15074
Szczegóły |
Tytuł |
15074 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15074 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15074 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15074 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARGIT SANDEMO
PEWNEJ DESZCZOWEJ NOCY
Z norweskiego prze�o�y�a
EL�BIETA PTASZU�SKA - SADOWSKA
POL - NORDICA
Otwock 1997
ROZDZIA� I
Helga p�dzi�a drog� w d� niczym sp�oszone dzikie zwierz�, oddalaj�c si� od domu
swego dzieci�stwa, kt�ry teraz sta� si� dla niej �r�d�em leku i przera�enia. Cho� czu�a b�l w
piersiach, a nogi ledwie j� ju� nios�y, z rozwianymi w�osami bieg�a na o�lep dalej. Jedyna
my�l, jak ko�ata�a si� jej w g�owie, to uciec jak najdalej st�d, i to na zawsze.
- Helga! Dok�d to!
Stan�a jak wryta. To matka wraca�a z miasta, wcze�niej, ni� zapowiedzia�a.
Dziewczyna czu�a, �e robi jej si� niedobrze.
- Co si� z tob� dzieje? Wygl�dasz, jakby� spotka�a upiora. Co si� sta�o?
Opanowa�a si� na tyle, �eby m�c odpowiedzie�.
- Nic - wydysza�a. - Nic! Chcia�am tylko wyj�� ci naprzeciw, mamo.
Matka popatrzy�a na ni� w spos�b, kt�rego Helga zdecydowanie nie lubi�a. Starsza
kobieta o zm�czonej twarzy wzi�a c�rk� za r�k� i ruszy�a po g�r� w kierunku domu.
- To ju� drugi raz w ci�gu ostatnich dni. Co ci� tak przera�a?
Helga nie by�a w stanie wydoby� z siebie s�owa. Dr�a�a na ca�ym ciele.
Matka zamilk�a i przez reszt� drogi pogr��ona by�a w zadumie.
Dosz�y na g�r� po szerokim nawisie, z kt�rego roztacza� si� rozleg�y widok na fiord.
Gospodarstwo by�o du�e, nale�a� do niego zadbany dom oraz urodzajne pola i bujne ��ki.
G��boko w dole p�yn�a rzeka pe�na pstr�g�w i rozpo�ciera�o si� miasto, kt�re Heldze
wydawa�o si� �wiatem ze sn�w. Kilkakrotne wyprawy do niego pozostawi�y w jej pami�ci
wspomnienie przygody, podniecaj�cego napi�cia i niewiarygodnych wprost t�um�w ludzi. W
rzeczywisto�ci by�o to ca�kiem ma�e norweskie miasteczko, ale ona nie mia�a wysokich
wymaga� i nie zna�a niczego, z czym mog�aby je por�wna�.
By� rok 1895. W owym czasie m�ode c�rki wiejskich gospodarzy niewiele widywa�y
poza swymi stronami rodzinnymi. Matka Helgi stanowi�a pod tym wzgl�dem prawdziwy
wyj�tek: ona by�a nawet po drugiej stronie morza!
Drzwi otworzy� ojczym Helgi. Dziewczyna zdo�a�a opanowa� l�k i niech�� przed
wej�ciem do domu, lecz starsza kobieta doskonale wyczu�a mimowolne szarpni�cie w swej
d�oni i bardzo si� nim zdziwi�a.
- Jak by�o w mie�cie?
Matka Helgi odwr�ci�a twarz od swej �adnej osiemnastoletniej c�rki ku m�owi.
Zrobi�o jej si� ciep�o na sercu. Ottar, ten, kt�ry kiedy� ugania� si� za sp�dniczkami, okaza� si�
taki dobry! By� jedynym cz�owiekiem, jaki zaj�� si� ni�, kiedy znowu wr�ci�a do wsi. O�eni�
si� z ni�, mimo �e miejscowa spo�eczno�� pot�pi�a i odrzuci�a j� razem z jej �b�kartem�. A
Heldze okazywa� potem zawsze tyle samo ciep�a i mi�o�ci, co swym w�asnym dzieciom, czyli
m�odszemu rodze�stwu dziewczynki.
Zacz�a opowiada� z o�ywieniem o wizycie w miasteczku. Helga zamierza�a w�a�nie
wyj�� z domu, gdy matka zawo�a�a do niej:
- B�d� tak dobra i zabierz si� za kolacj�!
- A nie potrzebujecie, matko, pomocy przy dojeniu? Mog�abym...
- nie, dam sobie rad�.
Si�gn�a po umyty cebrzyk na mleko i skierowa�a si� ku oborze.
Helga zacz�a nerwowo wyjmowa� naczynia. Ottar wszed� za ni� do kuchni.
- Pos�uchaj mnie! - powiedzia� cicho i prosz�co. - Przecie� nie zamierzam wyrz�dzi�
ci krzywdy. Powiedz, czy nie by�em dla ciebie zawsze dobry?
- Tak - odrzek�a, nie podnosz�c wzroku sponad sto�u.
- To mo�e i ty te� mog�aby� by� cho� troch� dla mnie mi�a, co?
I to w�a�nie by�o w tym wszystkim najtrudniejsze - ta jego dobro�. Wcale nie chcia�a
go rani�, ale tak naprawd� to powinna uderzy� go prosto w twarz.
Nie czu�a si� jednak zdolna, by uczyni� co� takiego. Wszystkie dzieci bowiem zosta�y
wychowane w karno�ci i szacunku dla rodzic�w.
- Pos�uchaj mnie uwa�nie! Matka nie musi o niczym wiedzie�. Ja bardzo j� szanuj�,
przecie� widzisz, ale ona jest ju� stara i na nic nie ma ochoty, czuj� si� przy niej strasznie
samotny. A ty jeste� taka �adna, �e a� trudno ci si� oprze�. No, spr�buj mnie tylko zrozumie�!
Przysun�� si� bli�ej i obj�� j� mocno w pasie. Helga nie zdo�a�a si� opanowa� i
krzykn�a z odraz�. Uwolni�a si� z obj�cia.
W tej samej chwili do kuchni wesz�a matka.
Od razu zblad�a, ale uda�a, �e nic nie zauwa�y�a. Powiedzia�a spokojnie:
- Czarna krowa tak wierzga, �e nie mog� jej wydoi�. Pomo�esz mi, Helga?
Z zarumienionymi policzkami i z opuszczon� g�ow� dziewczyna pospieszy�a za matk�
do obory.
Z krow� wszystko by�o w porz�dku. Matka wr�ci�a tylko do kuchni po co�, czego
zapomnia�a zabra�. A mo�e mia�a jakie� przeczucie...?
Heldze dr�a�y d�onie, zupe�nie nie mog�a nad nimi zapanowa�. Do tej pory jako� sobie
radzi�a z ca�ym tym problemem - wymyka�a si� ojczymowi i po prostu wychodzi�a z domu,
ale za ka�dym razem coraz trudniej by�o broni� si� przed jego odra�aj�cymi zalotami i
jednocze�nie nie zachowywa� si� wobec niego agresywnie.
- Pos�uchaj mnie, c�rko - odezwa�a si� z oci�ganiem matka, nie przerywaj�c swych
zaj��. - Prosi�a� nas niedawno, �eby�my ci pomogli wyjecha� na zarobek. Nie chcieli�my si�
zgodzi�, bo co� takiego nie przystoi dobrze zabezpieczonej najstarszej ch�opskiej c�rce.
Widz� jednak, �e nie podoba ci si� ten ch�opak, kt�rego ci wyszuka�am, tw�j ojczym te� o
tym wie...
Przygryz�a wargi. Teraz ju� rozumia�a, dlaczego Ottar by� przeciwny tej znajomo�ci. I
dlaczego Helga prosi�a tak usilnie, niemal z desperacj�, by pozwolili jej wyjecha� na zarobek.
O Bo�e, przecie� nie mog�a utraci� Ottara! Potrzebowa�a go, w �aden spos�b nie
umia�aby si� bez niego obej��! A co z jej dzieckiem, jej m�odziutk�, bezbronn� c�reczk�?
Musia�a dokona� wyboru, teraz, natychmiast! Znalezienie dziewczynie posady w
pobliskim miasteczku nic by nie da�o, mog�oby tylko jeszcze przyspieszy� katastrof�.
Westchn�a g��boko i zacz�a m�wi� dalej:
- Jak widzisz, przyje�d�a� tu, w nasze okolice, na po��w �ososi szkocki laird . Zabra�
mnie ze sob� jako swoj� s�u��c� do Londynu, gdzie mieszka� w zimie. Tam spotka�am jego
syna, w kt�rym si� zakocha�am, a kiedy wr�ci�am znowu do wsi, nosi�am ju� ciebie w sobie.
Nikt nic o tym nie wiedzia�: ani tw�j ojciec, ani ja, ale kiedy ju� si� upewni�am, napisa�am mu
o tym zrozpaczona. Tymczasem on zd��y� si� o�eni� i nic nie da�o si� zrobi�. Poza tym i tak
si� dla niego nie liczy�am. Ale musisz wiedzie�, �e przez te wszystkie lata bardzo si� o ciebie
troszczy�. Uzna� si� za swoje dziecko, pisa� i przysy�a� pieni�dze, dzi�ki czemu Ottar m�g� tak
powi�kszy� gospodarstwo. Od paru lat �ona twojego ojca nie �yje. On ju� dawno prosi�,
�eby� przyjecha�a do jego zamku w Szkocji. Ale ja nie mia�am odwagi wyprawia� si� w tak�
drog�, by�a� przecie� m�odziutka.
Helga sta�a w milczeniu, przys�uchuj�c si� s�owom matki.
- Wiesz pewnie, �e Mikalsenowie wyje�d�aj� do Ameryki? - kontynuowa�a matka. -
Wyruszaj� za par� dni, a ich statek p�ynie w�a�nie przez Edynburg. Od�o�y�am troch�
pieni�dzy, wystarczy ci na drog�, a tw�j ojciec opisa� bardzo dok�adnie, do kogo masz si�
zwr�ci� po pomoc po przybyciu do Edynburga. Cz�sto si� dziwi�a�, po co ucz� ci�
angielskiego. Teraz ju� wiesz, dlaczego. Mikalsenowie na pewno zaopiekuj� si� tob� na
statku, co ty na to?
Serce wali�o Heldze jak m�otem. Matka i c�rka przez chwil� patrzy�y na siebie w
wielkim skupieniu. �adne s�owa nie zdo�a�yby wyrazi� smutku i b�lu, jaki obie odczuwa�y,
chaosu my�li przemykaj�cych im przez g�owy. Rozumia�y si� bez nich.
- Tak, zgadzam si� - powiedzia�a cicho Helga.
Doro�ka skrzypi�c zatrzyma�a si� w ciemno�ci.
- To tutaj, dalej ju� nie jad� - oznajmi� opryskliwym tonem szkocki wo�nica.
Helga wysiad�a. Ze spowitego w wieczorny mrok nieba s�czy�y si� melancholijne
drobne krople. Na wprost przed ni� otwiera� si� par�w, a wiod�ca przeze� droga gubi�a si� w
zas�onie deszczu. Zbocza w�wozu porasta�y wrzosy, gdzieniegdzie s�abo po�yskiwa�y
samotne, szare domy, a nieco z boku, po prawej stronie, wznosi�a si� ku niebu baszta,
roz�o�ysta i zako�czona u g�ry szerokimi blankami, przypominaj�ca jeden z tych brzydkich
�redniowiecznych zamk�w, kt�re dawno ju� pad�y ofiar� licznych najazd�w i nieub�aganego
dzia�ania czasu.
- Czy to jest Aidan�s Broch? - spyta�a Helga dr��cym g�osem.
- Nie, to zamek Hiss. Bo�e, miej mnie w opiece!
Odwr�ci� g�ow� w druga stron�, jakby nie chcia� w og�le widzie� tej przedziwnej
budowli, wyra�nie budz�cej w nim niemi�e uczucia.
Helga zap�aci�a wo�nicy; wola�aby oczywi�cie, �eby jeszcze nie odje�d�a�, lecz nie
mia�a powodu, by zatrzymywa� go d�u�ej. Z przera�eniem w oczach spojrza�a w stron�
ponurego parowu.
- Ale jak ja tam trafi�...?
- Wystarczy i�� prosto przed siebie. Aidan�s Broch le�y na samym ko�cu doliny.
Po czym smagn�� konia batem i doro�ka ruszy�a z miejsca tak szybko, jakby ucieka�a
przed bezimiennymi cieniami.
Helga zosta�a sama na drodze z n�dzn� walizk� w r�ce.
Podr� przez Morze P�nocne da�a jej si� we znaki: przez ca�y czas wia� silny wiatr, a
na pok�adzie wszyscy cierpieli na morsk� chorob�. By� koniec wrze�nia - jesienne sztormy
wysy�a�y ju� swe pierwsze, ostrzegawcze forpoczty.
Dop�ki mia�a obok siebie Mikalsen�w, czu�a si� bezpieczna. Lecz w Edynburgu
musia�a si� ju� z nimi po�egna�; ciarki przechodzi�y jej po plecach, gdy przypomnia�a sobie,
jak w obskurnej i odra�aj�cej dzielnicy portowej pr�bowa�a odszuka� osob�, kt�ra mia�a jej
udzieli� pomocy. Wreszcie zaj�� si� ni� jeden z marynarzy ze statku - zrobi�o mu si� �al
m�odej, samotnej jasnow�osej dziewczyny o szczerym spojrzeniu i smutnym u�miechu.
Znaleziony przez nich po d�ugich poszukiwaniach m�czyzna zorganizowa� dalszy transport
Helgi na miejsce przeznaczenia: najpierw �odzi� wzd�u� brzegu do ma�ego miasteczka Perth,
a nast�pnie ko�mi przez zielone wzg�rza i g�rskie zbocza oraz samotne doliny ku
p�nocnemu zachodowi. Zmieniali po drodze konie, wozy - a� owego dnia o zmierzchu coraz
bardziej opustosza�e trakty przywiod�y j� do tego miejsca oddalonego od wszelkiej
cywilizacji. Poczucie osamotnienia, nie opuszczaj�ce jej podczas d�ugiej podr�y przez
szkock� wy�yn�, osi�gn�o swe apogeum, gdy zobaczy�a t� w�sk� dolin�, w kt�rej panowa�a
jedynie przytaczaj�ca cisza.
W czasie wyprawy z Norwegii Helga do�wiadczy�a wielu drobnych przykro�ci i
musia�a rozwi�za� niejeden powa�ny problem. Bardzo szybko si� przekona�a, �e nie�atwo jest
podr�owa� samotnie wiejskiej dziewczynie, na dodatek tak m�odej i �atwowiernej jak ona.
Nierzadko obdarza�a zaufaniem ludzi, kt�rzy okazywali si� potem wilkami w owczej sk�rze.
Ale teraz wszystko odsun�o si� w cie�, Helga zapomnia�a i to, co wprawia�o j� w os�upienie,
i to, co wywo�ywa�o jej przera�enie. By�a to prawdziwa lekcja �ycia; najwa�niejsze, �e
wysz�a z niej ca�o: �y�a, nie okradziono jej i nie pozbawiono cnoty. Nie mia�a teraz czasu, by
wspomina� przykre prze�ycia minionych dni, chwila obecna stawia�a przed ni� nowe
wyzwania.
Jej prawdziwy ojciec, Angus MacDunn, obecny laird Aidan�s Broch, oczywi�cie nie
spodziewa� si� jej przyjazdu. Wszystko nast�pi�o tak nagle i niespodziewanie. Na szcz�cie
zabra�a ze sob� r�ne papiery i listy po�wiadczaj�ce, �e jest jego c�rk�, i pe�ne zapewnie�, �e
jej przyjazd do Szkocji b�dzie spe�nieniem gor�cych �ycze� ojca.
Z oci�ganiem i niech�ci� ruszy�a wreszcie przed siebie. Robi�o si� ciemno, a ona
chcia�a dotrze� na miejsce jeszcze przed noc�.
Deszcz pada� coraz mocniej, lecz droga, usiana k�pami trawy mi�dzy koleinami,
wiod�a j� niczym szara wst��ka dalej, na wprost. Wo�nica opowiada�, �e do Aidan�s Broch
doje�d�a si� w�a�nie od zachodu, ale poniewa� ona przyby�a z Perth, musieli wybra� drog� od
wschodniej strony, jak gdyby na prze�aj. Tak wi�c Helga zmierza�a do posiad�o�ci swojego
ojca niejako od ty�u.
Wo�nica nie da� jednak si� nam�wi�, by pojecha� dalej ni� do rozstaj�w przy Cross of
Friars. �Ta dolina to nie jest miejsce dla ludzi� - powiedzia�, po czym zawr�ci� i uda� si� do
swojego domu, po�o�onego troch� dalej na wsch�d.
Ale przecie� mieszkaj� tu ludzie, pomy�la�a Helga, pr�buj�c doda� sobie otuchy;
podni�s�szy z ziemi ci�k� waliz�, ruszy�a przed siebie w strumieniach coraz
intensywniejszego deszczu.
Na odcinku tu� za rozstajami po obu stronach drogi znajdowa�y si� jeszcze jakie�
domostwa. Lecz im dalej, tym odleg�o�ci mi�dzy s�abymi punkcikami �wiat�a stawa�y si�
coraz wi�ksze, a� wreszcie w zapadaj�cym zmierzchu mo�na by�o dostrzec tu i �wdzie
jedynie szare, puste domy z kamienia.
Helga zatrzyma�a si� przepe�niona trwog�. Z jej piersi doby�o si� ci�kie
westchnienie. Zawsze ba�a si� ciemno�ci i jeszcze nigdy w swoim �yciu nie czu�a si� tak
samotna i opuszczona, tak wystraszona i przygn�biona! Ju� wiele razy podczas tej podr�y
by�a bliska p�aczu, jednak�e przeciwno�ci, jakie spotyka�a na swej drodze, sprawia�y, �e
zacisn�a z�by i stara�a si� nie poddawa�. Teraz ogarn�a j� przemo�na t�sknota. Jej ukochany
dom znajdowa� si� tak niesko�czenie daleko st�d, gdzie� w Norwegii. Matka, m�odsze
rodze�stwo, zwierz�ta - i ojczym, kt�rego zawsze mog�a nazywa� ojcem...
Nie, o nim lepiej nie my�le�! Okaza� si� takim obrzydliwym cz�owiekiem!
Wyprostowa�a si� i posz�a dalej.
Dolina gin�a w ciemnym lesie. Helga by�a przemoczona do suchej nitki, zmarzni�ta i
g�odna, ba�a si� te�, �e jej walizka nie przetrzyma tych b�bni�cych kropel deszczu, kt�re
uderza�y w ni� nie tylko z g�ry, ale, odbite od ziemi, r�wnie� od do�u.
Droga wyda�a jej si� nagle znacznie w�sza, prawie niewidoczna. Czy�by zab��dzi�a?
Deszcz o�lepia� j� ca�kowicie, a las osacza�; w ciemno�ci nie potrafi�a nawet odr�ni�, jakie w
nim rosn� drzewa.
�Id� drog� a� do ko�ca, a ona sama ci� doprowadzi do Aidan�s Broch!�
Nie zauwa�y�a �adnej innej drogi, czyli ta musia�a by� t� w�a�ciw�. Nie zamierza�a
zawraca� i szuka� jakiego� innego szlaku, kt�ry przypuszczalnie w og�le nie istnia�. Im
szybciej dotrze do Aidan�s Broch, tym lepiej. Tylko ta jedyna my�l ko�ata�a jej si� w g�owie.
Jednak�e �wiadomo��, �e nikt na ni� nie czeka, przepe�nia�a j� uczuciem tak
niezno�nie przygn�biaj�cym, ze nie potrafi�a sobie z nim poradzi�.
Drog�, nie szersz� teraz od �cie�ki, sz�o si� trudno. Po chwili Helga poczu�a, �e teren
zaczyna si� nieco wznosi� w g�r�.
By�a zm�czona i zrozpaczona, lecz postanowi�a si� nie poddawa�. W desperacji
przedziera�a si� dalej przez las, walcz�c ze szlochem �ciskaj�cym jej gard�o i nie odrywaj�c
wzroku od ziemi, by nie zgubi� drogi, kt�rej ju� w�a�ciwie nie widzia�a. Sz�a po prostu tam,
gdzie nie by�o drzew. Z l�kiem dotyka�a raz po raz swej n�dznej walizki, chc�c si� upewni�,
czy jeszcze si� nie rozpad�a. Sp�dnica z najlepszego sukna i szal, o kt�re tak dba�a, �eby
�adnie wygl�da� przy spotkaniu z ojcem, by�y porwane na strz�py.
Och, jak�e chcia�aby si� znale�� w domu! Czu�a si� nieopisanie samotna i
wystraszona w tym nieznanym lesie, kt�rego w�a�ciwie ju� nie widzia�a; domy�la�a si� tylko,
�e nadal w nim jest, gdy, posuwaj�c si� po omacku przed siebie, dotyka�a d�o�mi pni drzew.
Sz�a dalej; potkn�a si� o jak�� ogromn� ga���, po�lizn�a i przewr�ci�a; po chwili
wsta�a, omin�a przeszkod� i odnalaz�szy to, co wydawa�o si� jej drog�, ruszy�a znowu.
Nagle stan�a jak wryta.
Droga si� sko�czy�a. Zupe�nie nieoczekiwanie wyros�o na niej co� ogromnego i
czarniejszego ni� noc. Jaka� �ciana albo mur. Helga nie rusza�a si�, nas�uchuj�c odg�os�w w
nieprzeniknionej ciemno�ci. Nie by�o s�ycha� niczego poza dono�nym b�bnieniem deszczu o
ziemi�. Na tle nieco ja�niejszego nieba uda�o jej si� dostrzec, �e �ciana wznosi si�
niesko�czenie wysoko ponad jej g�ow�.
Koniec drogi, pomy�la�a. Czyli to musi by� Aidan�s Broch!
W �rodku panowa�a ca�kowita ciemno��, w �adnym oknie nie odbija� si� blask �wiat�a.
No c�, godzina by�a ju� p�na, pewnie wszyscy poszli spa�. Ale ona nie powinna przecie�
zosta� tu, na zewn�trz, ba�a si�, �e mog�aby si� powa�nie rozchorowa�. Dzwoni�a z�bami,
przemarzni�ta do szpiku ko�ci.
Uni�s�szy ju� r�k� do g�ry, zawaha�a si� jeszcze przez chwil�, ale wreszcie zebra�a si�
na odwag� i zapuka�a w drzwi.
Odg�os uderze� odbi� si� dono�nym echem w �rodku budowli, jednak�e nie by�o na
nie �adnej odpowiedzi: ani jedno okno nie rozb�ys�o �wiat�em.
Helga poczeka�a chwil�, zastuka�a powt�rnie, tym razem mocniej, i pchn�a drzwi,
kt�re z lekkim zgrzytem ust�pi�y i skrzypi�c otworzy�y si� na o�cie�. Nie by�y w og�le
zamkni�te.
W �rodku panowa�a jeszcze wi�ksza ciemno��.
Helga wytar�a kropelki deszczu, kt�re skapywa�y jej z nosa, i, przepe�niona l�kiem,
wesz�a do �rodka.
- Halo! - zawo�a�a ostro�nie.
Zrobi�a krok do przodu i zamkn�a za sob� drzwi.
Monotonny odg�os deszczu nieco os�ab�. Jak to mi�o m�c stan�� wreszcie na czym�
suchym i czu�, jaj woda sp�ywa powoli z ubrania na ziemi�, czyni�c je l�ejszym.
Jednak�e pomieszczenie to nie by�o bynajmniej ca�kowicie szczelne: na wilgotnych od
deszczu �cianach widnia�y liczne rysy, a tu i �wdzie da�y si� zauwa�y� niewielkie, ziej�ce
pustk� dziury, ukazuj�ce nocne niebo.
By�o zimno i wilgotno w tym pa�acu czy te� zamku albo zameczku - Helga nigdy nie
zdo�a�a si� dowiedzie�, jak du�e jest w�a�ciwie Aidan�s Broch. Tu, w �rodku, panowa� dziwny
zapach: pustki, ziemi i rozk�adu. I jeszcze czego� - czego� obcego, co wszak�e wydawa�o jej
si� sk�d� znajome. Jakie� nieokre�lone wspomnienie z lat dzieci�stwa. Nie potrafi�a dok�adnie
okre�li� tej woni, a raczej st�chlizny, wiedzia�a jedynie, �e przepe�nia j� ona g��bok�
niech�ci�, niemal l�kiem, kt�ry sprawi�, �e mia�a ochot� odwr�ci� si� i uciec.
- Halo! - zawo�a�a znowu, tym razem g�o�niej. I zn�w odpowiedzia�o jej milczenie.
Co� zaja�nia�o w ciemno�ciach. Czu�a to, wiedzia�a!
Odczekawszy chwil�, aby woda �ciek�a jej z ubrania na zimn� kamienn� posadzk�,
posun�a si� kilka krok�w do przodu, po omacku wyci�gaj�c przed siebie r�ce w
nieprzeniknionych ciemno�ciach. Czu�a, �e posadzka po stopami jest nier�wna, stara i
zniszczona. Nagle musia�a kichn��, nie mog�a si� powstrzyma�; trzy kichni�cia odbi�y si� od
kamiennych �cian i czego� metalowego, mo�e rycerskich tarcz albo �eliwnych drzwi.
Gdy echo przycich�o, czeka�a nas�uchuj�c, lecz nic si� nie wydarzy�o. S�ysza�a szum
deszczu na zewn�trz i plusk kropel spadaj�cych gdzie� dalej na kamienn� posadzk�. Za nic w
�wiecie nie chcia�aby teraz wyj�� znowu na dw�r. Co prawda czu�a si� w tych murach coraz
bardziej nieswojo, ale tu przynajmniej by�o sucho. Posuwa�a si� dalej naprz�d, dop�ki nie
natrafi�a na jak�� �cian� - chropowat�, nier�wn� i zimn�, zbudowan� z wielkich blok�w
skalnych.
Cho� by� to dom jej ojca, mimo najlepszych ch�ci nie mog�a powiedzie�, �e jej si�
podoba.
Jedna d�o� bada�a dalej po omacku �cian�, druga za� trzyma�a kurczowo walizk�,
jakby ona w�a�nie stanowi�a jedyny bezpieczny punkt oparcia w tym przera�aj�cym
otoczeniu. Walizka to wspomnienie domu, matki, bolesnego rozstania, symbol jej
dotychczasowego �ycia, tego wszystkiego, co sko�czy�o si� wraz z przyjazdem tutaj. Helga
zosta�a rzucona w zupe�nie nowy i przera�aj�co nieznany �wiat.
Znowu zacz�a nas�uchiwa�, wstrzymuj�c oddech.
Cisza.
Cisz i pustka, ca�kowite bezludzie, odwieczny rozk�ad - oto jej dominuj�ce wra�enia.
Nagle wzdrygn�a si� i stan�a jak sparali�owana, nie maj�c odwagi nawet oddycha�.
Co� us�ysza�a. Jaki� kr�tki szelest, jakby szept albo odg�os czego�, co poruszy�o si�
gdzie� w g��bi tego nieznanego domostwa. I znowu wszystko si� oddali�o, r�wnie
nieoczekiwanie jak nap�yn�o.
D�o� Helgi natrafi�a na co� metalowego.
Zbada�a ostro�nie, to by�y drzwi z ci�kiej �elaznej p�yty. Klamka, gdzie ona jest?
Palce szuka�y gor�czkowo.
Znalaz�y, lecz drzwi nie dawa�y si� otworzy�.
Helga odkry�a przyczyn�: pot�ne rygle, solidnie umocowane, blokowa�y drzwi.
J�kn�wszy, odstawi�a walizk� i osun�a si� na ziemi�. Zm�czenie, nad kt�rym
udawa�o jej si� panowa� podczas d�ugiej podr�y doro�k�, a potem w czasie w�dr�wki
piechot� przez par�w, nagle zaw�adn�o ni� ca�kowicie, kaza�o jej si� wreszcie podda� i
wybuchn�� spazmatycznym p�aczem. Szlocha�a tak d�ugo i mocno, �e zamilk�a wreszcie z
wyczerpania, po czym zapad�a w niespokojn� drzemk�, dr��c z zimna na lodowatej
kamiennej posadzce w przemoczonym ubraniu.
Ockn�a si� z g�ow� opart� na walizce i r�kami zwini�tymi pod sob�.
Zbudzi� j� jaki� d�wi�k. Niezbyt intensywny, wr�cz przeciwnie. Unios�a g�ow� i
zacz�a nas�uchiwa�, pr�bowa�a ustali�, co to by�o, owo co�, co wydawa�o si� cichsze ni�
bicie jej przera�onego serca.
To nie deszcz; zdaje si�, �e przesta�o pada�.
Nie, nie, ten nowy odg�os musia� dochodzi� gdzie� z wn�trza tego zamku - je�li
Aidan�s Broch jest zamkiem. Przynajmniej takie sprawia� wra�enie. Zacz�a przypuszcza�, �e
trafi�a mo�e do jednego z budynk�w gospodarczych, do jakiej� nisko po�o�onej stajni albo
czego� w tym rodzaju, i z pewno�ci� dlatego nikt jej tu nie s�yszy.
Ale co to m�g� by� za d�wi�k?
S�aby, trudny do okre�lenia zapach wydawa� si� coraz intensywniejszy, zatyka� jej
nos, utrudnia� oddychanie. Zapach stajni by� inny, ten tutaj przypomina� troch� dym i d�awi�.
D�wi�k nieco si� nasili� i w tej chwili Helga us�ysza�a go dok�adnie. By� szeleszcz�cy,
jakby zrodzi� si� w �rodku roju pszcz�. I wysoki gwizd, kt�ry si� przybli�a� i oddala�; ale na
zewn�trz by�o ca�kiem cicho. Co jaki� czas dociera�o te� do niej niezwykle s�abe,
przypominaj�ce b�bnienie, kt�re jednak szybko mija�o.
Odg�osy te dochodzi�y albo gdzie� z do�u, albo z g�ry. Nie wiadomo dlaczego,
przepe�nia�y Helg� nieopisanym l�kiem. Wydawa�o si� jej, �e jest w nich co� nieludzko
gro�nego, jakby gdzie� tam, wewn�trz, czyha� jaki� ogromny potw�r, le�a� i zbiera� si� do
skoku na intruza, czyli na ni�.
Nie mia�a jednak odwagi ruszy� si� w tych nieprzeniknionych ciemno�ciach. A je�li
nie uda si� jej trafi� z powrotem do wyj�cia?
Zapad�a cisza.
Le�a�a tak chyba z p� godziny, dygocz�c ze strachu i zimna, owini�ta w szal, gdy do
jej uszu dobieg�y znowu jakie� odg�osy.
Tym razem by� to czyj� szept, coraz bli�szy i bli�szy, a po chwili da�o si� s�ysze�
znajome skrzypienie drzwi.
Helga zdr�twia�a ze strachu. Wepchn�a sobie koniec szala do ust, �eby z jej gard�a nie
doby� si� �aden pisk ani j�k wywo�any przera�eniem.
Na kamiennej posadzce rozla�o si� migotliwe �wiat�o. Dwaj m�czy�ni rozmawiali ze
sob�, staraj�c si� m�wi� cicho, wr�cz szepta�.
- Sp�jrz! Te same mokre �lady s� i tutaj!
Poniewa� porozumiewali si� ze sob� po szwedzku, musia�a wyt�a� uwag�, �eby
zrozumie� ich s�owa.
- Bardzo ma�e stopy - odpar� ni�szy g�os. Heldze od razu bardziej spodoba� si� w�a�nie
ten. - Kto m�g� by� na tyle bezczelny i g�upi, �eby o�mieli� si� tu wej��?
- Mo�e jakie� dziecko? Nie, �adne dziecko z okolicy nie odwa�y�oby si� zrobi� czego�
takiego!
- Musimy znale�� tego intruza, zanim b�dzie za p�no, dla niego i dla nas wszystkich.
Co za g�os! Chocia� jego ton by� surowy i jakby wrogi ca�emu �wiatu, a w
szczeg�lno�ci temu bezczelnemu intruzowi, Helga wiedzia�a, �e go nie zapomni. Ten g��boki
ton na zawsze ju� wry� si� w jej dusz�, i to w spos�b, jakiego jeszcze nigdy dot�d nie
do�wiadczy�a.
- Co za szaleniec... - zacz�� m�czyzna o ja�niejszym g�osie, lecz przerwa�, gdy
podni�s� wy�ej �wiat�o.
- Popatrz! - szepn�� drugi z m�czyzn. - Tam, przy drzwiach!
- To dziewczyna!
Szybko podeszli bli�ej, a Helga skuli�a si� jeszcze bardziej, jakby w obronie przed
�miertelnym ciosem.
M�czy�ni pochylili si� nad ni�, przygl�daj�c si� jej w �wietle lampy.
- Kim ty jeste�? - spyta� jeden z nich z wyra�nym zdumieniem, a jej cia�o znowu
przesz�y ciarki na d�wi�k tego g��bokiego g�osu. Nie rozumia�a jeszcze, �e wywo�ywa� on w
niej zmys�ow� rozkosz.
Z twarz� wtulon� w szal zacisn�a mocno powieki; nie mia�a odwagi spojrze� w g�r�.
- To kto� obcy - odezwa� si� ten drugi. - Odpowiedz nam, to powa�na sprawa.
Wreszcie odwa�y�a si� podnie�� na nich oczy, ale ich twarze by�y niewidoczne w
blasku �wiat�a.
- Nazywam si� Helga Solbraten - odpar�a, przestraszona, po angielsku, najlepiej jak
umia�a. Jej angielszczy�nie wiele jeszcze brakowa�o do doskona�o�ci, ale m�czy�ni chyba j�
zrozumieli. W ka�dym razie nie powt�rzyli ju� pytania.
- Co tu robisz? - odezwa� si� ten g��boki g�os po chwili przerwy. Oba g�osy wydawa�y
si� m�ode.
- Zaproszono mnie tutaj.
- Tutaj? - wykrzykn�li obaj jednocze�nie z wyrazem najwy�szego niedowierzania.
- Tak, do Aidan�s Broch.
M�czy�ni najpierw nic nie powiedzieli, po czym ten g��boki g�os odezwa� si� nieco
gro�nie:
- Do Aidan�s Broch? To nie jest Aidan�s Broch. To the evil castle of Hiss!
Helga zna�a angielski n tyle, by zrozumie� us�yszane w�a�nie s�owa: �Z�y zamek
Hiss�.
ROZDZIA� II
Czyli jednak posz�a niew�a�ciw� drog�! W lesie deszcz tak zalewa� jej oczy, �e w
ciemno�ci zboczy�a z g��wnego szlaku i znalaz�a si� na starej, niemal ju� zaro�ni�tej �cie�ce
wiod�cej do tego opuszczonego �redniowiecznego zamku, a w�a�ciwie do ruin po nim.
Ale nie tylko on by� opuszczony! Doskonale pami�ta�a domostwa, kt�re mija�a po
drodze. Na pocz�tku, bli�ej rozstaj�w przy Cross of Friars, by�y jeszcze zamieszkane. Lecz
wszystkie w najbli�szej okolicy zamku Hiss zia�y pustk� tak samo jak on, zupe�nie jak w
jakim� kr�gu dotkni�tym zaraz�, z kt�rego uciek�o wszystko, co �yje.
- Jest przemoczona i zzi�bni�ta - odezwa� si� ten wy�szy g�os w trudno zrozumia�ym
dialekcie. - Poza tym chyba p�aka�a, biedaczka. Ale trzeba przyzna�, �e jest �adniutka, by�aby
szkoda, gdyby mia�a si� rozchorowa� i przez t� niepogod� straci� na urodzie.
Drugi g�os odpar� surowo:
- Niepogoda nie jest tu najgro�niejsza. Zabior� j� ze sob� do Aidan�s Broch. Chod�,
dziewczyno! Musimy si� spieszy�, poza tym za par� godzin zacznie ju� �wita�.
Co za dziwne zdanie! �Musimy si� spieszy�, poza tym...� Tak jakby ich po�piech by�
uzasadniony jeszcze innymi powodami ni� tylko nadchodz�cy �wit!
Helga, oci�gaj�c si� nieco, wsta�a. M�czy�ni zdj�li z niej szal i okryli j� peleryn�.
Przez ca�y czas uwa�ali, aby na ich twarze nie pada�o �wiat�o.
- Nie da�am rady otworzy� tych drzwi - wyja�ni�a Helga, dygocz�c z zimna, i
wskaza�a na mocno zaryglowane wrota, kt�re teraz, w blasku �wiat�a, po�yskiwa�y mokr�
czerni�.
R�ce zarzucaj�ce peleryn� na jej ramiona zatrzyma�y si� na chwil� w tym ge�cie.
- Powinna� si� cieszy�, �e tak si� sta�o! Podzi�kuj za to Bogu z ca�ego serca!
- S�ysza�am jakie� odg�osy. Bardzo mnie przerazi�y, chocia� nie wiem dlaczego.
- Zapomnij o tym! - odpowiedzia� kr�tko m�czyzna.
Mimo �e zwraca� si� do swego towarzysza spokojnie i uprzejmie, nie ulega�o
w�tpliwo�ci, �e to on tu przewodzi�.
- Zabieram dziewczyn� ze sob�. Dasz sobie sam rad� ze wszystkim?
- Oczywi�cie. Ale czy naprawd� powiniene� tam i��? Czy to nie jest zbyt
niebezpieczne?
M�czyzna stoj�cy obok Helgi u�miechn�� si�:
- Mo�esz by� spokojny! Teraz ty we� lamp�. Ale zga� j� na razie! I ty te� b�d�
ostro�ny, Joch! Pami�taj, nie nara�aj si�!
- Mo�esz na mnie polega� - odpar� towarzysz.
M�czyzna o g��bokim, stanowczym g�osie wzi�� Helg� mocno za r�k�.
- Idziemy st�d! To nie jest odpowiednie miejsce dla �adnego �ywego stworzenia.
Helga ufa�a im obu, m�czy�ni ci bowiem dawali jej poczucie bezpiecze�stwa i
pewno�ci.
Wida� by�o jednak, �e zar�wno jeden, jak i drugi jest bardzo napi�ty, czujny a� po
granice wytrzyma�o�ci. Zdradza�y to ich g�osy i mocny uchwyt d�oni zaci�ni�tej wok� jej
nadgarstka.
Wszyscy troje opu�cili ogromn� komnat� i znale�li si� pod ciemnym niebem.
- Ale ty masz ma�e r�ce - stwierdzi� ze zdumieniem obcy. - Takie drobne pi�stki jak u
dziecka!
Helga roze�mia�a si� nieco zawstydzona.
- Przeszkadzam wam pewnie w waszych sprawach - b�kn�a przepraszaj�co.
- Nie, nie! Wcale nie zamierzali�my tu wst�powa�, zobaczyli�my tylko twoje �lady,
odci�ni�te w b�ocie na drodze, i przerazili�my si�, bo prowadzi�y prosto do tego z�owrogiego
zamczyska. W tym miejscu rozstaniemy si� z Jochem: on ruszy dalej, �eby wype�ni� nasze
zadanie, a ty p�jdziesz ze mn�.
Helga odwr�ci�a si� jeszcze raz w stron� zamku, ale ujrza�a tylko jego ogromny,
mroczny cie� na tle ciemno�ci, skryty za drzewami, r�wnie� gin�cymi w nieprzeniknionej
czerni.
Szli w milczeniu. Gdzie� z boku, po prawej stronie, �mign�� �o�. Helga nie mog�a si�
nadziwi�, w jaki spos�b jej towarzysz odnajdowa� drog� w tym g�szczu. Z jej walizk� w r�ku,
prowadzi� j� ostro�nie, ale pewnie nieznanymi �cie�kami, kieruj�c si� ca�y czas na zach�d. Za
ich plecami dawa�o si� ju� zauwa�y� s�ab� po�wiat� na horyzoncie, niebawem mia�o wzej��
s�o�ce.
Min�li jakie� opuszczone ch�opskie gospodarstwo, gdzie lekki poranny wiatr �wista� w
pustych otworach po oknach.
Poniewa� zamek wci�� jeszcze zajmowa� my�li Helgi, spyta�a nie�mia�o:
- Czy Hiss to szkocka nazwa?
- Nie. Dzi� nikt ju� nie pami�ta, jak ten zamek nazywa� si� kiedy�. Mo�e Heath albo
Uist, albo jako� podobnie. Jest bardzo stary i od dawna opuszczony. Hiss to nazwa, jak�
nadali mu okoliczni mieszka�cy. To brzmi jak syk w�a lub okrzyk, jaki wydajemy, �eby
sp�oszy� kota czy te� nawet cz�owieka.
Tak, to przecie� w�a�nie syczenie s�ysza�a tam, w �rodku! Zadr�a�a, a jej opiekun
natychmiast to zauwa�y�.
- Zimno ci?
- Nie, taki szybki marsz rozgrzewa.
U�miechn�� si�, jakby zrozumia�, dlaczego zadygota�a. Po chwili powiedzia�:
- Ten zamek nie jest wymieniany w �adnych historycznych �r�d�ach. Jedynie jaka�
stara saga wspomina mimochodem o �martwym zamku w Dolinie Aidana�.
Helga przys�uchiwa�a si� m�czy�nie, zafascynowana jego g�osem. G��boki, ciemny
ton tak zabawnie wibrowa� w jej wn�trzu, jakby mie�ci�y si� w nim jakie� ukryte
rezonansowe struny.
- Dolina Aidana to w�a�nie ta dolina, przez kt�r� idziemy, prawda?
- Tak. Aidan to imi� i kr�la, i mnicha z si�dmego wieku. Jeden z nich musia� kiedy�
przeby� t� dolin�.
- Albo umar� przy Cross of Friars, przy Rozstajach Mnich�w?
- Mo�liwe. I mo�e mieszka� w Aidan�s Broch.
- A co znaczy to �Broch�?
- Zamek. Co� w rodzaju okr�g�ej wie�y.
Podoba�a jej si� tak�e jego d�o�; silna i niezawodna, mocno obejmowa�a jej drobne
palce. Dolina nie tchn�a ju� tak� groz� jak wtedy, gdy Helga przemierza�a j� sama, skulona
ze strachu. Teraz czu�a si� odwa�na i mog�a i�� cho�by i na koniec �wiata!
Niebo roz�wietla�o si� coraz bardziej. Wyszli na szersz� drog�, dawno ju� pozostawili
za sob� z�owrogie wzg�rza wok� zamku Hiss.
- Wo�nica, kt�ry przywi�z� mnie do Cross of Friars, wystraszy� si� na sam jego widok
- powiedzia�a Helga w zamy�leniu.
- Wszyscy si� go boj� - o�wiadczy� kr�tko m�czyzna. - Nikt nie mo�e mieszka� w
jego pobli�u.
Jej towarzysz sprawia� wra�enie tak silnego i nieustraszonego, �e Helga nie mog�a si�
powstrzyma� od pytania:
- A was on te� przera�a, panie?
- �miertelnie!
Taka odpowied� z jego ust zaszokowa�a dziewczyn�.
- Czy wy wiecie, co kryje si� w zamku?
- Tak, wiem. Chocia� wola�bym nie wiedzie�. Jest to co� tak bardzo przera�aj�cego, �e
nie by�aby� zdolna sobie tego nawet wyobrazi�.
- Ach, tak - odrzek�a cicho.
- Czy ty wiesz, �e tej nocy mog�a� wywo�a� co� zupe�nie niepoj�tego? Mog�a�
przedosta� si� za ogrodzenie, nawet nic o tym nie wiedz�c.
- To prawda, w kt�rym� momencie potkn�am si� i upad�am w b�oto - przypomina�a
sobie. - My�la�am, �e to drzewo le�y w poprzek drogi.
Nagle m�czyzna si� zatrzyma�.
- Widzisz te domy rysuj�ce si� w oddali na tle nieba?
- Widz�.
- To jest Aidan�s Broch. St�d trafisz ju� bez trudu sama, musimy si� tu rozsta�.
- Nie p�jdziesz ze mn�? Chcia�abym opowiedzie� wszystkim o waszej �yczliwo�ci.
- Nie, nie mog�. A ty nie m�w nikomu o tym, co wydarzy�o si� dzisiejszej nocy!
Pami�taj, nikomu! Ani w Aidan�s Broch, ani poza nim. Nigdy nie by�a� w zamku Hiss, a
przede wszystkim: nie spotka�a� ani mnie, ani Jocha. Rozumiesz?
Helga bardzo si� zdziwi�a.
- Zapami�tam to sobie.
- To dobrze.
Niebo rozja�ni�o si� ju� na tyle, �e Helga zdo�a�a dostrzec zarys twarzy swego
towarzysza. Ale jak naprawd� on wygl�da�, tego si� nie dowiedzia�a. Dobrze pozna�a jedynie
g�o� - i polubi�a go.
Zdj�a peleryn� i odda�a j� w�a�cicielowi, on za� czule i opieku�czo otuli� j�
wilgotnym szalem. Jego d�o� zatrzyma�a si� nieco d�u�ej na jej ramieniu.
- Nie wiem, kim jeste� o co robisz w tym kraju, ale �ycz� ci wszystkiego dobrego,
dziecinko. Wydajesz si� zbyt czysta i niewinna, by �y� tu, w Dolinie Aidana.
- Znacie mo�e mieszka�c�w Aidan�s Broch?
M�czyzna u�miechn�� si� z wyra�n� gorycz�.
- Czy znam? Oczywi�cie, �e znam! To nieszcz�liwa dolina, dziecinko! Nie powinna�
by�a tu przyje�d�a�, wracaj, p�ki jeszcze nie jest za p�no, dobrze ci radz�!
- Nie mog� wr�ci� - odrzek�a bezradnie. - Nie mam ju� w�asnego domu, a tu przyjm�
mnie z rado�ci�, wiem o tym.
Westchn�a tak g��boko, jakby pragn�a zrzuci� ze swych ramion b�l ca�ego �wiata,
ale nie mia�a wystarczaj�co du�o si�y.
Helga tak bardzo by chcia�a zada� jeszcze wi�cej pyta� - o swojego ojca i jego dom,
lecz m�czyzna odwr�ci� si� od niej i sta� tak przez chwil�, zatopiony w swoich my�lach.
Skierowa�a spojrzenie w t� sam� stron� co on i nagle jej cia�o przeszy� zimny dreszcz.
Na jednym ze wzg�rz wznosi�a si� wysoko szubienica, rysuj�c si� na tle nieba
mroczn�, ostro zarysowan� z�owr�bn� sylwetka.
W tej samej chwili m�czyzna rzek�: ��egnaj!� i szybko znikn�� w ciemno�ci.
Szubienica nie by�a jedyn� rzecz�, jaka przerazi�a Helg�. Znacznie gorsze by�o to, �e
wisia� na niej jaki� cz�owiek, ko�ysz�c si� w nasilaj�cym si� porannym wietrze.
Po raz drugi Helga sta�a przed furt� i puka�a w ni�.
Ale tym razem ju� �wita�o, a Aidan�s Broch nie wygl�da�o tak odstraszaj�co jak
poprzednia siedziba.
Poniewa� pukanie nie przynios�o �adnego rezultatu, Helga zacz�a szuka� dzwonka.
Znalaz�szy sznurek od niego, poci�gn�a energicznie.
Moje �ycie w tym kraju sk�ada si� na razie z l�ku, przera�enia i niepewno�ci,
pomy�la�a. Pocz�tek nie jest najlepszy, jak zatem przyjm� mnie tutaj?
W tych pi�knych, lecz budz�cych groz� dolinach odnalaz�a jednak ma�y promyk
nadziei. Jeszcze teraz czu�a u�cisk silnej i ciep�ej d�oni nieznajomego, jej ramiona nadal
pami�ta�y jego koj�cy dotyk.
Kim te� on m�g� by�, ten m�czyzna, kt�rego twarz pozosta�a dla niej przes�oni�ta
mg�� tajemnicy? Na dodatek nie wolno jej by�o opowiada� o nim...
Z zamy�lenia wyrwa� j� migotliwy blask �wiat�a, przesuwaj�cy si� od okna do okna w
pogr��onych w ciemno�ci korytarzach Aidan�s Broch. �w blask, przypominaj�cy widmo,
coraz bardziej przybli�a� si� do furty i wreszcie da�o si� s�ysze� czyje� kroki w �rodku.
- Kto tam? - zawo�a� w�adczo odpychaj�cy g�os.
- Nazywam si� Helga Solbraten i przybywam tu z Norwegii, �eby odwiedzi� lairda
Aidan�s Broch.
Jakie to szcz�cie, �e Helga nie zdawa�a sobie sprawy z tego, jak kiepsk�
angielszczyzn� si� pos�ugiwa�a. Lecz �w m�czyzna chyba j� zrozumia�, poniewa� odsun��
rygiel, zadzwoni� kluczami i ci�kie odrzwia uchyli�y si� nieco.
- Dlaczego przybywasz o tak niewygodnej porze, pomi�dzy noc� a porankiem? -
spyta�. Nawet koguty nie pia�y jeszcze we wsi.
- Przyjecha�am od wschodu, z Edynburga, a potem przez ca�� noc sz�am piechot�.
- Od wschodu? - W g�osie m�czyzny da�o si� s�ysze� niedowierzanie; drzwi
otworzy�y si� na o�cie�. - Czyli sz�a� przez Dolin� Aidana?
- Chyba tak, tak j� w�a�nie nazwa� wo�nica (by nie wspomnie� o innych!).
M�czyzna sprawia� wra�enie zaskoczonego, wr�cz przera�onego. W �wietle lampy
Helga dostrzeg�a, �e jest w �rednim wieku. Cho� do tej pory nie spotka�a w swoim �yciu
nikogo innego poza ch�opami i rybakami z norweskich fiord�w, czu�a, �e to nie mo�e by�
zwyk�y s�u��cy. Teraz bowiem, gdy wskaza� jej drog� przez dziedziniec do g��wnego
budynku, zauwa�y�a, �e ubrany by� w szlafrok.
- Dolina Aidana! - wymamrota� pod nosem. - Bo�e, miej nas w opiece! I to na dodatek
w nocy! Laird jeszcze �pi - obja�ni�. - Chod� za mn�, to poka�� ci pok�j, w kt�rym b�dziesz
mog�a odpocz��. Przy�l� dziewczyn�, �eby zaj�a si� twoimi mokrymi rzeczami i baga�em.
Za par� godzin wszystko b�dzie znowu suche i czyste.
- Dzi�kuj�, jeste�cie bardzo uprzejmi! Prosz� nie robi� sobie tyle k�opotu z mojego
powodu!
Helga czu�a si� prawdziwie skr�powana tym, �e kto� mia� j� obs�ugiwa�, j�, prost�
wiejsk� dziewczyn�.
- Przynajmniej tyle mo�emy dla ciebie zrobi�. Na pewno mia�a� ci�k� podr�.
Helga nie mog�a zaprzeczy�.
Weszli do pi�knego hallu, gdzie pali�o si� �wiat�o. Na �cianach wok� ogromnego
otwartego paleniska wisia�y wypchane g�owy zwierz�t, a szerokie schody wiod�y na g�r�, na
wy�sz� kondygnacj�. Jedno Helga poj�a od razu: jej ojciec musia� by� zamo�nym
cz�owiekiem.
- Poczekaj tu chwil�, a ja... - urwa� nagle, s�ysz�c g�os z g�ry:
- Co tam si� dzieje, James?
- Ma pan go�cia, sir - odpar� ochmistrz. - Z Norwegii. W�a�nie zamierza�em zadba� o
to, �eby to biedne dziecko mog�o si� ogrza� i nieco odpocz��.
- Z Norwegii? - Na schodach rozleg�y si� odg�osy krok�w, a po chwili ukaza�y si� i
zaraz zatrzyma�y stopy w domowych pantoflach.
Serce Helgi wali�o jak m�otem. Oto mia�a zobaczy� swego prawdziwego ojca.
Stopy ruszy�y znowu. M�czyzna wchodzi� powoli w kr�g �wiat�a, a� wreszcie
znalaz�a si� w nim jego ca�a sylwetka. Helga a� drgn�a z przera�enia.
Nie, to pomy�ka! Przed ni� sta� m�ody, dwudziestopi�cio - , najwy�ej trzydziestoletni
m�czyzna o kruczoczarnych w�osach, br�zowych oczach, bujnych brwiach i w�skim, nieco
bladym obliczu.
Patrzy� pytaj�cym wzrokiem na niespodziewanego go�cia.
Nie�atwo by�o znale�� w�a�ciwe s�owa komu�, kto uczy� si� angielskiego tylko w
mowie od matki, kt�ra na dodatek przebywa�a w Anglii zaledwie rok.
- Szukam lairda Aidan�s Broch - wyduka�a wreszcie.
- Ja jestem lairdem Aidan�s Broch.
- Angus MacDunn?
- Nie, to m�j ojciec. Umar� miesi�c temu. Ja jestem Ian MacDunn, dziewi�ty z kolei
laird Aidan�s Broch.
- Umar�? - To by� dla Helgi prawdziwy szok. Po chwili jednak zawo�a�a spontanicznie:
- Czyli wy musicie by� moim bratem!
- Co takiego?
- Nazywam si� Helga Solbraten - oznajmi�a z o�ywieniem. - M�j ojciec musia� chyba
wspomina� o mnie.
G�os m�odego m�czyzny sta� si� ch�odny:
- Obawiam si�, �e nie pojmuj�...
Heldze pociemnia�o w oczach.
- To znaczy, �e on nigdy ni m�wi�...
- Nie m�wi�... o czym?
To straszne! Dziewczyna si�gn�a po walizk�, aby odszuka� w niej list.
- Sir raczy wybaczy� - wtr�ci� si� dyskretnie ochmistrz. - Wasz ojciec cz�sto
rozmawia� ze mn� o swej c�reczce z Norwegii. A wy, panienko, te� zechciejcie mi wybaczy�,
i� nie zrozumia�em od razu, �e pytacie o sir Angusa. Od razu bym si� domy�li�, kim jeste�cie.
Bogu niech b�d� dzi�ki! Helga czu�a si� g��boko wdzi�czna Jamesowi. Znalaz�a
w�a�nie list i inne papiery i wr�czy�a je swemu przyrodniemu bratu, kt�ry, �ci�gn�wszy brwi,
zacz�� je przegl�da� w �wietle lampy. Na kilka minut zaleg�a cisza.
- Zgadza si�, to jest charakter pisma mojego ojca! - oznajmi�, sk�adaj�c ostro�nie
kartki. - Zdumiewacie mnie niepomiernie tym odkryciem. Przykro mi, ale nigdy dot�d o was
nie s�ysza�em.
- To dziwne! - odezwa�a si� Helga. - Mia�am wra�enie, �e...
James wyci�gn�� r�k� ku swojemu panu, kt�ry w�a�nie zamierza� w�o�y� papiery do
kieszeni szlafroka.
- Pozw�l, sir, �e ja si� nimi zajm�!
Ian MacDunn z wyra�nym oci�ganiem odda� dokumenty. Gdy za� ochmistrz znikn��,
Helga wybuchn�a:
- Ale jest jeszcze jedna rzecz, kt�rej nie rozumiem.
- Co takiego?
- Moja matka nie mog�a po�lubi� naszego wsp�lnego ojca, gdy� w�a�nie w owym
czasie wzi�� on sobie za �on� wasz� matk�. A przecie� wy jeste�cie znacznie starsi ode mnie!
Ciemne oczy roziskrzy�y si�. Upewniwszy si�, �e James jest dostatecznie daleko, by
nie us�ysze� jego s��w, Ian MacDunn spyta�:
- Ile masz lat, panienko?
- Osiemna�cie.
U�miechn�� si� nieznacznie:
- To niestety musz� ci� rozczarowa�. M�j ojciec po prostu ok�ama� twoj� matk�.
Kiedy j� spotka�, by� ju� �onaty od wielu lat i mia� trzech ma�ych syn�w.
- Ach, tak - odpar�a Helga cicho.
Zabola�o j� to, �e kto� oszuka� jej ukochan� mam�, ale by�a wdzi�czna Ianowi, i�
oszcz�dzi� jej dodatkowego poni�enia w obecno�ci ochmistrza.
W�a�nie w tym momencie James pojawi� si� w drzwiach, gdzie zatrzyma� si� i czeka�
na polecenia.
Helga zacz�a si� zastanawia�:
- Trzech syn�w?
- Mam dw�ch m�odszych braci - wyja�ni� Ian i zamilk�, daj�c do zrozumienia, �e nie
chce o nich wi�cej m�wi�. Po chwili odezwa� si� znowu: - Z listu od twojej matki do mojego
ojca wynika, �e matka czu�a si� zmuszona przys�a� ci� tutaj. Dlaczego?
Helga zawaha�a si� najpierw, ale ostatecznie postanowi�a nie kry� prawdy.
- M�j ojczym zacz�� mi si� naprzykrza� i sytuacja sta�a si� nie do zniesienia dla nas
wszystkich. Po prostu musia�am wynie�� si� z domu, a matka nie mia�a mnie dok�d pos�a�.
- Rozumiem - odpar�, przyjrzawszy si� jej dok�adnie. - Tak, rozumiem - powt�rzy�, nie
wyja�niaj�c bli�ej, co ma na my�li.
Wreszcie jego twarz rozja�ni�a si� w wymuszonym u�miechu:
- A wi�c witaj, m�odsza siostrzyczko! James, zadbaj o to, �eby Helga czu�a si� dobrze
w swoim pokoju! Jutro, a w�a�ciwie to ju� dzisiaj, wyje�d�amy, ale wieczorem jeste�my z
powrotem. B�dziesz zatem mia�a ca�y dzie� wy��cznie dla siebie. Wygl�dasz na zm�czon�,
powinna� si� chyba przespa�.
Ian odprowadzi� j� do schod�w, a James wskaza� uprzejmie drog� na pi�tro, gdzie
przez d�ugie korytarze zawi�d� ja do niewielkiej izdebki.
- Zaraz przyjdzie dziewczyna i zajmie si� ubraniem panienki - poinformowa�. -
Pozwol� sobie �yczy� panience mi�ego pobytu u nas.
- Dzi�kuj� - odpowiedzia�a Helga, wdzi�czna za �yczliwo��, kt�ra nie wynika�a
bynajmniej z obowi�zku. - Mam nadziej�, �e nie sprawiam k�opotu?
- Wr�cz przeciwnie, panienko! To panienka musi nam wybaczy�! Prze�ywamy akurat
teraz ci�ki czas, nasz laird mo�e wydawa� si� podejrzliwy i nieufny. Musicie go zrozumie�.
A ja chcia�bym tylko doda�, �e ojciec panienki by�by bardzo szcz�liwy, gdyby m�g� tu was
widzie�. Cho� nie jestem tutaj d�ugo, nauczy�em si� nadzwyczaj ceni� panienki ojca, Angusa
MacDunna.
Te s�owa sprawi�y Heldze b�l i rado�� zarazem. B�l, poniewa� nigdy ju� nie pozna
swego ojca, rado�� za� z powodu zaufania okazanego jej przez Jamesa.
Ochmistrz zatrzyma� si� jeszcze na chwil� w drzwiach.
- W razie czego prosz� si� nie ba� i �mia�o przychodzi� do mnie - o�wiadczy� i
znikn��.
Helga zamy�li�a si�. W jego g�osie by�o co� w rodzaju ostrze�enia - jakby chcia� jej
powiedzie�, �e na niego zawsze mo�e liczy�... Czy zatem by� kto�, na kim nie powinna
polega�?
Helga rozejrza�a si� po wielkim pokoju - tak �adnego pomieszczenia nigdy jeszcze nie
widzia�a. W rogu sta� komplet do mycia z porcelany w kwiatki, na oknach wisia�y zwiewne
firanki, a pod jedn� ze �cian znajdowa� si� zgrabny kamienny piec. Najbardziej jednak
zachwyci� j� fotel obity suknem w bogate wzory.
Po chwili do pokoju wesz�a m�oda dziewczyna, dopiero co wyrwana ze snu. M�wi�a
j�zykiem, kt�rego Helga nie rozumia�a, prawdopodobnie dialektem. By�a jednak mi�a; zabra�a
ubrania, kt�re Helga i jej matka uk�ada�y z tak� staranno�ci� i kt�re tak wiele ucierpia�y z
powodu deszczu i d�ugiej podr�y z Norwegii. Wzi�a r�wnie� walizk�, daj�c do
zrozumienia, �e zamierza j� wysuszy�.
Helga w�lizn�a si� do pi�knego, ogrzanego ��ka, a po chwili z wdzi�czno�ci� napi�a
si� ciep�ego mleka, przyniesionego jej przez s�u��c�. Natomiast za jedzenie podzi�kowa�a. Jej
nerwy by�y napi�te do granic wytrzyma�o�ci, dlatego ju� sama my�l o ugryzieniu grubej
kromki chleba sprawia�a, �e zasycha�o jej w ustach, nie zdo�a�aby prze�kn�� cho�by k�sa.
M�oda Szkotka sprawia�a wra�enie wystraszonej i zdenerwowanej. Helga znowu
podj�a pr�b� nawi�zania rozmowy.
- Dowiedzia�am si� w�a�nie, �e prze�ywacie tu, w dolinie, trudny czas? - spyta�a na
pr�b�.
Jej pytanie wyzwoli�o potok s��w, wypowiedzianych niezwykle gor�czkowo, lecz
niewyra�nie. Dziewczyna rozumia�a angielski, tyle tylko �e od rozumienia j�zyka do
pos�ugiwania si� nim droga daleka.
- Poczekaj! - przerwa�a jej Helga. - Nie rozumiem ani s�owa. Mog�aby� przet�umaczy�
to na angielski?
Dziewczyna zacz�a szuka� odpowiednich s��w, a� wreszcie, czerwieniej�c i j�kaj�c
si�, � �arliwo�ci� blisk� desperacji, powiedzia�a:
- Tak, jest trudno! D�ugo tak nie wytrzymamy.
Helga �ci�gn�a brwi:
- Wyja�nij to bli�ej!
Nie by�a to �atwa rozmowa, albowiem ani jedna, ani druga strona nie wykazywa�a si�
szczeg�ln� znajomo�ci� jedynego j�zyka, jaki by� wsp�lny im obu, czyli angielskiego. Wiele
s��w wypowiadanych przez m�od� Szkotk� trafia�o w pr�ni�, na szcz�cie Heldze uda�o si�
zrozumie� to, co najwa�niejsze.
- Miej si� tu, w domu, na baczno�ci! - powiedzia�a dziewczyna z naciskiem. - Tutaj
jest niebezpiecznie. Uwa�aj na to, co m�wisz!
- Co masz na my�li?
- Oni go zabili, naszego jedynego... (nie potrafi�a znale�� odpowiedniego s�owa).
Teraz nie ma ju� dla nas nadziei.
- Kto zabi� kogo?
Dziewczyna rozejrza�a si� woko�o i szepn�a:
- Psss! Bracia! To oni zabili Rodericka MacCullena.
Potem nast�pi� d�ugi, niezrozumia�y wyw�d, z kt�rego Helga zdo�a�a wy�owi� imi�
Mordwin; zdaje si�, �e osoba o tym imieniu, je�li chce uj�� z �yciem, nie powinna si� tu
pokazywa�. Mowa te� by�a o jakich� diab�ach stoj�cych na czatach i ich herszcie oraz o
innych tworach b�d�cych zapewne wytworem bujnej fantazji Szkot�w.
Nagle dziewczyna si� przestraszy�a, �e tak si� rozgada�a i, zas�oniwszy z przestrachu
usta, wybieg�a z pokoju.
Helga zamkn�a drzwi. Nale�a�a do tych ludzi, kt�rzy woleli, by drzwi by�y zawsze
zamkni�te. By� mo�e wynika�o to st�d, �e do tej pory musia�a dzieli� pok�j z kim� jeszcze, �e
nigdy nie mia�a nic wy��cznie dla siebie. Zamkni�te drzwi zapewnia�y jej spok�j. Cho� przez
chwil� mog�a by� sama.
Mimo �e wiadomo�� o �mierci ojca tak j� poruszy�a, mimo, �e powitanie w jego domu
okaza�o si� wielkim rozczarowaniem, czu�a, �e zaraz za�nie.
Ale w chwili gdy zapad�a w�a�nie w drzemk�, ockn�a si� nagle. Ogromny dom
pogr��ony by� jeszcze we �nie, lecz gdzie� w jej bezpo�rednim s�siedztwie da� si� s�ysze�
jakby krzyk sowy. By� tak g�o�ny, �e musia� dochodzi� chyba z pomieszczenia nad jej
pokojem, ze strychu.
Nawo�ywanie ptaka rozleg�o si� jeszcze raz, a potem zapad�a d�uga, pe�na
wyczekiwania cisza. Helga jednak doskonale zdawa�a sobie spraw�, �e to nie by� krzyk
prawdziwej sowy, lecz cz�owieka z du�ym powodzeniem na�laduj�cego jej g�os.
Przywo�ywa�, a potem czeka� na odpowied�, lecz jej nie otrzyma�.
Ponownie rozleg�y si� wibruj�ce tony. Potem znowu cisza znad Doliny Aidana.
Nie zastanowiwszy si� do ko�ca nad tym, co czyni, Helga wy�lizn�a si� z ��ka i
wysz�a na korytarz. W tej samej chwili us�ysza�a szybkie, nerwowe kroki w d� po w�skich
schodach w ko�cu korytarza. Wystraszona, skry�a si� w mroku wn�ki przy drzwiach. Chyba
nie uda jej si� unikn�� odkrycia. Mia�a jednak wi�cej szcz�cia, ni� my�la�a. Okaza�o si�
bowiem, �e korytarz nie ko�czy� nie schodami, lecz ��czy� si� z wi�kszym, poprzecznym,
tworz�c razem z nim liter� L lub T. I tam w�a�nie uda� si� pospiesznie jaki� m�czyzna, nie
rzuciwszy nawet okiem w stron� ukrytej Helgi.
Wszystko to dzia�o si� bardzo szybko, ale poniewa� przez jedno z okien w du�ym
korytarzu wpad�o ju� do �rodka �wiat�o poranka, Helga widzia� owego cz�owieka do��
dok�adnie.
Jej cia�o przeszy� zimny dreszcz. Wzburzona twarz nieznajomego mia�a w sobie co�
z�owrogiego. W pewien spos�b wydawa� si� bardzo podobny do Iana MacDunna, jednak�e
m�czyzna, na kt�rego w�a�nie patrzy�a, nie utyka� jak tamten i mia� o wiele bardziej
wynios�� postaw�. Poza tym wyr�nia� si� charakterystyczn�, nieco demoniczn� brod�, a
tak�e p�d�ugimi, kruczoczarnymi w�osami. Na podstawie wygl�du i stroju Helga oceni�a go
jako m�czyzn� pr�nego, lubuj�cego si� w drogocennych aksamitach oraz g��bokich,
wyrazistych barwach.
Westchn�wszy, przemkn�a z powrotem do swojego pokoju i po�o�y�a si� wreszcie do
��ka.
Gdzie� powy�ej posiad�o�ci, na zboczu wzg�rza, rozleg�y si� o szarym brzasku
nawo�ywania kruk�w