3682
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3682 |
Rozszerzenie: |
3682 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3682 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3682 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3682 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Alfred Hitchcock
Tajemnica kaszl�cego smoka
* * *
prze�o�y� Jan Jackowicz
Wydawnictwo
Siedmior�g
Wroc�aw 1998
Tytu� orygina�u:
The Mystery of the Coughing Dragon
Projekt ok�adki
Artur �obu�
Redaktor
Danuta Sadkowska
� Copyright 1970 by Pandom House, Inc.
Text by Nick West. Based upon characters created
by Robert Arthur
� Copyright for the Polish edition by Siedmior�g
This translation published by arrangement
with Pandom House, Inc.
* * *
Wst�p Alfreda Hitchcocka
Je�eli nigdy dot�d nie spotkali�cie Trzech Detektyw�w, ta ksi��ka daje
wam szans� zapoznania si� z ich wyczynami.
Trzej Detektywi tworz� prywatn� firm� wywiadowcz�, kt�ra ma ju�
godny uwagi dorobek w rozwi�zywaniu tajemniczych zagadek.
Jej szefem jest Jupiter Jones, prawdziwy mistrz dedukcyjnego my�-
lenia. Najsprawniejszy fizycznie z ca�ej tr�jki jest Pete Crenshaw. Do
obowi�zk�w Boba Andrewsa nale�y prowadzenie dokumentacji i analiz.
Wszyscy trzej doskonale si� rozumiej� i tworz� dynamiczny, zgrany ze-
sp�.
Miejscem zamieszkania ch�opc�w jest ma�e miasteczko Rocky Beach,
po�o�one w Kalifornii, niedaleko Hollywoodu, tu� nad brzegiem Oceanu
Spokojnego. Za Kwater� G��wn� s�u�y im przerobiona przyczepa kempin-
gowa, stoj�ca w sk�adzie z�omu Jones�w, kt�ry jest w�asno�ci� wuja i ciotki
Jupitera. W przyczepie znajduje si� ma�e biuro, laboratorium i ciemnia
fotograficzna, a tak�e mn�stwo r�nych urz�dze�, wykonanych przez sa-
mych ch�opc�w ze z�omu, znalezionego na terenie sk�adu. Do Kwatery
G��wnej mo�na si� dosta� tajemnym przej�ciem, kt�re jest zbyt w�skie
i trudne do przebycia dla doros�ych.
To tyle wst�pnych informacji. Czas na prawdziw� zabaw�, kt�rej �yczy
wam szczerze
Alfred Hitchcock
ISBN 83-7162-024-1
Wydawnictwo Siedmior�g
ul. �wi�tnicka 7, 52-018 Wroc�aw
Rozdzia� 1
Zagadki pod psem
� Zastanawiam si� � powiedzia� kt�rego� ranka Jupiter Jones �
czy uda�oby si� nam dokona� najwi�kszego napadu, jaki kiedykolwiek mia�
miejsce w tej okolicy?
Pytanie zaskoczy�o jego dw�ch przyjaci�. Bob Andrews upu�ci� na
pod�og� plik ma�ych karteczek, kt�re wk�ada� w�a�nie pod star� pras�
drukarsk�. Zaj�ty naprawianiem zepsutego radia Pete Crenshaw podsko-
czy� tak, �e �rubokr�t wy�lizn�� mu si� z naci�cia na �rubie i zatoczy� jaki�
zygzakowaty, wariacki �uk.
� Co� ty powiedzia�? � zapyta� Pete, staraj�c si� wyg�adzi� postrz�-
pion� rys�, pozostawion� przez ostrze �rubokr�tu na tylnej p�ycie drewnia-
nej obudowy radia.
� Powiedzia�em, �e zastanawiam si�, czy uda�oby si� nam zrobi�
najwi�kszy napad, jaki kiedykolwiek wydarzy� si� w tych stronach � po-
wt�rzy� Jupiter. � To znaczy, gdyby�my byli wyspecjalizowanymi prze-
st�pcami.
� Jak ju� si� nad tym zastanawiasz � powiedzia� Pete � to spr�-
buj te� wyobrazi� sobie, co by si� z nami sta�o, gdyby nas z�apali. S�ysza-
�em gdzie�, �e ten proceder nie pop�aca.
Bob Andrews pozbiera� rozrzucone kartki.
� Nie wydaje mi si�, aby�my mieli szans� opanowania tego fachu. Co
do mnie, to nie jestem w stanie opanowa� nawet sztuki podk�adania kartek
pod t� pras�.
� To tylko taka sobie my�l � powiedzia� Jupiter. � Ostatecznie
jeste�my przecie� detektywami. Przysz�o mi do g�owy, �e gdyby si� nam
uda�o wyobrazi� sobie dobrze obmy�lone przest�pstwo, mieliby�my o wie-
le �atwiejsze zadanie przy jego wykrywaniu. Trzeba by by�o odwr�ci� tylko
spos�b my�lenia i wczu� si� w psychik� przest�pcy, wyspecjalizowanego
w tym rzemio�le.
Pete kiwn�� potakuj�co g�ow�.
� To doskona�y pomys�. Ale wiesz, Jupe, najpierw musz� odwr�ci�
spos�b my�lenia ostatniego w�a�ciciela tego odbiornika. Pr�bowa� widocz-
nie sam go naprawi� i pomiesza� ze sob� wszystkie przewody. Dopiero jak
6
to zrobi�, b�d� got�w wzi�� udzia� w twoich wyspecjalizowanych machina-
cjach.
Ca�a tr�jka, nazywaj�ca siebie Trzema Detektywami, znajdowa�a si�
w warsztacie Jupitera, po�o�onym w k�cie sk�adnicy z�omu jego wuja Tytu-
sa. Tu, pod daszkiem przylegaj�cym do wysokiego ogrodzenia sk�adu,
ch�opcy zajmowali si� w odosobnieniu napraw� r�nych starych grat�w,
kupowanych przez Tytusa Jonesa. Cz�� zarobionych w ten spos�b pie-
ni�dzy przeznaczali na drobne wydatki, reszt� � na takie luksusy, jak na
przyk�ad telefon w ich dobrze zamaskowanej Kwaterze G��wnej.
Pete wkr�ci� ostatni� �rub� i z dumn� min� wr�czy� Jupiterowi do prze-
jrzenia naprawione radio.
� Ta robota powinna kosztowa� twojego wuja co najmniej trzy dolary
� powiedzia�. � Teraz mo�e je dobrze sprzeda�. Kiedy si� tu znalaz�o,
by�o zwyk�� kup� szmelcu.
Jupiter u�miechn�� si�.
� Wuj Tytus nie jest taki ch�tny do wyrzucania pieni�dzy w b�oto.
Mo�e by� je lepiej w��czy�, �eby si� przekona�, czy rzeczywi�cie dzia�a.
Pete wzruszy� ramionami i przekr�ci� ma�� ga�k�.
� Jasne, �e dzia�a. Pos�uchaj.
Da� si� s�ysze� szum i po kilku drobnych trzaskach radio o�y�o. Z g�o�-
nika pop�yn�� g�os spikera, najwyra�niej ko�cz�cego lokalny serwis infor-
macyjny.
� W�adze zaniepokojone s� tajemniczymi przypadkami, jakie po-
wtarzaj� si� w miasteczku Seaside. W ci�gu ostatniego tygodnia zagin�o
tam pi�� ps�w. W�a�ciciele zaintrygowani s� znikni�ciem swych ulu-
bie�c�w... A teraz wiadomo�ci ze �wiata, kt�re rozpoczynamy doniesie-
niem z...
� Pete, wy��cz to � rzuci� Jupiter.
Pete przekr�ci� ga�k� wy��cznika.
� No i co? Pi�� zaginionych psiak�w. Najwyra�niej szaleje tam jaki�
ob��kany mi�o�nik tych zwierz�t.
� Zdaje mi si�, �e trafili�my na mistrza z�odziejskiego procederu �
odezwa� si� Bob, szczerz�c z�by. � Ma zamiar wykra�� wszystkie psy
jakie tylko wpadn� mu w r�ce, i opanowa� rynek. A potem, kiedy ludzie
zaakceptuj� jego cennik, zrobi wyprzeda� i zbije na tym maj�tek.
Jupiter zacz�� mi�tosi� dwoma palcami doln� warg� � znak, �e jegc
umys�owa maszyneria dzia�a w�a�nie na wysokich obrotach.
� Dziwne � powiedzia� w ko�cu.
� Co w tym dziwnego? � zapyta� Bob. � Mo�e liczba skradzio-
nych ps�w? �e nie do pary?
Jupiter zmarszczy� brwi i pokr�ci� g�ow�.
� Nie, chodzi mi o to, �e wszystkie psy zagin�y w jednym tygodniu.
Kiedy gin� domowe zwierzaki, zdarza si� to zwykle w nier�wnych odst�-
pach czasu, a nie tak od razu, w przeci�gu paru dni.
� No wi�c, musi by� tak, jak powiedzia�em � odpar� Bob. � Jaki�
do�wiadczony kryminalista postanowi� zdoby� kontrol� nad ca�ym psim
rynkiem. Mo�e chce wywo�a� obni�k� ceny mi�sa na hamburgery, a przy
okazji zarobi� troch� na sprzeda�y kradzionych ps�w.
Jupiter odpowiedzia� mu bladym u�miechem.
� Bardzo mo�liwe. Ale brakuje tu odpowiedzi na moje pytanie. Dlacze-
go a� pi�� ps�w w ci�gu jednego tygodnia? No i druga zagadka: Dlaczego
nikt nie zwr�ci� si� do nas, �eby�my wyja�nili te tajemnicze zagini�cia?
� Bo mo�e wcale nie s� takie tajemnicze � powiedzia� Pete. �
Czasami psy oddalaj� si� od domu i wracaj� dopiero po jakim� czasie.
Przypuszczam, �e i w tym wypadku mo�e chodzi� o co� takiego.
� Zgadzam si� z Pete'em � przytakn�� Bob. � W dzienniku nie
by�o mowy o tym, �e to s� jakie� cenne psy, tylko o tym, �e zagin�o pi��
sztuk.
Powoli i z oci�ganiem Jupiter skin�� g�ow�.
� By� mo�e obaj macie racj�. Niewykluczone, �e chodzi tu o zwyk�y
zbieg okoliczno�ci, chocia� tego rodzaju przypuszczenie nie bardzo mi
odpowiada.
Pozostali dwaj ch�opcy u�miechn�li si�. Jupiter mia� zwyczaj wypowia-
dania si� z namys�em, kiedy tylko m�g� sobie na to pozwoli�, l w�a�nie ta
jego cecha, a tak�e wyostrzona, jak u prawdziwego detektywa, zdolno��
dedukcyjnego my�lenia, przyci�ga�y ich do niego i czyni�y niekwestionowa-
nym przyw�dc� ca�ej tr�jki.
� Zastanawiam si� � podj�� Jupe � jak rozwi��emy t� tajemnic�,
je�eli nie poprosi nas o to �aden z w�a�cicieli zaginionych czworonog�w.
Bob i Pete popatrzyli t�po na siebie.
� Jak� tajemnic�? � zapyta� Pete. � Zdawa�o mi si�, �e przed
chwil� ustalili�my, �e nie chodzi o �adn� tajemnic�, ale o zwyk�y zbieg
okoliczno�ci.
� By� mo�e � odpar� Jupiter. � Ale jeste�my przecie� detektywa-
mi. Ju� kiedy� uda�o si� nam odnale�� kilka zaginionych zwierzak�w.
l w ka�dym przypadku mieli�my do czynienia z jak�� tajemnic�.
8
Bob i Pete kiwn�li potakuj�co g�owami. Przypomnia�o si� im, �e poma-
gaj�c pani Banfry w odnalezieniu jej zaginionego abisy�skiego kota, roz-
wi�zali przy okazji tajemnic� Szepcz�cej Mumii. A pr�ba odnalezienia
papugi, kt�ra zagin�a panu Malcolmowi, naprowadzi�a ich na trop nie-
zwyk�ej tajemnicy j�kaj�cej si� papugi.
� To Seaside znajduje si� niedaleko st�d, na po�udnie od nas �
powiedzia� Jupiter. � Wygl�da na to, �e nasza s�awa jako detektyw�w nie
jest wcale tak wielka, jak si� nam wydawa�o. Powinni�my to wreszcie
zmieni�.
Bob wyci�gn�� r�k� w kierunku stosu kartek, kt�re upycha� w starej
drukarskiej prasie.
� Popatrz, Jupe, w�a�nie si� tym zajmuj�. Drukuj� nasze firmowe
wizyt�wki. B�dzie nowy zapas.
� Doskona�y pomys�, Bob � stwierdzi� Jupiter. � Ale ja mia�em na
my�li co� innego. B�dziemy musieli postara� si�, aby lepiej nas znano.
l �eby ludziom, kiedy zaczynaj� si� dzia� jakie� dziwne rzeczy, natychmiast
przychodzili na my�l Trzej Detektywi z Rocky Beach.
Bob wyrzuci� do g�ry obie r�ce.
� Ale�, Jupe, jak chcesz to zrobi�? Nie mo�emy przecie� pozwoli�
sobie na p�atn� reklam� w telewizji ani na reklamy rysowane na niebie
przez samoloty.
� Wiem o tym � stwierdzi� Jupiter. � Proponuj�, �eby�my poszli
natychmiast do naszej Kwatery G��wnej i przedyskutowali sposoby, przy
pomocy kt�rych firma Trzech Detektyw�w mog�aby zdoby� wi�ksz� popu-
larno��.
Nie czekaj�c na odpowied�, Jupiter podni�s� si� z krzes�a. Bob i Pete
spojrzeli na siebie i wzruszywszy ramionami, zrobili to samo.
� Wiesz, Jupe, co najbardziej u ciebie lubi�? � zapyta� z u�mie-
chem Pete. � Demokratyczny spos�b rozwi�zywania problem�w. Mam
na my�li to, �e przed podj�ciem jakiej� decyzji przeprowadzamy zawsze
g�osowanie.
Ch�opcy odsun�li, niewidoczny za drukarsk� pras�, stary, �elazny ruszt,
odkrywaj�c wej�cie do szerokiej, karbowanej rury. Wpe�zn�li do niej, za-
sun�li za sob� ruszt i zacz�li zag��bia� si� w ni� na czworakach. Rura
bieg�a cz�ciowo pod ziemi�, potem mi�dzy jakimi� �elaznymi wspornika-
mi. Jej wylot znajdowa� si� mniej wi�cej dwana�cie metr�w dalej, dok�adnie
pod ruchom� mieszkaln� przyczep�, kt�r� m�odzi detektywi przerobili ne
Kwater� G��wn�. Wuj Jupitera, Tytus Jones, pozwoli� im z niej korzysta�
poniewa� w �aden spos�b nie m�g� znale�� na ni� amatora. By�a zbyt stara
i poobijana.
Doszed�szy do ko�ca rury, ch�opcy unie�li umocowan� na zawiasach
klap� i wygramolili si� na g�r�. Znajdowali si� teraz w ma�ym pomiesz-
czeniu przypominaj�cym biuro, wyposa�onym w biurko, par� krzese�, ma-
szyn� do pisania, rega� z szufladkami i telefon. Jupiter zamontowa� ko�o
telefonu mikrofon i pod��czy� go do g�o�nika radiowego, dzi�ki czemu ca�a
tr�jka mog�a przys�uchiwa� si� wszystkim rozmowom telefonicznym. Po-
zosta�� cz�� przyczepy zajmowa�a miniaturowa ciemnia, male�kie labora-
torium i toaleta.
Poniewa� przyczep� otacza�y stosy starego �elastwa, w jej wn�trzu
panowa� p�mrok. Pete zapali� �wiat�o nad biurkiem. W tej samej chwili
zadzwoni� telefon.
Ch�opcy popatrzyli na siebie. Rzadko zdarza�o si�, aby kto� wykr�ci� ich
numer.
Po drugim dzwonku Jupiter si�gn�� po s�uchawk�, w��czaj�c jedno-
cze�nie g�o�nik male�kiego radia.
� Jupiter? � zapyta� jaki� m�ski g�os. � M�wi Alfred Hitchcock.
By� to ich doradca i przyjaciel, znany re�yser filmowy i autor ksi��ek
po�wi�conych r�nym zagadkom i tajemnicom.
� Co mog� dla pana zrobi�? � zapyta� Jupiter, bez najmniejszego
wysi�ku wpadaj�c w ton prawdziwego profesjonalisty.
� Czy ty i twoi przyjaciele jeste�cie w tej chwili zaj�ci wyja�nianiem
jakiej� sprawy?
� Nie, chwilowo jeste�my wolni. Ale zgodnie z teori� prawdopodo-
bie�stwa powinni�my znale�� wkr�tce co� interesuj�cego.
Pan Hitchcock zachichota�.
� A wi�c, je�eli nie jeste�cie zaj�ci, mam co�, co mog�oby was zainte-
resowa�. Pewien zaprzyja�niony ze mn� re�yser filmowy b�dzie najpraw-
dopodobniej potrzebowa� pomocy.
� Ch�tnie by�my spr�bowali � powiedzia� Jupiter. � Ale czy mo�e
mi pan powiedzie�, na czym polegaj� k�opoty pa�skiego przyjaciela?
Alfred Hitchcock zawiesi� na chwil� g�os, tak jakby zastanawia� si�, jak
w paru s�owach wyrazi� z�o�ono�� ca�ego problemu.
� Wydaje si�, �e to jest sprawa, by tak rzec, pod psem � powiedzia�
w ko�cu. � Nie w przeno�ni, tylko dos�ownie. M�j przyjaciel powiedzia�
mi niedawno przez telefon, �e zagin�� mu pies.
Oczy Jupitera rozb�ys�y.
10
� Czy przypadkiem pana przyjaciel nie mieszka w Seaside?
� A niech ci� g� kopnie � powiedzia� pan Hitchcock. W jego g�osie
mo�na by�o wyczu� zaskoczenie. � On rzeczywi�cie mieszka w Seaside.
Sk�d, u licha, dowiedzia�e� si� o tym?
� Zwyczajnie, zestawi�em tylko ze sob� par� dziwnych okoliczno�ci
� odpar� Jupiter.
� Nie przestajesz mnie zdumiewa�, Jupiterze. Ciesz� si�, �e przez
ca�y czas trzymasz r�k� na pulsie, bez wzgl�du na to, czy prowadzisz jakie�
dochodzenie, czy te� nie, i nie zadowalasz si� dawnymi sukcesami.
Jupiter wyszczerzy� z�by do s�uchawki.
� Ani troch�, prosz� pana. Ale m�wi�c o k�opotach pana przyjaciela,
u�y� pan zwrotu �wydaje si�". A nawet wypowiedzia� go pan z naciskiem.
Co pan mia� na my�li?
� Rzeczywi�cie, znowu trafi�e� w dziesi�tk�. Nie uwa�am, �e chod�
tu o jaki� zwyczajny przypadek. No bo pomy�l, czy mo�na uwa�a� za cos
zwyczajnego spraw�, w kt�r� zamieszany jest smok? Zgadzasz si� ze
mn�?
Jupiter odchrz�kn��.
� Co takiego? Smok?
� Dok�adnie. Dom mojego przyjaciela stoi tu� nad brzegiem oceani
i znajduj� si� pod nim jaskinie. Utrzymuje on, �e wieczorem, tego samegc
dnia, w kt�rym zagin�� mu pies, widzia� do�� du�ego smoka, kt�ry wynurzy
si� z oceanu i znikn�� w jednej z jaski�.
W przyczepie zapad�a g�ucha cisza.
� No wi�c, Jupe, co o tym powiesz? Jeste� gotowy, by razem z Pete'err
i Bobem rozwik�a� t� zagadk�?
Jupiter by� tak podniecony, �e zacz�� si� j�ka�.
� Ppprosz� ppppana o nnnazwisko i adddres ppa�skiego pprzyja
ciel�. Wygl�da na to, �e b�dzie to najbardziej ekscytuj�ca ze wszystka
spraw, z jakimi mieli�my do tej pory do czynienia!
Zapisa� podane przez pana Hitchcocka informacje, obieca� zawiada
mi�� go o wszystkich czynno�ciach i post�pach w dochodzeniu, a poten
odwiesi� s�uchawk� i popatrzy� na Pete'a i Boba z triumfalnym btyskien
w oczach.
� Zgadzacie si�, �e powinno si� dok�adnie zbada� wszystko, co mo�(
si� ��czy� ze smokiem, kt�ry �yje w naszych czasach?
Bob przytakn��, ale Pete wzruszy� ramionami.
� Zdaje si�, Pete, �e masz jakie� zastrze�enia?
11
� My�l�, �e pope�ni�e� jeden b��d � powiedzia� Pete. � Wygada-
�e� si� przed panem Hitchcockiem, �e ten przypadek mo�e si� okaza�
najbardziej ekscytuj�cy ze wszystkich, jakie nam si� trafi�y.
� Rzeczywi�cie, tak powiedzia�em � odpar� Jupiter. � Nie uwa-
�asz, �e to prawda?
� Niezupe�nie.
� No wi�c, co by� powiedzia� na moim miejscu?
� Je�eli rzeczywi�cie b�dziemy mieli do czynienia ze smokiem �
odpar� Pete � powiedzia�bym, �e ta sprawa mo�e si� okaza� ostatni�
w naszej karierze!
Rozdzia� 2
Strach wy�ania si� z morza
Miasteczko Seaside, w kt�rym mieszka� zaprzyja�niony z Alfredem
Hitchcockiem re�yser filmowy, po�o�one by�o o jakie� trzydzie�ci par� kilo-
metr�w na po�udnie, ko�o autostrady biegn�cej wzd�u� wybrze�a Pacyfiku.
Zaraz po lunchu mia� tam jecha� jeden z niemieckich pomocnik�w wujo-
stwa Jupitera, Hans, �eby zrobi� zakupy i dostarczy� towar zam�wiony
przez miejscowych sprzedawc�w. Ciotka Matylda zgodzi�a si�, aby Jupiter
i jego przyjaciele zabrali si� z nim ma�� ci�ar�wk�, nale��c� do niej i wuja
Tytusa.
Po obfitym posi�ku, przyrz�dzonym przez ciotk� Matyld�, wszyscy trzej
pobiegli do samochodu, �eby poupycha� si� jako� na przednim siedzeniu,
obok Hansa. Jupiter poda� mu adres i wkr�tce potem p�dzili ju� g�adk�
autostrad� na po�udnie.
� Bob, mia�e� troch� czasu na ma�e badania � odezwa� si� Jupiter.
� Czego si� dowiedzia�e� na temat smok�w?
� Smok � odpar� Bob � jest mitycznym potworem, przedstawia-
nym zwykle jako ogromny gad ze skrzyd�ami i pazurami, ziej�cy ogniem
i dymem.
� Nie robi�em wprawdzie �adnych bada� � przerwa� mu Pete �
ale zdaje mi si�, �e Bob pomin�� co� wa�nego. Smoki nie s� usposobione
przyja�nie do ludzi.
� Wspomnia�bym tak�e i o tym � stwierdzi� Bob � ale Jupitera in-
teresuj� wy��cznie fakty. Smoki s� mitycznymi stworami, co oznacza, �e
tak naprawd� wcale nie istniej�. Ale je�eli nie istniej�, nie musimy martwi�
si� tym, czy s� usposobione przyja�nie, czy te� nie.
� Dok�adnie tak � powiedzia� Jupiter. � Smoki s� stworami z za-
mierzch�ej przesz�o�ci. Je�eli kiedykolwiek istnia�y jakie� egzemplarze, zo-
sta�y unicestwione w procesie ewolucji.
� Bardzo mnie to cieszy � wtr�ci� Pete. � Ale w takim razie, je�li
uleg�y wyniszczeniu, jak to si� dzieje, �e jedziemy w�a�nie, �eby prowadzi�
�ledztwo w sprawie jednego z nich?
� Us�yszeli�my przez radio, �e w spokojnym miasteczku Seaside za-
gin�o podczas ostatniego tygodnia pi�� ps�w � powiedzia� Jupiter. �
A od pana Hitchcocka wiemy, �e jego przyjaciel straci� psa i widzia� ko�o
swego domu smoka. Nic ci to nie m�wi?
� Tak, oczywi�cie � odpar� Pete. � To mi m�wi, �e zamiast je-
cha� na poszukiwanie smoka, powinienem by� w tej chwili w Rocky Beach
i �lizga� si� po falach na moim surfie.
� Ale� je�li anga�uje nas Henry Allen, kt�ry jest przyjacielem pana
Hitchcocka, oznacza to, �e mamy przed sob� przygod�, kt�ra mo�e si�
okaza� bardzo korzystna dla Trzech Detektyw�w � o�wiadczy� Jupiter.
� Dlaczego nie chcesz popatrze� na t� spraw� pod tym k�tem?
� Pr�buj�, pr�buj� � mrukn�� niepewnie Pete.
� Bez wzgl�du na to, czy ten smok tam jest, czy go nie ma �
powiedzia� Jupiter � pewne jest, �e dzieje si� co� bardzo tajemniczego.
Nied�ugo poznamy fakty, z kt�rymi b�dziemy musieli si� zmierzy�. A tym-
czasem musimy podej�� do ca�ej sprawy w bardziej otwarty spos�b.
Samoch�d min�� ju� obrze�a Seaside i Hans zwolni�, rozgl�daj�c si� za
podan� mu przez Jupitera ulic�. Po przejechaniu jeszcze dw�ch kilo-
metr�w ci�ar�wka zatrzyma�a si�.
� My�l�, �e to musi by� gdzie� w pobli�u � powiedzia� Hans.
Wsz�dzie naoko�o wida� by�o jedynie szpalery palmowych drzew. Je�li
by�y tu jakie� domy, musia�y by� ukryte gdzie� za nimi.
Pete dostrzeg� ma�y napis na bia�ej skrzynce na listy.
� H.H. Allen � przeczyta� g�o�no. � To tutaj.
Ch�opcy wyskoczyli z samochodu.
� Wiesz, Hans, te wst�pne czynno�ci powinny nam zaj�� w przybli�e-
niu dwie godziny � powiedzia� Jupiter. � Dasz rad� za�atwi� przez ten
czas wszystkie zakupy i dostawy, a potem wr�ci� po nas?
12 13
� Jasne, bez problemu � odpar� krzepki Bawarczyk. Zawr�ci� ci�a-
r�wk�, pomacha� im r�k� i skr�ci� w w�sk� uliczk� prowadz�c� do centrum.
� Najpierw musimy si� troch� rozejrze� � powiedzia� Jupiter. � To
mo�e si� nam przyda� w rozmowie z panem Allenem. Lepiej by� zoriento-
wanym w terenie.
Domy pobudowane by�y na wysokiej skarpie, wychodz�cej na ocean.
Najbli�sza okolica robi�a wra�enie do�� odludnego zak�tka. Ch�opcy skie-
rowali si� ku nie zamieszkanej parceli s�siaduj�cej z rezydencj� re�ysera
i podeszli a� do kraw�dzi urwiska.
� Mi�o tu i spokojnie � stwierdzi� Bob, spogl�daj�c na ci�gn�c� si�
w dole pla�� i migotliw� to� oceanu.
� Niez�e warunki do surfowania � mrukn�� Pete, przygl�daj�c si�
przybrze�nym falom. � Nic nadzwyczajnego, ale te metrowe ba�wany
morskie s� w sam raz. My�l�, �e wieczorem, kiedy zaczyna si� przyp�yw
i �amie si� wysoka fala, ten smok mo�e si� czu� tu jak w raju. Ma si�
w czym chowa�.
Jupiter skin�� potakuj�co g�ow�.
� Masz racj�, Pete. O ile ten smok rzeczywi�cie istnieje � powie-
dzia� powoli, a potem wyci�gn�� szyj� i spojrza� w d�. � Pan Hitchcock
powiedzia�, �e tu s� jaskinie. Ale st�d wcale ich nie wida�. Potem, po
rozmowie z panem Allenem, zejdziemy na d� i postaramy sieje obejrze�.
Bob przeci�gn�� oczami po bezludnej pla�y, ja�niej�cej daleko w dole.
� Jak si� tam dostaniemy?
Pete wyci�gn�� r�k� w kierunku niepewnie wygl�daj�cych, zniszczo-
nych przez deszcze i wichry, drewnianych stopni.
� Bob, widzisz te schodki? Id� przez ca�e urwisko, a� do do�u.
Jupiter przelecia� wzrokiem wzd�u� skarpy.
� Patrzcie, tam dalej s� jeszcze jedne. Z drugiej strony te�. W sumie
nie ma ich jednak zbyt wiele. No, dobra, my�l�, �e mamy ju� obraz tego
terenu. Chod�my teraz pos�ucha� tego, co ma nam do powiedzenia pan
Allen.
Odwr�ci� si� i poprowadzi� swych przyjaci� do ukrytej w zielonym �ywo-
p�ocie bramy. Ca�a tr�jka wesz�a do �rodka. Kr�ta �cie�ka prowadzi�a do,
kryj�cego si� po�r�d palmowych drzew, krzew�w i dziko rosn�cych kwia-
t�w, domu z wyblak�ej, ��tawej ceg�y. Ogr�d by� raczej zaniedbany, podob-
nie zreszt� jak i sam dom, wzniesiony na brze�ku skalnego urwiska.
Jupiter uni�s� mosi�n� ko�atk� i zastuka� ni� do drzwi.
W chwil� potem na progu stan�� niski, t�gawy m�czyzna. Jego opalo-
14
na, pokryt� zmarszczkami twarz okala�y siwe w�osy. Spod g�stych, krza-
czastych brwi spogl�da�y pos�pne, piwne oczy.
� Prosz�, ch�opcy, wejd�cie do �rodka � powiedzia� wyci�gaj�c
r�k�. � Domy�lam si�, �e jeste�cie tymi zuchami przys�anymi przez mo-
jego przyjaciela Alfreda Hitchcocka dla udzielenia mi pomocy. To wy jeste�-
cie detektywami, prawda?
� Tak, prosz� pana � powiedzia� Jupiter, a potem wyci�gn�� w jego
kierunku firmow� wizyt�wk� Trzech Detektyw�w. � Rozwik�ali�my ju�
sporo r�nych spraw.
Starszy pan uj�� kartk� w wykrzywione artretyzmem palce i podni�s� j�
do oczu. Zawiera�a ona nast�puj�ce informacje:
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Pierwszy detektyw. .
Drugi detektyw . . .
Dokumentacja i analizy
Jupiter Jones
Pete Crenshaw
Bob Andrews
� Te znaki zapytania -'- wyja�ni� Jupiter � s� naszym symbolem
i znakiem firmowym. Symbolizuj� pytania, na kt�re nie ma odpowiedzi. Nie
rozwi�zane zagadki, nie wyja�nione tajemnice. Podejmujemy si� ich wyja�-
nienia i rozwi�zania.
Starszy pan kiwn�� g�ow� jakby na znak zadowolenia i schowa� kartk�
do kieszeni.
� Chod�cie do mego gabinetu, �eby wszystko om�wi�.
Trzej przyjaciele weszli za nim do du�ego, zalanego s�o�cem pokoju.
Z zapartym tchem rozgl�dali si� po wn�trzu domu. �ciany zape�nione by�y
od pod�ogi do sufitu obrazami, st�oczonymi dos�ownie jeden obok drugiego.
Opr�cz obraz�w wisia�o tam tak�e wiele pi�knie oprawionych, podpisanych
fotografii s�ynnych gwiazd filmowych i innych s�awnych osobisto�ci.
Obszerne biurko pokryte by�o papierami i drewnianymi figurkami. Tak�e
na p�kach z ksi��kami sta�o pe�no r�nych przedmiot�w, jakich� tajem-
niczych staroindia�skich figurynek i ma�ych, dziwacznych rze�b, rodem
z Afryki. Niekt�re z nich wygl�da�y gro�nie, mog�y nawet budzi� przera-
�enie.
15
W�a�ciciel wskaza� ch�opcom krzes�a, a sam usiad� za biurkiem na
du�ym rze�bionym fotelu.
� Usi�d�cie, prosz�. Opowiem wam, dlaczego zadzwoni�em w tej
sprawie do Alfreda Hitchcocka. M�wi� wam ju� na pewno, �e jestem re�y-
serem filmowym?
� Tak, prosz� pana, wspomnia� o tym � odpowiedzia� Jupiter.
Pan Allen u�miechn�� si�.
� Powinienem by� raczej powiedzie�, �e by�em nim. Od wielu ju� lat
nic nie nakr�ci�em. By�em re�yserem na d�ugo przedtem, zanim wy przy-
szli�cie na �wiat, l, jak s�dz�, zdoby�em nawet pewn� s�aw�. Mia�em te�
swoj� specjalno��, podobnie jak Alfred, kt�ry wyspecjalizowa� si� w krymi-
nalnych dreszczowcach. Nasze zainteresowania by�y jednak zupe�nie od-
mienne. Alfred koncentrowa� si� na konstruowaniu logicznych zagadek
osadzonych w realnym �wiecie, ja natomiast kr�ci�em filmy wykraczaj�ce
poza rzeczywisto��.
� Co pan ma na my�li? � zapyta� Jupiter.
� To wyja�ni wam, dlaczego nie mog�em p�j�� z moim problemem na
policj� albo prosi� o pomoc inne w�adze. Jak widzicie, lubi� wszystko co
udziwnione, nie z tego �wiata, pe�ne grozy. W moich obrazach znajdziecie
mn�stwo potwor�w, wilko�ak�w, stwor�w o dziwnym i odra�aj�cym wygl�-
dzie, w kt�rych kipi� gwa�towne emocje.
Jednym s�owem, moi drodzy, by�em specjalist� od filmowych horror�w!
Jupiter kiwn�� g�ow�.
� Tak, prosz� pana, teraz przypominam sobie pana nazwisko. Widzia-
�em pa�skie dzie�a na festiwalach dawnych film�w.
� To dobrze. Tak wi�c kiedy opowiem wam o tym, co na moich
oczach wynurzy�o si� z morza tamtej nocy, kiedy znik� m�j pies, sami
zobaczycie, dlaczego waha�em si�, czy o tym m�wi�. Przy ca�ej tej mojej
�s�awie" i niezdolno�ci do znalezienia przez tyle lat pracy przy jakim� filmie
narazi�bym si� tylko na to, �e r�ni g�upcy pos�dzaliby mnie o ch�� zwr�ce-
nia na siebie uwagi i zyskania rozg�osu.
Dzie�o mojego �ycia jest ju� sko�czone. Przynajmniej oni tak to widz�...
i my�l� te�, �e nie mam ju� si�... Jestem wystarczaj�co bogaty, aby �y�
w ca�kowitym spokoju. Nie mam �adnych zmartwie�, �adnych obaw, z wy-
j�tkiem...
� Z wyj�tkiem smoka, kt�ry mieszka w jaskini pod pana domem? �
zapyta� Jupiter.
Pan Allen skrzywi� si�.
16
� Tak � powiedzia�, a potem przyjrza� si� ch�opcom uwa�nie. �
M�wi�em Alfredowi, �e widzia�em smoka, jak wychodzi� z wody. Ale nie
wspomnia�em o jednym. �e ja go tak�e s�ysza�em!
W pokoju zapad�a cisza.
� S�ysza� pan g�os wydawany przez smoka? � zapyta� spokojnym
tonem Jupiter. � Ale co pan dok�adnie us�ysza�? l gdzie pan by� w tym
momencie?
Pan Allen wyj�� du��, kolorow� chusteczk� i otar� ni� czo�o.
� Sta�em na kraw�dzi urwiska za domem i przygl�da�em si� falom
oceanu. Wtedy w�a�nie ukaza� si� on moim oczom. Ale mo�e by�o to tylko
z�udzenie.
� Niewykluczone � powiedzia� Jupiter. � A teraz niech pan opo-
wie nam dok�adnie, co pan us�ysza�. To mo�e by� wa�ny w�tek w tej
tajemniczej sprawie.
� No dobrze, niech to diabli! � powiedzia� pan Allen. � O ile wiem,
na �wiecie nie ma przypuszczalnie �adnych smok�w, nikt ich nie widzia� od
�adnych paru milion�w lat. Ja sam robi�em o nich oczywi�cie filmy, wykorzy-
stuj�c do tego r�ne mechaniczne monstra. Przy nagrywaniu �cie�ki
d�wi�kowej stosowali�my pewien rodzaj przyt�umionego ryku motoru
i przera�liwe d�wi�ki r�nych gwizdk�w, wszystko to dobrze ze sob� sto-
pione dla uzyskania po��danego efektu, przewa�nie � dla nastraszenia
widz�w.
Ale to, co us�ysza�em tamtej nocy, by�o ca�kowicie odmienne. Przypomi-
na�o raczej wysoko nastrojone skrobanie czy tarcie, tak jakby temu potwo-
rowi z trudem przychodzi�o oddycha�, a mo�e raczej... tak, kas�a�.
� A jak wygl�da ta jaskinia pod pa�skim domem? � spyta� Jupiter.
� Czy jest wystarczaj�co du�a, aby pomie�ci� smoka, czy jakie� inne
wielkie stworzenie, kt�re mo�na by za niego wzi��?
� Tak � odpar� pan Allen. � Zreszt�, pod ca�ym urwiskiem znajdu-
je si� wiele innych, r�wnie olbrzymich, grot. Mo�na je znale�� zar�wno na
p�noc, jak i na po�udnie od mego domu, a tak�e i w g��bi l�du. W przesz�o-
�ci s�u�y�y do nielegalnego p�dzenia i przechowywania alkoholu, a jeszcze
dawniej korzystali z nich szmuglerzy i piraci. Kilka lat temu, wskutek erozji
ska�, nast�pi�o osuni�cie ziemi, kt�re spowodowa�o zasypanie wi�kszej
cz�ci cypla, znanego jako Przyl�dek Wied�m. Nadal jednak znajduje si� tu
wiele nienaruszonych jaski� i grot.
� Hmmmm � mrukn�� Jupiter. � Ale cho� mieszka pan tu od wielu
lat, po raz pierwszy zobaczy� pan, czy us�ysza� smoka. Zgadza si�?
2 � Tajemnica. 17
Stary re�yser przytakn�� i u�miechn�� si�.
� Wystarczy ten jeden raz. Ale i wtedy by�bym go mo�e nie zobaczy�,
gdybym nie wyszed� na dw�r, �eby zawo�a� mojego psa Korsarza.
Ch�opcy u�miechn�li si�, wymieniaj�c spojrzenia. Jedno z tajemnych
wej�� do Kwatery G��wnej nosi�o nazw� �Czerwona Furtka Korsarza".
� My�l�, �e powinni�my om�wi� teraz spraw� pa�skiego psa i okolicz-
no�ci, w jakich zagin��. Bob, zanotuj dane � powiedzia� Jupiter.
Odpowiedzialny za dokumentacj� i analizy Bob wyj�� notatnik i d�ugo-
pis.
Pan Allen wytrzeszczy� oczy, zdumiony profesjonalizmem Trzech Dete-
ktyw�w. W chwil� potem jego twarz rozja�ni� u�miech.
� Ostatnie dwa miesi�ce sp�dzi�em za granic� � powiedzia�. �
Cho� nie uczestnicz� ju� aktywnie w produkcji film�w, rozw�j tej dyscypliny
nadal �ywo mnie interesuje. W zasadzie ka�dego roku obje�d�am ca��
Europ�, �eby uczestniczy� w najwa�niejszych festiwalach filmowych orga-
nizowanych w r�nych miastach. Ten rok nie r�ni� si� od innych. By�em na
festiwalach w Rzymie, Wenecji, Pary�u, Londynie i Budapeszcie, �eby zo-
baczy� si� ze starymi przyjaci�mi.
Wyje�d�aj�c za granic�, zostawi�em jak zwykle mego psa u jednego
z miejscowych treser�w i hodowc�w. Tydzie� temu wr�ci�em i odebra�em
Korsarza. A przy okazji � jest to irlandzki seter, bardzo pi�kny okaz.
Ogromnie do mnie przywi�zany.
M�j Korsarz lubi biega�. W nocy wypuszcza�em go zazwyczaj na dw�r.
No i dwa dni temu nie wr�ci� do domu. Cho� mam go ju� trzy lata, pomy�la-
�em, �e zd��y� mo�e przyzwyczai� si� do tresera i pobieg� do niego. Za-
dzwoni�em tam, ale powiedziano mi, �e Korsarza u nich nie ma. Od tej pory
czekam na jego powr�t, jak dot�d bezskutecznie.
W�a�nie w chwili gdy rozgl�da�em si� za nim, zobaczy�em... tego dziw-
nego potwora!
� Czy zszed� pan na d�, a� do pla�y? � zapyta� Jupe.
Starszy pan pokr�ci� przecz�co g�ow�.
� Nie. To by�o niesamowite. Sp�dzi�em wi�ksz� cz�� �ycia na robie-
niu film�w, kt�re mia�y szokowa� i przera�a� widz�w, a teraz co� takiego
przydarzy�o si� mnie samemu. W �aden spos�b nie potrafi� okre�li� wra�e-
nia, jakie odnios�em. Najpierw poczu�em paniczny strach, �e ta przera�aj�-
ca kreatura mog�a zaatakowa� i po�re� mego psa. A potem u�wiadomi�em
sobie ze zgroz�, �e by� mo�e trac� zmys�y. Wierzcie mi, nie tak �atwo
przyzna� si� otwarcie, �e si� widzia�o wielkiego smoka!
18
� Ale nie podj�� pan �adnych innych krok�w, opr�cz telefonu do pa�-
skiego przyjaciela? � ci�gn�� przes�uchanie Jupiter.
Starszy pan znowu otar� spocone czo�o.
� Alfred jest moim bliskim przyjacielem. Ma wielkie do�wiadczenie
w dziedzinie tajemniczych zjawisk. Zdawa�em sobie spraw�, �e je�li kto�
mo�e mi pom�c, to tylko on. A teraz ca�a sprawa przechodzi w wasze r�ce.
� Dzi�kujemy panu, panie Allen � powiedzia� Jupiter � za okaza-
ne nam zaufanie. Ostatnio zagin�o w tym mie�cie kilka innych ps�w. A we-
d�ug ostatnich doniesie� dok�adnie pi��, nie licz�c pa�skiego Korsarza.
Pan Allen skin�� g�ow�.
� S�ysza�em o tym w radiowych wiadomo�ciach, niestety, ju� po znik-
ni�ciu mojego pieska. Gdybym dowiedzia� si� o tym wcze�niej, nie pozwo-
li�bym Korsarzowi biega� na swobodzie i oddali� si� od domu.
� Czy kontaktowa� si� pan z innymi w�a�cicielami ps�w? � zapyta�
Jupiter.
Pan Allen pokr�ci� g�ow�.
� Nie. Przynajmniej do tej pory. Pomy�la�em, �e lepiej b�dzie nie
m�wi� im o tym, co widzia�em.
� Czy wszyscy pana s�siedzi maj� psy?
Pan Allen u�miechn�� si�.
� Nie, nie wszyscy. Nie ma psa pan Carter, kt�ry mieszka po drugiej
stronie ulicy. Ani m�j najbli�szy s�siad po prawej stronie, pan Artur Shelby.
Wielu s�siad�w nie znam zreszt� osobi�cie. Prowadz� spokojny �ywot
w towarzystwie moich ksi��ek i obraz�w. No i psa.
Jupiter podni�s� si�.
� To powinno na razie wystarczy�. Obiecuj�, �e b�d� pana informo-
wa� o wszystkich post�pach, jakie uda si� nam osi�gn��.
Pan Allen u�cisn�� ch�opcom r�ce i odprowadzi� ich do wyj�cia, rozp�y-
waj�c si� w podzi�kowaniach. Ch�opcy skierowali si� do drewnianej furtki,
kt�r� Jupiter zamkn�� za sob�.
Widz�c, �e Jupiter stara si� umie�ci� haczyk we w�a�ciwym po�o�eniu,
Pete roze�mia� si�.
� Jupe, boisz si�, �e ten smok mo�e si� tu zakra��?
� Bardzo w�tpi�, Pete, aby zamkni�ta furtka, a nawet drzwi mog�y
powstrzyma� smoka � odpar� Jupiter.
Drugi Detektyw �achn�� si� nerwowo.
� Nie podoba mi si� spos�b, w jaki to powiedzia�e� � o�wiadczy�,
a potem rozejrza� si� po ulicy i spojrza� na zegarek. � Gdzie jest Hans?
19
� O wiele za wcze�nie na niego � powiedzia� Jupiter. � Mamy
jeszcze mn�stwo czasu.
� Czasu na co? � spyta� Bob widz�c, �e Jupiter przechodzi na
drug� stron� ulicy.
� Na pogadanie z panem Carterem � odpar� Pierwszy. � A po
nim, tak�e z panem Shelbym. Nie chcia�by� dowiedzie� si� czego� o lu-
dziach, kt�rzy �yj� na takim odludziu i nie potrzebuj� ps�w, �eby strzeg�y
ich dom�w?
� Nie, bynajmniej � skrzywi� si� Pete. � Ale na dobr� spraw�, za-
czynam si� zastanawia�, dlaczego sam nie kupi�em dot�d psa, dla ochrony
w�asnej? Na tyle du�ego, aby nie ba� si� smok�w!
Jupiter roze�mia� si�, jego dwaj przyjaciele r�wnie�. Przeszli na drug�
stron� w�skiej ulicy. Posiad�o�� pana Cartera by�a dobrze utrzymana,
a dom �wie�o pomalowany.
� Zauwa�cie � odezwa� si� Jupiter, kiedy ch�opcy znale�li si� ko�o
niego na chodniku � �e �ywop�oty przyci�te s� bardzo dok�adnie, trawa
r�wniutko skoszona. Tak�e drzewka maj� poobcinane niepotrzebne ga��z-
ki i p�dy, a i na kwietnikach zna� r�k� gospodarza. Pan Carter musi by�
bardzo systematycznym cz�owiekiem.
Jupiter nacisn�� dzwonek. Prawie natychmiast drzwi otworzy�y si� i uka-
za� si� w nich postawny m�czyzna, z gro�nym b�yskiem w oczach.
� S�ucham? Czego sobie �yczycie, ch�opcy? � zapyta� g�o�no.
� Prosz� nam wybaczy� to naj�cie � powiedzia� grzecznie Jupiter
� ale w�a�nie przed chwil� byli�my u pana Allena, po drugiej stronie ulicy.
Jak pan mo�e s�ysza�, zagin�� jego pies, Korsarz. Zastanawiali�my si�, czy
przypadkiem nie zna pan jakich� szczeg��w, dotycz�cych tej sprawy.
M�czyzna zmru�y� oczy i uni�s�, a potem opu�ci� krzaczaste brwi.
Nast�pnie skrzywi� usta w pogardliwym u�mieszku.
� Wi�c Allenowi zagin�� pies? Tak jak i innym w�a�cicielom w tej oko-
licy? H�? No to chwa�a Bogu, �e tak si� sta�o. Mam nadziej�, �e si� nie
odnajd�. Nienawidz� ps�w!
Rzek�szy to, pan Carter rzuci� im w�ciek�e spojrzenie, w kt�rym pojawia-
�y si� ob��ka�cze niemal b�yski. Zacisn�� pi�ci, tak �e przez chwil� ch�opcy
obawiali si� ataku z jego strony.
Jupiter stara� si� zachowa� niezm�cony wyraz twarzy i spok�j w g�osie.
� Nie w�tpi�, sir, �e ma pan powa�ne powody, aby nie lubi� zwierz�t
� powiedzia�. � Ale gdyby zechcia� pan powiedzie� nam, co one takiego
robi�...
20
� Co one robi�? � powt�rzy� sarkastycznie pan Carter. � To, co
robi�y zawsze. Szczekaj� i wyj� do ksi�yca przez ca�� noc. Tratuj� grz�dki
z kwiatami. Rozdrapuj� trawniki. Wywracaj� pojemniki na �mieci, zanie-
czyszczaj� chodnik. Czy to wam wystarczy?
� Przykro mi, doprawdy � powiedzia� wsp�czuj�cym tonem Jupiter.
� Jeste�my tu ca�kiem nowi. Pr�bujemy tylko odnale�� psa pana Allena.
Je�li to on co� u pana nabroi�, pan Allen z pewno�ci� wyr�wna wszystkie
szkody. On bardzo t�skni za swoim psem, i jestem pewien, �e zrobi�by
wszystko...
� Zrobi�by wszystko, jeste� tego pewien? � spyta� pan Carter. �
W takim razie ja tak�e. Poczekajcie no sekund�! � wykrzykn�� gro�nie
i znik� w g��bi domu.
Ledwo ch�opcy zd��yli wymieni� zdziwione spojrzenia, drzwi otworzy�y
si� znowu i pan Carter pojawi� si� w progu.
W r�kach dzier�y� ogromn� dubelt�wk�.
� Oto co zrobi� � rzuci� w�ciekle. � Nafaszeruj� go �rutem! l to
podw�jn� porcj�! Z tej strzelby strzela si� najwi�kszymi �adunkami, jakie
tylko istniej�. Niech no tylko zobacz� na mojej posesji psa Allena, albo
kt�r�kolwiek z tych diabelskich bestii, �le si� to dla nich sko�czy!
Wypowiedziawszy t� gro�b�, pan Carter potrz�sn�� srogo strzelb�.
Rozdzia� 3
Pr�ba strachu
Rozz�oszczony nie na �arty m�czyzna napr�y� palec na spu�cie.
� Jestem doskona�ym strzelcem i nigdy nie chybiam � o�wiadczy�.
� Macie jeszcze jakie� pytania?
Jupiter potrz�sn�� przecz�co g�ow�, staraj�c si�, aby na jego twarzy nie
odmalowa�o si� podenerwowanie spowodowane blisko�ci� wylotu lufy
pana Cartera, oddalonego jakie� trzydzie�ci centymetr�w od niego.
� Nie, prosz� pana � powiedzia�. � Bardzo przepraszamy za za-
k��cenie panu spokoju. Do widzenia. �ycz� mi�ego dnia.
M�czyzna zacisn�� wargi.
� B�d� m�g� powiedzie�, �e mia�em dobry dzie� dopiero wtedy, gdy
21
zobacz�, �e �aden z tych cholernych kundli nie w��czy si� ko�o mojego
domu. A teraz wynocha!
Wyrzucanym gwa�townie s�owom towarzyszy�y gro�ne d�gni�cia wielk�
strzelb�. Ch�opcy zacz�li si� powoli wycofywa�.
� Odwr�ci� si�! � warkn�� na po�egnanie. � Nie chodzi� mi tu po
moich trawnikach!
Jupiter popatrzy� na koleg�w i wzruszy� ramionami. Czuj�c dr�enie
serc, ch�opcy odwr�cili si� plecami do rozdra�nionego m�czyzny ze strzel-
b� w r�kach i poszli dalej po w�skim chodniku.
� Nie puszczajcie si� biegiem, id�cie powoli � szepn�� Jupiter.
Bob i Pete kiwn�li g�owami, zastanawiaj�c si�, kiedy rozlegnie si�
strza�. Ze wszystkich si� starali si� nie wpa�� w panik�.
Nagle wszyscy trzej podskoczyli, s�ysz�c za plecami g�o�ny huk.
� W porz�dku, ch�opaki � powiedzia� Jupiter. � Pan Carter tylko
zatrzasn�� za sob� frontowe drzwi.
Ch�opcy obejrzeli si� za siebie i stwierdziwszy, �e Jupiter si� nie myli,
rzucili si� biegiem.
Zatrzymali si� dopiero na �rodku ulicy. Jeszcze raz popatrzyli za siebie.
Nikt ich nie goni�. Wej�ciowe drzwi domu pana Cartera by�y zamkni�te.
� O rany � mrukn�� Bob. � Niewiele brakowa�o!
� Dubelt�wka jak armata, do tego z podw�jn� porcj� grubego �rutu
� stwierdzi� Pete, k�ad�c r�k� na czole, jakby dla sprawdzenia, czy nie jest
za bardzo spocone. � Jeszcze chwila i ca�e to paskudztwo mog�o po-
dziurawi� nas jak sito!
� Nie tak pr�dko � powiedzia� Jupe. � Przez ca�y czas strzelba
by�a zabezpieczona przed strza�em.
Bob i Pete wytrzeszczyli na niego oczy.
� Zauwa�y�e� to od razu? � zapyta� Pete z wyrzutem. � Nic dziw-
nego, �e zachowywa�e� si� tak spokojnie.
� Nie s�dz�, aby pan Carter cho� przez chwil� mia� zamiar do nas
strzela� � wyja�ni� Jupiter. � Wy�adowa� tylko swoj� z�o��. Przypadko-
wo doprowadzi�em go do bia�ej gor�czki, poruszaj�c temat, kt�ry go tak
irytuje. Chodzi o psy.
� Zdaje si�, �e tego faceta doprowadzaj� do bia�ej gor�czki tak�e inne
stworzenia. Ludzie!
Jupiter w zamy�leniu zagryz� wargi.
� Gdyby�my mieli si� jeszcze z nim spotka�, b�dziemy musieli za-
chowa� wi�ksz� ostro�no��.
22
Pete potrz�sn�� energicznie g�ow�.
� Nie, sir. Mo�esz sobie zachowywa� �rodki ostro�no�ci, jakie tylko
chcesz, przy nast�pnym spotkaniu z panem Carterem. Ale nie musisz
martwi� si� o mnie, poniewa� mnie przy tym nie b�dzie. Zapomnia�em ci
powiedzie�, �e mam bardzo wra�liw� sk�r�. Jest uczulona na gruby �rut.
� Moja te� � wtr�ci� Bob. � Je�eli ju� mam si� wystawi� na jakie�
strza�y, to wol�, �eby celowano do mnie z pistoletu wodnego, i to z odleg-
�o�ci przynajmniej dziesi�ciu krok�w.
� Istnieje mo�liwo�� � powiedzia� Jupiter � �e pan Carter jest
du�o lepszym aktorem, ni� mo�na si� po nim tego spodziewa�, i przyczyni�
si� w jaki� spos�b do znikni�cia tych ps�w.
� Brzmi to ca�kiem przekonywaj�co � przyzna� Bob.
� My�l�, �e nie b�dzie trudno por�wna� gniewnej reakcji pana Cartera
z zachowaniem naszego nast�pnego interlokutora.
� O czym on m�wi? � zwr�ci� si� Pete do Boba.
J upite r wskaza� r�k� dom po drugiej stronie ulicy.
� Pan Allen wspomnia� nam o dw�ch s�siadach, kt�rzy nie maj�
ps�w. Jednego z nich, pana Cartera, obejrzeli�my przed chwil�. A teraz
musimy zada� par� pyta� drugiemu, panu Arthurowi Shelby'emu.
Drog� zagrodzi�a im si�gaj�ca piersi brama z litego �elaza. Ponad ni�
otwiera� si� widok na po�o�ony w g��bi, du�y dom pana Shelby'ego.
Pete wyci�gn�� szyj�, aby przyjrze� si� lepiej oknom na parterze
i pierwszym pi�trze.
� Wygl�da to nie najgorzej � stwierdzi� Bob. � Nigdzie nie wida�
armaty ani czego� w tym rodzaju.
� Nie ma �ladu nikogo �ywego w �adnym z okien � poinformowa�
koleg�w Pete. � Mo�e pan Shelby gdzie� wyjecha�?
Jupiter zrobi� krok w kierunku bramy.
� Zaraz si� o tym przekonamy. Wystarczy, aby�my znale�li si� po
drugiej stronie bramy, i...
Nagle stan�� jak wryty. Tak�e jego koledzy wytrzeszczyli oczy w za-
skoczeniu. Zanim Jupiter zd��y� jej dotkn��, brama otworzy�a si� samo-
czynnie.
� Jak ty� to zrobi�? � spyta� Pete. � Nauczy�e� si� czar�w?
� Mo�e otworzy�a si� pod naporem wiatru � zastanawia� si� Bob.
Jupiter potrz�sn�� g�ow�. Nast�pnie wyci�gn�� r�ce na boki, aby po-
wstrzyma� swych koleg�w, i zrobi� krok do ty�u. Metalowa brama zamkn�a
si�.
23
Jupiter post�pi� krok do przodu. Brama zacz�a si� otwiera�.
� To proste � powiedzia�. � Ta brama ma wmontowan� foto-
kom�rk�. Widzieli�cie to na pewno na lotniskach, w supermarketach czy
w du�ych biurowcach.
Wyja�niwszy t� kwesti�, wszed� na teren posesji. Ch�opcy pod��yli za
nim. Troch� w bok od �cie�ki, na �rodku trawnika, spostrzegli wielki, ozdob-
ny zegar s�oneczny. Na wprost nich znajdowa�a si� du�a, ukwiecona pergo-
la. Wszyscy trzej �mia�o zag��bili si� w jej cieniste wn�trze.
Nagle pergola usun�a si� ku ziemi.
Ch�opcy zbili si� w ciasn� gromadk�. Przednia cz�� kratownicowej
konstrukcji opad�a tu� przed nimi, tylna osun�a si� z cichym szumem za
ich plecami, odcinaj�c drog� odwrotu.
Znale�li si� w du�ej, metalowej klatce, ozdobionej kwiatami!
� Mam nadziej�, �e to tylko jaki� �art � powiedzia� Jupiter, oblizuj�c
nerwowo wargi. � To mi przypomina ruchome kraty w �redniowiecznych
twierdzach.
� A jak one dzia�a�y? � zapyta� Pete trz�s�cym si� ze strachu
g�osem.
� Przewa�nie by�y to wielkie i ci�kie �elazne kraty podwieszane na
�a�cuchach i opuszczane w pionowych prowadnicach, �eby zamkn�� bra-
m� prowadz�c� do zamku albo do wn�trza mur�w miejskich � wyja�ni�
Jupiter.
� Widzia�em je na rysunkach w starej ksi��ce, kt�r� ogl�da�em
w bibliotece � wtr�ci� podnieconym g�osem Bob. � Kiedy wr�g prze-
kroczy� ju� fos�, stanowi�y ostatni� lini� obrony.
� Nie przypominam sobie, abym przekracza� jak�� fos� � po�ali� si�
Pete.
Da� si� s�ysze� delikatny szum i tak samo niespodziewanie, jak chwil�
temu opada�y, ukwiecone kraty teraz unios�y si�.
Ch�opcy popatrzyli po sobie.
� Co� mi si� zdaje, �e ten pan Shelby ma oryginalne poczucie humoru
� stwierdzi� z ulg� Jupiter. � Idziemy.
Zrobi� krok do przodu, ale w tym momencie Pete chwyci� go za rami�.
� Jupe, wybra�e� z�y kierunek � powiedzia�. � Mo�e mieszka�cy
nie chc�, �eby�my si� znale�li wewn�trz tego zamku?
Jupiter z u�miechem pokr�ci� g�ow�.
� Najpierw otwieraj�ca si� automatycznie brama. Potem elektronicz-
nie sterowana krata schowana w kwiatach. Wydaje mi si�, �e pan Shelby
24
jest zupe�nie wyj�tkowo zainteresowany naukowymi wynalazkami. By�by to
skandal, gdyby�my z nim nie pogadali.
Nie zastanawiaj�c si� d�u�ej, ruszy� �mia�o do przodu. Jego dwaj kole-
dzy niezdecydowanie poszli jego �ladem. Wreszcie, szczerz�c z�by
w u�miechu, pokona� par� prowadz�cych do drzwi schodk�w i nacisn��
dzwonek.
� O, kurcz�! � krzykn�� nagle i rzuci� si� do ty�u, potrz�saj�c r�k�.
� Ten dzwonek jest pod��czony do pr�du! Kopn�o mnie!
� No, dobra � odezwa� si� Pete. � Co do mnie, to mam ju� dosy�
�art�w pana Shelby'ego. G�osuj� za tym, �eby�my odwo�ali wywiad z tym
dowcipnisiem, l to nie zwlekaj�c ani chwili.
� Jestem tego samego zdania, co Pete � o�wiadczy� Bob. � Mam
dziwne uczucie, �e pan Shelby pr�buje zach�ci� nas, aby�my czym pr�-
dzej opu�cili jego pielesze.
� Wcale tak nie uwa�am � powiedzia� Jupiter. � On po prostu
poddaje nas pr�bie. Celowo narazi� nas na tych kilka przyg�d, �eby nas
odstraszy�.
Jakby w odpowiedzi na ten wyw�d drzwi �ykn�y cicho, a potem otwo-
rzy�y si� niemal bezszelestnie.
� Klawa sprawa � stwierdzi� z podziwem Bob. � Ca�y dom na-
szpikowany tym ch�amem.
Ch�opcy ostro�nie przest�pili pr�g. We wn�trzu panowa� p�mrok
i spok�j.
Jupiter odchrz�kn��, staraj�c si� nada� swemu g�osowi pozory �mia-
�o�ci.
� Dzie� dobry, panie Shelby � powiedzia�. � Jeste�my detekty-
wami i przychodzimy z polecenia pa�skiego s�siada, pana Allena. Czy
mo�emy wej�� do �rodka?
Odpowiedzia�a mu g�ucha cisza. A potem wszyscy trzej us�yszeli odg�os
dalekiego, ledwie s�yszalnego trzepotu skrzyde�. Wydawa� si� przybli�a�
i rozlega� si� coraz wyra�niej. Dochodzi� z g�rnych partii ponurego wn�trza
domu. Nagle poczuli, �e krew krzepnie im w �y�ach. Ujrzeli jaki� wie�k
ciemny kszta�t szybuj�cy z przera�liwym �wistem w ich kierunku.
Ostro pikuj�c, sp�yn�� na nich z g�ry wielki, czarny, przypominaj�cy
jastrz�bia ptak, z gro�nie rozczapierzonymi szponami, zakrzywionym, spi-
czastym dziobem i dzikimi b�yskami w oczach!...
Rozdzia� 4
Niesamowita d�o�
� Schylcie si�! � krzykn�� Pete.
Ch�opcy niemal przykleili si� do pod�ogi.
Skrzecz�cy ptak opad� w ich kierunku, gro�nie zginaj�c wielkie szpony.
W ko�cu zawisn�� o kilkana�cie centymetr�w nad ich g�owami. Ku wiel-
kiemu zdziwieniu ca�ej tr�jki, znieruchomia� w tym po�o�eniu.
Ostre skrzeczenie ucich�o.
Jupiter zas�oni� d�o�mi oczy, a potem ostro�nie zerkn�� przez szczelin�
mi�dzy palcami. Usiad�. Maluj�cy si� na jego twarzy strach ust�pi� miejsca
przygn�bieniu.
� Nie p�kajcie, ch�opaki � powiedzia�. � To nie jest prawdziwy
ptak.
� Co takiego? � krzykn�� Pete, unosz�c z niedowierzaniem g�ow�.
Bob poszed� za jego przyk�adem.
Zawieszony na cienkim miedzianym drucie czarny ptak ko�ysa� si�
bezsilnie, gapi�c si� na nich pozbawionymi wyrazu, ��tawymi oczami.
� To zwyk�a zabawka � powiedzia� Jupiter. Wyci�gn�� r�k� i do-
tkn�� ptaka. � Zrobiona zdaje si� z plastyku i drucianej siatki dla kurcza-
k�w!
� O, kurcz�! � st�kn�� z rozgoryczeniem Pete.
Z mrocznego wn�trza domu doszed� ich szale�czy, upiorny �miech.
Jednocze�nie nad g�owami ch�opc�w rozb�ys�y �wiat�a.
W pewnym oddaleniu zobaczyli wysokiego, szczup�ego m�czyzn�
w ciemnym kombinezonie. Mia� kr�tko obci�te, miedzianorude w�osy.
� Witajcie w Zamku Tajemnic � powiedzia� m�czyzna g��bokim,
grobowym g�osem.
A potem przykucn��, najzupe�niej dos�ownie zwijaj�c si� ze �miechu.
W ko�cu z jego gard�a zacz�y dobywa� si� nerwowe spazmy, przypomina-
j�ce kaszel.
� Nie ulega w�tpliwo�ci, �e facet ma fantastyczne poczucie humoru
� mrukn�� Pete.
Wysoki rudzielec powoli wyprostowa� si�. W jego wilgotnych od �ez
oczach ta�czy�y weso�e iskierki.
26
� Arthur Shelby, do us�ug. Mo�e lepiej zabior� tego ptaka, zanim was
podziobie.
Ch�opcy zacz�li si� niezdarnie podnosi� z pod�ogi. M�czyzna pod-
szed� do ptaka i odczepi� przytrzymuj�ce go druciki. Jupiter podni�s� oczy
do sufitu i u�miechn�� si�.
� Ten ptaszek je�dzi po linkach, poprowadzonych pod sufitem �
powiedzia�. � Ca�kiem jak elektryczna kolejka linowa.
Bob i Pete przeci�gn�li wzrokiem po widocznych na tle powa�y prze-
wodach.
� Co do mnie, to wol� elektryczne kolejki � stwierdzi� Pete. �
Przynajmniej si� ich nie boj�.
Pan Shelby u�miechn�� si� szeroko.
� Dali�cie si� nabra�, no nie? Przepraszam was za ten �arcik. Ale
takie zwariowane konstrukcje to moja specjalno��, l hobby. � Przy os-
tatnich s�owach obr�ci� si� troch�, wskazuj�c pok�j za swymi plecami.
Oczom ch�opc�w ukaza� si� du�y warsztat, zape�niony narz�dziami i r�ne-
go rodzaju materia�ami.
Pan Shelby postawi� ptaka na stole przystosowanym do hobbystycz-
nych rob�t.
� Co was tu sprowadza? � zapyta� normalnym ju�, lekko tylko
ochryp�ym g�osem.
Jupiter wr�czy� mu firmow� wizyt�wk�.
� To mo�e wyja�ni cel naszej wizyty � powiedzia�. � Lubimy wy-
ja�nia� r�ne tajemnice.
Pan Shelby obejrza� kart�, nie komentuj�c jednak widocznych na niej
znak�w zapytania. Potem zwr�ci� j� z u�miechem.
� Przypuszczam, �e tajemnice to nic innego, jak zaginione w okolicy
pieski. Zgadza si�?
� Kiedy poznamy wszystkie fakty zwi�zane z t� spraw� � powie-
dzia� z namys�em Jupiter � mo�e si� okaza�, �e chodzi o jedn� tylko
tajemnic�. Pr�bujemy pom�c panu Allenowi w odnalezieniu jego irlandzkie-
go setera. Ale mam wra�enie, �e to znikni�cie ma jaki� zwi�zek z zagini�-
ciem wszystkich pozosta�ych ps�w w tym mie�cie.
� Mo�liwe � stwierdzi� pan Shelby. � Nie utrzymuj� zbyt bliskich
kontakt�w z s�siadami, ale s�ysza�em o tym w wiadomo�ciach. Allen ostat-
nio gdzie� wyje�d�a� i o jego powrocie dowiedzia�em si� dopiero wtedy, gdy
dosz�a mnie wiadomo�� o tym, �e zagin�� tak�e jego Korsarz. Mam nadzie-
j�, �e zdo�acie go odnale��.
27
� Takie jest nasze zadanie � odpar� Jupiter. � Mo�e jednak b�d�
nam potrzebne jakie� informacje. Pomy�la�em, �e mog�yby nam pom�c
rozmowy z s�siadami pana Allena. Przed chwil� byli�my u pana Cartera,
po drugiej stronie ulicy. Czy pan go zna?
Arthur Shelby u�miechn�� si�.
� Kt� by go nie zna�? Ja zwracam uwag� rudymi w�osami, za to pan
Carter znany jest ze swojej gniewliwo�ci. Przypuszczam, �e pokaza� wam
t� wielk� strzelb�?
Jupiter wzruszy� ramionami.
� Pr�bowa� odstraszy� nas od siebie. Kiedy celowa� do nas, strzelba
by�a na szcz�cie zabezpieczona. Powiedzia� nam, �e okoliczne psy
ustawicznie naruszaj� teren jego posesji. Da� nam do zrozumienia, �e ich
nienawidzi.
Pan Shelby u�miechn�� si� szeroko.
� Carter nienawidzi wszystkiego i wszystkich.
� Pan te� straszy ludzi, tyle �e ca�kiem inaczej � odezwa� si� nagle
Pete. � Po co w�a�ciwie zainstalowa� pan ko�o domu wszystkie te sprytne
urz�dzenia?
Rudow�osy m�czyzna spojrza� na niego z rozbawieniem.
� By�em zdumiony, kiedy zobaczy�em was przed drzwiami mego
domu. Nie mam nic przeciwko innym ludziom, nienawidz� tylko tego
ich naprzykrzania si�. Wymy�li�em wi�c par� rzeczy, �eby trzyma�
z daleka wszystkich nudziarzy i domokr��c�w. Wy te� si� przestraszyli�-
cie, co?
� Sam pan wie najlepiej � mrukn�� Pete.
Shelby roze�mia� si� znowu.
� Z wykszta�cenia jestem in�ynierem. A z zami�owania wynalazc�-
-amatorem. Znajduj� przyjemno�� w instalowaniu takich urz�dzonek. Ale
nikomu nie robi� one n