11498
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 11498 |
Rozszerzenie: |
11498 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 11498 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 11498 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
11498 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Edward G. Robles, jr. Jasne?
Była taka piosenka, parę lat temu. No, nie pamiętam tytułu. Phil Harris
ją śpiewał, o takim czymś, czego za skarby świata nie można się pozbyć, a
takie jest obrzydliwe, że robi z człowieka wyrzutka społeczeństwa. Nigdy
nie przypuszczałem, że się na coś takiego natknę. Brudas to znalazł.
Nie popędzać mnie. Sam opowiem.
My jesteśmy włóczykije - kapewu? Włóczykije to jest całkiem inna rasa,
niż się każdemu wydaje. Niektórzy już się pomału nauczyli, że tak:
włóczykij, to jest taki co porobi, porobi i idzie dalej; łazik, dla
odmiany pokręci się, pokręci, i idzie dalej; za to włóczęga będzie się
kręcił stale w jednym miejscu. Ale i tak zawsze się znajdzie zakuta pała,
która o nas mówi włóczędzy.
My jesteśmy arystokracja, tak jest, panie, panowie. Gdyby nie my, nie
mielibyście ani połowy tych luksusów, co je macie. A, nie chce wam się
wierzyć - to pogadajcie z fachowcami. Fachowiec wie, że bez robotników
sezonowych większość plonów zostałaby na polu. A że się czasem górnolotnie
wyrażę, to nie moja wina. Jak człowiek przestaje z Profesorem, z miejsca
mu się język wygładza, chce czy nie chce.
Było nas czterech, no nie? Prowadzaliśmy się razem tak długo, że już mi
się nawet nie chce liczyć. Był tak: Profesor, Brudas, Torbacz i Eddie.
Eddie to ja. Z przydomkami to jest ciekawa rzecz. Weźmy takiego Profesora:
Profesor naprawdę był kiedyś profesorem, póki nie zaczął dawać w szyję. No
i pożegnał się z robotą, z domem, z rodziną, i z dobrą opinią na dodatek.
Któregoś ranka budzi się na Skid Row, bez złamanego centa w dżinsach,
za to z piramidalnym kacem. I dojrzewa do podjęcia decyzji. Albo zrobić z
siebie człowieka, albo odwalić kitę. Wtedy akurat odwalenie kity wydawało
się najprostszym wyjściem, ale na skok z mostu to Profesor był za duży
cykor, no więc zamiast skakać wyszedł na Drogę.
Jak już się pozbył trzęsionki - a trzęsło go nieźle - powiedział sobie,
że jakby tak, już nigdy w życiu nie wziął kieliszka do ust, to na pewno
byłoby z korzyścią dla niego. No i nie wziął kieliszka do ust, to na pewno
jakaś godność, i gadać umiał pierwsza klasa, więc żeśmy się spiknęli przy
żniwach w Południowej Dakocie. Stawaliśmy gdzie tylko trafiała się robota,
a kiedyśmy się załapali na brzoskwinie w Kalifornii, dołączyli do nas
Torbacz i Brudas.
Torbacz miał ksywę od tego, że nigdy nie nosił butów. Upierał się, że
jak owinąć stopy i łydki parcianymi torbami, ma się taki sam pożytek jak z
butów, plus większą swobodę, a na dodatek nic to nie kosztuje. Ponieważ na
ogół kupowaliśmy buty u śmieciarzy, po pięćdziesiąt centów para, można
powiedzieć, że w tym miejscu Torbacz trochę naciągał, ale takie jest prawo
Drogi. Nie właź drugiemu na odciski, to i on tobie nie wlezie.
No to teraz zagadka: dlaczego Brudas nazywał się Brudas. Otóż to
właśnie. Nie kąpał się od czterdziestego szóstego, kiedy go wypuścili z
wojska, i miał przeczucie, że już nigdy w życiu nie wejdzie do wody. Ale
robotnik był z niego świetny, więc nikt z Brudasem nie zaczynał. Kurdupel,
jak pięć minut na małym zegarku. A na dodatek cichy.
A, no tak. Ciekawi was, czemu ja się znalazłem na Drodze. Tak się
składa, że lubię zarost. A wąsy nie są w modzie, chyba, że człowiek jest,
dajmy na to, artystą - a ja nie jestem. Krótko mówiąc: dezaprobata
społeczeństwa. Nie byłem dość twardy, żeby ją olewać, no to podałem tyły.
Na Drodze wszystko ujdzie, więc i moja broda po pas też.
Taka broda to przyjemna rzecz. Gdy się ją gładzi, gdy jedwabiście
przemyka między palcami, budzi to szczególny dreszczyk emocji. A poza tym,
brodę trzeba czesać, pilnować, żeby się nie pozlepiała, nie zmierzwiła,
nie skołtuniła, co tak skutecznie zabija wszelki wolny czas, że sam diabeł
nie wykrzesałby już i pięciu minut na inną robotę. Moim zdaniem upadek
ludzkości zaczął się od żyletki. I założę się, że zdanie to podziela kupa
ludzi.
Pokażcie mi jednego faceta, który by raz na jakiś czas nie zapuścił
sobie brody, chociaż na parę dni - będzie to facet, który bardziej się
liczy z naciskiem opinii społecznej, niż z własną wygodą. I jeszcze
pokażcie mi takiego, co twierdzi, że lubi się golić - albo łże, albo chce
oberwać po ryju.
Tyle by było o nas. Opowiadam dalej. Szczerze mówiąc, gdyby nie to, że
Profesor był pod ręką, pewnie byśmy się porżnęli z powodu tego Czegoś, a
już w najlepszym razie nasza mała grupka rozpadłaby się jak amen w
pacierzu, bo każdy był za głupi, żeby to rozpracować.
Brudas ma smykałkę do handlu jak mało kto. Bystrym okiem bez przerwy
strzela za czymś, co by się dało upłynnić, niechby i za pięć centów.
Któregoś wieczoru siedzimy sobie w lesie niedaleko Sacramento, kombinując
czy lepiej iść na północ i nająć się do winobrania, czy na południe, i
nająć się do winobrania. W Kalifornii winnic jest zatrzęsienie i nieźle
płacą.
Brudas jak zwykle penetruje okolicę i po niedługim czasie wraca do
obozu z tym Czymś w łapie. Trzyma to Coś jakby parzyło, ale wyraźnie się
cieszy, że znalazł, bo ma nadzieję na handel. Podchodzi do mnie i mówi:
- Ty, Eddie, co mi za to dasz?
- Zabieraj to w cholerę, ale już! ja na to. - Bo kopa w dupę zarobisz!
Brudas się zdziwił jak nie wiem co. - No coś ty - mówi. - Myślałem. że ci
się przyda.
Staję na równe nogi. Mówię do niego cicho, powoli, bo może jednak
żartował.
- Słuchaj no, Brudas. Miałeś dość czasu, żeby się pokapować, że mnie
się moja broda podoba. Zjeżdżaj, ale to już!
Brudas odkręca się na pięcie, jakby naprawdę zarobił kopa, i rusza do
Profesora. Na moje rozeznanie, to Coś może się przydać Profesorowi, więc
nadstawiam ucha. Prof robi taką minę, jakby mu kto dawał żywego
grzechotnika.
- Nie, - nie, serdeczne dzięki. Postanowiłem, że nigdy więcej tego nie
tknę. Nie gniewasz się, mam nadzieję?
Brudas coś nie wygląda na szczęśliwego, właściwie jest już całkiem
nieszczęśliwy, ale jeszcze raz próbuje.
- Ty, Torbacz, ile mi dasz za... Torbacz nie daje mu skończyć. Słucham,
co wrzeszczy, tylko jednym uchem, ale nagle aż wstaję ze zdziwienie, jakby
mnie kto ukłuł szpilką. Torbacz mówi
- A po cholerę mi lewy but? Dobrze wiesz, że nie noszę butów. Brudas
patrzy na to Coś, co trzyma w ręku, a my z Profem podchodzimy bliżej.
Profesor przygląda się temu Czemuś z dużą uwagą, a potem mówi:
- Popatrz na to Coś, Brudasie, i powiedz nam, co widzisz.
- Kostkę mydła, nieużywana, a bo co? Ja tam mydła nie używam, ale wam
się może przydać. O co te afery?
- Mydła? - powtarzam, - Coś ci się musiało porobić z oczami, bidulo.
Jakżeś mi przyniósł tę brzytwę, myślałem, że ci szajba odbiła. Ale teraz
już wiem, co jest.
Profesor mi przerywa. Czegoś mocno przejęty.
- Chwileczkę, Eddie. Mnie to wygląda na niewątpliwą ćwiartkę Old
Harvestera, i to stuprocentowego. Mój ulubiony gatunek, zanim jeszcze
zostałem abstynentem. Dla Brudasa to jest mydło. Tobie wygląda na brzytew,
a Torbaczowi przypomina but. I co wy na to?
- Ja na to, że wszyscy mamy halucynacje - mówię zły.
- No właśnie. Brudasie, czy w miejscu, gdzie to znalazłeś, były jakieś
inne przedmioty?
- Tylko jakaś szmelcowata blaszanka. - Pokaż ją nam.
No i ruszamy we czterech na przełaj przez pole, podejrzany eksponat
leży, gdzie miał leżeć. Z osiemnaście-dwadzieścia stóp średnicy, dwie
stopy grubości. Mało się nie wygłupiłem:. w ostatniej chwili pohamowałem
wrzask na widok sześciu brzytew gramolących się na zewnątrz przez boczny
otwór.
Profesor gwizdnął
- Łapcie je, chłopaki. Przydadzą się nam.
Torbacz poświęca jedna torbę i łapiemy piętnaście nikomu na nic
niezdatnych przedmiotów. Wracamy do lasu i Profesor wygłasza wykład.
- Wyobraźcie sobie, koledzy, że jesteście istotami z innej planety,
które pragną opanować Ziemię. Co więcej, wyobraźcie sobie, że jesteście
stosunkowo mali i stosunkowo bezbronni. Na koniec, żeby już nie przemęczać
wyobraźni, spróbujcie się znaleźć w roli czynnego telepaty, który nie
tylko ma zdolność czytania cudzych myśli, ale potrafi ponadto kreować
wrażenia wzrokowe i dotykowe. Jaka obralibyście metodę działania?
Coś mi zaczęło świtać, ale pary z gęby nie puszczam.
Profesor mówił dalej.
- Mając takie zdolności, nadalibyście sobie wygląd rzeczy wyjątkowo
bezużytecznych. Dla Brudasa wyglądalibyście jak mydło, którego Brudas
nigdy nie używa. Dla Torbacza wyglądalibyście jak but, gdyż niechęć do
butów jest silnie zakorzeniona w jego umyśle. Dla Eddiego, który się
szczyci swą brodą, przybralibyście postać brzytwy, dla mnie zaś - butelki
czegoś mocniejszego, gdyż z duszy serca nie znoszę efektów alkoholu.
Innymi słowy, przybralibyście postać gwarantującą, że nikt was na pewno
nie podniesie z ziemi, chyba że trafi się ktoś taki, jak Brudas, kto by w
was dos6rzegł obiekt handlu, a nie prywatnego użytku. Niewykluczone,
Brudasie, że zbawiłeś Świat.
I to by było na tyle. Dalej jesteśmy na Drodze, z tym, że teraz jako
Komisja do Badania Inwazji Pozaziemskiej. Taka nazwę nadał nam Kongres,
kiedy przesłaliśmy mu dane.
Tak się ma sprawa, z którą przychodzimy, szanowny panie przewodniczący
Rady Miejskiej. Czy obywatele pańskiego miasta nie natknęli się ostatnio
na coś, co nikomu do niczego nie jest potrzebne? Jeśli tak, chcielibyśmy
rzucić na to okiem.
przekład : Jolanta Kozak
powrót