3682

Szczegóły
Tytuł 3682
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3682 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3682 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3682 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alfred Hitchcock Tajemnica kaszl�cego smoka * * * prze�o�y� Jan Jackowicz Wydawnictwo Siedmior�g Wroc�aw 1998 Tytu� orygina�u: The Mystery of the Coughing Dragon Projekt ok�adki Artur �obu� Redaktor Danuta Sadkowska � Copyright 1970 by Pandom House, Inc. Text by Nick West. Based upon characters created by Robert Arthur � Copyright for the Polish edition by Siedmior�g This translation published by arrangement with Pandom House, Inc. * * * Wst�p Alfreda Hitchcocka Je�eli nigdy dot�d nie spotkali�cie Trzech Detektyw�w, ta ksi��ka daje wam szans� zapoznania si� z ich wyczynami. Trzej Detektywi tworz� prywatn� firm� wywiadowcz�, kt�ra ma ju� godny uwagi dorobek w rozwi�zywaniu tajemniczych zagadek. Jej szefem jest Jupiter Jones, prawdziwy mistrz dedukcyjnego my�- lenia. Najsprawniejszy fizycznie z ca�ej tr�jki jest Pete Crenshaw. Do obowi�zk�w Boba Andrewsa nale�y prowadzenie dokumentacji i analiz. Wszyscy trzej doskonale si� rozumiej� i tworz� dynamiczny, zgrany ze- sp�. Miejscem zamieszkania ch�opc�w jest ma�e miasteczko Rocky Beach, po�o�one w Kalifornii, niedaleko Hollywoodu, tu� nad brzegiem Oceanu Spokojnego. Za Kwater� G��wn� s�u�y im przerobiona przyczepa kempin- gowa, stoj�ca w sk�adzie z�omu Jones�w, kt�ry jest w�asno�ci� wuja i ciotki Jupitera. W przyczepie znajduje si� ma�e biuro, laboratorium i ciemnia fotograficzna, a tak�e mn�stwo r�nych urz�dze�, wykonanych przez sa- mych ch�opc�w ze z�omu, znalezionego na terenie sk�adu. Do Kwatery G��wnej mo�na si� dosta� tajemnym przej�ciem, kt�re jest zbyt w�skie i trudne do przebycia dla doros�ych. To tyle wst�pnych informacji. Czas na prawdziw� zabaw�, kt�rej �yczy wam szczerze Alfred Hitchcock ISBN 83-7162-024-1 Wydawnictwo Siedmior�g ul. �wi�tnicka 7, 52-018 Wroc�aw Rozdzia� 1 Zagadki pod psem � Zastanawiam si� � powiedzia� kt�rego� ranka Jupiter Jones � czy uda�oby si� nam dokona� najwi�kszego napadu, jaki kiedykolwiek mia� miejsce w tej okolicy? Pytanie zaskoczy�o jego dw�ch przyjaci�. Bob Andrews upu�ci� na pod�og� plik ma�ych karteczek, kt�re wk�ada� w�a�nie pod star� pras� drukarsk�. Zaj�ty naprawianiem zepsutego radia Pete Crenshaw podsko- czy� tak, �e �rubokr�t wy�lizn�� mu si� z naci�cia na �rubie i zatoczy� jaki� zygzakowaty, wariacki �uk. � Co� ty powiedzia�? � zapyta� Pete, staraj�c si� wyg�adzi� postrz�- pion� rys�, pozostawion� przez ostrze �rubokr�tu na tylnej p�ycie drewnia- nej obudowy radia. � Powiedzia�em, �e zastanawiam si�, czy uda�oby si� nam zrobi� najwi�kszy napad, jaki kiedykolwiek wydarzy� si� w tych stronach � po- wt�rzy� Jupiter. � To znaczy, gdyby�my byli wyspecjalizowanymi prze- st�pcami. � Jak ju� si� nad tym zastanawiasz � powiedzia� Pete � to spr�- buj te� wyobrazi� sobie, co by si� z nami sta�o, gdyby nas z�apali. S�ysza- �em gdzie�, �e ten proceder nie pop�aca. Bob Andrews pozbiera� rozrzucone kartki. � Nie wydaje mi si�, aby�my mieli szans� opanowania tego fachu. Co do mnie, to nie jestem w stanie opanowa� nawet sztuki podk�adania kartek pod t� pras�. � To tylko taka sobie my�l � powiedzia� Jupiter. � Ostatecznie jeste�my przecie� detektywami. Przysz�o mi do g�owy, �e gdyby si� nam uda�o wyobrazi� sobie dobrze obmy�lone przest�pstwo, mieliby�my o wie- le �atwiejsze zadanie przy jego wykrywaniu. Trzeba by by�o odwr�ci� tylko spos�b my�lenia i wczu� si� w psychik� przest�pcy, wyspecjalizowanego w tym rzemio�le. Pete kiwn�� potakuj�co g�ow�. � To doskona�y pomys�. Ale wiesz, Jupe, najpierw musz� odwr�ci� spos�b my�lenia ostatniego w�a�ciciela tego odbiornika. Pr�bowa� widocz- nie sam go naprawi� i pomiesza� ze sob� wszystkie przewody. Dopiero jak 6 to zrobi�, b�d� got�w wzi�� udzia� w twoich wyspecjalizowanych machina- cjach. Ca�a tr�jka, nazywaj�ca siebie Trzema Detektywami, znajdowa�a si� w warsztacie Jupitera, po�o�onym w k�cie sk�adnicy z�omu jego wuja Tytu- sa. Tu, pod daszkiem przylegaj�cym do wysokiego ogrodzenia sk�adu, ch�opcy zajmowali si� w odosobnieniu napraw� r�nych starych grat�w, kupowanych przez Tytusa Jonesa. Cz�� zarobionych w ten spos�b pie- ni�dzy przeznaczali na drobne wydatki, reszt� � na takie luksusy, jak na przyk�ad telefon w ich dobrze zamaskowanej Kwaterze G��wnej. Pete wkr�ci� ostatni� �rub� i z dumn� min� wr�czy� Jupiterowi do prze- jrzenia naprawione radio. � Ta robota powinna kosztowa� twojego wuja co najmniej trzy dolary � powiedzia�. � Teraz mo�e je dobrze sprzeda�. Kiedy si� tu znalaz�o, by�o zwyk�� kup� szmelcu. Jupiter u�miechn�� si�. � Wuj Tytus nie jest taki ch�tny do wyrzucania pieni�dzy w b�oto. Mo�e by� je lepiej w��czy�, �eby si� przekona�, czy rzeczywi�cie dzia�a. Pete wzruszy� ramionami i przekr�ci� ma�� ga�k�. � Jasne, �e dzia�a. Pos�uchaj. Da� si� s�ysze� szum i po kilku drobnych trzaskach radio o�y�o. Z g�o�- nika pop�yn�� g�os spikera, najwyra�niej ko�cz�cego lokalny serwis infor- macyjny. � W�adze zaniepokojone s� tajemniczymi przypadkami, jakie po- wtarzaj� si� w miasteczku Seaside. W ci�gu ostatniego tygodnia zagin�o tam pi�� ps�w. W�a�ciciele zaintrygowani s� znikni�ciem swych ulu- bie�c�w... A teraz wiadomo�ci ze �wiata, kt�re rozpoczynamy doniesie- niem z... � Pete, wy��cz to � rzuci� Jupiter. Pete przekr�ci� ga�k� wy��cznika. � No i co? Pi�� zaginionych psiak�w. Najwyra�niej szaleje tam jaki� ob��kany mi�o�nik tych zwierz�t. � Zdaje mi si�, �e trafili�my na mistrza z�odziejskiego procederu � odezwa� si� Bob, szczerz�c z�by. � Ma zamiar wykra�� wszystkie psy jakie tylko wpadn� mu w r�ce, i opanowa� rynek. A potem, kiedy ludzie zaakceptuj� jego cennik, zrobi wyprzeda� i zbije na tym maj�tek. Jupiter zacz�� mi�tosi� dwoma palcami doln� warg� � znak, �e jegc umys�owa maszyneria dzia�a w�a�nie na wysokich obrotach. � Dziwne � powiedzia� w ko�cu. � Co w tym dziwnego? � zapyta� Bob. � Mo�e liczba skradzio- nych ps�w? �e nie do pary? Jupiter zmarszczy� brwi i pokr�ci� g�ow�. � Nie, chodzi mi o to, �e wszystkie psy zagin�y w jednym tygodniu. Kiedy gin� domowe zwierzaki, zdarza si� to zwykle w nier�wnych odst�- pach czasu, a nie tak od razu, w przeci�gu paru dni. � No wi�c, musi by� tak, jak powiedzia�em � odpar� Bob. � Jaki� do�wiadczony kryminalista postanowi� zdoby� kontrol� nad ca�ym psim rynkiem. Mo�e chce wywo�a� obni�k� ceny mi�sa na hamburgery, a przy okazji zarobi� troch� na sprzeda�y kradzionych ps�w. Jupiter odpowiedzia� mu bladym u�miechem. � Bardzo mo�liwe. Ale brakuje tu odpowiedzi na moje pytanie. Dlacze- go a� pi�� ps�w w ci�gu jednego tygodnia? No i druga zagadka: Dlaczego nikt nie zwr�ci� si� do nas, �eby�my wyja�nili te tajemnicze zagini�cia? � Bo mo�e wcale nie s� takie tajemnicze � powiedzia� Pete. � Czasami psy oddalaj� si� od domu i wracaj� dopiero po jakim� czasie. Przypuszczam, �e i w tym wypadku mo�e chodzi� o co� takiego. � Zgadzam si� z Pete'em � przytakn�� Bob. � W dzienniku nie by�o mowy o tym, �e to s� jakie� cenne psy, tylko o tym, �e zagin�o pi�� sztuk. Powoli i z oci�ganiem Jupiter skin�� g�ow�. � By� mo�e obaj macie racj�. Niewykluczone, �e chodzi tu o zwyk�y zbieg okoliczno�ci, chocia� tego rodzaju przypuszczenie nie bardzo mi odpowiada. Pozostali dwaj ch�opcy u�miechn�li si�. Jupiter mia� zwyczaj wypowia- dania si� z namys�em, kiedy tylko m�g� sobie na to pozwoli�, l w�a�nie ta jego cecha, a tak�e wyostrzona, jak u prawdziwego detektywa, zdolno�� dedukcyjnego my�lenia, przyci�ga�y ich do niego i czyni�y niekwestionowa- nym przyw�dc� ca�ej tr�jki. � Zastanawiam si� � podj�� Jupe � jak rozwi��emy t� tajemnic�, je�eli nie poprosi nas o to �aden z w�a�cicieli zaginionych czworonog�w. Bob i Pete popatrzyli t�po na siebie. � Jak� tajemnic�? � zapyta� Pete. � Zdawa�o mi si�, �e przed chwil� ustalili�my, �e nie chodzi o �adn� tajemnic�, ale o zwyk�y zbieg okoliczno�ci. � By� mo�e � odpar� Jupiter. � Ale jeste�my przecie� detektywa- mi. Ju� kiedy� uda�o si� nam odnale�� kilka zaginionych zwierzak�w. l w ka�dym przypadku mieli�my do czynienia z jak�� tajemnic�. 8 Bob i Pete kiwn�li potakuj�co g�owami. Przypomnia�o si� im, �e poma- gaj�c pani Banfry w odnalezieniu jej zaginionego abisy�skiego kota, roz- wi�zali przy okazji tajemnic� Szepcz�cej Mumii. A pr�ba odnalezienia papugi, kt�ra zagin�a panu Malcolmowi, naprowadzi�a ich na trop nie- zwyk�ej tajemnicy j�kaj�cej si� papugi. � To Seaside znajduje si� niedaleko st�d, na po�udnie od nas � powiedzia� Jupiter. � Wygl�da na to, �e nasza s�awa jako detektyw�w nie jest wcale tak wielka, jak si� nam wydawa�o. Powinni�my to wreszcie zmieni�. Bob wyci�gn�� r�k� w kierunku stosu kartek, kt�re upycha� w starej drukarskiej prasie. � Popatrz, Jupe, w�a�nie si� tym zajmuj�. Drukuj� nasze firmowe wizyt�wki. B�dzie nowy zapas. � Doskona�y pomys�, Bob � stwierdzi� Jupiter. � Ale ja mia�em na my�li co� innego. B�dziemy musieli postara� si�, aby lepiej nas znano. l �eby ludziom, kiedy zaczynaj� si� dzia� jakie� dziwne rzeczy, natychmiast przychodzili na my�l Trzej Detektywi z Rocky Beach. Bob wyrzuci� do g�ry obie r�ce. � Ale�, Jupe, jak chcesz to zrobi�? Nie mo�emy przecie� pozwoli� sobie na p�atn� reklam� w telewizji ani na reklamy rysowane na niebie przez samoloty. � Wiem o tym � stwierdzi� Jupiter. � Proponuj�, �eby�my poszli natychmiast do naszej Kwatery G��wnej i przedyskutowali sposoby, przy pomocy kt�rych firma Trzech Detektyw�w mog�aby zdoby� wi�ksz� popu- larno��. Nie czekaj�c na odpowied�, Jupiter podni�s� si� z krzes�a. Bob i Pete spojrzeli na siebie i wzruszywszy ramionami, zrobili to samo. � Wiesz, Jupe, co najbardziej u ciebie lubi�? � zapyta� z u�mie- chem Pete. � Demokratyczny spos�b rozwi�zywania problem�w. Mam na my�li to, �e przed podj�ciem jakiej� decyzji przeprowadzamy zawsze g�osowanie. Ch�opcy odsun�li, niewidoczny za drukarsk� pras�, stary, �elazny ruszt, odkrywaj�c wej�cie do szerokiej, karbowanej rury. Wpe�zn�li do niej, za- sun�li za sob� ruszt i zacz�li zag��bia� si� w ni� na czworakach. Rura bieg�a cz�ciowo pod ziemi�, potem mi�dzy jakimi� �elaznymi wspornika- mi. Jej wylot znajdowa� si� mniej wi�cej dwana�cie metr�w dalej, dok�adnie pod ruchom� mieszkaln� przyczep�, kt�r� m�odzi detektywi przerobili ne Kwater� G��wn�. Wuj Jupitera, Tytus Jones, pozwoli� im z niej korzysta� poniewa� w �aden spos�b nie m�g� znale�� na ni� amatora. By�a zbyt stara i poobijana. Doszed�szy do ko�ca rury, ch�opcy unie�li umocowan� na zawiasach klap� i wygramolili si� na g�r�. Znajdowali si� teraz w ma�ym pomiesz- czeniu przypominaj�cym biuro, wyposa�onym w biurko, par� krzese�, ma- szyn� do pisania, rega� z szufladkami i telefon. Jupiter zamontowa� ko�o telefonu mikrofon i pod��czy� go do g�o�nika radiowego, dzi�ki czemu ca�a tr�jka mog�a przys�uchiwa� si� wszystkim rozmowom telefonicznym. Po- zosta�� cz�� przyczepy zajmowa�a miniaturowa ciemnia, male�kie labora- torium i toaleta. Poniewa� przyczep� otacza�y stosy starego �elastwa, w jej wn�trzu panowa� p�mrok. Pete zapali� �wiat�o nad biurkiem. W tej samej chwili zadzwoni� telefon. Ch�opcy popatrzyli na siebie. Rzadko zdarza�o si�, aby kto� wykr�ci� ich numer. Po drugim dzwonku Jupiter si�gn�� po s�uchawk�, w��czaj�c jedno- cze�nie g�o�nik male�kiego radia. � Jupiter? � zapyta� jaki� m�ski g�os. � M�wi Alfred Hitchcock. By� to ich doradca i przyjaciel, znany re�yser filmowy i autor ksi��ek po�wi�conych r�nym zagadkom i tajemnicom. � Co mog� dla pana zrobi�? � zapyta� Jupiter, bez najmniejszego wysi�ku wpadaj�c w ton prawdziwego profesjonalisty. � Czy ty i twoi przyjaciele jeste�cie w tej chwili zaj�ci wyja�nianiem jakiej� sprawy? � Nie, chwilowo jeste�my wolni. Ale zgodnie z teori� prawdopodo- bie�stwa powinni�my znale�� wkr�tce co� interesuj�cego. Pan Hitchcock zachichota�. � A wi�c, je�eli nie jeste�cie zaj�ci, mam co�, co mog�oby was zainte- resowa�. Pewien zaprzyja�niony ze mn� re�yser filmowy b�dzie najpraw- dopodobniej potrzebowa� pomocy. � Ch�tnie by�my spr�bowali � powiedzia� Jupiter. � Ale czy mo�e mi pan powiedzie�, na czym polegaj� k�opoty pa�skiego przyjaciela? Alfred Hitchcock zawiesi� na chwil� g�os, tak jakby zastanawia� si�, jak w paru s�owach wyrazi� z�o�ono�� ca�ego problemu. � Wydaje si�, �e to jest sprawa, by tak rzec, pod psem � powiedzia� w ko�cu. � Nie w przeno�ni, tylko dos�ownie. M�j przyjaciel powiedzia� mi niedawno przez telefon, �e zagin�� mu pies. Oczy Jupitera rozb�ys�y. 10 � Czy przypadkiem pana przyjaciel nie mieszka w Seaside? � A niech ci� g� kopnie � powiedzia� pan Hitchcock. W jego g�osie mo�na by�o wyczu� zaskoczenie. � On rzeczywi�cie mieszka w Seaside. Sk�d, u licha, dowiedzia�e� si� o tym? � Zwyczajnie, zestawi�em tylko ze sob� par� dziwnych okoliczno�ci � odpar� Jupiter. � Nie przestajesz mnie zdumiewa�, Jupiterze. Ciesz� si�, �e przez ca�y czas trzymasz r�k� na pulsie, bez wzgl�du na to, czy prowadzisz jakie� dochodzenie, czy te� nie, i nie zadowalasz si� dawnymi sukcesami. Jupiter wyszczerzy� z�by do s�uchawki. � Ani troch�, prosz� pana. Ale m�wi�c o k�opotach pana przyjaciela, u�y� pan zwrotu �wydaje si�". A nawet wypowiedzia� go pan z naciskiem. Co pan mia� na my�li? � Rzeczywi�cie, znowu trafi�e� w dziesi�tk�. Nie uwa�am, �e chod� tu o jaki� zwyczajny przypadek. No bo pomy�l, czy mo�na uwa�a� za cos zwyczajnego spraw�, w kt�r� zamieszany jest smok? Zgadzasz si� ze mn�? Jupiter odchrz�kn��. � Co takiego? Smok? � Dok�adnie. Dom mojego przyjaciela stoi tu� nad brzegiem oceani i znajduj� si� pod nim jaskinie. Utrzymuje on, �e wieczorem, tego samegc dnia, w kt�rym zagin�� mu pies, widzia� do�� du�ego smoka, kt�ry wynurzy si� z oceanu i znikn�� w jednej z jaski�. W przyczepie zapad�a g�ucha cisza. � No wi�c, Jupe, co o tym powiesz? Jeste� gotowy, by razem z Pete'err i Bobem rozwik�a� t� zagadk�? Jupiter by� tak podniecony, �e zacz�� si� j�ka�. � Ppprosz� ppppana o nnnazwisko i adddres ppa�skiego pprzyja ciel�. Wygl�da na to, �e b�dzie to najbardziej ekscytuj�ca ze wszystka spraw, z jakimi mieli�my do tej pory do czynienia! Zapisa� podane przez pana Hitchcocka informacje, obieca� zawiada mi�� go o wszystkich czynno�ciach i post�pach w dochodzeniu, a poten odwiesi� s�uchawk� i popatrzy� na Pete'a i Boba z triumfalnym btyskien w oczach. � Zgadzacie si�, �e powinno si� dok�adnie zbada� wszystko, co mo�( si� ��czy� ze smokiem, kt�ry �yje w naszych czasach? Bob przytakn��, ale Pete wzruszy� ramionami. � Zdaje si�, Pete, �e masz jakie� zastrze�enia? 11 � My�l�, �e pope�ni�e� jeden b��d � powiedzia� Pete. � Wygada- �e� si� przed panem Hitchcockiem, �e ten przypadek mo�e si� okaza� najbardziej ekscytuj�cy ze wszystkich, jakie nam si� trafi�y. � Rzeczywi�cie, tak powiedzia�em � odpar� Jupiter. � Nie uwa- �asz, �e to prawda? � Niezupe�nie. � No wi�c, co by� powiedzia� na moim miejscu? � Je�eli rzeczywi�cie b�dziemy mieli do czynienia ze smokiem � odpar� Pete � powiedzia�bym, �e ta sprawa mo�e si� okaza� ostatni� w naszej karierze! Rozdzia� 2 Strach wy�ania si� z morza Miasteczko Seaside, w kt�rym mieszka� zaprzyja�niony z Alfredem Hitchcockiem re�yser filmowy, po�o�one by�o o jakie� trzydzie�ci par� kilo- metr�w na po�udnie, ko�o autostrady biegn�cej wzd�u� wybrze�a Pacyfiku. Zaraz po lunchu mia� tam jecha� jeden z niemieckich pomocnik�w wujo- stwa Jupitera, Hans, �eby zrobi� zakupy i dostarczy� towar zam�wiony przez miejscowych sprzedawc�w. Ciotka Matylda zgodzi�a si�, aby Jupiter i jego przyjaciele zabrali si� z nim ma�� ci�ar�wk�, nale��c� do niej i wuja Tytusa. Po obfitym posi�ku, przyrz�dzonym przez ciotk� Matyld�, wszyscy trzej pobiegli do samochodu, �eby poupycha� si� jako� na przednim siedzeniu, obok Hansa. Jupiter poda� mu adres i wkr�tce potem p�dzili ju� g�adk� autostrad� na po�udnie. � Bob, mia�e� troch� czasu na ma�e badania � odezwa� si� Jupiter. � Czego si� dowiedzia�e� na temat smok�w? � Smok � odpar� Bob � jest mitycznym potworem, przedstawia- nym zwykle jako ogromny gad ze skrzyd�ami i pazurami, ziej�cy ogniem i dymem. � Nie robi�em wprawdzie �adnych bada� � przerwa� mu Pete � ale zdaje mi si�, �e Bob pomin�� co� wa�nego. Smoki nie s� usposobione przyja�nie do ludzi. � Wspomnia�bym tak�e i o tym � stwierdzi� Bob � ale Jupitera in- teresuj� wy��cznie fakty. Smoki s� mitycznymi stworami, co oznacza, �e tak naprawd� wcale nie istniej�. Ale je�eli nie istniej�, nie musimy martwi� si� tym, czy s� usposobione przyja�nie, czy te� nie. � Dok�adnie tak � powiedzia� Jupiter. � Smoki s� stworami z za- mierzch�ej przesz�o�ci. Je�eli kiedykolwiek istnia�y jakie� egzemplarze, zo- sta�y unicestwione w procesie ewolucji. � Bardzo mnie to cieszy � wtr�ci� Pete. � Ale w takim razie, je�li uleg�y wyniszczeniu, jak to si� dzieje, �e jedziemy w�a�nie, �eby prowadzi� �ledztwo w sprawie jednego z nich? � Us�yszeli�my przez radio, �e w spokojnym miasteczku Seaside za- gin�o podczas ostatniego tygodnia pi�� ps�w � powiedzia� Jupiter. � A od pana Hitchcocka wiemy, �e jego przyjaciel straci� psa i widzia� ko�o swego domu smoka. Nic ci to nie m�wi? � Tak, oczywi�cie � odpar� Pete. � To mi m�wi, �e zamiast je- cha� na poszukiwanie smoka, powinienem by� w tej chwili w Rocky Beach i �lizga� si� po falach na moim surfie. � Ale� je�li anga�uje nas Henry Allen, kt�ry jest przyjacielem pana Hitchcocka, oznacza to, �e mamy przed sob� przygod�, kt�ra mo�e si� okaza� bardzo korzystna dla Trzech Detektyw�w � o�wiadczy� Jupiter. � Dlaczego nie chcesz popatrze� na t� spraw� pod tym k�tem? � Pr�buj�, pr�buj� � mrukn�� niepewnie Pete. � Bez wzgl�du na to, czy ten smok tam jest, czy go nie ma � powiedzia� Jupiter � pewne jest, �e dzieje si� co� bardzo tajemniczego. Nied�ugo poznamy fakty, z kt�rymi b�dziemy musieli si� zmierzy�. A tym- czasem musimy podej�� do ca�ej sprawy w bardziej otwarty spos�b. Samoch�d min�� ju� obrze�a Seaside i Hans zwolni�, rozgl�daj�c si� za podan� mu przez Jupitera ulic�. Po przejechaniu jeszcze dw�ch kilo- metr�w ci�ar�wka zatrzyma�a si�. � My�l�, �e to musi by� gdzie� w pobli�u � powiedzia� Hans. Wsz�dzie naoko�o wida� by�o jedynie szpalery palmowych drzew. Je�li by�y tu jakie� domy, musia�y by� ukryte gdzie� za nimi. Pete dostrzeg� ma�y napis na bia�ej skrzynce na listy. � H.H. Allen � przeczyta� g�o�no. � To tutaj. Ch�opcy wyskoczyli z samochodu. � Wiesz, Hans, te wst�pne czynno�ci powinny nam zaj�� w przybli�e- niu dwie godziny � powiedzia� Jupiter. � Dasz rad� za�atwi� przez ten czas wszystkie zakupy i dostawy, a potem wr�ci� po nas? 12 13 � Jasne, bez problemu � odpar� krzepki Bawarczyk. Zawr�ci� ci�a- r�wk�, pomacha� im r�k� i skr�ci� w w�sk� uliczk� prowadz�c� do centrum. � Najpierw musimy si� troch� rozejrze� � powiedzia� Jupiter. � To mo�e si� nam przyda� w rozmowie z panem Allenem. Lepiej by� zoriento- wanym w terenie. Domy pobudowane by�y na wysokiej skarpie, wychodz�cej na ocean. Najbli�sza okolica robi�a wra�enie do�� odludnego zak�tka. Ch�opcy skie- rowali si� ku nie zamieszkanej parceli s�siaduj�cej z rezydencj� re�ysera i podeszli a� do kraw�dzi urwiska. � Mi�o tu i spokojnie � stwierdzi� Bob, spogl�daj�c na ci�gn�c� si� w dole pla�� i migotliw� to� oceanu. � Niez�e warunki do surfowania � mrukn�� Pete, przygl�daj�c si� przybrze�nym falom. � Nic nadzwyczajnego, ale te metrowe ba�wany morskie s� w sam raz. My�l�, �e wieczorem, kiedy zaczyna si� przyp�yw i �amie si� wysoka fala, ten smok mo�e si� czu� tu jak w raju. Ma si� w czym chowa�. Jupiter skin�� potakuj�co g�ow�. � Masz racj�, Pete. O ile ten smok rzeczywi�cie istnieje � powie- dzia� powoli, a potem wyci�gn�� szyj� i spojrza� w d�. � Pan Hitchcock powiedzia�, �e tu s� jaskinie. Ale st�d wcale ich nie wida�. Potem, po rozmowie z panem Allenem, zejdziemy na d� i postaramy sieje obejrze�. Bob przeci�gn�� oczami po bezludnej pla�y, ja�niej�cej daleko w dole. � Jak si� tam dostaniemy? Pete wyci�gn�� r�k� w kierunku niepewnie wygl�daj�cych, zniszczo- nych przez deszcze i wichry, drewnianych stopni. � Bob, widzisz te schodki? Id� przez ca�e urwisko, a� do do�u. Jupiter przelecia� wzrokiem wzd�u� skarpy. � Patrzcie, tam dalej s� jeszcze jedne. Z drugiej strony te�. W sumie nie ma ich jednak zbyt wiele. No, dobra, my�l�, �e mamy ju� obraz tego terenu. Chod�my teraz pos�ucha� tego, co ma nam do powiedzenia pan Allen. Odwr�ci� si� i poprowadzi� swych przyjaci� do ukrytej w zielonym �ywo- p�ocie bramy. Ca�a tr�jka wesz�a do �rodka. Kr�ta �cie�ka prowadzi�a do, kryj�cego si� po�r�d palmowych drzew, krzew�w i dziko rosn�cych kwia- t�w, domu z wyblak�ej, ��tawej ceg�y. Ogr�d by� raczej zaniedbany, podob- nie zreszt� jak i sam dom, wzniesiony na brze�ku skalnego urwiska. Jupiter uni�s� mosi�n� ko�atk� i zastuka� ni� do drzwi. W chwil� potem na progu stan�� niski, t�gawy m�czyzna. Jego opalo- 14 na, pokryt� zmarszczkami twarz okala�y siwe w�osy. Spod g�stych, krza- czastych brwi spogl�da�y pos�pne, piwne oczy. � Prosz�, ch�opcy, wejd�cie do �rodka � powiedzia� wyci�gaj�c r�k�. � Domy�lam si�, �e jeste�cie tymi zuchami przys�anymi przez mo- jego przyjaciela Alfreda Hitchcocka dla udzielenia mi pomocy. To wy jeste�- cie detektywami, prawda? � Tak, prosz� pana � powiedzia� Jupiter, a potem wyci�gn�� w jego kierunku firmow� wizyt�wk� Trzech Detektyw�w. � Rozwik�ali�my ju� sporo r�nych spraw. Starszy pan uj�� kartk� w wykrzywione artretyzmem palce i podni�s� j� do oczu. Zawiera�a ona nast�puj�ce informacje: TRZEJ DETEKTYWI Badamy wszystko Pierwszy detektyw. . Drugi detektyw . . . Dokumentacja i analizy Jupiter Jones Pete Crenshaw Bob Andrews � Te znaki zapytania -'- wyja�ni� Jupiter � s� naszym symbolem i znakiem firmowym. Symbolizuj� pytania, na kt�re nie ma odpowiedzi. Nie rozwi�zane zagadki, nie wyja�nione tajemnice. Podejmujemy si� ich wyja�- nienia i rozwi�zania. Starszy pan kiwn�� g�ow� jakby na znak zadowolenia i schowa� kartk� do kieszeni. � Chod�cie do mego gabinetu, �eby wszystko om�wi�. Trzej przyjaciele weszli za nim do du�ego, zalanego s�o�cem pokoju. Z zapartym tchem rozgl�dali si� po wn�trzu domu. �ciany zape�nione by�y od pod�ogi do sufitu obrazami, st�oczonymi dos�ownie jeden obok drugiego. Opr�cz obraz�w wisia�o tam tak�e wiele pi�knie oprawionych, podpisanych fotografii s�ynnych gwiazd filmowych i innych s�awnych osobisto�ci. Obszerne biurko pokryte by�o papierami i drewnianymi figurkami. Tak�e na p�kach z ksi��kami sta�o pe�no r�nych przedmiot�w, jakich� tajem- niczych staroindia�skich figurynek i ma�ych, dziwacznych rze�b, rodem z Afryki. Niekt�re z nich wygl�da�y gro�nie, mog�y nawet budzi� przera- �enie. 15 W�a�ciciel wskaza� ch�opcom krzes�a, a sam usiad� za biurkiem na du�ym rze�bionym fotelu. � Usi�d�cie, prosz�. Opowiem wam, dlaczego zadzwoni�em w tej sprawie do Alfreda Hitchcocka. M�wi� wam ju� na pewno, �e jestem re�y- serem filmowym? � Tak, prosz� pana, wspomnia� o tym � odpowiedzia� Jupiter. Pan Allen u�miechn�� si�. � Powinienem by� raczej powiedzie�, �e by�em nim. Od wielu ju� lat nic nie nakr�ci�em. By�em re�yserem na d�ugo przedtem, zanim wy przy- szli�cie na �wiat, l, jak s�dz�, zdoby�em nawet pewn� s�aw�. Mia�em te� swoj� specjalno��, podobnie jak Alfred, kt�ry wyspecjalizowa� si� w krymi- nalnych dreszczowcach. Nasze zainteresowania by�y jednak zupe�nie od- mienne. Alfred koncentrowa� si� na konstruowaniu logicznych zagadek osadzonych w realnym �wiecie, ja natomiast kr�ci�em filmy wykraczaj�ce poza rzeczywisto��. � Co pan ma na my�li? � zapyta� Jupiter. � To wyja�ni wam, dlaczego nie mog�em p�j�� z moim problemem na policj� albo prosi� o pomoc inne w�adze. Jak widzicie, lubi� wszystko co udziwnione, nie z tego �wiata, pe�ne grozy. W moich obrazach znajdziecie mn�stwo potwor�w, wilko�ak�w, stwor�w o dziwnym i odra�aj�cym wygl�- dzie, w kt�rych kipi� gwa�towne emocje. Jednym s�owem, moi drodzy, by�em specjalist� od filmowych horror�w! Jupiter kiwn�� g�ow�. � Tak, prosz� pana, teraz przypominam sobie pana nazwisko. Widzia- �em pa�skie dzie�a na festiwalach dawnych film�w. � To dobrze. Tak wi�c kiedy opowiem wam o tym, co na moich oczach wynurzy�o si� z morza tamtej nocy, kiedy znik� m�j pies, sami zobaczycie, dlaczego waha�em si�, czy o tym m�wi�. Przy ca�ej tej mojej �s�awie" i niezdolno�ci do znalezienia przez tyle lat pracy przy jakim� filmie narazi�bym si� tylko na to, �e r�ni g�upcy pos�dzaliby mnie o ch�� zwr�ce- nia na siebie uwagi i zyskania rozg�osu. Dzie�o mojego �ycia jest ju� sko�czone. Przynajmniej oni tak to widz�... i my�l� te�, �e nie mam ju� si�... Jestem wystarczaj�co bogaty, aby �y� w ca�kowitym spokoju. Nie mam �adnych zmartwie�, �adnych obaw, z wy- j�tkiem... � Z wyj�tkiem smoka, kt�ry mieszka w jaskini pod pana domem? � zapyta� Jupiter. Pan Allen skrzywi� si�. 16 � Tak � powiedzia�, a potem przyjrza� si� ch�opcom uwa�nie. � M�wi�em Alfredowi, �e widzia�em smoka, jak wychodzi� z wody. Ale nie wspomnia�em o jednym. �e ja go tak�e s�ysza�em! W pokoju zapad�a cisza. � S�ysza� pan g�os wydawany przez smoka? � zapyta� spokojnym tonem Jupiter. � Ale co pan dok�adnie us�ysza�? l gdzie pan by� w tym momencie? Pan Allen wyj�� du��, kolorow� chusteczk� i otar� ni� czo�o. � Sta�em na kraw�dzi urwiska za domem i przygl�da�em si� falom oceanu. Wtedy w�a�nie ukaza� si� on moim oczom. Ale mo�e by�o to tylko z�udzenie. � Niewykluczone � powiedzia� Jupiter. � A teraz niech pan opo- wie nam dok�adnie, co pan us�ysza�. To mo�e by� wa�ny w�tek w tej tajemniczej sprawie. � No dobrze, niech to diabli! � powiedzia� pan Allen. � O ile wiem, na �wiecie nie ma przypuszczalnie �adnych smok�w, nikt ich nie widzia� od �adnych paru milion�w lat. Ja sam robi�em o nich oczywi�cie filmy, wykorzy- stuj�c do tego r�ne mechaniczne monstra. Przy nagrywaniu �cie�ki d�wi�kowej stosowali�my pewien rodzaj przyt�umionego ryku motoru i przera�liwe d�wi�ki r�nych gwizdk�w, wszystko to dobrze ze sob� sto- pione dla uzyskania po��danego efektu, przewa�nie � dla nastraszenia widz�w. Ale to, co us�ysza�em tamtej nocy, by�o ca�kowicie odmienne. Przypomi- na�o raczej wysoko nastrojone skrobanie czy tarcie, tak jakby temu potwo- rowi z trudem przychodzi�o oddycha�, a mo�e raczej... tak, kas�a�. � A jak wygl�da ta jaskinia pod pa�skim domem? � spyta� Jupiter. � Czy jest wystarczaj�co du�a, aby pomie�ci� smoka, czy jakie� inne wielkie stworzenie, kt�re mo�na by za niego wzi��? � Tak � odpar� pan Allen. � Zreszt�, pod ca�ym urwiskiem znajdu- je si� wiele innych, r�wnie olbrzymich, grot. Mo�na je znale�� zar�wno na p�noc, jak i na po�udnie od mego domu, a tak�e i w g��bi l�du. W przesz�o- �ci s�u�y�y do nielegalnego p�dzenia i przechowywania alkoholu, a jeszcze dawniej korzystali z nich szmuglerzy i piraci. Kilka lat temu, wskutek erozji ska�, nast�pi�o osuni�cie ziemi, kt�re spowodowa�o zasypanie wi�kszej cz�ci cypla, znanego jako Przyl�dek Wied�m. Nadal jednak znajduje si� tu wiele nienaruszonych jaski� i grot. � Hmmmm � mrukn�� Jupiter. � Ale cho� mieszka pan tu od wielu lat, po raz pierwszy zobaczy� pan, czy us�ysza� smoka. Zgadza si�? 2 � Tajemnica. 17 Stary re�yser przytakn�� i u�miechn�� si�. � Wystarczy ten jeden raz. Ale i wtedy by�bym go mo�e nie zobaczy�, gdybym nie wyszed� na dw�r, �eby zawo�a� mojego psa Korsarza. Ch�opcy u�miechn�li si�, wymieniaj�c spojrzenia. Jedno z tajemnych wej�� do Kwatery G��wnej nosi�o nazw� �Czerwona Furtka Korsarza". � My�l�, �e powinni�my om�wi� teraz spraw� pa�skiego psa i okolicz- no�ci, w jakich zagin��. Bob, zanotuj dane � powiedzia� Jupiter. Odpowiedzialny za dokumentacj� i analizy Bob wyj�� notatnik i d�ugo- pis. Pan Allen wytrzeszczy� oczy, zdumiony profesjonalizmem Trzech Dete- ktyw�w. W chwil� potem jego twarz rozja�ni� u�miech. � Ostatnie dwa miesi�ce sp�dzi�em za granic� � powiedzia�. � Cho� nie uczestnicz� ju� aktywnie w produkcji film�w, rozw�j tej dyscypliny nadal �ywo mnie interesuje. W zasadzie ka�dego roku obje�d�am ca�� Europ�, �eby uczestniczy� w najwa�niejszych festiwalach filmowych orga- nizowanych w r�nych miastach. Ten rok nie r�ni� si� od innych. By�em na festiwalach w Rzymie, Wenecji, Pary�u, Londynie i Budapeszcie, �eby zo- baczy� si� ze starymi przyjaci�mi. Wyje�d�aj�c za granic�, zostawi�em jak zwykle mego psa u jednego z miejscowych treser�w i hodowc�w. Tydzie� temu wr�ci�em i odebra�em Korsarza. A przy okazji � jest to irlandzki seter, bardzo pi�kny okaz. Ogromnie do mnie przywi�zany. M�j Korsarz lubi biega�. W nocy wypuszcza�em go zazwyczaj na dw�r. No i dwa dni temu nie wr�ci� do domu. Cho� mam go ju� trzy lata, pomy�la- �em, �e zd��y� mo�e przyzwyczai� si� do tresera i pobieg� do niego. Za- dzwoni�em tam, ale powiedziano mi, �e Korsarza u nich nie ma. Od tej pory czekam na jego powr�t, jak dot�d bezskutecznie. W�a�nie w chwili gdy rozgl�da�em si� za nim, zobaczy�em... tego dziw- nego potwora! � Czy zszed� pan na d�, a� do pla�y? � zapyta� Jupe. Starszy pan pokr�ci� przecz�co g�ow�. � Nie. To by�o niesamowite. Sp�dzi�em wi�ksz� cz�� �ycia na robie- niu film�w, kt�re mia�y szokowa� i przera�a� widz�w, a teraz co� takiego przydarzy�o si� mnie samemu. W �aden spos�b nie potrafi� okre�li� wra�e- nia, jakie odnios�em. Najpierw poczu�em paniczny strach, �e ta przera�aj�- ca kreatura mog�a zaatakowa� i po�re� mego psa. A potem u�wiadomi�em sobie ze zgroz�, �e by� mo�e trac� zmys�y. Wierzcie mi, nie tak �atwo przyzna� si� otwarcie, �e si� widzia�o wielkiego smoka! 18 � Ale nie podj�� pan �adnych innych krok�w, opr�cz telefonu do pa�- skiego przyjaciela? � ci�gn�� przes�uchanie Jupiter. Starszy pan znowu otar� spocone czo�o. � Alfred jest moim bliskim przyjacielem. Ma wielkie do�wiadczenie w dziedzinie tajemniczych zjawisk. Zdawa�em sobie spraw�, �e je�li kto� mo�e mi pom�c, to tylko on. A teraz ca�a sprawa przechodzi w wasze r�ce. � Dzi�kujemy panu, panie Allen � powiedzia� Jupiter � za okaza- ne nam zaufanie. Ostatnio zagin�o w tym mie�cie kilka innych ps�w. A we- d�ug ostatnich doniesie� dok�adnie pi��, nie licz�c pa�skiego Korsarza. Pan Allen skin�� g�ow�. � S�ysza�em o tym w radiowych wiadomo�ciach, niestety, ju� po znik- ni�ciu mojego pieska. Gdybym dowiedzia� si� o tym wcze�niej, nie pozwo- li�bym Korsarzowi biega� na swobodzie i oddali� si� od domu. � Czy kontaktowa� si� pan z innymi w�a�cicielami ps�w? � zapyta� Jupiter. Pan Allen pokr�ci� g�ow�. � Nie. Przynajmniej do tej pory. Pomy�la�em, �e lepiej b�dzie nie m�wi� im o tym, co widzia�em. � Czy wszyscy pana s�siedzi maj� psy? Pan Allen u�miechn�� si�. � Nie, nie wszyscy. Nie ma psa pan Carter, kt�ry mieszka po drugiej stronie ulicy. Ani m�j najbli�szy s�siad po prawej stronie, pan Artur Shelby. Wielu s�siad�w nie znam zreszt� osobi�cie. Prowadz� spokojny �ywot w towarzystwie moich ksi��ek i obraz�w. No i psa. Jupiter podni�s� si�. � To powinno na razie wystarczy�. Obiecuj�, �e b�d� pana informo- wa� o wszystkich post�pach, jakie uda si� nam osi�gn��. Pan Allen u�cisn�� ch�opcom r�ce i odprowadzi� ich do wyj�cia, rozp�y- waj�c si� w podzi�kowaniach. Ch�opcy skierowali si� do drewnianej furtki, kt�r� Jupiter zamkn�� za sob�. Widz�c, �e Jupiter stara si� umie�ci� haczyk we w�a�ciwym po�o�eniu, Pete roze�mia� si�. � Jupe, boisz si�, �e ten smok mo�e si� tu zakra��? � Bardzo w�tpi�, Pete, aby zamkni�ta furtka, a nawet drzwi mog�y powstrzyma� smoka � odpar� Jupiter. Drugi Detektyw �achn�� si� nerwowo. � Nie podoba mi si� spos�b, w jaki to powiedzia�e� � o�wiadczy�, a potem rozejrza� si� po ulicy i spojrza� na zegarek. � Gdzie jest Hans? 19 � O wiele za wcze�nie na niego � powiedzia� Jupiter. � Mamy jeszcze mn�stwo czasu. � Czasu na co? � spyta� Bob widz�c, �e Jupiter przechodzi na drug� stron� ulicy. � Na pogadanie z panem Carterem � odpar� Pierwszy. � A po nim, tak�e z panem Shelbym. Nie chcia�by� dowiedzie� si� czego� o lu- dziach, kt�rzy �yj� na takim odludziu i nie potrzebuj� ps�w, �eby strzeg�y ich dom�w? � Nie, bynajmniej � skrzywi� si� Pete. � Ale na dobr� spraw�, za- czynam si� zastanawia�, dlaczego sam nie kupi�em dot�d psa, dla ochrony w�asnej? Na tyle du�ego, aby nie ba� si� smok�w! Jupiter roze�mia� si�, jego dwaj przyjaciele r�wnie�. Przeszli na drug� stron� w�skiej ulicy. Posiad�o�� pana Cartera by�a dobrze utrzymana, a dom �wie�o pomalowany. � Zauwa�cie � odezwa� si� Jupiter, kiedy ch�opcy znale�li si� ko�o niego na chodniku � �e �ywop�oty przyci�te s� bardzo dok�adnie, trawa r�wniutko skoszona. Tak�e drzewka maj� poobcinane niepotrzebne ga��z- ki i p�dy, a i na kwietnikach zna� r�k� gospodarza. Pan Carter musi by� bardzo systematycznym cz�owiekiem. Jupiter nacisn�� dzwonek. Prawie natychmiast drzwi otworzy�y si� i uka- za� si� w nich postawny m�czyzna, z gro�nym b�yskiem w oczach. � S�ucham? Czego sobie �yczycie, ch�opcy? � zapyta� g�o�no. � Prosz� nam wybaczy� to naj�cie � powiedzia� grzecznie Jupiter � ale w�a�nie przed chwil� byli�my u pana Allena, po drugiej stronie ulicy. Jak pan mo�e s�ysza�, zagin�� jego pies, Korsarz. Zastanawiali�my si�, czy przypadkiem nie zna pan jakich� szczeg��w, dotycz�cych tej sprawy. M�czyzna zmru�y� oczy i uni�s�, a potem opu�ci� krzaczaste brwi. Nast�pnie skrzywi� usta w pogardliwym u�mieszku. � Wi�c Allenowi zagin�� pies? Tak jak i innym w�a�cicielom w tej oko- licy? H�? No to chwa�a Bogu, �e tak si� sta�o. Mam nadziej�, �e si� nie odnajd�. Nienawidz� ps�w! Rzek�szy to, pan Carter rzuci� im w�ciek�e spojrzenie, w kt�rym pojawia- �y si� ob��ka�cze niemal b�yski. Zacisn�� pi�ci, tak �e przez chwil� ch�opcy obawiali si� ataku z jego strony. Jupiter stara� si� zachowa� niezm�cony wyraz twarzy i spok�j w g�osie. � Nie w�tpi�, sir, �e ma pan powa�ne powody, aby nie lubi� zwierz�t � powiedzia�. � Ale gdyby zechcia� pan powiedzie� nam, co one takiego robi�... 20 � Co one robi�? � powt�rzy� sarkastycznie pan Carter. � To, co robi�y zawsze. Szczekaj� i wyj� do ksi�yca przez ca�� noc. Tratuj� grz�dki z kwiatami. Rozdrapuj� trawniki. Wywracaj� pojemniki na �mieci, zanie- czyszczaj� chodnik. Czy to wam wystarczy? � Przykro mi, doprawdy � powiedzia� wsp�czuj�cym tonem Jupiter. � Jeste�my tu ca�kiem nowi. Pr�bujemy tylko odnale�� psa pana Allena. Je�li to on co� u pana nabroi�, pan Allen z pewno�ci� wyr�wna wszystkie szkody. On bardzo t�skni za swoim psem, i jestem pewien, �e zrobi�by wszystko... � Zrobi�by wszystko, jeste� tego pewien? � spyta� pan Carter. � W takim razie ja tak�e. Poczekajcie no sekund�! � wykrzykn�� gro�nie i znik� w g��bi domu. Ledwo ch�opcy zd��yli wymieni� zdziwione spojrzenia, drzwi otworzy�y si� znowu i pan Carter pojawi� si� w progu. W r�kach dzier�y� ogromn� dubelt�wk�. � Oto co zrobi� � rzuci� w�ciekle. � Nafaszeruj� go �rutem! l to podw�jn� porcj�! Z tej strzelby strzela si� najwi�kszymi �adunkami, jakie tylko istniej�. Niech no tylko zobacz� na mojej posesji psa Allena, albo kt�r�kolwiek z tych diabelskich bestii, �le si� to dla nich sko�czy! Wypowiedziawszy t� gro�b�, pan Carter potrz�sn�� srogo strzelb�. Rozdzia� 3 Pr�ba strachu Rozz�oszczony nie na �arty m�czyzna napr�y� palec na spu�cie. � Jestem doskona�ym strzelcem i nigdy nie chybiam � o�wiadczy�. � Macie jeszcze jakie� pytania? Jupiter potrz�sn�� przecz�co g�ow�, staraj�c si�, aby na jego twarzy nie odmalowa�o si� podenerwowanie spowodowane blisko�ci� wylotu lufy pana Cartera, oddalonego jakie� trzydzie�ci centymetr�w od niego. � Nie, prosz� pana � powiedzia�. � Bardzo przepraszamy za za- k��cenie panu spokoju. Do widzenia. �ycz� mi�ego dnia. M�czyzna zacisn�� wargi. � B�d� m�g� powiedzie�, �e mia�em dobry dzie� dopiero wtedy, gdy 21 zobacz�, �e �aden z tych cholernych kundli nie w��czy si� ko�o mojego domu. A teraz wynocha! Wyrzucanym gwa�townie s�owom towarzyszy�y gro�ne d�gni�cia wielk� strzelb�. Ch�opcy zacz�li si� powoli wycofywa�. � Odwr�ci� si�! � warkn�� na po�egnanie. � Nie chodzi� mi tu po moich trawnikach! Jupiter popatrzy� na koleg�w i wzruszy� ramionami. Czuj�c dr�enie serc, ch�opcy odwr�cili si� plecami do rozdra�nionego m�czyzny ze strzel- b� w r�kach i poszli dalej po w�skim chodniku. � Nie puszczajcie si� biegiem, id�cie powoli � szepn�� Jupiter. Bob i Pete kiwn�li g�owami, zastanawiaj�c si�, kiedy rozlegnie si� strza�. Ze wszystkich si� starali si� nie wpa�� w panik�. Nagle wszyscy trzej podskoczyli, s�ysz�c za plecami g�o�ny huk. � W porz�dku, ch�opaki � powiedzia� Jupiter. � Pan Carter tylko zatrzasn�� za sob� frontowe drzwi. Ch�opcy obejrzeli si� za siebie i stwierdziwszy, �e Jupiter si� nie myli, rzucili si� biegiem. Zatrzymali si� dopiero na �rodku ulicy. Jeszcze raz popatrzyli za siebie. Nikt ich nie goni�. Wej�ciowe drzwi domu pana Cartera by�y zamkni�te. � O rany � mrukn�� Bob. � Niewiele brakowa�o! � Dubelt�wka jak armata, do tego z podw�jn� porcj� grubego �rutu � stwierdzi� Pete, k�ad�c r�k� na czole, jakby dla sprawdzenia, czy nie jest za bardzo spocone. � Jeszcze chwila i ca�e to paskudztwo mog�o po- dziurawi� nas jak sito! � Nie tak pr�dko � powiedzia� Jupe. � Przez ca�y czas strzelba by�a zabezpieczona przed strza�em. Bob i Pete wytrzeszczyli na niego oczy. � Zauwa�y�e� to od razu? � zapyta� Pete z wyrzutem. � Nic dziw- nego, �e zachowywa�e� si� tak spokojnie. � Nie s�dz�, aby pan Carter cho� przez chwil� mia� zamiar do nas strzela� � wyja�ni� Jupiter. � Wy�adowa� tylko swoj� z�o��. Przypadko- wo doprowadzi�em go do bia�ej gor�czki, poruszaj�c temat, kt�ry go tak irytuje. Chodzi o psy. � Zdaje si�, �e tego faceta doprowadzaj� do bia�ej gor�czki tak�e inne stworzenia. Ludzie! Jupiter w zamy�leniu zagryz� wargi. � Gdyby�my mieli si� jeszcze z nim spotka�, b�dziemy musieli za- chowa� wi�ksz� ostro�no��. 22 Pete potrz�sn�� energicznie g�ow�. � Nie, sir. Mo�esz sobie zachowywa� �rodki ostro�no�ci, jakie tylko chcesz, przy nast�pnym spotkaniu z panem Carterem. Ale nie musisz martwi� si� o mnie, poniewa� mnie przy tym nie b�dzie. Zapomnia�em ci powiedzie�, �e mam bardzo wra�liw� sk�r�. Jest uczulona na gruby �rut. � Moja te� � wtr�ci� Bob. � Je�eli ju� mam si� wystawi� na jakie� strza�y, to wol�, �eby celowano do mnie z pistoletu wodnego, i to z odleg- �o�ci przynajmniej dziesi�ciu krok�w. � Istnieje mo�liwo�� � powiedzia� Jupiter � �e pan Carter jest du�o lepszym aktorem, ni� mo�na si� po nim tego spodziewa�, i przyczyni� si� w jaki� spos�b do znikni�cia tych ps�w. � Brzmi to ca�kiem przekonywaj�co � przyzna� Bob. � My�l�, �e nie b�dzie trudno por�wna� gniewnej reakcji pana Cartera z zachowaniem naszego nast�pnego interlokutora. � O czym on m�wi? � zwr�ci� si� Pete do Boba. J upite r wskaza� r�k� dom po drugiej stronie ulicy. � Pan Allen wspomnia� nam o dw�ch s�siadach, kt�rzy nie maj� ps�w. Jednego z nich, pana Cartera, obejrzeli�my przed chwil�. A teraz musimy zada� par� pyta� drugiemu, panu Arthurowi Shelby'emu. Drog� zagrodzi�a im si�gaj�ca piersi brama z litego �elaza. Ponad ni� otwiera� si� widok na po�o�ony w g��bi, du�y dom pana Shelby'ego. Pete wyci�gn�� szyj�, aby przyjrze� si� lepiej oknom na parterze i pierwszym pi�trze. � Wygl�da to nie najgorzej � stwierdzi� Bob. � Nigdzie nie wida� armaty ani czego� w tym rodzaju. � Nie ma �ladu nikogo �ywego w �adnym z okien � poinformowa� koleg�w Pete. � Mo�e pan Shelby gdzie� wyjecha�? Jupiter zrobi� krok w kierunku bramy. � Zaraz si� o tym przekonamy. Wystarczy, aby�my znale�li si� po drugiej stronie bramy, i... Nagle stan�� jak wryty. Tak�e jego koledzy wytrzeszczyli oczy w za- skoczeniu. Zanim Jupiter zd��y� jej dotkn��, brama otworzy�a si� samo- czynnie. � Jak ty� to zrobi�? � spyta� Pete. � Nauczy�e� si� czar�w? � Mo�e otworzy�a si� pod naporem wiatru � zastanawia� si� Bob. Jupiter potrz�sn�� g�ow�. Nast�pnie wyci�gn�� r�ce na boki, aby po- wstrzyma� swych koleg�w, i zrobi� krok do ty�u. Metalowa brama zamkn�a si�. 23 Jupiter post�pi� krok do przodu. Brama zacz�a si� otwiera�. � To proste � powiedzia�. � Ta brama ma wmontowan� foto- kom�rk�. Widzieli�cie to na pewno na lotniskach, w supermarketach czy w du�ych biurowcach. Wyja�niwszy t� kwesti�, wszed� na teren posesji. Ch�opcy pod��yli za nim. Troch� w bok od �cie�ki, na �rodku trawnika, spostrzegli wielki, ozdob- ny zegar s�oneczny. Na wprost nich znajdowa�a si� du�a, ukwiecona pergo- la. Wszyscy trzej �mia�o zag��bili si� w jej cieniste wn�trze. Nagle pergola usun�a si� ku ziemi. Ch�opcy zbili si� w ciasn� gromadk�. Przednia cz�� kratownicowej konstrukcji opad�a tu� przed nimi, tylna osun�a si� z cichym szumem za ich plecami, odcinaj�c drog� odwrotu. Znale�li si� w du�ej, metalowej klatce, ozdobionej kwiatami! � Mam nadziej�, �e to tylko jaki� �art � powiedzia� Jupiter, oblizuj�c nerwowo wargi. � To mi przypomina ruchome kraty w �redniowiecznych twierdzach. � A jak one dzia�a�y? � zapyta� Pete trz�s�cym si� ze strachu g�osem. � Przewa�nie by�y to wielkie i ci�kie �elazne kraty podwieszane na �a�cuchach i opuszczane w pionowych prowadnicach, �eby zamkn�� bra- m� prowadz�c� do zamku albo do wn�trza mur�w miejskich � wyja�ni� Jupiter. � Widzia�em je na rysunkach w starej ksi��ce, kt�r� ogl�da�em w bibliotece � wtr�ci� podnieconym g�osem Bob. � Kiedy wr�g prze- kroczy� ju� fos�, stanowi�y ostatni� lini� obrony. � Nie przypominam sobie, abym przekracza� jak�� fos� � po�ali� si� Pete. Da� si� s�ysze� delikatny szum i tak samo niespodziewanie, jak chwil� temu opada�y, ukwiecone kraty teraz unios�y si�. Ch�opcy popatrzyli po sobie. � Co� mi si� zdaje, �e ten pan Shelby ma oryginalne poczucie humoru � stwierdzi� z ulg� Jupiter. � Idziemy. Zrobi� krok do przodu, ale w tym momencie Pete chwyci� go za rami�. � Jupe, wybra�e� z�y kierunek � powiedzia�. � Mo�e mieszka�cy nie chc�, �eby�my si� znale�li wewn�trz tego zamku? Jupiter z u�miechem pokr�ci� g�ow�. � Najpierw otwieraj�ca si� automatycznie brama. Potem elektronicz- nie sterowana krata schowana w kwiatach. Wydaje mi si�, �e pan Shelby 24 jest zupe�nie wyj�tkowo zainteresowany naukowymi wynalazkami. By�by to skandal, gdyby�my z nim nie pogadali. Nie zastanawiaj�c si� d�u�ej, ruszy� �mia�o do przodu. Jego dwaj kole- dzy niezdecydowanie poszli jego �ladem. Wreszcie, szczerz�c z�by w u�miechu, pokona� par� prowadz�cych do drzwi schodk�w i nacisn�� dzwonek. � O, kurcz�! � krzykn�� nagle i rzuci� si� do ty�u, potrz�saj�c r�k�. � Ten dzwonek jest pod��czony do pr�du! Kopn�o mnie! � No, dobra � odezwa� si� Pete. � Co do mnie, to mam ju� dosy� �art�w pana Shelby'ego. G�osuj� za tym, �eby�my odwo�ali wywiad z tym dowcipnisiem, l to nie zwlekaj�c ani chwili. � Jestem tego samego zdania, co Pete � o�wiadczy� Bob. � Mam dziwne uczucie, �e pan Shelby pr�buje zach�ci� nas, aby�my czym pr�- dzej opu�cili jego pielesze. � Wcale tak nie uwa�am � powiedzia� Jupiter. � On po prostu poddaje nas pr�bie. Celowo narazi� nas na tych kilka przyg�d, �eby nas odstraszy�. Jakby w odpowiedzi na ten wyw�d drzwi �ykn�y cicho, a potem otwo- rzy�y si� niemal bezszelestnie. � Klawa sprawa � stwierdzi� z podziwem Bob. � Ca�y dom na- szpikowany tym ch�amem. Ch�opcy ostro�nie przest�pili pr�g. We wn�trzu panowa� p�mrok i spok�j. Jupiter odchrz�kn��, staraj�c si� nada� swemu g�osowi pozory �mia- �o�ci. � Dzie� dobry, panie Shelby � powiedzia�. � Jeste�my detekty- wami i przychodzimy z polecenia pa�skiego s�siada, pana Allena. Czy mo�emy wej�� do �rodka? Odpowiedzia�a mu g�ucha cisza. A potem wszyscy trzej us�yszeli odg�os dalekiego, ledwie s�yszalnego trzepotu skrzyde�. Wydawa� si� przybli�a� i rozlega� si� coraz wyra�niej. Dochodzi� z g�rnych partii ponurego wn�trza domu. Nagle poczuli, �e krew krzepnie im w �y�ach. Ujrzeli jaki� wie�k ciemny kszta�t szybuj�cy z przera�liwym �wistem w ich kierunku. Ostro pikuj�c, sp�yn�� na nich z g�ry wielki, czarny, przypominaj�cy jastrz�bia ptak, z gro�nie rozczapierzonymi szponami, zakrzywionym, spi- czastym dziobem i dzikimi b�yskami w oczach!... Rozdzia� 4 Niesamowita d�o� � Schylcie si�! � krzykn�� Pete. Ch�opcy niemal przykleili si� do pod�ogi. Skrzecz�cy ptak opad� w ich kierunku, gro�nie zginaj�c wielkie szpony. W ko�cu zawisn�� o kilkana�cie centymetr�w nad ich g�owami. Ku wiel- kiemu zdziwieniu ca�ej tr�jki, znieruchomia� w tym po�o�eniu. Ostre skrzeczenie ucich�o. Jupiter zas�oni� d�o�mi oczy, a potem ostro�nie zerkn�� przez szczelin� mi�dzy palcami. Usiad�. Maluj�cy si� na jego twarzy strach ust�pi� miejsca przygn�bieniu. � Nie p�kajcie, ch�opaki � powiedzia�. � To nie jest prawdziwy ptak. � Co takiego? � krzykn�� Pete, unosz�c z niedowierzaniem g�ow�. Bob poszed� za jego przyk�adem. Zawieszony na cienkim miedzianym drucie czarny ptak ko�ysa� si� bezsilnie, gapi�c si� na nich pozbawionymi wyrazu, ��tawymi oczami. � To zwyk�a zabawka � powiedzia� Jupiter. Wyci�gn�� r�k� i do- tkn�� ptaka. � Zrobiona zdaje si� z plastyku i drucianej siatki dla kurcza- k�w! � O, kurcz�! � st�kn�� z rozgoryczeniem Pete. Z mrocznego wn�trza domu doszed� ich szale�czy, upiorny �miech. Jednocze�nie nad g�owami ch�opc�w rozb�ys�y �wiat�a. W pewnym oddaleniu zobaczyli wysokiego, szczup�ego m�czyzn� w ciemnym kombinezonie. Mia� kr�tko obci�te, miedzianorude w�osy. � Witajcie w Zamku Tajemnic � powiedzia� m�czyzna g��bokim, grobowym g�osem. A potem przykucn��, najzupe�niej dos�ownie zwijaj�c si� ze �miechu. W ko�cu z jego gard�a zacz�y dobywa� si� nerwowe spazmy, przypomina- j�ce kaszel. � Nie ulega w�tpliwo�ci, �e facet ma fantastyczne poczucie humoru � mrukn�� Pete. Wysoki rudzielec powoli wyprostowa� si�. W jego wilgotnych od �ez oczach ta�czy�y weso�e iskierki. 26 � Arthur Shelby, do us�ug. Mo�e lepiej zabior� tego ptaka, zanim was podziobie. Ch�opcy zacz�li si� niezdarnie podnosi� z pod�ogi. M�czyzna pod- szed� do ptaka i odczepi� przytrzymuj�ce go druciki. Jupiter podni�s� oczy do sufitu i u�miechn�� si�. � Ten ptaszek je�dzi po linkach, poprowadzonych pod sufitem � powiedzia�. � Ca�kiem jak elektryczna kolejka linowa. Bob i Pete przeci�gn�li wzrokiem po widocznych na tle powa�y prze- wodach. � Co do mnie, to wol� elektryczne kolejki � stwierdzi� Pete. � Przynajmniej si� ich nie boj�. Pan Shelby u�miechn�� si� szeroko. � Dali�cie si� nabra�, no nie? Przepraszam was za ten �arcik. Ale takie zwariowane konstrukcje to moja specjalno��, l hobby. � Przy os- tatnich s�owach obr�ci� si� troch�, wskazuj�c pok�j za swymi plecami. Oczom ch�opc�w ukaza� si� du�y warsztat, zape�niony narz�dziami i r�ne- go rodzaju materia�ami. Pan Shelby postawi� ptaka na stole przystosowanym do hobbystycz- nych rob�t. � Co was tu sprowadza? � zapyta� normalnym ju�, lekko tylko ochryp�ym g�osem. Jupiter wr�czy� mu firmow� wizyt�wk�. � To mo�e wyja�ni cel naszej wizyty � powiedzia�. � Lubimy wy- ja�nia� r�ne tajemnice. Pan Shelby obejrza� kart�, nie komentuj�c jednak widocznych na niej znak�w zapytania. Potem zwr�ci� j� z u�miechem. � Przypuszczam, �e tajemnice to nic innego, jak zaginione w okolicy pieski. Zgadza si�? � Kiedy poznamy wszystkie fakty zwi�zane z t� spraw� � powie- dzia� z namys�em Jupiter � mo�e si� okaza�, �e chodzi o jedn� tylko tajemnic�. Pr�bujemy pom�c panu Allenowi w odnalezieniu jego irlandzkie- go setera. Ale mam wra�enie, �e to znikni�cie ma jaki� zwi�zek z zagini�- ciem wszystkich pozosta�ych ps�w w tym mie�cie. � Mo�liwe � stwierdzi� pan Shelby. � Nie utrzymuj� zbyt bliskich kontakt�w z s�siadami, ale s�ysza�em o tym w wiadomo�ciach. Allen ostat- nio gdzie� wyje�d�a� i o jego powrocie dowiedzia�em si� dopiero wtedy, gdy dosz�a mnie wiadomo�� o tym, �e zagin�� tak�e jego Korsarz. Mam nadzie- j�, �e zdo�acie go odnale��. 27 � Takie jest nasze zadanie � odpar� Jupiter. � Mo�e jednak b�d� nam potrzebne jakie� informacje. Pomy�la�em, �e mog�yby nam pom�c rozmowy z s�siadami pana Allena. Przed chwil� byli�my u pana Cartera, po drugiej stronie ulicy. Czy pan go zna? Arthur Shelby u�miechn�� si�. � Kt� by go nie zna�? Ja zwracam uwag� rudymi w�osami, za to pan Carter znany jest ze swojej gniewliwo�ci. Przypuszczam, �e pokaza� wam t� wielk� strzelb�? Jupiter wzruszy� ramionami. � Pr�bowa� odstraszy� nas od siebie. Kiedy celowa� do nas, strzelba by�a na szcz�cie zabezpieczona. Powiedzia� nam, �e okoliczne psy ustawicznie naruszaj� teren jego posesji. Da� nam do zrozumienia, �e ich nienawidzi. Pan Shelby u�miechn�� si� szeroko. � Carter nienawidzi wszystkiego i wszystkich. � Pan te� straszy ludzi, tyle �e ca�kiem inaczej � odezwa� si� nagle Pete. � Po co w�a�ciwie zainstalowa� pan ko�o domu wszystkie te sprytne urz�dzenia? Rudow�osy m�czyzna spojrza� na niego z rozbawieniem. � By�em zdumiony, kiedy zobaczy�em was przed drzwiami mego domu. Nie mam nic przeciwko innym ludziom, nienawidz� tylko tego ich naprzykrzania si�. Wymy�li�em wi�c par� rzeczy, �eby trzyma� z daleka wszystkich nudziarzy i domokr��c�w. Wy te� si� przestraszyli�- cie, co? � Sam pan wie najlepiej � mrukn�� Pete. Shelby roze�mia� si� znowu. � Z wykszta�cenia jestem in�ynierem. A z zami�owania wynalazc�- -amatorem. Znajduj� przyjemno�� w instalowaniu takich urz�dzonek. Ale nikomu nie robi� one n