem krwio�erczej bestii. - Zaraz, chwileczk� - po�pieszy� lord Flore - prosz� mnie �le nie zrozumie�. Ja zn�w jedynie m�wi� prawd�. - No wi�c czego pan chce? - zapyta�a, hamuj�c si� z trudem. - Chcia�bym si� o�eni� z istot� s�odk� i �agodn� - odpar� - kt�ra doceni moje osobiste zalety, a tak�e zrozumie, �e chc� wyda� jej pieni�dze na godny cel, jakim niew�tpliwie jest odnowienie zamku, a nie na hulaszcze przyj�cia albo zabieganie o �aski zgrai utytu�owanych g�upc�w. Zapad�a cisza. - Opowiadano mi - podj�� lord Flore po chwili - o r�nych interesuj�cych unowocze�nieniach, jakie pani ojciec wprowadzi� w trosce o dobro maj�tku. Ja tak�e chcia�bym dokona� podobnych zmian. Na to jednak musz� mie� pieni�dze. - I chce pan, �ebym panu znalaz�a dziedziczk�? - spyta�a Malvina z niedowierzaniem. - Pieni�dz wabi pieni�dz - rzek� lord Flore filozoficznie. - Nie potrafi� sobie wyobrazi� nikogo, komu by �atwiej by�o znale�� dla mnie odpowiedni� osob�: kobiet� rozkochan� w wiejskim �yciu, kt�ra by mnie powstrzyma�a od w��cz�gi po wysokich g�rach i dalekich oceanach, okie�zna�a ��dz� przyg�d, sprawi�a, bym zapomnia� o dreszczu emocji, kiedy si� odkrywa zaginion� �wi�tyni� czy zrujnowany pa�ac dawno wymar�ej dynastii. - Czy to w�a�nie pan robi�? - To i wiele innych rzeczy. A je�li starsi i lepsi ode mnie uwa�aj� takie �ycie za stracon� m�odo��, ja mog� tylko powiedzie�, �e nie �a�uj� ani jednej chwili. - Chyba potrafi� pana zrozumie� - rzek�a Malvina zamy�lona. - Szczerze m�wi�c - ci�gn�� lord Flore - nieraz jad�c na niesfornym mule albo na jaku, kt�ry �limaczym krokiem pod��a� w dzikie g�ry, gdy ostry wiatr zacina� mi prosto w twarz, t�skni�em za wierzchowcem takim jak ten - wskaza� Lotnego Smoka. - Obawiam si� jednak, �e to jeszcze jedna z rzeczy, na kt�re nigdy nie b�d� m�g� sobie pozwoli�. Po raz pierwszy Malvina rzuci�a okiem na konia, kt�ry sta� nie opodal szczypi�c traw�. By�o to rzeczywi�cie bardzo po�lednie zwierz�, zapewne ostatnie, jakie si� osta�o w stajniach dawnego klasztoru. - D�ugo by�am w Londynie - zacz�a powodowana impulsem - i przez ten czas nie mia� kto trenowa� moich koni. S� w fatalnej formie. Gdyby pan zechcia� po�yczy� kt�rego� od czasu do czasu, wy�wiadczy�by mi pan ogromn� przys�ug�. - Oto wielkoduszno��! - roze�mia� si� lord Flore. - Prosz� pozwoli� sobie odpowiedzie�, panno Maulton, �e przystaj� na t� ofert� z ochot�. Jednocze�nie w zamian oferuj� pani swobod� w moim lesie! - To nie jest pa�ski... Dziewczyna roze�mia�a si� g�o�no. - Nie mo�emy zaczyna� wszystkiego od pocz�tku! Powiedzmy, �e b�dzie to �ziemia niczyja� dost�pna w r�wnym stopniu nam obojgu. Prosz� tylko, by pan nie t�pi� tutaj �adnych zwierz�t ani ptak�w, nawet tych, kt�re powszechnie uwa�a si� za szkodniki. Lord Flore roz�o�y� r�ce. - Prosz� ich �ycie przyj�� ode mnie w podarunku. A tak�e marny �ywot owej osy czy innego zbyt �mia�ego insekta, kt�ry mia� czelno�� u��dli� pani konia. Malvina roze�mia�a si� ponownie. Wreszcie pu�ci�a uzd� Lotnego Smoka. - Mo�e zechce pan pom�c mi wsi���? Powinnam ju� wraca� do domu. Mam nadziej�, �e zajrzy pan odwiedzi� moj� babci�. Mieszkamy zawsze razem, czy w Londynie, czy na wsi. - B�d� zachwycony. Jednak... widzi pani, r�d Flore �yje na tym skrawku ziemskiego globu od trzystu z g�r� lat. W tej sytuacji trudno mi chyba odm�wi� przywileju, bym m�g� w pierwszej kolejno�ci zaprosi� obie panie do siebie. Obszed� konia i stan�� przy Malvinie. - Czy zechce pani uczyni� mi t� grzeczno�� i jutro wypije ze mn� herbat�? - zapyta�. - W�tpi�, czy znajdzie si� co� szczeg�lnie smacznego do jedzenia, ale... chcia�bym pani pokaza� zamek. - Z przyjemno�ci� pana odwiedzimy - przysta�a Malvina ch�tnie. - Szczerze m�wi�c, zawsze by�am ciekawa klasztoru Flore i bardzo mnie martwi�a zwada mi�dzy naszymi ojcami. Wtem krzykn�a z cicha. - W�a�nie sobie przypomnia�am, �e razem z babci� planowa�y�my jutro wr�ci� do Londynu. Ju� przyj�y�my zaproszenia na �rodowy obiad i kolacj�. - W tej sytuacji - rzek� lord Flore - najlepiej pani zrobi jad�c do klasztoru teraz. W przeciwnym wypadku mog� up�yn�� ca�e d�ugie tygodnie, je�li nie miesi�ce, zanim dost�pi� zaszczytu ponownego spotkania pani. Malvina nie przeoczy�a kpi�cej nuty brzmi�cej w jego g�osie. W�a�ciwie powinna natychmiast odjecha�. I gdyby tylko nie by�a tak ciekawa pradawnej rodowej siedziby, na pewno by to zrobi�a. Niestety, nie mog�a przecie� czeka�, mo�e nawet i miesi�c, nim zdo�a skorzysta� z zaproszenia. Zdecydowanie chcia�a zobaczy� klasztor Flore. Niezale�nie od tego, jak bardzo dra�ni� j� w�a�ciciel i do jakiego stopnia by� wobec niej nieuprzejmy. - Pojad� teraz - powiedzia�a stanowczo - lecz zdaje pan sobie spraw�, �e nie zabawi� w go�cinie zbyt d�ugo. - Oczywi�cie - zgodzi� si� lord Flore g�adko. - Mo�e pani uzna�, �e jedno pobie�ne spojrzenie zupe�nie wystarczy. Nie takiej odpowiedzi si� spodziewa�a. Lord Flore podsadzi� Malvin� na Lotnego Smoka, wprawnym ruchem rozwi�za� wodze, poda� je dziewczynie i podszed� do w�asnego konia. W tej w�a�nie chwili Malvina po raz pierwszy zwr�ci�a baczniejsz� uwag� na doskonale ukszta�towan� sylwetk� s�siada - zjawisko niespotykane w�r�d londy�skich dandys�w. Ramiona mia� szerokie niczym atleta, a przy tym w�skie biodra, co czyni�o jego posta� szalenie m�sk�. By� pi�knie, doprawdy nieprzeci�tnie harmonijnie zbudowany, w dodatku gibki i zwinny w ruchach - s�owem: wyj�tkowo przystojny. Malvina raz jeszcze musia�a przyzna�, �e lord Flore diametralnie si� r�ni od wi�kszo�ci m�czyzn, kt�rych zna�a do tej pory. Z drugiej strony trudno go by�o bez wahania nazwa� urodziwym, gdy� na twarzy mia� odci�ni�te pi�tno jakiej� zbytniej, jakby nieco wulgarnej pewno�ci siebie. Jego rysy bardziej by si� nadawa�y do portretu morskiego rozb�jnika ni� arystokraty z szacownego rodu. Mia� ciemne w�osy i mocno zarysowane brwi. Gdy kpi� lub by� nieuprzejmy, w jego oczach pojawia� si� irytuj�cy b�ysk. Malvina zupe�nie nie potrafi�a tego cz�owieka zrozumie�, ci�gle j� zaskakiwa�. I zapewne nie by�a w tych uczuciach odosobniona. Wi�kszo�� ludzi odnios�aby podobne wra�enie. Czy�by to robi� rozmy�lnie? �Zapewne jest jednakowo zepsuty i nieodpowiedzialny - pomy�la�a wyje�d�aj�c z lasu -jak w�wczas, kiedy uciek� z cudz� �on�!� Co� jej jednak podpowiada�o, �e w rzeczywisto�ci trudno by by�o doszuka� si� w g��bi jego duszy z�a czy niepoczciwo�ci. ROZDZIA� 2 Wyjechali z lasu i ruszyli przez p�askie ��ki. Nie min�o wiele czasu, a Malvina po raz pierwszy w �yciu ujrza�a na w�asne oczy klasztor Flore. Jego uroda zapar�a dziewczynie dech w piersiach. Ogrom wiekowej siedziby zdumia� j� niebotycznie, cho� przecie� s�ysza�a, �e przez kolejne pokolenia zamek by� znacznie rozbudowywany. Magnamus Maulton, z wiadomych wzgl�d�w zainteresowany histori� ziem s�siada, opowiada� c�rce dzieje zamczyska. A by�y one bogate w wydarzenia i ciekawe. Po rozgromieniu mnich�w za panowania Henryka VIII, budynek zakonny zosta� przekszta�cony w prywatn� siedzib�. Nast�pnie, kiedy na tron wst�pi�a kr�lowa Maria, zwr�cono go benedyktynom. Potem siostra w�adczyni, El�bieta, zn�w odebra�a nieruchomo�� ko�cio�owi. Mnisi, n�kani prze�ladowaniami, musieli opu�ci� klasztor, a nowym w�a�cicielem zosta� pierwszy lord Flore, dworski dyplomata. Ochrzci� siedzib� w�asnym nazwiskiem i od tamtej pory r�d Flore zamieszkiwa� w tym gnie�dzie po dzi� dzie�. Wielka, lecz wdzi�czna kszta�tem bry�a klasztoru Flore, nie pozbawiona swoistej lekko�ci, pyszni�a si� w blasku s�o�ca bogactwem minionych wiek�w. Dopiero z bliska Malvina dostrzeg�a, �e wiele okien w pokojach na pi�trze ma potrzaskane szyby, a ceg�y wymagaj� fugowania zapraw�. Pi�kne w kszta�cie schody, z�o�one zapewne z co najmniej pi��dziesi�ciu stopni, prowadz�ce do frontowych drzwi, porasta� mech zag�uszany przez pospolite chwasty. Lord Flore milcz�c jecha� przodem. Przed zamczyskiem zsiad� i pom�g� Malvinie zeskoczy� z grzbietu Lotnego Smoka. Solidnie zawi�za� wodze na ��ku i pu�ci� oba konie wolno na zaniedbany, dawno nie strzy�ony trawnik. Ruszyli do frontowych drzwi. - Jedyne pocieszenie w tym - odezwa� si� gospodarz - �e m�j ojciec by� do maj�tku bardzo przywi�zany i niczego nie sprzeda�. Pewnie gdybym spr�bowa� co� spieni�y�, jego duch prze�ladowa�by mnie po nocach. - Z ca�� pewno�ci�! Weszli wprost do wielkiego hallu. To tutaj mnisi jadali posi�ki, tutaj raczyli swoj� go�cinno�ci� ka�dego, kto jej potrzebowa�. Przy d�ugim refektarzowym stole, wybornie rze�bionym przez niew�tpliwego mistrza w tym trudnym fachu, mog�o si� bez trudu pomie�ci� trzydzie�ci lub nawet wi�cej os�b. Otacza�y go podobnie rze�bione d�bowe krzes�a. Pod �cian� ci�gn�� si� �redniowieczny kominek, czy mo�e raczej palenisko, by�o bowiem takiej wielko�ci, �e bez k�opotu mo�na by w nim spali� w ca�o�ci pie� drzewa. R�ni�te szyby w oknach pozosta�y, co prawda, nienaruszone, ale wymaga�y bardzo solidnego oczyszczenia. To samo mo�na by�o powiedzie� o obrazach, kt�re niemal kompletnie zas�ania�y �ciany. - To jest wielki hall - rzek� niepotrzebnie lord Flore. Poprowadzi� Malvin� dalej, otwieraj�c przed ni� drzwi do coraz to nowych pomieszcze�. Wszystkie komnaty ozdobiono cennymi portretami przodk�w, powsta�ymi w ci�gu d�ugich wiek�w. Wsz�dzie tak�e sta�y antyczne i zapewne bardzo cenne meble. Ze szczeg�lnym zainteresowaniem Malvina obejrza�a jedn� z szafek. Mebelek zosta� skomponowany z kilku r�nych rodzaj�w drewna, mia� z�ocone n�ki i uchwyty. Na aukcji z pewno�ci� przyni�s�by niema�� sum�. Lord Flore najwyra�niej czyta� w my�lach dziewczyny. - Odpowied� brzmi: nie! - W tej sytuacji - oceni�a Malvina - rzeczywi�cie b�d� musia�a znale�� panu bogat� kandydatk� na �on�. - O co b�agam pokornie. - To nie powinno by� trudne - szepn�a. - Ka�da prawdziwa kobieta znajdzie ogromn� przyjemno�� w doprowadzaniu tego �licznego domu do w�a�ciwego stanu. - Jeszcze za czas�w mojego dziada - odezwa� si� lord Flore - dom i maj�tek prze�ywa�y prawdziwy rozkwit. Dopiero w nast�pnych pokoleniach zabrak�o funduszy na odpowiednie utrzymanie. Malvina unios�a brwi. - Jak to si� sta�o? - Pewnie powinienem uderzy� si� w piersi i przyzna�, �e szasta�em pieni�dzmi? Niezupe�nie tak. W rzeczywisto�ci nasz los odmieni�a wojna. Zrujnowa�a mojego ojca podobnie jak wielu innych w ca�ej Anglii. Niejeden maj�tek rodowy straci� w tym czasie �r�d�a dochod�w. - Farmerom wiod�o si� nie najgorzej - zaoponowa�a Malvina, przekonana, �e przy�apa�a gospodarza na karygodnej ignorancji. - Zgoda - odpar� lord Flore - poniewa� w czasie wojny ros�a w cen� wytwarzana przez nich �ywno��. Po zako�czeniu dzia�a� wojennych wi�kszo�� tych gospodarstw szybko zbankrutowa�a. W tym samym czasie wszelkie fundusze inwestowane za granic� przepad�y bezpowrotnie. Malvina pomy�la�a o swoim ojcu. - Nie by�o to regu�� - powiedzia�a. - Pani ojciec stanowi� jeden z nielicznych wyj�tk�w. Mia� prawdziwy talent do interes�w. Na Dalekim Wschodzie, gdzie zrobi� fortun�, odbiera� za swoje niepowszednie zdolno�ci nieomal bosk� cze��. - Zna� pan mojego ojca? - Spotka�em go kilkakrotnie. By� dla mnie bardzo uprzejmy i zechcia� mi pom�c. - Tatu� zawsze by� skory do pomagania ludziom - u�miechn�a si� Malvina. - A tak�e ch�tnie przyjmowa� rewan�. By�by uradowany, gdyby pan pom�g� trenowa� jego konie. - Nie mog�a mi pani sprawi� wi�kszej przyjemno�ci ni� t� propozycj� - rzek� lord Flore. - A teraz poka�� pani jeszcze dwie komnaty i odprowadz� do domu. - Potrafi� wr�ci� sama - sprzeciwi�a si� Malvina. - Wierz�, ale nie powinna pani tego robi�. Malvina za�ama�a r�ce. - Bardzo prosz�, niech pan nie zaczyna mi rozkazywa� tylko dlatego, �e zaproponowa�am, by�my zostali przyjaci�mi. Dosy� mam s�uchania, co powinnam robi�, a czego mi nie wolno! Chc� sama o sobie decydowa�. Lord Flore skwitowa� jej wybuch krzywym u�mieszkiem. - Teraz jest ju� chyba ca�kiem zrozumia�e, dlaczego nie mam najmniejszego zamiaru prosi� o r�k� panny Malviny Maulton? Dobrze by pani post�pi�a przyjmuj�c o�wiadczyny ksi�cia. Cz�owiek tak nierozgarni�ty milcz�co by si� godzi� na pani... wybryki. - Gdy tymczasem pan wiecznie mia�by co� do powiedzenia! - doko�czy�a Malvina. - Naturalnie! - przyzna� lord Flore. - A po tygodniu, najdalej dw�ch, zapewne chcia�bym pani� sk�oni� do zmiany post�powania! Oczy mu si� �mia�y, lecz dziewczyna odnios�a wra�enie, �e wiele by�o gorzkiej prawdy w tym dowcipie. Powiedzia�a szybko: - Znajd� panu cich�, zadowolon� z siebie, t�paw� szar� myszk� na �on�! Jestem pewna, �e pe�no takich dooko�a. - Jedna zupe�nie mi wystarczy. Malvina by�a zdecydowana mie� ostatnie s�owo. - Sk�d ta pewno��? Je�li pan roztrwoni jej pieni�dze r�wnie szybko jak w�asne, mo�e si� okaza�, �e b�dzie panu potrzebny nieprzerwany strumie� maj�tnych panien na wydaniu. Lord Flore odpowiedzia� �miechem, po czym, najwyra�niej uznaj�c, �e powiedzieli sobie ju� dosy�, poprowadzi� do ostatnich dw�ch komnat i z powrotem do wyj�cia. Przed drzwiami Malvina zawo�a�a Lotnego Smoka. Wierzchowiec czujnie uni�s� �eb i natychmiast pos�usznie przytruchta� do jej boku. Lord Flore pom�g� dziewczynie wsi���, a nast�pnie dosiad� w�asnego konia i ruszyli z powrotem t� sam� drog�, kt�r� tu przybyli. Mijali opustosza�e, le��ce od�ogiem pola, ziemi� dawno nie oran� i nie obsiewan�. Wreszcie przejechali przez Dziki Las i znale�li si� na terenie Maulton Park. Kontrast mi�dzy dwoma maj�tkami wprost rzuca� si� w oczy. �lepy by dostrzeg� g�st� m�od� pszenic� wschodz�c� na polach. Gdzie indziej kie�kowa� j�czmie�, a drzewa w sadzie, odpowiednio przyci�te we w�a�ciwym czasie, nabrzmia�y obietnic� bliskiego urodzaju. Na pi�knie utrzymanej alei wiod�cej szpalerem d�b�w nie znalaz�by� ani jednego ob�amanego konara, g�adkie trawniki przed domem syci�y oczy soczyst� zieleni�. Wiosenne kwiaty kusi�y wszystkimi barwami t�czy, a i krzewy zaczyna�y si� ju� kolorowi� wczesnymi p�kami. Ka�da okienna szyba w wielkim domu, wypolerowana do po�ysku, b�yszcza�a jak klejnot. Na frontowych schodach wyszorowanych do czysta nie u�wiadczy�by� ani jednej plamki. Elegancki faeton, zaprz�ony w cztery konie, w�a�nie odje�d�a� sprzed domu w kierunku stajni. Malvina przyjrza�a mu si� z niema�ym zdumieniem. - O, kolejny pe�en optymizmu adorator - wyja�ni� sobie na g�os lord Flore. - Nie b�d� pani d�u�ej zatrzymywa�. - Nikogo nie oczekiwa�am! - rzek�a Malvina niemal gniewnie. Zirytowa�o j�, �e m�g�by si� w tej wizycie domy�la� sekretnej randki. Spojrzawszy na faeton raz jeszcze, nim znikn�� jej z oczu, upewni�a si�, kto przyby� w go�cin�. Sir Mortimer Smythe. Baronet, kt�ry o�wiadczy� si� jako pierwszy, zaraz po jej przybyciu do Londynu. Nie mia�a �yczenia go widzie�. By� oty�ym, ma�o atrakcyjnym m�czyzn�. Prawi� jej tak mocno przesadzone komplementy, �e a� czu�a si� w jego obecno�ci nieswojo. Swe uczucia wyjawi� wyj�tkowo �arliwie, a kiedy Malvina odm�wi�a mu r�ki, rzek�: - Jestem tylko pierwszym z wielu, wiem doskonale, lecz prosz� przyj�� moje zapewnienie, panno Maulton, �e nie�atwo rezygnuj� i b�d� wytrwale d��y� do celu. - Pa�skie starania nigdy nie zostan� uwie�czone sukcesem, sir Mortimerze - odpar�a Malvina. - O tym si� jeszcze przekonamy. A teraz niech mi b�dzie wolno s�awi� pani urod� i przekonywa� gor�co, jak bardzo chcia�bym uczyni� z pani swoj� �on�! - Z�o�y� poca�unek na jej d�oni. W momencie gdy jego usta dotkn�y sk�ry dziewczyny, Malvin� przeszed� nieprzyjemny dreszcz. - Sir Mortimer